595
Szczegóły |
Tytuł |
595 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
595 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 595 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
595 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
�wiat Dysku
Terry Pratchett
KOSIARZ
TERRY PRATCHETT
KOSIARZ
Prze�o�y� Piotr W. Cholewa
Pr�szy�ski i S-ka
WARSZAWA 2001
Tytu� orygina�u:
REAPER MAN
Copyright (c) Terry and Lyn Pratchett 1991 First published by Victor Gollana. Ltd, London
Projekt graficzny serii
Zombie Sputnik Corporation
Ilustracja na ok�adce Josh Kirby/via Thomas Schluck Agency
Redaktor prowadz�cy seri� Dorota Malinowska
Redakcja Dorota Malinowska/ �ucja Grudzi�ska
Redakcja techniczna El�bieta Babi�ska
Korekta Bronis�awa Dziedzic-Wesolowska
�amanie Ma�gorzata Wnuk
ISBN 83-7255-743-8 Fantastyka
Wydawca:
Pr�szy�ski i S-ka SA 02-651 Warszawa, ul. Gara�owa 7
Druk i oprawa:
Zak�ady Graficzne im. KEN S.A. 85-067 Bydgoszcz, ul Jagiello�ska l
KOLOR MAGII
* BLASK FANTASTYCZNY
* R�WNOUMAGICZNIENIE
*MORT
*CZARODZICIELSTWO
*ERYK
* TRZY WIED�MY
* PIRAMIDY
* STRA�! STRA�!
* RUCHOME OBRAZKI
* NAUKA �WIATA DYSKU
Taniec morris znany jest we wszystkich zamieszkanych �wiatach multiwersum.
Ta�czy si� go pod b��kitnym niebem, by uczci� przebudzenie gleby, i pod nagimi gwiazdami, poniewa� nadchodzi wiosna i przy odrobinie szcz�cia dwutlenek w�gla znowu odtaje. Przymus ta�ca odczuwaj� g��binowe morskie istoty, kt�re nigdy nie widzia�y s�o�ca, i mieszka�cy miast, kt�rych jedyny kontakt z natur� polega na tym, �e kiedy� swoim volvo przejechali owc�.
Ta�czony jest w spos�b niewinny przez brodatych m�odych matematyk�w, do wt�ru amatorskiego akordeonowego wykonania Lokatora pani Widgery, albo bezlito�nie, przez Zesp� Morris-Ninja z Nowego Ankh, kt�ry potrafi robi� niezwyk�e rzeczy ze zwyk�� chustk� i dzwoneczkiem.
I nigdy nikt nie ta�czy go w�a�ciwie.
�WIAT DYSKU
Wyj�tkiem jest Dysk, p�aski i spoczywaj�cy na grzbietach czterech s�oni, p�yn�cych przez kosmos na skorupie Wielkiego A'Tu-ina, ��wia �wiata.
I nawet tam tylko w jednym miejscu ta�cz� morrisa jak nale�y. To ma�a wioska w g�rskim �a�cuchu Ramtop�w, gdzie wielk� i prost� tajemnic� przekazuje si� z pokolenia na pokolenie.
M�czy�ni ta�cz� tam pierwszego dnia wiosny, w ty� i w prz�d, z dzwonkami uwi�zanymi u kolan, w powiewaj�cych bia�ych koszulach. Ludzie przychodz� popatrze�. Potem piecze si� na ro�nie wo�u. Powszechnie uznaje si� to za mi�� okazj� do rodzinnej wycieczki.
Ale nie na tym polega tajemnica.
Tajemnic� jest inny taniec.
Jednak nie zdarzy si� on jeszcze przez d�u�szy czas.
Rozbrzmiewa tykanie, jakby wielkiego zegara. I rzeczywi�cie, na niebie tkwi zegar i sp�ywa z niego tykanie �wie�o wybitych sekund.
A przynajmniej wygl�da jak zegar. Ale w istocie jest przeciwie�stwem zegara, a najwi�ksza wskaz�wka okr��a tarcz� tylko raz.
Pod zamglonym niebem rozci�ga si� r�wnina. Pokrywaj� j� �agodnie faluj�ce krzywizny, kt�re - gdyby�my ogl�dali je z daleka -mog�yby nam przypomina� co� innego. Ale gdyby�my ogl�dali je naprawd� z daleka, byliby�my bardzo zadowoleni, �e jeste�my daleko.
Tu� nad r�wnin� unosz� si� trzy szare postacie. To, czym s�, nie da si� opisa� w zwyk�ym j�zyku. Niekt�rzy nazwaliby je cherubinami, chocia� absolutnie nie maj� rumianych policzk�w. Mo�na zaliczy� je do tych, kt�rzy pilnuj�, by dzia�a�a grawitacja i by czas pozostawa� oddzielony od przestrzeni. Nazwijmy je audytorami. Audytorami rzeczywisto�ci.
Tocz� ze sob� rozmow�, cho� nic nie m�wi�. Nie musz� m�wi�. W�a�nie zmienili rzeczywisto�� tak, �e ju� to powiedzieli.
Kt�ry� powiedzia�: Nigdy nie sta�o si� nic podobnego. Czy mo�emy to zrobi�?
Kt�ry� powiedzia�: Trzeba to zrobi�. Pojawi�a si� osobowo��. A osobowo�ci si� ko�cz�. Tylko si�y mog� przetrwa�.
8
KOSIARZ
Powiedzia� to z niejak� satysfakcj�.
Kt�ry� powiedzia�: Poza tym... Zdarza�y si� nieregularno�ci. Kiedy wyst�puje osobowo��, musz� wyst�pi� nieregularno�ci. To powszechnie znany fakt.
Kt�ry� powiedzia�: Czy pracowa� nieefektywnie?
Kt�ry� powiedzia�: Nie. Pod tym wzgl�dem nie mo�emy mu nic zarzuci�.
Kt�ry� powiedzia�: O to w�a�nie chodzi. Wa�ne jest s�owo "mu". Bycie osobowo�ci� zmniejsza efektywno��. Nie chcemy, �eby to si� rozpowszechni�o. Wyobra�my sobie, �e grawitacja rozwinie w�asn� osobowo��. Stwierdzi, przypu��my, �e lubi ludzi.
Kt�ry� powiedzia�: Zechce ich zgnie�� w u�cisku?
Kt�ry� powiedzia� - g�osem, kt�ry by�by bardziej lodowaty, gdyby nie to, �e mia� ju� temperatur� zera absolutnego: Nie.
Kt�ry� powiedzia�: Przepraszam. To taki m�j drobny �arcik.
Kt�ry� powiedzia�: Poza tym czasami zastanawia si� nad swoj� prac�. Takie spekulacje s� niebezpieczne.
Kt�ry� powiedzia�: Co do tego nie ma w�tpliwo�ci.
Kt�ry� powiedzia�: A zatem jeste�my zgodni?
Kt�ry�, kt�ry od pewnego czasu wydawa� si� nad czym� zastanawia�, powiedzia�: Jedn� chwileczk�. Czy nie u�y�e� przed chwil� zaimka liczby pojedynczej "m�j"? Chyba nie rozwijasz sobie osobowo�ci, co?
Kt�ry� powiedzia�, zawstydzony: Kto? My?
Kt�ry� powiedzia�: Gdzie wyst�pi osobowo��, pojawia si� rozd�wi�k.
Kt�ry� powiedzia�: Tak, tak. Szczera prawda.
Kt�ry� powiedzia�: No dobrze. Ale na przysz�o�� uwa�aj.
Kt�ry� powiedzia�: A zatem jeste�my zgodni?
Spojrzeli w g�r�, na widoczn� na niebie twarz Azraela. W�a�ciwie to twarz by�a niebem.
Azrael wolno skin�� g�ow�.
Kt�ry� powiedzia�: Doskonale. Co to za miejsce?
Kt�ry� powiedzia�: To �wiat Dysku. P�ynie w przestrzeni na grzbiecie gigantycznego ��wia.
Kt�ry� powiedzia�: Aha, to jeden z takich... Nie znosz� ich.
Kt�ry� powiedzia�: Znowu zaczynasz. U�y�e� pierwszej osoby liczby pojedynczej.
9
�WIAT DYSKU
Kt�ry� powiedzia�: Nie! Nie! Nigdy nie u�ywam liczby pojedynczej! A niech to...
Rozgorza� ogniem i sp�on�� tak, jak p�onie niewielki ob�oczek pary: szybko i bez zb�dnego popio�u. Niemal natychmiast pojawi� si� nast�pny, identyczny ze swym unicestwionym krewniakiem.
Kt�ry� powiedzia�: Niech to b�dzie lekcja. Sta� si� osobowo�ci� to zako�czy� swe istnienie. A teraz... ruszajmy.
Azrael przygl�da� si�, jak odp�ywaj�.
Trudno jest zg��bi� my�li istoty tak ogromnej, �e w rzeczywistej przestrzeni jej wielko�� mo�na okre�li� tylko w terminach pr�dko�ci �wiat�a. Ale zwr�ci� sw� gigantyczn� mas� i oczami, w kt�rych mog�yby zaton�� gwiazdy, w�r�d miliard�w �wiat�w poszuka� jednego p�askiego.
