6079
Szczegóły |
Tytuł |
6079 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6079 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6079 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6079 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andre Norton
Zwyci�stwo na Janusie
(Victory on Janus)
T�umaczy�a Ma�gorzata Pukacka
Rozdzia� pierwszy
Pos�pne zimowe s�o�ce czerwienia�o nad powierzchni� Janusa, a�jego blade promienie niech�tnie ujawnia�y wstrz�saj�cy obraz zag�ady Lasu. L�ni�ce maszyny wyrywa�y korzenie, odbieraj�c �ycie drzewu po drzewie. Dr��ce ga��zie wystuka�y ostrze�enie, kt�re rozesz�o si� lotem b�yskawicy i�dotar�o nawet do od dawna martwego Iftcanu.
A w�sercu pot�nego drzewa. Iftsigi, ostatniego z�Wielkich Koron, w�kt�rym wci�� p�yn�y �ywotne soki i�kt�re niezmiennie co wiosn� okrywa�o si� li��mi, poruszaj�cy si� wolno mieszka�cy mozolnie wydobywali si� z�g��bi zimowego snu.
Nagle z�pradawnej pami�ci, nieomal tak starej jak sama Iftsiga, nadesz�o to wezwanie. Larshowie! P�ludzkie bestie nios�ce �mier�... Wyjd�my bracia, bro�my Iftcanu sercem i�mieczem! Stawmy czo�a Larshom...
Niech�tne oczy nie chcia�y si� otworzy�. Ayyar szamota� si� z�okryciem. Tu, w�samym rdzeniu gigantycznego drzewa, by�o ciemno. Znik�y letnie girlandy �wiec�cych larw lorgas � spa�y one, jak wszyscy ukryte w�zacisznych szczelinach kory. Nagle ogarn�� go niepok�j; zda�o mu si�, �e wok� niego �ciana dr�y i�dygoce. I�chocia� nie przypomina� sobie, aby kiedykolwiek przedtem s�ysza� alarm Le�nej Cytadeli, rozpozna� go natychmiast.
� Zbud�cie si�! Nadchodzi niebezpiecze�stwo!
W trzewiach czu� bicie pot�nego pulsu. Lecz jak�e ci�ko by�o ruszy� si�. Letarg, kt�ry ogarn�� go jesieni� wraz z�ca�ym rodem, nie ust�powa� stopniowo, jak chcia�a tego natura. Ayyar nie czu� si� jeszcze got�w na przyj�cie nowej �ywio�owej wiosny. Z�trudem wype�zn�� spomi�dzy mat.
� Jarvas? Rizak? � zawo�a� do pozosta�ych ochryp�ym zardzewia�ym g�osem. Ostrze�enie wzmaga�o si�, przynaglaj�c go do... ucieczki!
Jak�e to? Twierdza, kt�rej nawet staro�ytni Wrogowie nie potrafili opanowa�, wydaje im rozkaz wycofania si�?
Pozostawienia jej na pastw� nieznanego wroga, bez jednej nawet potyczki? Czy� pot�nego drzewa nie zasadzono w�legendarnych czasach B��kitnego Li�cia? Czy� nie wyros�o na schronienie rasy Ift�w w�dniach Zielonego oraz Szarego w�czasie ostatniej kl�ski? Nie przetrwa�o gniewu Larsh�w? Przecie� zosta�o ocalone, aby plemi� Ift�w mia�o gdzie si� odrodzi�! Oto by�a Iftsiga, Nie�miertelna... A�jednak ostrze�enie brzmia�o jednoznacznie...
� Uciekajcie! Ratujcie si�!
Ayyar podczo�ga� si� do najbli�szej �ciany, po�o�y� dr��ce r�ce na t�tni�cej �yciem powierzchni. Pod zimn� wierzchni� warstw� poczu� ciep�o, jakby si�y �ywotne drzewa osi�gn�y najwy�sze nat�enie.
� Jarvas? � Podci�gn�� si� i�stan��, wspieraj�c o��cian�. Co� poruszy�o si� na pozosta�ych dwu pos�aniach.
� Czy to Larshowie? � To pytanie nadesz�o z�mroku po prawej.
� Nie, Larshowie to przesz�o��, zapomnia�e�?
Raz jeszcze spr�bowa� zespoli� obie pami�ci, bowiem tak jak wszyscy inni przebywaj�cy teraz wewn�trz Iftsigi, nosi� w�sobie wspomnienia dwu r�nych istot. Przedtem by� Naillem Renfro, przybyszem spoza planety, niewolnikiem. Na to wspomnienie jego wargi �ci�gni�te w�z�ym grymasie ods�oni�y z�by. A�potem Naill znalaz� w�lesie zakopany skarb-pu�apk� Ift�w. Gdy wydoby� go z�ziemi, zosta� zainfekowany Zielon� Przemian�.
Z owej straszliwej niemocy wy�oni� si� jako Ift, bezw�osy, zielonosk�ry mieszkaniec lasu. Sta� si� Ayyarem. Kapitanem Stra�y Zewn�trznej w�ostatnich dniach Iftcanu, lecz wszystko, czym dysponowa� opr�cz tych informacji, to mizerne strz�py wspomnie�. Jako Ayyar-Naill odnalaz� innych mu podobnych przemienionych. Byli to: Ashla z�osady Himmer, kt�ra przej�a osobowo�� Illylle � by�ej kap�anki Zwierciad�a, a�tak�e Jarvas-Pate, Lokatath-Derek, Rizak-Munro, Kelemark-Torry.
Gdzie� za Morzem Po�udniowym przebywali jeszcze inni, kt�rzy ju� dawniej ulegli tej samej przemianie. By�o ich jednak bardzo niewielu, gdy� nie wszyscy pochodz�cy spoza planety mogli by� poddani przemianie zaplanowanej przez dawnych Ift�w w�przededniu zag�ady ich gatunku; jedynie ci, kt�rzy mieli odpowiedni� osobowo��. �aden z�przemienionych nie sta� si� sp�jn� ca�o�ci�. Wewn�trz nich utrzymywa�a si� niestabilna r�wnowaga; jedna osobowo�� przeciwstawiona drugiej. Czasami by� wi�c Ayyarem, czasami Naillem, aczkolwiek ostatnio Naill rzadko uaktywnia� si� i�Ayyar zyska� przewag�.
� Nadesz�o ostrze�enie... � powiedzia� Ayyar. � Na zewn�trz �mier� zbiera �niwo.
� To prawda, ale zostali�my obudzeni przed czasem odpar� Jarvas � i�najpierw musimy napi� si� napoju przebudzaj�cego.
W mroku Jarvas powl�k� si� na czworakach do przeciwleg�ej �ciany. Szuka� czego� w�tkance drzewa, grzebi�c r�kami na o�lep.
� Iftsiga pami�ta o�nas! � zawo�a� z�wyrazem zachwytu i�spe�nionej nadziei w�g�osie.
Ayyar chwiejnym krokiem podszed� do Jarvasa, kt�ry pi� z�wylotu wbudowanego w��cian�. Nie ogl�daj�c si� na kubek, �apa� s�odki sok w�obie d�onie. Ayyar poszed� za jego przyk�adem.
Ciep�o rozesz�o si� po ca�ym ciele, a�uczucie wewn�trznego ch�odu znik�o. Z��atwo�ci� m�g� si� porusza�, a�jego umys� rozja�ni� si�.
� Co si� dzieje? � Rizak pi� jako ostatni.
� �mier�... �mier� grozi Iftsidze! � Jarvas wyprostowa� si�. � S�uchajcie!
Pomrukiem, trzaskaniem ga��zi o�ga��� pradawne drzewo walczy�o o�porozumienie z�Iftami � czy p�-Iftami � znajduj�cymi si� w�jego wn�trzu. Jarvas obr�ci� si�.
� Co� nadchodzi ze wschodu!
Na wschodzie le�a�y karczowiska, pi�tna czarnej �mierci na obszarze Lasu. Znajdowa�y si� tam r�wnie� budynki portu, w�kt�rym l�dowali przybysze z�innych �wiat�w.
� O�co tu chodzi? � Rizak, wzmocniony sokami �ywotnymi, odwr�ci� si�. � Wiosna jeszcze nie nadesz�a, a�zim� przecie� nie karczuj�.
� Musimy znale�� odpowied� na wiele pyta�. � odpar� Jarvas. � Iftsiga zbudzi�aby nas tak wcze�nie tylko w�przypadku �miertelnego niebezpiecze�stwa...
� A�co z�pozosta�ymi? � Ayyar podszed� do drabiny prowadz�cej przez �rodek komnaty w�g�r� i�w d�, ��cz�cej wszystkie poziomy wysokiego jak wie�a drzewa.
� Jarvas? Ayyar? � W�chwili gdy postawi� stop� na stopniu drabiny, z�do�u dobieg�o przyciszone wo�anie. Spojrza� prosto we wzniesion� ku niemu twarz.
