6213
Szczegóły |
Tytuł |
6213 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6213 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6213 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6213 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Boles�aw Prus
Nawr�cony
Pan �ukasz siedzia� zamy�lony.
By� to starzec wysoki, chudy, pochylony. Liczy� oko�o siedemdziesi�ciu lat i mia� czarne, dosy� g�ste w�osy upstrzone siwymi kosmykami. Nie posiada� ani
jednego z�ba, a spiczasta broda zbiega�a mu si� z hakowatym nosem, co fizjognomii starca nie nadawa�o przyjemnego wyrazu. Okr�g�e, zapadni�te oczy, a nad
nimi brwi krzaczaste - ��ta, pomarszczona sk�ra na twarzy i lekkie trz�sienie g�owy nie robi�y go pi�kniejszym.
Siedzia� w pokeju du�ym, od kilkunastu lat nie oczyszczanym, zapchanym sprz�tami. By�y tam staro�wieckie szafy i komody, ozdobione br�zami, by�y du�e fotele,
na kt�rych mole sk�r� zjad�y, wy�cie�ane krzes�a zapomnianych form i obszerne kanapy z powyginanymi por�czami. Na �cianach zasnutych paj�czyn� wisia�y
sczernia�e obrazy, na komodach i biurkach sta�y pos��ki i zegary, o tyle pokryte warstw� kurzu, �e delikatniejsze ich linie i powierzchnie znik�y.
Pr�cz tego, najwi�kszego, by�y jeszcze dwa pokoje mniejsze, tak ju� zape�nione gratami, �e chodzenie po nich przedstawia�o pewne trudno�ci. Graty owe, niepodobne
jedne do drugich, ustawione nieporz�dnie, �ci�ni�te, pr�chniej�ce, wygl�da�y tak, jak gdyby z r�nych stron �wiata sp�dzono je do wsp�lnego grobu.
By�y mi�dzy nimi niekt�re posiadaj�ce wielk� warto�� archeologiczn�, niekt�re uderzaj�ce pi�kno�ci�, inne - rozmiarami i dok�adno�ci� wyrobu, a jeszcze
inne niewarte, jak to m�wi�, funta k�ak�w. Nie mniejsz� rozmaito�ci� odznacza�o si� pochodzenie ich. Jedne pan �ukasz odziedziczy�, drugie kupi� u antykwanusz�w
albo na licytacji za marne pieni�dze, trzecie darowano mu jako mi�o�nikowi osobliwo�ci, inne zabra� swoim d�u�nikom i niewyp�acalnym lokatorom. I wszystko
to zw��czy� do mieszkania, zapycha� tym ka�dy k�t wolny, przedmioty drobniejsze zawiesza� albo ustawia� w szafach i komodach, przedmioty ta�sze wynosi�
na strych, s�owem, gromadzi� bez wyboru, �adu i ko�ca, nie zadawszy nawet sobie przez siedemdziesi�t lat pytania: w jakim celu robi to, co mu z tego przyjdzie?
Istnieje wodorost pochodz�cy, jak m�wi�, z Ameryki, kt�ry odznacza si� takim �akomstwem i tak szybkim rozwojem, �e gdyby go nie wyt�piano, zapcha�by sob�
wszystkie rzeki, stawy i jeziora na �wiecie, zagarn��by ka�dy cal ziemi wilgotnej, poch�on��by wszystek w�giel z powietrza, zdusi�by wszelkie inne wodorosty,
nie przez zawi��, z�o�� lub przez brak poszanowania cudzych praw, ale tak sobie, z wrodzonego pop�du.
Pan �ukasz by� podobn� istot� w rodzaju ludzkim. Przyni�s�szy na �wiat instynkt zagarniania wszystkiego, co si� da, nie my�la� o celu swych dzia�a�, nie
zdawa� sobie sprawy ze skutk�w, tylko... zagarnia�. G�uchy na krzyk cierpie� i kl�tw, oboj�tny dla nieszcz��, jakie wytwarza�, skromny w u�yciu, krzywdzi�
ludzi na prawo i na lewo, sam nic osobliwego nie zazna�, tylko chwyta� i gromadzi�. Post�powanie to nie przynosi�o mu �adnego szczeg�lnego zadowolenia,
lecz zaspakaja�o �lepy instynkt.
B�d�c jeszcze dzieckiem, �ukaszkiem, wydrwiwa� on od swoich r�wie�nik�w zabawki, sp�dza� ich z miejsc cieplejszych na piasku, objada� si� do niestrawno�ci
i nape�nia� kieszenie, byle z jego porcji nie dosta�o si� co rodze�stwu. B�d�c uczniem pracowa� dnie i noce, by�e otrzyma� najwy�sze mo�liwe nagrody, i
jeszcze gryz� si�, �e pomimo to inni nagrody dostaj�.
Jako m�odzieniec wst�pi� do biura i tam chcia� pe�ni� wszystkie urz�dy, wykonywa� wszystkie prace, zabiera� wszystkie pensje i �aski zwierzchnik�w. Nareszcie
o�eni� si� z naj�adniejsz� i bogat� pann� nie z mi�o�ci, ale dlatego, a�eby kto inny jej nie dosta�. I jeszcze niezadowolony ze swego losu, chcia� ba�amuci�
�ony kolegom i znajomym.
Wszelako w tej epoce �ycia zetkn�� si� z powa�nymi przeszkodami. Koledzy biurowi ch�tnie odst�powali mu referaty, ale mocno bronili swoich tytu��w i pensyj.
Zwierzchnicy ch�tnie pos�ugiwali si� nim, ale �ask sk�pili. Nareszcie panie, do kt�rych umizga� si�, drwi�y z niego, �e by� brzydki, a m�owie ich za natr�ctwo
cz�sto urz�dzali �ukaszowi bolesne manifestacje.
Dzi�ki tak gorzkim naukom pan �ukasz przesta� d��y� do zagarni�cia wszystkiego, co jest pod s�o�cem, ale ograniczy� si� do rzeczy mo�liwych i najbli�szych.
Gromadzi� wi�c sprz�ty, ksi��ki, odzie�, rozmaite osobliwo�ci, a nade wszystko - pieni�dze.
W gonitwie za posiadaniem bynajmniej nie my�la� o u�ywaniu. Mieszkania nie odnawia�, s�ugi nie trzyma�, jada� w najlichszych restauracjach, rzadko kiedy
doro�k� je�dzi�, raz na kilka lat w teatrze bywa� i nigdy nie leczy� si� z powodu wstr�tu do p�acenia honorari�w lekarzom.
�ona jego rych�o zmar�a zostawiwszy mu kamienic� i c�rk�. Pan �ukasz c�rk� wychowa� jako tako i naj�pieszniej wyda� j� za m��. Ale ani wesela nie sprawi�,
ani obiecanego posagu nie wyp�aci�, ani nawet kamienicy matczynej nie zwr�ci�. W ko�cu niezno�nym uporem sprawi� to, �e zi�� wytoczy� mu proces o zwrot
domu. Sprawa by�a czysta i pan �ukasz przegra� musia�, ale dobrowolnie nie chcia� ust�pi�. B�d�c zasobnym i bardzo bieg�ym w prawie, wynajdywa� mn�stwo
wykr�t�w i dzia�a� na zw�ok�, w czym dzielnie pomaga� mu pan Kryspin, stary adwokat. Kryspin straci� ju� praktyk�, ale z na�ogu wyszukiwa� sobie klient�w
z najbrudniejszymi sprawami i prowadzi� ich procesy za liche wynagrodzenie albo nawet darmo. Byle nie za�niedzie�!
Przez jaki� czas pan �ukasz mia� rozrywk�. Oto � kilkoma starymi s�dziami, z pewnym prokuratorem i z adwokatem Kryspinem schodzili si� co dzie� na preferansa
i przy dwu stolikach grali o liczmany. Trwa�o to ze dwadzie�cia lat, ale w ko�cu urwa�o si�. S�dziowie i prokurator zmarli i zosta� tylko pan �ukasz z
adwokatem. Poniewa� za� we dwu przyzwoitej gry urz�dzi� ci� mogli, a o tak dobrane towarzystwo, jak niegdy�, by�o im obecnie trudno, wi�c obaj zarzucili
preferansa. Pocieszali si� tylko nadziej�, �e pr�dzej czy p�niej po��cz� si� w niebie ze zmar�ymi towarzyszami i tam przy dwu stolikach gra� b�d� ca��
wieczno��.
Siedzia� tedy pan �ukasz na kanapie, z kt�rej w jednym rogu w�osie� wy�azi�, spl�t� ko�ciste d�onie, opar� je na kolanach, kt�re ostro zarysowywa�y si�
na starym watowanym szlafroku, machinalnie porusza� zapad�ymi ustami, trz�s� g�ow� i wci�� my�la�. Mia� sporo k�opot�w.
