6306

Szczegóły
Tytuł 6306
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6306 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6306 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6306 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ks. Jan Pa�yga SAC �AGRY -- ZA "FATIM�" Wst�p I. Dzieci�stwo II. Droga do kap�a�stwa III. Zawirowania IV. Jestem ksi�dzem V. "Ekumena" i Aleksander Riga (Sandr) VI. Praca kap�a�ska na Ukrainie VII. W Tad�ykistanie VIII. W Nowosybirsku IX. Aresztowanie X. W drodze do �agru XI. Pierwsza praca w �agrze XII. Rozmowy z w�adzami �agiernymi XIII. Rozmowy szczeg�lne, tak�e "religijne" XIV. Rozmowy z w�adzami przed aresztowaniem XV. Rozmowy ze wsp�wi�niami i nie tylko XVI. Nowa praca XVII. �ycie religijne w �agrze XVIII. Kontakt ze �wiatem XIX. Zwolnienie XX. Wolno�� XXI. Na wolno�ci XXII. Znowu w Azji XXIII. Osi�gni�cia i pora�ki XXIV. Plany na przysz�o�� Ksi�dz �widnicki w moich oczach Epilog * * * Wst�p "�agry za Fatim�" -- to opowie�� o niezwyk�ym ksi�dzu. Bo ksi�dz J�zef �widnicki, o kt�rym traktuje ta ksi��ka, jest zjawiskiem niezwyk�ym. �y� jako dziecko w czasach wielkich prze�ladowa� w by�ym Zwi�zku Sowieckim. Wie, co to g��d, ci�ka praca dziecka, l�k o matk� (ojciec zmar� z g�odu), kt�ra za kawa�kiem chleba, po zako�czeniu drugiej wojny �wiatowej, wyje�d�a�a na Zachodni� Ukrain�, sk�d wielu ludzi nie wraca�o -- gin�li mordowani przez rabusi�w. Ucz�c si� i pracuj�c w niezwykle ci�kich warunkach, uko�czy� szko�� �redni�. Nigdy nie by� w seminarium duchownym, z wyj�tkiem "trzymiesi�cznego epizodu", z powodu niedopatrzenia w�adz komunistycznych, ale gdy zorientowa�y si�, �e �widnicki jest w seminarium, kaza�y mu je opu�ci�. Przez sze�� lat, co roku sk�ada� podanie o przyj�cie do seminarium, a w�adze sowieckie ci�gle nie wyra�a�y na to zgody. A bez ich zgody nikogo nie mo�na by�o przyj�� na studia seminaryjne. Pracuj�c zawodowo, przygotowywa� si� do egzamin�w z teologii i nie tylko, studiowa� tak�e na politechnice. Poza tym �wietnie nauczy� si� �aciny, p�niej j�zyka niemieckiego. Dzi� m�wi p�ynnie po rosyjsku, ukrai�sku, �otewsku, po polsku i niemiecku. Pi�knie �piewa i nie�le gra na organach. Egzaminy z filozofii i teologii zdawa� w wielkiej tajemnicy. �wi�cenia otrzyma� za por�k� znajomego ksi�dza, a udzieli� mu ich po kryjomu, internowany biskup. A wszystko odby�o si� w taki spos�b, �e p�niej sam ksi�dz J�zef mia� w�tpliwo�ci, czy jego �wi�cenia by�y wa�ne. D�ugo nie m�g� ujawni� si� jako ksi�dz, a gdy ju� do tego dosz�o, inni ksi�a nie chcieli przyj�� do wiadomo�ci, �e on otrzyma� �wi�cenia. W okresie pobytu w Rydze, jeszcze jako m�ody cz�owiek nawi�za� blisk� wsp�prac� ekumeniczn� z baptystami. Po �wi�ceniach, pracuj�c dalej na d�wigu, udziela� si� jako spowiednik na Ukrainie i Bia�orusi. Gdy zel�a�o troch� prze�ladowanie, uda�o mu si� uzyska�, za milcz�c� zgod� Kurii Biskupiej w Rydze, zezwolenie od w�adz �wieckich na prac� w �ytomierzu jako wikary. Po usuni�ciu go z tego miasta, z powodu jego wielkiej aktywno�ci duszpasterskiej rozpocz�� prac� na Syberii, podtrzymuj�c dalej bliskie kontakty z baptystami, co sta�o si� jedn� z przyczyn oskar�enia go o prowadzenie dzia�alno�ci "podpolnej" czyli podziemnej. W tym czasie w ko�ach katolickich, w wielkiej tajemnicy, zacz�to m�wi� o or�dziu Matki Boskiej Fatimskiej, zw�aszcza o tych fragmentach, kt�re dotyczy�y nawr�cenia Rosji. Powielano tak�e i kolportowano tekst "Or�dzia". Na skutki nie trzeba by�o d�ugo czeka�. Bardzo szybko KGB wpad�o na �lad i rozpocz�y si� aresztowania. Jedn� z pierwszych aresztowanych by�a Zofia Bielak z �ytomierza, p�niej Aleksander (Sandr) Riga, w ko�cu ksi�dz �widnicki. Aresztowano go w 1984 roku, za czas�w Czernienki, czyli wtedy, gdy przygotowywa�a si� ju� s�ynna "pierestrojka". Ksi�dzu �widnickiemu grozi�o osiem i p� roku �agr�w. Ale by�y to ju� inne czasy. Prokurator domaga� si� tylko dwu lat �agr�w, ale s�dzia podwy�szy� do trzech. Dzi�ki interwencji organizacji: "Amnestia Mi�dzynarodowa" przesiedzia� tylko dwa i p� roku. Sw�j pobyt w �agrach i panuj�c� tam atmosfer� opisa� w pami�tniku. Dzi�ki niemu, a tak�e dzi�ki rozmowom, jakie przeprowadzi�em z ksi�dzem J�zefem, mog�em przybli�y� czytelnikowi "ducha �agr�w", sytuacj� religijn� na Syberii, a przede wszystkim koleje niezwyk�ego �ycia ksi�dza �widnickiego w okresie przemian w Zwi�zku Radzieckim. B�g w swojej m�dro�ci tak postanowi�, �e ksi�dz J�zef �widnicki wyg�osi� przem�wienie po�wi�cone "Or�dziu Fatimskiemu" w nowo powsta�ym sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej w Dowbyszu, na Ukrainie, w czasie pierwszego wprowadzenia Figury Matki Boskiej Fatimskiej na teren by�ego ZSRR. Aktualnie ksi�dz �widnicki pracuje na Syberii w Omsku. Marzy jednak o tym, by si� sta� w�drownym duszpasterzem, kt�ry dociera�by do najdalszych miejsc, gdzie �yj� katolicy, w tym olbrzymim kraju. Ks. Jan Pa�yga SAC �agry -- za "Fatim�" I. Dzieci�stwo Ksi�e J�zefie, nie by�e� na So��wkach, nie by�e� na Ko�ymie i w innych �agrach, kt�rymi us�any by� ca�y Zwi�zek Radziecki. Nie by�e� w okresie, gdy w nich by�o najci�ej, gdy ludzie marli jak muchy z g�odu, chor�b i wyniszczaj�cej organizm pracy. Niemniej jednak i ciebie nie omin�y prze�ladowania. Tw�j �yciorys, droga do kap�a�stwa, trudno�ci i przeszkody jakie mia�e� do pokonania, a p�niej praca kap�a�ska i �agry -- to wszystko �wietnie ilustruje czasy, w jakich wypad�o ci �y�, a tak�e i to, "�e u Boga nie ma nic niemo�liwego". Przy czym wa�na jest ludzka determinacja, a