6119

Szczegóły
Tytuł 6119
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6119 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6119 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6119 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

"Wiktor Suworow W* � serii: Kontrola Wyb�r Rozdzia� I Ju� dawno przesta� omija� ka�u�e. Bo i po co. Wiatr zerwa� mu kapelusz z g�owy, rz�sisty deszcz zmoczy� go do suchej nitki, do ostatniego gwo�dzia w zel�wkach. Nas�czy� p�aszcz i marynark�. Przemoczy� tak, �e ukryta w kieszeni chustka nadaje si� tylko do wy��cia. Deszcz zacina bezlito�nie - a on idzie przed siebie, maszeruje przez wiatr i s�ot�. Maszeruje donik�d. Idzie noc, potem dzie�, znowu noc. Zm�k� nie tylko od g�ry do do�u, od czubka g�owy do pasa i w d�, ale i od do�u do g�ry - od zel�wek do pasa i wy�ej. Po c� mia�by obchodzi� ka�u�e? Kroczy z ciemno�ci w ciemno��. Idzie nastroszony, g�owa otulona ko�nierzem. Ko�nierz jest ci�ki, przesi�k� wod�. Za pazuch� zaciekaj� cienkie strumyczki wilgoci. Je�eli wtuli si� szyj� w ko�nierz, nie jest tak zimno. Dlatego wtula szyj� w ko�nierz, pr�buj�c si� rozgrza�. Zi�b! Wiatr nie zadowoli� si� kapeluszem, pr�buje jeszcze zedrze� palto. Wicher dmie ze wszystkich stron naraz. Nietutejszy wicher. Skandynawski. Niesie ze sob� zapach �niegu i straszliwy zi�b. Dlatego szcz�ka� z�bami, ale ju� przesta�. Skurcz �ci�gn�� mi�nie i szcz�kanie usta�o. Deszcz te� nietutejszy, nie berli�ski. D�ugie, przezroczyste krople z kryszta�kami lodu w �rodku. Krople nie z gatunku "plask-plask", ale raczej "dum-dum". Zacinaj� w czarne szyby wygaszonych okien. Trafiaj�c pod podeszwy - szeleszcz� i chrz�szcz�. Nas�czywszy trzewiki pod wp�ywem ciep�a przemieniaj� si� w zwyczajne krople deszczu i chlupi� w butach, jak zdezelowane t�oki. Ci�kie nas�czone nogawki oblepiaj� �ydki i uda. Woda wyp�ywa z nich strumykami - jedne wprost do cholewek but�w, inne na ziemi�. A z mroku wlepiaj� si� straszne oczy: RUDOLF MAZUR - CZARODZIEJ. II Towarzyszu Cho�owanow, co wam m�wi nazwisko Rudolf Mazur? . - Towarzyszu Stalin, to �wiatowej s�awy sztukmistrz i hipnotyzer. . - Towarzyszu Cho�owanow, tyle to ja sam wiem. Ka�dy to wie. Nie chc� wys�uchiwa� od was tego, co wie ka�dy. Macie informowa� mnie o tym, czego nie wie nikt, ��cznie ze mn�. - Towarzyszu Stalin, mam dla was takie informacje. m W, przemoczonego wbijaj� si� z s�siedniego muru te same oczy: RUDOLF MAZUR - CZARODZIEJ. Na nast�pnym domu to samo. �widruj�cy wzrok czarodzieja przenika ciemno�� z ka�dego berli�skiego muru. Deszcz zacina po trzypi�trowych afiszach. Wiatr porywa z dach�w strumienie wody, ciska w oczy czarodzieja. W zamglonym �wietle latarni magnetyczny wzrok przenika wodny py�. Przemoczony staje w mroku. Woda zalewa mu twarz, jak na afiszach. Zerka pod nogi, potem zbiera si� w sobie i spogl�da w oczy czarodzieja. IV Kto to taki ten Rudolf Mazur? Jakiej narodowo�ci? - Zje�dzi� ca�y �wiat. W ka�dym kraju czuje si� jak w domu, zna chyba wszystkie j�zyki. Pochodzenie nieokre�lone. Od kilku miesi�cy mieszka w Berlinie, ale Niemcy nie uwa�aj� go za swego. - A za kogo? - Za Polaka. - A Polacy? - Za Rosjanina. - To w takim razie za kogo maj� go Rosjanie? Za rodowitego Niemca, towarzyszu Stalin. V Na ogromne postrz�pione afisze RUDOLF MAZUR CZARODZIEJ tu i �wdzie nalepione zosta�y niewielkie plakaciki. Na szkar�atnym tle ta sama podobizna, to samo magnetyczne spojrzenie. Tylko tre�� odmienna: RUDOLF MAZUR - WR�G NARODU I YATERLANDU. A pod zdj�ciem - jedynka z wieloma zerami. U�miechn�� si�: Gestapo wysoko ceni ludzi. vi Moskwa. Nieprzenikniona noc. I ci�ka ulewa. Deszcz ze �niegiem. A raczej nie deszcz i nie �nieg, tylko co� pomi�dzy: wielkie krople z kryszta�kami wewn�trz. Mo�na by pomy�le�, �e skoro zwyk�e krople uderzaj� tak rytmicznie, to krople z kryszta�kami powinny b�bni� niczym werbel. Nic podobnego - osiadaj� mi�ciutko na oknach. Krople nadnaturalnej wielko�ci, jak grusze Miczurina* z podr�cznika biologii dla klas pi�tych. Kiedy�, dawno temu, g�odny jak wilk i przemoczony do suchej nitki Stalin maszerowa� po wodzie. Te� nie omija� ka�u�. Szed� tak bez celu, bo nie mia� dok�d si� uda�. Na plecach czu� oddech po�cigu. Lodowate krople osiada�y na Stalinie. Nie b�bni�y, lecz w�a�nie osiada�y. A Stalin tupa� po ka�u�ach i marzy�, by zgubi� po�cig. Marzy� o p�on�cym palenisku, suchym obuwiu, butelce starego kaukaskiego wina i szasz�yku doprawionym tak, �eby pali�o w ustach. Niczego nie pragn�� tak bardzo, jak tego, by dalej zacina� lodowaty deszcz ze �niegiem i nie ustawa� przenikliwy wicher - a on, Stalin, �eby siedzia� pod dachem, przy piecu, nie zwa�aj�c na ulew� za oknem i wiatr w kominie... Marzenia zi�ci�y si�. Nikt ju� nie tropi Stalina: wyt�uk� wszystkich, kt�rzy kiedy� go �cigali, i tych, kt�rzy mogli �ciga�. Wiatr huczy nad Moskw�, z czarnej otch�ani wal� Iwan Miczurin - rosyjski sadownik, tw�rca nowatorskich metod hodowlanych. "Zas�ugi Miczurina dla nauki rosyjskiej i �wiatowej s� olbrzymie. Uda�o mu si� mianowicie - pierwszemu w �wiecie - skrzy�owa� jadalne jab�ko z jadaln� gruszk� i wyhodowa� nowy, odporny na mrozy, niejadalny owoc. Udowodni� w ten spos�b, �e wszystkie teorie genetyczne s� nies�uszne" - cyt. za: W. Jeroflejew, "Moskwa-PietuszkT, Kontra, Londyn 1976, przypis N. Stawlsky'ego [przyp. t�um.]