6231

Szczegóły
Tytuł 6231
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6231 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6231 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6231 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Olga Janik Smoczy Dar Prolog Panowa� p�mrok i wia� ch�odny wiatr. S�o�ce w�a�nie zasz�o, ale niebo nad p�nocnym horyzontem nadal by�o jasne. T�um elf�w drzema� u podn�a G�ry, cho� niebawem mia� si� poderwa�, by ruszy� w dalek� drog� do dom�w. Tu i �wdzie siedzia�y grupki przyjaci�, kt�rzy spotykali si� tylko w czasie dorocznego �wi�ta. Pewnie nie chcieli si� jeszcze rozstawa�, lecz cel ich w�dr�wki znajdowa� si� w r�nych miejscach. Prawdopodobnie kilka elfich dziewcz�t p�jdzie w tym roku z m�odzie�cami, z kt�rymi zaprzyja�ni�y si� szczeg�lnie, mo�e kilku m�odzie�c�w uda si� za swoimi wybrankami. Tak by�o co roku. To �wi�to lata zako�czy�o si� ju�, ale mia�o pozosta� w pami�ci elf�w na d�ugie, d�ugie lata. By�o wyj�tkowo pi�kne, przez ca�e dwa dni ani jedna chmura nie zm�ci�a g��bokiego b��kitu nieba, o p�nocy z�ociste s�o�ce opromieni�o fetuj�cych. W tym roku w czasie festynu elfom towarzyszy�o sze�cioro ludzi i bawili si� tak samo dobrze, jak elfy. Drugiego dnia okaza�o si�, �e jeden z ludzi jest w�adc� Przeznaczenia � zapowiadanym od tysi�cleci wyzwolicielem. Przez reszt� uroczysto�ci powtarzano legendy i proroctwa. Zbli�a� si� oto ten dzie�, kiedy mia�o si� wype�ni� Przeznaczenie wszystkich istot. Dzie�, w kt�rym Stw�rcy zaplanowali odda� �wiat we w�adanie swoim wybra�com, by sami mogli decydowa� o swoim losie. Przestanie istnie� Plan, a �wiat zacznie istnie� naprawd�. I sta� si� to mia�o za ich �ycia! Czy� mog�o by� wi�ksze szcz�cie? Elfowie wspominali legendy i planowali jasn�, pi�kn� przysz�o��, kt�ra mia�a dopiero nadej��. Przewidywali, co uczyni� z darami, kt�re jakoby Stw�rcy mieli odda� wszystkim stworzeniom � nie tylko tym uprzywilejowanym, kt�rych w dniu narodzin zaszczyci� Pan Dar�w. Teraz wszyscy mieli mie� r�wny dost�p do Magii, Wiedzy i Losu. Wype�nienie si� Planu mia�o uczyni� �wiat lepszym, a zamieszkuj�ce go stworzenia szcz�liwszymi. I elfowie bezgranicznie w to wierzyli. Kt�ry� przypomnia� sobie nawet � a mo�e wymy�li� na poczekaniu � �e w�adca Przeznaczenia mia� nadej�� w najd�u�szym dniu w roku. A czy� to �wi�to nie odbywa�o si� w�a�nie ku chwale tego dnia? Elfowie ucztowali jeszcze bardziej zapami�tale, ni� wcze�niej, a nikt w ca�ym Arelonie nie potrafi� bawi� si� tak, jak oni. Tylko kilku elf�w pami�ta�o, �e w chwili, gdy rozpoznali w�adc� Przeznaczenia, s�o�ce schowa�o si� za G�r� i wszyscy znale�li si� w jej cieniu. Wi�kszo�� nie zwr�ci�a uwagi na ten drobny epizod, oszo�omiona opowiedzian� w�a�nie legend�. Szybko te� ruszyli w dalsz� drog� za s�o�cem i cie� odszed� w zapomnienie. Ale w�adca Przeznaczenia nie zapomnia� mroku i ch�odu, kt�re towarzyszy�y znikni�ciu s�o�ca. Wiedzia�, �e to z�a wr�ba, zna� elfie przekazy dotycz�ce regu� post�powania w czasie �wi�ta. Najwa�niejsz� z nich by�o, aby unika� cienia, aby przez ca�e dwa dni nieprzerwanie znajdowa� si� w miejscach o�wietlonych przez okr��aj�ce G�r� s�o�ce. Nawet chmury � niezale�ne przecie� od uczestnik�w rytualnego marszu � by�y z�ym znakiem, ale je�li kto� schowa� si� w cieniu czy to przez nieuwag�, czy celowo � to ju� stanowi�o zapowied� nieszcz�cia. W�adca Przeznaczenia nie by� pewien, czy elfie zabobony s� uzasadnione i czy w r�wnym stopniu dotycz� ludzi, co elf�w. Nie wiedzia� r�wnie� nawet tego, czy to, co powiedzia�a elfka jest prawd� � czy rzeczywi�cie jest w�adc� Przeznaczenia. Nie powiedzia�a przecie� tego wprost, zauwa�y�a jedynie, �e wyczuwa wok� niego zaburzenie Planu, ale mog�o ono wynika� z istoty magicznego przedmiotu, kt�ry posiada�, wcale nie musia�o by� cech� jego samego. Nie wiedzia� ile jest prawdy w opowie�ci, kt�r� us�ysza� z jej ust � po jej omdleniu pojawi�o si� naraz tyle zapomnianych legend, tyle historii, �e trudno by�o spami�ta� je wszystkie i m�ody mag zapomnia� nawet co powiedzia�a elfka, a co us�ysza� od jakiego� innego wieszcza, pami�taj�cego, czy wiedz�cego. A z wieszczk� nie m�g� porozmawia�, gdy� od tamtej chwili nie przebudzi�a si� jeszcze. Elfie znachorki zaj�y si� ni�, okadza�y zio�ami i szepta�y uzdrowicielskie formu�y. Nie m�g� si� nawet dowiedzie�, czy dziewczyna jeszcze �yje. Siedzia� na stoku, pogr��ony w my�lach, w w�tpliwo�ciach, samotny i przestraszony roli, kt�r� chcieli mu nada� elfowie. Nie by� bohaterem, nie s�dzi�, by podo�a� zadaniu, kt�re przed nim postawiono. To wszystko, co dzia�o si� wok� niego, dzia�o si� mimo jego woli. Co by�o niemo�liwe, je�li rzeczywi�cie by� w�adc� Przeznaczenia. W takim razie powinien przecie� sam decydowa� o swoim losie! Elfka musia�a si� pomyli�. To Pier�cie�, to ten kawa�ek metalu nim rz�dzi�! Je�li jest w�adc� Przeznaczenia, powinien mu si� przeciwstawi�. Powinien wykorzysta� t� moc, kt�ra pono� w nim drzemie. C� z tego, skoro sam w ni� nie wierzy�? Tylko, jak przekona� o tym elf�w? Tych wszystkich rozbawionych elf�w nie znaj�cych ni cienia w�tpliwo�ci, kt�re trawi�y m�odego maga. Oni wiedzieli, �e jest w�adc� Przeznaczenia i, �e wype�ni sw� rol�, bo tak jest zapisane w Planie, bo tak chce opatrzno��. Dlatego wielu z nich �wi�towa�o nadal. Ju� nie obchody najd�u�szego dnia roku � teraz fetowali zupe�nie nowe �wi�to � dzie� wyzwolenia, nadej�cia rych�ej �wietlanej przysz�o�ci. Ochan nie widzia� dla siebie wyj�cia. Musia� p�j�� za g�osem t�umu, musia� podporz�dkowa� si� Przeznaczeniu, bo tak od zawsze czynili ludzie w tym �wiecie. Wierzy� przecie�, �e istnieje Wielki Plan Stw�rc�w, kt�rego nic i nigdy nie jest w stanie zmieni�. - Moja matka mia�a zatem racj� � dobieg� go cichy g�os. Nie s�ysza� krok�w, a wiedzia�, �e jeszcze przed chwil� by� sam. Elfowie potrafili porusza� si� bezszelestnie, jakby byli l�ejsi ni� ca�a reszta �wiata. Obejrza� si� i zobaczy� tu� obok zielone oczy Wajma. Nie rozumia� o czym elf m�wi. � Moja matka. Nigdy jej nie spotka�e�, a ona tak bardzo pragn�a ci� pozna�. By�a � albo jeszcze jest, nie widzia�em jej od ponad dwudziestu lat � by�a wieszczk�, jak Aynwel. I wiedzia�a, �e ty jeste� w�adc� Przeznaczenia. � Elf zamy�li� si� na moment, wspominaj�c odleg�e dzieje. � S�dzi�a, �e razem mo�ecie