� �pieszcie si�, b�agam �pieszcie si�! � G�os Illylle nabra� si�y. � Nie zwlekajcie ani chwili!
Przesun�a si� przed nim, wspinaj�c ku wy�szemu poziomowi, gdzie poupychanych pod �cianami sta�o mn�stwo skrzyneczek.
Byli tam pozostali, Kelemark i�Lokatath, w�szalonym po�piechu ci�gn�cy skrzynie do drabiny wiod�cej w�d�, do kom�r w�korzeniach Iftsigi, g��boko w�ziemi.
� Nasiona! � Illylle podnios�a jedn� ze skrzyneczek. � Musimy ocali� nasiona!
Dopiero te s�owa u�wiadomi�y Ayyarowi w�jak powa�nej sytuacji si� znale�li. Ka�da z�owych skrzyneczek zawiera�a nasiona s�u��ce odrodzeniu Ift�w. Znajdowa�y si� w�nich pu�apki maj�ce wprowadzi� do plemienia nast�pnych przemienionych. Je�li cokolwiek zniszczy�oby owe skrzynki, przepad�oby ich marzenie o�odrodzeniu plemienia. A�wi�c przede wszystkim musz� uratowa� nasiona.
� Dok�d?
Jego wrodzony zmys� widzenia w�ciemno�ci poprawi� si� i�m�g� ju� bez trudu zobaczy� rozpacz w�twarzy Illylle.
� Do kom�r w�korzeniach!
Wyb�r pomieszcze� w�korzeniach oznacza�, i� Iftsiga nie ma najmniejszej szansy na przetrwanie. C� jej grozi�o? Jedyna Illylle czu�a z�niezachwian� pewno�ci�, �e wie co nale�y zrobi�.
� Natychmiast przenie�my nasiona! � Ju� stoj�c na drabinie odwr�ci�a si�, by przywo�a� Jarvasa i�Rizaka.
Jarvas skin�� g�ow�.
� Do kom�r w�korzeniach. Nie pyta�, lecz rozkazywa�.
Po wielekro� wspinali si� mozolnie i�schodzili, d�wigaj�c bezcenne skrzynki zawieraj�ce u�pion� pami�� i�osobowo�ci Ift�w. Chowaj�c je w�najodleglejszych kra�cach d�ugich korzeni, zdawali sobie spraw�, �e oto Iftsiga przestaje by� Cytadel�. Przez wieki liczniejsze, ni�by ludzie lub Iftowie mogli zliczy�, by�a bastionem, a�teraz mieli j� zostawi� wrogowi. Zabijali drzewo, kt�re by�o schronieniem i�azylem ich rasy.
Alarm wci�� pot�nia�. Poganiani wewn�trznym przymusem biegali, pchali, d�wigali; opr�nili jedn� komor�, drug�, trzeci�, czwart�... Gdy wreszcie sko�czyli, Jarvas wraz z�Illylle uszczelnili ciasne przej�cia, przez kt�re uprzednio czo�gali si�, pchaj�c swoje brzemi�. U�yli do tego tkanki drzewa, ziemi i�magicznych s��w do zwi�zania sk�adnik�w.
Nast�pnie wspi�li si� do komory wej�ciowej, wychodz�cej wprost na konar i�spu�cili drabin�. Zgromadzili i�spakowali zapasy, a�Jarvas obj�� dow�dztwo.
� Nawet swoj� �mierci� Iftsiga mo�e zaszkodzi� swym prze�ladowcom. Do dzie�a...
On i�Illylle podeszli, ka�de do jednej ze �cian, k�ad�c r�ce na rozedrganej powierzchni drzewa i�przem�wili prawie jednym g�osem:
O, Pot�ne, nie pozw�l swemu duchowi odej�� beztrosko,
Lecz ukarz dotkliwie tych, co nadci�gaj�.
Ze wszystkich dni ten najgorszym jest
Dla tych, co ci� skrzywdz�.
Polegnij w�bitwie; uczy� ze swych konar�w miecze,
Ostrza rozdzieraj�ce z�ga��zi,
Z�sok�w pal�c� trucizn�,
Z�pnia twego mia�d��cy ci�ar.
Umrzyj, jak �y�e� � przyjacielu, opiekunie Ift�w,
A�twe nasionka znowu zakie�kuj�.
Iftsigo, oto nasza obietnica
Twoje nasienie wyro�nie wraz z�naszym.
Krew Ift�w, soki drzewa stan� si� jedno�ci�.
Iftowie drzewu, drzewo Iftom!
Wok� nich drzewo zako�ysa�o si�; z�pnia i�ga��zi doby� si� � nie j�k, raczej pomruk bestii.
Potem Jarvas wyda� rozkazy.
� Musimy rozpozna� nieprzyjaciela, sk�d nadchodzi i�jakie ma zamiary. Trzeba wys�a� zwiad na p�noc i�wsch�d!
A ty, Siewczyni Nasion � �w stary tytu� przynale�a� Illylle � zwr�� si� do tego, co mo�e s�u�y� nam pomoc�, sta� si� nam ratunkiem, do Zwierciad�a...
Potrz�sn�a z�pow�tpiewaniem g�ow�.
� Raz mi si� uda�o, lecz czy i�drugi raz si� uda... To nic pewnego... Illylle nie jest tylko Illylle. Mam zbyt wiele wspomnie� nie pochodz�cych od Ift�w, lecz uczyni� co w�mojej mocy. � A�wy, bracia � zwr�ci�a si� ku nim � nie Pozw�lcie, aby �mier� was zabra�a. Nawet je�eli gwiazdy nam nie sprzyjaj�, to nie zapominajcie, �e jeste�my zal��kiem nowego �ycia!
Gdy wyszli na zewn�trz panowa�a noc, pora Ift�w. Wok� trwa� gor�czkowy ruch. Frenki sun�y chy�o wzd�u� ga��zi daj�c susy z�konaru na konar, a�ich futerka srebrzy�y sil w��wietle ksi�yca. Ni�ej chrz�ka�y i�prycha�y borsundy a�przer�ne lataj�ce stworzenia przeszukiwa�y przestrze� powy�ej. Wszyscy mieszka�cy Lasu dok�d� �pieszyli. Wi�kszo�� z�nich wprawdzie w�a�nie zbudzi�a si� ze snu zimowego, ale poruszali si� �wawo. Iftowie na razie nie wyczuwali zagro�enia, cho� oczywi�cie i�wrogie zwierz�ta mog�y ju� kr��y� po Lesie.
� Huuu-rurrru...
Ta p�aczliwa skarga okaza�a si� powitaniem. Poka�ny ptak, kt�ry usadowi� si� w�pobli�u Ift�w, odwr�ci� czubat� g�ow�, lustruj�c ich sennym, pos�pnym spojrzeniem. By� to �erec, Stary towarzysz polowa�. Ayyar otworzy� sw�j umys� na my�li ptaka.
� �ami�... rozdzieraj�... zabijaj�! � wyczu� krew i�okrucie�stwo.
� Kto?
� Pe�zaj�ce! Poluj� na nieprawdziwych! Zabijaj�, zabijaj�, zawsze zabijaj�!
� Dlaczego...?
�erec zasycza� i�oddali� si� na szeroko rozpostartych skrzyd�ach.
� Pe�zaj�ce... � powt�rzy� Rizak. � Karczowniki! � Korzystaj�c z�ludzkiej cz�ci swej pami�ci pr�bowa� do pasowa� opis podany przez ptaka do czego� znajomego.
Przy odpowiednim nak�adzie czasu i�determinacji ludzi maszyny mog�y zmieni� oblicze ka�dej planety. A�jednak na Janusie nie by�o ich zbyt wiele. Planeta ta, prawie w�ca�o�ci Pokryta lasami, zosta�a opanowana przez cz�onk�w Surowo religijnej sekty Czcicieli Nieba. Bronili oni maszynom wst�pu wsz�dzie, z�wyj�tkiem terenu portu; pozwalali tylko na prac� r�czn�, jedynie z�pomoc� zwierz�t Na Janusie nie by�o miejsca dla maszyn do karczowania. Chyba �e od czasu, kiedy Iftowie zapadli w�sen zimowy, zasz�a jaka� powa�na zmiana.
� Rzeczywi�cie, port le�y na p�nocnym wschodzie rzek� Kelemark. � Ale dlaczego mieliby oni u�ywa� maszyn w�lesie? Trzymaj� si� wewn�trz swych w�asnych linii granicznych. Zim� za� nie zezwoliliby na u�ycie �potwor�w�.
Nie, Osadnicy nie stosowaliby �potwor�w�, jak nazywali maszyny, ani nie zwabiliby �owc�w do Lasu.
� Ludzie z�Osad nie u�yliby urz�dze� mechanicznych � potwierdzi� stanowczo Lokatath, kt�ry by� jednym z�nich przed zainfekowaniem Zielon� Przemian�.
