6092
Szczegóły |
Tytuł |
6092 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6092 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6092 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6092 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eliza Orzeszkowa
Dobra pani
Prowadzone za r�k� przez Janow�, zone mularza, wesz�o male�stwo do pi�knego salonu pani Eweliny Krzyckiej wyl�k�e i zachwycone, drobnymi kroczkami drepcz�ce
po �liskiej posadzce, gotowe - stosownie do okoliczno�ci - wybuchn�� p�aCzern albo i �miechem. Koralowe usteczka dr�a�y i krzywi�y si� do p�aczu, wielkie,
szafirowe �renice pali�y si� od zdumienia i ciekawo�ci, a �licznie wykrojone czo�o otacza�y g�ste, g�ste w�osy z barw� i gor�cymi po�yskami ciemnego z�ota.
By�a to pi�cioletnia dziewczynka, bardzo �adna. Obok prowadz�cej j� barczystej i silnej kobiety w swej perkalowej, d�ugiej a� do ziemi sukienczynie przypomina�a
bia�awego motyla ze zwini�tymi skrzyd�ami. O kilka krok�w od progu drgn�a z przestrachu i ju�, ju� krzykn�� mia�a wniebog�osy zapewne, lecz nagle wra�enie
trwogi ust�pi�o snad� przed uczuciem rado�ci, bo gwa�townie wyrywaj�c r�k� sw� z grubej d�oni Janowej i przysiadaj�c na posadzce ze �miechem i czu�o�ci�
niezmiern� wo�a� zacz�a:
- Ciucia! ciucia!
Pierwsze spotkanie, gro�nie zrazu zapowiadaj�ce si�, przybra�o charakter ca�kiem przyjacielski. Malutki pi�czerek, kt�ry rzuci� si� by� na wchodz�ce osoby
z zajad�ym i piskliwym szczekaniem, stan�� przed siedz�cym na ziemi dzieckiem i wpatrywa� si� w nie zacz�� par� czarnych, b�yszcz�cych, poj�tnych oczu.
Dziecko zatopi�o w �nie�nej, ogromnej jego szer�ci dwie malutkie, czerwone r�czki. Lecz w tej�e chwili nad dwojgiem zaznajamiaj�cych si� z sob� istot stan�a
kobieta oko�o czterdziestoletnia, jeszcze pi�kna brunetka, wysoka i czarno ubrana. Mularzowa schylona we dwoje ca�owa�a bia�� jej r�k�.
- Helka! Czernu� wielmo�n� pani� w r�k� nie ca�ujesz! patrzcie j�! z psem si�- ju� bawi! Niech wielmo�na pani. nie gniewa si� na ni�! To jeszcze takie g�upie!
Ale pani Ewelina gniewa� si� ani my�la�a. Przeciwnie, czarne oczy jej pe�ne ciep�a i czu�o�ci z wyrazem zachwycenia tkwi�y w twarzyczce dziecka, kt�r� Janowa
grub� sw� r�k� ku niej wznosi�a. Helka mia�a teraz �zy w szafirowych �renicach i obydwoma r�kami trzyma�a si� sp�dnicy Janowej.
- Robili�my, wielmo�na pani, dla dziecka tego wszystko, co�my mogli, ale zwyczajnie u biednych ludzi, grzeczno�ci nie nauczy�a si�... Ot, teraz dopiero
Pan B�g los jej zsy�a... sierocie!
- Sierota! - ze wzruszeniem powt�rzy�a pani Ewelina i pochylona nad dzieckiem chcia�a zapewne wzi��� je w ramiona.
Lecz nagle cofn�a si�. Wyraz lito�ci twarz jej okry�.
- O! biedactwo! Jak�e to ubrane! - zawo�a�a - sukienka d�uga a� do ziemi!...
Za�mia�a si�.
- A koszula jaka gruba i w�osy!... Ona ma cudowne w�osy, ale kt� to takiemu dziecku splata warkocze!... Trzewiczki jakie grube i bez... bez po�czoszek...
Wyprostowa�a si�, palcem dotkn�a srebrnego dzwonka, na przeci�g�y, ostry d�wi�k kt�rego Helka za�mia�a si�, a Janowa szeroko otworzy�a oczy.
- Panny Czernickiej! - rzek�a kr�tko do zjawiaj�cego si� w drzwiach lokaja.
W mgnieniu oka po�piesznym bardzo krokiem wesz�a kobieta trzydziestoletnia, w czarn�, obcis�� sukni� ubrana, wysoka, chuda, z cer� ciemn� i zwi�d��, z czarnymi
w�osami spi�tymi z ty�u g�owy wysokim szyldkretowym grzebieniem. Od progu bystre jej oczy obrzuci�y mularzow� i przyprowadzone przez ni� dziecko chmurnym
wejrzeniem, lecz gdy znalaz�a si� o kilka krok�w od pani swej, wzrok jej zab�ysn�� najpi�kniejsz� pogod�, a na w�skich, zwi�d�ych wargach osiad� pokorny
i przymilaj�cy si� u�miech. Pani Ewelina, o�ywiona bardzo, zwr�ci�a si� wnet do niej:
- Moja Czernisiu, widzisz, to owo dziecko, o kt�rym wczoraj ci m�wi�am. Przypatrz si� tylko! co to za rysy... jaka delikatno�� cery... a oczy... w�osy...
gdyby tylko troszeczk� uty�a i nabra�a rumie�c�w, mo�na by j� drugiemu jakiemu� Rafaelowi za model do cherubinka przedstawi�... Przy tym sierota!... wiesz,
jakim wypadkiem znalaz�am j� u tych poczciwych ludzi... w takim smutnym domostwie... wilgotnym, ciemnym.... Za�wieci�a mi tam przed oczami jak per�a na
�mietnisku... B�g m j� zes�a�... Ale moja Czernisiu! trzeba j� wyk�pa�, uczesa�, ubra�... zmi�uj si�! za godzin�, za dwie najdalej, niech mi to dziecko
zupe�nie inaczej wygl�da.
Czernicka u�miechn�a si� rozkosznie, r�ce u piersi gestem zachwycenia splata�a, na znak po�piesznego przytwierdzania wszystkiemu, co pani jej m�wi�a, g�ow�
trz�s�a. Pani Ewelina by�a w humorze wybornym. W wyborny te� humor wpad�a chmurna i pos�pna u wej�cia panna s�u��ca. Jak wprz�dy 3elka przed pieskiem,
tak teraz ona przed Helka na ziemi przysiad�a i do dziecka, dziecinne szeplenienie na�laduj�c, szczebiota� zacz�a. Potem z trudno�ci� wielk�, lecz starannie
ukryvan� pochwyci�a Helk� w swe suche, spr�yste ramiona, znad :iemi unios�a, do piersi przycisn�a i twarz jej �wiszcz�cymi po:a�unkami okrywaj�c z salonu
j� wynios�a. Pani Ewelina, rozpromieniona i od �ez rozrzewnienia zaledwie wstrzyma� si� mog�ca, przez chwil� jeszcze rozmawia�a z Janow�, kt�ra niemiern�
dobroci� jej o�mielona i tak�e rozrzewniona p�aka�a po raz wt�ry opowiada�a histori� Helki, sieroty po krewniaku ej, tak samo jak m�� jej mularzu7 kt�ry
z rusztowania spad�szy zabi� si� na �mier�, po czym pr�dko i �ona jego, a Helki matka, z cholery umar�a� Sierota po ojcu i matce! Obie kobiety, wdowa po
bogatym panu i �ona mularza, rozrzewni�y si� do �ez na d�wi�k tego s�owa. Pani Ewelina chwali�a bardzo Janowej i m�owi jej uczucie chrze�cija�skiego mi�osierdzia,
z jakim przytuli�a do siebie to biedne a tak �liczne dziecko; Janowa s�awi�c dobro� i mi�osierdzie pani Eweliny, dziecko to pod sta�� opiek� sw� przyjmuj�cej,
policzki swe, i bez tego czerwone, io krwistej barwy r�kawem lustrynowego kaftana natar�a. Sko�czy�o si� na tym, �e mularzow� by�aby na kl�czki przed pani�
Ewelina upad�a, aby skraj sukni jej, niby �wi�tej, uca�owa�, lecz pani Ewelina powstrzyma�a j� s�owami, �e przed Bogiem tylko na kl�czki upada� trzeba,
po czym prosi�a mularzow�, aby wzi�a od niej kilka rubli na cukierki dla dzieci swoich. Teraz Janowa za�mia�a si� przez �zy rubasznie i weso�o.
- Dam ja im cukierki! - zawo�a�a - albo to pa�skie dzieci, �eby im cukierk�w trzeba by�o. Je�eli ju� wielmo�na pani tak �askawa, to za pieni�dze te sprawi�
Wiekowi buty, a Marylce i Ka�ce chusteczki na g�owy...
