6296

Szczegóły
Tytuł 6296
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6296 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6296 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6296 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Gene Wolfe S�oneczny Labirynt Labirynty mog� by� starsze ni� ludzko��. Z pewno�ci� konstruowali je jaskiniowcy, uk�adaj�c kamienie wielko�ci futbol�wki, a by� mo�e r�wnie� v inny, teraz ju� dla nas zagubiony spos�b. Osady neolitycznej Europy by�y strze�one przez spl�tane, suche rowy. Tezeusz korzysta� ze wskaz�wki - k��bka nici - w swej drodze przez nieprzebyty pa�ac Minosa, staj�c si� w ten spos�b pierwszym w niesko�czonej, jak nale�y si� obawia�, serii fikcyjnych detektyw�w. Pi�kna Rozamunda zostawi�a ig��, wetkni�t� w haftowan� przez siebie tkanin�, lecz zapomnia�a wyj�� z kieszeni w��czk�, dostarczaj�c w ten spos�b rycerzom kr�lowej Eleonory klucz do rozwi�zania zagadki Labiryntu Hampton Court. W ostatnich czasach zbudowano niewiele labirynt�w, a te, kt�re powsta�y, stworzono tandetnie i bez wyobra�ni. Samoloty i helikoptery pozwalaj� licznym cwaniakom na fotografowanie nowych labirynt�w z powietrza, a zdj�cia umo�liwiaj� fotelowym poszukiwaczom przyg�d pokonywanie ich za pomoc� o��wka. Przemin�y, zda�oby si� bezpowrotnie, dni potwor�w, dziewic i wielkich zadziwie�. A jednak niezupe�nie. S�ysza�em, �e pewien zamo�ny obywatel nie tylko zaprojektowa� i wybudowa� labirynt, ale wynalaz� zupe�nie nowy jego rodzaj, by� mo�e pierwszy od ko�ca Ery Mit�w. Pragn�c ochroni� spok�j tego nowego Dedala, b�d� go nazywa� po prostu: "pan Smith". Powietrznym fotografom w ich czarterowanych Cessnach powiem tylko - i mam nadziej�, �e ich to zdenerwuje - �e jego labirynt znajduje si� w Adirondacks. Na wypiel�gnowanym trawniku stoi - w wi�kszej cz�ci dobrze ukryta przed niepo��danym wzrokiem - kolekcja czaruj�cych, nawet je�li troch� zwariowanych, obiekt�w. S� tam przer�ne obeliski; s� latarnie uliczne z Wiednia, Pary�a, Londynu i Nowego Jorku; jest du�a, stoj�ca skrzynka pocztowa, tak�e z Londynu; s� fontanny, w kt�rych strumienie wody pluszcz� �witem przez chwil�, �eby potem opa��; jest stara ��d� �aglowa, osiad�a teraz na trawiastej mieli�nie, jednak o masztach ci�gle nietkni�tych; jest pie� martwego drzewa, obro�ni�ty dzikimi r�ami i jest wiele innych rzeczy. Rzucane przez te rzeczy cienie tworz� �ciany wymy�lnego, skomplikowanego labiryntu. Jest to, oczywi�cie, labirynt, kt�ry zmienia si� z godziny na godzin�, a w�a�ciwie z minuty na minut�. Mo�e on by�, co ju� nie jest tak oczywiste, rozwi�zany tylko w pewnych porach dnia - na pewno nie w po�udnie, gdy cienie s� najkr�tsze. Jest to r�wnie� labirynt, z kt�rego ka�dy i w dowolnej chwili mo�e uciec. Jednak m�wi si�, �e wi�kszo�� z tych, kt�rzy go badaj� wi�kszo�� doros�ych w ka�dym razie - nie ucieka. Rankiem, gdy cienie wzg�rz ci�gle k�ad� si� na trawnik, pan Smith prowadzi wybranego go�cia do miejsca, kt�re b�dzie �rodkiem labiryntu. Trawa jest jeszcze �wie�a od porannej rosy i nic, poza �piewem ptak�w nie zak��ca ciszy. Przez pi�� minut, mo�e troch� d�u�ej dwaj m�czy�ni. (lub; jak przecie� mo�e si� zdarzy�, kobieta i m�czyzna) stoj� i czekaj�. Mo�e wypalaj� papierosa. Czerwony dysk s�o�ca pojawia si� ponad spowitymi mg�� wierzcho�kami