� Szkoda czasu na zagadki, trzeba dzia�a�. � Ayyar Naill powr�ci� do tematu; jako �o�nierz by� cz�owiekiem czynu i�nie przywyk� wiele m�wi�.
� Pomy�l dwa razy, aby� nie �a�owa� po�piechu! - ostrzeg�a Illylle.
U�miechn�� si� do niej:
� Odk�d tylko przyby�em na t� planet� nieustannie rzucam �mierci wyzwanie. U�boku nosz� miecz i�nie waham si� stawia� czo�a skalcowi. � Przywo�a� imi� najbardziej przera�aj�cego w�ca�ym Lesie wroga.
� Rozdzielmy si�. � powiedzia� Jarvas, podczas gdy w�drowali mi�dzy oszronion� ro�linno�ci�. � Po wykonaniu zadania niech ka�dy wraca na szlak wiod�cy do Zwierciad�a. My�l�, �e to nasza ochrona.
Wtopili si� w�Las; ka�dy wybra� w�asn� drog� wiod�c� na p�noc lub wsch�d. Mijali teraz tylko nieliczne zwierz�ta; niekt�re porusza�y si� ospale, zupe�nie jakby dopiero przed chwil� obudzi�y si� ze snu.
Wyczulone na od�r skalca nozdrza Ayyara rozszerzy�y si�, segreguj�c wonie. Nale�a�o wystrzega� si� spotkania cz�owieka � dla Ifta uosabia� on �mier� zadawan� Lasowi. Nast�pnym alarmuj�cym zapachem m�g� by� smr�d maszyn.
Wyczuwa� jedynie obecno�� cz�owieka. Min�� dwie Wielkie Korony, martwe i�bia�e jak ko�� � prawdopodobnie trwa�y tak od czas�w, gdy Larshowie szturmowali Iftcan.
Mimo �e Ayyar by� w�wczas jednym z�obro�c�w, najmniejsze nawet �wiate�ko nie rozja�nia�o wspomnie� o�tamtych czasach... Czy �w pierwszy Ayyar �zgin��� podczas ataku? Nie mieli poj�cia, w�jaki spos�b ich osobowo�ci zosta�y umieszczone w�skarbach-pu�apkach, a�nast�pnie przeniesione przez Zielon� Przemian� w�kobiety i�m�czyzn spoza planety. W�dawnych czasach Ayyar by� stra�nikiem i�wydawa�o si�, �e Ayyar-Naill ma pe�ni� podobn� rol�.
Przed �witem wiatr przyni�s� od�r, kt�ry skutecznie zag�uszy� inne zapachy. By� to sw�d spalenizny towarzysz�cy osadnikom przy wypalaniu ziemi.
Nadchodzi� �wit. Ayyar si�gn�� do wewn�trznej kieszeni swej zielono-br�zowo-srebrnej tuniki. Kelemark � niegdy� Torry Ladion � by� w�przesz�o�ci pracownikiem s�u�b medycznych. Wymy�li� on i�zrobi� gogle wykonane z�kilku warstw wysuszonych li�ci, kt�re mia�y zapewni� ochron� oczu Ift�w przed o�lepiaj�cym �wiat�em dnia. Tak wyposa�eni mogli podr�owa�, wystrzegaj�c si� jedynie godzin po�udniowych.
Silny sw�d spalenizny m�g� skutecznie st�umi� zapach cz�owieka � odt�d wi�c by� zdany jedynie na wzrok. M�ode drzewka i�zaro�la sta�y wok� nagie, bezlistne. W�cieniu le�a�y �aty niebiesko zabarwionego �niegu; smugi dymu znad tl�cych si� k�ak�w Poczernia�ych w��kien porusza�y pasma mg�y i�ogrzewa�y powietrze. Patrzy� przez zesch�e badyle na szeroko rozci�gaj�ce si� pustkowie i�jego wargi ponownie wykrzywi� grymas.
Gdy spali, rzeka oddzieli�a resztki Iftcanu od osad, teraz jednak wypalone �cie�ki si�ga�y daleko w�g��b Lasu. By�y zadziwiaj�co proste, jak gdyby do ich wytyczenia u�yto wi�zki promieniowania. Niew�tpliwie stanowi�y dzie�o maszyn, a�nie osadnik�w. Urz�dnicy z�portu nie �amaliby prawa, a�przecie� karczowanie by�o zabronione. Kto to m�g� zrobi�?
Ayyar przemkn�� chy�kiem wzd�u� kraw�dzi pokrytego pylistym popio�em pasa. Mijaj�c co bardziej cuchn�ce obszary raz po raz zas�ania� r�k� nos i�usta. Rzuca�o si� w�oczy, �e uk�ad �cie�ek nie by� dzie�em przypadku, �e zaplanowano go w�jakim� szczeg�lnym celu � kto� ingerowa� w�struktur� Lasu.
Przed nim, na wypalonej rozleg�ej r�wninie, widnia�a maszyna � ciemne pud�o przycupni�te ponuro na protektorach. Przyczajona, gotowa, by przemierza� surowy i�nier�wny teren. Nieco dalej sta� karczownik, z�wlotem wzniesionym teraz i�nieruchomym; za nim zryta i�ogo�ocona z�ro�linno�ci gleba.
Brzask okaza� si� zbyt jaskrawy dla oczu Ifta � Ayyar nawet w�goglach mru�y� oczy. Z�ty�u, za maszynami widnia�a ogromna p�kula; wygl�da�o to, jakby torturowana ziemia wyda�a z�siebie brudny, ciemnobr�zowy b�bel. Obozowisko!
Nie mog�o ono nale�e� do osadnik�w � by� to rodzaj schronienia, jakiego u�ywaj� ludzie przenosz�c si� z�miejsca na miejsce. Ayyar spr�bowa� z�pomoc� pami�ci Nailla znale�� jakikolwiek oficjalny symbol, kt�ry pom�g�by mu zidentyfikowa� ob�z.
Wkr�tce po odkryciu, oko�o stu lat temu, planeta Janus zosta�a oddana Konsorcjum Karbon, kt�re nie zdo�a�o rozpocz�� eksploatacji z��. Galaktyczne zmagania, niwecz�c dawniejsze przymierza, spustoszy�y �wiaty i�uczyni�y Nailla Renfro jednym z�rzeszy bezdomnych tu�aczy. Czcicielom Nieba Stworzy�y natomiast niepowtarzaln� okazj� do wykupienia udzia��w zbankrutowanego Konsorcjum. Wojna zada�a �miertelny cios ekspansji kosmicznej i�na pewien czas pozbawi�a ludzko�� mo�liwo�ci swobodnego przemieszczania si�. Janus, ze swymi rozleg�ymi, g�sto poros�ymi lasami kontynentami, w�skimi morzami i�brakiem jakichkolwiek warto�ciowszych bogactw naturalnych, nie budzi� wi�kszego zainteresowania i�dosta� si� pierwszemu, kto zechcia� go uzna� za swoj� ojczyzn� � czyli Czcicielom Nieba.
Z chwil� przej�cia planety przez osadnik�w w�adze pozaplanetarne straci�y prawo do ingerencji w�ich wewn�trzne sprawy. Ich jurysdykcja obejmowa�a wy��cznie tereny portu kosmicznego. Teraz jednak wszystko wskazywa�o na to, �e systematycznie dewastowa�y Las.
�aden znak nie widnia� ani na p�kulistym namiocie, ani te� na dwu ma�ych, rozbitych bli�ej rzeki. Ayyar usadowi� si�, zdecydowany czeka� i�prowadzi� obserwacj�. Zdawa� sobie spraw� z�niebezpiecze�stwa, na jakie mog�aby go narazi� zbytnia pewno�� siebie � by� jednak przekonany, �e nikt w�tym obozie nie jest w�stanie odkry� Ifta skrytego w�lesie. Mog�yby go zaniepokoi� psy, ale nie wyczuwa� ich zapachu.
S�o�ce �wieci�o coraz ja�niej. Od czasu do czasu zerkaj przez rami� na Las. Wielkie Korony przypomina�y martwe ko�ci. Wko�o ich pot�nych pni korzenie skr�ca�y si� w�gigantyczne sploty, mi�dzy kt�rymi widnia�y czarne jamy.
W dawnych czasach ka�de stukni�cie by�o natychmiast powt�rzone i�w ten spos�b wiadomo�ci momentalnie dociera�y z�jednego ko�ca Iftcanu na drugi. Dzi� na taki alarm odpowiedzia�yby chyba tylko duchy Ift�w niezdolne nawet do obrony swych grob�w... Ta my�l Poruszy�a pami�� Ayyara; bezwiednie wyszepta�:
� Ujmij w�d�o� miecz martwego wojownika, a�strze� si�, aby jego duch nie przyszed� upomnie� si� o�swoj� bro� � i�o ciebie...
Mia� taki miecz u�boku! G�adki i�prosty � tylko uj�� r�koje�� w�d�o�. Naill zabra� go ze sob�, by� teraz Ayyarem, bohaterskim wojownikiem.
