6129

Szczegóły
Tytuł 6129
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6129 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6129 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6129 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ursula K. Le Guin Inny Wiatr Prze�o�y�a: Paulina Braiter Data wydania oryginalnego: 2001 Data wydania polskiego: 2003 Poza najdalszym zachodem, Tam, gdzie ko�cz� si� l�dy, M�j lud ta�czy na skrzyd�ach Innego wiatru. pie�� kobiety z Kemay Rozdzia� 1 Naprawa zielonego dzbanka Bia�e niczym �ab�dzie skrzyd�a �agle unosi�y �Chy��� coraz dalej w g��b zatoki, pomi�dzy Zbrojnymi Urwiskami, w stron� Portu Gont. Pchany powiewami letniej bryzy statek sun�� �agodnie po nieruchomych wodach ku grobli. A porusza� si� niczym istota zrodzona z wiatru � z takim wdzi�kiem, �e kilku mieszczan �owi�cych ryby ze starego pomostu powita�o go radosnym okrzykiem, machaj�c r�kami do cz�onk�w za�ogi i stoj�cego na dziobie pasa�era. By� to chudy m�czyzna w starym czarnym p�aszczu, trzymaj�cy w d�oni skromny worek � pewnie czarodziej albo drobny kupiec; nikt wa�ny. W�dkarze obserwowali krz�tanin� na pok�adzie i przystani. Statek szykowa� si� do wy�adunku. Zafascynowani gapie tylko raz zwr�cili uwag� na pasa�era � gdy schodzi� z pok�adu, jeden z �eglarzy za jego plecami uczyni� gest, unosz�c kciuk oraz wskazuj�cy i ma�y palec lewej d�oni: Oby� nigdy nie wr�ci�! M�czyzna w czarnym p�aszczu przez chwil� rozgl�da� si� niepewnie, po czym zarzuci� worek na rami� i zag��bi� si� w portowe ulice. Wok� roi�o si� od ludzi. Trafi� na targ rybny. Wsz�dzie rozbrzmiewa�y okrzyki handlarzy i ludzi targuj�cych si� zawzi�cie. Kamienie brukowe po�yskiwa�y od rybich �usek i morskiej wody. Je�li nawet wiedzia�, dok�d zmierza, to wkr�tce zab��dzi� po�r�d woz�w, kram�w, t�umu i zimnych spojrze� martwych ryb. Stara wysoka kobieta odwr�ci�a si� od kramu, przy kt�rym g�o�no podawa�a w w�tpliwo�� �wie�o�� �ledzi i prawdom�wno�� handlarki. Widz�c na sobie jej gniewny wzrok, przybysz spyta� niezbyt m�drze: � Czy by�aby� �askawa powiedzie�, jak mam trafi� do Re Albi? � Utop si� w pomyjach � warkn�a i odesz�a. M�czyzna skuli� si� zawstydzony, jednak�e kramarka, dostrzegaj�c szans� zdobycia przewagi moralnej, hukn�a: � Re Albi, tak? Idziesz do Re Albi? M�w! Skoro tak, to z pewno�ci� szukasz domu Starego Maga. O tak. Skr�� tu za r�g, dalej uliczk� W�gorzy a� do wie�y... Gdy wydosta� si� z targu, szerokie ulice zaprowadzi�y go w g�r�. Wymin�� pot�n� wie�� stra�nicz� i dotar� do bramy miasta. Strzeg�y jej dwa kamienne smoki naturalnej wielko�ci, o z�bach d�ugich jak jego przedrami�. Kamienne oczy spogl�da�y �lepo na miasto i zatok�. Znudzony stra�nik poradzi� przybyszowi skr�ci� w lewo na ko�cu drogi. � Tam jest Re Albi. A potem wystarczy przej�� przez wie� i b�dziesz w domu Starego Maga � doda�. Przybysz ruszy� zatem strom� drog�. Przed sob� mia� jeszcze bardziej strome zbocze i odleg�y szczyt g�ry Gont, wznosz�cej si� nad wysp� niczym kamienna chmura. Droga by�a d�uga, a dzie� upalny. Wkr�tce m�czyzna zrzuci� czarny p�aszcz i szed� dalej z go�� g�ow�, w samej koszuli. Nie pomy�la� o tym, by w mie�cie nabra� wody czy kupi� zapas jedzenia. A mo�e po prostu by� na to zbyt nie�mia�y, nie nawyk� bowiem do miast i towarzystwa obcych ludzi. Po kilku d�ugich milach dogoni� w�z, kt�ry od dawna widzia� przed sob� na drodze � ciemn� plam� w bia�ym ob�oku py�u. W�z toczy� si� wolno naprz�d, j�cz�c i skrzypi�c, ci�gni�ty niespiesznie przez par� ma�ych wo��w, kt�re na oko zdawa�y si� stare, pomarszczone i oboj�tne na wszystko niczym ��wie. Podr�ny przywita� wo�nic�, dziwnie podobnego do swych wo��w. Wie�niak nie odpowiedzia�, zamruga� tylko. � Czy gdzie� przy drodze znajd� �r�d�o? � spyta� przybysz. Wo�nica powoli pokr�ci� g�ow�. Po d�ugiej chwili rzek�: � Nie. � Kolejna chwila i: � Tu nie ma �r�d�a. Zniech�cony przybysz zwolni� kroku. Wl�k� si� teraz w tempie wo��w, oko�o mili na godzin�. Nagle u�wiadomi� sobie, �e wo�nica bez s�owa wyci�ga ku niemu wielk� glinian� butl� oplecion� wiklin�. Wzi�� j� � by�a bardzo ci�ka � i napi� si� do woli. Gdy sko�czy�, ci�ar butli niemal si� nie zmieni�. Odda� j�, dzi�kuj�c cicho. � Wsiadaj � rzek� po jakim� czasie wo�nica. � Dzi�kuj�, wol� i��. Jak daleko st�d do Re Albi? Ko�a skrzypia�y. Wo�y westchn�y ci�ko, najpierw jeden, potem drugi. W gor�cych promieniach s�o�ca ich zakurzona sk�ra pachnia�a s�odko. � Dziesi�� mil � odpar� wo�nica. Zastanowi� si� moment. � Albo dwana�cie � doda� � nie mniej. � Lepiej zatem si� pospiesz�. Woda doda�a mu nowych si�, zdo�a� zatem wyprzedzi� wo�y i oddali� si� znacznie, gdy us�ysza� g�os wo�nicy. � Idziesz do domu Starego Maga. Je�li nawet by�o to pytanie, nie wymaga�o odpowiedzi. Szed� dalej. Gdy wyruszy� w drog�, wci�� pada� na ni� cie� g�ry. Kiedy jednak skr�ci� w lewo do ma�ej wioski, zapewne Re Albi, s�o�ce p�on�o na zachodnim niebie. W jego promieniach morze mia�o barw� stali. Wie� sk�ada�a si� z kilkunastu niewielkich dom�w, ma�ego zakurzonego rynku i fontanny-�r�de�ka, z kt�rej wylewa� si� jeden cieniutki strumyk wody. Podr�ny wiele razy czerpa� wod� d�o�mi i pi�. Potem zanurzy� g�ow�, wcieraj�c zimn� wod� we w�osy i pozwalaj�c, by sp�ywa�a po ramionach. Jaki� czas siedzia� na kamiennym obramowaniu fontanny, budz�c milcz�ce zainteresowanie dw�ch brudnych ch�opc�w i jednej brudnej dziewczynki. � To nie konowa� � orzek� w ko�cu jeden z ch�opc�w. Podr�ny przeczesa� palcami mokre w�osy. � Pewnie idzie do domu Starego Maga, durniu � mrukn�a dziewczynka. Ch�opiec wykrzywi� twarz w upiornym grymasie. Jedn� r�k� naci�gn�� sobie policzki i czo�o, drug� wykrzywi� szponiasto i uderzy� w powietrze. � Lepiej uwa�aj, Kamyku � upomnia� go drugi ch�opiec. � Je�li chcesz, poprowadz� ci� tam � zaproponowa�a podr�nemu dziewczynka. � Dzi�ki � odpar� i wsta� ze znu�eniem. � Widzisz, nie ma laski � rzek� jeden z ch�opc�w, a drugi odpar�: � Nie twierdzi�em, �e ma. Patrzyli nad�sani, jak nieznajomy w �lad za dziewczynk� pod��a �cie�k� na p�noc, po�r�d opadaj�cych stromo skalistych pastwisk. S�o�ce pra�y�o, zalewa�o blaskiem morze. Podr�ny zamruga� o�lepiony. Odleg�y horyzont i wiatr sprawi�y, �e zakr�ci�o