6293
Szczegóły |
Tytuł |
6293 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6293 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6293 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6293 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gene Wolfe
Na pierwszej linii
W strumieniach deszczu trzej pracuj�cy w okopie przyjaciele
wygl�dali niemal dok�adnie tak samo. Wszyscy mieli
kompletnie �yse czaszki i r�wnie� pozbawione w�os�w torsy,
pod l�ni�c� od wilgoci sk�r� pr�y�y si� g�adkie mi�nie.
Dw�m z nich, 2909 i 2911, zupe�nie nie przeszkadza�a
rozci�gaj�ca si� doko�a d�ungla, cho� mieli do�� deszczu,
kt�ry powodowa� rdzewienie broni, nie znosili w�y i owad�w,
a przede wszystkim nienawidzili Nieprzyjaciela. Z tym,
kt�rego nazywano 2910, a kt�ry by� zar�wno oficjalnym, jak i
rzeczywistym dow�dc� ma�ej grupki, rzecz mia�a si� zupe�nie
inaczej - by� mo�e dlatego, �e tamci dwaj mieli ko�ci z
nierdzewnej stali, za� kto� taki jak 2910 po prostu nie
istnia�.
Ob�z mia� kszta�t tr�jk�ta. Po�rodku znajdowa� si�
wzniesiony z wype�nionych ziemi� skrzy� po amunicji i
cz�ciowo wkopany w grunt barak dowodzenia, pe�ni�cy tak�e
funkcj� punktu naprawczego, w kt�rym spali porucznik Kyle i
pan Brenner, doko�a niego za�: stanowisko mo�dzierza (NE),
stanowisko dzia�a bezodrzutowego (NW), stanowisko Pinokia
(S), a dalej proste linie okop�w - pluton pierwszy, pluton
drugi i pluton trzeci, do kt�rego nale�a�a ca�a tr�jka. Po
drugiej stronie okop�w zaczyna�o si� pole minowe i zasieki z
drutu kolczastego.
Dalej by�a ju� tylko d�ungla, cho� to "dalej" nie
stanowi�o zbyt precyzyjnego okre�lenia; dzi�ki b�yskawicznie
rosn�cym bambusom i trawie d�ungla bezustannie zdobywa�a
nowe przycz�ki, za� zamieszkuj�ce j�, pe�zaj�ce stworzenia
bez przerwy zapuszcza�y si� do okop�w. Dawa�a schronienie
Nieprzyjacielowi, karmi�c go sw� bujn� piersi�, ch�on�c
lej�cy si� z nieba deszcz oraz produkuj�c gryz�ce komary i
stonogi.
2911 nabra� pe�n� �opat� pokrywaj�cego dno okopu szlamu,
uni�s� j� do wysoko�ci ramion i wyrzuci� jej zawarto�� na
zewn�trz. 2910 zrobi� to samo, po czym znieruchomia�,
obserwuj�c, jak deszcz rozmywa b�otnisty kopczyk, sp�ywaj�c
wraz z nim z powrotem do okopu. 2911 spojrza� w to samo
miejsce, po czym u�miechn�� si� i przeni�s� wzrok na 2910.
Twarz HORARA by�a szeroka, bezw�osa, o p�askim nosie i
wystaj�cych ko�ciach policzkowych; bia�e i ostre z�by
przypomina�y k�y psa. 2910 wiedzia�, �e dok�adnie tak samo
wygl�da tak�e jego twarz. Usi�owa� sam siebie przekona�, �e
to tylko koszmarny sen, ale by� zbyt zm�czony, �eby si�
obudzi�.
Gdzie� w odleg�ej cz�ci okopu rozleg� si� dono�ny g�os
2900 wzywaj�cy na wieczorny posi�ek; wszyscy odrzucili
narz�dzia i ruszyli w kierunku kot��w z paruj�c� brej�, ale
2910 by� tak wyko�czony, �e na sam� my�l o jedzeniu poczu�
gwa�towne nudno�ci i zataczaj�c si� poszed� prosto do
bunkra, kt�ry dzieli� z 2909 i 2911. Le��c bez ruchu na
pneumatycznym materacu zapomni na chwil� o koszmarze,
wracaj�c my�l� do �wiata, w kt�rym wci�� jeszcze istnia�y
domy i chodniki lub jeszcze lepiej pogr��y si� po prostu w
b�ogos�awionej nico�ci...
Poderwa� si� raptownie z pos�ania i jeszcze zanim zd��y�
otworzy� oczy, jego dzia�aj�ce zupe�nie niezale�nie palce
si�gn�y po he�m i bro�. Od strony d�ungli dolatywa� d�wi�k
sygna��w, lecz zd��y� jeszcze wsun�� d�o� pod materac i
sprawdzi�, czy notatki s� na miejscu, zanim rozleg� si� ryk
2900:
- Atak! Wszyscy ludzie na stanowiska!
By� to stary dowcip, tak stary, �e w�a�ciwie ju� nikt si�
z niego nie �mia�; powinno si� w�a�ciwie m�wi� "wszyscy
HORARS na stanowiska", czy gdzie tam akurat byli potrzebni.
HORARS wchodz�cy w sk�ad oddzia�u u�ywali w�a�nie tego
okre�lenia, podobnie jak 2910. Us�yszawszy po raz pierwszy,
jak zwraca si� do nich 2900, bardzo si� zaniepokoi�, ale
potem okaza�o si�, �e 2900 niczego nie podejrzewa, tylko po
prostu powa�nie traktuje swoj� funkcj�.
Dotar� na miejsce w chwili, gdy z mo�dzierza wystrzelono
w g�r� opadaj�c� powoli na spadochronie flar�, kt�ra zawis�a
nad obozem niczym p�omienista r�a. Czy to dzi�ki kilku
chwilom snu, czy w zwi�zku z bitewnym podnieceniem, zm�czenie
ulotni�o si� bez �ladu, pozostawiaj�c go w pe�nej czujno�ci,
cho� troch� os�abionego. Na skraju d�ungli ponownie rozleg�o
si� tr�bienie sygna��wki i w tej samej chwili pierwszy
pluton otworzy� ogie� z ci�kiego sprz�tu do samob�jczego
oddzia�u, kt�ry, jak im si� wydawa�o, dostrzegli na �cie�ce
prowadz�cej do p�nocno-wschodniej bramy. 2910 wpatrywa� si�
w tamt� stron� i po mniej wi�cej p� minucie dostrzeg�
jak�� posta�, kt�ra poderwa�a si� ze �cie�ki, a nast�pnie
zgi�a si� w p� i osun�a na ziemi�, przekonuj�c go, �e
jednak rzeczywi�cie by� tam jaki� oddzia�.
To by� kto�, pomy�la�, nie co�. K t o � zgi�� si� w p� i
osun�� na ziemi�. Po tamtej stronie walczyli tylko ludzie.
Pierwszy pluton w��czy� do akcji tak�e bro� osobist�;
ka�de g��bokie kaszlni�cie oznacza�o p� tuzina
przypominaj�cych rzutki strza�ek, lec�cych szerok� na trzy
stopy �aw�.
- Patrz przed siebie, 2910! - szczekn�� 2900.
Nie by�o jednak za bardzo na co patrze�, je�li nie liczy�
kilku k�p wysokiej trawy. W chwil� potem bia�a flara nagle
zgas�a.
- Powinni wystrzeli� jeszcze jedn� - powiedzia� z
niepokojem 2911.
