6031
Szczegóły |
Tytuł |
6031 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6031 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6031 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6031 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TOMASZ OLSZAKOWSKI
Pan Samochodzik i�
Wi�zie� Jasnej G�ry
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
WST�P
Cela by�a niewielka, dwa na cztery metry. W�skie, drewniane ��ko, nagie deski zarzucone cienkim, s�omianym siennikiem. Kl�cznik pod �cian�, a ko�o okna w�ski pulpit s�u��cy do pisania lub czytania. Przy nim jedno krzes�o. Opodal drzwi umywalka - miedziane naczynie z dzi�bkiem zawieszone na grubym �a�cuchu i wsparta na drewnianej p�ce niewielka, mosi�na miska. Na szerokim parapecie gliniany kaganek, a obok zat�uszczony, kamionkowy dzban z oliw�. Drugi, z wyszczerbionym wylewem, zawiera� klasztorne piwo, g�ste, m�tne, nieco skwa�nia�e. Okno oszklono gom�kami - niewielkimi plackami ze szklanej masy. Rozci�ga� si� z niego widok na wa�y twierdzy i le��ce kilka kilometr�w dalej miasteczko.
Zazwyczaj zakonnicy zgromadzenia paulin�w dysponowali nieco przestronniejszymi kwaterami. Tak�e umeblowanie przewa�nie otrzymywali lepsze. Siedz�cy na ��ku Jakub Lejwowicz Frank nie by� jednak mnichem. Kostki st�p opasywa�y mu ci�kie, �elazne kajdany po��czone kr�tkim, stalowym �a�cuchem. W klasztorze jasnog�rskim osadzono go jako bardzo niebezpiecznego heretyka. S�d inkwizycyjny mia� nadziej�, �e odosobnienie w otoczeniu �wi�tobliwych mnich�w skruszy zatwardzia�e serce grzesznika. Na razie nie zanosi�o si� na to. Wi�zie� uparcie trwa� w swoich b��dach...
By�o p�ne zimowe popo�udnie. Okno wychodzi�o na wsch�d, tote� cel� spowija� g�stniej�cy stopniowo p�mrok. Na korytarzu rozleg�y si� kroki. Frank uni�s� g�ow�. Nie myli� si�. Drzwi okute solidnie �elazem otworzy�y si� i do �rodka wszed� wysoki, m�ody m�czyzna ubrany w czarny cha�at. Przez d�u�sz� chwil� mierzyli si� wzrokiem. Uwi�ziony odezwa� si� pierwszy.
- Znam ci�. Jeste� rabbi Elisze z Podhaniec - mrukn��. - Pracowa�e� ju� kiedy� dla nas... W czasie Ester Tanes w Kopryczy�cach...
- Rzek�e�, nauczycielu - go�� sk�oni� g�ow�. Przez chwil� �widrowali si� wzrokiem.
- Siadaj - wskaza� mu krzes�o przy pulpicie. - Przychodzisz jako przyjaciel? Co ci� do mnie sprowadza?
Przybysz u�miechn�� si� lekko.
- Troska i niepok�j, kt�re dr�cz� ka�dego biednego, gdy widzi pieni�dze g�upio marnowane przez nietrafione i nierozumne dzia�ania - przeszed� do konkret�w.
- Moje pieni�dze? - zachmurzy� si� wi�zie�. Aluzja nie spodoba�a mu si�.
- Twoje, mistrzu. Wsp�lnota nasza nie umie ich gromadzi� i umiej�tnie pomna�a�. A tymczasem s� one si�� nap�dow� �wiata i kto wie, czy odpowiednia suma nie przynios�aby ci wolno�ci... Dzi� w Rzeczypospolitej kupuje si� wszystko. Nasz kr�l �asy jest na ka�dy grosz, pono� ma gigantyczne d�ugi... Jego braciszek Kazimierz pobudowa� pi�kn� rezydencj� w Warszawie, a na jej utrzymanie marnotrawi pieni�dze gar�ciami... Obaj potrzebuj� beczek dukat�w i s� w stanie hojnie wynagradza� tych, kt�rzy w chwili potrzeby u�ycz� im nieco ze swych sakiewek...
- Co proponujesz? Jak rozumiem, wiesz, jak dotrze� do nich odpowiednio dyskretnie i jakie sumy zaproponowa�, by zabiegi te osi�gn�y sw�j cel?
- Sumy to b�d� zawrotne, nie dysponujemy nimi, ale pieni�dz w odpowiednich r�kach szybko pomno�ony by� mo�e, a ka�dy dukat zr�cznie w obieg puszczony i pi�ciu braci swoich rocznie przyprowadzi...
- Jak tego dokona�? - w oczach wi�nia b�ysn�o zainteresowanie.
- Pami�tasz, mistrzu, spraw� karczm berdyczowskich?
Sekciarz przymkn�� oczy. Dwadzie�cia lat temu w tym miasteczku dosz�o do straszliwego pogromu �yd�w oskar�onych o mordy rytualne... Dziki, szalej�cy mot�och pozarzyna� w pierwszej kolejno�ci w�a�cicieli sze�ciu karczm... Obj�li je potem cz�onkowie rodziny Eliszego. Jednak raz wzburzonych chrze�cijan nie da�o si� �atwo uspokoi�. W rezultacie nowi w�a�ciciele przybytk�w tak�e szybko rozstali si� ze �wiatem...
- Przypominam sobie - powiedzia�.
- By�em wtedy m�ody i niedo�wiadczony. Dzi� wiem, jak nale�a�o to przeprowadzi�... I potrafi� to powt�rzy�. Oczywi�cie umiem ju� wygasi� nienawi�� ludzk�, gdy przestaje by� potrzebna...
- Tu, w Cz�stochowie? - prychn�� Frank. - Dwa zajazdy, oba od dawna w naszych r�kach...
Elisze u�miechn�� si� pob�a�liwie. Przyw�dca sekty my�la� niby poprawnie, ale brakowa�o mu polotu. Dobrze zrobi�, �e tu przyjecha�. Organizacja stworzona przez Franka poza duchowym przyw�dc� potrzebowa�a te� fachowego i pozbawionego skrupu��w zarz�dcy. Kogo� takiego jak on.
- Nie w Cz�stochowie, w Rzeczypospolitej - czarne oczy przybysza zab�ys�y. - Je�li si� uda... Pomy�l sam. Pi�� tysi�cy karczm, z ka�dej po kilkana�cie dukat�w miesi�cznie... W razie potrzeby oparcie w dowolnym zak�tku kraju. A gdy b�dziemy mieli pieni�dze, prawdziwe pieni�dze, mo�na b�dzie znowu zacz�� wojn� z talmudystami...
Wi�zie� wsta� i przeszed� si� po celi. �a�cuch, kt�rym skuto jego nogi w kostkach, zabrz�cza� ponuro wleczony po ceglanej posadzce.
- Czego ode mnie oczekujesz? - zapyta� surowo.
- W�adzy i pe�nomocnictw. Ty jeste� wodzem swego ludu. Tw�j rozkaz...
- Otrzymasz je. W kasie mamy kilkana�cie tysi�cy dukat�w... B�dziesz potrafi� pu�ci� je w obieg?
Elisze przymkn�� oczy, by nie zdradzi� si� ich blaskiem. A� tyle? Spodziewa� si� mo�e pi�tej cz�ci tej sumy.
- To niewiele, ale je�li dobrze p�jdzie, za rok pomno�ymy je dziesi�ciokrotnie. Dla przysz�ej chwa�y naszego bractwa... Dla �mierci ortodoks�w i ka�dego, kto stanie na drodze naszym planom...
- A co dla ciebie? - Frank obrzuci� go spokojnym spojrzeniem czarnych oczu.
Nie wierzy� w bezinteresowno�� by�ego rabina.
- Chc� otrzyma� dziesi�cin�. Je�li odpowiednio kapita�em obr�c�, suma to b�dzie i tak dla mnie znacz�ca, a i wam ma�o bolesne b�dzie z ni� rozstanie...
Frank zamy�li� si�. Sie� karczm, interesy na c�ach i na �lewych" towarach. Z wi�zienia nie by� w stanie tym wszystkim zarz�dza�... Co przychodzi z pieni�dzy, kt�re le�� jak martwe w glinianym garnku zakopanym w ziemi? Handel to �ycie... B�dzie trzeba odda� procent tej pijawce - trudno. A mo�e z�o�y si� i tak, �e nie b�dzie to konieczne?
