6181
Szczegóły |
Tytuł |
6181 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6181 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6181 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6181 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gustaw Morcinek
W wiergu�owej dziedzinie
Ilustrowa� J�zef Marek
Ta ksi��ka przeznaczona jest dla Ciebie, m�ody Czytelniku. Mamy nadziej�, �e si�gniesz do kolejnych tom�w tej serii � rozpoznasz j� �atwo
po jednolitej szacie graficznej.
Wybiera� b�dziemy do tej serii
ksi��ki szczeg�lnie warto�ciowe
i popularne, zabawne i powa�ne,
takie, kt�re si� czyta
�jednym tchem" i takie, kt�re czytamy
powoli, smakuj�c ich urod�.
S�owem, b�d� to ksi��ki bardzo
r�ne, lecz ��czy je jedno:
zosta�y napisane w Ludowej Polsce.
Wydawnictwo ��l�sk"
Ok�adka: Zbigniew Rychlieki y
Uk�ad typograficzny: J�zef Worytkiewicz
Fotografia autora: Leonard Idziak
Wydawnictwo ��l�sk".
Katowice 1975. Wydanie I.
Nak�ad 50 261 egz. Ark. wyd. 19.0; ark. druk. 26,75,
Papier druk. mat. kl. V 70 g/m2 82X104 cm.
Oddano do sk�adania 19. 8. 1974 r.
Podpisano do druku 19. 12. 1975 r.
Druk uko�czono w styczniu 1976 r.~- /
Symbol 31883/L. Cena z� 25,�.
��dzka Drukarnia Dzie�owa,
��d�, Ul. Rewolucji 1905 r. nr 45. *~
Zam. 1656/A/75. T-15,
Wst�p
i
W dziesi�� lat po �mierci popularnego i powszechnie lubianego pisarza oddajemy w r�ce m�odych czytelnik�w wyb�r jego powojennych utwor�w dla dzieci i m�odzie�y.
Gustaw Morcinek pisa� dla dzieci i m�odzie�y wiele i ch�tnie; jego ksi��ki od z g�r� ^czterdziestu lat towarzysz� kolejnym czytelniczym pokoleniom, ucz�c^ prostych prawd o potrzebie dobroci ludzkiego serca, o potrzebie wsp�czucia ludzkiej biedzie i konieczno�ci przezwyci�ania spo�ecznego upokorzenia i pomagaj�c w zrozumieniu �ycia i pracy g�rniczego �l�ska, bo przecie� jego nade wszystko piewc� pozosta� autor Serca za tam� w pami�ci rzesz czytelniczych, licznych i wiernych.
Pisarz wyrozumia�y, �yczliwy i wsp�czuj�cy cz�owiekowi; przyci�gaj�cy m�sk�, tward�, troch� rubaszn� dobroci�, wype�niony wiar� w cz�owieka i ocalaj�cy to zaufanie do ludzi w najsro�szych opresjach losu � w takim kszta�cie utrwali�a si� najpierw powszechna opinia krytyczno--literacka o beskidzkim pisarzu i w takim przekazie pami�ci pragnie go zachowa� powstaj�ca na naszych oczach legenda.
Jak wszystkie legendy, tak i ta jest form� zbyt ciasn� i kus�, by pomie�ci� ca�e bogactwo zjawisk i proces�w li-
rackich, kt�re znalaz�y mniej lub bardziej wyraziste od-cie w tw�rczo�ci Gustawa Morcinka, decyduj�c o tre�ci go zainteresowa� pisarskich. Legendy upraszczaj� �ycie czyny ludzkie; upraszczaj� przez to przede wszystkim,
�5UL
dla stworzenia portretu, kt�ry potem przekazuje pa-i�� pokolenia nast�puj�cym generacjom, wydobywa si� 1 wierzch i wysuwa na plan najbardziej widoczny tylko
cechy, kt�re mo�na zdecydowanie nazwa�: dobre lub 2, bia�e lub czarne. Bowiem legenda nie zna p�ton�w
kszta�towaniu rys�w portretowanej postaci, nie intere-je si� p�cieniami, p�mrokiem panuj�cym na w�skiej anicy pomi�dzy dobrem i prawd� a z�em i k�amstwem,
znaczy tam, gdzie natura cz�owieka objawia si� w ca�ej amatycznej pe�ni wewn�trznej.
Jakim� wi�c by� naprawd� pisarzem Gustaw Morcinek jaka jest naprawd� warto�� jego tw�rczo�ci, bez roczni-iwych czy legendarnych os�on, po odrzuceniu ca�ego apa-tu kunsztownie pochlebnych i fa�szywych na og� s�d�w, kimi jeszcze za �ycia wik�ano pisarza w sid�a fatalnej gendy.
Nie by� dzieckiem szcz�cia, i nic nie przysz�o mu �a-'O, cho� wiele pisano o jego powodzeniu i �atwo�ci pisa-a. Wszystko, co osi�gn�� bardziej sobie zawdzi�cza�, ni� cz�ciu czy nawet �yczliwo�ci �udzi. Urodzi� si� w 1891 ku w Zag��biu Ostrawsko-Karwi�skim w rodzinie ro-rtniczej. Rodzinna Karwina, dzisiaj miasteczko w Cze-los�owacji, by�a w�wczas ma�� osad� g�rnicz� zamiesz-tn� przez Polak�w, Czech�w i Niemc�w. Wielonarodowa o�eczno�� osady wstrz�sana by�a licznymi, ruchami spo-^znymi: polscy i czescy g�rnicy raz po raz powstawali
przeciw obcym kapitalistom, przeciw czesko-niemieckiej administracji kopal�, walczyli o l�ejsze i bezpieczniejsze warunki pracy oraz o wy�sze zarobki. Strajki i manifestacje organizowano tak�e dla wyra�enia niezgody na germa-nizacyjne i czechizacyjne poczynania miejscowych baron�w w�glowych i nacjonalistycznej bur�uazji, w�adc�w i administrator�w tej bogatej, urodzajnej w w�giel ziemi. Nie do�� bowiem, �e odebrano g�rnikom prawo do ludzkiego �ycia mimo pracy nad si�y, nie do��, �e ich wyzyskiwano, wyp�acaj�c za d�ugie godziny roboty pod ziemi� g�odowe pensje, chciano im r�wnie� odebra� mow� polsk� oraz polskie poczucie narodowe. M�ody Morcinek nie jeden raz ogl�da� robotnicze pochody lub s�ucha� o nich rodzinnych opowie�ci.
Z tamtych lat dobrze pami�ta� n�dz�, szary karwi�ski pejza�, zadymiony, zasnuty mg�� py�u i dymu. Dzieci�stwo pisarza obrysowane by�o murem g�rniczych, .familo-k�w, wype�nione sieroctwem i" dotkliwie odczuwanym ub�stwem. Po �mierci w wypadku ojca, dom i kilkoro �i-dze�stwa przysz�ego pisarza utrzymywa�a matka. W losie Zeflika Motyczki z przedwojennego opowiadania Zgaszony p�omyk i w losie Gustlika z Czarnej Julki niejeden raz od�yj� te sprawy, dawne a przecie� nigdy nie zapomniane. Od najm�odszych lat pracowa�; ju� w szesnastym roku �ycia by� Gustaw Morcinek �adowaczem na kopalni �G��boka" w Karwinie. �yczliwo�ci ludzi, swej intensywnej pracy samokszta�ceniowej i zainteresowaniom czytelniczym, zawdzi�cza� mo�liwo�� podj�cia nauki w Seminarium Nauczycielskim w Bia�ej. Uko�czy� je i zosta� nauczycielem ludowym.
Dla dziecka rodziny robotniczej by� to awans niew�tpliwy, dla kandydata do spe�niania trudnych powo�a� pisarskich by�o to raczej niewiele. Wy�szej kultury literackiej w bielskim seminarium nie zdoby�, uczy� si� przede wszyst-
S-- .i'.
kim tego, co by�o najpotrzebniejsze w jego przysz�ej pracy: j�zyka polskiego, historii, matematyki, biologii i religii, kt�rej nie lubi� i z kt�r� mia� podczas egzaminu maturalnego znaczne k�opoty. Ze skarbca literatury polskiej pozna� w�a�ciwie to tylko, co przyni�s� romantyzm: inne utwory: Kasprowicza i �eromskiego, Reymonta i Orkana odkrywa� dla siebie podczas po�piesznych, m�odzie�czych lektur. Wra�enia z nich spami�tane, opowie�ci i legendy zas�yszane od matki w dzieci�stwie, kszta�towa�y wyobra�ni� przysz�ego pisarza, czyni�y j� podatn� na dzia�anie sentymentu i wra�liw� na urod� ludowej opowie�ci. Zetkni�cie z Kasprowiczem, piewc� ludzi ubogich oraz z Orkanem, pisarzem pokazuj�cym krzywd� najbiedniejszych, natchn�o Gustawa Morcinka �mia�o�ci� do wprowadzenia w pierwsze utwory los�w swych najbli�szych, upo�ledzonych i wyzyskiwanych g�rnik�w z rodzinnej Karwiny.