. ci�kie p�atki, ko�acz� w pot�ne, czarne okna kremlowskie, z�oszcz� si�, �e Stalina nie mog� dosi�gn��. Nie sforsuj� kamiennych mur�w ani szyb. Tych nawet kula nie przebije. Niech wi�c wyje wiatr w kremlowskich kominach, niech si� piekli, jak wr�g ludu w karcerze lefortowskiej tiurmy! W gabinecie Stalina jest cicho i przytulnie. �pi Moskwa, ale Stalin czuwa. K�ty pokoju spowija mrok. Mrok ciep�y, dobry, �yczliwy. Na biurku stoi lampa z zielonym kloszem, druga na niskim stoliku z gazetami. Dwie wysepki zielonego �wiat�a w �yczliwym mroku. I dwa nakrycia na stole. Kawalerski posi�ek. Butelka wina z etykietk� w�asnej roboty. W nazwie tylko jedno s�owo, wpisane kopiowym o��wkiem, i gruzi�skie wzorki. Pikantne szasz�yki, p� na p� mi�sa i ostrej papryki. Opr�cz papryki sporo innych przypraw, wyciskaj�cych �zy z oczu. Rozmowa toczy si�, jak le�ny strumyk po kamykach. Czasem natrafia na ostry g�az. - No, jak, towarzyszu Cho�owanow? Smakuje wam m�j szasz�yk? - Wyborny, towarzyszu Stalin. - Towarzysz Lenin powiada�, �e Stalin by�by niez�ym kucharzem, gdyby nie nadu�ywa� ostrej papryki. - Towarzysz Lenin te� si� czasem myli�. - Nie, towarzyszu Cho�owanow. Towarzysz Lenin nie myli� si� nigdy. VII B, Berlin �pi. Pod ��tymi latarniami wysepki �wiat�a, a dalej ju� tylko wilgo�: promienie nie rozchodz� si� w g�stej mgle i deszczu. Wielkie, wspania�e miasto pogr��one we �nie. Cisza. Zielone �wiat�o na skrzy�owaniu. Bezruch. Wspaniale wygl�da zielone �wiat�o w g�stej mgle. Zyskuje nowe, niepowtarzalne, trudne do wyra�enia s�owami odcienie. Szkoda, �e nikt nie podziwia tego pi�kna. Tylko on, przemoczony i zzi�bni�ty. Szkoda, �e musi i�� przed siebie, cho� nie ma dok�d. Jest mu �le, bo to wielkie miasto raptem sta�o si� dla niego obce. Jest mu �le, bo za mokrymi murami s� suche, przytulne pokoje. Tam, w pokojach, pod suchymi pow�oczkami, z nosami w puchowych pierzynach �pi� mieszczuchy. �le jest cz�owiekowi, kt�ry nie ma ciep�ego, suchego pokoju ani pierzyny. Poza tym przemoczony wiedzia�: za ko�ysz�c� si� latarni�, za tym oklejonym mokrymi afiszami s�upem, za w�g�em odrapanego gmachu czeka go nieszcz�cie. Nieszcz�cie, kt�remu nie zdo�a zapobiec. V nala� wam jeszcze, towarzyszu Cho�owanow? - Nie, dzi�kuj�, towarzyszu Stalin. - No, to do rzeczy. Jak post�puje szkolenie grupy hiszpa�skiej? - Wed�ug planu. Dziewczyny robi� spore post�py. - Wyb�r trzynastego? - Tak jest, towarzyszu Stalin. - Uwa�acie, �e wybierzemy odpowiedni�? - Jest sze��, a potrzebujemy jednej. Ka�da ma mocniejsze i s�absze strony, ale jedn� wybierzemy bez problemu. - A gdyby tak zwi�kszy� grup�? - Plac�wka szkoleniowa przewidziana jest na sze�� kandydatek... - No to jest sze��... I jedna rezerwowa. Dobra? - Jak rozka�ecie, towarzyszu Stalin. - Nie rozkazuj�. Zr�bcie, jak uwa�acie. Potrzebuj� odpowiedniej kandydatki... - Mo�emy do��czy� si�dm� jako rezerwow�, ale dziewczyny z grupy s� ju� mocno zaawansowane. �eby tylko da�a sobie rad�. - Ona? Na pewno! Przecie� J� znacie. IX Gdzie� w oddali zgrzyta po torach sp�niony tramwaj, Przemoczony wstrzyma� oddech, potem wykona� g��boki wydech i zdecydowanym krokiem skr�ci� za r�g. Zawsze wychodzi� na spotkanie losu z podniesionym czo�em. No i na koniec, towaru Chan�w... Obiecali�cie powiedzie� mi co� na temat Rudolfa Mazura, czego bym nie wiedzia�. - Nasza siatka agenturalna donosi, �e Amerykanie pr�buj� go namierzy�. Stalin wsta�, podszed� do okna, d�ugo obserwowa� krople z kryszta�kami w �rodku. - Jacy Amerykanie? - Wywiad wojskowy. - I nie mog� go znale��? Nie mog�. Nikt nie mo�e. - Co to znaczy: nikt? Czy poza amerykanami kogo� jeszcze interesuje osoba Rudolfa Mazura? - Wywiad brytyjski, poza tym Abwetir�, Gestapo, policja kryminalna. Przemoczony skr�ci� za r�g i zaraz snop �wiat�a uderzy� go w oczy: - Sta�! I druga latarka z g�stej m�awki; - Dokumenty! Tu� ko�o prawej d�oni poczu� gor�cy oddech psa. Pies nawet nie dotkn�� r�ki i by� ca�kowicie niewidoczny, ale cz�owiek ca�ym swoim jestestwem czu� wyra�nie: jest tu� obok. Nie patrz�c na psa (no bo co mo�na dojrze� w ciemno�ci, maj�c dwie latarki skierowane prosto w oczy) okre�li� nieomylnie: rottweiler, suka. Zbli�y� si� trzeci reflektor, malenia, ale o�lepiaj�cy. i te� prosto w oczy: Patrzcie, jaki podobny do Mazura. Ale numer! To Mazur? We w�asnej osobie. Mazur!!! XII Dziwne rzeczy dziej� si� u was, towarzyszu Cho�owanow. Ameryka�ski wywiad tropi Rudolfa Mazura, brytyjski wywiad tropi Rudolfa Mazura, hitlerowski wywiad tropi Rudolfa Mazura. A dlaczego, je�li �aska, stalinowski wywiad nie tropi Rudolfa Mazura? Rozdzia� 2 Kiedy� by� tutaj klasztor. Teraz jest Instytut Rewolucji �wiatowej. Otwieraj� si� stalowe wrota, wje�d�a d�uga, czarna limuzyna. Z kabiny wysiada Cho�owanow. Warczy co� p�g�bkiem. Po klasztorze roznosi si� wie��: Gryf wr�ci� z Kremla, wkurzony do nieprzytomno�ci. Ale zaraz b�dzie!... u R. raptem pod�u�ne krople deszczu zmala�y, zmatowia�y, wyostrzy�y si� ich kontury. Spowolni�y sw�j swobodny lot, zawirowa�y wok� latarni, przemieniaj�c si� w leniwe, pierzaste p�atki �niegu. �nie�yca spowi�a poczciwe miasto Berlin. Zatrzaskuje si� bransoleta na lewym przegubie czarodzieja, iluzjonisty i hipnotyzera. I na prawym. Wzorzysta �nie�ynka l�duje mu na r�kawie. Wraz z t� �nie�ynk� wt�aczaj� go w w�ski, obity blach� korytarzyk wi�niarki. Cios gumow� pa�� w w�trob� natychmiast koryguje tor jego ruchu: do boksu! Zakute przeguby do wspawanej w �cian� obr�czki. Z trudem przewlekaj� przez ni� �a�cuch z k��dk�. K��dka zamyka si� z trzaskiem. Brz�cz�cy �a�cuch przyspawany do stalowej belki, belka dokr�cona na fest do stalowej �ciany. I psa sadzaj� na wprost. Chcesz znowu hipnotyzowa�? Spr�buj na pocz�tek naszego azorka. Aresztancki boks ma podw�jne drzwi. Pierwsze wykonane ze stalowych pr�t�w, poci�gni�tych czarn� olejn� farb�. Czarna farba, podobnie jak szary podk�ad, zesz�a ca�kiem tam, gdzie wi�zie� ma d�onie. L�ni go�y metal, wypolerowany na blask tysi�cami aresztanckich palc�w. Drugie drzwi, to stalowa p�yta z judaszem. �omotn�a 16 stalowa krata, ale drzwi z okienkiem zostawili otwarte i. o�cie�... �eby pies mia� na oku ca�� posta� aresztanta, od st�p do g��w. �eby psi oddech ogrzewa� mu twarz. �eby nie straci� kontaktu. m C, ^^ho�owanow rzuci� mokr� teczk� na biurko. Strumyki wody �ciekaj� z p�aszcza na kamienn� posadzk�. Chodzi z k�ta w k�t, nie zdejmuj�c okrycia. Patrzy pod nogi: - Wezwa� Szyrmanowa. IV Wi�niarka jest zaprojektowana na sze�ciu delikwent�w, nie licz�c eskorty. Ale tym razem przewo�� tylko jednego. Pozosta�e pi�� boks�w �wieci pustkami - taki aresztant zas�uguje na oddzielny transport. A czasy przecie� takie, �e wszystkie budy berli�skie przekraczaj� plany, trzeszcz� w szwach, prze�adowane pracuj� a� do zatarcia silnik�w. Zw�aszcza w godzinach szczytu: mi�dzy czwart� a sz�st� nad ranem, kiedy potencjalni aresztanci �pi� smacznie, odwracaj� si� na drugi bok. Wtedy si� Ich zwija! I �aduje budy do oporu. �e szpilki nie ma gdzie wetkn��. Wi�niarki s� bardzo r�ne. Jedne maj� cel� zbiorow�, inne nie, a jeszcze Inne maj� cel� zbiorow� i tuzin pojedynczych. S� pojazdy o ograniczonej pojemno�ci i s� o nieograniczonej, niesko�czonej. Wi�niarki o ograniczonej pojemno�ci s�u�� do przewo�enia wa�niak�w. Dlatego tak� dzisiaj podstawiono. Tak naprawd�, to w�a�ciwie nie wi�niarka, tylko autobus policyjny z pot�nym silnikiem diesla wysuni�tym do przodu jak taran, z wielkim zderzakiem, ko�ami od wywrotki i opancerzon� szoferk�. Z przodu miejsca dla policji: siedzenia z prawdziwej sk�ry, ca�e ��te. Natomiast tylna cz�� dla aresztant�w. Na korytarzyk aresztancki mo�na si� dosta� przez tylne drzwi pancerne z zakratowanym okienkiem, albo przodem, przez przedzia� policyjny z mi�kkimi siedzeniami. W szczeg�lnych przypadkach, takich jak ten, policyjny autobus dodatkowo eskortuj� trzy pojazdy. 