- Niech tak b�dzie - wyrazi� zgod�.
U�cisn�li sobie d�onie zawieraj�c przymierze. Nie zdawali sobie sprawy, jak dalekosi�ne skutki przyniesie ich porozumienie. Nie wiedzieli, �e w tej chwili w klasztorze na Jasnej G�rze ich czarne dusze stworzy�y podstawy i�cie diabolicznego paktu. Sekta Franka przesz�a do historii jako pierwsza europejska mafia...
ROZDZIA� PIERWSZY
WEZWANIE DO CZ�STOCHOWY � ZAGADKOWA FIGURKA
� STARA KAMIENICA � GRILL BAR �U PANA SAMOCHODZIKA" � OSI�EK SUMO
Czasem bywa tak, �e umieraj�cy bezdzietnie kolekcjoner zapisuje swoje zbiory pa�stwu. Zdarza si�, �e gdy sched� po kim� przejmuje gmina, w�r�d rozmaitych grat�w trafi si� co� ciekawego. Z regu�y wzywa si� w�wczas do�wiadczonego rzeczoznawc�, by wyceni� lub cho� zidentyfikowa� pozyskane dobra kultury. Dlatego te� nie zdziwi�em si�, gdy rankiem, zaraz po przyj�ciu do pracy, znalaz�em w komputerze list z Urz�du Powiatowego w Cz�stochowie z pro�b� o natychmiastowe wys�anie odpowiedniego fachowca. Lokalna delegatura wojew�dzkiego konserwatora zabytk�w donosi�a, �e podczas zabezpieczania ruchomo�ci po �mierci jakiej� staruszki znaleziono bardzo zagadkow� rze�b�... Mog�em wys�a� kogokolwiek, ale po miesi�cu sp�dzonym za biurkiem uzna�em, �e jednodniowa delegacja s�u�bowa ��cz�ca si� z wyjazdem poza Warszaw� dobrze mi zrobi...
Pan Samochodzik nie stawia� oporu, korzysta� akurat z kilkudniowego urlopu zwi�zanego ze �lubem i weselem swojej siostrzenicy Zosi.
Wypisa�em sobie sam delegacj�, podstemplowa�em piecz�tk� nieobecnego szefa, zostawiaj�c miejsce na jego podpis, a potem wskoczy�em do jeepa i pojecha�em na po�udnie - do Cz�stochowy. Po drodze przypomina�em sobie tre�� listu. Dziwne, przecie� w tak du�ym mie�cie powinni mie� kogo�, kto b�dzie w stanie zidentyfikowa� dowolny zabytek. Po co w takim razie �ci�gali kogo� z Warszawy? Z pewno�ci� mieli w miejscowym muzeum odpowiedniego eksperta, na pewno mieszka�o tam co najmniej kilku absolwent�w historii sztuki i dzia�a�y jakie� antykwariaty, w kt�rych przecie� tak�e pracuj� niez�ej klasy specjali�ci...
O jedenastej zaparkowa�em samoch�d przed budynkiem cz�stochowskiego muzeum miejskiego. Wysiad�em i ruszy�em po schodach. Na spotkanie wyszed� mi m�czyzna w moim wieku.
- Janusz Kowalik - przedstawi� si�.
- Pawe� Daniec - u�cisn��em mu d�o�. Weszli�my do holu i od razu zakr�cili�my na zaplecze.
- Trafili�my na to dopiero wczoraj - powiedzia� powa�nie. - Dostali�my z Urz�du Miasta informacj�, �e zmar�a pewna staruszka. Mia�a dziewi��dziesi�t osiem lat, �adnej rodziny. Nazywa�a si� Adelajda Macoch.
- �adny wiek - mrukn��em.
- Owszem - przytakn��. - Zmar�a w szpitalu po kilkudniowej chorobie. W tej sytuacji w�adze zdecydowa�y si� komisyjnie otworzy� mieszkanie po niej. Pojechali�my wczoraj. Jaka� hiena dowiedzia�a si� wida�, �e kobieta nie �yje, bo na drzwiach by�y �lady wywa�ania. Z�odziej nie poradzi� sobie z nietypowymi zamkami jeszcze przedwojennej konstrukcji... Pr�bowa� u�y� �omu, ale solidne, d�bowe dechy tylko si� troch� wgniot�y. Otworzyli�my mieszkanie kluczami, kt�re dostali�my z depozytu szpitalnego...
- Co by�o w �rodku?
- Nieco zarwane ��ko z siennikiem z morskiej trawy. Na wszelki wypadek przeryli�my go solidnie w nadziei, �e w �rodku b�d� jakie� dokumenty albo na przyk�ad zaszyta bi�uteria... Ale nic z tego. W szafie troch� starych ubra� nadgryzionych przez mole. W zasadzie nic wi�cej. �adnych ksi��ek, �adnych papier�w... �adnych fotografii. A� dziwne. Na odchodnym odsun�li�my na wszelki wypadek blat sto�u stoj�cy pod �cian� i wtedy znale�li�my nisz�, a w niej to...
Otworzy� drzwi prowadz�ce do magazynu. Na stole pod sam� lamp� sta�a dziwna kamienna statuetka. Mia�a mniej wi�cej p� metra wysoko�ci. Wyrze�biono j� z bia�ego skalenia. Posta� przypomina�a siedz�cego nietoperza, okrywa�y j� wyrze�bione artystycznie skrzyd�a. Mia�a g�ow� wygl�daj�c� na ludzk�, ale ozdobion� a� trzema twarzami. Zamiast oczu wprawiono czerwone kamyki, mo�e nawet rubiny. Wszystkie trzy fizjonomie maszkary wykrzywia� grymas z�o�liwej uciechy. W rozchylonych ustach b�yszcza�y spiczaste z�by.
- O kurka wodna - zakl��em odruchowo cofaj�c si� o krok. - Co za diabe�?
- Prawda? - gospodarz b��dnie zinterpretowa� moje pytanie. - Wygl�da na diab�a...
Przemog�em si�. Obszed�em st� dooko�a. Potem wyj��em z kieszeni lup�. Pochyli�em si� nad powierzchni� kamienia.
- Detale rze�biono ma�ym d�utkiem - powiedzia�em spokojnie. - Nast�pnie wypolerowano chyba zwyk�ym piaskiem.
Delikatnie star�em warstw� kurzu.
- Sta�a w zamkni�ciu przez co najmniej kilka lat...
- �adna z os�b, kt�re j� widzia�y, nie potrafi�a rozpozna� stylu - roz�o�y� r�ce muzealnik.
- Prawdopodobnie nie wykonano jej w �adnym stylu... To praca jakiego� rze�biarza samouka... Zreszt� nieco mu si� zwichrowa�y proporcje... D�uba� przy tym chyba kilka lat. Polerowanie powierzchni te� musia�o zaj�� ca�e miesi�ce... Czy w tym mieszkaniu by�y jakie� symbole religijne?
- �adnych. Czy obaj my�limy o tym samym?
- Wygl�da na dzie�o jakiego� satanisty - mrukn��em.
Z ty�u znalaz�em wyryt� g��boko hebrajsk� liter� �alef�. Milcza�em kontempluj�c rze�b�.
- Nic wi�cej nie potrafi� powiedzie� - westchn��em wreszcie bezradnie. - Wygl�da na stare, ale ile mo�e mie� lat? Przypuszczam, �e nie wi�cej ni� kilkaset...
- Tego typu kamie� wyst�puje w okolicy do�� cz�sto - powiedzia�.
- Je�li rze�b� wykonali czciciele diab�a, to mo�e pochodzi� z lat osiemdziesi�tych XIX wieku lub jest m�odsza - stwierdzi�em. - Bo to w tym okresie zacz�y wyrasta� rozmaite lo�e okultystyczne i pojawili si� nawiedzeni �prorocy"... Zastanawiam si�, ale nie, nie jest to zabytek maso�ski. Chyba nie jest - doda�em. - Nie ma tu �adnych �lad�w ich symboliki... Zrobi�, je�li pan pozwoli, kilka fotografii i w Warszawie poka�� Panu Samochodzikowi. Mo�e jemu si� z czym� skojarzy?
Zapali� dodatkowe o�wietlenie. Wykona�em kilkana�cie zdj��.
