6239
Szczegóły |
Tytuł |
6239 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6239 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6239 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6239 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Rafa� Klunder
HOLLOW CITY
Dochodzi�a godzina trzecia, gdy w czerni nieba pojawi�a si� odleg�a po�wiata
miasta. Prowadzi�em auto nieprzerwanie od dziewi�ciu godzin, to znaczy z
kr�tkim postojem, zaraz po p�nocy, na tankowanie i wypicie mocnej kawy.
Mimo kawy czu�em si� jednak senny. Pokonywane z wcale niema�� pr�dko�ci�
kilometry zdawa�y si� wyd�u�a� z ka�d� up�ywaj�c� minut�, z ka�dym zakr�tem
szosy, z ka�dym wzniesieniem. Kierownica twardnia�a w nadwer�onych
d�oniach, peda� gazu poddawa� si� naciskowi stopy z coraz wi�kszym oporem.
Ruch na szosie zupe�nie ju� wygas�, od d�u�szego czasu nie widzia�em �adnych
�wiate� z przeciwka ani w tylnym lusterku. Senno�� pr�bowa�em
przezwyci�a� s�uchaj�c muzyki z kompaktu, pal�c papierosa za papierosem i raz
po raz uchylaj�c szeroko okno. �wie�e le�ne powietrze letniej nocy przyjemnie
owiewa�o twarz, lecz huk opon na asfalcie i �wist wiatru zag�usza�y muzyk�. Z
tych dwu przyjemno�ci wola�em s�ucha� ni� oddycha�, wi�c po paru chwilach
zasuwa�em szyb�, by zn�w j� odsun��, gdy wn�trze auta przepe�nia�o si�
zu�ytym dusz�cym dymem. Cho� by�em dopiero w po�owie drogi do
wyznaczonego celu, to jednak wbrew wcze�niejszemu zamiarowi postanowi�em
zatrzyma� si� na nocleg w tym mie�cie. Dalsza gonitwa z czasem nie mia�a
sensu, cho�by dlatego, �e mog�aby sko�czy� si� dramatycznie - w zawieszeniu
na jakim� �lepym drzewie, upadkiem w przepa��, za�ni�ciem na zawsze.
Pojawienie si� ��tawej �uny nad wierzcho�kami drzew by�o najprzyjemniejszym
doznaniem tej d�ugiej nocy. Odczu�em z wolna ogarniaj�cy mnie spok�j, od
dawna wyczekiwane wytchnienie, ogromne znu�enie t� d�ug� drog�.
W pewnej chwili w reflektorach auta b�ysn�a fosforyzuj�ca z daleka tablica
informacyjna na poboczu. Wkr�tce napis sta� si� czytelny: "Witamy w Hollow
City" i nieco poni�ej, mniejszymi literami: "Miasto wiecznego spokoju". Gdy
auto przemkn�o mimo, znik�a w u�amku sekundy, jak gdyby kto� mocarny
chlusn�� na� hektolitrem czarnej farby. Feeria miasta stawa�a si� coraz
ja�niejsza i coraz dok�adniej widzia�em poszczeg�lne �wietlne punkty
ulicznych latar�. Wype�nia�y one do�� szeroki obszar, �wiadcz�c o tym, �e
miasto mog�o mie� oko�o stu tysi�cy mieszka�c�w. Wreszcie, min�wszy z
rzadka zabudowane przedmie�cie, znalaz�em si� na szerokiej, jasnej niemal jak
w dzie� ulicy. Zwolni�em jazd� do dozwolonej pr�dko�ci i rozgl�da�em si� po
budynkach w poszukiwaniu motelu. W oddali spostrzeg�em migaj�cy neon stacji
benzynowej i minimarketu. Machinalnie si�gn��em po paczk� papieros�w i
dotykiem palca oszacowa�em jej zawarto��. Papieros�w nigdy za wiele.
W��czy�em kierunkowskaz i zatrzyma�em si� pod zadaszeniem.
Przy pompach sta�y dwa samochody, lecz kierowc�w nie by�o. Zgasi�em
�wiat�a, wy��czy�em silnik i nie zakluczaj�c drzwi poszed�em do obszenie
oszklonego pawilonu. Rozsun�y si� skrzyd�a szklanych drzwi i ze �rodka
dobieg�y tony jakiej� sentymentalnej piosenki. Domy�li�em si�, �e musia�a to
by� miejscowa stacja radiowa, kt�ra nadawa�a te smutne kawa�ki dla tych, co nie
mog� zasn��. Nieraz sam by�em wdzi�czny radiowcom za ten koj�cy repertuar.
Id�c mi�dzy wype�nionymi po brzegi p�kami, zbli�y�em si� do lady, lecz
sprzedawcy nie by�o. Dopiero teraz u�wiadomi�em sobie, �e kierowc�w tak�e
nie by�o. Opar�em si� �okciem o najbli�szy rega� i czeka�em, lecz sprzedawca nie
nadchodzi�. Si�gn��em po jedn� z le��cych nieopodal broszur dla turyst�w i
zacz��em j� bezwiednie przegl�da�. Sentymentalna piosenka sko�czy�a si�, po
czym bez zapowiedzi spikera pop�yn�a nast�pna, r�wnie smutna. Jaka�
dziewczyna, kt�rej g�osu nie zna�em, �piewa�a o jakim� nocnym mie�cie.
Zaciekawi�y mnie s�owa, poniewa� refren brzmia� tak jak ten napis na tablicy
przy szosie: "Hollow City. The city of eternal peace". Musia�a to by� miejscowa
dziewczyna, kt�ra zapewne chcia�a przypodoba� si� swej publiczno�ci, a mo�e
samemu merowi rady miejskiej, kt�ry by� mo�e, w ramach popierania lokalnego
patriotyzmu, sfinansowa� to nagranie. By�by to ca�kiem �adny obyczaj.
Zniecierpliwi�o mnie to czekanie. Podszed�em do drzwi prowadz�cych na
zaplecze i krzykn��em na powitanie. Odpowiedzia�a mi cisza. Krzykn��em raz
jeszcze - cisza. Pomy�la�em, �e sprzedawca musia� wyj�� do toalety na
zewn�trz budynku. �ycie w prowincjonalnych miastach jest na og� spokojne i
bezpieczne, pozostawienie na par� minut sklepu bez opieki sko�czy�oby si� w
wielkim mie�cie rabunkiem. Ale wida� nie tutaj. Od wielu lat marzy�em o tym,
by osiedli� si� w ma�ym mie�cie. By�o to jednak marzenie-u�uda, gdy� w
gruncie rzeczy w ma�ym mie�cie ma�o si� dzieje. Powszechna senno�� i nuda.
