6162
Szczegóły |
Tytuł |
6162 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6162 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6162 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6162 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
K S Rutkowski
Krymina� tango
WST�P
I co tam, m�ody, znowu bazgrzesz w tym swoim kajeciku?
�e te� chce ci si� rusza� r�k� tyle czasu. Przyjemniej by� lepiej wykorzystywa�
t� energi�. Jak? Jak? Jak? Siak. A
zwali�by� konia. Pisarzem chcesz zosta� czy jaki chuj?
O czym tu pisa�? Pud�o, jak pud�o. Beton i kraty. My i klawisze. I ci�g�a nuda.
I tylko czasami jakie� historie. Ale
nawet jak je napiszesz, to kto w nie uwierzy? Kto z porz�dnych obywateli
uwierzy, �e w przeddzie� XXI wieku, w
cywilizowanym kraju, za pewnym murem, odbywaj� si� takie harce? Nikt, kurwa,
przy zdrowych zmys�ach. Lepiej
wi�c od�� pisak i wypierdol ten kajet.
Najlepiej nie ods�ania� tutejszych tajemnic.
Do�ek
darkowi dudczakowi
Budzisz si� z chwil�, gdy przekroczysz jego pr�g. Trzask drzwi, zgrzyt zamka za
plecami i to, co przed tob�:
p�mrok i deski. I oddalaj�ce si� kroki na korytarzu za �cian�. Dopiero wtedy
dociera do ciebie, gdzie jeste� i �e to
wcale nie jest z�ym snem. Rozgl�daj�c si�, nerwowo si� u�miechasz. Je�li masz
szcz�cie, kto� ju� tam jest, le�y
albo siedzi, albo stoi na drewnianym, szerokim pode�cie, kt�ry przez
kilkadziesi�t godzin b�dzie twoim krzes�em i
��kiem, z g�ow� zwr�con� w zakratowane okno, przez kt�re, jak sam si� p�niej
przekonasz, prawie nic nie wida�.
Jedynie kawa�ek nieba i co� jeszcze, je�eli masz szcz�cie: fragment jakiego�
budynku, drzewa ... Okno jest wysoko
i zwykle nie widzi si� nic wi�cej. �adnej ulicy, ludzi, samochod�w. Je�li masz
szcz�cie i areszt nie znajduje si� na
jakim� zadupiu, �ycie miasta dociera do ciebie poprzez uszy. Ch�oniesz je
jedynie znajduj�cym si� w nich zmys�em.
Przez kilkadziesi�t godzin b�dzie stanowi� tw�j jedyny kontakt ze �wiatem
zewn�trznym.
Naprawd� dobrze, je�li kto� ju� tam jest. Przywitanie trwa kr�tko, u�cisk d�oni,
wymiana imion, ewentualnie
ksywek, je�li si� ju� jakiej� dorobi�e�. Nazwiska nie s� wa�ne. Niekt�rzy z
tych, co tam trafiaj� przedstawiaj� si�
paragrafem. Ka�dy obstukany w temacie od razu wie z kim ma do czynienia. Wtedy
nie potrzebne s� pytania.
Numer paragrafu m�wi ci wszystko, co powiniene� wiedzie� o swoim towarzyszu.
Je�li jeste� zielony, a kto�, kto ju� tam jest, jest starym wyjadaczem, w ci�gu
kwadransa wprowadza ci� w now�
rzeczywisto��. Oznajmia ci pory posi�k�w i godziny zmian stra�nik�w i robi ci
ma�y wyk�ad o celi, w kt�rej
b�dziesz musia� sp�dzi� troch� czasu. Pokazuje ci skrytki (zwykle jakie� s�,
najcz�ciej pod deskami w pod�odze) i
miejsce, w kt�rym b�dziesz m�g� si� odla�, bez obawy, �e zalejesz pod�og�, kiedy
jaki� wredny stra�nik nie b�dzie
chcia� ci� wypu�ci� do kibla. Zwykle, gdy naprawd� przyci�nie, leje si� na
zakratowany kaloryfer, znajduj�cy si� w
g��bokiej wn�ce w �cianie. Szczyny gromadz� si� w niecce pod nim i nie
wyp�ywaj�. Je�li akurat kot�ownia grzeje,
po jakim� czasie w celi zaczyna �mierdzie� jak w zapuszczonym miejskim szalecie.
Ale wkr�tce przestajesz ten
smr�d czu�... Przyzwyczajasz si� do niego. Zreszt� zapach, kt�ry wita ci� w
celi, gdy do niej trafiasz, jest zupe�nie
taki sam. Tylko bardziej st�ch�y. Wiedz, �e przed tob� w to samo miejsce la�o
wielu. Wi�kszo�� stra�nik�w ma
leniwe dupy i nie chce im si� przychodzi� na twoje wezwania. S� dwa kaloryfery.
Po jednym z ka�dej strony drzwi.
Najlepiej la� na ten przy drewnianej �awie pod �cian�. Ten drugi znajduje si�
przy pode�cie, na kt�rym b�dziesz
spa�. Je�li na niego naszczysz, b�dzie ci �mierdzie� pod samym nosem.
W tym miejscu najwa�niejsze s� papierosy. Pragniesz ich nawet je�li nie palisz.
Jedynie one uspokajaj� i pozwalaj�
w miar� jasno my�le�. Je�li w chwili zatrzymania masz fajki, trafiaj� z tob� do
celi. Co najwy�ej profos wysypie ci
je z paczki i sprawdzi, czy niczego w nich nie ukrywasz. Zapa�ki i zapalniczk�
te� pozwalaj� ci wzi��... To
najcz�ciej jedyny ludzki gest z ich strony. Je�li jednak w chwili aresztowania
nie masz fajek, a w celi opr�cz
zapisanych, odrapanych �cian, nikt ci� nie wita, pozostaje ci jeszcze przeszuka�
cel�. Od stra�nika papierosa nie
dostaniesz, za�mieje ci si� w twarz je�li go o niego poprosisz. Pozostaje wi�c
cela... Jest wiele miejsc do
przeszukania. Wszystkie zakratowane elementy celi, to jest okna, kaloryfery i
�wietlik nad drzwiami, w kt�rym
nieustannie jarzy si� ma�owatowa �ar�wka oraz poluzowane deski w pod�odze...
Je�li b�dziesz mia� szcz�cie,
znajdziesz w kt�rym� z tych miejsc fajk�, ewentualnie kilka niedopalonych pet�w,
a nawet kawa�ek draski i
pojedyncze zapa�ki. Starzy wi�niowie czasami chowaj� w nich co� z tych rzeczy
dla nast�pnych, kt�rzy trafiaj� tu
po nich. W popielniczce, kt�ra zwykle jest na �awie, nie ma co grzeba�. Zwykle
le�� w niej pety wypalone a� po
ustnik.
Popielniczka spe�nia te� inn� rol�. Gromadzi materia� wykorzystywany do
wi�ziennego grafiti. Petami �wietnie
pisze si� po �cianach. Zreszt� odczytywanie napis�w z nich przez kilka godzin
b�dzie stanowi� twoj� rozrywk�. Jest
ich na �cianach bez liku, a niekt�re z nich s� nawet ca�kiem zabawne...
Je�li masz szcz�cie, jeste� tam z kim� albo nawet z kilkoma osobami. Rozmowy s�
wybawieniem od my�lenia. A
my�li dopadaj� ci� w ka�dej chwili ciszy, natarczywe i okrutne i ca�kowicie
burz� tw�j spok�j. Staraj si� wi�c gada�
jak najwi�cej. Nie ma sensu analizowanie tego, co zrobi�e� i za co tu trafi�e�,
ani okazywa� skruchy przed samym
sob�. To w niczym ci nie pomo�e, jedynie pogn�bi jeszcze bardziej. Nawet je�li
b�dziesz bez przerwy p�aka� i
przeprasza�, nikt ci� stamt�d nie wypu�ci. Wzbudzisz tylko szyderczy �miech u
wszystkich. A wiedz, �e �miech ten
p�jdzie za tob� dalej, je�li zrobi�e� co� powa�nego i do�ek jest tylko twoim
pierwszym etapem na wi�ziennej drodze.
A dalej dla mi�kkich facet�w jest ju� tylko droga przez m�k�...
Aha... To ju� na koniec... Je�li zale�y ci na �o��dku, przez te czterdzie�ci
osiem godzin, kt�re mog� ci� tam trzyma�,
�arcia lepiej nie ruszaj. Sraczka po nim murowana. A klawisz, jak to klawisz, na
tw�j dzwonek raz przyjdzie, raz
nie. Zale�nie jaki akurat ma humor.
