6286
Szczegóły |
Tytuł |
6286 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6286 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6286 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6286 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GENE WOLFE
detektyw sn�w
Siedzia�em przy biurku w gabinecie przy rue Madeleine, kiedy Andr�e, moja
sekretarka, wprowadzi�a do pokoju Herr D... Wsta�em, od�o�y�em korespondencj� i
u�cisn��em mu r�k�. Powinienem chyba wspomnie�, �e mia� niespe�na pi��dziesi�t
lat, zdrow� cer� charakterystyczn� dla tych, kt�rzy w m�odo�ci (niestety,
minionej dla nas obu) znajdowali wi�ksze upodobanie w towarzystwie koni i ps�w
oraz w ekscytuj�cych polowaniach ni� w butelkach, domach publicznych i �yciu w
mie�cie, oraz �e jego twarz zdobi�y broda i w�sy przystrzy�one na wz�r zmar�ego
cesarza. Przyj�� zaproszenie do zaj�cia miejsca w fotelu, a nast�pnie okaza�
dokumenty.
- Jak pan widzi - rzek� - przywyk�em do roli reprezentanta mego rz�du, w tej
sprawie jednak nim nie jestem, w zwi�zku z czym mog� si� czu� nieco zagubiony...
- Wiele os�b, kt�re tu przychodz�, czuje si� zagubionych - odpar�em. - Chlubi�
si� jednak tym, �e wi�kszo�� z nich, przy mojej pomocy, potrafi si� odnale��.
Pa�ski problem, jak przypuszczam, jest natury �ci�le osobistej?
- Sk�d�e znowu. To sprawa publiczna w najpe�niejszym znaczeniu tego okre�lenia.
- Jednak �aden z dokument�w, kt�re przede mn� le��, cho� wszystkie s� opatrzone
wspania�ymi piecz�ciami i wst�gami, nie �wiadczy o tym, �e jest pan kim� innym
ni� d�entelmenem odbywaj�cym ca�kowicie prywatn� podr� zagraniczn�. Pan tak�e
twierdzi, �e nie reprezentuje swojego rz�du. Co mam o tym my�le�? I na czym
w�a�ciwie polega pa�ski problem?
- Dzia�am w interesie publicznym - poinformowa� mnie Herr D... - M�j maj�tek nie
jest zbyt wielki, zapewniam pana jednak, �e je�li odniesie pan sukces, zostanie
pan sowicie wynagrodzony. Chocia� musi pan przyj��, �e tylko ja jestem pa�skim
zleceniodawc�, mo�e mi pan wierzy�, i� w razie potrzeby jestem w stanie uzyska�
dost�p do znacznych �rodk�w finansowych.
- Mo�e zechcia�by pan udzieli� mi bardziej szczeg�owych informacji?
- Czy ma pan co� przeciwko podr�om?
- Nie.
- To bardzo dobrze - odpar�, po czym uraczy� mnie jedn� z najbardziej
zdumiewaj�cych, a raczej najbardziej zdumiewaj�c� histori�, jak� mia�em zaszczyt
kiedykolwiek us�ysze�. Nawet ja, kt�ry jako pierwszy zapozna�em si� z relacj�
cz�owieka, kt�remu uda�o si� odnale�� Paulette Renan z ziarnem pigwy wci��
tkwi�cym w jej gardle; kt�ry wys�ucha�em opowie�ci kapitana Brotte'a o
odkryciach, jakich dokona� w�r�d lod�w Antarktyki; kt�ry na d�ugo przed innymi
dowiedzia�em si� od Joan O'Neil, jak si� czu�a �yj�c przez dwa lata za swoim
portretem w Luwrze; nawet ja siedzia�em zas�uchany jak dziecko.
Kiedy umilk�, odezwa�em si� w te s�owa:
- Herr D..., po tym, co od pana us�ysza�em, podj��bym si� tej misji nawet
w�wczas, gdybym mia� nie zarobi� ani jednego sou. Je�li rzeczywi�cie raz w �yciu
ka�dy z nas trafia na zagadk�, kt�r� musi rozwi�za� dla samej przyjemno�ci jej
rozwi�zania, to ja w�a�nie natrafi�em na swoj�.
Pochyli� si� do przodu w fotelu i chwyci� moj� d�o� w obie swoje z wylewno�ci�,
jak s�dz�, nie maj�c� wiele wsp�lnego z jego prawdziw� natur�.
- Prosz� odszuka� i unicestwi� Mistrza Sn�w, a je�li takie b�dzie pa�skie
�yczenie, zasi�dzie pan na z�otym tronie i b�dzie pan jada� ze z�otego sto�u.
Kiedy wyruszy pan do naszego kraju?
- Jutro z samego rana - odpar�em. - Musz� jeszcze tylko uporz�dkowa� par� spraw.
- Ja wracam jeszcze dzi� wiecz�r. Mo�e pan kontaktowa� si� ze mn� o ka�dej porze
dnia i nocy, by uzyska� informacje o rozwoju wydarze�. - Wr�czy� mi wizyt�wk�. -
Pod tym adresem zawsze mo�na zasta� albo mnie, albo kogo� ca�kowicie godnego
zaufania, kto b�dzie wyst�powa� w moim imieniu.
- Rozumiem.
- A to powinno pokry� wst�pne wydatki. Prosz� da� mi zna�, gdyby potrzebowa� pan
wi�cej.
Czek, kt�ry mi wr�czy�, podni�s�szy si� do wyj�cia, opiewa� na kwot� stanowi�c�
r�wnowarto�� ma�ej fortuny. Zaczeka�em, a� znalaz� si� prawie za drzwiami, po
czym powiedzia�em:
- Dzi�kuj� panu, Herr Baron.
Musz� mu odda� sprawiedliwo��, �e si� nie odwr�ci�, z satysfakcj� zauwa�y�em
jednak, jak jego blady do tej pory kark poczerwienia� nad idealnie prost�
kraw�dzi� ko�nierzyka. Chwil� p�niej wyszed�, zamykaj�c za sob� drzwi.
Zaraz potem w gabinecie zjawi�a si� Andr�e.
- Kto to by�? Kiedy wychodzi�, wygl�da� tak, jakby uderzy� go pan biczem.
- Dojdzie do siebie - uspokoi�em go. - To baron H... z tajnej policji K...
Przedstawi� si� panie�skim nazwiskiem matki. Przypuszcza�, �e skoro jego biurko
dzieli od mojego kilkaset kilometr�w i poniewa� nie dopuszcza do tego, by jego
podobizna pojawia�a si� w gazetach, nie zdo�am go rozpozna�. Zar�wno ze wzgl�du
na jego opini� o mnie, jak i moj� opini� o samym sobie, zale�a�o mi na tym, by
si� dowiedzia�, �e nie�atwo mnie oszuka�. Jak tylko opadnie z niego pocz�tkowa
irytacja, uda si� na spoczynek ze znacznie lepszym wyobra�eniem o zdolno�ciach,
jakie zaprz�gn� do realizacji misji, kt�r� mi powierzy�.