Rzeczywi�cie, wieczny spok�j. Raczej �wi�ty spok�j. Czas p�ynie wolno, �ycie
trwa d�u�ej. Tyle �e �ycie tego sprzedawcy trwa chyba zbyt d�ugo!
Wyszed�em przed budynek i uda�em si� w kierunku strza�ki wskazuj�cej WC.
Zapuka�em do drzwi i krzykn��em to samo co wcze�niej powitanie. Cisza.
Nacisn��em klamk�, drzwi ust�pi�y, w kabinie nie by�o nikogo. Co u licha?
Rozejrza�em si� dooko�a. Samochody sta�y w tych samych miejscach. Przeszy�
mnie dreszcz zimna, co przy tej pogodzie by�o zastanawiaj�ce. Wr�ci�em do
�rodka i odczekawszy jeszcze par� minut, odliczy�em monety, po�o�y�em je na
ladzie i wzi��em z p�ki paczk� papieros�w. Odje�d�aj�c, raz jeszcze rozejrza�em
si� wok�, lecz nikogo nie spostrzeg�em. Trudno.
Motel znajdowa� si� kilkaset metr�w dalej. By� to estetyczny, schludny
parterowy budynek, otoczony klombami kwiat�w, przystrzy�onym jak dywan
trawnikiem i kolekcj� niskich drzewek palmowych, kt�rych li�cie b�yszcza�y w
�wietle reflektor�w. Zatrzyma�em si� na parkingu, na kt�rym sta�o kilka innych
aut i skierowa�em si� do recepcji. Drzwi by�y otwarte, wszed�em do �rodka. Na
kontuarze �wieci�a si� nocna lampka, lecz i tutaj nikogo nie by�o. Si�gn��em po
ma�y z�oty dzwoneczek i potrz�sn��em nim delikatnie, jak gdybym obawia� si�,
�e kogo� obudz�, a przecie� w tym w�a�nie celu potrz�sn��em. Niezachwianie
trwa�a nocna cisza. Przez drzwi w g��bi pokoju, zas�oni�te g�sto sznurkami, z
nanizanymi na� kolorowymi muszelkami, przedostawa�o si� �wiat�o z
pomieszczenia na zapleczu. Rozgarn��em sznurki i wsun��em g�ow� do �rodka.
By�a to niewielkich rozmiar�w kuchnia, z kt�rej prowadzi�y dalej kolejne drzwi.
Zawo�a�em cicho, prawie szeptem. Zn�w odpowiedzia�o mi milczenie.
Niew�tpliwie kuchnia nale�a�a do prywatnej kwatery w�a�ciciela lub mened�era
motelu. Nie chcia�em zak��ca� jego �wi�tej prywatno�ci, wi�c cofn��em si� do
recepcji i chwil� sta�em. By� mo�e w tym mie�cie panuje taki zwyczaj.
Wyobrazi�em sobie napis na �cianie: "Nocnych klient�w nie obs�ugujemy".
Mimo wszystko poczu�em si� troch� jak intruz.
Min�o par� minut, gdy wreszcie zdecydowa�em si� post�pi� zgodnie z
domniemanym nocnym obyczajem. Z tablicy z kluczami zdj��em pierwszy z
brzegu, na kartce skre�li�em par� s��w wyja�nienia i wyszed�em na zewn�trz. Z
baga�nika samochodu wytaszczy�em torb� podr�n�, pozamyka�em drzwi i
szukaj�c odpowiedniego numeru, uda�em si� do w�a�ciwego, wybranego
�lepym trafem pokoju. W niekt�rych oknach �wieci�o si� za ci�kimi kotarami
�wiat�o.
W pokoju by�o duszno, jakby od dawna nikt tutaj nie wietrzy�. Odsun��em szyb�
w oknie i rozpakowuj�c torb� zostawi�em drzwi szeroko rozwarte. Widok
obszernego �o�a po�rodku pokoju nisili� moj� senno��. Rozebra�em si� i
wieszaj�c r�cznik na przedramieniu, jak kelner wiesza serwet�, podrepta�em do
�azienki. Woda pod prysznicem by�a drug� tej nocy przyjemno�ci�.
Sko�czywszy wr�ci�em do pokoju i zda�em sobie spraw� z tego, jak bardzo
by�em nieostro�ny. Na stoliku obok ��ka le�a� m�j portfel, wype�niony grubo
banknotami, i wszystkie moje dokumenty. Popchn��em stop� drzwi, trzasn�y
do�� g�o�no, i zabezpieczy�em je �a�cuszkiem. Wytar�em si� r�cznikiem do
sucha i chc�c si� uczesa� rozejrza�em si� za lustrem. Nie by�o �adnego ani w
pokoju, ani w �azience, co wyda�o mi si� powa�nym niedopatrzeniem ze strony
dyrekcji, tym bardziej �e wyposa�enie motelu i jego zewn�trzny wizerunek
zdawa�y si� spe�nia� warunki wcale wysokiego standardu. Wreszcie run��em
nagi na ��ko i nie przykrywaj�c si� ani nie gasz�c �wiat�a, natychmiast
zasn��em.
Nazajutrz otworzy�em oczy, wypocz�ty jak dziecko. Spojrza�em na zegarek,
dochodzi�a godzina trzecia. Poderwa�em si� jak oparzony na r�wne nogi i od
razu ogarn�a mnie frustracja, �e tak bardzo zaspa�em. Tak oto ko�czy si� z g�ry
przegrana walka z czasem. D�ugotrwa�� jazd� przesili�em organizm i teraz
zamiast dobiega� celu podr�y wci�� by�em w po�owie drogi. Id�c do �azienki,
w��czy�em telewizor, lecz na tym kanale nie by�o �adnego programu.
Przeszuka�em pozosta�e, lecz i na nich trwa�a cisza i pustka. W��czy�em radio -
rozleg�y si� d�wi�ki sentymentalnej, instrumentalnej melodii. Miasto �wi�tego
marazmu! Moja frustracja si�gn�a szczytu, gdy pr�bowa�em si� ogoli�, brak
lustra rekompensuj�c w�dr�wk� palc�w po twarzy, kt�re odlicza�y oczyszczone z
zarostu centymetry kwadratowe sk�ry. By�em przekonany, �e pozostawi�em
liczne niedogolone miedze, nara�aj�c si� tym na po�miewisko. Tak czy owak,
doko�czy�em mycie, za�o�y�em �wie�� odzie�, spakowa�em torb� i wyszed�em
na zewn�trz. �niadanie - czy raczej obiad - postanowi�em zje�� w jakim� tanim
barze.
