6239

Szczegóły
Tytuł 6239
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6239 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6239 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6239 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Rafa� Klunder HOLLOW CITY Dochodzi�a godzina trzecia, gdy w czerni nieba pojawi�a si� odleg�a po�wiata miasta. Prowadzi�em auto nieprzerwanie od dziewi�ciu godzin, to znaczy z kr�tkim postojem, zaraz po p�nocy, na tankowanie i wypicie mocnej kawy. Mimo kawy czu�em si� jednak senny. Pokonywane z wcale niema�� pr�dko�ci� kilometry zdawa�y si� wyd�u�a� z ka�d� up�ywaj�c� minut�, z ka�dym zakr�tem szosy, z ka�dym wzniesieniem. Kierownica twardnia�a w nadwer�onych d�oniach, peda� gazu poddawa� si� naciskowi stopy z coraz wi�kszym oporem. Ruch na szosie zupe�nie ju� wygas�, od d�u�szego czasu nie widzia�em �adnych �wiate� z przeciwka ani w tylnym lusterku. Senno�� pr�bowa�em przezwyci�a� s�uchaj�c muzyki z kompaktu, pal�c papierosa za papierosem i raz po raz uchylaj�c szeroko okno. �wie�e le�ne powietrze letniej nocy przyjemnie owiewa�o twarz, lecz huk opon na asfalcie i �wist wiatru zag�usza�y muzyk�. Z tych dwu przyjemno�ci wola�em s�ucha� ni� oddycha�, wi�c po paru chwilach zasuwa�em szyb�, by zn�w j� odsun��, gdy wn�trze auta przepe�nia�o si� zu�ytym dusz�cym dymem. Cho� by�em dopiero w po�owie drogi do wyznaczonego celu, to jednak wbrew wcze�niejszemu zamiarowi postanowi�em zatrzyma� si� na nocleg w tym mie�cie. Dalsza gonitwa z czasem nie mia�a sensu, cho�by dlatego, �e mog�aby sko�czy� si� dramatycznie - w zawieszeniu na jakim� �lepym drzewie, upadkiem w przepa��, za�ni�ciem na zawsze. Pojawienie si� ��tawej �uny nad wierzcho�kami drzew by�o najprzyjemniejszym doznaniem tej d�ugiej nocy. Odczu�em z wolna ogarniaj�cy mnie spok�j, od dawna wyczekiwane wytchnienie, ogromne znu�enie t� d�ug� drog�. W pewnej chwili w reflektorach auta b�ysn�a fosforyzuj�ca z daleka tablica informacyjna na poboczu. Wkr�tce napis sta� si� czytelny: "Witamy w Hollow City" i nieco poni�ej, mniejszymi literami: "Miasto wiecznego spokoju". Gdy auto przemkn�o mimo, znik�a w u�amku sekundy, jak gdyby kto� mocarny chlusn�� na� hektolitrem czarnej farby. Feeria miasta stawa�a si� coraz ja�niejsza i coraz dok�adniej widzia�em poszczeg�lne �wietlne punkty ulicznych latar�. Wype�nia�y one do�� szeroki obszar, �wiadcz�c o tym, �e miasto mog�o mie� oko�o stu tysi�cy mieszka�c�w. Wreszcie, min�wszy z rzadka zabudowane przedmie�cie, znalaz�em si� na szerokiej, jasnej niemal jak w dzie� ulicy. Zwolni�em jazd� do dozwolonej pr�dko�ci i rozgl�da�em si� po budynkach w poszukiwaniu motelu. W oddali spostrzeg�em migaj�cy neon stacji benzynowej i minimarketu. Machinalnie si�gn��em po paczk� papieros�w i dotykiem palca oszacowa�em jej zawarto��. Papieros�w nigdy za wiele. W��czy�em kierunkowskaz i zatrzyma�em si� pod zadaszeniem. Przy pompach sta�y dwa samochody, lecz kierowc�w nie by�o. Zgasi�em �wiat�a, wy��czy�em silnik i nie zakluczaj�c drzwi poszed�em do obszenie oszklonego pawilonu. Rozsun�y si� skrzyd�a szklanych drzwi i ze �rodka dobieg�y tony jakiej� sentymentalnej piosenki. Domy�li�em si�, �e musia�a to by� miejscowa stacja radiowa, kt�ra nadawa�a te smutne kawa�ki dla tych, co nie mog� zasn��. Nieraz sam by�em wdzi�czny radiowcom za ten koj�cy repertuar. Id�c mi�dzy wype�nionymi po brzegi p�kami, zbli�y�em si� do lady, lecz sprzedawcy nie by�o. Dopiero teraz u�wiadomi�em sobie, �e kierowc�w tak�e nie by�o. Opar�em si� �okciem o najbli�szy rega� i czeka�em, lecz sprzedawca nie nadchodzi�. Si�gn��em po jedn� z le��cych nieopodal broszur dla turyst�w i zacz��em j� bezwiednie przegl�da�. Sentymentalna piosenka sko�czy�a si�, po czym bez zapowiedzi spikera pop�yn�a nast�pna, r�wnie smutna. Jaka� dziewczyna, kt�rej g�osu nie zna�em, �piewa�a o jakim� nocnym mie�cie. Zaciekawi�y mnie s�owa, poniewa� refren brzmia� tak jak ten napis na tablicy przy szosie: "Hollow City. The city of eternal peace". Musia�a to by� miejscowa dziewczyna, kt�ra zapewne chcia�a przypodoba� si� swej publiczno�ci, a mo�e samemu merowi rady miejskiej, kt�ry by� mo�e, w ramach popierania lokalnego patriotyzmu, sfinansowa� to nagranie. By�by to ca�kiem �adny obyczaj. Zniecierpliwi�o mnie to czekanie. Podszed�em do drzwi prowadz�cych na zaplecze i krzykn��em na powitanie. Odpowiedzia�a mi cisza. Krzykn��em raz jeszcze - cisza. Pomy�la�em, �e sprzedawca musia� wyj�� do toalety na zewn�trz budynku. �ycie w prowincjonalnych miastach jest na og� spokojne i bezpieczne, pozostawienie na par� minut sklepu bez opieki sko�czy�oby si� w wielkim mie�cie