5897

Szczegóły
Tytuł 5897
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5897 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5897 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5897 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRZEJ PILIPIUK SZAMBO Stiepan nie przypuszcza�, �e mo�e istnie� tajna rz�dowa stacja metra Kremlowska. Owszem, s�ysza� r�ne pog�oski, a teraz zdumiony stwierdzi�, �e by�y prawdziwe. - T�dy. Wachman-przewodnik wszed� na w�sk� k�adk� z boku tunelu. Szli wzd�u� tor�w, a potem z lewej otworzy� si� czarny korytarz. Skr�cili tam bez s�owa. Przej�cie by�o ciemne, zawodzi�a w nim wentylacja. Oddycha�o si� ci�ko. Stiepan poczu� nad g�ow� ci�ar tysi�cy ton ziemi, betonu i ludzi. Dla pewno�ci pomaca� rewolwer w kieszeni. Co� z piskiem wyrwa�o si� wachmanowi spod n�g. - Szczur - wyja�ni�. - Nie mo�na wytru�? - Pr�bowali�my. Przy�a�� z kana��w. G��biej �yj� w du�ych stadach. Walcz� mi�dzy sob�, napadaj� na ludzi. To plaga. Ciekawe, co zrobimy, jak wyjd� na ulice. - Mam nadziej�, �e nie zawlok� zarazy. - Nadzieja jest matk�... wynalazk�w. Oto jeste�my. Tunel by� teraz wi�kszy. Sta� tu poci�g towarowy. Roz�adowywa�o go kilkunastu wyn�dznia�ych m�czyzn w mundurach z demobilu po KGB. Pilnowa�a ich grupka spasionych wachman�w uzbrojonych w karabiny. Opodal winda towarowa pomkn�a w g�r� ze zgrzytem. - T�dy idzie zaopatrzenie dla Kremla? Dla rz�dowych sklep�w? Wachman obejrza� si� z drwi�cym u�miechem. - Jakie zaopatrzenie? Do jakich sklep�w? Stiepan natychmiast zrozumia�. - Mam przywidzenia. Ju� mi lepiej. - To skutek d�ugiego przebywania w ciemno�ci. Dojdziemy w o�wietlone miejsce, powinno si� panu poprawi�. Stan�li przed pot�nymi �elaznymi drzwiami z dwuryglowym zamkiem. Na ob�a��cej z farby blasze widnia� napis: BLOCKHAUZ C SEKTOR 4 Za drzwiami rozci�ga� si� w�ski korytarz. W str��wce �ysy spa�lak obserwowa� na ekranach wy�adunek towar�w. Dalej by�y wieszaki z rzuconymi byle jak cywilnymi ubraniami. Wreszcie weszli do niewielkiej sali zaopatrzonej w solidny w�az w pod�odze. Siedzia�o tu kilku m�czyzn pal�c papierosy i czyszcz�c bro�. Na �cianach wisia�y listy go�cze. By�o ich kilkadziesi�t. Co najmniej po�owa przekre�lona grubym czerwonym flamastrem. Z kantorka wyszed� m�czyzna w mundurze pu�kownika KGB. - Kapitan Szy�ganow - przedstawi� si�. - Agent Stiepan. - Dzwonili w waszej sprawie. Najlepszy fachowiec od tych labirynt�w powinien ju� by�, troch� si� sp�nia. Poczekacie, czy... - Poczekam. Mia�y te� by� mapy. - S�. Zrobili�my ksero. Niestety, musz� was rozczarowa�. Powstawa�y za komunizmu i odzwierciedlaj� wiedz� przeznaczon� dla pewnej kategorii dost�pu. Nie ma na nich na przyk�ad si�owni geotermalnych ani tej pr�bnej elektrowni. Cz�� kana��w, zw�aszcza w okolicy Kremla, zosta�a celowo �le zaznaczona. - Jak tam jest na dole? - Hm, niebezpiecznie, mokro i ciep�o. W klap� po�rodku pomieszczenia zapukano kawa�kiem metalu. Jeden z m�czyzn otworzy� klap� za pomoc� pot�nego pokr�t�a. Z szybu wygramoli� si� niewielki cz�owieczek w impregnowanej sk�rzanej kurtce, piankowych spodniach do nurkowania i kaloszach z demobilu po Armii Czerwonej. Mia� czapk� pilotk� i gogle. Zawia�o od niego woni� dawno nie sprz�tanego wychodka. - Pan pozwoli - rzek� kapitan. - Oto pa�ski przewodnik. Przybysz nastroszy� si�. - Mam towar - powiedzia� opryskliwie. - No to poka� - zach�ci� kapitan. Przybysz postawi� na stole dwie du�e puszki. Wachman otworzy� wieczka, buchn�a para. Wype�nione by�y suchym lodem, ch�odz�cym ludzkie g�owy. Po jednej w ka�dej. Walcz�c z obrzydzeniem kapitan wyci�gn�� pierwsz� za w�osy. Chwil� por�wnywa� z podobiznami na listach go�czych. - Mychaj�o Sokow. Ksywa Sierpagen. Kara �mierci za siedem zab�jstw i przynale�no�� do struktur mafijnych. Sto dwadzie�cia rubli. Albo dwie�cie pi��dziesi�t dolar�w. - Rublami prosz�. Wachman otworzy� stalow� kasetk� i odlicza� banknoty. Kapitan wyj�� drug� g�ow�. - Tego nie znam - powiedzia�. - By� razem z tym Sierpagenem. Mia� bro�... - przybysz wy�owi� z plecaka pistolet maszynowy Skorpion z t�umikiem i celownikiem laserowym. - Mo�e w balistyce co� si� oka�e. - Mieli dokumenty? - Nie, ale przynios�em ich r�ce do daktyloskopii. Stiepan odwr�ci� si� i zacisn�� z�by, �eby nie rzygn��. Szefowie wymagali zbyt wiele s�dz�c, �e w towarzystwie tego degenerata wlezie w szambo pod miastem. Ale potem przypomnia� sobie, �e sam te� jest degeneratem. Sala konferencyjna ameryka�skiej ambasady w Moskwie by�a jasno o�wietlona. Kilka punktowych reflektor�w wydobywa�o z ciemno�ci b�yszcz�c� powierzchni� wypoliturowanego sto�u; poza ni� panowa� p�mrok. Na stole butelki z mineraln� i szklanki z topornie r�ni�tego kryszta�u, spadek po imperium. Popielniczek nie by�o. Dywan �wie�o przeci�gni�ty