6167
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6167 |
Rozszerzenie: |
6167 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6167 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6167 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6167 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Stefan �eromski
Do swego Boga
W�ska dro�yna przeciska si� przez las zwarty, podszyty m�od� so�nin�, tworz�c mi�dzy szczytami drzew przedzia� nieznaczny. Ga��zie �wierk�w, na kt�rych
le�� grube, soplami obwieszone ki�cie �niegu, zginaj� si� pod ci�arem nad tym le�nym przesmykiem, zaledwie oznaczonym dwiema skibami �niegu, kt�re sanie
ch�opskie odwr�ci�y.
Dzie� by� marcowy - jasny a mro�ny.
Teraz, gdy si� na zachodzie rozpo�ciera� zaczyna p� zmierzch b��kitny, nawet zaspy, pozataczane doko�a pni�w, staj� si� sypkimi jak m�ka. Na przedziwnie
czystej przestrzeni niebieskiej, jaka p�onie ju� zorz� wieczorn� - las stoi nieruchomo, niby wielki ejkonosfas �wi�tyni greckiej; nieznaczne podmuchy str�caj�
z wierzcho�k�w drzew drobniutkie py�y �niegowe i p�yn� mi�dzy ga��ziami, po tle purpurowym, jakby popl�tane smugi nik�ego dymu wzbijaj�ce si� z niewidzialnych
kadzielnic...
Cisza tam g�ucha, niesko�czona, �miertelna...
Dro�yn� ow� idzie stary, zgrzybia�y, siwy jak go��b ch�opowina Pelek z wnuczk� Teofilk� - po�y lichego ko�ucha za pas zatkn��, kij daleko przed si� stawia,
szeroko rozkracza nogi, sapie i kaszle, lecz nie ustaje, cho� mu zaczerwienione oczy �zami zachodz�, cho� pot si� s�czy zmarszczkami zwi�d�ej, przez wiatr
wych�ostanej twarzy. Teofilk� staje swymi wielkimi butami w �ladach dziadowskich, co chwila chu�cin� na piersiach zawi�zuje mocniej i pomimo �e upada ze
znu�enia, dotrzymuje staremu kroku. Z trwog� spogl�daj� na zorz� rozniecaj�c� si� nad szczytami i spiesz� coraz bardziej. Od czterech dni id� tak, kr�tko
odpoczywaj�c przy stogach siana i pustych szopach, nocuj�c po chatach z daleka za wsiami stoj�cych, przebywaj� pustkowia bezludne, lasy czarne i g�uche,
brn� po zaspach g��bokich, po lodach rzek i staw�w �niegiem przypr�szonych, pod nogami dzwoni�cych - id� le�nymi, dalekimi a zapad�ymi drogami spod samego
Drohiczyna a� za Warszaw�-miasto... spowied� uhopi�.
Co roku tak chodz� we dwoje - odk�d na wiar� cudz� zapisani. Grzesznicy oni wielcy oboje, zdrajcy oboje...
Stary Felek jeszcze przed "zbrodniami" synowi swe pi�� morg�w odpisa�, wnuczki si� doczeka�, synow� pochowa� i pacierze, pod piecem siedz�c, odmawia� ju�
tylko, gdy mu si� nagle a niespodziewanie na russkiego podpisa� kazano. Synowi te�, wnuczce te� - ca�ej wsi... Sam arcypop co� do nich gada�, gdy ich wszystkich
do gminy zap�dzono. Wie� si� opar�a.
Pewnej nocy zimowej wojsko nasz�o, ludzi wyp�dzi�o z chat na szczere pole, w mr�z trzaskaj�cy. Trzy dni kozaki po chatach obozem sta�y, byd�o r�n�c i niszcz�c
mienie, trzy dni ludzie stali z odkrytymi g�owami na polu, na �niegu, do Boga si� modl�c. Wreszcie naczelnik wojskowy wielkim si� gniewem zapali� - dawaj
bi�. Do naga rozbierali m�czyzn i kobiety, bij�c po kolei, a srogo - a� si� nar�d ca�ej wsi zaw�ciek� i j�� si� rozbiera� sam, pod baty k�a�� sam, pokotem;
- a� si� Fe�k�w syn z pi�ciami podsun�� do naczelnika, do Go�owi�skiego... Dopiero nasta� s�dny dzie�!
Bili tego Leona nahajkami na �mier�, w sze�ciu, szmaty z niego zwlekli, naczelnik ostrogami grzbiet obna�onemu, na �niegu, we krwi le��cemu szarpa�, wrzeszcz�c
w zapami�ta�o�ci: podpiszy�l
Na nic!
- Ni, ni, ni... - szepta� tamten.
To go umieraj�cego d�wiga� kaza�, twarz� do siebie obraca� i pyta�:
- Ty russki?
- Ni - Polak, na polskiej ziemi si� urodzi�...