rabunkiem. Ale wida� nie tutaj. Od wielu lat marzy�em o tym, by osiedli� si� w ma�ym mie�cie. By�o to jednak marzenie-u�uda, gdy� w gruncie rzeczy w ma�ym mie�cie ma�o si� dzieje. Powszechna senno�� i nuda. Rzeczywi�cie, wieczny spok�j. Raczej �wi�ty spok�j. Czas p�ynie wolno, �ycie trwa d�u�ej. Tyle �e �ycie tego sprzedawcy trwa chyba zbyt d�ugo! Wyszed�em przed budynek i uda�em si� w kierunku strza�ki wskazuj�cej WC. Zapuka�em do drzwi i krzykn��em to samo co wcze�niej powitanie. Cisza. Nacisn��em klamk�, drzwi ust�pi�y, w kabinie nie by�o nikogo. Co u licha? Rozejrza�em si� dooko�a. Samochody sta�y w tych samych miejscach. Przeszy� mnie dreszcz zimna, co przy tej pogodzie by�o zastanawiaj�ce. Wr�ci�em do �rodka i odczekawszy jeszcze par� minut, odliczy�em monety, po�o�y�em je na ladzie i wzi��em z p�ki paczk� papieros�w. Odje�d�aj�c, raz jeszcze rozejrza�em si� wok�, lecz nikogo nie spostrzeg�em. Trudno. Motel znajdowa� si� kilkaset metr�w dalej. By� to estetyczny, schludny parterowy budynek, otoczony klombami kwiat�w, przystrzy�onym jak dywan trawnikiem i kolekcj� niskich drzewek palmowych, kt�rych li�cie b�yszcza�y w �wietle reflektor�w. Zatrzyma�em si� na parkingu, na kt�rym sta�o kilka innych aut i skierowa�em si� do recepcji. Drzwi by�y otwarte, wszed�em do �rodka. Na kontuarze �wieci�a si� nocna lampka, lecz i tutaj nikogo nie by�o. Si�gn��em po ma�y z�oty dzwoneczek i potrz�sn��em nim delikatnie, jak gdybym obawia� si�, �e kogo� obudz�, a przecie� w tym w�a�nie celu potrz�sn��em. Niezachwianie trwa�a nocna cisza. Przez drzwi w g��bi pokoju, zas�oni�te g�sto sznurkami, z nanizanymi na� kolorowymi muszelkami, przedostawa�o si� �wiat�o z pomieszczenia na zapleczu. Rozgarn��em sznurki i wsun��em g�ow� do �rodka. By�a to niewielkich rozmiar�w kuchnia, z kt�rej prowadzi�y dalej kolejne drzwi. Zawo�a�em cicho, prawie szeptem. Zn�w odpowiedzia�o mi milczenie. Niew�tpliwie kuchnia nale�a�a do prywatnej kwatery w�a�ciciela lub mened�era motelu. Nie chcia�em zak��ca� jego �wi�tej prywatno�ci, wi�c cofn��em si� do recepcji i chwil� sta�em. By� mo�e w tym mie�cie panuje taki zwyczaj. Wyobrazi�em sobie napis na �cianie: "Nocnych klient�w nie obs�ugujemy". Mimo wszystko poczu�em si� troch� jak intruz. Min�o par� minut, gdy wreszcie zdecydowa�em si� post�pi� zgodnie z domniemanym nocnym obyczajem. Z tablicy z kluczami zdj��em pierwszy z brzegu, na kartce skre�li�em par� s��w wyja�nienia i wyszed�em na zewn�trz. Z baga�nika samochodu wytaszczy�em torb� podr�n�, pozamyka�em drzwi i szukaj�c odpowiedniego numeru, uda�em si� do w�a�ciwego, wybranego �lepym trafem pokoju. W niekt�rych oknach �wieci�o si� za ci�kimi kotarami �wiat�o. W pokoju by�o duszno, jakby od dawna nikt tutaj nie wietrzy�. Odsun��em szyb� w oknie i rozpakowuj�c torb� zostawi�em drzwi szeroko rozwarte. Widok obszernego �o�a po�rodku pokoju nisili� moj� senno��. Rozebra�em si� i wieszaj�c r�cznik na przedramieniu, jak kelner wiesza serwet�, podrepta�em do �azienki. Woda pod prysznicem by�a drug� tej nocy przyjemno�ci�. Sko�czywszy wr�ci�em do pokoju i zda�em sobie spraw� z tego, jak bardzo by�em nieostro�ny. Na stoliku obok ��ka le�a� m�j portfel, wype�niony grubo banknotami, i wszystkie moje dokumenty. Popchn��em stop� drzwi, trzasn�y do�� g�o�no, i zabezpieczy�em je �a�cuszkiem. Wytar�em si� r�cznikiem do sucha i chc�c si� uczesa� rozejrza�em si� za lustrem. Nie by�o �adnego ani w pokoju, ani w �azience, co wyda�o mi si� powa�nym niedopatrzeniem ze strony dyrekcji, tym bardziej �e wyposa�enie motelu i jego zewn�trzny wizerunek zdawa�y si� spe�nia� warunki wcale wysokiego standardu. Wreszcie run��em nagi na ��ko i nie przykrywaj�c si� ani nie gasz�c �wiat�a, natychmiast zasn��em. Nazajutrz otworzy�em oczy, wypocz�ty jak dziecko. Spojrza�em na zegarek, dochodzi�a godzina trzecia. Poderwa�em si� jak oparzony na r�wne nogi i od razu ogarn�a mnie frustracja, �e tak bardzo zaspa�em. Tak oto ko�czy si� z g�ry przegrana walka z czasem. D�ugotrwa�� jazd� przesili�em organizm i teraz zamiast dobiega� celu podr�y wci�� by�em w po�owie drogi. Id�c do �azienki, w��czy�em telewizor, lecz na tym kanale nie by�o �adnego programu. Przeszuka�em pozosta�e, lecz i na nich trwa�a cisza i pustka. W��czy�em radio - rozleg�y si� d�wi�ki sentymentalnej, instrumentalnej melodii. Miasto �wi�tego marazmu! Moja frustracja si�gn�a szczytu, gdy pr�bowa�em si� ogoli�, brak lustra rekompensuj�c w�dr�wk� palc�w po twarzy, kt�re odlicza�y oczyszczone z zarostu centymetry kwadratowe sk�ry. By�em przekonany, �e pozostawi�em liczne niedogolone miedze, nara�aj�c si� tym na po�miewisko. Tak czy owak, doko�czy�em