6260

Szczegóły
Tytuł 6260
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6260 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6260 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6260 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek A. Koprowski Za Bajka� "Polonezem" do Moskwy Wyruszaj�c w maju na wypraw� na Syberi� i Daleki Wsch�d, trzeba pami�ta�, �e klimat tych rozleg�ych obszar�w bardzo r�ni si� od europejskiego. Gdy u nas jest upalne lato, tam ci�gle le�y �nieg, a temperatura powietrza nie przekracza zera. Przygotowany na kilkutygodniow� podr� ekwipunek powinien wi�c zawiera� przede wszystkim ciep�� odzie� i obuwie. Spakowany przeze mnie baga� bardziej nadawa� si� dla wielb��da, ni� dla jednego podr�nika, jednak przy odrobinie wysi�ku uda�o mi si� zataszczy� go do odje�d�aj�cego z warszawskiego dworca Centralnego poci�gu o bardzo polskiej nazwie "Polonez", kt�ry by� zapchany do ostatniego miejsca. Czy�by a� tak bardzo wzros�o w�r�d Polak�w zainteresowanie Rosj� - pomy�la�em z niedowierzaniem. Z tego b��dnego, jak si� okaza�o, mniemania szybko wyprowadzi� mnie pracownik obs�uguj�cy wagon "Warsu". Wprost przeciwnie. Liczba przewo�onych przez ekspres podr�nych spada praktycznie z miesi�ca na miesi�c, a t�ok w nim jest spowodowany zmniejszeniem liczby wagon�w w sk�adzie, by nie wozi�y powietrza. Pomimo zag�szczenia w przedziale, podr� up�ywa w mi�ej atmosferze i nawet odprawa graniczna w Terespolu nie wprowadza w niej wi�kszego zamieszania. Kilku funkcjonariuszy Stra�y Granicznej i celnik�w w ci�gu kilkunastu minut sprawnie spe�nia swoje obowi�zki i poci�g rusza w dalsz� drog�. Zamieszanie nast�pi�o dopiero za Bugiem, w Brze�ciu. Wcale nie z powodu tzw. przestawki podwozi wagon�w z europejskich na radzieckie - szerokotorowe - jak by si� mo�na spodziewa�. Na stacji w Brze�ciu czuje si� wyra�nie powiew "postsowieckiej Azji". Na poci�g, niczym stado s�p�w na padlin�, czeka chmara "pogranicznik�w" i celnik�w, z zachowania kt�rych mo�na wnioskowa�, �e ich jedynym zadaniem jest niewpuszczenie poci�gu, razem z pasa�erami, do Rosji. Jest to jednak tylko z�udzenie. Czynownikom w bia�oruskich mundurach nie chodzi bynajmniej o ochron� swego pa�stwa przed cudzoziemcami, ale - nazywaj�c rzecz po imieniu - o napychanie w�asnych kieszeni. Robi� wszystko, by znale�� jakikolwiek pow�d do wymuszenia od ka�dego z pasa�er�w solidnej wziatki. A czyni� to z powodzeniem, o czym �wiadcz� chocia�by auta zape�niaj�ce przydworcowy, s�u�bowy parking. W�r�d zachodnich marek trudno dostrzec samochody wyprodukowane na Bia�orusi, jakby ich w�a�ciciele zarabiali miesi�cznie nie dwa tysi�ce rubli, ale co najmniej tyle samo dolar�w. W naszym wagonie im jednak wyra�nie nie pawiez�o. Staraj� si� wi�c chocia� na obs�udze "Warsu" wymusi� pocz�stunek kaw�. Bezceremonialnie ka�� gotowa� wod�, a jeden bez pytania zgarnia z p�ki "snicersy" dla rebionok. Kelner mamrocz�c przyst�puje do przyrz�dzania napoju dla natr�t�w. Rozmienia im tak�e dolary, bo okaza�o si�, �e jednak co� "�apn�li", a musz� przecie� podzieli� si� �upem ze swoim prze�o�onym. Nie tylko graniczne s�u�by traktuj� pasa�er�w "Poloneza" jak �r�d�o utrzymania. Po wyj�ciu celnik�w do poci�gu wpadaj� tabuny r�nych handlarek, oferuj�cych wszelkiego rodzaju wiktua�y, alkohol i inne atrakcje. Najm�odsze pozostaj� w przedzia�ach i "umilaj�" niekt�rym panom kolejne odcinki podr�y. Szybko si� okaza�o, �e opr�cz tych "dzikich panienek" w poci�gu funkcjonuje te� "zorganizowana ekipa", rezyduj�ca w do��czonych do "Poloneza" bia�oruskich wagonach... Na szcz�cie nie jest zbyt nachalna i jej wys�annicy nie n�kaj� za bardzo pasa�er�w. W poci�gu nie grasuj� te� z�odzieje. Jest to zapewne zas�uga patrolu bia�oruskiej milicji, kt�ry powa�niej ni� brzescy celnicy potraktowa� swoje obowi�zki. Noc up�yn�a spokojnie i rankiem poci�g zatrzyma� si� ju� w rosyjskim Smole�sku, w czasach dynastii Rurykowicz�w zwanym "kluczem do Moskwy". W porannym brzasku rozci�gni�te na wzg�rzach miasto prezentuje si� imponuj�co. Jest grodem zachwycaj�cym, w kt�rym przetrwa�y liczne zabytki i fortyfikacje, oddaj�ce ducha i kultur� dawnej �wi�tej Rusi. Tu� przy dworcu wznosi si� wspania�a cerkiew �wi�tych Piotra i Paw�a. Du�e wra�enie robi te� nieco oddalone Wzg�rze Soborowe, na kt�rym dominuje zwie�czona pi�cioma kopu�ami cerkiew Uspie�ska, kt�rej pi�kno zachwyci�o nawet maszeruj�cego na Moskw� Napoleona... Z okien przeje�d�aj�cego przez Smole�sk poci�gu podziwiam tak�e opasuj�cy miasto Dniepr. Poci�g wje�d�a w krain� sprawiaj�c� wra�enie bezludnej, na widok kt�rej pewnie nawet wrony zawracaj� z drogi. Trudno tu dostrzec jakiekolwiek �lady �ycia, nie wida� ludzi ani nawet szybuj�cych ptak�w. Wok� tylko ugory i spalone b�d� zwalone przez wichury �lady drzew �r�dpolnych, zasadzonych jeszcze w czasach w�adzy radzieckiej, by chroni�y przed w�cibskim wzrokiem podr�nych "sekrety", znajduj�ce si� na terenach przylegaj�cych do tor�w. Dopiero za Wia�m� zaczynaj� si� osiedla ludzkie, a raczej wioseczki pami�taj�ce jeszcze czasy cara. Za kilka lat z pewno�ci� i one przestan� istnie�, nawet te znane z historii, jak np. Borodino, w pobli�u kt�rego Kutuzow usi�owa� zatrzyma� wojska cesarza Francuz�w. Gdzieniegdzie wida� niewielkie skrawki zaoranej ziemi. W miar� zbli�ania si� do Moskwy na horyzoncie zaczynaj� si� pojawia� obiekty przemys�owe, ale s� to tylko opuszczone ruiny. Na ich tle wynurzaj�ca si� nagle z las�w stolica Rosji prezentuje si� okazale, jak prawdziwa metropolia. Na peronie dworca Bia�oruskiego wita mnie w po�udnie o. Miros�aw - werbista z moskiewskiej plac�wki