6004

Szczegóły
Tytuł 6004
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6004 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6004 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6004 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Harry Harrison Aksamitna R�kawiczka Jon Venex w�o�y� klucz w otw�r hotelowych drzwi. Poprosi� o du�y pok�j - najwi�kszy w ca�ym hotelu - zap�aci� za to zreszt� portierowi extra. Drzwi otwar�y si� i na widok wn�trza odetchn�� z ulg�. Pok�j by� wi�kszy ni� oczekiwa� - pe�ne trzy stopy na pi��. W takim miejscu m�g� da� odpocz�� nogom, a to znaczy�o, �e do rana b�dzie jak nowy. W tylnej �cianie by� hak, na kt�rym zawiesi� si� za pomoc� k�ka na karku i paroma energicznymi kopniakami doprowadzi� do tego, �e zwisa� swobodnie nad pod�og�. Nogi odpoczywa�y, tote� z ulg� od��czy� zasilanie od pasa w d�. Przeci��ony motor musi ostygn�� zanim b�dzie w stanie do niego si� zabra�, tote� spokojnie skupi� si� na czytaniu gazety. �yj�c w ci�g�ym strachu przed bezrobociem, zacz�� od dzia�u og�osze� "Pomoc potrzebna - roboty". W dziale "Specjalist�w" nie by�o nic dla niego, a og�lnie by�o gorzej ni� �le - nawet "Robotnicy niewykwalifikowani" nie obiecywali niczego porz�dnego. Zdecydowanie Nowy Jork by� tego roku z�ym miejscem dla robot�w. Po og�oszeniach zaj�� si� komiksami. Mia� nawet sw�j ulubiony, cho� ledwie przyznawa� si� do tego sam przed sob�. Nazywa�o si� to "Raftly Robot", a jego bohaterem by� przyg�upawy, mechaniczny b�azen, maj�cy rzadkie zdolno�ci do pakowania si� z jednej kaba�y w drug�. By�o to, rzecz jasna, karykaturalne uj�cie robota, ale czasami bywa�o zabawne. Zabiera� si� w�a�nie za kolejny odcinek, kiedy zgas�o �wiat�o. By�a 22.00 - czas wy��czenia dla robot�w. Nale�a�o si� gdzie� zamkn�� i w��czy� dopiero 0 6.00 rano - osiem godzin nudy i ciemno�ci dla wszystkich, poza paroma nocnymi str�ami. Ale na wszystko s� sposoby. Ten przepis prawny, jak zreszt� prawie wszystkie, mia� luk� - poj�cie �wiat�a nie by�o w nim sprecyzowane. A wi�c spokojnie odsun�� par� przys�on swego reaktora i czyta� dalej w promieniach podczerwonych. Czujnikiem umieszczonym na czubku palca wskazuj�cego lewej r�ki sprawdzi� temperatur� nogi - ostyg�a na tyle, �e mo�na by�o zabra� si� za jej napraw�. Wodoodporna sk�ra rozsun�a si�, ukazuj�c druty nerw�w, kable mocy i staw kolanowy. Roz��czywszy nerwy delikatnie od��czy� nog� ponad kolanem, po czym po�o�y� j� na p�ce przed sob�. Z czu�o�ci� z wewn�trznej kieszeni wyci�gn�� cz�ci zapasowe i narz�dzia - by�y one efektem oszcz�dno�ci ostatniej, trzymiesi�cznej pracy na �wi�skiej farmie w Jersey. Sprawdza� w�a�nie nowe kolano, stoj�c na jednej nodze, gdy �wiat�o w pokoju rozb�ys�o ponownie. 5.30, min�� czas wy��czenia, a on sko�czy� na czas. Dawka oliwy dope�ni�a dzie�a. Schowa� narz�dzia, odblokowa� zamek i ruszy� ku wyj�ciu. Winda by�a od dawien dawna nieczynna, a schody w nie najlepszym stanie, tote� ruszy� ostro�nie w d�, trzymaj�c si� ca�y czas �ciany. Jego nowe kolano by�o jeszcze nie dotarte, a na nast�pne nie by�o go sta�. Na siedemnastym pi�trze zwolni� jeszcze bardziej, gdy� za nim pojawi�y si� dwa inne roboty. By�y najprawdopodobniej z rze�ni - zamiast prawych d�oni mia�y d�ugie na stop� no�e. Gdy zbli�y�y si� do ko�ca schod�w, wsun�y je w plastikowe pochwy na piersiach. Jon pod��y� za nimi do hallu. Pomieszczenie by�o zat�oczone do granic mo�liwo�ci robotami wszelkich mo�liwych rodzaj�w, kszta�t�w i barw. Jego wysoko�� pozwala�a mu rozejrze� si� nad g�owami wi�kszo�ci obecnych i przez szklane drzwi wyjrze� na ulic�. W nocy pada�o, a teraz czerwone promienie s�o�ca odbija�y si� w ka�u�ach. Trzy bia�o pomalowane roboty - znak nocnej zmiany - wesz�y do hallu, ale nikt z niego nie wyszed� - prawo zabrania�o tego przed punkt 6.00. Zgromadzony t�um rozmawia� przyciszonymi g�osami, lekko falowa�. Jedyn� ludzk� istot� by� nocny portier pochrapuj�cy za kontuarem. Zegar nad jego g�ow� wskazywa� 5.55. Odwracaj�c wzrok od jego tarczy, Jon dostrzeg� pot�nego, czarnego robota, wymachuj�cego ku niemu. Pot�ne ramiona i compact identyfikacyjny wskazywa�y na cz�onka rodziny Diger�w - jednej z najliczniejszych. Ten przepchn�� si� tymczasem przez t�um i klepn�� Jona w plecy. - Jon Venex! Wiedzia�em, �e to ty, ledwie zobaczy�em to cielsko g�ruj�ce nad t�umem jak zielone drzewo. Nie widzia�em ci� od dawnych, dobrych dni na Wenus! Jon nie musia� sprawdza� numeru widniej�cego na podrapanej plakietce na piersiach. Alec Diger by� jedynym