6063
Szczegóły |
Tytuł |
6063 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6063 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6063 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6063 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
A B Strugaccy
Kulawy los
Rozdzia� 1
Feliks Sorokin. Zamie�
W po�owie mniej wi�cej o drugiej po po�udniu, siedzia�em przy
oknie i zamiast tego, �eby zajmowa� si� scenariuszem, pi�em
wino i rozmy�la�em o kilku rzeczach jednocze�nie. Za oknem sypa�
�nieg, samochody l�kliwie pe�z�y szos�, na poboczach wyrasta�y za-
spy i za kurtyn� �niegu niewyra�nie czernia�y grupy go�ych drzew,
szczeciniaste plamy i ciemne smugi krzak�w na pustkowiu.
Moskw� zasypywa�o.
Moskw� zasypywa�o jak zapomnian� przez Boga stacyjk� gdzie�
pod Akiubi�skiem. Ju� od p� godziny na samym �rodku szosy buk-
sowa�a taks�wka, kt�ra nierozwa�nie chcia�a w tym miejscu zawr�-
ci� i wyobrazi�em sobie ile w tym momencie buksuje teraz w ca�ym
ogromnym mie�cie - taks�wek, autobus�w, ci�ar�wek i nawet l�ni�-
cych limuzyn z zimowymi oponami.
Moje my�li p�yn�y na kilku poziomach, leniwie i ospale. My-
�la�em na przyk�ad o dozorcach. O tym, �e przed wojn� nie by�o
p�ug�w �nie�nych, nie by�o jaskrawo pomalowanych podobnych do
smok�w maszyn zbieraj�cych �nieg, tylko byli dozorcy w fartuchach
z miot�ami, z kwadratowymi �opatami z dykty. W walonkach. A �nie-
gu na ulicach o ile pami�tam by�o niepor�wnanie mniej. Niewyklu-
czone co prawda, �e i �ywio�y by�y wtedy nie takie...
I jeszcze my�la�em o tym, �e ostatnio nieustannie przydarzaj�
mi si� jakie� niemi�e, nonsensowne i nawet podejrzane historie, jak-
by ten kto jest panem mojego losu zidiocia� z nud�w i zacz�� si�
wyg�upia� kompletnie bez poj�cia - wi�c te wyg�upy okazuj� si�
krety�skie do tego stopnia, �e na nikim, nawet na samym �artownisiu
nie robi� wra�enia, mo�e si� najwy�ej wstydzi� i kiwa� palcem
w bucie.
I niezale�nie od tego wszystkiego nie przestawa�em my�le� o tym,
�e ju� obok odsuni�ta na bok stoi moja maszyna do pisania marki
�Tippa" z zacinaj�c� si� od urodzenia liter� �p" i wkr�con� kartk�
papieru, a na tej kartce mo�na przeczyta�: �...Wie�yczki czo�g�w zwr�-
cone s�na lewo, wal�z dzia� po stanowiskach partyzant�w metodycz-
nie, kolejno, �eby nie przeszkadza� sobie wzajemnie. Za wie�yczk�
pierwszego czo�gu przykucn�� Rudolf, dow�dca czo�gist�w, lejtnant
SS. Jest m�zgiem i dyrygentem tej orkiestry �mierci. Gestami wydaje
rozkazy id�cym w �lad za czo�gami �o�nierzom SS. Partyzanckie kule,
co pewien czas uderzaj�c pancerze, rozbryzguj�b�oto wok� g�sienic
i male�kie fontanny wody w ciemnych ka�u�ach.
Posterunek partyzancki na pierwszej linii, malutki okop na skra-
ju moczar�w. Dw�ch partyzant�w � stary i m�ody - zaskoczeni pa-
trz� na zbli�aj�ce si� czo�gi. Bang! Bang! - strza�y dzia�ek czo�go-
wych".
Mam pi��dziesi�t sze�� lat, ale nigdy nie by�em w partyzantce
i nigdy r�wnie� nie odpiera�em ataku czo�g�w. A przecie� je�li m�-
wi� otwarcie, powinienem polec w bitwie pod �uckiem Kurskim.
Ca�a nasza szko�a tam poleg�a, zostali tylko - Rafka Rezanow bez
obu n�g, Wasia Kuzniecow z batalionu karabin�w maszynowych i ja
z roty mo�dzierzy.
Mnie i Kuzniecowa na tydzie� przed ko�cowymi egzaminami
oddelegowano do Kujbyszewa. Widocznie ten, kt�ry jest panem mego
losu by� wtedy jeszcze pe�en entuzjazmu na m�j temat i koniecznie
chcia� zobaczy� co te� ze mnie wyjdzie. I wysz�o tak, �e ca�� swoj�
m�odo�� sp�dzi�em w wojsku i zawsze uwa�a�em za sw�j obowi�-
zek pisa� o wojsku, o oficerach, o atakach czo�g�w, chocia� z up�y-
wem lat coraz cz�ciej przychodzi�o mi do g�owy - w�a�nie dlatego,
�e uszed�em z �yciem najzupe�niej przypadkowo, akurat nie ja po-
winienem o tym pisa�.
W�a�nie o tym pomy�la�em w tej chwili patrz�c przez okno na
zasypywany �niegiem Trzeci Rzym, unios�em szklank� i wypi�em
solidny �yk. Obok buksuj�cej taks�wki sta�y teraz jeszcze dwa sa-
mochody, brodzi�y w �niegu przyginane zamieci� sm�tne figury z �o-
patami.
Popatrzy�em na p�ki z ksi��kami.
M�j Bo�e, pomy�la�em nagle i poczu�em ch��d w sercu, prze-
cie� to jest m�j ostatni ksi�gozbi�r i teraz ju� ostatni. Z pierwszego
zosta�a mi tylko jedna ksi��ka, obecnie ju� niew�tpliwy bia�y kruk -
Pawe� Makarow �Adiutant genera�a Maj-Majewskiego". Wed�ug tej
ksi��ki nakr�cono niedawno serial telewizyjny �Adiutant Jego Eks-
celencji", niez�y serial, mo�e nawet i dobry, tyle tylko, �e z ksi��k�
ma niewiele wsp�lnego. W ksi��ce wszystko jest znacznie solidniej-
sze i powa�niejsze, chocia� przyg�d i czyn�w bohaterskich znacz-
nie mniej. Ten Pawe� Wasiliewicz Makarow by� widocznie wybit-
nym cz�owiekiem i mi�o jest czyta� na odwrocie karty tytu�owej
dedykacje, napisan� chemicznym o��wkiem �Drogiemu towarzyszowi
Aleksandrowi Sorokinowi. Niechaj ta ksi��ka b�dzie wspomnie-
niem o �ywym adiutancie genera�a Maj-Majewskiego, zast�pcy do-
w�dcy Krymskiej Powsta�czej. Ze szczerym partyzanckim pozdro-
wieniem Pawe� Makarow. Leningrad 6 IX 1927 rok". Mog� sobie
wyobrazi�, jak ceni� t� ksi��k� m�j ojciec, Aleksander Aleksan-
drowicz Sorokin. Zreszt� niczego takiego nie pami�tam. I zupe�nie
nie pami�tam jak tej ksi��ce uda�o si� ocale�, kiedy nasz dom w Le-
ningradzie zburzy�a bomba i pierwszy nasz ksi�gozbi�r przepad�
w ca�o�ci.
Z drugiego ksi�gozbioru w og�le nic nie zosta�o. Gromadzi�em
te ksi��ki w Ka�sku, gdzie dwa lata do skandalu, w kt�ry si� wpl�ta-
�em wyk�ada�em na kursach szkoleniowych. Sytuacja by�a taka, �e
m�j wyjazd z Ka�ska by� wyj�tkowo po�pieszny sterowany z g�ry
kategorycznie i bezapelacyjnie. Zd��yli�my wtedy z Klar� zapako-
wa� ksi��ki i nawet zd��yli�my je nada� do Irkucka, ale oboje sp�-
dzili�my w Irkucku zaledwie dwa dni, po tygodniu byli�my ju� w Kor-
sakowie, a po kolejnym p�yn�li�my tra�owcem do Pietropaw�owska,
tak �e m�j drugi ksi�gozbi�r nigdy mnie ju� nie odnalaz�.
Do dzi� tak mi �al, �e nie mog� si� otrz�sn��. Mia�em tam cztery
tomy �Tarzana" po angielsku, kt�re kupi�em w czasie urlopu w anty-
kwariacie, tym na Litejnym w Leningradzie. �Wehiku� czasu" i to-
mik opowiada� Wellsa z dodatku do �Wsiemirnowo sledopyta"
z ilustracj ami Fitinhofa, oprawiony rocznik �Dooko�a �wiata 1927"...
Nami�tnie lubi�em wtedy tego rodzaju lektury. A mia�em jeszcze
w moim drugim ksi�gozbiorze kilka ksi��ek, kt�rych losy by�y do-
prawdy niezwyk�e.