zgromadzenia. Pomaga d�wiga� baga�, kupi� bilet lotniczy na Sachalin, a nast�pnie zaprasza do siebie na obiad i wypoczynek. Jest on niestety bardzo kr�tki. Samolot do stolicy Sachalinu Ju�no-Sachali�ska odlatuje ju� o godz. 18.00 z oddalonego o oko�o pi��dziesi�t kilometr�w od stolicy lotniska Domodiedowo. �eby dotrze� na nie na godzin� przed odlotem, z mieszkania werbist�w trzeba by�o wyjecha� ju� o godz. 15.00. Trasa wiedzie przez zat�oczone centrum miasta, wi�c pokonanie tego odcinka drogi nie jest �atwe. W godzinach szczytu t�ok na ulicach Moskwy jest por�wnywalny z zag�szczeniem samochod�w i ludzi, np. w Londynie czy Nowym Jorku. Niedo�wiadczony kierowca mo�e ugrz�zn�� w korkach na wiele godzin. Na szcz�cie nasz taks�wkarz specjalizuje si� w kursach na podmoskiewskie lotniska, wi�c na Domodiedowo docieramy na czas. Do�wiadczenie szofera ma jednak odbicie w cenie us�ugi, za kt�r� za�yczy� sobie... pi��dziesi�ciu dolar�w. Dla por�wnania to dwie trzecie ceny biletu z Warszawy do Moskwy. Takie s� po prostu moskiewskie realia. Na lotnisko mo�na dojecha� metrem i poci�giem, ale nie odwa�y si� na to nikt, kto - tak jak ja - ma schowane w ukrytej pod koszul� paszport�wce kilka tysi�cy dolar�w. Jest to zbyt �atwy �up dla z�odziei, od kt�rych roi si� w zat�oczonych �rodkach miejskiej komunikacji. Dawniej grasowali oni tak�e na lotnisku, ale po wprowadzeniu przez odpowiednie s�u�by nadzwyczajnych �rodk�w bezpiecze�stwa zdecydowanie rzadziej dochodzi tu do zuchwa�ych kradzie�y... W hali odlot�w roi si� od tajniak�w, umundurowanych ochroniarzy i antyterroryst�w. Pasa�er mo�e czu� si� tu ca�kowicie bezpiecznie, podobnie jak w pot�nym samolocie I�-95, lec�cym do Ju�no-Sachali�ska. S�u�by bezpiecze�stwa sprawdza�y go jeszcze, gdy pasa�erowie stali na p�ycie lotniska, czekaj�c na wej�cie do �rodka. L�dowanie na Sachalinie Wielogodzinny lot I�em-95 do odleg�ego o 9 tys. kilometr�w Ju�noSachali�ska nie by� na szcz�cie uci��liwy. Pot�na maszyna z trzystoma pasa�erami na pok�adzie szybko osi�gn�a w�a�ciwy korytarz powietrzny na wysoko�ci 11 kilometr�w. Nast�pnie bez jednego drgni�cia, jakby wisz�c w powietrzu, z pr�dko�ci� tysi�ca kilometr�w na godzin� pomkn�a ku miejscu przeznaczenia. Podziwia�em sprawno�� stewardess, kt�re z u�miechem na twarzy spe�nia�y �yczenia pasa�er�w, jakby stara�y si� przekona� ich, �e Domodiedowskie Linie Lotnicze s� najlepszymi w Rosji. Nawet je�li kogo� nie uj�� ich profesjonalizm, z pewno�ci� by� zadowolony z jako�ci i smaku serwowanych posi�k�w i napoj�w. Jedynym mankamentem lotu by� fakt, �e mimo europejskiej nocy niemal bez przerwy odbywa� si� on w promieniach s�o�ca. Samolot przekracza� kolejne strefy czasowe, jakby uciekaj�c ciemno�ciom. W efekcie, chocia� lot trwa� dziewi�� godzin, wed�ug lokalnych zegark�w sko�czy� si� po osiemnastu. Samolot zni�y� lot, jednak nie podszed� do l�dowania, ale zacz�� kr��y� w powietrzu. Na pok�adzie zapanowa�a nerwowa atmosfera, spot�gowana odg�osami dochodz�cymi z telefonu kapitana do kabiny stewardess. Wkr�tce si� okaza�o, �e to nie zwiastun katastrofy, ale mg�a nad lotniskiem w Ju�no-Sachali�sku. Pilot przewidywa�, �e pogoda szybko si� poprawi i nie b�dzie musia� lecie� na zapasowe lotnisko, w odleg�ym o... sze��set kilometr�w Chabarowsku. Mg�a rzeczywi�cie ust�pi�a i pilot przy aplauzie pasa�er�w sprawnie posadzi� maszyn� na betonowym pasie, a po chwili przyst�pi� do ko�owania pod terminal lotniska. Gdy otworzy�y si� drzwi samolotu i pasa�erowie ruszyli podstawionymi schodami na p�yt� aerodromu, zrozumia�em, �e wyl�dowali�my nie w Europie, ale na ca�kiem innym kontynencie. Wyda�o mi si� to oczywiste nie tylko dlatego, �e - w odr�nieniu od upalnej Moskwy - temperatura powietrza wynosi�a tu tylko 3 stopnie Celsjusza. Po pasa�er�w nie podjecha� �aden autobus, wi�c odleg�o�� 300 metr�w dziel�c� ich od wyj�cia z lotniska musieli pokona� pieszo, d�wigaj�c swoje baga�e. Mnie - jako cudzoziemca, kt�ry zjawi� si� w zamkni�tej do niedawna przygranicznej zonie - czeka�y dodatkowe "atrakcje". Zosta�em "powitany" przez trzech funkcjonariuszy Federalnej S�u�by Bezpiecze�stwa. Na szcz�cie szybko si� okaza�o, �e by�o to z ich strony rutynowe dzia�anie, polegaj�ce na wynotowaniu danych z mojego paszportu i zapisaniu, w jakim celu i na czyje zaproszenie przyby�em na Sachalin. Indagowano mnie jednak w spos�b kulturalny, a jeden z tajniak�w zainteresowa� si� nawet, czy kto� b�dzie na mnie czeka�. Swego przewodnika zauwa�y�em, kiedy tylko przekroczy�em bram� lotniska. Ubrany w sutann� ks. Jaros�aw Wi�niewski wyr�nia� si� w oczekuj�cym t�umie. Szybko odebrali�my dowieziony z samolotu baga� i terenowym japo�skim busem pomkn�li�my w stron� miasta. Auto prowadzi� Walery - Korea�czyk, starosta miejscowej parafii katolickiej. Nale�y on do grupy potomk�w Korea�czyk�w, przywiezionych przez Japo�czyk�w jako robotnicy przymusowi na tereny po�udniowego Sachalinu w czasie II wojny �wiatowej z okupowanej Korei. Sowieci, po zaj�ciu Sachalinu w 1945 r., nie zezwolili korea�skim zes�a�com na powr�t do ojczyzny. Po przesiedleniu na Hokkaido czterystu tysi�cy mieszkaj�cych na tych obszarach Japo�czyk�w potrzebowali r�k do pracy, wi�c Korea�czyk�w potraktowali jak niewolnik�w. Zabrali im paszporty i wprowadzili zakaz opuszczania miejsca zamieszkania. Do dzi� z grupy licz�cej 150 tys. os�b przetrwa�o na Sachalinie zaledwie czterdzie�ci tysi�cy Korea�czyk�w. W wi�kszo�ci ulegli oni rusyfikacji, raczej nie pos�uguj� si� ojczystym j�zykiem, jednak nie zatracili narodowej to�samo�ci. Ich kultura okaza�a si� silniejsza od rosyjskiej i sowieckiej