Co� poruszy�o si� w�bli�szym z�namiot�w. Ukaza� si� cz�owiek. Nie by� to osadnik � nie mia� rozczapierzonej brody ani nie nosi� szaroburych, szorstkich ubra�, lecz mundur Stra�y Portowej. A�wi�c by�a to oficjalna wyprawa. C� wydarzy�o si� w�czasie snu Ift�w?
Ayyar na oko oceni� odleg�o�� od maszyn i�obozowiska. Powierzchnia ziemi by�a zbyt ogo�ocona z�ro�linno�ci, aby ryzykowa� zbli�enie si�. Co wi�cej, owa fizyczna i�psychiczna przemiana, kt�ra tak gwa�townie przekszta�ci�a Nailla w�Ayyara, zmieni�a tak�e jego nastawienie wobec dawnego gatunku. Ju� sama my�l o�bli�szym kontakcie z�jego przedstawicielami wywo�a�a w�nim fale md�o�ci.
Aby pozna� prawd�, musia� podkra�� si� do obcego na odleg�o�� s�uchu. Nie o�mieli� si� te� zwleka� � gdyby wsiedli do maszyny m�g�by dosta� si� w�zasi�g wi�zki promieniowania.
Z pomieszcze� sypialnych wyszli nast�pni; dwaj nosili mundury stra�y, pozostali ubrania robotnik�w portowych.
Jak Ayyar zauwa�y�, wszyscy byli uzbrojeni, i�to nie w�paralizatory, b�d�ce zwyczajn� planetarn� broni� przyboczn�, lecz w�blastery, kt�rych u�ycie by�o dozwolone jedynie na najniebezpieczniejszych, nie zamieszkanych �wiatach! Stanowi�o to kolejny pow�d, by trzyma� si� poza ich zasi�giem � miecze Ift�w nie mog�y r�wna� si� z�blasterami.
M�czy�ni weszli do jednej z�p�kul � prawdopodobnie mesy. Potem Ayyar us�ysza� warkot i�znieruchomia� ukryty pod peleryn� w�barwach ochronnych. Z�portu nadlatywa� fliter, kt�ry m�g� wyl�dowa� w�pobli�u jego kryj�wki.
Z kabiny wysiad�o dw�ch m�czyzn. Zamiast do obozu, ruszyli w�stron� generatora promieniowania. Jeden z�nich skierowa� wylot celuj�c wzd�u� �lad�w, kt�re wypali�a wi�zka.
-... wypalanie potrwa d�ugie miesi�ce. Mamy do wykarczowania ca�y kontynent!
Ten, kt�ry celowa�, obejrza� si� przez rami�.
� Nie mo�emy d�u�ej czeka� na pomoc spoza planety. Osad� Smatchza dopadli jako trzeci�. P�ki maj� te lasy za os�on�, nie dajemy rady ich �ledzi�.
� Ale czym oni s�?
Pytany wzruszy� ramionami: � Dowiemy si�, jak kt�rego� z�apiemy �ywcem. Bior�c pod uwag�, jak u�ywaj� s�owa, dla mnie s� zielonymi diab�ami. By�em podczas wojny... � zawaha� si�, przesuwaj�c pieszczotliwie r�k� wzd�u� rury promiennika -...na Fenrisie i�Lanthorze, a�Osada Smatchza by�a gorsza od czegokolwiek, co tam widzia�em. Mamy do czynienia z�najtrudniejszym do odparcia sposobem prowadzenia dzia�a� wojennych: atak z�zaskoczenia i�natychmiastowe wycofanie si�, i�to przy ca�kowitej przewadze wroga. Jedyny spos�b, aby wyp�dzi� te zielone demony, to wypali� ich os�on�!
� C�, im szybciej sko�czymy, tym...
Wr�cili do obozowiska, a�Ayyar obserwowa�, jak zatrzymali si� w�pobli�u jego schronienia. W�powietrzu co� jakby zal�ni�o: zrobili krok do przodu i�zn�w zamigota�o � ale ju� poza nimi. Pole si�owe! Ob�z by� opasany polem si�owym! A�to oznacza�o, �e znajduj�cy si� w��rodku owej bariery byli przygotowani na spotkanie z�jakim� mro��cym krew w��y�ach niebezpiecze�stwem.
Zielone demony z�lasu? Ayyar spojrza� na swoj� w�asn�, szczup�� r�k�, na zielone cia�o. Czy�by mieli na my�li Ift�w? Nie, to niemo�liwe. Mieszka�cy Iftsigi byli, pr�cz wsp�braci zza Morza Po�udniowego, jedynymi przedstawicielami plemienia. �Zielone demony� nie mog�y by� Iftami... ale w�takim razie kim lub czym byli?
Rozdzia� drugi
Iftowie mieli z�dawien dawna Wroga bardziej przera�aj�cego ani�eli ktokolwiek pochodz�cy z�osad lub portu nazywali go Nienazwanym, Kt�re Czyha. Dawno temu Larshowie byli jego nieprzyjacielsk� armi� wyruszaj�c� z�ja�owego Pustkowia przeciw Iftom. Paradoksalnie, na tej samej ponurej pustyni znajdowa�o si� ostateczne schronienie Ift�w, sanktuarium Zwierciad�a Thanth. A�teraz, o�wietlony s�o�cem � broni� Nienazwanego � Ayyar wst�pi� na prastary trakt wiod�cy ku kolebce wulkanu, ku Zwierciad�u. Czy uda si� im ponownie przywo�a� Pot�g� Zwierciad�a?
Wiele miesi�cy temu Illylle i�Jarvas wezwali je na pomoc do walki ze s�ugami Nienazwanego. Nadesz�y straszliwe burze i�pow�d�, kt�ra przela�a si� przez skalne wargi Zwierciad�a i�zmy�a wiele z�a z�Pustkowia.
Cho� w�przesz�o�ci Zwierciad�o uczyni�o dla nich tak wiele, to wci�� nie mieli poj�cia, do czego jeszcze by�oby zdolne.
Czy mo�na go u�y� przeciw ludziom i�maszynom spoza planety, nie zobowi�zanym do przestrzegania naturalnych praw Janusa? Ka�da planeta posiada�a swoje tajemnice i�si�y, kt�re by�y narz�dziem lub broni� jej naturalnych mieszka�c�w, ale nie mia�y najmniejszego wp�ywu na naje�d�c�w z�innych planet Iftowie uwa�ali Zwierciad�o i�to, co przeze� dzia�a�o, za przejaw dzia�ania si� nadnaturalnych. Dla obcych mog�o ono by� zaledwie jeziorem mieszcz�cym si� w�zag��bieniu ska�y.
� Ayyar...
Podni�s� g�ow� i�oderwa� wzrok od pradawnego go�ci�ca pod stopami. Rozpozna� g�os Kelemarka, kt�ry najwidoczniej dotar� tu przed nim.
Podobnie jak Ayyar, Kelemark mia� na sobie peleryn�, i�miecz. Wydziela� on tak ohydny zapach, �e Ayyar zmarszczy� nos z�obrzydzeniem.
Nie by�a to wo� cz�owieka ani maszyny, lecz czego� innego, podst�pnego i�zdradliwego. Raz wci�gni�ta w�nozdrza, zatruwa�a ka�dy nast�pny oddech. Co dziwne, zielono-br�zowo-srebrna szmata wygl�da�a na fragment peleryny Ifta.
� Co to? � zapyta� Ayyar.
� Znalaz�em to na kolczastym krzewie.
Kelemark wyci�gn�� rami�. Nieoczekiwanie szmata skr�ci�a si�, wij�c jak �ywe stworzenie. Zaskoczony Kelemark strz�sn�� j� z�siebie, za�mierdzia�o mocniej i�obaj cofn�li si�, instynktownie przyjmuj�c postaw� obronn�.
Ayyar trzyma� bro� za ostrze, tu� poni�ej r�koje�ci, chocia� wcale nie m�g� sobie przypomnie�, w�jaki spos�b j� wydoby�.
Or� Ifta to miecz Ifta, S�abnie �wiat�o, Ift chwyta za bro�.
Ch��d w�ciemno�ci, ogie� w�po�udnie � Ziele� drzew przeciw Z�u...
Porusza� mieczem tam i�z powrotem, w�g�r� i�w d�, a�s�owa jedno po drugim pojawia�y si� same w�jego g�owie. Nie by� Mistrzem Zwierciad�a ani Siewc�, ani Dozorc�, ani Stra�nikiem � by� wojownikiem dawnej armii walcz�cej przeciw Nienazwanemu.
Nagle miecz w�jego d�oni zap�on�� zielonym �wiat�em, kt�re sp�yn�o na ziemi� i�okr��y�o poruszaj�cy si� kawa�ek materia�u. A�jednak ogie� nie zniszczy� go; oddzieli� go tylko od otoczenia. Ayyar us�ysza� wo�anie dochodz�ce ze schod�w wiod�cych do Zwierciad�a i�g�uche dudnienie biegn�cych st�p.