mu si� w g�owie. Dziecko wyprzedza�o go � ma�y skacz�cy cie�. Przystan��. � No, chod�! � zawo�a�a dziewczynka, ale i ona si� zatrzyma�a. Podszed� do niej powoli. � Tam � wskaza�a r�k�. Ujrza� drewniany dom stoj�cy blisko kraw�dzi urwiska, wci�� jeszcze do�� daleko. � Nie boj� si� � powiedzia�a dziewczynka. � Cz�sto przynosz� st�d ojcu Kamyka jajka, �eby zabra� je na targ. Kiedy� stara pani da�a mi kilka brzoskwi�. Kamyk m�wi, �e je ukrad�am, ale k�amie. Id�, jej tam nie ma. Obu nie ma. Czeka�a bez ruchu, wskazuj�c dom. � Nie ma nikogo? � zapyta�. � Zosta� tylko stary. Stary Jastrz�b. Podr�ny ruszy� naprz�d. Dziecko sta�o i obserwowa�o go, p�ki nie znikn�� za rogiem domu. ????? Dwie kozy przygl�da�y si� nieznajomemu ze stromego, ogrodzonego p�otem pastwiska. W d�ugiej trawie pod �liwami i drzewami brzoskwiniowymi przechadza�o si� stadko kur i kurcz�t, dziobi�cych leniwie i prowadz�cych ciche rozmowy. Na niskiej drabinie opartej o pie� jednego z drzew sta� m�czyzna. Jego g�owa kry�a si� w�r�d li�ci. Podr�ny dostrzeg� tylko nagie br�zowe nogi. � Witam � powiedzia�. Po chwili powt�rzy� to samo nieco g�o�niej. Li�cie zatrz�s�y si� i m�czyzna zszed� szybko z drabiny. W r�ce trzyma� gar�� �liwek. Gdy zeskoczy� na ziemi�, drug� d�oni� przegna� kilka pszcz� zwabionych zapachem s�odkiego soku. Ruszy� naprz�d � niski, wyprostowany; zwi�zane z ty�u siwe w�osy ods�ania�y pi�kn� podstarza�� twarz. Wygl�da� na jakie� siedemdziesi�t lat. Jego lewy policzek a� do szcz�ki przecina�y cztery bia�e linie, stare blizny. Spojrzenie mia� czyste, otwarte, pe�ne mocy. � S� dojrza�e � oznajmi� � cho� jutro b�d� smakowa� jeszcze lepiej. � Wyci�gn�� r�k�, cz�stuj�c go�cia ma�ymi ��tymi �liwkami. � Panie Krogulcze � powiedzia� cicho przybysz. � Arcymagu. Stary cz�owiek skin�� kr�tko g�ow�. � Wejd� w cie� � rzuci�. Nieznajomy pod��y� za nim i usiad� na drewnianej �awie w cieniu rosn�cego obok domu przysadzistego drzewa. Podzi�kowa� za �liwki, wyp�ukane i podane w wiklinowym koszyku. Zjad� jedn�, drug�, trzeci�. Pytany przyzna�, �e nic nie jad� ca�y dzie�. Gospodarz znikn�� w �rodku domu, a po chwili przyni�s� chleb, ser i p� cebuli. Go�� zjad�, popijaj�c kubkiem zimnej wody podanej przez gospodarza, kt�ry dla towarzystwa pocz�stowa� si� �liwkami. � Wygl�dasz na zm�czonego. Z jak daleka przybywasz? � Z Roke. Twarz starego cz�owieka pozosta�a nieprzenikniona. � Nie zgad�bym � rzek� tylko. � Pochodz� z Taonu, panie. Pop�yn��em stamt�d na Roke, a tam Mistrz Wzor�w powiedzia�, �e powinienem uda� si� tutaj, do ciebie. � Czemu? Spojrzenie gospodarza budzi�o l�k. � Poniewa� przemierzy�e� �yw mroczn� krain�... � niski g�os przybysza za�ama� si� lekko. Stary cz�owiek doko�czy� za niego: � I dotar�em do odleg�ych brzeg�w dnia. Istotnie, jednak�e przepowiednia ta zwiastowa�a nadej�cie naszego kr�la, Lebannena. � By�e� z nim wtedy, panie. � By�em. On zdoby� tam swe kr�lestwo, ja pozostawi�em moje. Nie obdarowuj mnie wi�c �adnymi tytu�ami. Jestem Jastrz�b albo Krogulec, jak wolisz. A jak mam zwa� ciebie? Go�� wymamrota� swe imi� u�ytkowe: Olcha. Jedzenie, picie, cie� i odpoczynek wyra�nie go odpr�y�y, lecz nadal wygl�da� na wyczerpanego. Przepe�nia� go pe�en znu�enia smutek, wyciska� pi�tno na jego twarzy. � Na razie zostawmy rozmowy. � Wcze�niej, gdy stary cz�owiek rozmawia� z przybyszem, w jego g�osie d�wi�cza�a twarda nuta. Teraz znikn�a. � Przep�yn��e� prawie tysi�c mil i przeszed�e� pieszo pi�tna�cie, pod g�r�. Ja za� musz� podla� fasol� i sa�at�, bo �ona i c�rka zostawi�y ogr�d mej pieczy. Odpocznij wi�c. Porozmawiamy w ch�odzie wieczoru albo poranka. Dopiero tu odkry�em, �e w �yciu rzadko niezb�dny jest po�piech. Gdy wr�ci� w p� godziny p�niej, jego go�� le�a� na wznak w ch�odnej trawie pod brzoskwiniowym drzewem i spa�. Wie�niak, kt�ry niegdy� by� Arcymagiem Ziemiomorza, zatrzyma� si� z wiadrem w jednej i motyk� w drugiej r�ce, i spojrza� na u�pionego przybysza. � Olcha � szepn�� cicho. � Jakie k�opoty ze sob� sprowadzasz, Olcho? Nagle odni�s� wra�enie, �e gdyby zapragn�� pozna� prawdziwe imi� go�cia, zdo�a�by tego dokona� samymi my�lami, wyt�aj�c umys�, jak wtedy gdy by� magiem. Nie us�ysza� go jednak. My�li niczego nie da�y. Nie by� ju� magiem. Nie wiedzia� nic o przybyszu. Musia� zaczeka�, a� sam mu powie. � Nigdy nie pro� si� o k�opoty � rzek� do siebie i ruszy� podlewa� fasol�. ????? Gdy tylko niski kamienny mur biegn�cy wzd�u� szczytu urwiska nieopodal domu przes�oni� �wiat�o s�o�ca, Olcha obudzi� si� w ch�odnym cieniu. Usiad� na ziemi, dygoc�c. Potem wsta�, nieco sztywny i oszo�omiony. We w�osach utkwi�y mu nasiona traw. Na widok gospodarza nape�niaj�cego wiadra przy studni i d�wigaj�cego je do ogrodu zaproponowa� pomoc. � Jeszcze trzy, cztery i koniec � oznajmi� dawny Arcymag, lej�c wod� na korzenie m�odej kapusty. W suchym ciep�ym powietrzu rozesz�a si� przyjemna wo� mokrej ziemi. Promienie popo�udniowego s�o�ca l�ni�y z�otem i odbija�y si� w kroplach wody. Usiedli na d�ugiej �awie obok domu, ogl�daj�c zach�d s�o�ca. Krogulec przyni�s� butelk� i dwie p�kate szklanice z zielonkawego szk�a. � Wino syna mojej �ony � oznajmi� � z D�bowej Farmy w Dolinie �rodkowej. Dobry rocznik, sprzed siedmiu lat. Surowe czerwone wino natychmiast Olch� rozgrza�o. Niebo by�o bezchmurne, wiatr ucich�, skryte w sadzie ptaki ju� milk�y. Olcha zdumia� si�, gdy od Mistrza Wzor�w z Roke us�ysza�, i� Arcymag Krogulec, cz�owiek z legendy, kt�ry sprowadzi� kr�la z krainy �mierci i odlecia� na grzbiecie smoka, wci�� �yje. � �yje � rzek� Mistrz Wzor�w � i mieszka na Goncie, swej rodzinnej wyspie. M�wi� ci co�, o czym wie niewielu � doda� � gdy� uwa�am, �e powiniene� to us�ysze�. I my�l�, �e zachowasz te wie�ci w sekrecie. � Ale w takim razie on wci�� jest Arcymagiem! � wykrzykn�� z rado�ci� Olcha. Albowiem wszystkich mag�w i czarodziej�w trapi� fakt, i� m�drcy z Roke, szko�y i o�rodka magii w Archipelagu, przez ca�y czas panowania kr�la Lebannena nie wybrali nowego Arcymaga, kt�ry zast�pi�by Krogulca. � Nie � odpar� Mistrz Wzor�w. � On w og�le nie jest magiem. A potem opowiedzia� Olsze o tym, jak Krogulec utraci� moc i czemu, Olcha za� zaakceptowa� t� opowie��. Jednak tu, w obecno�ci cz�owieka, kt�ry