ideologii, cho� za wierno�� jej zap�acili wielk� cen�. Mieszkaj� w n�dznej dzielnicy, po�o�onej na obrze�ach Ju�no-Sachali�ska, w kt�rej znajduje si� siedziba parafii. Ich domy to po prostu slumsy, w kt�rych trudno wyobrazi� sobie normalne �ycie. - Katolicka parafia powsta�a w tej dzielnicy w 1992 r. - wspomina ks. Jaros�aw Wi�niewski. - Zorganizowa� j� od podstaw po�udniowokorea�ski kap�an ks. Jakub Won Ju Sul, kt�ry po rozpadzie Zwi�zku Radzieckiego nie chcia� zostawi� swych rodak�w bez duszpasterskiej opieki. Jego dzie�o kontynuowali kolejni korea�scy duszpasterze: ks. Alfonso Kim Jen Ho i ks. Laurensio Kim Jen Czol. Zbudowali "Dom Parafialny" z kaplic� i skupili wok� siebie oko�o stu os�b, w ewangelizacji kt�rych pomog�a im �wiecka misjonarka Gloria No Ien Hi. W 1998 r. proboszczem sachali�skiej wsp�lnoty zosta� ks. Benedykt Zweber, Amerykanin ze Zgromadzenia Ksi�y Misjonarzy Marinoll. By� to niezwykle do�wiadczony duszpasterz, kt�ry wi�kszo�� swego kap�a�skiego �ycia sp�dzi� na misyjnej plac�wce w Po�udniowej Korei. Dzi�ki niemu parafia w Ju�no-Sachali�sku zacz�a si� rozwija�. W�a�nie Korea�czycy dominuj� we wsp�lnocie parafialnej, o czym �wiadczy na przyk�ad wystr�j jej siedziby, zgodny z korea�skimi kanonami. Jest urz�dzona funkcjonalnie, ale surowo, tak �e od razu wida�, i� nie chodzi tu o wygod�. Trudno w niej dostrzec chocia�by odrobin� luksusu. Wchodz�c do budynku parafii, zgodnie z korea�skim zwyczajem, zdejmuje si� buty. Z kuchni za� dochodz� zapachy sma�onej soi i ryb, kt�re s� podstaw� wy�ywienia Korea�czyk�w. Ju� pierwszy, kr�tki kontakt z gospodarzami tego miejsca pozwala do�wiadczy� ich niezwyk�ej grzeczno�ci, czysto�ci i skromno�ci. Gospodyni proboszcza, drobniutka "mama" Zoja, gnie si� w uk�onach, by okaza� go�ciom swoj� �yczliwo��. Nieobecnego podczas moich odwiedzin miejscowego duszpasterza, ks. Benedykta, zwanego przez wszystkich Benem, kt�ry wyjecha� na pielgrzymk� do Lourdes, zast�puje ks. Jaros�aw, wspomagaj�cy go "z doskoku" na polecenie bp. Jerzego Mazura. Pomoc� ch�tnie s�u�y te� starosta Walery Borysowicz, kt�ry - jak si� okazuje - po korea�sku nazywa si� I-Sek Hi. Pe�ni on w tutejszej spo�eczno�ci bardzo wa�n� rol�. Po�owa jej cz�onk�w jest w r�nym stopniu z nim spokrewniona. Dla Korea�czyk�w, kt�rzy bardzo ceni� wi�zi rodowe i szanuj� swego lidera I-Sek Hi, kt�ry na swoj� pozycj� zas�u�y� pomagaj�c w za�o�eniu parafii, ta wsp�lnota jest bardzo wa�na. Gdy po rozpadzie Zwi�zku Radzieckiego wyjecha� do Korei Po�udniowej na spotkanie z mieszkaj�c� w mie�cie Te-Wu siostr�, zafascynowa� si� katolicyzmem. U�atwi�a mu to w�a�nie siostra, kt�ra okaza�a si� gorliw� katoliczk�. Z w�a�ciw� neoficie gorliwo�ci� zdo�a� zach�ci� do przyjazdu na Sachalin ks. Jakuba, pracuj�cego w parafii, do kt�rej nale�a�a siostra. Kap�an przyjecha� na wakacyjny rekonesans, a kiedy uzyska� zgod� swego biskupa, zosta� na sta�e. Nie grzebi�c w przesz�o�ci, bez odwo�ywania si� do tradycji zacz�� od zera tworzy� w Ju�noSachali�sku katolick� parafi�, opieraj�c si� na swoich rodakach Korea�czykach. Uprzywilejowan� pozycj� w parafii I-Sek Hi zawdzi�cza te� rosyjskiemu prawu wyznaniowemu, zgodnie z kt�rym proboszcz pe�ni jedynie funkcje kultowe, natomiast rol� faktycznego gospodarza wobec w�adz cywilnych spe�nia starosta. To on za�atwia wszelkie formalno�ci, podpisuje dokumenty, a tak�e ponosi odpowiedzialno�� za uchybienia. Zwykle jest zatrudniony na etacie i otrzymuje pensj�, wyp�acan� ze �rodk�w pozyskiwanych przez proboszcza. W sachali�skiej wsp�lnocie wsp�prca mi�dzy starost� a proboszczem uk�ada si� znakomicie. Walery, opr�cz wype�niania obowi�zk�w zwi�zanych z urz�dem starosty, pomaga ksi�dzu w r�ny spos�b: pe�ni funkcj� konserwatora siedziby parafii, dba o trzy nale��ce do niej samochody, a tak�e zaopatruje kuchni�. Uczestniczy r�wnie� we wszystkich akcjach duszpasterskich, podejmowanych przez parafi� na terenie ca�ego sachali�skiego obwodu. Na jedn� z zorganizowanych przez katolick� wsp�lnot� imprez, nazwan� "Dniem Bezdomnego", wybieramy si� jeszcze przed obiadem. Dzi�ki temu po drodze mog� nieco pozna� nie tylko miasto, ale r�wnie� otaczaj�c� je przyrod�. A jest na co popatrze�. Stoki g�r, przypominaj�cych nasze Tatry, dochodz� a� do jego granic. "Dzie� Bezdomnego" sachali�ska parafia zorganizowa�a wsp�lnie z Miejskim O�rodkiem Pomocy Spo�ecznej. Wzi�o w nim udzia� 50 os�b �yj�cych w Ju�no-Sachali�sku bez dachu nad g�ow�. Zjedli obiad przygotowany dzi�ki �rodkom przekazanym przez parafi�, otrzymali paczki �ywno�ciowe i wys�uchali przem�wienia wyg�oszonego przez ks. Jaros�awa. Czy dotar�y do nich s�owa o tym, �e Chrystus ich kocha i tylko z Nim znajd� wyj�cie z sytuacji, w kt�rej si� znale�li, nie wiadomo... W drodze powrotnej Walery, kt�ry kieruje tak�e dzia�alno�ci� parafialnej Caritas, opowiada� mi o podobnych akcjach, kt�rych parafia organizuje wiele. Stale opiekuje si� np. miejscowym Domem Dziecka, sprawiaj�c jego podopiecznym sporo rado�ci. Niedawno np. Walery zawi�z� dzieciom lody i bardzo si� wzruszy�, gdy zobaczy�, jak ze samakiem je pa�aszuj�. Okaza�o si�, �e ostatni raz podobne smako�yki jad�y trzy lata temu... Walery nie zapomina r�wnie� o pensjonariuszach Domu Starc�w oraz o najubo�szych mieszka�cach stolicy Sachalinu. - Obecnie szykujemy si� do akcji "Zima" - m�wi. - Gromadzimy tzw. nabory dla os�b najbiedniejszych. S� to paczki zawieraj�ce niepsuj�ce si� artyku�y �ywno�ciowe, np. m�k�, kasz�, ry�, cukier, olej i witaminy, oraz �rodki czysto�ci. Potrzeba ich coraz wi�cej, bo ludzi wymagaj�cych pomocy stale przybywa. Po rozpadzie Zwi�zku Radzieckiego