6122

Szczegóły
Tytuł 6122
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6122 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6122 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6122 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Mike Resnick Wr�biarka Prze�o�y�: Juliusz Wilczur Garztecki Wydanie oryginalne: 1991 Wydanie polskie: 1996 Carol, jak zwykle. A tak�e Susan Allison i Ginger Buchanan, wspania�ym redaktorkom i wielkim damom. Prolog By� to czas gigant�w. W rozrastaj�cej si� Demokracji rodu ludzkiego nie mieli dla siebie do�� miejsca, by swobodnie oddycha� i wykaza� si� si��. Ci�gn�y ich wi�c odleg�e, puste �wiaty Wewn�trznej Granicy, przyci�ga�y coraz bli�ej ja�niej�cego J�dra Galaktyki, jak p�omie� zwabia �my. Och, mie�cili si� w ludzkich cia�ach, przynajmniej wi�kszo�� z nich, niemniej byli gigantami. Nikt nie wiedzia�, dlaczego narodzi�o si� ich a� tak wielu w tym w�a�nie momencie historii ludzko�ci. Kto wie, mo�e potrzebni byli Galaktyce pe�nej po brzegi ma�ych Ludzi, ow�adni�tych jeszcze mniejszymi marzeniami? Niewykluczone, �e spowodowa�a to dzika wspania�o�� samej Wewn�trznej Granicy, gdy� z pewno�ci� nie by�a ona miejscem dla zwyk�ych m�czyzn i kobiet. A mo�e, poniewa� w ostatnich tysi�cleciach brakowa�o gigant�w, zacz�li si� znowu rodzi� w�r�d Ludzi. Niezale�nie od powodu, dla kt�rego si� pojawili, dotarli poza najdalszy zasi�g zbadanej Galaktyki, zanosz�c nasienie Cz�owieka na setki nowych �wiat�w i r�wnocze�nie stwarzaj�c cykl legend, kt�re nie zagin� tak d�ugo, jak d�ugo Ludzie b�d� zdolni powtarza� opowie�ci o bohaterskich czynach. By� wi�c Daleki Jones, kt�ry postawi� stop� na ponad pi�ciuset nowych planetach, nigdy nie wiedzia� do ko�ca, czego szuka, lecz zawsze mia� pewno��, �e tego nie znalaz�. By� Gwizdacz, kt�ry nosi� tylko to imi�, i kt�ry zabi� ponad stu Ludzi oraz kosmit�w. By�a Pi�tkowa Nelli, kt�ra podczas wojny przeciw Settom przerobi�a sw�j burdel na szpital, i wreszcie doczeka�a si� tego, i� ci sami, kt�rzy wcze�niej pr�bowali zamkn�� to miejsce, og�osili je �wi�tyni�. By� D�amal, kt�ry nie zostawia� odcisk�w palc�w ani �lad�w st�p; rabowa� pa�ace, kt�rych w�a�ciciele po dzi� dzie� nie wiedz�, �e zostali obrabowani. By� Zak�ad-o-Planet� Murphy, kt�ry r�nymi czasy posiada� dziewi�� z�otono�nych planet i straci� je co do jednej przy sto�ach gry. By� Ben Ami �amacz Kr�gos�up�w id�cy w zapasy z nieziemcami dla pieni�dzy i zabijaj�cy Ludzi dla przyjemno�ci. By� Markiz Queensbury, kt�ry walczy� nie stosuj�c si� do �adnych zasad i Bia�y Rycerz, albinos, zab�jca pi��dziesi�ciu m�czyzn; Sally Klinga i Wieczny Ch�opiec, kt�ry sko�czywszy dziewi�tna�cie lat, po prostu przesta� si� zmienia� przez nast�pne dwa stulecia; Baker Katastrofa, pod kt�rego stopami trz�s�y si� ca�e planety, i egzotyczna Per�a z Maracaibo; Szkar�atna Kr�lowa, kt�rej grzechy przeklina�y wszystkie rasy Galaktyki, i Ojciec Bo�e Narodzenie; Jednor�ki Bandyta z mordercz� protez� i Matka Ziemia; Jaszczurka Malloy i zwodniczo �agodny Cmentarny Smith. Giganci. A jednak pojawi� si� kto�, kto wyr�s� ponad wszystkich, �onglowa� istnieniami Ludzi i planet jakby to by�y zabaweczki, napisa� na nowo histori� Wewn�trznej Granicy i Ramienia Spiralnego, a nawet samej wszechmocnej Demokracji. W r�nych okresach swego kr�tkiego, burzliwego �ycia ten kto� znany by� jako Wr�biarka, Wyrocznia i Prorokini. Gdy ju� zesz�a ze sceny galaktycznej, tylko garstka tych, co prze�yli, zna�a jej prawdziwe imi�, planet� z kt�rej pochodzi�a, a nawet pocz�tek jej historii. Cz�� 1 KSI�GA MYSZY 1 Blantyre III by�a planet� wysokich wie� i wspania�ych minaret�w, kr�tych ulic i ciemnych cho� oko wykol zau�k�w, wielkich komin�w i w�skich klatek schodowych. Innymi s�owy, �wiatem stworzonym jak na zam�wienie Myszy. Mysz sta�a teraz na prowizorycznej estradzie za furgonem Merlina. Mierzy�a nieca�e pi�� st�p, wa�y�a ledwie osiemdziesi�t funt�w, na trykotach mia�a usiany cekinami frak i krawat. Gdy Merlin wyczarowywa� z powietrza bukiety kwiat�w i kr�liki, u�miecha�a si� do zgromadzonego t�umu z pewn� siebie min�. Ka�d� z dobywanych z nico�ci rzeczy magik podawa� Myszy, ona za� umieszcza�a je w specjalnym pojemniku, gdy� na Wewn�trznej Granicy trudno by�o zdoby� kwiaty i kr�liki, a oni planowali, �e u�yj� ich wielokrotnie, nim przenios� si� na nast�pn� planet�. Merlin pokazywa� trik z papierosami, zapala� jednego, gasi� go, magicznie produkowa� cztery nast�pne zapalone papierosy, wyrzuca� je, wyci�ga� sobie z ucha jeszcze jednego i tak dalej. By�o to zwyk�e kuglarstwo, ale bardzo przyjemne dla widz�w, kt�rzy nigdy jeszcze nie ogl�dali pokazu sztuk magicznych. Nieustannie przy tym trajkota�. Opowiada� dowcipy, l�y� pysza�k�w, wzywa� mrocznych bog�w, by mu dopomogli, od czasu do czasu nawet odczytywa� cudze my�li. A� wreszcie, po czterdziestu minutach od rozpocz�cia przedstawienia, nast�pi�a piece de resistance. Merlin poleci�, by Mysz wesz�a do wielkiej skrzyni, kt�r� nast�pnie owi�za� �a�cuchami i pozamyka� na olbrzymie k��dki. Skrzynia, jak dok�adnie wyja�ni�, zawiera�a zapas tlenu na dwadzie�cia minut i ani sekundy d�u�ej. Mysz wydoby�a si� ju� ze skrzyni i skry�a w g��bi furgonu Merlina, gdy magik wezwa� dw�ch widz�w do pomocy. Przywi�zali skrzyni� do wielokr��ka, unie�li nad wielkim zbiornikiem z wod� i zatopili. Merlin zapewni� wszystkich, �e Myszy pozosta�o tylko dziewi�tna�cie minut, by wydosta� si� lub umrze�. A potem odstawi� jeden ze swych najbardziej osza�amiaj�cych numer�w z ogniami i wybuchami, kt�re ca�kowicie oczarowa�y widowni�. W tym czasie Mysz naci�gn�a czarny trykot, przecisn�a si� przez dziur� w dnie furgonu i znikn�a w ciemno�ciach. W chwil� p�niej zr�cznie wspi�a si� po bocznej �cianie staro�ytnej budowli i sta�a ukryta w cieniu wie�yczki, p�ki Merlin nie uko�czy� swego nast�pnego triku. Nast�pnie wesz�a przez okno na korytarz i lekkim krokiem pop�dzi�a przed siebie. W tym domu powinno znajdowa� si� mn�stwo dzie� sztuki, ale zdecydowa�a, �e zbyt trudno by�oby wyszmuglowa� je z planety. Przeszukiwa�a wi�c pok�j po pokoju, a� wreszcie znalaz�a damsk� ubieralni�. Po�piesznie zrewidowa�a szuflady, z kasetek zrabowa�a