odkurzaczem wygl�da� na gruby i g�sty jak mech. W powietrzu unosi� si� delikatny poszum, na granicy s�yszalno�ci ukrytych w �cianach pot�nych zag�uszarek. �adne ze s��w, jakie padn� mi�dzy znajduj�cymi si� w tym pomieszczeniu, nie mog�o wydosta� si� na zewn�trz. Siedzieli przy stole. Ubrani po cywilnemu, ca�kowicie anonimowi. Jednak to oni poci�gali za polityczne i gospodarcze sznurki i od nich zale�a�a polityka dwu pot�nych kraj�w. Nie mogliby nic wi�cej, gdyby byli ich w�a�cicielami. Po lewej stronie Amerykanie, naprzeciw Rosjanie. W szczycie siedzia� facet o twarzy ciecia cofni�tego w rozwoju przez chroniczny alkoholizm. W drugim ko�cu niem�ody cz�owiek, kt�rego szczera s�owia�ska twarz wywiera�a niekorzystne wra�enie zar�wno na Amerykanach, jak i na Rosjanach. Widzia� najl�ejsze grymasy ich warg, ilekro� zdarzy�o im si� spojrze� w jego stron�. Siedz�cy po lewej stronie nazywali si� Smith, Robinson i Brown. Tak przynajmniej przedstawili si� podczas prezentacji. Rosjanie nazywali si� Iwanow, Aleksiejew i Fiodorow. Ich nazwiska te� by�y nieprawdziwe. Cz�owiek o twarzy ciecia nazywa� si� Pedro Sales. Amerykanie mieli by� w kolejno�ci od lewej: genera�em wywiadu, szefem tajnego projektu poszukiwa� inteligencji pozaziemskich i koordynatorem systemu obrony powietrznej Stan�w Zjednoczonych. Po stronie rosyjskiej siedzieli: dow�dca specgrupy sabota�u orbitalnego (kt�ra nigdy oficjalnie nie istnia�a, co kilka lat wcze�niej nie przeszkodzi�o Rosjanom poinformowa� Amerykan�w o jej rozwi�zaniu), dyrektor wydzielonego zarz�du wywiadu wojskowego (nie pochwali� si� ani z czego ten zarz�d zosta� wydzielony, ani do jakich cel�w), wreszcie charyzmatyczny genera� lotnictwa ws�awiony bombardowaniem napalmem czecze�skich i inguskich wiosek oraz u�yciem po raz pierwszy w historii bomby wodorowej o mocy trzydziestu megaton w celu zako�czenia secesji Autonomicznej Czukockiej Republiki Ko�ymy. Siedz�cy w ko�cu sto�u cz�owiek o twarzy ciecia by� �wiatowej klasy uczonym, pracuj�cym przy nas�uchu fal radiowych pochodz�cych z kosmosu. Dla odmiany Stiepan Iwa�czuk by� tym, na kogo wygl�da� - weteranem Afganistanu, by�ym policjantem �ciganym mi�dzynarodowymi listami go�czymi za fizyczn� likwidacj� dwustu osiemdziesi�ciu jeden podejrzanych o przynale�no�� do rosyjskich, ukrai�skich, ormia�skich, inguskich i czecze�skich struktur mafijnych. Chwilowo przed �wiatowym wymiarem sprawiedliwo�ci chroni� go wywiad wojskowy. Zafundowano mu radykaln� operacj� plastyczn�, kt�ra nie wysz�a, skutkiem wyraz jego obecnej twarzy. - Przejd� do meritum - powiedzia� Smith. - Spotykamy si� po raz trzeci w ci�gu pi�ciu lat. Za pierwszym, dla przypomnienia, chodzi�o o spraw�: kryptonim "Bia�a S�l". Uczony i weteran nie byli wtajemniczeni, wi�c udawali, �e wiedz� o co chodzi. Wtajemniczeni skin�li g�owami. - Na drugim spotkaniu przed dwoma laty dyskutowali�my problem obcej sondy wisz�cej za orbit� ksi�yca. W styczniu ubieg�ego roku sonda odpali�a pocisk o nieznanej konstrukcji, przypominaj�cy skutkami dzia�ania wybuch czystej bomby wodorowej, kt�rej do tej pory nie uda�o nam si� skonstruowa� - zdanie by�o d�ugie i troch� si� w nim zap�tli�. Rosjanie u�miechn�li si�. Oni j� mieli, a przynajmniej twierdzili, �e maj�. U�miechn�li si� pozostali Amerykanie. Oni tak�e co� wiedzieli. Wisz�cy na pods�uchach agenci Pakistanu, Izraela i Korei P�nocnej u�miechn�li si� r�wnie�. - Uderzenie zniszczy�o nasz prom kosmiczny dalekiego zasi�gu "Alabama", zgin�o trzech kosmonaut�w i dwu waszych oraz pi�ciu z innych kraj�w. By� to pierwszy i do tej pory ostatni akt agresji. Kamery promu na chwil� przed eksplozj� przekaza�y wygl�d obiektu. Poruszy� prze��cznikiem w kieszeni. Obraz telewizyjny na �cianie przedstawia� zniszczony statek kosmiczny w kszta�cie zbli�onym do wkl�s�ego walca. Boki pojazdu przeorane by�y wgnieceniami i bruzdami, jakby d�ugo dryfowa� w przestrzeni zderzaj�c si� z setkami meteor�w. - Ustalanie jego orbity trwa do dzi�. Genera� lotnictwa Fiodorow odchrz�kn��. - Nam te� si� nie uda�o - powiedzia�. - To nie jest w tej chwili najistotniejsze. Przejd� do kolejnego punktu. W�a�ciwie sprawa sondy zaczyna si� wyja�nia�. Mamy na naszej planecie obc� agentur�. Wisz�cy na pods�uchach agenci obcych pa�stw zbledli i oblali si� potem. Rosjanie nie wykonali �adnego ruchu. Amerykanin zauwa�y� na jednej tylko twarzy wyraz zaskoczenia. By�y policjant nie ukrywa� zdziwienia. Nie mia� poj�cia, po co si� tu znalaz�. - Emisja sygna�u nast�puje co szesna�cie godzin jedena�cie minut i trwa dwadzie�cia dwie sekundy - przem�wi� Iwanow. - Nadawany jest z okolic kanionu Kolorado i po dwudziestu sekundach z Islandii. Potem siedem sekund przerwy i nadawanie podejmuje nadajnik w Moskwie. Amerykanin wykona� w jego stron� rodzaj