NOC W ARESZCIE
Przywie�li j� p�nym wieczorem w niedziel�. Jej histeryczny p�acz postawi� na
nogi chyba wszystkich. Dy�uruj�cy
stra�nik wydar� si� na ni�, a policjantki , kt�re j� eskortowa�y, zawt�rowa�y
mu. P�acz kobiety wzm�g� si�. Jeszcze
przez chwil� pr�bowali j� uciszy� s�owami, potem w ruch posz�y gumy. Siedzia�em
trzy cele od nich i wyra�nie
s�ysza�em g�uche uderzenia. Raz, dwa , trzy... Kobieta nawet nie pisn�a. Ale
uciszy�a si� momentalnie.
Po przyj�ciu wprowadzili j� do celi, czwartej z kolei, zaraz obok mojej. Musia�a
by� p�przytomna, profos
wprowadzi� j� do celi razem z policjantk�, musieli wi�c j� podtrzymywa�.
- Nachlana - skomentowa� szeptem ch�opak, kt�ry ze mn� siedzia�. Odszed� od
drzwi i wr�ci� na deski. Gdy w celi
obok trzasn�y drzwi i ci�kie buty klawisz przemierzy�y korytarz, a g�osy
policjantek ucich�y na schodach w d�
prowadz�cych do wyj�cia z aresztu i ja wr�ci�em na �o�e, kt�re bardziej
przypomina�o taneczny, podwy�szony
parkiet w wiejskiej tancbudzie, ni� cokolwiek na czym mo�na by by�o zmru�y� oko.
Ale by�o to "��ko", niezwyk�e,
pi�cioosobowe. Pi�ciu ros�ych m�czyzn mog�o roz�o�y� na nim swoje zaszczane,
nigdy nie czyszczone materace,
po��k�e poduszki i nigdy nie prane koce i sp�dzi� noc, le��c jeden obok
drugiego. Na szcz�cie by�o nas tam tylko
dw�ch.
Ten pierwszy raz przymkn�li mnie za pobicie. Mia�em osiemna�cie lat i by�em
pijany. Nie za bardzo , ale na tyle,
�eby hamulce, kt�re zwykle mia�em, pu�ci�y mi ca�kowicie. Efektem tego by�o
dw�ch porozbijanych facet�w. Jeden
z nich dosta� zas�u�enie, a drugi mia� pecha , bo stan�� w obronie tamtego. I
cho� w g�b� dosta� tylko raz, smrodzi�
najwi�cej. By� jakim� muzykiem, gra� chyba na flecie i twierdzi�, ze m�j cis, po
kt�rym wypad� mu z�b, pozbawi�
go najbli�szego koncertu.
Na do�ek trafi� ze mn� kumpel. Ca�kowicie niewinny. Facet , kt�ry dosta� ode
mnie w mich�, ten przypadkowy,
zezna� , �e obaj grozili�my mu �mierci�, gdy chcia� z pobliskiego baru zadzwoni�
po gliny. I �e w mojej r�ce widzia�
n�. Skurwysyn... Nie by�o �adnego no�a, a m�j kumpel jedynie przeprasza� go za
mnie , prosz�c, �eby nie dzwoni�
po policj�, �e za�atwimy to inaczej. Facet, wtedy w barze, odpu�ci�. Ale p�niej
,szmaciarz, zadzwoni� po policj� ,
bo zgarn�li mnie i moich dw�ch koleg�w jakie� kilkaset metr�w dalej, wprost z
ulicy. Jednego pu�cili po wst�pnym
przes�uchaniu. Drugiego, tego kt�ry pr�bowa� grajka u�agodzi�, po jakiej�
godzinie te� wpieprzono do klatki, w
kt�rej siedzia�em na komisariacie... Wsadzono go tam za ca�kowit� niewinno��...
No c�... Wiar� zawsze daje si�
ofierze.
Go�� kt�ry siedzia� ze mn� w celi nie zap�aci� grzywny. Mia� ksyw� Pu�a.
Wcze�niej odsiedzia� sporo z paragrafu,
kt�ry i mnie pr�bowano przyklepa�. Pociesza� mnie, �e taki wpierdol, kt�ry
spu�ci�em tym dw�m, to �aden
wpierdol i �e du�o mi za to nie zrobi�. Co najwy�ej grzywna i doz�r policyjny...
A w najgorszym razie wyrok w
zawiasach. Powiedzia�, �e jak wprowadzono na konfrontacje faceta, kt�rego
przerobi�, w pierwszej chwili pomy�la�,
�e widzi nieboszczyka. Delikwent by� napuchni�ty, siny i ca�kowicie niepodobny
do cz�owieka. Jakby co najmniej
nie �y� ju� od miesi�ca. Dali mu za niego rok. Ale on omal go nie zabi�.
Noc, kiedy przywie�li t� kobiet�, by�a drug� z kolei. �adnej nie spa�em prawie w
og�le. Nie dlatego, �e nie chcia�o
mi si�, czu�em zm�czenie i to jeszcze jak, twarde dechy nie pozwala�y jednak
zmru�y� oka. Moje cia�o nawyk�e do
wygodnych, mi�kkich ��ek, buntowa�o si� ,gdy rozk�ada�em je na drewnie. Materac
, kt�ry mi dali, by� cienki jak
poszewka. Dwa koce z�o�one razem, by�y grubsze od niego.
Kobieta ponownie zacz�a p�aka� po jakich� trzech , czterech godzinach od
przyj�cia. Najpierw doszed� nas jej
cichy szloch, kt�ry powoli zacz�� si� nasila�, a� w ko�cu wybuch� kanonad�
wielkiej, histerycznej rozpaczy.
- Przetrze�wia�a i zobaczy�a kraty - skomentowa� to m�j wsp�wi�zie� - Pewnie
nigdy wcze�niej nie by�a w takim
miejscu. Baby zawsze dostaj� tu histerii.
Jej zawodzenie pobudzi�o wszystkich (je�li oczywi�cie kto� akurat spa�) a na
pewno wszystkich niemi�osiernie
wkurwi�o. By�o rozpaczliwe, �a�osne, tak bardzo kobiece.... Serce kroi�o si�,
gdy si� je s�ysza�o. Pogarsza�o to
jeszcze bardziej i tak zjebany ju� nastr�j ka�dego z osadzonych.
- Profos! - wydar� si� kto� z g��bi korytarza - Profos! Zamknij w ko�cu tej
kurwie mord�!
- Zaraz zamkn� j� tobie! - odkrzykn�� stra�nik.
- Cho� tu i naskocz mi na kutasa. Apartament 12. Przyjd� to sobie zata�czymy.
P�acz kobiety przeszed� w niemi�osierne wycie. Takie, �e a� ciarki przesz�y po
sk�rze.
W ko�cu i stra�nik chyba nie m�g� tego wytrzyma�. Us�ysza�em jego kroki,
podzwanianie kluczy, po chwili drzwi
do celi obok otworzy�y si�.
- Przesta� ju� kobieto! - profos wydar� si� na ni�.
Ale ona nie przesta�a. W ruch posz�a wi�c guma. Znowu raz, dwa, trzy, mocne ,
miarowe, wyra�ne... Kobieta po
tych razach przesta�a g�o�no p�aka�. Wci�� jednak szlocha�a. Po chwili ju� tylko
kwili�a... Jednak klawiszowska
guma zn�w wyl�dowa�a na niej. Jedno wyra�ne, g�uche pacni�cie. Jakby kto� much�
rozjeba� na �cianie.
- No i co...? Ul�y�o ci skurwysynu?! - krzykn�� Pu�a.
- To morderczyni. Zabi�a kobiet� - odpowiedzia� stra�nik.
- Twoj� matk�?!
- Nie. Jak�� lekark�.
- No to si� chuju od niej odpierdol!
Przez chwil� z niewyra�n� min� czeka�em na reakcj� stra�nika. Na zgrzyt zamka,
otworzenie celi... Pu�a patrz�c na
mnie pokr�ci� g�ow�.
- �aden z nich nie wejdzie do celi w pojedynk�, zw�aszcza gdy siedz� w niej
faceci. S� mocni tylko w g�bie i do
kobiet - powiedzia� i odwr�ci� si� na drugi bok.
Dopiero po jakim� czasie kwilenie kobiety ca�kowicie ucich�o. W ca�ym areszcie
zn�w zapad� nocny spok�j. Cisza
zaleg�a wszystkie cele. Powr�ci�y pytania, mo�liwe odpowiedzi, wyrzuty
sumienia...
- Niepotrzebnie otwiera�em mord�. La� mi si� chce. A teraz ten klawisz nie
wypu�ci do kibla �adnego z nas -
odezwa� si� jeszcze z p�mroku Pu�a.
Po chwili wsta� z desek i odla� si� w k�cie.