Na grzbiecie ��wia... �wiat Dysku - �wiat i zwierciad�o �wiat�w.
Brzmia�o to interesuj�co. A w swym miliardoletnim wi�zieniu Azrael si� nudzi�.
Oto pok�j, gdzie przysz�o�� przelewa si� w przesz�o�� przez zw�enie tera�niejszo�ci.
Czasomierze stoj� na p�kach. To nie klepsydry, chocia� wygl�daj� tak samo. Nie s�u�� do gotowania jajek jak te, kt�re mo�na kupi� jako pami�tki, przyczepione do niewielkiej tabliczki z nazw� wybranego kurortu wypisan� przez kogo� o wyczuciu stylu godnym ciastka z galaret�.
Nawet nie piasek si� w nich przesypuje. To sekundy, w niesko�czono�� zmieniaj�ce "zdarzy si�" w "by�o". I ka�dy �yciomierz ma wypisane imi�. A pok�j pe�en jest cichego szumu ludzkiego �ycia. Wyobra�cie sobie t� scen�...
Dodajcie teraz ostre stukanie ko�ci o kamienie - coraz bli�sze. Mroczna posta� przesuwa si� przez pole widzenia i sunie wzd�u� niesko�czonych p�ek szeleszcz�cego szk�a. Klik, klik... Oto klepsydra, kt�rej g�rna cz�� jest ju� prawie pusta... Zdj�ta z p�ki. I kolejna... Zdj�ta. I wi�cej. O wiele wi�cej. Zdj�ta, zdj�ta.
To codzienna praca. A raczej by�aby ni�, gdyby istnia�y tu dni. Klik, klik... Czarna posta� idzie cierpliwie wzd�u� p�ek. I przystaje.
10
KOSIARZ
Waha si�...
...poniewa� zauwa�y�a ma�� z�ot� klepsydr�, niewiele wi�ksz� od zegarka na r�k�.
Nie by�o jej tu wczoraj. A raczej nie by�oby, gdyby istnia�o tu wczoraj.
Ko�ciste palce obejmuj� znalezisko i unosz� do �wiat�a.
Wpisano na niej imi� - drobnymi wielkimi literami.
To imi� brzmi �MIER�.
�mier� odstawi� klepsydr�, ale po chwili wzi�� j� znowu. Piasek czasu si� przesypywa�. �mier� na pr�b� odwr�ci� �yciomierz - dla sprawdzenia. Piasek sypa� si� dalej, tyle �e teraz z do�u do g�ry. �mier� w�a�ciwie nie oczekiwa� niczego innego.
To oznacza�o, �e nawet gdyby mog�y tu istnie� dni jutrzejsze, to i tak ich nie b�dzie. Ju� nie,
Co� zadr�a�o w powietrzu za jego plecami.
�mier� odwr�ci� si� powoli i powiedzia� do postaci faluj�cej niewyra�nie w p�mroku:
DLACZEGO?
Posta� mu powiedzia�a.
ALE TO... TAK NIE WOLNO.
Posta� powiedzia�a mu, �e owszem, wolno.
Na twarzy �mierci nie drgn�� �aden mi�sie� - poniewa� ich nie mia�.
B�D� SI� ODWO�YWA�.
Posta� powiedzia�a, �e powinien przecie� wiedzie�, �e nie ma odwo�ania. Nigdy nie ma odwo�ania.
�mier� zastanowi� si� przez chwil�.
ZAWSZE STARA�EM SI� JAK NAJLEPIEJ WYKONYWA� SWOJE OBOWI�ZKI.
Posta� podp�yn�a bli�ej. Przypomina�a troch� zakapturzone-go mnicha w szarej szacie.
Powiedzia�a: Wierny. Dlatego pozwalamy ci zatrzyma� konia.
S�o�ce wisia�o nad horyzontem. Najkr�cej �yj�cymi istotami na Dysku by�y j�tki, kt�re wytrzymywa�y ledwie swoje dwadzie�cia cztery godziny. Dwie
11
�WIAT DYSKU
spo�r�d najstarszych zygzakowa�y bez celu nad wodami pe�nego pstr�g�w strumienia. Dyskutowa�y o historii z m�odszymi przedstawicielkami wieczornego wyl�gu.
- Nie ma teraz takiego s�o�ca jak dawniej - stwierdzi�a jedna
z nich.
- Racja. Za dobrych, dawnych godzin mia�y�my s�o�ce jak nale�y. By�o ca�e ��te, a nie takie czerwone jak teraz.
- I by�o wy�ej.
- By�o. Racja.
- A poczwarki i larwy okazywa�y starszym szacunek.
- Tak by�o. Okazywa�y - przyzna�a z pasj� druga.
- My�l� sobie, �e gdyby w obecnych godzinach j�tki lepiej si� zachowywa�y, wci�� mia�yby�my porz�dne s�o�ce. M�odsze j�tki s�ucha�y uprzejmie.
- Pami�tam - rzek�a jedna z najstarszych j�tek - kiedy� wsz�dzie wok� jak okiem si�gn�� ci�gn�y si� pola. M�odsze j�tki rozejrza�y si�.
- To wci�� s� pola - zauwa�y�a jedna z nich, uprzejmie odczekawszy nale�n� chwil�.
- Pami�tam, �e kiedy� to by�y lepsze pola - odpar�a sur�wko stara j�tka.
- Zgadza si� - przyzna�a jej kole�anka. -1 by�a tam krowa.
- Racja! Masz racj�! Pami�tam krow�! Sta�a w tamtym miejscu przez dobre, bo ja wiem, czterdzie�ci, mo�e pi��dziesi�t minut. Br�zowa, o ile sobie przypominam.
- W tych godzinach nie ma ju� takich kr�w.
- W og�le nie ma kr�w.
- A co to jest krowa? - zainteresowa�a si� kt�ra� nowo wykluta j�tka.
- Widzicie? - zawo�a�a tryumfalnie stara. - Oto nowoczesne Ephemeroptera. - Urwa�a na moment. - Co robi�y�my, zanim zacz�y�my rozmawia� o s�o�cu?
- Zygzakowa�y�my bez celu nad wod� - odpar�a kt�ra� z m�odszych. By�a to do�� bezpieczna hipoteza.
- Nie, jeszcze wcze�niej.
- Ee... Opowiada�y�cie nam o Wielkim Pstr�gu.
- Aha. Rzeczywi�cie. Pstr�g. Widzicie, je�li b�dziecie dobrymi j�tkami, b�dziecie zygzakowa� jak nale�y w g�r� i w d�...
12
KOSIARZ
- ...ust�puj�c starszym i m�drzejszym...
- Tak, i ust�powa� starszym i m�drzejszym, to kiedy� Wielki Pstr�g... Chlup! Chlap!
- Tak? - spyta�a jedna z m�odszych j�tek. Niktjej nie odpowiedzia�.
- Co Wielki Pstr�g? - doda�a inna nerwowo.
Spojrza�a w d�, na ci�g rozszerzaj�cych si� kr�g�w na wodzie.
- To �wi�ty znak! - zawo�a�a jedna z nich. - Pami�tam, �e mi o tym m�wiono! Wielki Kr�g na wodzie! Taki bowiem b�dzie znak Wielkiego Pstr�ga!
Najstarsza z m�odych j�tek w zadumie obserwowa�a wod�. Zaczyna�a zdawa� sobie spraw�, �e jako najstarsza z obecnych zyska�a w�a�nie przywilej latania najbli�ej powierzchni wody.
- M�wi� - odezwa�a si� j�tka na szczycie zygzakuj�cej chmury - �e kiedy przychodzi po kogo� Wielki Pstr�g, zabiera go do krainy p�yn�cej... p�yn�cej... -J�tki nie jedz�, wi�c troch� si� pogubi�a. - Wod� p�yn�cej - doko�czy�a niepewnie.
- To ciekawe - odpar�a najstarsza.
- Musi tam by� naprawd� wspaniale - doda�a najm�odsza.
- Tak? A dlaczego?
- Bo nikt jeszcze nie pr�bowa� stamt�d wr�ci�.
Najbardziej d�ugowiecznymi stworzeniami na Dysku s� s�ynne licz�ce sosny, rosn�ce dok�adnie na granicy wiecznego �niegu w g�rach Ramtop�w.
Licz�ca sosna to jeden z niewielu znanych przyk�ad�w po�yczonej ewolucji.
Wi�kszo�� gatunk�w ewoluuje samodzielnie, po drodze szukaj�c najlepszych rozwi�za�. Tak w�a�nie zaplanowa�a to Natura. Wszystko jest ca�kiem naturalne, organiczne i zharmonizowane z tajemniczymi cyklami kosmosu, kt�ry uwa�a, �e nie ma nic lepszego ni� miliony lat frustruj�cych pr�b i b��d�w, by gatunek zyska� nale�yt� strun� moraln�, a w niekt�rych przypadkach nawet kr�gos�up.
