618

Szczegóły
Tytuł 618
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

618 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 618 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

618 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Edmund Niziurski Awantury kosmiczne Wydawnictwo �L�SK Katowice, 1982 Wydanie II SPIS TRE�CI SPIS TRE�CI......................... 2 ROZDZIALI �UWAGA, PO�LIZG!.............. 4 ROZDZIA� II � SPRAWY SI� DALEJ KOMPLIKUJ�......... 12 ROZDZIA� III � POMYS�Y... POMYS�Y............. 19 ROZDZIA� IV � SEN..................... 29 ROZDZIA� V � DLACZEGO NIE MOG�EM ODP�YN�� DO WENE- CJI, CZYLI DALSZY CI�G SNU ................ 40 ROZDZIA� VI � ZYZIO PODAJE SI� DO DYMISJI........ 48 ROZDZIA� VII � SZCZUR W REDAKCJI............ 56 ROZDZIA� VIII � ROZPRAWA................ 64 ROZDZIA� IX �NIECH �YJE ZYZIO, ZN�W NA CZELE!..... 73 ROZDZIA� X � PODW�JNE �YCIE BAMBOSZA......... 79 ROZDZIA� XI � S�D W POKOJU STO�OWYM......... 89 ROZDZIA� XII � SPOTKAJMY SI� W �TRUMNIE" ....... 96 ROZDZIA� XIII � AWARAMISY................ 107 ROZDZIA� XIV � POGRZEBY BEZ K�OPOT�W......... 118 ROZDZIA� XV � DRUGA TWARZ BAMBOSZA......... 125 ROZDZIA� XVI � CZY KTO� POD�O�Y� NAM �WINI�? .... 139 ROZDZIA� XVII � CZY WARTO BY� DOBRYM DLA DZIEWCZYN? .............................. 149 ROZDZIA� XVIII � KANA� MONIUSZKI............ 158 ROZDZIA� XIX � UMIZGII UK�ADY............. 167 ROZDZIA� XX � K�OPOTY OBERONA............ 181 ROZDZIA� XXI � TAJEMNICZY KOPACZE I PRZYGODA PELMA- NA............................. 191 ROZDZIA� XXII � CO ROBI PO LEKCJACH CHRZ�SZCZ? .... 204 ROZDZIA� XXIII � PRZYKRE SKUTKI ADELOWANIA...... 211 ROZDZIA� XXIV � NIEZWYK�E REWELACJE CHRZ�SZCZA . . 220 ROZDZIA� XXV � BAMBOSZ ZNIKA Z POLA WIDZENIA .... 228 ROZDZIA� XXVI � NIEUDANA FOTOGRAFIA MADZI...... 239 ROZDZIA� XXVII � SZALONY WIECZ�R W SZKOLE......249 ROZDZIA� XXVIII � EPILOG, CZYLI WSZYSTKIM JEST WESO�O 261 ROZDZIA� I � UWAGA, PO�LIZG! Nikt nie zaprzeczy, �e wo�ny szkolny jest bardzo wa�n� figur�. Zyzio Gnacki, zwany pospolicie Gnatem, kt�ry jest redaktorem naczelnym naszej gazety �cien- nej i znanym teoretykiem, twierdzi nawet, �e wo�ny szkolny jest tak samo wa�ny jak pan dyrektor, a na pewno gro�niejszy od dyrektora, je�li nie zostanie natych- miast oswojony. Dlatego, gdy pojawi� si� u nas nowy wo�ny, niejaki Macoch, ochrzczony p�niej Bamboszem, Gnat wezwa� nas do oswojenia tej niebezpiecz- nej postaci, a przynajmniej do zawarcia z ni� jakiego� paktu nieagresji. Niestety, to rozpaczliwe wezwanie pozostawili�my lekkomy�lnie bez odpowiedzi. Kto by tam s�ucha� przestr�g teoretyka, kiedy nastr�cza�a si� sposobno�� do taniego uba- wu. Och, zdawali�my sobie spraw�, �e nara�amy si� na niebezpiecze�stwo, lecz to nas w�a�nie podnieca�o. Chcieli�my wypr�bowa� odporno�� Bambosza i okre- �li� stopie� jego dra�liwo�ci. Najpierw poddali�my go pr�bie dzwonka. Zaraz na pierwszej przerwie unieruchomili�my elektryczny brz�czek za pomoc� plasteliny i czekali�my, co si� stanie. Ale nic si� nie sta�o. Bambosz musia� ju� w poprzed- niej szkole przywykn�� do tego, �e dzwonki si� psuj�, i natychmiast wydoby� zapasowy dzwonek r�czny. Nie dali�my za wygran� i na nast�pnej przerwie zor- ganizowali�my bieg tabunowy. Polega� on na gromadnym galopie przez korytarz i wydawaniu odra�aj�cych wrzask�w. I tym razem Bambosz nie reagowa�, przygl�- da� nam si� tylko z lekka os�upia�y, a na jego szerokim obliczu malowa� si� wyraz niesmaku. Nale�a�o z tego wnioskowa�, i� jest twardoszem o raczej odpornym uchu. Wobec tego na du�ej przerwie poddali�my twardosza pr�bie pantoflowej. Gwi�d��c przera�liwie, wypadli�my w pantoflach na b�otniste podw�rze i pocz�- li�my �wiczy� sprinty. Tym razem domacali�my si� s�abego punktu Bambosza. Zabulgota�, wydoby� z siebie bolesny krzyk i rzuci� si� za nami w pogo� z miot�� w r�ku. Przez kilka minut trwa�y na podw�rzu gorsz�ce sceny. Rozpaczliwe szar�e wo�nego nie na wiele si� zda�y, nasze ucieczki by�y tylko pozorne. Przep�dzeni z jednego miejsca zbierali�my si� w drugim, rozproszeni � natychmiast ��czy- li�my si� w nowe hordy. Czmychali�my tylko po to przed Bamboszem, aby za chwil� zjawi� si� za jego plecami. Otaczali�my go jak wataha wilk�w zm�czo- nego bizona, coraz �mielej, coraz bli�ej w miar� jak ruchy jego miot�y stawa�y si� coraz wolniejsze i coraz rzadsze. Tak, to by�o oczywiste, Bambosz s�ab� w oczach! Przeliczy� si� z si�ami! Byli�my g�r�! Nie dawa� rady! A� wreszcie sta�a si� rzecz zgo�a nieprawdopodobna! Bambosz zachwia� si� tragicznie, po�lizn�� i run�� prosto w wielk� ka�u�� rozpryskuj�c dooko�a b�oto. To by� prze�omowy moment. Zastygli�my na sekund� i patrzyli�my, jak wo�- ny bezradnie grzebie si� w b�ocie, a potem przestraszeni uciekli�my z podw�rza. Zrozumieli�my. Ko�ci zosta�y rzucone, mosty spalone. Od tej chwili stracili�my u Bambosza wszelkie szans�. Sprawa si� poniek�d wyja�ni�a. Nie b�dzie porozu- mienia. Nie b�dzie przyja�ni. B�dzie stan wojny. Zastygli�my na moment nad grzebi�c� si� rozpaczliwie w bajorze bezkszta�tn� b�otn� mas�, kt�ra by�a naszym wo�nym, a potem, przestraszeni uciekali�my z podw�rza. Ca�a heca sko�czy�a si� oczywi�cie w gabinecie dyra, kt�ry wraz z pani� Sty- pu�kowsk� podda� nas niezb�dnym zabiegom pedagogicznym, ��cznie z myciem g�owy i wstrz�saniem sumie�. Ale jedn� przynajmniej mieli�my pociech� w tym nieszcz�ciu. Wiedzieli�my ju� to, co chcieli�my wiedzie�: Bambosz nale�y do czcicieli b�yszcz�cej posadzki. Ba�wochwalstwo wo�nych jest rzecz� znan� i z dawien dawna notowan� w kronikach szkolnych. Wiadomo, �e ci poczciwcy ulegaj� r�nym ponurym kul- tom, w�r�d kt�rych czo�owe miejsce zajmuje cze�� oddawana bogom ciszy, po- sadzki i dzwonka. Szczeg�lnie uci��liwy dla m�odzie�y jest kult �wi�tej posadz- ki. U Bambosza przybra� on wyj�tkowo gro�ne rozmiary. Po szkole rozesz�a si� wie��, �e nowy wo�ny chlubi�cy si� wspania�� fryzur�, nie u�ywa zupe�nie luster- ka przy czesaniu i �e zwyk� si� przegl�da� wy��cznie w l�ni�cym zwierciadle pod- �ogi wyfroterowanej na najwy�szy po�ysk. Nie chcia�em w to z pocz�tku wierzy�, ale kiedy� przyszed�em nieco wcze�niej ni� zwykle do szko�y i stan��em os�upia- �y. Zobaczy�em bowiem pana Macocha, jak wpatrzony