mycie, za�o�y�em �wie�� odzie�, spakowa�em torb� i wyszed�em na zewn�trz. �niadanie - czy raczej obiad - postanowi�em zje�� w jakim� tanim barze. Widok w promieniach bia�ego s�o�ca na bezchmurnym niebie wyda� mi si� wspania�y. Uderzy�o mnie wilgotne ciep�o, przymkn��em powieki, chroni�c oczy przed blaskiem. Miasto le�a�o w rozleg�ej kotlinie, z trzech stron okala�y je do�� wysokie po�oniny o lesistych, ciemnozielonych garbach. Z czwartej strony, z tej, z kt�rej przyjecha�em, wida� by�o lini� p�askiego jak st� horyzontu. Sprawia�o to wra�enie, jak gdybym zajecha� na koniec �wiata, sk�d mo�na by�o jedynie zawr�ci�. Natura bywa czasem Bosko szczodra. W moich w�dr�wkach zdawa�o mi si�, �e wszystko ju� widzia�em, �e niczym wi�cej nie umiem si� zachwyci�. Wszak widzia�em najpi�kniejsz� na �wiecie pla�� na male�kiej wysepce po�r�d Pacyfiku - jaka jeszcze pla�a mo�e by� urokliwsza? Z samolotu widzia�em �nie�ne Himalaje - jakie� jeszcze g�ry mog� by� cudniejsze? W Taman Negara �y�em jak dzikus w g��bokiej d�ungli - jaki� inny las mo�e by� wspanialszy? A jednak to miejsce, tak proste i tak bliskie, niby zau�ek skryty na ko�cu dalekiej drogi, nie mia� w mojej pami�ci r�wnych sobie. Sta�em chwil�, patrz�c przed siebie i chciwie �akn�c powietrza, po czym z�o�y�em torb� na dnie baga�nika i uda�em si� do recepcji. Jednak�e w �rodku nikogo nie by�o, nikt nie odpowiedzia� na brz�czenie dzwoneczka, ju� teraz nie delikatne, lecz energiczne, stanowcze, zniecierpliwione, �widruj�ce g��boko w uszach, natarczywe. Domaga�em si� czyjej� uwagi, ��da�em zainteresowania. Attention, attention, oto nadszed� klient! Cisza. Wszed�em do kuchni. Nad sto�em ledwie tli�a si� �ar�wka, kt�rej �wiat�o rozmywa�o si� w blasku dnia. Podszed�em do drzwi prowadz�cych dalej i ostro�nie zajrza�em za pr�g. By� to pok�j go�cinny zadbanego najwyra�niej kobiec� r�k� domostwa. Wysprz�tany, pachn�cy woni� polnych kwiat�w, pe�en gustownie dobranych mebli i bibelot�w, pe�en rodzinnych fotografii, poustawianych w stylowych ramkach na stolikach i rega�ach, porozwieszanych wed�ug jakiego� logicznego klucza na �cianach. Widnia�y na� twarze czteroosobowej familii w r�nych okresach �ycia, pocz�wszy od aktu �lubnego m�odych zakochanych, poprzez narodziny dzieci, rozmaite rodzinne uroczysto�ci, wsp�lne wakacje a� po zreprodukowane, odnowione komputerowo, jednobarwne portrety przodk�w. Wyci�gn��em r�k� po jedn� z ramek, stoj�c� na okr�g�ym, przykrytym liliowym obrusem stoliku, lecz zaraz j� cofn��em, przypominaj�c sobie, �e niezale�nie od okoliczno�ci jestem w ko�cu w cudzym mieszkaniu. Spojrza�em p�ochliwie po pokoju, spodziewaj�c si�, �e zaraz zobacz� zaskoczonych domownik�w. Pr�buj�c ratowa� sytuacj�, krzykn��em na powitanie, lecz krzyk m�j zawis� bez echa w pr�nej przestrzeni. Krzykn��em ponownie, lecz tym razem nasz�a mnie my�l bardzo dziwna: krzykn��em mianowicie, aby si� upewni�, �e nikt nie odpowie. Tak w�a�nie, pragn��em, aby nikt nie odpowiedzia�. Pragn��em pozyska� odrobin� czasu, by przyjrze� si� bli�ej fotografiom, by odczyta� histori� tej rodziny, rozpozna�, do kogo nale�� te wpatrzone we mnie zewsz�d oczy, kim s� ci otaczaj�cy mnie w pokoju ludzie. By�o to doznanie wyj�tkowo ekscytuj�ce, czu�em si� niczym w sali muzealnej, gdzie ludzkie �ycie zgromadzi�o si� w przedmiotach i do przedmiot�w zaw�zi�o. Lecz jednocze�nie czu�em si� jak naje�d�ca, kt�rego za chwil� wyp�dz� obro�cy tego miejsca, jak z�odziej, kt�ry w ka�dej chwili mo�e zosta� schwytany. By� w tym jaki� narkotyk, jaki� zastrzyk haju, kt�ry nie pozwala� mi doj�� do zmys��w. Raz jeszcze si�gn��em po t� sam� ramk� i unios�em j� w d�oni na wysoko�� oczu. Spogl�da�a na mnie dojrza�a kobieta, w trudnym do sprecyzowania wieku. Z innych fotografii wiedzia�em, �e ma ju� doros�e dzieci, musia�a wi�c liczy� przynajmniej oko�o czterdziestki. Tymczasem jej twarz zdradza�a utkwion� g��boko w rysach dziewcz�co��. Oczy by�y �ywe i weso�e, zda�o mi si�, figlarne, nieszkodliwie psotliwe, jak oczy zawstydzonej na moment wie�niarki. Lecz wok� tych oczu strzela�a we wszystkie strony paj�czyna ostrych zmarszczek, �wiadcz�cych tyle o up�ywie czasu, co o trudnych do�wiadczeniach, o �yciu sp�dzonym w znoju, zdala od lustra i kosmetyk�w. Zbli�y�em ramk� na d�ugo�� nosa - ani �ladu makija�u. By�a to wi�c twarz kobiety ceni�cej natur�. Czy mog�o gdzie� istnie� dla niej odpowiedniejsze miejsce na ziemi ni� to miasto na ko�cu �wiata? Czy urodzi�a si� tutaj, czy te� �wiadomie wybra�a to oddalenie od modnego �ycia, restauracji, karnawa��w, balowych sukien, kieliszk�w szampana? I w�osy, jej w�osy m�wi�y wiele o przesz�o�ci i personie. By�y