W pi��dziesi�tym drugim roku w Si�ach Zbrojnych wydano roz-
kaz likwidacji ca�ej produkcji wydawniczej o tre�ciach szkodliwych
ideologicznie. A w magazynach naszych kurs�w zwalono ca�� zdo-
byczn� bibliotek� nale��c� najwidoczniej do jakiego� dygnitarza dworu
imperatora Pu. I rzecz jasna nikt nie mia� ani ochoty, ani mo�liwo�ci
zorientowa� si�, gdzie w�r�d tysi�cy tom�w po japo�ska, chi�sku,
korea�sku, angielsku i niemiecku, w tych ple�niej�cych ju� stertach s�
jagni�ta, gdzie ko�l�ta, rozkazano wi�c skasowa� wszystko.
... By�a pe�nia lata, straszny upa�, skraca�y si� ok�adki w p�o-
miennych, czarno krwawych stertach, usmoleni jak diab�y w piekle
biegali kursanci, lata�y nad ca�ymi koszarami leciute�kie k�aki sa-
dzy, a noc� nie bacz�c na najsurowsze zakazy, my oficerowie-wy-
k�adowcy skradali�my si� do przygotowanych na dzie� nast�pny sto-
s�w, chciwie �apali�my co popad�o i zabierali�my do dom�w. Mnie
trafi�a si� znakomita �Historia Japonii" po angielsku, �Historia �ledz-
twa w epoce Mejdzi"... a tam, co za r�nica, ani wtedy, ani p�niej
nigdy nie mia�em czasu, �eby to wszystko dok�adnie przeczyta�.
Trzeci ksi�gozbi�r odda�em do paranajskiego domu kultury, kie-
dy w pi��dziesi�tym pi�tym wraca�em z Kamczatki.
Jak to si� sta�o, �e jednak z�o�y�em raport o zwolnienie? Prze-
cie� by�em wtedy nikim, nie umia�em nic robi�, kompletnie nie przy-
gotowany do �ycia w cywilu, obci��ony kapry�n� �on� i cherlaw�
Kati�... Nie, nigdy bym nie ryzykowa� gdybym w wojsku m�g� na
cokolwiek liczy�. Ale w wojsku na nic liczy� nie mog�em, a prze-
cie� by�em wtedy m�ody, ambitny i s�abo mi si� robi�o, kiedy po la-
tach widzia�em siebie wci�� tym samym lejtnantem, wci�� tym sa-
mym t�umaczem.
Dziwne, �e nigdy o tych czasach nie pisz�. Przecie� taki mate-
ria� powinien zainteresowa� ka�dego czytelnika.
Ka�dy czytelnik co� takiego kupi�by po prostu na pniu, szcze-
g�lnie gdyby to napisa� w takiej m�skiej wsp�czesnej stylistyce, od
kt�rej mnie osobi�cie ju� od dawna odrzuca na kilometr, ale kt�ra
nie wiadomo dlaczego strasznie si� wszystkim podoba. Na przyk�ad:
�Pok�ad �Konei maru� by� �liski, �mierdzia�o zepsut� ryb� i ki-
szon� rzodkwi�. Szyby na mostku by�y wybite, a okna kto� zaklei�
papierem..."
(Wa�ne jest, �eby jak najcz�ciej powtarza� �by�y", �by�", �by�o".
Szyby by�y wybite, morda by�a wykrzywiona...)
Walentin, przytrzymuj�c automat na piersi, wszed� na mostek.
�Santio, wychodzi�" - powiedzia� surowo.
Pokaza� si� szyper. By� stary, przygarbiony, twarz mia� bez zaro-
stu, z podbr�dka stercza�y mu rzadkie siwe w�osy. G�ow� obwi�za�
chustk� z czerwonymi hieroglifami, na prawej stronie kurtki te� by�y
hieroglify tylko bia�e. Na nogach szyper mia� ciep�e skarpetki z jed-
nym du�ym palcem. Szyper podszed� do nas, z�o�y� r�ce na piersi
i sk�oni� si�. �Zapytaj go czy wie, �e jest na naszych wodach" - roz-
kaza� major. Zapyta�em. Szyper odpowiedzia�, �e nie wie. �Zapytaj
go, czy wie, �e po��w w granicach dwudziestomilowej strefy jest
zabroniony" - rozkaza� major.
(To te� jest wa�ne - rozkaza�, rozkaza�, rozkaza�...)
Zapyta�em. Szyper odpowiedzia�, �e wie i jego wargi rozci�gn�-
�y si� obna�aj�c rzadkie, ��te z�by. �Powiedz mu, �e zatrzymujemy
statek i za�og�" - rozkaza� major. Przet�umaczy�em. Szyper szybko
pokiwa�, a� zatrz�s�a mu si� g�owa. Znowu z�o�y� d�onie na piersi
i zacz�� m�wi� szybko i niewyra�nie. �Co on m�wi?" - zapyta� ma-
jor. O ile zrozumia�em, szyper prosi�, �eby zwolni� kuter. M�wi�, �e
nie mo�e wr�ci� do domu bez ryb, �e wszyscy oni umr� z g�odu.
M�wi� w jakim� dialekcie, zamiast �ki" wymawia�, Jcsi", zamiast �cu"
- �tu", i zrozumie� go by�o bardzo trudno..."
Czasami wydaje mi si�, �e m�g�bym tak pisa� kilometrami. Ale
prawdopodobnie to nie tak. Kilometrami mo�na pisa� o tym, co jest
cz�owiekowi zupe�nie oboj�tne.
Po tygodniu, kiedy rozstawali�my si�, szyper podarowa� mi to-
mik Kikut-ikana i �Cz�owieka-cie�" Akutagawy. I oto stoj� tu obok
siebie, Paranajskiemu Domowi Kultury na nic by si� nie przyda�y.
�Cz�owiek-cie�" - pierwsza japo�ska ksi��ka, kt�r� przeczyta�em
od pocz�tku do ko�ca. Lubi� Hirai Taro, nie przypadkiem wybra�
sobie pseudonim - Edgawa Rampo - Edgar Allan Poe...
A m�j czwarty ksi�gozbi�r zosta� u Klary. I B�g z obojgiem. Nie-
potrzebnie, och, niepotrzebnie dotykam teraz tych spraw. Ile to ju�
razy przysi�ga�em sobie nawet my�l� nie wraca� do tych, kt�rzy uwa-
�aj�, �e ich skrzywdzi�em i poni�y�em. I tak wiecznie jestem komu�
co� winien, czego� nie dotrzyma�em, kogo� zawiod�em, zepsu�em czyje�
plany... i czy przypadkiem nie dlatego, poniewa� wyobrazi�em sobie,
�e jestem wielkim pisarzem, kt�remu wszystko wolno?
Wystarczy�o, �ebym tylko wspomnia� o moim nieuleczalnym
przekle�stwie, kiedy natychmiast zadzwoni� telefon i nasz przewod-
nicz�cy, Fiodor Micheicz z wyra�nie zauwa�aln� irytacj� w g�osie
zainteresowa� si�, kiedy wreszcie zamierzam pojecha� na Bann�.
To niesolidnie Feliksie Aleksandrowiczu, m�wi�. Dzwoni� do
ciebie ju� czwarty raz, m�wi�, i wszystko jak groch o �cian�. Prze-
cie� nie goni� ci�, pismaku, m�wi�, do magazynu, �eby� przebiera�
zgni�e buraki. Doktorzy, uczeni, m�wi�, musz� tam chodzi�, a ciebie
prosz� tylko, �eby� pojecha� na Bann� i zawi�z� tam dziesi�� kartek
maszynopisu, nie pod�wigniesz si�. I nie dla mojej przyjemno�ci,
m�wi�, nie dlatego, �e kto� mia� taki kaprys, sam przecie� g�osowa-
�e�, �eby tym lingwistom-cybernetykom, matematykom pom�c... nie
dotrzyma�e�... zawiod�e�... wyobra�asz sobie...
Co mi zosta�o do zrobienia? Znowu obieca�em, �e pojad�, poja-
d� zaraz dzisiaj, z chrz�stem i �oskotem, z gniewnym wyrzutem po
tamtej stronie rzucono s�uchawk�. A ja spiesznie wyla�em z butelki
resztk� wina do szklanki, i wypi�em, �eby si� uspokoi�, my�l�c z prze-
ra�aj�c� wyrazisto�ci�, �e nie to parszywe wino powinienem wczo-
raj kupi�, tylko koniak, albo jeszcze lepiej, zwyczajn� w�dk�.
A chodzi�o jeszcze o to, �e jeszcze zesz�ej jesieni nasz sekreta-
riat postanowi� odpowiedzie� pozytywnie na pro�b� jakiego� Insty-
tutu Lingwistycznych zdaje si� Problem�w, aby wszyscy pisarze
moskiewscy dostarczyli do tego instytutu po kilka stronic swoich
r�kopis�w, jako szczeg�lnego materia�u szczeg�lnego rodzaju ba-
da�, co� na temat teorii informacji, jakiej� entropii j�zykowej... �a-
den z nas nic nie zrozumia�, opr�cz by� mo�e Ganka Aganiana, kt�-
ry to podobno poj��, ale i tak nikomu nie potrafi� wyt�umaczy�.
