5933
Szczegóły |
Tytuł |
5933 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5933 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5933 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5933 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
�wiat literacki
Margueri te
Duras
pisa�
przek�ad Magdalena Pluta
IZABELIN
�wiat literacki
PISA�
Cz�owiek jest samotny w domu. Nie poza nim, tylko wewn�trz niego. W parku s� ptaki, koty. A raz i wiewi�rka, fretka. Cz�owiek nie jest samotny w parku. Za to w domu jeste�my tak bardzo samotni, �e czasem a� zagubieni. Teraz dopiero widz�, �e siedzia�am w domu przez dziesi�� lat. Samotna. Po to, �eby pisa� ksi��ki, kt�re u�wiadomi�y tak mnie, jak i innym, �e jestem takim, a nie innym pisarzem. Jak to si� sta�o? I jak to wyrazi�? Mog� .tylko powiedzie�, �e ten rodzaj samotno�ci, jaki panuje w Neau-phle, stworzy�am sama. Dla siebie. I �e tylko w tym domu jestem sama. �eby pisa�. �eby pisa� inaczej ni� do tej pory. Pisa� ksi��ki, kt�rych jeszcze nie znam, kt�rych nigdy jeszcze nie zamierzy�am i kt�rych nie zamierzy� jeszcze nikt inny. Tutaj napisa�am Lol V. Stein i Wicekonsula. A p�niej inne. Zrozumia�am, �e jestem osob� samotn� ze swoim pisaniem, samotn� z dala od wszystkiego. Trwa�o to mo�e dziesi�� lat, ju� nie pami�tam, rzadko kiedy mierzy�am czas sp�dzony na pisaniu, czy te� czas w og�le. Mierzy�am czas wype�niony oczekiwaniem na Roberta Antelme'a i Mari�-Luize, jego m�odsz� siostr�. Potem w og�le przesta�am to robi�.
w
Lol V. Stein i Wicekansula napisa�am na g�rze, moim pokoju, tym z niebieskimi szafami, kt�re teraz niestety poniszczyli m�odzi murarze. Czasami pisa�am tak�e tutaj, przy tym stole w salonie.
T� samotno�� pierwszych ksi��ek zachowa�am. Zabra�am j� ze sob�. Moje pisanie zawsze zabiera�am ze sob�, dok�dkolwiek bym nie zd��a�a. Do Pary�a. Do Trouville. Albo do Nowego Jorku. W�a�nie w Trouville przekre�li�am szale�stwem przysz�o�� Loli Yalerie Stein. Tak�e w Trouville nazwisko Yann Andrea Steiner objawi�o mi si� z niezapomnian� oczywisto�ci�. Przed rokiem.
Bez tej samotno�ci pisania tekst nie powstaje w og�le albo ulega rozkruszeniu, wycie�czony poszukiwaniem, co by tu jeszcze napisa�. Blednie, traci uznanie autora. A ju� w �adnym razie nie wolno dyktowa� go jakiejkolwiek sekretarce, cho�by nie wiem jak zr�cznej, ani dawa�, w tym stadium, do czytania wydawcy.
Osoba pisz�ca ksi��ki musi pozostawa� w sta�ej izolacji od innych ludzi. To najwa�niejszy wymiar samotno�ci. Samotno�� tekstu - samotno�� autora. Na pocz�tek cz�owiek si� zastanawia, czym by�a ta cisza dooko�a. Obecna w�a�ciwie przy ka�dym naszym kroku po domu, o ka�dej porze, niezale�nie od
rodzaju �wiat�a, czy to przy �wietle naturalnym, czy przy sztucznym. Ta namacalna samotno�� cia�a staje si� niewzruszon� samotno�ci� tekstu. Z nikim o tym nie rozmawia�am. Ju� wtedy, w okresie mojej pierwszej samotno�ci odkry�am, �e musz� zaj�� si� pisaniem. Ju� dawniej potwierdzi� to Raymond Quene-au. Jedyna opinia Raymonda Queneau, to zdanie: �Niech pani nie robi nic innego, niech pani pisze".
Pisa� - jedynie to zaludnia�o rnoje �ycie i przydawa�o mu uroku. Podj�am si� tego. Pisanie nigdy mnie nie opu�ci�o.
M�j pok�j to nie �adne ��ko, ani tutaj, ani w Pary�u, ani w Trouville. M�j pok�j to pewne okno, pewien st�, przyzwyczajenie do czarnego atramentu, �lady czarnych kleks�w ju� nie do odszukania, krzes�o. I pewne nawyki, kt�re odnajduj� zawsze, dok�d bym nie zd��a�a, gdzie bym nie by�a, tak�e w tych miejscach, w kt�rych nie pisz�, jak na przyk�ad w pokojach hotelowych, nawyk trzymania whisky w walizce na wypadek bezsenno�ci albo nag�ej rozpaczy. W tamtym okresie mia�am niejednego kochanka. Rzadko kiedy nie by�am z kim� zwi�zana. Brali si� z samotno�ci Neauphle. Z uroku tego miejsca, kt�ry czasami im z kolei pozwala� napisa� w�asne ksi��ki. Rzadko dawa�am tym kochankom swoje ksi��ki do czytania. Kobiety nie powinny umo�li-
10
11
wia� kochankom czytania pisanych" przez siebie ksi��ek. K1Gdy ko�czy�am rozdzia�, tai�am to przed mmi. Jest to tak naturalne, je�eli o mnie chodzi, �e zastanawiam si�, jak to si� robi gdzie indziej albo jak mo�na poradzi� sobie z tym inaczej, w sytuacji kiedy jest si� kobiet� i ma si� m�a albo kochanka. W takim przypadku trzeba tak�e ukrywa� przed kochankami mi�o�� do m�a. Mojej nic i nigdy nie zast�pi�o. Codziennie si� z tym budz�.
Ten dom jest miejscem samotno�ci, chocia� okna wychodz� przecie� na ulic�, na plac, na stary staw, na grup� uczni�w z miasteczka. Kiedy staw zamarznie, dzieci przychodz� �lizga� si� na �y�wach i przeszkadzaj� mi pracowa�. Ja im na to pozwalam. Czuwam nad nimi. Wszystkie kobiety/_kt�rejnia�y.dzieci, czuwaj� nad tamtymi na �lizgawce, niepos�usznymi, szalonymi, jak wszystkie dzieci. Ale jaki to strach, za ka�dym razem, ten najgorszy. I jaka mi�o��.
Samotno�ci si� nie znajduje, j� si� tworzy. W�a�ciwie samotno�� tworzy si� sama. Ja j� stworzy�am. Poniewa� podj�am decyzj�, �e w�a�nie tu powinnam by� samotna, �e b�d� samotna, �eby pisa� ksi��ki. To by�o tak. By�am w tym domu sama. Zamkn�am si� w nim - oczywi�cie, te� si� tego ba�am. Ale potem go polubi�am. Ten dom sta� si� domem pisania. Moje ksi��ki wychodz� z tego domu. Tak�e z te-
12
go �wiat�a, z parku. Z tego �wiat�a, kt�re odbija si� w stawie. Potrzeba mi by�o dwudziestu lat, �eby napisa� to, co przed chwil� powiedzia�am.
Ten dom mo�na ca�y przemierzy� wzd�u�. Tak. Mo�na te� wchodzi� i wychodzi�. Poza tym jest park. A w nim drzewa tysi�cletnie i drzewa jeszcze m�ode. I s� modrzewie, jab�onie, orzech, grusze, czere�nia. Morela usch�a. Przed moim pokojem ro�nie ta s�ynna r�a z Cz�owieka atlantyckiego. Wierzba. Poza tym wi�nie japo�skie, irysy. A pod oknem salonu muzycznego jest kamelia, kt�r�- zasadzi� dla mnie Dionys Mascolo.
Najpierw ten dom umeblowa�am, a p�niej go odnowi�am. No i po jakich� dw�ch latach rozpocz�li�my wsp�lne �ycie. Sko�czy�am tu Lol V. Stein, zako�czenie pisa�am tutaj i w Trouville, nad morzem. Sama, nie, nie by�am sama, w tamtym okresie by� ze mn� m�czyzna. Ale nie rozmawiali�my ze sob�. Poniewa� pisa�am, trzeba by�o unika� m�wienia o ksi��kach. M�czy�ni tego nie znosz�: kobiety, kt�ra pisze. To dla m�czyzny okrutne. To trudne dla wszystkich. Z wyj�tkiem Roberta A.