Popularny w latach trzydziestych i po wojnie debiutowa� p�no; od roku 1920 przez dziesi�� mozolnych lat przebija� si� ku literaturze, wykazuj�c wielki up�r i hart. Zrazu nie zwraca� na siebie uwagi oficjalnych znawc�w i s�dzi�w produkcji literackiej, bo nie m�g� zainteresowa� terminator w literaturze, toruj�cy sobie nowelkami i publicystyk� drog� do cieszy�skich i katowickich pism nauczycielskich i codziennych. Jego pierwsze utwory wykazywa�y zreszt� wiele podobie�stwa do prymitywnej i schematycznej ludowej literatury i w�a�ciwie jeszcze nic nie zapowiada�o w latach dwudziestych, i� m�ody skoczowski nauczyciel posiada talent, kt�ry zyska mu powodzenie i s�aw�. Pracowa� jednak nad sob� usilnie, poszukiwa� dr�g najw�a�ciwszych, temat�w sobie najbli�szych. �r�d�o natchnie� � oka�e si� niewyczerpanych � odkry� w dziejach swej ziemi i swego ludu, w historii �l�ska. O wszystkim, co by�o mu najbli�sze i najdro�sze pisa� w utworach: Serce za tam�, Wyr�bany chodnik, Chleb na kamieniu,
Gwiazdy w studni, Po kamienistej drodze i Wyorane kamienie, by wymieni� tylko ksi��ki najbardziej znane i najbardziej warto�ciowe.
Gustaw Morcinek by� zawsze pisarzem pracowitym i p�odnym. Pisa� powie�ci i opowiadania dla doros�ych ale te� bardzo du�o pisa� dla dzieci i m�odzie�y. Kocha� m�odych czytelnik�w i rozumia� dobrze ich potrzeby i pragnienia; zaczyna� pisa� w �atach, kt�re w dziejach psychologii i pedagogiki nosz� nazw� wieku dziecka i zaznaczy�y sw� odr�bno�� w por�wnaniu z epokami poprzednimi docenieniem bogatej i wra�liwej duszy dzieci�cej. Morcinek obserwowa� los dzieci najubo�szych, najbardziej upo�ledzonych" spo�ecznieT pozostawionych tylko sobie w tamtych okrutnych Herodowych czasach. Chcia� los dzieci robotniczych ukaza� w pe�nym �wieue,^by zwr�ci� uwag� spo�ecze�stwa na liczne dramaty najm�odszych i chcia� r�wnocze�nie rozja�ni� smutne dzieci�stwo swych m�odych bohater�w zapewnieniem o dobroci ludzkiego serca, o niewygas�ych uczuciach mi�o�ci do bli�niego i solidarno�ci z potrzebuj�cym pomocy. Pragn�� r�wnie� ukaza� Polsce sw� ziemi� rodzinn�, pracowit�, biedn� i nieszcz�liw�. By� jednym z pierwszych, kt�rzy wzi�li na siebie trud popularyzacji wiedzy o �l�sku; zadanie to wype�nia� przez ca�e �ycie.
Gustaw Morcinek by� pierwszym wybitnym pisarzem, kt�ry pochodzi� z �nieznanego kraju" i �nieznany kraj" opisywa�. Nieznany kraj � �l�sk by� w czasach jego debiutu ju� od o�miu lat cz�ci� pa�stwa polskiego, ale znajomo�� tej ziemi i jej mieszka�c�w by�a nik�a i powierzchowna. Apele Stefana �eromskiego o literackie za-
a
interesowanie si� �l�skiem, o wykorzystanie bogatych mo�liwo�ci tematycznych, kt�rych g�rniczy rejon m�g� dostarczy�, pozostawa�y w�a�ciwie bez odpowiedzi. Nowele i powie�ci Morcinka, zw�aszcza epicka powie��, pt. Wyr�bany chodnik, by�y pr�b� odrobienia za jednym zamachem wszystkich dawnych zaleg�o�ci i wprowadzeniem podstawowych spraw g�rniczego �ycia do literatury. To czego nie zdo�ali dokona� ani Jan Kasprowicz, ani Artur Gruszecki a pr�bowa�a dokona� Zofia Kossak, tego zdo�a� dopi�� Gustaw Morcinek. A sens dokonania i jego wielko�� zmierzy� mo�na jedynie znaczeniem, jakie dla polskiej �wiadomo�ci narodowej i literackiej mia�o wprowadzenie do pi�miennictwa artystycznego tematyki g�rniczego �l�ska w najr�niejszych wariantach: spo�ecznym, narodowym i produkcyjnym. By� Gustaw Morcinek tym pisarzem, o kt�rym pewien publicysta i dzia�acz mi�dzywojenny powiedzia� trafnie, i� dokona� cudu nad Odr�, cudu poznania i zrozumienia �l�ska przez Polsk�. Takie za� poznanie i zrozumienie specyficznej przesz�o�ci �l�ska, ziemi przez wieki oderwanej od Macierzy, obj�cie wyobra�ni� jego wielkiej patriotycznej ofiary w czasach powsta�czej walki o prawo powrotu do ojczyzny, mia�o wielkie znaczenie dla cementowania jedno�ci narodu, kt�ry wiek z g�r� �y� w zaborczych podzia�ach, oddalaj�c si� od siebie kulturalnie i gospodarczo.
Odkrycie przez Gustawa Morcinka �l�ska i �l�zak�w dla literatury polskiej, pokazanie tradycji narodowych spo�ecze�stwa �l�skiego, artystyczny opis codziennej g�rniczej egzystencji i pracy � to by�o nie tylko odkrycie nowych mo�liwo�ci pisarskich rozpozna� i penetracji, zreszt� rych�o rozszerzonej przez pisarstwo Poli Gojawi-czy�skiej i Haliny Krahelskiej, oraz wype�nieniem d�ugiej przerwy w literackich, niebogatych dziejach �l�ska, ale przede wszystkim wa�ny dla kultury narodowej czyn pisar-
10
ski. Bez zwartego bloku powie�ci i opowiada� Gustawa Morcinka polska literatura mi�dzywojenna nie wydawa�aby si� pe�na: brak�oby informacji o dzielnicy co dopiero inkorporowanej do ojczyzny, a tak aktywnej w jej �yciu spo�ecznym, gospodarczym i duchowym.
Prze�ywszy w obozie wojn� i wyeksploatowawszy w powojennej tw�rczo�ci temat obozowych do�wiadcze� i prze�y�, wkroczy� Gustaw Morcinek ponownie na zaniechan� zrazu �cie�k� g�rniczego tematu. Powsta� u schy�ku lat czterdziestych znakomity Pok�ad Joanny, dzie�o po dzisiejszy dzie� czytane i wa�ne, wielka panorama pracy i walki �l�ska, powsta�o wiele interesuj�cych powie�ci i opowiada� przedstawiaj�cych trud i rado�� budowy nowego �ycia.
Gustaw Morcinek wita Polsk� Ludow� jako spe�nienie swych najbardziej gor�cych pragnie� i marze�: ~p3�stwo_ robotnik�w i ch�op�w odwdzi�cza si� mu szacunkiem i zapewnieniem mo�liwo�ci udzia�u w �yciu spo�ecznym. Po wojnie Gustaw Morcinek to nie tylko sentymentalny i liryczny pisarz robotniczego �l�ska, ale tak�e dzia�acz, jako jego rzecznik w sejmie, publicysta walcz�cy o demokratyzacj� kultury, o radykalizacj� nastroj�w spo�ecznych.
Powoli wygasaj� w jego tw�rczo�ci charakterystyczne dla sentymentalnej powie�ci mi�dzywojennej naiwne i ckliwe w�tki. Powstaje powie�� Ondraszek, apoteoza buntu spo�ecznego, realizacja artystyczna w dojrza�ej postaci starego i niezwykle cz�sto opracowywanego w literaturze podania o Ondraszku. Powstaj� nowe zbiory opowiada�, dla dzieci i m�odzie�y wydaje pisarz najwi�cej, bo tak�e kilka tom�w ba�ni, legend i poda�. Pisze Czarn� Julk�,
11
i�s
M
'udasza. z Monte Sicuro, Siedem zegark�w kopido�a Rybki wreszcie G�rniczy zakon, utwory zamierzone ambitnie, )owa�nie. Zreszt� g�rniczy pisarz nie jest ju� samotny, �zia�a w aktywnym �rodowisku pisarskim, kt�re ju� na iw�j spos�b, ale przecie� z jego inspiracji, zajmuje si� )roblematyk� �ycia i pracy g�rniczego �l�ska. I to by�o ;hyba w �yciu pisarza, kt�ry przez lata by� synonimem �l�ska i jego ludzi najpi�kniejsze, i� odchodzi� od nas n grudniu 1963 roku przekonany, i� ziarno uznania i mi-o�ci dla ludzi w�gla i dla �l�ska, kt�re sia� pocz�� bez na�a p� wieku temu, obrodzi�o licznymi ksi��kami i powszechnym zainteresowaniem.