dokona� cud�w i naprawi� �wiat. Ona m�wi�aby ci, co z�ego nast�puje w Planie, a ty by� to zmienia�. Jakie to proste, prawda? �e te� nikt o tym wcze�niej nie pomy�la�! � Elf przygl�da� mu si� przez chwil�, mo�e oczekuj�c reakcji, ale Ochan nie zareagowa�. Nadal nie rozumia� o co Wajmowi chodzi. � Mo�e to Stw�rcy tak urz�dzili, �e wieszcz i w�adca Przeznaczenia, jako� nie id� ze sob� w parze? Kto to wie? Do��, �e ty nie spotka�e� mojej matki, a sta�o si� to moj� zas�ug�, chc�, by� o tym wiedzia�. By� mo�e by�em o ni� zazdrosny, nie chcia�em by mia�a innego syna ni� ja? A mo�e pokierowa�o mn� nag�e wsp�czucie dla Eleine, kt�ra p� roku wcze�niej straci�a m�a i c�reczk�? W powodzi, kt�r� moja matka przewidzia�a i nie potrafi�a nic na ni� zaradzi�. Eleine sta�a si� wtedy bardzo wa�na dla mojej matki, pewnie za spraw� absurdalnego poczucia winy, kt�rego wieszcz nie powinien do�wiadcza�. A ja, s�ysz�c tamtego dnia, jak Eleine p�acze w lesie, postanowi�em, �e jej pomog�. I chyba pomog�em, prawda? Przez kilka lat by�a przecie� naprawd� szcz�liwa, wychowuj�c ciebie, jako swego syna, prawda? � Ochan powoli skin�� g�ow�. Zna� t� histori�, t� cz�� o c�rce i m�u swojej przybranej matki, ale nigdy nie s�ysza� o jakich� elfach. Nadal nic nie m�wi�, s�ucha� tylko, a Wajm cicho kontynuowa�. � C�, matka nie zrozumia�a moich intencji, a zreszt�, mo�e nie by�y one tak szczere, jak chcia�bym je widzie�. Do��, �e wyrzek�a si� mnie i kaza�a wynosi� si� z domu. No wi�c si� wynios�em i zaw�drowa�em do Areiru. I do wielu innych miejsc. Nie przypuszcza�em, �e jeszcze kiedykolwiek spotkam ciebie, ale wida� �wiat nie jest wcale taki ogromny, jak si� wydaje � elf pokaza� swoje d�ugie, ostre k�y. To mia� by� jego przyjacielski u�miech. Ochan nadal patrzy� na niego i niekt�re sprawy zacz�y si� rozja�nia� w jego umy�le. Ten elf spotka� go, zanim trafi� do swej przybranej matki. Je�li tak, m�g� zna� jego pochodzenie! - Przykro mi, ale nie � odpowiedzia� elf nieludzko spokojnie na pytanie Ochana. � Znalaz�em ci� w miejscu, kt�re wskaza�a mi matka. Nie s�dz�, by ona wiedzia�a, sk�d si� tam wzi��e�. Po prostu tam by�e� i ona wiedzia�a, �e co� ci grozi. I chcia�a ci� mie�, wi�c wys�a�a mnie, bym ci� uratowa� i przyprowadzi� do niej. Uratowa�em � zabi�em trzech m�czyzn, kt�rzy si� tam znajdowali � i nie przyprowadzi�em do mojej matki. To wszystko. - Zabi�e� trzech m�czyzn? Kim oni byli? - Nie mam poj�cia, wygl�dali na zbir�w. � Wajm u�miechn�� si� jeszcze raz, potem machn�� ogonem i wsta�. Ochan wsta� r�wnie�, ale zrezygnowa� z dalszych pyta�. Elf chyba naprawd� nie wiedzia�. Ochan spu�ci� g�ow� i pokr�ci� ni� w niedowierzaniu. Znowu rozmin�� si� o w�os z odpowiedzi�. Mo�e nie o w�os, mo�e o znacznie wi�cej. O ca�y kontynent i dwadzie�cia pi�� lat. Wajm chcia� wr�ci� do Areiru. Wiedzia� � tak samo jak Ochan � �e w tym miejscu ich drogi si� rozchodz�. Jakkolwiek u�yteczna, czy te� nie, by�a pomoc elfa, Ochan cieszy� si�, �e spotka� go w p�mrokach Usinialu. �e elf uwolni� go od �strachliwego� A'kwei, przeprowadzi� przez Quanitawial � przypadkiem, czy celowo � �e pom�g� mu odnale�� wiedz�cych, kt�rzy nic nie wiedzieli. Ochan sam odkry� dok�d prowadzi go Pier�cie�. Na zach�d, tam, gdzie zawsze prowadzi�o go serce. Wsta� i wszed� pomi�dzy ogniska p�on�ce u podn�a G�ry. Niebo na horyzoncie by�o ogni�cie czerwone, za chwil� s�o�ce wstanie i wkr�tce znowu rozpoczn� marsz. Elfy b�d� wraca� do dom�w, a on i jego kompania b�d� musieli p�j�� dalej. Musia� ich odnale��, bo wiedzia� ju�, �e Pier�cie� nie pozwoli mu nikogo z nich zostawi�. Czu�, �e to, co im robi nie jest w�a�ciwie, ale nie m�g� nic na to poradzi�. Zreszt� oni wydawali si� by� bardziej zadowoleni z obrotu sytuacji, ni� on sam. Rozdzia� Pierwszy ----------------- D�b r�s� niedaleko od kraw�dzi p�askowy�u, by� chyba najdalej na zach�d wysuni�tym elfim osiedlem. To dlatego tu w�a�nie w�drowcy zatrzymali si� na kr�tki odpoczynek przed dalsz� drog�. Gdy posz�o si� kilkaset krok�w dalej przez las, mo�na by�o stan�� na samej kraw�dzi i patrze� na faluj�cy poni�ej b�r. Przez elfy nazywany by� Sawian Tay. M�wi�y, �e to granica. Zita wpatrywa�a si� w zasnuty mg�ami kraj poni�ej � kraj mitycznych ognistych istot � kt�ry znajdowa� si� za g�st� puszcz� rosn�c� u jej st�p. Pono� nie ka�dy m�g� przej�� przez Sawian Tay. Droga by�a trudna i pe�na pu�apek zastawianych na nieproszonych go�ci, kt�rych ogniste istoty nie �yczy�y sobie w swoim kraju. Zita przypomina�a sobie legend�, kt�r� �piewa�a tak dawno i zarazem niedawno temu � w domu Baaxa w Urji. Zawsze my�la�a, �e ogniste istoty zosta�y wygnane przez Stw�rc�w, a tymczasem elfowie twierdzili, �e to istoty nie chcia�y nikogo w swoim kraju. No tak, ale wtedy uwa�a�a jeszcze, �e nawet elfy nie istniej�. �wiat nagle bardzo si� skomplikowa�. Sama stawa�a si� teraz cz�ci� legendy. Westchn�a wci�� jeszcze obawiaj�c si� tej rado�ci, kt�ra j� rozpiera�a i niedowierzaj�c swemu szcz�ciu. Spotka�a tak niezwyk�ych ludzi � wspania�� czarodziejk� Elheres, dzielnego rycerza Meknarina i �wiatowego bywalca, kupca Baaxa. No i jego. Najwi�kszego spo�r�d ludzi, tego, kt�ry mia� stan�� naprzeciwko Stw�rc�w i poprosi� w imieniu ludzi, by oddali im �wiat� W imieniu ludzi i innych wybra�c�w oczywi�cie� A ona � Zita, prosta wie�niaczka � mia�a p�j�� z nim na koniec �wiata, by pom�c mu tego dokona�. Jak�e mia�a to zrobi�? Wszak nie mia�a �adnych szczeg�lnych przymiot�w, kt�rymi mog�aby mu s�u�y�. A jednak on j� wybra�, wi�c musia�a z pokor� podporz�dkowa� si� jego woli. Och, jak�e by�a szcz�liwa! Zmierzcha�o ju� i robi�o si� ch�odno, wi�c zawr�ci�a do osady. Korzystali z go�cinno�ci elfiej rodziny, kt�ra pozwoli�a im zamieszka� w swoim domu � d�bie na czas przygotowa� do dalekiej wyprawy na zach�d. Drzewo wyrasta�o z piaszczystej, nieurodzajnej gleby Aghari Lasijon dzi�ki elfiej magii i dzi�ki mocy mistrza Drzew. By�o ogromne, roz�o�yste. Wi�ksze chyba ni� to, na kt�rym nocowali kr�tko po wej�ciu do elfiego kraju. Rodzina sk�ada�a si� z trzynastu mniejszych rodzin � rodzic�w i ma�ych dzieci � kt�re zamieszkiwa�y domostwa uczepione ga��zi i pnia wielkiego drzewa. Zita z Kiremem i Baaxem mieszkali w jednym z najni�szych dom�w. Jego gospodarzami by�a dw�jka samotnych elf�w � m�ody Rye, kt�ry dopiero co