Zrozumieli�my tylko tyle, �e temu Instytutowi trzeba, mo�liwie naj-
wi�cej pisarzy, a ca�a reszta jest niewa�na. Jakie konkretne stronicz-
ki - niewa�ne, ile stroniczek - niewa�ne. Nale�y tylko zanie�� je na
Bann� dowolnego dnia roboczego, godziny przyj�� od dziewi�tej do
pi�tej. Wtedy nikt nie mia� nic przeciwko temu, wr�cz przeciwnie,
wielu nawet pochlebia�o, �e mog� uczestniczy� w post�pie nauko-
wo-technicznym, tak, �e jak opowiadano w pierwszym okresie na
Bannej by�y nawet kolejki i dochodzi�o do awantur. A potem wszystko
jako� ucich�o, odesz�o w niepami�� i teraz oto nieszcz�sny Fiodor
Micheicz raz na miesi�c, albo i cz�ciej �ciga nas, leniwych, zawsty-
dza, ruga przez telefon i przy spotkaniach.
Oczywi�cie, to nic chwalebnego le�e� jak k�oda na drodze nauko-
wo-technicznego post�pu, ale z drugiej strony - przecie� wszyscy je-
ste�my lud�mi: albo kiedy jestem na Bannej, przypominam sobie, �e
nale�a�oby wpa��, ale nie mam przy sobie r�kopisu; albo trzymam ju�
wprawdzie r�kopis pod pach�, wybieram si� ju� w�a�nie na Bann�,
a w niepoj�ty spos�b trafiam nie na Bann�, tylko do klubu. Wszystkie
te zagadkowe dewiacje t�umacz� tym, �e po prostu nie spos�b trakto-
wa� powa�nie ten, jak r�wnie� inne pomys�y naszego sekretariatu. No
bo doprawdy, jak mo�e by� u nas nad rzek� Moskw� j�zykowa entro-
pia? A przede wszystkim, co ja mam z tym wsp�lnego?
Jednak wyj�cia nie by�o, i zabra�em si� do szukania teczki, do
kt�rej o ile pami�tam w zesz�ym tygodniu, czy dwa tygodnie temu
w�o�y�em brudnopisy. Nigdzie na wierzchu teczki nie by�o i wtedy
przypomnia�em sobie, �e wtedy kiedy zamierza�em i�� na Bann�
z �Zagranicznego inwalidy", dok�d poszed�em z Kap-Kapyczem do
Nos-Nosycza, �eby zrobi� awantur� z powodu artyku�u. Ale w dro-
dze powrotnej z �Inwalidy" nie dotarli�my na Bann�, a dotarli�my
do restauracji �Psk�w". Tak, �e chyba nie mia�o sensu szuka� teraz
tej teczki.
Dzi�ki Bogu, na brak brudnopis�w ju� od dawna nie mog� na-
rzeka�. St�kaj�c wsta�em z fotela, podszed�em do rega�u, do najdal-
szej p�ki i z j�kiem usiad�em obok niej wprost na pod�odze. Ach,
ile ruch�w mog� teraz wykona� jedynie j�cz�c i st�kaj�c - zar�wno
cielesnych jak i duchowych.
(J�cz�c budzimy si� ze snu. J�cz�c odziewamy szaty. J�cz�c szy-
buje nasza my�l. J�cz�c s�yszymy kroki ognistego �ywio�u, ale b�d�-
my gotowi kierowa� fal� p�omieni. �Upaniszady" jak mi si� zdaje.
A mo�e nie ca�kiem �Upaniszady". Albo w og�le nie �Upaniszady").
St�kaj�c, otworzy�em drzwiczki dolnej szafki i na kolana wypa-
d�y mi tekturowe teczki, bruliony w kolorowych ceratowych ok�ad-
kach, po��k�e, g�sto zapisane kartki spi�te zardzewia�ymi spina-
czami. Wzi��em pierwsz� teczk� z brzegu - z za�amanymi ze staro�ci
brzegami, zjedna tylko brudn� tasiemk�, z niezliczonymi na wp�
zatartymi napisami na wierzchu, mo�na by�o odczyta� tylko jaki�
stary nieaktualny ju� telefon, sze�ciocyfrowy, z liter� i jeszcze kilka
hieroglif�w namalowanych zielonym atramentem �Seinen dzidai-no
saku" - �Utwory m�odzie�czych lat". Do tej teczki nie zagl�da�em
z pi�tna�cie lat. Tu wszystko by�o bardzo stare, z czas�w Kamczat-
ki, a mo�e i wcze�niejszych, czas�w Ka�ska, Kazania - kartki wy-
darte z zeszyt�w w lini�, zeszyty robione domowym sposobem, ze-
szyte surow� nitk�, oddzielne kartki szorstkiego ��tawego papieru,
ni to pakowego, ni to po prostu zetla�ego do niemo�liwo�ci, i wszystko
zapisane r�cznie, ani jednej linijki, ani jednej litery na maszynie.
�Ponury Murzyn wywi�z� z gabinetu fotel z ruin� cz�owieka. Szef
starannie zamkn�� za nim drzwi..."
Jaki Murzyn? Jaka ruina? Nic nie pami�tam.
-,,Ale, ale, nie zauwa�y� pan, czy w�r�d bolszewik�w byli Chi�-
czycy? - zapyta� nagle szef.
- Chi�czycy? M-m-m... Zdaje si�, �e byli. Chi�czycy, albo Ko-
rea�czycy, albo Mongo�owie. W ka�dym razie ��ci..,"
Tak-tak-tak-tak! Przypomnia�em sobie! To by� taki pamflet poli-
tyczny. .. Nie. Nic nie pami�tam.
�Twierdza pad�a, ale garnizon zwyci�y�".
Tak.
- �Widz� ci�! Widz� ci�! - zarycza� Kr�liczy Bobek dostrzega-
j�c widzialnego przeciwnika... I nowy strza� z ciemno�ci niebezpie-
cze�stwa g�rze..."
A-a-a, to przecie� m�j przek�ad z Kiplinga. Tysi�c dziewi��set
pi��dziesi�ty trzeci rok. Kamczatka. Siedz� i t�umacz� Kiplinga po-
niewa� z braku widzialnego przeciwnika nie mia�em nic innego do
roboty. Tak, nam�czy�em si�, jak pami�tam z tym przek�adem, ale
by�a to dla mnie wspania�a szko�a, nie ma lepszej szko�y dla t�uma-
cza ni� �wietna literatura, opisuj�ca absolutnie nieznajomy �wiat,
konkretnie zlokalizowany w czasie i przestrzeni...
A oto �Zdarzenie w czasie warty". Te� pi��dziesi�ty trzeci rok
i te� Kamczatka.
�P�niej Berkutow pe�ni�cy wart� przy wej�ciu na wartowni�,
w �aden spos�b nie m�g� sobie przypomnie�, co najpierw wzbudzi-
�o jego czujno�� i spowodowa�o, �e mocniej uj�� bro�, z napi�ciem
ws�uchuj�c si� w niewyra�ne d�wi�ki ciep�ej lipcowej nocy. Po pro-
stu do szelestu li�ci, odg�osu w�asnych krok�w, sennego poskrzypy-
wania ga��zi do��czy�o si�..." no i tak dalej. M�wi�c kr�tko, pod
os�on� nocy podkradli si� do wartownika, napadli na niego, a on tra-
c�c si�y skierowa� ogie� na siebie.
By�em wtedy je�li chodzi o moje pogl�dy na literatur� wielkim
moralist�, i to nie po prostu moralist�, ale natchnionym piewc� woj-
skowych regulamin�w. I dlatego towarzysze �o�nierze, najwa�niej-
sze w danym konkretnym �Zdarzeniu w czasie warty" by�o to:
�Jak mog�o si� zdarzy�, �e Linko, kt�ry tak dobrze zna� regula-
min, zlekcewa�y� do takiego stopnia regulamin s�u�by garnizonowej
i wartowniczej? A ty Berkutow? Czy nie okaza�e� si� �lamazar�, kiedy
nie zauwa�y�e� dok�d poszed� Simakow? A my wszyscy -jak mo-
gli�my nie zauwa�y�, �e Simakowa nie by�o razem z nami, kiedy
zarz�dzono alarm bojowy?"