W po�piechu nadbiegli Illylle i�Jarvas. Gdy ujrzeli, co le�y otoczone ogniem na go�ci�cu, zatrzymali si�.
� Kto to znalaz� i�gdzie? � zapyta� Jarvas.
� Wisia�o na kolczastym krzewie w�pobli�u pogorzeliska � odpar� Kelemark. � Pomy�la�em... obawia�em si�, �e to nasze. Gdy to podnios�em zrozumia�em, �e si� myl�.
Czuj�, �e to co� wa�nego...
Illylle opad�a na kolana, wpatruj�c si� w�szmat�. Z�torebki przy pasku wyci�gn�a bia�� drzazg� d�ugo�ci palca. Na drodze z��atwo�ci� mo�na by�o znale�� zag��bienia wype�nione piaskiem; jedno z�nich znajdowa�o si� w�pobli�u. Illylle skierowa�a koniec drzazgi na to, co le�a�o wewn�trz ognistego pier�cienia, a�nast�pnie zetkn�a drewienko z�piaskiem.
Trzyma�a je lekko, staraj�c si� go nie upu�ci�. Nagle drzazga poruszy�a si�, robi�c na piasku jakie� znaki. Ku ich zaskoczeniu ukaza� si� rysunek drzewa z�trzema du�ymi li��mi � Ift! Lecz drzazga ponownie drgn�a, przekre�laj�c uprzednio narysowane li�cie i�zmieniaj�c je w�rosochate, nagie ga��zie.
Ayyar przygl�da� si� znakom. Mia� wra�enie, �e gdzie�, kiedy� widzia� ju� podobny ideogram.
� Ift... nie-Ift... co� wrogiego...! � Jarvas przem�wi� prawie szeptem. � Co to ma znaczy�?
Spojrza� pytaj�co na Illylle, kt�ra w�napi�ciu studiowa�a rysunek na piasku � potrz�sn�a pow�tpiewaj�co g�ow�.
� To � wskaza�a na strz�p materia�u � tylko pozornie wygl�da na w�asno�� Ifta � pochodzi przecie� z�Bia�ego Lasu! Nic z�tego nie rozumiem. � Upu�ci�a drzazg� i�przy�o�y�a d�o� do czo�a. � Tak niewiele pami�tam! Gdyby�my byli Iftami pe�nej krwi, rozumieliby�my o�wiele wi�cej. Czuj� jednak wyra�niej, �e ten kawa�ek materia�u ma co� wsp�lnego z�naszymi nieprzyjaci�mi.
Jarvas odwr�ci� si� do towarzyszy i�zapyta�:
� Czego si� dowiedzieli�cie?
Kelemark zda� spraw� pierwszy.
� Nieprzyjaciele znajduj� si� po naszej stronie rzeki; zacz�li od wypalania, a�teraz karczuj� drzewa. S� zdecydowani unicestwi� Las wraz ze wszystkimi zwierz�tami i�ro�linami w�nim �yj�cymi.
� Niedaleko st�d jest ob�z ludzi z�portu � doda� Ayyar i�powt�rzy� pods�uchan� rozmow�.
� Zielone demony najecha�y na osady?! � przerwa mu Jarvas. � Ale� to my jeste�my tymi potworami, kt�rych obawiaj� si� w�swojej ignorancji. Co wi�cej, jeste�my jedynymi Iftami po tej stronie Morza Po�udniowego.
� Jest tylko jeden spos�b, by dowiedzie� si� czego wi�cej � podnios�a si� Illylle. � Zadam pytanie Zwierciad�u. Ty zosta� � nakaza�a Kelemarkowi. � Nie mo�esz zbli�y� si� do Thanth po tym, jak dotyka�e� tego z�ego przedmiotu.
Nie obj�ty tym zakazem Ayyar pod��y� za nimi, wspinaj�c si� po stopniach wiod�cych a� na kraw�d� krateru ponad cichym jeziorem � siedliskiem niepoj�tej mocy.
Raz jeszcze Illylle pad�a na kolana na kraw�dzi wyst�pu skalnego, wyci�gaj�c ramiona nad wod�.
� B�ogos�awiona niech b�dzie woda nios�ca �ycie... zaintonowa�a i�zapad�a cisza. Zamoczy�a czubek palca i�pod nios�a go do ust tak, aby s�owa mog�y da� potrzebn� odpowied�, i�otworzy�a umys� dla Zwierciad�a. Gdy przem�wi�a, nie patrzy�a na swych towarzyszy, lecz w�dal, ponad taft jeziora. Otacza�a j� aura kogo� obdarzonego moc�.
� Ift to nie Ift... Z�o ma poz�r prawdy... Jedna przegrana bitwa nie ko�czy wojny... Ziarno zagro�one ju� przed siewem...
Dla Ayyara sens tych s��w by� niejasny. Ujrza� jednak �e Jarvas posiadaj�cy wiedz� Mistrza Zwierciad�a, spos�pnia� i�po�o�y� d�o� na g�owie Illylle. Zamruga�a jakby przebudzona i�sta�a si� na powr�t sob�.
� Chod�cie! � Prowadzeni przez Jarvasa wr�cili na drog�, gdzie zastali ju� tak�e Rizaka i�Lokatatha.
� Jarvas, dowiedzia�em si�, �e Iftowie s� gdzie� w�pobli�u... � zacz�� Lokatath.
� To nie Iftowie, nie prawdziwi Iftowie! � krzykn�a Illylle. � Mog� sobie nawet wygl�da� jak my, ale oni dzia�aj� na rozkazy Bia�ego Lasu, a�nie Zielonego, jak my!
Jarvas przytakn��:
� To prawda. My�leli�my, �e Nienazwane zosta�o raz na zawsze pokonane; teraz wydaje si�, �e zbudzi�o si� i�pr�buje nastawi� przeciw nam ludzi przyby�ych spoza planety.
� Kto� najecha� na osady � poinformowa� Lokatath. � Schowa�em si� mi�dzy kamieniami w�rzece i�pods�ucha�em, jak w�obozie m�wiono o�tym. Owi fa�szywi Iftowie siali �mier� i�zniszczenie w�tak okrutny spos�b, �e osadnicy i�mieszka�cy portu zapomnieli o�wzajemnych uprzedzeniach i�o dziel�cych ich r�nicach. Teraz wszyscy zjednoczyli si� w�zamiarze zmiecenia z�powierzchni planety plemienia Ift�w wraz z�ca�ym Lasem!
� To niewykonalne � Illylle spojrza�a na Jarvasa. � Las jest przecie� taki ogromny! Czy mog� to rzeczywi�cie zrobi�?
� Na razie jest ich niewielu � odpowiedzia� rzeczowo � ale z�pewno�ci� musieli ju� pos�a� po pozaplanetarn� pomoc; z�takim wsparciem b�d� w�stanie unicestwi� Las.
R�ka Ayyara pow�drowa�a na r�koje�� miecza:
� Je�li Nienazwane u�ywa ich tak jak wykorzysta�o Larsh�w przeciw nam...
� Pami�tam epok� Zielonego Li�cia, a�nie Szarego � odezwa� si� Jarvas. � Larshowie stali si� narz�dziem Nienazwanego znacznie p�niej. My�l� jednak, �e mog�oby Ono wykorzysta� przybysz�w w�taki sam spos�b, a�nawet pokusi� si� o�zwyci�stwo z�ich pomoc�.
� Zastanawiam si� � powiedzia� z�namys�em Ayyar � czy Nienazwane musi zawsze u�ywa� innych jako swych narz�dzi? Ja i�Illylle zostali�my w�poprzednim wcieleniu wzi�ci do niewoli przez tajemniczy skafander kosmiczny. Wydaje si�, �e w��rodku by� on pusty � kto w�takim razie nim sterowa�? Czy� nie tak samo Nienazwane uwi�zi�o was? Jego psy go�cze polowa�y na nas i�czuli�my wp�yw Jego mocy w�czasie ucieczki do Zwierciad�a. W�czasach Ayyara wys�a�o Larsh�w, aby zr�wnali Iftcan z�ziemi�. Dzisiaj z�kolei przybysze spoza planety s� podburzani przeciw nam, co w�efekcie jest na r�k� Nienazwanemu. Nigdy jednak nie ukazuje si� Ono we w�asnej postaci. Dlaczego? Co pami�tacie z�Kl�twy Kymona?
� Chodzi ci o�natur� Nienazwanego? � zapyta� Kelemark. � Nienazwane jest my�l�, Jarvas. Ale dlaczego jest a� tak pot�ne?
� Kymon wszed� do Bia�ego Lasu, walczy� z�Nienazwanym i�na�o�y� na� Kl�tw�, kt�rej moc utrzymywa�a si� podczas epok B��kitnego i�Zielonego Li�cia, aby zosta� przezwyci�ona w�czasach Szarego. � Illylle powt�rzy�a doskonale znan� histori�.