przede wszystkim �aska Bo�a i prze�wiadczenie, �e powo�anym jest si� przez Boga na Jego wy��czn� s�u�b�. Ciekawe i godne uwagi jest jednak i to, �e �y�e� i pracowa�e� w czasach prze�omu. Odchodzi� w przesz�o��, po �mierci Stalina, okres najgorszych prze�ladowa� i terroru nie tylko wobec duchownych, ale i innych. Odchodzi� powoli, dlatego dopad� jeszcze ciebie, mimo, �e nale�ysz do m�odszego pokolenia ksi�y. To prawda, urodzi�em si� bowiem 25 grudnia 1936 roku, gdy prawie wszyscy ksi�a w by�ym ZSRR siedzieli w �agrach lub zostali wymordowani, a ko�cio�y zburzono lub zamkni�to, ewentualnie zamieniono na magazyny, sale gimnastyczne, czy domy kultury. Gdzie mieszkali rodzice i jak przebiega�o twoje dzieci�stwo? Moje strony rodzinne, to wojew�dztwo winnickie na Podolu, czyli w �rodkowej Ukrainie. Przyszed�em na �wiat w miejscowo�ci Pie�kowka, po�o�onej niedaleko Murafy. W czasie kolektywizacji nasza rodzina zosta�a wyp�dzona z w�asnego mieszkania. Ojciec bowiem nie chcia� i�� do ko�chozu. Sytuacja by�a dramatyczna - nie mieli�my z czego �y�. N�dza i g��d zagl�da�y nam w oczy. W ko�cu ojcu uda�o si� zatrudni� w cegielni, a matka zacz�a pracowa� przy tynkowaniu budynk�w gospodarczych. Z tego okresu zosta�a we mnie wielka mi�o�� do koni. Matka tynkuj�c stajnie, sadza�a mnie do ko�skiego ��obu. Konie obw�chiwa�y mnie, a gdy p�aka�em oblizywa�y moje �zy. Klepa�em ich pyski i ci�gn��em za chrapy. Parska�y, strzyg�y uszami, podnosi�y �by, ale nigdy mnie nie skrzywdzi�y. Nie wiem, czy mnie rozumia�y. Ale zawsze, kiedy matka wsadza�a mnie do ��obu, wita�y r�eniem, a gdy zabiera�a do domu, odwraca�y za mn� swoje ko�skie g�owy. W czasie wojny niemiecko-radzieckiej kiedy Niemcy wkroczyli na Podole, nasza rodzina wr�ci�a do swego mieszkania. Ale po wycofaniu si� Niemc�w, w�adza sowiecka zacz�a nas znowu wyrzuca� z w�asnego domu. Gdy ju� nie by�o innego wyj�cia, rodzice zdecydowali si� przenie�� do miejscowo�ci odleg�ej oko�o o�miu kilometr�w, do rodzinnej miejscowo�ci babci mojej mamy. By� tam kiedy� folwark, a za w�adzy sowieckiej zorganizowano na jego terenie sowchoz. Ziemia tego sowchozu nale�a�a do cukrowni. Hodowano tam byd�o, konie i uprawiano buraki. Nasza rodzina i jeszcze cztery inne, zamieszka�y w dw�ch domach na tzw. Kopalni. Okolica by�a prze�liczna. Niewielkie g�ry wapienne, z kt�rych czerpano materia� na potrzeby cukrowni, pokryte by�y stepow� traw� i r�norodnymi kwiatami, zw�aszcza od po�udniowej strony. W czasie wiosennego kwitnienia wygl�da�y jak olbrzymie kobierce pochylone ku s�o�cu. Mi�dzy pag�rkami ci�gn�y si� jary poro�ni�te krzakami. Pe�no w nich by�o kar�owatych brz�z i innych niewielkich drzew i krzew�w. Ros�y tam te� maliny i je�yny, a latem by�o zatrz�sienie poziomek. Na otwartej przestrzeni hasa�y zaj�ce. A zza krzak�w, zw�aszcza rankami i wieczorami, na �owy wyrusza�y lisy. Brzegi p�yn�cej w pobli�u rzeki Murafy -- dop�ywu Dniestru, poro�ni�te by�y szuwarami i burzanami, w kt�rych roi�o si� od b�otnego ptactwa, i nie tylko. W rzece by�o du�o ryb, kt�re pod wiecz�r pluska�y wyskakuj�c nad lustro wody, by �owi� wa�ki i komary. Czy po dawnym folwarku nie pozosta�o �adnych �lad�w? Owszem, by�y ruiny pa�acu oraz piwnice i lochy, kt�re wabi�y nas swymi ciemnymi oczodo�ami i porusza�y nasz� dzieci�c� wyobra�ni�. M�wi�o si� o wielkich skarbach, ukrytych tam przez by�ych w�a�cicieli i o ko�ciotrupach, kt�rych ko�ci jarzy�y si�, gdy kto� wchodzi� do loch�w. Nie brak�o te� opowie�ci o duchach, kt�re strzeg�y tajemnic podziemi. Poza tym pozosta� jeszcze zapuszczony ogr�d, zaro�ni�te aleje i troch� egzotycznych drzew. Od miejsca, na kt�rym sta� nasz dom prowadzi�a do ruin pa�acu d�uga aleja wysadzona bzami, kt�rych kwiaty i zapach w czasie kwitnienia wabi�y nie tylko pszczo�y ale i ludzi. Wzd�u� szerokiej drogi prowadz�cej do zabudowa� sowchozu ros�y wspania�e, wiekowe lipy. W ich dziuplach kawki mia�y gniazda i wychowywa�y m�ode. Ka�dego roku w lipcu przychodzi�o tu du�o ludzi, by zbiera� kwiat lipowy na herbat�. Czy wiesz do kogo nale�a� dawniej folwark i pa�ac? M�wiono, �e do Potockich. By�y te� niedaleko ruiny jakiego� starego zamczyska, do kt�rego prowadzi�a r�wnie� szeroka aleja. Opowiadano, �e kiedy� by�a tam bardzo wysoka wie�a, z kt�rej w pogodne dni mo�na by�o zobaczy� Kij�w. Uwa�am to jednak za legend�. Odleg�o�� bowiem jest zbyt wielka. Czy w�r�d ludzi kr��y�y jakie� wie�ci o dziejach tej ziemi: napadach tatarskich, wojnach kozacko-polskich i innych wydarzeniach historycznych? Tak. Wiele by�o opowie�ci o najazdach i zagonach tatarskich, tysi�cach ludzi wzi�tych w jasyr, a tak�e mordach. Niedaleko od nas by�a wie� Klekotyna. Nazwano j� tak z powodu wielkiej liczby ludzi wymordowanych przez Tatar�w, �e a� -- jak m�wiono -- krew si� gotowa�a i kipia�a. M�wi�o si� r�wnie�, �e Tatarzy, w czasie kiedy ziemie te by�y pod ich panowaniem, za�o�yli Szary Gr�d, kt�ry dzisiaj nazywa si� Szarogrodem. Wiele te� by�o legend i opowie�ci o wojnach Kozak�w z Polakami, ale wydaje mi si�, �e w wi�kszo�ci zaczerpni�to je z powie�ci Henryka Sienkiewicza "Ogniem i Mieczem" i "Pana Wo�odyjowskiego". W rzeczywisto�ci by� to rejon graniczny i, jak wiemy z historii, cz�sto dochodzi�o tam do wi�kszych i mniejszych walk mi�dzy Kozakami a rycerstwem polskim. Czy pami�� o straszliwym g�odzie i milionach ofiar, w okresie, tak zwanego rozku�aczenia, �ywa by�a w�r�d mieszka�c�w tych okolic? Oczywi�cie. Ale ludzie niech�tnie na ten temat m�wili. Bo to by� jeden wielki b�l. Nie by�o prawie nikogo