rozmawia� ze smokami i odnalaz� pier�cie� Erreth-Akbego, przemierzy� kr�lestwo �mierci i w�ada� Archipelagiem przed kr�lem, jego umys� przywo�a� zn�w pie�ni i legendy. I cho� widzia� przed sob� starego cz�owieka, pogodnie zajmuj�cego si� ogrodem, pozbawionego aury mocy poza t�, kt�r� daje do�wiadczenie d�ugiego m�drego �ycia, nadal dostrzega� w nim wielkiego maga. Tote� niezmiernie trapi� go fakt, i� Krogulec ma �on�. �on�, c�rk�, pasierba... Magowie nie miewaj� rodzin. Zwyk�y czarownik, taki jak Olcha, mo�e si� o�eni� b�d� nie, lecz ci, kt�rzy w�adaj� prawdziw� moc�, zawsze pozostaj� samotni. Olcha z �atwo�ci� potrafi� wyobrazi� sobie swego towarzysza dosiadaj�cego smoka, ale jako m�a i ojca � nie. Tego nie umia�. Spr�bowa� jednak. Zapyta�: � Twoja... �ona... jest teraz u swego syna? Krogulec wr�ci� my�lami z daleka. Jego oczy spogl�da�y w dal, na zach�d. � Nie � odpar� � jest w Havnorze, u kr�la. � Po chwili, otrz�sn�wszy si� z zamy�lenia, doda�: � Pop�yn�a tam z nasz� c�rk� tu� po D�ugim Ta�cu. Lebannen wezwa� je, szukaj�c rady, mo�e w tej samej sprawie, kt�ra sprowadza ci� tu do mnie. Zobaczymy. Lecz dzi� wiecz�r jestem zm�czony i nie mam ochoty omawia� wa�nych kwestii. Ty tak�e wydajesz si� znu�ony. Co powiesz zatem na talerz zupy, jeszcze jedn� szklank� wina i sen? Porozmawiamy rano. � Wszystko przyjm� z rado�ci�, panie � odpar� Olcha � pr�cz snu. Jego bowiem si� l�kam. Stary cz�owiek potrzebowa� troch� czasu, �eby zrozumie�. � Boisz si� spa�? � Boj� si� sn�w. � Ach! � Bystre spojrzenie ciemnych oczu spod krzaczastych, posiwia�ych brwi. � Wcze�niej, w trawie, solidnie si� zdrzemn��e�. � To by� najs�odszy sen, jaki nawiedzi� mnie, odk�d opu�ci�em wysp� Roke. Jestem ci wdzi�czny za ten dar, panie. Mo�e powr�ci dzi� w nocy. Zwykle jednak zmagam si� ze swymi snami, krzycz� w g�os, budz� si�, uprzykrzaj�c �ycie wszystkim wok�. Za twoim pozwoleniem, zanocuj� na dworze. Krogulec skin�� g�ow�. � Zapowiada si� �adna noc � rzek�. Istotnie, noc by�a �adna, pogodna i ch�odna. Z po�udnia wia� s�aby morski wietrzyk. Letnie gwiazdy rozja�nia�y biel� ca�e niebo wok� ciemnego roz�o�ystego wierzcho�ka g�ry. Olcha po�o�y� na ziemi siennik i owcz� sk�r� ofiarowane mu przez gospodarza, po czym leg� w trawie, w kt�rej spa� ju� wcze�niej. Krogulec le�a� w ma�ej zachodniej alkowie swego domu. Sypia� tam jako ch�opiec, gdy dom nale�a� do Ogiona, a on praktykowa� u niego magiczn� sztuk�. Przez ostatnich pi�tna�cie lat, odk�d Tehanu zosta�a jego c�rk�, ona tu sypia�a. Po wyje�dzie jej i Tenar, kiedy k�ad� si� w �o�u, w kt�rym zwykle sypiali z Tenar w ciemnym k�cie g��wnej izby, dotkliwie odczuwa� samotno��, zacz�� wi�c nocowa� w alkowie. Lubi� w�sk� prycz� przymocowan� do grubej drewnianej �ciany domu tu� pod oknem. Dobrze mu si� tu spa�o. Ale nie tej nocy. Przed p�noc� obudzi� go krzyk, dobiegaj�ce z zewn�trz g�osy. Zerwa� si� z miejsca i pobieg� do drzwi. To tylko go�� zmaga� si� z koszmarem, do wt�ru sennych protest�w dobiegaj�cych z kurnika. Olcha krzykn�� zmienionym g�osem, a potem obudzi� si�, dr��c w panice. B�aga� gospodarza o wybaczenie i zapowiedzia�, �e posiedzi troch� pod gwiazdami. Krogulec wr�ci� do ��ka. Go�� nie obudzi� go wi�cej. Zamiast tego nawiedzi� go w�asny z�y sen. Sta� obok kamiennego muru na szczycie d�ugiego wzg�rza poro�ni�tego such� szar� traw�. Zbocze opada�o i nikn�o w mroku. Wiedzia�, �e by� tam ju� kiedy�, lecz nie pami�ta� kiedy ani co to za miejsce. Po drugiej stronie muru, ni�ej, niedaleko, kto� czeka�. Krogulec nie dostrzega� twarzy, wiedzia� tylko, �e to wysoki m�czyzna w p�aszczu. Wiedzia�, �e go zna. A potem ten cz�owiek przem�wi�, nazywaj�c go prawdziwym imieniem. � Wkr�tce tu b�dziesz, Ged. Krogulec usiad� na ��ku. Czu� przejmuj�cy ch��d. Patrzy� w g��b domu, opatulaj�c si� jego rzeczywisto�ci� niczym kocem. Wyjrza� przez okno na gwiazdy i w�wczas ch��d ogarn�� te� jego serce. Nie by�y to ukochane, znajome gwiazdy lata � W�z, Sok�, Tancerze, Serce �ab�dzia � lecz inne gwiazdy, ma�e nieruchome gwiazdy z suchej krainy, kt�re nigdy nie wschodz� i nie zachodz�. Niegdy� zna� ich imiona, w czasach gdy zna� imiona r�nych rzeczy. � Niech si� odwr�ci! � powiedzia� g�o�no, czyni�c gest odp�dzaj�cy z�y urok. Pozna� go, gdy mia� zaledwie dziesi�� lat. Spojrza� ku otwartym drzwiom. W k�cie za nimi dostrzeg�, jak ciemno�� nabiera kszta�tu, podnosi si�, g�stnieje. Lecz gest, cho� pozbawiony mocy, zdo�a� go obudzi�. Cienie za drzwiami pozosta�y cieniami. Gwiazdy za oknem by�y gwiazdami Ziemiomorza, przygasaj�cymi w pierwszym �wietle przed�witu. Siedzia� tak, okrywaj�c ramiona owcz� sk�r�, i patrzy�, jak gwiazdy gasn� i opadaj� ku zachodowi. Na niebie wykwit�a �una, nios�a z sob� kolejne barwy s�o�ca zwiastuj�ce nadej�cie dnia. Czu� w sobie przejmuj�cy smutek, b�l i t�sknot� za czym� drogim i utraconym, utraconym na zawsze. Przywyk� do tego; wiele ukocha� i wiele utraci�, lecz �w smutek by� tak wielki, i� wydawa� si� nale�e� do kogo� innego. Jakby pochodzi� z samego serca �wiata, obecny nawet w zorzy poranka. Przyszed� we �nie i pozosta� po przebudzeniu. Ged zapali� niewielki ogie� w ogromnym palenisku i poszed� do sadu i kurnika po �niadanie. Na �cie�ce wiod�cej na p�noc wzd�u� urwiska pojawi� si� Olcha. Powiedzia�, �e o pierwszym brzasku wybra� si� na spacer. Sprawia� wra�enie um�czonego i Krogulca ponownie uderzy� smutek maluj�cy si� na jego twarzy, dok�adnie pasuj�cy do nastroju, jaki pozosta� mu po koszmarnym �nie. Wypili po kubku ciep�ej gontyjskiej owsianki, zjedli gotowane jajka i brzoskwinie. Siedzieli przy palenisku, bo poranek w cieniu g�ry by� zbyt ch�odny, by wyj�� ze �niadaniem na dw�r. Krogulec zaj�� si� inwentarzem. Nakarmi� kury, rzuci� ziarno go��biom, wypu�ci� kozy na pastwisko. Gdy wr�ci�, usiedli razem na �awie przy wej�ciu. S�o�ce nie wynurzy�o si� jeszcze zza wierzcho�ka g�ry, lecz ju� si� ociepli�o. � Teraz mi opowiedz, co ci� tu sprowadza, Olcho. Poniewa� jednak odwiedzi�e� Roke, powiedz najpierw, co s�ycha� w Wielkim Domu. � Nie wszed�em do�, panie. � Aha � ton g�osu neutralny, lecz ostre spojrzenie. � By�em jedynie w Wewn�trznym Gaju. � Aha � zn�w neutralny ton, spojrzenie badawcze. � Czy Mistrz Wzor�w