� Ale jaka by�a natura Nienazwanego, kt�re spotka� w�Bia�ym Lesie? � nalega� Ayyar.
Potrz�sn�a g�ow�.
� Jarvas? � Zwr�ci�a si� z�kolei do niego.
� Nie wiadomo � odpar�. � Jak wszyscy wiemy, Nienazwane sprawuje kontrol� nad psychik� swoich s�ug. Poza tym � wzruszy� ramionami � najwidoczniej teraz ma we w�adzy r�wnie� Ift�w, lub istoty przypominaj�ce Ift�w. Musimy ich wytropi�.
� Zapach nas zaprowadzi. � Rizak skin�� w�kierunku kawa�ka tkaniny.
� A�tymczasem Las umiera � przypomnia�a Illylle. � Pami�tacie co by�o nasz� nadziej�? Odtworzenie plemienia i�w legalny spos�b uwolnienie si� od pozaplanetarnej kolonii. Je�li zag�ada naszego rodzinnego �rodowiska potrwa d�u�ej, zginiemy wraz z�nim.
� Ona ma racj�. � zgodzi� si� Rizak. � Musimy u�wiadomi� im, co tu si� naprawd� dzieje, zanim sprawy zajd� za daleko.
� I�co, jak by� to zrobi�? � rzuci� Lokatath.
� Pojma�bym jednego z�fa�szywych Ift�w � odpar� Ayyar � i�wykaza� dziel�c� nas r�nic�.
Wpatrywali si� w�niego, a�potem Jarvas za�mia� si�:
� Proste, a�jednak mo�e najlepsze rozwi�zanie. A�wi�c zapolujmy na Wroga! My�l�, �e oznacza to poszukiwania wzd�u� rzeki.
� Czy mo�esz przewidzie�, kt�r�dy przejd�? � Kelemark zwr�ci� si� do Illylle.
� Nie, gdy� gdy przemieszczaj�c si�, s� otoczeni opiek� swego w�adcy, a�ja nie umiem przez ni� przenikn��. Musimy ich wytropi� za pomoc� naszych zmys��w.
Postanowiono pod��y� wzd�u� brzegu rzeki, kieruj�c si� na po�udnie od wej�cia do Zwierciad�a. Ciemno�� da�aby im przewag�, gdy� wszystkie zmys�y Ift�w by�y przystosowane do nocnego trybu �ycia. Teraz jednak nadchodzi� �wit. Owin�li si� wi�c w�peleryny, legli wzd�u� pobocza drogi i�zapadli w�sen.
O zmroku pomkn�li wybranym szlakiem. Suche zimowe trzciny, znacznie wy�sze od nich, zas�ania�y ich. Temperatura, jak zwykle wieczorem, spada�a i�niekt�re zapachy zaostrza�y si�, inne s�ab�y. Zewsz�d dobiega�y przer�ne d�wi�ki: skrobanie jaszczurki l�dowej wlok�cej rzecznego robaka tam i�z powrotem po �wirze; nawo�ywania szybuj�cych lub czworonogich my�liwych. W�pewnej chwili przykucn�li w�ciszy, czekaj�c a� ogromny kot wyp�ucze resztki upolowanej ofiary spomi�dzy z�b�w. Dotar� do nich zapach �wie�ej krwi.
W powietrzu jednak nie wyczuwali �adnej niezwyk�ej woni. Obszar oczyszczony przez Zwierciad�o pozostawili z�ty�u, a�po prawej zaleg�a ciemno�� nad ja�owym Pustkowiem. Na p�nocy natomiast niebo by�o ca�kiem jasne.
� U�ywaj� promiennik�w w�nocy � Lokatath skonstatowa� to, co i�tak by�o oczywiste.
� Zniecierpliwili si� lub s� coraz bardziej wystraszeni � odpar� Kelemark.
Ayyar zastanawia� si�, czy Iftsiga sta�a ju� w�ogniu? I�co si� dzieje ze skrzynkami zawieraj�cymi nasiona? Czy ich kryj�wka w�korzeniach Cytadeli oka�e si� wystarczaj�co g��boka, by uchroni� je przed ryj�cymi ziemi� karczownikami?
Nad rzek� zalega�a mg�a. Tu podj�li trop, kt�rego szukali. Lokatath splun��, a�Ayyar poczu� w�ustach gorycz gromadz�cej si� �liny. Smr�d strz�pka odzie�y by� wstr�tny, ale to by�o niesko�czenie gorsze. Raz wci�gni�te w�nozdrza, zdawa�o si� wype�nia� p�uca st�ch�ym, obmierz�ym osadem.
� �wie�y �lad? � utwierdzi� si� Rizak.
� Tak, i�wiedzie przez rzek� do osad.
Oblodzone k�ody i�kamienie, kt�rych powierzchnie ledwie wystawa�y ponad w�ski w�zimie strumie�, tworzy�y co� na kszta�t mostu, po kt�rym Iftowie przeprawili si� na drug� stron�.
� Ach... � cichy okrzyk Illylle przyci�gn�� uwag� Ayyara. Zmarszczy�a brwi, obracaj�c g�ow� w�lewo i�prawo, jak kto� pr�buj�cy rozpozna� na po�y zapomniane punkty orientacyjne terenu.
� O�co chodzi?
� Czy ta droga nie prowadzi do osady Himmer?
Po�udniowy zach�d... Zgadza si�, to niedaleko st�d; sam b�d�c dopiero od niedawna Iftem, Ayyar by� �wiadkiem przemiany Ashli Himmer w�Illylle. Pom�g� jej przezwyci�y� pierwszy, najci�szy szok � odkrycie, �e odt�d dla ludzi nale�y do obcego gatunku. Z�pocz�tku nie uwierzy�a, nalega�a na powr�t do osady, aby odszuka� ukochan� m�odsz� siostrzyczk�. Dopiero gdy os�ab�a odraza, jak� czuli do siebie, da�a si� przekona�, �e krewni Ashli s� ca�kowicie obcy dla Illylle. Teraz odezwa�o si� w�niej echo dawnych emocji.
�lady zrazu nie przekracza�y rzeki i�wyda�o im si�, �e ci, za kt�rymi pod��aj�, tropi� kogo� na w�asn� r�k�. W�pewnym momencie gdzie� w�oddali zaszczeka�y psy. Czy z�osady Himmer? Ayyar nie by� pewny, ale mia� wra�enie, �e �r�d�o ha�asu le�y bardziej na zach�d.
Trop prowadzi� teraz prosto, ruszyli wi�c biegiem, naturalnym dla Ift�w tempem. Lesisty teren, na kt�ry wkroczyli, nie by� wprawdzie Lasem, ale mie� wok� siebie drzewa � nawet nagie i�zmarzni�te � przynosi�o ulg� jak �yk ch�odnej wody w�upalny dzie�.
W lesie brakowa�o wielu z�jego pierwotnych mieszka�c�w, gdy� osadnicy wykarczowali tereny le��ce na p�noc i�wsch�d. Co przezorniejsze i�boja�liwsze stworzenia wynios�y si� st�d ju� dawno. Cho� nie wszystkie; niekt�re wci�� jeszcze zamieszkiwa�y dziuple i�nory w�ziemi, teraz jednak spa�y g��bokim zimowym snem.
Zapach stawa� si� intensywniejszy, a�ujadanie ps�w g�o�niejsze. Ich w�a�ciciele ju� dawno powinni poczu� niepok�j. Maj�c w�pami�ci los, jaki spotka� inne osady, powinni by� teraz o�wiele czujniejsi. Uzbrojeni w�blastery, czekaj� pewnie na atak.
Oddzia� Ift�w powinien zachowywa� najwi�ksz� ostro�no��; by�oby g�upot� da� si� pojma� i�by� wzi�tym za Wroga. Ayyar zauwa�y�, �e Jarvas szybkimi gestami dzieli ich na dwie grupy, praw� i�lew�. Ayyar zwr�ci� si� w�prawo, Illylle za nim, a�Rizak nieco z�ty�u.
Obeszli dooko�a niebezpieczne chwytne ga��zie wielkiego kolczastego drzewa. Teraz zapach os�ab�, a�Ayyar wyczu� fetor �mierci otaczaj�cej ka�d� osad�, wok� kt�rej drzewa, krzewy, ca�e bujne, zielone �ycie zgin�o, odbieraj�c okolicy jej naturaln� urod�. Zn�w poczu� nienawi�� do ludzi nios�cych �mier� i�zniszczenie jego rodzinnej planecie.
Zapyta� Illylle, czy mog�aby to by� osada Himmer. Rozejrza�a si� i�potrz�sn�a przecz�co g�ow�:
� To za daleko na wsch�d. Mo�liwe, �e to osada Tolfreg. Ayyar mia� wra�enie, �e ujadanie traci na intensywno�ci � mniej ps�w szczeka�o? Mi�dzy drzewami zamigota�o �wiat�o; czy�by pochodnie?