to w�osy d�ugie, proste, rozwiane w niejakim nie�adzie, z grzywk� zachodz�c� na brwi. By�y to w�osy m�odej dziewczyny, a nie dojrza�ej kobiety i matki. Czy�by wi�c chcia�a ona oszuka� czas? Czy �y�a wewn�trznie w latach swej m�odo�ci? Odstawi�em ramk� na miejsce i zacz��em szuka� odpowiedzi w innych fotografiach. Lecz dotykaj�c kolejnych, czu�em si� onie�mielony, zawstydzony tym moim szperactwem w cudzym �yciu. Czu�em si� tak�e obserwowany, jak gdyby gdzie� w pokoju rejestrowa�a moje w�cibstwo ukryta kamera. By� mo�e by�o to tylko nieuzasadnione wra�enie, wywo�ane galeri� martwych, lecz wpatrzonych we mnie oczu. Zdawa�o mi si�, �e ogl�da mnie t�um widz�w, t�um s�dzi�w raczej, surowo i bezwzgl�dnie pot�piaj�c moje uczynki. Jednak narkotyk nie przestawa� dzia�a�, przeciwnie, coraz mocniej obezw�adnia�a mnie jego si�a. Poznawszy przyczynek do �ycia tej kobiety, pragn��em zg��bi� ca�� reszt�, wyrwa� z sekretu najintymniejsze szczeg�y, posi��� ca�� o niej prawd�. Na p�ce z ksi��kami zauwa�y�em stos grubych album�w. Wzi��em jeden do r�ki, lecz zn�w ogarn�� mnie niepok�j. Je�li usi�d� w fotelu i zaczn� kartkowa� ten album, je�li za�o�� nog� na nog�, mo�e zapal� papierosa, zaparz� sobie kawe - kim w�a�ciwie b�d� w tym obcym domu? Co zrobi� mieszka�cy, gdy nagle wr�c�? Oprzytomnia�em. Po�o�y�em album i skierowa�em si� do nast�pnych drzwi, prowadz�cych do hallu i stamt�d do pokoj�w sypialnych, �azienki oraz na zewn�trz domu. Nigdzie nie by�o �ywej duszy. Do�� tego! Nie moja to wina, �e nikt nie pilnuje interesu! T� sam� drog� wr�ci�em do recepcji. Nie zdo�a�em jednak powstrzyma� ostatniego spojrzenia na rodzinne albumy. T�sknego spojrzenia. Kartka, kt�r� zostawi�em poprzedniej nocy, wci�� le�a�a nietkni�ta. Nabra�em dziwnych podejrze�, lecz co mnie to obchodzi? Zgniot�em j� w palcach i zapisa�em drug�, wyja�niaj�c w kilku s�owach, co zasz�o. Z portfela wyj��em banknot i s�dz�c, �e to wystarczy, po�o�y�em go wraz z kluczem na ladzie obok kartki. Ruszy�em do samochodu. Kiedy mia�em ju� wsi��� do �rodka, zauwa�y�em, �e w jednym z okien pokoj�w dla podr�nych poruszy�a si� na moment kotara. Spojrza�em na auta i wyda�o mi si�, �e wszystkie sta�y tak jak ubieg�ej nocy. Nie odjecha�o �adne. Cofn��em si� i podszed�em do drzwi, kt�re okaza�y si� lekko uchylone, stukaj�c jednocze�nie w okienn� szyb�. Nikt nie odpowiedzia�. Zastuka�em drugi raz, aby si� upewni� i pchn��em drzwi. ��ko by�o niezas�ane, na poduszce widnia�o wyra�ne wg��bienie od g�owy. Na pod�odze le�a�a walizka z otwart� pokryw�, na nocnym stoliku - m�ska saszetka na pasku, jakich nikt ju� nie u�ywa. Z boku �wieci�a si� lampka. Wszed�em do �rodka, lecz w tej samej chwili cofn��em si� machaj�c bezradnie r�k�. Wr�ci�em do auta, usiad�em za kierownic� i wcisn��em kluczyk w otw�r stacyjki. Gdy go przekr�ci�em, zapali�y si� wszystkie wska�niki, lecz silnik pozosta� martwy. Na zegarze dochodzi�a godzina trzecia. To niemo�liwe! Spojrza�em na r�czny zegarek - dochodzi�a godzina trzecia! Toaleta zaj�a mi przecie� kilkana�cie minut, ponadto w domu tak�e sp�dzi�em co najmniej kilka minut. Wysiad�em i pobieg�em z powrotem do pokoju. Na elektronicznym zegarze w radiu r�wnie� dochodzi�a godzina trzecia. Wcisn��em w��cznik i rozleg�y si� d�wi�ki jakiej� sentymentalnej, instrumentalnej kompozycji. Usiad�em na brzegu ��ka i zacz��em przep�dza� nienaturalne my�li. Czy�by dochodzi�a godzina trzecia nad ranem? Czy�by w tym mie�cie wiecznego spokoju nie up�ywa� czas? Czy�by nie by�o tu ludzi? Co za nonsens! Je�li istniej� jakie� nieznane wymiary czasu, to by� mo�e w kosmosie, lecz nie na Ziemi. Zreszt�, jak dot�d, nie ma na to naukowych dowod�w. Owszem, mo�na do woli fascynowa� si� fantastyk�, ale tutaj, w tym mie�cie o realnej nazwie geograficznej Hollow City, jak Salt Lake City, jak Mexico City, idzie o prawdziwe �ycie, idzie o ludzkie �ycie, nie o zabaw�. Nagle powr�ci�o moje wcze�niejsze, oczywi�cie absurdalne podejrzenie, kt�re ju� od wczorajszej nocy, gdy tylko przekroczy�em granic� tego miasta, stara�em si� odpycha�: czy�bym �ni�? Czy zasn��em za kierownic�? Czy za chwil� nast�pi katastrofa, samoch�d uderzy w jakie� �lepe drzewo, runie w przepa��? Czy za chwil� zasn� na zawsze? By�y to pytania realne, nie wy�nione, lecz realne. Powinienem w tej chwili natychmiast si� obudzi�, pora�ony �miertelnym strachem! Serce powinno za�omota� a� po skronie. Krta� powinna zacisn�� si� w przera�eniu. Krew powinna uderzy� do g�owy, a tlen dop�yn�� do m�zgu w otrze�wiaj�cej dawce. Lecz nic takiego nie odczu�em. W dalszym ci�gu siedzia�em na skraju ��ka w cudzym pokoju, z g�o�nika p�yn�a ta sama sentymentalna