6260
Szczegóły |
Tytuł |
6260 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6260 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6260 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6260 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marek A. Koprowski
Za Bajka�
"Polonezem" do Moskwy
Wyruszaj�c w maju na wypraw� na Syberi� i Daleki Wsch�d, trzeba
pami�ta�, �e klimat tych rozleg�ych obszar�w bardzo r�ni si� od
europejskiego. Gdy u nas jest upalne lato, tam ci�gle le�y �nieg, a
temperatura powietrza nie przekracza zera. Przygotowany na
kilkutygodniow� podr� ekwipunek powinien wi�c zawiera� przede
wszystkim ciep�� odzie� i obuwie. Spakowany przeze mnie baga�
bardziej nadawa� si� dla wielb��da, ni� dla jednego podr�nika,
jednak przy odrobinie wysi�ku uda�o mi si� zataszczy� go do
odje�d�aj�cego z warszawskiego dworca Centralnego poci�gu o bardzo
polskiej nazwie "Polonez", kt�ry by� zapchany do ostatniego miejsca.
Czy�by a� tak bardzo wzros�o w�r�d Polak�w zainteresowanie Rosj� -
pomy�la�em z niedowierzaniem. Z tego b��dnego, jak si� okaza�o,
mniemania szybko wyprowadzi� mnie pracownik obs�uguj�cy wagon
"Warsu". Wprost przeciwnie. Liczba przewo�onych przez ekspres
podr�nych spada praktycznie z miesi�ca na miesi�c, a t�ok w nim
jest spowodowany zmniejszeniem liczby wagon�w w sk�adzie, by nie
wozi�y powietrza.
Pomimo zag�szczenia w przedziale, podr� up�ywa w mi�ej
atmosferze i nawet odprawa graniczna w Terespolu nie wprowadza w
niej wi�kszego zamieszania. Kilku funkcjonariuszy Stra�y Granicznej
i celnik�w w ci�gu kilkunastu minut sprawnie spe�nia swoje obowi�zki
i poci�g rusza w dalsz� drog�. Zamieszanie nast�pi�o dopiero za
Bugiem, w Brze�ciu. Wcale nie z powodu tzw. przestawki podwozi
wagon�w z europejskich na radzieckie - szerokotorowe - jak by si�
mo�na spodziewa�. Na stacji w Brze�ciu czuje si� wyra�nie powiew
"postsowieckiej Azji". Na poci�g, niczym stado s�p�w na padlin�,
czeka chmara "pogranicznik�w" i celnik�w, z zachowania kt�rych mo�na
wnioskowa�, �e ich jedynym zadaniem jest niewpuszczenie poci�gu,
razem z pasa�erami, do Rosji. Jest to jednak tylko z�udzenie.
Czynownikom w bia�oruskich mundurach nie chodzi bynajmniej o ochron�
swego pa�stwa przed cudzoziemcami, ale - nazywaj�c rzecz po imieniu
- o napychanie w�asnych kieszeni. Robi� wszystko, by znale��
jakikolwiek pow�d do wymuszenia od ka�dego z pasa�er�w solidnej
wziatki. A czyni� to z powodzeniem, o czym �wiadcz� chocia�by auta
zape�niaj�ce przydworcowy, s�u�bowy parking. W�r�d zachodnich marek
trudno dostrzec samochody wyprodukowane na Bia�orusi, jakby ich
w�a�ciciele zarabiali miesi�cznie nie dwa tysi�ce rubli, ale co
najmniej tyle samo dolar�w. W naszym wagonie im jednak wyra�nie nie
pawiez�o. Staraj� si� wi�c chocia� na obs�udze "Warsu" wymusi�
pocz�stunek kaw�. Bezceremonialnie ka�� gotowa� wod�, a jeden bez
pytania zgarnia z p�ki "snicersy" dla rebionok. Kelner mamrocz�c
przyst�puje do przyrz�dzania napoju dla natr�t�w. Rozmienia im tak�e
dolary, bo okaza�o si�, �e jednak co� "�apn�li", a musz� przecie�
podzieli� si� �upem ze swoim prze�o�onym.
Nie tylko graniczne s�u�by traktuj� pasa�er�w "Poloneza" jak
�r�d�o utrzymania. Po wyj�ciu celnik�w do poci�gu wpadaj� tabuny
r�nych handlarek, oferuj�cych wszelkiego rodzaju wiktua�y, alkohol
i inne atrakcje. Najm�odsze pozostaj� w przedzia�ach i "umilaj�"
niekt�rym panom kolejne odcinki podr�y. Szybko si� okaza�o, �e
opr�cz tych "dzikich panienek" w poci�gu funkcjonuje te�
"zorganizowana ekipa", rezyduj�ca w do��czonych do "Poloneza"
bia�oruskich wagonach... Na szcz�cie nie jest zbyt nachalna i jej
wys�annicy nie n�kaj� za bardzo pasa�er�w. W poci�gu nie grasuj� te�
z�odzieje. Jest to zapewne zas�uga patrolu bia�oruskiej milicji,
kt�ry powa�niej ni� brzescy celnicy potraktowa� swoje obowi�zki.
Noc up�yn�a spokojnie i rankiem poci�g zatrzyma� si� ju� w
rosyjskim Smole�sku, w czasach dynastii Rurykowicz�w zwanym "kluczem
do Moskwy". W porannym brzasku rozci�gni�te na wzg�rzach miasto
prezentuje si� imponuj�co. Jest grodem zachwycaj�cym, w kt�rym
przetrwa�y liczne zabytki i fortyfikacje, oddaj�ce ducha i kultur�
dawnej �wi�tej Rusi. Tu� przy dworcu wznosi si� wspania�a cerkiew
�wi�tych Piotra i Paw�a. Du�e wra�enie robi te� nieco oddalone
Wzg�rze Soborowe, na kt�rym dominuje zwie�czona pi�cioma kopu�ami
cerkiew Uspie�ska, kt�rej pi�kno zachwyci�o nawet maszeruj�cego na
Moskw� Napoleona... Z okien przeje�d�aj�cego przez Smole�sk poci�gu
podziwiam tak�e opasuj�cy miasto Dniepr. Poci�g wje�d�a w krain�
sprawiaj�c� wra�enie bezludnej, na widok kt�rej pewnie nawet wrony
zawracaj� z drogi. Trudno tu dostrzec jakiekolwiek �lady �ycia, nie
wida� ludzi ani nawet szybuj�cych ptak�w. Wok� tylko ugory i
spalone b�d� zwalone przez wichury �lady drzew �r�dpolnych,
zasadzonych jeszcze w czasach w�adzy radzieckiej, by chroni�y przed
w�cibskim wzrokiem podr�nych "sekrety", znajduj�ce si� na terenach
przylegaj�cych do tor�w. Dopiero za Wia�m� zaczynaj� si� osiedla
ludzkie, a raczej wioseczki pami�taj�ce jeszcze czasy cara. Za kilka
lat z pewno�ci� i one przestan� istnie�, nawet te znane z historii,
jak np. Borodino, w pobli�u kt�rego Kutuzow usi�owa� zatrzyma�
wojska cesarza Francuz�w. Gdzieniegdzie wida� niewielkie skrawki
zaoranej ziemi. W miar� zbli�ania si� do Moskwy na horyzoncie
zaczynaj� si� pojawia� obiekty przemys�owe, ale s� to tylko
opuszczone ruiny. Na ich tle wynurzaj�ca si� nagle z las�w stolica
Rosji prezentuje si� okazale, jak prawdziwa metropolia.
Na peronie dworca Bia�oruskiego wita mnie w po�udnie o. Miros�aw
- werbista z moskiewskiej plac�wki zgromadzenia. Pomaga d�wiga�
baga�, kupi� bilet lotniczy na Sachalin, a nast�pnie zaprasza do
siebie na obiad i wypoczynek. Jest on niestety bardzo kr�tki.
Samolot do stolicy Sachalinu Ju�no-Sachali�ska odlatuje ju� o godz.