Powojenna tw�rczo�� Gustawa Morcinka jest znamien-lym powrotem do pisarstwa dla dzieci i m�odzie�y. Pisarz stara� si� przyswoi� m�odym czytelnikom nie tylko pro-alematyk� �ycia wsp�czesnego, kt�rej zawsze by� bliski i zna� j� dobrze, ale si�ga� tak�e w dalek� przesz�o��, ukazuj�c w noweli W Nysie na rynku starcia �ywio��w polskiego i niemieckiego na �redniowiecznym �l�sku, powr�ci� te� do zas�yszanych w dzieci�stwie i skrz�tnie p�niej zbieranych legend, poda� i ba�ni �l�skich.
Jest to tw�rczo�� � mimo wszystkie r�nice tematyczne � bardzo jednorodna w sposobie organizowania j�zyka, w snuciu narracji. Morcinek obrazki z �ycia wsp�czesnego opowiada jak zas�yszane od znajomych zdarzenia, tak�e powiarki �l�skie nie maj� charakteru roboty literackiej, s� prost� i bezpretensjonaln� opowie�ci�, przesycon� humorem, osadzon� w �l�skich realiach. Rzecz bowiem w tym, i� Morcinek do ko�ca �ycia zachowa� w�a�ciwo�� widzenia �wiata zgodn� ze �rodowiskiem, o kt�rym^pisze. Nie
ma tam �adnych udziwnie�, wszystko jest proste, wszystko zmierza do takiego ko�ca, kt�ry wyda� si� nam mo�e pouczaj�cy, liryczny, czy humorystyczny. Pisarz chce bowiem czytelnika swego uczy� i bawi�, odkry� mu urod� i zalety ziemi, o kt�rej zawsze w swych ksi��kach wyra�a� si� z entuzjazmem.
Bo je�li pytali�my na samym pocz�tku, jaki by� Gustaw Morcinek, odpowiedzmy teraz. By� pisarzem g��boko i prawdziwie kochaj�cym sw� ziemi� � �l�sk i dla tej wielkiej mi�o�ci wybaczy� mu musimy pewne sk�onno�ci do nadmiernego przesycenia jej opisu uczuciem, emocjami. By� pisarzem wiernym ludziom prostym i ci�ko pracuj�cym; by� prawdziwie demokratycznym od samego pocz�tku autorem, a po wojnie zbli�a� si� coraz bardziej do socjalizmu, aprobuj�c szczerze i bez ogranicze� jego rozwi�zania spo�eczne i ekonomiczne. By� pisarzem kochaj�cym w cz�owieku przede wszystkim to, co dobre, to, co pi�kne. Potrafi� o dobroci ludzkiego serc3~pisa�"-wzrusza-j�co, z�a nie rozumia� i dlatego przedstawia� je^zawsze troch� uproszczone. Poszukiwa� w �yciu rozwi�za� krzepi�-... cych, poniewa� pozostawa� zawsze � nawet w chwilach najci�szych � optymist�. W czasch licznych ksi��ek ukazuj�cych upadek cz�owieka, chcia� pisa� takie opowiadania i powie�ci, kt�re by czytelnikowi pozwala�y westchn�� z zadum� nad komplikacjami �wiata, uroni� �z� nad dol� cz�owieka, ale przede wszystkim wierzy� w dobro� i �agodno�� ludzkiego serca. By� jednym z ostatnich, kt�rzy pisa� chcieli ku pokrzepieniu serc, dla utrwalenia w ludziach nadziei i ufno�ci, i� jutro b�dzie lepsze od dnia wczorajszego.
Witold Nawrocki
.; ,��*
W Nysie na rynku
Zatrzasn�y si� ci�kie drzwi kowane, zazgrzyta� klucz w zardzewia�ym zamku i nasta�a cisza. Cisz� odmierza�y milkn�ce kroki. Kroki oddala�y si� i powoli rozp�ywa�y w mroku. Mrok za� spad� na oczy Miko�aja II Opolskiego. -�*"� �: �
Cisza by�a obmierz�a.
Oto przed chwil� jakby run�o strome, gotyckie sklepienie nieba z przejmuj�cym zgie�kiem. Teraz jest cisza podobna do umar�ego cz�owieka. To ju� kres wszystkiego. W uszach Miko�aja II krzyez�*"jeszcze_ludzie, wyje nyski mot�och, nawo�uj� si� jego wierni dworzanie, konaj� po kolei z charkotem na stopniach o�tarza u �wi�tego Jakuba. W oczach Miko�aja II pozosta� ra��cy b�ysk klingi w zachodz�cym s�o�cu. S�o�ce s�czy�o si� przez barwne witra�e pod stropem. By�o podobne do st�a�ej t�czy. Z t�czy wynurza� si� kolor rubinowy jak krew. Tamta klinga przeci�a rubinow� strug� �wiat�a, unurza�a si� w niej jakby we krwi i spad�a na przechylon� g�ow� Miko�aja II. Misiurka uchroni�a j� przed roz�upaniem na dwoje. A szkoda, �e uchroni�a!... Ksi��� Miko�aj II nie patrzy�by na swoj� ha�b�, �e jego, ksi�cia opolskiego, osacza miejska ha�astra i pokonanego wlecze do ratuszowej ciemnicy. Ha, nie sta�o ju� wiernych dworzan! Najwierniejszy z nich i najdzielniejszy, Witek z Witulasza, by�. ostatni. Potem ju� nie by�o innego ko�o ksi�cia. Wn�trze
� W wiergu�owej dziedzinie
17
ko�cio�a hucza�o zbe�tanym wrzaskiem miejskich �yk�w. Rami� ksi�cia mdla�o, miecz ubroczony krwi� ci�y� coraz bardziej i coraz s�abiej odpiera� ciosy. Kto� z boku wytr�ci� mu go z d�oni k�onic�. Miecz polecia� z brz�kiem na o�tarzow� mens�. I wtedy sko�czy�o si� wszystko.
Jak przez gruby mur pos�ysza� jeszcze triumfuj�cy wrzask miejskiej ha�astry. Szarpi� go, zdzieraj� ksi���ce szaty. Ubra� si� bowiem w najprzedniejsze, by godnie pokaza� si� tamtym wszystkim Piastowiczom, cesarskiemu namiestnikowi Szl�ska, Kazimierzowi z Cieszyna i swemu .zajad�emu adwersarzowi, biskupowi Janowi Rothowi z Wroc�awia.
Przez w�skie okno pod sufitem m�y teraz reszta dziennego �wiat�a i z wysi�kiem rozcie�cza zmierzch nast�puj�cy w ciemnicy. Ze �wiat�em przecieka poprzez kraty �ciszony be�kot rzeki Nysy, a za be�kotem wwala si� z ulicy grubia�ski rechot pijanych mieszczan.
Miko�aj II usiad� na �awie. Wymaca� j� w mroku d�o�mi. Ko�ci bol�, w g�owie huczy. Dudni w niej chyba tysi�c m�yn�w i m�ci my�lenie. W lewy k�cik ust sp�ywa s�ony smak krwi.
� �eby�cie diab�a zjedli, �ebo wypili! � zakl�� z pasj�. W drugim kra�cu ciemnicy prychn�� czyj� �miech. Ksi��� spojrza� zdumiony, lecz nic nie dostrzeg�, bo tam ju�
by�a g�sta noc.
� Kto tam? � zapyta�. Jakby lekka ulga wst�pi�a
w serce.
� A ty? Kto� ty taki? � pos�ysza� pytanie. S�owa zaszele�ci�y w mroku jak zesch�e li�cie.
Obruszy� si� ksi���. Ki� diabli? Kto �mie w ten spos�b odzywa� si� do ksi�cia?
� Nie gadaj po daremnicy! � warkn�� rozgniewany. Z pewno�ci� rzezimieszek to jaki�, socjusz pokaran za
18
kramarzenie ze s�u�ebn� swego majstra, mo�e jaki� klerycki wyp�dek, powsinoga obmierz�y.
� Jednakowi jeste�my, przeto pycha ju� zb�dna, ksi��� panie! � zaszele�ci� w mroku suchy g�os.
� Przecz wi�c pytasz, je�eli wiesz, i�em ksi���? Kto� ty taki? �ebrak?
� I ty� do �ebraka podobny, ksi��� panie.
� Milcz!
Odpowiedzia� nieprzyjemny chichot. Ksi��� zastanowi� si�, co tu uczyni�. Jakby ma�o by�o tego wszystkiego! Gorycz przelewa si� przez brzegi, a tamten dolewa jeszcze kroplami. Oto wstanie, podejdzie, trza�nie pi�ci� w chichocz�cy �eb weredny. Zanim jednak postanowi�, znowu tamten si� odezwa�.