Na koniec po�egna�y si�. Janowa w powrocie do chaty swej ze dwadzie�cia razy zatrzyma�a si� na ulicach miasta przed dwudziestu napotkanymi osobami s�awi�c
anielsk� dobro� i mi�osierdzie pani Eweliny. Pani Ewelina za� po odej�ciu Janowej osun�a si� na kanap� i wspar�a na bia�ej d�oni czo�o obci��one t�skn�
i zarazem rozkoszn� zadum�. O czym my�la�a? O tym zapewne, �e B�g w nieprzebranej dobroci swej zes�a� na mroczn� i ch�odn� drog� jej �ycia ciep�y i jasny
promie� s�o�ca... Promieniem tym mia�a jej by� odt�d �liczna ta sierotka wypadkiem wczoraj znaleziona, a dzi� za c�rk� przez ni� przybrana. O, jak�e ona
kocha� b�dzie to dziecko! Czuje to po przy�pieszonym oddechu swej piersi, po tej fali �ycia i m�odo�ci, kt�ra, zda si�, nagle nape�ni�a ca�� jej istot�
i a� wzdyma�a serce. By�o ju� jej tak pusto i nudno na �wiecie, czu�a si� tak samotn�, taki grobowy ch��d j� ogarnia�. Ju�, ju� zastygn��, zestarze�, w
martw� apati� lub w ciemn� melancholi� wpa�� mia�a, gdy oto Opatrzno�� dowiod�a jej raz jeszcze, �e czuwa nad ni�, �e w�r�d najg��bszej nawet niedoli ufno�ci
w czuwanie to tracie nie nale�y... Byleby Czernisia pr�dko oczy�ci�a i ubra�a tego anio�ka...
Tu zaduma pani Eweliny przerwan� zosta�a przez dwie kosmate �apki, kt�re wspinaj�c si� na jej kolana zapl�tywa�y si� w koronki jej sukni, a ostrzem pazurk�w
dosi�ga�y jej r�ki. Obudzona, wzdrygn�a si� i gniewnym gestem odtr�ci�a od siebie natr�tnego pieska. On gniew jej wzi�� za weso�e �arty. Zbyt d�ugo snad�
by� kochanym, aby m�c �atwo w odtr�cenie uwierzy�. Zaskomli� rado�nie i znowu kosmatymi �apkami dar� koronki i drapa� at�asow� r�k� swej pani. Tym razem
poskoczy�a z kanapki, zadzwoni�a.
- Panny Czernickiej! - rzek�a do zjawiaj�cego si� lokaja.
Czernicka wbieg�a zdyszana, z rumie�cami na ciemnych policzkach, z r�kawami czarnej sukni zawini�tymi po �okie�.
- Moja Czernisiu! we�, prosz� ci�, Elfa i niech on tam przy tobie, w garderobie, zawsze ju� b�dzie. Drze mi koronki, nudzi mi�...
Kiedy panna s�u��ca schyli�a si�, aby wzi��� pieska, na w�skich wargach jej przemkn�� u�miech szczeg�lny. By�o w nim troch� szyderstwa, troch� smutku. Elf
warkn��, cofn�� si� i przed ujmuj�cymi go ko�cistymi r�kami uciec chcia� na kolana swej pani. Ale pani Ewelina usun�a go z lekka, ko�ciste za� r�ce pochwyci�y
tak mocno, �e a� zaskomli�. Czernicka bystre spojrzenie przez mgnienie oka zatopi�a w twarzy swej pani.
- Jaki ten Elf zrobi� si� niezno�ny... - szepn�a nie bez pewnego wahania w g�osie.
- Niezno�ny! - powt�rzy�a pani Ewelina i z gestem niech�ci doda�a: - nie pojmuj� ju�, jak mog�am tak bardzo lubi� takie nudne stworzenie...
- O! on by� kiedy� wcale innym!
- Nieprawda�, Czernisiu, wcale by� innym. By� kiedy� prze(�licznym... Ale teraz...
- Teraz zrobi� si� nudnym...
- Okropnie nudnym... We� go do garderoby i niech si� ju� nigdy nie pokazuje w pokojach...
Czernicka by�a ju� u progu, gdy us�ysza�a znowu:
- Czernisiu!
Odwr�ci�a si� z po�piechem pokornym l przymilonym u�miechem.
- C� tam z nasz� ma��?
- Wszystko b�dzie wedle rozkaz�w pani. W �azience wanna ju� gotowa, Paulina k�pa� b�dzie Helk�...
- Panienk�! - od niechcenia przerwa�a pani Ewelina.
- Panienk�... Ja kroj� sukienk� z tego b��kitnego kaszmiru, co to w komodzie...
- Wiem, wiem...
- Kazimiera pobieg�a do sklepu z obuwiem, Janka pos�a�am do sklepu z gotow� bielizn�... sukienk� cho� sfastryguj� tymczasem... tylko prosz� pani� o koronki,
wst��ki i pieni�dze na wszystko...
Koronek, wst��ek, tiul�w, gaz, kaszmir�w, at�as�w pe�no by�o w szafach i komodach nape�niaj�cych sob� kilka pokoj�w obszernej i pi�knie urz�dzonej willi
pani Eweliny, Czernicka do�� d�ugo otwiera�a i zamyka�a szafy i szuflady nie przestaj�c przecie� ani na chwil� �ciska� w d�oni banknotu sporej warto�ci.
Potem by� w garderobie wielki gwar za�artego targowania si� i kupowania; potem jeszcze spora cz�� wyj�tych z szaf i kom�d przedmiot�w, jako te� cz��
warto�ci rozmienionego banknotu znik�y w przepa�cistym kufrze stanowi�cym osobist� w�asno�� panny s�u��cej. Na koniec z wypogodzon� twarz�, widocznie zadowolona
zyskiem z przybycia do domu sierotki otrzymanym, po�piesznie zacz�a ona fastrygowa� i szpilkami upina� napr�dce sporz�dzon� sukienk�. Nazajutrz dopiero
krawcy, szewcy i szwaczki rozpocz�� mieli formaln� robot� oko�o garderoby panienki. Tymczasem za� panienka ta wyk�pana i uczesana, lecz jeszcze w grubej
koszulinie swej i z bosymi n�kami siedzia�a w pokoju Czernickiej na ziemi �r�d najczulszych pieszczot z Elfem zapomina� zdawa�a si� o ca�ym �wiecie.
O ca�ym �wiecie te� zapomnia�a utopiona w g��bokiej zadumie pani Ewelina. Zadumy tej nic ju� teraz nie przerywa�o. W obszernym salonie, �wietnym od przystrajaj�cych
go zwierciade�, obraz�w i p�sowych adamaszk�w, panowa�a cisza g��boka. Przez wp�otwarte portiery wida� by�o kilka wi�kszych i mniejszych pokoj�w pogr��onych
r�wnie� w ciszy i p�cieniu. Uko�ne promienie zachodz�cego letniego s�o�ca wnikaj�c przez szczeliny zapuszczonych �aluzji �lizga�y si� tu i �wdzie po �cianach,
kobiercach i z�oconych ramach obraz�w. Zza okien dochodzi�y "ironie rozkwit�ych r� i �wiegoty ptastwa, w g��bi domu, w sali jadalnej, z cicha pobrz�kiwa�y
ustawiane do wieczerzy naczynia.