uk�onu. - Te informacje s� przestarza�e. Dwie godziny temu dokonali�my szturmu na stacje nadawcze w Kolorado i w Reykjawiku. U�miechy znikn�y z twarzy Rosjan. - Uda�o si� wzi�� je�c�w? - zapyta� Aleksjejew. - Wysadzili si� w powietrze. Mamy jedynie pr�bki tkanki. Ludzkiej tkanki w postaci �a�osnych strz�p�w. - Czy wiadomo, co nadawali? - Tak. Z naszego terenu list� os�b przeznaczonych do likwidacji. Tak przynajmniej to interpretujemy. - Naszego przechwyconego sygna�u te� nie mo�emy do ko�ca odczyta�. Wygl�da to na skomplikowany schemat... - Bo to s� schematy. Kody genetyczne wybranych ludzi. - Teraz nasza kolej? Odezwa� si� Robinson. - Wasza. Musicie zlikwidowa� agentur� w Moskwie. Za jedena�cie godzin nadaj�. Przypuszczam, �e nie wiedz� jeszcze o naszych, hm... sukcesach. - Tego si� obawiali�my. - Mo�ecie ich zlokalizowa�? Spr�bujemy pom�c... Profesor Sales jest do dyspozycji. - Znale�li�my anten� nadawcz�. Gorzej z nadajnikiem. - Je�li mo�na by� niedyskretnym... - Raczej ciekawym. Mo�na. Jako pier�cienia nadawczego u�ywaj� trakcji i tor�w metra w obr�bie Kolcowej. - Mo�na prosi� dok�adniej? Iwanow wyj�� z kieszeni plan miasta i roz�o�y� go na stole. - Jak panowie widz�, centrum miasta otacza pier�cie� ulic i bulwar�w, tak zwane Sadowoje Kolco. Pod tym pier�cieniem znajduje si� Kolcowaja. Poci�gi metra je�d�� wko�o jak po rondzie, a w bok odchodz� inne trasy. Przejrzysty schemat, u�atwia podr�owanie... Niewa�ne. Je�li wzbudzi� wi�zk� elektromagnetyczn� w tym kole, uzyskuje si� anten� nadawczo- odbiorcz� w postaci pier�cienia o �rednicy kilkunastu kilometr�w. Teoretycznie mo�na nadawa�, gdyby nie zak��cenia wywo�ane przez wodoci�gi i kable elektryczne. - Sk�d bior� pr�d? - Prawie siedemdziesi�t procent elektryczno�ci pompowanej w miasto znika w z�odziejskich pod��czeniach. - Zak�adam, �e domy�lali�cie si� wyniku naszych rozm�w? - Tak, ale ostrzegam, �e nie jeste�my gotowi do podj�cia dzia�a� w ci�gu jedenastu godzin. Mo�emy zacz��, lecz nie zdo�amy ich zako�czy� sukcesem. - Czy, wybaczcie pytanie, nie wystarczy odszuka� miejsca, gdzie pod��czony jest kabel i p�j�� jego tropem? - Nie b�dzie to �atwe. To nie Manhattan, gdzie metro wykuto w granitowej skale. Tu s� piaski, gliny, �wiry i i�y. Przej��, korytarzy technicznych, kolektor�w nieczysto�ci i kana��w mamy tu wi�cej ni� korytarzy kornik�w pod kor� drzewa. W dodatku s� one zamieszkane. - O? - wyrazi� zdziwienie jeden z Amerykan�w. - I to bynajmniej nie przez kloszard�w. Znajdziecie tam dwie sekty religijne, knicho�re�c�w, ch�yst�w, satanist�w, anarchist�w, faszyst�w... - machn�� r�k�. - Szkoda, �e moje ubogie s�ownictwo uniemo�liwia kontynuowanie specyfikacji. - Siedz� tam tak�e bandyci rozmaitych ma�ci, funkcjonuj� bimbrownie, fabryki narkotyk�w, domy publiczne oferuj�ce najbardziej perwersyjne uciechy. To jak klatka pe�na dzikich zwierz�t. Oddzia�y udaj�ce si� tam na rozpoznanie kilkakrotnie wybito do nogi. - To faktycznie problem. - Zacz�� si� za czas�w komunizmu, teraz nabrzmia� jak wrz�d. - Co radzicie? - Wy�lemy tam agenta. On wytyczy szlak, a jego �ladem pu�cimy grup� bojow�. To chyba jedyna szansa. Stiepan uni�s� g�ow�. Wiedzia� ju�, po co si� tu znalaz�. Kapitan delikatnie dotkn�� ramienia Stiepana. - No c�. Za�atwili�my formalno�ci. Rusza pan? Przem�g� si�. Cz�owiek w czapce-pilotce wyci�gn�� r�k�. - Wo�aj� mnie Szczur - przedstawi� si�. - Stiepan Iwa�czuk - powiedzia� agent �ciskaj�c pokryt� bliznami d�o�. Oczy Szczura rozszerzy�y si� ze zdumienia. - Ten Stiepan Iwa�czuk? - Tak. Ten sam. - Jestem zaszczycony - g�os kanalarza zafalowa� uznaniem. - Zawsze fascynowa�a mnie perfekcja likwidacji gangu Wachtaga Amid�ebidze w Tbilisi. To przy�adowanie z wyrzutni rakiet przeciwpancernych w knajp�, gdzie si� zebrali... Ilu ich by�o? Czterdziestu o�miu za jednym zamachem? Praca z panem jest zaszczytem. Zeszli po drabince na dno kana�u. Klapa zatrzasn�a si� nad nimi z metalicznym trzaskiem. Zostali sami w ciemno�ciach. Zapalili latarki. - Na razie nic nam nie grozi - powiedzia� Szczur. - Na tym poziomie nigdy nic si� nie dzieje. Na rz�dowe transporty napadaj� pi�tro wy�ej. - Du�o jest takich napad�w? - Zaopatrzenie si� poprawi�o, wi�c prawie wcale. Dawniej na ka�dy sk�ad, zw�aszcza jak �arcie jecha�o z po�udnia, zaczaja�y si� dwa-trzy gangi. Teraz spok�j. Czego lub kogo mamy poszuka�? - Obowi�zuje mnie tajemnica, ale troch� musz� powiedzie�. Kto� korzysta z metra Kolcowaja jako anteny nadawczej. To pier�cie� stali o sporej �rednicy. - Mamy z�apa� tych, co nadaj�? - Tylko ustali�, sk�d to robi�. Musz� mie� dobre przy��czenie do pr�du albo w�asny generator. Szczur roze�mia� si�. Echo w korytarzu odebrzmia�o ponuro. - Dobre przy��czenie? Wystarczy zedrze� kawa�ek izolacji z jednego z tysi�cy