w lustrzan� posadzk� robi� sobie przedzia�ek na g�owie, idealnie po�rodku swej bujnej czupryny. Nic wi�c dziwnego, �e pospolite gdzie indziej czynno�ci, jak zamiatanie, wi�r- kowanie i pastowanie pod��g przybra�y u nas charakter �wi�tych obrz�d�w. Bam- bosz celebrowa� je z nabo�e�stwem, wed�ug �ci�le ustalonej liturgii, niczym naj- wy�szy kap�an w asy�cie dwu ni�szych kap�anek � sprz�taczek. Uwie�czeniem tych obrz�d�w by� ��wi�ty Froter", czyli specjalne zawody rytualne. Aczkolwiek Bambosz mia� do dyspozycji ca�y arsena� sprz�tu technicznego najwy�szej jako- �ci, wywalczony u Komitetu Rodzicielskiego przez poprzednich wo�nych, gar- dzi� czysto mechanicznymi sposobami pracy. �ywio�em Bambosza by�y bowiem igrzyska. Elektryczne froterki s�u�y�y mu tylko do przetarcia trasy, a w�a�ciwe zawody rozpoczyna�y si� potem. Polega�y one na wieloboju specjalnym, jazdach figurowych na suknach oraz na �lizgach wy�cigowych indywidualnych i zespo�o- wych. Do tych ostatnich, zwanych tak�e �lizgami niewolniczymi, Bambosz u�y- wa� uczni�w schwytanych na przest�pstwach szkolnych. Na zako�czenie igrzysk odbywa� si� sprawdzian �lisko�ci; zawodnicy zje�d�a- li na bok, a do akcji przyst�powa� sam Wielki Mistrz, Jego Eminencja Bambosz. Ubrany w d�ugi, czarny fartuch, wyci�ga� z szafy s�u�bowej wielki p�at zielone- go sukna, kt�re s�u�y�o niegdy� jako nakrycie sto�u konferencyjnego w pokoju nauczycielskim, stawia� na tej czcigodnej materii praw� nog�, wykonywa� kilka �lizg�w wst�pnych, a nast�pnie odbijaj�c si� energicznie lew� nog� nabiera� roz- p�du i przeje�d�a� w zawrotnym tempie ca�y dystans od drzwi wej�ciowych a� do kancelarii. By�o to zaiste niezapomniane widowisko. Pochylony do przodu, z ugi�tym kolanem i wyci�gni�tymi ramionami, Bambosz szybowa� niczym wielki ptak albo �y�wiarz wykonuj�cy popisow� �jask�k�". Niekt�re sprz�taczki pr�bowa�y go na�ladowa�, ale �adna nie potrafi�a osi�gn�� tak wspania�ego wyniku, nie m�wi�c ju� o tym, �e Bambosz bi� je na g�ow� niezr�wnan� technik� i ol�niewaj�cym stylem jazdy! Ch�opcy, zw�aszcza z klas ni�szych, pasjonowali si� tym wyczynem. Ju� w czasie przygotowa� do igrzysk spierali si� gor�co, jak� odleg�o�� zdo�a tym razem Bambosz pokona�, zawierali zak�ady, a potem z zapartym tchem obserwowali popisy znacz�c dyskretnie na �cianie d�ugo�� ka�dego �lizgu. Oscylowa�a ona jak dot�d w pobli�u dziewi�ciu metr�w, lecz ambicj� Bambosza by�o podobno przekroczenie bariery dziesi�ciu metr�w. Oczywi�cie Zyzio Gnacki i my redaktorzy gazety nie brali�my udzia�u w tych zak�adach i w og�le pasjonowanie si� �Wielkim Froterem" uwa�ali�my za objaw zwyk�ego szczeniactwa. No, bo nie czarujmy si�, prosz� pa�stwa. Bez wzgl�du na niew�tpliw� widowiskowo�� froterowanie posadzki szkolnej nawet w wykonaniu takiego mistrza jak Bambosz nale�y w ko�cu do nader pospolitych, przyziem- nych, a raczej �przypod�ogowych" czynno�ci porz�dkowych i nie ma w nim nic szczeg�lnego � najlepszy dow�d, �e nie dost�pi�o dot�d zaszczytu wej�cia do li- teratury, nie zaw�adn�o wyobra�ni� �adnego artysty na tyle, by sta� si� tematem lub cho�by elementem konstrukcyjnym dzie�a. Pochlebiam sobie, �e dopiero w tej opowie�ci zjawisko froteru zostanie podniesione do rangi elementu nap�dowe- go akcji i w pe�ni nobilitowane literacko. Pod tym wzgl�dem dzie�o moje spe�ni niew�tpliwie rol� pioniersk�. Oczywi�cie nigdy nie o�mieli�bym si� zawraca� g�owy Czytelnikom tak po- �ledni� spraw� jak froter, cho�by nawet w wyczynowym wykonaniu Bambosza i w sugestywnej aurze obrz�d�w, kt�re on wprowadzi�, gdyby nie wybitne znacze- nie froteru dla dramatycznego rozwoju wypadk�w w naszej szkole. Poza tym... Poza tym dla mnie osobi�cie mia� on znaczenie katalizatora w za�atwieniu pew- nego istotnego problemu. Gdyby nie ta b�yszcz�ca i �liska posadzka... Do dzi� my�l o owym zdarzeniu wprawia w radosny galop moje serce. Gdybym by� po- et� jak Graby Cypek, powiedzia�bym: po tej b�yszcz�cej posadzce Matylda Opat wbieg�a w moje �ycie. Tak w�a�nie nale�a�oby powiedzie�: wbieg�a, z aparatem fotograficznym w r�ce � dla �cis�o�ci. Matylda Opat zosta�a przeniesiona do naszej szko�y pod koniec wrze�nia, z �samej Warszawy", jak g�osi�a wie��. By�a wi�c stuprocentowym outsiderem w naszej klasie i jak ka�da nowa powinna by�a p�aci� przynajmniej przez par� ty- godni frycowe. Tymczasem sta�a si� rzecz niespotykana. Matylda Opat zaskoczy- �a nas w r�wnym stopniu sza�owymi �d�insami z tajemniczym napisem �VIVA- CUBAROJA", jak zdumiewaj�c� pewno�ci� siebie, a nawet powiedzia�bym bez- czelno�ci�. Nie robi�c sobie nic zgo�a z deprymuj�cych spojrze�, ze z�o�liwych chichot�w, nie�yczliwych szept�w i uszczypliwych uwag, kt�rymi cz�stuje si� obficie nieszcz�snych nowych, zacz�a si� zachowywa� jak bogata turystka w kraju Papuas�w. Kryj�c oczy (niezbadanego koloru) za wielkimi przyciemnio- nymi okularami i potrz�saj�c prowokacyjnie bogactwem niesamowitych w�os�w (koloru niedojrza�ych kasztan�w), zaraz pierwszego dnia, zamiast, jak przysta�o nowej, stercze� potulnie w k�cie, ruszy�a do natarcia uzbrojona w aparat marki �Exacta". �eby poprzesta�a na jednym lub dwu zdj�ciach. Od razu sta�o si� jasne, �e uprawia ten proceder nami�tnie, by nie powiedzie� � zawodowo. Obfotogra- fowywa�a nas z lewa i z prawa, z do�u, ze schod�w i z p�pi�tra, w k�opotliwych zbli�eniach i z dalekiego dystansu, zar�wno poszczeg�lnych osobnik�w, jak pary i grupy, nie tylko w s�o�cu na dziedzi�cu, ale i w p�mroku korytarza u�ywaj�c zapewne b�on o wielkiej czu�o�ci. Tylko przez kr�tki czas by�o to zabawne. Po- tem zacz�o by� denerwuj�ce. Gdyby jeszcze pr�bowa�a si� wkupi� w �aski klasy, gdyby przem�wi�a s�owem lub cho�by stara�a si� wyja�ni� swe post�powanie. Ale nic z tego. Matylda Opat wykonywa�a swoj� podejrzan� robot� w milczeniu, ignoruj�c nasze uczucia. Byli�my dla niej tylko obiektami zdj��. Takimi samymi jak koza wdowy Bobuliny, co strzyg�a traw� boiska, i ko�ek w p�ocie, na kt�rym suszy� si� wielki rondel z kuchni szkolnej. Wreszcie, gdy po raz trzeci usi�owa�a �upolowa�" obiektywem Zyzia, Zyzio rozz�o�ci� si� i z�apa� j� za przegub r�ki tak mocno, �e a� sykn�a z b�lu i o ma�o nie upu�ci�a aparatu. � Nie �ycz� sobie � powiedzia� akcentuj�c niebezpiecznie