6054
Szczegóły |
Tytuł |
6054 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6054 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6054 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6054 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Henryk Sienkiewicz
Dwie ��ki
By�y dwie krainy, le��ce obok siebie niby dwie ��ki niezmierne, podzielone tylko
jasnym strumieniem.
Brzegi tego strumienia rozchyla�y si� w jednym miejscu �agodnie na obie strony,
tworz�c br�d mia�ki w
kszta�cie jeziorka o wodach cichych i przezroczystych. Pod b��kitn� toni� wida�
by�o dno z�ote, z
kt�rego wyrasta�y �odygi lotosu, rozkwitaj�cego nad wodn� szyb� kwieciem r�owym
i bia�ym; t�
czowe ��tki i motyle wi�y si� wok�kwiat�w, a w�r�d palm nadbrze�nych i wy�ej, w
promiennym
powietrzu, dzwoni�y, jak srebrne dzwonki, ptaki.
I to by�o przej�cie z jednej krainy do drugiej.
Pierwsza zwa�a si� ��k� �ycia, druga ��k� �mierci.
Stworzy� obie najwy�szy i wszechmocny Brahma, kt�ry w krainie �ycia rozkaza�
w�odarzy� dobremu
Wisznu, a w krainie �mierci m�dremu Sziwie.
I rzek�:
- Czy�cie, jako rozumiecie najlepiej.
Wi�c w krainie nale��cej do Wisznu zawrza�o �ycie. Pocz�o wschodzi� i zachodzi�
s�o�ce, nasta�y dnie
i noce, przestworza morskie j�y wzdyma� si� i opada�; na niebie pokaza�y si�
ci�arne d�d�em ob�oki,
ziemia poros�a puszcz�, zaroi�o si� od ludzi, zwierz�t i ptak�w. By za�
wszystkie twory �yj�ce mog�y
rozradza� si� i mno�y�, stworzy� dobry b�g Mi�o��, kt�rej nakaza�, aby zarazem
by�a szcz�ciem.
A wtedy Brahma zawo�a� go przed swoje oblicze i rzek�:
- Nic doskonalszego nie zdo�asz wymy�li� na ziemi, �e za� uczyni�em niebo ju�
pierwej, przeto
odpocznij i niech te istoty, kt�re nazwa�e� lud�mi, snuj� dalej bez �adnej
pomocy ni� �ycia.
Wisznu us�ucha� rozkazu Brahmy i ludzie pocz�li odt�d sami my�le� o sobie.
Z ich dobrych pomys��w zrodzi�a si� rado��, a ze z�ych smutki, wi�c ze
zdziwieniem spostrzegli, �e
�ycie nie jest nieustannym weselem, ale �e ow� ni�, o kt�rej m�wi� Brahma,
prz�d� jakby dwie prz�dki,
z kt�rych jedna ma u�miech na twarzy, a druga �zy w oczach.
Udali si� tedy przed tron Wisznu i pocz�li si� skar�y�:
- Panie, ci�kie jest �ycie w smutku.
A on rzek�:
- Niechaj was pociesza Mi�o��.
Us�yszawszy to odeszli uspokojeni, albowiem Mi�o�� rozprasza�a istotnie ich
smutki, kt�re wobec
szcz�cia, jakie ona daje, wydawa�y si� tak b�ahe, �e nie warto by�o na nie
zwa�a�.
Ale Mi�o�� jest zarazem wielk� rodzicielk� �ycia, wi�c jakkolwiek ogromna by�a
ta kraina, w kt�rej
w�odarzy� Wisznu, wkr�tce dla t�um�w ludzkich nie starczy�o ni jag�d le�nych, ni
miodu skalnych
pszcz�, ni owoc�w na drzewach.
W�wczas ci, kt�rzy byli najrozumniejsi, wzi�li si� do karczowania las�w, do
uprawy p�l, do siejby
zbo�a i do zbierania plon�w.
I w ten spos�b powsta�a na ziemi Praca. Wkr�tce wszyscy musieli si� do niej
zabra�, tak�e sta�a si� ona
nie tylko podstaw� �ycia, ale niemal �yciem samym.
