6331

Szczegóły
Tytuł 6331
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6331 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6331 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6331 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ursula K. Le Guin Opowie�� �ony By� dobrym m�em, dobrym ojcem. Nie rozumiem tego. Nie wierz�. To si� nie mog�o zdarzy�. Widzia�am, jak to si� sta�o, ale to nieprawda. Niemo�liwe. By� zawsze �agodny. Gdyby�cie go widzieli, jak si� bawi� z dzie�mi, ka�dy, kto by go widzia� z dzie�mi, wiedzia�by, �e nie ma w nim ani �ladu z�a, �e jest dobry do szpiku ko�ci. Kiedy go po raz pierwszy spotka�am, mieszka� jeszcze u matki, tam, nad jeziorem Spring Lake, i nieraz widywa�am ich razem, matk� i syn�w i my�l�, �e warto si� zaznajomi� z ka�dym, kto jest tak mi�y dla swojej rodziny jak on. A potem zdarzy�o si�, �e chodzi�am po lesie i spotka�am go, kiedy wraca� sam z polowania. Niczego nie upolowa�, nawet myszy, ale go to wcale nie zmartwi�o. Po prostu dokazywa�, ciesz�c si� rannym powietrzem. To jedna z rzeczy, kt�re od razu w nim polubi�am. Nie przejmowa� si�, nie zrz�dzi� i nie skamla�, kiedy co� mu si� nie udawa�o. Zacz�li�my wi�c wtedy rozmawia�. I chyba wszystko si� dobrze potoczy�o, bo wkr�tce ju� sp�dza� u mnie prawie ca�y czas. A moja siostra powiedzia�a - bo widzicie, moi rodzice wyprowadzili si� ubieg�ego roku na po�udnie, zostawiaj�c nam rodzinne gniazdo - wi�c moja siostra powiedzia�a, niby drocz�c si�, ale powa�nie: - No c�, je�eli on ma zamiar tu bywa� ca�y dzie� i p� nocy, to dla mnie ju� chyba nie b�dzie miejsca! I wyprowadzi�a si� kawa�ek dalej. Zawsze by�y�my sobie naprawd� bliskie, ona i ja. Takie rzeczy nigdy si� nie zmieniaj�. Nie przetrwa�abym tego nieszcz�snego okresu, gdyby nie moja siostrzyczka. No wi�c mieszka� tu. Mog� tylko powiedzie�, �e by� to szcz�liwy rok w moim �yciu. On by� dla mnie po prostu dobry. Ci�ko pracowa�, nie leni� si�, a w dodatku by� taki du�y i przystojny. Wszystkim imponowa�, wiecie, mimo jego m�odego wieku. Nocne spotkania w lesie; coraz cz�ciej kazali mu i prowadzi� �piew. Mia� taki pi�kny g�os i zaczyna� dono�nie, a inni przy��czali si� do niego niskimi i wysokimi g�osami. Dreszcz mnie przechodzi, kiedy teraz o tym pomy�l�, jak to s�ysza�am nocami, kiedy zostawa�am w domu, nie sz�am na spotkanie, bo dzieci by�y jeszcze malutkie - ten �piew wzbijaj�cy si� w g�r� poprzez drzewa i �wiat�o ksi�yca, letnie noce i ksi�yc w pe�ni. Nie us�ysz� ju� nic r�wnie pi�knego. Ju� nigdy nie zaznam takiej rado�ci. M�wi�, �e to z powodu ksi�yca. To wina ksi�yca, i krwi. Mia� to we krwi jego ojciec. Nigdy nie zna�am jego ojca i teraz si� zastanawiam, co si� z nim sta�o. Pochodzi� a� z okolic Whitewater i nie mia� tu krewnych. Zawsze my�la�am, �e tam wr�ci, ale teraz ju� nie wiem. Co� si� o nim m�wi�o, jakie� pog�oski, opowie�ci, kt�re zacz�y kr��y�, kiedy to si� sta�o z moim m�em. To si� ma we krwi, m�wi�, i mo�e si� nigdy nie ujawni�, ale je�li ju�, to pod wp�ywem zmiany ksi�yca. Zdarza si� to zawsze na