jego bliskim przyjacielem przez trzyna�cie nudnych �at w Obozie Orange Sea. �wietny szachista i gracz w siatk�wk�. U�cisn�li sobie d�onie z dodatkowym akcentem oznaczaj�cym przyja��. - Alec, ty przero�ni�ty koszu na �mieci! Co ci� przygna�o do Nowego Jorku? - Nieodparta potrzeba zobaczenia czego� poza deszczem i d�ung��, je�li chcesz wiedzie�. Po tym jak si� wykupi�e�, zrobi�o si� tak nudno, �e zacz��em w tej zasranej dziurze z diamentami robi� dwie zmiany w ci�gu jednego dnia, a przez ostatni miesi�c nawet trzy, �eby mie� fors� na wykup kontraktu i przyjazd na Ziemi�. By�em tak d�ugo pod ziemi�, �e gdy wyszed�em na powierzchni� przepali�a mi si� fotokom�rka w prawym oku - przy tych s�owach pochyli� si� i szepn��: - Je�li chcesz zna� prawd�, to mia�em sze��dziesi�ciokaratowy diament za soczewk�. Sprzeda�em go tu za dwie�cie kredyt�w, co da�o mi sze�� miesi�cy wakacji, ale to ju�, cholera, przesz�o��. Teraz id� z bezrobotnymi szuka� zaj�cia. A co z tob�? - Jak zwykle. Najrozmaitsze zaj�cia dop�ki nie trzepn�� mnie autobus. Uszkodzi�em sobie kolano. A jedyn� robot�, jak� mog�em znale�� z niesprawn� nog�, by�o nape�nianie koryt w �wi�skiej farmie. Zarobi�em tyle, �eby sprawi� sobie nowe, no i jestem tutaj. Alec wskaza� na rdzawego, trzystopowego robota, kt�ry cicho pojawi� si� za jego plecami. - Je�li uwa�asz, �e masz k�opoty, to przypatrz si� Dikowi. Dik Drryer - poznaj Jona Venexa, mojego starego kumpla. Jon przysun�� si�, aby u�cisn�� d�o� ma�ego robota i dozna� szoku. To co bra� za farb� ochronn�, by�o warstewk� rdzy pokrywaj�cej ca�y korpus Dika. Alec zdar� jej fragment z ma�ego automatu i jego g�os nagle spowa�nia�. - Dik by� pomy�lany do prac na pustyni Marsa. Tam jest sucho jak w piecu, tote� firma zaoszcz�dzi�a na nierdzewnej stali, a kiedy zbankrutowa�a, zosta� sprzedany jakiemu� przedsi�biorstwu w mie�cie. Gdy rdza zacz�a go z�era�, oddali mu kontrakt i wyrzucili na bruk. - Nikt nie wynajmie mnie w takim stanie - odezwa� si� ma�y robot piskliwym g�osem. - A ja nie mam pieni�dzy na napraw� nie maj�c zaj�cia. Id� do kliniki. M�wili, �e mo�e b�d� mogli mi pom�c. S�owom towarzyszy� przykry skrzyp, gdy uni�s� r�k�. Alec Diger trzasn�� si� w pier�, a� zadudni�o. - Nie licz na nich za bardzo. S� wspaniali jak chodzi o darmowe dziesi�ciokredytowe ba�ki z olejem czy te� troch� drutu. Ale nie licz na nich, gdy chodzi o co� powa�nego. By�a ju� 6.00 i t�um robot�w wyruszy� na cich� jeszcze ulic�, tote� do��czyli do nich. Jon dostosowa� tempo do szybko�ci ma�ego robota, kt�ry porusza� si� nieregularnymi szarpni�ciami, a jego g�os by� r�wnie przerywany i skrzypi�cy jak ruchy. - Jon Venex, nie kojarz� imienia twojej rodziny. To ma chyba co� wsp�lnego z Venus... - Zgadza si�. Venus Eksperimental, w rodzinie jest nas tylko dwudziestu dw�ch. Mamy wodoodporne i wytrzyma�e na ci�nienie cia�a do pracy na dnie morza. Pomys� by� niez�y i robili�my, co do nas nale�a�o, tylko nie by�o wystarczaj�cej got�wki z dr��enia kana��w, �eby trzyma� nas wszystkich na chodzie. Ten m�j oryginalny kontrakt wykupi�em za p� ceny i sta�em si� wolnym robotem. - Bycie wolnym nie jest... takie, jak powinno by�. Czasami... my�l�, �e Akt R�wnouprawnienia Robot�w nie powinien by� uchwalony. Chcia�bym by� czyj��... w�asno�ci� z warsztatem i taczk�... g�r� cz�ci zamiennych. - Opowiadasz, Dik - Alec obj�� go pot�nym ramieniem. - Sprawy nie id� wy�mienicie, to fakt. Ale jest o niebo lepiej ni� dawniej. Byli�my tylko kup� mechanizm�w wykorzystywanych dwadzie�cia cztery godziny na dob� i wyrzucanych, gdy byli�my ju� zu�yci. Dzi�kuj�, nasram! Wol� sam boryka� si� z moimi problemami w takim stanie rzeczy, w jakim si� one znajduj�. Po�egnali si� z Dikiem, kt�ry wolno szed� w d� ulicy i skr�cili do biura zatrudnienia. Przepchn�li si� do kolejki przy rejestracji i zaj�li si� studiowaniem og�osze� przypi�tych do tablicy. Uwag� Jona zwr�ci�o jedno z nich, obwiedzione czerwon� obw�dk�: POTRZEBNE ROBOTY NAST�PUJ�CYCH RODZIN ZATRUDNIENIE NATYCHMIASTOWE CHAINJET LTD. 1219 BRODWAY FASTEH FLYER ATOMMEL PILMER VENEX Podniecony stukn�� Aleca w rami�. - Zobacz, potrzebuj� robota w mojej specjalno�ci. Mog� dosta� normaln� ga��. Zobaczymy si� w nocy, w hotelu. I powodzenia w twoim polowaniu. - Miejmy nadziej�, �e ta praca b�dzie taka, jak my�lisz. Nigdy nie wierz� w te historie, dop�ki nie mam w gar�ci swoich kredyt�w - po czym Alec pomacha� mu na po�egnanie. Jon maszerowa� szybko wzd�u� d�ugich kwarta��w blok�w rozmy�laj�c sobie, �e nie