Ale z Pracy zrodzi� si� Trud, a z Trudu Zm�czenie.
Gromady ludzi stan�y zn�w przed tronem Wisznu.
- Panie! - wo�a�y wyci�gaj�c r�ce - Trud os�abi� nam cia�a, Zm�czenie rozsia�o
si� w naszych ko�ciach i
chcieliby�my odpocz��, a �ycie przymusza nas wci�� do pracy!
Na to Wisznu rzek�:
- Wielki Brahma nie zezwoli� mi rozwija� dalej �ycia, ale wolno mi stworzy� co�
takiego, co b�dzie jego
przerw�, a przeto i wypoczynkiem.
I stworzy� Sen.
Ludzie z rado�ci� przyj�li ten nowy dar i wkr�tce uznali go za jeden z
najwi�kszych, jakie otrzymali z
r�k boga. We �nie koi�y si� troski i zawody, we �nie krzepi�y si� si�y
zm�czonych, Sen osusza� jak dobra
matka �zy smutku i otacza� g�owy �pi�cych jakby cich� mg�� zapomnienia. Wi�c
ludzie wychwalali Sen
m�wi�c:
- B�d� b�ogos�awion, albowiem lepszy� jest od �ycia na jawie.
I jedno tylko mieli mu do zarzucenia, �e nie trwa wiecznie, �e nast�puje
przebudzenie, a po
przebudzeniu praca - i nowe trudy, i zm�czenie.
My�l ta pocz�a ich trapi� tak ci�ko, �e po raz trzeci udali si� do Wisznu.
- Panie - m�wili - da�e� nam dobro wielkie i niewys�owione, ale niezupe�ne.
Spraw, by Sen by� wieczny.
Wisznu za� zmarszczy�swoje boskie brwi, jakby zgniewan ich natr�ctwem, i
odpowiedzia�:
- Tego ja wam ju� da� nie mog�, ale id�cie do rzecznej przeprawy, a po drugiej
stronie znajdziecie to,
czego szukacie.
Ludzie pos�uchali g�osu b�stwa i zast�py ich poci�gn�y zaraz nad jeziorko, a
stan�wszy nad nim pocz�li
spogl�da� na drug� stron�.
Za cich� i jasn�, haftowan� kwieciem toni� ci�gn�a si� ��ka �mierci, czyli
Kraina Sziwy.
Nie wschodzi�o i nie zachodzi�o w niej s�o�ce, nie by�o dnia i nocy, ale ca�e
przestworze nasyca�a
liliowa, jednostajna jasno��.
�aden przedmiot nie rzuca� tam cienia, bo owa jasno�� przenika�a wsz�dy, tak i�
zdawa�a si� tworzy�
istotn� tre�� wszechrzeczy.
Kraina nie by�a pustynna: jak okiem si�gn��, widnia�y w niej doliny i wzg�rza,
poros�e �licznymi
k�pami drzew, wok� kt�rych wi�y si� pn�cze, zwoje bluszczu i winogradu
zwiesza�y si� ze ska�. Ale i
ska�y, i pnie drzew, i smuk�e �odygi ro�lin by�y niemal przezrocze, jakby ze
zg�szczonego �wiat�a
uczynione.
Li�cie bluszczu mia�y leciuchne, r�ane blaski zorzy porannej, a wszystko by�o
cudne, ukojone jakim
�nie znanym na ��ce �ycia ukojeniem, przeczyste, niby pogr��one w �wietlistej
zadumie, niby senne i
u�pione snem b�ogim, nieprzespanym.
W jasnym powietrzu nie by�o najmniejszego powiewu, nie porusza� si� �aden kwiat,
nie zadrga� �aden
listek.
Ludzie, kt�rzy przyszli na brzeg gwarno i z g�o�n� rozmow�, uciszyli si� na
widok tych liliowych,
nieruchomych przestwor�w i tylko szeptem pocz�li powtarza�:
- Jaka tam cisza i jak tam wszystko spoczywa w�wietle!