Pani Ewelina duma�a o swe] niedoli. Nie przesadza�a bynajmniej, my�l�c �e jest bardzo nieszcz�liw�. Istotnie, wdowa od lat wielu, bezdzietna, z sercem
gor�cym a samotnym, nie by�a nawet tak bogat�, aby m�c zawsze przebywa� tam, gdzie �ycie przedstawia�o dla niej najwi�cej jeszcze urok�w, a najmniej smutk�w
i znudzenia. Maj�tek jej by� wprawdzie znacznym, nie tyle jednak, aby k�opoty i interesy r�ne nie przykuwa�y j� niekiedy i na czas pewien do tak brzydkiego,
smutnego, nudnego miejsca, jakim jest Ongr�d. Teraz szczeg�lniej z pi�knymi i obszernymi dobrami, posiadanymi przez ni� w okolicach Ongrodu, sta�o si�
co� niezwyk�ego. By�y tam jakie� umowy do zawarcia, jakie� d�ugi do sp�acenia, jakie� nieuniknione gospodarskie wydatki do poniesienia - a wszystko to
odejmowa�o pani Ewelinie wszelk� mo�no�� wyjechania za granic� albo przynajmniej zamieszkania w najwi�kszym z miast krajowych. Przeby�a wi�c tu blisko
ju� dwa lata, lata ci�kie, nu��ce. Obca wszystkiemu i wszystkim, otoczona prozaicznymi widokami ma�ego miasta, t�skni�ca do wznios�ych artystycznych uciech,
kt�re stanowi�y dot�d najwi�kszy urok jej �ycia, a kt�rych naturalnie tu ca�kiem pozbawion� by�a, �y�a ona jak pustelnica, zamkni�ta w willi swej z obrazami
swymi, fortepianem, Czernisi� i Elfem. �ycie jej tu o tyle czyste by�o, o ile smutne, a jednak spok�j sumienia nie by� zupe�nym. Nie czyni�a nic dobrego
i wyrzuca�a to sobie cz�sto i gorzko. ��dza czynienia dobrze by�a jedn� z naj�ywiej drgaj�cych strun jej ducha. Dobroczynno�� si�ga�a w niej stopnia nami�tno�ci
i wiele, wiele razy w �yciu przynosi�a jej uciechy moralne zast�puj�ce szcz�cie, kt�rego nie zazna�a nigdy. Lecz... bywa�o tak gdzie indziej. Tu nie wiedzia�a
nawet, jak i co czyni�, aby najg��bsz� potrzeb� szlachetnego serca swego zaspokoi�. Wprawdzie, kiedy niekiedy tym i owym dawa�a ona hojne ja�mu�ny, ale
nie czyni�o to zado�� sercu jej ani wype�nia�o czasu, ani zadowolni� mog�o sumienia. Ona w wielkich miastach przywyk�a do dobroczynno�ci pracowitej, czynnej,
pod wodz� �wiat�ych kierownik�w duchownych dokonywanej, a oddaj�ce si� jej osoby prowadz�cej na strychy wysokich kamienic, w ciemne suteryny, do przytu�k�w
i ochron, nad stoliki ze srebrnymi tacami w przedsionkach �wi�ty� umieszczone itp. Niedostatek sposob�w do wykonywania takiej w�a�nie dobroczynno�ci dr�cz�c
j� dolewa� jedn� wi�cej kropl� do gorzkiego jej kielicha. Nagle w Ongrodzie uformowano tak zwane Towarzystwo Dam Dobroczynnych. Pani Ewelina jako najmaj�tniejsza
zapewne mieszkanka miasta do wzi�cia udzia�u w czynno�ciach towarzystwa tego wezwan� zosta�a. By�a to pierwsza rado��, jakiej od lat dwu dozna�a. B�dzie
wi�c mog�a czyni� dobrze! Si�y serca, kt�rych tyle czu�a w sobie, znajd� dla siebie uj�cie jakie�! Oko jej zazna jeszcze rosz�cej je zazwyczaj na widok
n�dz ludzkich �zy lito�ci i rozrzewnienia! O ucho jej obij� si� dzi�kczynne i b�ogos�awi�ce wyrazy tych, po�r�d kt�rych zjawi si� niby anio� pomocy i pocieszenia!
Stan�a na wezwanie natychmiast. Wskazano jej dzielnic� miasta, w kt�rej wyszukiwa� mia�a ubogich. Szuka�a. Szukaj�c zasz�a wypadkiem do domostwa zamieszkiwanego
przez rodzin� mularza i zobaczy�a Helk�. Dziecko przedstawi�o si� jej w malowniczej jakiej� pozie. Bawi�o si� podobno z psem czy kotem, czy mo�e siedzia�o
przed progiem chaty oblane s�o�cem, kt�re we w�osach jej rozpala�o ogniste b�yski, czy mo�e jeszcze zdumione widokiem powozu, koni i pi�knej, strojnej
kobiety, stan�o w progu jak wryte i utkwi�o w niej dwoje �renic, w kt�rych ona dojrza�a upalny szafir w�oskiego nieba - do��, �e od razu wyda�o si� jej
niezwyk�ym, prze�licznym i �e gdy przy�o�y�a usta swe do policzka dziecka, na kt�rym istnia�y jeszcze �lady tylko co jedzonego krupniku ze s�onin�, pomimo
�lad�w tych serce jej uderzy�o �ywiej i na d�wi�k wym�wionego przez Janow� -wyrazu: "sierota!" �za lito�ci i rozrzewnienia zrosi�o jej oko. Zapragn�a
dziecka tego, zapragn�a go na wy��czn� sw� w�asno�� z zapa�em i moc� duszy nami�tnej jak wulkan a samotnej jak ��d� na burzliwych przestworzach morza
zb��kana... Teraz przedmiot ten pragnie� jej by� ju� pod jej dachem. Oddano go jej na zawsze i zaprawd�, bez trudno�ci! Teraz kochaj�c dzieci� to uspokoi
t�skni�ce swe serce, a os�aniaj�c je macierzy�skimi skrzyd�y zadowolni sumienie swe rozkazuj�ce jej czyni� dobrze!... Lecz gdzie� ona jest, prze�liczna
dziecina ta? Gdzie jest ten zes�any jej przez Opatrzno�� anio� pociechy i ukojenia? Dlaczego Czernisia nie przyprowadza jej dot�d? Biedactwo! jeszcze pewnie
nie ubrane! Ale �e umyte ju� i wyk�pane, to pewna. Trzeba by p�j�� do pokoju Czernickiej, u�cisn�� je, uca�owa�, do serca przytuli�...
Zerwa�a si� z kanapki, bieg�a przez salon i w po�owie drogi ze splecionymi u piersi r�kami stan�a. W drzwiach przeciwleg�ych ukaza�a si� Czernicka prowadz�ca
za r�k� Helk�, ale jak�e zmienion�! Jaka� metamorfoza! Bia�awy motyl ze zwini�tymi skrzyd�ami przemieni� si� w �wietnego kolibra. R�owe wst��ki niby pi�rka
czy skrzyde�ka pstrzy�y b��kitn� sukienk�. Z puch�w bia�ych koronek wysuwa�y si� okr�g�e n�ki oci�gni�te po�czoszkami delikatnymi jak sie� paj�cza a nikn�cymi
w malutkich, b��kitnych trzewiczkach; ogniste w�osy utrefione, woniej�ce trzyma�a w karbach opaska z szyldkretu. Strojem tym zachwycona i strwo�ona, woni�
ulataj�c� z w�os�w jej i koronek upojona, Helka sta�a u progu salonu z ustami znowu do p�aczu skrzywionymi, ze szczup�ymi ramionami sztywnie w obawie zgniecenia
sukni rozpostartymi w powietrzu, z oczami, kt�re to spuszcza�y si� ku cudownym trzewiczkom, to podnosi�y si� ku twarzy pani Eweliny nie�mia�e i wilgotne.
Pani Ewelina poskoczy�a i pochwyciwszy j� w obj�cia, teraz dopiero okrywa� j� zacz�a gor�cymi poca�unkami. Potem poprowadzi�a dziecko do sali jadalnej,
gdzie wraz z nim usiad�a przy stole zastawionym pi�kn� porcelan� i wybornymi przysmakami. W p� godziny potem Czernicka wchodz�c do jadalni znalaz�a Helk�
siedz�c� na kolanach nowej swej opiekunki i zupe�nie ju� z ni� spoufalon�. Niezmierna dobro� i czu�o�� pani Eweliny pr�dko bardzo wla�y w serce dziecka
�mia�o�� i ufno��. Z policzkami troch� zat�uszczonymi, nie krupnikiem ze s�onin� tym razem, ale ciastkiem z konfiturami, wyci�ga�a ona malutki paluszek
sw�j -ku r�nym nie znanym jej dot�d przedmiotom o nazw� ich pytaj�c.
- Co to? pani, co to?
- Fili�anka - odpowiada�a pani Ewelina.
- Fili-zian-ka... - z niejak� trudno�ci� powtarza�a Helka.
- A po francusku nazywa si� to: la tasse!
- Tas, tass, tas-tas-tas! - szczebiota�a Helka.
Kobieta i dziecko mia�y poz�r istot doskonale szcz�liwych. Czernicka ze sw� szklank� herbaty opuszczaj�c jadalni� u�miecha�a si� w spos�b sobie w�a�ciwy,
troch� szyderski, troch� smutny.