zg�oski. � Ale� ty jeste� zupe�nie dziki cz�owiek � wykrzykn�a Matylda Opat wy- szarpuj�c r�k�. � �eby tak ba� si� aparatu! Pierwszy raz widz�! Zyzio zmierzy� j� wzrokiem zdolnym zabi� mu�a. � Uwa�aj, co m�wisz do mnie, �abko � rzek� cedz�c s�owa niebezpiecz- nie � ja si� niczego nie boj�, zapami�taj to sobie, natomiast czasami sobie nie �ycz�. Dlatego m�wi�: sp�y�! � Nie b�d� �mieszny � Matylda Opat b�ysn�a okularami i u�miechn�a si� pob�a�liwie � w dzisiejszych czasach ka�dy znany cz�owiek pada �upem obiekty- wu... zewsz�d czyhaj� na niego fotoreporterzy. I ka�dy rozs�dny znany cz�owiek poddaje si� tym wycelowanym w niego obiektywom. � Nie z�apiesz mnie na te lepy � odpar� Gnat. � Jeszcze jedna pomy�ka, �abko. Ja nie jestem prezydentem Ugandy, a ty nie jeste� fotoreporterk�. Jeste� nachaln� amatork�, ale ja nie mam zamiaru si� z tob� w to bawi�. Sfotografuj lepiej Tomcia Okista � wskaza� na mnie � on to lubi. U�miechn��em si� zach�caj�co do Matyldy Opat. Nie mia�em nic przeciwko i z przyjemno�ci� �pad�bym �upem" jej obiektywu, ale Matylda Opat rzuciwszy na mnie kos� spojrzenie k�tem oka, o�wiadczy�a ostro: � To ja wybieram temat zdj��. � Nie tutaj � warkn�� Gnat � i radz� ci, b�d� grzeczna w tej szkole, bo ze mn� nie wygrasz. � Nie dra�nij go, to jest wstr�tny brutal i mo�e dosta� sza�u � wtr�ci�a si� Joanna Wydech, zwana pospolicie Dech�. Matylda Opat jednak wcale nie mia�a zamiaru ust�pi� i nie wiadomo, czym by si� to wszystko sko�czy�o, gdyby na schodach nie ukaza� si� akurat pan Pel- man, nasz chemik. Jak zwykle w wymi�tym p�aszczu, roztargniony; tym razem ubieraj�c si� w pokoju nauczycielskim, w�o�y� sobie na g�ow� przez pomy�k� zamiast swojego kapelusza baniasty, czerwony kapelusz pani Czupurskiej z fan- tazyjn� wst��k�. Nie�wiadom, �mieszno�ci kroczy� jak zwykle dostojnie, z wyra- zem filozoficznej zadumy na obliczu. Matylda Opat na ten widok a� zadr�a�a ze szcz�cia i wycelowa�a w nieszcz�snego pedagoga obiektyw. Aleja zapami�ta�em ten b�ysk okular�w i ten u�miech, gdy rozmawia�a z Zy- ziem, i powzi��em pewne przykre podejrzenie... A potem przez reszt� dnia my- �la�em o Matyldzie Opat. Jej niew�tpliwa indywidualno��, powiedzia�bym, silna indywidualno��, zrobi�a na mnie du�e wra�enie. Jaka szkoda, �e podoba jej si� raczej taki typ jak Zyzio. Pogr��y�em si� w g��bokiej depresji... A jednak zbyt pesymistycznie oceni�em moje szans�. Wkr�tce bowiem nast�- pi�o niezwyk�e zdarzenie. To niezwyk�e zdarzenie, kt�re zapisa�em p�niej jako �zdarzenie trzynastego marca", mia�o miejsce na korytarzu w s�oneczny dzie�, kiedy uko�ne promienie s�o�ca pra�y�y prosto w oczy ka�demu, kto szed� z kance- larii do klasy. Bieg�em w�a�nie ze stosem zeszyt�w na r�kach, bo dyr mnie prosi�, �ebym rozda� kolegom sprawdzone zeszyty po klas�wce. Bieg�em na po�y o�le- piony przez to wiosenne s�o�ce, gdy nagle wyros�a przede mn� Matylda Opat z aparatem w jednej r�ce, a w drugiej z wielk� papierow� kopert�. Nadbiega�a aku- rat z przeciwnej strony. Zahamowa�em gwa�townie. Niestety, pod�oga by�a zbyt wypieszczona przez Bambosza i tego dnia wyj�tkowo g�adka i l�ni�ca. Wpad�em w po�lizg i zderzy�em si� z Matyld� Opat. Strach pomy�le�, co by by�o, gdyby nast�pi�o klasyczne zderzenie czo�owe. Naprawd� ma�o brakowa�o. Na szcz�cie w ostatnim momencie Matylda Opat zdo�a�a si� uchyli� i w rezultacie nie odnio- s�a �adnych obra�e�; wytr�ci�em jej tylko t� kopert� z r�ki... Z koperty wypad�o kilkana�cie du�ych poczt�wkowych zdj�� i rozsypa�o si� po pod�odze. � Przepraszam ci� � wykrztusi�em zaczerwieniony. � Nie szkodzi � powiedzia�a rozbawiona Matylda Opat. � Zaraz pomog� ci je pozbiera�. Rzuci�em stos zeszyt�w na parapet okienny i pocz��em nerwowo zbiera� fo- tografie wraz z Matyld�. Wi�kszo�� z nich to by�y w�a�nie te zdj�cia szkolne, kt�re robi�a poprzednio... Uczniowie, uczennice w najrozmaitszych uj�ciach, nauczyciele � najbardziej za- bawne by�o zdj�cie pana Pelmana w tym kapeluszu; do�� udane tak�e zdj�cia Bambosza w trakcie wykonywania obrz�dk�w ��wi�tego Froteru". Zaskoczy�a mnie du�a ilo�� zdj�� z r�nych pogrzeb�w. � To straszne! Mia�a� tyle �mierci w rodzinie? � W zak�adzie � roze�mia�a si�. � M�j tatu� prowadzi Zak�ad Pogrzebowy. � A to, co takiego? � zdumia�em si� patrz�c na znajomy mi fragment blo- ku mieszkalnego z charakterystycznym balkonem galeriowym biegn�cym wzd�u� pi�ter. � To przecie� moja chata. � Ciekawa architektura � zauwa�y�a Matylda � zobacz, tam kogo� uchwy- ci�am na balkonie. Czy przypadkiem nie ciebie? � Nie, to nie ja � powiedzia�em wpatruj�c si� � to Kw�kacz z naszej kla- sy. .. Wiesz, przezywaj� go K�ku�. On mieszka tu� ko�o mnie... Cz�sto przecho- dzimy do siebie przez ten balkon... Ale te zdj�cia ze szko�y s� lepsze. Ty jeste� portrecistk�... �wietnie ci wychodz� te uj�cia ludzi... Matylda Opat spojrza�a na mnie �askawym wzrokiem. � My�lisz, �e to co� warte? � Oczywi�cie � odpar�em z g��bokim przekonaniem � jeste� prawdziw� artystk�! � Nie �artuj! � Ja wcale nie �artuj�. Po prostu umiesz patrze�. Widzisz rzeczy i ludzi pod ciekawym k�tem. Wiesz, co jest wa�ne, co uwypukli�, na co skierowa� uwag� � m�wi�em z o�ywieniem. � U prawdziwego artysty nawet takie niby zwyczaj- ne rzeczy jak froterowanie pod�ogi nabieraj� blasku. To w�a�nie wida� u ciebie. Sp�jrz na tego Bambosza szybuj�cego jak ptak... Jest wspania�y! � Ciesz� si�, �e tak my�lisz � powiedzia�a Matylda Opat � zdaje si� jeste� redaktorem? � Tak, dok�adnie sekretarzem redakcji. � A kto jest redaktorem naczelnym? � Jak to, jeszcze nie wiesz? Zyzio Gnacki. � Gnat? � Tak go nazywaj�... Ale o co ci chodzi? � zapyta�em z niepokojem. � W�a�nie o te zdj�cia � odpar�a swobodnie Matylda Opat. � �ni�o mi si�, �e zamie�cili�cie je w gazecie. Spojrza�em na ni� zaskoczony. � Masz pi�kne sny � zamrucza�em. � Wola�abym, �eby to by�y sny prorocze. � Masz pi�kne sny � powt�rzy�em � ale nie s� za bardzo m�dre. � Dlaczego? � Nie znasz stosunk�w w naszej klasie. U nas jest apartheid jak w Po�u- dniowej Afryce � powiedzia�em � sztywny podzia� genetyczny, jak m�wi Gnat, chyba zauwa�y�a�... i wiesz, o czym m�wi�. � Tak. Dziewczynki siedz� po prawej stronie, w jednym rz�dzie, ch�opcy po lewej... � Nawet �rodkowy rz�d