- Gwiazda na wschodnim niebosk�onie dla ludzi nie
zrodzonych z brzucha kobiety... - wyszepta� 2910 bardziej do
siebie, ni� do niego, ale natychmiast po�a�owa�
blu�nierstwa.
- W�a�nie tam by si� przyda�a - zgodzi� si� 2911. - Ci z
pierwszego musz� mie� niez�y m�yn, ale i nam nie
zaszkodzi�oby troch� �wiat�a.
2910 nie s�ucha�. Nie�wiadomie przygotowywa� si� do tego
wszystkiego jeszcze w domu, w Chicago, w tych niewyobra�alnie
odleg�ych czasach zaczynaj�cych si� od niewyra�nych
wspomnie� zabaw na zielonej trawie pod okiem u�miechni�tej
olbrzymki, a ko�cz�cych na owej chwili przed dwoma laty,
kiedy podda� si� operacji usuni�cia w�os�w z ca�ego cia�a i
jeszcze kilku innym, ma�o istotnym zabiegom. Podnoszenie
ci�ar�w i gra w futbol w celu rozwini�cia mi�ni, a
jednocze�nie nas�czanie umys�u tre�ci� setek ksi��ek.
Wszystko po to, �eby teraz od czasu do czasu rzuci� jak��
uwag�, kt�ra sprawi, �e inni poczuj� si� przez chwil� jakby
gorsi...
Rozb�ys�a kolejna flara, wydobywaj�c z ciemno�ci trzy
czarne sylwetki przemykaj�ce mi�dzy dwiema najbli�szymi
k�pami trawy. Nacisn�� spust swego M-19, s�ysz�c jak HORARS
po jego obu stronach czyni� to samo. Z wierzcho�ka tr�jk�ta,
w kt�rym styka�y si� skrzyd�a dw�ch pluton�w odezwa� si�
karabin maszynowy, �l�c w�skie kreski pocisk�w smugowych.
Jedna z k�p trawy poderwa�a si� w powietrze i
przekozio�kowa�a w�r�d fontann ziemi.
Zapanowa�a chwila spokoju, a potem nad ich g�owami
przelecia�o pi�� ci�kich pocisk�w, wybuchaj�c z ty�u, w
okolicy stanowiska Pinokia. �up. �up. �up... �up. (Z
pewno�ci� 2900 natychmiast tam pobieg�, �eby zapyta�
Pinokia, czy nic mu si� nie sta�o.)
Kto� szed� w ich stron� okopem, mamrocz�c co�
niezrozumiale pod nosem. Kiedy rozleg�o si� pi�� detonacji,
g�os przycich�, a potem do uszu 2910 dotar�y zadawane jedno
po drugim pytania:
- Wszystko w porz�dku? Jak si� czujecie? �aden nie
zosta� trafiony?
A potem odpowiedzi HORARS:
- W porz�dku, sir. - Albo: - Nic nam nie jest, sir.
Poniewa� jednak dysponowali poczuciem humoru, niekt�rzy
z nich odpowiadali:
- W jaki spos�b mo�emy przenie�� si� do komandos�w, sir?
- Lub: - Mia�em puls dziewi�� tysi�cy na minut�, sir. 3000
zmierzy� mi go celownikiem od mo�dzierza.
"Cz�sto uwa�a si�, �e si�a jest nierozerwalnie zwi�zana z
brakiem poczucia humoru", napisa� w czasopi�mie, kt�re, za
zgod� Najwy�szego Dow�dztwa i za pomoc� chirurgicznych
zabieg�w, upodobni�o go do HORARS i umie�ci�o w ich szeregach
- Homologicznych ORganizm�w Armijnych Rezerw
Symulacyjnych. "W rzeczywisto�ci jednak sprawa ma si�
zupe�nie inaczej. Humor stanowi podstawow� si�� obronn�
umys�u, kt�ry, je�li pozbawi� go tej tarczy, nie ma �adnych
szans na prze�ycie. Armia i S�u�ba Biologii Syntetycznej
zdawa�y sobie doskonale z tego spraw�, umieszczaj�c poczucie
humoru w planach konstrukcyjnych tych sztucznych
odpowiednik�w tradycyjnej, sk�adaj�cej si� z ludzi
piechoty".
Dopiero potem dowiedzia� si�, �e zar�wno Armia jak i SBS
pr�bowa�y ze wszystkich si� pozby� si� tej cechy, lecz
przekona�y si�, �e jest to niemo�liwe, je�eli HORARS mia�y
utrzyma� zak�adany poziom inteligencji.
Brenner nachyli� si� nad nim i dotkn�� jego ramienia.
- Jak si� czujesz? Wszystko w porz�dku?
Korci�o go, �eby odpowiedzie�: "Boj� si� dwa razy mniej
od ciebie, ty durny Holendrze", ale wiedzia�, �e wtedy ka�dy
m�g�by us�ysze� dr�enie jego g�osu, a poza tym podobny brak
szacunku dla cz�owieka by� u HORARA czym� nie do
pomy�lenia.
Mia� tak�e ochot� wykpi� si� zwyczajnym "Tak jest, sir",
poniewa� wtedy Brenner przeszed�by do 2911, a on by�by
bezpieczny. Poniewa� jednak bardzo zale�a�o mu na utrzymaniu
opinii oryginalnego, r�ni�cego si� nieco od innych
osobnika, dzi�ki czemu uchodzi�o mu na sucho wiele
odbiegaj�cych od normy zachowa�, powiedzia�:
- Powinien pan zajrze� do Pinokia, sir. Wydaje mi si�, �e
jest bliski za�amania.
Nagrodzi� go cichy chichot 2909 i Brenner, kt�ry
naj�atwiej ze wszystkich m�g� go zdemaskowa�, ruszy� dalej
wzd�u� okopu.
Strach by� potrzebny, poniewa� potrzebna by�a tak�e wola
przetrwania. Z kolei humanoidalna posta� okaza�a si� wr�cz
niezb�dna, je�li HORARS mieli korzysta� z przebogatego
arsena�u tworzonego z my�l� o ludziach uzbrojenia. Poza tym
ukszta�towany na podobie�stwo cz�owieka (homologiczny? Nie,
to oznacza�o tyle, co "podobny") HORAR podczas symulowanych
test�w przeprowadzonych na moczarach Everglades okaza� si�
niepor�wnywalnie lepszy od wszystkich fantastycznych
stwor�w, jakie uda�o si� wymy�le� fachowcom z SBS.
(A mo�e to wszystko ju� kiedy� kto� zrobi�? Mo�e w
dawnych czasach, przed jak�� ogromn� wojn�, ten sam pomys�
pojawi� si� ju� w jakim� genialnym umy�le? A mo�e On Sam,
Najwi�kszy Uczony, istotnie przybra� posta� jednego ze swych
stworze�, aby pokaza�, �e On te� potrafi znie�� wi�cej ni�
mo�na sobie wyobrazi�?)
- Widzisz? Tam! - szepn�� tu� przy jego boku 2909.
Niepostrze�enie nadszed� �wit.
Zdr�twia�ymi palcami przestawi� sw�j M-19 na
wystrzeliwanie 40-milimetrowych granat�w bezpo�redniego
ra�enia i nacisn�� spust. W miejscu, kt�re wskaza� mu 2909,
wykwit�a fontanna ognia.
- Nie - odpar�. - Teraz ju� nic nie widz�.
Spokojny, si�pi�cy przez ca�� noc deszcz przybra� na
sile. �wiat skry� si� pod dachem z ci�kich, o�owianych
chmur. (Czy�by mia� powt�rzy� to, co kiedy� kto� inny
uczyni� dla ca�ej ludzko�ci? Wcale nie by�o to wykluczone.