17 Zawy�y syreny. Na dachach zamigota�y niebieskie koguty. Wi�niarka weso�o pomyka w nocn� mro�n� zawieruch�, rysuj�c pierwszy �lad w bia�ym puchu. Ruszy�y samochody konwoju. Spod k� strzelaj� fontanny czarnej brei. Po samochodzie pozostaje tylko czarny �lad w bia�ym �niegu. v Mo�e my�licie, �e oto w Berlinie sypie �nieg z deszczem, a w Moskwie ciep�o i sucho? Bynajmniej, drodzy towarzysze! W Moskwie deszcz ze �niegiem zacina nie gorzej ni� w Berlinie. A jeszcze niekt�rym mo�e si� zdawa�, �e w Berlinie trwaj� aresztowania, a w Moskwie nikt ju� nikogo nie aresztuje. �e to tylko po Berlinie �migaj� suki. Bynajmniej, moi drodzy! Po Moskwie te� �migaj�, i to nie mniej intensywnie. Prawd� m�wi�c, taki Berlin m�g�by si� wiele od Moskwy nauczy�. Przez Moskw� przewala si� fala aresztowa�. Masowych. Istny hurt. W�adza towarzysza Je�owa nie wzbudza ju� szacunku. Nie skupia na sobie powszechnej mi�o�ci. Koniec jest bliski. Tylko towarzysz Je��w jeszcze nie chce uwierzy�, jak bliski. Tymczasem towarzysze nie bior� Je�owa. Natomiast jego ekip� - jak najbardziej. Wpychaj� do suk i jazda. Bior� ch�opak�w po kolei. Aresztuj� tych, co niedawno sami aresztowali, rozstrzeliwuj� tych, co rozstrzeliwali. No, ale zdarzaj� si� te� i wa�niejsze sprawy... VI wicedyrektor Instytutu Rewolucji �wiatowej towarzysz Cho�owanow, po naradzie z samym dyrektorem i po wys�uchaniu bezcennych wskaz�wek, powr�ci� do Instytutu w stanie widocznej Irytacji. Przede wszystkim wezwa� do raportu szefa specgrupy KONTROLI, towarzysza Szyrmanowa. - Towarzyszu Szyrmanow, jak przebiega szkolenie grupy niemieckiej? - Doskonale. - A francuskiej? 18 - Zgodnie z planem. - Hiszpa�skiej? - Wszystko w normie. - A mo�e by�my w��czyli do grupy hiszpa�skiej dodatkow� dziewczyn�? - Plac�wka szkoleniowa wyposa�ona jest na sze�� os�b... - Nie szkodzi. Niech b�dzie sze�� i jedna zapasowa. - Ale czy zdo�a nadrobi� wszystko to, co dziewczyny ju� przyswoi�y? - Ona? Bez problemu. - No, dobrze. Za�atwimy to z samego rana. - A teraz sprawa najwa�niejsza. Towarzyszu Szyrmanow, co wam wiadomo o cz�owieku nazwiskiem Rudolf Mazur? VII Je�eli szmat� do pod�ogi zanurzymy w wiadrze pe�nym wody i wyci�gniemy bez wy�ymania, to pocieknie woda. Strumieniami. Tak w�a�nie la�o si� z czarodzieja: jak ze szmaty do pod�ogi. W w�skim przej�ciu na pod�odze, w boksie, na twardej i zimnej wy�lizganej �awce - wsz�dzie �ciekaj�ca brudna woda. Para pod sufit. Gor�ca para z psiego pyska. I zimna para ludzkiego oddechu. I obfita para z przemoczonej odzie�y. W jednej chwili wszystkie okienka w budzie zasz�y mg��, a �ar�wka tl�ca si� pod sufitem straci�a sw�j kszta�t, sta�a si� ��t�, zamazan� plam�. Do tej pory, do chwili aresztowania, woda sp�ywa�a z niego, lecz r�wnocze�nie jego ubranie wci�� mok�o, ws�czaj�c w siebie kolejne kilogramy wody. Teraz woda ju� tylko sp�ywa�a na pod�og�, ju� nie la�a si� jak z cebra na g�ow� i ramiona. Zimna para otuli�a go jak ca�un. Powoli zacz�� si� rozgrzewa�. Chocia� rozgrzewa� to nieodpowiednie s�owo. Na zewn�trz skostnia� do szpiku ko�ci, a teraz przechodzi� ze stanu przemarzni�cia a� do utraty czucia, w bardziej bezpieczny, ale du�o bardziej dokuczliwy, stan przemarzni�cia odczuwanego. Zacz�� czu� swoj� przemoczon�, godn� po�a�owania fizyczno��. Skurcz szcz�ki nagle ust�pi�, i r�wnie nagle powr�ci�o szcz�kanie z�bami. 19 Blaszane �ciany pojedynczego boksu pokry�y si� kroplami wody. Tak samo siedzisko. �awka jest obita blach�, podobnie jak �ciany, pod�oga i sufit. Blacha wypolerowana tysi�cem aresztanckich zadk�w. �awka w�ska i niska: kiedy masz kolana pod brod�, nogi dr�twiej� ci w jednej chwili. Nie zwraca� uwagi na te drobne niedogodno�ci. Zbyt d�ugo maszerowa�, by� za bardzo zm�czony. Aresztowanie przyj�� jak dawno oczekiwany wypoczynek. Marzy� o tym, by gdzie� przycupn�� i troch� odsapn��. Od dawna m�czy�o go pragnienie, t�skni� za such� koszul� i par� �wie�ych skarpet, pragn�� gor�cej wody, myd�a i brzytwy. G��d �ciska� mu trzewia. A nade wszystko chcia�o mu si� spa�. Stara� si� nie poddawa� zm�czeniu, nie dopuszcza� go do �wiadomo�ci. I nagle sen run�� na� jak wyzi�biony, kosmaty, zraniony w bok, wytapiany w sybirskim bagnie mamut - i zwali� go na �elazn� �awk�. Dlatego ani wycie syreny, ani poszczekiwanie psa, ani szarpni�cie budy ruszaj�cej w bia�� czer� nie mog�y go zbudzi�. G�owa jego, z lekka odchylona od blaszanej �cianki, raz po raz uderza�a o ni� z �oskotem na wybojach. Ale i to nie zak��ca�o mu b�ogiego snu. �ni�a mu si� �nie�yca, miliardy wielkich, rze�bionych p�atk�w �niegu. Wiedzia� i powtarza� to przez sen, �e najwi�ksza zmierzona i oficjalnie zarejestrowana �nie�ynka mia�a �rednic� 132 mm, czyli wielko�� d�oni. We �nie przygl�da� si� p�atkom �niegu i dzieli� je na dziesi�� g��wnych typ�w. Segregowanie �nie�ynek na typy nie stanowi trudno�ci, natomiast dalej jest k�opot, bo przecie� ka�da jest inna. Ze �nie�ynkami jest tak jak z lud�mi, mo�na podzieli� na rasy, ale nie spos�b znale�� dw�ch jednakowych... A mimo to szuka� identycznych p�atk�w, wiedz�c, �e wszystkie s� r�ne, jak linie papilarne. Dow�dca specgrupy Szyrmanow us�ysza� w pytaniu Cho�owanowa urz�dowy ton, wi�c odpowiedzia� regulaminowo: - Towarzyszu Cho�owanow, Rudolf Mazur jest �wiatowej s�awy sztukmistrzem i iluzjonist�. - Opowiadacie dyrdyma�y, Szyrmanow. Tyle to wie ka�de dziecko. - Wiemy, �e poluje na niego brytyjski wywiad wojskowy, poluj� Amerykanie i kilka organizacji niemieckich: Abwehra, Gestapo... - Nie wydaje si� wam, towarzyszu Szyrmanow, �e ostatnio dziej� si� u