Widok w promieniach bia�ego s�o�ca na bezchmurnym niebie wyda� mi si�
wspania�y. Uderzy�o mnie wilgotne ciep�o, przymkn��em powieki, chroni�c oczy
przed blaskiem. Miasto le�a�o w rozleg�ej kotlinie, z trzech stron okala�y je do��
wysokie po�oniny o lesistych, ciemnozielonych garbach. Z czwartej strony, z tej,
z kt�rej przyjecha�em, wida� by�o lini� p�askiego jak st� horyzontu. Sprawia�o
to wra�enie, jak gdybym zajecha� na koniec �wiata, sk�d mo�na by�o jedynie
zawr�ci�. Natura bywa czasem Bosko szczodra. W moich w�dr�wkach zdawa�o
mi si�, �e wszystko ju� widzia�em, �e niczym wi�cej nie umiem si� zachwyci�.
Wszak widzia�em najpi�kniejsz� na �wiecie pla�� na male�kiej wysepce po�r�d
Pacyfiku - jaka jeszcze pla�a mo�e by� urokliwsza? Z samolotu widzia�em
�nie�ne Himalaje - jakie� jeszcze g�ry mog� by� cudniejsze? W Taman Negara
�y�em jak dzikus w g��bokiej d�ungli - jaki� inny las mo�e by� wspanialszy? A
jednak to miejsce, tak proste i tak bliskie, niby zau�ek skryty na ko�cu dalekiej
drogi, nie mia� w mojej pami�ci r�wnych sobie. Sta�em chwil�, patrz�c przed
siebie i chciwie �akn�c powietrza, po czym z�o�y�em torb� na dnie baga�nika i
uda�em si� do recepcji.
Jednak�e w �rodku nikogo nie by�o, nikt nie odpowiedzia� na brz�czenie
dzwoneczka, ju� teraz nie delikatne, lecz energiczne, stanowcze,
zniecierpliwione, �widruj�ce g��boko w uszach, natarczywe. Domaga�em si�
czyjej� uwagi, ��da�em zainteresowania. Attention, attention, oto nadszed�
klient!
Cisza.
Wszed�em do kuchni. Nad sto�em ledwie tli�a si� �ar�wka, kt�rej �wiat�o
rozmywa�o si� w blasku dnia. Podszed�em do drzwi prowadz�cych dalej i
ostro�nie zajrza�em za pr�g. By� to pok�j go�cinny zadbanego najwyra�niej
kobiec� r�k� domostwa. Wysprz�tany, pachn�cy woni� polnych kwiat�w, pe�en
gustownie dobranych mebli i bibelot�w, pe�en rodzinnych fotografii,
poustawianych w stylowych ramkach na stolikach i rega�ach, porozwieszanych
wed�ug jakiego� logicznego klucza na �cianach. Widnia�y na� twarze
czteroosobowej familii w r�nych okresach �ycia, pocz�wszy od aktu �lubnego
m�odych zakochanych, poprzez narodziny dzieci, rozmaite rodzinne
uroczysto�ci, wsp�lne wakacje a� po zreprodukowane, odnowione
komputerowo, jednobarwne portrety przodk�w. Wyci�gn��em r�k� po jedn� z
ramek, stoj�c� na okr�g�ym, przykrytym liliowym obrusem stoliku, lecz zaraz j�
cofn��em, przypominaj�c sobie, �e niezale�nie od okoliczno�ci jestem w ko�cu
w cudzym mieszkaniu. Spojrza�em p�ochliwie po pokoju, spodziewaj�c si�, �e
zaraz zobacz� zaskoczonych domownik�w. Pr�buj�c ratowa� sytuacj�,
krzykn��em na powitanie, lecz krzyk m�j zawis� bez echa w pr�nej przestrzeni.
Krzykn��em ponownie, lecz tym razem nasz�a mnie my�l bardzo dziwna:
krzykn��em mianowicie, aby si� upewni�, �e nikt nie odpowie. Tak w�a�nie,
pragn��em, aby nikt nie odpowiedzia�. Pragn��em pozyska� odrobin� czasu, by
przyjrze� si� bli�ej fotografiom, by odczyta� histori� tej rodziny, rozpozna�, do
kogo nale�� te wpatrzone we mnie zewsz�d oczy, kim s� ci otaczaj�cy mnie w
pokoju ludzie. By�o to doznanie wyj�tkowo ekscytuj�ce, czu�em si� niczym w
sali muzealnej, gdzie ludzkie �ycie zgromadzi�o si� w przedmiotach i do
przedmiot�w zaw�zi�o. Lecz jednocze�nie czu�em si� jak naje�d�ca, kt�rego
za chwil� wyp�dz� obro�cy tego miejsca, jak z�odziej, kt�ry w ka�dej chwili
mo�e zosta� schwytany. By� w tym jaki� narkotyk, jaki� zastrzyk haju, kt�ry
nie pozwala� mi doj�� do zmys��w. Raz jeszcze si�gn��em po t� sam� ramk� i
unios�em j� w d�oni na wysoko�� oczu.
Spogl�da�a na mnie dojrza�a kobieta, w trudnym do sprecyzowania wieku. Z
innych fotografii wiedzia�em, �e ma ju� doros�e dzieci, musia�a wi�c liczy�
przynajmniej oko�o czterdziestki. Tymczasem jej twarz zdradza�a utkwion�
g��boko w rysach dziewcz�co��. Oczy by�y �ywe i weso�e, zda�o mi si�,
figlarne, nieszkodliwie psotliwe, jak oczy zawstydzonej na moment wie�niarki.
Lecz wok� tych oczu strzela�a we wszystkie strony paj�czyna ostrych
zmarszczek, �wiadcz�cych tyle o up�ywie czasu, co o trudnych
do�wiadczeniach, o �yciu sp�dzonym w znoju, zdala od lustra i kosmetyk�w.