- Rzuci�bym jeszcze okiem na miejsce znalezienia figury - zaproponowa�em. - Wybaczy pan zawodowe skrzywienie; jestem w zasadzie bardziej detektywem ni� rzeczoznawc�...
Kiwn�� g�ow�.
- Wiem. Dlatego wys�ali�my zg�oszenie w�a�nie do kom�rki pana Tomasza - liczyli�my, �e przyjedzie kto� taki jak on...
Poczu�em wyra�nie to, czego nie powiedzia�. Liczyli, �e pojawi si� tu m�j szef. No trudno, dopiero kilka lat pracowa�em w tym zawodzie, podczas gdy on ju� kilkadziesi�t. Minie jeszcze sporo czasu, nim mu dor�wnam, a jeszcze wi�cej, zanim ludzie zaakceptuj� mnie na tym stanowisku...
Wyj�� z pude�ka komplet kluczy i poszli�my do samochodu. Podjechali�my niedaleko. Przy ulicy Warszawskiej, zaraz na rogu, znajdowa� si� sklep mi�sny. Obok zamyka� dzia�k� parterowy domek. Przejecha�em przez bram� na podw�rze. Przed nami by� drugi budynek, tym razem trzykondygnacyjny, ustawiony w kszta�t litery �L". Zatrzyma�em si� ko�o szopy. S�dz�c po intensywnej woni, mie�ci�a si� tam wyg�dka, wsp�lna dla wszystkich mieszka�c�w kamienicy.
- Dziewi�tnasty wiek - przewodnik odgad� bezb��dnie wyraz mojej twarzy. - Kible w podw�rzach, brak kanalizacji, piece na w�giel...
- W�a�nie - westchn��em. - S� zak�tki, do kt�rych cywilizacja dociera z op�nieniami... Przyjemnie czasem popatrze� sobie na takie relikty, cho� wsp�czuj� tym, kt�rym przysz�o tu mieszka�...
Weszli�my przez zniszczone, ob�a��ce z farby drzwi i pomaszerowali�my na pi�tro. Drewniane schody trzeszcza�y nam niepokoj�co pod nogami. Na klatce schodowej by�o do�� ciemno i ponuro.
- O �esz! - zakl�� Janusz. - Kto� jednak si� w�ama�! Co za nar�d! Nie mo�na oka spu�ci� na kilka godzin!
Spojrza�em mu przez rami�. Solidne, drewniane drzwi zosta�y wywa�one. Dechy pop�ka�y ods�aniaj�c swoje wn�trze - ciemne d�bowe drewno wewn�trz, pod kilkoma warstwami olejnej farby.
- Lewarek do samochodu - oceni�em. - Wbili go w szpar� i pokr�cili korbk�, a� wyrwali zamek z futryny... Solidnie siedzia�, przy okazji po�amali deski.
Wyci�gn��em pistolet gazowy i dopiero potem przekroczyli�my pr�g. Ostro�no�� okaza�a si� zbyteczna. Po z�odziejaszkach rozwia� si� �lad... St� i krzes�a le�a�y do g�ry nogami, kto� naci�� je pi��, by sprawdzi�, czy nie zawieraj� skrytek. Podobnie potraktowano drewniane n�ki ��ka. O�wietli�em latark� wn�k� w �cianie szczytowej
- To tu znale�li�my rze�b� - wyja�ni� muzealnik. - Sta�a sobie dok�adnie po�rodku. A� mnie ciarki wtedy po plecach przesz�y... Te czerwone oczka tak zal�ni�y w p�mroku...
Przygl�da�em si� wn�trzu. Kto� wyku� t� dziur� w grubej �cianie szczytowej wy�amuj�c dwie warstwy cegie�. Mur nie zosta� zag�adzony, nie zdobi�y go te� �adne napisy.
- Choroba - zamy�li�em si� g��boko. - Nie wygl�da to na miejsce kultu. Gdyby tej rze�bie oddawano cze��, to by tu sta�y znicze, �wieczki, le�a�y drobne monety albo resztki dar�w...
- Na przyk�ad miska z krwi� - u�miechn�� si� lekko.
Nie dowierza�?
- Niewykluczone. Je�li to diabe�...
Rozejrza�em si� po pokoju. Obrzuci�em walaj�ce si� sprz�ty uwa�nym spojrzeniem. By�y nowe, nawet szafa z p�yty pa�dzierzowej nie mog�a mie� wi�cej ni� trzydzie�ci lat. Wszystkie mocno zniszczone...
- Kto m�g� si� tu w�ama�? - zastanawia�em si�. - Przecie� w tej norze nie mog�o by� �adnych skarb�w.
- Drzwi zapiecz�towali�my, wi�c z�odziejaszek pewnie domy�li� si�, �e ju� spenetrowali�my wn�trze - doda� Janusz. - Szczyt g�upoty, a mo�e ciekawo�� i zami�owanie do wandalizmu...
- A mo�e wiedzia� o rze�bie i liczy�, �e jej nie odnajdziecie? - powiedzia�em z powag�. - Tak czy inaczej, trzeba wezwa� policj�, niech dok�adnie zabezpieczy wszystkie �lady...
- Mo�na, tylko w�a�ciwie po co? - wzruszy� ramionami. - Nic nie zgin�o, bo i po prawdzie nic nie mog�o zgin��...
Milcza�em przez d�u�sz� chwil�. Czu�em dziwny, dr�cz�cy niepok�j.
- Mam przeczucie, �e odnalezienie tej rze�by to dopiero pocz�tek k�opot�w... - odezwa�em si� wreszcie.
- W porz�dku, zaraz ich �ci�gn�...
- A ja chyba wr�c� do Warszawy - spojrza�em na zegarek. - Bo to ju� prawie czternasta...
***
P�dzi�em szos� na p�noc. Sprawa tajemniczej rze�by znalezionej w Cz�stochowie gryz�a mnie. Niecz�sto mia�em do czynienia z zabytkami, o kt�rych nie umia�em absolutnie nic powiedzie�... W dodatku zaczyna�o mi ju� burcze� w brzuchu. Nieoczekiwanie spostrzeg�em szyld:
Grill Bar � U Pana Samochodzika " 3 km
Poni�ej namalowano niezdarnie jaki� pojazd. Za�mia�em si� sam do siebie. Maj� ludzie pomys�y. Wyobrazi�em sobie min� szefa, gdy mu o tym opowiem.
- Te� wymy�lili - pokr�ci�em g�ow�. - Ale mo�e dostan� jak�� zni�k�?
Faktycznie, kawa�ek dalej, na utwardzonym poboczu sta�a stara przyczepa kempingowa, a przy niej dwa plastykowe stoliki. Zaparkowa�em zajmuj�c ca�� niemal przestrze� przeznaczon� na samochody klient�w. Podszed�em do przyczepy. �Grill Bar" jako �ywo nie serwowa� da� z grilla. Mo�na si� tu by�o po�ywi� hamburgerami i frytkami.
- Poprosz� frytki - wyda�em dyspozycj�. W ciemnym wn�trzu co� si� poruszy�o.
- Dwa pi��dziesi�t - jaki� g�os twardo za��da� got�wki.
Poda�em odliczone monety i zaj��em miejsce przy stoliku. Us�ysza�em szmer krok�w, brzmia�y do�� ci�ko, ale wyobra�nia podsun�a mi obraz pot�nie zbudowanego m�czyzny poruszaj�cego si� z gracj�... Kelner? Chcia�em si� odwr�ci� i sprawdzi� swoje przypuszczenia, ale nieoczekiwanie zrobi�o mi si� ciemno przed oczyma.
Doszed�em do siebie chyba po kilku godzinach. Siedzia�em w �adnej, suchej piwniczce. Moje r�ce spi�to w nadgarstkach kajdankami, kt�re kawa�kiem �a�cucha przymocowano do rury centralnego ogrzewania. Zerwa�em si� na r�wne nogi, co jednak nie poprawi�o sytuacji. Rozejrza�em si� woko�o.
Przy s�siedniej �cianie identycznie przypi�ty sta� jaki� m�czyzna. By� w �rednim wieku, mia� niewielk� br�dk�. Wygl�da� na by�ego nauczyciela... Pod sufitem pali�a si� �ar�wka, na oko s�dz�c - trzydziestowatowa.
- Widz�, �e si� pan obudzi� - powiedzia� ponuro. - Mi�o mi pana powita� w mojej piwnicy...
- Kim pan jest? - zdumia�em si�.