nowiu. Kiedy wszyscy s� w domu i �pi�. Takiego, kt�ry ma przekle�stwo we krwi, co� nachodzi, m�wi�, i on wstaje, bo nie mo�e spa�, i wybiega w rozjarzone s�o�ce, i wyrusza zupe�nie sam - �eby znale�� takich jak on. Mo�e to i prawda, bo m�j m�� tak robi�. Podnosi�am si� i pyta�am: - Gdzie idziesz? A on odpowiada�: - Och, na polowanie. Wr�c� wieczorem. I by�o to do niego niepodobne, nawet g�os mia� inny. Ale by�am taka �pi�ca, nie chcia�am budzi� dzieci, a on taki dobry i odpowiedzialny, nie do mnie nale�a�o pyta� go "dlaczego?" i "dok�d?" i takie inne. Wi�c zdarzy�o si� tak mo�e trzy albo cztery razy. Wraca� p�no, zm�czony i niemal�e z�y jak na kogo� tak �agodnego -nie chcia� nic m�wi�. S�dzi�am, �e ka�dy musi si� od czasu do czasu wypu�ci�, a gderanie nigdy nic nie pomog�o. Ale naprawd� zacz�am si� martwi�. Nie tyle, �e szed�, ile, �e wraca� taki zm�czony i obcy. Nawet pachnia� dziwnie. W�osy mi si� od tego je�y�y. Nie mog�am wytrzyma� i powiedzia�am: - Czym ci� tak czu�? Ca�y pachniesz! A on odpowiedzia�: - Nie wiem - wr�cz opryskliwie i uda�, �e �pi. Ale zszed� na d�, kiedy my�la�, �e nie widz�, i my� si� i my�. Ale te zapachy zosta�y w jego w�osach i naszym pos�aniu przez wiele dni. A potem ta okropno��. Trudno mi o tym m�wi�. Chce mi si� p�aka�, kiedy musz� sobie o tym przypomnie�. Nasza najm�odsza, male�stwo, moje szczeni�tko, odwr�ci�o si� od swego ojca. Z dnia na dzie�. Wszed�, a ona si� nagle zl�k�a i zesztywnia�a z szeroko roztwartymi oczyma, a potem rozp�aka�a si� i pr�bowa�a schowa� za mnie. Nie bardzo jeszcze m�wi�a, ale powtarza�a w k�ko: - Niech to sobie idzie! Ten wyraz jego oczu, przez moment, kiedy to us�ysza�. Nie chc� tego pami�ta�. Nie mog� zapomnie�. Wyrazu jego oczu, patrz�cych na w�asne dziecko. Powiedzia�am do ma�ej: - Wstyd� si�, co w ciebie wst�pi�o! - karc�co, ale jednocze�nie tuli�am j� do siebie, bo te� si� przestraszy�am. A� si� trz�s�am ze strachu. Odwr�ci� wtedy wzrok i powiedzia� co� jakby: - Co� jej si� przy�ni�o - i tym zby� spraw�. Albo stara� si� zby�. Ja te�. I naprawd� by�am w�ciek�a na ma��, kiedy nadal przera�a� j� �miertelnie widok w�asnego taty. Ale nie mog�a nic na to poradzi�, a ja nie mia�am na to wp�ywu. Trzyma� si� z dala przez ca�y ten dzie�. Bo chyba ju� wiedzia�. W�a�nie zaczyna� si� n�w. Wewn�trz by�o gor�co i ciasno, i ciemno, i wszyscy ju� spali�my jaki� czas, kiedy co� mnie zbudzi�o. Nie by�o go przy mnie. Kiedy si� ws�ucha�am, dobieg� mnie lekki ruch w przej�ciu. Wsta�am, bo d�u�ej nie mog�am ju� tego znie��. Wesz�am w korytarz; by�o w nim jasno od mocnego �wiat�a s�onecznego wpadaj�cego przez otw�r. I zobaczy�am go stoj�cego na zewn�trz tu� przy wej�ciu, w wysokiej trawie. G�ow� mia� zwieszon�. Usiad�, jakby znu�ony, i spojrza� na swoje nogi. Tkwi�am bez ruchu wewn�trz i bacznie przygl�da�am si� - sama nie wiem, dlaczego. I zobaczy�am to, co on zobaczy�. Przemian�. Najpierw zasz�a w stopach. Wyd�u�a�y si�, ka�da stopa robi�a si� d�u�sza, wyci�ga�a si�, palce si� wyci�gn�y, stopa wyd�u�a�a si� coraz bardziej, mi�sista