Tymczasem w Trouville by�a pla�a, morze, ogromy nieba, piasku. A tutaj w�a�nie to, samotno��. W�a�nie w Trouvillc patrzy�am na morze a� do za-
13
tracenia. Trouville to samotno�� ca�ego mojego �ycia. Ta niezwyci�ona samotno�� wci�� mnie jeszcze spowija. Czasami zamykam drzwi, wy��czam telefon, milkn�, niczego wi�cej nie chc�.
Mog� m�wi�, co chc�, ale nigdy nie odkryj�, dlaczego cz�owiek pisze i jak mo�na nie pisa�.
Zdarza si�, �e kiedy jestem tu, w Neauphle, sama, przypominam sobie pewne przedmioty, na przyk�ad kaloryfer. Pami�tam, �e nad kaloryferem by�a du�a p�ka i �e cz�sto siedzia�am na tej p�ce, �eby patrze� na przeje�d�aj�ce samochody.
Tutaj, kiedy jestem sama, nie siadam do pianina. Gram nie�le, ale bardzo ma�o, bo s�dz�, �e nie mog� gra�, kiedy jestem sama, kiedy opr�cz mnie w domu nie ma nikogo. To jest bardzo trudne do zniesienia. Gdy� nagle nabiera sensu. A~TV niekt�rych indywidualnych przypadkach sens ma jedynie pisanie. Poniewa� opanowa�am to - tym si� zajmuj�. Natomiast pianino jest przedmiotem dalekim, wci�� niedost�pnym, je�li o mnie chodzi - na zawsze. S�dz�, �e gdybym dawniej gra�a na pianinie zawodowo, nie pisa�abym ksi��ek. Ale nie jestem tego pewna. My�l� nawet, ze to nieprawda. My�l�, �e pisa�abym ksi��ki w ka�dym przypadku, nawet gdybym r�wnolegle zajmowa�a si� muzyk�. Ksi��ki nieczytelne, ale pe�ne. R�wnie dalekie wszelkiemu s�owu, jak to, co nieznane - mi�o�ci bez przedmiotu. Jak w przypadku Chrystusa albo J. S. Bacha - obu zawrotnej r�wnorz�dno�ci.
14
Samotno�� znaczy tak�e: albo �mier�, albo ksi��ka. Ale przede wszystkim znaczy �alkohol". Whisky. Nigdy dot�d nie mog�am, ale to nigdy, naprawd�, chyba �e... musia�abym bardzo daleko szuka�... nigdy nie mog�am rozpocz�� ksi��ki, nie ko�cz�c jej. Nigdy nie stworzy�am ksi��ki, kt�ra nie by�aby sama w sobie racj� istnienia ju� wtedy, kiedy jest pisana, i to niezale�nie od tego, jaka by to by�a ksi��ka. I to wsz�dzie. O ka�dej porze roku. T� pasj� odkry�am tutaj, w Yyelines, w�a�nie w tym domu. W ko�cu mia�am dom, w kt�rym mog�am si� ukry�, �eby pisa� ksi��ki. Chcia�am �y� w tym domu. Po co? To si� zacz�o ot tak, jak �art. Mo�e by tak pisa�, pomy�la�am sobie, chyba potrafi�. Kiedy� zaczyna�am ju� ksi��ki, kt�re porzuci�am. Nawet umkn�y mi tytu�y. Co do Wicekonsula - nie. Nigdy go nie porzuci�am, cz�sto o nim my�l�. O Lol V. Stcin ju� przesta�am my�le�. Nikt nie mo�e jej pozna�, L. V. S., ani pan, ani ja. I nigdy nawet nie zrozumia�am do ko�ca tego, co powiedzia� o niej Lancan. Lancan mnie oszo�omi�. A to jego zdanie: �Ona nie powinna wiedzie�, �e pisze to, co pisze. Poniewa� by si� pogubi�a. I to by by�a katastrofa". Z tym zdaniem zacz�am uto�samia� si� w zasadniczy spos�b, sta�o si� ono dla mnie �prawem wypowiadania", o kt�rym kobiety nie maj� poj�cia.
15
Znale�� si� w dole, na dnie do�u, w samotno�ci niemal ca�kowitej i odkry�, �e jedynie pisanie przyniesie ocalenie. Nie mie� �adnego tematu ksi��ki, �adnego pomys�u na ksi��k�, oznacza znale�� si�..., odnale�� si� z ni� oko w oko. Pusty bezmiar. Ksi��ka, kt�ra ewentualnie powstanie. Oko w oko z nico�ci�. Z pisaniem jakby �ywym i nagim, czym� straszliwym, straszliwie trudnym do pokonania. S�dz�, �e pisz�cy nic ma pomys�u na ksi��k�, �e ma puste r�ce, pustk� w g�owie, i �e przypomina sobie z ca�ej przygody, jak� jest ksi��ka, tylko ja�owy i nagi zapis, bez przysz�o�ci, bez odd�wi�ku, daleki, z jego elementarnymi z�otymi zasadami: ortografi�, sensem.
Wicekonsul jest ksi��k�, kt�ra wsz�dzie zosta�a okrzykni�ta �bezg�o�n�". Nie lubi� tego okre�lenia, ale kiedy do niej wracam, odnajduj� to, co� w tym rodzaju. Co prawda wicekonsul krzycza� co dnia... ale z przyczyn, kt�re dla mnie pozostan� tajemnic�. Tak jak ludzie codziennie si� modl�, on krzycza�. Naprawd�, wrzeszcza� g�o�no i nocami strzela� w Lahore po ogrodach Szalimar po to, �eby zabija�. Kogokolwiek, byle zabija�. Zabija� dla samego zabijania. Poniewa� �ktokolwiek" to by�y ca�e Indie w stanie rozpadu. Wrzeszcza� u siebie, w Rezydencji, i kiedy by� sam czarn� noc� w opustosza�ej Ka�-
kucie. Wicekonsul by� szalo:-vy, szalony z inteligencji. Zabija Lahore co noc.
Nie odnalaz�am go nigdzie indziej, odnalaz�am go tylko w aktorze, kt�ry go gra�, w moim przyjacielu, genialnym Michaclu Lonsdale - nawet kiedy wciela si� w inne role, dla mnie wci�� jest francuskim wicekonsulem w Lahore. Jest moim przyjacielem, bratem.
Wicekonsul to kto�, w kogo wierz�. Krzyk wice-konsula, �jedyna polityka", tak�e zosta� zarejestrowany tutaj, w Neauphle-le-Chateau. To tutaj j� zawo�a�, j�, tutaj, tak. J�, A.-M. S,, Ann�rMarie Guardi. To by�a Ona, Delphine Seyrig. l wszyscy p�akali. To by� p�acz bez hamulc�w, nie znaj�cy swojego sensu, nieunikniony, prawdziwy p�acz, jak p�acz nieszcz�snego ludu.
Przychodzi w �yciu taki moment, i my�l�, �e to jest straszne, przed kt�rym nie mo�na umkn��, a w kt�rym wszystko zostaje podane w w�tpliwo��: ma��e�stwo, przyjaciele, zw�aszcza wsp�lni przyjaciele ma��e�skiej pary. Dziecko nie. W dziecko nigdy si� nie w�tpi. I to zw�tpienie narasta. Ono jest samotne, to jest zw�tpienie samotno�ci. Z niej si� rodzi, z samotno�ci. Teraz mo�na ju� u�y� tego s�owa. S�dz�, �e wielu ludzi nic mog�oby znie�� tego, co tu opowiadam, ratowaliby sie-�^|^fcp-4i^� mo�e dlatego w�a�nie nie ka�d-v^jest pisarzem.T&k. Na tym
/^', ,-T - r-* -t i .'^ -v \
L '.'�.nk^OH^j 17
16
polega r�nica. Na tym polega prawda. Na niczym innym. W�tpi� to pisa�. Zatem zw�tpienie znaczy tak�e: pisarz. A wraz z pisarzem wszyscy pisz�. Zawsze by�o o tym wiadomo.