wyprowadzi� si� od rodzic�w, i jego niewiele starsza ciotka � Erihra. �adne z nich nie za�o�y�o jeszcze w�asnej rodziny, lecz � wed�ug zwyczaju elf�w � byli ju� zbyt starzy, by mieszka� z rodzicami, kt�rzy mieli m�odsze dzieci. Dlatego mieszkali razem. U nich w�a�nie znalaz�o si� miejsce dla tr�jki ludzi, cz�onk�w �wity w�adcy Przeznaczenia, kt�rzy zechcieli uhonorowa� ich swoj� obecno�ci�. Elheres z Meknarinem mieszkali w innym nisko po�o�onym domu, a Ochan zosta� zaproszony przez samego Riwa-U � mistrza Drzew i tw�rc� tego d�bu. By� to niew�tpliwie zaszczyt, lecz dla ludzkiego czarodzieja nieco k�opotliwy, elf mieszka� bowiem bardzo wysoko. Jeszcze nim Zita dosz�a w pobli�e drzewa, jej uszu dobieg�y odg�osy b�jki. Nie by�a to szarpanina z jak� spotka�aby si� gdziekolwiek w ludzkim mie�cie, czy domu. Gdy znalaz�a si� na polanie, jej oczom ukaza� si� fascynuj�cy widok. Nieraz w ci�gu ostatnich dni zdarzy�o si� jej obserwowa� walk� elf�w, ale wci�� nie mog�a si� napatrze�. Rye i Waleir � jeden z jego kuzyn�w � w�a�nie spadli z kt�rej� z ni�ej po�o�onych ga��zi i w mgnieniu oka skoczyli zn�w na siebie. Zesch�e li�cie i kurz zakot�owa�y si� wok� nich, z k��bowiska, kt�rym nagle sta�y si� r�ce nogi i ogony walcz�cych elf�w, wylatywa�y co chwila strz�pki ubrania, czasem pukiel p�owych w�os�w. Ma�a Lajua � siostra Rye � patrzy�a na dw�ch m�odzieniaszk�w z ga��zi, bij�c si� po bokach puchat� kitk� i parskaj�c cichutko. Rye i Waleir r�wnie� prychali i syczeli, tylko znacznie g�o�niej. - Co si� dzieje? � z domu wypad�a ciotka Rye, zeskoczy�a z ga��zi i wpad�a prosto w k��bowisko. Za chwil� by�o po wszystkim. Rye szarpa� si� w twardym u�cisku wi�kszej od siebie elfki � Erihra by�a wielka jak m�czyzna. Waleir sta� w pewnym oddaleniu od tamtej dw�jki i trzyma� si� za krwawi�cy nos wrzeszcz�c na Erihr� co�, czego Zita zupe�nie nie rozumia�a i wola�a nie rozumie�. Rye uspokoi� si� i zacz�� �mia� si� po elfiemu � machaj�c ogonem i parskaj�c cicho. Podszed� do Waleira z zamiarem uspokojenia go, lecz dosta� w ucho tak mocno, �e si� przewr�ci�. Gdyby nie obecno�� ciotki, rzuci�by si� pewnie znowu na przyjaciela, a tak tylko krzykn�� co� i pomasowa� si� po uchu. Mia� szcz�cie, �e Waleir zdo�a� si� opanowa� cho� na tyle, by nie wysuwa� pazur�w, bo w przeciwnym razie pewnie by to ucho straci�. Zita wymin�a Waleira i posz�a za Rye na drzewo, do jego domu. W �rodku zastali Iyura. By� to elf w tym samym wieku co Rye i Waleir � czyli w�a�ciwie w jej wieku, gdyby przeliczy� na ludzkie lata � ale zachowywa� si� o wiele powa�niej. By� wiedz�cym. Na razie praktykowa� u swojego mistrza z innego d�bu, po�o�onego o kilka dni drogi na p�noc, ale by� kuzynem z tego drzewa, dlatego po �wi�cie Lata wr�ci� do domu z rodzin�. I z sze�ciorgiem ludzi, kt�rych chcia� odprowadzi� do granicy smoczego kraju. Mia� nadziej�, �e jego mistrz udzieli mu b�ogos�awie�stwa na t� podr�. Nikt opr�cz wiedz�cego, lub maga nie potrafi�by przeprowadzi� ludzi a� do granicy zakl�tego kraju, bo droga by�a ukryta po�r�d rozlicznych �cie�ek Sawian Tay. Iyur powita� j� machni�ciem ogona i uca�owaniem w d�o�. Gestem, kt�ry musia� podpatrzy� w ludzkim mie�cie, w kt�rym przebywa� kilka lat temu. Zita poczu�a, �e si� rumieni. - Kuzyni znowu �le si� zachowuj�? � spyta� p�ynn� daink�. Dziewczyna skin�a g�ow�, u�miechaj�c si�. Rozejrza�a si� po pomieszczeniu w poszukiwaniu Baaxa lub Kirema, lecz �adnego z nich nie dostrzeg�a. � Twoi przyjaciele poszli rozmawia� z wiedz�cymi, kt�rzy zjechali tu na wie��, �e wkr�tce wyruszacie � wyja�ni� elf. � Chyba powinna� z nimi by�? W�a�nie przyszed�em tu po ciebie. Chod�my. Ku zdziwieniu Zity zeszli na ziemi�. Zd��y�a si� ju� przyzwyczai�, �e elfy wszystkie sprawy omawiaj� na drzewie, nauczy�a si� nawet chodzi� po nim z jak�-tak� zwinno�ci� � w ka�dym razie sz�o jej o niebo lepiej, ni� Baaxowi. Tym razem jednak spotkanie odbywa�o si� na poziomie ziemi. Czy dzia�o si� tak ze wzgl�du na ludzi, czy te� na wiekowych t�ustych wiedz�cych i mag�w, kt�rzy go�cili u rodziny, tego si� Zita nie dowiedzia�a � nie pyta�a zreszt�. W zapadaj�cym powoli zmierzchu �wiat�o ogniska wida� by�o z oddali. Usytuowano je na polanie na kraw�dzi p�askowy�u. O tej porze by�o ju� zbyt ciemno, by st�d zobaczy� niesko�czone r�wniny smoczego kraju, lecz z pewno�ci� gdy nastanie dzie�, a spotkanie nie dobiegnie jeszcze ko�ca, oczom elf�w i ludzi uka�� si� spowite mg�� stepy. Gdy Zita z Iyurem dotarli w ko�cu do polany, Ochan rozmawia� z chud� siw� elfk�. Elheres z Baaxem przys�uchiwali si� dyskusji, a Meknarin i Kirem, siedz�c tu� za nimi, najwyra�niej gadali zupe�nie o czym� innym. - No i co? � odezwa� si� Baax, kiedy elfka sko�czy�a. - To, co najwa�niejsze, ju� ci powiedzia�em! � zniecierpliwi� si� Ochan. � Czy naprawd� musisz wszystko wiedzie�? - A nie powinienem? � zdziwi� si� Baax nie�mia�o. � Mam ci towarzyszy� w dalszej drodze, wi�c chc� wiedzie� o wszystkim, co mo�e mie� jakie� znaczenie. - Wszystko, co ma znaczenie ju� us�ysza�e�! - Dlaczego nie pozwolisz jemu tego oceni�? � spyta�a rozz�oszczona Elheres. Ochan spojrza� na ni� zdziwiony, a ona natychmiast spu�ci�a z tonu. � Wybacz, wiem, �e ty wiesz najlepiej, co jest istotne, to twoja wyprawa, ale� - W takim razie czemu ty nie we�miesz si� za t�umaczenie? S�ucha�a� przecie� wszystkiego. � Ochan wsta� i w ten spos�b zako�czy� dyskusj�. Elheres wzruszy�a ramionami i spojrza�a na Baaxa. - W�a�ciwie to najwa�niejsze rzeczywi�cie ju� us�ysza�e�. Aynwel dosz�a do siebie i nie powiedzia�a nic wi�cej. Tak naprawd� nie pami�ta�a nawet tego, co powiedzia�a pod G�r�. Reszta to domys�y tej elfki, my�l�, �e ka�dy elf tutaj ma swoj� teori�. - Lepiej chod�my za nim, teraz rozmawia z naszym mistrzem Drzewa, dobrze by�oby wiedzie� o czym. Idziesz z nami Zito? � Baax zauwa�y� j� i zada� to pytanie patrz�c zdegustowanym wzrokiem na Meknarina i Kirema, do kt�rych najwyra�niej nie dotar�o nic z toczonej tu� obok rozmowy. Zita szybko skin�a g�ow� i posz�a za Elheres. Stan�li kilka krok�w za plecami Ochana i s�uchali. Zita zerkn�a na Baaxa, by przekona� si�, �e on zna elfi j�zyk tak samo jak ona, czyli wcale. Razem popatrzyli na skupion� twarz Elheres. - To dalsze z�ote my�li na temat Pier�cienia � odezwa�a si� czarodziejka cichym g�osem. � Ca�y dzie� to