Takim by� pierwszy dzie� pobytu Helki w domu pani Eweliny, a po nim nast�pi� d�ugi, d�ugi szereg dni podobnych lub mo�e dla kobiety, zar�wno jak dla dziecka,
jeszcze szcz�liwszych. Bawi�y si� z sob� wybornie. W letnich miesi�cach po �adnym ogrodzie will� otaczaj�cym od rana do wieczora prawie fruwa�a dziewczynka
do barwnego kolibra podobna. Drobne, wykwintnie obute jej stopki obiega�y po �wirowanych �cie�kach klomby nape�nione kwiatami; z�otymi w�osy okryta i ukwiecona
jej g��wka przesuwa�a si� nad niskimi grupami zieleni jak napowietrzne, anielskie zjawisko. Szczebiot i �miech dzieci�cy rozbrzmiewa� daleko, a� za �elazne
sztachety przedzielaj�ce ogr�d willi od zamiejskiej ulicy. Pani Ewelina, na obszernym i ozdobnym ganku siedz�c godzinami ca�ymi, zapomina�a o ksi��ce trzymanej
w r�ku, �ciga�a wzrokiem malutk�, lekk�, strojn� istot�, uchem �owi�a ka�dy d�wi�k szczebiotu i �miechu, a czasem zbieg�szy ze wschod�w ganku zaczyna�a
goni� j� po �cie�kach ogrodu. Wtedy �r�d tej dziecinnej zabawy, kt�rej ca�ym sercem oddawa� si� zdawa�a, mo�na by�o spostrzec najlepiej, ile si� i �ycia
by�o jeszcze w tej ju� jednak niem�odej kobiecie. Policzki jej rumieni�y si�, czarne oczy p�on�y, kibic nabiera�a zwinno�ci i gi�tko�ci dziewcz�cej. Gonitwa
ko�czy�a si� zwykle rzuceniem si� Helki na szyj� pani Eweliny, wzajemnymi pieszczotami i d�ugim przesiadywaniem na kobiercu murawy, po�r�d kwiat�w, z kt�rych
uk�ada�y wsp�lnie bukiety i wie�ce. Za �elaznymi sztachetami na chodniku ulicy, przechadzaj�cy si� mieszka�cy miasta zatrzymywali si� cz�sto, usi�uj�c
przez otwory sztachet przypatrywa� si� �licznej grupie, kt�ra wydawa�a si� tym pi�kniejsz�, �e t�em jej by� pa�acyk: malowniczo po�r�d ogrodu bielej�cy,
a tym wi�cej rozrzewniaj�c�, i� wiedziano powszechnie, �e kobieta ta nie by�a matk� tego dziecka. Dwie te istoty ob'ce sobie krwi� a tak �ci�le z sob�
spojone najsilniejsze wra�enie wywiera�y w bia�e, zimowe dnie, gdy wchodzi�y do nat�oczonego ludno�ci� miejskiego ko�cio�a. Na t� malutk� ca�� w at�asach
i �ab�dzich puchach i na t� kobiet� w sobolach i aksamicie zwraca�o si� wtedy par� tysi�cy oczu ludzkich. R�ow� teraz i wiecznie u�miechni�t� t� dziecin�
por�wnywano do r�y wychylaj�cej si� ze �niegu, lecz jakie� por�wnanie znale�� mo�na by�o dla jej opiekunki? Nazywano j� po prostu: �wi�t�! Tak� opiek�
i mi�o�ci� otoczy� dzieci� obce, niskiego pochodzenia, sierot�! W taki spos�b u�ywa� bogactwa swego! By�o to istotnie godnym uwielbienia. Uwielbiano te�
powszechnie pani� Ewelin�, ilekro� �agodna i zadumana twarz jej przesuwa�a si� boczn� naw� wspania�ej �wi�tyni, -a u drzwi ko�cielnych stoj�ca Janowa,
zapa�em porwana, ca�� si�� obu swych �okci rozpycha�a �ci�ni�ty wko�o niej t�um, z �oskotem na kolana pada�a i poczciwe, b��kitne oczy swe topi�c w widzialnym
jej szczycie wielkiego o�tarza, a r�kawem �wi�tecznej algierki �z� na czerwonej twarzy rozcieraj�c g�o�no prawie wo�a�a:
- A szcz�cie wiekuiste niech jej �wieci na wieki wiek�w, amen.
Nieroz��czne w dzie�, nie rozstawa�y si� te� z sob� i w nocy. Ma�e, rze�bione z orzecha ��ko Helki, istne arcydzie�o stolarskiej sztuki, umieszczone by�o
tu� przy ��ku pani Eweliny. Na nim w�asnymi r�kami opiekunki swej rozebrana i w batystow� nocn� koszulk� przyobleczona, na webowej, haftami okrytej po�cieli
Helka usypia�a codziennie cichym, u�miechni�tym snem doskonale szcz�liwej istoty. Pani Ewe�ina, uk�adaj�c j� do snu, czyni�a nad ni� w powietrzu znak
krzy�a, po czym, gdy Czernicka uk�ada�a ko�dr� jej w malownicze draperie, m�wi�a:
- Jaka ona �liczna, Czernisiu!
- Jak anio�ek - odpowiada�a panna s�u��ca.
Czasem Helka nie �pi�ca jeszcze rozmow� t� s�ysza�a, z bia�ych puch�w po�cieli wybucha� g�o�ny �miech dzieci�cy przerywany wo�aniem:
- Pani �liczniejsza! �liczniejsza! �liczniejsza!
- Co ona bredzi, Czernisiu! - z g��bokim zadowoleniem u�miecha�a si� pani Ewelina.
- Co to za rozum w tej dziecinie! Jak ona pani� kocha! - podziwia�a Czernicka.
Przy tym przez ca�e dnie i wieczory w salonie, w ogrodzie i w sypialni odbywa�a si� wci�� prawie edukacja Helki. Pani Ewelina uczy�a j� m�wi� po francusku,
zgrabnie chodzi�, siedzie� i je��, �adnie ubiera� lalki, gustownie dobiera� kolory, do snu uk�ada� si� w pozycji pe�nej wdzi�ku, splata� r�czki i oczy
wznosi� w g�r� przy modlitwie. Wszystkie nauki te udzielane i przyjmowane by�y w�r�d harmonii i przyjacielsko�ci wzajemnej i zupe�nej. �r�d zabawy i �art�w
dziecko kszta�ci�o si� pr�dko i weso�o, po roku pobytu w domu swej opiekunki Helka p�ynnie ju� szczebiota�a po francusku, umia�a na pami�� mn�stwo francuskich
modlitewek i wierszyk�w, a gdy sz�a, bieg�a lub jad�a, Czernicka, spogl�daj�c na ni� z podziwem, do pani swej mawia�a:
- Co to za ruchy! jaka gracja! mo�na by doprawdy my�le�, �e panienka urodzi�a si� w pa�acu!...
- Tak ju� j� Pan B�g obdarzy�, moja Czernisiu - odpowiada�a pani Ewelina.
Co jednak pani� Ewelin� najbardziej w dziecku tym zachwyca�o, to szczeg�lny zmys� pi�kna, kt�ry objawia� si� w niej z dniem ka�dym wyra�niej. Istotnie,
Helka nabiera�a do rzeczy wytwornych i pi�knych zami�owania z nami�tno�ci� granicz�cego. Najl�ejsz� dysharmoni� kolor�w spostrzega�a natychmiast, najl�ejsza
warstewka py�u na posadzce dostrze�ona wstr�t w niej budzi�a; wybornie ju� ocenia�a stopie� pi�kno�ci ka�dego sprz�tu; gdy zm�czon� by�a i chcia�a spocz��,
umia�a wybra� i samej pani domu wskaza� sprz�t najwygodniejszy; par� razy gorzkimi �zami p�aka�a, gdy przyniesiono jej trzewiczki nie tak pi�kne, jak te,
o jakich marzy�a. Pani Ewelina z rozkosz� spogl�da�a na szybki ten rozw�j estetycznych sk�onno�ci dziecka..
- Moja Czernisiu - m�wi�a - jaki ona ma pop�d do wszystkiego, co pi�kne, jaka w niej delikatno�� natury i wra�liwo�� na ka�de dotkni�cie zewn�trznego �wiata.
M�j Bo�e! �ebym ja j� mog�a do W�och zawie��! Jak�eby to male�stwo szcz�liwym by�o pod tym �licznym niebem w�oskim, w tym rozkosznym klimacie, po�r�d
tych cudownych widok�w w�oskiej natury...
Marzenie zawiezienia Helki do W�och wzmog�o si� w pani Ewelinie bardziej jeszcze, gdy dnia pewnego odkry�a w niej ona talent, ale to widoczny i wielki talent
do �piewu. Helka mia�a ju� wtedy sko�czonych lat osiem i przeby�a w domu pani Eweliny blisko trzy lata. W pewien pogodny dzie� jesienny, na chwil� samotn�
pozostawiona, siedzia�a na ganku po�r�d stosu nagromadzonych tam dla niej poduszek i ubieraj�c lalk�, tak prawie du�� jak ona, w sukni� pi�kniejsz� jeszcze
od tej, kt�ra j� przystraja�a, nuci�a. Nuci�a jedn� z francuskich piosenek, kt�rych mn�stwo umia�a na pami��. Stopniowo nucenie jej przechodzi�o w �piewanie;
lalka z r�k jej na poduszki upad�a, a Helka z oczami utkwionymi w niebo, z r�kami splecionymi u piersi dono�nie i �a�o�nie wy�piewywa�a:
Le papillon s'envola,
La rose blanche s'effeuilla,
La la la la la la la...