Zwolnili kroku i�przemykali si� ukradkiem, a� wyjrzeli poprzez uschni�te zaro�la na surow� po�a� ziemi. Stercza�y na niej ogromne pnie, zw�glone przez tygodnie, a�mo�e nawet miesi�ce trwaj�cej dzia�alno�ci ognia.
�wiat�o pochodzi�o z�pochodni p�on�cych na ostrokole, za kt�rym widnia�y budynki osady. Podpalono te� stos suchego drewna u�o�ony przed wej�ciem, tak aby w�razie obl�enia rozniecony ogie� o�wietla� otwart� przestrze� dooko�a. Na szcz�cie ka�dy nadpalony pie� stoj�cy na pogorzelisku rzuca� spor� plam� cienia. Cztery psy go�cze wyszczerzaj�c k�y i�niepewnie trzymaj�c si� na �apach sta�y, przyciskaj�c zady do okratowanej bramy ogrodzenia. Krew sp�ywa�a z�ran na bokach i�barkach; jeszcze jedno zwierz� le�a�o, bez powodzenia pr�buj�c si� podnie��.
Na przestrzeni mi�dzy lasem a�bram� spoczywa�o bez ruchu co najmniej dalszych sze�ciu czworonogich wartownik�w. Wygl�da�o jakby zostali po�wi�ceni po to, aby ich panowie mogli zyska� na czasie. Illylle szepn�a:
� Ukryjmy si� za tym rozwidlonym pniem na prawo. Wypalony w��rodku pie� przypomina� swym dziwnym wygl�dem czarny skrzep. Ocala�e obrze�a wznosi�y si� tworz�c co� na kszta�t zwierz�cej g�owy, z�nastawionymi uszami, czujnymi na ka�dy d�wi�k.
Pomi�dzy tymi uszami co� si� poruszy�o i�na chwil� wychyn�� spomi�dzy nich okr�g�y cie�. By�a to g�owa... Ifta! Widziany z�ty�u wygl�da� na ich wsp�plemie�ca, ukrytego pod rozpostart� wok� peleryn�. Illylle zacisn�a palce na ramieniu Ayyara. Ani czas, ani miejsce nie sprzyja�y zdemaskowaniu fa�szerstwa. Rizak szepn��:
� Czy Nienazwane by�oby w�stanie pojma� cz�onka starej rasy i�uczyni� ze� swego s�ug�?
� Kto wie? Ten jednak, kimkolwiek jest, na pewno jest Wrogiem. � Tego Ayyar by� pewien. � Ilu ich jest?
Jego bystre oczy my�liwego i�wra�liwy nos zlokalizowa�y jeszcze pi�ciu. Mo�na by by�o podwoi� lub potroi� ich przypuszczaln� liczb�, gdy� nie stanowili zwartej grupy.
Illylle wci�gn�a nerwowo powietrze.
� Czekaj�, ale na co?
Odpowiedzi� sta� si� przera�liwy wrzask, jaki m�g�by wyrwa� si� z�ludzkiego gard�a tylko pod wp�ywem najwi�kszego przera�enia i�b�lu: Z�zaro�li po prawej wyku�tyka�a, niepewnie stawiaj�c chwiejne kroki, kobieta w�poszarpanych strz�pach odzie�y. Wyj�c zatacza�a si� mi�dzy ukrytymi napastnikami, kt�rzy, nie zwracaj�c na ni� uwagi, kierowali si� ku bramie. Ayyar dostrzeg� fa�szywego Ifta sun�cego �ladem kobiety, kt�ry nawet nie pr�bowa� jej pom�c.
� Ona jest kluczem, kt�ry otworzy im bram� � stwierdzi� Rizak.
Psy zniweczy�y jednak ewentualn� szans�. Dwa z�nich rzuci�y si�, prawie jednocze�nie, lecz nie na skradaj�ce si� cienie, tylko na kobiet�. Ostre k�y przewr�ci�y j� na ziemi�; wrzask urwa� si� jak no�em uci��. Zawy�y, gdy trafi�a je wi�zka promieniowania z�ostroko�u; w�a�ciciele musieli uwa�a� je za w�ciek�e.
Jeden z�fa�szywych Ift�w wypad� na otwart� przestrze�, z�apa� bezw�adnie le��c� kobiet� za rami� i�przeci�gn�� j� w�cie� pnia. Dwu jego kompan�w odwlok�o cia�o dalej.
� Tam w�g�rze! � Rizak uni�s� g�ow�.
Na tle nocnego nieba ujrzeli jeden z�portowych fliter�w; ogie� z�niego wystrzeliwany smaga� ziemi�.
Ayyar poci�gn�� Illylle do ty�u i�rzucili si� biegiem. Uciekali przed pewn� �mierci� w�obj�tym po�og� lesie.
� W�d� rzeki, na po�udnie � wysapa� Rizak w�chwil� p�niej.
Mia� s�uszno�� � piasek i�ska�y nie zajm� si� ogniem.
By�a to wi�c ich jedyna szansa ocalenia. Jak dot�d promieni u�ywano tylko w�zasi�gu oczyszczonego terenu wok� osad, mog�yby jednak dzia�a� i�na wi�ksz� odleg�o��.
I tak mieli du�o szcz�cia, gdy� d�ugo trwa�o zanim drzewa zaj�y si� ogniem. Prawdziwe piek�o rozp�ta�o si� dopiero w�chwili, gdy p�omienie dopad�y ni�szej ro�linno�ci.
Us�yszeli w�zaro�lach ha�as wywo�any przez czyj�� ucieczk� i�nagle na polan� po lewej wypad�y dwie postacie � fa�szywi Iftowie. Z�ramion jednego z�nich zwisa�y resztki spalonej peleryny, jakby by� nieczu�y na b�l i�gor�co. Obaj gnali prosto do rzeki.
Byliby to jedyni ocaleni spo�r�d napastnik�w? Ayyar by� przekonany, �e kilku z�nich musia�o zgin�� od pierwszego uderzenia ognia.
� Nie... damy... rady... � wykrztusi� Rizak kaszl�c w�k��bach dymu.
� Na prawo! � Kr�tki rzut oka ukaza� Ayyarowi drog� ocalenia.
Wieki temu run�o tu drzewo, rozmiarami prawie dor�wnuj�ce Wielkiej Koronie. Jego korzenie stercza�y w�niebo ponad g��bok� jam�, z�kt�rej wion�� z�dawna znany Ayyarowi od�r skalca.. W�takiej samej norze zosta� niegdy� pojmany w�sie�. Fetor dawno zwietrza�, a�wi�c jama by�a nie zamieszkana. By� mo�e zosta�a porzucona, gdy gruba zwierzyna przenios�a si� dalej od osady.
� Do �rodka! � Wskoczy�, poci�gaj�c za sob� Illlyll� i�wyl�dowali razem na cuchn�cym rumowisku, a�Rizak w�lizn�� si� zaraz za nimi.
To, czego szuka�, znajdowa�o si� przed nim: wej�cie do podziemnej nory, okolone zwisaj�cymi strz�pami sieci. By�o tu pusto i�bezpiecznie, a�wi�c ruszy� wprost do wn�trza gniazda skalca.
Rozdzia� trzeci
Przeciskali si� w�g��b ciasnym korytarzem � gdzie� w�pobli�u powinna znajdowa� si� boczna komora, w�kt�rej dawny gospodarz mia� swoje gniazdo. W�niej mogliby znale�� bezpieczne schronienie przed szalej�cym ogniem. Le�eli razem w�cuchn�cej norze, a�serce Ayyara wci�� wali�o jak oszala�e.
Us�ysza� szept Illylle:
� Jarvas, Kelemark, Lokatath...?
Tak, co z�nimi? Czy wykorzystali t� odrobin� bezpiecze�stwa oferowan� przez brzeg rzeki? Lecz Rizak my�la� ju� o�nast�pnym ruchu.
� Wypalona okolica u�atwi wszelkie poszukiwania. Je�li spuszcz� psy...
� Takie nory maj� wi�cej ni� jedno wyj�cie � Ayyar pami�ta� to ze swych dawnych, przera�aj�cych do�wiadcze�.
� I�wszystkie biegn� prosto. Kt�re� z�pewno�ci� wyprowadzi nas nad sam� rzek�.
� Rizak, kiedy pojawi� si� nasi pobratymcy zza Morza Po�udniowego? � zapyta�a Illylle.
� Zostali�my wcze�nie obudzeni w�tym roku, a�oni przyb�d� wraz z�prawdziw� wiosn�.
� I�zastan� ca�y kraj podburzony przeciw nim.
� Z�pewno�ci� b�d� bardzo ostro�ni po tak d�ugiej nieobecno�ci, bo nigdy nie wiadomo, co mog�o si� zmieni� wzi�� w�obron� wsp�plemie�c�w. Jesieni� g��boko zaszczepiony instynkt nakaza� im zastawienie pu�apek w�ost�pach le�nych. Wiosn� mieli oni zamiar odnale�� nowych Ift�w i�powita� jako nowych braci i�siostry.