Zbli�y�em ramk� na d�ugo�� nosa - ani �ladu makija�u. By�a to wi�c twarz
kobiety ceni�cej natur�. Czy mog�o gdzie� istnie� dla niej odpowiedniejsze
miejsce na ziemi ni� to miasto na ko�cu �wiata? Czy urodzi�a si� tutaj, czy te�
�wiadomie wybra�a to oddalenie od modnego �ycia, restauracji, karnawa��w,
balowych sukien, kieliszk�w szampana? I w�osy, jej w�osy m�wi�y wiele o
przesz�o�ci i personie. By�y to w�osy d�ugie, proste, rozwiane w niejakim
nie�adzie, z grzywk� zachodz�c� na brwi. By�y to w�osy m�odej dziewczyny, a
nie dojrza�ej kobiety i matki. Czy�by wi�c chcia�a ona oszuka� czas? Czy �y�a
wewn�trznie w latach swej m�odo�ci? Odstawi�em ramk� na miejsce i zacz��em
szuka� odpowiedzi w innych fotografiach. Lecz dotykaj�c kolejnych, czu�em si�
onie�mielony, zawstydzony tym moim szperactwem w cudzym �yciu. Czu�em
si� tak�e obserwowany, jak gdyby gdzie� w pokoju rejestrowa�a moje
w�cibstwo ukryta kamera. By� mo�e by�o to tylko nieuzasadnione wra�enie,
wywo�ane galeri� martwych, lecz wpatrzonych we mnie oczu. Zdawa�o mi si�, �e
ogl�da mnie t�um widz�w, t�um s�dzi�w raczej, surowo i bezwzgl�dnie
pot�piaj�c moje uczynki. Jednak narkotyk nie przestawa� dzia�a�, przeciwnie,
coraz mocniej obezw�adnia�a mnie jego si�a. Poznawszy przyczynek do �ycia tej
kobiety, pragn��em zg��bi� ca�� reszt�, wyrwa� z sekretu najintymniejsze
szczeg�y, posi��� ca�� o niej prawd�.
Na p�ce z ksi��kami zauwa�y�em stos grubych album�w. Wzi��em jeden do
r�ki, lecz zn�w ogarn�� mnie niepok�j. Je�li usi�d� w fotelu i zaczn� kartkowa�
ten album, je�li za�o�� nog� na nog�, mo�e zapal� papierosa, zaparz� sobie
kawe - kim w�a�ciwie b�d� w tym obcym domu? Co zrobi� mieszka�cy, gdy
nagle wr�c�? Oprzytomnia�em.
Po�o�y�em album i skierowa�em si� do nast�pnych drzwi, prowadz�cych do hallu
i stamt�d do pokoj�w sypialnych, �azienki oraz na zewn�trz domu. Nigdzie nie
by�o �ywej duszy. Do�� tego! Nie moja to wina, �e nikt nie pilnuje interesu! T�
sam� drog� wr�ci�em do recepcji. Nie zdo�a�em jednak powstrzyma� ostatniego
spojrzenia na rodzinne albumy. T�sknego spojrzenia.
Kartka, kt�r� zostawi�em poprzedniej nocy, wci�� le�a�a nietkni�ta. Nabra�em
dziwnych podejrze�, lecz co mnie to obchodzi? Zgniot�em j� w palcach i
zapisa�em drug�, wyja�niaj�c w kilku s�owach, co zasz�o. Z portfela wyj��em
banknot i s�dz�c, �e to wystarczy, po�o�y�em go wraz z kluczem na ladzie obok
kartki. Ruszy�em do samochodu.
Kiedy mia�em ju� wsi��� do �rodka, zauwa�y�em, �e w jednym z okien
pokoj�w dla podr�nych poruszy�a si� na moment kotara. Spojrza�em na auta i
wyda�o mi si�, �e wszystkie sta�y tak jak ubieg�ej nocy. Nie odjecha�o �adne.
Cofn��em si� i podszed�em do drzwi, kt�re okaza�y si� lekko uchylone, stukaj�c
jednocze�nie w okienn� szyb�. Nikt nie odpowiedzia�. Zastuka�em drugi raz,
aby si� upewni� i pchn��em drzwi. ��ko by�o niezas�ane, na poduszce widnia�o
wyra�ne wg��bienie od g�owy. Na pod�odze le�a�a walizka z otwart� pokryw�,
na nocnym stoliku - m�ska saszetka na pasku, jakich nikt ju� nie u�ywa. Z boku
�wieci�a si� lampka. Wszed�em do �rodka, lecz w tej samej chwili cofn��em si�
machaj�c bezradnie r�k�.
Wr�ci�em do auta, usiad�em za kierownic� i wcisn��em kluczyk w otw�r stacyjki.
Gdy go przekr�ci�em, zapali�y si� wszystkie wska�niki, lecz silnik pozosta�
martwy. Na zegarze dochodzi�a godzina trzecia. To niemo�liwe! Spojrza�em na
r�czny zegarek - dochodzi�a godzina trzecia! Toaleta zaj�a mi przecie�
kilkana�cie minut, ponadto w domu tak�e sp�dzi�em co najmniej kilka minut.
Wysiad�em i pobieg�em z powrotem do pokoju. Na elektronicznym zegarze w
radiu r�wnie� dochodzi�a godzina trzecia. Wcisn��em w��cznik i rozleg�y si�
d�wi�ki jakiej� sentymentalnej, instrumentalnej kompozycji.
Usiad�em na brzegu ��ka i zacz��em przep�dza� nienaturalne my�li. Czy�by
dochodzi�a godzina trzecia nad ranem? Czy�by w tym mie�cie wiecznego
spokoju nie up�ywa� czas? Czy�by nie by�o tu ludzi? Co za nonsens! Je�li
istniej� jakie� nieznane wymiary czasu, to by� mo�e w kosmosie, lecz nie na
Ziemi. Zreszt�, jak dot�d, nie ma na to naukowych dowod�w. Owszem, mo�na
do woli fascynowa� si� fantastyk�, ale tutaj, w tym mie�cie o realnej nazwie
geograficznej Hollow City, jak Salt Lake City, jak Mexico City, idzie o
prawdziwe �ycie, idzie o ludzkie �ycie, nie o zabaw�.
Nagle powr�ci�o moje wcze�niejsze, oczywi�cie absurdalne podejrzenie, kt�re
ju� od wczorajszej nocy, gdy tylko przekroczy�em granic� tego miasta, stara�em
si� odpycha�: czy�bym �ni�? Czy zasn��em za kierownic�? Czy za chwil�
nast�pi katastrofa, samoch�d uderzy w jakie� �lepe drzewo, runie w przepa��?
Czy za chwil� zasn� na zawsze?
By�y to pytania realne, nie wy�nione, lecz realne. Powinienem w tej chwili
natychmiast si� obudzi�, pora�ony �miertelnym strachem! Serce powinno
za�omota� a� po skronie. Krta� powinna zacisn�� si� w przera�eniu. Krew
powinna uderzy� do g�owy, a tlen dop�yn�� do m�zgu w otrze�wiaj�cej dawce.