- To dla pana typowe, monsieur - zauwa�y�a Andr�e �agodnym tonem. - Zawsze
troszczy si� pan o dobry sen swoich klient�w.
Uleg�em pokusie jej apetycznego policzka i uszczypn��em j� lekko.
- Istotnie - odpar�em - ale baron i tak nie b�dzie mia� spokojnych sn�w tej
nocy.
Opu�ciwszy Pary�, m�j poci�g pop�dzi� z �oskotem przez rozleg�e ukwiecone ��ki,
by niebawem zapu�ci� si� w doliny, w kt�rych jeszcze ca�kiem niedawno grozi�oby
nam zasypanie przez lawiny. Gdziekolwiek spojrze�, wsz�dzie by�o wida� migotanie
sp�ywaj�cej z g�r wody, a kiedy ekspres zwalnia� podczas pokonywania wzniesie�,
do uszu pasa�er�w dociera� tak�e jej �piew, zwielokrotniony echem odbijaj�cym
si� od szarych alpejskich ska�. Wieczorem ta w�a�nie muzyka uko�ysa�a mnie do
snu; nazajutrz rano obudzi�em si� na stacji I..., wiekowej stolicy J..., obecnie
prowincji K...
Wynaj��em baga�owego, �eby zani�s� moj� waliz� do hotelu, w kt�rym poprzedniego
dnia telegraficznie dokona�em rezerwacji, sam za� uda�em si� na kilkugodzinny
spacer po mie�cie. Mo�na powiedzie�, �e �redniowiecze nie tyle pozostawi�o tu
wyra�ne �lady, co raczej nigdy st�d nie odesz�o. Miasto jest z trzech stron
otoczone nietkni�tymi murami obronnymi, zwie�czone blankami baszty s� w�a�nie
starannie odnawiane, brukowane za� ulice z pewno�ci� pami�taj� czasy, kiedy ruch
ko�owy by� niezmiernie rzadki. Co si� tyczy budynk�w... Bez w�tpienia
spodoba�yby si� Kotu w Butach i jego kompanii. Brzuchate �ciany, w oknach
male�kie szybki z grubego szk�a, wy�sze kondygnacje wysuni�te poza obrys
parteru, tak �e chwilami dziwi�em si�, w jaki spos�b te budowle utrzymuj�
r�wnowag�. Na jednej z takich konstrukcji, szarej, z w�skimi oknami i masywnymi
drzwiami, odkry�em tabliczk� informuj�c� o tym, i� cho� pocz�tkowo by� to
ko�ci�, p�niej pe�ni� kolejno funkcj� wi�zienia, urz�du celnego, domu
mieszkalnego, a wreszcie szko�y. Po bli�szych ogl�dzinach okaza�o si�, i�
obecnie mieszcz� si� tam sklepy; wn�trze, zapewne jeszcze za czas�w pierwszego
Ludwika, podzielono na male�kie, zat�ch�e boksy. Tak si� z�o�y�o, i� by� to
jeden z adres�w podanych mi przez barona, wszed�em wi�c do �rodka.
Wsz�dzie p�on�y gazowe lampy, jednak nie da�oby si� powiedzie�, �e wn�trze by�o
rz�si�cie o�wietlone, wr�cz przeciwnie - zupe�nie jakby w�a�cicielom stoisk
zale�a�o przede wszystkim na tym, by blask ich lamp pod �adnym pozorem nie
dotar� do stoiska s�siada. Uk�ad sklep�w by� zupe�nie chaotyczny, nie mia�em
gdzie zasi�gn�� rady, w jaki spos�b dotrze� do interesuj�cych mnie stoisk.
Nieliczni stali klienci, kt�rzy zapewne bywali tu od lat i nie potrzebowali
przewodnika, snuli si� od kom�rki do kom�rki. Kiedy zatrzymywali si� przed
kolejn�, natychmiast pojawia� si� w�a�ciciel, kt�ry w ca�kowitym milczeniu
(takie przynajmniej odnios�em wra�enie) czeka� na jakie� pytanie lub zap�at�.
Nie us�ysza�em jednak ani s�owa, ani razu te� nie zauwa�y�em, �eby pieni�dze
przechodzi�y z r�k do r�k; klient sprawdzi� kciukiem ostro�� no�a albo obejrza�
pobie�nie jaki� fragment garderoby, albo przekartkowa� nadbutwia�� ksi��k�, po
czym rusza� dalej.
Wreszcie, kiedy ju� znudzi�o mi si� zagl�danie w zau�ki jeszcze bardziej mroczne
od g��wnych alejek, zatrzyma�em si� przy straganie z wyrobami sk�rzanymi i
zapyta�em w�a�ciciela, gdzie mog� znale�� Fr�ulein A...
- Nie znam jej - odpar�.
- Wiem z pewnego �r�d�a, i� prowadzi interesy w tym budynku. Handluje antykami.
- Mamy tu wielu antykwariuszy. Na przyk�ad Herr M...
- Szukam m�odej kobiety. Czy ten pa�ski Herr M... ma siostrzenic� albo kuzynk�?
- ...zajmuje si� g��wnie krzes�ami i komodami. Herr O..., w pobli�u siedziby
cech�w...
- Chodzi mi wy��cznie o ten budynek.
- ...specjalizuje si� z kolei w obrazach i zwierciad�ach. Czego konkretnie pan
szuka?
Nie wiem, ile jeszcze czasu toczy�aby si� ta "rozmowa", gdyby nie wtr�ci�a si�
kobieta z s�siedniej kom�rki.
- On szuka Fr�ulein A... Prosz� p�j�� prosto, skr�ci� w lewo, min�� perukarza,
potem znowu w prawo, a� do sklepu z materia�ami pi�miennymi, a tam w lewo.
Sprzedaje stare koronki.
Po d�u�szym czasie odnalaz�em wskazane miejsce oraz, siedz�c� w g��bi boksu,
Fr�ulein A... we w�asnej osobie - �adn�, szczup��, skromn� m�od� kobiet�. Towar
mia�a roz�o�ony na dw�ch stolikach. Udaj�c, �e mu si� przygl�dam, stwierdzi�em,
i� w rzeczywisto�ci nie s� to wcale koronki, lecz stare ubrania; tylko niekt�re
z nich by�y obszyte koronkami. Po jakim� czasie wsta�a, podesz�a do mnie i
zagadn�a:
- Gdyby zechcia� pan powiedzie�, co go interesuje...
By�a wy�sza ni� przypuszcza�em, a jej p�owe w�osy z pewno�ci� wygl�da�yby
niezwykle atrakcyjnie, gdyby uwolni� je z ciasnych splot�w okalaj�cych g�ow�.
- Nic konkretnego. Jest tu sporo pi�knych rzeczy... Czy s� bardzo kosztowne?
- Nie, je�li wzi�� pod uwag�, co dostaje pan za swoje pieni�dze. To, co teraz
trzyma pan w r�kach, kosztuje pi��dziesi�t marek.
- To chyba do�� du�o, prawda?