KRYMINA� TANGO
Fama o nim przesz�a przez oddzia� na kilka dni przed jego przybyciem. Postarali
si� o to klawisze. Ka�dy z
wi�ni�w m�g� si� dowiedzie�, z kim to nied�ugo b�dzie mie� do czynienia,
klawisze sugerowali nawet nasze w
stosunku do niego zachowanie. Od razu go, ch�opaki, do parkietu-m�wili-bo jak
zacznie fika�, to nie tylko on, ale i
wy b�dziecie mieli przejebane. Tak, panie taki a siaki, zrobi si�-zwykle si�
odpowiada�o-potakuj�c ze zrozumieniem
g�ow�, taki gigant to pod cel� nie jest nam potrzebny. Gdy odchodzili, pluli�my
za ich plecami. I z ut�sknieniem
oczekiwali�my faceta. Bo to by� kto�. Kuku�cze jajo, kt�re naczelnicy wi�zie�
podrzucali sobie pod byle jakim
pretekstem. Bo mie� tego faceta w swoim zak�adzie oznacza�o dla nich nieustaj�ce
k�opoty. A dla nas wi�ni�w
ci�g�� rozrywk�. Tak nam si�, w ka�dym razie, na samym pocz�tku, wydawa�o.
Trafi� do naszej celi. �redniego wzrostu, szczup�y, z banaln� twarz�. Nie
wygl�da� na wielkoformatowego
przeginacza, kt�rego ksywk� klawisze cedzili przez z�by. Raczej na kogo� o
spokojnym usposobieniu, kto nawet
muchy nie pierdoln��by pack�. Na kogo�, kto co niedziela do ko�cio�a, z �on� pod
r�k� i gromadk� dzieciak�w
ci�gn�cych za nimi sznureczkiem. �wi�to�� spoziera�a mu z oczu. Niewinno��. Nie
m�wi�c o �agodno�ci, kt�rej
�lepia jego by�y pe�ne. Wygl�da� jak nowicjusz, na kt�rego nigdy jeszcze nie
pad� cie� krat. A� trudno by�o
uwierzy�, �e facet mia� ju� odgibanego dziesi�taka, z dwunastki, kt�r� dosta� za
morderstwo. Przywitali�my go z
pomp�. Czaj, lepsze �ar�o z paczkowych dostaw, markowe szlugi. Facet nic nie
powiedzia�, ale na jego g�bie by�o
wida�, �e docenia nasz gest.
Przez pierwsze dni klawisze zagl�dali przez naszego judasza cz�ciej ni� zwykle.
Jakby na co� czekali. Ich �lepia na
d�ugie sekundy zamiera�y w wizjerze, lustruj�c wnikliwie nasz� cel�. Szukali
cho�by cienia inno�ci, cho�by
najdrobniejszej zmiany jej sta�ej kompozycji, jakiego� najlichszego sygna�u
�wiadcz�cego o nadchodz�cym
zagro�eniu. Jednak za ka�dym razem ich spojrzenia wita� spok�j, niczym nie
r�ni�cy si� od spokoju ka�dego
innego dnia. Za ka�dym razem na odg�os ods�anianego judasza, jak na komend�
zamyka�y nam si� mordy i cele
zalega�a grobowa cisza, kt�ra ko�czy�a si�, gdy klapka na powr�t przys�ania�a
wizjer. Normalka. Czas w naszej celi
p�yn�� wci�� tym samym leniwym rytmem. Tylko teraz pi�� g��w odwraca�o si� na
odg�os �ycia po drugiej stronie
drzwi. Bo tylko liczebno�� wi�ni�w by�a jedyn� zmian�, jaka u nas zasz�a. Po
tygodniu nadmiernej nerwowej
czujno�ci klawisze powoli zacz�li stawa� si� spokojniejsi. Cisza w naszej celi
przyg�aska�a ich obawy.
Uchodzili�my za spokojnych wi�ni�w. Wszyscy na�ogowo czytali�my ksi��ki, jeden
kole� nie�le rysowa�, a ja z
powodzeniem bra�em udzia� w literackich konkursach. My�l�, �e w�a�nie dlatego
wsadzili do nas nowego. Mo�e
wierzyli, �e jakim� cudem nasza zbiorowa tw�rcza �agodno�� podzia�a leczniczo na
jego wrodzon� agresywno��. �e
mo�e w ko�cu, po latach tu�aczki po zak�adach karnych, specyfika naszej celi
pomo�e mu odnale�� spok�j i
wewn�trzn� harmoni� i w pe�ni odmieni jego �ycie, czyni�c z niego innego,
lepszego cz�owieka. Mo�e tak sobie
my�leli, a mo�e nie. W ka�dym razie ich nadmierne zainteresowanie nasza cel�
szybko przygas�o. A w ko�cu
dopali�o si� zupe�nie. Powr�ci�a rutyna w wykonywane przez nich obowi�zki.
Zreszt� napi�cie i podekscytowanie
przybyciem nowego opad�o i w nas. Obserwuj�c przez te par� dni jego spok�j i
opanowanie i my zacz�li�my
wierzy� w jego nag�� przemian�. Nie by� to ten ostry cz�owiek z opowie�ci,
kr���cych przed jego przybyciem po
wi�zieniu. By� raczej jak ksi�dz bez sutanny, w domowych pieleszach.
Jednak jego wygl�d myli�. Kunsztowna fasada pozor�w run�a pewnej nocy. Obudzi�
mnie ciep�y dotyk w g�ow�.
To co we �nie by�o cieniutk� stru�k� wina, kt�re wylewa�a na mnie m�oda, �adna,
dorodna kobieta, na jawie okaza�o
si� skapuj�c� z g�ry krwi�. Nade mn� sta� nowy z tl�cym si� papierosem w ustach.
-Nie �pisz m�ody? -dosz�o mnie jego ciche, g�upie pytanie.
-Ju� nie-odpar�em, unosz�c si� na �okciach, tym samym pozwalaj�c krwi nowego
rozp�yn�� si� po ca�ej mojej g�bie.
Ujrza�em jej �r�d�o. Skapywa�a z przegub�w jego obu d�oni.
-I tak w�a�nie mia�em ci� budzi�. R�b raban. Czas, �eby mnie powie�li do
szpitala na jebanym sygnale-powiedzia�,
zaci�gaj�c si� g��boko papierosem.
-No m�ody, szybko, szybko-ponagli� mnie, gdy si� nie ruszy�em. -Krew wycieka ze
mnie ju� od dobrych paru minut.
Wsta�em wi�c z koja i zacz��em �omota� w klap�. Silnie, miarowo. Po chwili
do��czy�y do mnie g�osy
rozbudzonych kumpli, wrzeszcz�ce: Cz�owiek umiera! Cz�owiek umiera! A po chwili
raban ogarn�� ju� ca�y
oddzia�. Mimo og�lnego harmidru klawisze od razu przybiegli do naszej celi. Nowy
pozwoli� im si� wzi�� bez
walki, cho� s�yn�� z tego, �e toczy� z klawiszami zaci�te boje, gdy ci chcieli
ratowa� mu �ycie. Tym razem by� ju�
chyba jednak za s�aby na szamotanie z nimi.
Nast�pnego dnia klawisze przetrzepali nam cel�. Kipisz by� bardzo szczeg�owy i
trwa� dobre p� godziny. Zabrali
wszystko, co by�o w niej nielegalne, nawet to, na co zwykle przymykali oko.
Zabrali nawet zrobion� z mojek i
kabelk�w grza�k� do parzenia czaju. By�a ukryta w pod�odze w skrytce wydr��onej
w betonie.
Po tym numerze pe�nym krwi, kt�rej smak czuj� w ustach do dzisiaj, zrozumieli�my
to, przed czym ostrzegali nas
klawisze. Ten nag�y kipisz kabaryny nie by� przypadkowy. By� kar� za to, �e nie
potrafili�my nowego utemperowa�.
Za to, �e pozwolili�my mu jednak rozwin�� skrzyd�a. Tego dnia, gdy stra�nicy
przewracali nam cel� do g�ry
nogami, zrozumieli�my, �e odt�d wszyscy b�dziemy ponosi� przykre konsekwencje
wszelkich jego wybryk�w. To
co mia�o sprawia� nam rozrywk�, tak naprawd� mia�o sta� si� naszym
przekle�stwem. Po tym pierwszym
przegi�ciu zrozumieli�my te� prawdziwy sens pseudonimu nowego, kt�rego
dotychczas nie u�ywali�my, a kt�ry
dopiero wtedy nabra� w naszych uszach w�a�ciwej tre�ci. To nie by�o ju� tylko
s�owo za nic nie pasuj�ce do jego
�agodnego oblicza. Tak, ksywka Psychol pasowa�a do niego jak ula�. Idealnie
wyra�a�a jego osobowo�� ukryt� za
pozorami, w kt�rych czynieniu by� mistrzem.