nas, w Instytucie Rewolucji �wiatowej, dziwne rzeczy? Wywiad hitlerowski �ciga Mazura, wywiad brytyjski, wywiad ameryka�ski. A wywiad stalinowski nie �ciga. Wywiad stalinowski siedzi z za�o�onymi r�kami. Macie na to jakie� wyt�umaczenie? Szyrmanow tylko zgrzytn�� z�bami. IX Pr�bowali�cie kiedy� obudzi� czarodzieja? Zm�czonego czarodzieja? Ja te� nie pr�bowa�em. A berli�ska policja nie mia�a wyboru. Nie jest to wcale prosta sprawa. Czarodziej zapad� w senne odm�ty. On ma zupe�nie inny umys� ni� wszyscy. Niby �yje obok nas, ale w zupe�nie innym �wiecie. I wszystko jest u niego inaczej ni� u nas, normalnych ludzi. My�li odmiennie, patrzy na �wiat po swojemu, no a �pi, rzecz jasna, w zupe�nie osobliwy spos�b, nabieraj�c magicznych si� i mo�liwo�ci. Jak go obudzi�? Obla� kub�em zimnej wody? I tak jest mokry jak g�bka. Bi� pal� po plecach? Jak wida� nie odnosi to skutku (a bi� po g�owie jako� nikt si� nie zdecydowa�). I wtedy spu�cili na niego psa. Rottweilera. Suk�. x S� dwa sposoby wydawania polece� podw�adnym. Pierwszy spos�b sprowadza si� do tego, �e kapral przekazuje �o�nierzom rozkaz zwierzchnika: sier�ant ka�e pomalowa� p�ot! W tym wypadku kapral niejako dystansuje si� do procesu decyzyjnego i samego zadania: jestem tylko ma�ym trybikiem, sam otrzyma�em polecenie, wi�c je wam przekazuje. Ani wy, ani ja nie jeste�my niczym wi�cej, jak tylko wykonawcami woli prze�o�onego. Jest te� drugi spos�b: ka�de polecenie otrzymane cho�by i z niebotycznej g�ry przemienia� we w�asny rozkaz, wydawa� go w pierwszej osobie, nie powo�uj�c si� na wy�sze instancje i ich wol�: a teraz, gnoje, b�dziecie malowa� p�ot! Bo ja tak chc�! Ja tak ka��! Rozkazuj� wam! Oto moja wola! Nie zamierzam tutaj zag��bia� si� w analiz� por�wnawcz� zalet i wad obu metod. Powiem tylko, �e osobisty pilot i ochroniarz towarzysza Stalina, wicedyrektor Instytutu Rewolucji �wiatowej Aleksander Iwanowicz Cho�owanow, pseudonim agenturalny Gryf, stosowa� wy��cznie t� drug� metod�. Cho�owanow-Gryf nie m�wi�, �e towarzysz Stalin rozkaza� pojma� Mazura. Bynajmniej. Cho�owanow czyni� ze stalinowskiej woli swoj� w�asn� i dzia�a� tylko we w�asnym imieniu: chc� mie� Rudolfa Mazura! Doprowadzi� do mnie czarodzieja! Uj�� go i meldowa� o wykonaniu! A wi�c jeszcze lepiej. Bo przecie� pierwszy lepszy potrafi rozkaza�, by "uj�� i meldowa� o wykonaniu". Podw�adny po p� roku odpowie na to, �e nie doprowadzono, poniewa� nie zdo�ano uj��, a nie zdo�ano uj��, gdy� nie odszukano, a nie odszukano, poniewa�... Dlatego rozkazy nale�y wydawa� nie tylko w pierwszej osobie zyskuj�c tym samym zar�wno w oczach prze�o�onych, jak i podw�adnych - lecz nadto w formie pytaj�cej. Inaczej przecie� brzmi polecenie: rozkazuj� pomalowa� p�ot! - a inaczej pytanie: czy�by p�ot wci�� by� nie pomalowany? W pierwszym przypadku podw�adni b�d� wype�nia� o ile w og�le b�d� - tylko to, co im polecono. W drugim przypadku pozostawiono im pole do samodzielnych dzia�a�: sami musz� wszystko zaplanowa� i wykona�. Sami musz� sobie zorganizowa� prac�. Dow�dca tylko zapytuje od niechcenia: c� to, bro� jeszcze nie wypucowana? Transzeje nie wykopane? Miasto wci�� nie zdobyte?! A kto osobi�cie ponosi za to odpowiedzialno��?... W pierwszym przypadku dow�dca musi sam o wszystkim pami�ta�, bra� pod uwag� wszelkie okoliczno�ci, stale o czym� przypomina�. W drugim przypadku dow�dca zmusza swoich podw�adnych do samodzielno�ci. Sami musz� wszystko zrobi�, bez zb�dnych upomnie� i ceregieli. Pytania-rozkazy maj� tylko pomaga� im w odpowiednim ukierunkowaniu energii. Cho�owanow nigdy nie porusza� z podw�adnymi sprawy Rudolfa Mazura, nikomu nie rozkaza�, by go namierzy�. Nawet w formie zapytania. Nic to. Sami powinni byli si� domy�li�, wykaza� si� inicjatyw� w�asn�, wyst�pi� o zgod� na aresztowanie i zameldowa� o wykonaniu zadania. Cho�owanow usiad�, a szef specgrupy sta� przed nim wyci�gni�ty jak struna. Nieprzyjemna sprawa. �aden z ludzi Cho�owanowa jako� nie wpad� na pomys�, by z�apa� i dostarczy� Rudolfa Mazura, dlatego Cho�owanow musia� osobi�cie sformu�owa� parametry operacyjne zadania. I sformu�owa�, w typowej dla siebie formie kr�tkiego acz dociekliwego przes�uchania. Ka�de pytanie zawiera�o zawoalowane, lecz wyra�ne oskar�enie o zdrad� Ojczyzny i wielkiej sprawy Rewolucji �wiatowej. - Mam zatem rozumie�, �e wci�� jeszcze nie z�apali�cie Rudolfa Mazura? Zdumiewaj�ce. I nie trzymacie Rudolfa Mazura w piwnicy? Dziwne. I co, nie mo�ecie teraz zej�� na d�, obudzi� go i przyprowadzi� do mojego gabinetu? A kto za to ponosi odpowiedzialno��, towarzyszu Szyrmanow? Nie macie sobie nic do zarzucenia? No jasne, wy jeste�cie w porz�dku! Ale kto� musi by� winny. Mo�e to ja jestem winny? Co? G�o�niej, nie dos�ysza�em! Ach, ja te� nie... Kamie� z serca! No, to kto? Kt�remu ze swoich ludzi polecili�cie odnale�� i aresztowa� Mazura? Ach, �adnemu?... C�, zapiszmy t� b�yskotliw� odpowied�. S�uchajcie, Szyrmanow, a czym wy si� w�a�ciwie zajmujecie w tej waszej grupie? Nie wydaje si� wam, �e... Straszne s�owo "sabota�" jeszcze nie pad�o, ale ju�, ju� jest na ko�cu j�zyka. Zaraz padnie. Jak gilotyna na kark skaza�ca. i XI 'Obrze kiedy� budowano. Rzetelnie. Wi�zienne mury s� grube na p�tora metra precyzyjnie u�o�onych cegie�. Pi�� korytarzy rozchodzi si� promieni�cie. Jeden stra�nik, nie ruszaj�c si� z miejsca, mo�e obserwowa� wszystkie naraz. I wszystkie cztery pi�tra. Ka�dy korytarz przypomina g�rski w�w�z. Szklane zadaszenie (bez] obaw, z g�ry i z do�u zabezpieczone podw�jn� siatk�), szklana kopu�a nad miejscem, ku kt�remu zbiegaj� si� korytarze. R�wne rz�dy drzwi do cel, wzd�u� ka�dego = rz�du galeryjka, nad ni� druga i jeszcze nast�pna. W ten spos�b wida� wszystkie drzwi. Wszystkie galeryjki. Na wszystkich pi�trach. I wygodnie liczy�: jeden rz�dek to 25 cel, nad nim galeryjka i kolejne 25, i znowu. Po prawej sto cel na czterech poziomach i sto cel po lewej., Jeden korytarz to dwie�cie cel. Pi�� korytarzy daje tysi�c, 'i, W wi�zieniu panuje czysto��. I cisza. Ka�dy krok roznosi si� dono�nym echem. Zw�aszcza nad ranem, kiedy kalifaktor�w rozgoniono ju� do cel, gdy klawisze zaczynaj� przysypia�, a nocna zmiana �ledczych zda�a dy�ur i ucich�y ju� wrzaski przes�uchiwanych. Posadzki uk�adaj� si� w ogromne