wcale nie jest neutralny � wtr�ci�em. � W dwu pierwszych �awkach siedz� dziewczynki, a w dwu nast�pnych ch�opcy. W �rodku jest jedna �awka pusta. Czasem tylko sadzaj� tam kogo� przymusowo za kar�, naj- cz�ciej podpowiadaczy, ale tak�e za rozmowy na lekcjach i za brudne ucho. Taki sam podzia� jest i w funkcjach. Musisz to zapami�ta�. Wszystkie funkcje w sa- morz�dzie klasowym pe�ni� tylko dziewczynki. Chcieli�my, �eby pe�ni�y r�wnie� funkcje porz�dkowe i by�y z urz�du dy�urnymi, ale poskar�y�y si� Oberonowi i musieli�my ust�pi�... � Oberonowi? � Tak nazywamy naszego dyra, Pana Oberonowicza � wyja�ni�em. � A wi�c pami�taj, zarz�d to dziewczynki, natomiast redakcja to sami ch�opcy. Dlate- go nie masz �adnych szans. Gnat nie toleruje dziewcz�t. W naszej redakcji panuje �cis�y adelizm. � Nie bardzo rozumiem... � Gnat uznaje tylko Adel�. Adela jest uczennic� szko�y Konstantego Ildefon- sa Ga�czy�skiego, czyli Defonsiarni. � Ach wi�c to jest Defonsiarnia... � wykrzykn�a Matylda � w�a�nie s�y- sz� ci�gle t� dziwn� nazw�... i nie wiem o go chodzi. � Teraz ju� b�dziesz wiedzia�a. W�a�nie Adela jest z Defonsiarni. Gnat uzna- je tylko Adel� � powt�rzy�em � inne dziewcz�ta si� nie licz�. � Rozumiem... nareszcie wszystko rozumiem � Matylda Opat spochmur- nia�a powa�nie � wi�c nie mam �adnych szans! � Prawie �adnych � poprawi�em. � Jak to? � spojrza�a na mnie zdezorientowana. � Masz szcz�cie, �e na mnie trafi�a� � powiedzia�em � osobi�cie jestem cz�owiekiem bez przes�d�w. Mam trzy siostry w domu � wyja�ni�em z kwa�n� min�. � Na pewno s� wspania�e � powiedzia�a Matylda Opat. � Zwyczajne. Poznasz je, mam nadziej�... � chrz�kn��em dyplomatycz- nie � w ka�dym razie nie mam przes�d�w � zapewni�em. � Tak si� ciesz�... � Daj te zdj�cia � mrukn��em � poka�� je Gnatowi. One s� naprawd� do- bre, mo�e sztuka zwyci�y... � Tomciu, jeste� kochany � Matylda Opat wepchn�a mi kopert� z foto- grafiami i odbieg�a. U�miechn��em si� zadowolony i spojrza�em po raz pierwszy z sympati� na szykuj�cego si� do kolejnych obrz�dk�w nad �wi�t� posadzk�. Pomy�la�em: �kto by przypuszcza�, �e dobry �lizg jest tak wa�ny i �e dobrze b�yszcz�ce posadzki tak mog� pom�c w �yciu!" ROZDZIA� II � SPRAWY SI� DALEJ KOMPLIKUJ�... Postanowi�em zaj�� si� natychmiast i energicznie spraw� Matyldy Opat. Sa- mego mnie to zaskoczy�o. Nigdy dot�d nie wstawia�em si� za �adn� dziewczyn�. Jeszcze rok temu... co ja m�wi� jeszcze p� roku temu by�oby to zupe�nie nie do pomy�lenia. Anga�owa� si� z powodu jakich� zdj��? Cho�by nawet najlep- szych? Wykluczone. Dlaczego wi�c teraz to robi�? Czy�bym si� a� tak zmieni�? Przez te par� miesi�cy? Tak, to by�o oczywiste. Zmieni�em si�. Nie ma si� co oszukiwa�. Nie chodzi bynajmniej o te zdj�cia. Po prostu podoba mi si� Matyl- da Opat. Spodoba�a mi si� od pierwszego wejrzenia. Tylko nikomu ani s�owa o tym. Ani Zyzio, ani w og�le nikt z klasy nie mo�e si� tego domy�la�. Ani na- wet sama Matylda Opat. Zbyt dobrze zna�em z�o�liwo�� moich drogich koleg�w i kole�anek, aby zdradzi� si� przed nimi... Nie, tak naiwny nie b�d�. Rzecz musi by� utrzymana w �cis�ej tajemnicy. Du�o jeszcze czasu up�ynie, zanim b�d� m�g� zdj�� przy�bic�. Na razie niech wszyscy my�l�, �e mnie ��cz� z Matyld� �ci�le redakcyjne sprawy... Zaraz nast�pnego dnia na najbli�szym posiedzeniu komitetu redakcyjnego przedstawi�em fotografie Matyldy Opat i wyrazi�em opini�, �e winny by� ju� w bie��cym numerze gazety opublikowane, tudzie� wyrazi�em najg��bsze przeko- nanie, i� stan� si� one ozdob� naszego pisma. � Kto zrobi� te zdj�cia? � zapyta� Gnat. � Matylda Opat � o�wiadczy�em z niepewn� min�. Gnat zatrz�s� si�. � Powt�rz, co powiedzia�e� � rzek� nader niskim g�osem. � Matylda Opat � powt�rzy�em m�nie. � Ja nie �ycz� sobie... � zasapa� Gnat. � Dlaczego? To s� udane zdj�cia. � Nie chc� �adnej dziewuchy w redakcji. � Dlaczego? Przecie� w normalnych redakcjach a� si� roi... � My nie jeste�my normaln� redakcj� � przerwa� � my pracujemy w�r�d smarkaczy i g�upich srok � o�wiadczy� z niesmakiem. � Pozw�l mi wyt�umaczy�... � Nie, nie! To by�by koniec � zamacha� gwa�townie r�kami. � Koniec czego? � Koniec naszej paczki � zasapa� Gnat � ty jeszcze nie wiesz, Tomciu, jakie okropne s� dziewczyny � skrzywi� si� bole�nie, jakby go zabola� z�b. � S�dzisz wed�ug Adeli? � Przesta�! � Gnat poczerwienia� i spojrza� na mnie z w�ciek�o�ci�. Zrozumia�em, �e musia�o go spotka� ostatnio nowe upokorzenie. � Nie b�d� �mieszny � powiedzia�em. � Interesuj� nas tylko zdj�cia. Ma- tylda nie musi nawet pokazywa� si� w redakcji. � Ja nie chc� s�ysze� nawet tego imienia! To jest bezczelna koza w okularach. � Koza w okularach! � Nie op�dziliby�my si� od niej... Za s�abe mamy nerwy... � Pos�uchaj � rzek�em ostro � je�li odrzucisz te zdj�cia, to dziewczyny zn�w rozpuszcz� plotki, �e si� m�cisz za Adel�! Gnat zaniem�wi� na chwil�. Trafi�em go celnie. � Co ty m�wisz? Wi�c by�y takie plotki? � wybe�kota�. � Oczywi�cie � ogl�da�em sobie spokojnie paznokcie. � Dobrze by�oby, �eby� to zdementowa�. � Jak to zdementowa�? � No w�a�nie; �eby� pokaza� wszystkim, �e to by�y zwyk�e plotki. Zamie�� cho� jedn� fotografi�, a zamkniesz im usta. Zyzio przez d�u�sz� chwil� przetrawia� ten argument, a potem schowa� w mil- czeniu artystyczne p�ody do szuflady. � Akceptujesz? � zapyta�em. � Zastanowi� si�. Za dwa dni dam odpowied� � mrukn�� Gnat. Dobre by�o i to. Postanowi�em odczeka� te dwa dni. Niestety, nie doczeka�em si� odpowiedzi ani za dwa, ani za trzy dni. Zasz�y bowiem tymczasem niespodziewane wypadki, kt�re zak��ci�y normalny tok �ycia naszej budy i odsun�y spraw� Matyldy na dalszy plan. Ot� pi�tnastego marca zacz�a si� u nas generalna odwil�. Zjawisko samo przez si� naturalne i nie mia�oby prawdopodobnie wi�kszego znaczenia, gdyby nie towarzysz�ca nam od jesieni inwestycja. Stary budynek szkolny by� ju� od lat za ciasny, zacz�to wi�c wznoszenie nowego gmachu po drugiej stronie podw�rza. Ubocznym skutkiem tej szlachetnej inwestycji by�o dok�adne rozbabranie szkol- nego dziedzi�ca i po�o�onego obok boiska. W zimie, p�ki jeszcze mr�z trzyma�, b�oto nie dawa�o si� tak we znaki, ale gdy przysz�a odwil� i marcowe pluchy, ca�e podw�rze zamieni�o si� w grz�skie, zdradliwe