13
�WIAT DYSKU
To zapewne doskona�a metoda z punktu widzenia gatunku, ale z perspektywy pojedynczych osobnik�w, kt�rych dotyczy, postrzegana jest jako zwyk�e �wi�stwo - a raczej gadstwo, przy czym chodzi o te ma�e, r�owe, �ywi�ce si� korzeniami gady, z kt�rych pewnego dnia mog� wyewoluowa� �winie.
Dlatego licz�ce sosny unika�y tych k�opot�w, pozwalaj�c innym ro�linom ewoluowa� dla siebie. Nasienie sosny, spadaj�ce na ziemi� w dowolnym miejscu Dysku, poprzez rezonans morficzny natychmiast wychwytywa�o najbardziej efektywny kod genetyczny i wyrasta�o w co� optymalnie dopasowanego do gleby i klimatu. Zwykle radzi�o sobie o wiele lepiej ni� gatunki miejscowe, kt�re na og� wypiera�o.
Jednak najciekawsz� cech� licz�cych sosen jest to, w jaki spos�b licz�. Niejasno zdaj�c sobie spraw�, �e istoty ludzkie nauczy�y si� rozpoznawa� wiek drzewa poprzez liczenie pier�cieni w pniu, pierwsze licz�ce sosny uzna�y, �e ludzie w�a�nie po to �cinaj� drzewa.
W ci�gu jednej nocy licz�ce sosny skorygowa�y sw�j kod genetyczny tak, by jasnymi cyframi na pniu, mniej wi�cej na wysoko�ci oczu cz�owieka, wy�wietla� sw�j dok�adny wiek. W ci�gu roku wyci�to je niemal do ostatniego egzemplarza - w zwi�zku z zapotrzebowaniem producent�w ozdobnych tabliczek z numerami dom�w. Tylko kilka przetrwa�o w trudno dost�pnych rejonach.
Sze�� licz�cych sosen rosn�cych w jednej k�pie s�ucha�o najstarszej, kt�rej s�katy pie� informowa�, �e ma trzydzie�ci jeden tysi�cy siedemset trzydzie�ci cztery lata. Sama rozmowa trwa�a siedemna�cie lat, ale na potrzeby tej opowie�ci zosta�a przyspieszona.
- Pami�tam, �e kiedy� wok� by�y nie tylko pola. Sosny spojrza�y na tysi�ce mil pejza�u. Niebo migota�o niczym marne efekty specjalne w filmie o podr�y w czasie. �nieg pojawia� si�, le�a� przez kr�tk� chwil� i topnia�.
- A co wtedy by�o? - spyta�a jej najbli�sza s�siadka.
- L�d. Je�li to mo�na nazwa� lodem. Wtedy mieli�my porz�dne lodowce. Nie takie co�, co trafia si� teraz, pole�y p� roku i ju� go nie ma. Tamten l�d le�a� przez ca�e wieki.
- No to co si� z nim sta�o?
- Odszed�.
- Dok�d odszed�?
- Tam, gdzie odchodz� rzeczy. Wszystko stale gdzie� p�dzi.
- O rany... Ta by�a ostra.
14
KOSIARZ
- Co takiego?
- Ta zima przed chwil�.
- To nazywasz zim�? Kiedy by�am p�dem, mieli�my takie zimy, �e...
I wtedy drzewo znikn�o.
Po trwaj�cej kilka lat chwili zdumionego milczenia, jedna z k�py odezwa�a si� wreszcie.
- Ona znikn�a. Ot tak sobie! Jednego dnia tu sta�a, a nast�pnego jej nie by�o!
Gdyby pozosta�e drzewa by�y lud�mi, z pewno�ci� przest�pi�yby z nogi na nog�.
- To si� zdarza, moja ma�a - odpowiedzia�o ostro�nie jedno z nich. - Trafi�a do Lepszego Miejsca*, mo�esz by� tego pewna. By�a dobrym drzewem.
M�oda sosna, licz�ca sobie zaledwie pi�� tysi�cy sto jedena�cie lat, nie by�a przekonana.
- Do jakiego Lepszego Miejsca?
- Nie jeste�my pewne - odpar�a jej starsza kole�anka. Zadr�a�a lekko w dmuchaj�cym przez tydzie� wietrze. - Ale my�limy, �e s� tam... trociny.
Poniewa� drzewa nie s� w stanie nawet zauwa�y� zdarzenia, kt�re trwa kr�cej ni� dzie�, nie us�ysza�y stuku siekier.
Windle Poons, najstarszy mag w�r�d profesor�w Niewidocznego Uniwersytetu...
...znanego z magii, mag�w i sutych bankiet�w
...tak�e mia� umrze�.
Wiedzia� o tym, na sw�j kruchy i dr��cy spos�b.
Oczywi�cie, my�la�, jad�c swym w�zkiem inwalidzkim po bruku w stron� po�o�onego na parterze gabinetu, w sensie og�lnym wszyscy wiedz�, �e maj� umrze�. Nawet zwykli ludzie. Nikt nie wie, gdzie by� cz�owiek, zanim si� urodzi�, ale kiedy ju� si� urodzi�, do�� szybko odkrywa�, �e przyby� ze skasowanym biletem powrotnym.
* W tym wypadku do trzech lepszych miejsc: na bramy posesji pod numerami 31, 7 i 34 przy ulicy Wi�z�w w Ankh-Morpork.
15
�WIAT DYSKU
Magowie jednak wiedzieli naprawd�. Oczywi�cie nie wtedy, kiedy zgon wi�za� si� z przemoc� i zab�jstwem, ale kiedy chodzi�o o zwyk�y przypadek �ycia dobiegaj�cego ko�ca... wtedy si� wiedzia�o. Zwykle przeczucie nadchodzi�o do�� wcze�nie, by zd��y� odda� ksi��ki do biblioteki, sprawdzi�, czy najlepsze ubranie jest czyste, i po�yczy� od przyjaci� du�e sumy pieni�dzy.
Windle Poons mia� ju� sto trzydzie�ci lat. Przysz�o mu do g�owy, �e przez wi�ksz� cz�� �ycia by� starym cz�owiekiem. Nie wydawa�o si� to sprawiedliwe.
Nikt z nim o tym nie rozmawia�. W zesz�ym tygodniu w sali klubowej wspomnia� o tej sprawie, ale nikt nie zrozumia� aluzji. A dzisiaj przy obiedzie prawie si� do niego nie odzywali. Nawet starzy tak zwani przyjaciele chyba starali si� go unika�, a przecie� nawet nie pr�bowa� po�ycza� od nich pieni�dzy.
To tak jakby wszyscy zapomnieli o jego urodzinach. Tylko gorzej.
Teraz mia� umrze� samotny i nikogo to nie obchodzi�o.
Pchn�� drzwi przednim k�kiem w�zka i na stoliku przy wej�ciu zacz�� szuka� pude�ka z hubk�.
To kolejna sprawa. W tych dniach ma�o kto u�ywa� hubki. Kupowali od alchemik�w wielkie, cuchn�ce ��te zapa�ki. Windle tego nie aprobowa�. Ogie� jest wa�ny. Cz�owiek nie powinien zapala� go ot tak - okazywa� tym brak szacunku. Tacy s� teraz ludzie: wiecznie si� gdzie� spiesz�. I ogie� te�. No w�a�nie, za dawnych lat by� chyba o wiele cieplejszy. Takie ognie, jakie teraz rozpalaj�, nie potrafi� cz�owieka rozgrza�, chyba �e prawie usi�dzie na palenisku. To musi by� co� z drewnem... tak, drewno jest niew�a�ciwe. Zreszt� wszystko ostatnio jest niew�a�ciwe. Jakie� takie rozrzedzone... i rozmazane. W niczym nie ma prawdziwego �ycia. I dni s� kr�tsze. Mmm... Co� niedobrego sta�o si� z dniami. S� teraz takie kr�tkie. Mmm... Ka�dy dzie� ci�gnie si� ca�e wieki, co jest dziwne, poniewa� dni - w liczbie mnogiej - mijaj� w p�dzie. Ludzie niewiele ju� chcieli od stutrzydziestoletniego maga, a Windle Poons nabra� zwyczaju zjawiania si� przy stole na dwie godziny przed posi�kiem, �eby jako� zabi� czas.
Niesko�czone dni, przemijaj�ce szybko. To przecie� nie ma sensu. Mmm... Zreszt� sens teraz te� nie bywa ju� taki, jak za dawnych czas�w.
16
KOSIARZ
I jeszcze pozwalaj�, �eby Uniwersytetem kierowali ch�opcy. Za dawnych czas�w rz�dzili tu magowie jak nale�y, wielcy i zbudowani jak barki - to byli magowie, do kt�rych czu�o si� szacunek. A potem nagle wszyscy gdzie� znikn�li i do Windle'a zacz�li odzywa� si� protekcjonalnym tonem ci ch�opaczkowie, z kt�rych kilku mia�o jeszcze w�asne z�by. Cho�by ten m�odzik Ridcully... Windle pami�ta� go doskonale: chudy, ze stercz�cymi uszami, nigdy porz�dnie nie wyciera� nosa, a pierwszej nocy w internacie p�aka� za matk�. Zawsze mu psoty w g�owie. Kto� pr�bowa� Windle'owi ostatnio t�umaczy�, �e Ridcully jest teraz nadrektorem. Mmm.,. Chyba maj� go za durnia.