ufno�� Aleca jest lekk� przesad� - nie mo�na przecie� ci�gle oczekiwa�, �e kto� da ci w �eb. A poza tym dzie� zapowiada� si� przyjemnie i ta perspektywa zaj�cia... Skr�caj�c za r�g zderzy� si� z biegn�cym z przeciwka cz�owiekiem, co gwa�townie przerwa�o jego b�ogie rozmy�lania. Jon stan�� natychmiast, ale nie mia� czasu, aby uskoczy�. Gruby jegomo�� wpad� na niego i run�� na chodnik. Jonem zatrz�s�o - zrani� cz�owieka! Schyli� si�, chc�c mu pom�c wsta�, ale inicjatywa ta spotka�a si� z wr�cz odwrotnym od zamierzonego skutkiem. Grubas odtr�ci� podan� mu r�k� i rozdar� si� piskliwie. - Policja! Pomocy! Zosta�em napadni�ty... szalony robot... Pomocy! Wok� zacz�li gromadzi� si� gapie - w nale�ytej na razie odleg�o�ci, ale gniewne pomruki �wiadczy�y jednoznacznie po czyjej s� stronie. Jon sta� jak sparali�owany, podczas gdy przez g�stniej�cy t�um przepchn�� si� policjant. - Niech go pan aresztuje albo lepiej zastrzeli... uderzy� mnie... prawie zabi�... - ci�g dalszy tych wrzask�w zamieni� si� w niezrozumia�y be�kot. Policjant doby� swej siedemdziesi�tkipi�tki i przystawi� Jonowi do boku. - Ten cz�owiek oskar�a ci� o powa�ne przest�pstwo, �mieciu. Zabieram ci� na posterunek ! - o�wiadczy�, machaj�c jednocze�nie broni�, aby t�um da� im przej�cie. Ten odpowiedzia� wolnym ruchem w bok i g�o�nymi wyrazami niezadowolenia. My�li Jona wirowa�y pod czaszk� jak szalone. Nie m�g� powiedzie� prawdy, bo oznacza�oby to nazwanie cz�owieka k�amc�, a to sta�o w jawnej sprzeczno�ci z zasadami robotyki. Od pocz�tku roku mia�o miejsce sze�� przypadk�w samospalenia robot�w, a gdyby zacz�� m�wi� prawd�, by�by si�dmym. Zdominowa�o go uczucie rezygnacji - je�li cz�owiek utrzyma oskar�enie w mocy, b�dzie to oznacza�o ob�z karny, a tego, jak s�dzi, nie prze�y�by... - Co tu si� dzieje? - odezwa� si� nagle grzmi�cy bas, na kt�ry prawie wszyscy si� odwr�cili. Pot�na kontenerowa ci�ar�wka sta�a przy kraw�niku, a z kabiny przez t�um przedziera� si� ku nim kierowca. - To m�j robot Jack i b�d� �askaw mi go nie dziurawi� -wrzasn�� na widok policjanta z broni� w d�oni. -Ten grubszy tu, jest sko�czonym �garzem - kontynuowa� nowo przyby�y. - Robot sta� sobie tu czekaj�c, a� zaparkuj�. Ten grubszy musi by� r�wnie �lepy jak g�upi. Widzia�em ca�e zaj�cie. Wpad� na robota i wywali� si�, a potem zacz�� wrzeszcze� na policj�. S�uchaj�c tego grubas mia� do�� - z poczerwienia�� nagle twarz� ruszy� w�ciekle wywijaj�c pi�ciami. Pi�ci te zreszt� nie osi�gn�y celu. D�o� kierowcy bowiem wyl�dowa�a na jego twarzy i go�� siad� powt�rnie na chodniku. Widzowie rykn�li �miechem i robot poszed� w zapomnienie. Nawet policjant u�miecha� si� chowaj�c bro� i staraj�c si� rozdzieli� walcz�cych. Kierowca tymczasem obr�ci� si� ku Jonowi i wrzasn��: - W�a� na w�z! Jak na jeden dzie� i tak narobi�e� wystarczaj�cego zamieszania, ty �mieciu! T�um pod�miechiwa� si� jeszcze, gdy weszli do kabiny - i pot�ne diesle zag�uszy�y g�osy. Jon poruszy� ustami, ale by� zbyt zaskoczony, aby si� odezwa�. Dlaczego ten obcy facet pom�g� mu? S�ysza�, �e nie wszyscy ludzie s� im przeciwni. Kierowca musia� w�a�nie nale�e� do tej drugiej grupy, kt�ra uwa�a�a roboty za istoty, a nie za maszyny. Ten�e tymczasem prowadz�c ostro�nie jedn� r�k� pojazd, drug� si�gn�� pod desk� rozdzielcz� i poda� mu plastikow� broszur� zatytu�owan� "Roboty - niewolnicy �wiata ekonomii", napisan� przez Philpotta Asimova II. - Je�li ci� z�api� czytaj�cego to - uprzedzi� go uprzejmie - to zniszcz� ci� na miejscu. Najlepiej no� to pomi�dzy pow�ok� a generatorem, �eby� w ka�dej chwili m�g� to spali�. Czytaj wtedy, gdy jeste� sam. Jest tam masa rzeczy, o kt�rych nie masz poj�cia. Roboty wcale nie s� gorsze od ludzi, a w wielu sprawach s� od nich lepsze. Jest te� tu troch� historii �wiadcz�cej o tym, �e roboty wcale nie s� pierwszymi, kt�rzy s� traktowani w ten spos�b - jako istoty ni�szej kategorii. Mo�e b�dzie ci trudno w to uwierzy�, ale kiedy� jedni ludzie traktowali innych w taki sam spos�b, jak teraz traktuje si� was. To zreszt� jeden z powod�w, dla kt�rych jestem w tym ruchu - co� tak, jak ten facet, kt�ry spali� si� pomagaj�c innym wydosta� si� z ognia. Jad� na US-1, wyrzuci� ci� gdzie� po drodze? - Przy Chainjet, je�li mo�na. Szukam pracy. Reszta drogi up�yn�a w milczeniu, ale przed opuszczeniem wozu kierowca u�cisn�� mu d�o�. - Przepraszam, �e nazwa�em ci� �mieciem, ale t�um oczekiwa� tego - stwierdzi� i nie ogl�daj�c si� odjecha�. Jon czeka� p� godziny na swoj� kolej, ale w ko�cu dosta� si� do pokoju