6146
Szczegóły |
Tytuł |
6146 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6146 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6146 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6146 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
W�adys�aw Stanis�aw Reymont
Senne dzieje
Dzi�, jutro wszystko si� sko�czy i b�d� musia� odej��, wi�c po�piesznie notuj� t� niepoj�t� nawet dla mnie
histori�, te nieprawdopodobne, a straszliwie
prawdziwe, dzieje mojego snu...
Czy kto uwierzy lub wzruszy ramionami, a powie: "Szaleniec!", jest mi zupe�nie oboj�tne, bo kiedy uka�� si� te
kartki, ja b�d� ju� �ni� nieprzerwanie to
inne, to ut�sknione �ycie...
Zaczynam pisa� o zmierzchu i musz� sko�czy� przed p�noc�, nim si� po�o��, nim sen mnie ogarnie i poniesie
do niej po raz ostatni...
Rozkwit�y migda� bucha przed oknem r�anym p�omieniem i dziwnie pachnie; morze be�koce sw�j pacierz
wieczorny - widz� je przez poszarpane ska�y i k�py kolczastych
kaktus�w, jak drga i mieni si� ogromnym, nieobj�tym p�aszczem lazuru; bia�e �agle p�on� na horyzoncie, lec�
jak ptaki, gin� w �unach zachodu - a sen s�odki,
brat cud�w, powiewa ju� nad �wiatem nadziej� uroje� i cisz� zapomnienia...
Ale wr��my do rzeczywisto�ci.
Znam jaki� dom, stoj�cy w�r�d wiecznie kwitn�cych jab�oni, a w nim cudownie pi�kn� kobiet� i jej matk�, kt�ra
ci�gle siedzi w ganku i robi po�czoch�, i
zawsze niem� s�u�b�, i jak�� zakonnic� b��dz�c� po pustych pokojach, i jakich� ludzi, i jakie� sprawy, pe�ne
grozy... Wracam do nich cz�sto, bo kocham
j� niewypowiedzianie, kocham ten dom zagadkowy i to niepoj�te dziwne �ycie, jakie z nimi wiod�. Kocham j�,
ale dotychczas nie znam nawet jej imienia, nie
wiem, gdzie jest ten dom, nie wiem, co to za ludzie, gdy� �yj� z nimi tylko w snach...
Bywaj� d�ugie miesi�ce roz��ki, straszne, niesko�czone dni �r�cej t�sknoty, ale przychodzi niespodzianie jaka�
noc i b�ogos�awiony sen wiedzie mnie zawsze
do niej, i przerwane �ycie wi��e si� na nowo w niepoj�t� pie�� mi�o�ci, l�k�w i oczekiwa�.
Pozna�em si� z nimi przed laty, w kilka tygodni po kolejowej katastrofie, w kt�rej srodze ucierpia�em. Le�a�em
w szpitalu bardzo ci�ko chory. Pami�tam,
by�em niby mumia spowity w zwoje nagipsowanych banda��w, le�a�em ca�e tygodnie bez ruchu i prawie bez
pami�ci, ale co noc �ni�em ca�� katastrof� i co noc
na nowo prze�ywa�em wszystkie jej okropno�ci.
Dobija�y mnie te straszne sny, przychodzi�y jednak nieub�aganie i jak wampiry wysysa�y ze mnie. resztki si� i
�wiadomo�ci, �e w ko�cu ju� si� nie broni�em
przed nimi, a nawet z jak�� dzik�, bolesn� rozkosz� oczekiwa�em, aby mnie powlok�y na m�k�...
I chocia� zna�em ju� najdrobniejsze szczeg�y wypadku, gdy� powtarza�y si� automatycznie, ba�em si� jednak
coraz bardziej...
Ledwiem zasypia�, cz�sto jeszcze na p� przytomny, a ju� lecia�em na stacj�, przeciska�em si� w t�oku, szuka�em
w wagonach miejsca, siada�em zawsze przy
oknie i zawsze ust�powa�em jakim� paniom, kt�rych twarzy nie pami�tam, poci�g rusza�, stawa�em w korytarzu
i tak samo zawsze by� upa� i s�o�ce �wieci�o
mi w oczy, i tak sa mo patrzy�em w okno na uciekaj�ce w ty� domy, rozko�ysane zbo�a, wody l�ni�ce,
przydro�ne drzewa, stada byd�a, rz�dy s�up�w telegraficznych
- a wszystko ucieka�o w po�piechu, jakby pochylone w trwodze, od poci�gu, kt�ry rwa� naprz�d nieustannie i
ca�� si�� pary przelatywa� z krzykiem jakie�
puste stacyjki, hucza� na mostach, niekiedy gwizda� przera�liwie, niekiedy ci�ko dysz�c pi�� si� pod g�r�, to
znowu spada� jak burza, toczy� si�, wi�,
lecia� i grzmia�, omotany w k��by czarnych dym�w, porwany dzik� si�� lotu, rozpr�ony pot�g� maszyn, �elaza i
ognia, potworny i wspania�y zarazem, jak
szalej�cy huragan...