Ze szpitala wr�ci� po trzech dniach. Z u�miechem na twarzy. Z obanda�owanymi
r�kami. Nic nie powiedzia�. Rzuci�
si� tylko na swoje kojo. My r�wnie� milczeli�my. Bo o czym mieli�my gada�.
Wszystko ju� by�o wiadomo.
Na drugi numer Psychola nie czekali�my d�ugo. Kt�rej� nocy zn�w dziki wrzask z
naszej celi rozproszy� cisz�. Tym
razem nie ja wszcz��em raban. Ten zaszczyt przypad� komu� innemu. Gdy otworzy�em
oczy, zapalono ju� na
oddziale �wiat�o, w pe�ni wi�c mog�em doceni� klas� tego przegi�cia. A by�o na
co popatrze�. Zachlapane niuch�
�ciany wygl�da�y jak jakie� awangardowe dzie�o sztuki, ca�e w kropki i plamy i
czerwone odciski d�oni.
Nac�tkowana plamami krwi by�a r�wnie� po�ciel na kojach i wszystkie sprz�ty,
kt�re znajdowa�y si� w celi.
Psychol siedzia� na swym koju, oparty plecami o �cian�, trzymaj�c si� r�koma za
brzuch. Jego d�onie lepi�y si� od
krwi przep�ywaj�cej mu przez palce. Co� mu przez nie prze�witywa�o. Ale dopiero
po chwili dostrzeg�em co. By�y
to jego o�lizg�e flaki, l�ni�ce w �wietle. Paruj�ce, pachn�ce ostro wn�trzno�ci,
kt�re pr�bowa� zatrzyma� w sobie.
Ca�� czw�rk� stan�li�my wok� koja Psychola, ch�on�c oczami ten widok, kt�ry
niecz�sto ogl�da� si� zdarza�o.
Chlastanie si� mojka po brzuchu nale�a�o do najbardziej ryzykownych przegi��, na
kt�re decydowali si� tylko
nieliczni. Przewa�nie tacy, kt�rym ju� wszystko ko�o chuja lata�o. Skazani na
do�ywocie lub na kosmiczne,
dwucyfrowe wyroki. Na pewno nie tacy, kt�rym pozosta�o do odsiedzenia jeszcze
dwa lata. Chyba �e chorzy
psychicznie. Wida� Psychol mia� o wiele bardziej zepsut� g�ow�. Bardziej ni� si�
ka�demu wydawa�o. Z tego co
s�ysza�em, pr�bowano go kiedy� po jakim� wi�kszym przegi�ciu umie�ci� w
wariatkowie, ale biegli psychiatrzy
jako� nie mogli si� doszuka� w tym jego cabanie anomalii. Pozory normalno�ci,
jakie czyni�, musia�y wi�c by�
naprawd� najwy�szego lotu.
Klawisze wpadli do celi w pe�ni przygotowani. Nawet dy�uruj�cy wi�zienny
�apiduch, mimo p�nej nocy, przybieg�
w swoim rze�nickim kitlu. Nim wyjebali nas z celi na korytarz, zobaczy�em jak z
u�miechem na ustach puszcza
Psychol sw�j bebech, pozwalaj�c jelitom wyla� si� na zewn�trz. I us�ysza�em
przekle�stwa gad�w i zobaczy�em
jeszcze lekarza, kt�ry r�k� pr�bowa� wsadzi� mu te flaki z powrotem do �rodka.
Po tej nocnej imprezie administracja znowu nas ukara�a. Ju� z samego rana
rozpocz�y si� represje. Dobrali si� nam
do dupy, jakby to wszystko by�o nasz� win�. Zacz�li od kipiszu, kt�ry jednak nie
zda� si� na wiele, bo przez te kilka
dni od ostatniego niewiele zdo�ali�my skojarzy� nielegalnych rzeczy. Dobrali si�
te� do michy, zabieraj�c nam na
dwa tygodnie drugie danie. I do spacer�w, do p� godziny na dob� ograniczaj�c
nam dreptania. Ale nie to by�o
najdotkliwsze. Kumplowi, kt�ry rysowa�, zabrali na czas nieokre�lony blok i
o��wek, mnie ca�y zapas papieru i
przybory do pisania. To ca�kowicie roz�o�y�o nas na �opatki.
Psychol powr�ci� po miesi�cu, chocia� wygl�da�o na to, �e tego przegi�cia nie
prze�yje. Gdy go zabierali z celi,
wygl�da� naprawd� �le. Jak stuprocentowy kandydat na trupa. Jednak jakim� cudem
wyszed� z tego. I znowu
wkniaja� pod cel� z rozradowan� facjat�. O dobrych pi�tna�cie kilo chudszy,
blady jak �ciana, ale szcz�liwy.
Wygl�da� jak bardzo z�y ucze�, kt�remu mimo wszystko uda�o si� uko�czy� szko��.
Kilka dni po jego tryumfalnym powrocie ze szpitala wezwa� mnie Naczelnik. Mimo
�e by�em najm�odszy, pe�ni�em
funkcj� starszego celi. Kumple wrobili mnie w to niewdzi�czne zaj�cie.
Naczelnik by� go�ciem do rzeczy, mia�em ju� z nim kilkakrotnie do czynienia. Do
ka�dego z dobrym s�owem i
u�miechem. Nawet do cweli przemawia� jak do ludzi, mimo �e nawet klawisze
traktowali ich jak zwierz�ta.
-Siadaj Rutkowski, pogadamy-od razu do mnie, gdy tylko przekroczy�em pr�g jego
gabinetu. Bez nazwiska,
numeru, wszystkich tych formalno�ci.
-Wiesz po co ci� wezwa�em?- zapyta�.-Nie wiem, panie Naczelniku-odpar�em,
chocia� domy�la�em si� dlaczego.
-Powodem jest Zawada-rzek� i s�owa te zwis�y na d�ug� chwil� nad naszymi
g�owami. Zawada to by�o nazwisko
Psychola. Pokiwa�em ze zrozumieniem g�ow�.
-Trzeba nauczy� go dobrego wychowania, Rutkowski. Wszyscy mamy przez niego
k�opoty. Musicie przem�wi� mu
do rozumu. Bo inaczej do ko�ca jego odsiadki b�dziecie ponosi� kary za jego
numery.
-Nie da rady, panie Naczelniku. Psychol to twardy go��. Morderca. Boimy si� go.
Nigdy nie wiadomo co takiemu
przyjdzie do g�owy-powiedzia�em zgodnie z prawd�.
-A wy to kto niby jeste�cie?-on do mnie.-U�omki?-To naprawd� du�y twardziel. Sam
pan wie, co on wyprawia. Nie
szanuje �ycia. Balansuje na samej kraw�dzi. Nawet porz�dny wpierdol nic tu nie
da.
-Nie wierz�, �e takie ch�opaki jak wy nie potrafi� poradzi� sobie z jednym
mizernym typkiem. W ko�cu tu r�wnie� i
o wasze dobro chodzi. Cierpicie przez niego. Spotykaj� was nies�uszne kary. Nie
wierz�, �e nie mo�ecie da� mu
rady. Przecie�-przybli�y� si� do mnie ponad biurkiem, a jego g�os przeszed� w
konfidencjonalny szept-Przecie�
opr�cz gr�b i �omot�w istniej� te� inne s p o s o b y...
-Jakie, panie Naczelniku-przypali�em g�upa. U�miechn�� si� tajemniczo.
-Wy ju� dobrze wiecie, jakie. Rozumiemy si� Rutkowski?-
-Owszem, panie Naczelniku-odpar�em cicho po chwili i z pochylon� g�ow� opu�ci�em
jego gabinet. Godzin� p�niej
szeptem zrelacjonowa�em ch�opakom moj� z nim pogaw�dk�, korzystaj�c z tego, �e
Psychol uderzy� w kim�. Bo on
po tym ostatnim przegi�ciu du�o sypia�. Wida� jego organizm po szpitalu
potrzebowa� jeszcze odpoczynku.
Ch�opaki wys�uchali mnie w spokoju. Dyskusja trwa�a kr�tko. Decyzja zapad�a
jednog�o�nie. Bezlitosna i
drastyczna. Og�ln� zgod� przypiecz�towali�my skinieniami g�owy. Teraz trzeba
by�o tylko poczeka� na sprzyjaj�c�
okoliczno��.
A taka nieszybko nadesz�a. Po tym swoim wielkoformatowym numerze Psychol spu�ci�
z tonu. Wyciszy� si�
ca�kowicie. Powr�ci� do stanu wyj�ciowego, to znaczy odgrywania �wi�toszka.
Niewinno�� patrzy�a mu z oczu, jak
jakiemu� ma�emu dziecku oskar�onemu o zjedzenie kremu z weselnego tortu.