melodia. Co zatem zasz�o? Co dzieje si� wok�? A mo�e nie �yj�? Mo�e nast�pi�a ju� katastrofa i zgin��em na miejscu nie obudziwszy si� nawet? Lecz brzmi to jak kolejny nonsens. Przecie� pali�em papierosy, czerpi�c rozkoszn� dawk� nikotyny. W dalszym ci�gu jestem, dzi�ki Bogu, uzale�niony. Odczuwam potrzeby fizjologiczne. Tak w�a�nie, jestem tak�e po prostu g�odny, a s�ysza�em, �e umarli nie czuj� g�odu. Wsta�em i po�piesznie opu�ci�em pok�j, boj�c si�, �e nadejdzie jego mieszkaniec i sp�on� ze wstydu, t�umacz�c si� zawile i g�upawo, �e stan�y zegary. Zaniepokoi�em si� jeszcze bardziej, tym razem o swoje zdrowie psychiczne. Lecz nie na d�ugo. Bowiem gdy usiad�em zn�w za kierownic�, spojrza�em w lusterko, aby sprawdzi� dok�adno�� ogolenia i w og�le, tak bez specjalnego powodu, spojrze� sobie prosto w oczy. Jednak lusterka nie by�o. To znaczy by�a oprawa, przytwierdzona do szyby, i by�o szk�o, ale zamiast pow�oki srebrolu majaczy�a jaka� czarna, matowa otch�a�. Spojrza�em w boczne lusterka - by�y tak samo upiorne. Czy�by wi�c mia� to by� horror? Nie Hollow, lecz Horror City? Dr��c� d�oni� si�gn��em po ksi��kow� map�, kt�ra le�a�a na siedzeniu pasa�era. Odpowiednia strona by�a zaznaczona tasiemk�. Rozchyli�em kartki i pocz��em �ledzi� wczorajsz� tras�. Wszystkie miasta i wioski, przez kt�re przejecha�em, wci�� znajdowa�y si� na swoich miejscach, lecz Hollow City znik�o. Nie mog�em uwierzy� oczom. Farba drukarska nie znika z papieru. Sprawdzi�em raz jeszcze, przesuwaj�c palec po mapie jak kartograficzny analfabeta. A jednak nie myli�em si�, miasta na mapie nie by�o. Czy�by halucynacja? Czy�bym uleg� pomieszaniu rozumu? Zamkn��em oczy, pr�buj�c odzyska� r�wnowag�. Otworzy�em oczy. Z ca�� pewno�ci� miasta nie by�o. Gdzie wi�c jestem, je�li Hollow City naprawd� nie istnieje? W niebie? W piekle? W czy��cu? Na s�dzie ostatecznym? A mo�e miasta nie naniesiono na map�, mo�e zdawa�o mi si� tylko poprzedniej nocy, �e je widzia�em? A mo�e rzeczywi�cie nie �yj�? Je�eli jest to moment �mierci, to wcale nie jest ona tak przera�aj�ca, jak powszechnie si� uwa�a. Je�li jest to moment szale�stwa, to jest to szale�stwo dziwne, �udz�co przypominaj�ce normalno��. Lecz mo�e granica pomi�dzy jednym a drugim jest tak znikoma, �e chory psychicznie nie umie jej dostrzec? A zdrowy? Rozz�oszczony tymi my�lami, z ca�ej si�y przekr�ci�em kluczyk w stacyjce. Silnik zamrucza�, rozbudzony z d�ugiego snu. Ruszy�em z parkingu i na chwil� zatrzyma�em si� przy wje�dzie na ulic�, nie mog�c si� zdecydowa� co do kierunku dalszej jazdy. Oczywi�cie zamierza�em podr� kontynuowa�, lecz ciekawi�o mnie, co dzieje si� na stacji benzynowej. Ostatecznie da�em jednak za wygran� i zdecydowa�em si� czym pr�dzej opu�ci� to przekl�te, cho� uroczo po�o�one miasto. Nacisn��em peda� gazu i ko�a pocz�y toczy� si� po r�wnej nawierzchni. Na ulicy nie by�o �adnego ruchu, samochody sta�y zaparkowane przy kraw�nikach, przed domami, na placu wok� supermarketu, kt�rego nazwy nie zna�em. Min��em kompleks nowoczesnych biur ze szk�a i stali, aluminiowy barak jakiej� fabryki, rozleg�y park, pe�en przepi�knych trawnik�w, po�r�d kt�rych wi�y si� wy�wirowane alejki. Dzia�a�a sygnalizacja �wietlna, wystawy sklepowe zach�ca�y do zakup�w, banki poleca�y swe us�ugi, z kolorowych bilbord�w krzycza�y agresywne reklamowe slogany: Krem na zmarszczki! Eliksir m�odo�ci! Z�ote zegarki marki Hollow, najlepsze na �wiecie! Twoja stacja radiowa - Radio Hollow, 87.5 FM! Miasto wygl�da�o jak �ywe, lecz nie by�o w nim ludzi. Nagle zatrzyma�em auto, gdy� przejazd zagradza�y porzucone maszyny na g�sienicach i wa� rozkopanej ziemi. "Roboty drogowe" - informowa�a czarno- ��ta plansza. "Objazd" - wskazywa�a kierunek ledwie widoczna strza�ka. Pod��y�em w t� stron�, lecz nim min�o pi�� minut, to znaczy wyda�o mi si�, �e up�yn�� ten czas, napotka�em kolejn� przeszkod� i podobny znak: "Roboty drogowe". Tym razem nie by�o strza�ki wskazuj�cej kierunek objazdu, nie by�o te� alternatywnej drogi. Zawr�ci�em i wtem dostrzeg�em nadje�d�aj�cy z przeciwka samoch�d. By� tej samej marki i koloru co m�j. Cz�owiek! Cz�owiek! Nacisn��em mocniej peda� gazu i zbli�yli�my si� do siebie. Kilkakrotnie nacisn��em klakson, zacz��em mruga� �wiat�ami, w��czy�em �wiat�a awaryjne, uchyli�em okno i energicznie macha�em r�k�, daj�c do zrozumienia, �e chc� si� zatrzyma�. Za kierownic� siedzia� m�j sobowt�r. Macha� r�k� przez otwarte okno, mruga� �wiat�ami, naciska� klakson. Patrzy� na mnie, gdy ja patrzy�em na niego i odwraca� g�ow�, gdy ja odwraca�em. Zbli�yli�my si� do siebie na odleg�o�� paru metr�w i zatrzyma�em auto na �rodku ulicy. I on