- Ja tutejszy - wyja�ni�. - Marcin Igorski...
- Pawe� Daniec - przedstawi�em si�. - Wie pan, kto nas tak urz�dzi�?
- A jak�e - westchn��. - Dzi� rano zacz��em dzia�alno�� gospodarcz�... -w jego g�osie zabrzmia�a pewna duma. - Otworzy�em budk� z hot-dogami.
- T� �U Pana Samochodzika"?
- Owszem - kiwn�� g�ow�. - No wi�c otworzy�em j� rano. Wczoraj jeszcze szyld stawia�em... Artystycznie mi wyszed�... No wi�c od rana mia�em nawet troch� klient�w i trzydzie�ci z�otych na czysto zarobi�em - pochwali� si�. - Przyjechali tacy trzej, dwaj m�odzi i wysportowani, trzeci taki kafar, dwa metry wzrostu, popatrzyli na budk�, powiedzieli, �e nazwa jest odpowiednia i �e to �wietny pomys�. Potem dali mi w �eb i skuli kajdankami... Jak doszed�em do siebie, to jeszcze mia�em usta zaklejone plastrem. Le�a�em na pod�odze, a jeden z nich siedzia� przy kuchence i wy�era� mi towar. Po pewnym czasie zadzwoni� jego telefon, drugi wida� sta� na czatach na szosie. Potem pan poprosi� o frytki. Ten zainkasowa� pieni�dze, wyszed� bocznymi drzwiami i chyba - s�dz� tak po odg�osie, kt�ry mnie dobieg� - przydzwoni� panu pi�ch� w czach�... Potem wr�ci� ten drugi, za�adowali nas do swojej furgonetki, przywie�li tutaj i przykuli do rur... - wyg�osi� ca�e przem�wienie.
- A niech to... - mrukn��em.
- A teraz pewnie siedz� tam i poluj� na kogo� nast�pnego - doda� z westchnieniem. -Albo zjadaj� mi towar...
- Zna pan okolic�? Gdzie jeste�my? - rozejrza�em si�.
- Ze sto mer�w od szosy - wyja�ni�. - W piwnicy mojego domu - uzupe�ni� ponuro.
Racja, m�wi�, �e to jego piwnica.
- Ma pan jakich� wrog�w? - zagadn��em.
- Jak ka�dy na wsi. Ale �adna wrogo��, ot, s�siedzka nie�yczliwo�� wobec cz�owieka, kt�ry kiedy� przyjecha� z daleka... Ale to nie ma nic wsp�lnego. Oni nie s� st�d, a moi s�siedzi s� za g�upi i zbyt leniwi, �eby kogo� wynaj��...
W tym momencie zatrzeszcza�y schody. Do lochu wszed� pot�nie zbudowany typ w masce na twarzy. Mia� co najmniej dwa metry wzrostu. Wa�y� ze sto dwadzie�cia kilogram�w. Pod d�insow� koszul� wida� by�o jednak wi�cej mi�ni ni� sad�a. Spojrza� na mnie ponuro.
- Gdzie jest pos�g? - zapyta�. - W baga�niku jeepa go nie ma...
- A kim ty jeste�, do cholery, �eby mnie wi�zi� i wypytywa�!? - wrzasn��em w�ciek�y. - Domagam si� natychmiastowego uwolnienia!!!
- Daniec, ty nam strasznie wlaz�e� w drog� - powiedzia� m�czyzna. - Gdzie jest pos�g?
- Jaki znowu pos�g? - parskn��em.
Irracjonalno�� sytuacji doprowadza�a mnie do szewskiej pasji. Jaki� olbrzym waln�� mnie w g�ow�, za�adowa� do piwnicy, przyku� do rury, a teraz zadaje debilne pytania...
- Ty wiesz, ten z dziury w �cianie. Ten, co go znale�li muzealnicy...
Zrozumia�em, o czym m�wi.
- Nie b�d� odpowiada� na �adne pytania. - warkn��em. - Kim wy jeste�cie? Co sobie wyobra�acie?
Facet milcza� d�u�sz� chwil�, najwyra�niej usi�uj�c odgadn��, czy ma odpowiada�, czy nie.
- Jeste�my z mafii - rzek� wreszcie z dum�.
Omal nie parskn��em �miechem. On i mafia... Wprawdzie wygl�da� jak kafar, ale w�tpi�em, �eby kogo� tak nierozgarni�tego zatrudni� jakikolwiek gang. Poza tym nie by� w dresie...
- Nie wiem nic o �adnym pos�gu - odparowa�em. - Nie rozumiem, o co chodzi. Domagam si� uwolnienia.
- Ty wiesz - upiera� si�. - Widzieli�my ci� w po�udnie przy Warszawskiej. Polaz�e� z tym muzealnikiem do mieszkania starej Adelajdy...
- Nie wiem - powt�rzy�em.
- To ja p�jd� po instrukcje - wymamrota� i odszed�. Schody zatrzeszcza�y mu pod nogami.
- To jeden z tamtych? - zapyta�em pechowego w�a�ciciela budki. W�a�ciwie chcia�em si� tylko upewni�.
- Jasne. Ci dwaj m�wili na niego �Sumo". Ale jak podjechali, nie mieli masek na twarzach...
- Skoro za�o�y�, to znaczy, �e puszcz� nas �ywych do domu - powiedzia�em. - Gdyby chcieli nas zlikwidowa�, nie bawiliby si� w takie maskarady...
- Pan to ma nerwow� robot�... - pokr�ci� g�ow�. - Cz�sto tak?
- Zdarza si�...
Zapad�o milczenie. Zbiera�em sobie do kupy wszystkie informacje i uk�ada�em w g�owie.
- Spryciarze - mrukn��em - Wyobrazili sobie, �e zainteresuje mnie szyld. A w�a�nie, dlaczego pa�ski grill bar tak dziwnie si� nazywa?
- Bo kiedy� na tej szosie widzia�em s�ynnego Pana Samochodzika - powiedzia� z dum� - B�dzie ze dwadzie�cia lat temu. Ale dlaczego s�dzili, �e to pana zainteresuje? - zaciekawi� si�.
- Bo jestem jego pomocnikiem - wyja�ni�em. - Pracujemy razem w Departamencie Ochrony Zabytk�w.
- Jestem zaszczycony mog�c pozna� - sk�oni� g�ow�. - Je�li kiedy� wpadniecie, rad ugoszcz� was frytkami na koszt firmy... O ile te pokurcze nie spal� mi mojej �licznej budki - znowu zacz�� biadoli�.
Rozumia�em go. Pierwszy raz w �yciu zaj�� si� interesami i ju� pierwszego dnia taka przykra wpadka...
- Trzeba wymy�li�, jak st�d wywia� - westchn��em. - Bo zdaje si�, �e nasi nowi przyjaciele maj� paskudne zamiary...
Na d� zszed� kolejny wr�g. Faktycznie by� m�ody, m�g� mie� dwadzie�cia lat. Twarz skrywa�a mu maska. Z ty�u wymyka� si� spod niej kucyk jasnych w�os�w.
- Panie Daniec - powiedzia� spokojnie - proponuj� umow�. Pan nam powie, co�cie zrobili z pos�giem, a my pana wypu�cimy... od razu i bez zb�dnych formalno�ci.
- Kim jeste�cie? - zapyta�em - Na satanist�w nie wygl�dacie.
- Na satanist�w?
Jego zdziwienie by�o zupe�nie szczere. Zaciekawi� mnie. Po co by� im potrzebny tajemniczy pos��ek? I kim byli? O co w tym wszystkim chodzi�o? Milcza�em.
- Gdzie pos�g? - m�czy�. - Jest nam potrzebny...
Wzruszy�em ramionami.
- Pos�g jest bezpiecznie ukryty w sejfach Muzeum Narodowego w Warszawie.
- Jak to? - zdumia� si�.
Postanowi�em zagra� va banque.
- Przyszed� wczoraj przesy�k� kuriersk�. Nie wiedzieli�my co to, wi�c dzi� pojecha�em zobaczy� miejsce znalezienia...
Trzasn�� z w�ciek�o�ci� pi�ci� w �cian� i wyszed�.
- Mo�e uwierzy� - mrukn�� m�j towarzysz niedoli. Czy rzeczywi�cie? C�, by� mo�e.
- Mam nadziej� - westchn��em.