� Wiem ci ja, �e� ksi��� Miko�aj II z Opola. Jam za� Gregorius bez nazwiska, wyp�dek klasztorny, klecha mi�uj�cy �ycie, a wraz z_�ycjem wolno�� waganta i wino...
� C� tti porabiasz? -v
� Siedz� i czekam. -^_^
� Na co czekasz? ~
� Na wyrok s�awetnego s�du miejskiego, tego samego, kt�ry ciebie, ksi��� panie, s�dzi� b�dzie.
� Nieprawda!
� A w�a�nie, �e prawda! Nie znasz, ksi��� panie, zajad�o�ci nyskich �yk�w. Nie tej biedoty podmiejskiej, bo to nasi, Szl�zacy, lecz tych przybusi�w, kt�rych twoi bracia Piastowicze do naszych miast sprowadzili. Oni to bowiem, ci przybusie, jako adherenci biskupa Rotha, zawzi�ci s� na ciebie. Bo jak oni wyparli naszych polskich mieszczan na przedmie�cia, pozbawiaj�c ich chleba i mienia, a co jest wasz� win�, ksi��� panie...
� Jak to nasz�?
� Rzek�em ju�, �e wam, Piastowiczom i Piastom chy-ha diabe� po�wieci�, by ich sprowadza� z Flandryjej i znad
19
Renu na nasz� i twoj� zgub�, ksi��� panie. To oni dzisiaj w nocy s�dzi� b�d� ci� zaocznie, by si� za spraw� biskupa Rotha pozby� ostatniego ksi�cia Piasta, kt�ry jeszcze czuje i my�li po naszemu...
� Po jakiemu?
� � Po polsku! D�ugo dybali na ciebie, a� przydybali. Biskup Roth, potem namiestnik Szl�ska, Kazimierz cieszy�ski, potem jeszcze insi Piastowie, Podiebradowie, W�adys�aw Jagiello�czyk...
� Kto� ty? � zapyta� zdumiony ksi���. Nie widzi m�wi�cego w mroku. Z mroku wybiegaj� szeleszcz�ce s�owa z pio�unem w go�ci�cu. �eby diab�a zjad�!
� Kto� ty? � zapyta� powt�rnie, bo tamten jakby si�
namy�la�.
� Rzek�em ju�, ksi��� panie, �em niedosz�y braciszek zakonny, Gregorius bez nazwiska, k�aniaj�cy si� Naj�wi�tszej Panience i s�o�cu na niebie, poganin szpetny...
� Milcz! Albo raczej gadaj po ludzku, a nie po fran-towsku. Co tu porabiasz? Sk�d jeste�? Sk�d wiesz, �em
ksi��� opolski?
� A wiem! Ja du�o rzeczy wiem. M�j ojciec jest twoim pa�szczy�nianym ch�opem, kt�ry nie p�aka� za twego �ywota, ksi��� panie, a teraz b�dzie p�aka�...
� Nie rozumiem!
� Zrozumiesz, ksi��� panie, gdy powiem. M�j ojciec nie p�aka� z innymi ch�opami, twoimi poddanymi, bo by� twoim poddanym. A p�aka� b�dzie, gdy twe w�o�ci zagarnie biskup Roth lub jego adherenci. Wtedy m�j ojciec stanie si� ich poddanym, z kt�rego tamte pany sk�r� �upi� b�d�, w najemnego otroka przemienia. Ha, p�aka� b�dzie m�j ojciec, jak p�aka� b�d� wszyscy twoi ch�opi,
ksi��� panie! -
� Ale kto� ty? � zapyta� po trzeci raz. Dziwnie bowiem m�wi �w cz�owiek;- kryj�cy si� w mroku.
20
~~ ...a jam wolny, bo mnie chroni habit mnisi. Tylko �e mi obmierz�, przeto siedz� w loszku. Mnie chyba ka�� jutro zamiata� rynek, jako infamisowi... A zamiata� b�dzie co... � urwa�.
� Dlaczego?
� Wszak jutro ci, ksi��� panie, mistrz oprawczy g�ow� zdejmie.
� Milcz, przebrzyd�y kruku!
� ...a potem mnie wy�wiec� z miasta i na gardle pokara� przyrzekn�, je�elibym wr�ci�. Nie wr�c�, nie!... Niedo-czekanie ich! Gdyby� by� wolny, ksi��� panie, a mocny, wr�ci�bym ch�tnie z twoimi ceklarzami, czy najemnikami, czy z zacnym �o�nierstwem. Poszed�bym z tob� Nys� zdobywa�. R�n��bym tych nyskich skurczybyk�w, t�pym kozikiem rozpruwa�bym ich ka�duny, toczy�bym ich plugaw� krew, by j� mog�y psy ��opa� i by wieprze mog�y roznosi� mieszcza�skie �cierwo pa.bruku. Skrzykn��bym ch�opstwo niewolne, skrzykn��bym podmiejsk� go�ot�, uczyni�bym za twoim rozkazaniem, ksi��� panie, poruszenie szl�skiej biedoty przeciw tamtym przybusiom!...
Nasta�a cisza, a w ciszy szele�ci� wartki oddech wzburzonego cz�owieka. Jakby si� mocowa� z mnogim przeciwnikiem. Ksi��� za� by� zdumiony, gdy� po raz pierwszy s�ysza� takie s�owa pe�ne waru i jakby spod jego serca wyjmowane. Dziwny to, przedziwny cz�owiek!
� Pytasz si�, ksi��� panie, co przewini�em? � podj�� znowu tamten w ciemno�ciach u�agodzonymi s�owami. � Ha, pokuma�em si� z wagantami i scholarami, w��czy�em si� z nimi po �wiecie, patrzy�em na ch�opsk� ci�ob�, p�aka�em w skryto�ci, bo by�em bezsilny, a r�wnocze�nie szuka�em guza i grosika na wino. Uda�em si� przeto do przekl�tej Nysy, gdzie z pr�n� kalet� j��em udawa� nabo�nego pielgrzyma id�cego z Rzymu, a zbieraj�cego pieni�dze na odnowienie grobu �wi�tego Piotra. Liczy�em, �e
na zje�dzie szl�skich ksi���t b�dzie liczne zbiegowisko i �acno grosz wycygani�.
� Od tej biedoty ch�opskiej i podmiejskiej? � zadrwi�
ksi���.
� Nie od niej, lecz od �yk�w miejskich, kt�rzy z dalekiej Flandryjej i znad Renu kup� si� zbiegli do Nysy. Ale nie liczy�em si� z tym, �e z rudym i do garbatego diab�a podobnym biskupem Rothem zjedzie tu regiment klech�w. Po�apali si� na bogobojnym oszustwie, schwyta� kazali i do loszka wtr�cili.
� I dobrze uczynili!
� Nie m�wi�, �e �le uczynili. Niedobrze jednak uczyni�, �e jutro, ksi��� panie, zdejm� ci g�ow� na rynku. Zajadli s� bowiem wszyscy na ciebie. Od biskupa Rotha pocz�wszy, a sko�czywszy na ostatnim �yku. Polskie masz bowiem serce, a nie niemieckie. Zawad� im jeste� w drodze. I zuchwa�e my�li snu�y ci si� w g�owie. Oto Szl�sko chcia�e� do Polski doprowadzi�. Zamierza�e� dzia�a� na przek�r samemu W�adys�awowi Jagiello�czykowi. My�lisz, �e temu polskiemu kr�lewiczowi chodzi�o o Szl�sko? Diab�a zjad�! Jemu chodzi, by zosta�o przy czeskiej koronie, a nie przy polskiej. Biskup Roth z piek�a rodem to jego poplecznik. Namiestnik szl�ski, Kazimierz z Cieszyna, tu jego poplecznik. A ci wszyscy pociotkowie piastowscy ju� dawno sw� dusz� diab�u zaprzedali, a swoje ksi�stwa Habsburgom, czy Janowi z Podiebradu, czy uherskiemu Maciejowi Korwinowi, czy jego b�kartowi, Janowi Kominowi. A ty porwa�e� si� na wszystkich. Nie zradzi�e�, jak ja nie zradz�, by ciemi�one ch�opstwo i szl�sk� go�ot� podmiejsk� skrzykn�� i powie�� ich na tamtych cudzoziemskich pasibrzuch�w. Uczyni� to inni...
� Kiedy?
� Nie wiem. Ale kiedy� to si� stanie.
Ksi��� Miko�aj II s�ucha� zdumiony. Dziwne bowiem
22
s�owa tamtego klechy. Nie spos�b nieci� gniew w sercu za jego zuchwa�o��, gdy� istotnie m�wi prawd�, aczkolwiek ona gorzka.