- O tak, tam spok�j i wieczny sen...
Wi�c niekt�rzy, najbardziej zm�czeni, rzekli po chwili:
- P�jdziemy szuka� wiecznego snu!
I weszli w wod�. Graj�ca t�cz� to� rozst�pi�a si� zaraz przed nimi, jakby chc�c
im przej�cie u�atwi�. Ci,
kt�rzy pozostali na brzegu, chwyceni nag�� t�sknot�, pocz�li na nich wo�a� -
lecz �aden z nich nie
odwr�ci� g�owy i szli dalej lekko i ochoczo, widocznie coraz bardziej urokiem
cudnej krainy
przyci�gani.
T�um patrz�cy z brzegu �ycia, zauwa�y� te�, �e cia�a ich, w miar� jak si�
oddalali, stawa�y si�
rozwidnione, przejrzyste, coraz l�ejsze, coraz bardziej �wietlane, coraz
promienniejsze i jakby
topniej�ce w tej powszechnej jasno�ci, kt�ra nape�nia�a ��k� �mierci.
A gdy przeszli, uk�adali si� do spoczynku w�r�d tamtych kwiat�w i drzew lub u
podn�a ska�. Oczy ich
by�y zamkni�te, ale twarze mia�y wyraz nie tylko niewys�owionego spokoju, lecz i
takiego szcz�cia,
jakiego na ��ce �ycia nie dawa�a nawet Mi�o��.
Co widz�c, pozostali przy �yciu m�wili do siebie wzajem: - S�odsza i lepsza jest
kraina Sziwy...
I pocz�li przechodzi� coraz liczniej na drug� stron�. Sz�y jakby uroczyste
korowody starc�w i ludzi
dojrza�ego wieku, i m��w z �onami, i matek prowadz�cych za r�ce dzieci
male�kie, i m�odzie�c�w, i
dziewcz�t, a potem tysi�ce i miliony ludzi zacz�y si� t�oczy� u Cichego
Przej�cia, a� wreszcie ��ka
�ycia wyludni�a si� prawie zupe�nie. W�wczas Wisznu, kt�rego zadaniem by�o
strzec �ycia, przerazi�
si� w�asn�, udzielon� w gniewie, rad� i nie wiedz�c, co pocz��, uda� si� do
najwy�szego Brahmy.
- Stworzycielu - rzek�- ratuj �ycie! Oto dziedzin� �mierci uczyni�e� tak jasn�,
tak pi�kn� i szcz�sn�, �e
wszyscy opuszczaj� moje kr�lestwo.
- Zali nie pozosta� ci nikt? - spyta�Brahma.
- Jeden tylko m�odzieniec i jedna dziewczyna, panie, kt�rzy, kochaj�c si�
niezmiernie, woleli wyrzec si�
wiecznego ukojenia, ni� zamkn�� oczy i nie patrze� na siebie wi�cej.
- Czego wi�c ��dasz?
- Uczy� krain� �mierci mniej pi�kn� i szcz�liw�, bo inaczej i tych dwoje opu�ci
mnie za innymi, gdy
minie wiosna ich mi�o�ci.
Na to Brahma zamy�li�si� przez chwil�, po czym rzek�:
- Nie! Nie ujm� pi�kno�ci i szcz�cia krainie �mierci, ale uczyni� co innego, by
uratowa� �ycie. Odt�d
ludzie musz� przechodzi� na drug� stron�, ale nie b�d� ju� przechodzili ch�tnie.
To rzek�szy utka� z
ciemno�ci grub�, nieprzeniknion� zas�on�, a potem stworzy� dwie straszne istoty,
z kt�rych jedna zwa�a
si� Bole��, a druga Trwoga, i kaza� im t� zas�on� zawiesi� u przej�cia.
I od tej chwili ��ka Wisznu zaroi�a si� znowu �yciem, bo jakkolwiek kraina
�mierci pozosta�a tak samo
jasna, cicha i szcz�liwa jak poprzednio, ludzie bali si� Przej�cia.