- Te stroje pochodz� sprzed wielu lat i by�y u�ywane przy r�nych uroczystych
okazjach, na przyk�ad podczas wizyt i bal�w. S� w�r�d nich suknie zamo�nych pa�
o arystokratycznym gu�cie, wszystkie jak nowe. Prosz� spojrze� na te szwy: to
r�czne szycie. W tamtych czasach spod r�ki najlepszych krawc�w wychodzi�y
najwy�ej trzy, mo�e cztery suknie rocznie, ludzie ci za� pracowali po
czterna�cie godzin dziennie, od �witu do p�nej nocy.
- Pani p�acze, Fr�ulein. Istotnie, ich los nie by� godny pozazdroszczenia, cho�
jestem pewien, �e nawet dzisiaj mo�na znale�� sporo ludzi, kt�rzy cierpi� na
r�wni z nimi.
- Bez w�tpienia - odpar�a m�oda kobieta. - Ja jednak do nich nie nale��.
Odwr�ci�a si�, by ukry� przede mn� �zy.
- M�wiono mi co innego.
Zn�w ujrza�em jej twarz.
- A wi�c zna go pan? Prosz� mu powiedzie�, �e nie jestem zamo�na, ale zap�ac�,
ile b�d� mog�a. Naprawd� pan go zna?
Pokr�ci�em g�ow�.
- Zawiadomi�a mnie wasza policja.
Przyjrza�a mi si� uwa�niej.
- Jest pan cudzoziemcem. On chyba te�, jak mi si� wydaje.
- Widz�, �e jednak czynimy post�py. Czy ma pani tu jeszcze jedno krzes�o? Jak
sama pani widzi, wasza policja nie waha�a si� szuka� pomocy za granic�, wi�c
chyba nie stanie si� nic z�ego, je�li porozmawiamy.
- To wcale nie "nasza" policja - odpar�a z gorycz� m�oda kobieta - ale owszem,
porozmawiam z panem. Nawet pr�dzej z panem ni� z nimi, cho� jest pan Francuzem.
Nie powt�rzy im pan tego?
Obieca�em, �e niczego nie powt�rz�. Po�yczyli�my krzes�o z kwiaciarni
naprzeciwko, a nast�pnie wys�ucha�em jej opowie�ci.
- M�j ojciec umar�, kiedy by�am ma�a. Matka zacz�a tu handlowa�, �eby zarobi�
na nasze utrzymanie; pocz�tkowo wi�kszo�� towar�w stanowi�y suknie mojej babki.
Od dw�ch lat, czyli od jej �mierci, sama prowadz� interes. W�r�d klient�w
przewa�aj� kolekcjonerzy i zespo�y teatralne. Nie zarabiam wiele, ale i niewiele
potrzebuj�, wi�c nawet zdo�a�am troch� zaoszcz�dzi�. Mieszkam samotnie przy
...strasse 877; to stary dom podzielony na sze�� mieszka�. Moje znajduje si� na
poddaszu.
- Jest pani m�oda i urocza - przerwa�em jej - a nawet ma jakie� oszcz�dno�ci.
To dziwne, �e nie wysz�a pani za m��.
- Wielu ju� mi to m�wi�o.
- I co pani im odpowiada�a?
- �eby nie wtykali nosa w nie swoje sprawy. Niekt�rzy twierdz�, �e nienawidz�
m�czyzn. Frau G... ze sklepu z galanteri� zacz�a rozpuszcza� takie plotki po
tym, jak odrzuci�am zaloty jej syna. Prawda przedstawia si� w ten spos�b, �e
ludzie w og�le nic mnie nie obchodz�, bez wzgl�du na p�e� i wiek. Chyba mam
prawo �y� tak, jak mam na to ochot�?
- Bez w�tpienia, ale z pewno�ci� za�wita�o pani podejrzenie, �e osoba, kt�rej
tak si� pani obawia, mo�e by� szukaj�cym zemsty, odtr�conym adoratorem?
- W jaki spos�b uda�oby mu si� wp�ywa� na moje sny?
- Tego nie wiem. To pani twierdzi, �e on to robi.
- Z pewno�ci� bym go zapami�ta�a, gdyby si� wcze�niej do mnie zaleca�. Co
prawda, wydaje mi si�, �e ju� go gdzie� widzia�am, ale nie mog� sobie
przypomnie�, gdzie to by�o. Mo�e gdybym...
- Chyba b�dzie lepiej, je�li opowie mi pani sw�j sen. Je�li si� nie myl�,
powtarza si� w niezmienionej formie?
- Owszem. Id� pogr��on� w ciemno�ci drog�. Boj� si�, ale jednocze�nie jestem
przyjemnie podekscytowana, je�eli wie pan, co mam na my�li. Czasem trwa to
bardzo d�ugo, czasem za� zaledwie par� chwil. Wydaje mi si�, �e �wieci ksi�yc,
a par� razy zauwa�y�am gwiazdy. Po prawej stronie ci�gnie si� wysoki czarny
�ywop�ot albo mur, po lewej zaczynaj� si� pola. Po jakim� czasie docieram do
otwartej na o�cie� bramy z �elaznych pr�t�w... Nie, to raczej furtka tak w�ska,
�e z trudem mog� si� przez ni� przecisn��. Czy mia� pan okazj� zapozna� si� z
pismami doktora Freuda z Wiednia? Dowiedzia�am si� od pewnej kobiety, �e on
zajmuje si� w�a�nie snami, wi�c wypo�yczy�am z biblioteki jego prace. Gdybym
by�a m�czyzn�, z pewno�ci� powiedzia�by, �e przej�cie przez w�sk� furtk�
oznacza stosunek seksualny. - Zni�y�a g�os do szeptu. - My�li pan, �e to
mo�liwe, bym mia�a jakie� nienaturalne sk�onno�ci?
- A czy kiedykolwiek odczuwa�a pani poci�g do os�b tej samej p�ci?
- Sk�d�e znowu! Wr�cz przeciwnie.
- W takim razie bardzo w�tpi� - odpar�em. - Prosz� opowiada� dalej. Co pani
odczuwa, przechodz�c przez t� furtk�?
- To samo, co wtedy, kiedy sz�am drog�, tyle �e intensywniej. Boj� si� jeszcze
bardziej, ale r�wnocze�nie jestem szcz�liwa i podekscytowana, jakbym dokona�a
czego� niezmiernie wa�nego.
- Rozumiem.
- Teraz jestem w ogrodzie. S�ysz� szmer fontann i �piew s�owik�w ukrytych w
wierzbach. W powietrzu unosi si� zapach lilii, kwitn�ca wi�nia wygl�da jak
olbrzymka w �lubnej sukni. Id� g�adk� prost� �cie�k�. Chyba u�o�ono j� z
marmurowych p�ytek, poniewa� w blasku ksi�yca jest zupe�nie bia�a. Przede mn�
wznosi si� Schloss - ogromna budowla. Z wn�trza dobiegaj� d�wi�ki muzyki.
- Jaka to muzyka?