Nasta�a przejmuj�ca cisza. Pod �cian� zaszele�ci�a s�oma, a przez krat� w okienku sp�ywa� daleki szum rzeki Nysy.
� Sk�d u ciebie takie my�li? � zapyta� w ko�cu ksi���.
� Chodz�c po �wiecie mia�em otwarte oczy.
� Hm! � mrukn��. A potem podj�� oci�gaj�co: � Powiadasz klecho, �e miejski s�d ska�e mnie na �mier�? Mylisz si�! Jam ksi��� i nie podlegam jurysdykcji miejskich �yk�w.
� By� mo�e, ksi��� panie! Jam nie bieg�y w takich sprawach. Ale biskup Roth, syn Lucyfera, inaczej my�li. On to ka�e uczyni�.
� Kraczesz! � �achn�� si� ksi���. Znowu go ogarn�� gniew. Oto podejdzie i pi�ci� wt�oczy tamte klesze s�owa do kleszego gard�a. Pop�Tfltwy by� bowiem wielce i skory do gniewu. Poniek�d zdawa� sobie spraw�, i� ta pop�dliwo�� winna wszystkiemu. Ona by�a^jpowodem, �e rzuci� si� bez opami�tania na Kazimierza z Cieszyna i na biskupa Rotha. Przybieg� bowiem Witek z Witulasza i rzek� szeptem:
� Mi�o�ciwy panie! Zamierzaj� ci� otru�. Z kuchni bie�� do ciebie. Ochmistrz, obania�y Grotius, trunek dla ciebie szykuje. Z flakonika kapa� zielonkaw� trucizn� do twego puchara. �mia� si� i powiada� do s�u�ebnej Edyty, i� to wino dla polskiego szczura. Nie pij, mi�o�ciwy panie, toastu, gdy podadz� wino. Wylej!...
Ksi��� nie dos�ucha� ostatnich s��w. Porwany nag�ym gniewem doby� miecza i skoczy� do pan�w po drugiej stronie sali. Otaczali zasuszonego biskupa Rotha. Biskup Roth o czarnych, bazyliszkowych oczach, szuszka� co� do ucha �ysemu wymoczkowi cieszy�skiemu, Kazimierzowi. Obaj patrzyli spode �ba na Miko�aja.
� Ha, niedoczekanie! � wrzasn�� Miko�aj i skoczy�. Roztr�ci� pan�w sz��skich, rakuskich i czeskich, i pchn�� mieczem biskupa Rotha. Biskup kwikn�� jak zarzynane prosi� i rymn�� na wznak na posadzk�. �eb sobie troch� rozbi�. Potem Miko�aj pchn�� Kazimierza z Cieszyna. Przebi� mu rami�, bo Kazimierz uchyli� si� przed ciosem. Wtedy panowie run�li na Miko�aja...
Teraz przypomina sobie, jak to by�o. Trudno mu zebra� my�li i obrazy, bo w g�owie huczy tysi�c m�yn�w. W�adys�aw Jagiello�czyk, biskup Roth, Kazimierz z Cieszyna! Przekl�ci! Po tysi�ckro� przekl�ci!
� Po tysi�ckro� przekl�ci! � wo�a�, biegaj�c po ciemnicy. Potyka� si�, zrywa�, znowu biega� w k�ko jak zwierz w klatce. �ciska� skronie pi�ciami.
� Uspok�j si�, ksi��� panie! � ocuci� go spokojny g�os z mrok�w. Jaki� dziwny g�os! Jakby matka po�o�y�a d�o� na jego czole. Pami�ta, pachol�ciem by�, gdy tak uczyni�a. Ciska� si� wtedy, tarza� po kobiercu ze z�o�ci, no�em przebi� obiecywa� koniuszego Donocika, bo mu konia, tego ulubionego Brauna, ochwaci�. Przysz�a matka i po�o�y�a d�o� na g�owie. Jakby r�k� odj��. Znik� gniew. A potem p�aka�, matka za� tuli�a go do siebie i znowu g�aska�a po g�owie.
To by�o bardzo dawno. To by�o tak bardzo dawno, jakby tego wcale nie by�o. A dzia�o si� na opolskim zamku. W okr�g�ej wie�y by�y kr�te schody, kt�re wiod�y na wykusz uczepiony wie�owej kalenicy. Z kalenicy lecia�y oczy na skraj �wiata. Matka trzyma�a synka Miko�aja za r�k� i wskazywa�a na dalekie pola polskie-opolskie, jak je zwyk�a nazywa�.
� To ani czeskie, ani taku�kie, ani uherskie, tylko polskie-opolskie � prawi�a matka. Malutki Miko�ajek patrzy� i zapami�ta�, �e to ziemie polskie-ppolskie, a niczyje inne. Ojciec Miko�ajas Miko�aj I Opolski, u�era� si� o nie
24
z Jerzym Podiebradem. Synek tymczasem r�s� i m�nia�. Potem pani matka umar�a. Przed �mierci� kaza�a przywo�a� Miko�aja i jego brata Jana.
� Ty� starszy � rzek�a do Miko�aja. � Ty b�dziesz ksi�ciem na Opolu. Pomnij, co ci rzekn�! � i skin�a na patra Joachima, kt�ry sta� podle �o�nicy z grubym zwojem pergamin�w. � Czytaj, patrz�, bo to twoje my�li! I moje roz��czenie z wami wszystkimi! � rzek�a cicho.
Pater Joachim roztoczy� pergaminy, zawieraj�ce kronik� D�ugosza, i czyta� po �acinie. T�umaczy� ka�de s�owo, sk�adnie i wyra�nie, a� wysz�o matki przykazanie:
�Szcz�liwym mieni� siebie i wsp�czesnych, �e oczy nasze ogl�daj� ziemi� ojczyst� w jedno po��czon�...�
� To mowa o wschodnim Pomorzu, kt�re Polska odzyska�a � wyja�ni� pater Joachim. A potem zn�w zacz�� czyta�, t�umacz�c na polskie, jako �e ani Miko�aj, ani Jan nie umieli jeszcze �aciny.
� ...�ale jeszcze szcz�liwym mieni�bym si� i s�odszy mia�bym odpoczynek w grobie,' gdybym zag�aska Boga doczeka� si� odzyskania i zjednoczenia Szl�sTcSr z -Polsk�*.
Sko�czy�, zwin�� pergaminy i stan�� podle �o�a pani matki.
� S�ysza�e�, Miko�aju? I rozumia�e�? � zapyta�a s�abym g�osem ksi�na pani.
� S�ysza�em i zrozumia�em, pani matko! � rzek� Miko�aj.
� To jest moje przykazanie dla ciebie, Miko�aju. Je-�eli� mi rad i pragniesz, bym mia�a s�odszy wypoczynek w grobie, szl�sk� ziemi� polsk�-opolsk� do Polski przyprowadzisz.
Pani matka umar�a, a Miko�aj czyta� D�ugosza, preceptora syn�w kr�lewskich. Nauczy� si� ju� bowiem �aciny i teraz cz�sto rozmy�la� nad jego s�owami. Chwilami zasta-
25
nawia� si�, czy poradzi wykona� wol� pani matki. Wszak naoko�o rozdrobnione ksi�stewka piastowskie, Piastowie i Piastowicze k��c� si�, nastaj� wzajemnie na swoje �ycie, poparcia u s�siednich wielmo��w szukaj�, u Jerzego z Podie-bradu, u Kazimierza Jagiello�czyka, u Macieja Korwina, u jego b�karta, zowitczynego syna, Jana Korwina, u kr�lewicza W�adys�awa Jagie�lo�czyka, u papie�a, ba, zgo�a u Hohenzollern�w! Gotowi szuka� poparcia u samego diab�a, by s�siadowi-Piastowiczowi wydrze� jakie� pod�e miasteczko, by nape�ni� puste kalety zdobycznymi talarami. Kalety ksi���ce by�y bowiem podobne do �ebraczych kobieli. Czarny m�r przeci�ga polami-opolami, najemne �o�dactwo oblega miasta, wyrzyna ch�op�w i mieszczan, obcina uszy i nosy, gwa�ci niewiasty, rozwleka dziwn� chorob�, podczas kt�rej ludzkie cia�o wrzodzieje i gnije jak u kr�la Heroda. Kr�l Herod godzi� na �ycie Dzieci�tka Bo�ego, wi�c s�uszna kara. Sk�d jednak ta kara spad�a na ch�op�w i mieszczan? Mieszczanie, to �yki, lecz ch�op i tak ju� skrzywdzony. Mo�e dlatego, �e nie chce pogodzi� si� ze swoim losem, �e zmawia si� po nocach, sposobi, czerwonego kura obiecuje, brusi topory i no�e, krzemieniem nabija maczugi i r�n�� pan�w zapowiada? Czy�by dlatego? A mieszczanie? Ci chyba karani herodow� niemoc� za to, �e szwabi� i nieuczciwie kupcz�, �e z nich lichwiarze, liczykrupy i p�aczypieni�dze, �e gotowi wesz gna� do Rzymu za p�toraka...