G�osik jej by� istotnie czystym i silnym. Istotnie te� w gor�co kochanym i czule pieszczonym dziecku rozbudzi� si� musia�a uczuciowo�� gor�ca i rzewna,
bo smutne losy bia�ej r�y opiewa�a z przej�ciem si� i uczuciem takim, �e a� drobna pier� jej wznosi�a si� wysoko, a na ciemnoz�otej rz�sie b�ysn�a �za.
Pani Ewelina niewidzialnie spogl�daj�ca na ni� przez otwarte okno salonu ton�a w zachwycie i od dnia tego zacz�a wieczorami uczy� j� muzyki.
Wieczorami w ma�ym pokoju Czernickiej pali�a si� na stole lampa, zegar �cienny monotonnie t�tni� nad przepa�cistym kufrem, zza firanek ukazywa�o si� skromnie
zas�ane ��ko. Cicho tu by�o. Trzy garderobiane drzema�y nad robotami swymi lub cichutko szepta�y w przyleg�ym pokoju; z g��bi domu, z salonu, zalatywa�y
pojedyncze, przeci�g�e d�wi�ki poruszanych z kolei fortepianowych klawisz�w. Niekiedy ozwa�y si� dono�nie przez pani� Ewelin� wymawiane: f, g, h, itd.;
niekiedy gama dziecinnego �miechu, rzuci�a tu par� nut srebrnych albo przyciszone odleg�o�ci� da�o si� s�ysze� dziecinne �piewanie:
La rose blanche s'effeuilla,
La la la la la la la...
Na jasnym tle obfitego �wiat�a lampy posta� panny s�u��cej, wysoka, cienka, w obcis�� sukni� ubrana, z wysoko stercz�cym z ty�u g�owy grzebieniem, rysowa�a
si� w liniach ciemnych i ostrych. U n�g jej na mi�kkim, �adnym podn�ku w skurczonej i smutnej postawie le�a� Elf. Ramiona jej suche, r�kawami oci�gni�te
i d�ugie ko�ciste r�ce zwinnie i zgrabnie porusza�y si� oko�o le��cej na kolanach materii. Szy�a pilnie, lecz ilekro� odg�osy odbywaj�cej si� w sali lekcji
muzyki przylatywa�y do niej, chmurny wzrok jej sp�ywa� na lez�cego u st�p jej pieska; dotyka�a go z lekka ko�cem stopy i z w�a�ciwym sobie u�miechem m�wi�a:
- S�yszysz? Pami�tasz? I ty kiedy� tam by�e�?
Wkr�tce potem spe�ni�o si� pragnienie pani Eweliny; maj�tkowe interesy pozwoli�y jej wyjecha� na kilka miesi�cy za granic�, powioz�a do W�och swoj� Hele;
Hela uprosi�a o pozwolenie powiezienia z sob� Elfa. Czernicka pojecha�a tak�e.
* * *
Po up�ywie kilku miesi�cy w pi�kny dzie� letni willa pani, Eweliny, przez czas nieobecno�ci jej obumar�a, o�ywi�a si� znowu. W ogrodzie kwit�y pyszne astry
i lewkonie, salon ja�nia� swymi zwierciad�ami i p�sowymi adamaszkami, w sali jadalnej pobrz�kiwa�y z cicha szk�a i porcelany, pani Ewelina siedzia�a w
salonie zamy�lona bardzo, smutna nieco i t�skna. H�lki przy niej nie by�o, ale z g��bi domu od strony garderoby. dochodzi�y chwilami d�wi�ki dono�nego,
weso�ego jej g�osu i �miechu. Bawi�a si� w tej chwili wybornie. Czernicka siedz�c na pod�odze garderoby otwiera�a kufry podr�ne, wyjmuj�c z nich niezliczone
przedmioty do niezliczonych u�ytk�w przeznaczone, trzy garderobiane za� i mularzowa Janowa stoj�c doko�a w postawach pe�nych ciekawo�ci i zdumienia, przygl�da�y
si� z kolei panience i wydobywanym na jaw cudom europejskich rzemios�. Wszystkie twierdzi�y jednog�o�nie, �e panienka bardzo uros�a. Istotnie, Helka dosi�ga�a
wieku, w kt�rym dziewcz�tka nabieraj� szczeg�lnej i harmoni� kszta�t�w ich nadwer�aj�cej d�ugo�ci n�g. D�ugie, cienkie te nogi, przybrane w bardzo ciasne
i wysokie kamasze, czyni�y j� troch� niezgrabn�. Regularny owal jej twarzy nadwer�y� si� te� nieco przez lekkie wychudni�cie b�d�ce zapewne skutkiem d�ugiej
podr�y; odkryte ramiona jej by�y chude i czerwone. �liczne dziecko zacz�o przedzierzgiwa� si� w niezgrabnego podlotka, kt�rego jednak rysy, zapowiada�y
przysz�� pi�kno�� m�odej dziewczyny.
Mularzowa uwiadomiona o powrocie pani i panienki przez jedn� z garderobianych, u kt�rej to uprosi�a, wydziwi� si� nie mog�a naprz�d ma�ej krewniaczce swej,
a potem rzeczom jej wydobywanym z dwu oddzielnych t�umok�w. Przysiad�a na ziemi obok Helki, kt�ra pokazywa�a jej i t�umaczy�a wszystko.
- Drugi kapelusz... - wykrzykiwa�a - trzeci... czwarty... o! dla Boga! Wiele� ty, Helko, masz kapelusz�w?
- Tyle, ciotko, ile sukienek - t�umaczy�a Helka - do ka�dej sukienki jest stosowny dla niej kapelusz...
- Co to za pud�o?
- To neseser podr�ny...
- Na c� to?
- Jak to na co? Widzi ciotka, tu s� r�ne przegr�dki, a w nich wszystko, co potrzeba do mycia si�, czesania i ubierania... Oto grzebienie, myde�ko, szczoteczki,
szpilki r�ne, perfumy...
- Jezus, Maria! i to wszystko twoje?
- A moje! Pani ma taki sam neseser wi�kszy, a ja mniejszy...
W tej chwili Czernicka wydobywa�a z t�umoka lalki r�nej wielko�ci, jako te� i inne zabawki dziecinne najrozmaitszego rodzaju. By�y tam prze�liczne ptaki,
gdyby �ywe, osobliwe zwierz�tka, gospodarskie przyrz�dy srebrnie i z�oto po�yskuj�ce itp. Janowa usta szeroko otworzy�a, zarazem oczy jej nape�ni�y si�
smutkiem.
- M�j Bo�e! - szepn�a z westchnieniem - �eby to moje dzieciaki cho� zobaczy� to wszystko mog�y...
Helka popatrza�a na ni� chwil�, zamy�li�a si�, potem �ywo rzuci�a si� do swych zabawek i �achmank�w, z ferworem wielkim niekt�re z nich Janowej ofiarowuj�c.
- We�, ciotko, t� sow� dla Marylki a t� rybk� dla Ka�ki... dla Wicia niech b�dzie mo�e ta harmonijka... do niej tylko dotkn�� si� trzeba, a zaraz bardzo
�adnie zagra... We�, ciotko, we�! Pani nie b�dzie gniewa� si�, pani taka dobra i tak mi� kocha... We� jeszcze i t� r�ow� chusteczk� dla Marylki, a dla
Ka�ki t� b��kitn�... ja takich chusteczek mam du�o... bardzo du�o...
Janowa z oczami pe�nymi �ez pochwyci� chcia�a krewniaczk� w swe pot�ne ramiona, lecz l�kaj�c si� zgnie�� strz�piaste i skomplikowane jej ubranie, grub�
r�k� sw� tylko po at�asowej twarzyczce jej powiod�a. Podarunk�w nie przyj�a stanowczo, ale podnosz�c si� z ziemi rzek�a:
- Dobre z ciebie dziecko! Cho� na wielk� pani� ro�niesz, ale biednymi krewnymi, kt�rzy kiedy� przytulili ci� do siebie, nie pogardzasz...
Gdy Janowa m�wi�a to, Czernicka, pochylona dot�d nad kufrem, wyprostowa�a si� i pr�dko, dobitnie sarkn�a raczej, ni� wym�wi�a:
- Ej, moja pani Janowo! kto to mo�e wiedzie�, jakim jeszcze kiedy� b�dzie, wielkim czy ma�ym?
Janowa nie odpowiedzia�a nic, z rozrzewnionym bowiem �miechem ogl�da�a si� za Helk�, kt�ra chichoc�c i na swych d�ugich n�kach podskakuj�c, jak weso�a
i zwinna kotka kr�ci�a si� wko�o niej i wszystkie kieszenie odzie�y jej cukierkami napycha�a.
- To dla Marylki - wo�a�a - a to dla Ka�ki, a to dla Wieka... a to, ciotko, dla wujaszka Jana...
Nagle wzdrygn�a si� i posmutnia�a.
- Tutaj tak zimno! - nad�sanymi usteczkami wym�wi�a - we W�oszech daleko pi�kniej i milej... tam ci�gle s�o�ce �wieci... pogoda... takie pi�kne lasy pomara�czowe...