dobrze si� miewa? � Powiedzia� do mnie: przeka� wyrazy mi�o�ci i szacunku i powt�rz mu, �e chcia�bym, aby�my zn�w razem spacerowali po Gaju, jak kiedy�. Krogulec u�miechn�� si� z lekkim smutkiem. � Rozumiem. My�l� jednak, �e przysy�aj�c ci� do mnie, kaza� powiedzie� co� jeszcze. � Postaram si� streszcza�. � Cz�owieku, mamy przed sob� ca�y dzie�, a ja lubi� historie opowiedziane porz�dnie, od pocz�tku do ko�ca. I tak Olcha opowiedzia� mu od pocz�tku sw� histori�. By� synem czarownicy, urodzonym w mie�cie Elini na Taonie, wyspie harfiarzy. Taon le�y na po�udniowym kra�cu morza Ea, niedaleko od miejsca, w kt�rym wznosi�a si� wyspa Solea, nim poch�on�y j� fale. Tam w�a�nie bi�o pradawne serce Ziemiomorza. Na wszystkich tych wyspach istnia�y ju� pa�stwa i miasta, �yli kr�lowie i magowie, gdy Havnor by� jeszcze krain� walcz�cych plemion, a na Goncie w�ada�y nied�wiedzie. Ludzie urodzeni na Ea, Ebei, Enladzie czy Taonie, cho�by nawet przyszli na �wiat w rodzinie kopacza row�w czy czarownicy, uwa�aj� si� za potomk�w starszych mag�w, spadkobierc�w wojownik�w poleg�ych w mrocznych czasach kr�lowej Elfarran. Cz�sto tedy wyr�niaj� si� wytwornymi manierami, cho� czasem bywaj� bezzasadnie wynio�li. Cechuje ich te� nieskr�powanie umys�u i s�owa sprawiaj�ce, i� wznosz� si� ponad zwyk�e fakty i proz� �ycia, ponad i�cie kupieck� nieufno�� wobec innych. �Latawce bez sznurk�w� � tak bogacze z Havnoru nazywaj� podobnych ludzi. Nie m�wi� jednak tego w obecno�ci kr�la Lebannena, z rodu ksi���t Enladu. Na Taonie powstaj� najlepsze harfy Ziemiomorza, s� tam te� szko�y ucz�ce muzyki. Wielu s�ynnych �piewak�w, znanych ze swych wersji Czyn�w i Pie�ni, urodzi�o si� b�d� uczy�o na tej wyspie. Jednak�e Elini, wedle s��w Olchy, to zwyk�e miasteczko na wzg�rzach. Tamtejsi ludzie nie zajmuj� si� muzyk�. Matka Olchy by�a biedn� kobiet�, cho� � jak to uj�� � nie g�odowa�a. Mia�a znami�, czerwon� plam� biegn�c� od prawej brwi poprzez ucho a� na bark. Wiele kobiet i m�czyzn z podobnymi znamionami zostawa�o czarownicami b�d� czarownikami. Ludzie twierdzili, �e s� do tego �naznaczeni�. Jagoda tak�e pozna�a zakl�cia i umia�a stosowa� zwyk�e czary. Brakowa�o jej daru, lecz umia�a tak post�powa� z lud�mi, �e niemal go nie potrzebowa�a. Zarabia�a na �ycie, wyuczy�a te� syna i oszcz�dzi�a do��, by m�g� wst�pi� do terminu u czarownika, kt�ry nada� mu prawdziwe imi�. O swym ojcu Olcha nawet nie wspomnia�. Nic o nim nie wiedzia�. Jagoda nie porusza�a tego tematu. Cho� rzadko cnotliwe, czarownice zwykle nie przestawa�y d�u�ej z m�czyznami, zadowalaj�c si� noc� czy dwiema. Jeszcze rzadziej wychodzi�y za m��. Znacznie cz�ciej zdarza�o im si� �y� z drug� wied�m�. Nazywano to wied�mim ma��e�stwem b�d� babskim �lubem. Dziecko czarownicy mia�o zatem matk� albo dwie matki, ale nie ojca. By�o to oczywiste i tak w�a�nie przyj�� to Krogulec. Spyta� jednak Olch� o to, jakie nauki pobiera�. Czarodziej Gap nauczy� go kilku s��w z Prawdziwej Mowy oraz zakl�� odnajdywania i iluzji. Chocia� w tych kierunkach Olcha nie przejawia� najmniejszego talentu, czarodziej zainteresowa� si� nim na tyle, by odkry� jego prawdziwy dar. Olcha potrafi� naprawia�, ��czy�, scala� zniszczone narz�dzie, p�kni�te ostrze no�a, z�aman� o�, zbity gliniany garnek; wszystko to umia� po��czy� z powrotem, tak �e wygl�da�o jak nowe. Mistrz poleci� mu zatem zgromadzi� najr�niejsze zakl�cia naprawy. Wi�kszo�ci z nich Olcha nauczy� si� od czarownic z wyspy. Pracowa� wraz z nimi, a tak�e samotnie, ucz�c si� scala�. � To rodzaj uzdrawiania � zauwa�y� Krogulec. � Nieprosty dar, nie�atwa sztuka. � Dla mnie to by�a rado��. � Na twarzy Olchy pojawi� si� cie� u�miechu. � Praca nad zakl�ciami, odkrywanie, jak wykorzysta� w nich jedno z Prawdziwych S��w... Naprawa rozeschni�tej beczki, kt�rej klepki odpad�y od obr�czy � oto prawdziwa rozkosz, kiedy widz�, jak zn�w powstaje, ro�nie, nabiera kszta�t�w i staje gotowa na przyj�cie wina. Kiedy� spotka�em harfiarza z Meoni, wspania�ego harfiarza, gra� niczym burza w�r�d wzg�rz, morska wichura, bezlito�nie szarpi�c i poci�gaj�c struny, opanowany pasj� muzyki. Struny cz�sto p�ka�y, zak��caj�c melodi�. Wynaj�� mnie zatem, abym przebywa� w pobli�u, gdy gra�. Kiedy zrywa� strun�, naprawia�em j� szybko, nim nuta ucich�a. A on gra� dalej. Krogulec przytakn�� z ciep�ym u�miechem zawodowca dyskutuj�cego o sekretach swej profesji. � Naprawia�e� te� szk�o? � spyta�. � Owszem, ale to d�uga, paskudna praca przez te od�amki i okruchy. � Lecz du�a dziura w pi�cie skarpety bywa jeszcze trudniejsza � zauwa�y� Krogulec i jeszcze chwil� rozmawiali o naprawach. Potem Olcha powr�ci� do swej historii. Tak zosta� czarodziejem, specjalist� od napraw, znanym w okolicy ze swych uzdolnie�. Gdy mia� oko�o trzydziestki, wybra� si� do stolicy wyspy, Meoni. Towarzyszy� harfiarzowi, kt�ry gra� tam na weselu. Pewnego dnia w gospodzie zjawi�a si� kobieta, m�oda kobieta, kt�ra, cho� nie odebra�a nauk u czarownicy, mia�a dar taki jak on i chcia�a, by j� uczy�. I rzeczywi�cie, okaza�o si�, i� ma talent, wi�kszy nawet od niego. Cho� nie zna�a ani s�owa w Dawnej Mowie, potrafi�a scali� strzaskany dzbanek i naprawi� przetart� lin� samymi ruchami d�oni i pie�ni� bez s��w, kt�r� nuci�a cicho. Leczy�a te� z�amane ko�ci zwierz�t i ludzi. Olcha nigdy nie odwa�y� si� tego spr�bowa�. Zamiast wi�c j� uczy�, po��czyli swe umiej�tno�ci i podj�li nauk� wsp�lnie. Kobieta � mia�a na imi� Lilia � pojecha�a z nim do Elini i zamieszka�a z matk� Olchy, Jagod�, kt�ra pokaza�a jej kilka po�ytecznych sztuczek i metod imponowania klientom, jak�e przydatnych czarownicy, cho� co do prawdziwych zakl��, niewiele ich zna�a. Olcha i Lilia zacz�li pracowa� razem po�r�d wzg�rz. Wkr�tce zyskali sobie spor� s�aw�. � I pokocha�em j� � rzek� Olcha. Gdy opowiada� o Lilii, m�wi� bez wahania, stanowczo, d�wi�cznie. � W�osy mia�a ciemne, l�ni�y jednak czerwonym z�otem � doda�. W �aden spos�b nie potrafi� ukry� przed ni� swej mi�o�ci, a ona j� odwzajemnia�a. M�wi�a, i� nie obchodzi jej, czy jest wied�m�, czy nie. Urodzili si�, aby by� razem, w pracy i w �yciu. Kocha go i chce go po�lubi�. Pobrali si� zatem i przez rok oraz po�ow� nast�pnego �yli szcz�liwie. � Wszystko by�o