i bia�a. I ju� nie by�o na nich w�os�w. W�osy zacz�y mu znika� na ca�ym ciele. Jakby si� spieka�y na s�o�cu i ju� ich nie by�o. A� ca�y zrobi� si� bia�y, jak sk�ra na robaku. I odwr�ci� twarz. Zmienia�a mu si� w oczach. Coraz bardziej i bardziej p�aska, usta robi�y si� te� p�askie i szerokie, z�by szczerzy�y si�, p�askie i t�pe, a nos by� ju� tylko mi�sist� naro�l� z dziurkami nozdrzy, uszu nie mia�, oczy zrobi�y si� niebieskie - niebieskie w bia�ych obw�dkach - i wytrzeszcza�y si� na mnie z tej p�askiej, rozmi�k�ej, bia�ej twarzy. Stan�� na dw�ch nogach. Widzia�am go, nie mog�am go nie widzie�, mojego ukochanego, mi�ego, zmienionego w t� nienawistn� posta�. Nie mog�am si� ruszy�, ale kiedy tak kuli�am si� w przej�ciu patrz�c w dzie�, dr�a�am i trz�s�am si� od warczenia, kt�re nagle wybuch�o w ob��dne, straszne wycie. Wycie �alu i wycie przera�enia i wycie jak zew. Inni te� je us�yszeli, nawet przez sen i obudzili si�. A to patrzy�o i rozgl�da�o si� badawczo, to, w co si� przeobrazi� m�j m��, i przybli�y�o twarz do wej�cia naszego domu. Mnie ci�gle unieruchamia� �miertelny strach, ale za mn� dzieci si� obudzi�y i male�stwo skomla�o. Wtedy obudzi� si� we mnie gniew matki, zawarcza�am i poczo�ga�am si� do przodu. To co� ludzkiego rozejrza�o si�. Nie mia�o strzelby, jak ci z ludzkich siedzib. Ale podnios�o le��c� na ziemi grub� ga��� d�ug�, bia�� stop� i wepchn�o jej koniec do naszego domu, mierz�c we mnie. Zmia�d�y�am jej koniec w z�bach i zacz�am pcha� si� do wyj�cia, bo wiedzia�am, �e cz�owiek zabije nasze dzieci, je�eli mu si� uda. Ale moja siostra ju� by�a blisko. Widzia�am, jak biegnie na cz�owieka z opuszczon� g�ow� i zje�on� grzyw� na karku, z oczyma �wiec�cymi ��to jak zimowe s�o�ce. Odwr�ci� si� ku niej i zamachn�� si� ga��zi�. Ale ja wypad�am z wyj�cia, oszala�a z matczynego gniewu, a wszyscy inni te� biegli ju� w odpowiedzi na moje wo�anie, zbiera�o si� ca�e stado w tym upale i w jarz�cym si� blasku po�udniowego s�o�ca. Cz�owiek spojrza� po nas, przera�liwie krzykn�� i machn�� ga��zi�, kt�r� trzyma�. A potem zerwa� si� i pobieg� w d� po zboczu, kieruj�c si� na uprz�tni�te pola. Bieg� na dw�ch nogach, skacz�c i wymachuj�c, a my za nim. By�am ostatnia, bo wci�� jeszcze mi�o�� pow�ci�ga�a we mnie gniew i strach. Bieg�am, kiedy zobaczy�am, jak zwalaj� go z n�g. Z�by mojej siostry wpi�y mu si� w gard�o. Dopad�am ich, kiedy ta istota by�a ju� martwa. Inni cofali si� od zw�ok. Odpycha� ich smak krwi i ten zapach. M�odsi kulili si�, a niekt�rzy p�akali, moja siostra za� pociera�a pysk o przednie �apy, aby pozby� si� tego smaku. Podesz�am blisko, bo my�la�am, �e je�li ta rzecz jest martwa, to i czar, przekle�stwo musia�o si� wyczerpa� i m�j m�� wr�ci - �ywy, czy cho�by martwy, �ebym tylko mog�a go ujrze�, moj� mi�o��, w jego prawdziwej, pi�knej postaci. Ale tam le�a� tylko bia�y i zakrwawiony, nie�ywy cz�owiek. Odst�powali�my od niego coraz dalej i dalej, a� odwr�cili�my si� i pobiegli z powrotem we wzg�rza, z powrotem w lasy cienia i mroku, i b�ogos�awionej ciemno�ci.