Gdzie ta przekl�ta hubka? Palce... Za dawnych lat miewa�o si� palce jak nale�y...
Kto� �ci�gn�� zas�on� z lampy. Kto� inny wcisn�� Poonsowi do r�ki drinka.
- Niespodzianka!
W korytarzu domu �mierci stoi zegar z wahad�em podobnym do ostrza, ale bez wskaz�wek, poniewa� w domu �mierci nie ma czasu. Istnieje tylko "teraz". (Oczywi�cie, by�o te� teraz przed obecnym teraz, ale to r�wnie� teraz. Tyle �e starsze).
Wahad�o ma ostrze, na widok kt�rego Edgar Allan Poe rzuci�by wszystko i rozpocz�� karier� jako komik w barze z owocami morza. Ko�ysze si� z cichym dudnieniem, delikatnie odcinaj�c plasterki interwa��w od szynki wieczno�ci.
�mier� przeszed� obok zegara i zanurzy� si� w pos�pny p�mrok swojej pracowni. Albert, jego s�uga, czeka� ju� z r�cznikiem i �ciereczkami.
- Dzie� dobry, panie.
�mier� bez s�owa usiad� w fotelu. Albert zarzuci� mu r�cznik na kanciaste ramiona.
- Kolejny pi�kny dzionek - zacz�� swobodnie. �mier� milcza�.
Albert strzepn�� �ciereczk� do polerowania i zsun�� �mierci kaptur.
ALBERCIE.
- S�ucham.
17
�WIAT DYSKU
�mier� wyj�� ma�� z�ot� klepsydr�.
WIDZISZ TO?
- Tak, prosz� pana. Bardzo �adna. Jeszcze takiej nie widzia�em. Czyja to?
MOJA.
Albert zerkn�� w bok. Na rogu blatu sta�a du�a klepsydra w czarnej ramie. W �rodku nie by�o piasku.
- My�la�em, �e tamta jest pa�ska - powiedzia�.
BY�A. A TERAZ MAM T�. TO PREZENT PO�EGNALNY OD SAMEGO AZRAELA.
Albert przyjrza� si� klepsydrze w d�oni �mierci.
- Ale... ten piasek, prosz� pana. On si� przesypuje.
W SAMEJ RZECZY.
- Ale to znaczy... Chcia�em powiedzie�...
TO ZNACZY, ALBERCIE, �E PEWNEGO DNIA PRZESYPIE SI� CA�Y.
- Wiem, prosz� pana, ale... ale pan... My�la�em, �e Czas to co�, co zdarza si� innym. Tak jest, prawda? Nie panu. Pod koniec g�os Alberta przybra� b�agalny ton. �mier� �ci�gn�� r�cznik i wsta�. CHOD� ZE MN�.
- Przecie� jeste� �mierci�, panie... - mamrota� Albert, biegn�c za nim nerwowo.
Przeszli korytarz, min�li ogr�d i weszli do stajni.
- Czy to mo�e jaki� �art? - doda� z nadziej�.
RACZEJ NIE JESTEM ZNANY Z POCZUCIA HUMORU.
- Nie, oczywi�cie, �e nie. Nie chcia�em pana urazi�. Ale przecie� nie mo�e pan umrze�, bo jest pan �mierci�, musia�by pan sam si� sobie przydarzy�, to by by�o jak z tym w�em, kt�ry po�era w�asny ogon...
MIMO TO B�D� MUSIA� UMRZE�. NIE MA ODWO�ANIA.
- Ale co b�dzie ze mn�? - spyta� Albert. Groza zamigota�a mu w oczach niby p�atki metalu na ostrzu no�a. POJAWI SI� NOWY �MIER�. Albert wyprostowa� si�.
- Szczerze m�wi�c, nie s�dz�, �ebym potrafi� s�u�y� innemu panu - oznajmi�.
W TAKIM RAZIE WRACAJ DO �WIATA. DAM CI PIENI�DZE. BY�E� DOBRYM S�UG�, ALBERCIE.
18
KOSIARZ
- Ale je�li wr�c�...
TAK, przyzna� �mier�.
UMRZESZ.
W ciep�ym mroku stajni bia�y rumak �mierci uni�s� �eb znad owsa i zar�a� kr�tko na powitanie. Mia� na imi� Pimpu� i by� prawdziwym koniem. �mier� zrezygnowa� z ognistych wierzchowc�w i ko�skich szkielet�w, bo stwierdzi�, �e s� niepraktyczne. Zw�aszcza te ogniste. Stale podpala�y w�asn� pod�ci�k�, a potem sta�y w �rodku po�aru z zak�opotan� min�.
�mier� zdj�� z haka siod�o i zerkn�� na Alberta, kt�ry wyra�nie prze�ywa� kryzys sumienia.
Tysi�ce lat temu Albert zdecydowa� si� raczej s�u�y� �mierci ni� umrze�. Nie by� tak naprawd� nie�miertelny. W dziedzinie �mierci prawdziwy czas jest zakazany. Istnieje tylko wiecznie si� zmieniaj�ce "teraz", ale trwa ono bardzo d�ugo. Albertowi pozosta�y nieca�e dwa miesi�ce �ycia; pilnowa� tych dni, jakby to by�y sztaby z�ota.
-Ja, tego... - zacz��. - Znaczy...
BOISZ SI� UMRZE�?
- Nie to, �e nie chc�... W�a�ciwie to zawsze... Ale �ycie to na��g, z kt�rym bardzo trudno zerwa�...
�mier� przygl�da� mu si� z uwag�, tak jak mo�na si� przygl�da� �ukowi, kt�ry wyl�dowa� na grzbiecie i nie mo�e si� odwr�ci�.
Albert milcza�.
ROZUMIEM, rzek� �mier� i zdj�� z gwo�dzia uprz�� Pimpusia.
- Ale nie wydajesz si� zmartwiony, panie! Czy naprawd� zamierzasz umrze�?
TAK. TO B�DZIE WSPANIA�A PRZYGODA.
- B�dzie? Nie boisz si�? NIE UMIEM SI� BA�.
-Je�li chcesz, mog� ci pokaza� - zaproponowa� Albert. NIE. CHCIA�BYM SAM SI� NAUCZY�. B�D� MIA� DO�WIADCZENIA. NARESZCIE.
- Panie...Je�li odejdziesz, czy b�dzie...
NOWY �MIER� ZRODZI SI� Z UMYS��W �YJ�CYCH.
- Aha. - Albert odetchn�� z ulg�. - A nie wesz przypadkiem, jak b�dzie wygl�da�? NIE.
- Mo�e lepiej... no wiesz, panie... Troch� posprz�tam w domu, przygotuj� spis inwentarza... takie rzeczy?
19
�WIAT DYSKU
DOBRY POMYS�, zgodzi� si� �mier� mo�liwie �agodnym tonem. KIEDY ZOBACZ� NOWEGO �MIER�, SZCZERZE CI� ZAREKOMENDUJ�.
- Aha... Wi�c go zobaczysz, panie?
OCH, OCZYWI�CIE. A TERAZ MUSZ� JU� JECHA�.
-Jak to? Tak szybko?
NATURALNIE. NIE CHC� MARNOWA� CZASU! �mier� poprawi� siod�o, po czym odwr�ci� si� i z dum� podsun�� Albertowi pod nos male�k� klepsydr�.
POPATRZ! MAM CZAS! NARESZCIE MAM CZAS!
Albert cofn�� si� nerwowo.
- A teraz, kiedy ju� go pan ma, co pan z nim zrobi? - zapyta�. �mier� dosiad� konia. ZAMIERZAM GO SP�DZI�.
Impreza trwa�a w najlepsze. Transparent z napisem "�egnaj, Windle, po 130 Wspania�ych Latach" obwis� troch� od gor�ca. Sytuacja osi�gn�a ten stan, kiedy niczego ju� nie ma do picia opr�cz ponczu i niczego do jedzenia opr�cz dziwnego ��tego sosu i mocno podejrzanych tortilli, ale nikomu to nie przeszkadza. Magowie plotkowali ze sob� z wymuszon� weso�o�ci� ludzi, kt�rzy widzieli si� nawzajem przez ca�y dzie�, a teraz widz� si� nawzajem przez ca�y wiecz�r.
A po�r�d ca�ego zamieszania siedzia� Windle Poons z wielk� szklanic� rumu i w �miesznym kapelusiku na g�owie. W oczach mia� �zy wzruszenia.
- Prawdziwe Przyj�cie Po�egnalne - mrucza� do siebie. - Nie urz�dzali�my takich od czasu, kiedy Odszed� stary "Drapacz" Dzi�topur. - Wielkie litery bez wysi�ku wskakiwa�y na miejsca. - To by�o, mmm, w Roku Przera�aj�cego, mmm. Mor�wina. My�la�em, �e wszyscy ju� o nich zapomnieli.