kabli, kt�re biegn� szybami technicznymi i kana�ami lub podczepi� si� do kt�rej� linii awaryjnej zaopatruj�cej w pr�d przepompownie �ciek�w. A generator? Dzia�a tu ich pewnie ze czterdzie�ci. Zaopatruj� fabryki amfetaminy, podziemne burdele dla zoofili i pederast�w, fabryki broni. - Ile w�a�ciwie jest poziom�w i ile kilometr�w korytarzy? - Hy! Poziomy zasadniczo s� cztery. Jeste�my na pierwszym. Kana�y burzowe i �ciekowe cztery metry pod powierzchni� gruntu. W niekt�rych miejscach g��biej. Pod nami jest poziom metra. Pod metrem kana�y zbiorcze i kolektory nieczysto�ci, a ni�ej schrony z czas�w Stalina i pomys�y w rodzaju si�owni geotermalnych. Ca�o�� przecinaj� korytarze techniczne i drogi ewakuacyjne z r�nych okres�w. Przy Kolcowej b�dziemy za czterdzie�ci minut. My�l�, �e nale�a�oby zej�� poziom ni�ej. Tam wprawdzie b�dzie niebezpieczniej, ale... Zga�! Przyczaili si� przy �cianie. Stiepan dr��cymi d�o�mi wyj�� z plecaka noktowizor. Us�ysza�, �e Szczur robi to samo. Za�o�y�, w��czy�. Ciemno�� zamieni�a si� w ogni�cie zielone piek�o. Co� z pla�ni�ciem uderzy�o w mur obok. Pochyli� si� i wymaca� d�oni� gor�c� kul�. - Widzisz ich? - szepn�� Szczur. - Nie. Musz� siedzie� w za�omie. Milczeli. Bro� ch�odzi�a r�ce, kt�re nagle pokry�y si� potem. Rozleg� si� tryl papu�ki, a mo�e kanarka. - Ihorszczuk - szepn�� Szczur. - Tw�j znajomy? - Mo�na powiedzie�. Wyznaczy� p� miliona rubli za moj� g�ow�. - Nowych czy starych? - Nowych. Chyba kt�ry� usi�uje zaj�� nas od ty�u. Ptaszek za�wierka� w ciemno�ci. Trudno okre�li� z kt�rej strony. Stiepan obejrza� si� ostro�nie. O�lepi� go zielony wybuch. Miewa� ju� podobne przypadki w Afganistanie. Oznacza�o to, �e spotka�y si� spojrzenia dwu noktowizor�w. Bez wahania nacisn�� na spust. Seria z pistoletu pomkn�a cicho w g��b korytarza. Tamten nie bawi� si� w u�ywanie t�umik�w, tylko od razu wypru� z ka�acha. Ci z przodu wystrzelili kilka razy. - Co robimy? - zapyta� Stiepan. - Rzutk�. B�dziesz wali� do ty�u, a ja do przodu. - Chym? - Jak si� wychyl�. - Wychyl� si�? - Tak. Zdj�� z siebie kurtk�, potem rzuci� j� na �rodek tak, by chwil� zawis�a w powietrzu. Tamci wyskoczyli i powitali j� dwiema salwami. Agent i �owca g��w nie tracili czasu. Gdy cofn�li si� do wn�ki, wymienili magazynki. - Ilu masz? - Jednego. - Ja chyba dwu. My�lisz, �e jest zupe�nie zabity? - Chyba tak. A twoi? - Zupe�nie na �mier�. Obaj le��. - Co robimy? - Mo�e teraz twoj� kurtk�? Agent wychyli� kurtk� na zewn�trz. Szarpn�a mu si� w d�oni, gdy j� chowa�. Wcze�niej zobaczyli na niej czerwon� plamk�. - Ma celownik laserowy i t�umik - powiedzia� Szczur. - Trudno, poradzimy sobie. Masz mask� przeciwgazow�? - Mam. - To zak�adaj. Z maskami na twarzach wyrzucili dwa granaty gazowe. Tunel wype�ni� si� sin� mg��. Mg�a �wieci�a w noktowizorze. - Ciekawe, czy ju� za�atwieni? - zapyta� Stiepan st�umionym przez mask� niewyra�nym g�osem. - Mo�liwe. To iperyt z jak�� domieszk�. Kula uderzy�a w �cian� ko�o wn�ki. - Chym. Inna ni� poprzednio. Ale w tej mgle zobaczymy celowniki laserowe. - Do licha, przecie� powinno ich dupn��. - Pewnie te� maj� maski. Od czasu, jak rosyjska frakcja Najwy�szej Prawdy urz�dzi�a w metrze atak gazowy, wszyscy je maj�. Dobra. Nie b�dziemy tu tracili ca�ego dnia. Z kieszeni kurtki Szczur wydoby� granat. Wyrwa� zawleczk� i rzuci� w kierunku niewidocznych przeciwnik�w. Stiepan spi�� si� oczekuj�c na wybuch, ale to, co nast�pi�o, okaza�o si� straszniejsze ni� m�g� przewidzie�. Byli oddaleni od miejsca eksplozji i chroni� ich za�om muru, mimo to powietrze uderzy�o jak m�ot. Huk przyszed� po chwili. Kana� zawibrowa� jak wn�trze dzwonu. Szczur z broni� w r�ce wyskoczy� z wn�ki i pobieg� do przodu. Po chwili zapali� latark�. Mg�a opada�a. Zawo�a� Stiepana. - W porz�dku. Po nich. W tym miejscu z ich korytarzem ��czy� si� drugi murowany z cegie�. Le�a�y w nim zmasakrowane zw�oki czterech kafar�w. Tylko dwaj mieli na twarzach maski. - Wida� nie dla wszystkich starczy�o - Szczur �ci�gn�� im z palc�w sygnety; podwin�� r�kawy kurtki i koszuli i dopi�� zegarki do imponuj�cej kolekcji. Sygnety wrzuci� do plecaka. Ruszyli. Dopiero po jakich� dwudziestu minutach Stiepan zdecydowa� si� na pytanie. - Nie zabierzesz ich g��w? - Zabierzemy wracaj�c, je�li jeszcze b�d� le�eli. - Kto� mo�e zabra�? - Lekarze. - Jacy znowu lekarze? Mafijni? - Co� takiego. Alkoholiczne wyp�dki ze s�u�by zdrowia, mieli do�� umiej�tno�ci i odwagi, �eby tu wle��. Wypruwaj� ze �wie�ych cia� narz�dy i wysy�aj� na g�r�. Maj� z tego troch� kasy. Nieszkodliwi. - A z �ywych nie pr�buj�? - To specjalno�� wampir�w - wzruszy� ramionami Szczur. - Ale lekarze nie maj� z tym nic wsp�lnego. W bok odchodzi�a gwa�townie opadaj�c odnoga kana�u. - Mo�e by� gor�co - powiedzia� Szczur zatrzymuj�c agenta, kt�ry