w�r�d mieszka�c�w tej cz�ci Ukrainy, kto nie otar�by si� o �mier� z g�odu. G��d ma to do siebie, �e niszczy nie tylko cia�o ludzkie, ale te� niezwykle g��boko wgryza si� w psychik� i �wiadomo�� cz�owieka oraz pozostawia po sobie pi�tno owych strasznych prze�y�. Poza tym, prawie wszyscy mieszka�cy potracili w tym czasie swoich najbli�szych. Na zawsze te� pozosta�y im w pami�ci szkielety zmar�ych z g�odu dzieci i starszych. Dlatego tym wspomnieniom prawie zawsze towarzyszy�y ci�kie westchnienia i �zy. Zreszt� podobny b�l towarzyszy� ludziom, kiedy wspominali okres niszczenia chutor�w w czasie kolektywizacji. Niezwykle �ywa by�a i ci�gle jest pami�� o zsy�kach na Sybir, deportacjach, s�dach i wi�zieniach oraz s�ynnych nocnych akcjach KGB. Ludzie zawsze mieli �zy w oczach, gdy wspominano aresztowania ksi�y, zamykanie i burzenie ko�cio��w. Zreszt� nasze "Msze �wi�te" bez ksi�dza w ko�ciele, modlitwy na cmentarzach, nie chrzczone dzieci, grzebanie umar�ych bez ksi�dza, m�wi�y o strasznym �wiecie, w jakim �yli�my. Jak si� nazywa�a wie�, w kt�rej zamieszkali�cie? Jak ju� wspomnia�em, tam gdzie zamieszkali�my by�o tylko dwa domy oraz stajnia na 40 koni. To nie by�a wie�, tylko zabudowania gospodarcze sowchozu, a miejsce, gdzie sta�y owe domy nazywano Kopalni�, z pewno�ci� dlatego, �e wydobywano tam wapienny kamie�. Du�a wie� Swoboda, by�a po�o�ona za rzek� w odleg�o�ci oko�o dw�ch kilometr�w od nas. Ze wzg�rza, o kt�rym m�wi�em, wida� by�o pi�kny, barokowy, podominika�ski ko�ci� w Murafie, kt�rego fundatorem by� Potocki. Jak d�ugo mieszkali�cie w tej Kopalni? Cztery lata. Praktycznie tu prze�y�em moje dzieci�stwo. Czym si� zajmowa�e� jako dziecko. Czy mia�e� koleg�w? Na Kopalni w moim wieku by�o tylko dw�ch ch�opc�w i dwie dziewczynki. Najcz�ciej bawili�my si� w chowanego. Poza tym, pas�em krowy i kozy. Chodzili�my te� do ko�cio�a. Mimo, �e nie by�o ksi�dza, �piewano tam polskie pie�ni i "odprawiano" bez ksi�dza Msze �wi�te. Polega�o to na tym, �e wynoszono na o�tarz ornat i msza�, odmawiano modlitwy mszalne oraz czytano S�owo Bo�e i Ewangeli�. Jak� prac� wykonywa� tw�j ojciec? Ojciec by� str�em na fermie. Hodowano tam byki i konie do trzech lat. W 1945 roku przyp�dzono z Niemiec du�o wychud�ych, rocznych byczk�w. Bardzo by�o mi ich �al. Mo�e dlatego zgodzi�em si� zosta� pastuchem. Zwierz�ta te po pewnym czasie, poprawi�y si�, przybra�y na wadze i by�y bardzo pi�kne. Ile mia�e� rodze�stwa? Urodzi�o si� nas siedmioro, ale wy�y�o tylko troje. Dwie siostry i ja. Pozosta�e -- zmar�y w dzieci�stwie. Z tym, �e moja �rednia siostra umar�a ju� b�d�c doros��. By�a chora na serce. Nabawi�a si� tej choroby, pracuj�c przy kopaniu torfu. Kiedy zosta�e� ochrzczony? Ochrzczony zosta�em w wieku siedmiu lat (1943 r.), w ko�ciele parafialnym w Murafie, przez ksi�dza, kt�ry na kr�tko przyjecha� z Polski. Ko�ci� ten stoi do dzi� dnia. U nas bowiem ju� od przesz�o dwudziestu lat nie by�o ksi�dza. Pami�tam, �e wtedy by�a bardzo wielka kolejka do chrztu, chyba ze dwie�cie os�b. Sk�d pochodzi�a twoja rodzina? Wiem na pewno, �e pochodzi�a z Polski. Nie wiem natomiast, kiedy moi przodkowie przybyli na Podole. Mama z domu nazywa�a si� Schabowska. Ojciec mojej matki by� sierot� i pracowa� przy budowie kolei Kij�w -- Odessa. Za zarobione pieni�dze kupi� chutor i o�eni� si�. Po �mierci pierwszej �ony, po kt�rej zosta�o dwoje dzieci, o�eni� si� z moj� babci�, z kt�r� mia� czterna�cioro dzieci, z kt�rych dwoje zmar�o. Moja mama by�a najstarszym dzieckiem z tego drugiego ma��e�stwa. Czy w czasie frontu w 1941, jak i w 1944 roku, kiedy Niemcy si� wycofywali, prze�ywali�cie ci�kie chwile? W chwili inwazji niemieckiej, w 1941 roku w naszych okolicach prawie nie by�o walk. Troch� gorzej by�o w 1944 roku. Zniszczonych wtedy zosta�o sporo budynk�w. Bardzo te� ostrzeliwano nasz dom, ale �aden pocisk w niego nie trafi�. Kiedy weszli krasnoarmiejcy nie mogli si� nadziwi�, �e on si� osta�, chocia� by� celem ostrza�u. Podejrzewano bowiem, �e na jego szczycie siedzieli obserwatorzy niemieccy, kieruj�cy ostrza�em ich artylerii. My siedzieli�my w piwnicy domu i modlili�my si�. Jakie by�y warunki �ycia zaraz po wojnie? Na Podolu -- od 1946 roku do jesieni 1947 roku -- panowa� straszny g��d. Powodem by� nieurodzaj oraz to, �e zabrano ludziom w ramach kontyngentu, czyli planu to, co zebrali z p�l. W tym czasie z g�odu zmar� m�j ojciec i wielu innych mieszka�c�w naszej wsi. My wy�yli�my tylko dzi�ki temu, �e ja i siostra pracowali�my w sowchozie i tam dwa razy dziennie otrzymywali�my troch� jedzenia i sto gram�w chleba. Poza tym, matka �ywi�a nas gotuj�c wyt�oki (wys�odki z burak�w cukrowych), kt�re przywo�ono jako karm� dla byd�a. Na wiosn� mama przyrz�dza�a jedzenie z li�ci drzew i jakiego� zielska. P�niej by�o ju� odrobin� lepiej, zw�aszcza chorej siostrze. Mama bowiem zacz�a je�dzi� na Zachodni� Ukrain�, sk�d przywozi�a troch� m�ki i ziemniak�w. By�a to bardzo niebezpieczna wyprawa. Zawsze gdy wyje�d�a�a, �egnali�my si� z ni�, tak jakby ju� mia�a nie wr�ci�. Ludzie przeje�d�ali na platformach, a bandyci, kiedy nadje�d�a� poci�g, zarzucali sznur na platform�, �ci�gaj�c podr�nych. Ci spadali cz�sto si� zabijaj�c, a wtedy bandyci zabierali ich dobytek. W ten spos�b zgin�o wielu mieszka�c�w naszej wsi. Czy w dzieci�stwie kto� uczy� ci� religii albo przynajmniej m�wi� cokolwiek o Bogu? Kiedy zacz��e� chodzi� do szko�y? Tak, to by�a moja starsza, chora siostra, kt�ra przez trzy lata nie wstawa�a z ��ka. Ona du�o czyta�a ksi��ek religijnych i