bajoro. Pierwsz� jego ofiar� pad� roztargniony pan Pelman, nasz chemik, o kt�rym s�uchy kr��y�y, �e pracuje nad wielkim wynalazkiem. Ot� �w znakomity peda- gog brn�c pewnego dnia przez b�oto do szko�y przystan�� nagle, zapewne ol�niony przez jaki� nowy naukowy pomys�... Wyci�gn�� pospiesznie notes i zacz�� w nim kre�li� chemiczne wzory. Te zapiski tak go poch�on�y, �e zapomnia� o rzeczywi- sto�ci, czyli tak zwanym bo�ym �wiecie, i nie zauwa�y�, �e grz�nie... Dopiero, gdy pogr��y� si� ju� po kolana, pani Tromboniowa od geografii, kt�- ra ma zwyczaj stale wietrzy� pracowni� i kt�ra akurat otwiera�a wtedy okno, za- uwa�y�a ze zdumieniem, �e wysoki jak chmielowa tyka Pelman dziwnie zmala�. Co wi�cej, z ka�d� chwil� traci� coraz bardziej na wzro�cie, dos�ownie karla� w oczach... Pani Tromboniowa by�a nieco kr�tkowzroczna i up�yn�o dobre kilka sekund, zanim przetar�szy z niedowierzaniem okulary i osadziwszy je z powrotem na gar- batym nosie, zorientowa�a si� wreszcie, �e pan Pelman nie karleje, ale po prostu zapada si� w bagno. Dopiero wi�c, gdy nieszcz�sny pedagog zapad� si� ju� po pas, narobi�a krzyku. Przybieg� wo�ny Macoch i po d�u�szych zabiegach za pomoc� desek, kija od szczotki oraz sznura wyci�gn�� roztargnionego chemika z topieli. Okaza�o si�, �e pechowy jak zwykle Pelman stan�� nieostro�nie w miejscu, gdzie znajdowa� si� zdradziecki d� po wapnie, niechlujnie zasypany zmarzni�t� glin�, kt�ra obecnie niebezpiecznie rozmi�k�a... Lecz co si� dziwi� roztrzepanemu Pelmanowi, skoro nawet bystry i energiczny Oberon zgubi� w tym b�ocie sw�j nowy kalosz. Wprawdzie natychmiast zauwa�y� ten przykry wypadek, przystan�� i obejrza� si�, ale kalosza ju� nie by�o. Znikn�� pod powierzchni� bajora... Na pr�no Bambosz sondowa� p�niej ca�e podw�rze stra�ackim bosakiem, czyli specjalnym hakiem na dr�gu; kalosza nie uda�o si� wy�owi�. Od tej pory, gdy kto� znik� nagle, m�wi�o si� u nas, �e przepad� jak kalosz Oberona. �atwo zrozumie�, �e dla wo�nego nasta�y teraz czarne dni. Do starej szko�y wnoszono bez przerwy b�oto. Mimo pr�b, zakl�� i gr�b Bambosza, by �wi�to�ci nie szarga�, mimo jego magicznych zabieg�w ze szczotk�, past�, �cierkami i fro- terkami, �wi�te posadzki zosta�y haniebnie sprofanowane, utraci�y bezpowrotnie sw�j cudowny �lizg, przygas�y i zmatowia�y, a wraz z nimi przygas� i Bambosz. Schud�. Nos mu si� wyd�u�y� jeszcze bardziej, a jego s�awny przedzia�ek na g�owie zatraci� sw� nienagann� lini�; jej �a�osna krzywizna by�a wymownym �wiadectwem zszargania �wi�to�ci posadzek. Tymczasem budowa wci�� trwa�a, a fatalny stan podw�rza pogarsza� si� z ka�dym dniem. Z ka�dym dniem pogarsza� si� r�wnie� stan Bambosza. Mimo to wci�� jeszcze nie rezygnowa�, z walki. Zmieni� tylko taktyk�; przesta� upomina� i krzycze�, natomiast ca�ymi dniami przesiadywa� teraz na ma�ym sto�eczku przy drzwiach wyj�ciowych szko�y i pilnowa�, �eby nikt nie wybiega� w pantoflach na podw�rze. W swoim �a�obnym, rozmam�anym kitlu przypomina� czarne, smutne ptaszy- sko na czatach... Lecz nie na wiele wszystko to si� zda�o. Nadesz�a w�a�nie ciep�a pora i wiosna wypycha�a bractwo szkolne na dw�r. Wystarczy�o tylko, by kto� krzykn��: �pro- stujemy garby", a ju� ca�e tabuny uczniak�w p�dzi�y na podw�rze, bo kto by nie chcia� wyprostowa� sobie garbu po tylu miesi�cach zimy? Wystarczy�o, by kto� rzuci� pytanie: �ganiasz si�?" albo �zagrasz w kosza?", a ju� wszyscy czmychali z ciemnych korytarzy, bo kto by tego nie chcia�, gdy wszyscy byli st�amszeni, po- kurczeni i bladzi po siedmiu miesi�cach �l�czenia w ciasnych �awkach szkolnych. Rwali�my si� wi�c do s�o�ca. Wybiegali�my garby prostowa�, gania� si� i gra� w kosza. Oczywi�cie w pantoflach, bo gdzie tu czas na zmian� obuwia, gdy przerwa trwa tylko kilka minut. Nie pospieszysz si�, nie dopuszcz� ci� do kosza, ju� kto� inny zajmie boisko. Pi�ka nale�y do szybkich. Kto pierwszy ten lepszy! W tej sytuacji wymykali�my si�, jak si� da�o, zwykle przez okna, a czasem na- wet na chama przez drzwi, tu� obok wo�nego, zw�aszcza, gdy zdawa�o si� nam, �e usn�� znu�ony na posterunku. Lecz Macoch nie zasypia� prawie nigdy i nasze przeprawy cz�sto ko�czy�y si� tragicznie. Widz�c bowiem, �e kto� wybiega w pantoflach, Bambosz zrywa� si� b�yskawicznie ze sto�ka, �opocz�c czarnymi po- �ami fartucha rzuca� si� za przest�pc�, �apa� go i kierowa� do niewolniczej pracy przy czyszczeniu zbezczeszczonych pod��g, zgodnie z przywilejem nadanym mu przez Oberona. Szczeg�lnie podpad� mu nasz komitet redakcyjny. Nie tyle z powodu prze- st�pstw podw�rkowych, ile z powodu naszej dzia�alno�ci redaktorskiej. Niesamo- wite wypadki z panem Pelmanem, z kaloszem Oberona oraz po�cigi Bambosza za przest�pcami znalaz�y bowiem oczywi�cie odbicie w naszej gazecie na dwu metrach kwadratowych �ciany korytarza na pierwszym pi�trze. Rzecz w tym, �e my patrzyli�my na k�opoty z b�otem raczej od weso�ej strony, a Bamboszowi, rzecz jasna, wcale nie by�o do �miechu. Uwa�a� wi�c, �e naigrawamy si� z jego pracy. Oburzy� go zw�aszcza bogato ilustrowany felieton pt. �Polowanie na ptaki b�otne"; jedna z ilustracji przedstawia�a dinozaura o twarzy Bambosza, z otwart� z�bat� paszcz� i ci�kim odw�okiem, goni�cego po b�ocie ch�opak�w, a zamiesz- czony obok tekst wzywa� do zaprzestania �polowa�" na m�odzie� wybiegaj�c� na podw�rze i ustanowienia dla niej �czasu ochronnego" przynajmniej na miesi�ce wiosenne. Jak mo�na si� by�o spodziewa�, wspania�y ten artyku� wisia� na �cianie tylko niespe�na p� godziny i zosta� skonfiskowany. Jednocze�nie Oberon odby� z nami w swym gabinecie zasadnicz� rozmow�. � Co to za wybryki?! � zagrzmia�. � Robicie sobie �arty z powa�nego cz�owieka? � My przecie� nic takiego... � b�kn�� Gnat. � Ale pan Macoch my�li, �e wy si� wy�miewacie z niego! Wzruszyli�my ramionami. � A bo naprawd� to pan Macoch za bardzo si� tym wszystkim przejmuje � zauwa�y� Kw�kacz � tym b�otem i tymi pod�ogami... � Przejmuje si�, bo chcia�by, �eby nasza szko�a by�a najlepsza � powiedzia� Oberon. � Po prostu zale�y mu na naszej szkole i na was... � Jako� tego nie zauwa�yli�my � skrzywi� si� Zyzio. � Za ma�o go znacie � zacz�� Oberon � pan Macoch to barwna posta�, gdyby�cie wiedzieli o nim troch� wi�cej... � urwa� nagle, jakby