wysforowa� si� do przodu. Kana� ko�czy� si� w pot�nym zbiorniku. Sta�o w nim stare cuchn�ce szambo. Ze �rodka basenu stercza�y resztki przerdzewia�ej gigantycznej pompy. - Jeste�my poni�ej poziomu rzeki. Za Chruszczowa wybudowali sie� zag��bionych korytarzy na tym poziomie. �eby odsysa� nieczysto�ci z wy�szych warstw. - Co si� z nimi dzia�o? - Do tego s�u�y�y te pompy - Szczur wskaza� napis na �cianie. W zielonym �wietle wn�trza noktowizora napis by� czarny. Mia� inn� temperatur� ni� mur pod nim. - Sektor Alfa - odczyta� szeptem agent. - Tak. By�y promieni�cie wzd�u� Sadowego Ko�a, ale troch� mniejsza �rednica. Znaczy by�y w pier�cieniu. Mieli to obs�ugiwa� zecy, tu s� jeszcze pomieszczenia. Urwa� na d�wi�k cichego stukni�cia. Poderwali bro� do oczu. W trzewiach pompy zap�on�a zapa�ka. - Nie strzelajcie, wujkowie - rozleg� si� g�os dzieciaka. - Ja tu tylko po kable. - Poka� si� - za��da� Szczur. Ch�opiec stan�� na ramie. Niedu�y, m�g� mie� dziesi�� lat. - Dobra. W porz�dku. R�b swoje, ale uwa�aj. Ruszyli w�skim i niskim kana�em. - Po co on tu przyszed�? - Wypruwa kable z tych pomp. To mied�, utrzymuj� si� z tego. Lepiej, �eby nie trafi� w �apy wampir�w ani mafii. - Zabiliby go? - W ko�cu na pewno tak. Dwa lata temu, jak si� na g�rze zabrali za hazard i walki ps�w, by� tu zakonspirowany lokalik. Urz�dzali walki dzieciak�w na �mier� i �ycie. Poszed�em i rozwali�em wszystkich. Organizator�w i widz�w. I wiesz, co zrobi�y bachory? Usi�owa�y mnie kropn��. Musia�em je te�... Od ma�ego chowane, �eby zabija�. Wtr�ci�em si� do zabawy. - Skrajna patologia. - Patologie s� na g�rze. Tu jeste�my ju� tylko dzikimi zwierz�tami. Nawet ja, cho� nie zatraci�em resztek cz�owiecze�stwa. Zabijam i odcinam g�owy. I po co je przynosz� na Kremlowsk�? P�ac� mi, ale i tak nic nie musz� kupowa�. Niepotrzebne mi pieni�dze. Ponad rok nie by�em na g�rze i nawet mnie nie ci�gnie, a tu nie ma sklep�w. - Na g�rze te� niewiele da si� kupi�, a jednak ludzie lubi� pieni�dze. - Ty mi nie m�wisz wszystkiego. Czego szukamy? Nikt tu nigdy niczego nie szuka, chyba �e guza albo jak ja... przychodzi za lud�mi. - No, c�. Spotka�e� kiedy� ufoludki? - Tu jest wszystko, ale ufok�w jeszcze nie. Stop, pods�ucha�em kiedy�, jak dwu rozmawia�o o trzecim, kt�rego rozpu�ci�o na mielone. Zastrzeli�em ich, zanim sko�czyli. - To nadawanie przez Kolcow�, to oni. Przekazuj� swoim dane, �eby �atwiej by�o nas napa��. Kody genetyczne naszych. - Choroba. To ju� na powa�nie? - Drugie gniazdo by�o w Ameryce, ale Ameryka�cy wyt�ukli swoich do nogi. Kolej na nas. - Kurde. A jak przylec� si� zem�ci�? - Przylec� tak czy siak. A jak nie dostan� informacji, �atwiej b�dzie si� broni�. Mo�e uda si� wzi�� zak�adnik�w. - Jasna cholera. Mo�e nic nie robi�. Przylec�, wezm� nas pod but i nie b�dzie mafii, prostytucji, narkotyk�w. - B�dzie inna mafia. Ma�ych zielonych. Ludzie im si� przydadz� jako niewolnicy w kopalniach. - Mo�e tak, a mo�e i nie. Ja tam bym nie narzeka� jakby mnie za�atwili razem z ca�� ludzko�ci�. - Mimo wszystko by�oby mi nieprzyjemnie. - Raz zosta�em zabity podczas wojny secesyjnej na Powo��u. Kozacy mnie postrzelili. Kula wysz�a plecami. - To nie by�e� zabity na �mier�. - Ale my�la�em, �e jestem. - Ja dosta�em od�amkiem w wojnie mafijnej o Uralwagonzawod. - Wtedy, co zdobyli dwadzie�cia czo�g�w T-98? Ma�a wojna, trzy miesi�ce si� kot�owa�o. - Ale zdobyli dwa miasta. Powiesili dwustu policjant�w, w szturmie zgin�o ze trzy tysi�ce komandos�w. Dopiero napalm ich uspokoi�. Albo wojna baszkirska. Tam by�o gor�co. Daleko rozleg� si� st�umiony wybuch. Powietrze drgn�o. - Chyba Sie�ka wyka�cza konkurencj� - powiedzia� Szczur. - Sie�ka Rezunow? - Tak. Umiarkowany bandytyzm. Przekr�ty bankowe, oszustwa i hazard. Zabija tych od prostytucji, narkotyk�w i p�atnych zab�jstw. R�wny go��. Mia�em go kiedy� na muszce, ale odpu�ci�em. Niech mi troch� odwali roboty. - Te� mia�em podobn� spraw�. Szykowa�a si� spec grupka do przej�cia kontroli nad Pskowem. Rozrabiali i rozrabiali, wreszcie trzy rodziny z miasta zebra�y si� na narad� w motelu, jak ich stuka�. A tamci tymczasem zaminowali budynek. Mog�em ich przyskrzyni�, i co? Dostaliby po trzy lata �agru i po�owa by wr�ci�a. A tak sze��dziesi�ciu bandzior�w polecia�o do nieba, wysadzaczy z�apa�em pi�� minut p�niej. Dostali szubienic�, ca�a pi�tka. Mieli mnie s�dzi� za zaniedbania, musia�em wsi�kn��. Daleko rozleg�a si� seria z broni maszynowej. Chwil� potem zatrzymali si� przed zawa�em. - Dziwne - powiedzia� przewodnik. - Tydzie� temu tego nie by�o. - Da si� obej��? - Tu wszystko da si� obej��, ale mo�e to oznacza�, �e kto� robi sobie twierdz�. Zejdziemy poziom ni�ej i spr�bujemy go omin��. - Daleko st�d do Kolcowej? - Kilometr. Mo�e bli�ej. - Zosta�o nam osiem godzin, �eby