18.00 z oddalonego o oko�o pi��dziesi�t kilometr�w od stolicy
lotniska Domodiedowo. �eby dotrze� na nie na godzin� przed odlotem,
z mieszkania werbist�w trzeba by�o wyjecha� ju� o godz. 15.00. Trasa
wiedzie przez zat�oczone centrum miasta, wi�c pokonanie tego odcinka
drogi nie jest �atwe. W godzinach szczytu t�ok na ulicach Moskwy
jest por�wnywalny z zag�szczeniem samochod�w i ludzi, np. w Londynie
czy Nowym Jorku. Niedo�wiadczony kierowca mo�e ugrz�zn�� w korkach
na wiele godzin. Na szcz�cie nasz taks�wkarz specjalizuje si� w
kursach na podmoskiewskie lotniska, wi�c na Domodiedowo docieramy na
czas. Do�wiadczenie szofera ma jednak odbicie w cenie us�ugi, za
kt�r� za�yczy� sobie... pi��dziesi�ciu dolar�w. Dla por�wnania to
dwie trzecie ceny biletu z Warszawy do Moskwy. Takie s� po prostu
moskiewskie realia.
Na lotnisko mo�na dojecha� metrem i poci�giem, ale nie odwa�y si�
na to nikt, kto - tak jak ja - ma schowane w ukrytej pod koszul�
paszport�wce kilka tysi�cy dolar�w. Jest to zbyt �atwy �up dla
z�odziei, od kt�rych roi si� w zat�oczonych �rodkach miejskiej
komunikacji. Dawniej grasowali oni tak�e na lotnisku, ale po
wprowadzeniu przez odpowiednie s�u�by nadzwyczajnych �rodk�w
bezpiecze�stwa zdecydowanie rzadziej dochodzi tu do zuchwa�ych
kradzie�y... W hali odlot�w roi si� od tajniak�w, umundurowanych
ochroniarzy i antyterroryst�w. Pasa�er mo�e czu� si� tu ca�kowicie
bezpiecznie, podobnie jak w pot�nym samolocie I�-95, lec�cym do
Ju�no-Sachali�ska. S�u�by bezpiecze�stwa sprawdza�y go jeszcze, gdy
pasa�erowie stali na p�ycie lotniska, czekaj�c na wej�cie do �rodka.
L�dowanie na Sachalinie
Wielogodzinny lot I�em-95 do odleg�ego o 9 tys. kilometr�w
Ju�noSachali�ska nie by� na szcz�cie uci��liwy. Pot�na maszyna z
trzystoma pasa�erami na pok�adzie szybko osi�gn�a w�a�ciwy korytarz
powietrzny na wysoko�ci 11 kilometr�w. Nast�pnie bez jednego
drgni�cia, jakby wisz�c w powietrzu, z pr�dko�ci� tysi�ca kilometr�w
na godzin� pomkn�a ku miejscu przeznaczenia. Podziwia�em sprawno��
stewardess, kt�re z u�miechem na twarzy spe�nia�y �yczenia
pasa�er�w, jakby stara�y si� przekona� ich, �e Domodiedowskie Linie
Lotnicze s� najlepszymi w Rosji. Nawet je�li kogo� nie uj�� ich
profesjonalizm, z pewno�ci� by� zadowolony z jako�ci i smaku
serwowanych posi�k�w i napoj�w. Jedynym mankamentem lotu by� fakt,
�e mimo europejskiej nocy niemal bez przerwy odbywa� si� on w
promieniach s�o�ca. Samolot przekracza� kolejne strefy czasowe,
jakby uciekaj�c ciemno�ciom. W efekcie, chocia� lot trwa� dziewi��
godzin, wed�ug lokalnych zegark�w sko�czy� si� po osiemnastu.
Samolot zni�y� lot, jednak nie podszed� do l�dowania, ale zacz��
kr��y� w powietrzu. Na pok�adzie zapanowa�a nerwowa atmosfera,
spot�gowana odg�osami dochodz�cymi z telefonu kapitana do kabiny
stewardess. Wkr�tce si� okaza�o, �e to nie zwiastun katastrofy, ale
mg�a nad lotniskiem w Ju�no-Sachali�sku. Pilot przewidywa�, �e
pogoda szybko si� poprawi i nie b�dzie musia� lecie� na zapasowe
lotnisko, w odleg�ym o... sze��set kilometr�w Chabarowsku. Mg�a
rzeczywi�cie ust�pi�a i pilot przy aplauzie pasa�er�w sprawnie
posadzi� maszyn� na betonowym pasie, a po chwili przyst�pi� do
ko�owania pod terminal lotniska. Gdy otworzy�y si� drzwi samolotu i
pasa�erowie ruszyli podstawionymi schodami na p�yt� aerodromu,
zrozumia�em, �e wyl�dowali�my nie w Europie, ale na ca�kiem innym
kontynencie. Wyda�o mi si� to oczywiste nie tylko dlatego, �e - w
odr�nieniu od upalnej Moskwy - temperatura powietrza wynosi�a tu
tylko 3 stopnie Celsjusza. Po pasa�er�w nie podjecha� �aden autobus,
wi�c odleg�o�� 300 metr�w dziel�c� ich od wyj�cia z lotniska musieli
pokona� pieszo, d�wigaj�c swoje baga�e. Mnie - jako cudzoziemca,
kt�ry zjawi� si� w zamkni�tej do niedawna przygranicznej zonie -
czeka�y dodatkowe "atrakcje". Zosta�em "powitany" przez trzech
funkcjonariuszy Federalnej S�u�by Bezpiecze�stwa. Na szcz�cie
szybko si� okaza�o, �e by�o to z ich strony rutynowe dzia�anie,
polegaj�ce na wynotowaniu danych z mojego paszportu i zapisaniu, w
jakim celu i na czyje zaproszenie przyby�em na Sachalin. Indagowano
mnie jednak w spos�b kulturalny, a jeden z tajniak�w zainteresowa�
si� nawet, czy kto� b�dzie na mnie czeka�.
Swego przewodnika zauwa�y�em, kiedy tylko przekroczy�em bram�
lotniska. Ubrany w sutann� ks. Jaros�aw Wi�niewski wyr�nia� si� w
oczekuj�cym t�umie. Szybko odebrali�my dowieziony z samolotu baga� i
terenowym japo�skim busem pomkn�li�my w stron� miasta. Auto
prowadzi� Walery - Korea�czyk, starosta miejscowej parafii
katolickiej. Nale�y on do grupy potomk�w Korea�czyk�w,
przywiezionych przez Japo�czyk�w jako robotnicy przymusowi na tereny
po�udniowego Sachalinu w czasie II wojny �wiatowej z okupowanej
Korei. Sowieci, po zaj�ciu Sachalinu w 1945 r., nie zezwolili
korea�skim zes�a�com na powr�t do ojczyzny. Po przesiedleniu na
Hokkaido czterystu tysi�cy mieszkaj�cych na tych obszarach
Japo�czyk�w potrzebowali r�k do pracy, wi�c Korea�czyk�w
potraktowali jak niewolnik�w. Zabrali im paszporty i wprowadzili
zakaz opuszczania miejsca zamieszkania. Do dzi� z grupy licz�cej 150
tys. os�b przetrwa�o na Sachalinie zaledwie czterdzie�ci tysi�cy
Korea�czyk�w. W wi�kszo�ci ulegli oni rusyfikacji, raczej nie
pos�uguj� si� ojczystym j�zykiem, jednak nie zatracili narodowej
to�samo�ci. Ich kultura okaza�a si� silniejsza od rosyjskiej i
sowieckiej ideologii, cho� za wierno�� jej zap�acili wielk� cen�.