W przedziale rozmawiano o wystawie paryskiej, przysiad�em zaraz przy drzwiach i zapali�em papierosa, gdy
naraz rozleg� si� straszny huk... poci�g si� zatarga�
gwa�townie i run�� w co� ca�� si��... wagon podskoczy� i spi�� si� jak ko�... pad�em na ziemi�, a gdym si� zerwa�,
nieszcz�cie ju� si� stawa�o, ju� �ciany
sz�y na siebie... pod�oga si� zapada�a... dach p�ka� i wali� si� na g�owy... szk�o sypa�o si� gradem... ju� si�
wszystko �ama�o z dzikim krzykiem chaosu,
p�ka�o w zgrzytach, w nies�ychanym tumulcie... kurz przys�ania�... zawy�o w piersiach przera�enie... wali�y si�
�ciany... przelatywa�y walizy... �awki,
podruzgotane drzwi, szmaty blach, strz�py �elaza, p�aszcze rozwianych w�os�w... huragan nas porwa� i sk��bi� w
jakim� wirze piekielnym, szalonym, niepoj�tym
i niepowstrzymanym, a w p�mrokach, w k��bie szcz�tk�w zamajaczy�y na mgnienie jakie� oczy straszne,
zerwa�y si� ryki nieludzkie, wion�y jakie� g�owy,
prysn�y strugi krwi, b��dzi�y jakie� r�ce...
- �mier�, zaraz umr�! - pomy�la�em jasno, przytomnie i jeszcze bez trwogi, ale nagle co� mnie wyrwa�o z
miejsca i jednocze�nie pazury strachu wpi�y mi si�
w m�zg, poczu�em, �e spadam, �e rozbijam si�, �e dr� jak szmata, �e umieram...
Piorun wolniej spada, ni�li ja lecia�em w jak�� g��b straszn�, ale nim zdo�a�em o tym wiedzie�, ju� pad�em
stratowany i podarty niby kawa� g�upiego �elaza...
I tak si� powtarza�o wiele, wiele nocy. Nie pomog�y �adne �rodki, sen wci�� powraca� nieub�aganie jednaki, a
tak podobno zawsze krzycza�em b�agaj�c ratunku,
�e budzi�a mnie zakonnica i ju� do rana czuwa�a nade mn�, szepc�c �wi�te, mi�osierne pacierze.
A� jednej nocy, kiedym si� ju� wydobywa� z rozbitego poci�gu, sam po�amany, oblany krwi� i �miertelnie
zm�czony, pomy�la�em zupe�nie przytomnie i jasno:
- To mnie zabija, musz� ucieka�!
Rozpacz mnie ogarn�a i ponios�o szale�stwo, wydziera�em si� spo�r�d z�om�w i trup�w, depta�em rannych,
�ama�em przeszkody nie zwa�aj�c ju� na nic, bo chcia�em
ucieka�, ucieka� z tego piek�a, ucieka� gdzie b�d�, gdzie oczy ponios�...
I wyrwa�em si�, ale za mn� pogoni� huragan j�k�w i p�acz�w, przera�aj�cy ch�r ofiar, krzyki konaj�cych i
b�agania rannych...
Lecia�em jak wicher i zda�o mi si�, �e wraz ze mn� uciekaj� zabici i ranni, �e lec� przestraszone wagony, �e
p�dz� drzewa i domy, �e wszystko, ca�y �wiat
ucieka w �miertelnej trwodze i przera�eniu...
Nie wiem, kiedy znalaz�em si� w jakim� sadzie, le�a�em na trawie, jab�onie kwitn�y nade mn�, s�o�ce �wieci�o
przez kwiaty, brz�cza�y pszczo�y, i poczu�em
si� tak strasznie znu�ony, chory i smutny, �e zacz��em p�aka�... Jaka� siwa, wynios�a pani wysz�a z domu, kt�ry
sta� w�r�d drzew, sz�a ku mnie d�ug� alej�
bz�w kwitn�cych, a za ni� jak cie� sun�a moja zakonnica ze szpitala.
Patrzy�em na ni� z przera�eniem, chcia�em ucieka�, ale siwa pani skin�a na mnie i co� m�wi�a, czego nie
mog�em zrozumie�. Zakonnica zajrza�a mi w twarz
i rzek�a cicho:
- Przy�l� ksi�dza... musisz si� wyspowiada�... ju� czas...
Musia�em zasn�� na chwil�, bo kiedym znowu otworzy� oczy, siwa pani siedzia�a przy mnie, a obok by�a jaika�
m�oda, cudownie pi�kna kobieta.
- Nie umieram jeszcze i nie chc� ksi�dza! - zawo�a�em do zakonnicy, kt�ra chodzi�a pod jab�oniami, brz�cz�c
r�a�cem, ale jednocze�nie zobaczy�em na trawie
pokrwawione szmaty, chirurgiczne narz�dzia i stosy porozwijanych banda�y.
- Nie! Nie! Zdrowy jestem! - krzycza�em w trwodze i czu�em, �e jakie� r�ce mnie opasuj� niesko�czonymi
zwojami, a cudna pani skrapla mi twarz chloroformem
i nachyla si� coraz bli�ej...
Jeszcze dzisiaj czuj� ten obmierz�y zapach i jej oczy wpatruj�ce si� we mnie coraz bli�ej, a tak dziwnie, tak
s�odko, tak niepoj�cie...
A jakby p�niej, znalaz�em si� na ganku domu, le�a�em w ��ku, siwa pani robi�a na drutach po�czoch�, a ona
siedzia�a przy mnie i czyta�a szczeg�y rozbicia
poci�gu.
- O tobie czytam, wiesz?
- Tak, to o mnie! Ale dlaczego m�wi mi "ty?" - my�la�em zdziwiony.
U�miechn�a si�, jakby odgad�a moi� my�l.
- Znam ci� dawno, dawno, nie pami�tasz?
- Nie. Mnie si� tylko �ni co noc rozbicie poci�gu.
Prosi�em ju� doktor�w, �eby mnie wy leczy li, bo to straszne tak si� m�czy�!...
- Ju� nie b�dziesz �ni� o tym, wy lecz� ci�!