przes�ucha�. Za transplastikowym biurkiem siedzia� nieprzyjemny ma�y cz�owiek z wyrazem sta�ego przestrachu na obliczu i przek�ada� z miejsca na miejsce papiery co� pisz�c na marginesach. Rzuci� na Jona kr�tkie spojrzenie i warkn��: - Tak. Szybko. Czego chcesz? - Umie�cili�cie og�oszenie. Ja... Przerwa�o mu niecierpliwe machni�cie r�ki. - Dobra, poka� kart� identyfikacyjn�... szybciej, inni czekaj� Jon odczepi� plakietk� od nadgarstka i poda� mu przez st�. Facecik odczyta� numer i zacz�� go sprawdza� w d�ugim wydruku. Nagle przesta� i przyjrza� si� uwa�nie Jonowi. - Pomyli�e� si�. Nie mamy dla ciebie zaj�cia. T�umaczenie, �e figurowa�a tam jego specjalno�� zosta�o przerwane nast�pnym niecierpliwym machni�ciem. Oddaj�c mu plakietk� m�czyzna wyci�gn�� nagle spod sto�u kartk� i potrzyma� przez sekund� przed jego oczyma wiedz�c, �e wiadomo�� zostanie natychmiast utrwalona w fotograficznej pami�ci robota, po czym wrzuci� j� do popielniczki i podpali�. Jon przypi�� identyfikator i wychodz�c na ulic� odczyta� sobie spokojnie te kilka linijek tekstu bez podpisu, kt�re tkwi�y w jego pami�ci: Do robota z rodziny Venex. Jeste� pilnie potrzebny do �ci�le tajnego projektu kompanii. Podejrzewa si�, �e istnieje pods�uch w g��wnych biurach, dlatego zatrudnia si� ciebie w ten nietypowy spos�b. Zg�o� si� natychmiast na 787 Washington Street i spytaj o Mr Colemana. Odetchn�� z ulg� - obawia� si� ju�, �e by� to znowu fa�szywy alarm. A tymczasem troch� nietypowy, ale do�� cz�sto stosowany przez du�e kompanie chwyt dla zachowania tajemnicy. Nadal mia� szans� na prac�. Szary kad�ub podno�nika porusza� si� miarowo wzd�u� �ciany starego magazynu, uk�adaj�c paki w si�gaj�ce sufitu kominy. Na pytanie Jona wskaza� schody przyczepione do tylnej �ciany. - Jego biuro jest z ty�u, ma zreszt� tabliczk� na drzwiach - poinformowa� go, po czym przy�o�y� koniuszki palc�w do ucha Jona i zni�y� g�os do najl�ejszego �ladu szeptu. Dla cz�owieka by�by nies�yszalny, ale dla Jona tak, gdy� d�wi�k by� przenoszony przez metalowe cz�ci m�wi�cego. - To najgorszy ze z�ych, jakich do tej pory mog�e� spotka�. Nienawidzi nas, tote� je�li chcesz co� uzyska�, to b�d� przesadnie grzeczny. Je�li uda ci si� u�y� pi�� razy sir w jednym zdaniu, to mo�e ci si� uda�. Wymienili porozumiewawcze mrugni�cia i Jon ruszy� na poszukiwanie biura. Nie by�o to daleko. Poszukiwane drzwi znajdowa�y si� na dole straszliwie brudnych schod�w. Zapuka� delikatnie. Coleman by� rozlaz�� i nijak� osobowo�ci� w konserwatywnym, czerwono-��tym ubraniu. Rozpocz�� od por�wnania i sprawdzenia Jona w Generalnym Katalogu Robot�w. To co tam znalaz�, musia�o go najwyra�niej usatysfakcjonowa�, bo zamkn�� go z trzaskiem. - Dawaj identyfikator i sta� ty�em przy tej �cianie. Musimy ci� sprawdzi�. Jon po�o�y� co mia� na stole i ruszy� we wskazanym kierunku m�wi�c jednocze�nie: - Yes, sir. Tu, sir? Dwa razy sir w pierwszych dw�ch zdaniach to ca�kiem nie�le, pomy�la�, zastanawiaj�c si�, jak mo�na by umie�ci� ich pi�� w taki spos�b, aby nie da� cz�owiekowi do zrozumienia, �e jest robiony w durnia. Z niebezpiecze�stwa zda� sobie spraw� o mgnienie za p�no. Pole pot�nego elektromagnesu, umieszczonego za �cian�, rozp�aszczy�o jego metalowy korpus. Znalaz� si� na �cianie nie b�d�c w stanie wykona� �adnego ruchu. Coleman omal nie ta�czy� z rado�ci. - Mamy go, Duca. Wygl�da jak g�wno na skale. Nie mo�e ruszy� cho�by jednym motorem. Przynie� tu swoje �mieci i za�atw, co masz - rzuci� rado�nie w intercom. Duca nosi� kombinezon mechanika i skrzynk� z narz�dziami na plecach. Na d�ugo�� wyci�gni�tej r�ki trzyma� czarne, metalowe opakowanie najwyra�niej staraj�c si� by� od niego tak daleko, jak to tylko by�o mo�liwe. - To nie wybuchnie dop�ki nie jest uzbrojone, ty durniu -wrzasn�� na ten widok Coleman. - Przesta� zachowywa� si� jak dziecko. Za�� mu to na nog� i po k�opocie! Pogwizduj�c pod nosem Duca umie�ci� �adunek par� cali nad jego kolanem. Coleman sprawdzi� zabezpieczenie i wyj�� z szuflady stalowo po�yskuj�ce pude�ko z czarnym przyciskiem na wieczku. Do��czy� kabel, kt�ry p�niej do��czy� do �adunku i co� pomajstrowa� przy nodze. Co� trzasn�o, gdy bomba uzbroi�a si� i wszystko zosta�o zwini�te. Jon m�g� tylko obserwowa� i kl�� w�asn� g�upot�, kt�ra w�adowa�a go w ca�� t� spraw�. Pole magnetyczne nagle ust�pi�o i jego silniki, nastawione na op�r, pchn�y go w stron� Colemana. Ten natychmiast dotkn�� przycisku. - Tylko nie podskakuj, rupieciu. To jest detonator tego, co masz na nodze. Jeden