W dniu jutrzejszym przypada�a w s�dzie sprawa jego z c�rk� o kamienic�, a tu, jakby na nieszcz�cie, adwokat Kryspin wyjecha� z Warszawy. Mo�e nie wr�ci
na czas i przegra?...
By�by to dla pana �ukasza silny cios pod wieloma wzgl�dami. Naprz�d, musia�by odda� c�rce dom, on, kt�ry tylko bra� lubi�. A po wt�re - kto wie, czy c�rka,
kt�r� ojciec rzuci� na pastw� niedostatkowi, nie zechce m�ci� si� i nie ka�e p�aci� sobie za komorne?...
- Ech! chyba nie zrobi tego - szepn�� �ukasz. - Ona zawsze by�a dobrym dzieckiem... Ale zreszt� - doda� z westchnieniem - i to by� mo�e. Dzisiejszy �wiat
taki chciwy!
Pan �ukasz z rana pos�a� do kancelarii Kryspina list z zapytaniem: kiedy adwokat wraca? Tymczasem nie odebra� odpowiedzi, cho� by�a ju� druga po po�udniu,
a stary dependent Kryspina odznacza� si� punktualno�ci�.
- Co to mo�e znaczy�?...
Taki by� pierwszy k�opot, wcale nie najwi�kszy. Jutro bowiem przypada�a licytacja na ruchomo�ci pewnego stolarza, kt�ry mieszka� w domu �ukasza i za kwarta�
komornego nie zap�aci�. Ot� frasowa� si� znowu pan �ukasz: czy niesumienny lokator nie ukry� czego i czy licytacja p�jdzie o tyle dobrze, aby on odzyska�
nale�no�� za komorne i jeszcze na koszta procesu.
Z t� licytacj� by�a prawdziwa heca.
Dzie� w dzie� przychodzi� do pana �ukasza kto� z familii stolarza, upada� mu do n�g i b�aga� je�eli nie o darowanie d�ugu, to przynajmniej o prolongat�.
P�akano przy tym i m�wiono, �e stolarz jest ci�ko chory i �e licytacja zabi� go mo�e...
Ale pana �ukasza takie rzeczy nie obchodzi�y. On my�la� raczej o tym, �e paru dobrych lokator�w mia�o zamiar wyprowadzi� si� z jego domu i �e ju� jeden
lokal od dwu tygodni sta� pustk�. Niepoczciwi ludzie oczerniali pana �ukasza. M�wili, �e jest chciwy, z�y ojciec, z�y gospodarz i �e chocia� na piersiach
nosi trzydzie�ci tysi�cy rubli listami zastawnymi, przecie� nie chce odnawia� mieszka� i zarywa lokator�w, o ile si� da. Z tego powodu tylko w ostateczno�ci
najmowano lokale w jego domu.
- Z�y gospodarz! - mrucza� pan �ukasz. - A co to, czy ja str�a nie trzymam? Czy co pierwszego nie zg�aszam si� sam po komorne? Czy nie zmusi� mnie magistrat
do zaprowadzenia chodnika asfaltowego przy kamienicy?... O! jeszcze dzi� gotuj� t� obrzyd�� smo�� pod oknami, a dym a� dusi... Bodaj z piek�a nie wyjrzeli
ci asfalciarze, a najpierwej g��wny przedsi�biorca!...
I znowu mrucza� w dalszym ci�gu;
- M�wi�, �e im mieszka� nie odnawiam. A dawno� to kaza�em obmurowa� wsp�ln� wyg�dk�?... A ma�o przy tym mia�em zgryzoty?... Mularz hultaj zrobi� z�e i a�
musia�em mu nie tylko wstrzyma� zap�at�, ale jeszcze przyaresztowa� naczynia...
Teraz pan �ukasz spojrza� w k�t pokoju, aby przekona� si�, czy zaaresztowane przedmioty le�� na w�a�ciwym miejscu. Rzeczywi�cie, zobaczy� powalany wapnem
szaflik, m�ot i kielni�. Tylko p�dzla, grundwagi i linii nie by�o, ale to ju� nie z wirsy pana �ukasza, tylko z powodu z�o�liwo�ci mularza, kt�ry rzeczy
te gdzie� ukry�.
- I taki �otr - doda� po chwili pan �ukasz - �mie jeszcze grozi� mi procesem albo nachodzi� m�j dom i upomina� si� o swoje naczynia i o zap�at�!... Czysty
rabu�... Strach pomy�le�, jacy niesumienni s� dzisiejsi ludzie. A wszystko przez chciwo��.
W tej chwili pan �ukasz powsta� ci�ko z kanapy i suwaj�c nogami, wyjrza� przez okno na ow� zepsut� przez mularza wyg�dk�. Ale pomimo najszczerszych ch�ci
nie m�g�by powiedzie�, na czym polega�o zepsucie naprawionego budynku.
Bli�ej okna sta� du�y �mietnik, zawsze pe�ny i cuchn�cy. Na szczycie stosu s�omy, papier�w, skorup i tym podobnych rupieci pan �ukasz zobaczy� sw�j stary,
okrutnie podarty pantofel, kt�ry po d�ugiej walce ze sob� wczoraj w�asnor�cznie wyrzuci�.
"Ej! czy ja si� tylko nie po�pieszy�em zanadto z tym wyrzuceniem? - pomy�la� starzec. - Pantofel z daleka wygl�da wcale dobrze... Chocia�... zostawmy go
w spokoju!... Co dzie� musia�em go �ata�, na co, jak obliczy�em bez b��du, wychodzi�o mi rocznie za par� rubli skrawk�w..."
Wtem zapukano do mieszkania. Pan �ukasz odwr�ci� si� od okna i z niema�ym wysi�kiem pr�dko suwaj�c nogami doszed� do drzwi. Otworzy� w nich drewniany lufcik
i przez krat� zapyta�:
- Kto tam tak wali we drzwi?... Czy nie wiesz, �e� m�g� je wy�ama�?...
- List z kancelarii pana adwokata! - odpowiedzia� g�os spoza kraty.
Pan �ukasz pr�dko pochwyci� pismo.
- A mo�e co na piwo dostan�? - zapyta� pos�aniec.
- Nie mam drobnych - odpar� pan �ukasz. - Zreszt� nie wal tak mocno we drzwi, je�eli chcesz dosta� na piwo.
Zamkn�� lufcik i powl�k� si� do okna, a tymczasem za drzwiami pos�aniec wymy�la� mu:
- A to stary kutwa! Nosi na �ebrach trzydzie�ci tysi�cy rubli, obdziera ka�dego i jeszcze na piwo nie chce da�. Bodaj ci� z piek�a wyrzucili!...
- Cicho b�d�, ty zuchwalcze! - odpar� mu pan �ukasz i odpiecz�towa� list.
Straszna wiadomo��!...
Dependent pisa�, �e poci�g, kt�rym jecha� adwokat Kryspin, rozbi� si�. Poniewa� adwokat �a�owa� zwykle pieni�dzy na telegramy, wi�c dependent by� dotychczas
w niepewno�ci, czy pan Kryspin �yje... W ka�dym razie jednak - sta�o dalej w li�cie - sprawa pana �ukasza przeciw zi�ciowi o kamienic� jutro b�dzie popierana.
Kryspin bowiem, jako cz�owiek systematyczny, naznaczy� przed wyjazdem zast�pc�.
- A! do licha! - mrukn�� �ukasz. - Temu zast�pcy trzeba zap�aci�, podczas gdy poczciwy Kryspin nic nie bra�!... Jeszcze mo�e spraw� przegram i wyrzuc� mnie
z domu?...
Z�o�y� list, wsun�� go w kopert� i schowa� do biurka m�wi�c dalej do siebie:
- Pewnie Kryspin jak zwykle mia� przy sobie wszystkie pieni�dze... Je�eli zgin�� w poci�gu, to go niezawodnie okradn�. Familii nie ma... Stary kawaler...
Nie wola� on by to mnie tak� sum� zapisa�?... Mia� chyba ze dwadzie�cia tysi�cy rubli...
Z tymi s�owy pan �ukasz starannie obmaca� piersi, na kt�rych pod szlafrokiem, koszul� i kaftanikiem gruba paka tysi�crublowych list�w zastawnych spoczywa�a
dniem i noc�.
Wiadomo�� o mo�liwej �mierci adwokata w po��czeniu z procesem i licytacj�, kt�re on w�a�nie prowadzi�, zrobi�y na panu �ukaszu bardzo silne wra�enie. Starzec
zmartwi� si� tak, �e a� uczu� b�le reumatyczne w nogach i w g�owie. Chodzi� nie m�g�, wi�c owin�� g�ow� zabrudzonym szalikiem i po�o�y� si� na ��ku.
Z ulicy dolatywa�a go wo� asfaltu, kt�rym na koszt pana �ukasza i innych w�a�cicieli dom�w wylewano chodnik. Ostry zapach dra�ni� starca.