- Wspania�a. Radosna, je�eli wie pan, co chc� przez to powiedzie�, ale nie
fircykowata. Raczej jaka� pot�na symfonia. Nigdy nie by�am na spektaklu
operowym w Bayreuth, lecz tak w�a�nie to sobie wyobra�am: dostojna, a zarazem
pogodna melodia. - U�miechn�a si� do muzyki, kt�ra na nowo zabrzmia�a w jej
wspomnieniach. - Widz� kolumny i bogato zdobione wej�cie, do kt�rego prowadz�
szerokie schody. Wbiegam po nich (jestem taka szcz�liwa!) i otwieram drzwi na
o�cie�. Wn�trze jest rz�si�cie o�wietlone: niczym oceaniczny grzywacz uderza we
mnie fala z�ocistego blasku. Wkraczam do ogromnej komnaty o wysokim sklepieniu.
Po�rodku stoi d�ugi st�, przy kt�rym siedzi chyba ze sto os�b; jedno miejsce,
najbli�ej mnie, jest wolne. Zajmuj� je. Na stole le�� przepi�knie wyro�ni�te
bochenki chleba, obok stoj� misy wype�nione miodem, w kt�rych unosz� si� kwiaty
r�, kryszta�owe karafki z winem oraz mn�stwo innych wspania�o�ci, kt�re jednak
zaraz po obudzeniu umykaj� mi z pami�ci. Wszyscy jedz�, pij� i rozmawiaj�, wi�c
ja te� zaczynam je��.
- To tylko sen, Fr�ulein. Nie ma powodu do p�aczu.
- Ale ja �ni� go co noc, od miesi�cy!
- Prosz� m�wi� dalej.
- A potem on si� zjawia. Jestem pewna, �e to wszystko dzieje si� za przyczyn�
tego cz�owieka, poniewa� tylko jego twarz widz� wyra�nie i pami�tam ze
wszystkimi szczeg�ami po obudzeniu, niekiedy nawet przez godzin� albo dwie.
Wystarczy w�wczas, �e zamkn� oczy, a natychmiast staje przede mn� jak �ywy.
- Opisze mi go pani p�niej, tymczasem za� prosz� opowiedzie� mi do ko�ca sw�j
sen.
- Jest wysoki, odziany jak kr�l, a na g�owie ma co� w rodzaju korony. Zatrzymuje
si� przy mnie i cho� milczy, to zdaj� sobie spraw�, i� etykieta nakazuje, �ebym
wsta�a. Robi� to. Niekiedy, podnosz�c si� z krzes�a, pospiesznie oblizuj� palce.
- A wi�c pa�ac nale�y do niego?
- Tak, jestem tego pewna. To jego zamek, jego dom. Jestem jego go�ciem. Staj� z
nim twarz� w twarz, ogromnie chcia�abym mu si� przypodoba�, nie wiem jednak, jak
to zrobi�.
- To musi by� przykre uczucie.
- Zgadza si�. W�a�nie wtedy, zupe�nie niespodziewanie, u�wiadamiam sobie, jak
jestem ubrana.
- Jak?
- Tak jak teraz: w prost� czarn� sukienk�. Inni natomiast maj� na sobie stroje,
kt�re tu sprzedaj�. Na przyk�ad suknie takie jak ta. - Pokazuje mi przepi�kn�
kreacj� uszyt� z wielu warstw koronki, z guzikami z polerowanych agat�w. - Od
razu zdaj� sobie spraw�, �e nie mog� tam zosta�, zanim jednak zd��� wykona�
jakikolwiek ruch, kr�l daje znak, tamci za� rzucaj� si� na mnie i wypychaj� mnie
za drzwi.
- Czuje si� pani upokorzona?
- Tak, najgorsze jednak jest to, �e nie ulega dla mnie w�tpliwo�ci, i� on wie,
�e sama nie zdoby�abym si� na opuszczenie jego pa�acu, i �e w ten spos�b pragnie
oszcz�dzi� mi rozterek. Tymczasem jednak jaka� straszliwa bestia zakrad�a si� do
ogrodu. W chwili, gdy otwieraj� si� drzwi, wyra�nie czuj� jej ohydny smr�d -
zupe�nie jak przy klatce z hienami w Tiergarten... A zaraz potem si� budz�.
- To nieprzyjemny sen.
- Widzia� pan suknie, kt�rymi handluj�. Czy uwierzy pan, �e przez par� tygodni
zak�ada�am do snu jedn� z nich, potem kolejn�, a potem jeszcze inn�?
- Ale to nie da�o rezultat�w?
- �adnych. We �nie zawsze jestem ubrana tak jak teraz. Przez pewien czas nosi�am
te suknie bez przerwy, nawet tu, w sklepiku, i kiedy robi�am zakupy na targu,
ale to te� nic nie da�o.
- Pr�bowa�a pani zmieni� miejsce nocnego spoczynku?
- Owszem, spa�am u kuzynki, kt�ra mieszka na drugim ko�cu miasta. �adnej
r�nicy. Jestem pewna, �e m�czyzna z mojego snu istnieje naprawd�. Stanowi
przyczyn� snu i bierze w nim udzia�, ale sam nie �pi.
- Ale nigdy nie widzia�a go pani na jawie?
Na chwil� przygryz�a doln� warg�, po czym odpowiedzia�a:
- Na pewno go widzia�am!
- Ach!
- Ale nie pami�tam, gdzie ani kiedy. Wydaje mi si�, �e to by�o na ulicy.
- Prosz� si� skupi�. Czy przychodzi pani na my�l jaka� konkretna cz�� miasta?
Pokr�ci�a g�ow�.
�egnaj�c si� z ni�, dysponowa�em w miar� dok�adnym rysopisem Mistrza Sn�w, cho�
mo�e nie a� tak dok�adnym, jakbym sobie �yczy�. Rysopis ten niemal w stu
procentach pokrywa� si� z tym, jaki przekaza� mi baron H..., ale to jeszcze
niczego nie dowodzi�o, jako �e baron m�g� opiera� swoje ustalenia w�a�nie na
relacji Fr�ulein A...
Bank Herr R... by� bankiem prywatnym, podobnie jak wszystkie najwi�ksze
europejskie instytucje tego rodzaju. Mie�ci� si� w kamienicy, kt�ra niegdy�
nale�a�a zapewne do jakiej� szlacheckiej lub arystokratycznej rodziny (nad
wej�ciem znajdowa� si� wykuty w kamieniu herb, teraz cz�ciowo zaro�ni�ty
winoro�l�); o tym, co obecnie si� tam mie�ci, informowa�a jedynie niewielka
mosi�na tabliczka z wygrawerowanymi nazwiskami Herr R... i jego wsp�lnik�w.
Wystr�j wn�trz by� chyba jeszcze bardziej elegancki (cho� zapewne nie tak
wysmakowany) jak za poprzednich w�a�cicieli: na �cianach wisia�y mroczne obrazy
w z�oconych ramach, urz�dnicy za� siedzieli przy intarsjowanych biurkach na
krzes�ach wy�cie�anych kosztownymi tkaninami. Kiedy zapyta�em o Herr R...,
powiedziano mi, �e dzi� ju� nie zdo�a mnie przyj��; poprosi�em wi�c, by
dostarczono mu moj� wizyt�wk�, na kt�rej skre�li�em kilka s��w o "niespokojnych
snach" i zaledwie pi�� minut p�niej znalaz�em si� w luksusowym gabinecie
urz�dzonym najprawdopodobniej w dawnej sypialni w�a�cicieli.