S�dz� r�wnie�, �e bez tego pierwotnego zw�tpienia, kt�re pcha w stron� pisania, samotno�ci nie ma. Nikt nigdy nie pisa� na dwa g�osy. Mo�na by�o �piewa� na dwa g�osy, tak�e tworzy� we dwoje muzyk�, gra� w tenisa, ale pisa� - nie. Nigdy. Od razu pisa�am ksi��ki zwane politycznymi. Pierwsza to Abahn Sabana David, jedna z tych, kt�re s� mi najdro�sze. S�dz�, �e to nie ma znaczenia, czy ksi��k� jest trudniej czy �atwiej prowadzi� ni� zwyczajne �ycie. Po prostu taka trudno�� istnieje. Ksi��k� trudno jest poprowadzi�, w stron� czytelnika, w takim kierunku, w jakim idzie jego lektura. Gdybym nie pisa�a, zosta�abym nieuleczaln� alkoholiczk�. Cz�owiek faktycznie jest zgubiony, kiedy nie mo�e wi�cej pisa�... Wtedy si� pije. Skoro jest zgubiony, a zatem nie ma ju� nic wi�cej do napisania, do stracenia - pisze. P�ki ksi��ka istnieje i krzyczy, ��da, �eby j� uko�czy�, cz�owiek pisze. Musi si� do niej dostosowa�. Nie mo�na na dobre porzuci� ksi��ki w momencie, kiedy nie jest jeszcze do ko�ca napisana - to znaczy: samodzielna i wolna od ciebie, kt�ry j� stworzy�e�. To jest tak samo nie do przyj�cia, jak zbrodnia. Nie wierz� tym, kt�rzy m�wi�: �Podar�em r�kopis, rzuci�em wszystko". Nie wierz� w to. Albo to, co by�o
18
napisane, nie istnia�o dla innych, albo to nie by�a ksi��ka. A zawsze wiadomo, kiedy to nie jest ksi��ka. Nie wiadomo natomiast, kiedy ksi��k� nigdy nie b�dzie, nie. Tego nigdy nie wiadomo.
Kiedy si� k�ad�am spa�, chowa�am twarz. Ba�am si� siebie. Nie wiem dlaczego. Z tego powodu te� pi�am przed snem. �eby o sobie zapomnie�. To przechodzi szybko do krwi i potem mo�na spa�. Samotno�� alkoholowa budzi l�k. Tak, to serce. Nagle zaczyna bi� bardzo szybko.
Wszystko pisa�o, kiedy ja pisa�am w domu. Pisanie by�o wszechobecne. Spotykaj�c si� z przyjaci�mi, czasami nie potrafi�am ich dobrze pozna�. To trwa�o tak przez kilka lat, trudnych dla mnie, tak, mo�e przez dziesi�� lat, d�ugo. A kiedy przyjaciele, nawet ci najbli�si, mnie odwiedzali, by�o w tym te� co� okropnego. Ci przyjaciele nic o mnie nie wiedzieli: chcieli dla mnie dobrze i przychodzili z �yczliwo�ci, my�l�c, �e dobrze robi�. A najdziwniejsze, �e by�o mi to oboj�tne.
Pisanie sprawia, �e cz�owiek dziczeje. Odnajduje dziko�� sprzed pocz�tku �ycia, l zawsze j� rozpoznaje, to jest dziko�� las�w, ta najdawniejsza jak czas. Dziko�� l�ku przed wszystkim, wyra�na i nieod��czna od samego �ycia. Cz�owiek to istota zawzi�ta. Nie mo�e pisa� kto�, kto nie jest silny cia�em.
19
Trzeba by� silniejszym od samego siebie, �eby przyst�pi� do pisania, trzeba by� silniejszym od tego, co si� pisze. Tak to ju� dziwnie z tym jest. To nie tylko pisanie, tekst, to zew nocnych zwierz�t, ka�dy krzyk, pana i m�j, szczekanie ps�w. To masowe, doprowadzaj�ce do rozpaczy prostactwo spo�ecze�stwa. B�l to tak�e Chrystus i Moj�esz, i faraonowie, i wszyscy �ydzi, i wszystkie �ydowskie dzieci, a r�wnie� najbardziej wybuja�e uczucie szcz�cia. " I tak jest zawsze, wierz� w to.
Ten dom w Neauphle-le-Chateau kupi�am za pieni�dze z prawa do sfilmowania mojeLksi��ki Tama nad Pacyfikiem. Nale�a� do mnie, by� na mnie zapisany. Zakup poprzedzi� szale�stwo pisania. Pewnego rodzaju wulkan. My�l�, �e ten dom du�o tu znaczy. By� mi pocieszeniem za wszystkie krzywdy dzieci�stwa. Kupuj�c go, bardzo szybko zrozumia�am, �e zrobi�am co� wa�nego dla siebie, i ostatecznego. Co� wy��cznie dla siebie i dla mojego dziecka - po raz pierwszy w �yciu. I zajmowa�am si� nim. Sprz�ta�am. Naprawd� bardzo mnie �zaprz�tn��". Potem, kiedy wci�gn�y mnie ksi��ki, mniej si� o niego troszczy�am.
Pisanie si�ga bardzo daleko... A� do zerwania z nim. Czasami to jest me do wytrzymania. Nagle
20
wszystko tak nabiera sensu w odniesieniu do tekstu, �e mo�na oszale�. Cz�owiek przestaje zna� swoich znajomych, a ma wra�enie, �e czeka� na tych, kt�rych nic zna. Tak si� dzia�o pewnie dlatego, �e by�am ju�, troch� bardziej ni� inni, zm�czona �yciem. To by� stan b�lu bez cierpienia. Nie pr�bowa�am chroni� si� przed innymi lud�mi, zw�aszcza przed tymi, kt�rzy mnie znali. To nie by�o smutne. By�o rozpaczliwe. Zamota�am si� w najtrudniejsze jak dot�d zadanie �ycia: pisa� o �yciu mojego kochanka z Lahore. Napisa� Wicekonsula. Musia�am po�wi�ci� tej ksi��ce trzy lata. Nie mog�am o niej m�wi�, bo najmniejsza ingerencja w ksi��k�, najdrobniejsze zdanie �obiektywne" wszystko by z niej wymaza�y. Tekst inaczej przeze mnie napisany, poprawiony, zniszczy�by pisanie tej ksi��ki i to, co sama o niej wiedzia�am. Wra�enie - zreszt� prawdziwe -�e to, co si� napisa�o, napisa�o si� samemu, czy jest to �adne, czy fantastyczne. Kiedy czyta�am recenzje, przewa�nie by�am wyczulona na opini�, �e �to nie jest do niczego podobne". Co znaczy, �e ��czy�o si� w jedno z pierwotn� samotno�ci� autora.
My�la�am, �e ten dom tutaj, w Neauphle, kupi�am r�wnie� dla moich przyjaci�, po to �eby ich przyjmowa�, ale myli�am si�. Kupi�am go dla siebie. Dopiero teraz to wiem i m�wi� o tym. Wieczorem bywa�o tu wielu przyjaci�, cz�sto przyje�d�ali Gal-
- _. .. - 21
limardowie ze swoimi kobietami i z przyjaci�mi. Liczny by� ten kr�g Gallimard�w, czasami i z pi�tna-. stu. Prosi�am, �eby przyje�d�ano troch� wcze�niej, by przenie�� sto�y do jednego pokoju, �eby�my si� pomie�cili wszyscy razem. Te wieczory by�y dla wszystkich bardzo szcz�liwe. Najszcz�liwsze. Zawsze byli tu Robert Antelme i Dionys Mascolo, i ich przyjaciele. A tak�e moi kochankowie, zw�aszcza Gerard Jarlot, rasowy uwodziciel, kt�ry te� zaprzyja�ni� si� z Gallimardami.