Mieszkaj� w n�dznej dzielnicy, po�o�onej na obrze�ach
Ju�no-Sachali�ska, w kt�rej znajduje si� siedziba parafii. Ich domy
to po prostu slumsy, w kt�rych trudno wyobrazi� sobie normalne
�ycie. - Katolicka parafia powsta�a w tej dzielnicy w 1992 r. -
wspomina ks. Jaros�aw Wi�niewski. - Zorganizowa� j� od podstaw
po�udniowokorea�ski kap�an ks. Jakub Won Ju Sul, kt�ry po rozpadzie
Zwi�zku Radzieckiego nie chcia� zostawi� swych rodak�w bez
duszpasterskiej opieki. Jego dzie�o kontynuowali kolejni korea�scy
duszpasterze: ks. Alfonso Kim Jen Ho i ks. Laurensio Kim Jen Czol.
Zbudowali "Dom Parafialny" z kaplic� i skupili wok� siebie oko�o
stu os�b, w ewangelizacji kt�rych pomog�a im �wiecka misjonarka
Gloria No Ien Hi. W 1998 r. proboszczem sachali�skiej wsp�lnoty
zosta� ks. Benedykt Zweber, Amerykanin ze Zgromadzenia Ksi�y
Misjonarzy Marinoll. By� to niezwykle do�wiadczony duszpasterz,
kt�ry wi�kszo�� swego kap�a�skiego �ycia sp�dzi� na misyjnej
plac�wce w Po�udniowej Korei. Dzi�ki niemu parafia w
Ju�no-Sachali�sku zacz�a si� rozwija�. W�a�nie Korea�czycy dominuj�
we wsp�lnocie parafialnej, o czym �wiadczy na przyk�ad wystr�j jej
siedziby, zgodny z korea�skimi kanonami. Jest urz�dzona
funkcjonalnie, ale surowo, tak �e od razu wida�, i� nie chodzi tu o
wygod�. Trudno w niej dostrzec chocia�by odrobin� luksusu. Wchodz�c
do budynku parafii, zgodnie z korea�skim zwyczajem, zdejmuje si�
buty. Z kuchni za� dochodz� zapachy sma�onej soi i ryb, kt�re s�
podstaw� wy�ywienia Korea�czyk�w. Ju� pierwszy, kr�tki kontakt z
gospodarzami tego miejsca pozwala do�wiadczy� ich niezwyk�ej
grzeczno�ci, czysto�ci i skromno�ci. Gospodyni proboszcza,
drobniutka "mama" Zoja, gnie si� w uk�onach, by okaza� go�ciom swoj�
�yczliwo��.
Nieobecnego podczas moich odwiedzin miejscowego duszpasterza, ks.
Benedykta, zwanego przez wszystkich Benem, kt�ry wyjecha� na
pielgrzymk� do Lourdes, zast�puje ks. Jaros�aw, wspomagaj�cy go "z
doskoku" na polecenie bp. Jerzego Mazura. Pomoc� ch�tnie s�u�y te�
starosta Walery Borysowicz, kt�ry - jak si� okazuje - po korea�sku
nazywa si� I-Sek Hi. Pe�ni on w tutejszej spo�eczno�ci bardzo wa�n�
rol�. Po�owa jej cz�onk�w jest w r�nym stopniu z nim spokrewniona.
Dla Korea�czyk�w, kt�rzy bardzo ceni� wi�zi rodowe i szanuj� swego
lidera I-Sek Hi, kt�ry na swoj� pozycj� zas�u�y� pomagaj�c w
za�o�eniu parafii, ta wsp�lnota jest bardzo wa�na. Gdy po rozpadzie
Zwi�zku Radzieckiego wyjecha� do Korei Po�udniowej na spotkanie z
mieszkaj�c� w mie�cie Te-Wu siostr�, zafascynowa� si� katolicyzmem.
U�atwi�a mu to w�a�nie siostra, kt�ra okaza�a si� gorliw�
katoliczk�. Z w�a�ciw� neoficie gorliwo�ci� zdo�a� zach�ci� do
przyjazdu na Sachalin ks. Jakuba, pracuj�cego w parafii, do kt�rej
nale�a�a siostra. Kap�an przyjecha� na wakacyjny rekonesans, a kiedy
uzyska� zgod� swego biskupa, zosta� na sta�e. Nie grzebi�c w
przesz�o�ci, bez odwo�ywania si� do tradycji zacz�� od zera tworzy�
w Ju�noSachali�sku katolick� parafi�, opieraj�c si� na swoich
rodakach Korea�czykach. Uprzywilejowan� pozycj� w parafii I-Sek Hi
zawdzi�cza te� rosyjskiemu prawu wyznaniowemu, zgodnie z kt�rym
proboszcz pe�ni jedynie funkcje kultowe, natomiast rol� faktycznego
gospodarza wobec w�adz cywilnych spe�nia starosta. To on za�atwia
wszelkie formalno�ci, podpisuje dokumenty, a tak�e ponosi
odpowiedzialno�� za uchybienia. Zwykle jest zatrudniony na etacie i
otrzymuje pensj�, wyp�acan� ze �rodk�w pozyskiwanych przez
proboszcza.
W sachali�skiej wsp�lnocie wsp�prca mi�dzy starost� a
proboszczem uk�ada si� znakomicie. Walery, opr�cz wype�niania
obowi�zk�w zwi�zanych z urz�dem starosty, pomaga ksi�dzu w r�ny
spos�b: pe�ni funkcj� konserwatora siedziby parafii, dba o trzy
nale��ce do niej samochody, a tak�e zaopatruje kuchni�. Uczestniczy
r�wnie� we wszystkich akcjach duszpasterskich, podejmowanych przez
parafi� na terenie ca�ego sachali�skiego obwodu. Na jedn� z
zorganizowanych przez katolick� wsp�lnot� imprez, nazwan� "Dniem
Bezdomnego", wybieramy si� jeszcze przed obiadem. Dzi�ki temu po
drodze mog� nieco pozna� nie tylko miasto, ale r�wnie� otaczaj�c� je
przyrod�. A jest na co popatrze�. Stoki g�r, przypominaj�cych nasze
Tatry, dochodz� a� do jego granic. "Dzie� Bezdomnego" sachali�ska
parafia zorganizowa�a wsp�lnie z Miejskim O�rodkiem Pomocy
Spo�ecznej. Wzi�o w nim udzia� 50 os�b �yj�cych w Ju�no-Sachali�sku
bez dachu nad g�ow�. Zjedli obiad przygotowany dzi�ki �rodkom
przekazanym przez parafi�, otrzymali paczki �ywno�ciowe i wys�uchali
przem�wienia wyg�oszonego przez ks. Jaros�awa. Czy dotar�y do nich
s�owa o tym, �e Chrystus ich kocha i tylko z Nim znajd� wyj�cie z
sytuacji, w kt�rej si� znale�li, nie wiadomo... W drodze powrotnej
Walery, kt�ry kieruje tak�e dzia�alno�ci� parafialnej Caritas,
opowiada� mi o podobnych akcjach, kt�rych parafia organizuje wiele.
Stale opiekuje si� np. miejscowym Domem Dziecka, sprawiaj�c jego
podopiecznym sporo rado�ci. Niedawno np. Walery zawi�z� dzieciom
lody i bardzo si� wzruszy�, gdy zobaczy�, jak ze samakiem je
pa�aszuj�. Okaza�o si�, �e ostatni raz podobne smako�yki jad�y trzy
lata temu... Walery nie zapomina r�wnie� o pensjonariuszach Domu
Starc�w oraz o najubo�szych mieszka�cach stolicy Sachalinu. -
Obecnie szykujemy si� do akcji "Zima" - m�wi. - Gromadzimy tzw.
nabory dla os�b najbiedniejszych. S� to paczki zawieraj�ce
niepsuj�ce si� artyku�y �ywno�ciowe, np. m�k�, kasz�, ry�, cukier,
olej i witaminy, oraz �rodki czysto�ci. Potrzeba ich coraz wi�cej,
bo ludzi wymagaj�cych pomocy stale przybywa. Po rozpadzie Zwi�zku
Radzieckiego sytuacja gospodarcza Sachalinu uleg�a pogorszeniu.