My tu z pani� d�ugo nie wytrzymamy... pewno znowu pojedziemy tam, gdzie tak ciep�o...
Czernicka wk�ada�a ju� na ni� mi�kki jak puch, ciep�y paltocik, ale Helka wyrwa�a si� z r�k jej.
- Aj! - zawo�a�a - jak ja d�ugo ju� pani nie widzia�am; p�jd� do pani! Adieu, ciotko!
I rzuciwszy r�czk� ca�usa Janowej pobieg�a w poskokach nuc�c dono�nie:
- P�jd� do pani... do mojej drogiej... do mojej z�otej... do mojej najmilszej...
- Jak ona kocha swoj� dobrodziejk�! - zwr�ci�a si� do Czernickiej Janowa.
Wieczoru tego pani Ewelina op�yni�ta zwojami bia�ego peniuaru siedzia�a przed gotowalni� smutna i t�skna. Helka w rze�bionym ��eczku swym, wp� zakopana
w puchach, batystach i haftach, g��boko ju� usypia�a; na gotowalni dwie �wiece dopala�y si� w wysokich lichtarzach; za fotelem pani Eweliny sta�a Czernicka
rozczesuj�c i do nocnego spoczynku uk�adaj�c krucze jeszcze i d�ugie w�osy swej pani. Po chwili milczenia pani Ewelina ozwa�a si�:
- Wiesz, moja Czernisiu, mam k�opot...
- Jaki�? z czym - tonem pe�nym czu�ej troskliwo�ci zapyta�a panna s�u��ca.
Po kr�tkiej chwili wahania pani Ewelina s�abym g�osem odpowiedzia�a:
- Z Hel�!
Do�� d�ugo potem milcza�y obie. Czernicka zwolna, lekko wodzi�a szczotk� po kruczych, jedwabistych w�osach. Twarz jej odbijaj�ca si� w zwierciadle gotowalni
okryt� by�a wyrazem zamy�lenia. Po chwlii ozwa�a si�:
- Panienka... ro�nie.
- Ro�nie, moja Czernisiu... i trzeba by ju� my�le� o jej edukacji. Guwernantki do domu nie wezm� za nic, bo nie cierpi� mie� w domu obce osoby... nie pojmuj�,
co uczyni�.
Czernicka znowu milcza�a chwil�. Potem z westchnieniem wym�wi�a:
- Jaka to szkoda, �e panienka nie jest ju� takim ma�ym dzieci�tkiem, jakim przyby�a tu do nas...
Pani Ewelina westchn�a tak�e.
- To prawda, moja Czernisiu, tylko takie ma�e dzieci s� prawdziwie mi�e i sprawiaj� rozkosz niezm�con�. Hela wysz�a ju� z najmilszego dzieci�cego wieku.
Trzeba ju� j� uczy�, strofowa�...
- Spostrzeg�am w�a�nie, �e od jakiego� czasu pani jest zmuszon� do�� cz�sto strofowa� panienk�...
- Naturalnie; charakter jej zmieni� si� znacznie. Sta�a si� kapry�n�... d�sa si� na mnie byle o co...
- Pani przyzwyczai�a panienk� do swej nadzwyczajnej dobroci...
- To prawda. Rozpie�ci�am j�. Nie podobna jednak tak� ju� du�� dziewczyn� pie�ci� tak, jak kiedy by�a tak� malutk�, zgrabniutk�... tak� przytuln�...
- Panience trudno dogodzi�... Dzi� rozgniewa�a si� na mnie bardzo za to, �e czesz�c j� mocniej troch� poci�gn�am pasemko w�os�w...
- Doprawdy? rozgniewa�a si� na ciebie? Pami�tam, �e i dawniej syka�a cz�sto i rzuca�a si� na krze�le, gdy j� czesa�a�, ale dop�ki by�a ma��, by�o to bardzo
zabawne i dodawa�o jej wdzi�ku... teraz sta� si� mo�e niezno�nym... Chcia�abym myli� si�, ale zdaje mi si�, �e... b�dzie z�o�nic�...
- Pani przyzwyczai�a panienk� do swej nadzwyczajnej dobroci - powt�rzy�a Czernicka.
Umilk�y. Czesanie w�os�w na noc mia�o si� ku ko�cowi. Z twarz� schylon� nad g�ow� swej pani, na kt�rej uk�ada�a leciuchny nocny czepeczek, Czernicka cichszym
znacznie i wahaj�cym si� g�osem ozwa�a si� jeszcze:
- Mo�e pani w tych dniach b�dzie mia�a go�ci...
- Go�ci! jakich�e, moja Czernisiu? kogo?
- Mo�e ten pan przyjedzie, na kt�rego koncercie pani by�a we Florencji i kt�ry potem przez kilka wieczor�w tak �licznie gra� u pani...
Ob�ok rumie�ca przep�yn�� po twarzy pani Eweliny, kt�r� d�uga podr� i p�na wieczorna godzina uczyni�y podobn� do zwi�d�ego kwiatu.
- Nieprawda�, Czernisiu, �e gra on prze�licznie! Jest to prawdziwy i wielki artysta!
O�ywi�a si�, g�os jej sta� si� silniejszym, przygas�e przedtem oczy b�ysn�y.
- A jaki pi�kny! - szepn�a Czernicka.
- Nieprawda�? o! ci W�osi: je�li kt�ry z nich pi�knym jest, to ju� pi�knym - jak marzenie...
Marz�cym krokiem przeby�a przestrze� dziel�c� gotowalni� od ��ka, a gdy by�a ju� rozebran� i gdy Czernicka uk�ada�a ko�dr� w malownicze fa�dy i draperie,
marz�cym g�osem m�wi� zacz�a:
- Moja Czernisiu! zmi�uj si�, dopilnuj, �eby wszystko w domu dobrze i �adnie uporz�dkowa�... Salon od�wie�ysz... tak jak to ty umiesz... bo ty masz wiele
dobrego gustu i zr�czno�ci... Mo�e... wypadkiem... ktokolwiek do nas przyjedzie.
Przez wiele nast�pnych wieczor�w pomi�dzy pani� Ewelina i Czernicka toczy�y si� przy gotowa�ni kr�tkie i urywane rozmowy:
- Czy zauwa�y�a�, Czernisiu, �e Hela szpetnieje.
- Zdaje mi si�, �e panienka nie jest ju� tak zgrabn�, jak by�a...
- Staje si� ca�kiem niezgrabn�... Nie pojmuj�, sk�d wzi�y si� u niej takie d�ugie nogi... broda jej te� wyd�u�y�a si� jako� dziwnie...
- Zawsze jednak panienka jest bardzo �adna...
- Nie b�dzie tak �adn�, jak mo�na by�o spodziewa� si� przed paru laty... M�j Bo�e! �e te� to czas ten leci, leci, leci i unosi z sob� wszystkie nadzieje
nasze...
Nazajutrz jednak twarz jej ja�nia�a bardzo b�og� nadziej�. Na gotowa�ni le�a� woniej�cy li�cik z W�och przyby�y.
- Moja Czernisiu! b�dziemy mia�y go�ci...
- Chwa�a Bogu! Pani weselej troch� b�dzie. Od powrotu z zagranicy pani ci�gle taka smutna...
- O! moja Czernisiu, czeg� bym wpso�� by� mia�a. �wiat ten tak jest smutny! Te szczeg�lnie dusze, kt�re goni� za idea�em, za doskona�o�ci�, wiecznie tylko
zawodzi� si� musz�...
Po chwili milczenia doda�a:
- Hela na przyk�ad... Co to by�o za �liczne, mi�e, zabawne dziecko... a teraz...
- Od powrotu naszego z zagranicy panienka ci�gle nad�sana jako�... czy smutna...
- Gdzie tam smutna! Czeg�by ona smuci� si� mia�a? D�sa si� na mnie za to, �e nie zajmuj� si� ni� tak ci�gle, jak dawniej... M�j Bo�e! czy� ja mog� przez
ca�e �ycie niczym innym nie zajmowa� si� jak tylko tym dzieckiem...
- Pani przyzwyczai�a panienk� do swej nadzwyczajnej dobroci - powt�rzy�a swoje Czernicka.