Kiedy dom by� pe�en ludzi, by�am zarazem mniej samotna i bardziej opuszczona. �eby ogarn�� t� samotno��, trzeba j� prze�y� w nocy. Wyobrazi� sobie Duras noc� we w�asnym ��ku, �pi�c� samotnie w domu o powierzchni czterystu metr�w kwadratowych. Kiedy szlam w~jego drugi koniec, tam, w stron� �domeczku", ba�am si� przestrzeni jak pu�apki. Mog� powiedzie�, �e czu�am ten strach ka�dego wieczoru. Jednak nigdy nie kiwn�am palcem, �eby tu kto� zamieszka�. Zdarza�o mi si� wychodzi� p�nym wieczorem, 'to by�y d�ugie, przyjemne spacery z lud�mi ze wsi, z przyjaci�mi, z mieszka�cami Neauphlc. Pili�my. Du�o rozmawiali�my. Chodzili�my do czego� w rodzaju kafejki, ogromnej jak wielohek-tarowe miasteczko. O trzeciej nad ranem si� tam k��bi�o. Przypominam sobie nazw�: Par�y II. W tych miejscach cz�owiek tak�e czul si� zagubio-
22
�y. Kelnerzy czuwali jak gliniarze nad ogromnym obszarem naszej samotno�ci.
Ten dom tutaj to nie jest wiejski dom. To nie tak. Najpierw to by�a ferma, ze stawem", a potem dacza jednego notariusza, z wielkiego paryskiego
Notariatu.
Kiedy otwarto przede mn� drzwi, ujrza�am park. To trwa�o przez kilka sekund. Od progu powiedzia�am, �e tak, �e kupuj� ten dom. Kupi�am go z marszu. I tak te� zap�aci�am, got�wk�.
Teraz mo�na w nim mieszka� przez ca�y rok. Ofiarowa�am go te� synowi. Nale�y do nas obojga. Dzisiaj my�l�, �e on jest do niego tak samo przywi�zany jak do mnie. Zachowa� w tym domu wszystko, co moje. Wci�� mog� by� w nim sama. Mam sw�j stolik, swoje ��ko, telefon, obrazy i ksi��ki. I scenariusze moich film�w. Kiedy jad� do tego domu, syn jest bardzo szcz�liwy. Jego szcz�cie jest teraz szcz�ciem mojego �ycia.
Pisarz to ciekawe zjawisko. To sprzeczno��, albo i nonsens. Pisa� znaczy tak�e nie m�wi�. Zamilk-
23
na�. Krzycze� bezg�o�nie n � j � 6 - Cz�sto mo�na porz�dnie
wypocz��, du�o si� s�ucK n- � - � j � ' r ^ &1ULMa. Pisarz me m�wi du�o,
bo nic mo�na rozmawia� z kimg Q ksi�zcc/ ktor� si� napisa�o, czy tym bardziej o ksiazce/ kt�r� si� teraz pisze. To niemo�liwe. Ca�kiem odwrotnie ni� w przypadku kina, teatru i innych widowisk. Odwrotnie ni� z jak�kolwiek lektur�. To jest najtrudniejsze ze wszystkiego. Najgorsze. Bo ksi��ka to nieznane, to noc, to zamkni�cie, w�a�nie tak. To ksi��ka posuwa si� naprz�d, rozrasta, zmierza w kierunkach, o kt�rych my�leli�my, �e ju� je poznali�my, zmierza ku w�asnemu przeznaczeniu i ku przeznaczeniu swojego autora, kt�ry przestaje istnie� z chwil� jej wydania: rozstanie z ni�, z ksi��k� wymarzon�, wy�nion�, jak z najm�odszym dzieckiem, zawsze najbardziej ukochanym ze wszystkich. "
Ksi��ka otwarta to tak�e noc.
Nie wiem dlaczego, ale te ostatnie s�owa pobudzaj� mnie do p�aczu.
Pisa� mimo wszystko, wbrew rozpaczy. Nie: z rozpacz�. Nie wiem, jak� to rozpacz. Pisa� na uboczu tego, co poprzedza tekst, to go zmarnowa�. A jednak trzeba si� z tym pogodzi�: zmarnowa� co�,
24
co by�o pora�k� to zawr�ci� w stron� innej ksi��ki, w stron� innej mo�liwo�ci tej samej ksi��ki.
To zatracenie siebie w tym domu w najmniejszym stopniu nie zale�y od woli. Nie twierdzi�am: �Jestem tu zamkni�ta przez okr�g�y rok". To nieprawda, m�wi�c tak, sk�ama�abym. Chodzi�am po zakupy, do kawiarni. Ale r�wnocze�nie by�am i tutaj. Miasteczko i dom to to samo. I st� nad stawem. I czarny atrament. I bia�y papier, to to samo. A z ksi��kami, nie, nagle, nie, z nimi to nigdy nie to samo.
Przede mn� nikt w tym domu nie pisa�. Pyta�am so�tysa, s�siad�w, sklepikarzy. Nie. Nigdy. Cz�sto dzwoni�am do Wersalu*, pr�buj�c dowiedzie� si� nazwisk ludzi, kt�rzy mieszkali w tym domu. W szeregu nazwisk mieszka�c�w, ich imion i profesji, nie by�o ani jednego pisarza. A przecie� wszystkie te nazwiska mog�yby nale�e� do pisarzy. Wszystkie. Ale nie. By�y tu fermy tutejszych rodzin. A w ziemi odkry�am poniemieckie odpadki. Dom rzeczywi�cie zajmowali oficerowie niemieccy. Ich
Wersal stanowi o�rodek administracyjny departamentu Ivelines, w kt�rym znajduje si� Neauphle-le-Chateau (ten i wszystkie nast�pne przypisy pochodz� od t�umacza).
25
�mietniki to by�y dziury, dziury w ziemi. Le�a�o w nich pe�no muszli po ostrygach, pustych puszek po drogiej �ywno�ci, zw�aszcza foie gras* czy kawiorze. I du�o pot�uczonych naczy�. Wyrzucili�my wszystko. Z wyj�tkiem od�amk�w naczy�, na pewno z Sevres, zdobienia pozosta�y nietkni�te. A niebieski by� jak niewinny kolor oczu niekt�rych naszych dzieci.
Kiedy ksi��ka jest uko�czona - mam na my�li t�, kt�r� si� pisa�o - czytaj�c j�, nie mo�na ju� stwierdzi�, �e to ta sama ksi��ka, kt�r� si� napisa�o, ani okre�li�, co zosta�o w niej przedstawione, ani jaka to �� by�a rozpacz, czy jakie szcz�cie, �e si� odnalaz�a albo �e upad�a ca�a istota cz�owieka. Poniewa� na ko�cu, w ksi��ce, niczego takiege-^me-mda�. Dzie�o jest w pewnym sensie jednorodne, dojrza�e. W takiej ksi��ce, sko�czonej i rozpowszechnionej, nic nowego si� ju� nie zdarza. Ona powraca do niepoj�tego stanu niewinno�ci, jaki towarzyszy� jej narodzinom.
Obcowa� samotnie z ksi��k�, kt�ra jeszcze nie zosta�a napisana, to wci�� by� pogr��onym w pierwotnym �nie ludzko�ci. W�a�nie tak. To tak�e obco-
' Specjalno�� kuchni francuskiej. Rodzaj pasztetu z przet�uszczonej g�siej w�troby.
26
wa� samotnie z pisaniem, kt�re jeszcze le�y od�ogiem. To pr�bowa� nie umrze� od tego. To by� sam� w schronie w czasie wojny. Tyle �e bez modlitwy, bez Boga, bez �adnej my�li poza t� szalon� ��dz� wymordowania Narodu niemieckiego a� po ostatniego nazist�.
Pisanie zawsze pozbawione by�o wszelkich odniesie� albo te� jest... Wci�� jest jak pierwszego dnia. Dzikie. Inne. Z wyj�tkiem ludzi; o osobach, kt�re kr��� w ksi��ce, nigdy nie zapomina si� podczas pracy i nigdy autor ich nie �a�uje. Nie, co do tego jestem pewna, nie, pisanie ksi��ki, to, co napisane. Zatem zawsze to mo�na porzuci�. Samotno�� pisarza mie�ci w sobie samob�jstwo. Cz�owiek jest sam nawet w swojej w�asnej samotno�ci. Zawsze niepoj�tej. Zawsze niebezpiecznej. Tak. Cena, kt�r� trzeba zap�aci� za to, �e o�mieli�o si� wyj�� i krzycze�.