Dotacje z centrali zosta�y znacznie ograniczone. Restrukturyzacji
poddano tutejszy garnizon wojskowy, w efekcie czego tysi�ce
pracownik�w cywilnych straci�o prac�. Produkcja w zak�adach
przemys�owych zosta�a bardzo ograniczona, wiele z nich w og�le
upad�o, a koszty utrzymania rosn�. Niemal wszystkie ko�chozy
zbankrutowa�y i ca�a �ywno�� dost�pna na wyspie pochodzi z importu.
Trzeba j� dostarcza� samolotami, w zwi�zku z czym jest bardzo droga.
Kosztuje wi�cej ni� w Moskwie! Tylko rybo��wstwo przynosi jakie�
zyski. Sporo zarabiaj� te� pracownicy zatrudnieni w ameryka�skiej
sp�ce, zajmuj�cej si� eksploatacj� ropy naftowej ze z��
znajduj�cych si� pod dnem sachali�skiego szelfu. Jest ich jednak
niewielu...
W siedzibie parafii zasiadamy do obiadu. Dla mnie jest to okazja
do posmakowania korea�skiej kuchni, znacznie r�ni�cej si� od naszej
nie tylko smakiem i wiktua�ami, ale tak�e filozofi� spo�ywania
posi�k�w. Dla Korea�czyk�w posi�ek jest symbolem �ycia i zdrowia
oraz lekarstwem, tote� nawet ubodzy staraj� si� je�� bogato.
Najlepsze korea�skie gospodynie staraj� si� przestrzega� zasad
harmonii smaku, zapachu, barwy i kompozycji. Ksi�dzu Jaros�awowi,
kt�ry od kilku lat jest jaroszem, kuchnia korea�ska bardzo
odpowiada, zawiera bowiem wiele jarskich potraw. "Mama" Zoja stawia
przed nami ry�, zup� z ryby w miseczkach, soj� sma�on� z cebul�,
sa�atk� z og�rk�w i pomidor�w, stert� sma�onych i suszonych ryb, a
tak�e narodow� potraw� kimczhi, czyli kapust� kiszon� z papryk�,
oraz w podobny spos�b przyrz�dzon� tart� marchewk�. Zaczynamy od
zupy, kt�ra w smaku przypomina rosyjsk� uch�, cho� jest ostrzej
doprawiona, a p�niej nak�adamy sobie na talerze inne specja�y i
wsuwamy z apetytem. Tylko ja u�ywam widelca, pozostali jedz�
pa�eczkami. Nawet ks. Jaros�aw nauczy� si� nimi pos�ugiwa�,
udowadniaj�c, �e jako do�wiadczony misjonarz wie, co to
inkulturacja. Podczas posi�ku zapoznaj� si� tak�e z korea�skimi
obyczajami konsumpcyjnymi, kt�rych trzeba koniecznie przestrzega�,
je�eli nie chce si� obrazi� gospodarzy. Dla Europejczyk�w mog� si�
one wyda� dziwne, a nawet �wiadczy� o braku kultury. Przy jedzeniu
zupy np. nale�y g�o�no siorba� i mlaska�, bo to oznacza, �e posi�ek
smakuje wy�mienicie. Ryb� natomiast obiera si� palcami wyrzucaj�c
o�ci, szkielety i inne niezjedzone resztki bezpo�rednio na st�...
Po obiedzie ks. Jaros�aw zaprasza mnie na wycieczk� po mie�cie.
Jest ono bardzo specyficzne. Nosi wyra�nie �lady rosyjskiej i
japo�skiej kultury. Do 1905 r. by�o rosyjsk� wsi� o nazwie
W�adymir�wka licz�c� 66 dom�w. W latach 1905-1945 miejscowo��
znajdowa�a si� pod panowaniem japo�skim i jako Tojochara pe�ni�a
rol� stolicy wyspy, nazwanej przez jej nowych gospodarzy Karafuto. W
1947 r., dwa lata po zaj�ciu przez wojska sowieckie, zmieniono nazw�
na Ju�no-Sachali�sk. Mimo i� nowi w�odarze z premedytacj� starali
si� zatrze� �lady wp�ywu japo�skich okupant�w, nie osi�gn�li pe�nego
sukcesu. �wiadczy o tym istniej�cy do dzi� pa�ac japo�skiego
gubernatora, a przede wszystkim w�ze� kolejowy - najlepszy pomnik
japo�skiej cywilizacji w Ju�no-Sachali�sku. Rosjanie pozostawili go
w niezmienionym stanie i do dzi� tory maj� tu europejski rozstaw
szyn. Jest to jedyny tego typu przypadek w dawnym Zwi�zku
Radzieckim.
Spaceruj�c po mie�cie, docieramy do placu, na kt�rym w
przysz�o�ci zostanie wybudowany nowy ko�ci�. Znajduje si� on w
centrum, przy jednej z trzech g��wnych ulic. Nie�atwo by�o zdoby�
tak dobr� lokalizacj�. Plac przekaza�a parafii nieodp�atnie
korea�ska firma, kt�ra po stratach finansowych, poniesionych na
skutek kryzysu w Rosji w 1998 r. postanowi�a zlikwidowa� sachali�sk�
fili� i pozbywa�a si� w�asno�ci na tym terenie. Gdyby nie ten
szcz�liwy zbieg okoliczno�ci, szanse parafii na zdobycie takiego
terenu by�yby r�wne zeru. Gdy w 1994 r. katolicy zwr�cili si� do
mera o przydzia� gruntu na budow� �wi�tyni, zaproponowano obszar, na
kt�rym sta�y mieszkalne baraki. Z budow� ko�cio�a nale�a�oby wi�c
czeka�, a� �yj�cy w nich ludzie zostan� przeprowadzeni do nowych
kwater. To za� przekracza�o zdecydowanie finansowe mo�liwo�ci
parafii.
- Jest bardzo prawdopodobne, �e w�adze stwarza�y katolikom
utrudnienia pod wp�ywem prawos�awnego ordynariusza Sachalinu i wysp
Kurylskich Arkadiusza -przypuszcza ks. Jaros�aw. - Ju� na
poprzedniej stolicy biskupiej, w Magadanie, da� si� on pozna� jako
w�adyka wyj�tkowo niech�tnie nastawiony do Ko�cio�a katolickiego.
Jednocze�nie obserwujemy, �e �adnych k�opot�w z lokalizacj� �wi�ty�,
czy zdobyciem sta�ej wizy dla duchownych nie maj� wsp�lnoty
protestanckie, kt�rych w Ju�no-Sachali�sku jest dwana�cie...
Wzniesienie �wi�tyni w samym centrum 190-tysi�cznego
Ju�noSachali�ska z pewno�ci� przyczyni si� do wzmocnenia katolickiej
parafii i zwi�kszenia liczby jej wiernych. Funkcjonuj�cym na obrze�u
miasta katolikom nie jest �atwo ewangelizowa� mieszka�c�w
Ju�no-Sachali�ska, kt�rzy tworz� specyficzn� spo�eczno��. Sk�ada si�
ona z przedstawicieli r�nych narodowo�ci, kt�rzy przybyli tu w
poszukiwaniu pracy po drugiej wojnie �wiatowej, osiedlaj�c si�
praktycznie na go�ej ziemi. Po zaj�ciu po�udniowego Sachalinu przez
Armi� Czerwon� i przy��czeniu do Zwi�zku Radzieckiego, zamieszkuj�ca
go ludno�� zosta�a wysiedlona do Japonii b�d� - jak na przyk�ad
Polacy b�d�cy potomkami zes�a�c�w z czas�w carskich repatriowana do
swoich ojczyzn. W�adze sowieckie zamierza�y utworzy� na wyspie nowe,
ateistyczne spo�ecze�stwo, odci�te od wp�yw�w jakiejkolwiek religii.