ruch mego kciuka i zostanie z ciebie kupa rozwalonego po pod�odze z�omu - ostrzeg� go i wskaza� na Duca, kt�ry otworzy� drzwi do s�siedniego pokoju. - A na wypadek, gdyby obudzi� si� w tobie bohater, to pomy�l sobie o nim. Na pod�odze le�a�a brudna sterta �achman�w, w kt�rej z pewnym wysi�kiem mo�na by�o dopatrze� si� istoty ludzkiej, kt�rej jedynym zainteresowaniem by�a flaszka whisky dzier�ona w d�oni. Bez wi�kszego trudu dawa� si� natomiast zauwa�y� przypi�ty do jego piersi czarny obiekt, identyczny z tym, kt�ry Jon mia� na nodze. Coleman kopn�� drzwi i odezwa� si�: - To �mie� z Bovery, Venexie, ale nie s�dz�, �eby tobie robi�o to jak�kolwiek r�nic�. Jest nadal cz�owiekiem, kt�rego robot nie mo�e zabi� przez swoje post�powanie, nie? Jego bombka jest nastawiona na t� sam� cz�stotliwo��, co twoja. Jak zaczniesz gra� sobie z nami w kulki, to on zamiast brzucha b�dzie mia� dwustopow� dziur�. Nie s�dz�, aby to prze�y�. Coleman mia� racj�. Jon nie m�g� zrobi� �adnego fa�szywego ruchu. Ca�y jego trening ��cznie z zapiecz�towanym obwodem dziewi��dziesi�tym drugim uniemo�liwia� jakiekolwiek zachowanie, kt�rego skutki mog�yby okaza� si� niebezpieczne dla cz�owieka. Z nie znanych mu powod�w z�apano go w pu�apk�. Coleman tymczasem odci�gn�� dywan i wskaza� mu nieregularn� dziur� widniej�c� w pod�odze. Tunel, kt�ry tu si� zaczyna jest w dobrym stanie na odcinku najbli�szych trzydziestu st�p. Dalej jest obwa�. Masz go oczy�ci� i, je�li b�dzie trzeba doprowadzi� do otworu odp�ywowego na nabrze�u. Potem tu wr�� i radz� ci, �eby� by� sam, bo w przeciwnym razie obaj wylecicie w powietrze. Tunel by� wydr��ony fachowo i podparty skrzyniami z magazynu. Ko�czy� si� gwa�townie �cian� �wie�ego piachu i kamieni. Jon zacz�� �adowa� to, co w nim le�a�o w ma�y w�zek na k�kach, kt�ry sta� w tunelu. Opr�ni� go oko�o czterech razy i by� w trakcie ponownego nape�niania, gdy odkry� r�k�. D�o� robota wykonan� z zielonkawego materia�u. W��czy� lamp� i zbada� j� dok�adniej. Bez w�tpienia by�a to ko�czyna robota z rodziny Venex. Szybko, ale nader ostro�nie odgarn�� znajduj�ce si� za ni� rumowisko i odkopa� reszt� robota. Kad�ub by� zgnieciony, stos nie istnia�, a kwas z baterii wyp�ywa� przez brzydkie rozdarcie w prawym boku. Delikatnie roz��czy� pozosta�e druty i od�o�y� na bok jeszcze ca�� g�ow�. By�a zupe�nie ciemna i cicha, ale istnia�a jeszcze nadzieja. Oskrobywa� w�a�nie z b�ota identyfikator, gdy do tunelu opu�ci� si� Duca z siln� latark�. - Zostaw to g�wno i we� si� do roboty - wrzasn�� - albo sko�czysz jak on. Ten tunel musi by� sko�czony dzi� w nocy! Jon za�adowa� szcz�tki na w�zek i przepchn�� ca�y �adunek ku przodowi tunelu, rozmy�laj�c nad sytuacj�. Martwy robot, szczeg�lnie z w�asnej rodziny, to tragiczna rzecz, ale z tym by�o co� nie tak. Na plakietce znalezionego identyfikatora by� numer siedemna�cie, a on sam doskonale pami�ta� ten nieszcz�sny dzie�, w kt�rym podwodny wybuch zabi� Venexa w�a�nie z numerem siedemnastym w g��binach Orange Sea. Cztery godziny zaj�o mu doprowadzenie tunelu do starego, granitowego nabrze�a i rozszerzenie istniej�cego otworu do wielko�ci umo�liwiaj�cej przej�cie. Zrobi� to przy u�yciu kr�tkiego �omu, jaki da� mu Duca. Gdy wspi�� si� z powrotem do biura, stara� si� wygl�da� na zm�czonego, aby opuszczenie �omu przy nogach i spoczynek na kupie g�bki w rogu by� jak najbardziej naturalny. U�o�y� si� w miar� wygodnie i zabra� za g�ow� Venexa Siedemnastego. Coleman sprawdzi� czas i z pomrukiem satysfakcji odezwa� si�. - S�uchaj no ty, zielony �mieciarzu. O 19.00 wykonasz pewne zadanie, przy kt�rym nie b�dzie �adnych dowcip�w. P�jdziesz tunelem i nabrze�em a� do Hudson River. Wylot, jak sam wiesz, jest zalany przy przyp�ywie, tote� nikt ci� nie zobaczy. Po dnie przejdziesz dwie�cie jard�w na p�noc, co powinno ci� doprowadzi� dok�adnie pod nasz statek. Zreszt� w tej okolicy i tak stoi tylko jeden. Trzymaj oczy otwarte, ale nie u�ywaj �wiat�a! Gdzie� w po�owie prawej burty znajdziesz zwisaj�cy �a�cuch. Wleziesz na niego, odczepisz paczk�, kt�ra jest do niego przymocowana i przyniesiesz j� tutaj. �adnych pomy�ek, bo wiesz, co b�dzie. Jon skin�� g�ow� nie przestaj�c zajmowa� si� uporz�dkowaniem r�nych kolorowych kabli stercz�cych z rozwalonej szyi. Gdy mu si� to wreszcie uda�o, zapami�ta� je i por�wna� z kodem we w�asnej osobie. Dwunasty by� g��wnym zasilaj�cym, a sz�sty zwrotnym. Oddzieli� te dwa i rozejrza� si� niewinnie po pokoju. Duca spa� na krze�le, Coleman gada� z kim� przez