sytuacja gospodarcza Sachalinu uleg�a pogorszeniu. Dotacje z centrali zosta�y znacznie ograniczone. Restrukturyzacji poddano tutejszy garnizon wojskowy, w efekcie czego tysi�ce pracownik�w cywilnych straci�o prac�. Produkcja w zak�adach przemys�owych zosta�a bardzo ograniczona, wiele z nich w og�le upad�o, a koszty utrzymania rosn�. Niemal wszystkie ko�chozy zbankrutowa�y i ca�a �ywno�� dost�pna na wyspie pochodzi z importu. Trzeba j� dostarcza� samolotami, w zwi�zku z czym jest bardzo droga. Kosztuje wi�cej ni� w Moskwie! Tylko rybo��wstwo przynosi jakie� zyski. Sporo zarabiaj� te� pracownicy zatrudnieni w ameryka�skiej sp�ce, zajmuj�cej si� eksploatacj� ropy naftowej ze z�� znajduj�cych si� pod dnem sachali�skiego szelfu. Jest ich jednak niewielu... W siedzibie parafii zasiadamy do obiadu. Dla mnie jest to okazja do posmakowania korea�skiej kuchni, znacznie r�ni�cej si� od naszej nie tylko smakiem i wiktua�ami, ale tak�e filozofi� spo�ywania posi�k�w. Dla Korea�czyk�w posi�ek jest symbolem �ycia i zdrowia oraz lekarstwem, tote� nawet ubodzy staraj� si� je�� bogato. Najlepsze korea�skie gospodynie staraj� si� przestrzega� zasad harmonii smaku, zapachu, barwy i kompozycji. Ksi�dzu Jaros�awowi, kt�ry od kilku lat jest jaroszem, kuchnia korea�ska bardzo odpowiada, zawiera bowiem wiele jarskich potraw. "Mama" Zoja stawia przed nami ry�, zup� z ryby w miseczkach, soj� sma�on� z cebul�, sa�atk� z og�rk�w i pomidor�w, stert� sma�onych i suszonych ryb, a tak�e narodow� potraw� kimczhi, czyli kapust� kiszon� z papryk�, oraz w podobny spos�b przyrz�dzon� tart� marchewk�. Zaczynamy od zupy, kt�ra w smaku przypomina rosyjsk� uch�, cho� jest ostrzej doprawiona, a p�niej nak�adamy sobie na talerze inne specja�y i wsuwamy z apetytem. Tylko ja u�ywam widelca, pozostali jedz� pa�eczkami. Nawet ks. Jaros�aw nauczy� si� nimi pos�ugiwa�, udowadniaj�c, �e jako do�wiadczony misjonarz wie, co to inkulturacja. Podczas posi�ku zapoznaj� si� tak�e z korea�skimi obyczajami konsumpcyjnymi, kt�rych trzeba koniecznie przestrzega�, je�eli nie chce si� obrazi� gospodarzy. Dla Europejczyk�w mog� si� one wyda� dziwne, a nawet �wiadczy� o braku kultury. Przy jedzeniu zupy np. nale�y g�o�no siorba� i mlaska�, bo to oznacza, �e posi�ek smakuje wy�mienicie. Ryb� natomiast obiera si� palcami wyrzucaj�c o�ci, szkielety i inne niezjedzone resztki bezpo�rednio na st�... Po obiedzie ks. Jaros�aw zaprasza mnie na wycieczk� po mie�cie. Jest ono bardzo specyficzne. Nosi wyra�nie �lady rosyjskiej i japo�skiej kultury. Do 1905 r. by�o rosyjsk� wsi� o nazwie W�adymir�wka licz�c� 66 dom�w. W latach 1905-1945 miejscowo�� znajdowa�a si� pod panowaniem japo�skim i jako Tojochara pe�ni�a rol� stolicy wyspy, nazwanej przez jej nowych gospodarzy Karafuto. W 1947 r., dwa lata po zaj�ciu przez wojska sowieckie, zmieniono nazw� na Ju�no-Sachali�sk. Mimo i� nowi w�odarze z premedytacj� starali si� zatrze� �lady wp�ywu japo�skich okupant�w, nie osi�gn�li pe�nego sukcesu. �wiadczy o tym istniej�cy do dzi� pa�ac japo�skiego gubernatora, a przede wszystkim w�ze� kolejowy - najlepszy pomnik japo�skiej cywilizacji w Ju�no-Sachali�sku. Rosjanie pozostawili go w niezmienionym stanie i do dzi� tory maj� tu europejski rozstaw szyn. Jest to jedyny tego typu przypadek w dawnym Zwi�zku Radzieckim. Spaceruj�c po mie�cie, docieramy do placu, na kt�rym w przysz�o�ci zostanie wybudowany nowy ko�ci�. Znajduje si� on w centrum, przy jednej z trzech g��wnych ulic. Nie�atwo by�o zdoby� tak dobr� lokalizacj�. Plac przekaza�a parafii nieodp�atnie korea�ska firma, kt�ra po stratach finansowych, poniesionych na skutek kryzysu w Rosji w 1998 r. postanowi�a zlikwidowa� sachali�sk� fili� i pozbywa�a si� w�asno�ci na tym terenie. Gdyby nie ten szcz�liwy zbieg okoliczno�ci, szanse parafii na zdobycie takiego terenu by�yby r�wne zeru. Gdy w 1994 r. katolicy zwr�cili si� do mera o przydzia� gruntu na budow� �wi�tyni, zaproponowano obszar, na kt�rym sta�y mieszkalne baraki. Z budow� ko�cio�a nale�a�oby wi�c czeka�, a� �yj�cy w nich ludzie zostan� przeprowadzeni do nowych kwater. To za� przekracza�o zdecydowanie finansowe mo�liwo�ci parafii. - Jest bardzo prawdopodobne, �e w�adze stwarza�y katolikom utrudnienia pod wp�ywem prawos�awnego ordynariusza Sachalinu i wysp Kurylskich Arkadiusza -przypuszcza ks. Jaros�aw. - Ju� na poprzedniej stolicy biskupiej, w Magadanie, da� si� on pozna� jako w�adyka wyj�tkowo niech�tnie nastawiony do Ko�cio�a katolickiego. Jednocze�nie obserwujemy, �e �adnych k�opot�w z lokalizacj� �wi�ty�, czy zdobyciem sta�ej wizy dla duchownych nie maj� wsp�lnoty protestanckie, kt�rych w Ju�no-Sachali�sku jest dwana�cie... Wzniesienie �wi�tyni w samym centrum 190-tysi�cznego Ju�noSachali�ska z pewno�ci� przyczyni si� do wzmocnenia katolickiej parafii i zwi�kszenia liczby jej wiernych. Funkcjonuj�cym na obrze�u miasta katolikom nie jest �atwo ewangelizowa� mieszka�c�w Ju�no-Sachali�ska, kt�rzy tworz� specyficzn� spo�eczno��. Sk�ada si� ona z przedstawicieli r�nych narodowo�ci, kt�rzy przybyli tu w poszukiwaniu pracy po drugiej wojnie �wiatowej, osiedlaj�c si� praktycznie na go�ej ziemi. Po zaj�ciu po�udniowego Sachalinu przez Armi� Czerwon� i przy��czeniu do Zwi�zku Radzieckiego, zamieszkuj�ca go ludno�� zosta�a wysiedlona do Japonii b�d� - jak na przyk�ad Polacy b�d�cy potomkami zes�a�c�w z czas�w carskich repatriowana do swoich ojczyzn. W�adze sowieckie zamierza�y utworzy� na wyspie nowe, ateistyczne spo�ecze�stwo, odci�te od wp�yw�w jakiejkolwiek religii. Miejscowi komuni�ci chwalili si� nawet, �e zorganizowali na Sachalinie "rezerwat