ich znale��. A trzeba liczy� jeszcze z godzin�, �eby wezwa� specgrup�. - My�la�em, �e sam ich za�atwisz. Z moj� oczywi�cie pomoc�. - Zobaczymy na miejscu. Je�li sprawa jest aktualna. - Co to znaczy? - Mogli nada� sygna� i ich armia jest ju� w drodze. Przed zawa�em by� szyb inspekcyjny. - Lepiej za��my maski, tam jest naprawd� brudno - powiedzia� Szczur. - I �lisko. - Mam stalowe okucia na podeszwie. - To nie ten rodzaj �lisko�ci. Schodzimy. Szyb mia� dziesi�� metr�w g��boko�ci i ko�czy� si� w kolejnym kanale podobnym do tego wy�ej, ale o wi�kszej �rednicy. Po bokach mia� k�adki, a �rodkiem p�yn�a rzeka fekalii. Gdy ruszyli, niespodziewanie w �wietle latarki pojawi�y si� przed nimi tr�jpalczaste �lady. - To oni? - zapyta� Szczur przez mask�. - Nie mam poj�cia. Nigdy nie widzia�em Obcych. - Mo�e lepiej to sprawdzi�? Ruszyli tropem. �lady zakr�ci�y w chodnik prowadz�cy uko�nie w g�r�. Stiepan w podnieceniu zacz�� si� wspina�. Niespodziewanie co� podci�o mu nogi gwa�townym uderzeniem. Upad�, ale nie zgubi� latarki. Co� przygniot�o mu d�o� z broni�. Spostrzeg� przy twarzy uz�bion� paszcz�. Bro� w r�ce �owcy g��w plun�a ogniem. Kule wyrywa�y dziury w kostropatej zielonej sk�rze. Bestia miotn�a si� na bok i agent uwolni� r�k�. Przy��czy� si� do ostrza�u. - Cholera - powiedzia� Szczur uchylaj�c maski. - My�la�em, ze to nieziemiec. Na ziemi le�a� dwumetrowy krokodyl. - Ale z nas idioci. Tr�jpalczaste �lady. Dobre sobie. Ciekawe, sk�d si� tu wzi��. - �ciekaj� tu wszelkie produkty miasta, zawsze jest wilgotno i ciep�o. To i l�gn� si� r�no�ci. - W�azimy do g�ry? - Je�li w g�rze mamy blockhauz, lepiej nie. Jest nas tylko dwu. Przejdziemy z p� kilometra kana�em, a potem wyleziemy na poziom pod Kolcow�. Ruszyli szybko w zupe�nych ciemno�ciach. Bateria w noktowizorze Stiepana zacz�a si� wyczerpywa�, wymieni� j� na �wie��. Korytarz �agodnie zakr�ci�, a potem spostrzegli cia�o unosz�ce si� na wodzie. - Nie da rady, musimy zapali� - powiedzia� agent. - Mo�e by� co� wa�nego. Na przyk�ad �lad po postrzeleniu laserem. - Dobra. Zapal� latark�, a ty ogl�daj. Ale szybko. �eby satani�ci nie zobaczyli �wiat�a. Nagle i niespodziewanie rz�d zakurzonych �ar�wek pod sufitem zap�on�� jasnym blaskiem. �owca z�apa� agenta i razem zeskoczyli ze �cie�ki pogr��aj�c si� po szyje w szambie. Zeskoczyli w ostatniej chwili, na k�adce pojawi�o si� dwudziestu wyj�cych nagich drab�w pomalowanych na czarno w bia�e znaki, uzbrojonych w kije bejsbolowe. Przebiegli i znikn�li za za�omem korytarza. - Kto to? - M�wi�em. Satani�ci. My�leli, �e uciekamy i pognali za nami. Od drugiego ko�ca zbli�a si� identyczna grupa. W tunelu rozleg� si� skowyt. A potem czkn�o pot�nie i rzeka g�wna zacz�a si� przemieszcza�. - Wiedz� ju�, �e siedzimy w �cieku i spu�cili go, �eby dorwa� nas, jak poziom opadnie. Banda wraca�a, zn�w by�o j� s�ycha�. Stiepan zamar�. - Granaty. Otw�rz usta i zamknij oczy. Szczur wychyli� si� i cisn�� granat za zakr�t korytarza. Fala uderzeniowa wgniot�a im poch�aniacze masek w twarze. - Got�w? Wy�azimy. Ja pierwszy, ty ubezpieczaj. Gramoli� si� na brzeg po �liskim korycie. K�adk� po drugiej stronie nadbieg�a czarna sylwetka, Stiepan zdj�� j� jednym strza�em. Trup stoczy� si� na d� i galaretowata zawarto�� koryta na niedu�ej przestrzeni sta�a si� czerwona. Szczur by� ju� na g�rze. Wyci�gn�� do Stiepana r�k�. Wyle�li i ruszyli w stron�, w kt�r� polecia� granat. Za zakr�tem le�a�o kilka cia�. Niekt�rzy �ywi, ale w szoku. - Oszcz�dzamy amunicj�. Znikamy - g�os przewodnika dr�a�. - Co� jest nie tak? - Tak. Znale�li szyb biegn�cy do g�ry. Zacz�li wdrapywa� si� po drabince, w g�rze zazgrzyta�a klapa. Szczur �ci�gn�� Stiepana na ziemi� i przyczaili si� we wn�ce technicznej. Kilka najbli�szych �ar�wek by�o rozbitych przez podmuch. Po drabince zesz�o kilku m�czyzn w bia�ych fartuchach naci�gni�tych na czarne sk�rzane kurtki. Nie zauwa�yli ich. Zaraz potem rozleg� si� straszliwy skowyt. - M�wi�e�, �e lekarze nie zabijaj� ludzi? - To nie lekarze. Wampiry. Widzia�e� tatua�e na twarzach? - Zabijemy ich? - Je�li zbudowali blockhauz pi�tro wy�ej, to nie jest to dobry pomys�. Powlekli si� dalej. Warstwa ka�u wysch�a i odpada�a p�atami. - Chcia�bym si� umy�. - Nied�ugo b�dziemy ko�o wody. Dotarli do ko�ca rzeki g�wna. Szambo z obrzydliwym chlupotem �cieka�o w d�. Na kracie, przez kt�r� si� przes�cza�o, le�a�y ludzkie szkielety. - Mieli mniej szcz�cia ni� my - rzuci� przewodnik. Do bulgotu do��czy� tupot n�g. Agent strzeli� i kolejny wyznawca diab�a pow�drowa� do piek�a. Znale�li dalej pot�n� komor� o stropie odlanym ze zbrojonego betonu. Po�rodku sta� odwr�cony krzy�, wok� wala�y si� ko�ci i resztki ognisk. �wiat�o pali�o si� tak�e tutaj. Obok komory by�o uj�cie wody. Sp�ukali z siebie