W samej rzeczy, Hela by�a smutn�, ale zarazem i d�sa�a si� straszliwie. Wypieszczone i od dawna samymi tylko rozkosznymi wra�eniami pojone jej nerwy rozstraja�y
si� pod wp�ywem �alu, z kt�rego przyczyny i natury nie zdawa�a sobie jasnej sprawy, lecz kt�ry co chwila pobudza� j� do p�aczu lub z�o�ci. Przy czesaniu
si� i ubieraniu krzycza�a teraz wniebog�osy prawie, tupa�a n�kami, �ciska�a pi�stki - ledwie �e nie bi�a Czernickiej. Kiedy pani Ewelina milczeniem lub
p�s��wkami odpowiada�a na pieszczotliwe jej szczebioty albo i zamyka�a si� przed ni� w swej sypialni, siada�a w k�cie salonu na niskim sto�eczku i skurczona,
z wyd�t� twarz�, szepc�c do samej siebie gniewne monologi zalewa�a si� �zami. Po czym oczy jej nabrz�k�e i czerwone sk�ania�y pani� Ewelin� do ostatecznego
wyrokowania, �e Hela jest z�o�nic� i widocznie szpetnieje. Czasem przychodzi�o jej na my�l robi� co� na z�o�� swej zoboj�tnia�ej dla niej opiekunce; kto
wie? tym sposobem mo�e zwr�ci� na siebie znowu jej uwag�. Gdy pani Ewe�ina z oczami wlepionymi w ksi��k� w najg��bsze popada�a zadumy, krokiem kocim, z
uko�nymi wejrzeniami skrada�a si� do fortepianu i zaczyna�a z ca�ej si�y obu r�kami uderza� w klawisze. Niegdy� kakofonta taka wykonana przez wychowank�
jej wywo�a�aby weso�y �miech pani Eweliny i sprowadzi�aby na dziecko grad ca�us�w. Teraz przecie� Helka by�a daleko mniej zabawn�, a pani Ewelina zapada�a
cz�sto w smutki i t�sknoty. Teraz zrywa�a si� ona, bieg�a ku dziecku i karci�a je surowymi napomnieniami, a niekiedy lekkimi uderzeniami po swawolnych,
r�czkach. Wtedy Helka rozp�akana i dr��ca pada�a przed ni� na kl�czki, ca�owa�a kolana jej i stopy wyszeptuj�c d�ugie, nami�tne litanie najczulszych nazw.
- Moja droga - m�wi�a - moja z�ota... moja najmilsza... prosz�... prosz�...
I z wniesionymi oczami, ze splecionymi r�kami kl�cz�c milk�a. Czu�a, g��boko i bole�nie czu�a, �e chce o co� prosi�, lecz o co i jak? Nie wiedzia�a.
W czasie jednej ze scen podobnych dnia pewnego lokaj zjawiaj�cy si� w drzwiach salonu oznajmi� go�cia z w�oskim nazwiskiem. Pani Ewelina, kt�ra z w�a�ciw�
sobie czu�o�ci� i dobroci� rozczula� si� ju� zaczyna�a pokorn� a pe�n� wdzi�ku postaw� dziecka i ju�, ju� w obj�cia swe pochwyci� je mia�a, na d�wi�k wym�wionego
nazwiska drgn�a, wyprostowa�a si� i spiesznie pod��y�a na spotkanie wchodz�cego do salonu pi�knego W�ocha i s�ynnego artysta Gdy wita�a go, u�miechy i
rumie�ce, kt�re twarz jej obla�y, uczyni�y j� podobn� do �wietnie rozkwit�ej r�y.
Wizyta trwa�a d�ugo, bo a� do p�nego wieczora. Gospodyni domu i go�� rozmawiali po w�osku z o�ywieniem wielkim, z widocznym i zobop�lnym pragnieniem wzajemnego
uprzyjemnienia sobie czasu. Niebawem przyniesiono wiolonczel�, pani Ewelina siedz�c przy fortepianie akompaniowa�a grze s�ynnego wiolonczelisty. W jednym
z przestank�w zacz�li rozmawia� z sob� ciszej ni� wprz�dy - by� mo�e nawet, i� mieli sobie co� poufnego i tajemnego do powiedzenia, bo g�owy ich k�oni�y
si� jedna ku drugiej, a W�och si�ga� po bia�� r�k� kobiec� niedbale na klawiszach spoczywaj�c�, lecz w tej�e chwili pani Ewelina usun�a si� i usun�a
r�k�, brwi jej �ci�gn�y si� w spos�b wyra�aj�cy przykre wra�enie, ze zniecierpliwieniem przygryz�a warg� i g�o�no o muzyce m�wi� zacz�a. Przyczyn� tego
gwa�townego wzburzenia duszy i fizjonomii by�o spotkanie si� oczu jej z par� utkwionych w niej szafirowych jak niebo w�oskie i jak to niebo ognistych oczu
dziecinnych. Hela, skurczona i cicha jak ptak zraniony, siedzia�a w pobli�u na niskim podn�ku i z cienia spadaj�cego na ni� od fortepianu wpatrywa�a si�
w opiekunk� sw� jak w t�cz�. We wzroku tym upornie w jeden punkt skierowanym by�a �a�o��, i trwoga, i pro�ba... I przez nast�pnych dni par� pani Ewelina
i go�� jej nie mogli powiedzie� sobie nic poufnego i tajemniczego; rozmowa ich toczy� si� musia�a po ubitych i odkrytych go�ci�cach, bo Hela, ani na chwil�
prawie nie opuszczaj�c salonu, rozumia�a wybornie i sama nawet nie�le m�wi�a po w�osku.
Po paru dniach pani Ewelina oczekuj�c mi�ego go�cia swego siedzia�a na kanapce z czo�em na d�oni wspartym, pogr��ona w t�sknej i zarazem rozkosznej zadumie.
O czym my�la�a? O tym zapewne, �e B�g w nieprzebranej dobroci swej zes�a� na mroczn� i ch�odn� drog� jej �ycia ciep�y i jasny promie� s�o�ca. Promieniem
tym sta� si� dla niej genialny i �liczny ten cz�owiek wypadkiem na szerokim �wiecie spotkany, a teraz za drogiego przyjaciela duszy i serca przez ni� przybrany.
O! jak�e on wa�n� rol� w istnieniu jej odegra! Czuje to po przyspieszonym oddechu swej piersi, po tej fali �ycia i m�odo�ci, kt�ra, zda si�, nagle nape�ni�a
ca�� jej istot� i a� wzdyma�a serce. By�o ju� jej tak pusto i nudno na �wiecie, czu�a si� tak samotn�, tak przez wszystko zawiedzion�. Ju�, ju� zastygn��,
zestarze�, w martw� apati� lub w ciemn� melancholi� popa�� mia�a, gdy oto Opatrzno�� dowiod�a jej raz jeszcze, �e czuwa nad ni�, �e w�r�d najg��bszej nawet
niedoli ufno�ci w czuwanie to traci� nie nale�y. Byleby tylko genialny, pi�kny i drogi przyjaciel ten przybywa� pr�dzej...
Tu zaduma pani Eweliny przerwan� zosta�a przez dwie ma�e r�czki, kt�re jak p�atki �niegu spad�y na czarne koronki jej sukni i nie�mia�o, b�agalnie jakby
pi�y si� ku jej szyi. Obudzona, wzdrygn�a si� i pow�ci�gaj�c zniecierpliwienie z lekka usun�a od siebie Hele. Ona usi�owa�a jeszcze zniecierpliwienie
Jej bra� za weso�y �art. Zbyt d�ugo kochan� by�a, aby m�c pr�dko w odtr�cenie uwierzy�. Za�mia�a si� z cicha, pieszczotliwie i znowu nie�mia�e r�czki topi�c
w koronkach pr�bowa�a dosi�gn�� i obj�� jej szyje. Tym razem pani Ewelina poskoczy�a z kanapki, zadzwoni�a:
- Panny Czernickiej!
Czernicka wbieg�a ze zwojem jedwabnej materii w r�kach, z pasemkiem jedwabiu na szyi, z mn�stwem szpilek w staniku sukni, zarumieniona silnie i �piesz�ca
si�. Od tygodnia przesz�o dyrygowa�a ona za�o�on� w garderobie fabryk� nowych sukien i wszelakich stroj�w.
- Moja Czernisiu, we� Hele i niech ona tam przy tobie b�dzie, kiedy u mnie s� go�cie. Przeszkadza mi rozmawia� z go��mi... Nudzi mi�...
- Panienka niegrzeczna!
Z tymi s�owami panna s�u��ca schyla�a si� nad dzieckiem, a po ustach jej wi� si� w�a�ciwy u�mieszek, troch� sarkastyczny i troch� smutny; pier� za� �ci�ni�ta
czarnym, ciasnym stanikiem drga�a ni to powstrzymywanym �miechem, ni to t�umion� z�o�ci�. Wzi�wszy r�k� Helki, kt�ra ze zbiela�� twarz� sta�a nieruchoma
jak s�upek, przez chwil� bystro patrza�a w twarz swej pani.
- Panienka zmieni�a si�... - wym�wi�a zwolna.
- Zmieni�a si� - powt�rzy�a pani Ewelina i wzdychaj�c, z gestem najwy�szego zniech�cenia doda�a: - nie pojmuj� ju� teraz, jak mog�am tak bardzo lubi� takie
nudne dziecko!...
- O! by�o ono kiedy� wcale inne!