czerwone i bia�e kwadraty. Wyszorowane i wypucowane do blasku. Ani �ladu kurzu: pod �cian�, na progach, przy coko�ach ani jednego py�ku. Jaki� kajzer wybudowa� to wi�zienie, mo�e Fryderyk, albo Wilhelm. �rodk�w nie posk�pi�. Kalkulowa� po niemiecku: tania inwestycja zawsze dro�ej kosztuje. Pewnie, �e mo�na po�o�y� na korytarzach jak�� drewnian� tandet�, ale wtedy raz na sto lat trzeba b�dzie wszystko wymienia�. Lepiej wi�c zrobi� raz, a dobrze. Raz na zawsze. No wi�c po�o�ono granitowe p�yty. I gdy wszystko si� sko�czy, gdy czas dobiegnie kresu, ta posadzka zostanie. Nie zniszczy jej nawet milion pokole� niemieckich zek�w. Kiedy wymrze gatunek ludzki, jak dinozaury i mamuty, wi�zienie sta� b�dzie nadal jak przed wiekami. Wtedy ma�py, czy to co zapanuje na Ziemi, b�d� spotyka� si� w tych berli�skich kazamatach i na granitowych posadzkach, po�r�d ruin i wyros�ej na gruzach pierwotnej puszczy, odprawia� swoje ma�pie korowody. Ale p�ki co, �yj� tu jeszcze ludzie. Jedni odziani na czarno, inni w pasiaki. Pasy bia�e i szare, szerokie na trzy palce. A na g�owach eleganckie czapeczki, te� w pasy. Estetyczny widok: ogromne, czerwone i bia�e p�yty posadzkowe, jak jaka� gigantyczna szachownica, a po tych p�ytach przesuwaj� si� figury czarne lub w pasy. Gdyby usun�� z pasiak�w szary kolor i odzie� sta�aby si� bia�a podobie�stwo by�oby zupe�ne: posadzka w szachownic� figury w dw�ch kolorach. Jednymi ruszaj prosto, innymi po przek�tnej, a jeszcze innymi - dwa pola do przodu, jedno w bok. . , , . A gdyby wi�zienne galeryjki udekorowa� girlandami kwiat�w i w centrum postawi� fontann�, otrzymaliby�my co� na kszta�t wielkiego domu towarowego, ze schodkami, mostkami i przej�ciami, bez zewn�trznych okien, natomiast ze szklanym dachem i kopu��: "Je�li si� zgubimy, spotykamy si� ko�o fontanny". A gdyby jeszcze otworzy� cele, gdyby w celach umie�ci� ma�e sklepiki, gdyby czarnych i pasiastych ubra� na kolorowo... Ale nikomu jako� nie przysz�o do g�owy, �eby pootwiera� cele i zainstalowa� fontann�. Dlatego czarodzieja konwojowano nie obok srebrz�cej si� wody, lecz wzd�u� budek stra�nik�w. Prowadzili go tak, jak prowadzi si� �nie�n� panter�, na smyczach: sk�rzana obro�a na szyi i stalowe linki przytrzymywane przez dw�ch klawiszy. Gdyby rzuci� si� na jednego, to drugi go odci�gnie. A tymczasem po korytarzach, wartowniach i magazynach, przez gabinety i cele, przez p�torametrowe mury niesie si� wie��: z�apali Mazura! Przez dziesi�ciometrowy mur zewn�trzny, przez zasieki, izolatory, przewody � transformatory wysokiego na pi�cia, pomimo wie�yczek i stra�nic, reflektor�w i czujnych brytan�w, pomkn�a wie�� w ogromne miasto, u�pione pod �nie�n� pierzyn�: Gestapo nie �pi! Maj� Mazura! XII Jest jeszcze jeden sekret dow�dcy. M�dry dow�dca m�wi podw�adnym CO jest do zrobienia. Nigdy nie m�wi JAK. Je�eli dow�dca t�umaczy, jak wykona� zadanie, to ogranicza inicjatyw� podw�adnych i bierze na siebie zb�dn� odpowiedzialno�� za efekt ich dzia�a�. O to, JAK nale�y wykona� zadanie, niech si� martwi� sami. To ich b�l g�owy. Je�eli dow�dca nie przedstawi� sposobu wykonania zadania, wtedy w razie fiaska zawsze b�c g�r�: to prawda, wyda�em taki rozkaz, ale nale�a�o si� do tego zabra� z g�ow�. - Dobra, Szyrmanow, powiem ci wprost. Tylko moje wrodzonej dobroci mo�esz zawdzi�cza�, �e nie zostaniesz natychmiast rozstrzelany. Zrozumiano? Daj� c ostatni� szans�. U�yj wszelkich mo�liwych �rodk�w, ca�ej naszej agentury, dostaniesz j� do dyspozycji - ale musz� dosta� Mazura. Masz go dostarczy� za wszelk� cen�. Jasne? Je�eli przechwyci go jaki� wywiad, masz go wyrwa� cho�by z paszczy lwa i doprowadzi� na ten dywanik. Czy wszystko jasne? Szyrmanow wychrypia� co� niezrozumia�ego. - Czy wszystko jasne? - ponownie zapyta� Cho�owan�w. - Tak jest. - Masz tydzie� na odnalezienie go. Tydzie� na zatrzymanie. Tydzie� na dostarczenie. Za trzy tygodnie Mazur ma by� w Moskwie. Inaczej jeste� sko�czony. Mo�e wy< darzy si� cud i Mazur sam si� tu zjawi. W�wczas by�by� uratowany. A teraz uruchamiaj swoich ludzi. Do roboty; Codziennie chc� mie� na biurku szczeg�owy raport. Jasne? - Jasne. - Chyba jestem dla ciebie za dobry. Da�em ci a� trzy tygodnie na uratowanie twojej sk�ry. A w�a�ciwie na mi twoja sk�ra? Ruszaj. I staraj si� wyj�� z tego ca�o| Mo�esz liczy� tylko na siebie albo na cud. A pami�taj| co m�wi towarzysz Stalin: cud�w nie ma. Rozdzia� 3 Profesj� ma ciekaw� i rzadk�: kat-filmowiec. Kat�w na �wiecie jak ps�w. Podobnie filmowc�w. Ale kat�w-filmowc�w jest ledwie garstka. S� to zawody w pewnym sensie pokrewne. Zdarza si� niema�o kat�w o filmowych zami�owaniach, podobnie jak filmowc�w t�skni�cych do zawodu kata. A jednak wcale nie jest �atwo znale�� specjalist�, kt�ry w r�wnym stopniu ��czy�by w sobie cechy zdolnego kata-nowatora i utalentowanego filmowca. Dlatego ka�dy kat-filmowiec jest osob� powszechnie cenion�. Ich prac� op�aca si� szczodrze, okazuj�c przy tym szacunek i oddaj�c honory. W w�skich kr�gach, ma si� rozumie�. Jest oczywiste, �e nikt nigdy nie nazwie go katem-filmowcem. Oficjalna nazwa jego funkcji brzmi: wykonawca. �ci�lejsza oficjalna: wykonawca wyrok�w. A pe�na oficjalna nazwa to: wykonawca wyrok�w, filmowiec. W�a�nie tak, z przecinkiem. A dla przyjaci� zwyczajnie - Wasia. II berli�skim wi�zieniu druga w kolejno�ci jest dezynfekcja. �eby do cel nie sprowadzali wszy. Pierwszy jest �omot. Czarodzieja wepchni�to do przestronnej, wysokiej celi bez okien. Na �cianach bia�e kafelki, jak w sali operacyjnej. Posadzka cementowa, �eby p�niej �atwo by�o sp�uka� krew wod� z w�a. Stoj�, po jednym w ka�dym z czterech k�t�w. Z pa�ami. Ale nie wzi�li pod uwag� dw�ch fakt�w... D, dla przyjaci� zwyczajnie - Wasia. A dla m�odzie�y wujaszek Wasia. W ostatnich latach wujaszek Wasia wi�cej pracowa� przy drutowaniu, dlatego cz�ciej m�wi� o nim: Wasia-druciarz. A poniewa� o zawodzie filmowca te� stara� si� nie zapomina�, dlatego czasem wo�aj� na niego Wasia-kinoman. Wujaszek Wasia ma pe�ne r�ce roboty - przez Moskw� przetacza si� fala aresztowa�. Aresztowanie to zaj�cie niegodne kata-wirtuoza. Ale c�, nie ma wyj�cia - trzeba oczy�ci� Moskw�. Dlatego towarzysz Stalin postanowi�, �eby tych wszystkich kat�w, kt�rzy na razie nie maj� by� rozstrzelani, skierowa� do