w porz�dku do czasu, gdy powinno urodzi� si� dziecko � powiedzia� Olcha. � Jednak sp�nia�o si�, i to bardzo. Po�o�ne pr�bowa�y przyspieszy� por�d zio�ami i zakl�ciami, ale zdawa�o si�, �e dziecko nie chce przyj�� na �wiat. Nie zamierza�o si� z ni� roz��czy�. Nie chcia�o si� urodzi� i nie urodzi�o si�. Zabra�o j� ze sob�. Po chwili doda�: � Prze�yli�my ogromn� rado��... � Widz�. � I m�j smutek tak�e by� ogromny. Stary cz�owiek przytakn��. � Mog�em go znie�� � powiedzia� Olcha. � Wiesz, jak to jest. Nie dostrzega�em sensu w �yciu, ale jako� si� trzyma�em. � Tak. � Lecz zim�, dwa miesi�ce po jej �mierci... W�wczas nawiedzi� mnie sen. By�a w tym �nie. � Opowiedz. � Sta�em na zboczu wzg�rza. Jego szczyt przecina� mur, niski, przypominaj�cy graniczny mur mi�dzy dwoma pastwiskami. Sta�a po drugiej stronie, ni�ej. By�o tam ciemniej. Krogulec przytakn��. Jego twarz st�a�a jak kamie�. � Wo�a�a mnie. S�ysza�em jej g�os, powtarza�a moje imi�. Poszed�em do niej. Wiedzia�em, �e nie �yje, wiedzia�em, �e to sen, ale cieszy�em si�, �e tam id�. Nie widzia�em jej wyra�nie. Podszed�em, by j� zobaczy�, by� z ni�, a ona wyci�gn�a do mnie r�ce ponad murem. Si�ga� mi zaledwie do serca. Pomy�la�em, �e mo�e ma ze sob� dziecko, ale nie. Wyci�ga�a do mnie r�ce, ja tak�e to uczyni�em i uj�li�my swoje d�onie. � Dotkn�li�cie si�? � Chcia�em do niej p�j��, ale nie mog�em pokona� muru. Nogi mnie nie s�ucha�y. Pr�bowa�em j� do mnie przyci�gn��, a ona chcia�a przyj��, tak bardzo chcia�a, ale mur nas rozdziela�. Nie mogli�my go pokona�. Poca�owa�a mnie w usta, wym�wi�a moje imi� i poprosi�a: �Uwolnij mnie�. Pomy�la�em, �e je�li nazw� j� prawdziwym imieniem, mo�e zdo�am j� uwolni�, przenie�� przez mur. I powiedzia�em: �Chod� ze mn�, Mevre�. Ale ona odpar�a: �To nie moje imi�, Haro, ju� nie�. Wypu�ci�a me d�onie, cho� pr�bowa�em j� powstrzyma�. �Uwolnij mnie, Haro!� � wykrzykn�a, ca�y czas jednak odchodzi�a w d�, w mrok. W dole za murem panowa�a ciemno��. Wykrzykiwa�em jej imi�, imi� u�ytkowe i wszystkie czu�e zdrobnienia, jakimi j� nazywa�em. Ale i tak odesz�a. Wtedy si� obudzi�em. Krogulec d�ug� chwil� milcza�, przygl�daj�c si� bystro swojemu go�ciowi. � Zdradzi�e� mi swoje imi�, Haro � rzek� w ko�cu. Olcha spojrza� na niego ze zdumieniem. Kilka razy odetchn�� g��boko. W jego oczach b�yszcza�a rozpaczliwa odwaga. � Czy jest kto� bardziej godny mego zaufania? Krogulec podzi�kowa� mu z powag�. � Postaram si� na nie zas�u�y�. Powiedz, czy wiesz, gdzie si� wtedy znalaz�e�, co to za mur? � W�wczas nie wiedzia�em. Teraz wiem, �e przeby�e� t� krain�. � Tak, by�em na tamtym wzg�rzu i pokona�em mur dzi�ki mocy i sztuce, kt�r� dysponowa�em. Odwiedzi�em miasta umar�ych, przemawia�em do ludzi, kt�rych zna�em za �ycia, a oni czasem mi odpowiadali. Lecz jeste� pierwszym cz�owiekiem, o jakim s�ysza�em, spo�r�d wszystkich mistrz�w wiedzy z Roke, Palnu czy Enlad�w, kt�ry zdo�a� dotkn��, poca�owa� sw� ukochan� po drugiej stronie muru. Olcha s�ucha� skulony. Spu�ci� g�ow�, mocno zacisn�� d�onie. � Zechcesz mi powiedzie�, co w�wczas czu�e�, Haro? Czy mia�a ciep�e r�ce, czy przypomina�a zimny powiew i cie�, czy te� �yj�c� kobiet�? Wybacz mi ciekawo��. � Chcia�bym m�c ci odpowiedzie�, panie. Na Roke Mistrz Przywo�a� pyta� mnie o to samo. Ale nie potrafi�. Moja t�sknota by�a tak wielka, tak bardzo pragn��em, by Lilia �y�a, �e mo�e to sobie wm�wi�em. Sam nie wiem. We �nie nie wszystko bywa jasne. � We �nie nie. Nigdy jednak nie s�ysza�em, by zwyk�y cz�owiek zbli�y� si� do owego muru we �nie. To miejsce, kt�re mo�e odwiedzi� mag, je�li naprawd� musi, je�li pozna� drog� i ma do�� wielk� moc. Lecz bez wiedzy i mocy tylko umieraj�cy mog�... � Nagle urwa�, przypominaj�c sobie sw�j ostatni sen. � Ten sen budzi� niepok�j, ale jednocze�nie mnie uradowa� � podj�� Olcha. � Sama my�l o niej rozdziera�a niczym lemiesz gleb� mego serca. Ja jednak napawa�em si� b�lem, piel�gnowa�em go. Mia�em nadziej�, �e sen powr�ci. � I powr�ci�? � Tak. Zn�w mnie nawiedzi�. Olcha uni�s� g�ow� i spojrza� niewidz�cym wzrokiem poprzez b��kitny przestw�r powietrza i oceanu na zachodzie, ku niskim zamglonym wzg�rzom Kameberu sk�panym w blasku s�o�ca. Za nimi z�ocista tarcza wynurza�a si� sponad p�nocnego zbocza g�ry. � Dziewi�� dni po pierwszym �nie znalaz�em si� w tym samym miejscu, lecz wy�ej. Widzia�em biegn�cy w dole mur. Pobieg�em ku niemu, wykrzykuj�c jej imi�, pewien, �e j� zobacz�. Kto� tam by�. Kiedy jednak si� zbli�y�em, zobaczy�em, �e to nie Lilia, lecz m�czyzna. Pochyla� si� nad murem, jakby go naprawia�. Spyta�em, gdzie ona jest. Nie odpowiedzia�, nie uni�s� g�owy. I nagle zobaczy�em, co robi. Nie stara� si� naprawi� muru, lecz go rozebra�. Podwa�a� palcami wielki kamie�, kt�ry nawet nie drgn��. �Pom� mi, Haro� � rzek� i zrozumia�em, �e to m�j nauczyciel, Gap, kt�ry nada� mi imi�. Nie �y� ju� od pi�ciu lat. Ca�y czas naciska� i podwa�a� palcami kamie�, powtarzaj�c moje imi�. �Pom� mi, uwolnij mnie�. Potem wyprostowa� si� i si�gn�� ku mnie ponad murem, tak jak ona. Chwyci� mnie za r�k�, lecz jego d�o� pali�a, nie wiem, ogniem czy lodem. Ten dotyk parzy�. Odskoczy�em, a b�l i strach sprawi�y, �e ockn��em si� nagle. Powoli uni�s� r�k�. Na grzbiecie i wn�trzu d�oni widnia�a ciemna plama przypominaj�ca stary siniec. � Nauczy�em si�, �e nie mog� pozwala� im si� dotyka� � doda� cicho. Ged spojrza� na usta Olchy. One tak�e wydawa�y si� zbyt ciemne. � Haro, grozi ci �miertelne niebezpiecze�stwo � powiedzia�, zni�aj�c g�os. � To nie koniec. Zmagaj�c si� z cisz�, Olcha podj�� sw� opowie��. � Nast�pnej nocy, gdy zasn��, zn�w znalaz� si� na mrocznym wzg�rzu. Ujrza� mur biegn�cy w d� zbocza. Podszed� ku niemu z nadziej�, �e zobaczy �on�. � Nie dba�em o to, �e nie mo�e go pokona� i �e ja tego nie potrafi�. Chcia�em przynajmniej j� zobaczy�, porozmawia�. Je�li jednak tam by�a, nie zauwa�y� jej w�r�d innych. Gdy si� zbli�y�, ujrza� zebrany po drugiej stronie t�um cienistych postaci. Niekt�re by�y wyra�ne, inne mroczne. Cz�� zna�, innych nie. Lecz wszystkie wyci�ga�y ku niemu r�ce i wykrzykiwa�y jego imi�: �Haro, pozw�l nam p�j�� z tob�! Haro, uwolnij nas!