zatrzyma�. Wysiad�em. I on wysiad�. Podszed�em bli�ej. I on podszed�. Mia� niedogolon� twarz i niedoczesane w�osy. - Przepraszam, �e przeszkadzam... - powiedzia�em, lecz nim doko�czy�em, i on powiedzia�: - Przepraszam, �e przeszkadzam... - Kim jeste�? - zapyta�em, czuj�c, �e opuszczaj� mnie si�y. - Kim jeste�? - zapyta�. Machn��em r�k�. I on machn�� r�k�. Odwr�ci�em si�. I on si� odwr�ci�. Wsiad�em do samochodu i ruszy�em przed siebie. I on wsiad� i ruszy� przed siebie, lecz w przeciwn� stron�, w kierunku �lepego ko�ca ulicy. Odwr�ci�em g�ow� i dostrzeg�em, jak dojecha� do przeszkody, zawr�ci� i pod��y� w moj� stron�. Przyspieszy�em, aby zwi�kszy� dystans. I on przyspieszy�. Zwolni�em. I on zwolni�. Odt�d sun�� za mn� jak cie�, zachowuj�c jednak odleg�o��, kt�ra nie pozwala�a rozpozna� rys�w jego twarzy. Min��em maszyny drogowe i rozkopan� ziemi� i skr�ci�em w ulic�, prowadz�c� do motelu i stacji benzynowej. Nie zatrzyma�em si� jednak. Pod��y�em dalej, w kierunku, z kt�rego poprzedniej nocy przyjecha�em. Min��em przedmie�cia, znalaz�em si� na szosie i szybko dotar�em do miejsca, w kt�rym na poboczu tkwi�a tablica "Witamy w Hollow City", odwr�cona teraz tyln� stron�. Zatrzyma�em auto p� metra od s�upa i spojrza�em na zegar. Dochodzi�a godzina trzecia. Ruszy�em ostro do przodu, zawy� silnik, rozleg� si� przera�liwy pisk opon. Drzewa po obu stronach miga�y szybko, a� zla�y si� w jeden nierozpoznawalny obraz szarej zieleni, kt�ry szarza� coraz g��biej i wreszcie znikn�� w czerni nocy. Gna�em tak przed siebie kilka minut, spogl�daj�c raz w raz na zegar. Czas cofa� si�. Tak jest! Cofa� si� do przesz�o�ci. Ogarn�a mnie rozpacz, zacz��em p�aka�, straci�em na moment panowanie nad kierownic�, ko�a wpad�y na pobocze i o ma�o nie uderzy�em w drzewo. Nie chc� wraca� do przesz�o�ci! Nie chc� wraca� do przesz�o�ci! Z ca�ej si�y wbi�em stop� w peda� hamulca. Przy tej pr�dko�ci by� to post�pek szale�czy. Samochodem zarzuci�o, obr�ci� si� wok� swej osi i stan�� po�rodku szosy. Czer� nieba rozja�nia�a �una nad miastem. W oddali b�ysn�a fosforyzuj�ca tablica informacyjna na poboczu. Ruszy�em wolno w jej kierunku. Wkr�tce napis sta� si� czytelny: "Witamy w Hollow City" i nieco poni�ej, mniejszymi literami: "Miasto wiecznego spokoju". W lusterku widzia�em �wiat�a pod��aj�cego za mn� samochodu, lecz gdy min��em tablic� i znalaz�em si� w granicach miasta, lusterko pokry�o si� czarn� otch�ani�. Na zegarze dochodzi�a godzina trzecia. Niebo rozja�ni�o si� i zn�w ujrza�em lesiste po�oniny otaczaj�ce to upiorne miasto. Los widocznie da� mi drug� szans�. Zatrzyma�em si� na stacji benzynowej. By�em g�odny. Przy pompach sta�y te same dwa samochody. W pawilonie, gdy wszed�em do �rodka, p�yn�a z g�o�nika ta sama sentymentalna muzyka. Na ladzie le�a�y pozostawione przeze mnie monety. Spojrza�em na stek gazet - wszystkie mia�y t� sam�, wczorajsz� dat�. Na pierwszej stronie jednej z nich wydrukowano du��, kolorow� fotografi� jakiego� makabrycznego wypadku. Szcz�tki auta by�y nierozpoznawalne, zbrukane we krwi, pogi�te, po�amane. Wok� stercza�a grupa gapi�w. Przeczyta�em wielkie czarne litery: "Kierowca poni�s� �mier� na miejscu". I dalej, ju� mniejsz� czcionk�: "Si�a uderzenia by�a tak pot�na, �e na pi��set metr�w polecia�a w�troba!" Dziennikarze zawsze przesadzaj�. Z notatki wynika�o, �e zw�oki nale�a�y do miejscowego okulisty. Uspokojony, podszed�em do mikrofal�wki i zagrza�em sobie hot doga, z automatu nabra�em kawy, si�gn��em po butelk� lemoniady, po czym wr�ci�em do lady, po�o�y�em banknot i spo�r�d monet wyda�em sobie reszt�. Lecz w tej samej chwili dostrzeg�em w tym absurd. Rozejrza�em si�, jakbym czu� spojrzenia �miej�cych si� ze mnie ludzi. Oczywi�cie nikogo nie by�o. Zgarn��em banknot i monety na d�o�, ju� mia�em wsypa� je do kieszeni, gdy zn�w poczu�em to kontroluj�ce moje poczynania spojrzenie. By�em bezradny jak w�a�nie narodzone dziecko, nie umia�em podj�� tak prostej przecie� decyzji. Wreszcie, zmagaj�c si� z my�lami i walcz�c z nasilaj�cym si� stresem, ukrad�em i pieni�dze, i towar, i po�piesznie wybieg�em z pawilonu. Wtem dostrzeg�em mojego sobowt�ra. Siedzia� w swym samochodzie nieopodal mojego i patrzy� na mnie przepe�nionym strachem i win� wzrokiem. Uciek�em od tego spojrzenia, cofn��em si� do pawilonu i zwr�ci�em nale�ne pieni�dze. Gdy ponownie spojrza�em na niego, u�miecha� si� naiwnie, cho� zda�o mi si�, �e troch� cynicznie. Gdyby by� cz�owiekiem, podszed�bym do niego, wyci�gn�� z auta i pobi� po twarzy. Jednak pami�ta�em t� bezsensown� pr�b� rozmowy, kiedy ma�powa� moje s�owa, jak lustrzane odbicie. Zastanowi�em si� nagle, dlaczego nie kopiuje