wiele si� modli�a, zw�aszcza do Matki Boskiej Nieustaj�cej Pomocy, prosz�c o zdrowie. Gdy nikogo nie by�o w domu, wtedy ja zbiera�em w s�siedztwie dzieci i ona w�wczas wiele m�wi�a nam o Bogu, o �wi�tych i r�nych cudach. W 1947 roku, pod koniec lata przyjecha� do nas ksi�dz Wysoki�ski z Winnicy. Przez dwa dni odprawia� Msze �wi�te i spowiada�. Gdy siostra si� u niego wyspowiada�a, wtedy jej powiedzia�, �e b�dzie zdrowa. I rzeczywi�cie siostra zacz�a chodzi�. Poniewa� najstarsza siostra i ja byli�my jedynymi �ywicielami rodziny, dlatego musia�em pracowa�, czyli pa�� byd�o w czasie wiosny, lata i jesieni. Dlatego nie mog�em chodzi� do szko�y. Mia�em ju� dwana�cie lat, a do szko�y nie chodzi�em, tote� siostra uczy�a mnie czyta� i pisa�. Po raz pierwszy poszed�em do szko�y, gdy mia�em trzyna�cie lat, ale poszed�em zaraz do drugiej klasy, bo mama powiedzia�a, �e przerobi�em ju� pierwsz� klas�. Pocz�tkowo by�o mi ci�ko ale szybko nadrobi�em zaleg�o�ci. W tym czasie matka sprzeda�a krow� i kupi�a dom blisko ko�cio�a. A zrobi�a tak dlatego, by uniezale�ni� si� od w�adzy. Urz�dnicy bowiem cz�sto przychodzili do nas i m�wili, �e nie mamy prawa mieszka� w domu, kt�ry zajmowali�my, gdy� u nas nie ma komu pracowa�. A tak naprawd� chodzi�o o to, �ebym ja dalej pas� byd�o i konie, za kt�r� to prac� kto� inny otrzymywa� pieni�dze. A oni m�wili, �e ja pracuj� za mieszkanie. Po roku od kupna mieszkania zmar�a chora siostra. Po �mierci siostry, sytuacja u nas wygl�da�a nast�puj�co: Najstarsza siostra pracowa�a w sowchozie, ja w ci�gu roku chodzi�em do szko�y i dorywczo pracowa�em. W czasie wakacji pas�em byd�o i konie w sowchozie. I tak, ucz�c si� i pracuj�c, uko�czy�em �redni� szko��. By� to rok 1958. W tym czasie, mieszkaj�c blisko ko�cio�a, zacz��em si� bardziej interesowa� �yciem religijnym, chocia� i przedtem ca�a nasza rodzina chodzi�a do ko�cio�a. Lubi�em z ksi��eczki czyta� modlitwy. Czyta� po polsku nauczy�a mnie troch� chora siostra. Niewiele z tego czytania modlitewnika rozumia�em, ale na sw�j spos�b modli�em si�. Najbardziej jednak podoba�o mi si� s�u�enie do Mszy �wi�tej. Oczywi�cie nie by�a to Msza �wi�ta, bo nie by�o ksi�dza, ale jak ju� wspomnia�em, wynoszono na o�tarz ornat, msza� i zapalano �wiece. Ludzie �piewali, modli si�... Kto� odczytywa� Ewangeli�. Tak to wszystko odbywa�o si� w owych czasach. W ten spos�b zosta�em ministrantem w ko�ciele w Murafie. Kiedy po raz pierwszy przyst�pi�e� do spowiedzi? By�o to chyba w 1952 roku. Mia�em wtedy szesna�cie lat. Mama wioz�a swoj� krewn� do szpitala w Winnicy. Wtedy postanowi�em si� wyspowiada� u ksi�dza Wysoki�skiego i z mam� pojecha�em. Do spowiedzi przygotowywa�em si� bardzo starannie i d�ugo. Swoimi grzechami zapisa�em zeszyt. Przed wyjazdem do spowiedzi nie spa�em ca�� noc. Mama zostawi�a mnie w ko�ciele, a z chor� pojecha�a do szpitala. Przepu�ci�em wszystkich stoj�cych w kolejce do spowiedzi i jako ostatni podszed�em do konfesjona�u. Moja spowied� trwa�a nie mniej, nie wi�cej, tylko dwie godziny. O, to by�e� niez�ym grzesznikiem!... To prawda. Robili�my z kolegami wiele r�nych, i ma�o chwalebnych rzeczy, z kt�rych pami�tam tylko to, jak noc� straszyli�my ludzi id�cych szos�. Gdy kto� si� zbli�a�, rzucali�my kamienie na asfalt. Id�cy z krzykiem uciekali do dom�w. Chuligani�em si� tak oko�o roku. Potem troch� si� uspokoi�em, ale w szkole cz�sto si� bi�em. Spowiadaj�c si� ca�y czas my�la�em, �e nie otrzymam rozgrzeszenia i ksi�dz mi powie -- odejd�! W ko�cu, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu spowiednik powiedzia� mi, �e zostan� ksi�dzem. Tej jego wypowiedzi nie potraktowa�em na serio. Nie mia�em jeszcze sko�czonej szko�y. Nic nie wiedzia�em o seminarium duchownym. Gdy o tym powiedzia�em, on spokojnie o�wiadczy�, �e przyjdzie czas i p�jdziesz do seminarium. Wr�ci�em z mam� do Murafy i dalej chodzi�em do szko�y i pas�em byd�o. Kiedy na sta�e przyjecha� do nas ksi�dz Darzycki, by�o to chyba w 1953 roku, wtedy moja religijno�� zacz�a si� pog��bia�. Dot�d wszystko, co robi�em mia�o charakter zewn�trzny. Ale gdy nagrzeszy�em, ba�em si� i�� do ksi�dza Darzyckiego do spowiedzi i je�dzi�em do Winnicy, by wyspowiada� si� u ksi�dza Wysoki�skiego. Po spowiedzi on zawsze m�wi� mi, �e b�d� ksi�dzem. Co si� dzia�o p�niej? Zanim o tym powiem, musz� jeszcze wr�ci� do lat dzieci�cych. By�em bardzo wstydliwy -- nie�mia�y, gdy byli u nas jacy� go�cie, nie chcia�em wej�� do mieszkania. Matka musia�a mnie nieledwie si�� wci�ga� do izby. Kiedy podros�em, ci�gle si� z kim� wojowa�em. Ale najwi�cej awantur by�o z najstarsz� siostr�, co doprowadza�o moj� mam� do rozpaczy. Gdy wyje�d�a�a, to zawsze nas prosi�a: -- Tylko si� nie bijcie. Bi�em si� te� z kolegami. Gdy mia�em osiemna�cie lat bardzo lubi�em �piewa�. Chodzi�em te� po zabawach. Czasem ta�czy�em, mia�em du�o koleg�w i kole�anek. Z tego co opowiedzia�e� wynika, �e by�e� niez�ym gagatkiem. To prawda. Potem jednak przysz�a na mnie jaka� apatia. Koledzy, �piew i zabawy przesta�y mnie interesowa�. Czasem nawet p�aka�em. W tym okresie pojawi�y si� pytania: kim to ja b�d�? Wyobra�a�em sobie, �e zostan� dyrektorem, b�d� mia� wspania�y samoch�d i pi�kn� �on�, �e b�d� �y� na wy�szym szczeblu. Potem, gdy przyjecha� ksi�dz Darzycki, co� si� we mnie prze�ama�o -- odmieni�o. Zacz��em intensywnie zajmowa� si� sprawami wiary. Czyta�em du�o ksi��ek religijnych. Przeczyta�em "O na�ladowaniu Chrystusa". Nast�pi� u mnie jaki� prze�om. Postanowi�em, �e b�d� ksi�dzem lub zakonnikiem. Ksi�dz Darzycki