- Oto dzisiejsze gospodarstwo miejskie! - biada� stary samotnik. - Robi� chodniki z materia��w kruchych i tak cuchn�cych, ze cz�owiekowi ma�o g�owa nie
p�knie. Bodaje�cie z piek�a nie wyjrzeli, a najbardziej ten diabelski in�ynier, kt�ry dop�ty pisa� o asfalcie, dop�ki nie wzi�� go w antrepryz�. W��czykij!...
I z niejakim zadowoleniem rozmy�la� o tym, �e in�ynier mo�e naprawd� z piek�a nie wyjrze�. Ale jednocze�nie przypomnia� sobie, �e przed chwil� jemu, panu
�ukaszowi, pos�aniec powiedzia�:
"Bodaj ci� z piek�a wyrzucili!..."
- G�upiec jaki�! - szepn�� pan �ukasz. - Mnie by tam z piek�a wyrzucili!...
Ale wnet pomiarkowa�, �e plecie od rzeczy i sam na siebie z�y wyrok wydaje. Bo je�eli go z piek�a nie wyrzuc�, to b�dzie w nim siedzia�, b�dzie gotowa�
si� w smole...
- Za co?... - mrukn�� starzec. - C�em ja komu winien?...
Sumienie jednak musia�o mu co� wyrzuca�, wnet bowiem poprawi� si�:
- Naturalnie, �em nic nikomu nie winien... Jak �yj�, nie po�ycza�em pieni�dzy od nikogo!...
Ale i ten wykr�t nie zaspokoi� go.
Pan �ukasz by� jako� dziwnie rozstrojony. Asfalt pachnia� coraz mocniej, a jego bola�a g�owa coraz gwa�towniej. Nie m�g� op�dzi� si� my�li o losie adwokata
Kryspina, kt�ry ju� umar�, cho� mia� dopiero lat sze��dziesi�t - i umar� nagle...
A ten pi�kny komplet preferansist�w graj�cych o liczmany jak�e pr�dko rozproszy� si�! Jeden s�dzia umar� na apopleksj�, maj�c lat pi��dziesi�t osiem. Drugi
na suchoty - w pi��dziesi�tym roku �ycia. Trzeci spad� ze schod�w. Prokurator bodaj czy si� sam nie otru�, a teraz przysz�a kolej na adwokata.
Przy siedemdziesi�cioletnim panu �ukaszu wszyscy oni byli m�odzikami i pomimo to zeszli ze �wiata. Tam, za grobem, zebra�o si� ju� ca�e k�ko preferansist�w
- i je�eli nie graj� jeszcze, to tylko z tego powodu, �e on si� jeszcze nie stawi�.
- Brrr!... jak�e mi zimno! - mrukn�� pan �ukasz. - A jeszcze fen asfalt... O, to by�by interes, gdyby mnie dym asfaltowy umorzy� teraz, zaraz!.... A tu
proces nie rozstrzygni�ty, stolarz nie zlicytowany, lokale nie wynaj�te, mularz mo�e wykra�� swoje naczynia... A str�, ten, gdybym ju� nie wsta�, zrewiduje
moje zw�oki i zabierze mi spod kaftanika trzydzie�ci tysi�cy, rubli. A ja nie b�d� go m�g� nawet zaskar�y�!... Czy to by� mo�e, abym ja prze�y� siedemdziesi�t
lat? Wydaje mi si�, �e dzieci�stwo, szko�y, biuro, preferans, �e wszystko to odby�o si� wczoraj. Ale k�opoty, procesy, samotno�� jak�e d�ugo ci�gn�y si�!...
Strach ogarn�� pana �ukasza. On nigdy jeszcze tak powa�nie nie my�la� o �yciu, nigdy nie zastanawia� si� nad nim, tylko zbiera� i gromadzi�, co mu wpad�o
pod r�k�.
"Ej, czy te nowe, nies�ychane my�li nie oznaczaj� bliskiego ko�ca?.."
Pan �ukasz chcia� zerwa� si�, ale nogi odm�wi�y mu pos�usze�stwa. Chcia� zrzuci� szalik z g�owy, ale straci� w�adz� w r�kach. W ko�cu chcia� oczy otworzy�...
Na pr�no!...
- Umar�em! - westchn�� czuj�c, �e mu i usta zdr�twia�y.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Gdy panu �ukaszowi wr�ci�a przytomno��, nie le�a� ju� na swym ��ku, ale sta� w jakiej� du�ej sieni przed �elaznymi drzwiami Sie� by�a sklepiona i mia�a
ceglan� posadzk�. Przy drzwiach siedzia� ogromny zamek, przez kt�rego dziurk� dok�adnie widzie� mo�na by�o s�siednie mieszkanie.
Pan �ukasz zajrza�.
Zobaczy� dwie sale, jedna za drug�. W pierwszej kto� bardzo podobny do adwokata Kryspina czyta� wielki zeszyt s�dowych akt�w. W drugiej sali by� st� zielonym
suknem przykryty i kilka prostych foteli obitych czarn� sk�r�. W g��bi, przy szafach zape�nionych aktami, czterej m�czy�ni zdejmowali ubrania cywilne
i wk�adali zbyt ciasne albo zbyt obszerne, a w ka�dym razie mocno wyszarzane mundury ze z�oconymi guzami i haftem na ko�nierzach.
Pan �ukasz zaniepokoi� si�. Ci czterej byli mu dobrze znani. Jeden z nich, kulawy, z bliznami na twarzy, dzo przypomina� s�dziego, kt�ry straci� �ycie spad�szy
ze schod�w. Ten drugi t�usty, z kr�tk� szyj� i sin� twarz�, by� nies�ychanie podobny do s�dziego zmar�ego na apopleksj�. Trzeci, chudy jak laska cynamonu,
czysty szkielet, kaszl�cy - to s�dzia, co umar� na suchoty. A czwarty - to prokurator, prokurator we w�asnej osobie, kt�ry ze wszystkimi k��ci� si� przy
preferansie. Wiecznie chorowa� na w�trob� i pod wp�ywem hipochondrii po�kn�� strychniny!...
Co to znaczy?... Czy�by pan �ukasz spa� i marzy�?... Starzec uszczypn�� si� i teraz dopiero spostrzeg�, �e zamiast szlafroka ma na sobie d�ugi czarny surdut
watowany. Co� go uk�u�o w brod�. To ko�nierzyk tak mocno wykrochmalony, �e w �yciu podobnego nie nosi�. Uczu� w ko�cu, �e nogi go troch� piek�. Spojrza�.
Ale� on ma nowe buty!... Nowe i ciasne!
Nieograniczone zdumienie ogarn�o pana �ukasza! Starzec przesta� rozumowa�, straci� pami��, a nawet, o gorsze, obecno�� czterech zmar�ych towarzyszowi preferansa
pocz�� uwa�a� za rzecz bardzo naturaln�.
W takim nastroju ducha przycisn�� wielk� klamk�. Ci�kie drzwi odsun�y si� i pan �ukasz wszed� do sali sklepionej podobnie jak sie� i przypominaj�cej izby
klasztorne albo hipoteczne.
W tej chwili jegomo�� czytaj�cy akta odwr�ci� si� od pulpitu i pan �ukasz pozna� w nim adwokata Kryspina. Prawnik zdawa� si� by� nieco pot�uczony, mia�
jednak cer� zdrow� i min� do�� swobodn�.
- Wi�c ty �yjesz, Kryspinie? - zawo�a� �ukasz �ciskaj�c przyjaciela za r�k�.
Adwokat spojrza� na niego badawczo.
- Tw�j dependent - m�wi� dalej �ukasz - napisa� mi, �e si� poci�g z tob� rozbi�.
- No tak.
- I domy�la� si�, �e jeste� zabity...
- No tak - odpar� adwokat oboj�tnie.
Pan �ukasz zawaha� si�, jakby nie dowierzaj�c swoim organom akustycznym.
- Jak�e - pyta� - wi�c w tej katastrofie kolejowej ty zosta�e� zabitym?
- Rozumie si�.
- Na �mier�?...
- Rozumie si�! - odpar� zniecierpliwiony adwokat. - Przecie�, kiedy ci sam m�wi�, �e zosta�em zabity na �mier�, to ju� musi by� prawda.
Pan �ukasz zamy�li� si�. Wed�ug ziemskiej logiki to, co m�wi� jego przyjaciel, nazywa�o si� nie "prawd�", lecz "niedorzeczno�ci�". W tej chwili jednak starzec
uczu� w swej g�owie przeb�yski jakiej� nowej logiki - wi�c adwokat, m�wi�cy o swej �mierci w czasie przesz�ym, wyda� mu si� zjawiskiem je�eli nie zwyk�ym,
to przynajmniej mo�liwym.
- Powiedz�e mi, m�j Kryspinie - rzek� �ukasz - powiedz�e mi, a... pieni�dzy nie ukradli ci?
- Bynajmniej, le�� nawet w tej sali.
I to powiedziawszy adwokat wskaza� na jedn� p�k�, gdzie mi�dzy stosem makulatury wala�y si� listy zastawne.