klejnoty i prze�o�y�a je do sk�rzanego woreczka, kt�ry mia�a przywi�zany do pasa. Ponownie spojrza�a na zegarek. Jedena�cie minut. Do�� czasu, by przetrz�sn�� przynajmniej jeszcze jeden dom, mo�e dwa. Wydosta�a si� na zewn�trz przez to samo okno, a nast�pnie wspi�a si� na szczyt wie�yczki i da�a nura w stron� przyleg�ego budynku. Lekko jak kot wyl�dowa�a na gzymsie i si�� otworzy�a okno zaciemnionego pokoju. Natychmiast u�wiadomi�a sobie, �e nie jest sama, �e kto� lub co� �pi w k�cie. Zamar�a w miejscu oczekuj�c ataku, ale us�ysza�a chrapanie i w ci�gu pi�ciu sekund przebieg�a przez pok�j, po czym wydosta�a si� na korytarz. Dzi�ki numerom na kolejnych drzwiach zorientowa�a si�, �e znalaz�a si� nie w prywatnej rezydencji, lecz w domu, gdzie wynajmowano umeblowane pokoje. Mog�a nie opuszczaj�c budynku spl�drowa� ze cztery czy pi�� pomieszcze�, ale mieszka�cy takich pensjonat�w rzadko miewali co�, co warto by ukra��. Zajrza�a do najbli�szego pokoju. By� pusty, nie znalaz�a tu nic warto�ciowego. Drugi wyda� jej si� odrobin� lepszy. Na wielkim �o�u spali m�czyzna i kobieta, powietrze pachnia�o alkoholem i narkotykami. Mysz znalaz�a pomi�t� odzie�, walaj�c� si� bez�adnie na ziemi. Z portfela m�czyzny wyci�gn�a trzy stukredytowe banknoty. Pomimo dalszych poszukiwa�, nie znalaz�a nale��cej do kobiety torebki ani pieni�dzy, zdecydowa�a wi�c, �e nie ma ju� czasu na dalsze przetrz�sanie pokoju. Wr�ci�a na korytarz. Mia�a jeszcze osiem minut. Nagle jaka� starsza kobieta zapali�a �wiat�o na korytarzu w�druj�c do jedynej toalety na pi�trze. Mysz wyskoczy�a na klatk� schodow� i skuli�a si� w cieniu. S�ysza�a g�osy dolatuj�ce z wy�szego pi�tra, zauwa�y�a te�, �e przynajmniej w jednym pokoju s� otwarte drzwi. Prawie dwie minuty czeka�a, a� pow��cz�ca nogami starucha przemierzy korytarz. Mysz zdecydowa�a wi�c, �e czas rusza� w drog� powrotn�. Na ty�ach budynku znalaz�a nie o�wietlone schody po�arowe, zesz�a po nich na ziemi� i, trzymaj�c si� cienia, dotar�a do furgonu Merlina. Poczeka�a, a� magik przykuje uwag� t�umu feeri� sztucznych ogni strzelaj�cych we wszystkie strony, a potem w�lizgn�a si� pod furgon i wesz�a do niego od do�u. Starannie u�o�y�a woreczek ze zdobycz� w pudle do sztuk magicznych, tak by nawet policjant otworzywszy wieko mia� wielkie trudno�ci ze znalezieniem czegokolwiek w �rodku. Nast�pnie, maj�c do dyspozycji jeszcze dwie minuty, na�o�y�a czarny kaptur i w�lizgn�a si� na estrad�. Merlin igra� sobie z widzami. Przekonywa� ich, �e tlenu zosta�o Myszy zaledwie na kilka sekund. Wreszcie zacz�� wraz z nimi wsteczne odliczanie. Gdy doliczono do zera, Merlin i jego asystentka w czarnym kapturze wydobyli skrzyni� z wody, odci�li opasuj�ce j� �a�cuchy... Oczom zdumionych widz�w ukaza�a si� nie martwa Mysz, lecz wielobarwny ptak z uk�adu Antaresa, kt�ry roz�o�y� skrzyd�a, wyskoczy� ze skrzyni, podszed� do Myszy i �ci�gn�� jej kaptur. Tylko to potrafi� zrobi�. Wybuch�y frenetyczne oklaski, Merlin pu�ci� w ruch sw�j kapelusz, by zbiera� datki, a� wreszcie publika rozesz�a si�, zostawiaj�c ich samych na pustej ju� ulicy. � No? � spyta� magik. � Jak ci posz�o? � Troch� kredyt�w, bi�uterii � odpar�a Mysz. � Nic szczeg�lnego. � To jest w�a�nie problem tej planety � stwierdzi� Merlin. � Nie ma w niej nic szczeg�lnego. � Obrzuci� domy pogardliwym spojrzeniem. � To tylko wspania�e fasady, a w ka�dym buduarze sztuczna bi�uteria. Sze�� nocy bez wi�kszych wynik�w. Wystarczy. Mysz wzruszy�a ramionami. � Dok�d teraz? � zapyta�a. � Najbli�sz� planet� Ludzi jest Westerly. � Westerly to planeta kosmit�w � poprawi�a go. � Jest tam oko�o dwudziestu tysi�cy istot ludzkich, mieszkaj�cych w czym� w rodzaju wolnej strefy, w samym sercu najwi�kszego miasta � rzek� Merlin. � Mo�emy tam nabra� paliwa. � Paliwo mo�emy wzi�� i tutaj. � Zrobimy to � wyja�ni� cierpliwie Merlin. � Ale na Westerly mi�o b�dzie zrobi� sobie na jeden dzie� przerw� w podr�y. Kto wie? Mo�e uda nam si� tam dosta� �wie�e owoce, kt�rych nie mo�emy kupi� na tej oto kupie �miecia. Zn�w wzruszy�a ramionami. � Zgoda. A wi�c Westerly. Merlin kierowa� furgonem w drodze do kosmodromu. � Jak j� nazywaj� miejscowi? � kontynuowa�a Mysz. � Co? � spyta� z roztargnieniem. � Westerly. � No, miejscowi Ludzie nazywaj� j� Westerly. � Cholerne dzi�ki. � Nazwy u�ywanej przez kosmit�w nie potrafi�aby� wym�wi�. Na mapach gwiezdnych planeta okre�lana jest jako Romanus Omega II. � Po chwili doda�: � Jest oczywi�cie tlenowa. � Masz jakiekolwiek poj�cie jak wygl�daj� miejscowi? � Wyobra�am sobie, �e oddychaj� tlenem � odpar�. � A co to za r�nica? Przedstawienie damy tylko dla publiczno�ci z�o�onej z Ludzi. � Ty nie potrafisz pe�za� w d� komin�w ani w�drowa� przez kana�y �ciekowe � odrzek�a. � Je�li mog� si� natkn�� w krytycznej sytuacji na kosmit�, to chc� wiedzie�, jak mam post�powa�. � Tak jak zawsze: zmykaj jak wszyscy diabli. Dalsz� drog� do kosmoportu przebyli w milczeniu, a potem za�adowali furgon na jaskrawo pomalowany statek Merlina. Dopiero gdy wystartowali i wzi�li kurs na Westerly, Mysz odpr�y�a si� przy piwie, Merlin za� k�ad� skradzion� bi�uteri� pod spektrograficzne czujniki komputera, por�wnywa� wyniki z aktualnymi informatorami dla jubiler�w i wycenia� ka�d� sztuk�. � Mog�o by� gorzej � stwierdzi� na koniec. � Ale �yczy�bym sobie, aby� przezwyci�y�a tw�j nieodparty poci�g do chwytania najwi�kszych kamieni. Wiele z nich doprawdy nie jest warte zachodu. � A co powiesz na temat brylantowej bransoletki i kolii z szafir�w? � spyta�a nie podnosz�c wzroku. � To bardzo �adne sztuki. Ale te paciorki wygl�daj�ce jak per�y... ca�kowicie bezwarto�ciowe. � Gdy wr�cimy na Granic�, znajdziesz jak�� �adn� dziewczynk�, kt�rej je podarujesz � zauwa�y�a Mysz. � Z pewno�ci� postaram si� zrobi� wszystko, co w mojej mocy � zgodzi� si� Merlin. � Ale to w najmniejszym stopniu nie zmienia faktu, �e na czarnym rynku nie dostaniemy za nie ani kredyta. Mysz z namys�em s�czy�a piwo. � Tak czy inaczej, nie potrzeba nam kredyt�w, w ka�dym razie nie w sytuacji, gdy Demokracja, sam wiesz, co robi. Na twoim miejscu sprzeda�abym ten towar za nowostalinowskie ruble lub talary Marii Teresy. � W takim razie