Miejscowi komuni�ci chwalili si� nawet, �e zorganizowali na
Sachalinie "rezerwat ateizmu". Ich poczynania psuli tylko bapty�ci,
kt�rym od czasu do czasu udawa�o si� oficjalnie zarejestrowa� sw�j
Ko�ci�. Opr�cz nich na wysp�, mimo kordonu przygranicznych
przepustek, uda�o si� przedosta� tak�e adwentystom i
zielono�wi�tkowcom. Dzia�ali oni jednak w g��bokim podziemiu, wi�c
ich zasi�g by� bardzo ograniczony. Pierwsza prawos�awna parafia
zosta�a zalegalizowana na Sachalinie dopiero w 1988 r. Otrzyma�a ona
wezwanie b�ogos�awionej Kseni. Nast�pne zacz�y powstawa� w latach
1989-1991. Dzi� w Ju�noSachali�sku Cerkiew prawos�awna ma trzy
�wi�tynie. Dynamicznie rozwijaj� si� Wsp�lnoty protestanckie,
g��wnie w�r�d Korea�czyk�w, kt�rych cech� narodow� jest wielka
potrzeba �ycia wsp�lnotowego.
Przychodz� tak�e Polacy
Niedziela w sachali�skiej parafii chyba najbardziej pozwala
zaobserwowa�, jak pr�nie funkcjonuje ta wsp�lnota. Ju� o dziewi�tej
zjawia si� jeden z korea�skich wolontariuszy, zwany przez wszystkich
dziadzi� Tol�, kt�ry autobusem przywozi na Msz� �w. ch�tnych,
oczekuj�cych w um�wionych punktach miasta. Zwykle przyje�d�a oko�o
60 wiernych, czyli tylu, ilu mie�ci si� w obecnej kaplicy. Jedn�
trzeci� uczestnik�w Eucharystii stanowi� dzieci i m�odzie�. W
przedsionku wszyscy zostawiaj� buty, p�aszcze i kurtki, a nast�pnie
zajmuj� miejsca w �wi�tyni. Kobiety i dziewcz�ta nakrywaj� g�owy
chustkami. W prowadzeniu nabo�e�stwa pomagaj� kap�anowi dwie
wolontariuszki: katechetka i organistka. Natasza -katechetka -
nale�y do grupy pierwszych os�b ochrzczonych w parafii i do grona
g��wnych pomocnik�w proboszcza. Prowadzi katechez�, a w czasie
nieobecno�ci ksi�dza potrafi "przeczyta�" wiernym ca�� Msz� �w. Jest
te� matk� chrzestn� dwunastu parafian. Wszyscy uczestnicz�cy we Mszy
�w. Korea�czycy przyst�puj� do Komunii �w. i sk�adaj� ofiar�,
podchodz�c kolejno do stoj�cego przed o�tarzem koszyka. Aktywnie
w��czaj� si� r�wnie� w modlitw�, korzystaj�c z odbitego na ksero
�piewnika. - Korea�czycy s� bardzo otwarci na Ewangeli� - m�wi ks.
Jaros�aw. - Ch�on� j� i je�eli decyduj� si� na przyj�cie chrztu,
bardzo powa�nie podchodz� do spraw wiary. Ich religijno�� r�ni si�
od europejskiej - pozbawiona jest egzaltacji i okazywania uczu�.
Kiedy obserwowa�em pierwsze po przyje�dzie tutaj reakcje
Korea�czyk�w, nie wiedzia�em, czy jestem im potrzebny, czy nie. Nie
u�miechali si� do mnie, ale te� nie zg�aszali �adnych pretensji.
Dopiero po pewnym czasie wyczu�em, �e w tej wsp�lnocie jestem
akceptowany. Dzi� bardzo dobrze si� tu czuj�.
W�r�d wiernych s� przedstawiciele r�nych zawod�w, na przyk�ad
lekarze, wojskowi, nauczyciele czy programi�ci komputerowi. Kilku z
nich bierze udzia� w kursie �wieckich katechizator�w, kt�ry
zorganizowano we W�adywostoku. Ich obecno�� we wsp�lnocie wzmacnia
jej ewangelizacyjne oddzia�ywanie na �rodowisko. Co roku, po
trwaj�cym dwana�cie miesi�cy przygotowaniu, do chrztu przyst�puje w
parafii oko�o dwudziestu os�b. Przyrost liczby wiernych jest jednak
niewielki. Od kilku lat najstarsi Korea�czycy, w ramach ��czenia
rodzin, wyje�d�aj� na sta�e do starej ojczyzny. Jest to mo�liwe
dzi�ki umowie korea�skojapo�skiej, na podstawie kt�rej Tokio - w
ramach odszkodowania za zes�anie na Sachalin - pokrywa koszty
zwi�zane z przesiedleniem i zagospodarowaniem si� rodzin
powracaj�cych do kraju przodk�w. Coraz cz�ciej si� zdarza, �e
wyje�d�aj�cych Korea�czyk�w w parafii zast�puj� Polacy. Od czasu,
kiedy do wsp�lnoty regularnie przyje�d�a ks. Jaros�aw, jest ich
coraz wi�cej. Jesieni� 1999 roku do parafii nale�a�a np. tylko jedna
polska rodzina z Nowoaleksandrowska. Obecnie jest ich ju� sze�� i
wci�� pojawiaj� si� nowe.
- Korea�czycy przyjmuj� Polak�w bardzo �yczliwie - podkre�la ks.
Jaros�aw. -Nieustannie zach�caj� mnie, bym zebra� ich jak najwi�cej
i w��czy� do wsp�lnoty. Wiedz�, �e na Sachalinie �yje sporo os�b
przyznaj�cych si� do polskiej narodowo�ci i pragn� tym ludziom
u�atwi� powr�t do wiary przodk�w.
Naszych rodak�w mo�na istotnie spotka� w r�nych zak�tkach
Sachalinu. �yj� na wyspie od ponad stu lat. Wielu przyczyni�o si� do
ucywilizowania i rozwoju teren�w, na kt�re rzuci� ich los, mimo �e
nie przybyli na nie z w�asnej woli. Zapewne przeklinali dzie�, w
kt�rym jako zes�a�cy, uznani przez carskich czynownik�w za najgorszy
gatunek ludzi przeznaczony do najci�szej katorgi, stan�li na
wyspie. Antoni Czechow, kt�ry pracowa� na Sachalinie, by� za�amany
panuj�cymi tu warunkami. Wstrz��ni�ty tym, co zobaczy�, napisa�
dokumentalne dzie�o, kt�re zatytu�owa� "Sachalin". ��czy ono w sobie
cechy opracowania naukowego ze szkicem beletrystycznym, a opiera si�
na wstrz�saj�cym materiale, ukazuj�cym funkcjonuj�c� na wyspie
katorg�. Opublikowanie tego dzie�a w 1895 r. wywo�a�o w Rosji
najpierw szok, a zaraz potem szerok� dyskusj� spo�eczn�. W wyniku
tych reakcji w�adze musia�y przyzna� si� do nieludzkiego traktowania
wi�ni�w i z�agodzi� warunki odbywania kary przez zes�a�c�w, w�r�d
kt�rych by�o wielu Polak�w. Te szacunki potwierdza na przyk�ad spis
ludno�ci przeprowadzony w 1897 r., kt�ry wykaza�, �e na wyspie �y�o
wtedy 1637 os�b narodowo�ci polskiej, kt�rzy stanowili 6 proc. og�u
jej mieszka�c�w. Polacy zacz�li trafia� na Sachalin ju� w 1879 r.,
mimo �e w�a�ciw� administracj� kolonii karnej utworzono tu dopiero w
1884 r. Na wyspie istnia�a w�wczas tylko jedna osada Due - za�o�ona
w 1858 r. Pierwsi, przywo�eni statkiem, zes�a�cy trafiali wi�c na
prawie bezludn�, niezagospodarowan� ziemi�. Dopiero oni wznosili
nast�pne miejscowo�ci, m.in. Korsak�wk� i Ma�� Aleksandr�wk�, kt�re
po latach przekszta�ci�y si� w miasta. W kolonii karnej panowa�
totalny ba�agan. Wi�niowie polityczni byli umieszczani razem z
kryminalistami. Nie przestrzegano ustawy o pracy wi�ni�w, a o
zes�a�c�w nikt si� nie troszczy�. Ich liczba kilkakrotnie
przekracza�a liczb� miejsc pracy dla nich. W kopalniach w�gla na
przyk�ad zatrudniano tylko jedn� czwart� skazanych. Reszta pracowa�a
przy budowie dr�g, most�w i osad. W�adze mia�y k�opoty z wy�ywieniem
wi�ni�w, gdy� obszar by� bardzo ubogi w nadaj�c� si� do uprawy
ziemi�, a klimat nie sprzyja� stosowaniu tradycyjnych metod
rolniczych. Trzeba wi�c by�o transportowa� �ywno�� z innych cz�ci
kraju, co by�o przedsi�wzi�ciem i trudnym, i kosztownym. Dzienna
racja chleba mia�a wynosi� 3 funty, ale poniewa� w�r�d wi�ni�w by�
on jedyn� walut�, rzadko zjadali wszystko. Musieli przecie� kupowa�
potrzebne do �ycia przedmioty. Wi�zienne kot�y by�y za ma�e, �eby
przygotowa� posi�ek dla wszystkich, wi�c wystarcza�o go dla 25-40
proc. osadzonych. Pozostali otrzymywali przys�uguj�ce im produkty,
kt�re najcz�ciej zjadali na surowo.