Lecz nic takiego nie odczu�em. W dalszym ci�gu siedzia�em na skraju ��ka w
cudzym pokoju, z g�o�nika p�yn�a ta sama sentymentalna melodia. Co zatem
zasz�o? Co dzieje si� wok�? A mo�e nie �yj�? Mo�e nast�pi�a ju� katastrofa i
zgin��em na miejscu nie obudziwszy si� nawet? Lecz brzmi to jak kolejny
nonsens. Przecie� pali�em papierosy, czerpi�c rozkoszn� dawk� nikotyny. W
dalszym ci�gu jestem, dzi�ki Bogu, uzale�niony. Odczuwam potrzeby
fizjologiczne. Tak w�a�nie, jestem tak�e po prostu g�odny, a s�ysza�em, �e
umarli nie czuj� g�odu.
Wsta�em i po�piesznie opu�ci�em pok�j, boj�c si�, �e nadejdzie jego
mieszkaniec i sp�on� ze wstydu, t�umacz�c si� zawile i g�upawo, �e stan�y
zegary. Zaniepokoi�em si� jeszcze bardziej, tym razem o swoje zdrowie
psychiczne.
Lecz nie na d�ugo. Bowiem gdy usiad�em zn�w za kierownic�, spojrza�em w
lusterko, aby sprawdzi� dok�adno�� ogolenia i w og�le, tak bez specjalnego
powodu, spojrze� sobie prosto w oczy. Jednak lusterka nie by�o. To znaczy by�a
oprawa, przytwierdzona do szyby, i by�o szk�o, ale zamiast pow�oki srebrolu
majaczy�a jaka� czarna, matowa otch�a�. Spojrza�em w boczne lusterka - by�y
tak samo upiorne. Czy�by wi�c mia� to by� horror? Nie Hollow, lecz Horror
City? Dr��c� d�oni� si�gn��em po ksi��kow� map�, kt�ra le�a�a na siedzeniu
pasa�era. Odpowiednia strona by�a zaznaczona tasiemk�. Rozchyli�em kartki i
pocz��em �ledzi� wczorajsz� tras�. Wszystkie miasta i wioski, przez kt�re
przejecha�em, wci�� znajdowa�y si� na swoich miejscach, lecz Hollow City
znik�o. Nie mog�em uwierzy� oczom. Farba drukarska nie znika z papieru.
Sprawdzi�em raz jeszcze, przesuwaj�c palec po mapie jak kartograficzny
analfabeta. A jednak nie myli�em si�, miasta na mapie nie by�o. Czy�by
halucynacja? Czy�bym uleg� pomieszaniu rozumu? Zamkn��em oczy, pr�buj�c
odzyska� r�wnowag�. Otworzy�em oczy. Z ca�� pewno�ci� miasta nie by�o.
Gdzie wi�c jestem, je�li Hollow City naprawd� nie istnieje? W niebie? W
piekle? W czy��cu? Na s�dzie ostatecznym? A mo�e miasta nie naniesiono na
map�, mo�e zdawa�o mi si� tylko poprzedniej nocy, �e je widzia�em? A mo�e
rzeczywi�cie nie �yj�? Je�eli jest to moment �mierci, to wcale nie jest ona tak
przera�aj�ca, jak powszechnie si� uwa�a. Je�li jest to moment szale�stwa, to jest
to szale�stwo dziwne, �udz�co przypominaj�ce normalno��. Lecz mo�e granica
pomi�dzy jednym a drugim jest tak znikoma, �e chory psychicznie nie umie jej
dostrzec? A zdrowy? Rozz�oszczony tymi my�lami, z ca�ej si�y przekr�ci�em
kluczyk w stacyjce. Silnik zamrucza�, rozbudzony z d�ugiego snu. Ruszy�em z
parkingu i na chwil� zatrzyma�em si� przy wje�dzie na ulic�, nie mog�c si�
zdecydowa� co do kierunku dalszej jazdy. Oczywi�cie zamierza�em podr�
kontynuowa�, lecz ciekawi�o mnie, co dzieje si� na stacji benzynowej.
Ostatecznie da�em jednak za wygran� i zdecydowa�em si� czym pr�dzej opu�ci�
to przekl�te, cho� uroczo po�o�one miasto. Nacisn��em peda� gazu i ko�a pocz�y
toczy� si� po r�wnej nawierzchni. Na ulicy nie by�o �adnego ruchu, samochody
sta�y zaparkowane przy kraw�nikach, przed domami, na placu wok�
supermarketu, kt�rego nazwy nie zna�em. Min��em kompleks nowoczesnych biur
ze szk�a i stali, aluminiowy barak jakiej� fabryki, rozleg�y park, pe�en
przepi�knych trawnik�w, po�r�d kt�rych wi�y si� wy�wirowane alejki. Dzia�a�a
sygnalizacja �wietlna, wystawy sklepowe zach�ca�y do zakup�w, banki poleca�y
swe us�ugi, z kolorowych bilbord�w krzycza�y agresywne reklamowe slogany:
Krem na zmarszczki! Eliksir m�odo�ci! Z�ote zegarki marki Hollow, najlepsze
na �wiecie! Twoja stacja radiowa - Radio Hollow, 87.5 FM! Miasto wygl�da�o
jak �ywe, lecz nie by�o w nim ludzi.
Nagle zatrzyma�em auto, gdy� przejazd zagradza�y porzucone maszyny na
g�sienicach i wa� rozkopanej ziemi. "Roboty drogowe" - informowa�a czarno-
��ta plansza. "Objazd" - wskazywa�a kierunek ledwie widoczna strza�ka.
Pod��y�em w t� stron�, lecz nim min�o pi�� minut, to znaczy wyda�o mi si�, �e
up�yn�� ten czas, napotka�em kolejn� przeszkod� i podobny znak: "Roboty
drogowe". Tym razem nie by�o strza�ki wskazuj�cej kierunek objazdu, nie by�o
te� alternatywnej drogi. Zawr�ci�em i wtem dostrzeg�em nadje�d�aj�cy z
przeciwka samoch�d. By� tej samej marki i koloru co m�j. Cz�owiek! Cz�owiek!
Nacisn��em mocniej peda� gazu i zbli�yli�my si� do siebie. Kilkakrotnie
nacisn��em klakson, zacz��em mruga� �wiat�ami, w��czy�em �wiat�a awaryjne,
uchyli�em okno i energicznie macha�em r�k�, daj�c do zrozumienia, �e chc� si�
zatrzyma�.
Za kierownic� siedzia� m�j sobowt�r. Macha� r�k� przez otwarte okno, mruga�
�wiat�ami, naciska� klakson. Patrzy� na mnie, gdy ja patrzy�em na niego i
odwraca� g�ow�, gdy ja odwraca�em. Zbli�yli�my si� do siebie na odleg�o��
paru metr�w i zatrzyma�em auto na �rodku ulicy. I on zatrzyma�. Wysiad�em. I
on wysiad�. Podszed�em bli�ej. I on podszed�. Mia� niedogolon� twarz i
niedoczesane w�osy.