b�dziemy musieli poczeka� par� tygodni. Jak d�ugo jeste�my w granicach Demokracji, Ludzie b�d� chcieli od nas zap�aty w kredytach. � To ��daj wy�szych cen, bo tam, gdzie lecimy kredyty nie maj� dobrego kursu. � Ja ci� nie ucz�, jak kra��, a ty mnie nie ucz, jak to wszystko spuszcza�. Mysz przygl�da�a si� przez chwil�, jak Merlin �wiczy� jedn� ze swoich sztuczek, klejnoty pojawia�y si� i znika�y pod barwnym jedwabnym szalikiem, a potem zn�w zaj�a si� piwem. Tydzie� by� d�ugi, czu�a si� zm�czona. W lewym kolanie rwa�o j�, gdy� dwa dni temu uderzy�a si� skacz�c na jak�� wie�yczk�. Prawd� m�wi�c, od tej nieustannej pracy bola�y j� wszystkie mi�nie. Doprawdy nadszed� czas na urlop. Gdy po�o�y�a si� do ��ka i zacz�a zapada� w sen, za�wita�a jej nadzieja, �e na Westerly trafi im si� tak wielka zdobycz, �e b�dzie sobie mog�a pozwoli� na par� miesi�cy wolnych od pracy. * * * Westerly, uzna�a Mysz, wygl�da�a jak wi�kszo�� obcych planet. Na pierwszy rzut oka zdawa�o si�, �e wszystko na niej jest doskonale sensowne; dopiero przy bli�szym przyjrzeniu si� wida�, �e jest to �wiat trudny do zaakceptowania. � No wi�c, co o tym s�dzisz? � spyta� Merlin, prowadz�c furgon g��wn� ulic� enklawy dla Ludzi. � Nie podoba mi si� � stwierdzi�a Mysz. � O co ci chodzi? � Sp�jrz, jak wszystkie ulice kr�c� si� i ��cz� w ko�cu same ze sob� � powiedzia�a. � S� tu wie�owce bez okien i drzwi, tak�e ma�e, jednopi�trowe budyneczki ca�e ze szk�a i do tego z pi�tnastoma wej�ciami. Nie wiem, czy potrafi� je rozgry�� w ci�gu dziesi�ciu minut. � Trzymaj si� tylko budynk�w dla Ludzi � napomnia� j� Merlin. � Zreszt� nie potrzebujemy �adnych przedmiot�w od kosmit�w. � To nie takie proste � odpar�a. � Sk�d mam wiedzie�, kt�re z nich s� budynkami dla Ludzi? Je�li wybior� niew�a�ciwy, mog� si� zgubi� w �rodku na godzin� albo d�u�ej. Mam okropne uczucie, jakby ka�dy korytarz ko�czy� si� �lep� �cian�, a ka�de schody tworzy�y zamkni�t� p�tl�. � Przesadzasz. � Nie s�dz� � upiera�a si� Mysz � a to moja opinia si� liczy. � Mia�e� mylne informacje. Na tej planecie nigdy nie mieszka�o r�wnocze�nie dwadzie�cia tysi�cy Ludzi. By�abym zaskoczona, gdyby znalaz�o si� tu ich tysi�c. � Wi�c p�jd�my na kompromis � zaproponowa� Merlin zatrzymuj�c furgon. � Jaki? Szarpn�� g�ow� w stron� du�ego, stalowo-szklanego budynku po przeciwnej stronie ulicy. � Royal Arms Hotel � powiedzia�. � W�asno�� Ludzi, kierowany przez nich. Mamy ca�y dzie� na jego zbadanie. Wejd�my do �rodka, zjedzmy lunch i troch� pospacerujmy. Je�li do zachodu s�o�ca uznasz, �e dobrze si� tu czujesz, b�dzie to jedyne miejsce, kt�re masz za�atwi�. Kiwn�a g�ow� na znak zgody. � W porz�dku � stwierdzi�a. � Wr�c� do ciebie, gdy tylko znajd� miejsce, gdzie mo�na zostawi� furgon. Czekaj�c na Merlina, przemierzy�a ca�y hotel i ustali�a, kt�r�dy wejdzie dzi� wieczorem: przez szyb wentylacyjny prowadz�cy do pralni w suterenie. By� zamkni�ty krat�, ale miejsca wystarczy�o, by zaparkowa� furgon tu� nad ni�. Gdy Merlin wr�ci�, by�a ju� w holu. � No? � zapyta�. � Dowiedzia�a� si� czego�? � Dw�ch rzeczy � odpar�a. � Po pierwsze, wiem kt�r�dy dostan� si� do �rodka. � Dobrze. � A po drugie � kontynuowa�a, wskazuj�c Robelianina i troje Lodinit�w � tu mieszkaj� nie tylko Ludzie. � Maj� zapewne oddzielne pi�tra � odpar�, wzruszaj�c ramionami, Merlin. � To znaczy tylko tyle, �e musimy by� ostro�ni. � A co z zamkami? � S� chyba standardowe, po��czone z hotelowym komputerem, tak aby w ka�dej chwili mo�na by�o zmieni� kombinacj�. � Przerwa�. � Je�li nawet zapomnia�a� po�ow� z tego, czego ci� nauczy�em, to i tak rozszyfrowanie kt�rejkolwiek z nich powinno zabra� ci trzydzie�ci sekund. � Nie zrobi ci r�nicy, je�li je sprawdzimy przed dzisiejszym wieczorem? Wzruszy� ramionami. � Jak sobie �yczysz. � Czy przysz�o ci do g�owy, �e ty zapewne potrafi�by� przetrz�sn�� z pi��dziesi�t hotelowych pokoi pocz�wszy od tej chwili, a� do kolacji? � podsun�a. � Wszystko to ju� omawiali�my. Unikn�li�my do tej pory aresztowania jedynie dlatego, �e szabrujemy w czasie, gdy mamy alibi. Nie odpowiedzia�a, tylko nieznacznie zacz�a rozgl�da� si� po k�tach, korytarzach, przypatrywa� si� ruchomym �ciankom dzia�owym mi�dzy pokojami. Chcia�a si� jeszcze upewni� sprawdzaj�c par� pokoi, niemniej wydawa�o jej si�, �e wi�kszo�� goszcz�cych tu Ludzi korzysta�a z wind znajduj�cych si� na prawo od recepcji, kt�re przenosi�y ich na pi�tra od czwartego do dziewi�tego. Do drugiego i trzeciego pi�tra dochodzi�o si� po �agodnie wznosz�cych si� pochylniach umieszczonych z lewej strony recepcji i z tych korzystali tylko Canphoryci, Lodinici i Robelianie. � No c�, przynajmniej wszyscy oni oddychaj� tlenem � mrukn�a. � Nie znosz�, gdy zmienia si� �rodowisko naturalne. � Odwr�ci�a si� do Merlina. � Czy ju� wiesz, gdzie s� windy dla s�u�by? � Chyba w og�le ich nie ma. � Musz� by�. Nigdy nie zezwolono by pokoj�wkom korzysta� z wind przeznaczonych dla hotelowych go�ci. � Przerwa�a na chwil�. � Mo�e powiniene� powiedzie� dyrekcji, �e przybyli�my tu, by wieczorem da� przedstawienie dla ich klient�w, zanim pomy�l� sobie, �e badamy teren przed w�amaniem. � A co ty b�dziesz robi�a w czasie, gdy ja postaram si� wyja�ni� nasz� obecno�� w hotelu? � zapyta� Merlin. � B�d� bada� teren przed w�amaniem � odpar�a z u�miechem. Merlin poszed� do recepcji, Mysz za� pojecha�a wind� na si�dme pi�tro, upewni�a si�, �e zamki tego typu potrafi otworzy�, spr�bowa�a zjecha� wind� do sutereny, by obejrze� pralni�, przekona�a si�, �e winda doje�d�a tylko do holu i wreszcie do��czy�a do magika w chwili, gdy ten wychodzi� z biura dy�urnego dziennej zmiany. � Wszystko gra? � spyta�a. � Nie b�d� nam robi� �adnych problem�w i r�wnocze�nie mamy pow�d, by wa��sa� si� po hotelu przez reszt� popo�udnia. � Dobrze. Zacznijmy wi�c od lunchu. Merlin zgodzi� si� i w chwil� p�niej weszli do restauracji na parterze. Tylko dwa stoliki by�y zaj�te, Merlin skin�� g�ow� w stron� najdalszego. � Widzisz tego kosmit�? � szepn��. � Humanoida z niezdrow� cer�? � upewni�a si� Mysz. Merlin potwierdzi� skinieniem. � Tego ubranego w ca�o�ci na srebrno. Trzymaj si� od niego z dala. � Czemu pytasz? � Zaczekaj a� po co� si�gnie, a