Polacy jako� radzili sobie w tych trudnych warunkach. Skazani na
do�ywotni pobyt na wyspie, zak�adali osady, przyczyniaj�c si� w ten
spos�b do jej zagospodarowania i ucywilizowania. Jednej z osad
nadali nazw� Warszawa. Istnieje ona do dzi�, ale teraz nazywa si�
Nowoaleksandrowsk. Podobnych pasio�k�w Polacy zbudowali wi�cej. W
1899 r. �y�o ich na Sachalinie 2108. Najs�ynniejszym jest Bonis�aw
Pi�sudski, brat Marsza�ka, kt�ry na wysp� zosta� zes�any w 1887 r.
na 15 lat katorgi za udzia� w zamachu na cara. Zosta� skierowany do
wsi Rykowskoje w Rejonie Tymowskim. Po roku jednak zwolniono go z
pracy fizycznej i zatrudniono w kancelarii miejscowego urz�du, co -
mimo oficjalnych zakaz�w - by�o nagminn� praktyk�, gdy� w carskiej
administracji brakowa�o ludzi wykszta�conych. Z tego samego powodu
m�odemu rewolucjoni�cie zaproponowano r�wnie� posad� nauczyciela. W
wolnych chwilach Pi�sudski prowadzi� badania meteorologiczne,
kt�rych wyniki opublikowa� w "Zapiskach" Przyamurskiego Oddzia�u
Imperialnego Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego w Chabarowsku.
Mog�c swobodnie porusza� si� po wyspie, zach�cony przez rosyjskiego
etnologa Lwa Jakowlewa Sternberga, zaj�� si� studiami nad j�zykiem i
kultur� Ajn�w i Gilak�w. Zaowocowa�y one kolejnymi publikacjami,
kt�re przynios�y mu s�aw� czo�owego badacza ludu Ajn�w. Rosyjskie
Towarzystwo Geograficzne rekomendowa�o go w zwi�zku z tym na
stanowisko kustosza muzeum we W�adywostoku i w porozumieniu z
Akademi� Nauk stworzy�o warunki do prowadzenia dalszych bada� nad
�yciem, kultur� i zwyczajami Ajn�w. Pi�sudski pokocha� ten lud, a
nawet o�eni� si� z kuzynk� naczelnika ajnoskiej osady Ai-kotan o
imieniu Chuhsamma, z kt�r� mia� dwoje dzieci - syna Sukezo i c�rk�
Kiyo. W 1905 r. Pi�sudski wyjecha� z Sachalinu i nigdy tu nie
wr�ci�. Zamieszka� w Polsce, gdzie po�wi�ci� si� opracowaniu
zebranego przez lata sp�dzone w�r�d Ajn�w materia�u.
Nie wszystkim Polakom uda�o si� - jak Bronis�awowi Pi�sudskiemu
opu�ci� Sachalin. Wielu z konieczno�ci znalaz�o tu now� ojczyzn�.
Niekt�rzy po prostu nie mieli dok�d wraca�. Du�e znaczenie w
scementowaniu polskiego �rodowiska na Sachalinie odegra� Ko�ci�
katolicki, kt�ry rozwin�� na wyspie swoje struktury. 14 sierpnia
1897 r. w Aleksandrowsku po�wi�cono pierwsz� katolick� �wi�tyni�,
kt�rej budow� wspiera� m.in. ksi��� Jan Lubomirski z Warszawy. Od
czasu do czasu doje�d�a� do niej kapelan wojsk Przyamurskiego Kraju
ks. Adam Szpiganowicz. Powstanie plac�wki duszpasterskiej by�o
wa�nym wydarzeniem w �yciu sachali�skich Polak�w, kt�rzy bez niej
mieli trudno�ci z zawarciem �lubu czy ochrzczeniem dzieci. Ubolewa�
nad tym tak�e Antoni Czechow, pisz�c, �e dzieci Polak�w katolik�w
"d�ugo pozostaj� nieochrzczone, a sporo rodzic�w, �eby dziecko nie
umar�o bez sakramentu, zwraca si� o pomoc do prawos�awnego
batiuszki. Ja sam cz�sto spotyka�em prawos�awne dzieci, kt�rych
ojciec i matka byli katolikami". Dramatem dla sachali�skich Polak�w
by�o ochrzczenie potomstwa w cerkwi nie tyle z przyczyn religijnych,
co narodowych, poniewa� osoby o wyznaniu prawos�awnym automatycznie
uznawano za Rosjan... W 1911 r. - jak zapisano w kronikach - Polacy
z rado�ci�, niemal jak rodaka, witali na Sachalinie prawos�awnego
biskupa Siergieja. Zapraszali go w go�cin�, prosili o po�wi�cenie
domostw i b�ogos�awie�stwo...
W tamtym czasie, w wyniku wojny rosyjsko-japo�skiej, na wyspie
dosz�o do zasadniczych zmian. Jej po�udniow� cz�� przy��czono do
Japonii, natomiast p�nocna, bardziej zacofana gospodarczo,
pozosta�a pod kuratel� Rosji. Wi�kszo�� Rosjan opu�ci�o po�udniow�
cz�� wyspy, pozostali g��wnie Polacy, kt�rzy zaadaptowali si� do
nowych warunk�w. Na pewno nie by�o to �atwe, poniewa� nowi
gospodarze nie rozr�niali ich narodowo�ci i uznawali za Rosjan.
Dopiero odzyskanie przez Polsk� niepodleg�o�ci zmieni�o ich
po�o�enie. Rzeczpospolita nawi�za�a stosunki dyplomatyczne z
Japoni�, a dzi�ki zabiegom Stanis�awa Patka sta�y si� one bardzo
dobre, co pozytywnie wp�yn�o na sytuacj� mniejszo�ci polskiej w
Kraju Kwitn�cej Wi�ni. Patek - zwi�zany z PPS dzia�acz spo�eczny,
obro�ca w procesach politycznych, minister spraw zagranicznych w
latach 1919-1920 - �ywo interesowa� si� losem rodak�w
zamieszkuj�cych tereny nale��ce do Japonii. Odwiedzi� skupisko
Polak�w na Sachalinie, w miejscowo�ci, zwanej przez Japo�czyk�w
Karafuto. Mieszkaj�cym tam rodakom przyzna� polskie obywatelstwo i
wr�czy� paszporty konsularne. Od tej chwili Japo�czycy przestali
uwa�a� ich za Rosjan i zacz�li nazywa� parandu. Tej niewielkiej,
oko�o trzystuosobowej, grupie Polak�w �y�o si� na wyspie nie�le,
poniewa� Japo�czycy dynamicznie rozwijali jej gospodark� i
rolnictwo. Wie� W�adymir�wk� przekszta�cili w miasto o nowej nazwie
Tajochara, kt�re sta�o si� stolic� wyspy. Polskie dzieci musia�y
wprawdzie ucz�szcza� do japo�skich szk�, ale nie ulega�y
japonizacji dzi�ki zaj�ciom w szk�kach niedzielnych, zak�adanych
przez katolickie parafie. Uczono w nich nie tylko religii, ale tak�e
j�zyka polskiego, historii i kultury ojczystej. Szk�ki
funkcjonowa�y w Tajocharze, Maoce i Oddomari, gdzie mieszka�o
najwi�cej Polak�w. Prowadzili je ksi�a bernardyni z polskiej misji,
utrzymuj�cej kontakty z ojczyzn� i otrzymuj�cej finansowe wsparcie z
rodzinnego kraju, mi�dzy innymi na budow� �wi�ty�. W ukazuj�cych si�
w Polsce pismach katolickich zamieszczali regularnie korespondencje
na temat �ycia Polak�w na Sachalinie. W 1938 r. uda�o im si� w
Tajocharze zbudowa� nowy, okaza�y ko�ci� przy g��wnej ulicy miasta.