dzisiaj wa�kowali�my. W�a�ciwie to wa�kujemy to przecie� ca�y czas od wiosny � powiedzia�a szybko, bo nie chcia�a straci� w�tku rozmowy. - Tak? � zdziwi� si� Baax uprzejmie. � I co, co m�wi�? - I tak nie zrozumiecie. � Elheres machn�a r�k�, by jej nie przeszkadzali. Zita z Baaxem zn�w popatrzyli po sobie, dziewczyna wzruszy�a ramionami i zacz�a rozgl�da� si� po zgromadzonych elfach. I tak wcale nie mia�a ambicji, by rozumie� o czym dyskutuj� magowie. Zobaczy�a zmierzaj�c� w ich kierunku niezwyk�� par� � bardzo szczup�ego starego elfa i znacznie chyba od niego m�odsz�, ale te� i znacznie t�sz�, jasnow�os� elfk�. Pomimo tuszy porusza�a si� jednak z nieopisan� gracj�. Z przeciwnej strony podszed� Iyur ze swoim mistrzem Orej�, kt�ry zamieni� kilka s��w z Riwa-U, podczas gdy Zita i blond elfka mierzy�y si� wzrokiem. Spojrzenie kociej by�o irytuj�ce a migda�owe �renice wielkich bladozielonych oczu przepastne niczym nocne niebo. Zita nie by�a w stanie wyczyta� z nich ani wrogo�ci, ani sympatii. Widzia�a tylko siebie sam�, jak odbicie w zwierciadle. Zn�w mia�a wra�enie, jakby patrzy�a w oczy zwierz�cia, a nie rozumnej istoty wybranej przez Stw�rc�w. �adna z nich nie chcia�a pierwsza spu�ci� wzroku. Us�ysza�a �agodny g�os Elheres i wcale nie musia�a rozumie� elfiego j�zyka, w kt�rym czarodziejka wypowiedzia�a s�owa, by wiedzie�, �e powiedzia�a co� nieprzyjemnego. Wszyscy nagle zamilkli i elfka odwr�ci�a spojrzenie od Zity. Dziewczyna odetchn�a z ulg�. Po chwili wszyscy elfowie odezwali si� naraz, a zawt�rowa� im Baax. - Co, co powiedzia�a�? � dopytywa� si�, szarpi�c r�k� czarodziejki, kt�ra mierzy�a spojrzeniem Ochana. Nie wytrzyma�a i pierwsza spu�ci�a wzrok. Szybko odwr�ci�a si� do Baaxa, by pokry� zmieszanie. - Prawd� � powiedzia�a z hardym u�miechem. - Prawd�? � spyta� Ochan oburzony. Nie zwraca� uwagi na Riwa-U, m�wi�cego co� do niego. Patrzy� tylko na Elheres. � Twoim zdaniem nie jestem magiem? Nie mam daru? - Tego nie powiedzia�am. Powiedzia�am tylko, �e mo�e z tym Ogniem nie jest tak, jak by� chcia�. Twoja moc Ognia bierze si� z Pier�cienia, nie z daru. Mo�e masz dar Magii, ale nie �ywio�u. Ochan pokr�ci� g�ow�, nie wiedzia�, co odpowiedzie�. Zita s�ucha�a tego, co powiedzia�a Elheres ze zdumieniem. Jak ona mog�a co� takiego� do niego� Przecie� Ochan jest� elfy twierdz�, �e jest najpot�niejszym magiem na �wiecie i w og�le jest w�adc� Przeznaczenia, a je�li ju� kto� ma w�adz� nad Przeznaczeniem, to chyba ma nad wszystkim! A ona si� go nie boi? Wpatrywa�a si� w zadowolon� z siebie Elheres szeroko otwartymi oczami, a czarodziejka patrzy�a z u�miechem na tych wszystkich oburzonych elf�w i dwoje r�wnie zaskoczonych ludzi. - To chyba nie mo�liwe panienko Elheres � odezwa� si� Baax, chc�c broni� Ochana, lecz czarodziej sam nie da� mu sko�czy�. - Baax przesta� si� we wszystko wtr�ca�! � krzykn�� troch� zbyt g�o�no i natychmiast tego po�a�owa�. Nie chcia� przecie� pokaza� Elheres, jak bardzo go zdenerwowa�a. � Mia�e� zaj�� si� prowiantem, wi�c co tu jeszcze robisz? - Ja tylko chcia�em� � stropi� si� Baax. � Prowiantem zaj�li si� ju� elfowie, nie mam tam nic do dodania. Iyur� � chcia� wyja�ni�, ale Ochan zn�w mu nie pozwoli�. - W takim razie id� do domu. Nic tu po tobie! � fukn��, a potem odpowiedzia� Elheres w elfim j�zyku. Czarodziejka r�wnie� przesz�a na elfi, a jej ton wskazywa� tym razem, �e si� t�umaczy i przeprasza. Baax posta� jeszcze przez moment, a potem mrukn��: - Rzeczywi�cie, nic tu po nas. � Odwr�ci� si� zamaszy�cie i nie czekaj�c nawet na Zit� odszed� od poirytowanych elf�w. Zita posz�a za nim. Kiedy opowiedzieli Kiremowi i Meknarinowi, co si� sta�o, �aden z nich nie okaza� zdziwienia. - Za bardzo si� przejmujesz Baax � powiedzia� rycerz. � Nigdy si� nie wtr�caj w magi�, ja si� ju� tego nauczy�em. Strasznie s� dra�liwi na tym punkcie � parskn��. � Je�li koniecznie chcesz si� czym� zaj��, warto by�oby sprawdzi�, co z ekwipunkiem na drog�. Nie wiem, czy oni w og�le wiedz�, gdzie nas wysy�aj�. - Do ognistego kraju � mrukn�a Zita, cytuj�c jak�� legend� i patrz�c na m�czyzn wyczekuj�co. Ciekawa by�a, czy przy ca�ym ich entuzjazmie b�dzie w stanie ich wystraszy�. - Zito, zlituj si� � upomnia� j� Baax. � To tylko ba��, tam nie ma ognia. W ka�dym razie nie tak, jak my�lisz. A je�li chodzi o prowiant i ekwipunek, to oni si� ju� tym zaj�li, nic nam nie pozwol� zrobi� samym. Dadz� nam tyle ubra�, jakby mia�a by� zima, nie lato, a jedzenia za to jak na lekarstwo. - Jedzenia to tobie zawsze ma�o, a ubraniom si� nie dziw � Meknarin zacz�� wyja�nia�. � Tu jest daleka p�noc. Jak s�u�y�em na p�nocy Iseli, te� musieli�my si� zawsze ubiera� ciep�o. Poza tym idziemy podobno w g�ry. Wiedz�, gdzie nas wysy�aj�, nie martw si�. - Nie wiedz�, tylko maj� legendy � wtr�ci�a z�owr�bnym tonem Zita. - Zito! � upomnieli j� wszyscy trzej. Przez chwil� wszyscy milczeli i wpatrywali si� w dziewczyn�, a ona tylko popatrzy�a na nich i wzruszy�a ramionami. No, bo niby co tak naprawd� wiedzieli elfowie? Sama s�ysza�a legendy, Elheres przet�umaczy�a jej kilka, to wiedzia�a, �e elfowie tak naprawd� nic nie wiedz�. Wysy�aj� ich w g�ry. Ale co to za g�ry i jak do nich daleko, skoro nawet w pogodne dni nie wida� ich nad horyzontem? - To mo�e za�piewaj jak�� legend� � odezwa� si� w ko�cu Kirem. Zicie nie trzeba by�o tego dwa razy powtarza�. Wyj�a instrument, kt�ry jaka� elfka podarowa�a jej jeszcze w czasie drogi pod G�r�. By� niedu�y, wi�c zawsze nosi�a go przy sobie. Zacz�a nuci�. Mia�a trem�, bo by�a to ballada, kt�r� u�o�y�a prawie sama na podstawie tego, co opowiedzia�a jej Elheres. M�wi�a o drodze prowadz�cej do dominium Stw�rc�w, pe�nej niebezpiecze�stw, wielkich potwor�w i pu�apek zastawianych przez antycznych mag�w. A na ko�cu tej drogi znajdowa�a si� Brama, kt�r� nale�a�o przekroczy�, by stan�� przed samymi Stw�rcami. To w�a�nie Pier�cie� by� t� Bram�. Kiedy �piewa�a, coraz wi�cej elf�w przysiada�o si� do nich, niekt�rzy zaczynali ta�czy�, bo i tak nie rozumieli pie�ni �piewanej w ludzkim j�zyku. A potem coraz wi�cej z nich ta�czy�o i coraz wi�cej. Gdy Zita sko�czy�a, kto� inny zacz�� co� �piewa� po elfiemu, a Meknarin przygl�da� si� jej z ironicznym u�miechem. - Ciekawe tylko, jak przez niego przej��, jest strasznie malutki � skomentowa�. Nikt jednak