Tak i u �wierk � szepc�c do siebie: ni - ni!...
Gdy wzi�li wnuczk� Teofilk� bi� - Felek nie wytrzyma�: podpisa� dusz� swoj� i wnuczki na z�� wiar�. Stare u niego by�o serce, dziadowskie... Jak li�� dygota�,
u n�g Moskalowi si� wl�k�, przyszwy but�w ca�owa� - a� podpisa�.
Odt�d rokrocznie przed Wielkanoc� id� Bogu si� kaja� za zdrad�. Dziad tak� drog� zna, gdzie nie tylko �andarma, ale cz�owieka �ywego nie spotkasz.
Jest daleko, za Warszaw�-miastem, ko�ci�ek male�ki, sta ry; ksi�dz tam jest m�ody, �wi�tobliwy a mi�osierny. Oczy u tego ksi�dza we �zach, s�owo ciche,
a takie m�dre, a takie s�odkie!...
Przyjd� w nocy, zastukaj�, dziad przez szybk� poszepce - wnet on ich boczn� furtk� do ko�cio�a prowadzi, spowiedzi s�ucha, a sam p�acze, serdeczny, siczami
gorzkimi. Potem wszyscy krzy�em le�� a� do rannego �witania. Gdy odchodz�, naucza ich ten s�uga bo�y zawsze jednakowo: "Mi�ujcie nieprzyjacio�y wasze,
mi�ujcie nieprzyjacio�y wasze..."
Nim s�o�ce wejdzie, nim si� ludzie pobudz�, ju� oni od miejsca tego daleko... Teraz oto, gdy dzie� si� szybko nachyla, spiesz� ju� co tchu, aby na wiadomy
dziadowi nocleg trafi�. Las rzednie, otwiera si� pole czyste, �niegiem r�wno zas�ane, bezludne, dalekie, bezmierne.
Na skraju lasu Fe�ek przystan��, oczy d�oni� od blasku nakry�, z nogi na nog� przest�puje, wargi mu dr��. Pola tego on nie zna, cha�up tu kilkoro powinno
sta� pod lasem.
- Obce pole... - szepce do siebie w trwodze.
Na �rodku pustkowia wiatr wzdyma sypkie bry�ki �niegu, to je rozmiata, to wieje, jak zbo�e szufl�, to ca�y obszar przestworza ci�gnie za sob�, jak obrus,
to go daleko, daleko lejkiem w g�r� podrywa, to jakby w falach dymu od ko�ca do ko�ca leci.
- Zb��dzi� ja, stary g�upiec, hej! - m�wi cicho, w ty� zasuwaj�c czapk�.
- Za tym torem chod�my, dziadku...
- Za torem...
Ruszaj� znowu i brn� po kolana. �nieg na polu g��bi� le�y, wiatr luty, burza idzie. Bylinki zesz�oletnie, suche, cieniutkie gdzieniegdzie nad �niegiem stoj�,
kiwaj� si� w wichrze �a�o�nie, jakby nad t� dziewczyn� zawodzi�y, jakby za ni� �wista�y: ej, ej... Tarnina, od lodu i sopli b�yszcz�ca, badyle g�ogu czepiaj�
si� jej sp�dnicy, jak r�ce mi�osierne, co chc� zatrzyma�...
Buty obojgu przemok�y do cna, nogi kostniej�, tchu brak.
- Isz ty, wnuczko, jak nas ten wiatr, moskiewski s�uga, od Boga odp�dza - miamle p�zrozumiale dziadowina.
Nagle co� dudni i wre g�ucho za nimi. To wicher w las uderzy�. I zako�ysa� si� las, zast�ka�... Teraz burza w nich bije, szmaty rozmiata, w oczy gar�ciami
�niegu, ostrego jak t�uczone szk�o, ciska. Chwilami jak �ywy si�acz brzemiona �niegu z miejsca na miejsce przerzuca, zdziera go a� do gruntu nagiego i
fryga wysoko - nad las.
Kamie� tam by� wielki na polu, do niego si� dowlekli, usiedli odpocz��...
Noc zesz�a nagle ciemna. Burza w niej wre - d�ugo, d�ugo... Czasem znienacka ucichnie, w�wczas z wysoko�ci niebieskiej pada na oblicze pustkowia blade,
zimne, znikome p�wiat�o miesi�ca, dotyka lodowatymi promieniami przytulonych do siebie, skrzep�ych, �niegiem przysypanych g��w, zimnych oczu otwartych
i �ez na rz�sach wisz�cych, co si� w sople lodu �ci�y...
Gdy wstaje i p�onie zorza poranna, znowu na r�wninie cicho, tylko z wierzcho�k�w drzew niewidzialne podmuchy str�caj� py� lekki �niegowy i p�ynie niby bia�y
dym znikomy, wzbijaj�cy si� z niewidzialnych kadzielnic...