Poprzedni sta� si� za ma�y, poniewa� liczba katolik�w w stolicy
wyspy stale wzrasta�a. Parafia rozwija�a te� swoj� dzia�alno�� -
m.in. prowadzi�a dom opieki dla dzieci z biednych rodzin, uznany
przez w�adze za jeden z najlepiej dzia�aj�cych w pa�stwie i
wyr�niony specjaln� nagrod�. W�adze japo�skie, jak si� wydaje,
ceni�y polskich bernardyn�w za konsolidowanie spo�ecze�stwa, a tak�e
za wytrwa�o�� w uczeniu si� j�zyka japo�skiego, w czym zakonnicy
osi�gali zadowalaj�ce rezultaty. Podziw urz�dnik�w wzbudza� r�wnie�
szacunek, z jakim polscy ksi�a odnosili si� do innych religii. Na
przyk�ad w Maoce katolicki proboszcz przyja�ni� si� z buddyjskimi
mnichami, kt�rych �wi�tynia s�siadowa�a z ko�cio�em.
Dzia�alno�� polskich bernardyn�w - np. Gerarda Piotrowskiego,
Paulina Wilczy�skiego, Piotra Wilka-Witos�awskiego, Feliksa Hermana,
Rafa�a Krukowskiego, Piusa Lewandowskiego, Gustawa Stasiaka i
Zachariasza Banasza - zosta�a dostrze�ona tak�e przez w�adze
ko�cielne. Ich misja, nale��ca do utworzonej w 1915 r. diecezji
Sapporo, w 1932 r. zosta�a usamodzielniona.
Gorszy los spotka� Polak�w �yj�cych w p�nocnej - radzieckiej -
cz�ci wyspy, kt�ra dopiero po wojnie domowej w 1925 r. zosta�a
przy��czona do Zwi�zku Radzieckiego. Tworzyli oni licz�c� 350 os�b
koloni� w Aleksandrowsku. Ich �ycie koncentrowa�o si� wok� parafii,
jedynej narodowej instytucji, kt�ra tu pozosta�a. Zajmuj�c p�nocny
Sachalin, w�adze sowieckie chcia�y j� natychmiast zlikwidowa�, pod
pretekstem prowadzenia niedozwolonej dla instytucji ko�cielnych
dzia�alno�ci wychowawczej w funkcjonuj�cym przy parafii internacie.
Wychowywanie m�odzie�y by�o w Zwi�zku Radzieckim domen� pa�stwa.
Niespodziewanie jednak napotka�y op�r ze strony polskiej
mniejszo�ci. W�adys�aw Czekatowski stan�� na czele grupy rodak�w,
kt�ra nie pozwoli�a na zaj�cie ko�cio�a przez przedstawicieli w�adzy
pa�stwowej. Pi�� lat trwa�a walka o utrzymanie �wi�tyni, kt�ra w
ko�cu i tak zosta�a zamieniona na kinoteatr.
Koniec polskiej diaspory na Sachalinie nast�pi� po zaj�ciu jego
po�udniowej cz�ci w 1945 r. przez Zwi�zek Radziecki. W latach
1947-1948 mieszkaj�cy na tym obszarze Polacy wraz z ksi�mi zostali
repatriowani do ojczyzny. Na wyspie pozosta�a tylko garstka Polak�w,
z kt�rych wi�kszo�� popar�o nowy porz�dek, wchodz�c w sk�ad
rz�dz�cej tu kadry partyjno-pa�stwowej. Star� diaspor� szybko jednak
zast�pi�a nowa. Po wysiedleniu z po�udniowej cz�ci wyspy
Japo�czyk�w oraz ludno�ci zamieszkuj�cej j� od wiek�w, w�adze
radzieckie potrzebowa�y innych r�k do pracy. Zacz�to wi�c werbowa�
ch�tnych do podj�cia tu pracy na obszarze ca�ego Zwi�zku
Radzieckiego, z dawnymi kresami wschodnimi Rzeczpospolitej w��cznie.
Z tej oferty skorzysta�o tak�e wielu Polak�w. Dzi� naszych rodak�w
mo�na spotka� w r�nych zak�tkach Sachalinu. Jakie� by�o zdziwienie
ks. Jaros�awa, gdy po wyst�pieniu w programie miejscowej telewizji,
informuj�cym o �yciu katolickiej parafii, dowiedzia� si�, �e
zawdzi�cza to Polce, kt�ra jest dyrektorem kana�u... Tak jak
wi�kszo�� Polak�w przyjecha�a na Sachalin z dawnych Kres�w
Wschodnich dobrowolnie, w poszukiwaniu dobrze p�atnej pracy.
Osiedlaj�cym si� tu ludziom zapewniano mieszkanie oraz pensj�
dwukrotnie wy�sz� ni� w europejskiej cz�ci Zwi�zku Sowieckiego, a
tak�e tzw. p�nocne dodatki, kt�re uznawano za rekompensat� za �ycie
w surowym, azjatyckim klimacie. Wi�kszo�� z przyje�d�aj�cych na
Sachalin os�b planowa�o popracowa� tu kilka lat i wr�ci� do domu,
ale tylko niewielu uda�o si� zrealizowa� swoje plany. Klimat wyspy,
pozwalaj�cy rosn�� p�dom bambusa i arbuzom, okaza� si� mniej
straszny ni� przypuszczali, a w rodzinne strony mo�na by�o wybra�
si� na urlop tanim samolotem. A� do ko�ca istnienia Zwi�zku
Radzieckiego osiedlali si� na wyspie Polacy z Litwy, Bia�orusi i
Ukrainy. Przyje�d�aj� nawet i teraz jako ma��onkowie obywateli
rosyjskich. Kilku z nich pracuje np. w ameryka�skej sp�ce,
zajmuj�cej si� eksploatacj� z�� ropy naftowej, zalegaj�cych pod
sachali�skim szelfem. Dzi�ki nim polska diaspora na kresach dawnego
imperium nie przesz�a jeszcze do historii. Sachali�scy Polacy �yj�
niestety w rozproszeniu i jeden o drugim nic nie wie. Nie uda�o si�
utworzy� na wyspie �adnego polskiego stowarzyszenia.
- W 1992 r. do Ju�no-Sachali�ska przyjecha� z tak� propozycj�
konsul Sawicki z Moskwy, ale skontaktowa� si� z niew�a�ciwymi
osobami - twierdzi ks. Jaros�aw. - Spotka� si� np. z pracownikami
muzeum, zajmuj�cego si� dokumentowaniem �lad�w polsko�ci na
Sachaline, s�dz�c, �e b�dzie m�g� liczy� na ich pomoc. Tymczasem im
zale�a�o tylko na uzyskaniu u�atwie� w kontaktach z Polsk� dla cel�w
naukowych. Nie interesowa�o ich integrowanie polonijnego �rodowiska.