zobaczysz. Jakby na dany znak kosmita przywo�a� gestem kelnera i Mysz ujrza�a, �e niegdy� mia� czworo r�k, lecz jedna zosta�a amputowana. � Do jakiej rasy on nale�y? � spyta�a. � Nie wiem... Ale je�li si� nie myl�, jest to Ollie Trzy Pi�ci. � Nigdy o nim nie s�ysza�am. � Wystarczy, �e b�dziesz trzyma�a si� od niego z daleka. � Wyj�ty spod prawa? � �owca nagr�d. M�wi�, �e zabi� ponad trzydziestu Ludzi, ale nigdy nie przyjmuje kontrakt�w na przedstawicieli w�asnej rasy. � Magik przerwa� z namys�em. � Chcia�bym wiedzie�, czemu znalaz� si� na Westerly; zwykle dzia�a na Wewn�trznej Granicy. � Chyba �e poluje na nas. � Daj�e spok�j � zniecierpliwi� si� Merlin. � Nigdzie na terenie Demokracji nie wys�ano za nami listu go�czego. � O kt�rym by� wiedzia� � wtr�ci�a. � O kt�rym wiedzia�by ktokolwiek � odpar� z pewno�ci� siebie. � Je�li natkniesz si� na niego dzisiejszej nocy, po prostu przepro� i zejd� mu z drogi tak szybko, jakby ci� diabli gonili. Mysz kiwn�a g�ow� i wystuka�a na ma�ym komputerze z menu swoje zam�wienie. W chwil� p�niej Merlin szturchn�� j� stop�. � Co znowu? � spyta�a. � Nie odwracaj si� albo udawaj, �e go nie zauwa�y�a�. Czy widzisz, kto do��czy� do kosmity? Odwr�ci�a g�ow�. � Powiedzia�em, �eby� nie patrzy�a na niego wprost! � sykn�� Merlin. � Dobra � odrzek�a Mysz, spogl�daj�c Merlinowi prosto w oczy. � To wielki, brodaty cz�owiek z ma�ym arsena�em przywieszonym do pasa. Zak�adam, �e znasz tak�e i jego? � To Cmentarny Smith. � Nast�pny �owca nagr�d? Merlin potrz�sn�� g�ow�. � Najemny morderca. Jeden z najlepszych. � Wobec tego czemu o pi��dziesi�t st�p od nas siedzi poluj�cy na nagrody kosmita i zawodowy morderca? � zainteresowa�a si� Mysz. � Nie wiem � odpar� zdenerwowany magik, � Obaj powinni by� na Granicy, i to pewne jak wszyscy diabli, �e nie powinni ze sob� rozmawia�. � Czy poluj� na nas? � spyta�a spokojnie Mysz, r�wnocze�nie szukaj�c dr�g wyj�cia i obliczaj�c w my�li szans� na ratunek. � Nie. Ci faceci nie kr�c� si� bez celu. Gdyby szukali nas, ju� byliby�my martwi. � Co chcesz zrobi� dzisiejszej nocy? � zapyta�a. � Mo�emy zmy� si� z hotelu i zwyczajnie odlecie�. � Pozw�l, �e si� zastanowi� � rzek� Merlin. Opu�ci� g�ow� i d�ugo przygl�da� si� swym splecionym palcom, a� wreszcie podni�s� wzrok. � Nie, nie ma powodu, by odwo�ywa� przedstawienie. Nie szukaj� nas, a my nie jeste�my dla nich �adn� konkurencj�. Jeste�my z�odziejami, a oni mordercami. Mysz wzruszy�a ramionami. � Dla mnie to �adna r�nica. � Zastanawiam si�, kogo poszukuj� � zaduma� si� Merlin. W tym momencie cz�owiek wsta�, powiedzia� co� do kosmity i wyszed� do holu. � Bez wzgl�du na to, kogo, ten kto� musi by� cholernie dobry, je�li upolowanie go wymaga wsp�dzia�ania tych dw�ch naraz. Zjedli w milczeniu, a potem, gdy nadci�ga� zmrok, Mysz zacz�a rozdawa� holograficzne ulotki, reklamuj�ce ich pokaz magiczny, kt�ry wkr�tce mia� odby� si� na ulicy przed hotelem. O zachodzie s�o�ca, gdy Merlin z profesjonaln� werw� wyczarowywa� bukiety, ptaki i kr�liki, zgromadzi� si� t�umek oko�o sze��dziesi�ciu os�b, prawie samych Ludzi. Merlin nie przestawa� osza�amia� zgromadzonych, Mysz, przy sk�pych oklaskach, pokaza�a dwa czy trzy triki ze swego ograniczonego repertuaru. Wreszcie Merlin zatrzasn�� j� w skrzyni i zacz�� zamyka� k��dki. W tym samym momencie wysun�a si� przez fa�szyw� tyln� �ciank� pud�a. W chwili, gdy manewrowa� skrzyni�, by j� umie�ci� w basenie z wod�, Mysz ju� znajdowa�a si� poni�ej poziomu ulicy, pe�zn�c szybem wentylacyjnym do pralni. Pracowa�y tam dwie kobiety, wi�c dotarcie do wewn�trznych schod�w po�arowych zaj�o jej minut� wi�cej, ni� przewidywa�a. Pobieg�a na czwarte pi�tro, tam zatrzyma�a si� i zacz�a szuka� nie zamkni�tych drzwi. Znalaz�a jedne, szybko ogo�oci�a pok�j z niewielu znajduj�cych si� tam warto�ciowych rzeczy, a potem w�ama�a si� do nast�pnego. Tam trafi�a si� jej jeszcze marniejsza zdobycz, wi�c wkr�tce wysz�a zn�w na korytarz. Mia�a jeszcze do�� czasu na to, by zajrze� do dw�ch nast�pnych pokoi, pod warunkiem, �e b�dzie wystarczaj�co szybka. Nagle us�ysza�a d�wi�k otwieranych drzwi i skoczy�a na klatk� schodow�. Nie mia�a powod�w, by odczeka�, a� go�� hotelowy przejdzie przez korytarz i dotrze do windy. Wystarczy�o wspi�� si� na nast�pne pi�tro i tam spl�drowa� dwa pokoje. Ale jaki� instynkt ostrzeg� j�, by nie wchodzi�a wy�ej. Mo�e powstrzyma� j� up�ywaj�cy czas, a mo�e obawa, �e natknie si� na Cmentarnego Smitha. � Cholera by to wzi�a! � us�ysza�a Mysz i wyjrza�a na korytarz czwartego pi�tra. Oczywiste by�o, �e ten, kto krzycza�, zatrzasn�� drzwi i nie m�g� si� dosta� do �rodka, bo w tej chwili kl�� ze wszystkich si� i wali� w nie pi�ciami. Inni go�cie, zaciekawieni, co mog�o spowodowa� awantur�, zacz�li wychodzi� na korytarz. Mysz cofn�a si� na klatk� schodow�, przekonana, �e na czwartym pi�trze nie uspokoi si� jeszcze d�ugo po tym, kiedy sko�czy si� pokaz sztuk magicznych. Zrobi�a dwa kroki w g�r� po schodach, a potem na czwartym pi�trze rozleg� si� jeszcze wi�kszy ha�as, gdy odg�osy kl�tw i walenia do drzwi roznios�y si� po ca�ym gmachu. Zawr�ci�a natychmiast i pobieg�a na drugie pi�tro. Tu panowa�a cisza. Ostro�nie wysz�a na korytarz, nieco szerszy ni� na pi�trach dla Ludzi i zacz�a sprawdza� drzwi. Dwoje pierwszych by�o zamkni�tych, zza trzecich dolatywa� wstr�tny, warkotliwy g�os. Dopiero gdy zbli�y�a si� do czwartych, us�ysza�a d�wi�k zupe�nie nie pasuj�cy do miejsca dla kosmit�w: szloch ludzkiego dziecka. Otwarcie zamka wytrychem zaj�o jej mniej ni� dwadzie�cia sekund. Wskoczy�a do ciemnego pokoju, nim drzwi zasun�y si� za ni�. Wyci�gn�a male�k� latark� i zacz�a inspekcj� pomieszczenia. By� tam dziwacznego kszta�tu tapczan oraz fotel, na kt�rym cz�owiek nie m�g�by usi���, st� z ustawionymi sze�cioma rze�bami z br�zu. Mysz nie wiedzia�a, czemu s�u�y�y. By� tam te� drugi st�, z resztkami po�ywienia kosmity. W �wietle latarki dostrzeg�a lekki ruch w k�cie pokoju. Natychmiast odwr�ci�a si� i zobaczy�a ma�� blond dziewczynk�, przykut� kajdankami do ci�kiej, drewnianej nogi olbrzymiego fotela. � Ratuj mnie! � b�aga�a dziewczynka. � Czy jeste� sama? � wyszepta�a Mysz. Dziewczynka kiwn�a