aresztowania kat�w, kt�rzy w�a�nie teraz musz� zosta� pilnie rozstrzelani. I tylko dlatego wujaszka W�sie, kata-kinomana, przydzielono do tej beznadziejnej roboty. Brudnej, upokarzaj�cej, niegodnej jego wysokiej rangi. Do aresztowa�. A tu jeszcze zjazd partii. IV Nie wzi�li pod uwag� dw�ch fakt�w. Po pierwsze, czarodziej Rudolf Mazur zdrzemn�� si� podczas transportu. Spa� bardzo kr�tko, ale nawet ten kr�tki odpoczynek pozwoli� mu cz�ciowo odzyska� si�y. A po drugie, w celi nie by�o psa. Wypchn�li czarodzieja na �rodek celi. Wypchn�li fachowo, z precyzj�, jaka przychodzi po latach praktyki: dwaj na korytarzu pchaj� przez drzwi, trzeci w celi podstawia nog� - i polecia� twarz� wprost ku przes�oni�tej kratk� dziurze w posadzce. I cztery pa�ki wznios�y si� nad jego g�ow�. Lecz czarodziej padaj�c zd��y� zas�oni� twarz d�oni� i krzykn��: - Nie bijcie! v W Moskwie rozpoczyna obrady XVIII zjazd WKP(b) Wszechzwi�zkowej Komunistycznej Partii (bolszewik�w). Partia to monolit. Zjazd partii to forum, na kt�rym spotykaj� si� najlepsi ludzie kraju. poranek na Kremlu. Dzwoni� kuranty. Chwa�a najlepszym ludziom kraju! Ma si� rozumie�, przys�uguj� im szczeg�lne wzgl�dy bezpiecze�stwa. Bez tego ani rusz. Dlatego w imi� powszechnego szcz�cia i aby wszystkich razem nie wysadzi�a w powietrze przeszmuglowana imperialistyczna bomba, ka�dego delegata poddaje si� rewizji osobistej. Uprzejmej, ale gruntownej. Delegat�w zawczasu uprzedzono: wszystko zostawi� w hotelu, w kieszeni trzyma� tylko legitymacj� partyjn�. Wszyscy z entuzjazmem stosuj� si� do podobnych zalece�: s�usznie robi towarzysz Stalin, nie zlikwidowali�my jeszcze wszystkich wrog�w, to i w�r�d delegat�w mo�e si� jeden taki znale��. Przyniesie na sal� wieczne pi�ro, pi�ro huknie - i wylec� w powietrze najlepsi ludzie tego kraju. Wszyscy naraz. I co wtedy stanie si� z krajem? W�a�nie dlatego - tylko legitymacja partyjna. Cho�by� stan�� na g�owie, nie wmontujesz w legitymacj� �adunku wybuchowego. A gdyby nawet, to niezbyt silny. W zasadzie delegat na zjazd partii niczego nie musi mie� w kieszeni. Karmi� i poj� go do syta. Wieczorami koncerty. Wszystko za darmo. Pieni�dze niepotrzebne. Mo�na chodzi� z pustymi kieszeniami. Jak w komunizmie. Przed wej�ciem na sal� obrad ka�dy delegat otrzymuje elegancki notes i wieczne pi�ro. Gdzie jeszcze dosta�by takie cacko! Pi�ra s� wspania�e, czerwone i niebieskie do wyboru, do koloru. I atrament w ka�dym kolorze. Kt� to widzia�, �eby pi�ro pisa�o na zielono! I stal�wki r�nych typ�w i grubo�ci, mi�kkie i twarde. A ka�de pi�ro ma swoj� nazw�: "Moskwa", "Post�p", "Pi�ciolatka", "Industrializacja", a wyprodukowa�y je r�ne firmy: "Fabryka im. J�zefa Stalina", "Komuna Paryska", "Fabryka im. Maksyma Gorkiego". Ciesz� si� delegaci: zjazd si� zako�czy, a pi�ro zostanie w kieszeni. No i notes. Ca�y Sybir b�dzie pod wra�eniem. Maj� delegaci satysfakcj�, ju� nied�ugo ca�y nar�d radziecki b�dzie pisa� takimi pi�rami. Produkcja ju� w toku, jako�� pierwszorz�dna, tyle �e na razie nie dla wszystkich starcza. Wspania�e wieczne pi�ra od razu znajduj� zastosowanie. O ka�dym z delegat�w wszystko doskonale wiadomo, ale przed wej�ciem na sal� wype�nij, delegacie, jeszcze jedn� ankiet�, �eby komisja mandatowa dokona�a bilansu i na zako�czenie zjazdu og�osi�a, ilu w�r�d delegat�w jest m�czyzn, a ile kobiet, ilu robotnik�w i ilu ch�op�w, i jak znaczna jest warstwa inteligencji pracuj�cej. Komisja mandatowa z dum� og�osi zjazdowi, a potem ca�ej ojczy�nie i ca�emu �wiatu, ilu weteran�w Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Pa�dziernikowej jest w�r�d delegat�w, ilu z nich szturmowa�o Pa�ac Zimowy, ilu walczy�o na frontach wojny domowej, ilu jest odznaczonych, ilu jest cz�onk�w partii z przedrewolucyjnym sta�em, a ilu z porewolucyjnym. W westybulu mo�na nawi�za� Interesuj�ce znajomo�ci. Gdzie� hen wysoko w g�rach, nad chmurami w�adza radziecka znalaz�a owczarza. Nigdy w �yciu nie zst�pi� ze swojej hali. Nigdy nie ogl�da� ob�ok�w od do�u, zawsze z g�ry. W�a�nie takiego tu trzeba. Odszuka�a go kochana nasza w�adza, sprowadzi�a z g�r na ziemi�. Te� delegat. Paraduje w cha�acie, nie rozumie ani s�owa po rosyjsku. Ale nic to. W naszej wielonarodowej ojczy�nie mo�esz gada� w ka�dym j�zyku. Ci, co potrzeba, i tak zrozumiej�. Delegat z g�r jest najlepszym z najlepszych, dlatego przyjdzie mu rozs�dza� sprawy pa�stwowe. Podnosi� w g�r� r�k�. Razem ze wszystkimi. Dow�dcy Armii Czerwonej obst�pili owczarza zwartym ko�em, s�uchaj� opowie�ci w nieznanym narzeczu o tym, jak si� hoduje owce. vi Czarodziej krzykn��, �eby go nie bi�. Wi�c nie bili. Usiad� na pod�odze, rozmasowa� st�uczony �okie�, obejrza� d�o� pogryzion� przez psa. I zadysponowa�: - Doktora! VII W Wielkim Pa�acu Kremlowskim grzmi� pie�ni, turkme�ski towarzysz wali w b�bny, ko�cho�nice z plantacji bawe�ny w azjatyckich pantalonach wyginaj� si� w takt wschodnich rytm�w, na sali dziennikarze uwijaj� si� jak w ukropie, raz po raz rozb�yska magnezja, s�ycha� monotonny, usypiaj�cy terkot kamer... Pe�na demokracja. Nawet wi�cej. Wybory nowego sk�adu Komitetu Centralnego s� ca�kowicie tajne. Ka�dy delegat otrzymuje list� kandydat�w. Z tej listy mo�esz, drogi delegacie, skre�li� ka�dego bez wyj�tku. Ma�o tego. Na miejsce ka�dego skre�lonego mo�esz wpisa� dowolnego innego kandydata. Nie tylko mo�esz, masz wr�cz obowi�zek umie�ci� swego wybra�ca na li�cie. Je�eli skre�lisz jakie� nazwisko, a na jego miejsce nie wpiszesz innego, w�wczas karta do g�osowania traci wa�no��. Inaczej mo�na by skre�li� wszystkich, i kto wtedy pokierowa�by krajem? Dlatego skre�laj�c jednego, wpisuj innego. Przyby�y z T�jszet�agu m�odziutki czekista z awansu, reprezentuj�cy interesy syberyjskich bolszewik�w, z niedowierzaniem obmacuje kabink� do g�osowania: gdzie tu ukryli aparaty? Je�eli ka�dy b�dzie skre�la� kogo zechce i wpisywa� tych, co mu przyjd� do �ba, to dok�d nas to wszystko zaprowadzi? Czy�by towarzysz Stalin nie kontrolowa� przebiegu wybor�w? Czy�by nie troszczy� si� o przysz�y sk�ad Komitetu Centralnego? Czy�by towarzysz Stalin odpu�ci�? Czekista obmacuje �cianki kabiny, �e niby solidnie wykonane i sam nie mo�e si� nadziwi�: no nie ma aparat�w. Nawet nie ma jak ich zakamuflowa�. �cianki