si� nie roze�mia�. - Pami�tacie? � mrukn�� zamy�lony Baax. � Wtedy na Nelopie? Gdzie� si� przenie�li�my. My�licie, �e to by�o tam, �e przeszli�my ju� przez t� Bram� i wr�cili�my? � Nikt mu nie odpowiedzia�. - S�ysza�em ju� tak� opowie�� � odezwa� si� zn�w Meknarin, tym razem powa�nym tonem. � Tylko tam jeszcze by�o co� o kluczu do tej Bramy. Czy my�licie, �e Ochan jest w�a�nie tym kluczem? I znowu nikt nie odpowiedzia�. Czarodzieje przez wi�kszo�� wieczoru dyskutowali ze starszyzn� elfich rodzin, ale w ko�cu Elheres przysiad�a si� do nich. Zita za�piewa�a wtedy pie�� u�o�on� specjalnie dla niej. T� sam�, przez kt�r� straci�a w Usinialu lir�, ale teraz pie�� mia�a inne � szcz�liwe � zako�czenie. - Powinna� chyba opisa� to wszystko, co si� tu teraz dzieje � powiedzia�a czarodziejka z u�miechem. - Tak my�lisz? � ucieszy�a si� Zita. � Mo�e po to tu w�a�nie jestem! Mo�e dlatego on mnie wybra�, �ebym zapami�ta�a te wydarzenia dla potomno�ci! Elheres tylko wzruszy�a ramionami i pokr�ci�a g�ow�, ale Zita ju� si� zapali�a do tego pomys�u. - Musz� przypomnie� sobie to wszystko, co si� dzia�o odk�d si� spotkali�my na Nelopie! Zabawa trwa�a d�ugo, cho� noc by�a kr�tka. Zita chcia�a, by Elheres t�umaczy�a jej wszystkie elfie pie�ni. Kiedy ju� wr�c� do ludzkich miast b�dzie mog�a nimi zadziwi� wszystkich bard�w. A czarodziejka wola�a siedzie� z Zit�, ni� wr�ci� znowu do Ochana i elf�w, kt�rzy � jak si� zdawa�o � kompletnie oszaleli na jego punkcie. Gdy elfowie rozchodzili si� ju� do dom�w, s�o�ce wisia�o ponad lasem i o�wietla�o polan� i zamglone r�wniny na zachodzie. Zita nie by�a zm�czona. Zaszy�a si� na du�ym drzewie rosn�cym na samej kraw�dzi urwiska, nuci�a pod nosem elfie legendy i brzd�ka�a na instrumencie. Musia�a pouk�ada� co�, co przypomina�oby pie�ni, z tego chaosu, kt�ry przekaza�a jej Elheres. Us�ysza�a chrz�st �ci�ki pod czyimi� ci�kimi krokami. To na pewno nie by� jaki� elf, ani Kirem � ich nie us�ysza�aby. Obejrza�a si� � oczywi�cie w jej kierunku szed� Baax. Zadowolony i u�miechni�ty, cho� troch� blady po nieprzespanej nocy. Jeszcze chwil� temu raczy� si� elfimi trunkami i Zita domy�li�a si�, co kupiec � w przyp�ywie odwagi � b�dzie chcia� zrobi�. Odgad�a trafnie � grubas zacz�� si� wdrapywa� na drzewo! Na szcz�cie siedzia�a nisko. Przez chwil� balansowa� na ga��zi, niepewny, czy ruszy� dalej, czy lepiej b�dzie je�li zostanie w miejscu, w kt�rym m�g� si� przynajmniej uchwyci� pnia. U�miechn�� si� do niej i z ci�kim westchnieniem usiad� w ko�cu. Ga��� zachwia�a si�, Zita w por� z�apa�a si� ga��zi. Pokr�ci�a g�ow�, a potem przesun�a si�, aby usi��� bli�ej niego. - Co tu robisz tak samotnie? � spyta� w ko�cu. - Przypominam sobie r�ne legendy i nasze przygody. - Dobrze �piewasz. � powiedzia�, u�miechaj�c si� szeroko. Chwil� siedzieli patrz�c na bia�e morze porannych mgie� rozci�gaj�ce si� po horyzont. - Ciekawe, jak tam jest � Baax odezwa� si� pierwszy. Zita potwierdzi�a cicho. � Nie b�j si� � Baax przypomnia� sobie jej obiekcje z poprzedniego wieczora. � Mo�e elfy wierz� legendom, ale przecie� w ka�dej legendzie jest co� z prawdy. Nawet w twoich � szturchn�� ja lekko w bok, dla rozbawienia. � Poza tym jeste�my z Ochanem, nic nam si� nie mo�e sta�, bo i jego i nas chroni ten ca�y Pier�cie�, no i on sam jest wielkim magiem. - Nie boj� si� � odpowiedzia�a. � Z tymi legendami to troch� �artowa�am. Chcia�am was nastraszy�, ale wy si� chyba niczego nie boicie. A, �e Ochan nas obroni przed wszystkim to wiem. Czy my powinni�my o nim m�wi� Ochan, czy mo�e nale�a�oby teraz tytu�owa� go w�adc� Przeznaczenia? Jejku, tyle si� zmieni�o przez ostatnie dni, nie mia�am poj�cia, �e bior� udzia� w czym� tak wielkim � zamy�li�a si�. - Ja wiedzia�em � powiedzia� Baax powa�nie. � Od pierwszej chwili czu�em, �e wydarzy si� co� wielkiego � przypomnia� sobie, �e rzeczywi�cie poczu� co� dziwnego, kiedy zobaczy� Ochana po raz pierwszy, ale odgoni� t� my�l. Wola� si� nad tym nie zastanawia�. - Musz� u�o�y� o nim jak�� pie��. Tylko o nim. Ale nic o nim nie wiem � po�ali�a si� Zita. � Tyle tych pie�ni, nasze, elfie, jak ja je wszystkie zapami�tam? - Zapisuj je. - Kiedy nie umiem! � popatrzy�a na niego zdziwiona, �e proponuje co� tak niedorzecznego. Sk�d mia�a si� nauczy� pisa�? On to co innego, jest przecie� kupcem, cz�owiekiem wykszta�conym, z wy�szych sfer. Na c� pisanie jej � prostej wie�niaczce. Nigdy nie mia�a okazji, ani potrzeby pisa�. - To si� naucz � zaproponowa� Baax po prostu. � To �atwe. Zobaczysz. Wtedy b�dziesz mog�a zapami�ta� wszystkie opowie�ci, te kt�re us�yszysz i te kt�re sama u�o�ysz. - To nie takie proste. - E! Nie proste. Nauczy�a� si� dainki, to pisa� te� si� nauczysz. Zobacz, to jest twoje imi� � wyci�gn�� no�yk z buta i wyskroba� jej imi� na ga��zi. � A to moje. Rozdzia� Drugi -------------- Iyur dosta� b�ogos�awie�stwo Oreji na podr� przez Sawian Tay. Dosta� b�ogos�awie�stwo ca�ej rady i ca�ej swojej rodziny. Wraz z nim zaszczytu dost�pili dwaj jego krewni, kt�rzy bardzo o to prosili � Rye i Waleir. R�wnie� dostali b�ogos�awie�stwo, a �e obaj byli silnymi, walecznymi elfami, ich obecno�� gwarantowa�a bezpiecze�stwo. Meknarin oburzy� si� twierdz�c, �e on sam wystarczy, by obroni� swoj� pani� i jej towarzyszy, ale na szcz�cie nikt go nie s�ucha�. Iyur mia� by� przewodnikiem przez zakl�ty las, bo ludzcy czarodzieje nie mieli poj�cia o jego pu�apkach. W ci�gu pierwszego dnia przeszli wi�kszo�� drogi w d� skalistego zbocza p�askowy�u. Baax � wypocz�ty i zadowolony � postanowi� podroczy� si� z Elheres i przekona� j� o wy�szo�ci wiedzy nad magi�. Opowiada�, �e naukowe dowody wskazuj�, �e smocza kraina by�a kiedy� zalana wod� i pyta� co teorie magiczne maj� do powiedzenia na temat dziedziny wiedzy zwanej geologi�. - Mistrz Wody m�g�by ci to wyja�ni� � parskn�a Elheres, zniecierpliwiona w ko�cu jego ci�g�ym paplaniem. � Kiedy ty si� zm�czysz? - Ju� si� zm�czy�em. Kiedy zatrzymamy si� na obiad? Zatrzymali si� dopiero na kolacj�. Drugiego dnia osi�gn�li puszcz� Sawian Tay. Do�� d�ugo szli skrajem boru, tu� pod skalistym urwiskiem, zanim Iyur zadecydowa�, �e mog� zag��bi� si� w las. Co� w ro�linach, mo�e w poszyciu, powiedzia�o mu, �e tu zaczyna si� droga, kt�r� wyjd� poza Sawian Tay. Ka�da inna doprowadzi�aby ich w samo serce puszczy, bez