Ca�kowita metamorfoza. W jego
�lepiach nie by�o ju� ani krzty szale�stwa, kt�re w pe�ni l�ni�o w nich po
ka�dym pochlastaniu mojk�. Znowu
wygl�da� jak kto� niewinnie skazany, p�acz�cy za wolno�ci� po k�tach. Jak n�dza
i rozpacz godna najgorszego
frajera.
Od drugiego przegi�cia Psychola kipisz mieli�my �rednio dwa razy w tygodniu.
Gady rutynowo ju� robi�y nam
ba�agan w celi, chocia� dobrze wiedzieli, �e ju� i tak niczego zabronionego nie
znajd�. Robili tylko niez�y bajzel,
kt�ry potem trzeba by�o sprz�ta�. Z obiad�w zdj�li nam kar�, ale spacery
mieli�my w dalszym ci�gu okrojone.
R�wnie� swojej tw�rczo�ci dalej nie mogli�my uprawia�. Tycim kawa�kiem o��wka,
kt�ry uda�o mi si� zakitrowa�,
co prawda zapisywa�em kr�tkie teksty na marginesach kartek w ksi��kach, kt�rych
na szcz�cie za kar� mi nie
zabrali, ale w �aden spos�b nie mog�em zaspokoi� tym swoich pisarskich potrzeb.
I kontrolowali nas te� znacznie
cz�ciej. �rednio trzy razy na godzin� podnosi�o si� w klapie wieczko judasza.
Kilka razy nawet mieli�my
niezapowiedziane wizyty Naczelnika. Powodem oficjalnym by�y rutynowe kontrole.
Ale ja wiedzia�em, co si�
naprawd� za tym kry�o. Upewnia�o mnie w tym pytaj�ce spojrzenie Naczelnika,
kt�rym za ka�dym razem, na d�ugie
chwile obdarza� mnie podczas tych wizyt.
W ko�cu ku naszej niemej rado�ci, Psychol zacz�� stawa� si� niespokojny.
Wydobrza� na tyle, �e nie by�o ju� wida�
niedawnego bliskiego spotkania z kostuch�. Czu�o si�, �e ju� d�ugo nie wytrzyma.
�e ju� jaki� kolejny wi�kszy
numer chodzi� mu po g�owie.
Jego szale�stwo ponownie objawi�o si� pewnego wieczora. Tym razem jednak nie
znienacka, jak w dw�ch
poprzednich razach, ale z kilkugodzinnym wyprzedzeniem. Gdy jeszcze pali�o si�
�wiat�o, rozpocz�� przygotowania
do nocnego wyst�pu. Jak nigdy. Zacz�� robi� to na naszych oczach. Poci��
prze�cierad�o na ma�e paski i upl�t� z
nich postronek. Solidny. W sam raz, �eby na nim zadynda�.-Dzi� w nocy te
pierdolone gady nie b�d� drzema� w
fotelach-powiedzia� tylko do nas, widz�c nasze pytaj�ce miny. I tyle nam
wystarczy�o. My r�wnie� rozpocz�li�my
przygotowania do nocy.
Na p� godziny przed zgaszeniem �wiate� Psychol wprowadzi� nas w sw�j plan. By�
prosty. Psychol mia� si� rzuci�
na sznur, a my mieli�my, jak zwykle, zrobi� raban, dbaj�c jednocze�nie o to,
�eby Psychol rzeczywi�cie si� na tym
sznurze nie przekr�ci�.
-Ju� to kiedy� robi�em-powiedzia�. -Je�li p�tla jest odpowiednio gruba, to
zaciskaj�c si� na szyi nie dusi od razu. -
Mo�na tak przewisie� par� minut. Cz�owiek sinieje i si� dusi, ale ko�czy si�
tylko na niegro�nym uszkodzeniu
kr�gos�upa. Ale to przegi�cie zespo�owe. Solo naprawd� wykituj�. Kilka minut po
p�nocy przymocowa� postronek
do krat w oknie. Bez widocznego strachu stan�� na podstawionym pod okno sto�ku i
na�o�y� sobie stryczek na szyj�.
Chwil� jeszcze posta� po�r�d ca�kowitej z�owr�bnej ciszy, w ciemno�ci nikle
roz�wietlonej blaskiem latarni,
wpadaj�cym przez okno z wi�ziennego dziedzi�ca. Potem przytrzymuj�c si� r�kami
krat odtr�ci� sto�ek i wci��
przytrzymuj�c si� okna delikatnie opu�ci� si� w d�, napinaj�c ten przymocowany
do karku prowizoryczny powr�z.
W ko�cu jego r�ce odwa�nie pu�ci�y si� krat, lina lekko szarpn�a i napi�a
ca�kowicie i rozpocz�a si� walka jego
organizmu o hausty powietrza. Patrzyli�my jak szamocze si� na tej szubienicy,
m��c�c powietrze r�kami i nogami.
Buja� si� na tym prze�cieradlanym sznurze na wszystkie strony. Poczekali�my
jaki� czas, ale nic si� nie sta�o. Wci��
�y�. Cho� by� ju� pewnie najwy�szy czas na raban, nic nie robili�my. Milcz�c
siedzieli�my tylko nieruchomo na
swych kojach, oboj�tnie przypatruj�c si� temu jego ta�cowi ze �mierci�. Temu
chaotycznemu krymina� tango, kt�re
mia�o ju� by� jego ostatnim.
Odczekali�my jeszcze minut�, kt�ra d�u�y�a si� w niesko�czono��, ale w dalszym
ci�gu �mier� nie mog�a go
pokona�. Szamota� si� na tym sznurze, obijaj�c si� o �cian�. Urywany syk z jego
ust, powodowany powietrzem z
trudem przedzieraj�cym si� przez gard�o, stawa� si� coraz cichszy. Ale w dalszym
ci�gu by�o go s�ycha�. W ko�cu
nie mog�c ju� znie�� tego oczekiwania, pod wp�ywem jakiego� nag�ego impulsu,
podszed�em do niego, z�apa�em go
za podryguj�ce ramiona i ca�ym sob� uwiesi�em si� na nim. Jego bezbronnym cia�em
wstrz�sn�� przed�miertny
skurcz. Wyra�nie go poczu�em. Sekund� potem, po trzasku �amanego karku,
ca�kowicie zastyg�o w nim �ycie.
Postanowili�my tej nocy nie meldowa� o trupie. Dopiero rano do pierwszej michy.
Pozostawili�my Psychola
zwisaj�cego z okna i po�o�yli�my si� do ��ek. Po�r�d ciemno�ci zap�on�y
nerwowo papierosy. Od jutra wszystko
ju� mia�o powr�ci� do normy.
NADZIANY FRAJER
M�wi� ci, m�ody, nawet tu za kratami zasz�y wielkie zmiany. Wszystko przez
pieni�dz. Tak, m�ody, siano nawet
tutaj poprzewraca�o ludziom w g�owach. Kto je ma, jest kim�. Tak jak na
wolno�ci. Nie masz go, jeste� nikim.
Nawet je�li grypsujesz. Nawet wtedy. M�wi� ci, kurwa, �wiat przewraca si� do
g�ry nogami. Kiedy� co� takiego
by�oby nie do pomy�lenia.
We�my chocia�by ciebie. Jeste� przyk�adem tego, co ju� zamiera, ca�ego naszego
rytua�u przyjmowania ludzi. Gdy
tu trafi�e�, by�e� m�ody i g�upi, ale niczego si� nie penia�e� i mia�e�
charakter. Niczego nie �a�owa�e� i przed nikim
nie obiecywa�e� poprawy. Bo wiedzia�e�, �e nic, nawet te par� lat w zamkni�ciu
nie zdo�a wypleni� z ciebie
z�odziejskiego nasienia. �adne resocjalizacyjne programy, ani te inne chuje
muje. Na g�bie mia�e� wypisane, �e
urodzi�e� si� z�odziejem i z�odziejem zdechniesz, tak jak przysta�o na
cz�owieka. Dlatego przyj�li�my ci� do
swojego elitarnego grona, mimo �e by�e� zielony i tyle wiedzia�e� o prawdziwym
grypsowaniu, co kurwa spod
latarni o byciu zakonnic�. Mia�e� jednak to co�, czyni�o ci� wyj�tkowym i co
kwalifikowa�o ci� do przystania do
nas. Tak, m�ody, w�a�nie charakter... Bo tylko dobry charakter jest do nas
przepustk�.
Ale tradycja powoli si� zmienia. Sam charakter zaczyna ju� g�wno znaczy�. Teraz
ju� zaczyna si� liczy� co innego-
pieni�dz. Tak, m�ody, szmal. Szmal nawet tutaj, gdzie ca�y wikt zapewnia
pa�stwo, staje si� podstaw� bytu. Nie
wierzysz, co? Nie wierzysz? Skoro nie wierzysz, to pos�uchaj...