ugryz� si� w tym miejscu w j�zyk. � Co niby, panie dyrektorze? � podchwyci� czujnie Gnat. Ale Oberon ju� wlaz� w swoj� gogiczn� skorup�. � Niewa�ne � uci�� opanowuj�c szybko zak�opotanie � wa�ne jest nato- miast, �eby�cie u�o�yli swoje stosunki z wo�nym. Ja nie chc� przez was traci� wo�nego. Macoch mnie straszy odej�ciem. Kogo ja znajd� na jego miejsce pod koniec szkolnego roku przy tej rozbabranej inwestycji? Czy my�licie, �e ja mog� przyj�� byle kogo? O nie, to zbyt odpowiedzialna praca. A kto si� zgodzi w tych warunkach za tak� skromn� p�ac�? Chyba jaka� emerytka staruszka, ale czy ja mog� przyj�� niedo��n� emerytk� staruszk�?... � tak j�cza� Oberon przez p� godziny powtarzaj�c swoje stresy w k�ko. S�uchali�my raczej po�owicznie, czekaj�c na fina� i wniosek. A fina� i wniosek by� taki. Dyr napi� si� wody z karafki. Umilk� na chwil� i obserwowa� przez okno d�wig budowlany unosz�cy pojemnik z cementem do g�ry, wreszcie o�wiadczy� tonem buduj�cym: � Musimy si� pod�wign�� i scementowa�. Tego w�a�nie oczekuj� od gazety szkolnej; wzniesienia si� ponad sztubackie kawa�y i scementowania poprawnych stosunk�w z wo�nym. Jaka� �yczliwa wzmianka w kronice szkolnej, mi�a foto- grafia, jaka� sympatyczna inicjatywa porz�dkowa � mo�e roz�adowa� napi�cie. Musicie ruszy� troch� dziennikarsk� g�ow�. To wszystko. Mo�ecie odej��. Rzucili�my si� do drzwi. � Jeszcze jedno � Oberon zatrzyma� nas na progu � uprzedzam, �e to by�a powa�na rozmowa i macie obowi�zek przejawi� inicjatyw� � zaakcento- wa� � je�li wy nie przejawicie, to ja b�d� zmuszony przejawi� � zagrozi�. � Ale wtedy pospadacie ze sto�k�w. � Z jakich sto�k�w? � mia� jeszcze w�tpliwo�ci Kleksik. � Z redaktorskich � rzek� Oberon zamykaj�c za nami drzwi. Opu�cili�my gabinet zdegustowani i przykro dotkni�ci. Oberon wzi�� wyra�- nie stron� Bambosza, a nam przedstawi� ultimatum... �e to by�o ultimatum � nie ulega�o �adnej w�tpliwo�ci. � Podpadli�my tym razem na dobre �j�kn�� Kw�kacz. � To jeszcze nie jest najgorsze � mrukn�� Zyzio patrz�c przez okno na ulic�, kt�r� w�a�nie przechodzi�a ha�a�liwa grupa defonsiak�w z roze�mianym Grubym Cypkiem na czele. Zauwa�y�em, jak Zyziowi twarz st�a�a, gdy mi�dzy defonsia- kami zauwa�y� Adel�. Musieli co� m�wi� o nas, bo patrzyli na nasz� bud� i raz po raz parskali �miechem. Najg�o�niej �mia�a si� Adela. Wiedzia�em, co mia� na my�li Zyzio. Nie to by�o najgorsze, �e podpadli�my Bamboszowi i Oberonowi. Podpada� � to w ko�cu los redaktor�w. Przywykli- �my do tego. Najgorsze by�o, �e defonsiacy �mieli si� z nas w �ywe oczy. I nie bez racjonalnej przyczyny. U nich wo�n� by�a niejaka Bobulina, osoba r�wnie wielkiej tuszy jak serca, poczciwa i weso�a t�u�ciocha w okularach. Z pewno�ci� jej posadzki mniej b�ysz- cza�y ni� nasze, gdy� zaj�ta by�a g��wnie chowem kozy w przyszkolnym ogr�d- ku, ale za to nie sprawia�a defonsiakom najmniejszych k�opot�w. Mia�a przy tym jedn� cenn� dla komitetu redakcyjnego w�a�ciwo�� � lubi�a by� fotografowana. Defonsiacy wykorzystywali zr�cznie t� niewinn� s�abostk� wo�nej. Wmawiaj�c grubasce, �e jest bardzo fotogeniczna, co tydzie� robili jej nowe zdj�cie i zamiesz- czali na honorowym miejscu w swej gazecie �ciennej. Tym sposobem zaskarbili sobie bez reszty przychylno�� Bobuliny i wiedli �ycie swobodne tudzie� beztro- skie, wyzwoleni z tyranii b�yszcz�cych posadzek. Zawsze nie cierpieli�my defonsiak�w, ale teraz do tego niskiego uczucia do- ��czy�a si� jeszcze gorzka, piek�ca zawi��. I � co tu du�o gada� � upokorzenie i wstyd. Przez nast�pne dwa dni chodzili�my wi�c wyj�tkowo struci, tym bardziej, �e z powodu wiosennego prostowania garb�w oberwali�my sporo nowych bomb z r�- nych przedmiot�w i zawalili�my zupe�nie klas�wk� z matmy. Nic wi�c dziwne- go, �e r�ne ponure, a nawet przest�pcze my�li zacz�y snu� si� nam po g�owach. Drugoroczny Chrz�szcz, kt�ry prze�y� w tym czasie najwi�ksze bombardowanie, twierdzi�, �e nasze talenty marnuj� si� w tej pod�ej budzie, i namawia� nas do skoku. � Najwi�kszy czas rzuci� t� ma�pi� szk�k� w diab�y. Zostawi� na po�egnanie zamiast artyku�u szydercze o�wiadczenie w gazecie na �cianie: �Z powodu dyktatury skubanego Bambosza, pogwa�cenia wolno�ci ruchu i s�owa, st�ch�ego powietrza i garb�w � odje�d�amy na zawsze. �egnajcie. Oby Oberon �y� d�ugo w chwale lizus�w swoich!" Pod spodem podpis: �Zgarbiony (i zaczadzony) komitet redakcyjny". Naklei� to na tablic�! A to dopiero by�aby heca! � Chrz�szczowi za�wieci�y si� oczy. � M�wi� wam, nie ma si� co waha�! � �wiat jest szeroki. Brat mi m�wi�, �e wystarczy pojecha� do Gdyni i zadekowa� si� na byle jakim statku. Brat ma w porcie znajomych marynarzy, kt�rzy zgodz� si� przemyci� nas w swoich kufrach... My jednak wahali�my si�. Zygmunt Gnacki zreszt� najkr�cej. � Nigdzie nie jedziemy � zdecydowa� twardo. � B�dziemy walczy� na miejscu. Oswoimy w ko�cu Bambosza. Gdyby�cie mnie pos�uchali na pocz�tku, ju� dawno by�by oswojony. � Teraz ju� za p�no na oswajanie � kraka� Chrz�szcz. � Brat mi m�wi�, �e u niego w szkole by� przez siedem lat nie oswojony wo�ny. M�wi� wam, co si� tam wyrabia�o. P� szko�y odwie�li do domu wariat�w albo do kicia. Resz- cie ch�opak�w wyros�y taaakie garby � pokazywa� � i wszyscy zachorowali na gru�lic�. Brat m�wi�... � Przesta� ju� z tym swoim bratem � przerwa� mu zniecierpliwiony Gnat. � Powiedzia�em, �e ten pomys� wysiada. � A to czemu? Gnat wzruszy� pogardliwie ramionami. � Jest to pomys� naiwny � powiedzia� ju� spokojniej po chwili. Nie zra�ony t� odpraw� Chrz�szcz przyczepi� si� z kolei do Ma�ka Kw�kacza, redaktora naszego dzia�u turystyczno-krajoznawczego. � Spr�bujmy przynajmniej urwa� si� gdzie� w Bieszczady � nalega�. Ale i Kw�kacz, cho� mia� ju� pewn� zapraw� w �skokach" i kiedy� pr�bowa� nawet przemyci� si� w skrzyni do Wietnamu, nie pali� si� do nielegalnych podr�y i szybko ostudzi� Chrz�szcza. � Skok?! � skrzywi� si� bole�nie. � Skok bez mamony i �arcia? A daj- �e mi spok�j, cz�owieku! Urwa� si� na wariata jak pajac z choinki? Dzi�kuj�. Pr�bowa�em ju� trzy razy i zawsze brak zasob�w zmusza� mnie do powrotu... A zapowiada�y si� takie pi�kne skoki � zapatrzy� si� rozmarzony w okno. � Nie � potrz�sn�� g�ow� stanowczo. � Ju� jestem wyleczony z tego. Nie