Pan �ukasz oburzy� si�.
- Kt� znowu tak robi, m�j Kryspinie? Mog� ci jeszcze zgin��!... - zawo�a�.
- A c� mnie to obchodzi? Listy zastawne nie maj� tu �adnej warto�ci.
- Tylko z�oto? - pochwyci� �ukasz.
- Ani z�oto. Bo i co nam po nim? Wikt mamy darmo, mieszkanie darmo, odzienie nie niszczy si�, a w preferansa grywamy o grzechy powszednie.
Pan �ukasz nie rozumia� tego, co s�yszy, ale te� przesta� si� dziwi�.
- Swoj� drog� - rzek� do Kryspina - z�oto nawet w tych warunkach ma swoje powaby. Posiada ono blask, d�wi�k...
Adwokat zbli�y� si� do �ciany i otworzy� ma�e �elazne drzwiczki, W tej chwili �ukasz, zobaczy� straszliwy blask buchaj�cy jakby z pieca, gdzie topi si�
stal, us�ysza� okrutne j�ki tysi�ca g�os�w i brz�k �a�cuch�w.
Pan �ukasz zamkn�� oczy i zatka� uszy. Nigdy jeszcze nerw�w jego nie wstrz�sn�y r�wnie silne wra�enia.
Adwokat zatrzasn�� .drzwiczki i rzek�:
- T o ma lepszy d�wi�k i blask ani�eli z�oto. Prawda?
- Tak - odpar� uspokojony �ukasz - ale z�oto ma wag� i trwa�o��.
Kryspin przez chwil� milcza� smutnie.
- �ukaszu - rzek� nagle - podaj no mi moj� r�kawiczk�. Ona le�y na tym pulpicie.
�ukasz schwyci� pr�dko czarn� r�kawiczk� zwyczajnych rozmiar�w, lecz w tej chwili rzuci� j� na ziemi�.
I - nies�ychana rzecz! - drobny ten przedmiot upad� z �oskotem kilkusetfuntowej bry�y �elaza.
- Co to znaczy? - zapyta� przera�ony.
- To, widzisz, jest materia�, z kt�rego mamy odzienie. Krawat i r�kawiczki wa�� po pi��set funt�w, buty po dwa tysi�ce funt�w, surdut oko�o stu tysi�cy
funt�w i tak dalej!... Mamy zatem dosy� owej wagi, kt�ra ci si� tak podoba w z�ocie.
Powiedzieli�my, �e pan �ukasz od chwili wej�cia do tej sali nie dziwi� si� niczemu, tylko nic nie rozumia�. Obecnie pocz�� nawet co� rozumie�, stopniowo
coraz ja�niej, ale uczul zarazem strach, z pocz�tku ma�y, potem wi�kszy, a nareszcie dosy� wielki. Aby wi�c rozproszy� swoje w�tpliwo�ci, a z nimi obawy,
zapyta� po cichu adwokata �cisn�wszy go czule za r�k�:
- Kochany Kryspinie! powiedz mi, gdzie... niby gdzie... ja jestem?
Adwokat wzruszy� ramionami.
- Czy jeszcze nie domy�li�e� si�, �e jeste� za grobem, tam, gdzie zmarli zamieniaj� �ywot doczesny na wieczny?
Pan �ukasz otar� pot z czo�a.
- Nieszcz�cie! - zawo�a� - a to� ja zostawi�em dom i mieszkanie bez nadzoru...
W s�siedniej sali rozleg� si� g�os dzwonka.
- Kto tam jest? - zapyta� nagle �ukasz.
- Nasi preferansowi towarzysze: s�dziowie i prokurator.
- Wi�c mo�emy zrobi� pulk�? - rzek� nieco weselej �ukasz. - Widzia�em tam nawet st�...
Kryspin jednak by� mniej weso�y.
- My tu robimy pu�ki - odpar� - ale z tob� musimy naprz�d za�atwi� czynno�� urz�dow�. Dowiedz si�, �e tamci panowie tworz� s�d szczeg�owy, kt�ry zbada
ca�e twoje �ycie i zakwalifikuje ci� do pewnej kategorii. Ja jestem twoim adwokatem, rozpatrzy�em si� w aktach i obawiam si�, czy b�dziesz m�g� zasi���
z nami do puli!...
Gdyby teraz pan �ukasz mia� przed sob� lustro, przekona�by si�, �e istotnie jest trupem - tak zmizernia� wys�uchawszy adwokata.
Kryspinie! - rzek� nieszcz�liwy dr��c ca�ym cia�em - wi�c wy jeste�cie w piekle?
Bah!...
I ja mam by� w piekle?...
Och!... - mrukn�� adwokat jakby zdziwiony pytaniem.
- A jakim�e prawem wy mnie s�dzicie?
- Tu, widzisz, jest taki zwyczaj, �e hultaje s�dz� hultaj�w - odpar� Kryspin.
- M�j kochany - rzek� �ukasz sk�adaj�c r�ce - wi�c kiedy tak, to os�d�cie� mnie do tego oddzia�u, w kt�rym sami bawicie!...
- My tylko tego pragniemy - odpowiedzia� adwokat - ale...
- Co ale?... Jakie ale?...
- Musisz dowie�� s�dowi, �e w ci�gu �ycia spe�ni�e� cho� jeden czyn... bezinteresownie.
- Jeden? - zawo�a� pan �ukasz. - Chyba sto, tysi�c... Ja ca�e �ycie post�powa�em tylko bezinteresownie.
Kryspin z pow�tpiewaniem pokiwa� g�ow�.
- M�j �ukaszu - rzek� - ja z twoich akt�w bynajmniej nie widz� tego. Gdyby�, jak m�wisz, ca�e �ycie post�powa� bezinteresownie, to nie dosta�by� si� do
naszego towarzystwa, kt�re w czwartym departamencie piek�a tworzy �sm� sekcj� jedynastego oddzia�u.
W s�siednim pokoju odezwa� si� dzwonek po raz drugi. Jednocze�nie �ukasz us�ysza� gruby g�os s�dziego, kt�ry zmar� na apopleksj�:
- Czy nowo przyby�y ju� got�w?
- Chod�my! - rzek� adwokat bior�c �ukasza pod r�k�.
Weszli. S�d siedzia� w komplecie, ale �aden z jego cz�onk�w nawet kiwni�ciem g�owy nie powita� �ukasza. Starzec obrzuci� okiem sal�. W du�ych szafach le�a�y
akta opatrzone nazwiskami. �ukasz napr�dce odczyta� niekt�re i ze zdumieniem przekona� si�, �e s� to nazwiska dobrze znanych mu w�a�cicieli kamienic w
Warszawie. Na jednych p�kach spoczywa�y dokumenta samych preferansist�w, na innych - samych wi�ciarzy, gdzie indziej takich, kt�rzy grywali tylko w bezika...
Nad szafami wida� by�o g�st� paj�czyn�, paj�ki z twarzami s�awnych lichwiarzy, kt�re zajmowa�y si� udr�czaniem much. W tych biednych owadach pan �ukasz
pozna� najznakomitszych wsp�czesnych rozrzutnik�w.
Sala ta znajdowa�a si� pod dozorem jednego z eks-urz�dnik�w cyrku�owych, kt�ry grzeszy� braniem �ap�wek, a umar� z pija�stwa.
Prukurator zabra� g�os.
- Dostojni s�dziowie! ~ rzek� wskazuj�c na �ukasza. - Ten oto cz�owiek, jak wam z odno�nych dokument�w wiadomti, przez ci�g siedemdziesi�ciu lat sp�dzonych
na ziemi nikomu nie zrobi� nic dobrego, a wielu krzywdzi�. Za takie post�powanie wyrokiem wy�szej instancji zakwalifikowany zosta� do jedynastego oddzia�u
w czwartym departamencie piek�a. Obecnie za� chodzi o to tylko, czy ma by� przyj�ty do naszej sekcji, czy do innej, a mo�e... pos�any gdzie dalej. Zale�y
to od jego osobistych zezna� i dalszego post�powania. Czy adwokat obwinionego ma co do powiedzenia?
Pan �ukasz spostrzeg�, �e ju� w po�owie prokuratorskiej mowy wszyscy s�dziowie twardo zasn�li. Nie dziwifo go to jednak, gdy� jako zapami�ta�y procesowicz,
bardzo cz�sto bywa� na s�dach, tam - na ziemi.
Nigdy jeszcze pan Kryspin nie okaza� tyle adwokackich przymiot�w, co przy obronie dzisiejszej. Gmatwa� spraw�, kr�ci� i k�ama� tak znakomicie, �e a� w zakratowanych
oknach sali ukaza�y si� zdziwione twarze diab��w. Ale s�dziowie drzemali niewzruszeni, wiedz�c, �e nawet w piekle nie warto s�ucha� dowodze� nie maj�cych
praktycznego gruntu.