- Bibliotekarz sprawdzi� dla nas szczeg�y - wyja�ni� kwestor, wskazuj�c du�ego orangutana, kt�ry usi�owa� dmucha� w piszcza�k�. - Przygotowa� te� sos bananowy. Mam nadziej�, �e kto� zje go szybko.
Pochyli� si�.
20
KOSIARZ
- Na�o�y� ci jeszcze troch� sa�atki ziemniaczanej? - zaproponowa� dono�nie i wyra�nie g�osem, jakiego u�ywa si� zwykle do rozm�w z imbecylami i lud�mi starymi.
Windle przysun�� d�o� do ucha.
- Co? Co?
-Jeszcze! Sa�atki! Windle?
- Nie, dzi�kuj�.
- To mo�e kie�bask�?
-Co?
- Kie�baska!
- Wczoraj dosta�em po nich strasznego wzd�cia - odpar� Windle. Zastanowi� si� przez chwil� i na�o�y� sobie pi��.
- Ehm... - krzykn�� kwestor. - Nie wiesz przypadkiem, o kt�rej...?
- Co?
- O! Kt�rej?
- Wp� do dziesi�tej - poinformowa� natychmiast Windle, odrobin� niewyra�nie.
- To mi�o - ucieszy� si� kwestor. - Dzi�ki temu reszta wieczoru jest, tego, wolna.
Windle pogrzeba� w mrocznych zak�tkach swojego w�zka inwalidzkiego, cmentarza starych poduszek, ksi��ek z pomi�tymi stronicami i staro�ytnych, na wp� wyssanych s�odyczy. Wyj�� niedu�y notes w zielonych ok�adkach i wr�czy� go kwestorowi.
Kwestor przyjrza� si�. Na ok�adce wypisano s�owa: "Windle Poons - Yego Dziennik". Plasterek bekonu s�u�y� za zak�adk� kartki z dzisiejsz� dat�.
Pod Sprawami do Za�atwienia dr��ca r�ka wpisa�a: Umrze�. Kwestor nie m�g� si� powstrzyma�. Odwr�ci� stron�. Tak. Pod jutrzejsz� dat� zapisano: Urodzi� si�. Mimo woli spojrza� w bok, w stron� niedu�ego stolika pod �cian�. Mimo �e sala by�a zat�oczona, wok� stolika pozosta� obszar pustej pod�ogi, jakby czyja� osobista przestrze�, kt�rej nikt nie chcia� narusza�.
W opisie ceremonii po�egnalnych umieszczono specjalne instrukcje dotycz�ce tego stolika. Musia� mie� czarny obrus z wyhaftowanymi kilkoma symbolami magicznymi. Na obrusie sta�a taca z najlepszymi kanapkami; obok kieliszek wina. Po d�u�szej dyskusji magowie postanowili te� do�o�y� �mieszny papierowy kapelusik. Wszyscy zerkali tam wyczekuj�co.
�WIAT DYSKU
Kwestor wyj�� zegarek i pstrykni�ciem otworzy� pokrywk�. By� to jeden z tych nowomodnych zegark�w ze wskaz�wkami. Wskazywa� kwadrans po dziewi�tej. Kwestor potrz�sn�� nim. Pod 12 otworzy�a si� ma�a klapka i demon wystawi� g�ow�.
- Daj spok�j, szefuniu - powiedzia�. - Peda�uj� jak mog� najszybciej.
Kwestor zamkn�� pokrywk� i rozejrza� si� niepewnie. Nikt jako� nie mia� ochoty podchodzi� zbyt blisko Windle'a Poonsa. Kwestor uzna�, �e na nim spoczywa obowi�zek prowadzenia uprzejmej rozmowy. Rozwa�y� mo�liwe tematy - wszystkie wr�y�y problemy.
Pom�g� mu sam Windle Poons.
- Rozwa�am powr�t na ten �wiat jako kobieta - o�wiadczy� ze swobod�.
Kwestor kilka razy otworzy� i zamkn�� usta.
- Nie mog� si� ju� doczeka� - ci�gn�� Windle. - My�l�, �e mo�e to by�, mmm, �wietna zabawa.
Kwestor rozpaczliwie przeszukiwa� sw�j skromny repertuar inteligentnych uwag dotycz�cych kobiet. Pochyli� si� do pomarszczonego ucha Windle'a.
- Czy nie wi��e si� to... - Zastanowi� si�. - Ze zmywaniem? I s�aniem ��ek, kuchni� i takimi rzeczami?
- Nie w takim, mmm, �yciu, jakie mam na my�li - odpar� stanowczo Windle.
Kwestor zamkn�� usta. Nadrektor zastuka� �y�k� o st�.
- Bracia - zacz��, kiedy zapad�o co� zbli�onego do ciszy. Wywo�a� g�o�ny i nier�wny ch�r entuzjastycznych okrzyk�w.
-Jak wszyscy wiemy, zebrali�my si� tu dzisiaj, by uczci�, hm, zako�czenie kariery zawodowej... Nerwowe �miechy...
- ...naszego drogiego przyjaciela i kolegi Windle'a Poonsa. Kiedy patrz�, jak siedzi tu w�r�d nas, przypominam sobie szcz�liwie historyjk� o krowie z trzema drewnianymi nogami. Jak si� zdaje, �y�a sobie kiedy� taka krowa i...
Kwestor zamy�li� si�. Zna� ju� t� historyjk�. Nadrektor zawsze psu� point�, zreszt� kwestor mia� inne sprawy na g�owie.
Ca�y czas zerka� na ma�y stolik.
Kwestor by� cz�owiekiem �yczliwym, cho� nieco nerwowym. Lubi� swoj� prac�. Pomijaj�c wszystko inne, nikt z mag�w nie chcia� za-
22
KOSIARZ
j�� jego miejsca. Wielu pragn�o zosta� nadrektorem, na przyk�ad, albo mistrzem jednego z o�miu obrz�dk�w magicznych, ale nikt nie marzy� o sp�dzaniu d�ugich godzin w gabinecie, przek�adaniu papier�w i dodawaniu kolumn liczb. Wszystkie dokumenty uniwersytetu zwykle trafia�y na biurko kwestora, co oznacza�o, �e cz�sto k�ad� si� do ��ka zm�czony, ale przynajmniej spa� spokojnie i nie musia� pilnie sprawdza�, czy w nocnej koszuli nie ma jakich� nieproszonych skorpion�w.
Zabicie maga wy�szego stopniem uznawano za metod� awansu. Ale jedynymi lud�mi, kt�rzy mogliby planowa� zabicie kwestora, byli ci, kt�rzy czerpi� spokojn� rozkosz z r�wnych rz�dk�w liczb - a tacy zwykle nie posuwaj� si� do morderstwa*.
Pami�ta� swoje dzieci�stwo, dawno temu w g�rach Ramtop�w. Zawsze w Noc Strze�enia Wied�m zostawiali z siostr� szklaneczk� wina i ciastko dla Wied�mikotaja. Wtedy wszystko by�o inne. On mia� mniej lat, niewiele wiedzia� i prawdopodobnie by� szcz�liwszy.
Nie wiedzia� na przyk�ad, �e pewnego dnia zostanie magiem i wsp�lnie z innymi magami b�dzie stawia� szklank� wina, ciasto, do�� podejrzane paszteciki z kurczakiem i papierowy, kotylionowy kapelusik dla... ...dla kogo� innego.
Kiedy by� ma�y, te� urz�dzali przyj�cia Strze�enia Wied�m. Zawsze odbywa�y si� wed�ug pewnego schematu: gdy wszystkie dzieci by�y ju� prawie nieprzytomne z podniecenia, kto� z doros�ych wo�a� weso�o: "B�dziemy chyba mieli wyj�tkowego go�cia!". I jakby na dany znak, za oknem rozbrzmiewa�o podejrzane dzwonienie i wchodzi�...
...wchodzi�...
Kwestor potrz�sn�� g�ow�. Wchodzi� czyj� dziadek z przyprawion� brod�, oczywi�cie. Jaki� dziarski staruszek z worem zabawek, otrzepuj�cy �nieg z but�w. Kto�, kto co� dawa�.
Ale dzisiaj...
Oczywi�cie, stary Windle pewnie patrzy na to inaczej. Po stu trzydziestu latach �mier� mo�e cz�owieka poci�ga�. Cz�owiek zaczyna si� interesowa�, co b�dzie potem.
* Przynajmniej do chwili, kiedy nagle chwytaj� n� do papieru i wycinaj� sobie drog� przez dzia� ksi�gowo�ci do historii medycyny s�dowej.
23
�WIAT DYSKU
Spl�tana anegdota nadrektora z oporami zbli�a�a si� do ko�ca. Zebrani magowie roze�miali si� uprzejmie, po czym spr�bowali odgadn��, na czym polega� dowcip.
Kwestor dyskretnie sprawdzi� godzin�. By�o dwadzie�cia po dziewi�tej.