telefon, a z boku pobrz�kiwa�o sobie radio. Jak d�ugo Duca spa�, jego cia�o zas�ania�o widok Colemanowi, co umo�liwia�o spokojne zajmowanie si� g�ow�. Uruchomi� gniazdo w przedramieniu, w kt�rym by�o wej�cie do zasilania bateryjnego u�ywane przy r�nych narz�dziach nap�dzanych elektrycznie. Wodoodporna sk�ra odsun�a si� z cichym szcz�kni�ciem i powoli wsun�� druty w gniazdo. Je�li g�ow� od��czono od zasilania nie wi�cej ni� trzy tygodnie temu, to by� w stanie j� reaktywowa�. Ka�dy robot mia� zamontowan� minibateri� w m�zgu, kt�rej odpowiednie nat�enie pr�du umo�liwia�o zachowanie umys�u przy �yciu przez ca�y ten okres. Sam umys� pozostawa� w nie�wiadomo�ci, dop�ki nie zwi�kszy�o si� nat�enie pr�du, co robi� w�a�nie teraz w nader delikatny spos�b. Kr�tkie oczekiwanie i nagle otwarte oczy Siedemnastego zamkn�y si�. Gdy ponownie si� otwar�y, by� w nich charakterystyczny blask oznaczaj�cy powr�t inteligencji. Omiot�y pok�j jednym spojrzeniem i zatrzyma�y si� na Jonie. Prawa d�o� zamkn�a si� gwa�townie, podczas gdy palce lewej zacz�y drga� spazmatycznie w do�� dziwny spos�b. By� to mi�dzynarodowy kod robot�w przesy�any tak szybko jak szybko by� w stanie operowa� solenoid. Wiadomo�� g�osi�a: - Telefon... zadzwo� do dy�urnego operatora... powiedz "sygna� 14" pomoc b�dzie... Drganie urwa�o si� w po�owie grupy kodowej, a blask w oczach zgas�. Przez sekund� Jon by� przera�ony, zanim nie zrozumia�, �e tamten �wiadomie odci�� zasilanie. Chrapliwy g�os Duca zabrzmia� mu w samo ucho. - Co ty z tym wyprawiasz? Znowu jakie� wasze kurewskie sztuczki? Znam was, wy kurwy jedne, zawsze... - jego g�os zmieni� si� w nieartyku�owany be�kot. Nagle b�yskawicznym kopniakiem pos�a� g�ow� Venexa Siedemnastego w k�t pokoju. G�owa odbi�a si� od �ciany i poturla�a z powrotem, zatrzymuj�c si� przy nogach Jona. Tylko istnienie obwodu dziewi��dziesi�tego drugiego powstrzyma�o Duca od wst�pienia na drog�, kt�r� bez w�tpienia zas�u�enie kroczyli jego przodkowie. Gdy Jon odzyska� w�adz� nad w�asnym cia�em (po przej�ciu fali �ciek�o�ci) stali naprzeciw siebie jak skamieniali. Nabrzmia�� groz� cisz� przeci�� ostry g�os Colemana: - Duca, przesta� si� z nim zabawia� i id� do magazynu wpu�ci� Ma�ego Williego i jego ch�opak�w. Potem b�dziesz mia� na to do�� czasu. Duca, kln�c pod nosem zrobi�, co mu kazano, a Jon opad� na gumowe szcz�tki analizuj�c te par� fakt�w, kt�re zna�. Zawiadomienie dy�urnego operatora oznacza�o, �e nie jest to lokalna sprawa, tylko rzecz, o kt�rej wiedz� w�adze. Tylko i wy��cznie rz�d m�g� si� kry� za tak powa�n� spraw�. Sygna� "14" oznacza� natychmiastow� akcj� wojskow� - co oznacza� bli�ej, tego nie wiedzia� nikt poza bezpo�rednimi organizatorami. Jedyne co m�g� zrobi�, to wykona� ten telefon. I to szybko, poniewa� Duca chcia� sprowadzi� tu wi�cej ludzi. Je�li mia� co� zrobi�, to tylko przed ich przybyciem. Nawet gdy ten �a�cuch my�lowy formu�owa� w jego umy�le logiczny obraz, to jego r�ce zaj�te by�y gwa�town� dzia�alno�ci� - od��czeniem nogi z �adunkiem w stawie biodrowym. Gdy trzyma�a si� ju� tylko na zatyczce, powoli wsta� i ruszy� w stron� biurka. - Mr Coleman, sir, czy nie czas, abym uda� si� ju� na statek, sir? - spyta� powoli zbli�aj�c si� do biurka. - Masz jeszcze trzydzie�ci minut. Siadaj spokojnie, powi... S�owa urwa�y si� gwa�townie. Jaki szybki nie by�by refleks ludzki, zawsze b�dzie o ca�e niebo powolniejszy ni� refleks maszyny. W przeci�gu sekundy, gdy Coleman zdawa� sobie spraw� z gwa�townego ruchu Jona, ten zrobi� to, co zamierza� - od��czy� nog� i schylaj�c si� nad biurkiem wsadzi� j� jednocze�nie za spodnie siedz�cego m�czyzny, krzycz�c prosto w ucho: - Zabijesz si�, je�li naci�niesz guzik! Mia�o to zaiste piorunuj�cy efekt. Palec Colemana wstrzyma� si� zanim dotkn�� przycisku, a jego w�a�ciciel wlepi� os�upia�e spojrzenie w czarny pojemnik tkwi�cy na wysoko�ci jego piersi. Jon nie czekaj�c na reakcj� chwyci� porzucony �om i w podskokach ruszy� ku zamkni�tej kom�rce. Wsun�� �om mi�dzy drzwi i framug� i nacisn��. Coleman zacz�� wyci�ga� sobie bomb� z gaci, ale by�o ju� po wszystkim. Drzwi p�k�y, a Jon jednym szarpni�ciem przerwa� pasy przytrzymuj�ce �adunek na ciele pijaka i rzuci� na biurko Colemana, przyprawiaj�c mu kolejne zmartwienie. Straci� nog�, ale usun�� zagro�enie nie nara�aj�c ludzkiego �ycia. Teraz musia� dosta� si� do telefonu i zadzwoni�. Coleman si�gn�� do szuflady po bro�, a g�osy nadchodz�cych odcina�y drog� przez drzwi. Jedyn� mo�liwo�ci� ucieczki by�o przeszklone okno