Nachyli�a si� nade mn�.
Zapami�ta�em j� na wieki: oczy mia�a szarob��kitne, ogromne, l�ni�ce jak wody w s�o�cu; czarne, kr�lewskie
�uki brwi opina�y jej bia�e czo�o; puszyste,
ciemne w�osy dotyka�y mojej twarzy, a usta przedziwne, ruchome, kr�te jakby dwa krwawe, spr�one w�e,
drga�y ustawicznie. Patrzy�em na ni� z zachwytem,
czu�em si� strasznie szcz�liwy.
- Wyzdrowiejesz, z�e sny ju� nie powr�c�! - szepn�a i po�o�y�a mi mi�kk�, pachn�c� d�o� na czole; czu�em, i�
to kwitn�ca ga��� jab�oni przys�oni�a mi �wiat
i tak upaja�a zapachem, �e zapad�em si� w jak�� b�ogos�awion�, s�odk� niepami��. Obudzi�em si� o �witaniu.
Szpital by� jeszcze cichy, tylko w s�siednim
pokoju j�cza� niekiedy jaki� chory; znu�ona zakonnica drzema�a pod oknem, z przechylonej g�owy kornet zsun��
si� nieco w ty� i spod bia�ych skrzyde� wyst�powa�a
wyrazi�cie jej twarz.
- To jest tamta zakonnica ze snu! - my�la�em zdumiony, ale nie �mia�em jej budzi� i dopiero rano opowiedzia�em
o �nie. S�ucha�a z przej�ciem, poblad�a nawet
i mier��c mi tempertur�, dr��cymi r�koma, wyrzek�a cicho:
- �ni� si� panu ci�ki grzech... Niech pa� stara si� nie my�le� o tych pokusach...
Pyta�a potem o adresy mojej rodziny i wysz�a pr�dzej ni�li zazwyczaj, a wkr�tce zjawi� si� nasz kapelan i zacz��
mnie zwolna, ostro�nie namawia� do spowiedzi...
- Nie umieram jeszcze, nie chc�! - powiedzia�em mu twardo.
T�umaczy�, �e w�a�nie dla pr�dszego wyzdrowienia powinienem pojedna� si� z Bogiem.
Nie da�em si�, ale zatrwo�y�a mnie jego wizyta i znerwowa�a. Ju� ca�y ten dzie� czu�em si� bardzo �le, by�em
strasznie rozdra�niony, wszystko mnie denerwowa�o,
p�aka�em bez przyczyny, k��ci�em si� z doktorami, wybucha�em z lada powodu, a zakonnica doprowadzi�a mnie
do w�ciek�o�ci, bo mi powiedzia�a z przek�sem:
- Gorzej si� pa� czuje, ale kto nie wierzy w Boga, nie mo�e ju� liczy� na Jego mi�osierdzie...
- Wyzdrowiej� i bez spowiedzi, zobaczy siostra!
Spojrza�a na mnie z politowaniem.
- Czuj� si� tak �wietnie, �e ju� dzisiaj nie b�d� mia� tych sn�w...
- Tak... z�y panu obieca�! - pokiwa�a smutnie g�ow�.
- Wierz� mu, gdy� on jedeft nie opuszcza nieszcz�liwych.
D�ugo, na z�o�� jej wys�awia�em szatana i jego dobro�, a� wzburzona uciek�a i powr�ci�a z porcj� bromu.
Wyrzuci�em za ��ko, a kiedy noc nadesz�a, zacz��em
udawa� sennego, aby si� pr�dzej pozby� ludzi; chcia�em pozosta� sam i w ciszy oczekiwa� snu i marzy� o niej...
Pr�bowa�em nawet wyprawi� zakonnic�, ale
si� opar�a.
- Pozostan�, mo�e si� panu zrobi� jeszcze gorzej...
Gwa�townie chcia�em j� zmusi� do ucieczki.
- Niech siostra modli si� za mnie, a ja b�d� marzy� o tamtej cudnej, o jej purpurowych ustach g�odnych
rozkoszy... Milcza�a odwracaj�c g�ow�.
- Ju� �ni�... id� do niej... czeka mnie z ut�sknieniem...wo�a z mi�o�ci�... jej usta pachn� jak dymy kadzielnic...
ogarn� j� sob�... spal� poca�unkami,
opl�cz� takim mi�osnym u�ciskiem, �e mi zwi�nie w ramionach i odda stokrotnie ca�unki, odda u�ciski, odda mi
si� ca�a ze straszn�, �wi�t� rozkosz�... odda
mi si� na sza�...
Milcza�a wci��, ale widzia�em, �e dr�y wzburzona.
Nagle pad�a na kolana i zacz�a si� g�o�no modli�, a ci�kie, wielkie �zy posypa�y si� z jej wyblak�ych oczu.
Zrobi�o mi si� strasznie g�upio, przeprasza�em j� serdecznie, ale nic nie odpowiedzia�a, i wkr�tce zasn��em.
Nie �ni�em ju� tej nocy o katastrofie, nie �ni�em o niczym, spa�em jak kamie� i obudzi�em si� bardzo p�no,
nies�ychanie rze�wy i spokojny. Powiedzia�em
zaraz do niej:
- A widzi siostra, nic mi si� ju� nie przy�ni�o, wyzdrowiej�!
- Bo wszystkie siostry modli�y si� za pana przez ca�� noc w kaplicy!
Zmia�d�y�a mnie swoj� wiar� i dobroci�.