Windle Poons wyg�osi� mow�. By�a d�uga, chaotyczna i niezrozumia�a, a dotyczy�a dobrych starych czas�w. Windle my�la� chyba, �e wi�kszo�� zebranych wok� niego to ludzie, kt�rzy w rzeczywisto�ci zmarli kilkadziesi�t lat temu, ale nie mia�o to wi�kszego znaczenia. Magowie wyrobili sobie odruch nies�uchania Windle'a Poonsa.
Kwestor nie m�g� oderwa� wzroku od zegarka. Z wn�trza dobiega� zgrzyt peda��w - to demon cierpliwie pokonywa� sw� drog� do niesko�czono�ci.
Dwadzie�cia pi�� po dziewi�tej.
Kwestor my�la�, jak to si� odb�dzie. Czy us�ysz� - ...B�dziemy chyba mieli wyj�tkowego go�cia! - stuk kopyt na zewn�trz?
Czy drzwi naprawd� si� otworz�, czy On przez nie przeniknie? Znany by� przecie� ze swej umiej�tno�ci przedostawania si� do zamkni�tych szczelnie pomieszcze�... Zw�aszcza do zamkni�tych szczelnie pomieszcze�, je�li si� dobrze zastanowi�. Wystarczy zamkn�� si� naprawd� szczelnie, a reszta jestju� tylko kwesti� czasu.
Kwestor mia� nadziej�, �e On u�yje drzwi w zwyk�y spos�b. Nerwy i tak mia� ju� napi�te do granic.
Gwar rozm�w cich� powoli. Coraz wi�cej mag�w, jak zauwa�y� kwestor, spogl�da�o na drzwi.
Windle znalaz� si� po�rodku bardzo taktownie rosn�cego kr�gu. Nikt go w�a�ciwie nie unikat, tyle �e pozornie losowe ruchy Browna delikatnie odsuwa�y wszystkich coraz dalej.
Magowie widz� �mier�. A kiedy mag umiera, �mier� przybywa osobi�cie, by odprowadzi� go z tego �wiata. Kwestor nie rozumia�, dlaczego jest to uznawane za zaszczyt...
- Nie wiem, na co si� wszyscy tak gapicie - rzeki weso�o Windle. Kwestor otworzy� pokrywk� zegarka. Klapka pod dwunastk� odskoczy�a.
- Mo�e przestaniesz wreszcie tak potrz�sa�? - pisn�� demon. - Trac� rachub�.
- Przepraszam - sykn�� kwestor. By�a dziewi�ta dwadzie�cia dziewi��.
24
KOSIARZ
Nadrektor wyst�pi� przed zebranych.
- No to �egnaj, Windle - powiedzia�, potrz�saj�c pergaminow� d�oni� starca. - Bez ciebie to miejsce nie b�dzie ju� takie samo.
- Nie wiem, jak sobie poradzimy - doda� z wdzi�czno�ci� kwestor.
- Powodzenia w nast�pnym �yciu - doda� dziekan. - Zajrzyj kiedy�, je�li b�dziesz w pobli�u i... tego, no wiesz, b�dziesz pami�ta�, kim by�e�.
- Nie zapominaj o nas -wtr�ci� jeszcze nadrektor. Windle Poons przyja�nie kiwn�� g�ow�. Nie s�ysza�, co do niego m�wi�. Kiwa� g�ow� dla zasady.
Magowie jak jeden m�� odwr�cili si� w stron� drzwi. Klapka pod dwunastk� odskoczy�a znowu.
- Bim bim bom bim - powiedzia� demon. - Bimbo-bimbo bom bim bim.
- Co? - Kwestor drgn�� wystraszony.
- Wp� do dziesi�tej - wyja�ni� demon.
Magowie z lekkim wyrzutem spojrzeli na Windle'a Poonsa.
- Na co si� gapicie? - zapyta�.
Sekundowa wskaz�wka przesuwa�a si�, piszcz�c.
-Jak si� czujesz? - zapyta� g�o�no dziekan.
-Jak nigdy - odpar� Windle Poons. - Zosta�o jeszcze troch� tego, mmm, rumu?
Magowie przygl�dali si� w milczeniu, jak nalewa sobie do kubka solidn� porcj�.
- Nie przesadzaj z tym - poradzi� zdenerwowany dziekan.
- Na zdrowie! - zawo�a� Windle Poons. Nadrektor zab�bni� palcami o blat.
- Panie Poons - rzek�. - Czy jest pan ca�kiem pewien?
- Macie jeszcze te torturille? Nie �ebym uznawa� je za uczciwe jedzenie - doda�. - Zanurza� kawa�ki czego� twardego w mazi... Co w tym takiego ciekawego? Najch�tniej za�atwi�bym teraz jeden z tych s�ynnych pasztecik�w Dibbiera...
I wtedy umar�.
Nadrektor obejrza� si� na mag�w, podszed� na palcach do w�zka, uj�� przetykan� niebieskimi �y�kami d�o� starca i sprawdzi� puls. Pokr�ci� g�ow�.
- Tak w�a�nie chcia�bym odej�� - szepn�� dziekan.
25
�WIAT DYSKU
- Znaczy jak? Mamrocz�c o pasztecikach? - zdziwi� si� kwestor.
- Nie. Sp�niony.
- Zaraz. Chwileczk� - odezwa� si� nadrektor. - Przecie� to nie w porz�dku. Zgodnie z tradycj� sam �mier� si� zjawia, kiedy umiera mag...
- Mo�e by� zaj�ty - podpowiedzia� szybko kwestor.
- Zgadza si� - przyzna� dziekan. - S�ysza�em, �e w okolicach Quirmu wybuch�a powa�na epidemia grypy.
- Zesz�ej nocy by� niez�y sztorm - przypomnia� wyk�adowca run wsp�czesnych. - Pewnie sporo statk�w posz�o na dno.
- I oczywi�cie jest wiosna, w g�rach ci�gle schodz� lawiny.
- I zarazy...
Nadrektor w zadumie pog�adzi� brod�.
- Hmm... - mrukn��.
Jako jedyne spo�r�d wszystkich stworze� na �wiecie, trolle . wierz�, �e istoty �ywe poruszaj� si� w czasie do ty�u. Je�li przesz�o�� jest widoczna, a przysz�o�� ukryta, t�umacz�, to znaczy, �e musimy sta� ty�em do przodu. Wszystko, co �yje, porusza si� ty�em. To bardzo interesuj�ca idea, szczeg�lnie je�li we�miemy pod uwag�, �e wymy�li�a j� rasa, kt�ra wi�kszo�� czasu sp�dza na waleniu si� nawzajem kamieniami po g�owach.
Kt�rakolwiek strona by�aby prawid�owa, Czas jest czym�, co �ywe istoty posiadaj�.
�mier� galopowa� w d� przez g�ste czarne chmury. Teraz on tak�e mia� Czas. Czas swego �ycia.
Windle Poons wyt�y� wzrok w ciemno�ci. - Hej tam! - zawo�a�. - Halo... Jest tam kto? Kto� mnie s�yszy? Odpowiedzia� mu daleki �wist, jakby wiatru na ko�cu tunelu. - Poka� si�, poka�, gdziekolwiek jeste�! - zawo�a� Windle z ob��dn� rado�ci� w g�osie. - Nie martw si�. Szczerze m�wi�c, nie mog� si� ju� doczeka�.
26
KOSIARZ
Klasn�� duchowymi d�o�mi i zatar� je z wymuszonym entuzjazmem.
- Pora rusza�. Na niekt�rych z nas czeka nowe �ycie. Ciemno�� pozosta�a nieruchoma. Nie pojawi� si� �aden kszta�t, nie zabrzmia� �aden g�os. By�a pusta, bez formy. Duch Windle'a Poonsa porusza� si� w�r�d czerni. Potrz�sn�� g�ow�.
- Niech to licho porwie - mrukn�� pod nosem. - Co� tu si� nie zgadza.
Pokr�ci� si� jeszcze troch�, a potem, poniewa� nic lepszego nie przysz�o mu do g�owy, ruszy� w stron� jedynego domu, jaki zna�.
By� to dom, kt�ry zajmowa� od stu trzydziestu lat. Dom, kt�ry teraz nie spodziewa� si� jego powrotu i stawia� op�r. Duch musi by� albo bardzo pot�ny, albo wyj�tkowo zdeterminowany, by taki op�r pokona�, ale Windle Poons by� przecie� magiem od ponad stu lat. Poza tym przypomina�o to troch� w�amanie do w�asnego mieszkania, gdzie mieszka�o si� przez d�ugi czas. Cz�owiek wiedzia�, gdzie jest to metaforyczne, niedomykaj�ce si� okno.
Kr�tko m�wi�c, Windle Poons wr�ci� do Windle'a Poonsa.
Magowie nie wierz� w bog�w w taki sam spos�b, w jaki wi�kszo�� ludzi nie uwa�a za konieczn� wiary - powiedzmy - w sto�y. Wiedz�, �e sto�y istniej�, wiedz�, �e istniej� w pewnym celu, prawdopodobnie zgodziliby si� nawet, �e maj� swoje miejsce w dobrze zorganizowanym wszech�wiecie. Ale nie widz� sensu wiary, sensu powtarzania "O wielki stole, bez kt�rego jeste�my niczym". W ka�dym razie albo bogowie istniej� niezale�nie od tego, czy si� w nich wierzy, czy nie, albo istniej� jedynie jako funkcja wiary. Tak czy tak, mo�na zignorowa� ca�� spraw� i w szczeg�lno�ci nie jada� na kolanach.