Nareszcie adwokat upami�ta� si� i zawo�a�:
- A teraz, dostojni s�dziowie, zacytuj� wam jedn� tylko, ale niezbit� prawd� na obron� mojego klienta. Oto... by� on preferansista jakich ma�o.
- Prawda! - szepn�li rozbudzeni s�dziowie.
- M�g� gra� ca�� noc i nigdy si� nie irytowa�.
- Prawda!...
- Sko�czy�em, panowie! - rzek� adwokat.
- I zrobi�e� pan bardzo dobrze - odezwa� si� prokurator. - A teraz zechciej nam wymieni� jeden jedyny czyn, kt�ry by obwiniony spe�ni� w �yciu bezinteresownie.
Inaczej, jak panu wiadomo, grzesznik ten nie mo�e zosta� przyj�ty do naszej sekcji.
- A tak �wietnie pomaga�!... - szepn�� s�dzia, kt�ry zmar� skutkiem upadku ze schod�w.
Wymowny adwokat umilk� i zag��bi� si� w rozpatrywaniu, dokument�w. Widocznie nie mia� ju� nic do powiedzenia.
Stan sprawy �ukasza by� tak smutny, �e wzruszy� nawet prokuratora.
- Obwiniony! - zawo�a� oskar�yciel. - Czy nie przypominasz sobie cho� jednego bezinteresownego czynu w �yciu, byle dobrego?...
- S�dziowie! - rzek� pan �ukasz z g��bokim uk�onem. - Kaza�em przed domem wyla� chodnik asfaltowy...
- Za kt�ry na dwa tygodnie pierwej podnios�e� komorne lokatorom - przerwa� mu prokurator.
- Odnowi�em wyg�dk�?...
- Tak! poniewa� zmusi�a ci� do tego policja.
�ukasz pomy�la�.
- O�eni�em si�!... - rzek� po chwili.
Ale prokurator tylko machn�� r�k� i surowo zapyta�:
- Czy nic ju� wi�cej nie masz do powiedzenia?
- Panowie s�dziowie! - zawo�a� �ukasz bardzo ju� przestraszony. - Ja wiele w �yciu moim spe�ni�em czyn�w bezinteresownych, ale jestem stary... pami�� mi
nie dopisuje...
Teraz adwokat zerwa� si�, jakby go pokropiono �wi�con� wod�.
- S�dziowie! - rzek� - obwiniony ma racj�. Poszukawszy znalaz�by niew�tpliwie w �yciu swym niejeden czyn pi�kny, bezinteresowny, szlachetny, ale i c�,
kiedy go pami�� opu�ci�a?... Dlatego prosz�, a nawet domagam si�, a�eby s�d, ze wzgl�du na wiek i przestrach obwinionego, nie ogranicza� si� na jego zeznaniach,
lecz... podda� go pr�bom, kt�re w ca�ym blasku oka�� wszystkie wznios�e jego przymioty...
Zgodzono si� na projekt i s�d pocz�� naradza� si� nad rodzajem pr�by. Pan �ukasz tymczasem odwr�ci� g�ow� i spostrzeg� za sob� jak�� now� figur�. By� to
niby wo�ny s�dowy, ale z min� tego pok�tnego doradcy, kt�ry mia� na ziemi s�ynny proces o kradzie�, oszustwo i przyw�aszczenie sobie tytu��w.
- Zdaje mi si�, �e mam przyjemno�� zna� pana dobrodzieja? - rzek� �ukasz wyci�gaj�c do wo�nego r�k�.
Wo�nemu oczy zaiskrzy�y si� i ju� chcia� schwyci� r�k� �ukasza, gdy nagle pan Kryspin odtr�ci� go m�wi�c:
- Daj�e pok�j, �ukaszu!... To� to diabe�... Dopiero by� dobrze wyszed�, gdyby ci� raz z�apa�!...
Pan �ukasz bardzo si� zmiesza�, pocz�� uwa�niej ogl�da� t� now� figur�, a nareszcie szepn�� do adwokata:
- Jak te� ludzie we wszystkim przesadzaj�! M�wiono mi zawsze, �e diabe� ma rogi tak wielkie jak stary kozie�, a ten przecie nie ma wi�kszych ni� m�ode ciel�.
Ledwie mu guzy zna�...
W tej chwili s�d przywo�a� do siebie adwokata. Prezyduj�cy szepn�� mu co� i wnet potem Kryspin rzek� g�o�no do �ukasza:
- Czy zrobi�e� kiedy w �yciu jak� ofiar�, na przyk�ad na cel dobroczynny?
�ukasz zawaha� si�.
- Niedobrze pami�tam - odpar� - mam ju� lat siedemdziesi�t...
- A czy nie mia�by� ochoty teraz zrobi� podobnej ofiary? - pyta� adwokat i znacz�co mrugn��.
Pan �ukasz wcale nie mia� ochoty, ale spostrzeg�szy owo mrugni�cie zgodzi� si�.
Podano mu papier i pi�ro, a pan Kryspin rzek�:
- Napisz deklaracj�, tak jakby� j� pisa� do "Kuriera".
Pan �ukasz usiad�, pomy�la�, napisa� i odda� kartk�.
Prokurator czyta�:
- "Od �ukasza X, w�a�ciciela domu... na ulicy... pod numerem... rubli srebrem trzy (rs 3) sk�ada si� na cel dobroczynny. Tam�e znajduj� si� narz�dzia mularskie
do sprzedania tudzie� r�ne lokale do wynaj�cia po cenach umiarkowanych."
Us�yszawszy tak� deklaracj� s�d os�upia�, adwokat przygryz� wargi, a diabe� a� si� za boki bra� ze �miechu.
- Obwiniony! - krzykn�� prokurator. - Ty� napisa� reklam� dla swego domu, ale nie deklaracj�. Kto robi ofiar� na cel dobroczynny i robi j� bezinteresownie,
ten nie mo�e jednocze�nie za�atwia� spraw maj�tkowych.
Po tej nauce podano �ukaszowi inny papier. Nieszcz�liwy, dr��c z trwogi, usiad� i napisa�:
"Od nieznajomego dla ubogich kopiejek... pi�tna�cie."
Ale wnet przemaza� wyraz pi�tna�cie i napisa� pi��.
S�d odczyta� deklaracj�, s�dziowie pokiwali g�owami, ale zgodzili si�, �e jak dla �ukasza, to i taka ofiara, byle bezinteresowna, wystarczy.
Wtem odezwa� si� diabe�:
- To w jakim celu da�e� pan, panie �ukaszu, te pi�� kopiejek na ubogich?...
- Za zbawienie grzesznej duszy mojej, panie dobrodzieju! - odpar� �ukasz.
Diabe� znowu wybuchn�� �miechem, s�dzia prezyduj�cy uderzy� pi�ci� w st�, a adwokat pocz�� rwa� sobie w�osy.
- Ach, ty stary o�le! - zawo�a� Kryspin na pana �ukasza. - S�ysza�e� przecie, �e masz zrobi� ofiar� bezinteresown�, a wi�c ani na og�oszenie o lokalach,
ani nawet za zbawienie duszy!... Ale ty wida� taki jeste� chciwy, �e pi�ciu kopiejek nie mo�esz po�wi�ci� dla biednych bez ��dania nagrody, i jeszcze takiej
jak zbawienie!...
Teraz s�dziowie powstali ze swych miejsc. W ich gro�nych i smutnych spojrzeniach pan �ukasz czyta� dla siebie jaki� straszny wyrok.
- Wo�ny! - rzek� prezyduj�cy. - Wyprowad� obwinionego do ostatniego kr�gu piek�a!
Ale diabe� machn�� r�k�.
- A nam co po takim pensjonarzu - rzek� - kt�ry w�asn� dusz� ocenia tylko na pi�� kopiejek?
- C� my z nim zrobimy? - spyta� prokurator.
- Co si� panom podoba! - odpar� diabe�, pogardliwie wzruszaj�c ramionami.
- Wi�c zr�bmy jeszcze jedn� pr�b� - pochwyci� adwokat.
I zbli�ywszy si� do prezyduj�cego co� z nim poszepta�.
Prezyduj�cy naradzi� si� z innymi s�dziami i rzek�:
- Obwiniony! Mi�dzy nami pozosta� nie mo�esz, diabe� przyj�� ci� nie chce, bo� sam za nisko otaksowa� swoj� dusz�. Skazujemy ci� wi�c na ostatni� pr�b�.
Oto dusza twoja wejdzie w ten stary pantofel, kt�ry przed kilkoma dniami wyrzuci�e� na �mietnik... Dixi!
Pan �ukasz zda� o duszy s�ucha� oboj�tnie, ale gdy wspomniano o pantoflu, zainteresowa� si�.
W tej chwili diabe� z lekka popchn�� go ku zakratowanemu oknu sali s�dowej: starzec wyjrza� i o dziwy!...