przebywa� w Murafie trzy lata. Nie lubi� mnie jako ministranta i ch�opca. O wiele bardziej ceni� mojego koleg�, tak�e ministranta. To mnie bardzo bola�o. Poza tym, my byli�my jednak biedni. Najbiedniejsi z ca�ej naszej rodziny. Z tego powodu moja matka cz�sto p�aka�a. W dziesi�tej klasie, postanowi�em przez trzydzie�ci dni modli� si� do Matki Bo�ej przed figur�, kt�ra by�a na cmentarzu, by wyprosi� sobie �ask� powo�ania. Wstawa�em o godz. 6.00 rano, by sko�czy� moj� modlitw� na cmentarzu do godziny 7.00, zanim ludzie b�d� szli do pracy. Nie chcia�em bowiem, �eby mnie kto� zauwa�y�. Na cmentarzu siedzia�em w krzakach przed figurk� Matki Bo�ej i �piewa�em godzinki. Ludzie jednak zauwa�yli, �e ja rano wstaj� i chodz� na cmentarz. Powiedzieli o tym mojej matce. Pyta�a, dlaczego to robi�, ale ja si� nie przyzna�em. Zreszt�, nie by�o to nic nadzwyczajnego. Ludzie u nas cz�sto obchodzili cmentarz, modl�c si� za dusze zmar�ych. Taki by� obyczaj. W czerwcu zacz��em �piewa� godzinki do Serca Pana Jezusa. M�wi�em sobie, �e widomym znakiem, i� B�g chce, bym wst�pi� do seminarium b�dzie to, je�eli uda mi si� wyjecha� do Rygi. W Rydze bowiem by�o seminarium. W tym czasie w�adze �wieckie usun�y z Murafy ksi�dza Darzyckiego, a my je�dzili�my do ko�cio�a do �merynki odleg�ej od nas 30 km, gdzie pracowa� ksi�dz Wojciech Olszowski, obecny biskup. Pewnego dnia porozmawia�em z nim o moim zamiarze wst�pienia do seminarium w Rydze. Ksi�dz zapozna� mnie z siostrami honoratkami, kt�re pracowa�y w Rydze. Siostry obieca�y mi pom�c, i rzeczywi�cie pomog�y w wyje�dzie do tego miasta. Gdy nadesz�y wakacje, razem z dwoma kolegami wybra�em si� do Rygi. Czy nie mia�e� przeszk�d ze strony dyrektora szko�y, z powodu twojej pobo�no�ci i chodzenia do ko�cio�a? Dyrektor raz po raz wzywa� mnie do siebie i ruga� z tego powodu. W szkole te� pojawi�y si� moje karykatury. Rysowano moj� podobizn� na kl�czkach ze z�o�onymi r�kami i aureol� nad g�ow�. Gdy ko�czy�em dziesi�t� klas�, dyrektor namawia� mnie, �ebym poszed� do Instytutu Budowlanego w Kijowie, gdzie uczy� si� jego syn. Szybko si� jednak zorientowa�em, �e to nie by�a sprawa jego sympatii do mnie i ch�� pomocy, ale nakaz w�adz politycznych, bym przypadkiem nie wst�pi� do seminarium. Czyli by� to pierwszy sygna�, �e kto� nad tob� "czuwa"... Tak, ale od dzieci�stwa �yj�c w tym systemie, pocz�tkowo nie zdawa�em sobie sprawy z tego, jak byli�my inwigilowani, i czym ta "opieka" odno�nych organ�w mo�e by� dla mnie. Dopiero wtedy dosz�o do mojej �wiadomo�ci, �e moje �ycie "weso�ego" ale i pobo�nego m�odzie�ca by�o kontrolowane. W ko�cu jednak poszed�em do tego instytutu i uczy�em si� tam od wrze�nia do marca 1959 roku. P�niej rzuci�em instytut i wyjecha�em do Rygi. Tam zacz��em pracowa� na kolei. Potem wzi�to mnie do wojska, w kt�rym by�em tylko rok, gdy� matka, jako rencistka, prosi�a o zwolnienie mnie z wojska. Rzeczywi�cie takie zwolnienie otrzyma�em i przyjecha�em do matki. Po odwiedzinach w domu wr�ci�em do Rygi i podj��em prac� na d�wigach w stoczni. Pracowa�em tam przez siedem lat. �agry -- za "Fatim�" II. Droga do kap�a�stwa Czy b�d�c w Rydze, nie usi�owa�e� wst�pi� tam do seminarium duchownego? Oczywi�cie, �e tak. Po roku pobytu w Rydze z�o�y�em podanie o przyj�cie do seminarium. Rektor przyj�� mnie ale w�adze �wieckie nie wyrazi�y na to zgody. W owych czasach takie pozwolenie by�o bezwzgl�dnie potrzebne, by m�ody cz�owiek m�g� rozpocz�� nauk� w seminarium. Czyli by�y to ju� nie tylko "sygna�y opieki", ale pierwsze bariery, by nie powiedzie� p�ta. Co w tej sytuacji postanowi�e� robi�? Odby�em z ksi�dzem rektorem d�ug� rozmow�. Powiedzia�em mu, �e b�d� �piewa� w ch�rze ko�cielnym przy parafii, kt�rej on by� proboszczem i b�d� eksternistycznie zdawa� egzaminy. Ksi�dz rektor powiedzia�, �e to jest absolutnie niemo�liwe. By zosta� ksi�dzem -- m�wi� -- opr�cz wiedzy, potrzebna jest jeszcze formacja, czyli duchowe przygotowanie do kap�a�stwa. Co zrobi�e� po takim jego o�wiadczeniu? Poszed�em do kleryk�w wypo�yczy�em skrypt z �aciny i za p� roku przerobi�em wi�cej materia�u ni� klerycy. Potem poprosi�em ksi�dza rektora, by mnie przeegzaminowa�. On bowiem uczy� �aciny. Egzamin wypad� nadzwyczaj dobrze. Ksi�dz rektor powiedzia� nawet, �e opanowa�em materia� lepiej ni� klerycy. Potem klerycy mi po�yczyli drugi skrypt do egzaminu z Pisma �wi�tego. By�o to "Introductio Generalis in Scriptura Sacra". Egzamin ten trzeba by�o zda� po �acinie. Gdy si� do niego przygotowa�em poszed�em znowu do ksi�dza rektora, by mnie przes�ucha� z tego materia�u. Egzamin ten musia�em powt�rzy�, gdy� m�wi�em troch� po �acinie, a troch� po �otewsku. Do powt�rki tak si� przygotowa�em, �e praktycznie ca�y skrypt umia�em na pami��. W ten spos�b mia�em ju� zdane dwa egzaminy. Trzeci egzamin przygotowa�em z filozofii. By�a to ontologia, logika i krytyka. Na ten egzamin poszed�em do przyjaciela ksi�dza rektora, kt�rego wcze�niej pozna�em. -- Dlaczego chcesz zdawa� te egzaminy -- zapyta� mnie profesor? -- Wie ksi�dz profesor -- m�wi�em -- nie mog� obecnie wst�pi� do seminarium, ale by� mo�e, w przysz�o�ci zaistnieje taka mo�liwo�� i wtedy b�d� ju� mia� kilka egzamin�w zaliczonych. - Ale ja ci nie mog� da� �adnego za�wiadczenia. Wiesz przecie� jakby to si� sko�czy�o dla mnie i dla seminarium, gdyby ono wpad�o w r�ce KGB? Ju� wtedy zdawa�em sobie spraw� z tego, �e grozi�o to zamkni�ciem seminarium i zsy�k� ksi�dza profesora. -- Mnie �adnego za�wiadczenia nie potrzeba -- o�wiadczy�em. Wtedy on przyj�� ode mnie