Trafi� kiedy� na oddzia�, pi�tro ni�ej, taki jeden co robi� na wolno�ci lewe
interesy na du�� skal�. Wiesz, jeden z
tych nowoczesnych z�odziei z wykszta�ceniem, kt�ry do roboty nie u�ywa� brechy,
ale komputera. Taki Baksik w
wydaniu wojew�dzkim. By� m�ody i wystraszony. W okularach ze szk�ami jak denka
od butelek po mleku i klatk�
piersiow� jak puste opakowanie po landrynkach. M�wi� ci, istne po�al si� Bo�e...
Sam wiesz, �e kto� kto tak
wygl�da, ma tu przejebane od samego pocz�tku. We� cho�by tego ksi�gowego,
kt�rego wsadzili za przewa�y na
rachunkach. No wiesz, tego z drugiego oddzia�u, co ojeba� sw�j zak�ad na gruby
szmal? No, tego, kt�rego
pokazywali w telewizji? Wygl�da� zupe�nie tak samo. Ch�opaki przer�n�li mu dup�
ju� po tygodniu. Tego zapewne
spotka�oby to samo, ale jebana matka opatrzno�� czuwa�a nad nim od samego
pocz�tku. Facet chyba czu�, �e je�li
nie stanie si� szybko jaki� cud, to d�ugo si� tu nie utrzyma, a ju� na pewno nie
zachowa do ko�ca odsiadki swojego
dziewictwa. Wiedzia� te�, �e na taki cud zwyczajny, boski znaczy si�, nie mia�
co liczy�, bo one mo�e i si� zdarzaj�
na wolno�ci, jakim� tam pastuszkom na ��ce, ale nie w wi�zieniu i to �ysiej�cym,
wychudzonym palantom,
wsadzonym do krymina�u za malwersacje. Postanowi� wi�c sam sobie stworzy� taki
cud. I uda�o mu si�. Stworzy�
go sobie, skubany, ju� na wej�ciu. Wszed� za mury maj�c ze sob� wszechmog�cego
Boga. Tak, m�ody, Boga... Bo
jak inaczej mo�na tu nazwa� portfel wypchany sa�at� o najwi�kszym w tym kraju
nominale? Portfelem z
pieni�dzmi? Nie, m�ody, to by�a sama Bozia, kt�ra dla niepoznaki przyj�a posta�
zwitka banknot�w... Bozia, kt�ra
mia�a malwersantowi zapewni� za murami spokojniutkie �ycie.
Od wej�cia zacz�� szasta� szmalem na lewo i prawo. Ba�ka za u�miech i
przyjacielski gest, ba�ka za dobre s�owo.
Ch�opaki pog�upieli. A razem z nimi klawisze. Ten okularnik mia� w tym swoim
portfelu wi�cej szmalu ni� gad
zarabia� przez rok. Zreszt� jestem pewien, �e trafiaj�c za kratki wszed� z
klawiszami w uk�ad, a mo�e nawet i z
samym Naczelnikiem, skoro tak oficjalnie szasta� tymi pieni�dzmi. Wiesz, jakie
s� przepisy. Sam wiesz.
Porz�dnemu z�odziejowi, kt�ry przez ca�e �ycie harowa� brech� w pocie czo�a, te
pierdolone gadziny nie pozwalaj�
trzyma� w celi nawet z�ot�wki. A ten frajer na legalu wni�s� tak� got�wk�.
Musia� wi�c mie� z nimi jaki� uk�ad. Nie
ma chuja.
Jeszcze tego samego dnia, kiedy przyszed�, przylecia�a za nim pod cel� paczka.
M�wi� ci, m�ody, ta rakieta
wygl�da�a jakby zawiera�a pralk�, a nie artyku�y �ywno�ciowe. By�a wielka i
ci�ka. A w niej same cuda.
Konserwy, soki w kartonach i bez liku ramek zagranicznych papieros�w. A by�y to
czasy, kiedy komuna nie
wyprowadzi�a si� jeszcze na dobre z naszego kraju, a tym bardziej nie z naszych
wi�zie�. Wtedy jeszcze nie by�o
tak, jak teraz. Rygor by� wi�kszy. I o paczk� by�o trudniej. Je�li ju� jakie� do
kogo� przychodzi�y, by�y ubogie jak
rodziny, kt�re je wysy�a�y. Jakie� obrzydliwe konserwy pa�stwowych zak�ad�w
mi�snych, kilka ramek Sport�w, ze
dwa s�oiki smalcu w�asnej roboty. A je�li nawet by�o w nich co� lepszego, to i
tak taki towar nigdy nie trafia� pod
cel�, bo go zgarniali klawisze. Kiedy� bezkarnie mogli opierdoli� ci paczk� i
jedyne, co mog�e� zrobi�, to bluzn��
im w my�lach i zap�aka�. Teraz klawisze boj� si� wzi�� z paczki cokolwiek. Ale
kiedy�, jeszcze par� lat temu,
mog�e� im naskoczy�, je�li po�apa�e� si�, �e co� ci z paczki zw�dzili. A nie daj
Bo�e zakablowa�e� o tym do
Naczelnika. Wtedy mia�e� u klawiszy gorzej przejebane ni� cwel ma u nas.
Dopierdalali si� do ciebie o byle co i za
choler� nie dawali ci �y�. Teraz mo�e nie jest lepiej, ale przynajmniej paczki
docieraj� pod cele w ca�o�ci. Chocia�
tyle dobrego mamy z tej demokracji. Przynajmniej nie mog� nas ju� gady bezkarnie
okrada�. M�wi� ci, m�ody,
czego to nie by�o w tej rakiecie. Same rarytasy. Baltony i peweksy . Teraz to
wszystko mo�na kupi� w byle jakim
sklepie, ale wtedy takie dobra by�y dost�pne tylko dla nielicznych i to za
walut� wymienialn�. Ch�opaki z celi, do
kt�rej ten malwersant trafi�, starzy zgredzi, kt�rzy z niejednego wi�ziennego
pieca szamali chleb, patrzyli na te
wszystkie fiku�ne dobra wprost zza berli�skiego muru i oczy im wychodzi�y na
wierzch, a ociekaj�ce �lin� j�zory
zwisa�y im do pod�ogi. M�wi� ci, facet wiedzia� jak zrobi� sobie wej�cie. Mimo
�e wygl�da� jak stuprocentowy
kandydat na cwela, �eb mia� na miejscu. I umia� z niego skorzysta�. Potrafi�
czaszkowa�, jak ma�o kto. Od razu
rozda� po�ow� tego, co dosta�. Skapn�o nie tylko tym z jego celi, ale i
ch�opakom na ca�ym oddziale. Mia� szeroki
gest, to si� spodoba�o. Fakt, �e wataha czu�a, �e go�� tym wniesionym wianem
chce si� tylko porz�dnie
przypucowa�, ale smak zachodnich papieros�w i wypchane niemieckimi konserwami
�o��dki, kaza�y przymkn�� im
oczy na to jawne lizanie ich ty�k�w. Ch�opaki po prostu pomy�leli o przysz�o�ci.
Facet dosta� trzy lata. Trzydzie�ci
sze�� miesi�cy. Rachunek by� prosty. Trzydzie�ci sze�� paczek pe�nych
zachodniego delikatesu. Przytulaj�c tego
palanta do swojej grypserskiej piersi, ch�opaki najnormalniej na �wiecie
zainwestowali w przysz�o��.
Op�aci�o im si�. M�wi� ci m�ody, op�aci�o im si� i to jeszcze jak. Te paczki to
nie przychodzi�y do niego raz na
miesi�c, ale ze dwa, trzy razy, wszystkie pe�ne �ar�a i fajek, w takiej ilo�ci,
�e w �aden spos�b malwersant sam nie
m�g�by ich przeje�� i przepali�. Trzeba mu by�o pom�c. M�wi� ci, m�ody, to by�y
czasy. Gdzie tam jakie� sporty,
popularne, malboro si� pali�o, wielb��dy. Gdy si� po jakim� czasie sztachn��e�
jakim� polskim wyrobem, rzyga� si�
chcia�o. M�wi� ci... Tak wtedy by�o dobrze. Nawet klawisze pozamieniali klubowe
na zagraniczniaki. Nawet oni na
tych regularnych dostawach spoza muru korzystali.