Jak dziwnie mi jest czyta� dzisiaj to wszystko! Jakby kto� opo-
wiada� z rozczuleniem o tym, jak wtedy, kiedy mia�e� trzy latka, nie
wytrzyma�e� i zrobi�e� kup� w czasie wielkiego przyj�cia. A prze-
cie� nie trzy latka, tylko mia�em wtedy ju� dwadzie�cia osiem. Ale
tak bardzo chcia�em zobaczy� w druku swoje nazwisko, poczu� _.i�
pisarzem, wystawi� na widok publiczny piecz�� kochanka muz
i ulubie�ca Apollina! I jakie to by�o gorzkie rozczarowanie, kiedy
�Suworowski szturm", daj mu Bo�e zdrowie, zwr�ci� mi m�j r�ko-
pis pod uprzejmym pretekstem, �e �Zdarzenie w czasie warty" nie
jest typowe dla naszej armii! �wi�te s�owa. W nowym �yciu sta�em
na warcie ze dwie�cie godzin i tylko raz w szele�cie li�ci i do odg�o-
su w�asnych krok�w, a w szczeg�lno�ci do sennego skrzypienia ga-
��zi do��czy�y si� obce d�wi�ki - w egipskich ciemno�ciach kto� upar-
cie i nieustraszenie �adowa� si� na ogrodzenie z drutu kolczastego,
nijak nie reaguj�c na moje rozpaczliwe okrzyki: �St�j! St�j, kto idzie?
St�j, bo strzelam!" Zwabiona wystrza�em zwierzchno�� wykry�a za-
pl�tanego w drutach kolczastych, zabitego na miejscu koz�a. W pierw-
szej chwili obiecano mi areszt garnizonowy, ale potem jako� si� obe-
sz�o...
Nie, nie oddam im mojego �Zdarzenia w czasie warty" na sek-
cj�. Niech sobie le�y. I znowu pomy�la�em, �e to jednak wyj�tkowo
g�upi pomys� z j�zykow� entropi�, je�li im wszystko jedno co anali-
zowa�: �Zdarzenie w czasie warty", czy fotel na k�ku z ruin� cz�o-
wieka.
Od�o�y�em �Utwory lat m�odzie�czych" na bok i wzi��em inn�
paczk� wygl�daj�c� ju� zupe�nie wsp�cze�nie, w dobrym stanie,
starannie zawi�zan� czerwonymi tasiemkami. Na wierzchu by�a bia-
�a nalepka, na nalepce napis �fragmenty, rzeczy nie opublikowane,
fabu�y, plany". Otworzy�em teczk� i od razu trafi�em na opowiada-
nie �Narcyz" napisane w pi��dziesi�tym si�dmym roku. To opowia-
danie pami�tam bardzo dobrze. Wyst�puj� w nim: doktor Lobs, Cho-
ux du Gruzelle, hrabia Dencke, baronowa Lust... postaci epizodyczne
Cartes-Chanobc �idiota wagi ci�kiej, kt�ry sta� si� impotentem w wie-
ku lat szesnastu", oraz Stella Boix-Cosu, rodzona ciotka hrabiego
Denckera, sadystka i lesbijka. Sens opowiadania polega� na tym, �e
wspomniany Choux du Gruzelle, arystokrata i hipnotyzer nadzwy-
czajnej si�y, zderzy� si� ze swoim odbiciem w lustrze w momencie
kiedy Jego spojrzenie pe�ne by�o ��dzy, b�agania, czu�ego, w�ad-
czego nakazu, wezwania do pokory i mi�o�ci". A poniewa� pot�nej
woli Choux du Gruzelle nie m�g� si� przeciwstawi� nawet sam
Choux du Gruzelle, biedactwo do szale�stwa zakocha� si� sam w so-
bie. Jak Narcyz. Diabelnie eleganckie i arystokratyczne opowiada-
nie. Jest w nim jeszcze i taki fragment �Na jego szcz�cie, po Narcy-
zie, �y� jeszcze pastuch Onan. Tak wi�c hrabia �yje sam z sob�,
wprowadza samego siebie w wielki �wiat, kokietuje panie, prawdo-
podobnie przyjemn� i podniecaj�c� zazdro�� o samego siebie".
Ajajaj, jaka manieryczna, nieprzystojna, salonowa zupa! Pomy-
�le� tylko, �e wyros�a z tego samego kawa�eczka mojej duszy, co
i moje �Bajki wsp�czesne", pi�tna�cie lat potem, z tego samego
kawa�eczka, z kt�rego wyrasta teraz moja �Niebieska Teczka"...
Nie, nie dam im mojego �Narcyza". Po pierwsze dlatego, �e mam
tylko jeden egzemplarz. A po drugie nikt wcale nie musi wiedzie�,
�e Sorokin Aleksandrowicz, autor powie�ci �Towarzysze oficero-
wie" i sztuki �Ranni do �rodka!", �e ju� nie wspomn� o scenariu-
szach i reporta�ach z �ycia �o�nierzy, pisze jeszcze jak si� okazuje
rozmaite pornograficzne fantasmagorie.
A oto co im dam. Pi��dziesi�ty �smy rok. �Koriaginowie". Sztuka
w trzech aktach. Osoby: Sergiej Iwanowicz Koriagin, uczony oko�o
60 lat, Irina Pietrowna, jego �ona 45 lat, Niko�aj Sergiejewicz Ko-
riagin, jego syn z pierwszego ma��e�stwa, zdemobilizowany oficer,
oko�o 30 lat. I jeszcze siedem os�b - studenci, malarze, kursanci
Akademii Wojskowej. Akcja dzieje si� wsp�cze�nie w Moskwie.
Ania: S�uchaj, czy mog� ci zada� jedno pytanie?
Niko�aj: Spr�buj.
Ania: A nie obrazisz si�?
Niko�aj: To zale�y... nie, nie obra�� si�. Chodzi o moj� �on�?
Ania: Tak. Dlaczego si� z ni� rozwiod�e�?
Bardzo dobrze. Anton Paw�owicz Czech�w, Konstantin Sergie-
jewicz Stanis�awski, W�adimir Iwanowicz. A przede wszystkim nie
uko�czone i nigdy uko�czone nie b�dzie, to w�a�nie im oddamy.
Od�o�y�em r�kopis za siebie i zacz��em wpycha� i ugniata�
w szafce ca�� reszt�, a wtedy wpad� mi w r�ce brulion w lepkiej ce-
ratowej ok�adce, sp�cznia�y od tkwi�cych w nim postronnych kar-
tek. A� si� roze�mia�em z rado�ci i powiedzia�em do niego �Tu� mi
bratku!", poniewa� by� to brulion umi�owany, bezcenny, poniewa�
by� to m�j dziennik, kt�ry zgubi�em w zesz�ym roku, kiedy ostatni
raz robi�em porz�dek w moich papierach.
Zeszyt sam si� w moich r�kach otworzy� i znalaz�em w nim m�j
ukochany wieczny o��wek z Czechos�owacji, nie by� to zwyk�y o��-
wek, tylko o��wek przynosz�cy szcz�cie; wszystkie fabu�y nale�a�o
zapisywa� tylko nim, nie �adnym innym, chocia� nale�y przyzna�,
�e by� wyj�tkowo niewygodny, poniewa� obudowa p�k�a w dw�ch
miejscach i grafit przy ka�dym niezr�cznym naci�ni�ciu wpada� do
�rodka.
Okazuje si�, �e ju� zupe�nie zapomnia�em, �e zacz��em ten ze-
szyt 30 marca, prawie dok�adnie jedena�cie lat temu. Pisa�em wtedy
nowel� �Pancerna rodzina" - o wsp�czesnych pokojowych, je�li tak
mo�na powiedzie�, czo�gistach. Pisa�o mi si� ci�ko, krwi� i potem
pisa�em t� nowel�. Pami�tam, �e kilkakrotnie je�dzi�em na delega-
cje do rozmaitych jednostek, odmrozi�em sobie prawe ucho, ale i tak
nic z tego nie wysz�o. Nowel� odrzucono. Dobrze, �e chocia� za-
liczki nie musia�em zwraca�.
Przegl�da�em stroniczki z monotonnymi notatkami:
2.04. Napis. 5 str. Wieczorem 2 str. Razem 135
3.04. Napis. 4 str. Wieczorem l str. Razem 140...
To niew�tpliwy znak -je�li nie ma innych notatek, pr�cz staty-
stycznych to znaczy, �e albo idzie mi robota bardzo dobrze, albo
wcale. Zreszt� 7.04 dziwaczna notatka �Pisa�em skarg� do senatu".
I jeszcze jedna �Odra�aj�cy, jak niedopa�ek w pisuarze". 13.05 �Nic
tak nie sprzyja dorastaniu jak zdrada".
A oto ten dzie�, w kt�rym zacz��em uk�ada� bajki wsp�czesne.
21 maja 72 roku. �Historia o robotniku, kt�ry dosta� nowe miesz-
kanie. Pracuj�u niego, tragarz, cykliniarz, hydraulik- wszyscy kan-
dydaci nauk. I nikt nie mo�e ju� z niego wyj��. Cykliniarzowi uwi�z�
palec w parkiecie, tragarza zasuni�to szaf�, hydraulik zamiast spiry-
tusu wypi� eliksir i sta� si� niewidzialny. I jeszcze skrzat domowy.
I murarz zamurowany w przewodzie wentylacyjnym. I przychodzi
Katia".