Je�li chodzi o dom, pisa�am na pierwszym pi�trze, nie na dole. Potem odwrotnie, pisa�am w du�ym �rodkowym pokoju na parterze, mo�e dlatego, �eby nie by� tak bardzo samotn�, ju� nie pami�tam, a poza tym, �eby widzie� park.
Oto, co mie�ci w sobie ksi��ka: samotno�� odnosi si� w niej do ca�ego �wiata. Jest wsz�dzie. Zagarn�a wszystko. Naprawd� wierz�, �e zagarn�a. Jak ka�dy. Bez samotno�ci niczego si� nie da zrobi�. Na nic nie mo�na patrze�. To jest spos�b my�lenia, rozumo-
27
wania, ale wy��cznie my�l� codzienn�. To si� zawiera tak�e w funkcji pisania i mo�e przede wszystkim powtarzania sobie, �e nie trzeba codziennie pozbawia� si� �ycia, skoro codziennie mo�na to zrobi�, l o jest w�a�nie pisanie ksi��ki, a nie samotno��. M�wi� o samotno�ci, ale nie by�am samotna, bo mia�am t� prac�, kt�r� musia�am doprowadzi� do ostatniej kropki, t� prac� galernika: napisa� Wicekonsula Francji w Lnliorc. I ta ksi��ka powsta�a i zosta�a przet�umaczona na j�zyki ca�ego �wiata, i si� przyj�a. W tej ksi��ce wicckonsul strzela do tr�du, do tr�dowatych, do n�dzarzy, do ps�w, a potem strzela i do Bia�ych, do bia�ych zarz�dc�w. Zabija� wszystko z wyj�tkiem jej, tej, kt�ra pewnego ranka utopi�a si� w Delcie, Lo-li Ynlcric Stcin, Kr�lowej mojego dzieci�stwa i S. Tha-li, �ony gubernatora w Vinh Long*.
To by�a pierwsza ksi��ka mojego �ycia. To si� dzia�o w Lahore, a tak�e tam, w Kambod�y, na plantacjach, wsz�dzie. Na samym pocz�tku Wicekon-SUla pojawia si� pi�tnastoletnie dziecko w ci��y, ma�a Annamitka wyp�dzona przez matk� z domu, kt�ra b��ka si� w�r�d masywu b��kitnego marmuru
Pursat,N1epami�tamjuz,co]estdale].Pami�am,
mia�am du�e trudno�ci z odnalezieniem tego ca, tych g�r w Pursat, gdzie nigdy me dotar-
�am. Mapa le�a�a tu na biurku, a ja �ledzi�am drogi �ebrak�w i dzieci z po�amanymi nogami, ociemnia�ych, porzuconych przez matki, �ywi�cych si� odpadkami. Bardzo trudno by�o napisa� t� ksi��k�. Nie istnia�a �adna p�aszczyzna, na kt�rej mo�na by odda� rozmiary nieszcz�cia, poniewa� nie zosta�o ju� nic z wydarze�, kt�re mog�yby je wywo�a�. Zosta� ju� tylko sam G��d i B�l.
Dzikie z natury wypadki nie wi�za�y si� ze sob�, a zatem niczego nie mo�na by�o zaplanowa�. Nigdy nic by�o tego w moim �yciu. Nigdy. Ani w �yciu, ani w ksi��kach - ani razu.
Pisa�am ka�dego ranka. Ale bez �adnego planu zaj��. Nigdy. Z wyj�tkiem kuchni. Wiedzia�am, kiedy trzeba przyj��, �eby si� zagotowa�o albo nie przypali�o. Wiedzia�am to te�, je�li chodzi o ksi��ki. Przysi�gam. Wszystko przysi�gam. Nigdy nie sk�ama�am w ksi��ce. Ani nawet w �yciu. Tylko m�czyznom. Nigdy. A to dlatego, �e matka nastraszy�a mnie, �e k�amstwo zabija k�ami�ce dzieci.
w
o�rodek administracyjny prowincji 28
^^wte^-li**1-'
nizowanc, poddane kontroli, �e si� tak wyra��. Przymus korygowania, kt�ry pisarz bardzo cz�sto odczuwa wzgl�dem siebie. I wtedy staje si� w�asnym glin�. Rozumiem przez to poszukiwanie w�a�ciwej formy, czyli formy najpowszechniejszej, najbardziej przejrzystej, bezpiecznej. Nadal istniej� martwe generacje, kt�re tworz� ksi��ki wstydliwe. Nawet m�odzi: ksi��ki pe�ne uroku, bez �adnego przed�u�enia, bez nocy. Pozbawione ciszy. Inaczej m�wi�c: bez prawdziwego autora. Ksi��ki powszednie, dla rozrywki, dobre w podr�y. Ale nie takie, kt�re zapuszczaj� korzenie i wyra�aj� ci�k� �a�ob� ka�dego �ycia, wsp�lny punkt wszelkiej my�li.
ja nic wiem, czym jest ksi��ka. Nikt tego nie wie. Ale cz�owiek wie, kiedy ma z ni� do czynienia. I wie, kiedy ma do czynienia z niczym - jak to, �e jest, �e jeszcze nie umar�.
Ka�da ksi��ka jak i ka�dy pisarz maj� w sobie trudne miejsce, kt�rego nie spos�b omin��. On si� musi zdecydowa� zostawi� ten b��d w ksi��ce, �eby pozosta�a prawdziwa, nieprzek�amana. Jeszcze nie wiem, czym samotno�� staje si� p�niej. Jeszcze nie mog� o tym m�wi�. Ale mam wra�enie, �e ta samotno�� staje si� czym� zwyczajnym, ze z czasem - pospolicieje, i �e to jest dobre.
Kiedy po raz pierwszy powiedzia�am komu� o tej mi�o�ci mi�dzy Anne-Marie Stretter, francusk� am-basadorow� w Lahore, i wicekonsulem, mia�am uczucie, �e zniszczy�am ksi��k�, �e wytr�ci�am j� ze stanu oczekiwania. Ale nie, nie tylko nic si� tu nie zmieni�o, ale wr�cz przeciwnie. Autorzy pope�niaj� te� i takie b��dy - kt�re w rzeczywisto�ci okazuj� si� szcz�liwe. Te b��dy udane, wspania�e, s� bardzo emocjonuj�ce, a i inne bywaj� cudowne - te �atwe, jakby nale��ce do dzieci�stwa.
Widz� cz�sto, �e ksi��ki innych s� �czyste", ale cz�sto tak, jakby wyrasta�y z klasycyzmu bez �adnego ryzyka. S�owo wyzute z niepewno�ci by�oby zgubne. Nic wiem.
Wielkie lektury mojego �ycia, te wy��cznie moje, to ksi��ki napisane przez m�czyzn. To Miche-let. Michelet i jeszcze raz Michelet, do �ez. Pisma polityczne te�, ale ju� mniej. To Saint-Just, Sten-dhal, ale, co dziwne, nie Balzac. Ksi�ga ksi�g to Stary Testament.
Nie wiem, jak wydoby�am si� z tego, co mo�na by nazwa� za�amaniem, jak by si� powiedzia�o o za�amaniu nerwowym albo o nag�ej oci�a�o�ci, os�abieniu, jak przy udawanym �nie. Samotno�� to te� by�o to. Rodzaj zapisu, l czyta� znaczy�o pisa�.
31
Niekt�rych pisarzy ogarnia przera�enie. Boj� si� pisa�. W moim przypadku odegra�o by� mo�e pewn� rol� to, ze nigdy nie czu�am l�ku przed takim strachem. Stworzy�am ksi��ki niezrozumia�e i by�y czytane. Jedn� z nich, do kt�rej nie wraca�am od trzydziestu lat, przeczyta�am ostatnio i uwa�am, �e jest wspania�a. Nazywa si�: Spokojne �ycie. Zapomnia�am z niej wszystko, z wyj�tkiem ostatniego zdania: �Nikt opr�cz mnie nie widzia�, jak m�czyzna tonie". To ksi��ka napisana jednym ci�giem, utrzymana w zwyczajnej i bardzo ponurej logice zbrodni. W tej ksi��ce mo�na p�j�� dalej ni� ona sama si�ga, czy przedstawiona w niej zbrodnia. Idzie si� nie wiadomo dok�d, pewnie ku uwielbieniu siostry, ku mi�osnej historii siostry i brata, raz jeszcze, tak, w kt�rej przetrwa, o�lepiaj�ca;lekkomy�lna, pokarana mi�o��.