Nieprzyjaciel bra� ludzi w niewol�, ale z HORARS rozprawia�
si� w bezwzgl�dny, okrutny spos�b. Patrole natrafia�y nieraz
na ich rozkrzy�owane, poprzebijane bambusowymi pr�tami
cia�a, a w nim przecie� nikt nie rozpozna cz�owieka.
Przypomnia� sobie ogl�dan� kiedy� akwarel� przedstawiaj�c�
ukrzy�owanie. Czy jego krew tak�e b�dzie mia�a kolor
g��bokiego szkar�atu?)
Z punktu dowodzenia machaj�c skrzyd�ami wzbi� si� w
powietrze obserwacyjny ornitokopter.
- Ju� od dosy� dawna nie wybuch�a �adna mina - zauwa�y�
2909. W tej samej chwili rozleg�a si� przyt�umiona, g�ucha
eksplozja, kt�ra ju� od kilku tygodni ko�czy�a zawsze takie
jak ten, rozpoznawcze ataki i na ob�z spad�a ulewa
niewielkich kartek papieru.
- Bomba propagandowa - powiedzia� niepotrzebnie 2909, a
2911 wyskoczy� nonszalancko z okopu, chwyci� jedn� z ulotek
i szybko wr�ci� na miejsce.
- To samo, co w ubieg�ym tygodniu - stwierdzi�,
wyg�adziwszy przesi�kni�ty wilgoci�, ry�owy papier.
2910 zajrza� mu przez rami� i przekona� si�, �e jego
podkomendny ma racj�. Z jakiego� powodu Nieprzyjaciel nigdy
nie kierowa� swej agitacji do HORARS, cho� fakt, �e
umiej�tno�� czytania by�a fabrycznie wdrukowana w ich m�zgi
nie stanowi� dla nikogo �adnej tajemnicy. Adresatem ulotek
byli zawsze ludzie, odwo�ywano si� za� przede wszystkim do
uczucia odrazy, jakiego powinni do�wiadcza� "b�d�c
zmuszonymi obcowa� z na wp� �ywymi, �mierdz�cymi jeszcze
chemikaliami potworami". Osobi�cie 2910 uwa�a�, �e
Nieprzyjaciel powinien to sobie darowa� i zamiast tego
po�o�y� wi�kszy nacisk na sprawy seksu - je�eli chodzi o
porucznika Kyle, takie podej�cie do sprawy na pewno
odnios�oby lepszy skutek. Z takiego, a nie innego
ukierunkowania propagandy mo�na by�o r�wnie� wysnu� wniosek,
i� Nieprzyjaciel szacowa� liczb� ludzi w obozie na znacznie
wi�ksz� ni� by�o ich tam w istocie.
C�, je�li o to chodzi, to Armia tak�e si� myli�a.
Wszyscy dow�dcy, mo�e z wyj�tkiem kilku najwy�ej
postawionych genera��w, uwa�ali, �e ludzki personel sk�ada�
si� tylko z dw�ch os�b...
2910 okaza� si� najlepszy. Teraz mia� wra�enie, �e by�o
to nie wiadomo jak dawno temu. �aden trener ani sprawozdawca
sportowy nie por�wna� go nigdy do jednego z HORARS. Sko�czy�
dziennikarstwo, wykaza� si� nieprawdopodobn� ambicj�. Ilu
ludzi, nawet po chirurgicznych zabiegach, da�oby sobie tu
rad�?
- My�lisz, �e co� widzi? - zapyta� 2911 2909. Obaj
spogl�dali w g�r�, na kr���cego nad ich g�owami "ptaka".
Ornitokopter potrafi� wszystko, co potrafi prawdziwy
ptak, z wyj�tkiem sk�adania jajek. M�g� wyl�dowa� na
napr�onym drucie, wykorzystywa� wst�puj�ce pr�dy powietrzne
jak s�p i nurkowa� jak jastrz�b. Dzi�ki ruchom swoich
skrzyde� okaza� si� nadzwyczaj ekonomiczny, co pozwoli�o
obarczy� go �adunkiem teleobiektyw�w i kamer. 2910 �a�owa�,
�e zamiast w b�otnistym okopie z oczami wystawionymi
kilkana�cie cali nad poziom gruntu nie jest w baraku
dowodzenia wraz z porucznikiem Kyle (pami�ta�, �e na
Everglades pr�bowano r�wnie� stwory z oczami wystawionymi w
g�r� na d�ugich szypu�kach, ale te zosta�y niemal od razu
zaatakowane przez jaki� grzybek...)
- Zbieraj si�, 2910 - jakby na jego �yczenie rozleg� si�
g�os 2900. - Mamy i�� do Niego do punktu dowodzenia.
Dla 2910 On oznacza� Boga, lecz dla 2900 On to by�
porucznik Kyle. Bez w�tpienia w�a�nie dlatego 2900 zosta�
dow�dc� plutonu, cho� z pewno�ci� przyczyni� si� do tego
tak�e irracjonalny presti�, jaki wi�za� si� z posiadaniem
okr�g�ego numeru. Wyszed� z okopu i ruszy� za dow�dc� w
kierunku baraku. Przyda�by si� r�w ��cz�cy tak�e i na tym
odcinku, ale jak na razie nie by�o czasu o tym pomy�le�.
Brenner mia� kogo� na stole. (2788? Podobny, ale trudno
by�o stwierdzi� z ca�� pewno�ci�). Najprawdopodobniej od�amek
granatu. Kiedy weszli, Brenner nie podni�s� g�owy, ale 2910
i tak dostrzeg�, �e jego twarz wci�� jeszcze jest blada ze
strachu, cho� od zako�czenia ataku min�o ju� pi�tna�cie
minut. Podobnie jak 2900 zignorowa� pracownika SBS i odda�
honory porucznikowi Kyle.
Dow�dca kompanii u�miechn�� si� do nich.
- Spocznijcie, HORARS. Mieli�cie jakie� k�opoty na waszym
odcinku?
- Nie, sir - odpar� 2900. - Obsada lekkiego karabinu
maszynowego za�atwi�a trzech, a 2910 dw�ch. Atak nie by�
zbyt silny, sir.
Porucznik Kyle skin�� g�ow�.
- Tw�j pluton rzeczywi�cie mia� naj�atwiejsze zadanie,
2900, i dlatego wybra�em was do przeprowadzenia zwiadu.
- Tak jest, sir.
- We�miecie Pinokia. P�jdziecie wy i dru�yna 2910. -
Spojrza� na niego. - Wszyscy sprawni?
- Tak jest, sir - powiedzia� 2910, z najwy�szym trudem
zachowuj�c kamienn� twarz. Nie powinienem i�� na ten zwiad,
Kyle, pomy�la�. Jestem takim samym cz�owiekiem jak ty, a
takie zadania s� wy��cznie dla istot hodowanych w
prob�wkach, o metalowych szkieletach, nie maj�cych rodzin
ani wspomnie� z dzieci�stwa.
Dla takich, jak moi przyjaciele.
- Jak dot�d mieli�my najwi�cej szcz�cia z ca�ej
kompanii, sir - doda�.
- To dobrze. Mam nadziej�, �e szcz�cie dalej b�dzie wam
dopisywa�. - Kyle ponownie skoncentrowa� uwag� na 2900. -
Sprowadzi�em ornitopokter poni�ej koron drzew i kaza�em mu
robi� wszystko co potrafi z wyj�tkiem chodzenia po ziemi.