ateizmu". Ich poczynania psuli tylko bapty�ci, kt�rym od czasu do czasu udawa�o si� oficjalnie zarejestrowa� sw�j Ko�ci�. Opr�cz nich na wysp�, mimo kordonu przygranicznych przepustek, uda�o si� przedosta� tak�e adwentystom i zielono�wi�tkowcom. Dzia�ali oni jednak w g��bokim podziemiu, wi�c ich zasi�g by� bardzo ograniczony. Pierwsza prawos�awna parafia zosta�a zalegalizowana na Sachalinie dopiero w 1988 r. Otrzyma�a ona wezwanie b�ogos�awionej Kseni. Nast�pne zacz�y powstawa� w latach 1989-1991. Dzi� w Ju�noSachali�sku Cerkiew prawos�awna ma trzy �wi�tynie. Dynamicznie rozwijaj� si� Wsp�lnoty protestanckie, g��wnie w�r�d Korea�czyk�w, kt�rych cech� narodow� jest wielka potrzeba �ycia wsp�lnotowego. Przychodz� tak�e Polacy Niedziela w sachali�skiej parafii chyba najbardziej pozwala zaobserwowa�, jak pr�nie funkcjonuje ta wsp�lnota. Ju� o dziewi�tej zjawia si� jeden z korea�skich wolontariuszy, zwany przez wszystkich dziadzi� Tol�, kt�ry autobusem przywozi na Msz� �w. ch�tnych, oczekuj�cych w um�wionych punktach miasta. Zwykle przyje�d�a oko�o 60 wiernych, czyli tylu, ilu mie�ci si� w obecnej kaplicy. Jedn� trzeci� uczestnik�w Eucharystii stanowi� dzieci i m�odzie�. W przedsionku wszyscy zostawiaj� buty, p�aszcze i kurtki, a nast�pnie zajmuj� miejsca w �wi�tyni. Kobiety i dziewcz�ta nakrywaj� g�owy chustkami. W prowadzeniu nabo�e�stwa pomagaj� kap�anowi dwie wolontariuszki: katechetka i organistka. Natasza -katechetka - nale�y do grupy pierwszych os�b ochrzczonych w parafii i do grona g��wnych pomocnik�w proboszcza. Prowadzi katechez�, a w czasie nieobecno�ci ksi�dza potrafi "przeczyta�" wiernym ca�� Msz� �w. Jest te� matk� chrzestn� dwunastu parafian. Wszyscy uczestnicz�cy we Mszy �w. Korea�czycy przyst�puj� do Komunii �w. i sk�adaj� ofiar�, podchodz�c kolejno do stoj�cego przed o�tarzem koszyka. Aktywnie w��czaj� si� r�wnie� w modlitw�, korzystaj�c z odbitego na ksero �piewnika. - Korea�czycy s� bardzo otwarci na Ewangeli� - m�wi ks. Jaros�aw. - Ch�on� j� i je�eli decyduj� si� na przyj�cie chrztu, bardzo powa�nie podchodz� do spraw wiary. Ich religijno�� r�ni si� od europejskiej - pozbawiona jest egzaltacji i okazywania uczu�. Kiedy obserwowa�em pierwsze po przyje�dzie tutaj reakcje Korea�czyk�w, nie wiedzia�em, czy jestem im potrzebny, czy nie. Nie u�miechali si� do mnie, ale te� nie zg�aszali �adnych pretensji. Dopiero po pewnym czasie wyczu�em, �e w tej wsp�lnocie jestem akceptowany. Dzi� bardzo dobrze si� tu czuj�. W�r�d wiernych s� przedstawiciele r�nych zawod�w, na przyk�ad lekarze, wojskowi, nauczyciele czy programi�ci komputerowi. Kilku z nich bierze udzia� w kursie �wieckich katechizator�w, kt�ry zorganizowano we W�adywostoku. Ich obecno�� we wsp�lnocie wzmacnia jej ewangelizacyjne oddzia�ywanie na �rodowisko. Co roku, po trwaj�cym dwana�cie miesi�cy przygotowaniu, do chrztu przyst�puje w parafii oko�o dwudziestu os�b. Przyrost liczby wiernych jest jednak niewielki. Od kilku lat najstarsi Korea�czycy, w ramach ��czenia rodzin, wyje�d�aj� na sta�e do starej ojczyzny. Jest to mo�liwe dzi�ki umowie korea�skojapo�skiej, na podstawie kt�rej Tokio - w ramach odszkodowania za zes�anie na Sachalin - pokrywa koszty zwi�zane z przesiedleniem i zagospodarowaniem si� rodzin powracaj�cych do kraju przodk�w. Coraz cz�ciej si� zdarza, �e wyje�d�aj�cych Korea�czyk�w w parafii zast�puj� Polacy. Od czasu, kiedy do wsp�lnoty regularnie przyje�d�a ks. Jaros�aw, jest ich coraz wi�cej. Jesieni� 1999 roku do parafii nale�a�a np. tylko jedna polska rodzina z Nowoaleksandrowska. Obecnie jest ich ju� sze�� i wci�� pojawiaj� si� nowe. - Korea�czycy przyjmuj� Polak�w bardzo �yczliwie - podkre�la ks. Jaros�aw. -Nieustannie zach�caj� mnie, bym zebra� ich jak najwi�cej i w��czy� do wsp�lnoty. Wiedz�, �e na Sachalinie �yje sporo os�b przyznaj�cych si� do polskiej narodowo�ci i pragn� tym ludziom u�atwi� powr�t do wiary przodk�w. Naszych rodak�w mo�na istotnie spotka� w r�nych zak�tkach Sachalinu. �yj� na wyspie od ponad stu lat. Wielu przyczyni�o si� do ucywilizowania i rozwoju teren�w, na kt�re rzuci� ich los, mimo �e nie przybyli na nie z w�asnej woli. Zapewne przeklinali dzie�, w kt�rym jako zes�a�cy, uznani przez carskich czynownik�w za najgorszy gatunek ludzi przeznaczony do najci�szej katorgi, stan�li na wyspie. Antoni Czechow, kt�ry pracowa� na Sachalinie, by� za�amany panuj�cymi tu warunkami. Wstrz��ni�ty tym, co zobaczy�, napisa� dokumentalne dzie�o, kt�re zatytu�owa� "Sachalin". ��czy ono w sobie cechy opracowania naukowego ze szkicem beletrystycznym, a opiera si� na wstrz�saj�cym materiale, ukazuj�cym funkcjonuj�c� na wyspie katorg�. Opublikowanie tego dzie�a w 1895 r. wywo�a�o w Rosji najpierw szok, a zaraz potem szerok� dyskusj� spo�eczn�. W wyniku tych reakcji w�adze musia�y przyzna� si� do nieludzkiego traktowania wi�ni�w i z�agodzi� warunki odbywania kary przez zes�a�c�w, w�r�d kt�rych by�o wielu Polak�w. Te szacunki potwierdza na przyk�ad spis ludno�ci przeprowadzony w 1897 r., kt�ry wykaza�, �e na wyspie �y�o wtedy 1637 os�b narodowo�ci polskiej, kt�rzy stanowili 6 proc. og�u jej mieszka�c�w. Polacy zacz�li trafia� na Sachalin ju� w 1879 r., mimo �e w�a�ciw� administracj� kolonii karnej utworzono tu dopiero w 1884 r. Na wyspie istnia�a w�wczas tylko jedna osada Due - za�o�ona w 1858 r. Pierwsi, przywo�eni statkiem, zes�a�cy trafiali wi�c na prawie bezludn�, niezagospodarowan� ziemi�. Dopiero oni wznosili nast�pne miejscowo�ci, m.in. Korsak�wk� i Ma�� Aleksandr�wk�, kt�re po latach przekszta�ci�y si� w miasta. W kolonii karnej panowa� totalny ba�agan. Wi�niowie polityczni