- Je�li ja poczu�em, �e pan k�amie, to on chyba tym bardziej... - sprowadzi� mnie na ziemi�.
- Kt�ra mo�e by� godzina? - zapyta�em.
- Nie wiem, ale jest �rodek nocy - wskaza� g�ow� ciemne okienko pod sufitem.
Z zewn�trz us�ysza�em trza�niecie drzwiczek samochodu i odg�os odpalanego silnika.
- Pojechali? - zamy�li� si�.
- Chyba tak. Mamy troch� czasu, by spr�bowa� si� st�d wydosta�...
Popatrzy�em na rur�, do kt�rej przypi�to kajdanki. Solidna, nowa, l�ni�a barw� lakierowanej miedzi...
- Przepi�owa� nie mamy czym, ale mo�e...
Opodal mnie znajdowa�o si� kolanko. Drugi koniec przechodzi� dziur� do s�siedniego pomieszczenia. Z�apa�em rur� d�o�mi i zacz��em obraca� w lewo. Drgn�a i powoli zacz�a si� wykr�ca� z kolanka.
- W tym jest woda - ostrzeg� mnie.
- Ciep�a czy zimna? - zapyta�em z g�upia frant.
Zimna, ciep�� poczu�bym przecie� przez warstw� metalu... Kr�ci�em i kr�ci�em, a� spod gwintu pop�yn�a stru�ka. Koniec wyskoczy� z miejsca. Mokry strumie� strzeli� w �cian�. Prze�o�y�em �a�cuszek i wetkn�wszy rur� na miejsce, wkr�ci�em jaz trudem z powrotem.
- Partacze - prychn��em.
Obmaca�em si� po kieszeniach - by�y niestety zupe�nie puste. Rozejrza�em si� z nadziej� po pomieszczeniu i odnalaz�em kawa� drutu. Wrazi�em go pod zapi�cie kajdanek i po chwili uwolni�em d�onie. Zaraz te� oswobodzi�em pechowego restauratora. Wdrapali�my si� po cichu na pi�tro, ale ostro�no�� okaza�a si� zbyteczna... Tajemniczy napastnicy ulotnili si�. Jedynym �ladem ich pobytu by�a hebrajska litera �alef� wyskrobana czym� ostrym na drewnianym blacie sto�u. Zanotowa�em to w pami�ci.
- Dzwoni� po gliniarzy - zadecydowa� gospodarz. Niestety, telefon zosta� zniszczony...
- Mo�e od s�siad�w - zasugerowa�em.
- No, kawa�ek to b�dzie - mrukn��. - Ale chod�my. Mo�e zechc� tu wr�ci�, to policja b�dzie mog�a urz�dzi� zasadzk�... Ile grozi za porwanie?
- Chyba pi�� albo i osiem lat - nie mog�em sobie przypomnie�. - Zmieniaj� si� przepisy co i raz...
- Byle tylko nie dostali w zawieszeniu - zafrasowa� si�
- Spokojna g�owa, z porywaczami s�dy si� nie patyczkuj�... - uspokoi�em go.
Wyszli�my przed dom. Zatrzyma�em si� jak wryty, a potem zakl��em w�ciekle. Wrogowie zaci�gn�li jakim� cudem jeepa na podw�rze. Najwyra�niej nie mogli si� dosta� do zabezpieczonego zamkiem cyfrowym baga�nika, wi�c wypalili dziur� palnikiem acetylenowym. Wyrwali te� jedne drzwi, wida� nie zdo�ali sforsowa� wyposa�onych w automatyczn� blokad�...
- �eby ich pokr�ci�o - zawy�em.
- Cholera - warkn�� m�j towarzysz spogl�daj�c na rozbebeszon� desk� rozdzielcz�... - W sza� wpadli czy co?
- Zobaczyli, �e nie mog� ukra�� wozu, to go zniszczyli - westchn��em ponuro. - Trzeba b�dzie sprowadzi� mechanika...
- Policja najpierw - przypomnia�. - Oj, czeka nas spacerek...
Ruszyli�my w drog� do pobliskiej wioski. Na szcz�cie m�j nowy znajomy mia� tam brata, kt�ry po kilku minutach dobijania si� otworzy� nam zaspany i chyba z�y. Zadzwonili�my po policj�; po��czy�em si� jeszcze z komend� w Cz�stochowie i poprosi�em, aby wys�ali patrol pod muzeum. Przeczuwa�em, �e wrogowie nie uwierzyli w moj� bajeczk� o przes�aniu rze�by do Warszawy.
ROZDZIA� DRUGI
POWR�T W NIES�AWIE � ODWIEDZINY W
MUZEUM � ZAGADKOWE W�AMANIE � BADAMY
MIESZKANIE � SKRYTKA POD POD�OG� � S�SIADKA
Wczesnym rankiem, �ciskaj�c w gar�ci po�yczone od pana Marcina trzydzie�ci z�otych, z�apa�em pekaes do Warszawy. Drzema�em w czasie drogi; po zarwanej nocy by�o mi to bardzo potrzebne. Wreszcie o jedenastej dotar�em do biura. Pan Tomasz siedzia� w fotelu i czyta� gazet�.
- O - powiedzia� na m�j widok - co� kiepsko wygl�dasz... - spojrza� przelotnie na zegarek i zmarszczy� brwi. - Zaspa�e�? Znalaz�em t� delegacj�... - wskaza� d�oni� formularz. - Nocowa�e� w Cz�stochowie?
Zreferowa�em mu wypadki poprzedniego dnia i nocy. Zmarszczy� brwi.
- Pawle, gdybym ci� nie zna�, pomy�la�bym, �e ��esz w �ywe oczy - pokr�ci� g�ow�. - Pojecha�e� obejrze� dziwn� rze�b�, w drodze powrotnej zosta�e� napadni�ty przez ludzi, kt�rzy znaj� ci� do tego stopnia, �e wiedzieli, jak si� nazywasz i po co pojecha�e� do Cz�stochowy...
- Te� mnie to zastanowi�o. Nazwiska mogli si� dowiedzie� z dokument�w - wyja�ni�em - zabrali mi wszystkie. Znikn�y te� telefon kom�rkowy i aparat ze zdj�ciami pos��ka... Dobrze, �e samoch�d by� ubezpieczony.
- A zatem - rzek� szef powa�nie - wygl�da na to, �e niechc�cy wdepn�li�my w co� grubszego.
Zadzwoni� telefon. Pan Tomasz podni�s� s�uchawk�. Przez chwil� milcza� ponuro.
- Zajmiemy si� tym natychmiast - odezwa� si�. Po�egna� si� i roz��czy�.
- Pawle, dzi� w nocy kto� w�ama� si� do muzeum miejskiego w Cz�stochowie - zwr�ci� si� do mnie. - Zabrano figurk� diab�a czy co te� to by�o... Patrol dotar� na miejsce najwy�ej dwadzie�cia minut po fakcie...
- Dlaczego ten pos��ek jest taki wa�ny? - zamy�li�em si�. - Nie jest to wybitne dzie�o sztuki, nie wykonano go z cennego metalu...
- Mo�e po prostu stanowi klucz do znacznie powa�niejszej zagadki? - zauwa�y� pan Tomasz. - Mo�e jego warto�� zawiera si� nie w surowcu i sposobie wykonania?
-Z ty�u mia� jedn� hebrajsk� liter� - powiedzia�em. - Identyczn� wyryli na stole... Nic z tego nie rozumiem.
- Ja te� nie - pokr�ci� w zadumie g�ow�. - Mam nadziej�, �e w muzeum zachowa�o si� przynajmniej kilka fotografii... Musz� si� temu przyjrze�... Mo�e co� wydedukuj�. Jed� do siebie, ogarnij si�, spakuj i o szesnastej zamelduj si� u mnie. Wyruszamy jeszcze dzi�. Musz� tylko sprawdzi�, czy trabancie jest na chodzie...
- Mo�e we�miemy s�u�bowy samoch�d - zasugerowa�em. - Mamy do wyboru lanci� albo...
- Nie, lepiej nie rzuca� si� w oczy.
***
Hotel Warszawski, w kt�rym postanowili�my si� zatrzyma�, le�y opodal dworca kolejowego. Jest to ponury, czteropi�trowy gmach o d�ugich, ciemnych korytarzach i wysokich sufitach. W sezonie zapewne p�ka w szwach od pielgrzym�w, teraz u progu jesieni by� prawie pusty. Bez trudu dostali�my niewielki dwuosobowy pok�j na drugim pi�trze. Znajdowa� si� w nim nawet telewizor. Ci�kie, drewniane drzwi pami�ta�y z pewno�ci� pocz�tek XX wieku, kiedy to wzniesiono ten budynek... Gdy dotarli�my na miejsce, by�o ju� po dwudziestej drugiej.