egzamin. Ontologi�, logik� i krytyk�, czyli ca�y materia�. Zda�em go na pi�tk�. Potem chodzi�em kolejno do innych profesor�w i zdawa�em egzaminy. I tak w ci�gu kilku lat pozdawa�em egzaminy ze wszystkich przedmiot�w. Gdzie i kiedy si� uczy�e�? Wstawa�em o godz. 5.00 i uczy�em si� przed p�j�ciem do pracy. Gdy by�a taka mo�liwo��, bra�em ze sob� skrypty na d�wig i w chwilach jakiego� przestoju lub z powodu wichury, kiedy trzeba by�o przerwa� za�adunek uczy�em si� do egzaminu. Kabina mie�ci�a si� na wysoko�ci 17 metr�w nad ziemi�. By�em sam. Nikt nie widzia� ani s�ysza�, co ja robi� i czego si� ucz�. Nikt mi nie przeszkadza�. My�l�, �e wszystko ci tak dobrze sz�o, bo uczy�e� si� tak blisko nieba. Ksi�dz �artuje, ale tak naprawd�, by�o to dobre miejsce na nauk�. By�em sam, nie musia�em z nikim rozmawia� -- by�o cicho. Czy do KGB nie dosz�o, �e ty masz kontakt z seminarium i zdajesz egzaminy? Niestety, kagiebi�ci dowiedzieli si� o tym. Nie bardzo wiem jak� drog�. Prawdopodobnie wygada� si� jaki� kleryk. KGB zacz�o przes�uchiwa� profesor�w, �e przygotowuj� eksternistycznie do �wi�ce� jakiego� Stanis�awa. Profesorowie stanowczo zaprzeczyli, �e nic nie wiedz� o jakim� Stanis�awie. Sk�d si� wzi�� Stanis�aw? Przecie� ty masz na imi� J�zef? Tak i nie. Okaza�o si�, �e KGB mia�o racj�. W dokumentach, jakie mi wystawiono, gdy wyje�d�a�em z domu, pomy�kowo, zamiast J�zef wpisano mi Stanis�aw. Czyli KGB si� nie myli... Niestety, nie. Gdy rozmowy z profesorami niczego nie da�y, oficer KGB przyszed� do mnie, do pracy i powiedzia�, �e musi ze mn� porozmawia�. Czyli przesta�y to by� ju� tylko sygna�y i p�tla zacz�a si� zaciska� wok� ciebie. Rzeczywi�cie tak by�o. Kagiebista zaprosi� mnie do hotelu, gdzie na mnie czeka� jego kolega -- kapitan z KGB, kt�ry na wst�pie mi powiedzia�: -- My wiemy, �e chodzisz do seminarium i zdajesz egzaminy. Zaprzeczy�em, co do egzamin�w ale powiedzia�em, �e owszem chodz� do seminarium, bo tam s� moi koledzy. -- Czy chcia�by� wst�pi� do seminarium? -- zapytali. Odpowiedzia�em twierdz�co. Wtedy oni zaproponowali mi pomoc w dostaniu si� do seminarium pod warunkiem, �e b�d� z nimi wsp�pracowa�. Zdecydowanie odm�wi�em. Jeszcze kilka razy wzywali mnie na takie spotkanie. Pewnego razu trzymali mnie od 14.00 do 19.00 godziny wieczorem. W ko�cu powiedzia�em im, �e ja nie mog� si� z nimi spotyka�, poniewa� mam obowi�zki zawodowe i nie mam czasu. I wtedy dali mi spok�j. Czy nie s�dzisz, �e mimo tej inwigilacji i n�kania oni ju� inaczej, czyli nie tak brutalnie, odnosili si� do ciebie? Istotnie, ma ksi�dz racj�. W tym okresie, a by�y to czasy Czernienki, KGB czuwa�o, ale spos�b "za�atwiania spraw" uleg� wyra�nemu z�agodzeniu. Jednak cel pozosta� ten sam: Nie dopu�ci� do odrodzenia si� religijno�ci w�r�d ludzi. Po roku pracy na d�wigu zdarzy� si� wypadek. Zapali� si� sk�ad bawe�ny, kt�ry by� usytuowany w pobli�u kilku d�wig�w. Id�c do sto��wki razem z kolegami zauwa�yli�my, �e z tego sk�adu wydobywa si� dym. Zacz�li�my krzycze�, �e si� pali. Jaka by�a przyczyna tego po�aru? Sk�ad podpali�a pewna kobieta, kt�ra przewiduj�c zamieszanie, jakie z tego powodu wyniknie, my�la�a �e uda si� jej wej�� na pok�ad jakiego� zagranicznego statku i uciec z �otwy. KGB podejrzewa�o jednak nas, �e to my�my spowodowali ten po�ar. Badali t� spraw� oko�o trzech miesi�cy. W ko�cu win� z�o�yli na mnie. Przes�uchali trzysta os�b, pytaj�c, gdzie ja by�em, co robi�em. Pytali nawet o godziny, w kt�rej wychodzi�em z kabiny d�wigu? Jak d�ugo przebywa�em poza ni�. Potem wezwali mnie do KGB i powiedzieli: -- Przyznaj si�, �e to ty podpali�e�. Wtedy odpowiedzia�em bardzo ostro: -- Ja nie jestem Murzynem i niewolnikiem z nad Missisipi. Je�eli uwa�acie, �e jestem przest�pc�, z powodu tego, �e chc� si� uczy� na ksi�dza, to mnie zastrzelcie. Prosz� bardzo strzelajcie. Po tej mojej reakcji oni zmi�kli i zacz�li m�wi�, �ebym im pom�g� wykry� sprawc� podpalenia. Wtedy powiedzia�em: -- To, co ja mog�em, to zrobi�em. Powiadomi�em z kolegami o po�arze. Wi�cej nie mog�. M�j Bo�e, jakie to by�y czasy i jakich pretekst�w czepia�o si� KGB. Ale, gdyby ci� przes�uchiwano wiele lat wcze�niej, to za tak� odzywk�, co najmniej wybito by ci z�by i po�amano �ebra. Co by�o dalej? Po tych przes�uchaniach przerwa�em studia na dwa lata. Chcia�em, by wszystko ucich�o. Zacz��em znowu je�dzi� z ch�rem po �otwie i Litwie. Chodzi�em te� na wesela i zabawy do �otysz�w, by oddali� podejrzenia. W roku 1966 przyj�to mnie do seminarium. Czy�by przewidywania ksi�dza Wysoki�skiego i twoje spe�ni�y si�, i nasta�y lepsze czasy? Tak i nie. Przyj�to mnie oficjalnie, ale przez pomy�k�. Ten kagiebista, kt�ry si� mn� "opiekowa�" by� na urlopie i w KGB zapomniano o mnie. Gdy on wr�ci� za��dano, bym opu�ci� seminarium. W seminarium by�em od wrze�nia do grudnia 1966 roku. Potem kanclerz kurii, p�niejszy arcybiskup, ksi�dz Jan Pujat powiedzia� mi, �e by� telefon z KGB, i musz� opu�ci� seminarium. I tak si� sko�czy�a moja formacja seminaryjna. Jestem chyba jednym z niewielu ksi�y, a mo�e nawet jedynym, kt�ry by� najkr�cej w seminarium. Czy nadal pracowa�e� na d�wigu w Rydze? Tak. Porozumia�em si� jednak w tym czasie z ksi�dzem Chomickim, kt�ry by� wtedy proboszczem w Murafie. Ksi�dz Chomicki jad�c do rodziny w Bia�ymstoku zatrzyma� si� na kr�tko w Rydze. W czasie tej rozmowy powiedzia�, �e pomo�e mi otrzyma� �wi�cenia, je�eli zdam egzaminy w Polsce i podporz�dkuj� si� jego decyzjom. Bardzo si� tym ucieszy�em i przyrzek�em mu, �e w stu procentach wykonam to, co