Herr R... by� pot�nie zbudowanym cz�owiekiem, wysokim i chyba znacznie bardziej
oty�ym ni� spodoba�oby si� to jego lekarzowi. Wygl�da� na jakie� pi��dziesi�t
lat, mia� mi�sist� twarz o zdecydowanych rysach, wysokie czo�o i czaszk� o
ogromnej puszce m�zgowej oraz niewielkie ciemne oczy, kt�re b�yskawicznie
oszacowa�y m�j wygl�d, str�j i ruchy. Udawanie czegokolwiek przed takim
cz�owiekiem by�o ca�kowicie pozbawione sensu, powiedzia�em mu wi�c wprost, �e
przychodz� jako wys�annik barona H..., �e wiem, jakie gn�bi� go problemy i �e
spr�buj� im zaradzi�, je�li zechce ze mn� wsp�pracowa�.
- Znana mi jest pa�ska reputacja, monsieur - odpar�. - Firma, kt�rej jestem
udzia�owcem, przed trzema laty korzysta�a z pa�skich us�ug w sprawie zwi�zanej z
pewn� mumi�. - Wymieni� nazw� tej firmy. - Sam powinienem by� wpa�� na pomys�,
�eby zwr�ci� si� do pana.
- Nie wiedzia�em, �e ma pan z nimi co� wsp�lnego.
- Tylko dop�ty, dop�ki jest pan ze mn� w tym pokoju. Nie wiem, jak� nagrod�
obieca� panu baron H..., ale je�eli uda si� panu zdemaskowa� i unieszkodliwi�
cz�owieka, kt�ry mnie prze�laduje, otrzyma pan tyle samo, ile dosta� pan za
rozwi�zanie sprawy mumii. W�wczas, je�li pan zechce, b�dzie pan m�g� przej�� na
emerytur� i osi��� w s�onecznym klimacie po�udnia.
- Raczej nie zechc� - odpar�em. - A gdybym mia� takie zamiary, wcieli�bym je w
�ycie ju� dawno temu. Przed chwil� powiedzia� pan co� niezmiernie
interesuj�cego; jest pan pewien, �e pa�ski prze�ladowca to cz�owiek z krwi i
ko�ci?
- Znam si� na ludziach. - Herr R... odchyli� si� do ty�u w fotelu i wpatrzy� w
pokryty malowid�ami sufit. - Czy wie pan, �e w dzieci�stwie sprzedawa�em na
ulicy faszerowan� kapust�? Moja matka gotowa�a j� na ogniu z resztek wyburzanych
budynk�w. Do�y�em chwili, kiedy zamieszka�a w najpi�kniejszym domu w Lindau
otoczona tuzinem s�u�by. Nigdy nie chodzi�em do szko�y; dodawa� i odejmowa�
nauczy�em si� na ulicy, a kiedy musz� co� pomno�y� albo podzieli�, robi to za
mnie kt�ry� z urz�dnik�w. Za to nikt tak dobrze jak ja nie zna si� na ludziach.
Czy przypuszcza pan, �e po czterdziestu latach praktyki da�bym si� nabra�
zjawie? O nie, to z pewno�ci� cz�owiek, i to silniejszy ode mnie. Cz�owiek z
krwi i ko�ci, obdarzony nieprzeci�tnym umys�em, kt�rego ju� kiedy� widzia�em w
tym mie�cie, i to wi�cej ni� raz.
- Prosz� go opisa�.
- Dor�wnuje mi wzrostem. Znacznie m�odszy - jakie� trzydzie�ci, mo�e trzydzie�ci
pi�� lat. Kasztanowa rozdwojona broda mniej wi�cej dot�d. - Jego palce
zatrzyma�y si� oko�o pi�tnastu centymetr�w od podbr�dka. - Kasztanowe w�osy, bez
�ladu siwizny, ale chyba nieco przerzedzone na skroniach.
- Chyba? Nie jest pan tego pewien?
- W moim �nie ma na g�owie wieniec z r�, wi�c nie widz� zbyt dok�adnie.
- Co� jeszcze? Jakie� blizny lub inne znaki szczeg�lne?
Herr R... skin�� g�ow�.
- Zraniona r�ka. W moim �nie, kiedy wyci�ga do mnie r�k� po pieni�dze, widz� na
niej krew, jakby otworzy�a si� �wie�a rana i zacz�a na nowo krwawi�. R�ce ma
d�ugie i szczup�e, jak pianista.
- Czy zechce pan opowiedzie� mi sw�j sen?
- Naturalnie. - Przez twarz przemkn�� mu cie�, jakby si� obawia�, �e nie sko�czy
si� na wspomnieniach i b�dzie musia� na nowo zag��bi� si� w prze�laduj�cym go
�nie. - Jestem w ogromnym domu. Wszyscy odnosz� si� do mnie z wielkim
szacunkiem, jakbym by� w�a�cicielem, ale nim nie jestem. W�a�ciciel...
- Chwileczk� - przerwa�em mu. - Czy jest tam sala balowa? Czy dom ma ozdobny
portal i zewn�trzne schody, i jest otoczony ogrodem?
Herr R... wytrzeszczy� oczy.
- Czy�by pana tak�e prze�ladowa� ten sen?
- Nie, ale wydaje mi si�, �e ju� kiedy� s�ysza�em o tym domu. Prosz� m�wi�
dalej.
- Wprost roi si� tam od s�u��cych. Cz�� z nich pracuje w polu, kt�re zaczyna
si� za ogrodem. Wydaj� im rozmaite polecenia, cho� szczeg�y s� ka�dej nocy
inne. Czasem nadzoruj� prac� w kuchni, czasem w stajniach i oborach, niekiedy
sprawdzam, jak posuwaj� si� prace przy melioracji p�l. Ro�nie na nich g��wnie
zbo�e, ale jest te� winnica i spory ogr�d warzywny. Poza tym, rzecz jasna, sam
dom musi by� wysprz�tany i utrzymany w dobrym stanie technicznym. W�a�ciciel nie
ma �ony; co prawda, mieszka z nim jego matka, ale niewiele obchodz� j� codzienne
sprawy. Ja od nich jestem. Prawd� m�wi�c, nigdy jej nie widzia�em, ale by�bym
got�w da� g�ow�, �e tam przebywa.
- Czy �w dom przypomina ten, kt�ry kupi� pan w Lindau dla swojej matki?
- Tylko w tym sensie, w jakim s� do siebie podobne wszystkie du�e domy.
- Rozumiem.
- Ka�dej nocy trwa to do�� d�ugo: wydaj� polecenia, a niekiedy sprawdzam tak�e
rachunki. Potem zjawia si� kto� ze s�u�by, zazwyczaj pokoj�wka, i informuje
mnie, �e w�a�ciciel pragnie mnie widzie�. Staj� wtedy przed zwierciad�em (widz�
si� r�wnie wyra�nie jak pana teraz), poprawiam ubranie, pokoj�wka przeciera mi
twarz chusteczk� umoczon� w r�anej wodzie.