g�ow�. Mysz przesz�a przez pok�j i zacz�a odpina� kajdany dziewczynki. � Jak si� nazywasz? � spyta�a Mysz. � Penelopa � chlipn�a dziewczynka. � Penelopa jak? � Tylko Penelopa. Kajdanki rozwar�y si� i upad�y na pod�og�. Mysz wsta�a i dok�adnie obejrza�a dziewczynk�. Blond w�osy wygl�da�y jakby je kto� obci�� no�em, by�o te� oczywiste, �e nie widzia�y szamponu przez ca�e tygodnie, a mo�e i miesi�ce. Na lewym policzku dziecka widnia�o du�e st�uczenie, niezbyt sine i wyra�nie ust�puj�ce. By�a chuda, prawie zag�odzona. Ubrana w co�, co niegdy� musia�o by� bia�ym strojem sportowym, teraz za� sta�o si� lepi�cym od brudu i porwanym w strz�py od noszenia przez ca�e tygodnie bez przerwy odzieniem. Stopy mia�a bose, a pi�ty obtarte i krwawi�ce. � Nie zapalaj �wiat�a � ostrzeg�a Penelopa. � On wkr�tce wr�ci. � Do jakiej rasy nale�y? � Nie wiem � odpar�a Penelopa wzruszaj�c ramionami. � Je�li wr�ci nim odejdziemy, b�d� mia�a dla niego ma�� niespodziank�, to pewne � powiedzia�a Mysz wyci�gaj�c sztylet z lewego buta. � Nie mo�esz go zabi� � zaprotestowa�a Penelopa i zdecydowanie potrz�sn�a g�ow�. � Prosz�, czy mo�emy sobie p�j��? Mysz wyci�gn�a r�k� i postawi�a Penelop� na nogi. � Gdzie s� twoi rodzice? � Nie wiem. My�l�, �e nie �yj�. � Czy mo�esz chodzi�? � Tak. � Dobrze � powiedzia�a Mysz kieruj�c si� do drzwi. � Ruszajmy. � Zaczekaj! � poprosi�a nagle Penelopa. � Nie mog� odej�� bez Jennifer! � Jennifer? � zapyta�a Mysz. � Kto to taki, Jennifer? Penelopa pobieg�a do k�ta pokoju i wyci�gn�a brudn�, szmacian� lalk�. � To jest Jennifer � powiedzia�a, podnosz�c lalk� do �wiat�a latarki. � Teraz mo�emy i��. � Podaj mi r�k� � poleci�a Mysz, programuj�c drzwi, by si� otworzy�y. Wysun�a g�ow� na korytarz, nie dostrzeg�a �adnego ruchu i szybkim krokiem skierowa�a si� do klatki schodowej, prawie ci�gn�c za sob� os�abion� dziewczynk�. Nast�pnie zesz�y na poziom sutereny i trafi�y do pralni. � Teraz pos�uchaj uwa�nie � szepn�a Mysz. � Chc�, aby� pope�z�a na d�oniach i kolanach, dok�adnie tak, jak ja to zrobi�, p�ki nie dotrzemy do otworu wentylacyjnego. Czy go widzisz? Penelopa spojrza�a w mrok i potrz�sn�a g�ow�. � Powiem ci, gdy tam ju� b�dziemy. Gdy dojdziemy do otworu, wcisn� ci� do niego. Jest w�ski i ciemny, ale nie utkniesz tam, bo ja tamt�dy wesz�am, a jestem wi�ksza od ciebie. � Nie boj� si� � powiedzia�a Penelopa. � Wiem, �e si� nie boisz � odpar�a uspokajaj�co Mysz. � Ale musisz by� absolutnie cicho. Je�li narobisz ha�asu, mog� to us�ysze� pokoj�wki obs�uguj�ce maszyny pralnicze, a gdyby nadesz�y, by zbada�, co si� dzieje, b�d� musia�a je zabi�. � Zabija� jest �le. � No to nie r�b ha�asu, a wtedy ja nie b�d� musia�a zabija� � powiedzia�a Mysz. � Jeste� gotowa? Penelopa skin�a g�ow�, a Mysz zacz�a pe�zn�� w stron� szybu wentylacyjnego. Gdy tam dotar�a, odwr�ci�a g�ow�, by zobaczy�, gdzie jest Penelopa i stwierdzi�a, �e dziewczynka przycupn�a tu� za ni�. Mysz upewni�a si�, �e pokoj�wki s� nadal zaj�te obs�ugiwaniem pralek i suszarek, po�o�y�a palec na ustach, a potem podsadzi�a Penelop� do szybu. Dziewczynka wi�a si� i kr�ci�a, a� wreszcie przedosta�a si� do zakr�tu pod k�tem prostym, gdzie szyb wychodzi� z budynku i bieg� pod ulic�. Mysz ju� mia�a za ni� pod��y�, gdy us�ysza�a �a�osny szept. � Nie mog� znale�� Jennifer! � Nie zatrzymuj si�! � sykn�a Mysz. � Znajd� j�. Odczeka�a chwil�, p�ki nie us�ysza�a, �e dziecko pe�znie zn�w przed siebie, a potem sama wspi�a si� do szybu. Natkn�a si� na szmacian� lalk� zaklinowan� w k�cie, tam gdzie szyb skr�ca� poza budynek, wsun�a j� za pas, a potem pope�z�a dalej, a� dogoni�a Penelop�, kt�ra dotar�a ju� do kraty pod furgonem Merlina i nie wiedzia�a, co robi� dalej. Mysz szybko odsun�a krat�, wepchn�a Penelop� do furgonu i pod��y�a za ni�. Wychylaj�c si� przez otw�r w fa�szywej pod�odze, przymocowa�a krat� na miejscu. � Poczekaj tutaj � poleci�a dziecku. � I ani pary z ust. Naci�gn�a czarny kaptur, zaledwie sekundy dzieli�y j� od wej�cia na scen�. Kiedy t�um prawie si� rozproszy�, Mysz poprowadzi�a Merlina do wn�trza furgonu. � Co ci� zatrzyma�o? � zapyta� magik. � O ma�y w�os, a by�my si� sp�nili. � Zaanga�owa�am asystentk� � powiedzia�a z u�miechem Mysz. � Asystentk�? Mysz pokaza�a palcem Penelop�, kt�ra zakopa�a si� pod workiem z rekwizytami. � Dobry Bo�e! � mrukn�� Merlin, podnosz�c worek. � Gdzie� j�, u diab�a, znalaz�a? � Przykut� do ��ka w pokoju kosmity. Magik przysiad� obok dziewczynki i przyjrza� si� �ladom uderzenia na jej policzku. � Prze�y�a� ci�kie chwile, prawda? Patrzy�a na niego i nie odpowiada�a. � Czy ona ma na Westerly jak�� rodzin�? � spyta� Merlin. � Nie s�dz� � odrzek�a Mysz. � Co tam robi�a? � Nie wiem. � Chowa�am si� � powiedzia�a Penelopa. � On nie pyta, co robi�a� teraz, Penelopo � wyja�ni�a Mysz. � Pyta� o moment, kiedy ci� znalaz�am. � Chowa�am si� � powt�rzy�a Penelopa. � Chcesz powiedzie�, �e kosmita, kt�ry ci� ukrad�, sam si� ukrywa�? � zapyta�a z niedowierzaniem Mysz. � On ukrywa� mnie � odpar�a potrz�saj�c g�ow�. � Przed twymi rodzicami? � Moi rodzice nie �yj�. � Wobec tego przed w�adzami? � Nie. � Wi�c przed kim? � zapyta�a z irytacj� Mysz. Penelopa wyci�gn�a chudy, dr��cy palec, wskazuj�c przez okno furgonu wej�cie do hotelu, gdzie Cmentarny Smith i Ollie Trzy Pie�ci rozmawiali z portierem podniesionymi, pe�nymi z�o�ci g�osami. � Przed nimi. 2 Penelopa zapad�a w g��boki sen, tul�c do piersi sw� szmacian� lalk�, statek kosmiczny za� p�dzi� przez pr�ni� w stron� suchej, pe�nej kurzu planety Cherokee. Mysz nakarmi�a i wyk�pa�a dziewczynk�, wysmarowa�a jej stopy ma�ci� przyspieszaj�c� gojenie, a potem posz�a do pe�nego rupieci kambuza, gdzie przy stole siedzia� Merlin. Wpatruj�c si� z napi�ciem w ma�e lusterko odbijaj�ce jego d�onie, �wiczy� sw�j repertuar sztuczek karcianych. � No i? � zapyta�, wk�adaj�c tali� kart do kieszeni. � Co i? � Czy powiedzia�a cokolwiek? � Oczywi�cie � odrzek�a Mysz. � Wiesz, �e nie jest niemow�. � Cokolwiek u�ytecznego? � nie ust�powa�. � Na przyk�ad czemu kto� mia�by najmowa� dw�ch tak drogich morderc�w, by j� upolowa�? � Ju� to omawiali�my � odpar�a ze znu�eniem Mysz. � Jest bardzo m�oda i zdezorientowana � doda�a, po