Jeste�my chorzy nadziej�, my z 68., nadziej�, kt�r� pok�ada si� w roli proletariatu. I nic, �adne prawo, nikt ani nic nie wyleczy nas z tej nadziei. Chcia�abym ponownie zapisa� si� do P. C.* Ale r�wnocze�nie wiem, �e to nie by�oby dobre. I chcia�abym tak�e przem�wi� do prawicy i zel�y� j� z ca��
' Partie Communiste - Partii Komunistycznej.
32
w�ciek�o�ci�. Obelga jest r�wnie silna jak pisanie. To jest pisanie, tyle �e adresowane. Obra�a�am ludzi w swoich artyku�ach - daje to takie samo zaspokojenie, jak napisanie pi�knego wiersza. Cz�owiek lewicy i cz�owiek prawicy s� dla mnie zasadniczo r�ni. Niekt�rzy by powiedzieli, �e to te same osoby. Po stronie lewicy by� Beregovoy, kt�rego nikt nie zast�pi. BeregoYoyem numer jeden jest Mitterrand, tak�e do nikogo niepodobny.
A ja jestem podobna do wszystkich. S�dz�, �e nigdy nikt nie obejrza� si� za mn� na ulicy. Jestem chodz�c� przeci�tno�ci�. Triumfem przeci�tno�ci. Jak ta starsza pani z ksi��ki Ci�ar�wka.
�yj�c w taki spos�b, tak jak m�wi�, �e �y�am, w tej samotno�ci, cz�owiek nara�a si� z czasem na pewne niebezpiecze�stwa. To nieuniknione. Kiedy tylko istota ludzka zostaje sama, sk�ania si� ku szale�stwu. Tak w�a�nie uwa�am: uwa�am, �e kto� zdany na samego siebie ju� jest dotkni�ty szale�stwem, gdy� nic nie powstrzyma w nim erupcji ob��du.
Cz�owiek nigdy nie jest sam. Nigdy nie jest sam fizycznie. Nigdzie. Zawsze znajduje si� w jakim� otoczeniu. S�yszy ha�asy z kuchni, odg�osy telewizora albo radia z s�siednich mieszka� i w ca�ym bu-
33
dynku. Zw�aszcza kiedy nigdy nie domaga� si� ciszy, tak jak ja to zawsze robi�am.
Chcia�abym opowiedzie� histori�, kt�r� pewnego razu po raz pierwszy opowiedzia�am Michelle Porte, kt�ra zrobi�a o mnie film. A wi�c znajdowa�am si� wtedy w pomieszczeniu, kt�re nazywano �spi�arka" w �domeczku" ��cz�cym si� z �du�ym" domem. By�am sama. Czeka�am na Michelle Porte w tej spi�arce. Cz�sto tak zostaj� sama w spokojnych i pustych miejscach. Na d�ugo. I w�a�nie w tej ciszy, tamtego dnia, nagle zobaczy�am i us�ysza�am u podn�a �ciany, bardzo blisko mnie, ostatnie minuty �ycia najzwyklejszej mu�RyT""""""
Usiad�am na ziemi, �eby jej nie przestraszy�. Przesta�am si� porusza�.
By�am z ni� sama w ca�ym rozleg�ym domu. Nigdy dot�d nie my�la�am o muchach, chyba �e je przeklina�am. Tak jak pan. Zosta�am podobnie jak pan wychowana w prze�wiadczeniu okropno�ci tej �wiatowej plagi, kt�ra przynosi d�um� i choler�.
Zbli�y�am si�, �eby zobaczy�, jak umiera.
Usi�owa�a oderwa� si� od �ciany, gdzie mog�aby zosta� uwi�ziona w piasku i cemencie, odkruszaj�-cym si� pod wp�ywem wilgoci z parku. Patrzy�am, iak taka mucha umiera. D�ugo to trwa�o. Walczy�a ze
34
�mierci�. To trwa�o z dziesi�� - pi�tna�cie minut i potem usta�o. Wida�, usz�o z niej �ycie. Zosta�am, �eby jeszcze popatrze�. Mucha ci�gle by�a na �cianie, tak jak j� ujrza�am, jakby przyklejona.
Myli�am si�: wci�� jeszcze �y�a.
Zosta�am jeszcze d�u�ej, patrz�c na ni� i licz�c na
to, �e powr�ci w ni� nadzieja, �ycie.
Moja obecno�� jeszcze dodawa�a tej -�mierci okrucie�stwa. Wiedzia�am o tym i zosta�am. �eby zobaczy�. Zobaczy�, jak �mier� stopniowo zaw�adnie much�. A tak�e spr�bowa� dojrze�, sk�d si� ta �mier� wy�ania. Z zewn�trz czy z grubo�ci �ciany, albo z pod�ogi. Z jakiej nocy przychodzi, z ziemi czy z nieba, z pobliskich las�w czy z niemo�liwej jeszcze do nazwania nico�ci, mo�e bardzo niedalekiej, a mo�e ze mnie, kt�ra usi�owa�am odnale�� drog� muchy przechodz�cej w wieczno��.
Nie pami�tam, jak to si� sko�czy�o. Pewnie mucha, b�d�c u kresu si�, spad�a. �apki odczepi�y si� od �ciany. I odpad�a od �ciany. Nie pami�tam ju� nic, opr�cz tego, �e wysz�am stamt�d. Powiedzia�am sobie: �Zwariowa�a�", l odesz�am stamt�d.
Kiedy Michelle Porte przyjecha�a, pokaza�am jej to miejsce i powiedzia�am, �e mucha zdech�a tam
35
o trzeciej dwadzie�cia. Michelle Porte bardzo si� �mia�a. �mia�a si� jak szalona. Mia�a racj�. U�miechn�am si� do niej, �eby z tym sko�czy�. Ale nie: jeszcze si� �mia�a. Ale, kiedy to tak panu opowiadam, to Bogiem a prawd�, moj� prawd�, to, co przed chwil� powiedzia�am, co si� zdarzy�o mi�dzy mn� i much�, to jeszcze nie nadaje si� do �miechu.
�mier� muchy to przecie� �mier�. To �mier� w drodze do pewnego ko�ca �wiata, kt�ra rozpo�ciera przestrze� ostatniego snu. Cz�owiek widzi, jak umiera pies, widzi, jak umiera ko�, i co� m�wi, na przyk�ad, biedaczysko... Ale kiedy umiera mucha, cz�owiek nic nie m�wi, nie wydaje dyspozycji, nic.
Teraz jest to napisane. Mo�e nam grozi� taki niezwykle ponury - nie lubi� tego okre�lenia - po�lizg. To nic powa�nego, ale jest to zdarzenie zamkni�te w sobie, absolutne, o ogrornrrym~zrraczeniu: znaczeniu nieuchwytnym i bez granic. Pomy�la�am o �ydach. Poczu�am do Niemiec tak� sam� nienawi��, jak w pierwszych dniach wojny, ca�� sob�, ze wszystkich si�. Tak jak w czasie wojny, za ka�dym razem, gdy spotka�am Niemca na ulicy, my�la�am o mordzie, kt�ry bym na nim pope�ni�a, kt�ry bym sama wymy�li�a, udoskonali�a, o tym przeogromnym szcz�ciu wobec niemieckiego cia�a, kt�re sta�o si� takie przeze mnie, martwe.
Poza tym dobrze jest, je�li tekst doprowadza do tego, do tej konaj�cej muchy. Mam na my�li: opisa� trwog� przed pisaniem. Dok�adna, zapisana godzina �mierci ju� czyni�a j� niedost�pn�. Nadawa�o jej to pewn� og�ln� wa�no��, powiedzmy, konkretne miejsce na og�lnej mapie �ycia na ziemi.
Przez t� dok�adno�� w podaniu godziny, o kt�rej zmar�a, mucha mia�a tajemny pogrzeb. Dwadzie�cia lat po jej �mierci, i tu mamy tego dow�d, jeszcze si� o niej m�wi.