...Zobaczy� podw�rko swojej kamienicy, okno swego mieszkania (po kt�rym kto� obecnie chodzi�), nareszcie �mietnik, a na jego szczycie sw�j pantofel.
- Ej - mrukn�� - czy ja si� tylko nie po�pieszy�em z wyrzuceniem jego?... Chocia� za du�o kosztowa�y reparacje...
Na podw�rku ukaza�a si� �ebraczka, n�dzna, obdarta. Jedn� nog� mia�a obwini�t� w brudne �achmany i mocno kula�a.
Rozejrza�a si� po oknach, widocznie z zamiarem proszenia o ja�mu�n�. Ale �e jako� nikt nie wygl�da�, wi�c zwr�ci�a si� ku �mietnikowi my�l�c, �e cho� tam
co znajdzie.
Spostrzeg�a pantofel �ukasza.
Z pocz�tku wyda� si� jej bardzo z�y. Ze jednak nie by�o nic lepszego pod r�k�, a chora noga wida� bardzo jej dokucza�a, wi�c... wzi�a pantofel.
Pan �ukasz nie przeoczy� ani jednego ruchu z tej sceny. Gdy za� zobaczy�, �e uboga bierze pantofel i wychodzi z nim z podw�rka, zawo�a�:
- Hej! hej! kobiecino, to m�j pantofel!...
Zebraczka obejrza�a si� i odpar�a:
- A c� wielmo�nemu panu po takim �achu?
- �ach czy nie �ach, ale zawsze on m�j. Darmo go bra� nie wypada, bo to wygl�da na kradzie�. Wi�c je�eli nie chcecie mie� grzechu, to... zm�wcie paciorek
za dusz� �ukasza!...
- Dobrze, panie! - rzek�a baba i pocz�a mrucze� pacierze.
"Jednak�e ten pantofel mia� jeszcze wielk� warto��!" - pomy�la� �ukasz.
A potem doda� g�o�no:
- Kobieto! kobieto!... Kiedy ju� wam darowa�em jakie obuwie, to zobaczcie przynajmniej, kto tam chodzi po moim mieszkaniu...
- Dobrze, panie! - odpar�a baba i posz�a na g�r� ci�ko utykaj�c.
Po up�ywie kilku minut wr�ci�a i rzek�a:
- Nie wiem, panie, kto chodzi, bo mi drzwi nie chcieli otworzy�!... Niech b�dzie pochwalony...
Zabiera�a si� do odej�cia, ale pan �ukasz jeszcze nie da� jej spokoju.
- Matko! matko!... - zawo�a�. - Za tak? porz�dny pantofel mogliby�cie sprowadzi� mi tu str�a.
- A gdzie on jest? - spyta�a baba.
- Pewnie na ulicy, tam, gdzie robi� chodnik.
- Tam go nie ma, widzia�am przecie.
- To mo�e poszed� po wod� ko�o Zygmunta. Sprowad�cie go, jake�cie poczciwi!...
- Mam lecie� do Zygmunta za ten pantofel? - zapyta�a baba.
- Rozumie si�! - odpar� pan �ukasz. - Przecie nie darmo.
Baba, cho� n�dzna, oburzy�a si�.
- O, ty kutwo! - krzykn�a - a we��e sobie ten �ach do piek�a...
I rzuci�a pantofel z tak� si��, �e przelecia� przez krat�, �wisn�� nad g�ow� panu �ukaszowi i upad� na st� okryty zielonym suknem.
Pan �ukasz obejrza� si�.
Za nim sta� s�d w ca�ym komplecie, a zgry�liwy prokurator zobaczywszy pantofel na stole rzek�:
- Oto corpus delicti, materialny dow�d nieograniczonej chciwo�ci tego niegodziwca �ukasza.
A potem zwracaj�c si� do adwokata i stoj�cego za nim diab�a doda�:
- R�bcie z obwinionym, co chcecie. Nam ju� go ani s�dzi�, ani skazywa� nie wypada!
Dostojnicy zmienili swoje urz�dowe uniformy na cywiln� odzie�, w kt�rej ich pochowano, i wyszli nie patrz�c nawet na �ukasza. Tylko s�dzia, kt�ry umar�
na apopleksj� i zawsze by� pr�dki, przest�piwszy pr�g sali plun�� ze wzgard�.
Diabe� �mia� si� jak op�tany, a adwokat Kryspin o ma�o nie rzuci� si� z pi�ciami na �ukasza.
- O, ty egoisto! chciwcze!... - zawo�a�. - Zakl�li�my dusz� twoj� w ten stary pantofel my�l�c, �e cho� w takiej pow�oce odda ona komu us�ug� bezinteresown�.
I sta�o si� to, czego�my pragn�li: �ebraczka znalaz�a pantofel, mia�aby cho� na godzin� po�ytek z niego, a ty spe�ni�by� mimo woli czyn moralny. Ale gdzie
tam!... Chciwo�� twoja jest tak wielka, �e� wszystko zepsu�... Nawet zgubi�e� na wieki pantofel, kt�ry, raz o�ywiona przez tak� n�dzn� dusz�, musi obecnie
i�� do ostatniego kr�gu piek�a!...
Rzeczywi�cie diabe� zdj�� pantofel ze sto�u i rzuci� go w luft, z kt�rego wylatywa�y straszne p�omienie, sk�d rozlega�y si� j�ki i brz�k �a�cuch�w.
- A co z nim zrobisz?... - zapyta� diab�a adwokat wskazuj�c na �ukasza nog�.
- Z tym egzemplarzem?... - odpar� diabe�. - Wyrzuc� go z piek�a, a�eby nas nie kompromitowa�!... Niech wraca na ziemi�, niech na wieki wiek�w dusi swoje
listy zastawne i banknoty, niech trzyma kamienic�, niech licytuje biednych lokator�w i krzywdzi w�asne dzieci. Tu zagnoi�by piek�o swoj� wstr�tn� osob�,
a tam krzywdz�c ludzi mo�e nam odda� us�ugi.
Pana �ukasza, gdy s�ucha� tego, opanowa�y my�li ponure.
- Za pozwoleniem! - spyta� - wi�c gdzie� ja ostatecznie b�d�?
- Nigdzie! - odpar� z gniewem adwokat. - O niebie ani czy��cu sam chyba nie my�lisz, a z piek�a, pomimo ca�ej naszej protekcji, wyrzucaj� ci�. No - doda�
- bywaj zdr�w i z�am kark!...
I �eby nie poda� r�ki panu �ukaszowi, schowa� obie r�ce do kieszeni i wyszed�.
Pan �ukasz sta� os�upia�y i sta�by tak przez ca�� wieczno��, gdyby diabe� nie wykrzykn�� potr�ciwszy go obcasem:
- Ruszaj, stary!...
Wyszli z gmachu s�dowego na ulic� i biegli pr�dko, zgraja bowiem ulicznik�w piekielnych zobaczywszy ich pocz�a wrzeszcze�:
- Patrzcie! patrzcie!... tego kutw� �ukasza wyprowadzaj� ciupasem z piek�a...
Diabe� o ma�o nie sp�on�� ze wstydu, �e musi towarzyszy� podobnemu n�dznikowi, ale pan �ukasz, widocznie ca�kiem ju� pozbawiony ambicji, zachowa� zimn�
krew i zamiast op�akiwa� swoj� ha�b�, ogl�da� si� po piekle. Diabe� a� plu� ze z�o�ci i udaj�c, �e go bol� z�by, podwi�za� sobie twarz kolorow� chustk�
od nosa, a�eby go nie poznano.
Poniewa� szli bardzo pr�dko, pan �ukasz zatem widzia� niewiele. Zdawa�o mu si� jednak, �e piek�o jest do�� podobne do Warszawy i �e kary trapi�ce grzesznik�w
s� raczej dalszym ci�giem ich �ywota ani�eli jakimi� wymy�lnymi m�kami.
W przelocie zauwa�y�, �e zarz�d miejski po ca�ych dniach je�dzi drabiniastymi wozami po piekielnych brukach, nie lepszych od warszawskich. W oknie jednej
z ksi�gar� spostrzeg� broszur� pt. O zastosowaniu asfaltu do m�k piekielnych i o jego wy�szo�ci nad zwyczajna smo�a, co mu si� bardzo podoba�o, wnioskowa�
bowiem, �e przedsi�biorstwo asfaltowe razem ze swoim �ywym i martwym inwentarzem dosta�o si� tam, gdzie je pan �ukasz w gniewie wys�a�. Spotka� tu m�odych
lewk�w warszawskich, kt�rzy mieli zwyczaj zaczepia� kobiety na ulicach. Za kar� dano im haremy z�o�one z ofiar ich 3zikiej nami�tno�ci. Tylko ka�da huryska
mia�a pe�nych osiemdziesi�t lat, g�ow� �ys�, z�by wprawiane, by�a chuda jak szkielet, trz�s�a si� jak �elatyna i okazywa�a niepoj�t� zazdro�� tudzie� pretensj�
do nieustannych ho�d�w.