Nic nie wy�ledzi� i nie �ci�gn�� na siebie ognia, wszystko
wi�c powinno by� w porz�dku. Okr��ycie ob�z nie oddalaj�c
si� poza zasi�g mo�dzierzy, rozumiecie?
2900 i 2910 zasalutowali, zrobili w ty� zwrot i
wymaszerowali z baraku. 2910 czu� wyra�ne pulsowanie w
karku. Id�c obok 2900 niepostrze�enie zaciska� i
rozprostowywa� d�onie.
- My�lisz, �e uda nam si� jakiego� z�apa�? - zapyta�
2900. - Zawsze przed akcj� zamienia� si� w "swojego
ch�opaka".
- Chyba tak. Porucznik wie tylko tyle, �e wycofali g��wne
si�y, a opr�cz tego mogli przecie� kogo� zostawi�. W ka�dym
razie, mam nadziej�, �e to zrobili.
Naprawd� mam tak� nadziej�, pomy�la�. Ostra bitwa
najprawdopodobniej zmieni sytuacj� w takim stopniu, �e b�d�
wreszcie m�g� si� st�d wyrwa�.
Co dwa tygodnie do obozu przylatywa� helikopter,
przywo��c zaopatrzenie a tak�e, w miar� potrzeb, posi�ki
osobowe. Za ka�dym razem w sk�ad za�ogi wchodzi� tak�e
dziennikarz, kt�rego oficjalnym zadaniem by�o
przeprowadzenie wywiad�w z dow�dcami znajduj�cych si� na
trasie przelotu oboz�w. Reporter �w, nazwiskiem Keith
Thomas, by� przez ostatnie dwa miesi�ce jedyn� ludzk�
istot�, przed kt�r� 2910 m�g� zdj�� sw� mask�.
Odlatuj�c Thomas zabiera� ukrywane pod materacem notatki,
a wcze�niej zawsze udawa�o mu si� znale�� jaki� k�t, w
kt�rym mogli przez chwil� spokojnie porozmawia�. 2910 czyta�
w�wczas skierowane do niego listy i natychmiast je oddawa�.
Fakt, �e znacznie od niego starszy dziennikarz darzy� go
czym� w rodzaju pe�nego podziwu uwielbienia, wprawia� go w
lekkie zak�opotanie.
Mog� si� st�d wydosta�, pomy�la�. Wystarczy powiedzie�
Keithowi, �eby zrobi� u�ytek z listu.
- Zbierz swoj� dru�yn�, 2910 - poleci� sucho 2900. - Ja
p�jd� po Pinokia i spotkamy si� przy po�udniowej bramie.
- Tak jest.
Opanowa�o go nag�e pragnienie podzielenia si� z 2900
informacj� o li�cie. Mia� go Keith Thomas; list by� bez
daty, ale podpisa� go wa�ny genera� z Najwy�szego Dow�dztwa.
Zawiera� polecenie, �eby natychmiast zwolni� 2910 ze
wszystkich pe�nionych dotychczas obowi�zk�w i przekaza� go
pod rozkazy akredytowanego przy Sztabie korespondenta, pana
Keitha Thomasa. Keith chcia� ujawni� list ju� podczas swego
ostatniego pobytu.
Nie pami�ta�, �eby wydawa� jaki� rozkaz, ale dru�yna ju�
ustawia�a si� w szeregu w strugach padaj�cego deszczu,
r�wnie sprawnie, jak podczas �wicze� w koszarach. Wyda�
komend� "spocznij" i lustruj�c ich uwa�nym spojrzeniem
przedstawi� cel i spos�b wykonania zadania. Mimo
wszechobecnej wilgoci bro� jak zwykle by�a w nienagannym
stanie, cia�a wyprostowane, mundury tak czyste, jak tylko
pozwala�y na to warunki.
- ��czno�� przez s�uchawki! - szczekn�� i pstrykn��
prze��cznikiem w he�mie pozwalaj�cym jemu i ka�demu
cz�onkowi oddzia�u na komunikowanie si� z 2900 i Pinokiem.
Kolejny rozkaz i HORARS p�ynnie uformowali szyk doko�a
Pinokia, a w chwil� potem blokuj�ce po�udniow� bram� zasieki
zosta�y rozsuni�te i patrol ruszy� do akcji.
Ze schowan� wie�yczk� zrobotyzowany czo�g mia� zaledwie
oko�o trzech st�p wysoko�ci i by� nie szerszy od samochodu,
ale d�ugo�ci� dor�wnywa� trzem, tote� z pewnego oddalenia
przypomina� kszta�tem nisk�, kolejow� platform�. Niewielka
powierzchnia czo�owa umo�liwia�a mu prze�lizgiwanie si� w
d�ungli mi�dzy pniami pot�nych drzew, za� poruszaj�ca
g�sienice si�a by�a wystarczaj�ca do zgniatania m�odych
drzewek i bambus�w. Dzi�ki zastosowaniu elastycznych cz�ci
organicznych i spiekanych metali �oskot dawnych,
wymagaj�cych ludzkiej za�ogi czo�g�w zamieni� si� w
delikatny szmer. Na odcinkach wolnych od g�stego poszycia
Pinokio porusza� si� r�wnie cicho, jak szpitalny w�zek.
Jego bezpo�redni poprzednik nosi� nazw� "Plomba", chyba
dzi�ki tej samej przekorze, kt�ra kaza�a ochrzci� bojowe
rakiety mianem "D�bowej Pa�y"; "Plomba", czyli uderzenie
pi�ci� prosto w z�by.
Jednak Plomba, kt�ry podobnie jak Pinokio by� wyposa�ony
w komputerowy m�zg i nie potrzebowa� �adnej za�ogi (a tym
samym i miejsca dla niej, je�li nie liczy� odkrytych siedze�
na powierzchni pancerza), porozumiewa� si� z towarzysz�c� mu
piechot� za pomoc� ��czno�ci przewodowej. Oczywi�cie,
pr�bowano zastosowa� radio, lecz k�opoty z szumem,
zak��ceniami i fa�szywymi rozkazami wydawanymi przez
nieprzyjaciela okaza�y si� niemo�liwe do przezwyci�enia.
Potem, kiedy wreszcie uda�o si� skonstruowa� udoskonalony
model, jaki� pe�en wyobra�ni oficer przypomnia� sobie, �e
"Pan Plomba" by� znan� postaci� z teatru marionetek, wi�c
wymy�lenie nazwy dla nowej, nie wymagaj�cej pl�taniny
przewod�w wersji czo�gu przesta�o natychmiast, rzecz jasna,
nastr�cza� jakiekolwiek problemy. Jednak dla Pinokia,
podobnie jak dla jego bajkowego imiennika, samodzielne
wyruszenie w �wiat wi�za�o si� z wieloma
niebezpiecze�stwami.
Odwa�ny cz�owiek (a tych Nieprzyjacielowi nie brakowa�o),
m�g� ukry� si� i dopu�ci� go na bardzo blisk� odleg�o��, a
nast�pnie, je�li by� dobrze wyszkolony, umie�ci� granat lub
butelk� z benzyn� w jego najbardziej wra�liwym miejscu.
Trzycalowej grubo�ci pancerz Pinokia potrzebowa� �ywej
os�ony, a poniewa� czo�g kosztowa� tyle, co ma�e miasto, za�
odpowiednio zabezpieczony dysponowa� si�� bojow� ca�ego
pu�ku, zawsze j� otrzymywa�.