Ju� w pierwszym tygodniu swej odsiadki facet za�atwi� sobie u Naczelnika
pozwolenie na posiadanie w celi
telewizora i wideo. Poniemajesz? Na samym starcie pozwolili mu mie� w celi ca�e
to sprz�cicho. A wiesz jak trudno
jest uzyska� na to zgod�. Nawet dzisiaj, kiedy tyle si� zmieni�o. Wci��, �eby j�
dosta�, trzeba albo kablowa� i
wszelkimi sposobami w�azi� w dup� Naczelnikowi i klawiszom, albo przemawia� do
nich j�zykiem finansowym, a i
tak nie dostaje si� tej zgody od tak od razu, hop siup, ledwie po kilku dniach
kiblowania. A jemu si� uda�o... Musia�
skurwysyn nie�le posmarowa� Naczelnikowi t� jego i tak ju� klej�c� si� od
przekr�t�w �apk�. Fakt faktem,
malwersant pierwszego tygodnia swojej odsiadki mia� w celi kolorowy telewizor na
pilota i wideo razem z ca�� fur�
kaset. To jego zgredom z kabaryny ca�kowicie ju� zamkn�o mordy. Ten frajer by�
dla nich kur� znosz�c� z�ote
jajka.
No i co, m�ody, sam widzisz, �e maj�c siano mo�na sobie kupi� w wi�zieniu
pozycj�. Nawet je�li si� wygl�da jak
p� dupy zza krzaka. Teraz dzi�ki kapu�cie, ka�dy frajer mo�e szama� z
cz�owiekiem przy jednym stole. Nie
powiem, nie �y�o nam si� wtedy �le. Nawet my tutaj, pi�tro wy�ej, mieli�my co� z
tego dobrobytu, kt�ry tam na
dole panoszy� si� po ca�ym oddziale. Wiesz, jak jest. Znasz ch�opak�w. S� ludzie
i ludziska. Jedni szczerzy i z
gestem, drudzy chytrzy i pazerni. Dzi�ki tym pierwszym, nawet my na tym oddziale
mieli�my od czasu do czasu
�wie�e dostawy. Przewa�nie fajki, czasami te� jakie� lepsze konserwy.
Wystarczy�o tego, �eby czu� si� kontent. Ale
mimo tego ca�ego dolce vita, byli w�r�d nas tacy, kt�rzy nie zapomnieli kim tak
naprawd� jest nasz dobroczy�ca. A
on by� nikim... Zwyk�ym frajerem. Tylko pod czasow� ochron�, kt�r� zapewnia�y mu
jego pieni�dze. Bo gdyby nie
one, to w dupsku tego frajera ka�dy wi�zie� pewnie ju� dawno umoczy�by pyt�.
Szmal by� jego glejtem do
pozostania w �wiecie m�czyzn.
Trzy lata, kt�re dosta� ten frajerzyna, min�y jak z bicza strzeli�. Gdzie�
miesi�c przed wyj�ciem zacz�� si� powoli
szykowa� do wypiski. Przede wszystkim zacz�� rozdziela� sw�j maj�tek. A jak na
wi�nia to mia� ca�kiem poka�ny.
Wiedzia�, �e nigdy nie wolno pali� za sob� most�w albo przeczuwa�, �e jeszcze tu
wr�ci. W ka�dym razie zacz��
zaklepywa� r�nym ludziom r�ne rzeczy ze swego wcale nieskromnego dobytku. A
wi�c jednemu po jego wyj�ciu
mia�a przypa�� elektryczna golarka, drugiemu japo�ski samograj, trzeciemu
jeszcze co� innego, w sumie ka�demu z
tych, kt�rzy przez ca�y czas trzymali si� blisko niego mia�o co� skapn��.
Telewizor i wideo, najwarto�ciowsze
przedmioty, mia� dosta� stary, kurewsko narwany recydens, kt�ry w tamtym czasie
trzyma� oddzia� �elazn� �ap�.
Bali si� go wszyscy, wi�c nikt co do takiego jego udzia�u w tym ca�ym podziale
d�br materialnych nie wnosi�
sprzeciwu.
Nadszed� w ko�cu dzie� frajerskiej wypiski. Ju� od samego rana malwersant
przygotowywa� si� do tej wielkiej
chwili. Porozdawa� to co poobiecywa�, a potem czeka� niecierpliwie a� dobry
klawisz wyprowadzi go poza mur. A
wiesz, m�ody, jak to jest z tymi wypiskami. Niekt�rzy klawisze, ci najbardziej
wredni, potrafi� ci� wtedy
przytrzyma� w celi niemi�osiernie d�ugo, ot tak z czystej z�o�liwo�ci i przyj��
po ciebie dopiero przed samym
ko�cem wypisek, kiedy jeste� ju� zielony z wkurwienia, a r�ce i nogi dr�� ci
nerwowo, i zaczynasz si� ju�
zastanawia�, czy aby co� nowego z twojego z�odziejskiego �ycia nie wyp�yn�o
nagle na dzienne �wiate�ko, i czy
aby nie cofn�li ci wolno�ciowego biletu. Znasz te opowie�ci o ch�opakach,
kt�rych cofano sprzed bramy, bo w
ostatniej chwili zawieszano im warunkowe? Znasz, s�ysza�e�, gibasz ju� troch�.
Takie rzeczy si� zdarzaj�.
Kurewskie �ycie wi�nia pe�ne jest takich brutalnych niespodzianek.
I w�a�nie jedna z takich niespodzianek spotka�a tego frajera. Prawie po ca�ym
dniu oczekiwania na wyj�cie, jaki�
klawisz oznajmi� mu w ko�cu, �e wielki chuj z jego wypiski, bo jaki� nadgorliwy
prokurator odnalaz� jakie� nowe
dowody, �e w tej sprawie, za kt�r� go skazali, podpierdoli� o wiele wi�cej, ni�
ta suma, za kt�r� go s�dzono i �e
wolno�ci to on raczej za szybko nie zobaczy. Podobno facet wtedy zemdla�...
Zwali� si� na betonk� jak k�oda... Nie
ma co si� dziwi�... Taka nieoczekiwana wiadomo��, nawet najwi�kszego twardziela
zwali�aby z n�g.
P�aka� i rozpacza� przez par� dni. Maza� si� jak dziecko. �azi� z k�ta w k�t z
zachlapan� facjat�, pochlipuj�c. Ale w
ko�cu zacz�� dochodzi� do siebie. Powoli powraca� do rutyny wi�ziennego �ycia,
chc�c u�o�y� je sobie po staremu.
Pewnie bez problemu by mu si� to uda�o i bra� grypserska z powrotem przyj�aby
go na swoje opieku�cze, prawie
matczyne �ono, ale facetowi ten wstrz�s z wyj�ci�wk� nie�le poprzestawia� w
�epetynie. Zacz�� domaga� si� zwrotu
swoich rzeczy. Poniemajesz?! Za��da� zwrotu wszystkiego. Telewizora, widlaka,
nawet ciuch�w, kt�re r�wnie�
porozdawa�. Znasz zasady, znasz rz�dz�ce celami prawo-da�e�, ju� nie twoje, ale
on by� niemi�osiernie upierdliwy i
marudny. Facet chyba tak sobie czaszkowa�, �e skoro go nie wypu�cili, to akty
darowizny automatycznie zosta�y
uniewa�nione. Nie kapowa� niczego. Upomina� si� o swoje i upomina�, a kiedy w
ko�cu dotar�o do niego, �e g�wno
z powrotem dostanie, zrobi� najg�upsz� rzecz, jak� m�g� zrobi�, bo zwr�ci� si� o
pomoc do administracji. Wida�
niczego si� przez te trzy lata nie nauczy�. A dobrze wiedzia�, jak traktujemy
kapusi. Przez te par� lat widzia� to i
owo... Mo�e my�la�, �e skoro dzieli� si� z nami tymi wszystkimi paczkami, nic mu
nie zrobimy? Nie wiem. G�upi
by�. Tutaj nie istniej� sentymenty. Najpierw wpierdolili mu ch�opaki z jego
w�asnej celi, potem podrzucono to co z
niego zosta�o do �wietlicy, a tam poprawk� nanios�a mu ca�a z�odziejska wataha.
Dziesi�taki wi�ziennych �apci
przez dobrych kilka minut kopa�o go gdzie popadnie. Podobno kto� nawet �ci�gn��
mu sztany i badeje i szykowa�
si� �eby go przecweli�, ale przeszkodzi� w tym najazd klawiszy. Wparowali w
ostatniej chwili. Gdy rozp�dzili
ch�opak�w, ujrzeli okopane dupsko frajera, ca�e ju� l�ni�ce od kremu.
Przygotowane do wyruchania, jak nale�y.
Jeszcze minuta i zosta�by frajer rozprawiczony. Sam widzisz, m�ody, jaki los
potrafi by� zmienny. Jak niewiele
trzeba, �eby go ca�kowicie odwr�ci�. Go�� raz jeden tylko okaza� si� g�upi.