�. � To straszne s�ysze� swoje prawdziwe imi� w ustach nieznajomych � powiedzia� Olcha. � Straszne te�, kiedy wzywaj� ci� umarli. Pr�bowa� zawr�ci� i wdrapa� si� na wzg�rze, byle dalej od muru. Lecz nogi ogarni�te straszliw� senn� s�abo�ci� nie chcia�y go unie��. Upad� na kolana, by nie zbli�y� si� bardziej do muru, i zacz�� wzywa� pomocy, cho� nie by�o nikogo, kto m�g�by mu pom�c. A potem obudzi� si� przera�ony. Od tego czasu co noc, gdy tylko zasn��, powraca� na wzg�rze. Sta� w suchej szarej trawie nad murem, za kt�rym t�oczyli si� umarli wykrzykuj�cy jego imi�. � Budz� si� � opowiada� � i jestem w moim pokoju. Nie stoj� tam na wzg�rzu, ale wiem, �e oni tam s�. Musz� sypia�. Pr�buj� cz�sto si� budzi� i spa� za dnia, gdy tylko mog�. Ale kiedy� w ko�cu musz� zasn��, a wtedy zn�w tam jestem. Oni tak�e. I nie mog� wej�� na wzg�rze. Zawsze id� w d�, w stron� muru. Czasami udaje mi si� odwr�ci� do nich plecami, ale wtedy mam wra�enie, �e s�ysz� w�r�d nich krzycz�c� do mnie Lili�. Obracam si�, by jej poszuka�, a oni si�gaj� ku mnie. Spu�ci� g�ow�, spogl�daj�c na zaci�ni�te r�ce. � Co mam zrobi�? � spyta�. Krogulec milcza�. Po d�ugiej chwili Olcha odezwa� si� znowu. � Harfiarz, o kt�rym ci wspomina�em, by� moim przyjacielem. Po jakim� czasie dostrzeg�, �e co� si� ze mn� dzieje. A kiedy powiedzia�em mu, �e nie mog� spa�, bo l�kam si� sn�w o umar�ych, pom�g� mi op�aci� statek p�yn�cy na Ea, bym pom�wi� z tamtejszym szarym czarodziejem. � Mia� na my�li maga szkolonego na Roke. � Gdy tylko tamten us�ysza� o moich snach, oznajmi�, �e musz� pop�yn�� na Roke. � Jak si� nazywa�? � Beryl. S�u�y ksi�ciu Ea, kt�ry jest te� w�adc� wyspy Taon. Stary cz�owiek przytakn�� bez s�owa. � Powiedzia�, �e nie mo�e mi pom�c. Ale dla kapitana jego s�owo mia�o cen� z�ota. Zn�w zatem wyruszy�em w drog�. To by�a d�uga podr�. Op�yn�li�my Havnor i przeci�li�my Morze Najg��bsze. Pomy�la�em, �e na statku, coraz dalej od Taonu, zdo�am mo�e zostawi� sen za sob�. Czarodziej z Ea nazywa� miejsce z mojego snu such� krain�. Mia�em nadziej�, i� kiedy znajd� si� na morzu, oddal� si� od niej. Lecz co noc powraca�em na wzg�rze. Czasami dwa, nawet trzy razy jednej nocy. Gdy tylko zamykam oczy, jestem na wzg�rzu. Widz� mur w dole, s�ysz� wzywaj�ce mnie g�osy. Jestem niczym cz�owiek oszala�y z b�lu, kt�ry mo�e znale�� ukojenie jedynie we �nie, lecz w�a�nie sen zadaje mi m�ki. Czuj� b�l i cierpienie nieszcz�snych umar�ych pr�buj�cych przedosta� si� przez mur. Czuj� te� strach. Wkr�tce marynarze zacz�li go unika�. Noc�, poniewa� krzycza� i budzi� ich nieustannie, i za dnia, bo s�dzili, i� ci��y na nim przekle�stwo albo op�ta� go gebbeth. � Na Roke do�wiadczy�e� ulgi? � W Gaju. � Gdy Olcha wym�wi� te s�owa, jego twarz uleg�a ca�kowitej przemianie. Przez moment twarz Krogulca wygl�da�a podobnie. � Mistrz Wzor�w zabra� mnie tam, pod drzewa. I tam mog�em spa�; nawet noc� mog�em spa�. Za dnia, je�li czuj� na sobie promienie s�o�ca � tak jak wczoraj po po�udniu � ciep�y dotyk s�o�ca, czerwone promienie przenikaj�ce powieki, nie boj� si� sn�w. A w Gaju w og�le si� nie l�ka�em. Zn�w mog�em pokocha� noc. � Opowiedz mi, jak wygl�da�o twoje przybycie na Roke. Cho� znu�ony, zrozpaczony i przepe�niony nabo�nym szacunkiem, Olcha wci�� mia� dar mowy w�a�ciwy ludziom z jego wyspy. I mimo i� opu�ci� cz�� historii, czy to z obawy, �e oka�e si� za d�uga, czy te� nie chc�c zanudza� s�uchacza tym, co ka�dy mag ju� wiedzia�, Krogulec potrafi� sobie wyobrazi�, co si� dzia�o, wspominaj�c dzie�, gdy jako pi�tnastolatek po raz pierwszy przyby� na wysp� m�drc�w. Kiedy Olcha opu�ci� statek w porcie miasta Thwil, jeden z �eglarzy nakre�li� na trapie run� Zamkni�tych Drzwi, by zamkn�� mu drog� powrotu na pok�ad. Olcha zauwa�y� to, uzna� jednak, i� marynarz mia� po temu powody. Sam tak�e czu� si� jak przekl�ty. Mia� wra�enie, �e niesie w sobie ciemno��. To sprawi�o, �e by� jeszcze bardziej onie�mielony ni� zwykle w obcych miastach, a Thwil to naprawd� osobliwe miasto. � Ulice zwodz� ci� na manowce � zauwa�y� Krogulec. � Rzeczywi�cie, m�j panie. Przepraszam, j�zyk pos�uszny jest sercu, nie my�lom... � Nie szkodzi. Przywyk�em, �e kiedy� tak mnie nazywano. Je�li ma ci to u�atwi� �ycie, mog� sta� si� panem pasterzem. M�w dalej. Zwodzony przez mieszka�c�w, czy te� �le pojmuj�cy ich wskaz�wki, Olcha d�ugo kr��y� po labiryncie miasta Thwil po�r�d pag�rk�w. Ca�y czas widzia� w oddali szko��, nie m�g� si� jednak do niej zbli�y�. W ko�cu ogarni�ty rozpacz� stan�� przed zwyk�ymi drzwiami w �lepej �cianie na nieciekawym placu. Po chwili zrozumia�, �e w�a�nie do tej �ciany usi�owa� dotrze�. Zastuka� i w drzwiach stan�� cz�owiek o spokojnej twarzy i oczach. Olcha ju� mia� powiedzie�, �e przysy�a go czarownik Beryl z Ea, z wiadomo�ci� dla Mistrza Przywo�a�. Nie zd��y� jednak si� odezwa�. Od�wierny popatrzy� na niego i u�miechn�� si� �agodnie. � Nie mo�esz wprowadzi� ich do tego domu, przyjacielu. Olcha nie pyta�, kogo nie mo�e wprowadzi�. Wiedzia�. Przez ostatnie noce niemal nie sypia�. Od czasu do czasu udawa�o mu si� zdrzemn��, zawsze jednak budzi� si� ogarni�ty zgroz�. Czasami drzema� za dnia i otwieraj�c oczy, widzia� such� szar� traw� porastaj�c� rozs�oneczniony pok�ad statku, kamienny mur po�r�d morskich fal. Nawet na jawie sen stale mu towarzyszy�, otacza� go, spowija� niczym woal. Mimo szumu wiatru i morza Olcha wci�� s�ysza� g�osy wykrzykuj�ce jego imi�. Nie wiedzia�, czy �pi, czy ju� si� ockn��. By� bliski ob��du, n�kany b�lem, strachem i zm�czeniem. � Nie pozw�l im wej�� � prosi� � i wpu�� mnie do �rodka. Miej lito��, wpu�� mnie. � Zaczekaj tutaj � poleci� Od�wierny �agodnie. � Tam masz �awk� � wskaza� r�k�, po czym zamkn�� drzwi. Olcha usiad� na kamiennej �awie. Pami�ta� t� chwil�, pami�ta� te� kilku pi�tnastolatk�w przygl�daj�cych mu si� ciekawie, gdy przechodzili obok i znikali za drzwiami. Z p�niejszych wydarze� jednak pozosta�y w jego pami�ci tylko strz�pki. Od�wierny powr�ci�, prowadz�c m�odego m�czyzn� z lask� i w p�aszczu, czarodzieja z Roke. Potem Olcha znalaz� si� w komnacie domu go�cinnego. Mistrz Przywo�a� z�o�y� mu wizyt� i pr�bowa� nawi�za� rozmow�, lecz Olcha by� nieprzytomny. Rozdarty pomi�dzy snem a jaw�, pomi�dzy s�onecznym pokojem a pogr��onym w p�mroku szarym wzg�rzem, pomi�dzy