czym wyj�a z szafki butelk� i szklank�. � Znacznie prawdopodobniejsze jest, �e polowali na jej porywacza. Sp�jrz na to logicznie: porwa� j� kosmita, rodzina postanowi�a nie p�aci� �adnego okupu, wynaj�a wi�c dw�ch zab�jc�w, by j� sprowadzili do domu. � Je�li masz racj�, musimy szybko si� jej pozby� � stwierdzi� Merlin. � Je�li jest jaka� nagroda, za��damy jej na Cherokee. Je�li nie ma, pozb�dziemy si� jej, zanim wy�l� Smitha i Olliego po nas. � Na Cherokee nie ma �adnych w�adz � podkre�li�a, nalewaj�c sobie drinka. � To jest planeta Wewn�trznej Granicy. Dlatego j� przecie� wybrali�my. � Ale jest urz�d pocztowy wytapetowany plakatami z listami go�czymi oraz pot�ny nadajnik radia podprzestrzennego � odpar� Merlin. � B�dziemy przynajmniej mogli dowiedzie� si�, czy wyznaczono za ni� nagrod�. � Nie wiem, czy b�dzie nagroda w normalnym znaczeniu tego s�owa � stwierdzi�a Mysz. � Ale kto� co� proponuje, inaczej Cmentarny Smith i Ollie Trzy Pi�ci nie szukaliby kidnapera. � Przerwa�a. � Je�li ona jest wystarczaj�co cenna, by zainteresowa� zawodowych morderc�w i �owc�w nagr�d, rodzina musi by� straszliwie bogata. Domy�lam si�, �e pr�buj� utrzyma� wszystko w tajemnicy. By� mo�e ma braci i siostry; nie ma sensu nara�a� ich bezpiecze�stwa daj�c og�oszenia. � To jak dowiemy si�, kim ona jest i do kogo nale�y? � spyta� Merlin. � Nie mo�emy po prostu da� og�oszenia, �e ukradli�my kosmicznemu kidnaperowi t� blond dziewczynk�. W pi�� minut p�niej Smith i Ollie zaczn� polowa� na nas. � Popatrzy� w zamy�leniu na swe szczup�e, bia�e palce. � Nie wiem. Mo�e ugry�li�my wi�cej, ni� potrafimy prze�kn��. � A co niby mia�am zrobi�? � zapyta�a z irytacj� Mysz. � Zostawi� j� tam, gdzie by�a? � Nie, nie s�dz�. � Merlin westchn�� g��boko i zapali� cygaretk�. � Ale zaczynam mie� w zwi�zku z tym bardzo z�e przeczucia. � Nie rozumiem dlaczego? � Mysz wypi�a swego drinka. � Bo jeste�my par� ma�ych rybek. Je�li s� w to wmieszani Cmentarny Smith i Ollie Trzy Pi�ci, to sprawa nas przerasta. I mam wra�enie, �e jest w niej co� wi�cej, ni� si� na pierwszy rzut oka wydaje. � Na przyk�ad? � Nie wiem � przyzna�. � Ale, gdy pokaza�a tych dw�ch zab�jc�w, mia�a taki wyraz twarzy, jakby widzia�a ich ju� przedtem. � Mo�e widzia�a � zgodzi�a si� Mysz. � I co z tego? Mo�e strzelili do jej ciemi�zcy i spud�owali, ona za� zdezorientowana pomy�la�a, �e strzelaj� do niej. � O to chodzi � stwierdzi� Merlin. � O co? � Te typki nie pud�uj�. � Przerwa� i w zamy�leniu potar� podbr�dek. � Jest jeszcze co�. � Co? � �owcy nagr�d nie dziel� si� z nikim. Czy wiesz, ile kto� musia� wy�o�y� pieni�dzy, by sk�oni� ich do tego, �eby pracowali razem? � Spogl�da� na Mysz z zaniepokojon� min�. � Je�li jest warta a� tyle, dlaczego nie us�yszeli�my o niej wcze�niej? � Gdy kto� jest naprawd� bogaty, nie przechwala si�, lecz ukrywa to. � Nie wiem � pow�tpiewa� Merlin. � Masz odpowiedzi na wszystko... ale sprawa nadal mi si� nie podoba. � Co� ci powiem � o�wiadczy�a Mysz. � Gdy wyl�dujemy na Cherokee, bardzo dyskretnie popytamy o ni� i przekonamy si�, czy potrafimy odkry�, kim ona jest i kto jej szuka... i b�dziemy tak nadal post�powa�, ostro�nie i dyskretnie, na ka�dej planecie, na jak� trafimy, a� w ko�cu dostaniemy odpowied�. Tymczasem ona mo�e bajerowa� nasz� publiczno�� podczas przedstawienia. Czy to ci� zadowala? � Tak s�dz�. Tylko czyj� to zadowoli? � Co masz na my�li? � zapyta�a Mysz. � A co b�dzie, je�li ona zechce wraca� do domu natychmiast... bez wzgl�du na to, gdzie jest ten dom? � odpowiedzia� pytaniem Merlin. � M�wi�a� mi, �e tamten kosmita trzyma� j� w �a�cuchach. A je�li spr�buje uciec od nas? � To niemo�liwe. My�li, �e j� uratowa�am... co naprawd� zrobi�am. Potrafi� sprawi�, �e b�dzie stale zadowolona. � Ty jako typ macierzy�ski? Jako� nie potrafi� sobie wyobrazi� ciebie w tej roli. � Czemu nie pozwolisz, abym to ja si� o to martwi�a? � Bo jeszcze kto� inny martwi si� o to � powiedzia� Merlin. Przez p� godziny siedzieli w milczeniu, Mysz czyta�a ta�m� z wiadomo�ciami, Merlin �wiczy� sztuczk� z trzema monetami. Potem us�yszeli, �e Penelopa j�czy, wi�c Mysz posz�a do kabiny, by zobaczy�, co si� dzieje. � O co chodzi? � zapyta�a podchodz�c do ��ka dziewczynki. � My�la�am, �e zn�w jestem tam, gdzie mnie znalaz�a� � odpar�a zdezorientowana Penelopa. � To by� tylko sen � powiedzia�a uspokajaj�co Mysz. � Boj� si� � szepn�a dziewczynka. � Jeste� teraz bezpieczna. Penelopa potrz�sn�a g�ow�. � Ale� jeste� � powt�rzy�a Mysz. � Jutro l�dujemy na nowej planecie i zdecydowali�my, �e zaczniesz si� uczy�, aby� mog�a nam pomaga� w przedstawieniach. Czy to nie b�dzie dobra zabawa? � Nie pozwol� mi. � Kto ci nie pozwoli? � Wszyscy. � Na tej planecie nie ma nikogo, kto by ci� zna� � o�wiadczy�a Mysz. � Kto� si� znajdzie. Zawsze jest kto� taki. � Na ilu planetach by�a�? � zapyta�a j� Mysz zmarszczywszy brwi. Penelopa podnios�a obie d�onie, przyjrza�a si� im, a potem zagi�a dwa palce prawej r�ki. � Na o�miu? Penelopa kiwn�a g�ow�. � I zawsze kto� ci� zna�? Na ka�dej z tych planet? � Na wi�kszo�ci. � Kto ci� zna�? � Ludzie. � Po prostu Ludzie? � �li Ludzie. � Uzbrojeni? � Niekt�rzy tak. � Prze�y�a� ci�kie chwile, prawda? � rzek�a Mysz. � Teraz spr�buj zasn��. Gdy si� obudzisz, wszystko b�dzie wygl�da�o lepiej. Przytuli�a dziewczynk�, a potem opu�ci�a kabin�. � No? � zapyta� Merlin, gdy do niego wr�ci�a. � Z�y sen. � Przypuszczam, �e ma do niego prawo. � Ma. Czy wiesz, �e gonili jej porywacza przez osiem planet? � Powiedzia�a ci to? � Tak. � Jeszcze co� mi tu nie pasuje. � Czemu nie? � Je�li ten kosmita by� do�� dobry, by wyprzedzi� Cmentarnego Smitha na o�miu planetach, jak ty zdo�a�a� wej�� i zabra� j�? � Nie wiedzia�, �e tam jestem. Nikt nie wiedzia�. � I nie podj�� �adnych �rodk�w ostro�no�ci przeciw �owcy nagr�d wchodz�cemu tylnymi drzwiami? Troch� trudno mi w to uwierzy�. � Oczywiste jest, �e nie mia� �adnych wsp�lnik�w � odrzek�a Mysz. � Lub te� zostali zabici przez �owc�w nagr�d. W ka�dym razie nie m�g� jej pilnowa� minuta po minucie, dzie� po dniu. � Rozumiem, �e w�a�nie to robi� na o�miu r�nych planetach. � Jak to si� dzieje, �e za ka�dym razem, gdy znajdziesz si� w nowej