mnie teraz? Dlaczego nie wszed� za mn� do �rodka? Dlaczego nie pom�g� mi podj�� tej trudnej decyzji? Czy pom�g�? Pojawi�a si� nitka nadziei, �e mo�e tym razem uda mi si� z nim porozumie�. Potrzebowa�em kogo�, z kim m�g�bym porozmawia�, kto m�g�by mi wyja�ni�, co si� w�a�ciwie dzieje. Lecz gdy uczyni�em dwa kroki w jego stron�, uruchomi� silnik. Zatrzyma�em si�. Patrzy� na mnie z�o�liwie, trzymaj�c obie r�ce na kierownicy i zabawiaj�c si� gazem. Ruszy�em. I on ruszy�. Stan��em. I on stan��. Nareszcie, wyprowadzony z r�wnowagi tym infantylnym zachowaniem, pu�ci�em si� za nim biegiem, ciskaj�c we� hot dogiem, kaw� i butelk� lemoniady i krzycz�c na ca�e miasto, �eby zostawi� mnie w spokoju. Uchyli� okno i krzycza� to samo. Im szybciej bieg�em, tym szybciej odje�d�a�, tak wi�c zatrzyma�em si� w ko�cu i pr�buj�c wyr�wna� oddech, wr�ci�em na stacj� benzynow�. Wr�ci� i on, lecz udawa�em, �e go nie widz�. Zaryglowa�em drzwi w pawilonie, po czym przygotowawszy jedzenie raz jeszcze, usiad�em na pod�odze mi�dzy p�kami i odda�em si� rozkoszy spo�ywania. Hot dog smakowa� wybornie. Kawowa lura z automatu mia�a smak najprzedniejszych boliwijskich ziaren. Zjad�em te� kilka ciastek z kremem i na koniec roz�upa�em czekoladowe jajko i z�o�y�em z cz�ci ma�y, plastikowy samochodzik, kt�ry znajdowa� si� w �rodku. Wychodz�c uregulowa�em rachunek. Wsiad�em do samochodu i nie patrz�c na sobowt�ra, odjecha�em w poszukiwaniu drogi wyjazdowej z miasta. Kr��y�em jednak jak zatopiony w pralce, jak poch�oni�ty w kosmicznej czarnej dziurze, kt�rej si�a grawitacji jest tak ogromna, �e nie mo�e wydosta� si� na zewn�trz nawet �wiat�o. Po kilku godzinach zna�em ju� na pami�� plan ulic, wci�� mijaj�c te same budynki, wci�� natrafiaj�c albo na roboty drogowe, albo na �lepe uliczki i ko�cowe ronda. Pod wiecz�r zatrzyma�em si� naprzeciw kawiarenki internetowej i bezskutecznie usi�owa�em skontaktowa� si� ze �wiatem, pragn��em rozes�a� w wirtualn� przestrze� m�j rozpaczliwy krzyk. D�ugie godziny, to znaczy czas, kt�ry p�yn�� jak godziny, po�wi�ci�em te� na przeszukiwanie fal radiowych i telewizyjnych, lecz pr�cz stacji Radio Hollow, kt�ra nadawa�a swe nudne, sentymentalne kawa�ki, wywo�uj�ce ju� we mnie md�o�ci, nie odnalaz�em �adnego sygna�u. R�wnie beznadziejnie sko�czy�y si� pr�by zatelefonowania do innych miast, cho� z uporem i sumiennie wrzuca�em do automatu odpowiedni� ilo�� monet. Zrezygnowany, bliski zadania sobie �mierci, lecz wci�� widz�c promyk nadziei, wypisa�em na kartce "SOS", poda�em dane geograficzne, kartk� wsun��em do butelki po lemoniadzie i butelk� cisn��em do studzienki kanalizacyjnej. P�n� noc� wr�ci�em do motelu, zamkn��em si� w moim, tak, w moim pokoju i le��c w zupe�nej ciemno�ci, d�ugo nie mog�em zasn��. Pragn��em przytuli� twarz do pluszowego misia, kt�rego dawno, dawno temu porzuci�em gdzie� w dzieci�stwie. Rano zbudzi�o mnie pukanie u drzwi. Usiad�em na ��ku i na p� �wiadomie zawo�a�em: - Kto tam? - Kto tam? - odpowiedzia� g�os sobowt�ra. - Fuck you! - zawy�em, zrywaj�c si� na nogi. - Fuck you, too! - odpowiedzia� dzieci�cym g�osikiem, jakby recytowa� rymowank� i nim zd��y�em wyskoczy� z pokoju, uciek�. Zobaczy�em tylko, �e by� nagi. Idiota, kimkolwiek jest! I ja by�em nagi, stoj�c w progu pokoju publicznego przecie� motelu. Zakry�em si� d�o�mi, patrz�c jeszcze na wszystkie strony, czy nikogo nie ma, po czym zamkn��em drzwi, by powt�rzy� te same, mozolne, poranne czynno�ci. By�em z�y na niego, �e obudzi� mnie bez powodu. By�em z�y, �e przerwa� mi m�j sen, cho� wcale go nie pami�ta�em. Na pewno by� przyjemny, robi�em co� wa�nego, dok�d� zmierza�em, pokonywa�em krok po kroku, raczej stawia�em kroczki, lecz wci�� w wyra�nie widocznym kierunku. A tutaj, na jawie, w tym mie�cie �miertelnej samotno�ci i �lepych ulic? W tej wir�wce czasu, z kt�rej mog�em si� wydosta� tylko do mej parszywej przesz�o�ci? - Pom� mi - szepn��em do siebie. - Sam sobie pom� - odezwa� si� g�os za drzwiami. Nie by� to tym razem g�os z�o�liwy, zdawa� mi si� szczery, jak gdyby na czym� mu jednak zale�a�o. Jak gdyby podsuwa� mi jak�� nadziej�. Mo�e wiedzia�, jak wybrn�� z tej matni, lecz nie m�g� mi o tym powiedzie�, gdy� w�wczas spos�b straci�by skuteczno��? Mo�e chcia� mi podpowiedzie�, �e wyj�cie le�y w zasi�gu mojej r�ki, �e nie trzeba szuka� daleko, w jakiej� nieokre�lonej przysz�o�ci, lecz tutaj, teraz. Min�� przecie� wczorajszy dzie� i cho� b��dzi�em po okr�gu, cho� zdawa� si� mog�o, �e poruszam si� bez celu, to ja jeden wiem, �e cel przecie� mia�em. Po raz pierwszy od wielu lat w�a�nie wczoraj cel mia�em. Wszystko to dzia�o si� wok� naprawd�. Hollow City istnieje, tak