lepk�, �mierdz�c� warstw�. - Dobrze, �e nie nala�o si� do plecaka. - Ca�e szcz�cie. Odzie� namok�a. Sta�a si� zimna i ci�ka, ale zel�a� od�r spowijaj�cy ich jak ob�ok. - Idziemy - powiedzia� Szczur. - Tylko patrze� nast�pnych wyznawc�w albo wampir�w. Ciasnym szybem weszli do kana�u pi�tro wy�ej, suchego i ciemnego. Za�o�yli noktowizory. - Teraz musimy uwa�a�. Albo omin�li�my blockhauz, albo te� jeste�my dok�adnie w �rodku... Nie doko�czy�. Korytarzem przelecia�a seria z karabinu. Wpychali si� do szybu, ale na dole by�o kilku wampir�w. Stiepan wrzuci� do �rodka granat, zatrzaskuj�c klap� i przyst�pi� do strzelaniny. Tamci �wiecili ma�ymi halogenowymi reflektorami. Uda�o si� rozbi� wszystkie cztery. Potem dzi�ki noktowizorom walka sta�a si� �atwa, objawy �ycia przeciwnik�w zanikn�y z przed�miertnym charkotem. Wymienili magazynki. Nikogo w polu widzenia. - Lepiej si� st�d wynosi�. Chyba �e chcesz czyst� kurtk�. Agent chwil� toczy� ze sob� walk�. - Nie, dzi�ki. - R�b, jak uwa�asz. Tylko �ci�gn� sygnety i mo�e zegarek. Stiepan popatrzy� na sw�j. T�ukli si� w zafajdanych lochach czwart� godzin�. I nic. Nawet nie dotarli do Sadowego Kolca. Cholera. Poczu� delikatne wibrowanie �cian. Co� przetoczy�o mu si� nad g�ow�. Dotarli�my - pomy�la�. Wyj�� namiernik sygna�u i podczepi� dwa kable zako�czone agrafkami. Po �cianach z g�ry w d� bieg�o kilka kabli, machinalnie wbi� agrafk� pod izolacj� pierwszego, a drug� si�gn�� w stron� s�siedniego. Szczur oderwa� go od �ciany silnym szarpni�ciem. - Zg�upia�e�? - Musz� namierzy�, czy nie puszczaj� sygna�u. - Na pewno nie na tym kablu. To pi�� tysi�cy wolt. Zosta�aby z ciebie kupa spalonego mi�sa. - A kt�ry radzisz? - Je�li musisz k�u� dwa na raz, to ten. Stiepan wk�u� si� i obserwowa� tarcz� wska�nika. - Nic nie nadaj�. Mo�e pora nie ta, a mo�e nie ten kabel. Mo�emy p�j�� teraz wzd�u� Kolcowej? - Jasne... Kula nadlecia�a nie wiadomo sk�d, urwa�a mu jeden z pask�w od czapki. Padli na ziemi� i zacz�li strzela�. Tamci walili z karabin�w. Troch� oberwa�y �ciany, troch� sufit. - S� daleko i nie widz� nas - powiedzia� �owca. - Ale je�li s� to hieny, to przy�aduj� z czego� ci�kiego. - Hieny? - Od�am wampir�w. Zabijaj� i okradaj� ze wszystkiego, cia�a zostawiaj� dla lekarzy lub grabarzy. - S� i grabarze? - Nazywamy tak tych, kt�rzy preparuj� czaszki i sprzedaj� je studentom albo mafii. - Po co gangsterom czaszki? - Wysy�aj� poczt� do opornych, kt�rzy nie chc� p�aci� haraczu. Mo�e k�ad� je na biurkach albo stawiaj� w ogr�dkach zamiast krasnoludk�w. Kto ma fantazj�, mo�e cudowa� do woli. - Wycofali si�? - Nie. Szykuj� grubsze �wi�stwo. Rozleg� si� wizg i co� przelecia�o im nad g�owami. - Rakieta strie�a. To ludzie Ihorszczuka - wrzasn�� Szczur. Zd��yli przypa�� p�asko do ziemi. W g��bi rakieta uderzy�a w �cian�. Wybuch by� straszny. Cicho �wierka� ptaszek. Stiepan st�umi� ch�� natychmiastowego otwarcia oczu. Loch by� jasno o�wietlony. delikatnie uchyli� powieki. Nadchodzi�a dziwna procesja. Przodem szed� Murzyn zakuty w kajdany wykonane ze z�ota lub wypolerowanego mosi�dzu. Ni�s� z�ot� klatk� z kanarkiem w �rodku. Za nim cztery dziewczyny w strojach k�pielowych z obcis�ej czarnej sk�ry taszczy�y lektyk�, w kt�rej spoczywa� nieprawdopodobny grubas w kolczudze ze srebrnych k�eczek. Grubas mia� na policzkach wytatuowane sierpy i m�oty. Stiepanowi zachcia�o si� �mia�. - �yj�? - zapyta� grubas podw�adnych. Szczur uchyli� oczy. Ich spojrzenia spotka�y si�. Wargi Szczura rozchyli�y si� i co� w nich b�ysn�o. Agent po raz pierwszy zobaczy�, �e jego przewodnik ma dwa z�ote z�by. - Mrugn� - szepn�� ledwo dos�yszalnie. - Wygl�daj� na �ywych, tylko zamroczonych, panie Ihorszczuk - odezwa� si� ten od klatki. �owca g��w mrugn��. Le��cy poderwali bro� i wypu�cili d�ugie serie. Kawa�ek korytarza zamieni� si� w piek�o. Kule przeszywa�y wszystko zamieniaj�c cz�onk�w gangu w bry�y zakrwawionego mi�sa. Wkr�tce wszystko ucich�o. Cia�a si� nie rusza�y. Szczur rzuci� si� po sygnety, zegarki i portfele. Stiepan stan�� nad grubasem. Ihorszczuk �y�. Z ust ciek�a mu krew, usi�owa� co� powiedzie�. - Jeste�cie naprawd� nie�li - wycharcza� wreszcie z trudem. - Poznanie was by�o dla mnie prawdziwym zaszczytem. Stiepan zdj�� czapk� i zasalutowa�. Oczy gangstera zamkn�y si�. Szczur kl�kn�� z d�ugim zakrzywionym no�em w d�oni. Obok postawi� metalow� puszk�. - Dziesi�� tysi�cy rubli nagrody - wyja�ni�. Stiepan odwr�ci� si�. Wola� nie patrze�. Dlatego jego uwag� zwr�ci� namiernik. Tarcza �wieci�a jasnym �wiat�em; teraz, kiedy to dostrzeg�, us�ysza� tak�e tykanie. - Nadaj� - krzykn��. - Jasna cholera. Co robimy? - Pora jest nieodpowiednia. To musi by� sygna� alarmowy. - Pod��cz kabel si�owy. Tutaj... Stiepan ci�� izolacj�. Szczur uderzy� no�em w kabel si�owy przecinaj�c