Mimo to tu� obok G��wnego Holu na Niewidocznym Uniwersytecie wybudowano niedu�� kaplic�. Wprawdzie magowie ca�kowicie popieraj� nakre�lon� powy�ej filozofi�, to jednak nie mo�na odnosi� sukces�w jako mag, je�li nadeptuje si� bogom na odciski, nawet je�li owe odciski istniej� wy��cznie w sensie eterycznym lub metaforycznym. Bo chocia� magowie nie wierz� w bog�w, to z ca�� pewno�ci� wiedz�, �e bogowie wierz� w bog�w.
27
�WIAT DYSKU
W owej kaplicy w�a�nie le�a�o cia�o Windle'a Poonsa. Uniwersytet wymaga�, by cia�o le�a�o tu przez dwadzie�cia cztery godziny -od czasu kr�puj�cego wypadku sprzed trzydziestu lat i dotycz�cego zmar�ego Prissala "Figlarza" Teatara.
Cia�o Windle'a Poonsa otworzy�o oczy. Dwie monety brz�kn�y o kamienn� pod�og�.
Skrzy�owane na piersi r�ce wyprostowa�y si�.
Windle podni�s� g�ow�. Jaki� idiota po�o�y� mu na brzuchu lili�.
Spojrza� na boki. Przy obu jego skroniach sta�y �wiece.
Podni�s� g�ow� jeszcze troch�.
Przy stopach te� mia� �wiece.
Dzi�ki losowi za starego Teatara, pomy�la�. Gdyby nie on, ogl�da�bym teraz wewn�trzn� stron� taniego sosnowego wieka.
Zabawne, pomy�la� jeszcze. Ja my�l�. Wyra�nie.
O rany!
Znowu po�o�y� si� na wznak. Czu�, �e duch wype�nia jego cia�o niczym l�ni�cy roztopiony metal wlewany do formy. Rozpalone do bia�o�ci my�li p�on�y w ciemno�ciach m�zgu, pop�dza�y leniwe neurony do dzia�ania.
Kiedy �y�em, by�o ca�kiem inaczej.
Ale przecie� nie umar�em.
Nie jestem ani �ywy, ani martwy.
Tak jakby nie�yj�cy.
Albo nieumar�y.
Ojoj...
Poderwa� si�. Mi�nie, kt�re od siedemdziesi�ciu czy osiemdziesi�ciu lat nie funkcjonowa�y jak nale�y, szarpn�y zbyt mocno. Po raz pierwszy w �yciu... nie, poprawi� si�, lepiej powiedzie� "w okresie egzystencji"... cia�o Windle'a Poonsa znalaz�o si� pod ca�kowit� kontrol� Windle'a Poonsa. A duch Windle'a Poonsa nie mia� zamiaru s�ucha� narzeka� jakiego� worka mi�ni.
Teraz cia�o stan�o na nogach. Stawy kolanowe opiera�y si� przez chwil�, ale nie bardziej potrafi�y wytrzyma� atak woli, ni� chory moskit m�g�by wytrzymywa� p�omie� lampy lutowniczej.
Drzwi kaplicy by�y zamkni�te. Windle jednak odkry�, �e najl�ejszy nacisk wystarcza, by wyrwa� zamek z drewna i zostawi� odciski palc�w na metalu klamki.
- A niech mnie... - powiedzia�.
28
KOSIARZ
Wyprowadzi� siebie na korytarz. Odleg�y brz�k sztu�c�w i gwar g�os�w sugerowa�, �e trwa jeden z czterech codziennych uniwersyteckich posi�k�w.
Zastanowi� si�, czy wolno je�� komu�, kto jest martwy. Chyba nie, uzna�.
A zreszt� czy potrafi�by je��? Nie o to chodzi, �e nie by� g�odny. Po prostu... No c�, wiedzia�, jak my�le�, a chodzenie i inne ruchy polega�y tylko na kurczeniu do�� oczywistych mi�ni. Ale jak w�a�ciwie dzia�a� �o��dek?
Windle zacz�� sobie u�wiadamia�, �e ludzkie cia�o nie jest kierowane przez m�zg, niezale�nie od opinii m�zgu w tej sprawie. Funkcjonuje dzi�ki dziesi�tkom automatycznych system�w, kt�re dzia�aj� brz�cz�c i tykaj�c z precyzj�, jakiej si� nie zauwa�a, dop�ki co� si� nie zepsuje.
Przyjrza� si� sobie ze sterowni czaszki. Popatrzy� na bezg�o�n� chemiczn� fabryk� w�troby z takim uczuciem, jakiego do�wiadcza budowniczy kajak�w, kiedy ogl�da urz�dzenia sterownicze skomputeryzowanego supertankowca. Tajemnice nerek oczekiwa�y, a� Windle nad nimi zapanuje. A je�li ju� o tym mowa, to czym w�a�ciwie jest �ledziona? Jak zmusi� j� do pracy?
Serce w nim zamar�o...
A w�a�ciwie nie zamar�o.
- O bogowie - mrukn�� Windle i opar� si� o �cian�.
Jak ono dzia�a? Sprawdzi� kilka nerw�w, kt�re wyda�y mu si� odpowiednie. Jak to sz�o... skurcz... rozkurcz... skurcz... rozkurcz...
A by�y jeszcze p�uca...
Jak cyrkowiec utrzymuj�cy r�wnocze�nie osiemna�cie talerzy... Jak cz�owiek usi�uj�cy zaprogramowa� magnetowid na podstawie instrukcji t�umaczonej z japo�skiego na holenderski przez korea�skiego zbieracza ry�u... A w�a�ciwie jak cz�owiek, kt�ry w�a�nie odkrywa, na czym polega ca�kowita samokontrola, Windle Poons ruszy� niepewnie przed siebie.
Magowie Niewidocznego Uniwersytetu bardzo ceni� solidne, obfite posi�ki. Nie mo�na oczekiwa�, jak twierdzili, �eby cz�owiek zajmowa� si� jakimi� powa�niejszymi czarami
29
�WIAT DYSKU
bez zupy, ryb, dziczyzny, kilku du�ych p�misk�w zimnego mi�sa, jednego czy dw�ch ciast, czego� du�ego i dr��cego z bit� �mietan� na czubku, niewielkich pikantnych rzeczy na grzance, owoc�w, bakalii i mi�towych czekoladek grubych jak ceg�y. To daje odpowiedni� wy�ci�k� �o��dka. Jest tak�e bardzo istotne, by posi�ki podawano o regularnych porach. To nadaje dniom w�a�ciwy kszta�t, jak mawiali.
Z wyj�tkiem kwestora, naturalnie. Kwestor nie jada� du�o, ale �y� nerwami. By� przekonany, �e jest anorektykiem, poniewa� za ka�dym razem, kiedy patrzy� w lustro, widzia� tam grubego cz�owieka. By� to nadrektor, kt�ry sta� z ty�u i krzycza� na niego.
Nieszcz�liwy los zrz�dzi�, �e w�a�nie kwestor siedzia� naprzeciw drzwi, kiedy Windle Poonsje wywa�y�, poniewa� uzna� to za �atwiejsze od grzebania przy klamce.
Kwestor przegryz� drewnian� �y�k�. Magowie odwr�cili si� na �awach, by popatrze�. Windle Poons ko�ysa� si� przez chwil�, opanowuj�c swoje struny g�osowe, wargi i j�zyk. Po czym oznajmi�:
- My�l�, �e potrafi� metabolizowa� alkohol. Nadrektor pierwszy odzyska� mow�.
- Windle! - zawo�a�. - My�leli�my, �e nie �yjesz! Sam musia� przyzna�, �e nie by�a to najlepsza kwestia. Nie k�adzie si� cz�owieka na katafalku, ze �wiecami i liliami dooko�a, gdy si� uwa�a, �e biedaka troch� boli g�owa i powinien zdrzemn�� si� przez p� godzinki.
Windle post�pi� kilka krok�w. Najbli�si magowie przewracali si� niemal, usi�uj�c zej�� mu z drogi.
- Bo jestem martwy, ty m�ody durniu - wymamrota�. - My�lisz, �e ca�y czas tak wygl�da�em? Te� mi co�. - Spojrza� niech�tnie na zebranych mag�w. - Czy kto� tu wie, co w�a�ciwie robi �ledziona?
Dotar� do sto�u i uda�o mu si� usi���.
- Pewnie ma jaki� zwi�zek z trawieniem - stwierdzi�. - Zabawne... Mo�na prze�y� ca�e �ycie z tym paskudztwem tykaj�cym spokojnie, czy co ono tam robi, bulgocze albo co, i cz�owiek nie ma poj�cia, do czego ono tak naprawd� s�u�y. To tak jak wtedy, kiedy le�y si� w ��ku noc� i nagle s�yszy, �e w�asny �o��dek albo co� innego robi "pripp-ipp-ginnng". Dla nas to tylko burczenie, ale kto wie, jak cudownie z�o�one reakcje chemiczne zachodz� w rzeczywisto�ci...