- Przepraszam, �e przeszkadzam... - powiedzia�em, lecz nim doko�czy�em, i on
powiedzia�:
- Przepraszam, �e przeszkadzam...
- Kim jeste�? - zapyta�em, czuj�c, �e opuszczaj� mnie si�y.
- Kim jeste�? - zapyta�.
Machn��em r�k�. I on machn�� r�k�. Odwr�ci�em si�. I on si� odwr�ci�.
Wsiad�em do samochodu i ruszy�em przed siebie. I on wsiad� i ruszy� przed
siebie, lecz w przeciwn� stron�, w kierunku �lepego ko�ca ulicy. Odwr�ci�em
g�ow� i dostrzeg�em, jak dojecha� do przeszkody, zawr�ci� i pod��y� w moj�
stron�. Przyspieszy�em, aby zwi�kszy� dystans. I on przyspieszy�. Zwolni�em. I
on zwolni�. Odt�d sun�� za mn� jak cie�, zachowuj�c jednak odleg�o��, kt�ra nie
pozwala�a rozpozna� rys�w jego twarzy.
Min��em maszyny drogowe i rozkopan� ziemi� i skr�ci�em w ulic�, prowadz�c�
do motelu i stacji benzynowej. Nie zatrzyma�em si� jednak. Pod��y�em dalej, w
kierunku, z kt�rego poprzedniej nocy przyjecha�em. Min��em przedmie�cia,
znalaz�em si� na szosie i szybko dotar�em do miejsca, w kt�rym na poboczu
tkwi�a tablica "Witamy w Hollow City", odwr�cona teraz tyln� stron�.
Zatrzyma�em auto p� metra od s�upa i spojrza�em na zegar. Dochodzi�a godzina
trzecia. Ruszy�em ostro do przodu, zawy� silnik, rozleg� si� przera�liwy pisk
opon. Drzewa po obu stronach miga�y szybko, a� zla�y si� w jeden
nierozpoznawalny obraz szarej zieleni, kt�ry szarza� coraz g��biej i wreszcie
znikn�� w czerni nocy.
Gna�em tak przed siebie kilka minut, spogl�daj�c raz w raz na zegar. Czas cofa�
si�. Tak jest! Cofa� si� do przesz�o�ci. Ogarn�a mnie rozpacz, zacz��em p�aka�,
straci�em na moment panowanie nad kierownic�, ko�a wpad�y na pobocze i o
ma�o nie uderzy�em w drzewo. Nie chc� wraca� do przesz�o�ci! Nie chc�
wraca� do przesz�o�ci! Z ca�ej si�y wbi�em stop� w peda� hamulca. Przy tej
pr�dko�ci by� to post�pek szale�czy. Samochodem zarzuci�o, obr�ci� si� wok�
swej osi i stan�� po�rodku szosy. Czer� nieba rozja�nia�a �una nad miastem. W
oddali b�ysn�a fosforyzuj�ca tablica informacyjna na poboczu. Ruszy�em wolno
w jej kierunku. Wkr�tce napis sta� si� czytelny: "Witamy w Hollow City" i nieco
poni�ej, mniejszymi literami: "Miasto wiecznego spokoju". W lusterku
widzia�em �wiat�a pod��aj�cego za mn� samochodu, lecz gdy min��em tablic� i
znalaz�em si� w granicach miasta, lusterko pokry�o si� czarn� otch�ani�. Na
zegarze dochodzi�a godzina trzecia. Niebo rozja�ni�o si� i zn�w ujrza�em lesiste
po�oniny otaczaj�ce to upiorne miasto. Los widocznie da� mi drug� szans�.
Zatrzyma�em si� na stacji benzynowej. By�em g�odny. Przy pompach sta�y te
same dwa samochody. W pawilonie, gdy wszed�em do �rodka, p�yn�a z
g�o�nika ta sama sentymentalna muzyka. Na ladzie le�a�y pozostawione przeze
mnie monety. Spojrza�em na stek gazet - wszystkie mia�y t� sam�, wczorajsz�
dat�. Na pierwszej stronie jednej z nich wydrukowano du��, kolorow� fotografi�
jakiego� makabrycznego wypadku. Szcz�tki auta by�y nierozpoznawalne,
zbrukane we krwi, pogi�te, po�amane. Wok� stercza�a grupa gapi�w.
Przeczyta�em wielkie czarne litery: "Kierowca poni�s� �mier� na miejscu". I
dalej, ju� mniejsz� czcionk�: "Si�a uderzenia by�a tak pot�na, �e na pi��set
metr�w polecia�a w�troba!" Dziennikarze zawsze przesadzaj�. Z notatki
wynika�o, �e zw�oki nale�a�y do miejscowego okulisty.
Uspokojony, podszed�em do mikrofal�wki i zagrza�em sobie hot doga, z
automatu nabra�em kawy, si�gn��em po butelk� lemoniady, po czym wr�ci�em
do lady, po�o�y�em banknot i spo�r�d monet wyda�em sobie reszt�. Lecz w tej
samej chwili dostrzeg�em w tym absurd. Rozejrza�em si�, jakbym czu� spojrzenia
�miej�cych si� ze mnie ludzi. Oczywi�cie nikogo nie by�o. Zgarn��em banknot
i monety na d�o�, ju� mia�em wsypa� je do kieszeni, gdy zn�w poczu�em to
kontroluj�ce moje poczynania spojrzenie. By�em bezradny jak w�a�nie
narodzone dziecko, nie umia�em podj�� tak prostej przecie� decyzji. Wreszcie,
zmagaj�c si� z my�lami i walcz�c z nasilaj�cym si� stresem, ukrad�em i
pieni�dze, i towar, i po�piesznie wybieg�em z pawilonu.
Wtem dostrzeg�em mojego sobowt�ra. Siedzia� w swym samochodzie nieopodal
mojego i patrzy� na mnie przepe�nionym strachem i win� wzrokiem. Uciek�em od
tego spojrzenia, cofn��em si� do pawilonu i zwr�ci�em nale�ne pieni�dze. Gdy
ponownie spojrza�em na niego, u�miecha� si� naiwnie, cho� zda�o mi si�, �e
troch� cynicznie. Gdyby by� cz�owiekiem, podszed�bym do niego, wyci�gn�� z
auta i pobi� po twarzy. Jednak pami�ta�em t� bezsensown� pr�b� rozmowy, kiedy
ma�powa� moje s�owa, jak lustrzane odbicie.