Przesz�o kilka miesi�cy, zros�em si� ju� zupe�nie, zaczyna�em chodzi� o kiju, czu�em si� coraz lepiej i ani razu
nie przy�ni�a mi si� katastrofa, o tamtym
za� �nie zapomnia�em jak o tylu innych.
Wyjecha�em p�niej na Po�udnie i tam, zaraz pierwszej nocy, wr�ci�em do sennego kraju.
Znalaz�em si� znowu tam, w tym czarownym sadzie pe�nym kwitn�cych jab�oni, �piewu ptak�w, zieleni, s�o�ca i
upajaj�cej wiosny. Przychodzi�em z uczuciem
wdzi�czno�ci za wyzdrowienie.
Siwa pani siedzia�a w ganku, robi�a po�czoch�, poca�owa�a mnie w g�ow� i rzek�a wskazuj�c gdzie� za mnie:
- Ona czuwa�a nad panem!
Odwr�ci�em si�, cudna sta�a za mn� na stopniach ganku, u�miechni�ta, ca�a w bieli, w zebranej w d�onie sukni
mia�a pe�no kwiat�w:
- Wr�ci�e�, musia�e� powr�ci�!
Nie pami�tam, co m�wi�em, ale pami�tam, �e by�em oczarowany jej pi�kno�ci� i �e serce bi�o mi gwa�townie.
- Zosta� u nas, dzisiaj m�j �lub.
Patrzy�em wci�� na ni�, ogarn�a mnie niewypowiedziana rado��, czu�em, �e j� kocham.
- Dzisiaj m�j �lub! - powt�rzy�a ciszej i wesz�a do domu. Poszed�em za ni� przez szereg pustych pokoj�w. Okna
by�y otwarte, zbo�a ko�ysa�y si� na polach,
s�u�ba wymija�a nas z po�piechem i milcz�co; jacy� ludzie szeptali po k�tach, a ona odwraca�a si� niekiedy do
mnie i powtarza�a z naciskiem:
- M�j drogi cz�owieku! M�j jedyny cz�owieku!
Rwa�em si� do niej oszala�y, chcia�em j� uj��, ju� wyci�ga�em ramiona, ju� by�em przy niej, gdy zast�pi�a mi
drog� zakonnica, ta moja ze szpitala i zakrzycza�a
gro�nie:
- Grzech! ona �lubuje Bogu!
Odepchn�a mnie szorstko, wygra�aj�c pi�ciami.
Pozosta�em naraz sam, �miertelnie smutny i zrozpaczony; gdzie�, jakby w drugim pokoju hucza�y organy i
wznosi�y si� uroczyste �piewy, a w okno zagl�da�
nasz kapelan i m�wi� cicho:
- Wyspowiadaj si�, to mo�e wyzdrowiejesz!
Skoczy�em do niego, ale gdzie� znikn�� i w jego miejscu stali doktorzy w bia�ych, pokrwawionych fartuchach,
spogl�dali na mnie pos�pnie i szeptali co� tajemniczo.
Uciek�em przed nimi do ogrodu, pad�em pod jab�oniami i wzywaj�c j� najczulszymi s�owy, p�aka�em z t�sknoty.
Zjawi�a si� przy mnie, rozpuszczone w�osy ci�gn�y
si�
za ni� d�ugim, czarnym p�aszczem, uj�a moj� g�ow� w d�onie i patrz�c mi w oczy m�wi�a smutnie, przez �zy:
- Przyjd� p�niej, wiesz, ju� potem... przyjd�...
Zakonnica okry�a j� d�ugim, bia�ym welonem i powiod�a w g��b ogrodu, a kiedy chcia�em i�� za ni�, ju� jej
nigdzie nie by�o; szuka�em jej pod jab�oniami,
szuka�em w pustych ogrodach, szuka�em d�ugo i na pr�no, i daremnie wo�a�em, daremnie; tylko siwa posta�,
siedz�ca w ganku, powiedzia�a cicho:
- Ona ci� zawo�a! Czekaj cierpliwie, wiesz, potem...
Obudzi�em si� z szalon� t�sknot� w duszy.
To by� tylko sen, wiedzia�em o tym, ale nigdy rzeczywisto�� nie pojma�a mnie w tak� ci�k� niewol� jak to
senne widziad�o, nigdy nie t�skni�em tak strasznie
za �adn� �yw� kobiet�, nigdy...
Ale �ycie uj�o mnie w swoje nieub�agane pazury i zwolna zapomina�em o niej, a reszty dokona�, tak zwany
zimny rozs�dek.
Przesz�o co� ze dwa lata, by�em ju� zupe�nie zdrowy, gdy pewnej nocy znowu mi si� przy�ni�a.
By�a jaka� noc ci�ka i upalna, chodzi�em po jakim� pokoju, b�yskawice wi�y si� po ciemnym niebie, pioruny
trzaska�y w jakie� drzewa wybuchaj�ce s�upami
ognia... Czyta�em depesz� od niej: wzywa�a mnie, abym natychmiast przyje�d�a�. Pami�tam, jak si� �pieszy�em,
jak mi wszystko lecia�o z r�k, �e op�nia�em
si� na poci�gi, jak wtedy przed katastrof�, jak p�niej przeje�d�a�em przez miasta nieznane, jakie� obce kraje, a
ci�gle z dr�cz�cym uczuciem niepokoju,
�e ona czeka na mnie, �e mnie wo�a!
Sta�em w korytarzu jak wtedy i jak wtedy s�o�ce �wieci�o mi w twarz, a przed oczyma przelatywa�y pola i lasy, a
kto� za mn� m�wi�:
- On zgin�� w kolejowej katastrofie!
Wszyscy patrzyli na mnie, pozna�em ich, byli ci sami, co wtedy.