sytuacji, nagle stajesz si� najbardziej paranoicznym ze wszystkich Ludzi, jakich zna�am? � zapyta�a ze znu�eniem. � Ta sytuacja nie wzbudza mojego niepokoju dlatego, �e jest nowa � odrzek� Merlin machaj�c d�oni� w powietrzu i wyczarowuj�c bukiet kwiat�w. � Ani dlatego, �e jest dziwna. Ale dlatego, �e pachnie czym� wi�cej, ona �mierdzi niebezpiecze�stwem, a to mi si� nie podoba. � C� � odrzek�a Mysz po chwili milczenia. � Nie wiem, co mo�emy na to poradzi�. Penelopa tu jest, a p�ki nie b�dziemy w stanie zwr�ci� jej temu, kto p�aci Cmentarnemu Smithowi i Olliemu Trzy Pi�ci za odnalezienie dziewczynki, zostanie tutaj. � Zobaczymy. � M�wi� powa�nie, Merlinie � powiedzia�a zdecydowanym tonem. � Po tym, co przesz�a, nie porzuc� jej na Granicy na jakiej� kupie �mieci, bez przyjaci� i rodziny. � Zgoda � mrukn�� zrezygnowany. � Znam ten ton, kt�rym do mnie m�wisz. Zostanie do czasu, a� dowiemy si�, kto p�aci za jej powr�t. � Nie musisz mie� z tego powodu tak nieszcz�liwej miny. � Czemu nie? � sprzeciwi� si� Merlin. � Mam nadal te same pytania, kt�re dr�czy�y mnie godzin� temu; �adne z nich nie znikn�o tylko dlatego, �e masz na wszystko g�adk� odpowied�. � Przerwa�. � Zmieni�o si� jedynie to, �e mamy nast�pn� g�b� do karmienia. � Bardzo ma��. � Ma��, ale za to bardzo tajemnicz� � poprawi� j�. 3 Statek wyl�dowa� na pustym kawa�ku gruntu o mil� od jedynego miasta na Cherokee, Tradertown. W normalnych warunkach Merlin i Mysz wzi�liby pok�j w miejscowym hotelu, tylko po to, by uciec od monotonii swych ciasnych kwater. Ale nie chcieli rozg�asza� faktu, �e podr�uje z nimi Penelopa, wi�c zdecydowali, �e b�d� spa� na statku. L�dowali w �rodku nocy, a gdy pal�ce, ��te s�o�ce wsta�o nad krwawoczerwonymi diunami i ja�owymi, skalistymi wzg�rzami Cherokee, zostawili Penelop� i poszli do miasta. Jak wi�kszo�� miast handlowych Wewn�trznej Granicy, to tak�e wyros�o wok� baru i burdelu, pierwszych budynk�w na planecie. By�y tam dwa ma�e hotele, par� restauracji, drugi burdel i jeszcze trzy bary, hangar dla prywatnych statk�w kosmicznych, urz�d pocztowy, obs�uguj�cy nie tylko Cherokee, ale i wszystkie nadaj�ce si� do zamieszkania planety w promieniu pi�ciu lat �wietlnych, nie funkcjonuj�cy ju� pa�stwowy urz�d rejestracji dzia�ek g�rniczych, sklep ze sprz�tem do safari, siedem towarzystw importowo-eksportowych, ma�y browar, dwa sklepy towar�w mieszanych i z pi��dziesi�t modu�owych dom�w z kopu�ami. Niegdy� Cherokee by�a planet� g�rnicz�, ale gdy ograniczone z�o�a diament�w i materia��w rozszczepialnych wyczerpa�y si�, znikn�a podstawowa przyczyna jej kolonizacji. Teraz s�u�y�a g��wnie jako punkt handlowy i stacja paliwowa dla wycieczek na Dalekie Hebrydy, Ocean� II i inne, bardziej interesuj�ce planety, bli�sze J�dra Galaktyki. Na Cherokee pozosta�o kilka tysi�cy ludzi, mimo to wygl�da�a jak planeta opuszczona, cho� nadal zamieszkana przez rozumne istoty. Mysz zatrzyma�a si� w urz�dzie pocztowym i przejrza�a r�ne afisze, maj�c nadziej�, �e wyszuka jak�� wzmiank� o zaginionej blond dziewczynce, ale nie znalaz�a niczego pr�cz hologram�w poszukiwanych kryminalist�w. W ko�cu zrezygnowa�a i posz�a do najobszerniejszej z tawern, by tam zaczeka� na Merlina, kt�ry w podprzestrzennej stacji nadawczej pr�bowa� uzyska� jakiekolwiek dane o rodzinie Penelopy. Tawerna by�a ca�kiem du�a. Znajdowa� si� tam, zajmuj�cy ca�� jedn� stron�, bar z drewna d�bowego czy bukowego, kilka maszyn do gier hazardowych i wiele du�ych, okr�g�ych sto��w skupionych po�rodku. W g�rze leniwie obraca�y si� trzy wentylatory, mieszaj�c gor�ce powietrze. Nad barem wisia�, upstrzony �ladami po setkach rzucanych strza�ek, hologram nagiej, piersiastej brunetki. Pod�og� pokrywa� wszechobecny czerwony py� Cherokee, jego drobiny zdawa�y si� wisie� nawet w nieruchomym powietrzu tawerny. Klientela podobna jak w wi�kszo�ci miast handlowych, kt�re odwiedza�a Mysz, sk�ada�a si� z mieszaniny kosmit�w i Ludzi. Niekt�rzy byli w widoczny spos�b zamo�ni, inni ubodzy, a wszyscy oni gonili za snem o natychmiastowym wzbogaceniu si�, co Wewn�trzna Granica zawsze obiecywa�a, ale co rzadko si� spe�nia�o. Dw�ch Lodinit�w, o czerwonym futrze nieustannie faluj�cym pomimo braku cyrkulacji powietrza, siedzia�o przy jednym ze sto��w przy jabobie, grze karcianej coraz popularniejszej na Wewn�trznej Granicy. By� te� wysoki, wychudzony Canphoryta, samotnie tkwi�cy w k�cie, wyra�nie czekaj�cy na kogo�. Reszt� klient�w, skupionych w grupkach po dw�ch i trzech, stanowili Ludzie. Wielu odzianych by�o w jedwabie i at�asy, b�yszcz�ce sk�rzane buty z cholewami i nosi�o b�yszcz�c� now� bro�. Inni, kt�rzy jeszcze nie mieli szcz�cia, by zdoby� bogactwo, albo te�, co bardziej prawdopodobne, przehulali wszystko, cokolwiek zarobili, mieli na sobie zakurzone robocze ubrania poszukiwaczy z�ota. Par� dziewczyn z s�siedniego burdelu pi�o przy barze, ale na mocy jakiego� wzajemnego porozumienia �aden z m�czyzn nie podchodzi� do nich, ani nawet nie zwraca� na nie uwagi, gdy korzysta�y ze swego rodzaju przerwy �niadaniowej. Mysz usiad�a przy wolnym stoliku, sp�dzi�a kilka niespokojnych minut czekaj�c na Merlina, a� wreszcie zam�wi�a porcj� miejscowego piwa. Mia�o gorzki smak, ale gasi�o pragnienie. Kiedy Mysz sz�a rozpalon�, pe�n� kurzu ulic�, zachcia�o si� jej pi�, wi�c teraz szybko doko�czy�a piwo i zam�wi�a nast�pne. W chwil� p�niej pojawi� si� Merlin. � Uda�o si�? � zapyta�, siadaj�c na twardym krze�le. � Nie. A jak tobie? � Ni cholery. Co teraz robimy? � Damy przedstawienie wieczorem, a potem odlecimy. Ta planeta nadaje si� tylko na jednodniowy pobyt. Do diab�a, w�tpi�, czy zdo�am ukra�� tyle, by zap�aci� za nasze paliwo. � A dziewczynka? � kontynuowa� Merlin. � Nie mo�e tu zosta� � stwierdzi�a twardo Mysz. � B�dzie z nami, p�ki nie odbierzemy nagrody albo nie znajdziemy bezpiecznego miejsca, gdzie mo�na by j� zostawi�. � Wola�bym, aby to nast�pi�o szybko � odpar� Merlin, wsta� i podszed� do baru, by zam�wi� sobie drinka. Gdy wr�ci� i usiad�, od baru w kierunku ich stolika ruszy� wysoki, szczup�y m�czyzna. Na jego czarnym jak w�giel ubraniu, starannie uszytym na zam�wienie, nie by�o �ladu py�u; buty mia� z futer