Nigdy nie opowiada�am o �mierci tej muchy, o tym, ile to trwa�o, o powolno�ci, o jej okrutnym strachu, o jej prawdzie.
Precyzyjnie okre�lona godzina �mierci nawi�zuje do wsp�egzystencji z cz�owiekiem, ze skolonizowanymi ludami, z fikcyjnym t�umem nieznajomych ze �wiata, ludzi samotnych samotno�ci� powszechn�. �ycie jest wsz�dzie. Od bakterii po s�onia. Od ziemi po boskie albo wymar�e niebo.
Niczego nie przygotowa�am w zwi�zku ze �mierci� muchy. Bia�e, g�adkie �ciany - ca�un dla niej by� ju� gotowy - sprawi�y, �e jej �mier� sta�a si� zdarzeniem publicznym, wpisanym w porz�dek rzeczy i nieuniknionym. Ta mucha by�a wyra�nie u kresu �ycia. Nie mog�am powstrzyma� si� od patrzenia, jak umiera. Ju� si� nie rusza�a. By�o i to jeszcze,
36
37
�wiadomo��, �e nie spos�b opowiedzie�, �e ta mu-
cha by�a.
Od tamtej pory min�o dwadzie�da ]at N{ , 7 .7�Wlad^m tego zdarzenia, tak jak przed chwj� nawet Mlchelle Porte. Poza tym wiedzia�am - to by�o wida� - �e mucha ju� wie> ze ten waj�cy j� l�d to �mier�. W�a�nie to by�o najbardziej przera�aj�ce. Najbardziej nieoczekiwane. Ona wiedzia�a. I godzi�a si� na to.
Ta kr�lowa. Czarnoniebieska.
I to w�a�nie ona, ta w�a�nie, kt�r� widzia�am, by�a martwa. Wszystko powoli. Walczy�a a� po ostatnie drgni�cie. A potem si� podda�a. To trwa�o zapewne pi�� do o�miu minut. D�ugo. Chwila wszechogarniaj�cej trwogi, l odej�cie �mierci ku innemu niebu, ku innym planetom, innym miejscom.
Dom nie istnieje tak sam z siebie. Potrzeba wok� niego czasu, ludzi, historii, �prze�om�w", spraw takich, jak ma��e�stwo czy jak �mier� tamtej muchy, �mier�, zwyczajna �mier� - zarazem i jedno�ci, i mnogo�ci, �mier� �wiatowa, proletariacka. �mier� poprzez wojny, te g�ry wojerTna^Ziemir
Ten dzie�. Ten konkretny dzie� spotkania z przyjaci�k� Michelle Porte; tego dnia, wszystko jedno o kt�rej godzinie, widziana tylko przeze mnie, umar�a mucha.
W chwili, gdy na ni� patrzy�am, zrobj�a si� nagle trzecia dwadzie�cia po po�udniu i powsta� py�: brz�czenie pocieranych o siebie skrzyde�ek usta�o.
Mucha by�a martwa.
Chcia�am uciec, a r�wnocze�nie czu�am, �e musz� patrze� w kierunku tego brz�czenia przy ziemi, �eby jednak us�ysze�, jeden raz, nik�y odg�os, jaki p�on�c, wydaje zielone drzewo �mierci zwyczajnej muchy.
Tak. No w�a�nie, ta �mier� muchy sta�a si� owym przesuni�ciem w literaturze. Cz�owiek pisze, nie wiedz�c o tym. Cz�owiek pisze, patrz�c, jak umiera mucha. Ma do tego prawo.
Michelle Porte �mia�a si� jak szalona, kiedy powiedzia�am, o kt�rej godzinie umar�a mucha. I dopiero teraz my�l�, �e to by� mo�e nie ja opowiedzia�am t� �mier� w taki spos�b, do �miechu. Wtedy nie mia�am �rodk�w, by to wyrazi�, poniewa� na t� �mier� patrzy�am, na t� agoni� czarnoniebieskiej muchy.
38
39
Samotno�ci zawsze towarzyszy ob��d. Wiem o tym. Cz�owiek nic widzi ob��du. Czasami tylko go przeczuwa. Nie s�dz�, �eby mog�o z tym by� inaczej. Kiedy wyci�ga si� z siebie wszystko, ca�� ksi��k�, si�� rzeczy zapada si� w szczeg�lny stan pewnego rodzaju samotno�ci, kt�rej nie mo�na z nikim dzieli�. Niczym si� nie mo�na podzieli�. Trzeba samemu przeczyta� ksi��k�, kt�r� si� napisa�o, b�d�c w niej odci�tym od �wiata jak za klasztornym murem. To ma z ca�� pewno�ci� wymiar religijny, ale nie odczuwa si� tego od razu, mo�na o tym pomy�le� po fakcie (jak ja pomy�la�am w tej chwili), na przyk�ad ze wzgl�du na co�, co by�oby �yciem, albo co po�o�y�oby kres �yciu ksi��ki, albo z uwagi na mow�, krzyk, czy g�uche, milcz�co straszne zawodzenia wszystkich lud�w
�wiata.
Wok� nas wszystko pisze, to w�a�nie trzeba nauczy� si� dostrzega�, wszystko pisze, mucha, mucha pisze, na �cianach, du�o napisa�a w �wietle wielkiej sali, odbijaj�cym si� w stawie. Pisanie muchy mog�oby zaj�� ca�� stron�. Wtedy sta�aby si� tekstem. Skoro mo�e si� nim sta� - ju� jest tekstem. By� mo�e kt�rego� dnia, za sto albo i wi�cej lat, kto� ten tekst przeczyta i w ten spos�b jeszcze jeden tekst b�dzie odczytany i przet�umaczony. I ogrom nieczytelnego poematu rozwinie si� na niebie.
Ale mimo wszystko gdzie� w �wiecie tworzy si� ksi��ki. Wszyscy je tworz�. Tak my�l�. Jestem pewna, �e tak jest. �e tak jest, na przyk�ad, w przypadku Blanchota. Kr��y wok� niego ob��d. Ob��d te� jest �mierci�. Nie dla Bataille'a. Dlaczego Bataille by� bezpieczny od wolnej, szalonej my�li? Nie umia�abym powiedzie�.
O tej historii muchy chcia�abym powiedzie� jeszcze troch� wi�cej.
Wci�� j� widz�, t� much�, jak umiera na bia�ej �cianie. Najpierw w promieniach s�o�ca, potem w �wietle pociemnia�ym i odbitym od wy�o�onej p�ytkami pod�ogi.
Mo�na te� nie pisa�, zapornn~ie�x> musze. Tylko na ni� patrze�. Widzie�, jak walczy�a, kiedy nadesz�a jej kolej, w spos�b straszny i zarachowany w nieznanym i pustym niebie.
Ot, i wszystko.
B�d� m�wi� o niczym.
40
41
O niczym.
Wszystkie domy w Neauphle s� zamieszka�e: zim� tak plus minus, jasne, ale w ka�dym razie zamieszka�e. Nie s� przeznaczone tylko na lato, jak cz�sto bywa. Istniej� przez ca�y rok. Otwarte, zamieszka�e. ;
W tym domu w Neauphle-le-Chateau licz� si� okna wychodz�ce na park i drog� na Pary� przed domem. T�, kt�r� przechodz� kobiety z moich ksi��ek.
Du�o spa�am w tym pokoju, w kt�rym teraz jest salon. Przez d�ugi czas my�la�am, �e sypialnia to co� umownego. Dopiero kiedy w niej popracowa�am, sta�a si� niezb�dna jak inne pokoje, nawet te puste na pi�trach. Lustro w salonie nale�a�o do poprzednich w�a�cicieli. Zostawili mi je. Pianino kupi�am zaraz po domu, cena prawie ta sama.
Wzd�u� domu, jeszcze przed stu laty, by�a �cie�ka dla byd�a, kt�re przychodzi�o poi� si� w stawie. Staw le�y teraz w moim parku. A byd�a ju� nie ma. Tym samym koniec ze �wie�ym mlekiem rano w miasteczku. Od stu lat.