Dwaj �o�nierze szli przed nim przez d�ungl�, tworz�c
czo�o formacji, pozostali za� ochraniali flanki, w razie
potrzeby zasypuj�c gradem pocisk�w ka�dy podejrzany krzak.
Stra� tyln� tworzyli pogodny, godny zaufania 2909 wraz z
jeszcze jednym �o�nierzem. 2900, jako dow�dca zwiadu, szed�
za maszyn�, za� dow�dca dru�yny, czyli 2910, tu� przed ni�.
W spowitej p�mrokiem d�ungli panowa� ca�kowity spok�j.
"Chocia�bym chodzi� ciemn� dolin�..."
W s�uchawkach rozleg� si� piskliwy g�os 2900:
- Odsun�� dalej lewe skrzyd�o!
2910 potwierdzi� przyj�cie rozkazu i potruchta� w lewo,
aby dopilnowa� jego wykonania, cho� 2913, 2914 i 2915 tak�e
go us�yszeli i ju� zrobili, co nale�a�o. Tak wcze�nie nie
nale�a�o si� spodziewa� �adnych problem�w, ale nie oznacza�o
to, �e mogli i�� jak na spacer. Kiedy przeciska� si� mi�dzy
dwoma drzewami zwr�ci� uwag� na le��cy na ziemi przedmiot;
przystan�� na chwil�, �eby mu si� dok�adniej przyjrze�. By�a
to czaszka, prawdziwa, a nie wykonana z nierdzewnej stali,
najprawdopodobniej wi�c nale�a�a do jednego z Nieprzyjaci�.
Nieprzyjaciel przez du�e "N", pomy�la�. Cz�owiek, do
kt�rego nie odnosi� si� wdrukowany w m�zgi HORARS rozkaz
bezwzgl�dnego, granicz�cego z uwielbieniem pos�usze�stwa.
- Jakie� k�opoty, 2910? - pisn�o w s�uchawkach.
- Ju� wracam. - Rzuci� czaszk� na ziemi�. Cz�owiek,
kt�rego mo�e nie pos�ucha� nawet HORAR, kt�rego nawet HORAR
mo�e zabi�. Czaszka sprawia�a wra�enie starej, ale z
pewno�ci� taka nie by�a. Mr�wki wyczy�ci�y j� w ci�gu kilku
dni, a za kilka tygodni nie pozostanie z niej nawet �lad.
Mog�a le�e� jakie� siedemna�cie lub osiemna�cie dni.
Machaj�c skrzyd�ami przelecia� nad ich g�owami
realizuj�cy w�asne zadanie ornitokopter. Patrol ruszy�
dalej.
- Jak daleko idziemy? - zapyta� od niechcenia 2910. - Do
strumienia?
- �wier� mili wzd�u� brzegu, a potem na zach�d -
zaskrzecza� g�os 2900. - Nie masz nic przeciwko temu? -
doda� z wyra�nym sarkazmem.
Niespodziewanie w s�uchawkach rozleg� si� g�os porucznika
Kyle.
- 2910 jest twoim zast�pc�, 2900. Ma obowi�zek zna� plan
akcji.
Jednak 2910, kt�ry zorientowa� si�, �e prawdziwy HORAR
nigdy by nie zada� takiego pytania, przekona� si� dzi�ki
temu, i� wie o HORARS znacznie wi�cej ni� dow�dca kompanii.
Nie by�o w tym nic dziwnego, bowiem jad� z nimi i spa�, w
przeciwie�stwie do porucznika, lecz odczuwa� z tego powodu
pewien niepok�j. Mo�liwe, �e wie nawet wi�cej od Brennera,
oczywi�cie z wyj�tkiem spraw dotycz�cych bezpo�rednio
mechaniki biologicznej.
Szpica zameldowa�a, �e widzi ju� wij�cy si� mi�dzy
drzewami strumie�, kiedy ponownie odezwa� si� porucznik
Kyle.
- W obozie alarm czerwony - powiedzia� tym samym,
spokojnym g�osem, kt�rym udzieli� reprymendy 2900. - Atak od
p�nocy, najprawdopodobniej w sile jednego batalionu.
Zarz�dzam natychmiastowy powr�t.
Prawa g�sienica Pinokia znieruchomia�a; czo�g zawr�ci� o
180 stopni, a wraz z nim ca�y oddzia�, zachowuj�c nie
zmieniony szyk.
- Obs�uga dzia�a nie mo�e si� wstrzela�, id� im pom�c -
o�wiadczy� flegmatycznie Kyle. - Przez kilka minut ��czno��
b�dzie utrzymywa� pan Brenner.
- Nied�ugo b�dziemy z powrotem, sir - odpar� 2900.
W tej samej chwili 2910 zobaczy�, jak jego �o�nierze
padaj� jeden za drugim, skoszeni seri� z karabinu
maszynowego, a w nast�pnym u�amku sekundy w d�ungli
rozp�ta�o si� prawdziwe piek�o.
Za pomoc� radaru Pinokio wy�ledzi� miejsce, z kt�rego
oddano seri� i pos�a� tam pocisk kalibru 155 milimetr�w, ale
strza�y pada�y ju� ze wszystkich stron. Pociski odskakiwa�y
od pancerza czo�gu, wyj�c niczym pot�pione dusze. 2910
dostrzeg� spadaj�ce szerokimi �ukami granaty, a w chwil�
potem co� uderzy�o z potworn� si�� w jego udo.
- Zosta�em trafiony - powiedzia� z wysi�kiem do
mikrofonu. - 2909, przejmujesz ludzi.
Dopiero potem spojrza� na ran�. Huk eksploduj�cych
pocisk�w by� tak wielki, �e nie dos�ysza� odpowiedzi swego
zast�pcy.
Ostry od�amek granatu lub mo�dzierzowego pocisku rozci��
ca�e udo, ale najwyra�niej omin�� wszystkie wa�niejsze
t�tnice. Krew nie tryska�a, tylko s�czy�a si� obfitym
strumieniem, za� dzi�ki szokowi b�l nie dotar� jeszcze do
jego m�zgu. Zmusi� si�, �eby rozewrze� brzegi rany i upewni�
si�, �e nie dosta�o si� do niej �adne obce cia�o. By�a
g��boka, lecz wszystko wskazywa�o na to, �e ko�� pozosta�a
nie naruszona.
Staraj�c si� nie podnosi� zbyt wysoko g�owy odci��
bagnetem nogawk�, a nast�pnie sporz�dzi� z wojskowego pasa
prowizoryczn� opask�. Pakiet pierwszej pomocy zawiera�
tampon z gazy i plaster. Sko�czywszy zak�ada� opatrunek
przypad� p�asko do ziemi, �ciskaj�c w d�oniach sw�j M-19 i
rozgl�daj�c si� w poszukiwaniu jakiego� celu. Pinokio
prowadzi� ci�g�y ostrza� z ci�kiego karabinu maszynowego,
neutralizuj�c wszystkie podejrzane skrawki d�ungli, poza tym
walka wyra�nie przygas�a.
- S� ranni? - zabrzmia� przy jego uchu g�os 2900. -
Powtarzam, czy s� jacy� ranni?
- 2910 - wykrztusi� z trudem. HORARS odczuwali b�l, ale w
znacznie mniejszym stopniu ni� ludzie. B�dzie musia� udawa�
odporno�� najlepiej, jak potrafi. Nagle przysz�o mu na my�l,
�e jako niezdolny do walki zostanie odes�any na ty�y, dzi�ki
czemu nie b�dzie musia� ujawnia� listu, i poczu� przyp�yw
ulgi.