wychodz�ce na wewn�trzny dziedziniec magazynu. W kaskadzie lec�cych na wszystkie strony szcz�tk�w Jon Venex wypad� przez szyb� �cigany rykiem siedemdziesi�tkipi�tki. Jaki� kawa� metalu oderwa� si� po nim od framugi, a inna kula zrykoszetowa�a mu na g�owie, gdy wspina� si� ku tylnym drzwiom magazynu. By� niespe�na trzydzie�ci st�p od nich, gdy zatrzasn�y si� ze �wistem powietrza. Musieli zablokowa� wszystkie wyj�cia, a tupot st�p po betonie wskazywa�, �e zamierzali ich te� pilnowa�. Spojrza� w g�r�, gdzie pl�tanina wspornik�w i podp�r si�ga�a dachu. Dla ludzkiego oka by�a ona pogr��ona w mroku, ale jego sensory podczerwieni radzi�y sobie zupe�nie dobrze przy cieple wydzielanym przez mury. Pogo� zbli�a�a si�, a wkr�tce zacznie si� przeszukiwanie magazynu, tote� jego jedyn� szans� ucieczki by�a g�ra. W dodatku na ziemi powstrzymywa� go brak nogi - na tej paj�czynie m�g� porusza� si� o wiele szybciej u�ywaj�c r�k. By� w�a�nie na jednym ze skrzy�owa� wspornik�w, gdy gard�owy ryk z do�u i seria kul rykoszetuj�cych dziko wok� niego poinformowa�y go, �e zosta� odkryty. Cicho rozpocz�� w�dr�wk� ku ty�owi budynku. B�d�c chwilowo bezpiecznym, rozejrza� si�. Ludzie byli rozrzuceni szerok� �aw� po magazynie i odnalezienie go by�o tylko kwesti� czasu. Drzwi by�y zamkni�te, a budowla pozbawiona by�a okien, tak�e t� mo�liwo�� mia� z g�owy. Gdyby m�g� zadzwoni�, nieznani przyjaciele Venexa Siedemnastego pospieszyliby z pomoc�, ale jedyny telefon w ca�ym budynku sta� na biurku Colemana. Sprawdzi� to �ledz�c kable. Odruchowo spojrza� na biegn�ce nad g�ow� kable w plastikowej os�onie przymocowane do �cian - pr�d i telefon. Linia telefoniczna! To przecie� by�o wszystko, czego potrzebowa�, �eby zadzwoni�. B�yskawicznymi, dok�adnymi ruchami si�gn�� w g�r� i ods�oni� cz�� kabla z izolacji. Omal nie roze�mia� si� wyci�gaj�c z lewego ucha ma�y minifon. Teraz by� jeszcze na p� g�uchy - niech kto� stwierdzi, �e nie po�wi�ca si� dla sprawy! Pod��czy� go do linii i sprawdzi�, czy kto� z niej korzysta. Na szcz�cie mieli pilniejsze zaj�cia. Pos�a� jedena�cie dok�adnie modulowanych sygna��w, kt�re powinny go po��czy� z tutejszym dy�urnym i umie�ci� minifon, jak tylko m�g� najbli�ej swoich ust. - Halo dy�urny, halo dy�urny, nie mog� ci� us�ysze�, wi�c nie odpowiadaj. Zadzwo� do operatora dy�urnego - sygna� 14, powtarzam - sygna� 14! Powtarza� to dop�ki poszukuj�cy nie znale�li jego kryj�wki, po czym zsun�� si� ni�ej, zostawiaj�c minifon na drucie. Otwarte po��czenie mog�o znacznie przyspieszy� dok�adne umiejscowienie po��czenia, a w panuj�cych na g�rze ciemno�ciach nie powinni go zauwa�y�. Przeszed� najdalej jak m�g� od tego miejsca. Ucieczka by�a niemo�liwa, tote� jedyn� rzecz� jak� m�g� zrobi�, to zyska� na czasie. - Mr Coleman, przepraszam, �e uciek�em - z g�o�nikiem nastawionym na pe�n� moc, jego g�os zabrzmia� w hali jak grom. -Je�li pozwoli mi pan wr�ci� i nie zabije, zrobi�, co pan chce. Ba�em si� bomby, ale teraz bardziej boj� si� strzelb. Brzmia�o to cholernie naiwnie, ale w�tpi�, aby kto� tam w dole zada� sobie trud, aby si� nad tym zastanowi�. A to, �eby kto� zna� si� na robotyce, by�o czystym nieprawdopodobie�stwem. - Prosz� mi pozwoli� zej��, sir! - omal zapomnia� to sir, wi�c powt�rzy� dla pewno�ci: - Prosz�, sir! Coleman pohzebowa� tej paczki rozpaczliwie, tote� powinien si� zgodzi�. Co do swej przysz�o�ci po tym fakcie, Jon nie mia� �adnej w�tpliwo�ci, ale �ywi� nadziej�, �e do tego czasu nadejdzie pomoc. - Z�a�! Nie b�d� w�ciek�y na ciebie, je�li b�dziesz robi� dok�adnie to, co ci ka�� - w g�osie brzmia�a w�ciek�o�� na robota, kt�ry o�mieli� si� sprzeciwi�, ale og�lnie ton by� do�� spokojny. Zej�cie nie by�o trudne, ale Jon robi� to tak wolno, jak tylko m�g�. Zeskoczy� na pod�og� przytrzymuj�c si� sterty skrzy�. Byli tu wszyscy, Coleman i Duca wraz z band� nowo przyby�ych. Ci ostatni na jego widok unie�li bro�. - To m�j robot, ch�opcy - powstrzyma� ich Coleman. - Ja si� nim zajm�! Po czym odstrzeli� drug� nog� Jona, kt�ry odwr�cony podmuchem eksplozji upad� bezsilnie na pod�og�. Pierwsz� rzecz�, kt�r� dostrzeg� po upadku by�a dymi�ca lufa siedemdziesi�tkipi�tki. - Cwanie jak na puszk�, ale nie za cwanie. Dostaniemy to, co chcemy, mo�e troch� trudniejsz� drog�, ale unikaj�c twego szwendania si� pod nogami - odezwa� si� zimno. Mniej ni� dwie minuty min�y od wykonania telefonu. Musieli mie� dwudziestoczterogodzinny dy�ur w oczekiwaniu na wiadomo�ci od Venexa Siedemnastego. G��wne drzwi rozlecia�y si� nagle