on mi ka�e. W toku jednak dalszej rozmowy wysz�o, �e ja mam jecha� do niego do Murafy. B�d� tam organist� i po kryjomu b�d� zdawa� pozosta�e egzaminy. Na to nie mog�em si� zgodzi�. Powiedzia�em, �e tak d�ugo nie wyjad� z Rygi, dop�ki nie pozdaj� wszystkich egzamin�w. W ko�cu on na to przysta�. W 1967 roku zdarzy� si� cud. Jaki cud? Co si� sta�o? Otrzyma�em paszport i pozwolono mi wyjecha� do Polski. W Polsce przebywa�em czterdzie�ci dni. Z ksi�dzem Chomickim byli�my u ksi�dza kard. Stefana Wyszy�skiego. Spotkali�my si� z nim na Jasnej G�rze. Ksi�dz Kardyna� poleci� mnie ksi�dzu Koby�eckiemu w Lublinie. Zwolni� mnie z egzamin�w i por�czy� za mnie, dopuszczaj�c tym samym do �wi�ce�. Pojechali�my do ksi�dza Koby�eckiego, ale by�o ju� za ma�o czasu -- tylko trzy dni, by przygotowa� si� do �wi�ce�. W tej sytuacji powiedziano mi, �ebym przyjecha� do Polski w nast�pnym roku i wtedy otrzymam �wi�cenia. Niestety, w�adze sowieckie nie pozwoli�y mi na wyjazd do Polski -- nie otrzyma�em paszportu. KGB ju� chyba wiedzia�o, o co chodzi. Ksi�dz Chomicki nalega�, �ebym przyjecha� do niego, zapewniaj�c, �e tam otrzymam �wi�cenia. Ale ja odm�wi�em. Powiedzia�em, �e dop�ki nie b�d� mia� konkret�w, mi�dzy innymi pracy i mieszkania, to nie mog� wyjecha� z Rygi. W czasie urlopu pojecha�em do matki, kt�ra dalej mieszka�a w Murafie i ci�ko chorowa�a. Ona koniecznie chcia�a wiedzie�, czy ucz� si� na ksi�dza, czy nie? Czy otrzymam �wi�cenia, czy nie? Moi koledzy zostali ju� wy�wi�ceni, a ja nie. To jeszcze bardziej mam� zaniepokoi�o. Postanowi�em wszystko utrzyma� w wielkiej tajemnicy. Matka uczestnicz�c we Mszach �wi�tych prymicyjnych moich koleg�w, zap�akiwa�a si� my�l�c o mnie. M�wi�em matce, �e KGB nie pozwala mi wst�pi� do seminarium... W ko�cu po�egna�em si� z matk� i wyjecha�em do Rygi. Matka zmar�a w 1969 roku. �agry -- za "Fatim�" III. Zawirowania Co si� z tob� dzia�o po tych niepowodzeniach? Przez jaki� czas spotyka�em si� z m�odzie��, kt�ra -- jak to si� m�wi -- prowadzi�a bujne �ycie. W tym czasie nawi�za�em kontakt z baptystami? Co ci� do nich zaprowadzi�o? To by�a zarazem prosta i dziwna sprawa. Pracowa� ze mn� cz�owiek, kt�ry bardzo pi�, przeklina� i w og�le mia� plugawy j�zyk. To by� taki ludzki �achman. Po pewnym czasie zauwa�y�em, �e on si� bardzo zmieni� na plus. Zapyta�em go, co wp�yn�o na jego zmian�. Ten mi odpowiedzia� -- zosta�em baptyst�. Fakt ten bardzo mnie poruszy� i zaintrygowa�. Poprosi�em go, �eby mnie zaprowadzi� na ich nabo�e�stwo. Musz� ksi�dzu powiedzie�, �e nabo�e�stwo to zrobi�o na mnie bardzo du�e wra�enie. Kazanie, �piew i ca�a oprawa bardzo mi si� podoba�a. Po nabo�e�stwie podszed�em do pastora, poda�em r�k�, dzi�kuj�c za mo�liwo�� uczestniczenia w ich nabo�e�stwie. Od tego momentu zacz��em do nich chodzi�. Zaimponowa�o mi to, �e by�o tam du�o m�odych ludzi. M�odzie� czyta�a Pismo �wi�te i dosy� dobrze go zna�a. Oni uczyli si� tam prawd wiary. Wtedy i ja zacz��em zbiera� m�odzie�, by pokaza�, �e i u nas katolik�w, te� jest sporo m�odych religijnie aktywnych. Razem z kilku kolegami utworzyli�my tak� grup� i zacz�li�my si� spotyka� w niedziel�. Na to spotkanie sk�ada�a si�: muzyka, kawa i ta�ce. M�wili�my tak�e troch� o sprawach religijnych. To by� pocz�tek. Potem stara�em si� zainteresowa� ich Pismem �wi�tym, a tak�e pokaza� im drog�, kt�r� szli bapty�ci. Bywa�em z nimi na nabo�e�stwach u baptyst�w. Chcia�em, by nasza m�odzie� zobaczy�a, co oni robi� i jak si� modl�. Czy nie mia�e� z tego powodu wyrzut�w ze strony ksi�y, kt�rzy si� tob� opiekowali? Tak. Zarzucano mi wiele rzeczy. Mi�dzy innymi to, �e chodz� do baptyst�w i po weselach, �e na ulicach widziano mnie z dziewcz�tami. Kiedy zacz�to na ten temat m�wi�, ksi�dz J�zef Borodziula, by�y administrator mohylewski, staruszek, kt�remu zawsze s�u�y�em do Mszy �wi�tej, w obecno�ci innych ksi�y spyta� mnie, czy chc� by� ksi�dzem? Je�eli tak, to dlaczego tak post�puj�? Wtedy powiedzia�em: -- �adnemu ksi�dzu nie obiecywa�em, �e b�d� ksi�dzem. On wtedy zapyta�: -- To w ko�cu czego ty chcesz? Odpowiedzia�em: -- B�g pozwoli, to b�d� ksi�dzem, nie pozwoli, to p�jd� inn� drog� -- mo�e si� o�eni�. M�j staruszek bardzo si� rozz�o�ci� i powiedzia�: -- Jak ci dam w �eb. Tyle si� wycierpia�e�, tyle wycierpia�y si� siostry, kt�re ci pomaga�y, tyle si� natrudzi�e�, zdaj�c egzaminy, a teraz chcesz zej�� z drogi powo�ania? -- Ja si� nie usprawiedliwia�em. Nie powiedzia�em ani jednego s�owa. Wtedy przyszed� do mnie brat zakonny, Witold Kopa�, kt�ry mnie zna� ju� wiele lat, u kt�rego si� zatrzyma�em, gdy po raz pierwszy przyjecha�em do Rygi. On chcia� ze mn� porozmawia�, a tak�e przekona� si�, czy zarzuty jakie mi stawiano maj� jak�� podstaw�, czy s� tyko, jak to si� m�wi, wyssane z palca. Wtedy opowiedzia�em mu, jak si� maj� sprawy. Przyzna�em si�, �e prawd� jest, i� chodz� do baptyst�w, prawd� jest, �e chodz� po weselach, prawd� te� jest, �e �adnemu ksi�dzu nie zdaj� sprawozdania z mego post�powania. Powiedzia�em mu tak�e, �e robi� to dlatego, i� chc� od siebie odwr�ci� uwag� KGB. Wszyscy jednak wiedz�, �e chodz� codziennie do Komunii �wi�tej. Wtedy mnie zapyta�, czy ja chc� by� ksi�dzem? -- Oczywi�cie -- odpowiedzia�em. I na tym sko�czy�a si� nasza rozmowa. Czy rzeczywi�cie mia�e� wtedy jakie� osobiste problemy i zawirowania, je�li chodzi o powo�anie? Pokusy i trudno�ci by�y r�ne. Stan mego ducha w�wczas zilustruje najlepiej �lub, jaki sk�ada�em w ka�dy Nowy Rok przed Panem Jezusem w cierniowej koronie. M�wi� o tym ksi�dzu po raz