Zawsze czeka na mnie w jednym z pokoj�w na pi�trze. Siedzi przy stole, na kt�rym
le�y roz�o�ona ksi�ga rachunkowa. Przez otwarte okno za jego plecami widz�
wierzcho�ek kwitn�cej wi�ni. Bardzo d�ugo, chyba ponad dziesi�� minut, stoj�
przed nim, on za� w milczeniu przewraca kartki kajetu.
- Przypuszczam, �e czuje si� pan do�� niepewnie, prawda? Na jawie raczej nie
zdarza si� panu zazna� tego uczucia... I co dalej?
- Powiada do mnie: "Jeste� mi winien..." - Herr R... umilk� na chwil�. - W�a�nie
na tym polega problem, monsieur: ani razu nie zdo�a�em zapami�ta� kwoty, ale
wiem, �e jest bardzo du�a. Potem za� dodaje: "Jestem zmuszony za��da�, aby�
natychmiast wszystko mi zwr�ci�". Odpowiadam, �e nie mam tylu pieni�dzy, on za�
na to: "W takim razie zwalniam ci� ze s�u�by". Padam na kolana i b�agam, by tego
nie czyni�, poniewa� w ten spos�b pozbawi mnie jedynego �r�d�a utrzymania, a tym
samym uniemo�liwi zwrot d�ugu. Przyznam si� panu ze wstydem, �e nawet p�acz�,
niekiedy za� rzucam si� na pod�og� i �omoc� w ni� pi�ciami.
- Jakie wra�enie czyni� pa�skie pro�by na Mistrzu Sn�w?
- �adnego. Powt�rnie ��da, bym natychmiast zwr�ci� ca�� sum�. M�wi�em mu
wielokrotnie, �e w tym �wiecie jestem maj�tnym cz�owiekiem i �e gdyby pozwoli�
mi uregulowa� nale�no�� w naszej walucie, uczyni�bym to natychmiast...
- To interesuj�ce. Zazwyczaj w snach nie wykazujemy takiej trze�wo�ci. I co on
na to?
- Prawie zawsze nazywa mnie g�upcem, raz jednak powiedzia�: "Chyba ju� zd��y�e�
si� zorientowa�, �e to sen. Nie mo�na zwr�ci� prawdziwego d�ugu pieni�dzmi ze
snu". Kiedy do mnie m�wi, wyci�ga r�k� po pieni�dze. W�a�nie wtedy spostrzegam
krew na jego d�oni.
- Boi si� go pan?
- I to bardzo. Zdaj� sobie spraw�, i� ma nade mn� ca�kowit� w�adz�. Szlocham,
wreszcie za� padam mu do st�p, z g�ow� pod sto�em, je�li da pan wiar�, i p�acz�
jak dziecko. W�wczas on wstaje, pomaga mi d�wign�� si� na nogi i m�wi: "Nigdy
nie zdo�asz odda� mi d�ugu, jeste� niesumiennym i nieuczciwym s�ug�, lecz mimo
to daruj� ci wszystko na zawsze". Nast�pnie wyrywa kartk� z kajetu i wr�cza mi
j�.
- A wi�c pa�ski sen ma szcz�liwe zako�czenie...
- Wcale nie, bo to jeszcze nie koniec. Wpycham kartk� za pazuch�, po czym
wychodz�, ocieraj�c twarz r�kawem. Wiem, �e gdyby ujrza� mnie kto� ze s�u�by,
natychmiast domy�li�by si�, co zasz�o, tote� spiesz� do swojego pokoju, gdzie
stoi �eliwny piec, w kt�rym mog� spali� kartk�.
- Rozumiem.
- Jednak przed samymi drzwiami spotykam cz�owieka, kt�ry, s�dz�c po jego stroju,
przypuszczalnie r�wnie� jest jednym z wa�niejszych s�ug. Tak si� sk�ada, i� jest
mi winien znaczn� sum�, wi�c aby ukry� przed nim moje niedawne prze�ycia, ��dam,
by mi natychmiast j� zwr�ci�. - Herr R... podni�s� si� z fotela i zacz��
przechadza� si� po pokoju, spogl�daj�c to na obrazy na �cianach, to na turecki
dywan pod stopami. - Musi pan wiedzie�, �e tu, w tym gabinecie, wielokrotnie
rozmawia�em w ten spos�b z interesantami. Cz�owiek �w pada na kolana i ze �zami
w oczach b�aga, bym da� mu jeszcze troch� czasu, ja jednak wyci�gam r�k�, o tak,
i chwytam go za gard�o.
- I co dalej?
- Otwieraj� si� drzwi, lecz za nimi, zamiast mego pokoju z biurkiem i �eliwnym
piecykiem na w�giel drzewny, jest gabinet w�a�ciciela domu. Stoi w progu, za nim
widz� otwarte okno i kwitn�c� wi�ni�.
- Co m�wi?
- Nic. Milczy. Zwalniam uchwyt i cz�owiek, kt�rego dusi�em, ucieka chy�kiem.
- A pan zapewne si� budzi?
- Nie bardzo wiem, jak to wyja�ni�... Owszem, budz� si�, ale zanim to nast�pi,
stoimy tylko we dw�ch, ja za�... s�ysz� rozmaite d�wi�ki.
- Je�li to dla pana zbyt przykre, mo�e pan nie m�wi� nic wi�cej.
Herr R... wyj�� z kieszeni jedwabn� chusteczk� i otar� czo�o.
- Nie wiem, jak to wyja�ni� - powt�rzy�. - S�ysz�c te d�wi�ki, u�wiadamiam
sobie, �e w�a�ciciel domu ma jeszcze innych s�u��cych, kt�rzy nigdy nie
znajdowali si� pod moim zwierzchnictwem. Mam wra�enie, jakbym zawsze zdawa�
sobie z tego spraw�, ale, a� do tej pory, nie mia�em powodu, �eby o tym my�le�.
- Rozumiem.
- Mieszkaj� w innej cz�ci domu, niekiedy wydaje mi si�, �e w lochach pod
piwnicami z winem. Nigdy ich nie widzia�em, wiem jednak, �e s� odra�aj�cy i
okrutni. Wiem r�wnie�, i� zdaniem w�a�ciciela niewiele si� od nich r�ni� i �e
pozwala, by mu s�u�yli, poniewa� nie widzi powodu, by im tego odm�wi�, skoro ja
mu s�u��. Stoj�, a raczej stoimy, i nas�uchujemy, jak zbli�aj� si� od strony
swoich kwater. Wreszcie drzwi na ko�cu korytarza uchylaj� si� powoli, ze
szczeliny za� wysuwa si� co� jakby �apa wstr�tnego gada...
- Czy na tym ko�czy si� sen?
- Tak.
Herr R... opad� z powrotem na fotel i ponownie wytar� sobie czo�o.
- I w tej postaci powtarza si� co noc?
- R�ni si� szczeg�ami.
- Na przyk�ad poleceniami, jakie wydaje pan podw�adnym?