w huku pot�nej eksplozji i j�ku dartej stali. W dymi�cym otworze pojawi�a si� tankietka pluj�ca ogniem sprz�onych dzia�ek wielkokalibrowych. Coleman poci�gn�� za spust o moment za p�no. Jon dostrzeg� ten ruch i zrobi� co m�g� tak, �e kula strzaska�a mu rami� zamiast g�owy. Na drugi strza� zabrak�o ju� czasu. W magazynie eksplodowa�y pociski gazowe wystrzelone przez dzia�ka i osuwaj�cy si� na ziemi� m�czy�ni nawet nie dostrzegli wpadaj�cej do wn�trza policji w maskach przeciwgazowych na g�owach. Jon le�a� na pod�odze komisariatu, gdy technik policyjny dokonywa� prowizorycznych napraw jego ramienia i n�g. Po drugiej stronie pomieszczenia Venex Siedemnasty z widoczn� przyjemno�ci� wypr�bowywa� swe nowe cia�o. - To naprawd� jest co�! A ju� my�la�em, �e to faktycznie koniec, gdy to si� osun�o. Ale powinieniem zacz�� od pocz�tku przeszed� przez pok�j i potrz�sn�� chwilowo jeszcze nieu�yteczn� r�k� Jona. - Nazywam si� Wil Counter 4951 L3, ale to i tak niewa�ne. Mia�em ju� tyle cia�, �e zapomnia�em jak pierwotnie wygl�da�em. Prosto ze szko�y przyzak�adowej poszed�em do szko�y policyjnej i od tej pory jestem w zespole detektyw�w Wydzia�u Dochodze� w stopniu m�odszego sier�anta. G��wnie robi� za robota us�ugowego, na przyk�ad sprzedaj�c s�odycze i zbieraj�c informacje. Ta ostatnia robota - przepraszam, �e u�ywa�em osobowo�ci Venexa, ale nie s�dz�, abym przyni�s� ha�b� twojej rodzinie - by�a zlecona przez Departament Celny. Wygl�da�o na to, �e kto� szmugluje do nas heroin�. FBI wy�apa�o dystrybutor�w, ale nikt nie wiedzia�, jak to si� do nas dostaje. Kiedy Coleman, kt�rego mieli�my ju� wcze�niej na oku, zacz�� poszukiwa� robota do prac podwodnych, zosta�em wsadzony w nowe cia�o i pos�any do akcji. Zaalarmowa�em firm� ledwie zacz��em kopa� tunel, ale za szybko mi to spad�o na g�ow� i nie zd��y�em zorientowa� si�, kt�ry statek wiezie �adunek. Moi nie wiedzieli o wypadku, tote� spokojnie czekali. Tamci zobaczyli, �e p� miliona got�wki mo�e im odp�yn�� do Starego Kraju, tote� wynaj�li ciebie. Zrobi�e� na czas, co powiniene� i w ten spos�b zd��yli uratowa� dwa roboty od pewnej �mierci. - Nie powiniene� mi chyba tego m�wi� - Jon skwapliwie skorzysta� z chwili przerwy - to s� chyba tajne informacje?! Specjalnie dla robot�w. - Oczywi�cie, �e s�! - przyzna� ten bez mrugni�cia okiem. - Kapitan Edgocombe, szef mego wydzia�u jest ekspertem w r�nych rodzajach szanta�u. Powinienem powiedzie� ci tyle tajemnic, �eby� albo przy��czy� si� do nas, albo zosta� zastrzelony jako potencjalny informator. M�wi�c prawd�, Jon, potrzebuj� ci�. Roboty, kt�re my�l� i prawid�owo reaguj� w sytuacjach ekstremalnych s� rzadko�ci�. Kiedy us�yszeli co� ty nawyprawia� w magazynie, kapitan przysi�g�, �e pozostawi mnie bez cia�a, je�li nie nam�wi� ci� do tej roboty. Szukasz zaj�cia? D�uga robota, ma�a pensja, ale masz pewno��, �e nigdy nie b�dzie nudno - nie zwracaj�c uwagi na os�upia�ego Jona, ci�gn�� dalej ju� powa�niej. - Uratowa�e� mi �ycie i chcia�bym ci� za wsp�lnika, a my�l�, �e b�dzie nam razem dobrze. A poza tym - doda� ju� starym tonem - mog� mie� w przysz�o�ci okazj�, �eby ci si� zrewan�owa�, bo cholernie nie lubi� mie� d�ug�w. Technik sko�czy� i rami� Jona by�o znowu w pe�ni sprawne. Gdy tym razem u�cisn�li sobie d�onie, to by� to gest z typu tych, kt�re troch� trwaj�. Na noc zosta� w pustym areszcie, kt�ry by� ogromny w por�wnaniu z pokojami hotelowymi czy barakami, do kt�rych przywyk�. �a�owa� tylko, �e nie ma swoich n�g, bo m�g�by urz�dzi� sobie �adny spacerek wzd�u� �cian. Ale obiecali mu je jutro - jakby nie by�o - za�o�� mu je jeszcze zanim podejmie now� prac�. Wypadki minionego dnia wirowa�y mu przed oczyma w tak osza�amiaj�cym tempie, �e jedyn� rzecz�, jakiej pragn��, by�o wy��czenie. Gdyby mia� co� do czytania, zaj��by przynajmniej umys� czym� mniej przyczyniaj�cym si� do zwarcia. Nagle w przeb�ysku u�wiadomi� sobie, �e przecie� nadal posiada broszurk� otrzyman� od kierowcy - schowa� j� bowiem odruchowo tam, gdzie ten mu poradzi�. Teraz delikatnie j� wyj�� i otworzy� na pierwszej stronie. Spomi�dzy kartek wysun�� si� arkusik papieru z kr�tk� wiadomo�ci�: PROSZ� ZNISZCZ T� KARTK� PO PRZECZYTANIU Je�li uwa�asz, �e to co pisz� w tej ksi��ce to prawda i chcia�by� dowiedzie� si� wi�cej - przyjd� w czwartek o 17.00 do pokoju 107 w George St. Kartka zap�on�a i zmieni�a si� w popi�, ale Jon wiedzia�, �e to nie tylko doskona�a pami�� jest powodem, dla kt�rego b�dzie t� wiadomo�� pami�ta�. przek�ad : Jaros�aw Kotarski powr�t