� Winien W�adys�aw Jagiello�czyk, kr�l czeski! � podrzuci� mu g�os w ciemnicy.
Ksi��� ockn�� si� z zadumy, spojrza� w mroki.
� My�li czytasz? � zapyta� z zabobonnym l�kiem.
� Wiem, co w tej chwili my�lisz, ksi��� panie! � odrzek� tamten dwornie. � Szukasz przyczyny z�a, a nie wiesz, �e z�o tkwi we W�adys�awie Jagiel�o�czyku. On winien wszystkiemu.
26
� Sk�d wiesz, �e o tym my�l�? Z diab�em zawar�e� pakt?
� Z diab�em ty, ksi��� panie, zawar�by� pakt o dusz�, �eby m�c na swoim postawi�.
� O czym m�wisz?
� �eby Szl�sko mog�o wr�ci� do Polski.
� Sk�d wiesz?
Odpowiedzia� mu nieprzystojny chichot. Posypa� si� z mroku na kszta�t ci�ni�tej gar�ci owsa. Pami�ta, w dzie� �wi�tego Szczepana kapelan zamkowy cisn�� mu w twarz gar�� owsa. Uk�u�o, zabola�o.
� �eby� pami�ta�, i� szpetni poganowie �wi�tego m�czennika, or�downika wiernych, do nieba wzi�tego Szczepana, niecnie ukamienowali! � rzek� wtedy kapelan.
� Do nieba wzi�tego? � pomy�la� teraz ksi���. � A mo�e tamten w mrokach, to sam diabe�? , ,
Niepokoi� go bowiem"- �w dziwny\ Sztewiek. Ukryty w mrokach gada, a ksi�ciu si� wydaje, �e t�^ mrok gada. Mo�e to wi�c diabe�? Wiadomo, diab�y mog�^pK^bra� r�n� postur�. Uczenie o tym prawi� pater Joachim, stukaj�c zakrzywionym paluchem po �Cezarze z Heisterba-chu�, kt�ry szeroko rozwodzi� si� o demonach i grzesznych ich sprawkach.
� A mo�e to sam diabe� ponukn�� mnie do tamtego niedosz�ego zab�jstwa? � zastanowi� si�. Ugodzi� mieczem biskupa Rotha, lecz go nie zabi�. Ostrze miecza ze�lizn�o si� po drucianej koszulce i chocia� biskup Roth przewr�ci� si�, uczyni� to raczej z przera�enia. A szkoda! Kt� by przypuszcza�, �e pod ornatem nosi drucian� koszulk�? Pchn��by mocniej. Godniej post�pi� Kazimierz z Cieszyna. Uchyli� si� i chocia� ranny, si�gn�� po sw�j miecz. Panowie uczynili to samo. Powsta� rumor i wrzask, przyskoczyli dworzanie Miko�aja i gdy jedni zas�aniali swego ksi�cia, inni zasi� wiedli go kru�gankami i pilili, �e-
27
by ucieka�. Wybiegli na ulic�, a za nimi wybieg� zgie�k pan�w. Miko�aj schroni� si� z kilku dworzanami w ko�ciele �wi�tego Jakuba. Dobrze to wykoncypowa� wierny Witek z Witulasza. Wiedzia� bowiem, �e azylum znajdzie w ko�ciele ka�dy. Wszak synod w Toledo w roku 1681 orzek�, �e nie tylko sam ko�ci�, lecz trzydzie�ci krok�w naoko�o ko�cio�a stanowi azylum dla �ciganego cz�owieka. Witek z Witulasza powi�d� ksi�cia do o�tarza. Na o�tarzu sprawuje si� misterium m�ki Pa�skiej, a wi�c najzajadlej-szy nawet wr�g musi si� �achn�� i odst�pi�. Inaczej sta�by si� �wi�tokradc� i zniewa�y ciel em majestatu boskiego. Witek z Witulasza i Miko�aj II nie znali jednak nienawi�ci nyskich Niemc�w. Te �yki zniewa�y�y azylum, zniewa�y�y majestat boski, zniewa�y�y uchwa�� synodu tole-da�skiego, wpad�y do ko�cio�a z k�onicami, toporami, z rze�nickimi no�ami i niepomni, �e �wi�to�� chroni �ciganych, j�y naciera�. Bronili go dworzanie, najdzielniej broni� Witek z Witulasza. Ksi��� spostrzeg� w tumulcie bitwy, jak do ko�cio�a wpad� biskup Roth z panami, jak pobieg� do o�tarza i zach�ca� �yk�w, podjudzaj�c ich s�owem bo�ym. Jak bardzo w onej�e chwili podobny by� do czarta. Sta� bowiem w rubinowym �wietle, przecedzonym przez witra�, i wygl�da� jak maszkara unurzana we krwi. W podniesionej d�oni trzyma� krzy� wysadzany rubinami i brylantami ze z�otym Chrystusem, b�ogos�awi� nacieraj�cym �ykom i udziela� im rozgrzeszenia z tamtego grzechu, i� zniewa�aj� o�tarz...
Miko�aj patrzy teraz w mroki i prze�ywa ponownie on� scen�. To nie byli ludzie, to by�y rozjuszone diab�y rycz�ce. Wynurza�y si� spod kolorowych �uk�w gotyckich, spod kolumnady, t�oczy�y si�, napiera�y... Dworzanie ksi�cia k�adli si� i konali. Ostatni leg� Witek z Witulasza przebity rze�nickim szpikulcem jak lanc�. A potem tamten b�ysk klingi...
A opodal sta� biskup Roth, podobny do szatana i blo gos�awi� �ykom.
� A mo�e� ty diab�em? � zwr�ci� si� w mroki.
� Nie diab�em ci ja, ksi��� panie, lecz nabo�nym mnichem. I got�wem ci� na bogobojn� �mier� przyprawowa�, by twoja rogata dusza do nieba pow�drowa� mog�a. Zanim jednak umrzesz, pami�taj, ksi��� panie, o testamencie, a w testamencie o krzywdzie swoich ch�op�w. A co do twojej �mierci... Pokumanym, ksi��� panie, z nyskim mistrzem oprawczym, Augustem Kollefflem, gdy� lubi jak ja zagl�da� do dzbana i chocia� ludziom �by �cina, weso�a dusza mieszka w jego w�ochatym ka�dunie. A przede wszystkim z jego nadobn� c�rk�, bogat� we wdzi�ki Ma�gorzat�, �as� na m�skie pieszczoty. Nie o tym jednak�e chc� prawi�, ksi��� panie. Mistrz Kolleffel posiada miecz szeroki i d�ugi. Pod r�koje�ci� wyryty napis nabo�ny. Pami�tam, bo d�ugo mu si� przypatrywa�em". K�I�efM rechota� jak wieprz i �askota� mnie onym mieczem po karku. Ma�gorzata piszcza�a, pe�na niecierpliwo�ci, gdy� j� wart--ka krew ponosi�a. Odtr�ci�a ojca i powiod�a mnie do komory. A mistrz Kolleffel rechota� i trzyma� si� za brzuch. Ale nie o tym chcia�em m�wi�. Chodzi o ten napis nabo�ny. Pami�tam dobrze, bo mu si� d�ugo przypatrywa�em. /
� Nic mnie to nie obchodzi, przebrzyd�y klecho! � warkn�� ksi���.
� Obchodzi, ksi��� panie, obchodzi! Napis �w sk�adnie u�o�ony w niemieckim j�zyku prawi�, �e �Hier stehe ich hoffe nebst Gott zu wichten Recht, Jezu Christi du bist mein Richter und ich der Knecht...� A po drugiej stronie g�osi� takie s�owa: �O Hen, nimm diesen armen Siinder auf in dein Reich damit er kann selig werden vor einem gliicklichen Streich...� A pod onym napisem widnia�a p�naga, piersista dziewica, podobna do Ma�gorzaty,
29
V
z przewi�zanymi oczami, a pod jej stopami by� napis �Iustitia�.
� Dlaczego mi o tym prawisz?
� My�l�, ksi��� panie, �e to zajmuj�ce. Przywyk�e� na dworze, �e bawi ci� b�azen. Przywyknij, �e i w tym loszku bawi ci� b�azen. Tamten gada� ci o mi�o�ci, ja ci gadam
0 �mierci. Nie my�l jednak o tamtej nabo�nej sentencji katowskiej. Wymy�li� j� sam Kolleffel, by uciszy� swoje robaczywe sumienie.
Nasta�a cisza. Nyskie dzwony rozdzwoni�y si� nadaremnie, lecz rych�o zamilk�y. Przez okienko pod sklepieniem zagl�da�y gwiazdy. Mi�dzy gwiazdami tkwi� ksi�yc. W ciszy zaskrzecza�a tr�ba halabardnika, kt�ry czuwa� na miejskiej baszcie i �lepi�, czy czerwony kur nie pieje na czyjej� kalenicy. Psy poszczekiwa�y jak przez sen. Ludzie ju� spali.