urw� si� wi�cej z chaty, nie ma g�upich, chyba... chyba, �e wymy�l� jakie� pigu�ki kosmiczne... Ca�a dzienna porcja �ywno�ciowa w jednej pastylce za dwa z�ote. � Kto wie, czy nie wymy�l� ju� jutro � mrukn��em. � E tam, nie oszukasz �o��dka � wtr�ci� Gnat � brzuch potrzebuje masy. Jak nie poczuje ci�aru, to cho�by� zjad� najlepsz�, najpo�ywniejsz� pastylk�, b�dziesz g�odny. � Je�li chodzi o mas�, to brzuch mo�na nadzia� glin� i trocinami � pisn�� Kleksik. � To jest dyskusja przedwczesna � powiedzia� Gnat � nie mamy pigu�ek. � W tej sytuacji � wtr�ci�em � nie pozostaje nic innego... � W tej sytuacji � przerwa� mi Gnat � trzeba naprawd� przejawi� jak�� inicjatyw�. Nie widz� innego wyj�cia. Zosta�cie po lekcjach. Zdaje si�, �e mam pewien pomys�, ale musimy si� dobrze zastanowi�... ROZDZIA� III � POMYS�Y... POMYS�Y... Narad� odbyli�my w �cis�ym gronie redakcyjnym: Zyzio Gnacki, Maciek Kw�kacz, Olo Kleksik i ja. By�a to narada drugiego stopnia tajno�ci i dlatego odbyli�my j� w pokoju za bibliotek� na pierwszym pi�trze, kt�ry s�u�y� nam za �gabinet posiedze� specjalnych". Bibliotekarka, poczciwa pani Pietraszewska, oddawa�a go o ka�dej porze do naszej dyspozycji, wystarczy�o tylko wypowiedzie� magiczne zakl�cie: �redagu- jemy dzi� K�cik Biblioteczny". K�cik biblioteczny zapewnia� nam niewzruszon� �yczliwo�� pani Pietraszewskiej, zw�aszcza, �e w ka�dym numerze zamieszczali- �my jej sza�owe zdj�cie na tle ok�adek ksi��ek, z napisem: W TYM TYGODNIU PANI BIBLIOTEKARKA POLECA � tu nast�powa� dwukropek i wyliczenie ty- tu��w polecanych przez pani� Pietraszewska do czytania. Wyt�umaczyli�my pani Pietraszewskiej, �e praca nad K�cikiem wymaga szczeg�lnego skupienia i oderwania od szkolnego �ycia. Gdy byli�my w gabi- necie, uwa�a�a, �eby nam nikt nie przeszkadza�, w razie potrzeby dawa�a nam klucz i zamykali�my si� na czas obrad. Tu zapada�y najwa�niejsze uchwa�y ko- mitetu redakcyjnego. Spok�j, dodatkowe ciep�o promieniuj�ce ze �ciany, w kt�rej bieg� g��wny przew�d kominowy, koj�cy widok na ogr�d szkolny na pierwszym planie tudzie� na cmentarz miejski na planie drugim, a nade wszystko naukowa aura emanuj�ca z encyklopedii i s�ownik�w oraz dzie� pedagogicznych zalega- j�cych p�ki na �cianie � wszystko sprzyja�o wyt�onej pracy m�zgu, kt�rej tu oddawali�my si� potajemnie. Tym razem aura emanowa�a wyj�tkowo skutecznie. � W�a�ciwie to ja ju� mam pomys� � powiedzia� Zyzio, ledwie zasiedli�my przy d�bowym stole. � Naprawd� chcia�by� podj�� jak�� inicjatyw�? � zapyta�em podejrzliwie. Zyzio z regu�y nie by� skory do ulegania sugestiom Oberona. � Tak. Chcia�bym podj�� inicjatyw� � rzek� nadspodziewanie powa�nym tonem, niemal uroczy�cie. � Pewn� inicjatyw� � zaakcentowa� z zagadkow� min�. � Kapitulujesz? Umiarkowanie pryszczata twarz Zyzia wykrzywi�a si� grymasem, kt�ry przy du�ym napi�ciu dobrej woli mo�na by�o wzi�� za u�miech. � Ja? Kapitulowa�? Nigdy! � Skoro zgadzasz si� us�ucha� Oberona... � To b�dzie specjalna inicjatywa � wycedzi� Zyzio. � Gdyby Oberon wie- dzia�, co si� za tym kryje, ostatni w�os zje�y�by mu si� na �ysinie. � Co masz na my�li? � zainteresowa� si� K�ku�. Zyzio u�miechn�� si� tajemniczo. � No, m�w, nie dr�cz nas! �j�kn�� Olo. � Konamy z ciekawo�ci � dorzuci�em. � Zaraz... po kolei... � uciszy� nas Zyzio. � Analiza sytuacji wykazuje, �e tu s� dwie pilne sprawy do za�atwienia. Pierwsza: ujarzmienie Bambosza, druga: uciszenie Dudni�cej G�ry i ewentualne zapobie�enie ruchom tektonicznym. M�j pomys� polega na tym, �eby to wszystko za�atwi� za jednym zamachem. Jednym genialnym pomys�em... � Ujarzmienie Bambosza i uspokojenie Oberona? � wykrzykn��em zasko- czony. � Ale� to s� dwie przeciwstawne rzeczy. Ka�de posuni�cie przeciw Bam- boszowi wywo�a nowe dudnienie G�ry, a na pewno tak�e gro�ne ruchy tektonicz- ne. .. � Oczywi�cie, �e to s� przeciwstawne rzeczy � rzek� spokojnie Zyzio. � Ale zdolni politycy czasem umiej� pogodzi� sprzeczno�ci � z fa�szyw� skrom- no�ci� spu�ci� oczy i strzepn�� niewidoczny py� z r�kawa. � Wszystko zale�y od tego, czy znajdziemy odpowiedni spos�b. � Spos�b?! � Olo Kleksik z wra�enia poruszy� uszami. � Zyzio naczyta� si� pewnych ksi��ek � wyja�ni�em i wyrecytowa�em szy- derczo: � Jemu si� marzy jaki� nowy �spos�b na Alcybiadesa", ale rzecz w tym, �e Bamboszowi brak pi�ty, pi�ty Achillesa. � Nie s�dz� � odrzek� spokojnie Zyzio. � Przeciwnie. Zapatrywa�bym si� jak najbardziej optymistycznie na pi�t� Bambosza. Czy przyjrzeli�cie mu si� do- k�adnie? To nie jest zwyk�y wo�ny. � Oczywi�cie, �e nie � przytakn��em szyderczo. � To jest szczeg�lnie pe- dagogiczny i z�o�liwy, �wietnie wyszkolony wo�ny. � Nie tylko... � zacz�� Gnat. Wyj�� z kieszeni grzebie� tudzie� specjalne powi�kszaj�ce lusterko kosmetyczne i zacz�� rozczesywa� swoje obfite kud�y ko- loru zle�a�ej s�omy. � Bambosz ma jeszcze inne w�a�ciwo�ci, o kt�rych woli nie wspomina�. � Masz racj� � podchwyci� Kleksik. � On jest tajemniczy. Co� w nim jest bardzo dziwnego... nie wiem, jak to powiedzie�... � Wi�c i ty zauwa�y�e� � u�miechn�� si� zadowolony Zyzio. � Ot� to! Bambosz jest tajemniczy, na tym buduje m�j plan � umilk� po- ch�oni�ty czesaniem. � Wyobra�cie sobie... no... m�wi� na niby oczywi�cie � podj�� po chwili z dziwnym u�miechem � ot� wyobra�cie sobie, �e niewinny czy�cioszek Bam- bosz wcale nie jest tym, za kogo si� podaje. � A kim? � K�ku� przygryz� nerwowo wargi. � Kim? � siwe oko Gnata zab�ys�o na moment � powiedzmy, �e jest zbie- g�ym wi�niem. Szokowanie nas tego rodzaju przypuszczeniami nale�a�o do ulubionych za- gra� Gnata. � Zzzbieg�ym wi�niem? � wybe�kota� wystraszony Kleksik. � Co ci przy- sz�o do g�owy?! � Albo ukrywaj�cym si� przed prawem, pod zmienionym nazwiskiem, prze- st�pc� gospodarczym � ci�gn�� nie zmieszany Gnat. � Go-gospodarczym? � Powiedzmy: ukrywaj�cym si� dyrektorem. � Bambosz � ukrywaj�cym si� dyrektorem! � ... kt�ry zrobi� milionowe nadu�ycia w PGR � doko�czy� zimno Gnat. � Albo sklepowym, kt�ry zrobi� wi�ksze manko. � Jak pani Pie�niarzowa w pasmanterii? � zapyta� K�ku�, daj�c dow�d, �e dramaty �ycia gospodarczego w naszym mie�cie nie s� mu obce. � Tak jest � skin�� powa�nie g�ow� Gnat. � Albo upad�ym magazynierem, jak pan W�jcik z Chemoplasty, albo piratem