mo�liwo�ci odwrotu. Tak� w�a�ciwo�� posiada�y drogi prowadz�ce do zakl�tego kraju. Tak samo by�o w W�wozie. Nocowali pod g�stym li�ciastym dachem, kt�ry przypomnia� im o Usinialu, cho� nie by� a� tak zwarty. Elfowie twierdzili, �e za trzy dni b�d� ju� na sawannie. Stamt�d p�jd� dalej sami, ca�y czas prosto na zach�d. Smoki mieszka�y w g�rach Khargasu, zamieszkiwa�y je na ca�ej ich d�ugo�ci, a pasma ci�gn�y si� od Pareju, a� po skute wiecznym lodem morze na p�nocy. Gdzie� musieli ich spotka�. Wczesnym popo�udniem do�� niespodziewanie stan�li na skraju polany. Iyur zatrzyma� si� i rozgl�da� z niepokojem. - Czy co� jest nie w porz�dku? � spyta� Baax dociekliwie. Elf uciszy� go ruchem r�ki, nie odrywaj�c oczu od sterty ga��zi, pi�trz�cej si� po przeciwnej stronie polany, u�o�onej pomi�dzy sosnami. Wysoko�ci� przewy�sza�a dwukrotnie wzrost cz�owieka, czy elfa, d�uga i szeroka by�a na kilkana�cie krok�w. Spl�tane ga��zie poprzetykane by�y li��mi i mchem. Dalsza droga prowadzi�a w�a�nie obok usypiska, a Iyurowi najwyra�niej si� ono nie podoba�o. - Zachowujcie si� cicho i ostro�nie � powiedzia� elf i skin��, aby szli za nim. Nie zd��yli nawet wej�� na polan�, gdy ze sterty ga��zi wypad�o nagle kilka drobnych postaci. Porusza�y si� tak szybko, �e ludzkie oko nie nad��a�o za nimi. Meknarin instynktownym ruchem wyci�gn�� miecz i istota nadzia�a si� na postawion� na sztych kling�. Nigdy jeszcze nie widzia� czego� takiego. Stworek by� wzrostu dziecka, nie wy�szy od Zity i znacznie od niej chudszy. Mia� niebiesko-sin� sk�r� i blade oczy, kt�rych t�cz�wki zlewa�y si� z bia�kami. Jego w�osy by�y bia�e, proste i si�ga�y ramion, a spomi�dzy rozchylonych w �miertelnym grymasie warg wida� by�o dwa rz�dy ostrych z�b�w. Ostrzejszych chyba ni� elfie. Istota pomimo otwartych ust, nie wydawa�a z siebie �adnego s�yszalnego dla Meknarina d�wi�ku. Jakby niedowierzaj�c, przesuwa�a chudymi palcami po ostrzu miecza, a potem splun�a na niego krwi� i spu�ci�a g�ow�. By�a martwa tylko dzi�ki przypadkowi. W tym momencie us�ysza� przera�liwy wrzask Zity, �piewne g�osy Elheres i Ochana, i poczu�, �e co� spad�o mu na kark. - Uciekajcie! � krzycza� Iyur. � Jak najdalej od gniazda! Uciekajcie! - T�dy! � wt�rowa� mu Rye, wskazuj�c drog�, ale rycerz nie widzia� elfa wyra�nie. Wij�c si� i usi�uj�c dosi�gn�� istoty wbijaj�cej mu k�y, b�d� pazury � nie wiedzia�, co � w szyj�, Meknarin pr�bowa� si� oddali� od sterty ga��zi, kt�ra najwyra�niej by�a czyim� gniazdem. Stworzenie wkr�tce odpad�o i rycerz zobaczy� je, jak le�y w �ci�ce z rozrzuconymi ramionami i odci�t� od tu�owia g�ow�, trzymaj�c� si� na skrawku sk�ry, pod nieprawdopodobnym k�tem. Malutkie, filigranowe cia�ko, z kt�rym sam nie da�by sobie rady. Waleir, oddychaj�c ci�ko, sta� tu� obok, a z jego szyi tryska�a jasna t�tnicza krew. Elf upad� i nie poruszy� si� wi�cej. Walka trwa�a kr�tko, kilka stwork�w le�a�o spopielonych naoko�o, kilka wisia�o na drzewach, nadziane na wystaj�ce ga��zie, reszta mia�a poobcinane g�owy. Kilka z nich sta�o jeszcze na stercie ga��zi i wymachiwa�o r�kami, ale nie atakowa�y ju�. - Waleir � wyszepta� Rye pochylaj�c si� nad le��cym twarz� do ziemi cia�em przyjaciela. Jego krew szybko wsi�ka�a w ziemi�. - Musimy st�d odej��, p�ki jeszcze si� nas boj�. Banszii s� bardzo niebezpieczne � powiedzia� Iyur patrz�c z niepokojem w stron� gniazda. � Rye, chod�. Rye podni�s� si� i nie spojrza� wi�cej na martwego towarzysza. Ruszy� w stron�, kt�r� wskazywa� Iyur. Droga prowadzi�a tu� obok gniazda, ale upiory wci�� ba�y si� zaatakowa�. �adne z ludzi nie poruszy�o si� jednak. Meknarin mia� rozleg�e zadrapanie na karku, Zita poci�te r�ce i szyj�, tak jak Kirem i Baax. Ochan i Elheres wyszli z pojedynku niemal ca�o, z kilkoma zaledwie dra�ni�ciami. Czarodziejka podbieg�a najpierw do rycerza, przestraszona czy nic mu si� nie sta�o, kiedy jednak przekona�a si�, �e stoi mocno na nogach, zaj�a si� wystraszon� Zit�. Dziewczyna by�a nieprzytomna z przera�enia, wpatrywa�a si� w jaki� odleg�y punkt szeroko otwartymi oczami. Kirem, kucaj�c obok niej, patrzy� bezradnie na Elheres. Ochan sta� w miejscu, tam, gdzie znalaz� si�, kiedy banszii zaatakowa�y. Nie ba� si�, ani wtedy, ani teraz. Czu� tylko obrzydzenie dla elf�w, kt�re gotowe by�y zostawi� cia�o towarzysza bez s�owa, dla tych potwor�w, by rozszarpa�y go, a mo�e i uczyni�y jeszcze co� gorszego. Zna� elfie zwyczaje, kiedy� sp�dzi� w�r�d nich blisko rok i do samego ko�ca nie by� w stanie zrozumie� ich pogardy dla �mierci. - Nie mo�emy odej�� � powiedzia� sucho, ale nie umia� wyja�ni� Iyurowi, co go powstrzymuje. � Oni s� ranni � doda�, rozgl�daj�c si� po polanie. Nie by�o to trafne spostrze�enie, bo obaj elfowie r�wnie� krwawili mocno. Iyur tylko sykn��, podszed� do Zity i z�apa� j� za rami�. Dziewczyna pisn�a cicho, Elheres chcia�a go powstrzyma�, ale ofukn�� j�. - Opatrzymy rany dalej. Pozabijaj� nas, jak Waleira, je�li zostaniemy. - B�dziesz mia� kolejne szramy, kt�rymi b�dziesz m�g� si� chwali� swoim kochankom � m�wi�a Elheres do Meknarina, przemywaj�c jego rany. � I to nie byle jakie, a z walki z upiorem. Chyba �adnemu cz�owiekowi nie uda�o si� jeszcze uj�� z �yciem z walki z banszii, je�li prawd� jest to, co o nich s�ysza�am. Meknarin nic nie odpowiedzia�, siedzia� tylko pochmurny i z�y. Tak, zabi� jedn� banszii, ale widzia� dobrze, kto zabi� wi�kszo�� z nich. Ochan i Elheres. Jego podopieczna Elheres uratowa�a mu �ycie, taka plama na honorze! Ona jednak uwa�a�a inaczej. - Zawdzi�czamy wam ocalenie � zwr�ci�a si� do elf�w. � Chyba tylko elfy potrafi� walczy� z innymi kocimi. - Zawdzi�czamy ocalenie w�adcy Przeznaczenia � mrukn�� pos�pnie Rye, a Elheres spu�ci�a g�ow�, zaciskaj�c lekko wargi. By� mo�e elf mia� racj�, widzia�a przecie�, kto i w jaki spos�b zabi� wi�kszo�� upior�w. � Elfy te� nie potrafi� walczy� z banszii � doda� Rye. - Nie �a�uj Waleira � odezwa� si� ostro Iyur. � Je�li nie potrafi� da� rady bandzie p�istot, to zas�u�y� na �mier�! - To nieprawda! Ty te� by� nie potrafi�! Banszii zawsze oznaczaj� �mier�! � Rye a� skoczy� na r�wne nogi ze wzburzenia. - Samo ich wycie mrozi krew w �y�ach � odezwa� si� cicho Ochan. Dotychczas siedzia� nieruchomo nad samym brzegiem strumienia, gdzie zatrzymali si� dopiero, gdy g�osy upior�w umilk�y w oddali. Iyur, Rye