- Bali�my si�, �e dosta�e� na dobre, 2910. Cieszymy si�,
�e nadal jeste� z nami.
A potem g�os ogarni�tego panik� Brennera:
- Gniot� nas tutaj! Natychmiast sprowad�cie z powrotem
Pinokia!
Pomimo b�lu 2910 skrzywi� si� pogardliwie.
- Tak jest, sir - odpar� 2900 i niespodziewanie znalaz�
si� tu� przy nim, pomagaj�c mu si� podnie��.
2910 usi�owa� ogarn�� spojrzeniem oddzia�.
- Jakie mamy straty?
- Czterech zabitych i ty. - Chyba �aden inny cz�owiek nie
zdo�a�by dos�ysze� w ostrym g�osie dow�dcy patrolu nuty
�alu. - B�dziesz m�g� i��?
- Chyba nie nad��� za wami.
- W takim razie pojedziesz na Pinokiu.
Z zaskakuj�c� delikatno�ci� 2900 podsadzi� go na metalowe
krzese�ko, z kt�rego korzysta� steruj�cy czo�giem operator,
gdy nie musia� biec obok pojazdu. Niedobitki oddzia�u
utworzy�y z przodu rzadk� tyralier�. Kiedy ruszyli w drog�
powrotn�, 2900 zacz�� wzywa� ob�z.
- Halo baza! Halo baza! Jak� macie sytuacj�, sir?
- Porucznik Kyle nie �yje - odpowiedzia� mu g�os
Brennera. - 3003 w�a�nie przyszed� i zameldowa�, �e Kyle nie
�yje!
- Utrzymacie si�?
- Nie wiem. - Nieco ciszej, w bok od mikrofonu: -
Utrzymamy si�, 3003?
- Prosz� skorzysta� z peryskopu, sir. Albo z ptaka, je�li
jeszcze dzia�a.
- Nie wiem, czy si� utrzymamy - wyszcz�ka� Brenner. -
3003 w�a�nie zosta� trafiony i zgin��, ale on chyba te� nie
wiedzia�. Musicie si� po�pieszy�!
Cho� by�o to wbrew przepisom, 2910 wy��czy� s�uchawki,
�eby nie s�ysze� cierpliwej odpowiedzi 2900. Odgrodziwszy
si� w ten spos�b od paplaniny Brennera zwr�ci� uwag� na
niezbyt odleg�e odg�osy eksplozji, najprawdopodobniej
dobiegaj�ce w�a�nie z obozu. T�o dla wybuch�w pocisk�w i
mo�dzierzowych granat�w stanowi� niemal nieustaj�cy terkot
broni maszynowej.
W nast�pnej chwili wyjechali z d�ungli i ujrzeli przed
sob� ob�z, w kt�rym co chwila wykwita�y wysokie gejzery
b�ota. Oddzia� ruszy� przed siebie biegiem, za� Pinokio, ani
na moment nie zmniejszaj�c tempa, rozpocz�� ostrza� ze
swojej sto pi��dziesi�tki pi�tki.
Wyko�owali nas, pomy�la� 2910. B�l w nodze by�
dokuczliwy, ale jakby odleg�y, on sam za� czu� dziwn�
lekko�� i zawroty g�owy - jakby by� ornitokopterem
spogl�daj�cym z g�ry na swoje cia�o przez mglist� zas�on�
deszczu. Jednocze�nie jego umys� zacz�� pracowa� z niezwyk��
precyzj�.
Wyko�owali nas. Przyzwyczaili do codziennych, pr�bnych
atak�w o �wicie, a kiedy wys�ali�my Pinokia, spr�bowali
z�apa� nas w zasadzk� i zdoby� ob�z. Nagle u�wiadomi� sobie,
�e siedz�c na nie chronionym niczym miejscu na pancerzu w
ka�dej chwili mo�e ponownie znale�� si� w ogniu walki;
zbli�ali si� ju� do kraw�dzi pola minowego, a wysuni�ci do
przodu HORARS przegrupowali si� w kolumn�, �eby nie
przekroczy� granic wolnej od min �cie�ki.
- Dok�d jedziemy, Pinokio? - zapyta� i w chwil� potem
przypomnia� sobie, �e ma wy��czony mikrofon. Pstrykn�wszy
prze��cznikiem powt�rzy� pytanie.
- Poszkodowany personel HORARS zostanie dostarczony do
punktu naprawczego SBS - zabrz�cza� monotonnie g�os
komputera, lecz 2910 ju� go nie s�ucha�, do jego uszu bowiem
dobieg�y d�wi�ki sygna��wek obwieszczaj�cych pocz�tek
kolejnego ataku Nieprzyjaciela.
Po�udniowa cz�� tr�jk�tnego obozu by�a zupe�nie pusta,
jakby resztki ich plutonu zosta�y wezwane na pomoc
pierwszemu i drugiemu, ale zgodnie z absurdaln� logik� wojny
nie zjawi� si� tu ani jeden �o�nierz Nieprzyjaciela.
- Prosz� przygotowa� pomoc dla rannego personelu HORARS -
nada� Pinokio, nie zaprzestaj�c ani na chwil� ostrza�u ze
swojego dzia�a. Kiedy jednak min�y dwie minuty, a Brenner w
dalszym ci�gu si� nie zg�asza�, 2910 zsun�� si� z wysi�kiem
z pancerza, Pinokio za� natychmiast odjecha� w kierunku
najgor�tszej walki.
Bunkier mieszcz�cy punkt dowodzenia zdecydowanie zmieni�
sw�j kszta�t; niewiele brakowa�o, a kilka bardzo bliskich
trafie� zmiot�oby go zupe�nie z powierzchni ziemi. W chwili,
gdy mia� zamiar poku�tyka� do �rodka, w wej�ciu pojawi�a si�
zbiela�a twarz Brennera.
- Kto to?
- 2910. Zosta�em trafiony. Musz� si� po�o�y�.
- Nie przy�l� nam wsparcia powietrznego. Rozmawia�em z
nimi przez radio, ale powiedzieli, �e nad tym rejonem panuje
tak paskudna pogoda, �e nawet nie mogliby nas znale��.
- Niech pan odejdzie od drzwi. Jestem ranny. Chc� si�
po�o�y�. - W ostatniej chwili przypomnia� sobie, �eby doda�:
- Sir.
Brenner z oci�ganiem odsun�� si� na bok. W bunkrze by�o
mroczno, ale nie ciemno.
- Chcesz, �ebym obejrza� ran�?
2910 znalaz� puste nosze i po�o�y� si� ostro�nie,
staraj�c si� nie zgina� uszkodzonej nogi.
- Nie musi pan - odpar�. - Niech pan si� zajmie innymi.
Lepiej, �eby Brenner nie przygl�da� mu si� zbyt uwa�nie,
bo nawet tak roztrz�siony jak teraz m�g� jednak co�
zauwa�y�. Jednak cz�owiek z SBS usiad� ponownie przy
radiostacji. Jego podekscytowany g�os zdawa� si� dobiega� z
bardzo, bardzo daleka. Jak cudownie by�o wreszcie m�c le�e�
bez ruchu.
Z wielkiego oddalenia zacz�y dochodzi� spieraj�ce si�
g�osy. Przez chwil� 2910 zastanawia� si�, gdzie w�a�ciwie
jest, a potem us�ysza� kanonad� i ju� wiedzia�. Spr�bowa�
przewr�ci� si� na bok; za drugim razem uda�o mu si�, cho�
uczucie dziwnej lekko�ci w g�owie jeszcze bardziej si�
nasili�o. Na s�siednich noszach le�a� 2893. By� martwy.