I te panie, kt�re wtedy zgin�y na miejscu, i ci, kt�rzy p�niej pomarli z ran, wszyscy...
- Jemu si� �ni dziwna historia! Dziwna! - m�wili patrz�c wci�� na mnie.
Usiad�em na dawnym miejscu, zapali�em papierosa i powiedzia�em z rado�ci�:
- Poci�g si� rozbije, a wy zginiecie!
Powsta� krzyk, zacz�li ucieka�, t�oczy� si� i przewraca�, a ja wyskoczy�em z poci�gu i jak ptak lecia�em nad
polami, unosi�em si� lekko i rado�nie, z poczuciem
niezmiernej si�y, a� zobaczy�em tamten dom i opad�em na ziemi�. Jab�onie kwitnp�y jak zawsze i w ganku
siedzia�a siwa pani z po�czoch� w r�ku.
- Czeka na pana, t�skni... - m�wi�a surowo.
Trwoga mnie ponios�a i t�sknota, lecia�em przez puste pokoje, szuka�em jej wsz�dzie, jacy� ludzie stali pod
�cianami - b�aga�em, aby mi wskazali, gdzie
ona jest, nie odpowiedzieli patrz�c na mnie pos�pnie i gro�nie, bi�em si� w�r�d tych niemych ludzi oszala�y z
rozpaczy, gdy naraz otworzy�y si� drzwi jakiego�
pokoju i zobaczy�em j� le��c� pod przejrzyst�, czarn� zas�on�, jakby w ��ku czy te� na niskim o�tarzu, bo
kwiaty sta�y doko�a i wielkie zapalone �wiece.
Przej�a mnie trwo�na cze��, ukl�k�em jakby przy �wi�tej, u�miechn�a si� do mnie, unios�a g�ow� i chcia�a
przem�wi�, ju� rozchyli�a usta i oczy nape�ni�y
si� s�odycz�, ale zakonnica po�o�y�a palec na ustach, wskazuj�c oczyma Chrystusa wisz�cego przed o�tarzem,
otacza� go t�um bia�ych mniszek, trzymaj�cych
��te, ogromne �wiece...
Cofn��em si� przera�ony, straszny �al mn� zatarga� i �ama� w bezsilnej m�ce, gdy ona unios�a si� nieco i
powiedzia�a:
- Czeka�am na ciebie... Kocham ci�...
Rzuci�em si� do niej, ale wszystko przemieni�o si� nagle: by�em w jakiej� wysokiej, ciemnej kaplicy, mniszki
wychodzi�y ze �ciany, sz�y ca�� procesj�, okr��a�y
o�tarz, na kt�rym le�a�a, sz�y d�ugim niesko�czonym rz�dem, a ka�da pochyla�a si� nad ni� i m�wi�a twardo,
jakby uderzaj�c kamieniem:
- Grzech!
I ka�da zamierza�a si� na ni� �wiec� i dar�a z niej zas�on�, �e le�a�a naga, trupio blada, przera�ona i wyci�ga�a do
mnie r�ce, i co� wo�a�a... Nie mog�em
jej broni�, czu�em si� jakby sparali�owany i wros�y w ziemi�, nie mog�em nawet g�osu wydoby�, szamota�em si�
bezsilnie, m�czy�em strasznie, umiera�em prawie...
Obudzi�em si� oblany zimnym potem i �miertelnie zm�czony, ale od tej nocy wr�ci�a znowu moja dawna,
szalona mi�o��...
Kocha�em j�, t�skni�em do niej i szuka�em jej po ca�ym �wiecie.
Ale nie by�o jej na ziemi, a w snach si� nie zjawia�a.
Ca�e miesi�ce co noc k�ad�em si� z nadziej�, zasypia�em z t�sknot� i marzeniem, a budzi�em si� z rozpacz�.
Pomy�lcie, co musia�em wycierpie�!
Wreszcie zacz��em u�ywa� r�nych sposob�w: pali�em haszysz, za�ywa�em opium, wstrzykiwa�em sobie
morfin�, a w ko�cu pi�em, zapijaj�c si� na �mier� w nadziei,
�e mo�e w takich pijackich, ci�kich snach pr�dzej mi si� zjawi.
Jako� przysz�a.
Siedzia�em w jakim� szynku, by�em ju� prawie nieprzytomny, drzema�em, gdy naraz stan�a przy mnie, szepc�c
mi do ucha:
- Chod� ze mn�.
Zdawa�o mi si�, �e wsta�em i poszed�em.
- Wiesz, nie mog�am, ale jak on umrze.
- Kto?
- M�j m��! Pami�tasz, by�e� przecie� na �lubie!
Wyda�a mi si� jaka� straszna, by�a blada i w �achmanach, krwawe usta zda�y si� ran� nie zagojon�, oczy �wieci�y
gro�nie i dziko, ba�em si� jej, chcia�em
ucieka�, ale mnie wzi�a mocno za r�k� i szli�my przepychaj�c si� w�r�d ci�by. Gospodarz szynku wo�a� co� na
mnie, a pijani kamraci zast�powali drog� -
odtr�ci�a wszystkich. Przeszli�my jakimi� ulicami w�r�d nies�ychanej wrzawy t�um�w i przelatuj�cych
powoz�w, i naraz, jakby w kinematografie, siedzieli�my
ju� w g�stym mrocznym lesie; przez szare, wynios�e pnie �wierk�w wida� by�o polan� zalan� s�o�cem, potok
szumia� gdzie� blisko, granatowe szczyty g�r wynosi�y
si� nad lasem.