i Meknarin popatrzyli na niego ze zdziwieniem. - S�ysza�e� je? � spyta� Iyur. � S�dzi�em, �e ludzie nie s�ysz� g�os�w banszii. Ochan tylko schyli� g�ow�. Wspomnienie przera�liwego wycia jeszcze teraz przeszywa�o go dreszczem. - Ja te� je s�ysza�am � powiedzia�a Elheres. - Ja te� � doda� Baax patrz�c na pozosta�ych. Zita nadal dygota�a i patrzy�a nieobecnym wzrokiem przed siebie, Kirem g�aska� j� delikatnie po plecach. A rycerz patrzy� na ich tr�jk� zdumiony. Pokr�ci� lekko g�ow�. � Ty nie? � spyta� Baax. Rycerz jeszcze raz pokr�ci� g�ow�. Baax zamy�li� si�. To naturalne, �e czarodzieje s�yszeli g�osy upior�w, w ko�cu s� magami, ale czemu on te� je s�ysza�? G�osy by�y dziwne, na granicy s�yszalno�ci, ale by�y przera�aj�ce. Wzdrygn�� si�. Pewnie koszmary nie dadz� mu tej nocy zasn��. Od opuszczenia cienistej puszczy Sawian Tay min�y ju� trzy dni. Trzy dni upa�u i spiekoty, kt�ra na pocz�tku � po mrozach Quanitawialu i ch�odach p�nocnych r�wnin Aghari Lasijon � wydawa�a si� bardzo przyjemna. Teraz jednak wszyscy byli ju� zm�czeni i przepoceni na wylot. Ha Meknarin upiera� si�, �e nie zdejmie kolczugi, bo po przeprawie z banszii obawia� si� kolejnych zaskocze�. Te tutaj mog�y by� jeszcze gorsze, gdy� nawet Iyur, �egnaj�c si� z nimi na skraju elfiego boru, nie by� w stanie powiedzie�, co ich czeka. Elheres nie mog�a si� nadziwi�, po co elfowie wyposa�yli ich w tak wiele ciep�ych ubra�. Futrzan� kamizel� i grube sk�rzane spodnie zdj�a ju� pierwszego dnia i sama nios�a ci�ki tobo�ek na plecach. Meknarin oczywi�cie zaoferowa�, �e we�mie jej ubrania, ale nie zgodzi�a si�, bo uzna�a, �e rycerz i tak ma do�� do d�wigania. Po�a�owa�a swojego altruizmu jeszcze tego samego dnia, lecz wola�a si� nie przyznawa� do s�abo�ci. Zacz�a si� za to zastanawia� w jaki spos�b pozby� si� reszty okrycia. Siedzia�a nad w�skim strumieniem, w cieniu k�py na wp� wysuszonych krzew�w i czeka�a a� obeschnie po k�pieli. Czu�a si� �wie�a i zadowolona. Wola�aby tylko, by pozostali te� dali si� nam�wi� na toalet�, bo nie wiadomo by�o kiedy natkn� si� na kolejny strumie�. Kraina robi�a si� coraz bardziej sucha. Kompania roz�o�y�a ob�z nieopodal, s�ysza�a ich g�osy, zawsze te same. Nieustanne bajdurzenie Baaxa i �miech Zity. Dziewczyna dosz�a ju� do siebie po ataku wampir�w i jedynym ich �ladem by�y w tej chwili bledn�ce ju� szramy na szyi i na r�kach. Przez pierwsz� noc Elheres naprawd� dr�a�a ze strachu o jej �ycie, lecz okaza�o si�, �e naprawd� nie by�o o co. W�a�ciwie wszyscy wr�cili ju� do siebie, tylko Ochan zrobi� si� od tamtego dnia jeszcze bardziej milcz�cy i odleg�y, ni� wcze�niej. Chyba nie przej�� si� tym, co naopowiada� Baax � �e wycie banszii zwiastuje �mier�. Jakie� bajdurzenie starych bab, Baax nie powinien takich rzeczy powtarza�. Nie, Elheres podejrzewa�a raczej, �e w�adca Przeznaczenia troch� za bardzo przej�� si� swoj� rol�. Cieszy�a si�, �e troch� przytar�a mu nosa podczas spotkania z elfami, kiedy powiedzia�a, �e nie posiada mocy Ognia. Naprawd� si� tym przej��, a jej dosta�o si� od wszystkich tych przem�drza�ych elf�w. A mo�e nie powinna mu by�a tego m�wi�? W ko�cu c� ona wiedzia�a o Przeznaczeniu? �e jest i, �e wszyscy p�yn� zgodnie z jego nurtem. A je�li on potrafi� ten nurt odmieni�, to by� naprawd� jednym z nielicznych� Poczu�a nieprzyjemne uk�ucie zazdro�ci. Nie, tak naprawd� nie chcia�aby mie� takiej mocy, nie wiedzia�aby, co z ni� zrobi�. Ale z drugiej strony� Tak naprawd� sama nie wiedzia�a, czego chce, ale wiedzia�a na pewno, �e denerwuje j� to, jak wszyscy � elfy, Zita, Baax i Kirem i nawet ona sama � odnosz� si� do Ochana z takim namaszczeniem, jakby by� jakim� bo�kiem. Elheres zmarszczy�a brwi i wrzuci�a le��cy pod r�k� kamie� do wody. Plusn�� i uderzy� w p�ytkie dno z mi�kkim stukni�ciem. Wysycha�a ju�, powinna wsta�, ubra� si� i do��czy� do kompanii, przygotowuj�cej pewnie jaki� posi�ek. Niespodziewanie zamarzy�a o ojcu, o domu w dalekim Eitelu. To, co si� teraz dzia�o, by�o wielkie, nie mog�a zaprzeczy�, ale nikt nie pyta� jej, czy chce bra� w tym udzia�. Z drugiej strony, gdyby kto� zapyta�, pewnie odpowiedzia�by, �e chce� Rozmowy przy ognisku jakby ucich�y. Spojrza�a przez g�sto rosn�ce ga��zie krzewu. No tak, Baax by� teraz jedynym skorym do rozm�w cz�onkiem kompanii, spo�r�d siedz�cych przy ognisku, gdy� Zita sz�a w�a�nie w jej kierunku. - Zupa jest ju� prawie gotowa � powiedzia�a, kiedy wy�oni�a si� zza krzaka. � Przysz�am si� te� troch� ochlapa�. Mog�? - Po co pytasz, rzeka nie jest moja � odpar�a Elheres i zaraz ugryz�a si� w j�zyk. Nie chcia�a by� niemi�a, to te my�li o Ochanie wprawia�y j� w z�y nastr�j. Zita podrepta�a po brzegu niepewnie. � Och, nie przejmuj si� mn� � przeprosi�a czarodziejka. � To przez ten gor�c, jestem troch� rozdra�niona. Rozbieraj si� i wskakuj do wody, jest naprawd� cudowna � doda�a i wzi�a si� z rozpl�tywanie mokrych jeszcze w�os�w. Zita zdj�a sk�rzane wierzchnie odzienie i mas� halek, kt�re obie mia�y na sobie, dla ochrony przed ch�odem. Tylko jako� nie by�o si� tu przed czym chroni�. Elheres mimowolnie popatrzy�a z zazdro�ci� na pe�ne, kobiece kszta�ty Zity. - Jasny szlak! � krzykn�a nagle, bo zbyt mocno poci�gn�a si� za w�osy. W�ciek�a roz�o�y�a bezradnie r�ce. � Mam tego do�� � powiedzia�a spokojniej. � �cinam je. - Co? � spyta�a Zita rozplataj�c sw�j g�adki, l�ni�cy warkocz. - �cinam w�osy � odpar�a Elheres, gwa�townie wyrzucaj�c rzeczy z torby w poszukiwaniu no�a. - Co robisz? Nie �artuj! - Nie �artuj�. Mam do�� rozpl�tywania ich co rano. Twoje si� jako� same uk�adaj�, a ja mam jedn� wielk� kup� siana na g�owie! � wyja�ni�a. Triumfalnie podnios�a do g�ry elfi sztylet i zacz�a zamiar wprowadza� w czyn. - Elheres, przesta�! � Zita wyskoczy�a ze strumienia i kucn�a przed ni� w b�agalnej pozie. � Co powie Ha Meknarin? - Ha Meknarin? � spyta�a czarodziejka szczerze zdumiona. � A co jemu do tego? To moje w�osy, nie jego. - Ale� � Zita zawaha�a si�. � Taka mu si� podobasz. - To mu si� przestan� podoba�. Zita usiad�a na piasku wyra�nie zasmucona. Elheres tylko pokr�ci�a g�ow�. - We��e mi pom�! � ponagli�a Zit� mocuj�c si� z niesfornym k��bem w�os�w. Obcinanie okaza�o si� by� jeszcze bardziej skomplikowane i bolesne, ni� rozczesywanie. Ale nie mia�a ju� odwrotu. Nie mog�a wyj�� do ludzi z