pierwszy. Nigdy jeszcze i nikomu o tym nie m�wi�em. A oto s�owa, jakie wtedy wypowiada�em: Panie Jezu, je�eli mnie wyznaczy�e� inn� drog�, ni� kap�a�stwo, na przyk�ad drog� ma��e�stwa, ze�lij na mnie tak� chorob�, �ebym do ko�ca �ycia nie podni�s� si� z ��ka. Prosz� Ci� o jedno: je�eli mnie kap�a�stwo nie pasuje, to daj mi chorob�. Spraw, bym do ko�ca �ycia by� kalek�. Je�eli jednak uznasz, �e mam wr�ci� do �wiata, to prosz� Ci� o jedno: zachowaj we mnie wiar�. Czy b�d� ksi�dzem czy nie, to Twoja sprawa. Chc� tylko w wierze zosta� do ko�ca �ycia. By�y to s�owa niezwykle dramatyczne. Czy za nimi kry�y si� tylko twoje osobiste problemy? Nie tylko. W tym okresie, na �otwie i Litwie odesz�o z kap�a�stwa kilku ksi�y. Bardzo to prze�ywa�em. Mi�dzy innymi, i z tego powodu, nawet si� rozchorowa�em. Chcia�em zrozumie�, dlaczego oni to zrobili? Dlaczego odeszli?. Rozumowa�em tak, �e skoro oni odchodz�, to znaczy, �e B�g odj�� od nich moc swojej �aski. Byli tacy, kt�rzy dobrze zrobili, �e odeszli ale byli i tacy, kt�rzy nie powinni odchodzi�, a jednak odeszli. By�em przekonany, �e z jakiej� przyczyny, kt�rej nie zna�em, zosta�a odebrana im �aska. Usi�owa�em na drodze rozumowej doj�� do tego, znale�� jakie� uzasadnienie, dlaczego tak si� dzieje? Je�eli ja jestem dobrym dzieckiem swojego ojca -- rozumowa�em -- to on mnie nie odepchnie. Je�eli oni odchodzili od Boga, to by�em przekonany, �e B�g ich jako� odepchn�� -- odebra� im wiar� i si��. Wierzy�em, �e wiara i pobo�no�� pochodz� od Boga. Prosi�em Boga, �eby mi nie pozwoli� sta� si� takim jak oni. Bym nie utraci� Jego �aski i mi�o�ci. Z tego, co powiedzia�e� zdaje si� niedwuznacznie wynika�, �e kontekst twoich trudno�ci by� o wiele szerszy, ni� to, co ci zarzuca� �w ksi�dz staruszek. Poza tym, w twoim rozumowaniu by�a pewna niesp�jno��. B�g bowiem nigdy nie cofa swojej �aski, a ty patrz�c na odchodz�cych ksi�y pos�dza�e� Go o to? Okres, o kt�rym m�wimy, by� w moim �yciu czasem wielkiej walki. To nie by� kryzys moralny, ale kryzys na tle idei Boga. Ja rozumowa�em tak. Skoro B�g wszystko widzi, to znaczy wie, jak sko�czy si� ten �wiat. Wie tak�e, �e ja jestem albo w niebie albo w piekle. Pojawi� si� u mnie problem predystynacji. Nie zna�em jeszcze problemu predystynacji, gdy zacz��em na ten temat my�le�. Je�eli B�g wszystko widzi naprz�d, to widzi tak�e i to, �e by� mo�e, ja jestem ju� w piekle. Wobec tego pojawi�o si� w mojej g�owie pytanie: jaki sens ma dalsza wiara? Potem, kiedy wi�cej zacz��em czyta� przekona�em si�, �e podobne my�li mieli tacy my�liciele jak: Luter, Kant... Sw�j kryzys okre�li�em jako szczyt g�ry. Cz�owiek idzie i musi doj�� do szczytu. Je�eli do niego nie dojdzie, to zawraca lub spada w d�. Je�eli dojdzie, to przechodzi na drug� stron�. Doszed�em te� do takiego wniosku, �e je�eli ja odpad�em od tego szczytu, to znaczy, �e B�g mnie karze. Wszystko to chcia�em poj�� w oparciu o w�asne si�y i w�asny rozum. I tak doszed�em do pewnego absurdu. Pyta�em wtedy, jaki by� sens posy�ania przez Boga na �wiat Jego Syna. Albo to by�o wielkie k�amstwo ze strony Boga, albo wielkie mi�osierdzie. I staj�c wobec dylematu "alboalbo" zrozumia�em, �e ja swoim rozumem niczego nie rozwi��� i nie okre�l�. Stara�em si� na ten temat rozmawia� z profesorami. Jednak szybko zorientowa�em si�, �e nie ma sensu o to wi�cej pyta�, gdy� oni mog� pomy�le�, �e wpad�em w herezj�. Sam musia�em to jako� prze�y�. To by� dla mnie bardzo trudny okres i wielki kryzys psychiczny. Sko�czy�o si� na tym, �e poczu�em wstr�t do wiary. Wtedy rzeczywi�cie mog�em zwali� si� w d�. Nie przestawa�em si� jednak modli�. I to mnie uratowa�o. Prosi�em, by B�g mnie nie odtr�ca� od siebie, �ebym ja nie spad�. I powoli, powoli kryzys przechodzi� i burza w sercu milk�a. By si� jednak przekona�, �e B�g mi przebaczy� grzechy, �e darowa� moje pos�dzania o to, �e cofa swoj� �ask� i mi�o��, prosi�em Go w modlitwie, �eby da� mi jasny znak, czy On mi przebacza grzechy, czy nie. Tym znakiem mia�a by� mo�liwo�� wyjazdu do pewnego miasta i spotkanie znajomego. Po spowiedzi powiedzia�em Bogu, �e je�eli tam pojad� i spotkam znajomego, to b�dzie jawny znak, �e B�g mi przebaczy� grzechy. I rzeczywi�cie tak si� sta�o. Wtedy uspokoi�em si� wewn�trznie i mog�em dalej �y�. To by� dla mnie znak, �e B�g mi rzeczywi�cie przebaczy� grzechy. Czy nie mog�e� tych spraw za�atwi� w sakramencie pojednania i pokuty. Tego prze�wiadczenia i spokoju niestety nie dawa�y mi spowiedzi, do kt�rych zreszt� cz�sto chodzi�em. Dopiero ten znak przywr�ci� mi spok�j duszy. Dziwnie to wszystko wygl�da, a zw�aszcza te warunki jakie stawia�e� Bogu. Ale my�l�, �e i w tym epizodzie twego �ycia sprawdza si� powiedzenie, jak niepoj�te s� drogi Bo�e, jakimi On trafia do cz�owieka. Gdy patrz� na swoje �ycie, to widz�, �e r�norodno�� Bo�ych dr�g jest niezwykle wielka. Wracaj�c jednak do twoich problem�w ze �wi�ceniami, rozumiem, �e wszystkie egzaminy mia�e� zdane i mog�e� przyj�� �wi�cenia kap�a�skie? Tak. Z tym, �e zako�czenie moich kontakt�w z seminarium by�o dosy� smutne. W tym czasie KGB kaza�o opu�ci� Ryg� rektorowi seminarium, ksi�dzu Leonowi Koz�owskiemu. On nawet mi powiedzia�, �e przeze mnie musi st�d wyjecha�. I rzeczywi�cie a� do 1980 roku by� gdzie� na peryferiach �otwy. W tym czasie spotka�em si� znowu z bratem, o kt�rym ju� wspomnia�em i on mi powiedzia�, �e jedzie do biskupa Wincentego S�odkiawiecziusa, kt�ry by� internowany na granicy �otewsko-litewskiej, zapyta wi�c, czy udzieli�by mi �wi�ce�, je�eli ja chc� by� ksi�dzem. P