Dopiero teraz, kiedy kr�ci si� tutaj film, dom �ygl�da jak inny, taki, jakim by� pewnego razu
w
dla innych ludzi przed nami. Z t� swoj� samotno�ci�, wdzi�kiem, wydaje si� naraz ca�kiem innym domem, kt�ry m�g�by nale�e� do jeszcze innych ludzi. Zupe�nie jakby co� tak strasznego, jak -utrata w�asno�ci tego domu, mog�o si� uzewn�trzni�.
Miejsce, w kt�rym trzyma si� owoce, warzywa, solone mas�o, �eby by�y w ch�odzie wewn�trz... By�o takie pomieszczenie... ciemne i ch�odne... my�l�, �e to chodzi o spi�ark�, tak, w�a�nie. To dobre s�owo. Z�o�y� to wszystko w bezpiecznym miejscu, jako zapasy na wojn�.
Pierwsze ro�liny, kt�re tutaj by�y, to te we wn�ce okiennej przy wej�ciu. To jest czerwone geranium z po�udnia Hiszpanii. Pachn�ce jak Wsch�d.
W tym domu kwiat�w nigdy si� nie wyrzuca. To taki zwyczaj, nie wym�g. Nigdy, nawet zwi�dni�te si� zostawia, jedne p�atki r�y s� tu ju� od czterdziestu lat, w s�oju. Wci�� s� bardzo r�owe. Suche i R�owe.
Przez ca�y rok jest tu k�opot ze zmierzchem. Tak latem, jak i zim�.
43
42
Kiedy latem przychodzi pierwszy zmierzch, nie mo�na wewn�trz zapala� �wiat�a.
A potem nastaje ten prawdziwy, zmierzch zimowy. Czasami zamykamy okiennice, �eby go nie widzie�. S� te� krzes�a, ustawia si� je na lato. I taras. Przez ca�e lato przesiadujemy na tarasie. Rozmawiamy z przyjaci�mi, kt�rzy tu przyje�d�aj�. Cz�sto w�a�nie po to, �eby porozmawia�.
To jest zawsze smutne, ale nie tragiczne, zima, �ycic, niesprawiedliwo��. A kt�rego� ranka -wszechogarniaj�ce przera�enie.
Po prostu, smutne. Cz�owiek wcale z czasem si� nie przyzwyczaja.
Najci�szy jest w tym-^eB�tt-st-raeh-o -drzewa. Wci�� i za ka�dym razem od nowa. Za ka�dym razem jak jest burza, a cz�sto si� to tutaj zdarza, jeste�my z nimi, boimy si� o te drzewa. Teraz nagle zapomnia�am, jak si� nazywaj�.
Zmierzch to taka pora, kiedy wszyscy wok� pisarza przestaj� pracowa�.
W mie�cie, na wsi, wsz�dzie, pisarze to ludzie samotni. Wsz�dzie i zawsze tacy byli.
44
Na ca�ym �wiecie koniec �wiat�a oznacza koniec pracy.
A ja zawsze mia�am wra�enie, �e ta pora, je�li o mnie chodzi, nie jest por� ko�ca pracy, ale por� jej pocz�tku. W naturze ma miejsce pewnego rodzaju odwr�cenie warto�ci, je�li chodzi o pisarza.
Inna praca w przypadku pisarzy czasami przynosi wstyd, a najcz�ciej wywo�uje �al z rodzaju politycznych, ,ten najsilniejszy ze wszystkich. Wiem, ze cz�owiek pozostaje wtedy niepocieszony. I �e staje si� gro�ny jak psy ich policji.
Tutaj cz�owiek czuje si� odci�ty od pracy r�k. Ale nic si� nie da poradzi� na to uczucie, trzeba do niego przywykn��, przyzwyczai� si�. To, co zawsze b�dzie najwa�niejsze, i to przyprawia nas o p�acz, to piek�o i niesprawiedliwo�� �wiata pracy. Piek�o fabryk, nadu�ycia z powodu pogardliwego stosunku i niesprawiedliwo�ci przedsi�biorc�w, ich okrucie�stwa, okrucie�stwa ustroju kapitalistycznego, piek�o nieszcz�cia, kt�re si� z tego bierze, z prawa bogaczy do rozporz�dzania proletariatem i czynienia ze� zasadniczej racji swojego niepowodzenia, nigdy za� sukcesu. Tajemnic� jest to, dlaczego proletariat si� na to godzi. Ale jest nas wielu, a liczba ta z dnia na
45
dzie� ro�nie, kt�rzy uwa�aj�, �e to nie mo�e ju� tak d�ugo trwa�. Ze do czego� doszli�my wszyscy, by� mo�e nauczyli�my si� na nowo czyta� ich haniebne teksty. Tak, w�a�nie o to chodzi.
Nie nalegam, odchodz�. Ale m�wi� o tym, czego wszyscy doznaj�, nawet je�li nie potrafi� tego prze�y�.
Cz�sto wraz z ko�cem pracy nachodzi ci� wspomnienie najwi�kszej niesprawiedliwo�ci. M�wi� o codzienno�ci �ycia. Rano nie - dopiero wieczorem dociera to do dom�w, do nas. I je�li cz�owiek nie jest taki, nie jest niczym w og�le. Jest: niczym. Ludzie wiedz� o tym wsz�dzie, w najdalszej wsi.
Oswobodzenie przychodzi wraz z pocz�tkiem nocy. Kiedy ustaje praca na zewn�trz. Pozostaje ten luksus, polegaj�cy na rym, �e my mo�emy noc� pisa�. Mo�emy pisa� o ka�dej porze. Nie obchodz� nas rozkazy, rozk�ady godzin, szefowie, bro�, mandaty, obelgi, gliny, szefowie i jeszcze raz szefowie. Ani kwoki wysiaduj�ce faszystowskie re�imy jutra.
46
Walka wicekonsula jest r�wnocze�nie naiwna i rewolucyjna.
To jest w�a�nie najwi�ksza niesprawiedliwo�� czas�w, wszystkich czas�w: i je�li cho� raz w �yciu si� nad ni� nie zap�acze, nie zap�acze si� nad niczym. A nigdy nie p�aka� to nie �y�.
P�aka� - to si� tak�e powinno zdarzy�.
Je�li nie ma po co p�aka�, my�l�, �e i tak trzeba p�aka�. Bo rozpacz jest czym� namacalnym. Czym�, co zostaje. Wspomnienie rozpaczy to co�, co zostaje. A czasami zabija.
Pisa�.
Nie mog�.
Nikt nie mo�e.
Trzeba to powiedzie�: cz�owiek nie mo�e.
I pisze.
To odzywa si� w nas nieznane: pisa�, to ta sfera jest dotkni�ta. Ta albo �adna.
47
Mo�na m�wi� o byciu chorym nL
na pisanie.
To nie jest proste, to co pr�buj� tu powiedzie�, ale ufam, �e mo�na si� w tym odnale��, koledzy ze: wszystkich kraj�w.
Istnieje szale�stwo pisania, samo w sobie, w�ciekle szale�stwo pisania, ale to nie dlatego pogr��eni jeste�my w ob��dzie. Przeciwnie.
Pisa� to dotyka� nieznanego. Zanim cz�owiek przyst�pi do pisania, zupe�nie nie wie, co napisze. W pe�ni �wiadomo�ci.
Nieznane mojej istoty, g�owy, cia�a. Pisa� to nawet nie refleksja, to pewnego rodzaju zdolno��, kt�r� si� ma na uboczu �Woje) osoby, r�wnolegle do niej, jakby kto� inny, kto pojawia si� i post�puje naprz�d, niewidoczny, obdarzony my�l�, gniewem, i komu czasami, z w�asnej winy, zagra�a od tego niebezpiecze�stwo utraty �ycia.
przedtem to najniebezpieczniejsze pytanie, jakie mo�na sobie zada�. Ale i najpopularniejsze.
Napisane pojawia si� jak wiatr, jest nagie, jest i z atramentu, jest tym czym� napisanym, i mija jak nic innego w �yciu nie mija, nic wiece},- z wyj�tkiem jego samego, �ycia.
Gdyby by�o cho� troch� wiadomo o tym, co napiszemy, zanim to si� stanie, zanim zaczniemy pisa�, nigdy by�my nie pisali. Nie by�oby po co.
Pisa� to pr�bowa� dowiedzie� si�, co by si� napisa�o, gdyby si� pisa�o - dopiero potem to wiemy -
48