po�ow� g�owy obci�t� na kr�tko, a drug� po�ow� d�ug� do pasa. Wygl�da�aby idiotycznie. - A dla ciebie to wa�ne, czy si� podobasz? � spyta�a Zit�, kiedy sko�czy�y, przebieraj�c palcami po obola�ej sk�rze. Przypomnia�a sobie jak Zita odnosi si� do Kirema. Wydawa�a si� zakochana, a on by� przecie� p�istot�. Elheres wiedzia�a dobrze, �e z takiego romansu nic dobrego nie wyniknie. Zita sta�a za jej plecami, wi�c nie widzia�a wyrazu jej twarzy. - No� � zawaha�a si� � wa�ne. A nie powinno? - Nie wiem. Usiad�y na chwil� obok siebie i patrzy�y sobie w oczy. - Dla mnie zawsze najwa�niejsze by�o zosta� Pani� Wiatr�w. � Elheres odezwa�a si� pierwsza. � A teraz nie wiem. Osi�gn�am ju� sw�j cel, nie wiem, do czego teraz d��y�. Mo�e nie by�oby �le spodoba� si� komu� � zamy�li�a si�. W�a�ciwie to przecie� polubi�a swojego str�a i chcia�a mu si� podoba�. Ale nie za cen� codziennych m�czarni z d�ugimi w�osami. Poza tym w kr�tkich by�o znacznie ch�odniej. - Ale nie chcia�aby� si� podoba� Ochanowi? � Zita spyta�a ostro�nie. Elheres podnios�a tylko brwi pytaj�co, wi�c doda�a jeszcze. � Wtedy, kiedy mia�a� t� swoj� pierwsz� pr�b� � Zita przypomnia�a swoj� romantyczn� ballad�. � Naprawd� nic wtedy mi�dzy wami nie by�o? Elheres u�miechn�a si� i pokr�ci�a g�ow�. Zita patrzy�a na ni� i wa�y�a w my�lach pytanie. W ko�cu odwa�y�a si� je zada�. - Obieca�a�, �e mi o niej opowiesz. O swojej pierwszej pr�bie. - Tak, je�li nauczysz si� pisa�. - Po co mam si� uczy�, przecie� nawet nie mam tu na czym zapisa� tych wszystkich historii! - Przyda ci si� na p�niej. Na razie �wicz pami��, to te� wa�ne. - No to chc� zapami�ta� twoj� histori�. Elheres przyjrza�a si� kole�ance. Zita by�a uparta i potrafi�a zdoby� to, czego chcia�a. - Dobrze � odpowiedzia�a, � ale tylko troch�. Reszt� opowiem ci, jak ju� b�dziesz umia�a wszystko spisa�. � Poczeka�a a� Zita kiwnie g�ow� na zgod�, a potem zacz�a m�wi�. Powoli, ostro�nie dobieraj�c s�owa. Chwilami d�ugo zastanawia�a si�, jak opowiedzie� o wspomnieniu, kt�rego przecie� nie lubi�a i w�a�ciwie stara�a si� usun�� je z pami�ci. Opowiedzia�a jednak t� histori�, bo teraz rzeczywi�cie mia�a ona dobre zako�czenie. � To by�o dawno. Ju� prawie dziesi�� lat temu. By�am wtedy bardzo m�oda i bardzo g�upia. Zbyt pewna siebie i swoich wielkich mo�liwo�ci. Magowie z Eitelu utwierdzali mnie w tym przekonaniu od najm�odszych lat. M�j ojciec sprzeciwia� si� mojemu zaanga�owaniu w magi�, ale nie mia� wyj�cia. Musia� si� zgodzi�, kiedy mistrz Szumi Rida powiedzia� mu, �e jego c�rka jest ju� gotowa, by przyst�pi� do pr�by Wiatr�w. A dla mnie nie liczy�o si� nic innego, tylko magia. Bardzo chcia�am zdoby� to wtajemniczenie. Zgromadzenie mag�w mia�o si� wtedy odby� w Daey, najbardziej staro�ytnym spo�r�d ludzkich miast. Jego presti� przewy�sza wszystkie inne. To mia� by� dla mnie wielki zaszczyt, bo poza tym by�am wtedy bardzo m�oda. Niewielu mag�w m�odszych ode mnie spotka� honor przyst�pienia do pr�by Wiatr�w. Ja jednak uwa�a�am, �e tytu� ju� mi si� nale�y � nawet bez pr�by. M�j mistrz ostrzega� mnie, bym by�a ostro�na, bym unika�a t�um�w, lecz ja nie s�ucha�am go. By�am oto w Miejscu Pocz�tku, w Mie�cie Ojc�w. Przechadza�am si� kru�gankami i korytarzami Pa�acu Ojc�w, w�r�d czcigodnych mag�w, wiedz�cych, w�r�d elity ludzkiej i nie tylko ludzkiej, bo na zgromadzenia zje�d�ali tak�e elfowie i inokane. Ja Seszija z Eitelu. Pasowa�am tam, czu�am si� jak w�r�d swoich. Nie zwraca�am uwagi na to, �e niemal wszyscy wok� mnie popisywali si� czarodziejskimi sztuczkami. P�niej, w Tkalarhiar wiedzia�am ju�, �e m�j stary mistrz mia� racj� i, �e m�ody adept musi unika� w tym czasie magii. Ale ja wtedy spotka�am jego � Elheres nie wypowiedzia�a imienia, ale Zita dobrze wiedzia�a o kogo chodzi. � Prawdopodobnie przedstawiono nas sobie wcze�niej, ale nie zwr�ci�am na niego uwagi. Nie by� ode mnie starszy, nie by� wystarczaj�co wykszta�cony, czy nawet odziany bogato. I nie zauwa�y�abym go pewnie do ko�ca zgromadzenia, gdyby nie to jedno spotkanie. Podszed� do mnie i zacz�li�my o czym� rozmawia�, o czym� nieistotnym i b�ahym, co szybko mnie znudzi�o. Chcia�am odej��, gdy poczu�am na sobie dzia�anie czaru hipnotycznego. Wiesz, co to oznacza? - �e chcia� ci� zahipo� hipnotyzowa�? � mrukn�a Zita niepewnie. Jej wiedza o magii nie by�a imponuj�ca. - Tak � westchn�a Elheres. � Ale w tym przypadku oznacza�o co� jeszcze. Wiesz dlaczego w Tkalarhiar przez ca�y czas przebywa�am w odosobnieniu? W�a�nie dlatego, aby unikn�� przypadkowego kontaktu z magi�. Przed pr�b� musia�am by� ca�kowicie pozbawiona jakiejkolwiek aury magicznej, ca�kowicie oczyszczona. W Daey jednak nie zwr�ci�am na to uwagi. Gdyby� jednak zobaczy�a to miasto, jego przepych, jego wspania�o��, zrozumia�aby�, czemu nie mog�am siedzie� w zamkni�ciu! By� mo�e nawet, gdyby Ochan nie zaczepi� mnie wtedy i nie wypr�bowa� na mnie swoich w�tpliwych umiej�tno�ci, i tak nie przesz�abym pr�by. Ale przynajmniej mia�am kogo wini�. Znienawidzi�am go tamtego dnia i nienawidzi�am go przez wszystkie dni, kiedy si� p�niej spotykali�my, s�dz�, �e w ko�cu z wzajemno�ci�. Do dzi� nie wiem, dlaczego to zrobi�. - Mo�e to by�o tak, jak m�wi�a legenda� � Zita zasugerowa�a nie�mia�o. - O, nie! Z pewno�ci� nie, wyczu�abym to. Motywacja maga rzucaj�cego czar hipnotyczny jest do�� �atwa do wykrycia dla kogo�, kto si� na tym zna. Nie jestem wprawdzie specjalistk� od magii mentalnej, a na dodatek tamten czar trwa� kr�tko, s�dz� jednak, �e rozpozna�abym uczucie. Wtedy zdawa�o mi si�, �e chcia� zmusi� mnie, bym co� powiedzia�a, ale nie mam poj�cia, co to mog�o by�. S�dz�, �e mog�a nim powodowa� zazdro��. By�am naprawd� bardzo m�oda, a on nie m�g� by� starszy ode mnie. Je�li rzeczywi�cie jest tak ambitny, jak wydaje mi si� teraz, gdy go lepiej pozna�am � to naprawd� m�g� chcie� mi pokrzy�owa� plany z zazdro�ci. - Wybaczysz mu to kiedy�? - Ju� mu wybaczy�am. W ko�cu jestem pani� Wiatr�w i to jak s�dz� jedn� z najpot�niejszych w Arelonie. Moim mistrzem by� sam A�kwei z Tkalarhiar, a to imi� wiele znaczy w �wiecie mag�w. Nie mam powodu, by nadal go wini�. - To dobrze. � Zita siedzia�a przez chwil� u�miechaj�c si� tajemniczo. W ko�cu odezwa�a si� wstaj�c. � Mimo wszystko szkoda, �e nie b�dzie romansu. Elheres popatrzy�a na ni� zaskoczona. A pote