Bardzo g�upi. Jeden jedyny raz. A za
g�upot� tutaj tak w�a�nie si� p�aci. Ci�kim zglanowaniem i zgwa�ceniem. Bo nie
ma dla g�upiego frajera �adnej
lito�ci. Chuj takiemu w dup�.
Jeszcze tego samego dnia administracja zrobi�a we wszystkich celach tamtego
oddzia�u ostry kipisz. Szukali wideo i
telewizora. Przez ca�y dzie� przetrzepywali oddzia�. Tak jak si� pewnie
domy�lasz, nic nie znale�li. Wiesz, jak jest,
znasz temat. Gdyby tylko by�o trzeba, potrafiliby�my zakitrowa� w celach
rozebrany na cz�ci motor, a co tam
dopiero wideo i telewizor. Trzydzie�ci pi�� cel. Ponad stu ch�opa. A prawie
ka�dy skazaniec zna jakie� miejsce, w
kt�rym mo�na co� ukry�.
Pytasz si�, co si� sta�o z tym frajerem? Nic. Prze�y�. Poby� troch� w szpitalu,
a potem trafi� na ochronk�. Do
zbocze�c�w. Tam te� si� ustawi�. Paczki przychodzi�y do niego nadal, wi�c nawet
oni nie zer�n�li mu dupy.
AMOR
Amor nie mia� najgorzej. By� peda�em od urodzenia. To, do czego innych trzeba
by�o zmusza�, on robi� z
przyjemno�ci�. Us�u�ny i zawsze ch�tny by� zabaweczk� ca�ego wi�zienia.
Ca�kowite zniewie�cienie i cienki,
mi�y g�osik przy odrobinie wyobra�ni pozwala�y dostrzec w nim kobiet�, zw�aszcza
gdy wpycha�o si� fiuta
mi�dzy jego po�ladki. Szczeg�lnie upatrzyli go sobie recydywi�ci. Prawie co noc
obs�ugiwa� kilku.
Nigdy nie narzeka�. Mo�e dlatego nie mia� przejebane. Mo�e dlatego, �e zawsze
by� cwelem, traktowano go
ulgowo. Nie bito i nie spychano go poza wi�zienny margines, tak jak robiono z
normalnymi cwelami, kt�rzy
stali si� nimi w wyniku s�abego charakteru i niesprzyjaj�cych okoliczno�ci i
kt�rych nie traktowano jak ludzi,
a gorzej nawet ni� psy... Nie wiem. Wiem, �e Amor jako� w tym ca�ym bajzlu si�
ustawi�. I to nie najgorzej. I
�e by� najch�tniej i najcz�ciej u�ywanym cwelem.
Kt�rego� wieczora jego w�a�ciciele z celi, w kt�rej siedzia�, wypo�yczyli go do
naszej. W wi�kszo�ci byli�my
m�odzi, przyszed� wi�c ch�tnie. I od razu zabra� si� do roboty. Z obrzydzeniem
patrzy�em, jak jego g�owa
znika pod kocem kolesia... A potem g�ra, d�... G�ra, d�... A� by�o po
wszystkim. Nie zd��y� nawet zetrze� z
twarzy �luzu i spermy, kt�rej si� w�a�nie opi�, bo kolejny, stercz�cy fiut ju�
czeka� na niego. I znowu g�ra,
d�, g�ra, d�... I pomruki szcz�cia wydawane przez obs�ugiwanego.
Trzeci z naszej celi za��da�, �eby si� przed nim wypi��. Zrobi� to z ochot�. Nie
wiem, czy dlatego, �e tak
bardzo to lubi�, czy dlatego, �e mia� do�� �ykania spermy, kt�rej pewnie
dziennie wypija� litry. Zapar� si� o
moje kojo, kt�re by�o na parterze, tak �e mia� twarz na wysoko�ci mojej i przez
chwil� patrzy� mi w oczy z
u�miechem, a kiedy tamten, co sta� za nim w ko�cu mu wsadzi�, przymkn�� swoje z
rozkosz�. Tego by�o mi
ju� za wiele... Odwr�ci�em si� na drugi bok. Tamten napiera� na Amora, a Amor
napiera� na kojo, tak �e ca�e
si� trz�s�o... Ca�e lata�o, jakby w�a�nie by�o trz�sienie ziemi. Coraz szybciej
i szybciej... A Amor st�ka� i
j�cza�... W ko�cu wszystko ucich�o. Kojo stan�o. Kole� wci�gn�� badeje. Amor
wyko�czony opad� na
pod�og�.
Zapad�a cisza. Ale tylko na chwil�. G�os kumpla rozproszy� spok�j.-No co ty,
Amor...? Przyszed�e� tu
wypoczywa�? No, dalej na kolana i �ap w z�by mojego fiuta. Ca�y mnie ju� boli od
tego stania.
Odwr�ci�em g�ow� i zobaczy�em, jak Amor bierze w usta kolejnego kutasa. I jak go
ssie, ci�gnie, tarmosi...
Zn�w wi�c odwr�ci�em si� do �ciany. I zag��bi�em si� w my�lach. Gdzie jestem?-
pyta�em sam siebie. W jakim
wyl�dowa�em �wiecie?! A Amor za mn� ssa� tego fiuta mlaszcz�c i cmokaj�c. Cmok,
cmok... A� rzyga� si�
chcia�o. W ko�cu i to ucich�o. Po chwili kto� mnie dotkn��. Odwr�ci�em si�.
Mokra, za�liniono-obspermiona
facjata Amora patrzy�a na mnie wyczekuj�co. W k�cikach jego spracowanych ust
zebra�a si� bia�a
wydzielina. Mia� te� jej troch� na brodzie. I bez liku bia�ych plam na ca�ym
pa�stwowym przyodziewku.
-Ty te�?
-Nie.
-Nawet laski?
-Nawet laski.
-To mo�e chocia� r�k�?
-Nie Amor, nie trzeba...
Wyra�nie odetchn��. Wsta� z kolan i otar� r�kawem usta. Zmierzwi� r�k� w�osy.
Podci�gn�� opuszczone
sztany . I kiedy by� gotowy, zastuka� w drzwi celi.
Chwil� potem kupiony klawisz zaprowadzi� go do jego kabaryny.
HANS
Nie u�miecha mi si� ta dziara na twoim barku. Nie, nie ta. Na drugiej r�ce.
Gdzie j� sobie zrobi�e�? W
poprawczaku? Od razu, m�ody, wida�, robota nieczysta, spartaczona.
Amatorszczyzna. Zreszt� w doros�ym
wi�zieniu nikt kto si� szanuje takiej sobie nie zrobi. Wi�c lepiej nie �wie� ni�
przed ludzkimi oczami, ma�olat.
Dobrze ci radz�. Kto� jeszcze zechce zabawi� si� twoim kosztem. Ot tak, dla
samej hecy. A ten wzorek b�dzie
ku temu dobrym powodem. Stare zgredy nie lubi� tych wszystkich hitlerowskich
symboli. Kt�remu� si� ten
tw�j wzorek nie uwidzi i nim si� obejrzysz, dostaniesz wpierdol. Nie �miej si�,
to nie czcza nawijka. Mnie ta
dziara ko�o chuja lata, ale kogo� innego, mniej tolerancyjnego, mo�e k�u� w
oczy. Najlepiej wi�c trzymaj j�
pod ubraniem. Albo j� wypal. Nie jest du�a, to i blizna nie b�dzie wielka. Po co
przez takie g�wno ryzykowa�.
By� tu jeden taki wydziarany w same takie emblematy. M�ody, milcz�cy, ogolony na
�yso. Cichociemny,
patrz�cy na wszystko spode �ba, z nikim nie trzymaj�cy sztamy. Pomniejszych
swastyk mia� na ciele bez liku,
ale na plecach, niczym o�tarz w ko�ciele, jedn� wielk�, wpisan� w okr�g. A nawet
mia� te po�amane krzy�e
wytatuowane na skroniach. Nazwali�my go Hans. Facet mia� prawdziwego zajoba na
punkcie Hitlera i tego
ca�ego szajsu. W celi mia� podobno nawet przemycon� �Mein Kampf� i podobno
traktowa� t� ksi��k�, jak
bibli�. A nad kojem �cian� wytapetowan� zdj�ciami znanych hitlerowskich
oprawc�w. W normalnej sytuacji
takiego go�cia w porz�dnym kryminale ju� dawno wyr�wnano by z parkietem, ale ta
sytuacja nie by�a
bynajmniej normalna i facet jecha� na specjalnych prawach.
Ot� by� morderc�. I to dwukrotnym. Takim, co nie zajeba� przypadkowo, ale z
premedytacj�, planuj�c
szczeg�owo oba morderstwa. Ma�o tego. Go�� podobno zbezcze�ci� zw�oki,
obcinaj�c im uszy. A takie co� to
domena psycholi i zbocze�c�w, wszys