- Trudno. Pracowa� b�dziemy jutro - zadecydowa� szef patrz�c na zegarek. - Na razie trzeba si� solidnie wyspa�.
***
Wstali�my o si�dmej rano.
- Na pocz�tek wizyta w muzeum - zadysponowa� pan Tomasz. - Potem odwiedzimy kamienic� przy Warszawskiej i pogadamy z s�siadami staruszki. Powinni co� wiedzie�... - zamy�li� si� na chwil�. - Masz bro�? - zapyta� powa�nie.
- Pistolet gazowy.
- Rozkr��, wyczy�� i naoliw, czy co tam si� robi z takimi spluwami - rozkaza�. - Nafaszeruj nabojami z najmocniejszym gazem. I miej na podor�dziu.
- Ale... - zdziwi�em si�.
Pan Tomasz nigdy nie przywi�zywa� wagi do uzbrojenia. Odnosi�em zawsze wra�enie, �e odczuwa pewn� niech�� do broni palnej...
- Pawle, ta sprawa jest jaka� dziwna... I to mnie najbardziej niepokoi. Trudno walczy� z przeciwnikiem, kt�ry nie pos�uguje si� elementarn� logik�... Ci�ko wtedy odgadywa� jego schematy my�lowe i przewidywa� jego kolejne ruchy.
- Par� razy by�em porywany i wi�ziony - mrukn��em...
- I przywyk�e�. Przesta�e� zwraca� na to uwag�... Porwania i tortury sta�y si� dla ciebie chlebem powszednim do tego stopnia, �e nie zauwa�asz szczeg��w drugorz�dnych...
- S�dzi pan, �e...
- W�a�nie. Sprawa wydaje ci si� zupe�nie b�aha. Ale popatrz na to z dystansu. Sta� niejako na zewn�trz. Kto� podczas rutynowych dzia�a� znajduje figurk�. Nie jest ani cenna, ani nie wygl�da na star�. Ot, dzie�o jakiego� rze�biarza - amatora sprzed kilkudziesi�ciu lat. Magazyny muzealne s� czym� takim zawalone a� po sufity... Nagle okazuje si�, �e s� ludzie gotowi porywa� i wi�zi�, byle tylko j� odzyska�. Ludzie, kt�rzy, co wi�cej, �wietnie nas znaj�... Przecie� zasadzka przygotowana by�a perfekcyjnie. Wiedzieli, �e jeste� moim wsp�pracownikiem i zaintryguje ci� nazwa lokalu. Rozpoznali ci�, wiedzieli, �e b�dziesz wraca� do Warszawy, przygotowali bardzo sprytnie zasadzk� wykorzystuj�c znajomo�� twoich cech osobowych. Przewidzieli lub, co bardziej prawdopodobne, wiedzieli, �e lubisz jada� w przydro�nych lokalach...
- Fakt, te� mnie to zaskoczy�o...
- Co wi�cej, mieli pod r�k� sprz�t umo�liwiaj�cy rozbebeszenie twojego samochodu. Mogli nawet wiedzie�, �e wewn�trz mamy pancern� kaset� na szczeg�lnie cenne eksponaty...
- Sadzi pan, �e to Jerzy Batura?
- Nie demonizujmy przeciwnika. Siedzi w areszcie... Ale nie wykluczam, �e m�g� by� �r�d�em informacji... Reasumuj�c, niechc�cy trafili�my na wroga, kt�ry wie o nas wszystko, w dodatku mamy do rozwi�zania zagadk�, a nie dysponujemy wiedz�, kt�ra pozwoli�aby nam to uczyni�...
W czasie rozmowy naszykowa�em kanapki i zaparzy�em herbat�. Zjedli�my �niadanie i pojechali�my do muzeum. Janusz uprzedzony telefonicznie ju� na nas czeka�. Przedstawi�em mu szefa. Jak si� okaza�o, spotkali si� ju� kiedy� na jakim� sympozjum naukowym, ale znali si� tylko zwidzenia...
- Tak to wygl�da - muzealnik zaprowadzi� nas do drzwi magazynu. By�y wyrwane z o�cie�nicy. Stalowe rygle zamk�w po�ama�y si�.
- U�yto pot�nej si�y - zauwa�y� Pan Samochodzik. - Prawdopodobnie pod�o�ono lewarki do unoszenia samochod�w ci�arowych w tym i w tym miejscu - wskaza� d�oni�. - Potem kr�cili korbkami, a� wy�amali drzwi...
- Policyjny technik powiedzia� dok�adnie to samo - nasz przyjaciel sk�oni� z szacunkiem g�ow�. - Sk�d wiedzieli�cie?
- Nam nie pierwszyzna - szef skromnie zdmuchn�� jaki� py�ek z klapy marynarki.
- Jak dostali si� do budynku? - zainteresowa�em si�.
- Nie wiadomo - westchn��. - Wyci�li dziur� w �cianie, tylko nie bardzo wiemy czym... Policja zg�upia�a widz�c �lady...
Zaprowadzi� nas na bok. W niewielkiej pakamerze, gdzie pracownicy muzeum sp�dzali przerwy �niadaniowe, zia�a niedu�a dziura w �cianie. Zabezpieczono j� prowizorycznie siatk�. Pod�oga by�a zupe�nie mokra.
- Sta�y tu ka�u�e wody - wyja�ni�. - Podw�rko za �cian� nie jest w zasadzie u�ywane, kamienica obok muzeum zosta�a przeznaczona do generalnego remontu i wysiedlona... Wyci�to czym� kawa� muru grubego na trzy ceg�y i wepchni�to do �rodka. To co� dzia�a�o cicho...
- Ci�cie sz�o po �uku - mrukn�� pan Tomasz. - Jak laubzeg� czy, jak to si� teraz m�wi, w�o�nic�...
Wiedzia�em, co ma na my�li: cieniutk� pi�k� u�ywan� przez modelarzy... Wyj��em z kieszeni ta�m� miernicz� i zmierzy�em otw�r w najszerszym miejscu. Potem sprawdzi�em grubo�� wyci�tej bry�y stoj�cej obok pod �cian�.
- Trzy milimetry r�nicy - zameldowa�em. - Bardzo cienkie ostrze...
- Pi�a ultrad�wi�kowa? - podsun�� pan Tomasz. - Pami�tasz, jak u�ywali�my naszej, zanim si� popsu�a? Chyba par� razy obrabiali�my ni� i beton... Wi�c ceg�y...
- Nie - pokr�ci�em g�ow�. - Mo�na ni� ci�� tylko po liniach prostych. Tu u�yto czego� innego.
Pochyli�em si� nad wysychaj�c� ju� pod�og�. P�ytki PCV pokrywa� delikatny, szary nalot. Zebra�em go palcem i obejrza�em przez lup�.
- Drobnoziarnisty py� - oceni�em. - Co� jak piasek wulkaniczny, tylko o ostrych kraw�dziach... Mo�e si� myl�, ale wygl�da mi to na w�gliki spiekane, taki przemys�owy proszek polerski...
Obaj moi towarzysze czekali w milczeniu na dalsz� diagnoz�.
- Czy na podw�rzu jest jakie� uj�cie wody? - zagadn��em.
- Z pewno�ci� - odpar� Janusz.
- Zatem u�yto pi�y wodnej - stwierdzi�em. - Wywiercono w kt�rym� miejscu dziurk� przez ca�� �cian�, a potem cieniutkim strumyczkiem wody, pod ci�nieniem kilkuset atmosfer, wyci�to otw�r. Poniewa� do wody dodano granulat, si�a niszcz�ca by�a po prostu pora�aj�ca, nie zdziwi�bym si�, gdyby t� dziur� zrobiono w pi�� minut...
- Do diab�a - zdenerwowa� si� muzealnik. - Betonowe �ciany te� mo�na tym rozwala�?
- No c�, swojego czasu w Sudanie, dysponuj�c znacznie prymitywniejsz� technik�, rozbi�em strumieniem wody betonowy mur. Tu wykorzystano narz�dzie niezwykle precyzyjne, �eby nie powiedzie� delikatne... Wiem, �e pi� wodnych u�ywa si� do ci�cia cennych, a przy tym twardych gatunk�w kamienia, marmur�w i granit�w...