W ratuszu kilkana�cie komitet�w naradza�o si� nad kanalizacj�, oczyszczeniem miasta, dro�yzn� mi�sa � tym podobnymi kwestiami. Poniewa� co dzie� gadano
o jednym i tym samym bez dalszych skutk�w, wi�c cz�onkowie szanownych zebra� z nud�w i rozpaczy a� wyskakiwali oknami na bruk i rozbijali si� na miazg�,
jak dojrza�e kawony. Na nieszcz�cie, za ka�dym razem ubierano ich pogruchotane szcz�tki, jako tako skle;iano i znowu posy�ano do sali obrad.
Widzia� tak�e pan �ukasz cierpienia literat�w.
Redaktorowie pism przez ca�� wieczno�� dmuchali w olbrzymie samowary obejmuj�ce od kilku do kilku nastu tysi�cy szklanek wody, na pr�no usi�uj�c doprowadzi�
j� do stanu wrzenia. Pracowali niezmiernie, a� do sko�owacenia, lecz woda wci�� by�a letnia. W ko�cu pocz�a nawet cuchn��, ale pozosta�a letni�.
Nie mniejsz� m�k� cierpieli recenzenci teatralni, kt�rzy z mocy wy�szych wyrok�w zamienili si� na baletnik�w, �piewak�w, aktor�w, grywali sztuki po dwa
razy na dzie� i musieli czytywa� swoje w�asne recenzje, pisywane niegdy� o innych, a dzi� zastosowane do siebie. Co gorsze, �e publiczno�� wierz�ca w drukowane
s�owo, nie licz�c si� z trudno�ciami ich stanowisKa, nieograniczenie ufa�a ich recenzjom i bardzo zn�ca�a si� nad autorami-aktorami.
Tylko tw�rcy popularno-ekonomicznych broszur nie cierpieli �adnych m�k, poniewa� ich prace literackie dawano do studiowania najzakamienialszym grzesznikom.
Czytaj�c je nieszcz�ni wyrywali sobie w�osy, k�sali w�asne cia�o i strasznie przeklinali swoicn kat�w. Skutkiem tego popularni ekonomi�ci cieszyli si�
w piekle do�� znacznym rozg�osem.
Wszystko to widzia� pan �ukasz szybko przebiegaj�c ulice Erebu w towarzystwie gromady ma�oleinich urwis�w, kt�rzy krzyczeli:
- Patrzcie! patrzcie!... Oto jest �ukasz, kamienicznik warszawski, kt�rego z piek�a wyprowadzaj� ciupasem!...
Nareszcie diabe� konwojuj�cy �ukasza nie m�g� ju� d�u�ej wytrzyma�. Nigdy jeszcze jego cierpliwej dumy, nie wystawiono na podobne szykany. Straci� zimn�
krew i schwyci� �ukasza za ko�nierz...
Na p� umar�y z trwogi egoista uczu� tak silne kopni�cie w miejsce po�o�one mi�dzy pi�tami i karkiem, �e wylecia� w powietrze z pr�dko�ci� kuli armatniej.
Nie m�g� prawie tchu z�apa�...
Silny b�l otrze�wi�pana �ukasza.
Kiedy otworzy� oczy, przekona� si�, �e le�y na pod�odze przy ��ku.. Szlafrok mia� rozrzucony, jakby skutkiem gwa�townych ruch�w, a szalik spad� mu z g�owy
i zwiesi� si� z poduszki.
Starzec d�wign�� si� z trudno�ci�. Rozejrza� si�. To jego w�asne ��ko, jego mieszkanie i jego szlafrok. Te same sprz�ty i ten sam zapach asfaltu, kt�rym
wylewaj� chodnik przed domem.
Rzuci� okiem na zegar. Sz�sta - i mrok ju� zape�nia pok�j. Jest wi�c sz�sta wiecz�r. Ostatnia za� godzina, jaki� s�ysza�, by�a trzecia.
Po robi� od trzeciej do sz�stej?
Chyba spa�...
Tak jest, niezawodnie spa�, ale jakie� przykre sny go dr�czy�y!...
Sny?
Ju�ci, chyba �e sny... Niezawodnie, �e sny!... Piek�o, je�eli istnieje, musi wygl�da� ca�kiem inaczej, a jego towarzysze preferansowi nie pe�ni� tam prawdopodobnie
obowi�zku s�dzi�w.
W ka�dym jednak razie sen �w by� dziwny, dziwnie jasny, jakby proroczy, i g��boko wyry� si� w umy�le pana �ukasza.
Ale czy to by� sen?... "Je�eli sen, to w takim razie dlaczego pan �ukasz do�wiadcza w okolicy krzy�a t�pego b�lu, jakby od uderzenia diabelskim kolanem?...
- Sen?... Nie sen!.. Sen!... Nie sen!... - powtarza� sobie starzec i dla ostatecznego sprawdzenia swoich w�tpliwo�ci powl�k� si� do okna, w�o�y� okulary
i uwa�nie pocz�� przypatrywa� si� �mietnikowi.
Widzia� tam s�om�, papiery, skorupy, ale mi�dzy nimi pantofla nie by�o...
- Gdzie� pantofel?... Rozumie si�, �e w piekle!
Pana �ukasza ciarki przebieg�y. Otworzy� lufcik i krzykn�� do zamiataj�cego str�a:
- J�zef! A gdzie podzia� si� ze �mietnika m�j pantofel?
- A podnios�a go jaka� baba - odpar� str�.
- C� to za baba? - pyta� starzec coraz bardziej zatrwo�ony.
- Jaka� biedna wariatka. Wci�� gada�a do siebie, modli�a si� za dusze zmar�e i nawet ko�ata�a do pa�skiego mieszkania - m�wi� str�.
Panu �ukaszowi robi�o si� na przemian zimno i gor�co, ale pyta� dalej:
- Jak�e ona wygl�da�a? Pozna�by� j�?...
- Co bym nie mia� pozna�. Mia�a jedn� nog� owini�t� w ga�gan i bardzo kula�a.
Pan �ukasz zacz�� z�bami szcz�ka�.
- I czy ona wzi�a ze sob� pantofel?
- Z pocz�tku wzi�a - m�wi� str� - ale potem zacz�a kogo� kl�� i tak gdzie� rzuci�a pantofliskiem, �e go znale�� nie mo�na. Jakby si� w piek�o zapad�!...
Cho�, co prawda, nie ma czego �a�owa�, bo ju� by� wielki ga�gan...
Ale pan �ukasz nie s�ucha� ko�ca mowy J�zefa. Gwa�townie zamkn�� lufcik i orawie bez si� pad� na star� kanap� mrucz�c:
- Wi�c to nie by� sen?... To by�a rzeczywisto��!... Wi�c istotnie wyp�dzono mnie nawet z piek�a!...
- Odt�d - szepta� dalej - do ko�ca �wiata b�d� �y� w tej kamienicy, mi�dzy tymi gratami, nosz�c na piersiach listy zastawne, kt�re t a m... nie maj� �adnej
warto�ci...
I co mi po tym?
Pierwszy raz w �yciu pan �ukasz zada� sobie pytanie: co mu po tym? Co mu po tej kamienicy, w kt�rej nie ma wygody? po sprz�tach i gratach, pr�chniej�cych
w nat�oku? nareszcie co po pieni�dzach, za kt�re nigdy nic nie u�y� i kt�re nic nie znacz� wobec wieczno�ci. A wieczno�� ju� si� zacz�a dla niego!...
Wieczno�� jednostajna i strasznie nudna, bez zmian, nadziei, a nawet niepokoj�w. Za rok, za sto i za tysi�c lat pan �ukasz b�dzie nosi� na piersiach listy
zastawne, a skryte szuflady biurek b�dzie nape�nia� bankocetlami, srebrem i z�otem, o ile takowe wpadnie mu kiedy do r�k. Za sto i za tysi�c lat b�dzie
posiada� swoj� ponur� kamienic� i b�dzie si� procesowa� o ni� naprz�d z w�asn� c�rk� i zi�ciem, potem z ich dzie�mi, p�niej, z wnukami i praprawnukami.
Nigdy ju� w mi�ym towarzystwie przyjaci� nie usi�dzie do preferansa, ale za to wiecznie b�dzie patrzy� na te sprz�ty, chaotycznie ustawione i kurzem pokryte,
na sczernia�e obrazy, na podart� kanapk�, na sw�j szlafrok rozsypuj�cy si�, zat�uszczony i... na ten szaflik z mularskimi narz�dziami.
O czym pomy�la�, na co spojrza�, wszystko przypomi na�o mu kar� wieczn�, straszn� tym, �e by�a niezmienna, nieruchoma, jakby skamienia�a. Takie �ycie, jakie
on dzisiaj prowadzi, mo�na wyczerpa� w jednym dniu, a znudzi� si� nim za tydzie�. Ale p�dzi� je przez wieki wiek�w - to ju� okrutna m�czarnia!