jak ja istniej�. Trudno nie wierzy� w�asnym oczom i biciu serca. Nie wolno podwa�a� sensu w�asnego istnienia. Dot�d zmierza�em bezkresn� drog� przez �ycie, podr�owa�em w czasie i przestrzeni, korzysta�em ze wszystkich dost�pnych mi dobrodziejstw, a� zagubi�em si� w tej wiecznej gonitwie i trafi�em tutaj, gdzie zatrzyma� si� czas, gdzie nie ma luster, w kt�rych mo�na zmierzy� si� z sob�, gdzie nie ma ludzi, w obliczu kt�rych mo�na ujrze� sw� w�asn� to�samo��, do kt�rych mo�na si� por�wna� i samooceni�. W odosobnieniu - gdzie mo�na jednak wszystko uporz�dkowa�, postawi� elementarne pytania i rozsup�a� ten ci�ki w�ze� na szyi. - �yjesz jeszcze? - zapyta� nie�mia�o. Otworzy�em drzwi, chc�c mu podzi�kowa�, lecz uciek� zaraz, podskakuj�c i klepi�c si� d�oni� po go�ym ty�ku, jak ch�opiec na�laduj�cy je�d�ca na koniu. Nape�ni�a mnie energia tego groteskowego galopu mego sobowt�ra-dziecka. Poszed�em do �azienki, wzi��em letni prysznic i ogoli�em si� starannie. Nast�pnie zaszed�em do kuchni w domu w�a�ciciela czy te� mened�era i zjad�em jajecznic� na bekonie, wypi�em kaw�, po czym siadaj�c w fotelu w pokoju go�cinnym, zapali�em pierwszego papierosa. Pal�c postanowi�em wprowadzi� si� wieczorem do tego domu, oczywi�cie w przypadku, gdy i dzi� nie znajd� drogi poza miasto. Nie cel bowiem, lecz droga do celu sta�a si� oto istot� mojej nowej egzystencji, mojego nowego wcielenia jako obywatela Hollow City. Nagle zrozumia�em t� prost�, a dot�d jak�e zagmatwan� prawd� o �yciu. Poczu�em si� niby poszukiwacz SETI, nastroi�em swe radioteleskopy, by nie wiedz�c, czy kiedykolwiek w og�le uda mi si� nawi�za� kontakt z zewn�trznym �wiatem, dzie� po dniu, tydzie� po tygodniu, miesi�c po miesi�cu, ba, mo�e nawet rok po roku nieprzerwanie, nieust�pliwie pr�bowa�. Bo kto nie szuka, ten najpewniej nie znajdzie. A�eby utwierdzi� si� w tym w�t�ym jeszcze przekonaniu, wyobrazi�em sobie badaczy kosmosu, kt�rzy wbrew swej ograniczonej wiedzy i wbrew prymitywnej technologii po�wi�caj� ca�e �ycie na poznawanie tego, czego by� mo�e pozna� si� nie da. Wysy�aj� sondy kosmiczne ku dalekim �wiatom, wiedz�c przecie�, �e nawet je�li gdzie� te �wiaty istniej�, to minie mo�e milion lat, zanim sondy dotr� do celu. W tym czasie zapewne, o ile ludzko�� wcze�niej nie wyginie, odkryte zostan� nowe metody kosmicznej podr�y i archaiczne rydwany naszego wieku pozostan� na zawsze w tyle. Inni szukaj� negatywnej energii, wierz�c niezbicie, �e jej zasoby pozwol� ludzko�ci przemieszcza� si� w kosmosie na skr�ty, z pr�dko�ci� wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a, poprzez kana�y dziur, ��cz�ce o dwa kroki sk�din�d niewyobra�alnie odleg�e rejony czasoprzestrzeni, niwecz�c tym samym uznane powszechnie kalkulacje Einsteina. Ba, sam Einstein nawet, og�osiwszy teori� wzgl�dno�ci, reszt� �ycia zmarnowa� zmierzaj�c w swych pracach w b��dnym kierunku. Ju� po jego �mierci odkryto, �e nigdy nie osi�gn��by celu. Zagubi� si� biedak, lecz szuka�. Podobnie badacze przesz�o�ci mozol� si� pr�buj�c wydedukowa�, jak toczy�a si� historia planety? Sk�d wzi�o si� �ycie? Jak gruba by�a lodowa pow�oka �nie�nej kuli ziemskiej miliard lat temu i czy na pewno miliard? Jak na dnie zamro�onych ocean�w przetrwa�o prymitywne �ycie? W przysz�o�ci, gdy - i je�li - cz�owiek zbuduje wehiku� czasu, co zreszt� coraz mniej zdaje si� by� zwyk�� fantazj�, wszystkie odpowiedzi znajdziemy zapewne bezpo�rednio w historii. Czym�e jest wobec tego m�j niewielki problem? Samotno�� w tym mie�cie? Mam za kompana sobowt�ra. Parszywa przesz�o��? Nie musz� do niej wraca�. Brak drogi w przysz�o��? Cieszy� si� winienem tera�niejszo�ci� - dop�ki jeszcze trwa. Nieobecno�� ludzi? Mam dost�p do ich przesz�ego �ycia, do fotografii w albumach, kt�re by� mo�e o�ywi�, do �lad�w pozostawionych w tym domu, kt�ry by� mo�e stanie si� z czasem moim domem. Mam wreszcie dost�p do wszystkich innych domostw w mie�cie, �ycia mi nie starczy, by je zg��bi�. A ponad wszystko, a ponad wszystko mam tak�e nadziej�, �e kt�rego� dnia rozwik�am zagadk� mojego �ycia, poznam tajemnic� Hollow City i mo�e, by� mo�e, b�dzie to w�a�nie druga po�owa drogi do zagubionego tej ciemnej nocy, gdy stan�y zegary, wci�� odleg�ego celu. - Kto� jedzie! - zakrzykn�� nagle dzieci�cy g�osik u progu pokoju. Wybiegli�my obaj na zewn�trz. Ulic� sun�� wolno samoch�d. Za kierownic� siedzia�a kobieta, rozgl�daj�c si� na boki, jak gdyby czego� szuka�a. - Tutaj, tutaj! - krzyczeli�my g�o�no, podskakuj�c jak radosne dzieci. Spojrza�a w nasz� stron� i pojecha�a przed siebie. Chwil� potem pod��y� za ni� identyczny samoch�d. Rafa� Klunder, Gold Coast, 31 grudnia 2000 r. 2