drzew, fontanny strzelaj� kryszta�owymi kolumnami, ptaki milkn� i nagle zaczynaj� istnie� malowane cieniem korytarze, szkic wykonany wyblak�ym, czarnym atramentem Boga. Pan Smith zaczyna kroczy� po swym labiryncie, ale zach�ca go�cia, �eby pr�bowa� szuka� w�asnej drogi. Go�� podejmuje pr�b�, rozbawiony z pocz�tku, potem ju� powa�niejszy. Cienie przesuwaj� si� niezauwa�alnie. Pojawiaj� si� nowe korytarze, istniej�ce dotychczas zamykaj� si�, czasem z zaskakuj�c� szybko�ci�. Wkr�tce �cie�ka, kt�r� idzie pan Smith ��czy si� ze �cie�k� go�cia (pan Smith dobrze zna sw�j labirynt) i dalej ju� pod��aj� razem, go�� jako prowadz�cy. Pan Smith opowiada o stoj�cym w pobli�u pos�gu Diany, kt�ry jest kopi� znajduj�cego si� w Luwrze; m�wi, �e wizerunek Tezcatlioca; tolteckiego Boga S�o�ca, jest autentykiem i �e by� wykopany w Teotihuacan. Podczas gdy m�wi, cienie przesuwaj� si� po lekkich nier�wno�ciach trawnika i wygl�da to niemal tak, jakby wygina�y si� niczym pierzasty Quetzalcoatl. Pan Smith oddala si�, jednak przez pewien czas jego �cie�ka biegnie prawie r�wnolegle do tej, kt�r� idzie go��. - Widzi pan to niiejsce? - m�wi go��. - Za minut� czy dwie, gdy ten cie� si� skr�ci, b�d� m�g� tamt�dy przej��. Pan Smith kiwa g�ow� i u�miecha si�. Go�� czeka, pewnym teraz wzrokiem omiataj�c cudowny wz�r z ciemnej zieleni, rzucony na ziele� jasn�. Wskazany przeze� cie� - by� mo�e korynckiej kolumny - rzeczywi�cie kurczy si�, jednak w tym samym czasie inny, przetaczaj�c si� wraz ze s�o�cem, przegradza wybran� �cie�k�. Wi�kszo�� doros�ych go�ci nie ucieka, a� zostanie uratowana przez przypadkow� chmur�. Niekt�rzy w og�le odmawiaj� skorzystania z takiej okazji. Pan Smith cz�sto zaprasza do zwiedzenia swego labiryntu grupy dzieci. Ich wizyty s� tak wyliczone w czasie, �eby grupa mog�a by� zaprowadzona do samego �rodka. Tam pan Smith wskazuje na fragmencie skrusza�ego muru, kt�ry przynajmniej wygl�da na bardzo staro�ytny, p�askorze�b� Minotaura, potwora, jak wyja�nia, nawiedzaj�cego te cienie. Przerywa mu dobiegaj�cy z daleka - ale nie z kierunku domu - g��boki ryk byka. (By� mo�e jaki� zab��kany go�� m�g�by odnale�� par� g�o�nik�w, ukryt� w k�pie pewnych drzew, a mo�e nie). Pan Smith twierdzi, �e potrafi od razu okre�li�, kt�rym z dzieci jego labirynt b�dzie si� podoba�. S� to cz�ciej ch�opcy ni� dziewcz�ta, twierdzi, ale nie du�o cz�ciej. Dzieci powinny by� do�� ma�e, ale bez przesady. Pomagaj� okulary. Pokazuje fotografi� swej ostatniej Ariadny, ciemnow�osej, dziewi�cioletniej dziewczynki. Mimo swej wiedzy, pan Smith post�puje ze wszystkimi dzie�mi jednakowo, ka�demu daj�c takie same instrukcje, zach�caj�c je w ten sam spos�b. Niekt�re od razu odrzucaj� zabaw� w jego labirynt, odchodz�c, �eby obejrze� pochylony, drewniany krzy� czy barwion� na b��kit wod� w wie�owym barometrze Torricellego, lub te� �eby pr�bowa� (zawsze nieudanie) wyci�gn�� z kamienia miecz Artura. Inne dzieci wytrzymuj� d�u�ej, wydeptuj�c przez godzin� czy dwie �cie�ki pomi�dzy cieniami. Zawsze jednak, gdy cie� wielkiego gnomona pe�znie w stron� osadzonego w trawniku piaskowca XII, zbyt dojrzali i zbyt m�odzi, niewystarczaj�co powa�ni i zbyt powa�ni odchodz�, pozostawiaj�c tylko pana Smitha i jedno, jedyne dziecko - ci�gle bawi�cych si� w s�onecznych promieniach.