Ksi��� s�ucha� tej osobliwej ciszy i powoli dopuszcza� do siebie my�l o �mierci. Odpiera� j� coraz s�abiej, ona za� by�a natarczywa jak tamta ho�ota w ko�ciele �wi�tego Jakuba. Z pewno�ci� w tej chwili biskup Roth i ksi��� Kazimierz z Cieszyna, i wszyscy panowie z ksi���cego zjazdu, i rajcowie z burmistrzem na czele wadz� si� o jego �ycie. Nie! Nikt si� nie wadzi! Wszyscy s� jednakowej my�li. Wszak wszyscy pragn� zniszczy� polskiego przeciwnika, zaka�� piastowskiego rodu, przekl�tego Miko�aja II!..,
Jedynie nieliczne mieszcza�stwo polskie, co jeszcze osta�o si� na nyskim przedmie�ciu, z pewno�ci� zastanawia si�, jak uratowa� swego ksi�cia. Niczego nie uradz�.
Uradz� tamci na zamku!
Miko�aj wyobra�a sobie, jak onemu nocnemu zebraniu przewodzi biskup Roth. Za d�ugim sto�em siedz� panowie
1 �yki miejskie, i radz� w zgodzie. Jak panowie bracia. Przepad�a r�nica mi�dzy mieszczaninem a ja�nie wielmo�nym ksi�ciem, bo ich pojedna�a nienawi�� do Miko�a-
ja II... Radz� i raduj� si�, �e nareszcie pozb�d� si� k�-kolu spo�r�d pszenicy. Tak to zwyk� okre�la� biskup Roth. Oto wszyscy ksi���ta pod��aj� ochoczo w ramiona Hohenzollern�w czy pod cienie czeskiej korony W�adys�awa Jagiello�czyka, �krala dobfe� � jak go nazywali czescy panowie, czy pod ber�o Jana Korwina, kumaj� si� z Podiebradczykami, w istocie za� wiedzie wszystkich chytry biskup Roth na flukta polityki Hohenzollern�w. Radz� w tej chwili, jak si� pozby� k�kolu z pszenicy. Leb �ci�� i zbyte! Pow�d jest wa�ki, gdy� porwa� si� niecnie na samego biskupa, zast�pc� papie�a! Porwa� si� na samego namiestnika, zast�pc� kr�la czeskiego! Panowie umywaj� r�ce. Podobnie jak Pi�at umy� r�ce, wydaj�c Chrystusa Pana na �mier�. Niech rajcowie s�dz�, bo w ich Nysie sta�a si� ta nies�ychana zbrodnia. W biskupa godzi�, to jakby w Boga godzi�. W namiestnika uderza�, to jakby w samego kr�la uderzy�. Ha�ba spadnie na Nys�, kr�l si� pogniewa, papie�-mterdykt rzuci. O je-rum, jerum!... Niech wi�c �ykowie nyscy swe"Y�ce ksi���c� krwi� skalaj�. Kto� tam mo�e sprzeciwia si�, p*dwiad_a, i� lo niezgodne z prawem, �e tylko kr�lewski s�d mo�e wyda� wyrok na ksi�cia. Nieprawda! �eb �ci�� i zbytek! Tak jest. �eb �ci��!...
Biskup Roth podjudza zebranych krucyfiksem. Podnosi go i �lepi nim w oczy pan�w i rajc�w. Krzy� jest z�oty, a na nim rozpi�ty Chrystus Pan. Chrystus Pan u�miecha si� i przytakuje s�owom biskupa Rotha. Tak twierdzi zaperzony biskup. Oczy jego p�on�, usta szepleni� s�owa pe�ne jadu. Panowie patrz� i widz�, �e z�oty Chrystus, rozpi�ty na z�otym krucyfiksie, przytakuje z�ot� g�ow�. A wi�c �mier� Miko�ajowi!...
Cisza w ciemnicy tak wielka, �e a� w uszach dzwoni. Mnich wida� usn��, bo spokojnie oddycha. Miko�aj nie mo�e usn��. Jemu pisane patrze� w j�dro swej kl�ski.
31
Ludzie w mie�cie tak�e �pi�. Chyba nie wszyscy? Kto� go tam mo�e lutuje w polskich s�owach, jaki� scholar czy wagant uk�ada rzewn� ballad� o ksi���cej krzywdzie, a dziewczyny wyszeptuj� pacierze po polsku, prosz�c o boskie zmi�owanie dla ich ksi�cia opolsko-pol-skiego.
Rzeka Nysa be�koce w ksi�ycu i przelewa srebrn� wod�. Miko�aj nie widzi jej srebrnej wody w ksi�ycu, lecz przypomina j� sobie, gdy z opolskiej wie�y zamkowej patrzy� na srebrne wody Odry. Szmer Nysy dochodzi poprzez kraty i pragnie uciszy� wzburzone my�li.
Nie zdo�a uciszy�!
Ha, pobit Miko�aj II na Opolu! Sromotnie pobit! Nie spe�ni si� przykazanie pani matki, nie spe�ni si� przykazanie jego rogatego serca. Je�eli mu na isto przyjdzie po�o�y� g�ow� na pniu katowskim, mo�e brat jego Jan dokona dzie�a? Nie, brat Jan, ksi��� opolsko-raciborski, tego nie dokona. To niezgu�a! Jak p�aszczy� si� i p�aka�, gdy Maciej Korwin pojma� ich w niewol� i trzyma� w wie�y. Tyle a tyle talar�w, ho�d na rynku opolskim � a puszcz� was! Tak prawi� Maciej Korwin. I gdyby nie brat Jan, hardy Miko�aj nie by�by z�o�y� ho�du. Ksi��� Jan p�aka� jak baba. Powiada�, �e chce �y�, �e on m�ody, �e przez up�r brata skazany na gnicie w wie�y. Dobrze wi�c. Przyszed� Maciej Korwin, wys�ucha�, skin�� g�ow� i za kilka dni dokona�a si� piastowska ha�ba na rynku opolskim. Miko�aj II, ksi��� na Opolu, i brat jego Jan, ksi��� opolsko-raciborski, z�o�yli ho�d uherskiemu dra-pichrustowi i wyp�acili mu sporo grzywien. �eby diab�a zjad�!...
Ile� to radosnych z�udze� mami�o Miko�aja, gdy W�adys�aw Jagiello�czyk obj�� tron czeski po Jerzym Podie-bradzie. Okaza�o si� jednak, �e to monarcha ulepiony z piernika, przezwany �kralem dobrze�, jako �e na wszyst-
32
ko si� zgadza i powiada: � Dobrze! Ust�pliwy i popierany przez uherskich i czeskich pan�w za swoj� powolno��. Gdzie� mu tam w g�owie przy��czenie Szl�ska do Polski! Odgania on� my�l i truchleje, �e uszczupli�by swoje kr�lestwo czesko-uherskie, gdyby tak mia�o si� sta�. Inaczej poczyna� sobie podarzony brat jego, Jan Olbraeht. Diabli jednak pokrzy�owali jego plany. Kl�ska jego w bukowi�skich lasach zaprzepa�ci�a spraw� Szl�ska.
Miko�aj zamy�li� si�, d�o�mi �cisn�� skronie. W skroniach kot�uj� si� my�li i rozsadzaj� czaszk�. Czy tylko chwilowo przypiecz�towany jest los Szl�ska kl�sk� buko-wi�sk� Olbrachta?
A tak si� wszystko pi�knie zapowiada�o!
Kr�lewski rotmistrz, Jan z Karnkowa, pe�nomocnik Jana Olbrachta na ksi�stwie g�ogowskim, r�wnie� dzielnie sobie poczyna�. Trzyma� w ryzach butne mieszcza�stwo niemieckie w szl�skich miastach, a bra� w obron� polskie mieszcza�stwo i srodze t�pi�. przer�ne bandy ksi���cych rzezimieszk�w, zbijaj�cych na kupieckicfi"~d�2gach. Miko�aj II widzia� w nim znakomitego poplecznika. Wszak nie jedn� noc przep�dzili w naro�nej baszcie zamkowej przy dzbanie wina. Snuli posp�lnie plany dooko�a sprawy obu le��cej na sercach. Na stole by� rozwarty D�ugosz prawi�cy dostojn� �acin�, i� z rado�ci� zeszed�by do grobu i s�odziej by mu si� w nim odpoczywa�o, gdyby Szl�sko wr�ci�o do Polski.