- Nie tylko. Pocz�tkowo budzi�em si� w chwili, gdy drzwi na ko�cu korytarza
ledwo zacz�y si� otwiera�, lecz ka�dy kolejny sen trwa odrobin� d�u�ej.
Niewiele, najwy�ej jedn� dziesi�t� sekudny, ale teraz widz� ju� ca�e przedrami�
ukrytej za nimi istoty.
Zapisa�em jego domowy adres, kt�ry poda� mi bez wahania, po czym wr�ci�em do
hotelu.
Nazajutrz rano zaraz po �niadaniu sk�adaj�cym si� z rogalika i kawy uda�em si�
pod adres, kt�ry figurowa� na wizyt�wce wr�czonej mi przez barona H... Kilka
minut p�niej siedzieli�my we dw�ch w pokoju urz�dzonym r�wnie ascetycznie jak
namioty sztabowe w pobli�u p�l bitewnych.
- Czy jest pan got�w, by od rana przyst�pi� do pracy? - zapyta�.
- Przyst�pi�em do niej ju� wczoraj, dzi� za� prowadzone przeze mnie dochodzenie
wejdzie w now� faz�. Zdaj� sobie spraw�, i� nie zwr�ci�by si� pan do mnie, gdyby
Mistrz Sn�w dr�czy� tylko te osoby, kt�rych nazwiska mi pan poda�. Chc�
wiedzie�, kto jeszcze pad� jego ofiar� i pragn��bym jak najpr�dzej porozmawia� z
tym cz�owiekiem.
- M�wi�em ju� panu, �e mamy mn�stwo zg�osze�, wi�c...
- W takim razie prosz� dostarczy� mi pe�n� list�. Ci, z kt�rymi spotka�em si� do
tej pory, to albo zwykli mieszczanie, albo osoby jeszcze podlejszego stanu.
Przez pewien czas podejrzewa�em, i� poprosi� mnie pan o pomoc, ulegaj�c namowom
Herr R..., ale gdyby tak by�o, z pewno�ci� za��da�by pan, by w ca�o�ci pokry�
moje wynagrodzenie. Nie ulega dla mnie w�tpliwo�ci, i� w gr� wchodzi kto�
znacznie wa�niejszy. Musz� si� z nim spotka�.
- Hrabina...
- Ach!
- Hrabina r�wnie� wyrazi�a ch�� spotkania z panem, cho� hrabia jest temu
zdecydowanie przeciwny.
- Jak si� domy�lam, chodzi o gubernatora tej prowincji?
Baron skin�� g�ow�.
- O hrabiego von V... Nad nim jest ju� tylko kr�lowa regentka.
- Doskonale. Pragn� porozmawia� z hrabin�, ona za� pragnie porozmawia� ze mn�.
Zapewniam pana, baronie, �e pr�dzej czy p�niej dojdzie do spotkania; od pana
tylko zale�y, czy odb�dzie si� ono pod pa�skimi auspicjami.
Hrabina, kt�rej przedstawiono mnie jeszcze tego samego dnia po po�udniu, okaza�a
si� dwudziestokilkuletni� kobiet� o obfitej piersi i ciemnych w�osach, cerze jak
mleko oraz wielkich czarnych oczach wype�nionych l�kiem i (takie odnios�em
wra�enie) �alem, osadzonych w doskonale owalnej twarzy.
- Ciesz�, �e pana widz�, monsieur. Baron H... ju� od siedmiu tygodni szuka tego
cz�owieka, lecz, jak do tej pory, nie uda�o mu si� go pojma�.
- Gdybym wiedzia�, hrabino, �e moja obecno�� sprawi pani przyjemno��, zjawi�bym
si� ju� dawno, nie bacz�c na przeciwno�ci. A wi�c pani tak�e jest przekonana, i�
mamy do czynienia z prawdziwym cz�owiekiem?
- Rzadko wychodz� z domu, monsieur. M�j ma��onek obawia si�, i� mo�emy w ka�dej
chwili spodziewa� si� zamachu na nasze �ycie.
- Najprawdopodobniej ma racj�.
- Jednak z okazji uroczysto�ci pa�stwowych je�dzimy niekiedy przeszklonym
powozem do Rathausu. Otaczaj� nas w�wczas je�d�cy, kt�rzy maj� zapewni� nam
bezpiecze�stwo. Jestem pewna, �e kiedy�, jeszcze zanim zacz�y nawiedza� mnie
sny, widzia�am w t�umie twarz tego cz�owieka.
- Rozumiem. Prosz� opowiedzie� mi sw�j sen.
- Jestem w domu...
- Ma pani na my�li pa�ac, w kt�rym si� znajdujemy?
Skin�a g�ow�.
- W takim razie to co� nowego. Prosz� m�wi� dalej.
- W ogrodzie ma si� odby� egzekucja. - Przez urocz� twarz hrabiny przemkn��
u�miech. - Chyba nie musz� panu m�wi�, i� w rzeczywisto�ci odbywaj� si� w
zupe�nie innym miejscu, ale we �nie ani troch� mnie to nie dziwi. Chyba dopiero
co wr�ci�am z podr�y i zaledwie przed chwil� dowiedzia�am si� o tym, co ma si�
wydarzy�. Wybiegam do ogrodu. Jest tam ju� cz�owiek, kt�rego baron H... nazywa
Mistrzem Sn�w, przywi�zany do pnia kwitn�cej wi�ni. Naprzeciwko stoi oddzia�
�o�nierzy z karabinami, nieco z boku oficer z obna�on� szabl�, m�j m�� za�
jeszcze par� krok�w dalej. Wo�am, by si� wstrzymali, a kiedy m�� odwraca si� ku
mnie, m�wi�: "Karl, nie wolno ci tego robi�! Nie wolno ci zabi� tego
cz�owieka!". Jednak wyraz jego twarzy �wiadczy o tym, i� uwa�a mnie za
g�upiutkie dziecko o �agodnym sercu. Karl jest znacznie starszy ode mnie.
- Wiem o tym.
- Mistrz Sn�w r�wnie� patrzy na mnie. Ludzie m�wi� mi niekiedy, �e mam du�e
oczy... Czy to prawda, monsieur?
- S� bardzo du�e i bardzo pi�kne, hrabino.
- Ot� nagle odnosz� wra�enie, �e jego oczy staj� si� znacznie wi�ksze i
pi�kniejsze od moich. Dostrzegam w nich odbicie mego m�a. A teraz prosz�
s�ucha� bardzo uwa�nie, poniewa� to, co powiem, jest niezmiernie istotne, cho�
jednocze�nie, obawiam si�, trudno to poj��.
- Hrabino, we �nie wszystko jest mo�liwe.
- Ot� widz�c odbicie mego m�a, u�wiadamiam sobie niespodziewanie, i� to
w�a�nie ono jest prawdziwym Karlem, a nie cz�owiek, kt�ry obok mnie stoi. Ten,
kt�rego do tej pory uwa�a�am za mego m�a, jest jedynie odbiciem odbicia. Czy
pojmuje pan, co chc� przez to powiedzie�?
- Chyba tak.