byli umieszczani razem z kryminalistami. Nie przestrzegano ustawy o pracy wi�ni�w, a o zes�a�c�w nikt si� nie troszczy�. Ich liczba kilkakrotnie przekracza�a liczb� miejsc pracy dla nich. W kopalniach w�gla na przyk�ad zatrudniano tylko jedn� czwart� skazanych. Reszta pracowa�a przy budowie dr�g, most�w i osad. W�adze mia�y k�opoty z wy�ywieniem wi�ni�w, gdy� obszar by� bardzo ubogi w nadaj�c� si� do uprawy ziemi�, a klimat nie sprzyja� stosowaniu tradycyjnych metod rolniczych. Trzeba wi�c by�o transportowa� �ywno�� z innych cz�ci kraju, co by�o przedsi�wzi�ciem i trudnym, i kosztownym. Dzienna racja chleba mia�a wynosi� 3 funty, ale poniewa� w�r�d wi�ni�w by� on jedyn� walut�, rzadko zjadali wszystko. Musieli przecie� kupowa� potrzebne do �ycia przedmioty. Wi�zienne kot�y by�y za ma�e, �eby przygotowa� posi�ek dla wszystkich, wi�c wystarcza�o go dla 25-40 proc. osadzonych. Pozostali otrzymywali przys�uguj�ce im produkty, kt�re najcz�ciej zjadali na surowo. Polacy jako� radzili sobie w tych trudnych warunkach. Skazani na do�ywotni pobyt na wyspie, zak�adali osady, przyczyniaj�c si� w ten spos�b do jej zagospodarowania i ucywilizowania. Jednej z osad nadali nazw� Warszawa. Istnieje ona do dzi�, ale teraz nazywa si� Nowoaleksandrowsk. Podobnych pasio�k�w Polacy zbudowali wi�cej. W 1899 r. �y�o ich na Sachalinie 2108. Najs�ynniejszym jest Bonis�aw Pi�sudski, brat Marsza�ka, kt�ry na wysp� zosta� zes�any w 1887 r. na 15 lat katorgi za udzia� w zamachu na cara. Zosta� skierowany do wsi Rykowskoje w Rejonie Tymowskim. Po roku jednak zwolniono go z pracy fizycznej i zatrudniono w kancelarii miejscowego urz�du, co - mimo oficjalnych zakaz�w - by�o nagminn� praktyk�, gdy� w carskiej administracji brakowa�o ludzi wykszta�conych. Z tego samego powodu m�odemu rewolucjoni�cie zaproponowano r�wnie� posad� nauczyciela. W wolnych chwilach Pi�sudski prowadzi� badania meteorologiczne, kt�rych wyniki opublikowa� w "Zapiskach" Przyamurskiego Oddzia�u Imperialnego Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego w Chabarowsku. Mog�c swobodnie porusza� si� po wyspie, zach�cony przez rosyjskiego etnologa Lwa Jakowlewa Sternberga, zaj�� si� studiami nad j�zykiem i kultur� Ajn�w i Gilak�w. Zaowocowa�y one kolejnymi publikacjami, kt�re przynios�y mu s�aw� czo�owego badacza ludu Ajn�w. Rosyjskie Towarzystwo Geograficzne rekomendowa�o go w zwi�zku z tym na stanowisko kustosza muzeum we W�adywostoku i w porozumieniu z Akademi� Nauk stworzy�o warunki do prowadzenia dalszych bada� nad �yciem, kultur� i zwyczajami Ajn�w. Pi�sudski pokocha� ten lud, a nawet o�eni� si� z kuzynk� naczelnika ajnoskiej osady Ai-kotan o imieniu Chuhsamma, z kt�r� mia� dwoje dzieci - syna Sukezo i c�rk� Kiyo. W 1905 r. Pi�sudski wyjecha� z Sachalinu i nigdy tu nie wr�ci�. Zamieszka� w Polsce, gdzie po�wi�ci� si� opracowaniu zebranego przez lata sp�dzone w�r�d Ajn�w materia�u. Nie wszystkim Polakom uda�o si� - jak Bronis�awowi Pi�sudskiemu opu�ci� Sachalin. Wielu z konieczno�ci znalaz�o tu now� ojczyzn�. Niekt�rzy po prostu nie mieli dok�d wraca�. Du�e znaczenie w scementowaniu polskiego �rodowiska na Sachalinie odegra� Ko�ci� katolicki, kt�ry rozwin�� na wyspie swoje struktury. 14 sierpnia 1897 r. w Aleksandrowsku po�wi�cono pierwsz� katolick� �wi�tyni�, kt�rej budow� wspiera� m.in. ksi��� Jan Lubomirski z Warszawy. Od czasu do czasu doje�d�a� do niej kapelan wojsk Przyamurskiego Kraju ks. Adam Szpiganowicz. Powstanie plac�wki duszpasterskiej by�o wa�nym wydarzeniem w �yciu sachali�skich Polak�w, kt�rzy bez niej mieli trudno�ci z zawarciem �lubu czy ochrzczeniem dzieci. Ubolewa� nad tym tak�e Antoni Czechow, pisz�c, �e dzieci Polak�w katolik�w "d�ugo pozostaj� nieochrzczone, a sporo rodzic�w, �eby dziecko nie umar�o bez sakramentu, zwraca si� o pomoc do prawos�awnego batiuszki. Ja sam cz�sto spotyka�em prawos�awne dzieci, kt�rych ojciec i matka byli katolikami". Dramatem dla sachali�skich Polak�w by�o ochrzczenie potomstwa w cerkwi nie tyle z przyczyn religijnych, co narodowych, poniewa� osoby o wyznaniu prawos�awnym automatycznie uznawano za Rosjan... W 1911 r. - jak zapisano w kronikach - Polacy z rado�ci�, niemal jak rodaka, witali na Sachalinie prawos�awnego biskupa Siergieja. Zapraszali go w go�cin�, prosili o po�wi�cenie domostw i b�ogos�awie�stwo... W tamtym czasie, w wyniku wojny rosyjsko-japo�skiej, na wyspie dosz�o do zasadniczych zmian. Jej po�udniow� cz�� przy��czono do Japonii, natomiast p�nocna, bardziej zacofana gospodarczo, pozosta�a pod kuratel� Rosji. Wi�kszo�� Rosjan opu�ci�o po�udniow� cz�� wyspy, pozostali g��wnie Polacy, kt�rzy zaadaptowali si� do nowych warunk�w. Na pewno nie by�o to �atwe, poniewa� nowi gospodarze nie rozr�niali ich narodowo�ci i uznawali za Rosjan. Dopiero odzyskanie przez Polsk� niepodleg�o�ci zmieni�o ich po�o�enie. Rzeczpospolita nawi�za�a stosunki dyplomatyczne z Japoni�, a dzi�ki zabiegom Stanis�awa Patka sta�y si� one bardzo dobre, co pozytywnie wp�yn�o na sytuacj� mniejszo�ci polskiej w Kraju Kwitn�cej Wi�ni. Patek - zwi�zany z PPS dzia�acz spo�eczny, obro�ca w procesach politycznych, minister spraw zagranicznych w latach 1919-1920 - �ywo interesowa� si� losem rodak�w zamieszkuj�cych tereny nale��ce do Japonii. Odwiedzi� skupisko Polak�w na Sachalinie, w miejscowo�ci, zwanej przez Japo�czyk�w Karafuto. Mieszkaj�cym tam rodakom przyzna� polskie obywatelstwo i wr�czy� paszporty konsularne. Od tej chwili Japo�czycy przestali uwa�a� ich za Rosjan i zacz�li nazywa� parandu. Tej niewielkiej, oko�o trzystuosobowej, grupie Polak�w �y�o si� na wyspie nie�le, poniewa� Japo�czycy