To jeszcze nie �Bajki wsp�czesne". Do �Bajek wsp�czesnych"
by�o jeszcze wtedy bardzo daleko. Nie poradzi�em sobie wtedy z tym
pomys�em i teraz ju� nawet nie pami�tam - kto dosta� to mieszka-
nie? Dlaczego skrzat? Co za eliksir?
Albo jeszcze jeden pomys� z tamtych czas�w.
28.10.72. �Cz�owiek (magik), kt�rego wszyscy uwa�ali za przy-
bysza z kosmosu". W tamtych czasach oszaleli na punkcie lataj�-
cych talerzy. Nikt o niczym innym nie rozmawia�.
Baalbekska weranda, Tassilskie rysunki, cywilizacje pozaziem-
skie. Wymy�li�em wtedy - �yje sobie pewien cz�owiek, o niczym
takim nie my�li, jest z zawodu magikiem, i to magikiem o bardzo
wysokich kwalifikacjach. I nagle dostrzega niepokoj�ce zaintereso-
wanie, jakie wzbudza w swoim otoczeniu. S�siedzi z tego samego
pi�tra dziwnie z nim rozmawiaj�, przychodzi dzielnicowy, interesu-
je si� rekwizytami i snuje mgliste rozwa�ania na temat prawa zacho-
wania energii. �To znikaj�ce jajo - m�wi - nie zgadza si� obywatelu,
ze wsp�czesnymi wyobra�eniami o prawie zachowania". Wreszcie
wzywaj� go do kadr i tam u personalnego siedzi jaki� obywatel, na-
wet jakby znajomy, ale ma tylko jedno oko. I personalny zaczyna
wypytywa� mojego bohatera, ile cerkwi jest w jego rodzinnym
Zabubie�sku, czyj pomnik stoi tam na g��wnym placu i czy przy-
padkiem nie pami�ta ile okien jest na froncie budynku urz�du mia-
sta. A m�j bohater, rzecz jasna nic z tego wszystkiego nie pami�ta,
atmosfera podejrzliwo�ci wci�� si� zag�szcza, i ju� zaczynaj� si�
rozmowy o przymusowej ekspertyzie lekarskiej... Czym powinna si�
ko�czy� ta ca�a historia, nie uda�o mi si� wymy�li� - jako� mi nie
wysz�o. I teraz bardzo �a�uj�, �e tak si� sta�o.
Drugiego listopada zapisa�em: �Nie pracowa�em, boli mnie
brzuch", a trzeciego - kr�tko,,Na p� gwizdka".
Z ciep�ym uczuciem smutku przegl�da�em sw�j dziennik robo-
czy, kartk� po kartce. �Cz�owiek - to duszyczka obci��ona trupem.
Epiklet".
�Kwiatek pachn�cych prerii �awrienticz Pa�ycz Beria".
�Przeciw komu si� przyja�nicie?"
�Literatura rectalna".
�Tylko te nauki rozprzestrzeniaj� �wiat�o, kt�re sprzyjaj� wyko-
nywaniu zalece� zwierzchno�ci. Sa�tykow-Szczedrin".
�P�dzi� spirytus z paznokci alkoholik�w".
A to znowu dla �Wsp�czesnych bajek".
,,Kot Elegant. Pies o nazwisku Wierny, czyli Wierka. Ch�opiec
wunderkind, czyta �Formy kubistyczne� J. Manina, okularnik, kiedy
zmywa naczynia lubi �piewa� piosenki Wysockiego. Dwana�cie lat,
liczy w systemie �semkowym. Cytuje prace Illicza-Swiatycza. Kot,
z rankami, kiedy wraca z dachu, pierze r�kawiczki. Psa uczy si� nie
spa� przy jedzeniu, pos�ugiwa� si� no�em i widelcem, wobec czego
demonstracyjnie wstaje od sto�u i ura�ony ha�a�liwie gryzie ko�� pod
gankiem. Kot Elegant o pewnym go�ciu: Ten Pietrowski-Zelikowicz
to wykapany buldog Ramzes, kt�remu tej wiosny za chamskie za-
czepki rozdrapa�em mord� do krwi".
Jeszcze takie zdania:
�Myli� sentymenty z simmenta�ami".
�Maria Paw�owna, kiedy by�a z Ostrowskim nosi�a futro szesna-
�cie lat, odkupi�am od niej, zacz�am czy�ci� - trzy wszy znalaz�am,
jedna stara, do tego gada po angielsku..."
Wepchn��em pozosta�e teczki i papiery do szafki i przenios�em
si� za biurko. Co� takiego czasem na mnie nachodzi - bior� swoje
stare r�kopisy, albo stare dzienniki i zaczyna mi si� wydawa�, �e to
wszystko to jest w�a�nie moje prawdziwe �ycie - pokre�lone kar-
teczki, jakie� wykresy, na kt�rych wyja�nia�em sobie kto gdzie stoi,
w kt�r� stron� patrzy, urywki zda�, projekty scenariuszy, brudnopi-
sy, z kt�rych nigdy nic ju� nie b�dzie, i oschle monotonne: �napisa-
ne 5 str. Wieczorem. Napis. 3 str." A �ony, dzieci, komisje, semina-
ria, delegacje, jesiotr po moskiewsku, przyjaciele-gadu�y, przyjacie-
le-milczki - to wszystko sen, fatamorgana, mira� bezwodnej pustyni,
mo�e by�o to w moim �yciu, a mo�e nie by�o.
To na przyk�ad niez�a fabu�a. Dok�adnej daty nie wiadomo dla-
czego nie ma, pocz�tek siedemdziesi�tego trzeciego roku.
�... Uzdrowiskowe miasteczko w g�rach. Niedaleko od miasta
jaskinia. A w niej - kap-kap-kap - w kamienne zag��bienie kapie
�ywa Woda. W ci�gu roku zbiera si� jedna prob�wka. Wie o tym
tylko pi�cioro ludzi na �wiecie. P�ki pij�t� wod� (po naparstku rocz-
nie) s� nie�miertelni. Ale przypadkiem dowiaduje si� o tym kto� sz�-
sty. A �ywej Wody wystarcza tylko dla pi�ciu. A ten sz�sty to brat
pi�tego i szkolny przyjaciel czwartego. Trzeci cz�owiek - kobieta,
Katia zakochana w czwartym i za pod�o�� nienawidzi drugiego. K��-
bowisko. A sz�sty na dodatek jest wielkim altruist� i ani siebie nie
uwa�a za godnego nie�miertelno�ci, ani pozosta�ych pi�ciu..."
O ile pami�tam, nie napisa�em tej powie�ci dlatego, �e si� kom-
pletnie zapl�ta�em. Zbyt skomplikowany by� system wzajemnych re-
lacji, przesta�em go ogarnia� wyobra�ni�. A mog�o wyj�� pasjonuj�-
co - �ledzenie sz�stego, i gro�by, i zamachy i wszystko w takim
filozoficzno-psychologicznym sosie, i pod koniec m�j altruista-pa-
cyfista przemienia� si� w tak� krwio�ercz� besti�, �e a� przyjemnie
popatrze�, a wszystko dlatego, �e mia� takie wznios�e zasady i takie
szlachetne zamiary.
W tym samym momencie, kiedy czyta�em szkic tej fabu�y, roz-
leg� si� dzwonek do drzwi. A� si� wzdrygn��em, ale od razu ogarn�-
�o mnie radosne przeczucie. Gubi�c i �api�c w biegu kapcie otwo-
rzy�em drzwi. Oczywi�cie, to by�a ona, moja dobra wr�ka, d�ugo
wyczekiwana, zarumieniona od zamieci, oproszona �niegiem. Kla-
wa. Wesz�a, b�yskaj�c z�bami, przywita�a si� i posz�a prosto do kuch-
ni, a ja ju� bieg�em gubi�c kapcie po dow�d osobisty, i otrzyma�em
sto dziewi��dziesi�t sze�� rubli s�ownie i jedena�cie kopiejek cyfra-
mi za recenzje z okropnych utwor�w przysy�anych do literackiego
miesi�cznika. Jak zawsze wr�czy�em K�awie rubla, jak zawsze na
pocz�tku odm�wi�a, a potem jak zawsze przyj�a z wdzi�czno�ci�
i jak zawsze odprowadzaj�c j� powiedzia�em �Prosz� przychodzi�
cz�ciej", a ona odpowiedzia�a �To niech pan wi�cej pisze".
Opr�cz pieni�dzy, Klawa zostawi�a na kuchennym stole d�ug� ca��
w jaskrawych znaczkach i nalepkach z czerwono-bia�o-niebieskim
^N^
brzegiem kopert� poczty lotniczej. Z Japonii. �Pan Feliks Aleksan-
drowicz Sorokin".
Wzi��em no�yczki i obci��em brzeg koperty i wyj��em dwa ar-
kusiki cienkiego ry�owego papieru. Pisa� do mnie niejaki Rhi Taka-
mi i pisa� po rosyjsku.