drogowym, albo zab�jc� weselnym. � Zab�jc� weselnym? Nie bardzo rozumiem � nastawi� ucho K�ku�. � Zab�jc� weselnym � wyja�ni� spokojnie Gnat. � Na przyk�ad gdyby c�r- ka Bambosza wysz�a za m�� nie po jego my�li, no i gdyby Bambosz przyszed� z no�em na wesele, upi� si� i zak�u� pana m�odego. Mog� si� zdarzy� takie smutne wypadki. Dreszcz nas przeszed�. Spojrzeli�my po sobie. W dostojnym gabinecie biblio- tecznym powia�o groz�. Pomys�y Zyzia by�y coraz bardziej makabryczne i robi�o nam si� od nich zdecydowanie niedobrze, ale nikt z nas nie przerywa�. Jednak lubili�my ten dreszczyk. � M�-m�w dalej � obliza� wargi podekscytowany K�ku�. Jego oczy i dziurki w zadartym nosie wydawa�y si� trzy razy wi�ksze ni� zwykle. � R�ne rzeczy mog� si� zdarzy� � powt�rzy� Gnat. � Kto zar�czy, �e Bambosz nie jest ukrywaj�cym si� piromanem albo narkomanem, albo nekrofa- giem, albo porywaczem, albo tupamarosem, albo przynajmniej wampirem. � Dot�d �adna kobieta nie zosta�a u nas zamordowana � zauwa�y� trze�wo Kleksik. � To co z tego? � wzruszy� ramionami Zyzio � Bambosz mo�e by� wam- pirem nawr�conym. � Nie s�ysza�em jeszcze o czym� takim. � Nawr�conym, to znaczy takim, kt�ry grasowa� par� lat temu, a potem prze- szed� wstrz�s wewn�trzny i zrozumia�, �e b��dzi�, no i przyjecha� tutaj, �eby �y� uczciwie w naszej budzie. � Nie s�ysza�em jeszcze o czym� podobnym... � Kleksik mia� wci�� w�t- pliwo�ci. � My�lisz, �e to jest mo�liwe? � Chyba tak, zreszt� mo�e on jest nie tyle nawr�conym, co znudzonym wam- pirem. � My�lisz, �e takie rzeczy mog� si� znudzi� wampirom? � Jasne... Och, nuda � westchn�� Gnat � kt� jej nie zna. �Nuda przenika �wiat do g��bi jak deszcz jesienny spustoszone r�yska" � zacytowa� nie znany mi bli�ej wiersz. � Ka�demu ka�da rzecz mo�e si� znudzi�. Wampirowi tak�e. Nawet najprzyjemniejsza. � Co masz na my�li? � Wiadomo, co jest przyjemne dla wampira � mrukn�� ponuro Gnat. Przy- czesa� ostatni niesforny w�os na g�owie i wci�� wpatrzony w swoje powi�kszaj�ce lusterko zacz�� uwa�nie ogl�da� sobie z�by. � Zostaw w spokoju wampiry i wracajmy do rzeczy � powiedzia�em zdegu- stowany. � To wszystko czysta fantazja i nie posuwa sprawy. � Pomarzy� wolno � b�kn�� Kleksik. � Ale po co? � wzruszy� ramionami Kw�kacz. � A gdyby to nie by�a tylko fantazja? � rzuci� nagle Gnat. � Co chcesz przez to powiedzie�? � zapyta�em. � Masz jakie� rzeczowe poszlaki? � spojrza�em na niego z pow�tpiewaniem. � Mo�e mam � Zyzio schowa� lusterko i spowa�nia� nagle. � To nic nie da � powiedzia�em. � Za��my nawet, �e odkrywamy u Bam- bosza jaki� s�aby punkt. No i co z tego? Bambosz nie jest gogiem. �aden spos�b czworor�cznych nie ma tu zastosowania. � Kto m�wi� o sposobie czworor�cznych? � Gnat skrzywi� si� pogardli- wie. � To s� g�upie sztubackie zagrania. Ja mam na my�li co� zupe�nie innego, co�... co� piekielnie powa�nego. � Co mianowicie? No, gadaj�e! � O, nie! Nie tak szybko, bracie � Zyzio potrz�sn�� swoj� wielk� g�ow�. � Ja wam powiem, a wy wypaplacie od razu, albo, co gorsza, polecicie ze strachu prosto do Oberona... � Co ty?! Zyziu, za kogo nas masz?! � Zaraz... � Zyzio ucieszy� nas gestem trybuna. � Najpierw przysi�gnie- cie, �e nie pu�cicie pary z g�by. Ani psyka! Cho�by was pra�ono w smole. Przy- si�gajcie po kolei! � Ani psyka! Przysi�gam � pisn�� przej�ty Olo Kleksik. � Przysi�gam � powt�rzy� Kw�kacz. � I ty � Zyzio zwr�ci� si� do mnie. � Przysi�gam � powiedzia�em niech�tnie. Nie lubi�em takich ceremonii. Uwa�a�em je za szczeniackie. Ale Zyzio wci�� jeszcze tkwi� z upodobaniem w tych rzeczach. � A teraz m�w! � podniecony Olo obliza� wargi. Zyzio strzepn�� sobie niewidzialny py�ek z r�kawa. � No wi�c, prosz� was, chyba odkry�em... pryszcza pod szat� tego czy- �cioszka Bambosza. � Pryszcza? � Jakiego niby? � Gdzie? � Co chcesz przez to powiedzie�, Gnat? Zyzio chrz�kn��. � Zanim wejdziemy w te anatomiczne, �e tak powiem, szczeg�y, chcia�bym, �eby�my najpierw zgodzili si� co do pewnej zasady... � Zasady? � Zasady dzia�ania. �e p�ki nie oswoimy Bambosza... � Oswoimy czy ujarzmimy? � zapyta�em z�o�liwie. � Zaczniemy od oswajania, a jak si� nie da, spr�bujemy ujarzmienia � od- par� twardo Zyzio. � Ale zasada b�dzie jedna. Bezwzgl�dno��. Nie cofamy si� przed niczym. Stosujemy ka�dy skuteczny spos�b! Na t� zasad� musimy si� zgo- dzi�! � To znaczy, �e cel u�wi�ca �rodki? � zapyta�em. � Tak jest � o�wiadczy� Tjjtao. � Kto si� nie zgadza, niech powie od razu, �eby potem nie trz�s� mi portkami ze strachu, �eby potem nie by�o �adnego lito- wania si� nad Bamboszem, �adnych waha�, �adnych pacyfistycznych skrupu��w! Powtarzam: �adnej lito�ci! � �adnej lito�ci! � powt�rzyli z przej�ciem Kw�kacz i Kleksik. � �adnego mi�osierdzia! � powiedzia� Zyzio. � �adnego mi�osierdzia! � powt�rzyli obaj panowie K. � A ty? � Zyzio spojrza� pytaj�co na mnie. � Ja nie mog� si� zgodzi� � o�wiadczy�em. � Jak to? Nie jeste� za skutecznym sposobem?! Ty? � Nie zgadzam si� na stosowanie wszystkich �rodk�w � powiedzia�em. � S� �rodki tak ohydne, �e �aden cel nie mo�e ich u�wi�ci�. � Kto m�wi o �rodkach ohydnych? � oburzy� si� Zyzio. � Przysi�gam, �e nie mam zamiaru robi� Bamboszowi �adnej krzywdy! Lecz gdyby nie chcia� si� z nami dogada� i ponowi� ataki, o, wtedy co innego! � Zyzio zacisn�� szcz�ki. Twarz zrobi�a mu si� bardziej kwadratowa ni� zwykle. � Wtedy musieliby�my si� broni� � wycedzi� � i wtedy cios za cios! Oko za oko! � Z�b za z�b? � Tak. � Hammurabi? � W pewnym sensie. Zrobi�o mi si� nieprzyjemnie. Spojrza�em na obu pan�w K. Oni spojrzeli na mnie i dreszczyk przeszed� nam po sk�rze. � Oszala�e� chyba � powiedzia�em do Zyzia. � Chcesz wybija� Bambo- szowi z�by? Zastan�w si�, co m�wisz? � Je�li on nam wybije, czemu nie? � o�wiadczy� bohatersko Kw�kacz prze- zwyci�aj�c pacyfistyczne skrupu�y. � Stul paszcz�, K�ku� � zgasi� go Gnat. � G�upi jeste�. Widz�, �e nic jesz- cze nie zrozumia�e�. Nie mam na my�li �adnych r�koczyn�w fizycznych. � A co? � zapyta�em. Zyzio milcza� przez chwil�. � Pos�uchaj, Okist, czy g�oszenie lub, powiedzmy �ci�lej, obwieszczanie prawdy jest wed�ug ciebie czym� ohydnym? � Chyba nie � rzek�em ostro�nie. Wyczuwa�em zasadzk�. � No wi�c nasz� broni� b�dzie obwieszczanie prawdy. Nie od razu zroz