dynamicznie rozwijali jej gospodark� i rolnictwo. Wie� W�adymir�wk� przekszta�cili w miasto o nowej nazwie Tajochara, kt�re sta�o si� stolic� wyspy. Polskie dzieci musia�y wprawdzie ucz�szcza� do japo�skich szk�, ale nie ulega�y japonizacji dzi�ki zaj�ciom w szk�kach niedzielnych, zak�adanych przez katolickie parafie. Uczono w nich nie tylko religii, ale tak�e j�zyka polskiego, historii i kultury ojczystej. Szk�ki funkcjonowa�y w Tajocharze, Maoce i Oddomari, gdzie mieszka�o najwi�cej Polak�w. Prowadzili je ksi�a bernardyni z polskiej misji, utrzymuj�cej kontakty z ojczyzn� i otrzymuj�cej finansowe wsparcie z rodzinnego kraju, mi�dzy innymi na budow� �wi�ty�. W ukazuj�cych si� w Polsce pismach katolickich zamieszczali regularnie korespondencje na temat �ycia Polak�w na Sachalinie. W 1938 r. uda�o im si� w Tajocharze zbudowa� nowy, okaza�y ko�ci� przy g��wnej ulicy miasta. Poprzedni sta� si� za ma�y, poniewa� liczba katolik�w w stolicy wyspy stale wzrasta�a. Parafia rozwija�a te� swoj� dzia�alno�� - m.in. prowadzi�a dom opieki dla dzieci z biednych rodzin, uznany przez w�adze za jeden z najlepiej dzia�aj�cych w pa�stwie i wyr�niony specjaln� nagrod�. W�adze japo�skie, jak si� wydaje, ceni�y polskich bernardyn�w za konsolidowanie spo�ecze�stwa, a tak�e za wytrwa�o�� w uczeniu si� j�zyka japo�skiego, w czym zakonnicy osi�gali zadowalaj�ce rezultaty. Podziw urz�dnik�w wzbudza� r�wnie� szacunek, z jakim polscy ksi�a odnosili si� do innych religii. Na przyk�ad w Maoce katolicki proboszcz przyja�ni� si� z buddyjskimi mnichami, kt�rych �wi�tynia s�siadowa�a z ko�cio�em. Dzia�alno�� polskich bernardyn�w - np. Gerarda Piotrowskiego, Paulina Wilczy�skiego, Piotra Wilka-Witos�awskiego, Feliksa Hermana, Rafa�a Krukowskiego, Piusa Lewandowskiego, Gustawa Stasiaka i Zachariasza Banasza - zosta�a dostrze�ona tak�e przez w�adze ko�cielne. Ich misja, nale��ca do utworzonej w 1915 r. diecezji Sapporo, w 1932 r. zosta�a usamodzielniona. Gorszy los spotka� Polak�w �yj�cych w p�nocnej - radzieckiej - cz�ci wyspy, kt�ra dopiero po wojnie domowej w 1925 r. zosta�a przy��czona do Zwi�zku Radzieckiego. Tworzyli oni licz�c� 350 os�b koloni� w Aleksandrowsku. Ich �ycie koncentrowa�o si� wok� parafii, jedynej narodowej instytucji, kt�ra tu pozosta�a. Zajmuj�c p�nocny Sachalin, w�adze sowieckie chcia�y j� natychmiast zlikwidowa�, pod pretekstem prowadzenia niedozwolonej dla instytucji ko�cielnych dzia�alno�ci wychowawczej w funkcjonuj�cym przy parafii internacie. Wychowywanie m�odzie�y by�o w Zwi�zku Radzieckim domen� pa�stwa. Niespodziewanie jednak napotka�y op�r ze strony polskiej mniejszo�ci. W�adys�aw Czekatowski stan�� na czele grupy rodak�w, kt�ra nie pozwoli�a na zaj�cie ko�cio�a przez przedstawicieli w�adzy pa�stwowej. Pi�� lat trwa�a walka o utrzymanie �wi�tyni, kt�ra w ko�cu i tak zosta�a zamieniona na kinoteatr. Koniec polskiej diaspory na Sachalinie nast�pi� po zaj�ciu jego po�udniowej cz�ci w 1945 r. przez Zwi�zek Radziecki. W latach 1947-1948 mieszkaj�cy na tym obszarze Polacy wraz z ksi�mi zostali repatriowani do ojczyzny. Na wyspie pozosta�a tylko garstka Polak�w, z kt�rych wi�kszo�� popar�o nowy porz�dek, wchodz�c w sk�ad rz�dz�cej tu kadry partyjno-pa�stwowej. Star� diaspor� szybko jednak zast�pi�a nowa. Po wysiedleniu z po�udniowej cz�ci wyspy Japo�czyk�w oraz ludno�ci zamieszkuj�cej j� od wiek�w, w�adze radzieckie potrzebowa�y innych r�k do pracy. Zacz�to wi�c werbowa� ch�tnych do podj�cia tu pracy na obszarze ca�ego Zwi�zku Radzieckiego, z dawnymi kresami wschodnimi Rzeczpospolitej w��cznie. Z tej oferty skorzysta�o tak�e wielu Polak�w. Dzi� naszych rodak�w mo�na spotka� w r�nych zak�tkach Sachalinu. Jakie� by�o zdziwienie ks. Jaros�awa, gdy po wyst�pieniu w programie miejscowej telewizji, informuj�cym o �yciu katolickiej parafii, dowiedzia� si�, �e zawdzi�cza to Polce, kt�ra jest dyrektorem kana�u... Tak jak wi�kszo�� Polak�w przyjecha�a na Sachalin z dawnych Kres�w Wschodnich dobrowolnie, w poszukiwaniu dobrze p�atnej pracy. Osiedlaj�cym si� tu ludziom zapewniano mieszkanie oraz pensj� dwukrotnie wy�sz� ni� w europejskiej cz�ci Zwi�zku Sowieckiego, a tak�e tzw. p�nocne dodatki, kt�re uznawano za rekompensat� za �ycie w surowym, azjatyckim klimacie. Wi�kszo�� z przyje�d�aj�cych na Sachalin os�b planowa�o popracowa� tu kilka lat i wr�ci� do domu, ale tylko niewielu uda�o si� zrealizowa� swoje plany. Klimat wyspy, pozwalaj�cy rosn�� p�dom bambusa i arbuzom, okaza� si� mniej straszny ni� przypuszczali, a w rodzinne strony mo�na by�o wybra� si� na urlop tanim samolotem. A� do ko�ca istnienia Zwi�zku Radzieckiego osiedlali si� na wyspie Polacy z Litwy, Bia�orusi i Ukrainy. Przyje�d�aj� nawet i teraz jako ma��onkowie obywateli rosyjskich. Kilku z nich pracuje np. w ameryka�skej sp�ce, zajmuj�cej si� eksploatacj� z�� ropy naftowej, zalegaj�cych pod sachali�skim szelfem. Dzi�ki nim polska diaspora na kresach dawnego imperium nie przesz�a jeszcze do historii. Sachali�scy Polacy �yj� niestety w rozproszeniu i jeden o drugim nic nie wie. Nie uda�o si� utworzy� na wyspie �adnego polskiego stowarzyszenia. - W 1992 r. do Ju�no-Sachali�ska przyjecha� z tak� propozycj� konsul Sawicki z Moskwy, ale skontaktowa� si� z niew�a�ciwymi osobami - twierdzi ks. Jaros�aw. - Spotka� si� np. z pracownikami muzeum, zajmuj�cego si� dokumentowaniem �lad�w polsko�ci na Sachaline, s�dz�c, �e b�dzie m�g� liczy� na ich pomoc. Tymczasem im zale�a�o tylko na uzyskaniu u�atwie� w kontaktach z Polsk� dla cel�w naukowych. Nie interesowa�o ich integrowanie polonijnego �rodowiska. Chocia� cz�sto wyje�d�ali