W drugim ko�cu baraku, gdzie teoretycznie mie�ci� si�
punkt dowodzenia, Brenner m�wi� w�a�nie do 2900:
- Gdyby�my mieli jak�kolwiek szans�, wiesz, �e stara�bym
si� j� wykorzysta�.
- O co chodzi? - zapyta� 2910. - Co si� sta�o? - By� zbyt
oszo�omiony, �eby dobrze odgrywa� rol� HORARA, ale �aden z
nich nie zwr�ci� na to uwagi.
- To dywizja - odpar� Brenner. - Atakuje nas ca�a dywizja
Nieprzyjaciela. Nie mo�emy ich zatrzyma�.
2910 uni�s� si� na �okciu.
- Co pan przez to rozumie?
- Rozmawia�em z nimi przez radio. Maj� tu ca�� dywizj�.
Jeden z ich oficer�w m�wi po angielsku. Chc�, �eby�my si�
poddali.
- To o n i twierdz�, �e to dywizja, sir - zauwa�y�
spokojnie 2900.
2910 potrz�sn�� g�ow�, usi�uj�c zmusi� j� do logicznego
my�lenia.
- Nawet je�li to prawda, to przy pomocy Pinokia...
- Pinokio zosta� zniszczony.
- Pr�bowali�my kontrataku, ale trafili Pinokia i zmusili
nas do wycofania - wyja�ni� 2900. - Jak si� czujesz, 2910?
- Maj� na pewno co najmniej dywizj� - powt�rzy� z uporem
Brenner.
Umys� 2910 pracowa� na najwy�szych obrotach, lecz mia�
wra�enie, �e jego my�li kr�c� si� tylko w k�ko na
skrzyd�ach ogromnego wiatraka. Je�eli Brenner postanowi si�
podda�, to 2900 nie zaprotestuje nawet s�owem, cho�by nie
wiadomo jak bardzo si� z tym nie zgadza�. Istnia�o kilka
sposob�w, dzi�ki kt�rym powinno uda� mu si� przekona�
Brennera, �e jest cz�owiekiem, ale b�dzie do tego
potrzebowa� troch� czasu. Wtedy Brenner powie
Nieprzyjacio�om, �eby go oszcz�dzili. Wojna kiedy� si�
sko�czy i b�dzie m�g� wr�ci� do domu. Nikt nie b�dzie m�g�
mu niczego zarzuci�. Je�eli tylko...
- Ilu jeszcze mamy zdolnych do walki? - zapyta� Brenner.
- Mniej ni� czterdziestu, sir.
W g�osie 2900 nie by�o nic, co by mog�o �wiadczy� o tym,
�e dow�dca plutonu wie o losie, jaki go czeka w wypadku
poddania si�, ale wiedzia� o tym z ca�� pewno�ci�.
Nieprzyjaciel bra� do niewoli wy��cznie ludzi. (Czy 2900 da
si� przekona�? Czy kt�rykolwiek z HORARS b�dzie w stanie
zrozumie�, po tym, jak wsp�lnie jedli i �artowali? �aden z
nich nie mia� zielonego poj�cia o fizjologii, natomiast
wszyscy uwa�ali ludzi, oczywi�cie z wyj�tkiem Nieprzyjaci�,
niemal za p�bog�w. Czy uwierz� mu, gdy spr�buje przej��
dow�dztwo?)
Widzia�, jak Brenner przygryza doln� warg�.
- Poddajemy si� - zadecydowa� wreszcie cz�owiek SBS. Tu�
przy baraku rozleg�a si� pot�na eksplozja, lecz on nie
zwr�ci� nawet na ni� uwagi. W jego g�osie s�ycha� by�o
wyra�nie niepewny, zdziwiony ton, jakby jeszcze sam nie
zdo�a� przyzwyczai� si� do tej my�li.
- Sir... - zacz�� 2900.
- Zabraniam ci krytykowa� moje rozkazy. - Brenner
odzyska� cz�� pewno�ci siebie. - Poprosz� ich, �eby tym
razem zgodzili si� uczyni� wyj�tek... - znowu to dr�enie w
g�osie - i nie robili tego, co zwykle z wami robi�.
- Nie o to chodzi - odpar� flegmatycznie 2900. - Po
prostu woleliby�my umrze� w walce.
Jeden z rannych j�kn�� i 2910 pomy�la� przelotnie, �e
chyba tamten tak�e, tak jak on sam, przys�uchuje si�
rozmowie.
Opanowanie, kt�re Brenner narzuci� sobie z takim trudem,
prysn�o niczym ba�ka mydlana.
- Umrzecie tak, jak wam ka��, do cholery!
- Czekajcie... - Wypowiedzenie tego jednego s�owa okaza�o
si� zdumiewaj�co trudne, ale uda�o mu si� zwr�ci� na siebie
ich uwag�. - 2900, pan Brenner nie wyda� jeszcze formalnego
rozkazu zaprzestania walki, a ty na pewno jeste� potrzebny
na zewn�trz. Id� i pozw�l mi z nim porozmawia�. - Widz�c, �e
wy�szy rang� HORAR zawaha� si�, doda�: - Je�eli b�dzie ci�
potrzebowa�, skontaktuje si� z tob� przez radio, ale teraz
id� i walcz.
2900 odwr�ci� si� gwa�townie i wyszed� przez w�skie drzwi
baraku.
- O co chodzi, 2910? - zapyta� zdumiony Brenner. - Co ci
si� sta�o?
Spr�bowa� wsta�, ale okaza�o si�, �e jest na to za s�aby.
- Prosz� tu podej��, panie Brenner - powiedzia�, a
widz�c, �e m�czyzna nawet si� nie poruszy�, doda�: - Wiem,
jak si� st�d wydosta�.
- Przez d�ungl�? To szale�stwo! - prychn�� specjalista
SBS, ale mimo to zbli�y� si� i nachyli� nad noszami. 2910
chwyci� go za klapy i przyci�gn�� do siebie.
- Co ty wyrabiasz, do cholery?
- A nie widzisz? To, co trzymam przy twojej szyi to
ostrze mojego bagnetu.
Brenner usi�owa� si� wyrwa�, ale zaprzesta� szamotaniny,
gdy zimna stal nacisn�a mocniej na jego gard�o.
- Nie mo�esz... tego... zrobi�...
- Mog�, bo nie jestem HORAREM, tylko cz�owiekiem i
lepiej, �eby� to dobrze zrozumia�. - Raczej wyczu� ni�
dostrzeg� wyraz niedowierzania na twarzy m�czyzny. - Jestem
reporterem, kt�rego dwa lata temu umieszczono w grupie
�wie�o uaktywnionych HORAR�W. Przeszed�em z nimi ca�e
szkolenie i zosta�em skierowany na pierwsz� lini�. Gdyby�
czyta� te gazety, kt�re nale�a�o, natrafi�by� na moje
relacje. Poniewa� jeste� cywilem bez �adnego do�wiadczenia
bojowego, ja przejmuj� dowodzenie.
Brenner prze�kn�� z wysi�kiem �lin�.
- Te korespondencje s� sfa�szowane. To jeden ze sposob�w,
�eby zyska� poparcie opinii publicznej. Wiedz� o tym nawet w
centrali SBS w Waszyngtonie.
�miech sprawia� mu b�l, lecz mimo to 2910 zmusi� si� do
ochryp�ego rechotu.