Chocia� cz�sto wyje�d�ali do Polski, zdobywali odpowiedni� wiedz�,
do dzi� na Sachalinie nie powsta�a �adna organizacja skupiaj�ca
mieszkaj�cych tu Polak�w. Pozna�em np. jedn� z pracownic Muzeum
Sztuki Wsp�czesnej, kt�ra napisa�a prac� na temat: "Polskie kobiety
na Sachalinie", wi�c zna�a wiele z nich, a przynajmniej wiedzia�a o
nich. Niestety, nie by�a zainteresowana tym, �eby je zebra� i
zapozna� ze sob�. Mnie te� w tym nie pomog�a. A szkoda, bo na
Sachalinie jest raczej pozytywne nastawienie do Polak�w. Rozmawiaj�c
z lud�mi, nie musz� im t�umaczy�, sk�d si� tutaj wzi�li�my, co na
mojej poprzedniej plac�wce - w Rostowie, w europejskiej cz�ci Rosji
- by�o praktyk� nagminn�...
�ladami brata marsza�ka
Symboliczn� postaci� dla Polak�w mieszkaj�cych na Sachalinie jest
Bronis�aw Pi�sudski. Dzi� ju� oficjalnie mog� przypomina� jego
posta�, a przy okazji m�wi� o wk�adzie polskiej diaspory w rozw�j
Sachalinu. Tak�e w�adze wyspy doceni�y te zas�ugi, czego dowodem
by�o wyra�enie zgody na ods�oni�cie pomnika Bronis�awa Pi�sudskiego.
Uroczysto�� odby�a si� w listopadzie 1991 r. Ksi�dz Jaros�aw, nie
ukrywaj�c dumy, zaprowadzi� mnie przed by�y pa�ac japo�skiego
gubernatora, gdzie na eksponowanym miejscu usytuowany jest monument.
Pa�ac, architektur� przypominaj�cy pagod�, nie s�u�y co prawda ju�
do cel�w reprezentacyjnych, ale mie�ci si� w nim cz�sto odwiedzane
Muzeum Krajoznawcze. Przychodz� tu nie tylko tury�ci i wycieczki,
ale tak�e mieszka�cy Ju�noSachali�ska, kt�rzy ch�tnie sp�dzaj� wolny
czas w otaczaj�cym pa�ac przepi�knym parku, za�o�onym jeszcze przez
Japo�czyk�w. Napis na tablicy umieszczonej na postumencie informuje,
kim by� Bronis�aw Pi�sudski i co uczyni� dla Sachalinu. Gdyby
Sowieci razem z Japo�czykami nie wysiedlili Ajn�w na Hokkaido, dzi�
w Ju�no-Sachali�sku mo�na by prawdopodobnie spotka� potomk�w
Pi�sudskiego, kt�rzy obecnie �yj� w Japonii. S� podstawy, by
przypuszcza�, �e nie wszyscy wyjechali. By mnie o tym przekona�, ks.
Jaros�aw zaprasza na wypraw� �ladami Bronis�awa Pi�sudskiego.
Wsiadamy do samochodu i jedziemy do po�o�onego w odleg�o�ci 40 km na
p�noc od stolicy Sachalinu, Doli�ska. W tym pi�tnastotysi�cznym
miasteczku, znanym niegdy� z produkcji celulozy, mieszka Katarzyna
Go�ubiewa, Polka urodzona w 1922 r. na Sachalinie, kt�ra twierdzi,
�e uratowa�a przed wywiezieniem do Japonii syna Pi�sudskiego. Jego
potomkowie �yj� obecnie prawdopodobnie w p�nocnej cz�ci wyspy.
Droga do Doli�ska jest zupe�nie prosta, a mimo to jedziemy wolno,
by nasyci� oczy pi�knem mijanego krajobrazu, urokiem przydro�nej
ro�linno�ci, kt�rej osobliwo�ci� s� m�ode p�dy bambusa
przywiezionego na Sachalin prawdopodobnie przez Ajn�w z Polinezji. W
pobli�u drogi zauwa�amy rozwalone i rozkradzione budynki, nale��ce
do by�ych sowchoz�w, a tak�e postsowieckich baz wojskowych. Na
czterdziestokilometrowym odcinku wyspy znajdowa�y si� dwie z nich.
Dzi� zosta�y po nich opuszczone zabudowania, nadal obj�te zakazem
fotografowania. Nie znaczy to jednak, �e armia rosyjska ca�kowicie
wycofa�a si� z tej cz�ci wyspy. Na szczycie jednej z g�r wyra�nie
wida� srebrne kule kryj�ce w sobie anteny satelitarnego zwiadu. W
Doli�sku wita nas ponury gmach od dawna nieczynnej fabryki celulozy
i t�umy dzieci bawi�cych si� mi�dzy odrapanymi blokami. Pani
Katarzyna okazuje si� prawdziw� kopalni� wiedzy o Sachalinie. Jej
dziadek zosta� zes�any na wysp� za uchylanie si� od branki, kt�ra
poprzedzi�a wybuch powstania styczniowego. Do Polski ju� nie wr�ci�.
Umar� na zes�aniu w 1907 r. Ona urodzi�a si� w japo�skiej cz�ci
wyspy. Rodzice pani Katarzyny otrzymali polskie paszporty, ale po
polsku m�wili s�abo. W jej rodzinnym domu najcz�ciej rozmawiano po
rosyjsku, a ona j�zyk przodk�w pozna�a w przyparafialnej szk�ce
niedzielnej, natomiast w szkole, do kt�rej ucz�szcza�a, nauczy�a si�
japo�skiego. Z synem Bronis�awa Pi�sudskiego zetkn�a si�
przypadkiem podczas zarz�dzonej przez w�adze radzieckie
"paszportyzacji". Poniewa� zna�a j�zyki rosyjski, japo�ski i polski,
zatrudniono j� jako t�umaczk� w specjalnej komisji, urz�duj�cej w
gminnej wsi Starodubskie, przygotowuj�cej list� os�b skazanych na
wysiedlenie. Przed komisj� stan�li tak�e Ajnowie, �yj�cy w trzech
pobliskich wsiach. Jednym z nich by� w�a�nie syn Bronis�awa
Pi�sudskiego.
- Wyr�nia� si� on zdecydowanie spo�r�d wezwanych - wspomina pani
Katarzyna. -Trzyma� si� na uboczu, nie spieszy� si�, wida� by�o, �e
bardzo prze�ywa� mo�liwo�� opuszczenia Sachalinu. Uwag� zwraca�
r�wnie� jego inny ni� pozosta�ych Ajn�w wygl�d. Mia� jasne w�osy, w
przeciwie�stwie do kruczoczarnych czupryn rdzennych mieszka�c�w
Sachalinu, i europejskie rysy. Od razu by�o wida�, �e nie jest
czystej krwi Ajnosem, ani Japo�czykiem czy Korea�czykiem. Gdy
spyta�am go, kim jest, tylko odburkn�� co� niezrozumiale, jak gdyby
ba� si� wymieni� swoje nazwisko. Wy Pi�sudski? - spyta�am. Skin��
twierdz�co g�ow�. Przypomnia�am sobie w�wczas, jak przed wojn�
przyjecha� do naszego domu polski dziennikarz i pyta� o dzieci
Bronis�awa Pi�sudskiego. M�j ojciec pojecha� z nim do wioski
Aj-kotan i pom�g� mu je odnale��. By�o ich dwoje: ch�opak i
dziewczyna. Ich matka ju� wtedy nie �y�a. Mieszkali z 96-letni�
w�wczas babci�. Polskie w�adze zaproponowa�y, by wyjechali do
ojczyzny ojca, ale nie skorzystali z niej. Syn Pi�sudskiego nie
chcia� te� wyje�d�a� z Ajnami do Japonii. Od razu to wyczu�am i
odwo�uj�c starost� na bok, poprosi�am go o interwencj�. Urz�dnik
obieca�, �e spr�buje pom�c. Ostatecznie komisja pozwoli�a
Pi�sudskiemu pozosta� na wyspie, ale musia� wyjecha� do jej
p�nocnej cz�ci... Nie jest wi�c wykluczone, �e na Sachalinie do
dz