Zdawa�o mu si�, �e paka list�w zastawnych pali mu piersi. Wyj�� wi�c je spod kaftanika i rzuci� do komodyj Ale i tam nie dawa�y mu pokoju.
- Co mi po nich? - szepta�. - Mam je i straszna rzecz! nie uwolni� si� od nich nigdy...
W tej chwili zapukano do drzwi.
Wbrew zwyczajowi pan �ukasz nie uchylaj�c lufcika otworzy� - i zobaczy� mularza.
- Zlituj si�, wielmo�ny pan - b�aga� mularz trzy maj�c pokornie czapk� w r�kach - i oddaj mi moje statki. Ja tam procesowa� si� z panem nie b�d�, bom ubogi.
Bez statk�w roboty nie dostan�, a na kupienie nowych nie mam pieni�dzy...
- A we� sobie twoje statki, tylko je pr�dko wyno�! - krzykn�� pan �ukasz, kontent, �e pozb�dzie si� cho� szaflika.
Istotnie mularz bardzo pr�dko wyni�s� statki do sieni, ale zdziwienia ukry� nie m�g�. Patrzy� na pana �ukasza mi�tosz�c czapk�, a pan �ukasz patrzy� na
niego, - No, czy ci brakuje czego? - zapyta� starzec.
- Ju�ci, brakuje mi... zap�aty za robot� - odpar� zapytany nie�mia�o.
Pan �ukasz poszed� do biurka � wysun�� jedn� z licznych szufladek.
- Ile ci si� nale�y?
- Pi�� rubli, wielmo�ny panie. A co ja mia�em straty, �em robi� przez ten czas nie m�g�!... - m�wi� mularz chc�c pr�dzej wydoby� pieni�dze.
- Ile�e� mia� strat?... Tylko m�w prawd� - spyta� pan �ukasz.
- Chyba ze sze�� rubli - odpar� mularz my�l�c z obaw�, czy te� stary zwr�ci mu jego nale�no��.
Wnet jednak przekona� si� z najwi�kszym zdumieniem, �e pan �ukasz wyp�aci� mu jedyna�cie rubli, jak orzech zgryz�...
Mularz nie chcia� wierzy� w�asnym oczom, ogl�da� pieni�dze i b�ogos�awi� pana �ukasza. Ale starzec pr�dko zamkn�� przed nim drzwi, mrucz�c do siebie:
- Chwa�a Bogu, �em si� cho� pozby� szaflika i jedynastu rubli... Byle tylko nie wr�ci�y...
Niebawem zapukano po raz drugi. Pan �ukasz znowu drzwi otworzy� i spotka� si� oko w oko z �on� stolarza.
- Panie! - zawo�a�a kobieta kl�kaj�c na progu - po raz ostatni b�agam ci�, nie licytuj nas. My si� p�niej wyp�acimy... Ale dzi�, czy pan wie, �e nie mam
ani na doktora dla chorego m�a, ani nawet na �y�k� strawy dla niego i dla dzieci...
I m�wi�c p�aka�a tak �a�o�nie, �e starzec uczu� b�l w sercu. Pobieg� do biurka, wyj�� stamt�d dwa ruble i wciskaj�c je w r�ce kobiecie raek�:
- No, no!... niech pani nie p�acze. Tu ma pani troch� pieni�dzy na najpilniejsze rzeczy, a p�niej... dodam wi�cej. Licytacj� odwo�am, w mieszkaniu was
zostawi� i pomaga� b�d�, byle�cie tylko... uciekali si� do mnie w razie rzeczywistej potrzeby, bez �adnych zachcianek do wyzyskiwania starego cz�owieka.
Stolarzowa oniemia�a i patrzy�a na pana �ukasza b��dnymi oczyma. On odsun�� j� lekko od progu, zamkn�� drzwi i szepn�� jakby si� sprzeczaj�c z kim�:
- Ot� nie b�dzie licytacji, ani jutro, ani nigdy! A swoj� drog� znowu uby�o dwa ruble To ju� trzyna�cie...
Wnet jednak wzi�y g�r� nad nim snaatne my�li. Ka�dy bowiem przedmiot stoj�cy w pokoju, a by�o ich bardzo wiele, rani� go jak sztylet.
- Kto zechce wzi�� te graty? - m�wi� do siebie. - Czy ja b�d� m�g� wyprowadzi� si� kiedy st�d, kiedy ju� taka kl�twa wisi nade mn�; �e musz� ca�� wieczno��
przep�dza� w tym domu!...
Pan �ukasz by� jaki� znu�ony, wi�c zapali� �wiec�, rozebra� si� i leg� spa�.
Zasn�� twardo, bez marze�. Ale nast�pnego poranku przypomnia� sobie piekielne widzenia, jednostajn� wieczno��, brak celu w �yciu - i posmutnia�.
Str� przyni�s� mu bu�k� i troch� gor�cej wody. Pan �ukasz przyrz�dzi� sobie herbat�, wypi� j� i znowu medytowa� nad swym nieszcz�ciem.
W po�udnie ten sam str� zaopatrzy� go obiadem z taniej kuchni i wyszed� nic nie m�wi�c. Pan �ukasz by� pewny, �e ju� dzi� nie zobaczy twarzy ludzkiej,
a na miasto i�� nie �mia� obawiaj�c si�, a�eby mu nie przypomnia�o zbyt wyra�nie piek�a.
Wtem, oko�o czwartej, pocz�� kto� gwa�townie dobija� si� do drzwi. Pan �ukasz otworzy� i o ma�o nie pad� na ziemi�. Przed nim sta� adwokat Kryspin.
Starzec nie mog�c my�li zebra� milcza�. Adwokat za� by� jaki� niezadowolony. Wszed� na �rodek pokoju i rzek� pochmurnie:
- No, ciesz si�!... Wygra�e� spraw�, ale przed trybuna�em boskim!...
Szalona rado�� opanowa�a starca.
- Ja wygra�em spraw� przed trybuna�em boskim? - zawo�a�. - Jakim sposobem?... Wi�c mnie ju� nie wyrzuc� z piek�a?...
- Czy� zwariowa�, �ukaszu?... - spyta� adwokat zdziwiony.
- S�ysz� przecie, co m�wisz...
- Kiedy m�wi� - rzek� adwokat - �e� wygra� spraw� przed trybuna�em boskim, to znaczy, �e� j� przegra� w s�dzie ludzkim i �e albo musimy wynale�� kruczek
do nowego procesu, albo odda� twojej c�rce ten dom... Rozumiesz?...
Pan �ukasz pocz�� troch� rozumie�.
- Trybuna� boski... trybuna� boski... - mrucza� starzec, a potem nagle zapyta� adwokata:
- Za pozwoleniem!... Wi�ce� ty nie zgin�� w tym poci�gu, kt�ry si� rozbi�?...
- Ja nim nawet nie jecha�em. Ale co ty m�wisz, �ukaszu?
- Zaraz! - przerwa� mu starzec. - Wi�c nie zabi�e� si� i nie by�e� w piekle?
Do pokoju wpad� str� trzymaj�c w r�ku pantofel.
- Panie! - zawo�a� - jest pantofel, znalaz�em go za beczk�...
Pan �ukasz obejrza� sw�j pantofel i nie m�g� dostrzec na nim ani �ladu ognia.
- Wi�c i m�j pantofel nie by� w piekle?... - szepta� starzec.
- Ty masz bzika, �ukaszu! - krzykn�� rozgniewany adwokat. - Ja ci m�wi�, �e� przegra� proces, a ty mi pleciesz o piekle.
- Widzisz, mia�em wczoraj dziwny i przykry sen...
- Co tam! - przerwa� Kryspin - sen mara, B�g wiara!... Teraz nie o sny chodzi, ale o to, czy wynosisz si� z kamienicy, czy te� dalej procesujesz si� z c�rk�?
Pan �ukasz zamy�li� si�. My�la�, rozmy�la�, rozwa�a�, nareszcie rzek� stanowczo:
- Proces!...
- Tak to rozumiem! - odpar� adwokat. - Ale, ale!... By�a dzi� u mnie stolarzowa i powiedzia�a, �e odwo�ujesz licytacj� na ich ruchomo�ci. Czy to prawda?
Pan �ukasz a� skoczy�.
- A niech�e B�g broni! - wykrzykn��. - Wczoraj By�em troch� rozstrojony, obieca�em, �e cofn� licytacj�, i nawet (wstyd mi wyzna�) da�em babie dwa ruble...
Ale dzi� jestem ju� zupe�nie trze�wy i uroczy�cie odwo�uj� wszystkie nierozs�dne obietnice.
- No, tak! - rzek� adwokat z u�miechem, �ciskaj�c �ukasza za r�k�, - Teraz poznaj� ci�... Bo kiedym tu wszed�, wydawa�e� mi si� jakby innym cz�owiekiem!
- Ten sam, ten sam do �mi