Zastanowi�em si� nagle, dlaczego nie kopiuje mnie teraz? Dlaczego nie wszed�
za mn� do �rodka? Dlaczego nie pom�g� mi podj�� tej trudnej decyzji? Czy
pom�g�? Pojawi�a si� nitka nadziei, �e mo�e tym razem uda mi si� z nim
porozumie�. Potrzebowa�em kogo�, z kim m�g�bym porozmawia�, kto m�g�by
mi wyja�ni�, co si� w�a�ciwie dzieje. Lecz gdy uczyni�em dwa kroki w jego
stron�, uruchomi� silnik. Zatrzyma�em si�. Patrzy� na mnie z�o�liwie, trzymaj�c
obie r�ce na kierownicy i zabawiaj�c si� gazem. Ruszy�em. I on ruszy�. Stan��em.
I on stan��. Nareszcie, wyprowadzony z r�wnowagi tym infantylnym
zachowaniem, pu�ci�em si� za nim biegiem, ciskaj�c we� hot dogiem, kaw� i
butelk� lemoniady i krzycz�c na ca�e miasto, �eby zostawi� mnie w spokoju.
Uchyli� okno i krzycza� to samo. Im szybciej bieg�em, tym szybciej odje�d�a�,
tak wi�c zatrzyma�em si� w ko�cu i pr�buj�c wyr�wna� oddech, wr�ci�em na
stacj� benzynow�. Wr�ci� i on, lecz udawa�em, �e go nie widz�.
Zaryglowa�em drzwi w pawilonie, po czym przygotowawszy jedzenie raz
jeszcze, usiad�em na pod�odze mi�dzy p�kami i odda�em si� rozkoszy
spo�ywania. Hot dog smakowa� wybornie. Kawowa lura z automatu mia�a smak
najprzedniejszych boliwijskich ziaren. Zjad�em te� kilka ciastek z kremem i na
koniec roz�upa�em czekoladowe jajko i z�o�y�em z cz�ci ma�y, plastikowy
samochodzik, kt�ry znajdowa� si� w �rodku. Wychodz�c uregulowa�em
rachunek. Wsiad�em do samochodu i nie patrz�c na sobowt�ra, odjecha�em w
poszukiwaniu drogi wyjazdowej z miasta.
Kr��y�em jednak jak zatopiony w pralce, jak poch�oni�ty w kosmicznej czarnej
dziurze, kt�rej si�a grawitacji jest tak ogromna, �e nie mo�e wydosta� si� na
zewn�trz nawet �wiat�o. Po kilku godzinach zna�em ju� na pami�� plan ulic,
wci�� mijaj�c te same budynki, wci�� natrafiaj�c albo na roboty drogowe, albo na
�lepe uliczki i ko�cowe ronda. Pod wiecz�r zatrzyma�em si� naprzeciw
kawiarenki internetowej i bezskutecznie usi�owa�em skontaktowa� si� ze
�wiatem, pragn��em rozes�a� w wirtualn� przestrze� m�j rozpaczliwy krzyk.
D�ugie godziny, to znaczy czas, kt�ry p�yn�� jak godziny, po�wi�ci�em te� na
przeszukiwanie fal radiowych i telewizyjnych, lecz pr�cz stacji Radio Hollow,
kt�ra nadawa�a swe nudne, sentymentalne kawa�ki, wywo�uj�ce ju� we mnie
md�o�ci, nie odnalaz�em �adnego sygna�u. R�wnie beznadziejnie sko�czy�y si�
pr�by zatelefonowania do innych miast, cho� z uporem i sumiennie wrzuca�em
do automatu odpowiedni� ilo�� monet. Zrezygnowany, bliski zadania sobie
�mierci, lecz wci�� widz�c promyk nadziei, wypisa�em na kartce "SOS",
poda�em dane geograficzne, kartk� wsun��em do butelki po lemoniadzie i butelk�
cisn��em do studzienki kanalizacyjnej. P�n� noc� wr�ci�em do motelu,
zamkn��em si� w moim, tak, w moim pokoju i le��c w zupe�nej ciemno�ci,
d�ugo nie mog�em zasn��. Pragn��em przytuli� twarz do pluszowego misia,
kt�rego dawno, dawno temu porzuci�em gdzie� w dzieci�stwie.
Rano zbudzi�o mnie pukanie u drzwi. Usiad�em na ��ku i na p� �wiadomie
zawo�a�em:
- Kto tam?
- Kto tam? - odpowiedzia� g�os sobowt�ra.
- Fuck you! - zawy�em, zrywaj�c si� na nogi.
- Fuck you, too! - odpowiedzia� dzieci�cym g�osikiem, jakby recytowa�
rymowank� i nim zd��y�em wyskoczy� z pokoju, uciek�. Zobaczy�em tylko, �e
by� nagi. Idiota, kimkolwiek jest!
I ja by�em nagi, stoj�c w progu pokoju publicznego przecie� motelu. Zakry�em
si� d�o�mi, patrz�c jeszcze na wszystkie strony, czy nikogo nie ma, po czym
zamkn��em drzwi, by powt�rzy� te same, mozolne, poranne czynno�ci. By�em
z�y na niego, �e obudzi� mnie bez powodu. By�em z�y, �e przerwa� mi m�j sen,
cho� wcale go nie pami�ta�em. Na pewno by� przyjemny, robi�em co� wa�nego,
dok�d� zmierza�em, pokonywa�em krok po kroku, raczej stawia�em kroczki,
lecz wci�� w wyra�nie widocznym kierunku. A tutaj, na jawie, w tym mie�cie
�miertelnej samotno�ci i �lepych ulic? W tej wir�wce czasu, z kt�rej mog�em
si� wydosta� tylko do mej parszywej przesz�o�ci?
- Pom� mi - szepn��em do siebie.
- Sam sobie pom� - odezwa� si� g�os za drzwiami.
Nie by� to tym razem g�os z�o�liwy, zdawa� mi si� szczery, jak gdyby na czym�
mu jednak zale�a�o. Jak gdyby podsuwa� mi jak�� nadziej�. Mo�e wiedzia�, jak
wybrn�� z tej matni, lecz nie m�g� mi o tym powiedzie�, gdy� w�wczas spos�b
straci�by skuteczno��? Mo�e chcia� mi podpowiedzie�, �e wyj�cie le�y w
zasi�gu mojej r�ki, �e nie trzeba szuka� daleko, w jakiej� nieokre�lonej
przysz�o�ci, lecz tutaj, teraz. Min�� przecie� wczorajszy dzie� i cho� b��dzi�em
po okr�gu, cho� zdawa� si� mog�o, �e poruszam si� bez celu, to ja jeden wiem,
�e cel przecie� mia�em. Po raz pierwszy od wielu lat w�a�nie wczoraj cel
mia�em. Wszystko to dzia�o si� wok� naprawd�. Hollow City istnieje, tak jak ja
istniej�. Trudno nie wierzy� w�asnym oczom i biciu serca. Nie wolno podwa�a�
sensu w�asnego istnienia. Dot�d zmierza�em bezkresn� drog� przez �ycie,
podr�owa�em w czasie i przestrzeni, korzysta�em ze wszystkich dost�pnych mi
dobrodziejstw, a� zagubi�em si� w tej wiecznej gonitwie i trafi�em tutaj, gdzie
zatrzyma� si� czas, gdzie nie ma luster, w kt�rych mo�na zmierzy� si� z sob�,
gdzie nie ma ludzi, w obliczu kt�rych mo�na ujrze� sw� w�asn� to�samo��, do
kt�rych mo�na si� por�wna� i samooceni�. W odosobnieniu - gdzie mo�na
jednak wszystko uporz�dkowa�, postawi� elementarne pytania i rozsup�a� ten
ci�ki w�ze� na szyi.