- W takim razie jak wyt�umaczy pan ten bagnet przy swoim
gardle, panie Brenner?
Specjalista SBS zacz�� dr�e� na ca�ym ciele.
- Ty tego naprawd� nie rozumiesz, 2910? �aden cz�owiek
nie da�by rady �y� jak HORAR, pokonuj�c po kilkana�cie mil
dziennie i �pi�c zaledwie par� godzin, wi�c zabrali�my si�
do tego od drugiej strony. Poinformowali mnie o tym, kiedy
otrzyma�em przydzia� do tego obozu. Wiem o tobie wszystko.
- To znaczy?
- Pu�� mnie, do cholery! Nie wolno ci w ten spos�b
traktowa� cz�owieka! - Skrzywi� si�, gdy ostrze nacisn�o
mocniej na napi�t� sk�r�. - Nie mo�na by�o zrobi� z
reportera HORARA, wi�c post�pili na odwr�t: wzi�li ciebie,
2910, i uczynili z ciebie reportera. Jednocze�nie ze
wszystkimi standardowymi odruchami wdrukowali ci w m�zg
wspomnienia prawdziwego cz�owieka. Dali ci dusz�, je�li masz
ochot� to tak nazwa�, ale to nie zmienia faktu, �e w dalszym
ci�gu jeste� HORAREM.
- Ta historia mia�a stanowi� dla mnie zas�on�, Brenner.
Powiedzieli ci to, �eby� nie chcia� mnie wy��czy�, kiedy
zauwa�ysz, �e moje zachowanie odbiega od normy. Jestem
cz�owiekiem.
- To niemo�liwe.
- Ludzie s� twardsi ni� przypuszczasz, Brenner. Nie wiesz
o tym, bo nigdy nie pr�bowa�e�.
- Powtarzam ci...
- Zdejmij mi opatrunek z nogi.
- Co?
Ponownie nacisn�� mocniej na ostrze.
- Opatrunek. Zdejmij go.
Kiedy Brenner wykona� polecenie, 2910 za��da�:
- A teraz rozchyl brzegi rany. - Brenner zrobi� to
trz�s�cymi si� palcami. - Widzisz ko��? Zajrzyj g��biej,
je�li musisz. I co?
Pracownik SBS spojrza� na niego z wysi�kiem.
- Nierdzewna stal.
2910 opu�ci� wzrok na szeroko rozwart� ran� i na jej dnie
dostrzeg� metaliczne l�nienie. Bagnet sam wbi� si� g�adko w
gard�o Brennera; zanim przytroczy� go z powrotem do pasa,
wytar� starannie ostrze w mundur martwego m�czyzny.
2900 nic nie powiedzia�, kiedy w dziesi�� minut p�niej
zjawi� si� w punkcie dowodzenia, ale 2910 dostrzeg� wyraz
jego oczu i zrozumia�, �e dow�dca plutonu wie o wszystkim.
- Teraz ty tutaj dowodzisz - powiedzia�, le��c bez ruchu
na noszach.
2900 zerkn�� na nieruchome cia�o Brennera.
- On by� kim� w rodzaju Nieprzyjaciela, prawda? - zapyta�
powoli. - Dlatego, �e chcia� si� podda�, a porucznik Kyle
nigdy by tego nie zrobi�.
- Masz racj�.
- Kiedy �y�, nie potrafi�em w ten spos�b o tym my�le�. -
2900 spojrza� z zastanowieniem na 2910. - Wiesz, w tobie
jest co�, czego nam wszystkim brakuje. Jaka� iskra. - Przez
chwil� pociera� brod� swoj� du�� d�oni�. - W�a�nie dlatego
mianowa�em ci� dow�dc� dru�yny, a tak�e po to, �eby ci�
troch� odci��y�, bo nieraz mia�em wra�enie, �e nie dajesz
sobie ze wszystkim rady. Ale ta iskra ca�y czas by�a
widoczna.
- Wiem - odpar� 2910. - Co s�ycha� na zewn�trz?
- Trzymamy si�. Jak si� czujesz?
- Tak sobie. Kiedy patrz�, po bokach widz� czarne plamy.
Czy mo�esz mi co� powiedzie�, zanim p�jdziesz?
- Jasne.
- Czy cz�owiekowi, kt�ry ma bardzo skomplikowane z�amanie
nogi lekarze mog� usun�� cz�� ko�ci i zast�pi� j� metalow�
szyn�?
- Nie wiem - odpar� 2900. - Czy to ma jakie� znaczenie?
- Zna�em kiedy� pewnego pi�karza, kt�remu chyba zrobili
co� takiego - powiedzia� cicho 2910. - A w ka�dym razie
wydaje mi si�, �e co� takiego pami�tam...
Z zewn�trz bez przerwy dobiega� huk eksplozji. Gdzie�
blisko rozleg� si� j�k umieraj�cego HORARA.
W pewnym ameryka�skim tygodniku mo�na czasem znale�� na
drugiej stronie ok�adki, tu� za reklamami, informacje
dotycz�ce jego pracownik�w. W dwa tygodnie po tym, jak
korespondent nazwiskiem Thomas zamie�ci� ostatni z serii
artyku��w, kt�re zdoby�y popularno�� wykraczaj�c� nawet poza
granice kraju, ukaza�a si� tam nast�puj�ca notatka:
"W historii naszego pisma �mier� wojennego korespondenta
nie jest, niestety, rzadko spotykanym wydarzeniem, ale zgon
tego m�odego cz�owieka, kt�rego relacje by�y podpisywane
imieniem i nazwiskiem, stanowi�cymi w tym przypadku
pseudonim ukrywaj�cy jego numer, nape�ni� nas szczeg�lnym
b�lem. Przyby�e zbyt p�no drog� lotnicz� posi�ki nie
zdo�a�y uratowa� obozu, w kt�rym zrezygnowa� ze swego
cz�owiecze�stwa, by tam pracowa� i walczy�. Wszystko
wskazuje na to, �e zgin�� pomagaj�c specjali�cie SBS nie��
pomoc istotom, kt�rych los na tak d�ugi czas uczyni� tak�e i
swoim. Podczas szturmu na ob�z zar�wno on jak i wspomniany
specjalista zgin�li od pchni�cia bagnetem".
Gene WOLFE
Tyle razy go�ci� na �amach "Fantastyki", �e zaprezentowa�
ju� wielk� skal� swoich mo�liwo�ci pisarskich. Tym razem
zn�w jest to inny Wolfe.
Oryginalny tytu� opowiadania "The HORARS of War" w
wymowie brzmi tak samo jak "H o r r o r s of War", czyli
"Okropno�ci wojny", co jest tytu�em serii grafik Goi z wojny
francusko-hiszpa�skiej. Warto wiedzie�, �e Wolfe wojn� zna z
osobistego do�wiadczenia, bo walczy� w wojnie korea�skiej
(cho� sceneria opowiadania nawi�zuje do bli�szej
czytelnikowi ameryka�skiemu wojny wietnamskiej).
I jeszcze jedna uwaga. Czytaj�c to opowiadanie trudno nie
pomy�le� o wspania�ym opowiadaniu Williama Tenna z lat
pi��dziesi�tych "W otch�ani w�r�d umar�ych" z podobnym
konfliktem mi�dzy lud�mi a "gniotkami" - �o�nierzami
sklejanymi ze szcz�tk�w cia� zabitych i rannych. Kto mo�e,
niech si�gnie do staro�ytnego tomu "W stron� czwartego
wymiaru".