- A stal? - zapyta� Janusz.
-Przypuszczalnie te�... Potencjalni z�odzieje s� coraz lepiej wyposa�eni. Epoka palnik�w acetylenowych i szlifierek k�towych niebawem si� sko�czy. Ultrad�wi�ki, infrad�wi�ki, lasery... Ka�dy najlepszy nawet i najszlachetniejszy wynalazek mo�na obr�ci� na szkod� ludzko�ci - doda�em filozoficznie.
- Obejrzyjmy kamienic� przy Warszawskiej - zadecydowa� Pan Samochodzik.
Pojechali�my. Zaparkowa�em trabancika na tym samym za�mieconym i cuchn�cym podw�rzu. Rozejrza�em si� uwa�nie. Nikt nas nie �ledzi�, chyba �e jakie� ciekawskie oczy spogl�da�y zza firanek.
Weszli�my na pi�tro. Drzwi wprawione z grubsza na miejsce by�y zamkni�te, ale muzealnik przezornie zabra� ze sob� klucze.
W mieszkaniu pan Tomasz w zadumie przyst�pi� do szczeg�owych ogl�dzin. Po prawdzie nie bardzo by�o co ogl�da�... Przemierza� pok�j d�ugimi krokami. Obejrza� uwa�nie blat stolika zakrywaj�cy wn�k� w �cianie oraz sam� dziur�... Pomieszczenie by�o puste. Nie kry�o �adnej zagadki czy wskaz�wki...
-Ani skrawka papieru - mrukn�� w zadumie. - Jak gdyby mieszkaj�ca tu kobieta by�a zupe�nie niepi�mienna.
- Nic o niej nie wiemy - powiedzia�em.
- Wykrywacz metali - zadysponowa�. - Trzeba sprawdzi� �ciany i pod�og�...
- Nie malowano ich od lat - zauwa�y� Janusz. - A pod�ogi chyba nie wymieniano od chwili jej po�o�enia...
-W�a�nie...
Pobieg�em po sprz�t do samochodu. Uruchomi�em urz�dzenie i zabra�em si� do sprawdzania �cian. Centymetr po centymetrze sun��em cewk� po brudnym tynku. Muzealnik zaznacza� wszystkie miejsca, gdzie piszcza�o. Wyra�ne linie szybko po��czy�y gniazdka i puszki elektryczne - pod warstw� zaprawy bieg�y kable. Cztery plamy w rogach �ciany prawdopodobnie by�y stalowymi kotwami wzmacniaj�cymi mur.
- Nic - zameldowa�em.
Pana Tomasza bynajmniej to nie stropi�o.
- Pod�oga - rozkaza�.
Ustawi�em dyskryminator tak, aby ignorowa� niewielkie przedmioty z �elaza - deski naszpikowane by�y gwo�dziami... W miejscu, gdzie sta�o ��ko wykrywacz po raz pierwszy co� zasygnalizowa�.
- Metal - oceni�em. - Z grubsza nieregularny w kszta�cie... Mo�e prostok�tny, ale raczej elipsoida...
- �elazo?
Przekr�ci�em dyskryminator do oporu.
- Nie - zaprzeczy�em. - Raczej kolorowe. Mo�e nawet szlachetne. A mo�e i zwyk�y k��b miedzianego drutu, bo na �yrandol s�siad�w z do�u echo jest zbyt silne.
D�uba�em przez chwil� w prze��cznikach.
- Nie mied� i prawdopodobnie nie mosi�dz - mrucza�em - cynk te� wykluczam... Wygl�da na srebro i z�oto. Mo�e platyna, mo�e rad, iryd, pallad i reszta tych metali ci�kich... Mo�e by� rt��...
- Jasne - u�miechn�� si� szef. - Skrytka z pr�tami uranowymi. Szlifierka - zadysponowa�.
Pobieg�em znowu po schodkach na d�. Wr�ci�em z narz�dziami. Przeci�cie desek by�o kwesti� kilku minut.
- Gruba warstwa farby - zauwa�y� Janusz bior�c jedn� wyci�t� klepk�. - Z osiem warstw olejnej. Nie ruszano tego od co najmniej kilkudziesi�ciu lat...
Wsadzi�em d�o� do �rodka. Warstwa drobnego �wiru, kt�ry podsypano pod pod�og�. Paj�ki przebiega�y mi po d�oni. Z otworu zia� wyra�ny mysi zapach. Namaca�em co� obrzydliwie wilgotnego i wyci�gn��em niewielk�, sk�rzan� torb�. Pokrywa�a j� ple��, a matowa klamra za�niedzia�a ca�kowicie. Torb� w powa�nym stopniu nadgryz�y myszy, ale lakierowana sk�ra widocznie im nie smakowa�a, skoro nie zjad�y jej w ca�o�ci.
Po�o�y�em znalezisko na stole. Otworzy�em i zacz��em wyjmowa� niewielkie pakuneczki. Wykonano je z gazety, ka�de przewi�zano wst��eczk�. Obecnie materia� zetla�, a stary po��k�y papier rozsypywa� si� w palcach.
- Dwadzie�cia pi�� - zameldowa�em wyjmuj�c ostatni. Wewn�trz namaca�em jeszcze wa�ek monet, kt�ry prze�ama� si� przy wyci�ganiu. Z�ote dziesi�ciorubl�wki, tak zwane �winki. Na oko s�dz�c ponad pi��dziesi�t sztuk.
Szef wyj�� z torby teczk� i formularz. Odpakowa� pierwsze zawini�tko. Ma�e, srebrne serduszko. W kolejnym drugie. Odlana ze z�ota noga, z�oty �a�cuszek z wisiorkiem wyk�adanym turkusami.
- Wota - oceni� muzealnik. - Kto� ukrad� to wszystko z klasztoru na Jasnej G�rze i ukry� tutaj. Z jakich� powod�w nigdy po nie nie wr�ci�, a mieszkaj�cy tu ludzie nie wiedzieli, �e pod ich pod�og� spoczywaj� z�odziejskie �upy...
Szef spokojnie szacowa� ka�dy wydobywany przedmiot i wype�nia� kolejne karty. Wreszcie sporz�dzi� protok� zbiorczy. Podpisali�my si� pod nim we tr�jk�.
- Jutro skoczymy do klasztoru i oddamy im to - powiedzia� powa�nie.
- Przy okazji dowiemy si�, czy przedmioty te figuruj� w spisie wot�w ofiarowanych sanktuarium...
- S�dzi pan, �e te dwie sprawy mog� mie� ze sob� jaki� zwi�zek? - zaciekawi� si� Janusz.
- Trudno oceni�... Mo�e? Lepiej niczego nie zaniedba� - przegl�da� strz�pki gazet, najwyra�niej czego� szukaj�c. Wreszcie trafi� na margines.
- 16 grudnia 1902 - odczyta�.
- �up, kt�ry liczy sobie sto lat - westchn��em. - Historia kryminalistyki...
- Albo czterdzie�ci, bo zawini�to go w star� gazet� znalezion� na strychu - zauwa�y�. - Tak czy inaczej, sprawdzi� trzeba. Mo�e czego� si� dowiemy?
Spakowali�my odnalezione skarby do reklam�wki. Osobno wsypali�my monety.
- A teraz spr�bujemy si� czego� dowiedzie� - rzek� szef.
Zapukali�my do drzwi naprzeciwko. Otworzy�a nam starsza kobieta.
- Prowadzimy �ledztwo w sprawie pani s�siadki - wyja�ni� pan Tomasz. - Czy mog�aby nam pani udzieli� kilku informacji?
-A wy kto?
Obejrza�a nieufnie nasze legitymacje i chyba si� uspokoi�a.
- A opowiem - burkn�a niech�tnie. - Wprawdzie o zmar�ych albo dobrze, albo wcale, ale co mi tam...
Usiedli�my w pustym mieszkaniu.
- Jak dawno zmar�a tu mieszka�a? - zapyta� pan Tomasz.
- Oj, od zawsze. Jak si� m�j ojciec tu sprowadzi� przed wojn�, to ona ju� tu by�a... To by wiedzia� dawny w�a�ciciel kamienicy, ale gdzie� si� dwadzie�cia lat temu zawin�� - pokiwa�a g�ow�.