- �yjesz jeszcze? - zapyta� nie�mia�o.
Otworzy�em drzwi, chc�c mu podzi�kowa�, lecz uciek� zaraz, podskakuj�c i
klepi�c si� d�oni� po go�ym ty�ku, jak ch�opiec na�laduj�cy je�d�ca na koniu.
Nape�ni�a mnie energia tego groteskowego galopu mego sobowt�ra-dziecka.
Poszed�em do �azienki, wzi��em letni prysznic i ogoli�em si� starannie. Nast�pnie
zaszed�em do kuchni w domu w�a�ciciela czy te� mened�era i zjad�em
jajecznic� na bekonie, wypi�em kaw�, po czym siadaj�c w fotelu w pokoju
go�cinnym, zapali�em pierwszego papierosa.
Pal�c postanowi�em wprowadzi� si� wieczorem do tego domu, oczywi�cie w
przypadku, gdy i dzi� nie znajd� drogi poza miasto. Nie cel bowiem, lecz droga
do celu sta�a si� oto istot� mojej nowej egzystencji, mojego nowego wcielenia
jako obywatela Hollow City. Nagle zrozumia�em t� prost�, a dot�d jak�e
zagmatwan� prawd� o �yciu. Poczu�em si� niby poszukiwacz SETI, nastroi�em
swe radioteleskopy, by nie wiedz�c, czy kiedykolwiek w og�le uda mi si�
nawi�za� kontakt z zewn�trznym �wiatem, dzie� po dniu, tydzie� po tygodniu,
miesi�c po miesi�cu, ba, mo�e nawet rok po roku nieprzerwanie, nieust�pliwie
pr�bowa�. Bo kto nie szuka, ten najpewniej nie znajdzie.
A�eby utwierdzi� si� w tym w�t�ym jeszcze przekonaniu, wyobrazi�em sobie
badaczy kosmosu, kt�rzy wbrew swej ograniczonej wiedzy i wbrew prymitywnej
technologii po�wi�caj� ca�e �ycie na poznawanie tego, czego by� mo�e pozna�
si� nie da. Wysy�aj� sondy kosmiczne ku dalekim �wiatom, wiedz�c przecie�, �e
nawet je�li gdzie� te �wiaty istniej�, to minie mo�e milion lat, zanim sondy
dotr� do celu. W tym czasie zapewne, o ile ludzko�� wcze�niej nie wyginie,
odkryte zostan� nowe metody kosmicznej podr�y i archaiczne rydwany naszego
wieku pozostan� na zawsze w tyle. Inni szukaj� negatywnej energii, wierz�c
niezbicie, �e jej zasoby pozwol� ludzko�ci przemieszcza� si� w kosmosie na
skr�ty, z pr�dko�ci� wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a, poprzez kana�y dziur,
��cz�ce o dwa kroki sk�din�d niewyobra�alnie odleg�e rejony czasoprzestrzeni,
niwecz�c tym samym uznane powszechnie kalkulacje Einsteina. Ba, sam Einstein
nawet, og�osiwszy teori� wzgl�dno�ci, reszt� �ycia zmarnowa� zmierzaj�c w
swych pracach w b��dnym kierunku. Ju� po jego �mierci odkryto, �e nigdy nie
osi�gn��by celu. Zagubi� si� biedak, lecz szuka�. Podobnie badacze przesz�o�ci
mozol� si� pr�buj�c wydedukowa�, jak toczy�a si� historia planety? Sk�d wzi�o
si� �ycie? Jak gruba by�a lodowa pow�oka �nie�nej kuli ziemskiej miliard lat
temu i czy na pewno miliard? Jak na dnie zamro�onych ocean�w przetrwa�o
prymitywne �ycie? W przysz�o�ci, gdy - i je�li - cz�owiek zbuduje wehiku�
czasu, co zreszt� coraz mniej zdaje si� by� zwyk�� fantazj�, wszystkie
odpowiedzi znajdziemy zapewne bezpo�rednio w historii. Czym�e jest wobec
tego m�j niewielki problem? Samotno�� w tym mie�cie? Mam za kompana
sobowt�ra. Parszywa przesz�o��? Nie musz� do niej wraca�. Brak drogi w
przysz�o��? Cieszy� si� winienem tera�niejszo�ci� - dop�ki jeszcze trwa.
Nieobecno�� ludzi? Mam dost�p do ich przesz�ego �ycia, do fotografii w
albumach, kt�re by� mo�e o�ywi�, do �lad�w pozostawionych w tym domu,
kt�ry by� mo�e stanie si� z czasem moim domem. Mam wreszcie dost�p do
wszystkich innych domostw w mie�cie, �ycia mi nie starczy, by je zg��bi�. A
ponad wszystko, a ponad wszystko mam tak�e nadziej�, �e kt�rego� dnia
rozwik�am zagadk� mojego �ycia, poznam tajemnic� Hollow City i mo�e, by�
mo�e, b�dzie to w�a�nie druga po�owa drogi do zagubionego tej ciemnej nocy,
gdy stan�y zegary, wci�� odleg�ego celu.
- Kto� jedzie! - zakrzykn�� nagle dzieci�cy g�osik u progu pokoju.
Wybiegli�my obaj na zewn�trz. Ulic� sun�� wolno samoch�d. Za kierownic�
siedzia�a kobieta, rozgl�daj�c si� na boki, jak gdyby czego� szuka�a.
- Tutaj, tutaj! - krzyczeli�my g�o�no, podskakuj�c jak radosne dzieci. Spojrza�a
w nasz� stron� i pojecha�a przed siebie. Chwil� potem pod��y� za ni� identyczny
samoch�d.
Rafa� Klunder, Gold Coast, 31 grudnia 2000 r.
2