Rotmistrz Karnkowski, w�saty, o srogim obliczu setnego zabijaki, o rozumie uczonego m�drca, powiada� zawsze, �e nie czas czeka� na s�odkie odpoczywanie w grobie, lecz czas, by jeszcze za swego �ywobycia patrze�, jak si� spe�nia �yczenie D�ugosza. Trudna to bowiem sprawa. Wichrzy biskup wroc�awski Johannes III Roth, maj�c za sob� nap�ywowe mieszcza�stwo niemieckie, wichrzy kr�lewicz polski a kr�l. czesko-uherski, W�ady-
'owej dziedzinie
33
s�aw Jagiello�czyk, wichrzy b�kart Macieja Korwina, wichrz� czescy Podiebradowie, wichrz� ksi���ta szl�scy, gotowi sobie do garde� skoczy� i gry��, lecz ujednani spo�ecznie, gdy wypadnie im zwalcza� Jana Olbrachta i jego adherenta Miko�aja II na Opolu. I wiadomo, gdyby Jan Olbracht, jego pan i mi�o�ciwy kr�l polski, wszcz�� ze swym bratem W�adys�awem ponowne spory o ziemi�, jak to si� ju� raz zdarzy�o na Uhrach... Gdyby wi�c Jan Olbracht wszcz�� ponowne spory o Szl�sko, czescy i uher-scy panowie pobie�� W�adys�awowi na pomoc. Radzi bowiem takiemu kr�lowi, kt�ry na wszystkie sprawy ma jedn� odpowied�: � Dobrze...
� Kral dobrze! � cisn�� ksi��� ze wzgard� i splun��.
� Jeszcze nie �pisz, ksi��� panie? � zaszemra� g�os klechy.
� A bo co?
� S�ysz� twoje wzdychanie i miarkuj�, �e ci�ko ci na sercu. O �ycie ci chodzi?
Ksi��� wyczu� w s�owach mnicha ledwie uchwytn� nut� wsp�czucia. Opanowa� si�, warkn��:
� G�upi�!
� �ycia szkoda! Dzisiaj mamy dzie� dwudziesty i sz�sty czerwca. A mo�e ju� po p�nocy?
Zaszele�ci�a s�oma, pocz�apa�y kroki w ciemno�ci, ciemna posta� otar�a si� o ksi�cia, stan�a pod okienkiem. Miko�aj teraz dopiero spostrzeg� mnicha. Wyd�u�ony cie� czarniejszy od rozrzedzonego mroku pod okienkiem. Z gwiazd sypie si� nik�e �wiat�o na chud� twarz. Trudno jednak dostrzec, czy to twarz m�oda lub stara.
� Ju� p�nocna godzina min�a. A wi�c ju� mamy dwudziesty i si�dmy dzie� czerwca.
� Co chcesz przez to powiedzie�?
� Nic! Po�� si�, ksi��� panie! � szepn��, a szept rozp�yn�� si� w ciszy. Tylko kroki- oddala�y si� z szelestem.
34
, -�.'�-..�"* ."�L
Potem wida� leg�, bo westchn�� i posypa� si� miarowy
oddech.
Miko�aj II usiad� na �awie. Wydawa�o mu si�, �e powoli, bardzo powoli zaci�ga si� szara zas�ona na oczy. Zasypia�, gwiazdy za� powleka�y si� id�cym �witem.
Zas�ona rozdar�a si� gwa�townie, gdy zazgrzyta� klucz w d�wierzach. Ksi��� zerwa� si�, otrz�sn�� ze snu. Widzi, przez okno s�czy si� r�owe �wiat�o, mroki rozst�pi�y si� w ciemnicy, w d�wierzach stoj� dwaj ceklarze z halabardami, a mi�dzy nimi ksi�dz. To chyba kanonik wroc�awski, Henryk Fullenstein. Ksi�dz podchodzi do ksi�cia, a jeden z ceklarzy �wieci mu latarni�.
� Ju�? � zapyta� spokojnie ksi���.
� Jeszcze nie. Z Bogiem si� pojednaj.
� Pojednam.
� ...i testament napisz! � zawo�a� z k�ta le��cy w s�omie mnich.
� Napisz�!
Wyszli. Miko�aj II wyszed� z ksi�dzem i ceklarzami, Zatrzasn�y si� d�wierze. Mnich wsta� z bar�ogu, stan�� pod oknem i za�ama� ramiona. S�ucha� oddalaj�cych si� krok�w. Potem drgn�� bole�nie. Z r�owej jutrzenki, przeciekaj�cej przez zakratowane okienko, wysup�a� si� miarowy stukot. Stukot przypomina� zbijanie trumny. To nie zbijanie trumny. To zbijanie rusztowania dla ksi�cia. Mnich opad� na kolana, zakry� g�ow� opo�cz� i gorzko zap�aka�.
W Nysie na rynku za� pacho�cy stawiali rusztowanie. Zbudowali je, nakryli czerwonym suknem, bo� to ksi�cia, a nie byle ch�ystka b�dzie dzisiaj �cinanie. Nawet pieniek na rusztowaniu nakryli czerwonym suknem.
Schodzi�y si� t�umy. Zwiedzia�y si� i chcia�y patrze�, na �mier� ksi�cia. Je�eli uczepi� si� krat u okna, mo�na je dojrze�. T�umy be�koc�, zacieraj� d�onie, bo chocia�
36
to druga po�owa czerwca, ranek jednak jest ch�odny, gdy� przewiewa mro�ny wiatr p�nocny. Kawki krzycz� i ko�uj� nad ratuszow� wie��, poza nimi ko�uj� gawrony i kruki � i kracz� obrzydliwie. Rynek wype�nia si� pog�owiem ludzkim, wype�niaj� si� przyleg�e ulice, zaludniaj� si� okna i dachy. Wszyscy czekaj�, a poniewa� wiatr smaga, ocieraj� ciupki z zaczerwienionych nos�w, chuchaj� w d�onie i rozcieraj� je mocno.
Mnich trzyma� si� kraty i patrzy�.
Doczeka� si� nareszcie. Bo ujrza�, �e id�...
Poruszy�y si� t�umy. Ceklarze wiod� ksi�cia z rozwian�, czarn� czupryn�, z rozwian� czarn� brod�, z krwaw� smug� na policzku. Obok kroczy kanonik Fullenstein i klepie pacierze.
Otworzy�y si� d�wierze ciemnicy, w progu stan�� cek-larz.^
� Chcesz, braciszku, wMziee- �mier� naszego ksi�cia?
� Chc�!
Poszed� wi�c za ceklarzem na knr�ganek, gdzie by� szerszy widok spoza blank�w na rynek.
� Rzek�e�, �e b�d� patrzy� na �mier� naszego ksi�cia � zauwa�y� mnich.
� Rzek�em. A bo co?
� Dobrze� rzek�. To nasz ksi���.
Oparli si� o blanki i patrzyli. Ceklarz j�� opowiada� wszystko co widzia� i s�ysza�. Chlipa� nieznacznie i nos wyciera� sk�rzanym r�kawem kaftana. Paluchami gni�t� drzewce halabardy. Jakby si� d�awi� s�owami. Prawi� z wysi�kiem, �e ksi��� pan wyspowiada� si� przed tamtym kanonikiem Fullensteinem. Taki z niego pasibrzuch jak z biskupa Rotha. Pieskie nasienie! Nie wiadomo, czy taka spowied� b�dzie p�atna w niebie. Potem ksi��� pan napisa� testament. Na pergaminie, Fullenstein �wieci� latarni�. Testament by� napisany, a ksi��� pan odczyta� go
37
przed kanonikiem i ceklarzami. Ksi��� zarz�dzi� w testamencie, by z jego maj�tno�ci wynagrodzono wszystkie krzywdy, jakiekolwiek komu wyrz�dzi�, czy to by� prosty ch�op niewo�ny, czy szlachetnie urodzony cz�owiek. Potem przyszli panowie z rajcami. Burmistrz odczyta� wyrok. Wyrok by� napisany po niemiecku. Ksi��� pan za��da� po polsku. Wy�miano si� z niego. Potem podszed� biskup Roth, podobny do diab�a ubranego w ornat. Podsun�� ksi�ciu panu krzy� do ust. Miko�aj odchyli� g�ow� i spojrza� w tamte oczy biskupa. Splun�� w nie z pogard�. Tak! Splun��!
� Dobrze zrobi�! � pochwali� mnich.
� �eb �ci��! �eb �ci��! � zaskrzecza� po niemiecku biskup, a potem d�ugo wyciera� swoje kaprawe oczy z plwocin.
� Ale popatrz! � tr�ci� ceklarz mnicha i wskaza� na
rynek.
Mnich patrzy, a serce mu truchleje. Oto na rusztowanie wchodzi barczysty mistrz oprawczy Kolleffel � szerokim mieczem. Ubrany w czerwone pludry i w czerwony obcis�y kaftan, z czerwon� kapuz� na �bie. Dwaj pacho�cy wiod� ksi�cia Miko�aja. Ksi��� ma r�ce zwi�zane na plecach. Stan�� na rusztowaniu i patrzy. S�o�ce wschodzi...