- Gdzie jeste�my? - nie mog�em sobie przypomnie� tej miejscowo�ci.
- Nigdzie!
- Musz� ju� by� zupe�nie pijany! - my�la�em oci�ale i sennie.
- Ta zakonnica nie pozwala, aby� przychodzi�, to ona.
- Siostra Joanna! Powiem doktorowi... - unios�em si� i zmilk�em, patrzy�a we mnie z uporem, szarob��kitne oczy
wpiera�y si� we mnie coraz pot�niej, sp�ywaj�c
mi w serce strug� ognia i po��da�.
- T�skni�am do ciebie... t�skni�am... t�skni�am... powtarza�a.
Dr�a�em w ogniu jej �renic, szcz�cie ogarnia�o mnie w s�odkie ramiona, by�em u jej st�p, z g�ow� wspart� na
jej kolanach i patrzy�em w szare, tajemnicze
przepa�ci jej oczu. Pogr��y�em si� w niej niby w s�o�cu, zst�powa�em w jakie� radosne, niepoj�te niebo
zachwyce�, a ona niby cud promienny pochyla�a si�
nade mn� i ogarniaj�c mnie blaskiem �renic, szepta�a cichutko:
- Daj mi swoj� dusz�...
Nie pami�tam ju� s��w, ale wiem, �e przem�wi�a wszystka moja mi�o�� i wszystkie moje t�sknoty, �e ca�y b�l
�ycia zatka� u jej st�p. Dotyka�a palcami ust
moich i szepta�a w�r�d �ez, kt�re spada�y na moj� twarz ciep�ymi kroplami:
- M�j drogi cz�owieku! Wiesz, �e dusza moja si� ko�acze w przestrzeni, kt�r� mog�yby zamyka� twoje ramiona,
�e ka�da moja �za dla ciebie, ka�da my�l dla
ciebie, ka�da t�sknota za tob�...
- Bo�e, co za sen czarowny! - marzy�em wbijaj�c sobie te s�owa upajaj�ce, chcia�em je zapami�ta� na zawsze, bo
wiedzia�em w tej chwili, �e �ni� i l�ka�em
si� przebudzenia.
M�wi�a jeszcze i co� takiego, czego nie podobna pami�ta�, a co si� tylko czuje jako czar nieuchwytny i niczym
liewys�owiony.
- Czy ja ci� spotkam w �yciu? - pyta�em, zupe�nie przytomny.
- Zaprzesz si� mnie, ale jeszcze powr�cisz!
Chcia�em j� obj�� i ca�owa�, odsun�a mnie szorstko.
- Grzech. Mo�e kiedy�, wiesz, potem...
Rwa�em si� do niej gwa�townie, gin�a mi nagle z oczu. Sta�em zdumiony w tamtym ogrodzie, pod kwitn�cymi,
jab�oniami; siwa pani siedzia�a w ganku. Wo�a�em
za ni�, b�aga�em, aby si� ukaza�a, zacz��em gdzie� lecie� i przewraca� si� w jakie� rowy pe�ne czarnej wody,
m�czy�em si� niewypowiedzianie...
A kiedy si� przebudzi�em, le�a�em pod jakim� parkanem, �nieg pada�, by�o mi strasznie zimno, bola�a mnie
g�owa i czu�em si� tak pijany, �e ledwie trafi�em
do mieszkania. M�wili mi p�niej, �e rozebra�em si� ju� na schodach i nagi a zgo�a nieprzytomny ukaza�em si�
mojej gospodyni. Zachorowa�em znowu, mia�em
przez kilka tygodni w�ciek�� gor�czk�, le�a�em nieprzytomny, a kiedy po raz pierwszy otworzy�em na �wiat
trze�we oczy, siostra Joanna siedzia�a przy mnie.
By�em pewny, �e jestem tam, w tym �nie...
- Dlaczego uciek�a ode mnie? Dlaczego? - wo�a�em �a�o�nie.
- Wr�ci, zaraz wr�ci! - uspokaja�a k�ad�c mi co� zimnego na g�ow�.
- To siostra nam wci�� przeszkadza, to siostra broni...
D�ugo opowiada�a mi dzieje mojej choroby, nim si� przekona�em, �e ju� nie �ni�, a tylko le�� chory w szpitalu,
ale kiedy zobaczy�em wszystko jasno, zatarga�
mn� straszny �al i t�sknota. Wszystka ta prawda rzeczywisto�ci wyda�a mi si� ohydn�, g�upi� wizj�.
- Czy dawno le��?
- Trzy tygodnie.
Nie mog�em tego poj��, zdawa�o mi si�, �e to przed chwil� by�em jeszcze tam, pod kwitn�cymi jab�oniami, jemy
si� jak rozw�cieklone psy, taczaj�c si� i bija�
o drzewa i s�upy ganku, wreszcie padli�my na ziemi�; gniot�em go kolanami i dusi�em, ale broni� si� zajadle, a
mnie ju� zaczyna�o brakowa� si�, gdy wtem
ona wcisn�a mi w r�k� n� i zakrzycza�a:
- Zabij go! Zabij!
I zabi�em! Zabi�em na �mier�, uderza�em w niego po sto razy, pastwi�em si� nad nim z rozkosz�, chocia� ju�
le�a� martwy.
- Musimy go schowa� - powiedzia�a z naciskiem.
Powlekli�my go do jakiej� studni i wrzucili; jeszcze teraz s�ysz�, jak padaj�c w g��b, rozbija� si� o cembrowiny i
jak woda trzasn�a pod nim.
- On jeszcze �yje! - szepn�a zagl�daj�c do studni.