30
KOSIARZ
-Jeste� nieumar�ym? - zapyta� kwestor, kt�ry w ko�cu odzyska� g�os.
- Nie prosi�em o to - odpar� zirytowany Windle Poons. Przygl�da� si� jedzeniu i my�la�, jak, u demona, przerobi� je na Windle'a Poonsa. -Wr�ci�em tutaj tylko dlatego, �e nie mia�em dok�d p�j��. My�licie, �e to taka przyjemno��?
- Ale przecie� - odezwa� si� nadrektor - na pewno... no, znasz faceta, taki z czaszk� i z kos�...
- W og�le go nie widzia�em - wyja�ni� kr�tko Windle, badaj�c najbli�sze p�miski. - Takie nieumieranie mo�e naprawd� cz�owieka zm�czy�...
Magowie dawali sobie gor�czkowe znaki nad jego g�ow�. Rozejrza� si� gro�nie.
- Niech wam si� nie wydaje, �e nie widz� tych wszystkich gor�czkowych znak�w - powiedzia�.
I ze zdumieniem u�wiadomi� sobie, �e to prawda. Oczy, kt�re przez ostatnie sze��dziesi�t lat spogl�da�y przez blad� m�tn� zas�on�, teraz zosta�y zmuszone do dzia�ania jak precyzyjna maszyneria optyczna.
Umys�y mag�w Niewidocznego Uniwersytetu ow�adn�y dwa g��wne tory my�li.
Wi�kszo�� mag�w my�la�a tak: To straszne! Czy naprawd� to stary Windle tam siedzi? By� takim sympatycznym marud�, jak mo�emy si� go teraz pozby�? No, jak mo�emy si� go pozby�?
Natomiast Windle Poons, w szumi�cej, b�yskaj�cej kabinie m�zgu, my�la�: A wi�c to prawda. Istnieje �ycie po �mierci. I jest takie samo. Ja to mam pecha.
- I co? - zapyta� g�o�no. - Co macie zamiar teraz zrobi�?
Min�o pi�� minut. P� tuzina najwa�niejszych mag�w bieg�o wietrznym korytarzem �ladami nadrektora, kt�rego szata powiewa�a w przeci�gu. Rozmowa toczy�a si� mniej wi�cej tak:
- To co� to musi by� Windle! To co� nawet m�wi tak jak on!
- To nie jest stary Windle! Stary Windle by� o wiele starszy!
- Starszy? Starszy ni� martwy?
�WIAT DYSKU
- Powiedzia�, �e wprowadza si� do swojej dawnej sypialni, ale nie rozumiem, dlaczego ja mam si� wyprowadza�...
- Widzia�e� jego oczy? Jak �widry...
- Niby jak? Takie jak ma ten krasnolud, kt�ry prowadzi delikatesy przy Kablowej?
- Chcia�em powiedzie�, �e ci� przewiercaj� na wylot.
- ...jest stamt�d pi�kny widok na ogrody, a zreszt� przenios�em ju� wszystkie swoje rzeczy i to niesprawiedliwie...
- Czy co� takiego ju� si� kiedy� zdarzy�o?
- By� stary Teatar...
- Ale on naprawd� nie umar�. On tylko czasem malowa� sobie twarz zielon� farb�, odsuwa� wieko trumny i krzycza� "Niespodzianka!"...
- Nigdy nie mieli�my tu zombie.
- A on jest zombie?
- My�l�, �e tak.
- To znaczy, �e przez ca�e noce b�dzie gra� na b�bnach i ta�czy� te dziwaczne ta�ce?
- A oni robi� takie rzeczy?
- Stary Windle? To chyba nie w jego stylu. Za �ycia nigdy nie lubi� ta�c�w.
- Wszystko jedno. Nie mo�na ufa� bogom voodoo. Nie ufaj bogu, kt�ry ca�y czas si� u�miecha i nosi cylinder, oto moje motto.
- ...i niech mnie demony porw�, je�li oddam sypialni� jakiemu� zombie, skoro czeka�em na ni� tyle lat...
- Naprawd�? Zabawne motto.
Windle Poons znowu spacerowa� w k�ko po wn�trzu swej g�owy.
To dziwne. Teraz, kiedy by� martwy, a w ka�dym razie ju� nie �y�, czy jak to tam mo�na okre�li�, my�li mia� o wiele ja�niejsze ni� kiedykolwiek dot�d.
Sterowanie te� przychodzi�o mu coraz �atwiej. Ju� prawie nie musia� si� przejmowa� ca�ym tym oddychaniem, �ledziona chyba jako� pracowa�a, zmys�y dzia�a�y z pe�n� szybko�ci�. Tylko system trawienny pozosta� tajemnic�.
32
KOSIARZ
Przyjrza� si� swemu odbiciu w srebrnym p�misku. Nadal wygl�da� na trupa. Blada twarz, podkr��one oczy... Martwe cia�o. Funkcjonuje, ale mimo to jest zasadniczo martwe. Czy to uczciwe? Czy to ma by� sprawiedliwo��? Czy taka jest nagroda dla wiernego wyznawcy reinkarnacji, i to od prawie stu trzydziestu lat? Powr�t na �wiat jako zw�oki?
Nic dziwnego, �e nieumarli tradycyjnie uwa�ani s� za bardzo rozgniewanych.
Mia�o si� w�a�nie wydarzy� co� cudownego -je�li spojrze� na to z dystansu.
Je�li jednak dystans ten b�dzie ma�y lub �redni, mia�o si� wydarzy� co� okropnego.
To jak r�nica mi�dzy zobaczeniem na niebie pi�knej nowej gwiazdy a znalezieniem si� blisko supernowej. To r�nica mi�dzy pi�knem porannej rosy na paj�czynie a byciem much�.
By�o to co�, co normalnie nie wydarzy�oby si� przez tysi�ce lat.
I mia�o si� wydarzy� w�a�nie teraz.
Mia�o si� wydarzy� w g��bi starego kredensu w zaniedbanej piwnicy na Mrokach, najstarszej i ciesz�cej si� najgorsz� reputacj� dzielnicy Ankh-Morpork.
Plop!
By� to d�wi�k tak cichy, jak cicho pierwsza kropla deszczu spada na stuletni� warstw� kurzu.
Mo�e uda�oby si� �ci�gn�� czarnego kota, �eby przeszed� po jego trumnie.
- Przecie� on nie ma trumny! - wrzasn�� kwestor, kt�rego kontakt z rzeczywisto�ci� zawsze by� troch� niepewny.
- No dobrze, wi�c kupimy mu �liczn� now� trumn�, a potem z�apiemy czarnego kota, �eby po niej przeszed�.
- Nie, to g�upie. Musimy go zmusi�, �eby przeszed� po wodzie.
- Co? - zdziwi� si� dziekan.
- Przej�� po wodzie. Nieumarli tego nie potrafi�.
33
�WIAT DYSKU
Magowie, st�oczeni teraz w gabinecie nadrektora, przemy�leli t� propozycj� starannie.
-Jeste� pewien? - upewni� si� dziekan.
- To powszechnie znany fakt - odpar� spokojnie wyk�adowca run wsp�czesnych.
- Ale za �ycia te� nie umia� chodzi� po wodzie - zauwa�y� z pow�tpiewaniem dziekan.
- Rzeczywi�cie. To bez sensu.
- Bie��cej wodzie - uzupe�ni� nagle wyk�adowca run wsp�czesnych. - To ma by� woda bie��ca. Przepraszam. Nie mog� nad ni� przej��.
-Aha...
- Ale ja te� nie umiem przej�� nad bie��c� wod� - o�wiadczy� dziekan.
- Nieumar�y! Nieumar�y! - zawo�a� kwestor, kt�ry z wolna Traci� zmys�y.
- Przesta� go dra�ni� - upomnia� dziekana wyk�adowca, klepi�c dr��cego kwestora po plecach.
- Naprawd� nie mog�. Bo ton�.
- Nieumarli nie mog� przej�� nawet po mo�cie.
- A czy on jest tylko jeden? Czy b�dziemy mieli ca�� plag� nieumar�ych?
Nadrektor zab�bni� palcami w biurko.
- Martwi kr�c�cy si� dooko�a s� bardzo niehigieniczni - stwierdzi�.
To ich uciszy�o. Nikt nie spojrza� na spraw� w ten spos�b, ale Mustrum Ridcully by� w�a�nie cz�owiekiem, kt�ry jest do tego zdolny.
Mustrum Ridcully, zale�nie od punktu widzenia, by� albo najgorszym, albo najlepszym nadrektorem Niewidocznego Uniwersytetu przynajmniej od stu lat.
Przede wszystkim by�o go zbyt wiele. Nie chodzi o to, �e by� wyj�tkowo du�y; po prostu zosta� obdarzony tego typu osobowo�ci�, kt�ra wype�nia ca�� dost�pn� prz