- Nieprawda�, Czernisiu? wcale inne... by�a kiedy� prze�liczna... ale teraz...
- Teraz zrobi�a si� nudna...
- Okropnie nudna... We� j� i niech ju� ci�gle b�dzie przy tobie...
Czernicka wyprowadzaj�c za r�k� os�upia�� wci�� i jak p��tno zbiela�� Hele w progu jeszcze us�ysza�a:
- Czernisiu!
Odwr�ci�a si� z po�piechem pokornym i przymilonym u�miechem.
- C� tam z moj� morow� sukni�? dopilnuj, prosz� ci�, aby dzi� �adnie do slclu nakryli... rzu� te� okiem na deser... W�osi, wiesz? nic prawie pr�cz owoc�w
i lod�w nie jedz�...
- Wszystko b�dzie wedle rozkaz�w pani... prosz� tylko o klucz do materii i koronek i o pieni�dze na wszystko...
W pokoju Czernickiej cicho by�o. Zegar wisz�cy nad ogromnym kufrem wybija� w�a�nie p�nocn� godzin�. W pobli�u firanek os�aniaj�cych ��ko panny s�u��cej
biela�o pod �cian� �nie�nie us�ane z orzecha rze�bione ��eczko dziecinne. Na stole obok maszyny do szycia pali�a si� lampa, a na jasnym tle obfitego jej
�wiat�a ostro i ciemno rysowa�a si� posta� pilnie pracuj�cej kobiety. U n�g jej na �adnym podn�ku siedzia�a Hela piastuj�c na kolanach swych u�pionego
Elfa. Czernicka starannie uk�ada�a i pilnie zszywa�a kokardy z czarnej mory, lecz gdy z g��bi domu, z salonu, do ucha jej dolecia�y po��czone, p�acz�ce
tony fortepianu i wiolonczeli, chmurny wzrok sw�j utkwi�a w pochylonej nad pieskiem g�owie Heli, a palcem uzbrojonym w srebrny naparstek z lekka jej dotykaj�c
wym�wi�a:
- S�yszysz? pami�tasz? i ty kiedy� tam by�a�!
Dziecko podnios�o twarz znacznie od dni paru poblad�� i na starsz� towarzyszk� patrza�o w milczeniu oczami pe�nymi wros�ego w nie jakby zdumienia.
- C� tak oczy na mnie wytrzeszczasz? czeg� dziwisz si�? Och, posz�aby� lepiej spa�... Nie chcesz? My�lisz, �e ci� pani zawo�a! Niepr�dko to nast�pi. �al
mi ci� troch�. Chcesz? to opowiem ci jedn� d�ug�, �adn� bajk�...
Hela podskoczy�a na sto�ku tak, �e a� si� Elf obudzi�. Bajka! Niegdy� s�ucha�a cz�sto bajek opowiadanych jej przez pani� Ewelin�.
- Cicho, Elfku, cicho! no, nie �pij znowu! s�uchaj! bajka b�dzie d�uga i �adna.
Czernicka dziesi�t� z kolei wyko�czon� kokard� rzuci�a na st� i zaczynaj�c uk�ada� jedenast� spod brwi na rozweselone nieco dziecko spogl�da�a. Palce jej
dr�a�y troch� i wzrok pos�pnia�. Po chwili przyciszonym g�osem i zawzi�cie szyj�c zacz�a;
- By�a sobie razu jednego w szlacheckiej okolicy jednej m�oda przystojna dziewczyna. �y�a ona sobie szcz�liwie u rodzic�w swoich pomi�dzy bra�mi i krewnymi
swymi, pod b��kitnym niebem bo�ym i mi�dzy zieleni� kochanej ziemi, pracui�c ci�ko, to prawda, ale zdrowa, ho�a, rumiana i weso�a. By�o ju� jej lat pi�tna�cie
i ju� j� by� ch�opiec-s�siad za �on� sobie upatrzy�, gdy wtem wypadkiem zobaczy�a j� jedna bogata i bardzo dobra pani. Ta pani zobaczy�a m�od� t� dziewczyn�
raz w niedziel�, kiedy w �wi�tecznym ubraniu nios�a ona z lasu dzbanek poziomek. Zobaczy�a i zaraz bardzo pokocha�a. Za co? Nie wiadomo. Podobno dziewczyna
mia�a pi�kne oczy, mo�e te� do twarzy jej by�o na zielonej miedzy, w z�otej pszenicy, z czerwon� wst��k� przy kaftanie i dzbankiem poziomek w r�ku. Do��,
�e dobra pani przyjecha�a �licznym powozem przed chat� jej rodzic�w i - zabra�a j� sobie. M�wi�a, �e da jej edukacj�, w �wiat j� wprowadzi, los i szcz�cie
jej zapewni... Los... i szcz�...cie!
Dwa ostatnie wyrazy wym�wi�a przeci�gle, ze �wistem i rzuciwszy na st� jedenast� kokard� rozpocz�a uk�adanie dwunastej.
- C� dalej? co dalej? moja panno Czernicka, co dalej? - trzepota�o si� na sto�eczku dzieci�. Elf nie spa� tak�e i siedz�c na kolanach dziecka dwojgiem
czarnych, okr�g�ych oczu poj�tnie patrza� w twarz opowiadaj�cej.
- Dalej - by�o tak. Dobra pani kocha�a bardzo, ale to bardzo m�od� dziewczyn� przez calute�kie dwa lata. Trzyma�a j� wci�� przy sobie, ca�owa�a cz�sto,
uczy�a m�wi� po francusku, zgrabnie chodzi�, m�wi� i je��, paciorkami na kanwie wyszywa�... potem...
- Co potem? co potem?
- Potem zacz�a j� lubi� daleko ju� mniej, a� na koniec raz wypadkiem spotka�a jednego hrabiego. Wtedy m�oda dziewczyna zrobi�a si� bardzo nudna i - posz�a
do garderoby... Ca�e szcz�cie, �e mia�a ona wiele dobrego gustu i zr�czno�ci, dobra pani wi�c kaza�a j� wyuczy� krawiectwa i r�nych rob�t, i zrobi�a
z niej swoj� pann� s�u��c�. Gdyby nie nadzwyczajna dobro� tej pani, dziewczyna mia�aby teraz swoj� chat� w szlacheckiej okolicy, m�a, dzieci, zdrowie
i twarz rumian�. Ale pani ta zapewni�a jej los i szcz��ie. Od lat dwunastu szyje ona dla niej stroje po ca�ych nocach, ujada si� z jej garderobianymi
i lokajami, ka�dego ranka wk�ada jej na nogi po�czochy i trzewiki, a ka�dego wieczora urz�dza z ko�dry jej gustowne draperie... Trzydzie�ci lat ma dopiero,
a wygl�da na star� kobiet�... Wychud�a, sczernia�a i na oczy zapada� zaczyna... staro�� jej pr�dko przyjdzie i pami�ta� o tym musi.. o! musi ona pami�ta�
o swojej staro�ci, bo gdyby sama o niej nie pami�ta�a, to dzi� czy jutro, kiedy dobra pani kogo� innego zechce na miejsce jej w garderobie posadzi�, wr�ci�
by musia�a chyba do szlacheckiej okolicy swojej na �ask� braci, na po�miewisko ludzkie, na... n�dz�! Ot... pocz�tek bajki!
Na stole le�a�o ju� wyko�czonych kokard kilkana�cie. Czernicka wzi�a d�ugi, szeleszcz�cy kawa� czarnej mory i uk�ada� go zacz�a w malownicze fa�dy i zwoje.
Palce jej dr�a�y mocniej ni� wprz�dy, a ��te powieki mruga�y pr�dko, pr�dko, dlatego mo�e, aby zdusi� �zy, kt�re dr�a�y na rz�sach. Spojrza�a na Hel�
i za�mia�a si� g�o�no.
- Ale�! - zawo�a�a - wytrzeszczy�a� oczy tak, jakby� mi� nimi po�re� chcia�a. I psisko to tak�e wlepia we mnie swoje �lepie, niby bajk� rozumie. Bo to bajka
jest... Chcesz s�ucha� dalej?
- Co by�o potem? - szepn�o dziecko.
Czernicka z wielk� powag� w g�osie i na twarzy odpowiedzia�a:
- Potem by� hrabia...
- A jaki by� ten hrabia?
- Ten hrabia by� - �onaty. Ksi�dz spowiednik wyt�umaczy� dobrej pani, �e �onatego kocha� nie trzeba, bo mo�na za to p�j�� do piek�a i - sam po hrabi nast�pi�.
- A gdzie by� ten ksi�dz spowiednik?
- Ten ksi�dz spowiednik by� w Pary�u - ale wkr�tce pani wyjecha�a z Pary�a i w mie�cie jakim�, wypadkiem, zobaczy�a �liczn� papug�, blador�ow� z czerwonym
dziobem...
Hela uczyni�a �ywe por