przemawiaj�cym do� g�osem Mistrza Przywo�a� a g�osami wzywaj�cymi go zza muru, nie potrafi� skupi� my�li, jakby ju� nie przebywa� w �wiecie �ywych. W mrocznym �wiecie, w kt�rym rozbrzmiewa�y g�osy, �atwo by�oby przej�� kilka ostatnich krok�w i pozwoli�, by r�ce umar�ych go pochwyci�y. Je�li stanie si� jednym z nich, b�dzie mia� �wi�ty spok�j. A potem s�oneczny pok�j znikn�� i Olcha zn�w znalaz� si� na szarym wzg�rzu. Obok niego jednak sta� Mistrz Przywo�a� z Roke, wysoki, krzepki m�czyzna o ciemnej sk�rze, trzymaj�cy w d�oni wielk� lask� z drzewa cisowego, kt�ra l�ni�a w p�mroku. G�osy umilk�y. Ludzie, t�um postaci zgromadzonych przy murze, znikn�li. Olcha s�ysza� odleg�y szelest i ciche szlochanie w ciemno�ci. Mistrz Przywo�a� podszed� do muru i po�o�y� na nim r�ce. Tu i �wdzie kamienie zosta�y obluzowane. Kilka wypad�o i le�a�o na suchej trawie. Olcha poczu�, �e powinien je podnie��, u�o�y� na miejscu, naprawi� mur. Niczego jednak nie zrobi�. Mistrz Przywo�a� odwr�ci� si� do niego. � Kto ci� tu sprowadzi�? � spyta�. � Moja �ona, Mevre. � Przywo�aj j� tutaj. Olcha milcza�. W ko�cu otworzy� usta. Gdy jednak si� odezwa�, nie wykrzykn�� prawdziwego imienia �ony, lecz u�ytkowe, kt�rym nazywa� j� za �ycia. S�owo to w jego uszach nie przypomina�o bia�ego kwiatu, lecz kamyk upadaj�cy w py�. � Lilio...! Cisza. Na czarnym niebie �wieci�y male�kie, odleg�e gwiazdy. Olcha nigdy wcze�niej nie spogl�da� w niebo tej krainy, nie rozpozna� �adnej z gwiazd. � Mevre! � krzykn�� Mistrz Przywo�a�. A potem g��bokim g�osem doda� kilka s��w w Dawnej Mowie. Na zboczu wiod�cym w bezkszta�tn� ciemno�� nic si� nie poruszy�o, lecz Olcha poczu�, �e opuszczaj� go si�y, ledwie trzyma� si� na nogach. W ko�cu dostrzeg� ruch, co� zaja�nia�o, zbli�a�o si� ku nim. Olcha ca�y dr�a� z l�ku i t�sknoty. � O, ukochana! � szepn��. � Kiedy jednak posta� podesz�a bli�ej, przekona� si�, �e jest za ma�a jak na Lili�. Ujrza� przed sob� dwunastoletnie dziecko; nie widzia�, czy to ch�opiec, czy dziewczynka. Dziecko nie zwraca�o uwagi na niego ani na Mistrza Przywo�a�. Nie spojrza�o nawet ponad murem, nie spogl�da�o przez mur. Usiad�o na ziemi tu� pod nim. Gdy Olcha podszed� bli�ej i spu�ci� wzrok, przekona� si�, �e dziecko pr�buje podwa�a� kamienie, obluzowa� najpierw jeden, potem nast�pny. Mistrz Przywo�a� szepta� co� w Dawnej Mowie. Dziecko raz jeden zerkn�o na niego oboj�tnie i dalej szarpa�o kamienie szczup�ymi palcami, kt�re zdawa�y si� pozbawione si�y. By�o to tak straszne, i� Olsze zakr�ci�o si� w g�owie. Pr�bowa� si� odwr�ci� i nie pami�ta� nic wi�cej, do chwili gdy ockn�� si� w s�onecznym pokoju. Le�a� w ��ku s�aby, chory i zzi�bni�ty. Opiekowali si� nim ludzie � wynios�a u�miechni�ta kobieta prowadz�ca dom go�cinny i przysadzisty stary m�czyzna o br�zowej sk�rze, kt�ry zjawi� si� wraz z Od�wiernym. Z pocz�tku Olcha wzi�� go za lekarza czarodzieja. Dopiero gdy ujrza� go z lask� z drzewa oliwnego, poj��, i� to Mistrz Zi�. Uzdrowiciel ze szko�y na Roke sam� sw� obecno�ci� ni�s� ukojenie, zdo�a� te� podarowa� Olsze nieco snu. Zaparzy� herbat�, kaza� mu j� wypi�. Potem podpali� gar�� zi�, kt�re p�on�y wolno, wydzielaj�c z siebie zapach przywodz�cy na my�l czarn� ziemi� pod sosnami. Usiad� przy ��ku chorego i cicho co� zanuci�. � Nie mog� spa�! � zaprotestowa� Olcha, czuj�c, jak sen ogarnia go niczym wielka mroczna fala. Uzdrowiciel po�o�y� ciep�� d�o� na jego r�ce. W�wczas Olch� ogarn�� spok�j; bez l�ku osun�� si� w sen. P�ki d�o� uzdrowiciela spoczywa�a na jego d�oni, nie obawia� si� mrocznego wzg�rza i kamiennego muru. Obudzi� si�, zjad� co� i wkr�tce w komnacie zn�w pojawi� si� Mistrz Zi�, przynosz�c napar pachn�cy ziemi�, dym i monotonn� pie�� oraz dotyk r�ki. I Olcha znowu zasn��. Uzdrowiciel mia� wiele obowi�zk�w w szkole, tote� m�g� odwiedza� go zaledwie na kilka godzin. Po trzech nocach Olcha wypocz�� do tego stopnia, �e m�g� normalnie je��, a nawet przej�� si� na kr�tko po mie�cie. Zacz�� te� sk�adnie m�wi� i my�le�. Czwartego poranka w jego komnacie zjawi�o si� trzech mistrz�w: Zi�, Przywo�a� i Od�wierny. Olcha sk�oni� si� przed Mistrzem Przywo�a�. Czu� przy nim zgroz� granicz�c� z nieufno�ci�. Mistrz Zi� tak�e by� wielkim magiem, ale bi�o od niego dobro, a sw� sztuk� nie tak bardzo r�ni� si� od Olchy, tote� �atwo mogli si� porozumie�. Natomiast Mistrz Przywo�a� nie zajmowa� si� sprawami cia�a, lecz duchami, umys�ami i wol� ludzi, zjawami, znaczeniami. Jego sztuka by�a tajemnicza, niebezpieczna, pe�na zagro�e�. Niedawno sta� obok Olchy, cho� nie cia�em, na granicy przy murze. Wraz z nim powr�ci�y ciemno�� i strach. Z pocz�tku trzej magowie milczeli. Je�li cokolwiek ich ��czy�o, to upodobanie do ciszy. W ko�cu Olcha odezwa� si� pierwszy, pr�buj�c wyrazi� to, co kry�o si� w g��bi jego duszy. � Je�eli uczyni�em co� z�ego, co sprowadzi�o mnie w tamto miejsce, zwabi�o do mnie moj� �on� b�d� inne dusze, je�li mog� naprawi� b�d� odczyni� m�j wyst�pek, zrobi� to. Nie wiem jednak, co uczyni�em. � Albo te� kim jeste� � doda� Mistrz Przywo�a�. Olcha umilk�. � Niewielu z nas wie, kim jeste�my � wtr�ci� Od�wierny. � Dostrzegamy tylko fragment ca�o�ci. � Opowiedz nam, jak pierwszy raz znalaz�e� si� pod kamiennym murem � poprosi� Mistrz Przywo�a�. I Olcha opowiedzia�. Magowie s�uchali w milczeniu. Gdy sko�czy�, d�ug� chwil� trwa�a cisza. W ko�cu przem�wi� Mistrz Przywo�a�. By� tak wysoki, ros�y w barach i ciemny, i� Olsze kojarzy� si� z nied�wiedziem. � Czy zastanawia�e� si�, co oznacza przekroczenie owego muru? � Wiem, �e nie m�g�bym stamt�d wr�ci�. � Tylko magowie mog� przeby� go za �ycia, i jedynie w najwy�szej potrzebie. Mistrz Zi� mo�e uda� si� �ladem chorego a� do muru. Je�li jednak chory go przekroczy, mistrz nie pod��y jego �ladem. Moja sztuka przywo�ania pozwala nam wzywa� martwych z powrotem za mur, gdy zachodzi taka potrzeba. Na kr�tko, jedn� chwil�. Ja sam w�tpi�, czy istnieje pow�d usprawiedliwiaj�cy tak wielkie naruszenie prawa i r�wnowagi �wiata. Nigdy nie wypowiedzia�em tego zakl�cia, nie przekroczy�em te� muru. Uczyni� to Arcymag, a wraz z nim kr�l, gdy wyruszyli, by wyleczy� ran�, jak� zada� �wiatu czarnoksi�nik Cob. � A kiedy Arcymag nie wr�ci�, Thorion, nasz �wczesny