Zajrza�em i ja: jego g�owa unosi�a si� nad czarn�, l�ni�c� wod�; strach nas ogarn��, zacz�li�my gor�czkowo
zarzuca� go kamieniami, ziemi� i ga��ziami.
- Nie wyjdzie! Chod�my!
�mia�a si� d�ugo, ob�amuj�c kwitn�ce ga��zie jab�oni, rzuca�a je na mnie, a ja ucieka�em r�wnie� ze �miechem.
Obudzi� mnie przyp�yw, morze hucza�o jak organy i bi�o we mnie bryzgami, by�em ju� ca�y przemoczony i
ksi�yc �wieci� mi prosto w oczy, zerwa�em si� na
nogi, nieznajomego nie by�o nigdzie wida�, poszed�em spiesznie do hotelu i ledwiom si� po�o�y�, a da�bym
g�ow�, �e jeszcze nie zasn��em, kto� delikatnie
zapuka�. Wiem, �e usiad�em na ��ku i �e ksi�yc zalewa� ca�y pok�j.
Wesz�a ona, widzia�em, jak przymyka�a drzwi, sz�a do mnie...
- Uciek�e�, a to nasz �lub! Nie pami�tasz?
Zarzuci�a mi r�ce na szyj�. Przepadli�my w strasznych, po�eraj�cych poca�unkach. By�em przytomny i
pami�tam, jak jej purpurowe, g�odne usta wci�� szuka�y
moich, jak okr�ca�y mnie jej bia�e, nagie ramiona i jaki �ar bi� od niej! By�em pewny, �e to nie sen, lecz
rzeczywisto��, ale jej poca�unki wci�ga�y mnie
w jaki� nieprzytomny, oszala�y z rozkoszy wir, �e przepada�em co chwila w niepami�ci wszystkiego, to pok�j
m�j stawa� si� tamtym sadem, pe�nym kwitn�cych
jab�oni, to poci�giem �ami�cym si� w chwili katastrofy, to szpitalem, a ona niby siostra Joanna siedzia�a przy
mnie rozmodlona. A w jakiej� chwili przypomnia�
mi si� tamten zamordowany i strach zatarga�.... Poczu�em ca�� rzeczywisto�� zbrodni, ca�y ci�ar winy, ca�� jej
groz�...
- A mo�e �ni mi si� tylko?... - my�la�em, oblany zimnym potem m�ki.
- Zabi�e� go na �mier�! Nie ^najd� go, le�y w studni, pami�tasz! - m�wi�a mi cichutko.
Pami�ta�em, pami�ta�em tak dok�adnie, �e rozpacz mnie ogarnia�a, m�czy�em si� jak pot�pieniec, nie mog�c
tylko zrozumie�: sen to wszystko czy rzeczywisto��?
- Co si� ze mn� dzieje? Gdzie jestem? - usi�owa�em si� upewni�, �e nie �ni�, szczypa�em si� po r�kach, bi�em
pi�ci� w kant ��ka, nas�uchiwa�em tykotania
zegarka, ale ona zajrza�a mi w oczy podaj�c znowu po��dliwe usta.
Odepchn��em j�, wyl�k�y i wzburzony.
- Kto ty jeste�?
Pami�tam, �e krzycza�em ze wszystkich si�.
- Nikt o tym nie wie, to nasza tajemnica! Musz� r��, musz�...
Z jak�� rado�ci� my�la�em, �e sobie p�jdzie, a ja zostan� sam; tylko sk�opota�a mnie my�l, aby jej nikt nie
zobaczy� wychodz�cej.
- Wezm� zakryt� doro�k�.
Nas�uchiwa�em pod. drzwiami, czy kto nie chodzi po korytarzach.
- To nasza tajemnica... Wracaj do mnie pr�dko, czekam ci�...
Ca�owa�a mnie, poczu�em na twarzy jej �zy, twarz mia�a bolesn�.
- Wiesz, ju� na zawsze... M�j drogi cz�owieku, na zawsze...
- Na zawsze! Na zawsze! - powtarza�em jak echo, wpatrzony naraz w ocean zielony, rozmigotany w s�o�cu i
poradlony spienionymi falami.
Zda�o mi si� bowiem, �e ona odesz�a przed chwil�, jeszcze ca�y pok�j by� przenikni�ty �ladami jej obecno�ci,
jeszcze usta mia�em pe�ne �aru, a w sobie s�odk�
oci�a�o�� rozkoszy omdla�ej.
Kto� zastuka� do drzwi. By�em pewny, �e to ona wraca i unios�em si� niespokojny i zdziwiony.
Wszed� garson z kaw� i przysuwaj�c mi stolik, opowiada�, �e przed chwil� znale�li trupa jakiego� nieznajomego
cz�owieka.
Nie zdziwi�em si�, tylko dawny strach chwyci� mnie za gard�o, usi�owa�em powstrzyma� dygot i pyta�em z
najwy�szym wysi�kiem:
- Gdzie� go znale�li?
Z bij�cym sercem czeka�em odpowiedzi.
- Pod ska�ami, wyrzuci�o go morze na przyp�ywie.
Odetchn��em z ulg� niezmiern�: pami�ta�em przecie�, jak wrzucali�my go do studni, a zarzucili ga��ziami!
Musia�em si� u�miechn�� z niedowierzaniem, bo zacz��
mnie gor�co zapewnia�, �e sam go widzia�. Nie mog�em tego poj��; �wiadomo�� znowu mi si� zwi�a w jaki�
nierozpl�tany ko�tun sn�w i rzeczywisto�ci.
- Obud� mnie, tak si� ju� m�cz� przez ca�� noc...