�Tokio, 25 grudnia 1981 roku. Wielce szanowny panie Sorokin!
Je�li pan mnie pami�ta, poznali�my si� na wiosn� 1975 roku w Mo-
skwie. By�em w japo�skiej delegacji pisarzy, pan siedzia� obok i �a-
skawie podarowa� mi swoj� ksi��k� �Wsp�czesne bajki�. Ksi��ka
bardzo mi si� spodoba�a od razu. Niejednokrotnie zwraca�em si� do
naszego wydawnictwa �Hajakawa� i magazynu �Es-Ef�, ale nasi wy-
dawcy s� konserwatywni. Jednak teraz dzi�ki temu, �e pana ksi��ka
ma sukces w USA, wreszcie nasze wydawnictwa zacz�y zwraca�
uwag� na Pa�sk� ksi��k� i widocznie mia�y zamiar wyda� Pa�sk�
ksi��k�. To �wiadczy, �e nasza kultura wydawnicza znajduje si� pod
silnym wp�ywem ameryka�skiej - taka jest rzeczywisto��. Ale jakby
nie by�o, ten nowy kierunek w naszym wydawniczym �wiecie jest
tak radosny i dla Pana i dla mnie. Wed�ug planu mojej pracy, ko�cz�
przek�ad Pa�skiej ksi��ki w lutym przysz�ego roku. Ale niestety, nie
rozumiem niekt�rych s��w i wyra�e� (Znajdzie je Pan w aneksie).
Chcia�bym Pana prosi� o pomoc. Na pocz�tku ka�dej bajki cytowa-
ne s� zdania z utwor�w r�nych pisarzy. Je�li nic Panu nie przeszko-
dzi, prosz� poinformowa� mnie w jakich tytu�ach i w jakich miej-
scach mog� je znale��. Chc� zapozna� Pana i Pa�sk� dzia�alno��
literack� z naszymi czytelnikami, jak mo�na najdok�adniej, ale nie-
stety nie mam teraz o nich ostatnich wiadomo�ci. By�bym bardzo
rad, gdyby Pan zawiadomi� mnie jakie jest teraz po�o�enie Pa�skiej
pracy, �ycia osobistego i przys�a� swoje fotografie... I jeszcze pra-
gn� czyta� artyku�y i krytyki o Pana literaturze i dowiedzie� si�, gdzie
(w jakich periodykach, gazetach i ksi��kach) mog� je znale��. Chcia-
�bym prosi� o okazanie mi pomocy, o kt�r� prosi�em wy�ej. Z g�ry
dzi�kuj� Panu za ni�. Z prawdziwym poszanowaniem (podpis hiero-
glifami)".
Przeczyta�em ten list dwukrotnie i po jakim� czasie z�apa�em si�
na tym, �e siedz� z �yczliwym u�miechem i obur�cz podkr�cam w�sy.
Szczerze m�wi�c absolutnie nie przypominam sobie tego Japo�czy-
ka, niemniej jednak, czu�em do niego teraz naj�ywsz� sympati�, a na-
wet powiedzia�bym wdzi�czno��. A wi�c i do Japonii przyw�dro-
wa�y ju� moje bajki. �e tak powiem boku-no otogibanasi-wa
Nippon-made-mojatto tassimasta...
Ogarn�y mnie r�norodne uczucia - do zachwytu nad samym
sob� w��cznie. I na fali tych uczu� bez trudu wypatrzy�em lodowaty
strumie� z�o�liwej rado�ci. Znowu przypomnia�em sobie ironiczne
u�mieszki i pe�ne zdziwienia retoryczne pytania w krytycznych arty-
ku�ach, zaczepki pijackie i brutamie-przyjacielskie: �Ty co stary, z by-
ka spad�e�? Ca�kiem ze�wirowa�e�, co?" Teraz oczywi�cie to wszyst-
ko nale�y ju� do przesz�o�ci, ale okazuje si� niczego nie zapomnia�em.
I nikogo nie zapomnia�em. I jeszcze nagle przypomnia�em sobie, �e
kiedy mam wiecz�r autorski w domu kultury, albo w zak�adzie pracy,
to je�li kto� co� o mnie s�ysza�, nie tylko jako o autorze �Towarzyszy
oficer�w" i oczywi�cie niejako autorze niezliczonych reporta�y z �y-
cia wojska, tylko w�a�nie jako tw�rcy �Bajek wsp�czesnych". Bar-
dzo cz�sto dostaj� kartki �Czy przypadkiem nie jest pan krewnym tego
Sorokina, co napisa� �Bajki wsp�czesne?�."
Przypomnia�em sobie o drugim arkusiku z koperty, roz�o�y�em
go i pobie�nie przejrza�em. Najpierw w�tpliwo�ci Riu Takami roz-
bawi�y mnie, ale nie min�o par� minut, kiedy zrozumia�em, �e nic
szczeg�lnie zabawnego mnie nie czeka.
A czeka mnie wyja�nienie i do tego na pi�mie, do tego Japo�-
czykowi, co znacz� takie na przyk�ad wyra�enia �pi� mleko przeta-
kiem", �ca�y w skowronkach", �zmarnowany wygl�d", �pe�ne gacie
rado�ci", �strzeli� sobie jednego", �zala� si� w trupa"... Ale to jesz-
cze p� biedy, koniec ko�c�w nie tak trudno wyt�umaczy� Japo�czy-
kowi, �e �lufa" w �argonie uczni�w oznacza �dw�jk�, jako ocen�,
w nawiasie stopie�", a �oszo�omiasty" oznacza w gruncie rzeczy tylko
�wspania�y", �zachwycaj�cy". Ale co zrobi� na przyk�ad z obietnic�
�fig� dostaniesz"? Po pierwsze fig� jako tak�, nale�a�o stanowczo
oddzieli� od owocu drzewa figowego, aby Takami nie pomy�la�, �e
s�owa �dostaniesz fig�" oznaczaj� �ofiarowuj� ci panie s�odk�, doj-
rza�� fig�". A po drugie figa, czyli w specjalny spos�b u�o�one palce
oznaczaj� dla Japo�czyka co� zupe�nie innego ni� dla mieszka�ca
Europy, a w ka�dym razie dla Rosjanina. Ten nieskomplikowany
uk�ad trzech palc�w, stosowa�y w Japonii uliczne damy, wyra�aj�c
gotowo�� obs�u�enia klienta...
Sam nie zauwa�y�em, kiedy ta praca zacz�a mnie pasjonowa�.
W�a�ciwie, bardzo nie lubi� pisa� list�w, i ustali�em dla siebie
zasad� - odpowiada� tylko na takie listy, kt�re zawieraj� pytania.
Za� list pana Takami zawiera� nie takie sobie zwyk�e pytania, tylko
pytania absolutnie rzeczowe, i do tego dotycz�ce sprawy, kt�r� sam
by�em zainteresowany. Dlatego wsta�em zza biurka dopiero wtedy,
kiedy zako�czy�em odpowied�, przepisa�em na maszynie (wyci�g-
n�wszy z niej nie doko�czon� stroniczk� scenariusza), w�o�y�em do
koperty, zaklei�em j� i zaadresowa�em.
Teraz mia�em ju� co najmniej dwa powody, �eby wyj�� z domu.
St�kaj�c, ubra�em si�, w�o�y�em na nogi buty z zamkami b�yskawicz-
nymi, do g�rnej kieszeni wsadzi�em pi��dziesi�t rubli i wtedy za-
dzwoni� telefon.
Ile to ju� razy przysi�ga�em sobie - nie podnios� s�uchawki, kiedy
stoj� ubrany, �eby wyj�� z domu. Ale przecie� Rita mog�a ju� wr�ci�
z delegacji, jak tu nie podnie�� s�uchawki? Wi�c j� podnios�em i na-
tychmiast po�a�owa�em, poniewa� to nie dzwoni�a �adna Rita, tylko Lonia
Barinow, o przezwisku Szibzd. Mam kilku znajomych, kt�rzy specjali-
zuj� si� w takich w�a�nie telefonach nie na czasie. Na przyk�ad S�awa
Krutojarski dzwoni wy��cznie wtedy, kiedy jem zup�. Wa�ne, �ebym
ju� zjad� p� talerza, a druga po�owa ostyg�a jak nale�y w czasie naszej
rozmowy przez telefon. Aganian wybiera moment, kiedy siedz� w kiblu
i na dodatek oczekuj� na wa�ny telefon. Je�li za� chodzi o Barinowa, to
jego specjalno�ci�jest dzwonienie w�a�nie wtedy, kiedy zamierzam wyj��
i ju� jestem ubrany, albo wtedy, kiedy chc� wzi�� prysznic i jestem ju�
rozebrany, a najch�tniej dzwoni wczesnym rankiem, powiedzmy oko�o
si�dmej, �eby zapyta� niskim, konspiracyjnym g�osem: �Co s�ycha�?"