Mistrz Przywo�a�, wyruszy� do suchej krainy, by go odszuka� � wtr�ci� Mistrz Zi�. � Powr�ci� stamt�d odmieniony. � Nie ma potrzeby o tym m�wi� � rzuci� mag wielki jak nied�wied�. � Mo�e jednak jest � nie zgodzi� si� Mistrz Zi�. � Mo�e Olcha powinien o tym us�ysze�. My�l�, �e Thorion zanadto ufa� w�asnej sile, za d�ugo tam pozosta�. S�dzi�, i� mo�e przywo�a� si� z powrotem do �ycia, lecz powr�ci�a tylko jego moc, umiej�tno�ci, ambicje � wola �ycia, kt�ra jednak sama �ycia nie stanowi. Ale my�my mu ufali, bo go kochali�my, i tak niszczy� nas, p�ki Irian nie zniszczy�a jego. Daleko od Roke, na wyspie Gont s�uchacz Olchy przerwa� mu nagle. � Jak brzmia�o to imi�? � Irian, tak powiedzia�. � Zna�e� je wcze�niej? � Nie, m�j panie. � Ja te� nie. � Po chwili ciszy Krogulec doda� mi�kko, jakby wbrew w�asnej woli: � Widzia�em tam Thoriona. W suchej krainie. Podj�� ryzyko wyprawy, bo chcia� mnie odnale��. Na jego widok poczu�em smutek. Powiedzia�em, �e mo�e spr�bowa� powr�ci� na drug� stron� muru. � Jego twarz powl�k� pos�pny cie�. � Z�e to by�y s�owa. Ka�de s�owo wypowiedziane mi�dzy �ywymi a umar�ymi niesie ze sob� z�o. Lecz ja tak�e go kocha�em. Siedzieli w milczeniu. Krogulec podni�s� si� nagle, przeci�gn��. Obaj postanowili troch� rozprostowa� ko�ci. Olcha nabra� wody ze studni, Krogulec zacz�� struga� nowe stylisko do ogrodowej �opaty. � M�w dalej, Olcho � poprosi�. I Olcha podj�� sw� opowie��. Pozostali dwaj mistrzowie w milczeniu s�uchali opowie�ci Mistrza Zi� o Thorionie. Olcha zdoby� si� na odwag� i spyta� o co�, co niezmiernie go dr�czy�o: jak umarli docieraj� do muru? Jak trafiaj� tam magowie? � To podr� duchowa � odpowiedzia� natychmiast Mistrz Przywo�a�. Stary uzdrowiciel przem�wi� z wi�kszym wahaniem. � Cia�o nie przekracza muru, pozostaje przecie� tutaj. A je�li mag udaje si� tam w wizji, jego u�pione cia�o wci�� czeka, �yje. Owego podr�nego, kt�ry wyrusza w drog�, oddalaj�c si� od cia�a, nazywamy dusz�, duchem. � Ale moja �ona wzi�a mnie za r�k� � zaprotestowa� Olcha. Nie m�g� si� zdoby� na to, by powt�rzy�, i� uca�owa�a go w usta. � Czu�em jej dotkni�cie. � Albo tak ci si� wydawa�o � wtr�ci� Mistrz Przywo�a�. � Je�li dotkn�li si� ciele�nie, je�li powsta�a wi� � rzek� Mistrz Zi�, zwracaj�c si� do Mistrza Przywo�a� � mo�e to ona pozwala innym umar�ym przychodzi� do niego, wzywa� go, nawet dotyka�. � Dlatego w�a�nie musi si� im opiera�. � Mistrz Przywo�a� zerkn�� na Olch�. Oczy mia� ma�e, ogniste. Olcha wyczu� w jego s�owach nut� oskar�enia. Niesprawiedliwego. � Pr�buj� si� im opiera�, panie. Pr�bowa�em. Ale jest ich tak wielu, a ona z nimi. I wszyscy cierpi�, wzywaj� mnie. � Oni nie mog� cierpie�. �mier� oznacza koniec wszelkiego cierpienia. Mistrz Zi� mia� inne zdanie: � Mo�e cie� b�lu pozostaje b�lem. W owej krainie s� te� g�ry i nosz� nazw� B�l. Do tej pory Od�wierny prawie si� nie odzywa�. Teraz przem�wi� cichym, spokojnym g�osem. � Olcha naprawia, nie niszczy. W�tpi�, by zdo�a� zerwa� t� wi�. � Je�li j� stworzy�, mo�e te� j� zerwa� � zauwa�y� Mistrz Przywo�a�. � A stworzy�? Olch� tak przerazi�y ich s�owa, �e zaprotestowa� gniewnie: � Nie mam takiej mocy, panie! � Zatem musz� zej�� po�r�d nich � oznajmi� Mistrz Przywo�a�. � Nie, m�j przyjacielu � powiedzia� Od�wierny, a stary Mistrz Zi� doda�: � Przede wszystkim nie ty. � Ale to moja sztuka. � I nasza. � Kto zatem? � Wygl�da na to � rzek� Od�wierny � i� Olcha jest naszym przewodnikiem. Szuka u nas pomocy i mo�e zdo�a te� pom�c nam. Towarzyszmy mu wszyscy w jego wizji, do muru, lecz nie na drug� stron�. I tak przera�ony Olcha p�no owej nocy, gdy pozwoli� sobie w ko�cu zasn��, zn�w znalaz� si� na szarym wzg�rzu. Tym razem jednak towarzyszyli mu Mistrz Zi� � ciep�a obecno�� w ch�odnej ciemno�ci � Od�wierny, mglisty i srebrzysty w blasku gwiazd, oraz pot�ny Mistrz Przywo�a�, nied�wied�, ciemna si�a. Teraz stali nie w miejscu, gdzie zbocze opada�o w mrok, lecz w pobli�u, spogl�daj�c ku szczytowi. Mur przebiega� w poprzek wierzcho�ka wzg�rza. By� niski, si�ga� niewiele ponad kolana. Niebo, na kt�rym ja�nia�a gar�� gwiazd, by�o idealnie czarne. Nic si� nie porusza�o. Trudno by�oby p�j�� w g�r�, a� do muru, pomy�la� Olcha. Zawsze dot�d mur znajdowa� si� poni�ej. Je�li jednak p�jd�, mo�e Lilia tam b�dzie, tak jak wtedy, za pierwszym razem. Mo�e zdo�am chwyci� j� za r�k� i magowie zabior� j� wraz ze mn�. Albo mo�e uda mi si� przekroczy� mur w najni�szym miejscu i p�j�� do niej. Powoli ruszy� w g�r�. W�dr�wka okaza�a si� �atwa. Ju� niemal dotar� na miejsce. � Haro! � g��boki g�os Mistrza Przywo�a� poci�gn�� go z powrotem niczym p�tla na szyi, szarpni�ta gwa�townie smycz. Olcha potkn�� si�, post�pi� chwiejnie jeszcze jeden krok i tu� przed murem opad� na kolana, wyci�gaj�c r�ce ku kamieniom. � Ratujcie mnie! � krzycza�, ale do kogo? Do mag�w czy do cieni za murem? A potem na jego ramionach spocz�y r�ce, �ywe r�ce, ciep�e i silne, i znalaz� si� w komnacie. D�onie uzdrowiciela spoczywa�y na jego ramionach. Wok� nich jasno p�on�o magiczne �wiat�o. Opr�cz niego w komnacie by�o czterech m�czyzn, nie trzech. Stary Mistrz Zi� siedzia� na ��ku i uspokaja� Olch�, kt�ry trz�s� si�, dygota�, szlocha�. � Nie mog� tego zrobi� � powtarza� i sam nie wiedzia�, czy zwraca si� do mag�w, czy do umar�ych. Gdy strach i rozpacz zacz�y ust�powa�, poczu� ogromne znu�enie. Niemal bez zainteresowania spojrza� na przybysza. Jego oczy mia�y barw� lodu, w�osy i sk�ra by�y bia�e. Mieszkaniec dalekiej p�nocy. Z Enwas b�d� Bereswek, pomy�la� Olcha. Cz�owiek �w zwr�ci� si� do mag�w. � Co robicie, przyjaciele? � Ryzykujemy, Azverze � odpar� stary Mistrz Zi�. � K�opoty na granicy, Mistrzu Wzor�w � doda� Mistrz Przywo�a�. Olcha spostrzeg�, jakim szacunkiem darz� owego Azvera, i z jak wielk� ulg� go powitali. Opowiedzieli mu pokr�tce, w czym kryje si� problem. � Je�li on zechce p�j�� ze mn�, pozwolicie mu? � spyta� Mistrz Wzor�w, gdy sko�czyli. I odwr�ciwszy si� do Olchy, doda�: � W Wewn�trznym Gaju nie musisz si� l�ka� swoich sn�w. My te� nie b�dziemy musieli si� ich obawia�. Wszyscy przytakn�li. Mistrz Wzor�w skin�� g�ow� i znikn��. Tak naprawd� go tam nie by�o. Nie by�o go. Widzieli tylko iluzj�. Po raz pierwszy Olcha m