- Ale� pa� nie �pi!
- Przekonaj mnie o tym, bo nie wiem! - b�aga�em go rozpaczliwie.
Musia�em w ko�cu uwierzy�, ale snad� w twarzy mojej pozosta�y jakie� niezatarte �lady tej nocy, gdy�
narzeczona powiedzia�a mi drwi�co:
- Wygl�da pa�, jakby powr�ci�a moja rywalka!
- Tak i wkr�tce z��czymy si� ju� na zawsze! - powiedzia�em twardo.
Stara�a si� u�agodzi� m�j gniew szczebiotem i minami kotki, podstawiaj�cej lubie�nie grzbiet do g�askania.
Obmierz�a mi do reszty!
Nie mog�em jej darowa�, �e ona, g�upia rzeczywisto�� �mia�a si� uwa�a� za co� istotniejszego od tamtej...
Musia�em jej to powiedzie�, gdy� si� pogniewa�a na mnie; przyj��em to spokojnie, bo moje uczucia dla niej
pomar�y nag�� �mierci�, a trupy wyrzuci�em nawet
z pami�ci.
Polecia�em jednak zobaczy� utopionego.
Nie pozna�em go na razie; dopiero p�niej nieco zjawi�o si� jakie� niejasne wspomnienie. Musia�em go ju�
kiedy� widzie�, bo wci�� mi stawa� w oczach, budz�c
spl�tane, nieuchwytne majaki czego�, czego nie mog�em wskrzesi� w ca�o�ci, rwa�o si� jak zgni�a prz�dza...
Jeszcze dzisiaj nie jestem pewien, czy to tamten...
Nie wiem, ale chwilami zdaje mi si�, �e to on...
Wypytywa�em si� o niego, nikt go nie zna�, nikt nie wiedzia�, sk�d si� wzi��; tylko stra�nik portowy zezna�, �e
widzia� go wieczorem na pla�y w przeddzie�...
Mo�e to ten sam, kt�ry mnie wtedy tak rozdra�nia�!
Nic ju� nie rozumiem i nic nie wiem.
A je�li go nawet zabi�em - zabi�em w jej obronie.
Musia�em za cz�sto wspomina� o tym nieznajomym, gdy� narzeczona zwr�ci�a na to uwag�.
- Czemu si� nim tak gorliwie zajmujesz?
- Bo zdaje mi si�, ze to ja go zamordowa�em! - odpowiedzia�em szczerze.
Uciek�a z krzykiem, ale p�niej przylecia�y ciotki, zacz�y si� t�umaczenia, przeprosiny, p�acze i zaklinania,
�ebym w takich rzeczach nie �artowa� i nie
straszy� biedactwa. Wszystko wr�ci�o do dawnego stanu, chocia� ci�y�o mi ju� niezmiernie, nie wiedzia�em
jednak jak zerwa�.
Ale jakiej� nocy obudzi� mnie gor�cy, nami�tny poca�unek. Otworzy�em oczy: sta�a przy mnie promienna,
cudna, upajaj�ca!
- Czekam ci�, czekam!...
Znikn�a mi, gdym j� chcia� przycisn�� do serca, ale ju� nieugaszona t�sknota za ni� wype�ni�a mi ca�� dusz� na
wieki...
Uciek�em od �wiata; powiedzieli, �e oszala�em, i �miej� si� ze mnie.
Ale t�um zawsze szydzi z tego, czego nie pojmuje.
K��liwe, g�upie i pod�e bydl�.
Wczoraj, kiedym wygl�da� oknem, moja t�usta s�siadka powiedzia�a:
- Biedny ch�opak, wypatruje oczy, a ona nie przychodzi...
- Ale przyjdzie! Przyjdzie! - zawo�a�em w�ciek�y.
Pokiwa�a lito�nie g�ow�.
Wiem, �e i teraz mnie �ledzi, ale je�li raz jeszcze oka�e mi wsp�czucie, trzasn� j� doniczk�. Przebrzyd�e,
samcze mi�so!
- A ja wam m�wi�, �e ona przyjdzie, mo�e ju� dzisiaj, mo�e za chwil�...
Tylko wasze obmierz�e, grzeszne oczy nie dojrz� nawet jej cienia.
Opas�e, �lepe kr�le gnojowisk!
C� ty wiesz, pod�y liszaju ludzki, o gwiazdach? C� ty wiesz?
A mnie ju� codziennie m�j s�odki brat sen przenosi tam, do niej, codziennie chodz� pod kwitn�cymi jab�oniami
raju, szukam jej po pustych pokojach i czekam
na ni� w ganku, a siwa pani m�wi mi codziennie:
- Ona wr�ci, wr�ci ju� na zawsze!
Wiem, a po�era mnie straszna, nieukojona t�sknota!
I dni oczekiwa� s� takim martwym i nienawistnym snem!
Wczoraj, kiedym siedzia� w ganku, szepn�a mi zakonnica:
- Wiesz, w studni nie ma nikogo!
- Nieprawda! le�y pod ga��ziami, zabity na �mier�, na �mier�!
- Podobno ju� szukaj� mordercy! - straszy�a mnie.
Nie boj� si� ju� niczego - c� mo�e przem�c moj� mi�o��!
T�usta s�siadka siedzi w oknie, w koszuli jest tylko.
�mieje si�...
Zapu�ci�em rolety!
Tak wolno p�yn� godziny, tak wolno zbli�a si� wyzwolenie, tak wolno zbli�a si� szcz�cie...
Sen mnie ogarnia...
...czuj� ju� zapach jab�oni...
...Id�...
...mo�e ju� na zawsze...