do Polski, zdobywali odpowiedni� wiedz�, do dzi� na Sachalinie nie powsta�a �adna organizacja skupiaj�ca mieszkaj�cych tu Polak�w. Pozna�em np. jedn� z pracownic Muzeum Sztuki Wsp�czesnej, kt�ra napisa�a prac� na temat: "Polskie kobiety na Sachalinie", wi�c zna�a wiele z nich, a przynajmniej wiedzia�a o nich. Niestety, nie by�a zainteresowana tym, �eby je zebra� i zapozna� ze sob�. Mnie te� w tym nie pomog�a. A szkoda, bo na Sachalinie jest raczej pozytywne nastawienie do Polak�w. Rozmawiaj�c z lud�mi, nie musz� im t�umaczy�, sk�d si� tutaj wzi�li�my, co na mojej poprzedniej plac�wce - w Rostowie, w europejskiej cz�ci Rosji - by�o praktyk� nagminn�... �ladami brata marsza�ka Symboliczn� postaci� dla Polak�w mieszkaj�cych na Sachalinie jest Bronis�aw Pi�sudski. Dzi� ju� oficjalnie mog� przypomina� jego posta�, a przy okazji m�wi� o wk�adzie polskiej diaspory w rozw�j Sachalinu. Tak�e w�adze wyspy doceni�y te zas�ugi, czego dowodem by�o wyra�enie zgody na ods�oni�cie pomnika Bronis�awa Pi�sudskiego. Uroczysto�� odby�a si� w listopadzie 1991 r. Ksi�dz Jaros�aw, nie ukrywaj�c dumy, zaprowadzi� mnie przed by�y pa�ac japo�skiego gubernatora, gdzie na eksponowanym miejscu usytuowany jest monument. Pa�ac, architektur� przypominaj�cy pagod�, nie s�u�y co prawda ju� do cel�w reprezentacyjnych, ale mie�ci si� w nim cz�sto odwiedzane Muzeum Krajoznawcze. Przychodz� tu nie tylko tury�ci i wycieczki, ale tak�e mieszka�cy Ju�noSachali�ska, kt�rzy ch�tnie sp�dzaj� wolny czas w otaczaj�cym pa�ac przepi�knym parku, za�o�onym jeszcze przez Japo�czyk�w. Napis na tablicy umieszczonej na postumencie informuje, kim by� Bronis�aw Pi�sudski i co uczyni� dla Sachalinu. Gdyby Sowieci razem z Japo�czykami nie wysiedlili Ajn�w na Hokkaido, dzi� w Ju�no-Sachali�sku mo�na by prawdopodobnie spotka� potomk�w Pi�sudskiego, kt�rzy obecnie �yj� w Japonii. S� podstawy, by przypuszcza�, �e nie wszyscy wyjechali. By mnie o tym przekona�, ks. Jaros�aw zaprasza na wypraw� �ladami Bronis�awa Pi�sudskiego. Wsiadamy do samochodu i jedziemy do po�o�onego w odleg�o�ci 40 km na p�noc od stolicy Sachalinu, Doli�ska. W tym pi�tnastotysi�cznym miasteczku, znanym niegdy� z produkcji celulozy, mieszka Katarzyna Go�ubiewa, Polka urodzona w 1922 r. na Sachalinie, kt�ra twierdzi, �e uratowa�a przed wywiezieniem do Japonii syna Pi�sudskiego. Jego potomkowie �yj� obecnie prawdopodobnie w p�nocnej cz�ci wyspy. Droga do Doli�ska jest zupe�nie prosta, a mimo to jedziemy wolno, by nasyci� oczy pi�knem mijanego krajobrazu, urokiem przydro�nej ro�linno�ci, kt�rej osobliwo�ci� s� m�ode p�dy bambusa przywiezionego na Sachalin prawdopodobnie przez Ajn�w z Polinezji. W pobli�u drogi zauwa�amy rozwalone i rozkradzione budynki, nale��ce do by�ych sowchoz�w, a tak�e postsowieckich baz wojskowych. Na czterdziestokilometrowym odcinku wyspy znajdowa�y si� dwie z nich. Dzi� zosta�y po nich opuszczone zabudowania, nadal obj�te zakazem fotografowania. Nie znaczy to jednak, �e armia rosyjska ca�kowicie wycofa�a si� z tej cz�ci wyspy. Na szczycie jednej z g�r wyra�nie wida� srebrne kule kryj�ce w sobie anteny satelitarnego zwiadu. W Doli�sku wita nas ponury gmach od dawna nieczynnej fabryki celulozy i t�umy dzieci bawi�cych si� mi�dzy odrapanymi blokami. Pani Katarzyna okazuje si� prawdziw� kopalni� wiedzy o Sachalinie. Jej dziadek zosta� zes�any na wysp� za uchylanie si� od branki, kt�ra poprzedzi�a wybuch powstania styczniowego. Do Polski ju� nie wr�ci�. Umar� na zes�aniu w 1907 r. Ona urodzi�a si� w japo�skiej cz�ci wyspy. Rodzice pani Katarzyny otrzymali polskie paszporty, ale po polsku m�wili s�abo. W jej rodzinnym domu najcz�ciej rozmawiano po rosyjsku, a ona j�zyk przodk�w pozna�a w przyparafialnej szk�ce niedzielnej, natomiast w szkole, do kt�rej ucz�szcza�a, nauczy�a si� japo�skiego. Z synem Bronis�awa Pi�sudskiego zetkn�a si� przypadkiem podczas zarz�dzonej przez w�adze radzieckie "paszportyzacji". Poniewa� zna�a j�zyki rosyjski, japo�ski i polski, zatrudniono j� jako t�umaczk� w specjalnej komisji, urz�duj�cej w gminnej wsi Starodubskie, przygotowuj�cej list� os�b skazanych na wysiedlenie. Przed komisj� stan�li tak�e Ajnowie, �yj�cy w trzech pobliskich wsiach. Jednym z nich by� w�a�nie syn Bronis�awa Pi�sudskiego. - Wyr�nia� si� on zdecydowanie spo�r�d wezwanych - wspomina pani Katarzyna. -Trzyma� si� na uboczu, nie spieszy� si�, wida� by�o, �e bardzo prze�ywa� mo�liwo�� opuszczenia Sachalinu. Uwag� zwraca� r�wnie� jego inny ni� pozosta�ych Ajn�w wygl�d. Mia� jasne w�osy, w przeciwie�stwie do kruczoczarnych czupryn rdzennych mieszka�c�w Sachalinu, i europejskie rysy. Od razu by�o wida�, �e nie jest czystej krwi Ajnosem, ani Japo�czykiem czy Korea�czykiem. Gdy spyta�am go, kim jest, tylko odburkn�� co� niezrozumiale, jak gdyby ba� si� wymieni� swoje nazwisko. Wy Pi�sudski? - spyta�am. Skin�� twierdz�co g�ow�. Przypomnia�am sobie w�wczas, jak przed wojn� przyjecha� do naszego domu polski dziennikarz i pyta� o dzieci Bronis�awa Pi�sudskiego. M�j ojciec pojecha� z nim do wioski Aj-kotan i pom�g� mu je odnale��. By�o ich dwoje: ch�opak i dziewczyna. Ich matka ju� wtedy nie �y�a. Mieszkali z 96-letni� w�wczas babci�. Polskie w�adze zaproponowa�y, by wyjechali do ojczyzny ojca, ale nie skorzystali z niej. Syn Pi�sudskiego nie chcia� te� wyje�d�a� z Ajnami do Japonii. Od razu to wyczu�am i odwo�uj�c starost� na bok, poprosi�am go o interwencj�. Urz�dnik obieca�, �e spr�buje pom�c. Ostatecznie komisja pozwoli�a Pi�sudskiemu pozosta� na wyspie, ale musia� wyjecha� do jej p�nocnej cz�ci... Nie jest wi�c wykluczone, �e na Sachalinie do dz