- "Nie zabijaj go", b�agam. "Nic dobrego z tego nie wyniknie". Jednak m�j
ma��onek daje znak oficerowi, �o�nierze podnosz� karabiny, a ja... ja...
- A pani si� budzi. �yczy sobie pani moj� chusteczk�, hrabino? Jest z
pospolitego materia�u, ale czysta i znacznie wi�ksza od tej, kt�r� ma pani.
- Karl ma racj�: jestem tylko g�upiutk� dziewczynk�. Nie, monsieur, nie budz�
si�. Jeszcze nie. Rozlega si� huk salwy, Mistrz Sn�w osuwa si� bezw�adnie, lecz
kr�puj�ce go wi�zy nie pozwalaj� mu upa��, a tu� przy mnie Karl rozpada si� na
krwawe strz�py.
W drodze powrotnej do hotelu naby�em plan miasta; jak tylko znalaz�em si� w
pokoju, roz�o�y�em go na stole. Wystarczy� jeden rzut oka, aby upewni� si�, �e
przeszklony pow�z hrabiny m�g� je�dzi� wy��cznie po Hauptstrasse - by�a to
jedyna ulica w mie�cie, gdzie bez trudu zmie�ci�aby si� kareta otoczona
oddzia�em je�d�c�w. Trasa ��cz�ca dom Herr R... z jego bankiem w znacznej cz�ci
r�wnie� wiod�a t� ulic�; Fr�ulein A... przekracza�a Hauptstrasse w�a�nie na tym
odcinku. To mi w zupe�no�ci wystarczy�o.
Nazajutrz z samego rana zaj��em stanowisko na skrzy�owaniu. Je�eli mojemu
cz�owiekowi nie zaszkodzi�o wielokrotne nocne rozstrzeliwanie, powinien w ci�gu
kilku dni pojawi� si� w tym miejscu, a ja jestem przyzwyczajony do czekania.
Pal�c papierosy, obserwowa�em defiluj�cych przede mn� mieszka�c�w I... Po
godzinie kupi�em gazet� u ulicznego sprzedawcy i zagl�da�em do niej, kiedy ruch
stawa� si� rzadszy.
Stopniowo zacz��em sobie zdawa� spraw� z tego, �e jestem obserwowany. Co prawda,
wychwalamy pot�g� rozumu, cz�sto jednak korzystamy ze zmys��w, nad kt�rymi rozum
nie sprawuje �adnej kontroli. Nie mia�em poj�cia, gdzie znajduje si� obserwator,
ale wyra�nie czu�em na sobie jego spojrzenie. A wi�c ju� mnie znasz,
przyjacielu, pomy�la�em. Czy od tej pory i mnie zacznie nawiedza� uporczywy sen?
Co zwr�ci�o tw� uwag� na niepozornego cudzoziemca, przybysza, kt�ry czeka nie
wiadomo na kogo na ruchliwym skrzy�owaniu? Czy�by� widzia� si� z Fr�ulein A...
albo z kim�, kto z ni� ostatnio rozmawia�?
Rozejrza�em si� ukradkiem doko�a w poszukiwaniu kogo�, kto tak jak ja od
d�u�szego czasu przebywa� w jednym miejscu, lecz nikogo takiego nie dostrzeg�em:
ani drzemi�cego na �awce staruszka, ani kobiety z dzieckiem, ani nawet psa, a
ju� na pewno nie wysokiego m�czyzny z rozdwojon� brod� i przeszywaj�cym
spojrzeniem ciemnych oczu. A wi�c okna. Przyjrza�em si� kolejno wszystkim,
wypatruj�c podejrzanego ruchu w wype�nionych p�mrokiem wn�trzach. Bez
rezultatu.
Pozosta�y jeszcze budynki za moimi plecami. Przeszed�em na drug� stron�
Hauptstrasse i rozejrza�em si� uwa�nie, by niemal natychmiast parskn�� �miechem.
W oczach tych statecznych mieszczan wygl�da�em chyba jak osobnik niespe�na
rozumu, poniewa� zgi��em si� w p�, wypu�ci�em z ust niedopalonego papierosa i
chwyci�em si� r�kami za brzuch z obawy o to, �e p�knie mi pasek od spodni. Co za
zuchwalstwo, c� za tupet i bezczelno�� z jego strony, i jaka� nieprawdopodobna
g�upota z mojej! Jak mog�em da� si� tak nabra�? Od tej pory a� do ko�ca �ycia
b�d� z ochot� podejmowa� si� ka�dej sprawy i z zapa�em rusz� tropem ka�dego,
nawet najbardziej nieudacznego przest�pcy, zawsze bowiem b�dzie istnia�a szansa,
�e mnie przechytrzy.
Ot� Mistrz Sn�w umie�ci� Swoj� naturalnej wielko�ci, kolorow� podobizn� w oknie
Swego domu. Wci�� krztusz�c si� ze �miechu, pozdrowi�em go gestem, zaraz potem
za� przeszed�em przez ulic� i wszed�em do budynku, gdzie czeka� na mnie... Nie,
nie On we w�asnej osobie, lecz kto�, kto wiedzia� po kogo przyszed�em i kto
zdawa� sobie spraw� r�wnie dobrze jak ja, i� nigdy nie zdo�am Go uj��. Ukl�k�em,
a nast�pnie unicestwi�em Mistrza Sn�w w ten sam spos�b, w jaki by� ju�
unicestwiany niezliczon� ilo�� razy; poch�on��em Jego bia�e m�czniaste cia�o,
aby�my wszyscy mogli si� cieszy� �yciem wiecznym.
�nijcie dalej, dobrzy ludzie.
Prze�o�y� Arkadiusz Nakoniecznik
GENE WOLFE
Najwi�ksz� s�aw� przynios�o mu pi�ciotomowe arcydzie�o "Ksi�ga Nowego S�o�ca", w
kt�rym religia, cierpienie, tortury i zmartwychwstanie splataj� si� z klasyczn�
opowie�ci� o poszukiwaniu i dojrzewaniu, tworz�c alegoryczny obraz
chrze�cija�stwa w bardzo odleg�ej przysz�o�ci. W kolejnym, wci�� rozbudowywanym
cyklu "Ksi�ga D�ugiego S�o�ca" religia r�wnie� odgrywa niezmiernie wa�n� rol�. Z
ca�� pewno�ci� b��dne by�oby jednak twierdzenie, i� w swojej tw�rczo�ci porusza
wy��cznie ten jeden temat. Wr�cz przeciwnie: r�norodno�� problematyki oraz
zdolno�� formalnego eksperymentowania zar�wno ze sposobem narracji jak i
bohaterami, �wiadcz� o klasie jego pisarstwa. Inne znacz�ce pozycje w jego
dorobku to m. in.: "Castleview", "�o�nierz z mg�y", "Mieszkanie za darmo" oraz
"Pi�ta g�owa Cerbera". Niniejsze opowiadanie pochodzi z obszernej antologii
"Z�ota ksi�ga fantasy", kt�ra niebawem uka�e si� nak�adem Pr�szy�skiego i S-ki.
(anak)