zrobiono z cienkich listewek obci�gni�tych czerwon� prze�wituj�c� satyn�. Nie ma gdzie wetkn�� obiektywu. A z drugiej strony satyna zas�ania wszystkich skre�laczy-dopisywaczy. A wi�c - zachod� delegacie do �rodka, skre�laj do woli i wpisuj kogo dusza zapragnie... Cuda nie widy. vIII Pos�ano po doktora. Wezwano dy�urnego nadzorc�. Kierowca pogna� po naczelnika wi�zienia. Czarodziej ju� nie siedzi na posadzce, tylko na podsuni�tym przez kogo� taborecie i komenderuje: - Sprowad�cie tego z psem. Sprowadzili. - Zabij psa. Potem wr��. - Tak jest! A czterej z pa�kami nie narzekaj� na bezczynno��. Czarodziej poleci� im zaj�� si� nadgorliwcem, kt�ry w budzie r�bn�� go w w�trob�. Czterej z pa�kami wr�cili po Instrukcje: - Jak bi�? - Tak jak nowo przyby�ych odpar�. - Ale� to barbarzy�stwo! - Nie szkodzi, ja wam pozwalam... Potem czarodziej podes�a� im policjanta od psa, kt�ry w�a�nie przybieg� zameldowa� o wykonaniu rozkazu. Kaza� go oporz�dzi� zgodnie z obowi�zuj�cym standardem: kr�tko, intensywnie, od serca. Czarodziej wyda� jeszcze wiele rozkaz�w. Mi�dzy innymi na jego polecenie otwarto areszt �ledczy, a w ogromnej wi�ziennej kot�owni stra�nicy ciskali do ognia wypchane teczki. To na jego rozkaz g��wny nadzorca otwiera� kolejne cele, a ochrona zewn�trzna otwiera�a bram�. Co prawda wi�niowie nie �pieszyli si� zbytnio z wychodzeniem na wolno��. To typowe dla komunist�w: skoro nie pad� rozkaz, by skorzysta� z wolno�ci - nie korzystaj�. Tak wi�c komuni�ci pozostali w celach. R�wnie� socjaldemokraci. Niemiecka dyscyplina nie pozwala socjaldemokracie uciec z hitlerowskiego wi�zienia. Natomiast berli�scy knajacy nie kazali si� dwa razy prosi�, z�apali w lot, �e Mazur w�a�nie funduje lekcj� berli�skiej policji. Sedno lekcji da�oby si� sprowadzi� do stwierdzenia, �e nie warto aresztowa� czarodziej�w, hipnotyzer�w i sztukmistrz�w. Bo to zbyt kosztowna zabawa... Przekazaniu tego mora�u mia�o s�u�y� otwarcie cel i bramy. Dlatego gdy tylko do u�pionego wi�zienia dotar�a wie�� o wpadce Mazura, knajacy ockn�li si� z odr�twienia, zgromadzili si� pod drzwiami cel w oczekiwaniu na zgrzyt kluczy w zamkach. Nie czekali d�ugo: ju� �oskocz� zasuwy, zgrzytaj� zawiasy, dudni� drzwi l obcasy aresztant�w. Rozbiegaj�c si� na cztery strony �wiata, bra� berli�ska i og�lnoniemiecka nawet nie bi�a stra�nik�w i nie pr�bowa�a spali� wi�zienia. Ech, �eby tylko zd��y� wzi�� nogi za pas! Kto wie, kiedy brama zn�w si� zatrza�nie? Dlatego - cmyk paletko ze str��wki, albo jaki� stra�niczy szynel, �eby przykry� tygrysie pr�gi na grzbiecie i biegiem w zau�ki, piwnice, na meliny! �eby tylko zd��y� przed �witem. A wtedy szukaj wiatru w polu... Ale bra� wi�zienna przebiegaj�c ko�o kancelarii 32 czuje sz�stym zmys�em, �e Mazur jest gdzie� w pobli�u, dlatego wykrzykuje pozdrowienia i podzi�kowania: - Czarodzieju! Nigdy ci tego nie zapomnimy! Jak by� chcia� komu� kos� w�eni�, to tylko gwizdnij! ix /'^jazd partii ma swoj� widoczn� stron�, jakby fasad�, oraz stron� niewidoczn�, zaplecze organizacyjne. To nie�atwe zadanie - zorganizowa� zjazd. Ile� to roboty! Ile drobiazg�w trzeba uwzgl�dni�! Ot, cho�by wieczne pi�ra. Sk�d je wzi��? Tylko ze zgni�ego Zachodu. Pos�ano wi�c funkcjonariuszy do Londynu, �eby zam�wili co trzeba. Bur�uje, rzecz jasna, wykr�caj � si� jak piskorze, nie chc� zrozumie�, o co chodzi. Mog� sprzeda� dowoln� liczb� pi�r, w ka�dym mo�liwym kszta�cie i kolorze. Ale na ka�dym musi widnie� napis PARKER. A nam w�a�nie ten nadruk nie odpowiada, my chcemy, �eby na ka�dym by�o CZERWONY �WIT. Bur�uje upieraj� si�: maj� ustawion� lini� produkcyjn�, na ka�dym pi�rze automat umieszcza znak firmowy, a przestawienie linii b�dzie kosztowa� maj�tek. - Nie szkodzi - odpowiadaj� nasi - pokryjemy wszystkie koszty. Ka�d� cen�. A tamci swoje: robimy najlepsze pi�ra na �wiecie, nie mo�emy pozwoli�, �eby nasz produkt trafia� do u�ytkownika pod inn� mark�. Ale nasi maj� ju� gotow� odpowied�: po pierwsze, potrzebujemy tego niewiele, a po drugie, gwarantujemy, �e te pi�ra nigdy nie opuszcz� granic naszej wielkiej ojczyzny robotniczo-ch�opskiej. Poza tym w artyku�ach powszechnego u�ytku nie jeste�my dla was �adn� konkurencj�, wiadomo przecie�, �e sami Parkera nie zrobimy. - Dobra - powiadaj� bur�uje - ale to b�dzie was kosztowa� maj�tek. A, to ju� ca�kiem inna rozmowa. Nie b�dziemy si� targowa�... Na tym nie koniec. Po otrzymaniu pi�r na ka�dy egzemplarz trzeba za�o�y� odr�bn� dokumentacj�. Ka�de z nich otrzyma w�asny numer identyfikacyjny i metryk�: nape�nione zielonym atramentem nr..., jasno��..., grubo�� stal�wki..., cechy mikroskopowe stal�wki... i inne. Potem takie pi�ro wr�cza si� delegatowi: skre�l, 2 - Wyb�r 33 drogi towarzyszu, kogo chcesz z listy wyborczej. Je�eli nie przypada ci do serca, mo�esz skre�li� nawet samego towarzysza Stalina, a potem ekspertyza ustali, �e wielkie nazwisko zosta�o skre�lone pi�rem numer 1.241. �eby si� nie popl�ta�o, kto jakie pi�ro otrzyma� (delegat nie ma przecie� w�asnego, zatroszczono si� o to podczas rewizji), wprowadzono szczeg�owe zasady ewidencji. Za��my, �e jako pierwszy zarejestrowa� si� delegat Kru�kin. No wi�c, towarzyszu Kru�kin, otrzymujecie pi�ro nr l. Kru�kin nie ma poj�cia, �e pi�ro, kt�re ma w kieszeni, nosi numer porz�dkowy l. I bardzo dobrze, �e delegatom takie my�li nie przychodz� do g�owy. Kamera filmowa utrwala, kto jakie pi�ro otrzyma�. Aparat terkocze rado�nie, operator zadowolony. A przedstawiciel narodu dumnie wypina pier�: oto zosta� uwieczniony dla historii, akurat w chwili rejestracji delegat�w historycznego zjazdu. Nie przypadkiem zakupiono pi�ra w dwudziestu siedmiu r�nych firmach. Potem por�wna si� materia�y filmowe, kadr po kadrze, z katalogami pi�r, tak �eby si� nic nie pomiesza�o. Wtedy przyda si� ka�dy szczeg�, ka�dy detal... x Czarodziej nie siedzi ju� na taborecie, lecz w fotelu naczelnika wi�zienia. Ws�uchuje si� w �omotanie aresztanckich bucior�w i dzi�kczynne wrzaski. U�miecha si� b�ogo i wydaje kr�tkie dyspozycje: - Himmlerowi ani s�owa na m�j temat. - Rozkaz - ani s�owa! - Spokojnie, �aden rozkaz. Po prostu nie ma si� co �pieszy�. Zameldujecie, �e�cie mnie z�apali, a potem g�upio wyjdzie. Bo sami rozumiecie, ja tu d�ugo nie zabawi�: zjem, osusz� si� i