Lonia Barinow o przezwisku Szibzd zapyta� niskim konspira-
cyjnym g�osem:
- Co s�ycha�?
- W�a�nie wychodz� - powiedzia�em sucho, ale nie by� to dobry
pomys�.
- Dok�d? - natychmiast zainteresowa� si� Lonia.
- Lonia - powiedzia�em prosz�co. - Mo�e zdzwonimy si� p�-
niej? Chyba �e masz jaki� interes.
Tak, Lonia dzwoni� z interesem. A sprawa by�a nast�puj�ca. Do
Loni dotar�a plotka (do niego zawsze docieraj� plotki), jakoby wszyst-
kich pisarzy, kt�rzy nic nie opublikowali w ci�gu ostatnich dw�ch
lat, b�d� wyrzuca�. Czy nic o tym nie s�ysza�em? Na pewno nic nie
s�ysza�em? Mo�e s�ysza�em, tylko nie zwr�ci�em uwagi? Przecie�
nigdy na nic nie zwracam uwagi i wiecznie wlok� si� w ogonie wy-
darze�. .. A mo�e nie b�dzie si� wyrzuca�, tylko odbiera� przepustki
do klubu? Co ja o tym my�l�?
Powiedzia�em co my�l�.
- No, nie klnij, nie klnij - ugodowo poprosi� Lonia. - Dobra.
A dok�d idziesz?
Powiedzia�em, �e id� wys�a� list polecony, a potem na Bann�.
Loni to nie interesowa�o.
- A potem? - zapyta�.
Powiedzia�em, �e potem zapewne zajrz� do klubu.
- A po co idziesz dzisiaj do klubu?
Odpowiedzia�em, ju� wpadaj�c w cich� furi�, �e mam w klubie
par� rzeczy do zrobienia: musz� drew nar�ba� i przedmucha� cen-
tralne ogrzewanie.
- Znowu jeste� niesympatyczny - powiedzia� ze smutkiem Lo-
nia. -1 czego wszyscy jeste�cie tacy niesympatyczni? Do kogo bym
nie zadzwoni� zachowuje si� po chamsku. Nie chcesz rozmawia� przez
telefon w porz�dku. Opowiesz mi w klubie. Tylko �eby� wiedzia� -
nie mam ani grosza...
Potem odwiesi�em s�uchawk� i spojrza�em w okno. Ju� si� ca-
�kiem zmierzcha�o, w�a�ciwie mo�na by�o zapali� �wiat�o. Siedzia-
�em przy biurku w palcie i czapce i w ci�kich ocieplanych butach.
I ju� nigdzie nie mia�em ochoty i��. W�a�ciwie list do Japonii wcale
nie musi by� polecony, wy�l� zwyk�y, nic si� z nim nie stanie, nale-
pi� jak najwi�cej znaczk�w i wrzuc� do skrzynki. I Banna poczeka,
nic si� z ni� do jutra nie stanie... Patrzcie no tylko, jaka zamie� si�
rozszala�a, nic nie wida�. Dom naprzeciwko - te� go nie wida�, tyl-
ko s�abo b�yskaj� m�tne ��te �wiate�ka. Ale siedzie� ot, tak sobie,
o suchym pysku z dwustoma rublami w kieszeni - te� jako� g�upio
i nawet powiedzia�bym nieadekwatnie. Chyba pobiegn� na d� do
sklepu, tym bardziej �e jestem ju� ubrany.
Zbieg�em na d� do naszej cukierni, tam gdzie po lewej stronie
kwitn� na ladzie kremowe r�e tort�w, a po prawej wabi� po�yskuj�-
ce rz�dy butelek z rozgrzewaj�cymi napojami. Gdzie po lewej t�o-
cz� si� staruszki, panie i dzieci, a po prawej w solennej kolejce stoj�
na przemian solidni teczko i dyplomatkono�cy i cz�ekokszta�tni pod-
nieceni i gadatliwi od przyjemnych przeczu� bli�ni homo sapiens.
Z lewej nie trzeba mi by�o dok�adnie nic, a po prawej wzi��em butel-
k� koniaku i butelk� �Salutu".
Jad�c wind� do siebie na szesnaste pi�tro, przyciskaj�c �okciem
dwie butelki, wycieraj�c z twarzy woln�d�oni�roztaja�y �nieg, wie-
dzia�em ju� jak sp�dz� ten wiecz�r. Mo�e zamie�, na kt�r� dopiero
co wybieg�em, �lepa, o�lepiaj�ca zamie�, kt�ra w�a�nie po�ar�a resztk�
dnia sta�a si� tego przyczyn�, mo�e przyjemne przeczucia, kt�rym
podobnie, jak moi bli�ni nie jestem obcy, ale sta�o si� dla mnie abso-
lutnie jasne - je�li ju� jest mi s�dzone zako�czy� ten dzie� w domu
i je�li ju� moja Rita wci�� jako� nie wraca, to nie zadzwoni� w �ad-
nym wypadku do Gogi Czaczua, ani do S�awy Krutojarskiego, tylko
zako�cz� ten dzie� w spos�b niezwyk�y - sam ze sob�, ale nie z ta-
kim, jakiego znaj� mnie z komisji, seminari�w, redakcji i klubowej
restauracji, a z takim jakiego nie zna nikt.
Wi�c zaraz zrobi� porz�dek na stole kuchennym, postawi� na
plecionych podstawkach mi�so w galarecie, kt�re przynios�em z ho-
telu �Progres", zapal� w ca�ym mieszkaniu lampy - �niech stanie si�
�wiat�o��" - przynios� z gabinetu stoj�c� lamp�, otworz� jedyn� za-
mykan� na klucz szuflad� biurka, wyjm� �Niebiesk� Teczk�" i kiedy
nadejdzie w�a�ciwy moment, rozwi��� zielone tasiemki.
Kiedy otrz�sa�em z siebie �nieg, kiedy przebiera�em si� w do-
mowe ubranie, kiedy realizowa�em sw�j nieskomplikowany program
wst�pny, nieustannie my�la�em jak mam post�pi� z telefonem. Oka-
za�o si� nagle, �e w�a�nie dzisiejszego wieczoru mn�stwo ludzi mog-
�o do mnie zadzwoni�, wi�cej - mn�stwo powinno by�o zadzwoni�
w tym i tacy, do kt�rych to ja mia�em interesy. Ale z drugiej strony
przecie� nie pami�ta�em o tym, kiedy nie dalej jak p� godziny temu,
zamierza�em sp�dzi� wiecz�r w klubie, a gdybym nawet sobie przy-
pomnia�, to nie uwa�a�bym, �e te telefony s� takie wa�ne. I w najgo-
r�tszym ogniu tej wewn�trznej walki, r�ka sama mi si� wyci�gn�a
i wy��czy�a telefon.
I od razu w domu zrobi�o si� nadzwyczaj przytulnie i cicho, cho-
cia� nadal m�koli�o za �cian� pianino, a z przewodu wentylacyjnego
w suficie dolatywa�o chrypienie i st�kanie magnetofonowego barda.
Oto ju� nadesz�a owa chwila, ale nie �pieszy�em si�, i czas jaki�
patrzy�em jeszcze, jak z suchym szelestem uderza w szyby oszala�a
zamie�. Doprawdy szkoda, �e nie ma tam u mnie zamieci. Zreszt�
czy to tam nie ma? Za to tam jest wiele tego, czego nie ma tutaj.
Niespiesznie rozwi�za�em tasiemki i otworzy�em teczk�. Mimo-
chodem z �alem i rado�ci� pomy�la�em, �e niecz�sto pozwalam so-
bie na to, i dzisiaj te� bym sobie pewnie nie pozwoli�, gdyby nie...
co? Zamie�? Lonia? Tytu�u na kartce tytu�owej nie by�o. By�o motto
Jam w trzecim kr�gu, tam gdzie si�pi deszcz,
I cho�, przekl�ci ludzie, co tu �yj�
Doskona�o�ci� nigdy nie ow�adn�
Czeka ich pe�nia �ycia, lecz -w przysz�o�ci...
A na tytu�owej kartce naklejona by�a jeszcze mama reprodukcja
fotografia - pod niskimi nocnymi chmurami zamar�e ze zgrozy mia-
sto na wzg�rzu, a wok� miasta i wzg�rza owin�� si� olbrzymi �pi�-
cy w�� z g�adk�, wilgotnie po�yskuj�c� sk�r�.