jakiego� egzotycznego, bia�o-niebieskiego arktycznego zwierz�cia, za jego pasem tkwi� zatkni�ty ma�y r�czny toporek. � Pozwol� pa�stwo, �e si� przysi�d�? � zapyta�, przyci�gaj�c sobie krzes�o. Strzepn�� z niego �lad czerwonego py�u bia�� lnian� chusteczk� i usiad�. � Czy my pana znamy? � spyta� podejrzliwie Merlin. � Diabelnie w to w�tpi� � o�wiadczy� m�czyzna w czerni. � Ale ja znam was. � O? � Pan jest tym magikiem, kt�ry kr��y po �wiatach Wewn�trznej Granicy, prawda? � A z kim mam przyjemno��? � Nazywam si� MacLemore � o�wiadczy� m�czyzna. � Top�r Jack MacLemore. By� mo�e s�ysza� pan o mnie? � Obawiam si�, �e nie � zaprzeczy� Merlin. � C�, to wielka galaktyka � rzek� MacLemore, niedbale wzruszaj�c ramionami. � A pan jest Merlin Magik, zgadza si�? � Merlin Wspania�y � poprawi� go magik. � A to jest moja asystentka � doda�, wskazuj�c gestem Mysz. � Mi�o mi pani� pozna� � powiedzia� wysoki, u�miechaj�c si� do niej. � Gdzie pan widzia� moje przedstawienie? � zaciekawi� si� Merlin. � Och, nigdy nie widzia�em pa�skiego przedstawienia � rzek� MacLemore. � Sztuki magiczne niezbyt mnie interesuj�. � Musia�em pana �le zrozumie� � odrzek� Merlin. � My�la�em, �e pan powiedzia�, i� mnie widzia�. � Powiedzia�em, �e wiem, kim pan jest � poprawi� MacLemore. � To bynajmniej nie to samo. � Przerwa� na chwil�. � Tak czy inaczej, chcia�bym postawi� panu piwo i mo�e za�atwi� z panem ma�y interesik. � Co pan sprzedaje? � zapyta�a Mysz, niepostrze�enie wyci�gaj�c n� zza cholewy. � Niczego nie sprzedaj�, prosz� pani � u�miechn�� si� MacLemore. � Sprzedawanie to nie m�j biznes. � Dobrze � odrzek�a ch�odno. � Co pan kupuje? � Prawd� m�wi�c, kupowanie to te� nie m�j biznes � stwierdzi� z nie gasn�cym ani na chwil� u�miechem. � Wi�c co jest pa�skim biznesem? � Och, zajmuj� si� troch� tym, troch� tamtym. � Nagle zwr�ci� si� do Merlina: � By� pan na Westerly kilka dni temu, prawda? � Co to pana obchodzi? � spyta� Merlin. � Nie obchodzi mnie, dok�d pan lata � stwierdzi� MacLemore. � Westerly to taka sama dobra planeta, jak ka�da inna, a mo�e nawet lepsza ni� wi�kszo�� z nich. � Nagle pochyli� si� do przodu patrz�c powa�nie na magika. � Ale gdy pa�stwo tam byli, zabrali�cie co�, co do was nie nale�y. � Przerwa� na chwil�. � A tym w�a�nie ja si� zajmuj�. � Nie wiem, o czym pan m�wi � powiedzia� Merlin. � O, my�l�, �e pan wie � odpar� MacLemore. � M�wi� o czym�, co zabra� pan z pokoju kosmity. � Jestem magikiem, nie z�odziejem � stwierdzi� Merlin. Odpowiedzia� MacLemorowi podobnie powa�nym spojrzeniem. � Ale przez czyst� ciekawo��, ile wart jest ten brakuj�cy przedmiot? � My�la�em, �e pan wie, inaczej nie wzi��by go pan. � Niczego nie wzi��em. � My�la�em, �e rozmawiamy o interesie � powiedzia� MacLemore. � A pan zachowuje si� tak, jakby mia� do czynienia z nieinteligentnym cz�owiekiem. To wystarczy, by obrazi� m�czyzn�. � U�miechn�� si� ponownie, ale tym razem by� to raczej tylko grymas warg. Oczy pozosta�y zimne i twarde. � Zapewniam pana, �e nie zamierza�em go obrazi� � usprawiedliwi� si� Merlin. � A je�li chodzi o interes � doda� ostro�nie � nie us�ysza�em do tej pory �adnych propozycji. � Jeszcze pan �yje � stwierdzi� MacLemore. � Nie jest to w spos�b konieczny trwa�a sytuacja. Merlin wygl�da� raczej na znudzonego ni� przestraszonego. � Ju� mi grozili r�ni specjali�ci � pstrykn�� palcami w powietrzu, i nagle w jego d�oni pojawi� si� ma�y pistolet laserowy skierowany prosto mi�dzy oczy wysokiego m�czyzny. � To by�o bardzo dobre � przyzna� MacLemore. � Powinienem chyba bardziej interesowa� si� sztukami magicznymi. � Powinien pan chyba mniej interesowa� si� sprawami innych Ludzi � odparowa� Merlin. � Mo�e pan r�wnie dobrze zawrze� umow� ze mn� � powiedzia� MacLemore. � B�dzie pan musia� zawrze� umow� z kim�, nim opu�ci pan t� planet�. � Nikt inny nie wie, �e tu jeste�my. � A jak pan my�li, sk�d ja si� o tym dowiedzia�em? � Zachichota� rozbawiony MacLemore. � A mo�e pan wyobra�a sobie, �e mieszkam na tej kupie �miecia? Natkniecie si� na mas� Ludzi nie tak przyjacielskich ani rozs�dnych, jak ja, prosz� pani � zwr�ci� si� do Myszy. � Mo�e lepiej b�dzie, je�li powie pani swemu przyjacielowi, by zawar� umow� ze mn�, p�ki jeszcze mo�e. � Nadal nie us�ysza�em �adnych ofert � stwierdzi� Merlin. � Albo prosz� mi powiedzie�, czego pan szuka oraz ile chcia�by pan za to zap�aci�, albo prosz� p�j�� zawraca� g�ow� komu� innemu. � Z�o�y�em ju� panu hojn� ofert�: b�dzie pan �y�. � Zdaje si� pan zapomina�, kto ma w r�ku bro�. � To nie s� rzeczy, o kt�rych �atwo zapominam � odrzek� MacLemore swobodnie wzruszaj�c ramionami. � Do diab�a, wszyscy w tej tawernie wiedz�, �e celuje pan do mnie z pistoletu laserowego. � Nagle u�miechn�� si�. � Ale pan nie wie, kto z nich jest moim wsp�lnikiem. � Mysz? � zapyta� Merlin, nie odrywaj�c oczu od MacLemore�a. � Masz jakie� sugestie? � Nie ma �adnych wsp�lnik�w � odpar�a ch�odno Mysz. � Tacy jak on zawsze pracuj� samotnie. � Tak w�a�nie sobie pomy�la�em � zgodzi� si� Merlin. � Je�li nie wstanie i nie odejdzie, zabij go � powiedzia�a Mysz. � Jest tu masa �wiadk�w � wtr�ci� spi�ty nagle MacLemore. � Nikt z nas ani troch� ich nie obchodzi � stwierdzi�a Mysz. � Prosz� mi wybaczy�, �e to powiem, ale jest pani ��dn� krwi ma�� lady � powiedzia� MacLemore, wolniutko zbli�aj�c d�o� do toporka, kt�ry mia� zatkni�ty za pasem. Nagle Mysz wsta�a i rzuci�a no�em, trafiaj�c go w prawy bark. MacLemore wrzasn�� z b�lu. � Nikt nie robi czego� takiego Jackowi Toporowi � rykn��, niezdarnie pr�buj�c wyci�gn�� top�r lew� r�k�. Da� si� s�ysze� kr�tki, brz�kliwy d�wi�k, gdy Merlin wystrzeli� z pistoletu laserowego, a MacLemore zwali� si� na st� z rozwalon� g�ow�. � Wspaniale � mrukn�� Merlin, patrz�c na siedz�cych przy barze, kt�rzy jak jeden m�� odwr�cili si�, by zobaczy�, co si� sta�o. � Co teraz? � Teraz wynosimy si� st�d do wszystkich diab��w � orzek�a Mysz, wyci�gaj�c mocnym szarpni�ciem sw�j n� z trupa. � Ruszaj do drzwi. Kiwn�a g�ow� i zacz�a si� wycofywa�, on za� odwr�ci� si� twarz� do zgromadzonych widz�w. Nikt si� nie ruszy�. Cisza, przerywana tylko skrzypieniem powoli obracaj�cych si� pod sufitem wentylator�w, by�a prawie namacalna.