- To znaczy zmar�? - upewni� si� szef.
- No przecie� m�wi�...
- Przyja�ni�a si� z kim�? - zagadn��em.
- Dawniej tak. Kiedy� to do niej przychodzili ludzie z miasta, siedmiu, mo�e o�miu, wszyscy starzy, siedzieli i gadali ca�e noce. Bo oni zawsze wieczorem przychodzili, a rano wychodzili... mieszkam naprzeciwko, to wiem. Ale potem przychodzi�o ich coraz mniej i taki ostatni to z pi�� lat temu... Staruszek by�, o lasce chodzi�, ledwo tu na drugie pi�tro si� wdrapywa�...
- Pewnie poumierali - zauwa�y�em. - Mogli by� jej r�wie�nikami.
- I dobrze, bez nich na ziemi l�ej si� b�dzie oddycha�o - prychn�a ze z�o�ci� kobieta.
- Co pani chce przez to powiedzie�? - zdumia� si� Pan Samochodzik.
- A �le im strasznie z oczu patrzy�o - wyja�ni�a. - Nie to, �eby wygl�dali na jakich� bandzior�w, co to, to nie, ale jako� tak... nieprzyjemnie. Nawet jak na �ydk�w ma�o urodziwi byli...
- Oni byli �ydami?
- Tak wygl�dali - o�ywi�a si�. - Ja to jeszcze z m�odo�ci pami�tam, przed wojn� du�o ich w Cz�stochowie mieszka�o... Ci mi tak wygl�dali podobnie, cho� ubierali si� zwyczajnie i pejs�w te� nie nosili. A jednego to nawet pozna�am. Restauracj� mia� przy ulicy Nadrzecznej. Za komuny to on by� bogacz, ale jak tu przychodzi�, to ubiera� si� jak ostatni �achudra, chyba �eby nikt go nie pozna�...
Staruszka rozkr�ca�a si� wyra�nie.
- A przez ostatnie pi�� lat kto� ja odwiedza�? - spyta� Pan Samochodzik. - Stara kobieta, niedo��na, kto� si� ni� pewnie opiekowa�...
- Nie, nie. Ona do ostatniego tygodnia biega�a jak fryga... Sto lat na karku, ale pozazdro�ci� kondycji... Wiadomo, z�ego diabli nie bior�... Ale faktycznie, przychodzili do niej tacy trzej. Dwaj m�odzi, jasnow�osi, po jakie� dwadzie�cia lat. l jeden ciut starszy, ale taki kawa� ch�opa, dwa metry wzrostu.
- Dwa metry? - szef uda� niedowierzanie.
- No, gdzie� tak. Prawie g�ow� futryny dostawa�. I panienki przyprowadzali... - na jej twarzy odmalowa�o si� obrzydzenie.
- Jaki panienki? - zdziwi�em si�.
- No, takie spod latarni - wyja�ni�a. - Ca�e noce s�ycha� by�o, jak tupotali. Znaczy nie ci m�odzi, tylko dawniej.
Spojrzeli�my na siebie zaskoczeni.
- Tupotali? - upewni� si� szef.
- No, po pod�odze - straci�a cierpliwo��. - Jakby ta�czyli, ale bez muzyki... Nic innego nie by�o s�ycha�, tylko kroki, jakby w k�ko... A jak tamci starsi si� zbierali, to samo by�o... A jeszcze raz, gdzie� w osiemdziesi�tym drugim roku, jak tak sobie zebranie urz�dzili, to milicja wpad�a i wszystkich ich aresztowa�a. No i mieli za swoje - doko�czy�a z m�ciw� satysfakcj�.
Podzi�kowali�my za informacje i ruszyli�my do samochodu.
- Wy�ania si� co� interesuj�cego - powiedzia�em w zadumie. - Zmar�a zna�a tych trzech, kt�rzy mnie uwi�zili i rozbebeszyli nasz samoch�d. Prawdopodobnie to oni w�amali si� do muzeum...
- Mo�e to by�a niewielka sekta religijna - zauwa�y� pan Tomasz.
- Pos��ek, nocne zebrania, mo�e orgie...
- Co robimy dalej? - rwa�em si� do czynu.
- Chyba trzeba b�dzie odwiedzi� miejscowy posterunek policji i zobaczy� ksi�gi wykrocze� z 1982 roku - stwierdzi�. - Je�li milicja wtargn�a tu na jakie� zebranie, mo�e ustalimy, kto si� u niej spotyka�...
- Tych trzech z�odziejaszk�w nie by�o jeszcze pewnie na �wiecie - zauwa�y� Janusz. - Chocia�... mogli mie� po kilka lat...
- Mog� by� potomkami jakich� znajomych tej kobiety - rozwa�a�em.
- Teraz pytanie, czy to faktycznie sprawa warta naszej uwagi? Pos��ek nie by� specjalnie cenny.
Zeszli�my na podw�rze.
- Moim zdaniem, trzeba si� temu dok�adniej przyjrze� - powiedzia� Pan Samochodzik. - Chocia�by z tego powodu, �e ci trzej najwyra�niej znaj� nas i to dobrze. Je�li zaniedbamy spraw� teraz, nie wiadomo, co stanie si� w przysz�o�ci... Je�li raz okradli muzeum, to zapewne szybko wejdzie im to w nawyk. Trzeba ich powstrzyma�. Jak najszybciej. Ponadto nasze badania za bardzo psuj� im szyki. Ci trzej co� kombinuj�, a my pojawili�my si� w mie�cie i w�szymy...
- Ee... - wzruszy�em ramionami. - Przedwczoraj mnie przypadkiem zauwa�yli, ale nie s�dz�, �eby wiedzieli, �e tu jeste�my...
Urwa�em w p� s�owa. Na szybie trabancika wydrapano czym� ostrym hebrajsk� liter� �alef�.
ROZDZIA� TRZECI
FOTOGRAFIE � POLICYJNY ARCHIWISTA � DRESIARSKI KAMUFLA� � ODWIEDZAM KNAJP� � CZEGO SI� DOWIEDZIA�EM
Zasiedli�my w muzeum nad fotografiami zagadkowej figurki. Szef d�ugo bada� je wzrokiem, wreszcie od�o�y� na st� ostatni� odbitk�.
- Nie wiem, co to za diabelstwo - mrukn��. - W �yciu nie widzia�em nic podobnego.
- Pos��ek kultowy satanist�w - zasugerowa�em. - Zbierali si� nocami w mieszkaniu przy ulicy Warszawskiej, odprawiali odra�aj�ce rytua�y...
Pokr�ci� g�ow�.
- Nie wydaje mi si� - powiedzia� ostro�nie. - Teoria mo�e i b�yskotliwa, ale chyba mija si� z rzeczywistym przebiegiem wydarze�... Tu chodzi o co� innego.
Zapad�a cisza.
- Mo�e wi�cej wydedukujemy z litery? - odezwa� si� muzealnik. - Tej wyrytej z ty�u.
- Pojedynczy znak niewiele nam powie - westchn�� szef.
- A mo�e to byli zwykli �ydzi - podsun��em. - Odprawiali tam sobie jakie� obrz�dy...
- W towarzystwie kobiet, po nocy? - u�miechn�� si�.
- To tupanie... �ydzi maj� taki obrz�d... Siedem razy obchodz� w rytualnym ta�cu podwy�szenie, z kt�rego czyta si� Tor�...
- Hakafoth - uzupe�ni� Pan Samochodzik. - Tylko �e odbywa si� to w synagodze, a nie w prywatnym mieszkaniu...
***
Zjedli�my obiad w niewielkiej restauracyjce w pasa�u handlowym. Lokal by� stylizowany na wn�trze wiejskiej cha�upy. Golonka z frytkami bardzo nam smakowa�a.
- Dok�d teraz? - zapyta�em.
- Na policj� - zdecydowa� szef. - Pracuje tam jako archiwista m�j znajomy - wyj�� z kieszeni telefon kom�rkowy i przez chwil� ustala� jakie� szczeg�y.
Udali�my si� na posterunek. W poczekalni przywita� nas znajomy Pana Samochodzika. Spodziewa�em si� kogo� starszego, tymczasem na spotkanie nam wyszed� ubrany po cywilnemu m�czyzna, w moim mniej wi�cej wieku.
- Micha� - przedstawi� si� �ciskaj�c mi d�o�.
Nie poda� st