Ale nie ten obrazek dobrze znany wielu ludziom widzia�em teraz
przed sob�, a widzia�em to, czego nie wiedzia� opr�cz mnie i wiedzie�
nie m�g� nikt na �wiecie. Nikt w ca�ym wszech�wiecie. Wtulony
w oparcie kanapy, wczepiony d�o�mi w blat biurka, wpatrywa�em si�
w ulice mokre, szare i puste, w drewniane p�otki, za kt�rymi w mil-
czeniu umiera�y od wilgoci jab�onie... przewr�cone p�oty, domy zabi-
te deskami, bia�awa ple�� pod gzymsami, wyblak�e kolory i w�adaj�cy
niepodzielnie tym wszystkim deszcz. Deszcz, kt�ry pada nie ot tak,
zwyczajnie, deszcz spada z dach�w drobnym wodnym py�em, deszcz
zbiera si� w wiruj�ce s�upy, w�druj�ce od �ciany do �ciany, deszcz
chlusta z bulgotem z przerdzewia�ych rynien... szaro-czarne chmury
powoli przep�ywaj� tu� nad dachami i nie ma na ulicach ludzi - cz�o-
wiek to niepo��dany go�� na ulicach, deszcz nie jest mu �yczliwy.
Mam tu dziesi�� tysi�cy ludzi w tym moim mie�cie - g�upc�w,
entuzjast�w, fanatyk�w, rozczarowanych, oboj�tnych, mn�stwo
urz�dnik�w, awanturnik�w, przyzwoitych mieszczan, policjant�w,
szpicli. Dzieci. I sprawia�o mi nieopisan� rozkosz m�c decydowa�
0 ich losach, doprowadza� do star� mi�dzy nimi i ponurymi cudami,
w kt�re okazali si� zamieszani...
Jeszcze bardzo niedawno wydawa�o mi si�, �e ju� z nimi sko�-
czy�em. Ka�dy ju� otrzyma� to, co mu si� nale�a�o, ka�demu powie-
dzia�em wszystko, co o nim my�l�. I zapewne ta jasno�� stopniowo
podesz�a mi pod gard�o, zrodzi�a duchowy niepok�j i niezadowole-
nie. Potrzebne mi by�o co� jeszcze. Jeszcze jaki� obrazek ostatni trzeba
by�o narysowa�. Tylko �e nie wiedzia�em -jaki i od czasu do czasu
ogarnia mnie strach i smutek na my�l, �e nigdy si� tego nie dowiem.
C�, by� mo�e nigdy nie uko�cz� tej mojej ksi��ki, ale b�d�, p�ki
nie popadn� w demencj�, a mo�e nawet i potem.
Czy przysi�gasz, �e b�dziesz dalej my�le� i wymy�la� swoje mia-
sto do czasu, a� nie popadniesz w demencj�, a by� mo�e nawet i potem?
A co mam pocz��? Oczywi�cie, �e przysi�gam, powiedzia�em
1 otworzy�em r�kopis.
Rozdzia� 2
Banieuu. UU kr�gu rodzinu
i przyjaci�
l / iedy Inna wysz�a, chuda, d�ugonoga, dok�adnie zamykaj�c za
li sob� drzwi, u�miechaj�c si� po doros�emu, uprzejmie szerokimi
ustami, jaskrawoczerwonymi jak u matki, Wiktor zaj�� si� zapala-
niem papierosa. To wcale nie jest dziecko, my�la� oszo�omiony, dzieci
nie rozmawiaj� w ten spos�b. To nawet nie brutalno��, i nawet nie
okrucie�stwo - jej po prostu jest wszystko jedno. Jakby nam udo-
wodni�a twierdzenie matematyczne - wszystko obliczy�a, przeanali-
zowa�a, rzeczowo zakomunikowa�a wynik i oddali�a si� absolutnie
spokojna potrz�saj�c warkoczykami.
Przezwyci�aj�c za�enowanie Wiktor spojrza� na Lol�. Na twarzy
mia�a czerwone plamy, wargi dr�a�y, jakby chcia�a si� rozp�aka�. Ale
oczywi�cie p�aka� nie zamierza�a, by�a rozw�cieczona do ostateczno�ci.
- Widzisz? - zapyta�a wysokim g�osem.- Taka smarkata... G�w-
niara! Nie ma dla niej nic �wi�tego, ka�de s�owo-zniewaga, jakbym
nie by�a jej matk�, tylko szmat� do pod�ogi, o kt�r� mo�na wytrze�
buty. Wstyd mi przed s�siadami! Paskudztwo, chamka...
Tak, pomy�la� Wiktor, i ja z t� kobiet� �y�em. Chodzi�em z ni�
w g�rach, czyta�em jej Baudelaire'a, dr�a�em od jej dotkni�cia. Pa-
mi�ta�em jej zapach... zdaje si�, ze nawet bi�em si� o ni�. Do dzisiaj
nie rozumiem o czym ona my�la�a kiedy czyta�em jej Baudelaire'a?
Nie, to doprawdy zdumiewaj�ce, �e uda�o mi si� od niej uciec. Po
prostu niepoj�te, jak to si� sta�o, �e mnie wypu�ci�a? Zapewne te�
nie by�em bukiecikiem fio�k�w. Pewnie i dzisiaj nie jestem, ale wte-
dy pi�em jeszcze wi�cej ni� teraz, a do tego uwa�a�em si� za wielkie-
go poet�.
- Ty, oczywi�cie, nie masz do tego g�owy, gdzie tam - m�wi�a
Lola - �ycie w stolicy, r�ne tam primabaleriny, artystki... Wiem
wszystko. Nie wyobra�aj sobie, �e my tu o niczym nie wiemy. I ta
twoja ogromna forsa, i kochanki, i nie ko�cz�ce si� skandale... Je�li
chcesz wiedzie�, to jest mi doskonale oboj�tne, nie przeszkadza�am
ci, robi�e� co chcia�e�...
W og�le gubi j� to, �e bardzo du�o m�wi. Jako panna by�a ci-
cha, milcz�ca i tajemnicza. S� takie panienki, kt�re od urodzenia
wiedz�, jak si� zachowa�. Ona wiedzia�a. Zreszt� i teraz w�a�ciwie
nie�le wygl�da, kiedy na przyk�ad milcz�c siedzi na kanapie z pa-
pierosem i pokazuje kolana... albo nagle splecie d�onie na karku i si�
przeci�gnie... Na prowincjonalnego adwokata powinno to dzia�a�
nadzwyczajnie... Wiktor wyobrazi� sobie sympatyczny wiecz�r - ten
stolik przysuni�ty tak do kanapy, butelka, szampan pieni si� w kieli-
chach, przewi�zana wst��eczk� bombonierka i - sam adwokat wy-
krochmalony, muszka pod szyj�. Wszystko jak u ludzi i nagle wcho-
dzi Irma... Koszmar, my�la� Wiktor, nieszcz�sna kobieta.
- Sam powiniene� zrozumie� - m�wi�a Lola - �e nie chodzi
o pieni�dze, nie pieni�dze teraz o wszystkim decyduj�. - Ju� si� uspo-
koi�a, czerwone plamy znik�y. - Wiem, �e na sw�j spos�b jeste� przy-
zwoitym cz�owiekiem, kapry�nym, rozpuszczonym, ale przecie�
uczciwym. Zawsze nam pomaga�e� i je�li o to chodzi, nie mam do
ciebie �adnych pretensji. Ale nie taka pomoc jest mi teraz potrzebna.
Nie mog� powiedzie�, �e jestem szcz�liwa, ale unieszcz�liwi� mnie
r�wnie� ci sienie uda�o. Masz swoje �ycie, a ja mam swoje. Nawia-
sem m�wi�c, jeszcze nie jestem stara i niejedno jeszcze przede mn�...
Dziecko trzeba b�dzie zabra�, pomy�la� Wiktor. Lola jak wida�,
ju� o wszystkim zdecydowa�a. Je�li Irm� zostawi� tutaj, w domu za-
cznie si� piek�o. Dobrze, ale gdzie ja j�podziej�? Spr�buj by� uczci-
wy, zaproponowa� sam sobie, po prostu uczciwy. Tu trzeba uczci-
wie, to nie zabawka... Bardzo uczciwie przypomnia� sobie swoje �ycie
w stolicy. Niedobrze, pomy�la�. Mo�na oczywi�cie naj�� gosposi�.
To znaczy wynaj�� na sta�e mieszkanie... Zreszt� nie o to chodzi -
Inna powinna by� ze mn�, a nie z gosposi�... Podobno dzieci wy-
chowywane przez ojc�w - to najlepsze dzieci. Poza tym ona mi si�
podoba, chocia� to bardzo dziwne dziecko. A w og�le mam obowi�-
zek. Obowi�zek uczciwego cz�owieka i ojca, i w tym wszystkim jest
wiele mojej winy. Ale to wszystko literatura. A gdyby tak uczciwie?
Je�li uczciwie - to si� boj�. Dlatego, �e ona b�dzie sta�a przede mn�
u�miechaj�c si� szerokimi ustami, a co ja jej potrafi� powiedzie�?
Czytaj, czytaj codziennie, czytaj jak mo�esz najwi�cej, nie musisz
robi� nic innego, tylko czytaj. Ona to wie i beze mnie, a nic wi�cej
nie mam jej do powiedzenia. Dlatego w�a�nie si� boj�... Ale to jesz-
cze nie wszystko, je�li ju� zupe�nie uczciwie. Ja nie chc�, i o to w�a-
�nie chodzi. Przyzw