� Lecz nigdy jeszcze nie stawiali czo�a takiemu niebezpiecze�stwu jak to � ostrzeg� Ayyar. � Mo�e si� zdarzy�, �e po powrocie zamiast Lasu zastan� tu tylko poluj�cych na� my�liwych. Nienazwane obmy�li�o idealny plan, zaatakowa�o zim�, kiedy pozostajemy w�jednym miejscu.
� Nie mog� uwierzy�, aby Zwierciad�o mog�o nas zawie��! � G�owa Illylle spoczywa�a na jego ramieniu; by�o tak ciasno, �e Ayyar z�ka�dym wypowiedzianym s�owem czu� na szyi ciep�o jej oddechu. � Widzieli�my gigantyczn� pow�d� i�burz� nawiedzaj�ce Pustkowie. Nienazwane nie by�oby w�stanie unikn�� zag�ady...
� Przecie� nie znamy Jego natury � przerwa� jej Ayyar. � Mo�e w�obliczu zagro�enia Nienazwane zmobilizowa�o si�y i�pozyskuje nowe wp�ywy, gromadzi ludzi. Je�li kiedy� z�pomoc� Larsh�w zr�wna�o z�ziemi� Iftcan, to teraz wraz z�przybyszami spoza planety obr�ci w�czarny py� resztki tego co pozosta�o. Istnieje tylko jeden spos�b, by stawi� Mu czo�o...
� Zgadza si�, sprawd�my, czy ci w�porcie znaj� prawd�!
Ayyar czu�, �e przez Illylle przeszed� taki sam dreszcz, jaki przebieg� i�jego cia�o. Czy fizycznie i�emocjonalnie b�d� w�stanie stan�� oko w�oko i�rozmawia� z�lud�mi?
Gdyby tak mo�na by�o skontaktowa� si� na odleg�o��, bez konieczno�ci osobistego spotkania!
My�li Rizaka zapewne pod��a�y tym samym torem, gdy� zapyta� Illylle:
� Osadnicy u�ywaj� zapewne komunikator�w, aby kontaktowa� si� z�portem?
� Sk�d�e, w�ich poj�ciu s� one cz�ci� zdemoralizowanego �wiata zewn�trznego � pad�a b�yskawicznie odpowied� Illylle, dawnej mieszkanki osady. � Co� takiego znajdziesz tylko w�porcie.
� Lub mo�e w�tamtym obozie � poprawi� j� Ayyar.
Rizak kontynuowa� poprzednie rozwa�ania:
� Ka�dy ob�z b�dzie teraz doskonale strze�ony, gdy� na pewno spodziewaj� si� ataku w�odwecie za pacyfikacj� Lasu.
Ayyar niewiele pami�ta� ze swego pobytu w�porcie; wyl�dowa� w�nim z�transportem robotnik�w, og�upia�y po wyj�ciu ze stanu hibernacji. Przypomina� sobie jedynie stoj�cy szeregiem ludzki towar, poddany krytycznej ocenie brodatego olbrzyma Kosberga. Potem pomaga� prze�adowa� p�ki kory z�woz�w na platformy. Nigdy te� wi�cej nie ujrza� portu na Janusie.
� Czy znasz port? � zapyta� Rizaka.
� Port? Nie, wcale tam nie l�dowa�em. Wydosta�em si� z�kapsu�y ratunkowej, kt�ra opad�a na powierzchni� planety g��boko w�Lesie. Kiedy przelatywali�my przez ten uk�ad planetarny, cz�� za�ogi, w�tym i�ja, zapad�a na tajemnicz� chorob� zaka�n�. Rozpaczliwie poszukiwali�my pomocy, ale zanim nadesz�a, reszta za�ogi wsadzi�a nas do kapsu�y i�po�piesznie wys�a�a na d�. Ledwie �ywy wyl�dowa�em, i�okaza�o si�, �e by�em jedynym, kt�ry prze�y�.
Znalaz�em jedn� z�pu�apek i�sta�em si� Iftem. Tak wi�c zupe�nie nie znam portu na Janusie.
� Lokatath by� osadnikiem. � Ayyar ocenia� mo�liwo�ci towarzyszy po kolei. � Ale Kelemark pracowa� w�s�u�bach medycznych portu.
� By�, ale w�czasach Konsorcjum Karbon. � przypomnia� mu Rizak � W�ci�gu ponad pi��dziesi�ciu lat wiele musia�o si� zmieni�. A�Jarvas zosta� przys�any w�oddziale Pierwszych Zwiadowc�w, jeszcze przed wybudowaniem portu.
� Za to ja sp�dzi�am tam dwadzie�cia dni � powiedzia�a Illylle. � i�by�o to niezbyt dawno. Znam port. Ayyar, czy ty zastanawiasz si� nad wypraw� do portu?
� Tak, dobrze by�oby zdoby� jaki� komunikator, cho�by najprostszy model o�ma�ym zasi�gu.
� Portu wprawdzie nie znam � odpar� Rizak � ale to dobry pomys�, aby porozmawia� z�nimi przez komunikator. Najpierw jednak musimy znale�� wyj�cie z�tej nory.
I mia� racj�, Ayyar zacz�� si� bowiem w�a�nie obawia�, czy wybrane przeze� schronienie nie oka�e si� ich grobowcem. W�miar� jak p�omienie na zewn�trz zu�ywa�y tlen, by�o im coraz trudniej oddycha�, zapadali w�stan p�odr�twienia podobny do hibernacji. Gdy po jakim� czasie ockn�li si� ponownie, mo�na by�o swobodniej oddycha�, mimo przenikliwego sw�du.
Illylle rozkaszla�a si�, a�Ayyar poczu� jak d�awi�ce wyziewy gryz� go w�nosie i�gardle. Nale�a�o wyruszy� natychmiast, nawet gdyby to oznacza�o konieczno�� przej�cia przez ogie�. Zdecydowa� si� wczo�ga� do tunelu.
� S�uchajcie!
Ayyar nie potrzebowa� ostrze�enia Rizaka; us�ysza� szum padaj�cego na zewn�trz deszczu. Nie oczekiwa� a� takiej ulewy; mo�e do wiosny by�o bli�ej, ni� przypuszczali. Dno jamy zmieni�o si� w�ka�u�� pe�n� �ciekaj�cej wody. Zacz�� si� czo�ga�, pozostali pod��yli za nim.
Wylot okaza� si� zawalony mas� na p� zw�glonej ro�linno�ci, lecz bez trudu wyr�ba� przej�cie mieczem. Wychyn�li w�p�mrok, wywo�any przez grub� warstw� chmur. Dooko�a szala�a lodowata burza. Wi�zki promieniowania z�blastera dosi�g�y krzew�w i�koron drzew, ale ogromne pnie, opalone i�zw�glone, wci�� sta�y niewzruszenie. Toruj�c sobie drog� mi�dzy nimi przedostali si� na brzeg rzeki.
Cia�o znale�li mi�dzy dwoma g�azami, le��ce na prowizorycznym, kamienno-drewnianym mo�cie. Ayyar ujrza� najpierw odrzucone na bok rami� ze sflacza�� d�oni�, zwr�con� do g�ry, jakby chcia�a na�apa� ulewnie padaj�cego deszczu. Odwr�ci� si� szybko i�pr�bowa� odci�gn�� Illylle, jednak na pr�no. Przecisn�a si� obok niego i�spojrza�a w�d�.
Przera�enie znikn�o, pochyli�a si� bardziej, ni� Ayyar i�Rizak jej pozwalali. Ujrzeli ludzk� twarz, pozbawion� wszelkiego wyrazu, w�spos�b nie kojarz�cy si� ze spokojem �mierci. Gard�o i�g�rna cz�� klatki piersiowej zosta�y rozszarpane na strz�py przez psy, co obna�y�o metal, kable i�inne cz�ci mechanizmu.
� Robot! � pami�� podsun�a Naillowi w�a�ciwe s�owo.
Rizak przykucn�� i�przesun�� badawczo palce wzd�u� ramienna.
� Tu te�, dotknijcie!
Pe�en obrzydzenia Ayyar poszed� za jego przyk�adem.
�Cia�o� by�o zimne i�mokre od deszczu, ale na pierwszy rzut oka wydawa�o si� prawdziwe. Poszarpana tkanka nie by�a jednak zakrwawiona, a�pod ni� bez w�tpienia dawa� si� wyczu� metal.
� To jest sztuczne! � zawyrokowa�a Illylle. � Je�li jednak kto� tego nie wie...
� Ich klucz. � przytakn�� Rizak. � Po�lij j�, wyj�c� jak nieboskie stworzenie, a�bramy osady stan� otworem.
Tyle �e tym razem co� im nie wysz�o, bo psy, nieszcz�sne bestie, wyczu�y prawd�. Zgin�y broni�c swych nic n