p�jd�. A skoro o tym mowa - gdzie m�j obiad? xi A, ile przecie� delegaci mog� zamieni� si� pi�rami! Jeden podziwia w�asne, drugi rozkoszuje si� swoim, i pierwszy naraz proponuje: - Machniom! Nie ma obawy. Wszystko przewidziano. Kamery nie �pi�, rejestruj� co trzeba. A w kuluarach, udaj�c delegat�w, snuj� si� "cisi". I b�d� tu cz�owieku m�dry, odr�nij prawdziwych od podstawionych! A gdzie nie si�ga sokoli wzrok kamery, na przyk�ad w damskiej toalecie, tam delegatka z Uzbekistanu, dziewuszka w barwnych pantalonach stoi przed ogromnym lustrem i przeplata swoje sto dziesi�� warkoczyk�w... Nie przypadkiem ma tyle warkoczyk�w. I lustro na ca�� �cian� te� nieprzypadkowe. Ale w ko�cu nie to jest najwa�niejsze. Rozstrzygaj�ca Jest i tak ekspertyza grafologiczna. Skre�laj, towarzyszu delegacie, do woli! I wpisuj, kogo chcesz. Niewa�ne, kogo wpiszesz, cho�by nawet samego Trockiego. Liczy si� co Innego: �e uczynisz to w�asnor�cznie. Wpisa�e�, to tak jakby� zostawi� sw�j autograf. Ju� ch�opcy z Instytutu Rewolucji �wiatowej do�o�� stara� i cl� namierz�. Od dawna maj� zebrane wszystkie wzorce grafologiczne. Poza tym podczas rejestracji ka�dy w�asnor�cznie wype�ni� ankiet�, rzekomo dla komisji mandatowej. Ch�opcy Cho�owanowa nie natrudz� si� zbytnio, wystarczy por�wna� charakter pisma, jakim nanios�e� nikczemne nazwisko na karcie do g�osowania, z charakterem pisma w twojej ankiecie. A grafolodzy znaj� si� na rzeczy! Omy�ka jest wykluczona. Namierzanie skre�laczy odbywa si� wielotorowo. Rzeczoznawcy od pi�r przedstawiaj� swoje obserwacje, grafolodzy - swoje, s� te� eksperci z innych dziedzin. Ka�da grupa pracuje niezale�nie od pozosta�ych. P�niej dokona si� zestawienia rezultat�w. Gdyby dostrze�ono jakiekolwiek rozbie�no�ci, prace b�d� kontynuowane. B��dem by�oby s�dzi�, �e namierza si� tylko tych, kt�rzy wykre�lili nazwisko towarzysza Stalina. Bynajmniej. Namierza si� wszystkich. Kto�, na przyk�ad, skre�li� nowego szefa NKWD, towarzysza Berj�. Kt� to taki? Nie kto Inny, jak pupilek �awrentija Berji, towarzysz Zawleniagin, dyrektor Kombinatu Polimetalurgicznego NKWD ZSRR w Norylsku. Ciekawe... Zdawa� by si� mog�o, �e ��czy ich niezachwiana przyja��, a tymczasem, gdy dochodzi do tajnego g�osowania... Towarzysz Stalin a� podskoczy�, gdy us�ysza� t� informacj�. Teraz najwa�niejsze, �eby towarzysz Beria przypadkiem si� nie dowiedzia�, jakiego ma ulubie�ca. Niech si� dalej przyja�ni�. No a Zawieniagin zas�u�y� sobie na specjaln� adnotacj�: stary czekista, przeszed� wszystkie czystki, wszelkie mo�liwe sprawdziany, i masz babo placek - uwierzy� w demokracj�, utraci� czujno��, postanowi� skorzysta� z prawa do skre�le�... Ale g�upk�w matka ziemia nosi! Takich to warto piel�gnowa� i ustawia� na w�a�ciwych stanowiskach. A mo�e krok towarzysza Zawieniagina nie wynika z g�upoty? W takim razie z czego? Mo�e to przed�miertny protest? Mo�e wyrachowanie? Ale z my�l� o czym? XII W berli�skich wi�zieniach s� wspania�e �a�nie. Sterylna czysto��, �agodne �wiat�o, �wie�e powietrze, rozpalone piece. Najpierw mocny prysznic, potem czarodziejowi zaaplikowano solidny masa�, znowu prysznic, a na koniec rozgrzana �a�nia parowa. Z piwem. Piwo w ma�ych zielonych butelkach zanurzonych w drewnianym ceberku z lodem. Du�o butelek. Dla unikni�cia mo�liwych nieporozumie� trzeba po czyni� jedno zastrze�enie: to nie jest �a�nia og�lnie dost�pna. Nawet nie dla stra�nik�w. �a�nia jest przeznaczona dla wy�szego kierownictwa, dla naczelnika wi�zienia i jego zwierzchnik�w. Wci�ni�to j� mi�dzy kot�owni� i mur okalaj�cy wi�zienne bloki. A za murem nie ma berli�skiej ulicy, lecz jest jeszcze jedno wi�zienie. Dla kobiet. S� to jakby dwa oddzielne wi�zienia, tyle �e wsp�lnie administrowane, ze wsp�lnym zapleczem gospodarczym. Po to �eby nie prowadzi� osobnych pralni czy gabinet�w rentgenowskich. Dlatego tutaj, w pobli�u �a�ni, wci�ni�tej jak plomba mi�dzy zabudowania, dwa wi�zienia zlewaj� si� niejako w jedn� ca�o��. W�a�nie tutaj wyl�dowa� nasz czarodziej. Jako� bardzo szybko przekwalifikowano go z aresztanta na inspektora nadzoru. W Berlinie jest to jedna z �elaznych regu�: inspektorzy mog� zjawia� si� o ka�dej porze dnia i nocy. Dlatego 24 godziny na dob� �a�nia (bynajmniej nie ukryta, tyle �e nie figuruj�ca w �adnym oficjalnym zestawieniu pomieszcze� wi�ziennych) pozostaje w stanie ci�g�ej, dziesi�ciominutowej gotowo�ci do przyj�cia dowolnej komisji. Ledwie brama si� otworzy, ledwie limuzyny komisji wtocz� si� na dziedziniec - a ju� w �a�ni para bucha na ca�ego. I cebrzyk z atrakcjami przygotowany, wedle gustu, do wyboru, do koloru. Wiele rozmaitych niespodzianek spotyka klient w tej �a�ni... Ale czarodziej �pieszy� si�. Ograniczy� si� do piwa. I pi� wstrzemi�liwie, tylko tyle, �eby zaspokoi� pragnienie. I powtarza� w my�lach: "Nie zasn��! Nie zasn��! Nie zasn��!". XI No dobrze, a co zrobi�, je�eli delegat na zjazd, korzystaj�c z prawa do tajno�ci g�osowania, wykre�li Wielkie Nazwisko, natomiast nie wpisze innego na to miejsce? Je�eli nie zostawi autografu? Przecie� trudno uzna� jedno skre�lenie za wiarygodn� pr�bk� charakteru pisma. Grafolog niewiele tu zdzia�a. Czy mo�na zda� si� wy��cznie na opini� rzeczoznawc�w od stal�wek? Nie, towarzysze. Jest kilka ekspertyz. Najwa�niejsza, to ekspertyza paluszk�w. Listy kandydat�w nie s� wydrukowane na zwyk�ym papierze. To bardzo specjalny papier. Sprowadzono go ze Szwecji. Spo�r�d setek rozlicznych pr�bek wybrano taki, na kt�rym najlepiej odznaczaj� si� odciski palc�w. Jak na szkie�ku. Ale przecie� w drukarni, kiedy drukowano listy wyborcze... A w�a�nie, �e nie. Drukowano je w specjalnej powielarni. Drukowano ze znawstwem rzeczy. I na Kreml te� dostarczono ze znawstwem. I rozk�adano je na sto�ach z zachowaniem specjalnych �rodk�w. A zatem do chwili wydania listy delegatowi, na kartce nie ma �adnych odcisk�w palc�w. Teoretycznie na kartce mog� si� znale�� jedynie linie papilarne samego towarzysza delegata: odebra�e� list�, skre�li�e� jednego, wpisa�e� drugiego -1 wrzucaj do urny. Karteczka nie ma szans trafi� w obce r�ce. Komisja skrutacyjna siedzi przy samych urnach, pilnie strze�e porz�dku. �eby jakie� cudze paluchy nie chapn�y za kartk�. No, a ta �mieszna dziewuszka z odznak� spadochronia