go. Sypn�y si� b��kitne iskry. Stiepan wyrwa� wska�nik. Przy�o�yli, pos�uguj�c si� grubymi r�kawicami, iskrz�cy kabel do zwyk�ych. B�ysn�o jak przy spawaniu. Izolacja zadymi�a. Kable zwin�y si� jak �ywe. Po chwili kabel si�owy przesta� iskrzy�. - Siad�a podstacja - powiedzia� �owca. Ciekawe, czy im wkopali�my. Nie nadali ju� sygna�u - Stiepan wk�u� si� pod spalon� izolacj�. Wska�nik nie pokazywa� niczego. - Martwi mnie Kolcowaja - powiedzia�. - Mog�o rozwali� systemy metra. - Co� za co�, nie s�dzisz? - Nie bierzesz innych g��w? - Nie, nie warto d�wiga�. Idziemy? - Tak. Wiesz, sk�d biegnie ten kabel? - Masz licznik? - Jaki ci potrzebny? - Geigera, no ten do promieniowania. - Agent wy�owi� z plecaka wska�nik. Szczur przy�o�y� go do pod�ogi. Wskaz�wka leciutko si� wychyli�a. - Si�ownie - powiedzia�. - Nie by�em pewien. Jeste�my nad nim. - Si�ownie? - Tak. Musimy przej�� ko�o kilometra, zanim znajdziemy szyb na tamten poziom. Kula nadlecia�a z ciemno�ci i trafi�a go w plecy. Kamizelka kuloodporna zamortyzowa�a uderzenie. Padli na ziemi�. - Hieny, wampiry czy grabarze? - zapyta� agent reguluj�c noktowizor. - ONI. Obraz wyostrzy� si�. Kana�em sun�o monstrum przypominaj�ce hipopotama. Otacza�o je kilka os�b. Dali ognia. Ludzie przewr�cili si�. Monstrum nawet nie drgn�o. Grad pocisk�w uderza� w sk�r� pokryt� czym� w rodzaju szczeciny. - Wycofujemy si� - krzykn�� Stiepan. Zapadli w boczny korytarz. W ciemno�ci Szczur potkn�� si�. Le�a�a tu lufa od pancerfaustu, a obok wymienny �adunek. - Spr�bujemy? Stiepan zapali� latark� i za�o�y� czub wprawnym ruchem. Wychyli� si�. Bestia by�a blisko, najwy�ej dwa metry. Otacza�o j� co� dziwnego. To, co wzi�� za szczecin�, by�o fosforyzuj�cym fraktalem. - Za blisko - krzykn��. Odskoczyli kilka metr�w. Obcy blokowa� cielskiem korytarz i wciska� si� za nimi. - Cholera - wymamrota� Szczur. - Oni istniej�. Rura w jego r�kach dr�a�a. Agent wyj�� mu j� delikatnie. - Znajd�my nast�pne rozga��zienie. Potw�r plun�� gul� dziwnej flegmy. Rozla�a si� po betonowym dnie korytarza i zadymi�a. Na szcz�cie dotarli do rozga��zienia i ukryli si� za za�omem. Potw�r rycz�c wciska� si� w w�ski korytarz. Stiepan wycelowa� i pos�a� rakiet� prosto w mord� bestii. Wybuch� ognisty k��b i natychmiast zacz�li si� dusi�. P�omie� wypala� tlen z powietrza, wyci�gn�li wi�c butle z tlenem i chciwie przyssali si� do ich wylot�w. Gdy dym opad�, wychylili si� zobaczy� efekt. Korytarz pokrywa� ko�uch gwa�townie burz�cej si� cieczy. Z potwora zosta�y wypalone resztki. - Za�atwili�my go - odetchn�� �owca. - Ciekawe, ile by� dosta� za jego g�ow�. Dobra. Trzeba znale�� dziur�, z kt�rej wyle�li, i zej�� do stacji. - Nie mamy wi�cej ci�kiej broni. - Mam puszk� gazu bojowego i cztery granaty. Ale nie s�dz�, �eby to by� Obcy. - To co, do licha? - Piesek �a�cuchowy? �ywy czo�g? - Mo�e obca inteligencja. - Je�li obca inteligencja nakazuje pcha� si� do ciasnych dziur i wystawia� na atak, tym lepiej dla nas. - Co� w tym jest. Znale�li dziur� prowadz�c� w g��b. Brzegi by�y gor�ce. Do �ciany przystawiono drabin�. Dziura mia�a dobre dziesi�� metr�w g��boko�ci. Na dnie wida� by�o o�wietlony kana�. - T�dy wle�li. Wypalili dziur� laserem. Schodzimy? - Trzeba b�dzie. - Zeszli po drabince. Licznik zacz�� �wierka�. - Tu jest ska�enie? - zdziwi� si� agent. - Tak, to si�ownia j�drowa. - Mamy pod Moskw� elektrowni� j�drow� opanowan� przez Obcych? - Nie sko�czyli jej. Sze�� miesi�cy temu nikogo tu nie by�o. Zrobili j� za Chruszczowa. Nigdy nie zosta�a uruchomiona, ale jest lekkie ska�enie. Ska�enie ros�o z ka�dym krokiem, a� zatrzymali si�. - To si� zaczyna robi� niebezpieczne - powiedzia� agent. - Nie ma innej drogi? - Jest, jeszcze gorsza. Rura od awaryjnego zrzutu pary. Tam dopiero jest ska�enie. - Nie m�wisz wszystkiego. - To by�a elektrownia. M�j ojciec tu zgin��. Mieli wypadek. Przy pr�bnym rozruchu. - Za�atwimy si�, je�li b�dziemy dalej ni� szli. Ile? - Sto, mo�e sto pi��dziesi�t metr�w. - Dobra. Lepiej, gdybym szed� sam. Nie chc� ci� nara�a�. - Promieniowanie nic mi nie zrobi. - Wi�c pospieszmy si�. Korytarz zakr�ca� kilkakrotnie. Promieniowanie by�o coraz silniejsze. - Tak to zrobili, �eby fala uderzeniowa nie rozchodzi�a si� zbyt szybko - zauwa�y� agent. Niebawem stan�li przed ci�kimi stalowymi drzwiami. Niegdy� wyposa�one by�y w zamek kodowy, ale teraz znajomo�� kod�w nie by�a potrzebna. Zamek zosta� zniszczony, a drzwi sta�y otworem. Weszli do dyspozytorni. Przy wej�ciu siedzia� cz�owiek w kombinezonie, ze s�uchawkami na uszach. Wygl�da� jak po procesie mumifikacji. Czarny j�zyk wysun�� si� z ust, a oczy le�a�y na ziemi. Spod s�uchawek wyciek�o troch� krwi. Potylica by�a wyrwana jakby wybuchem i m�zg ochlapa� �cian�. - Cholera, to chyba efekt tego kabla od si�y - zauwa�y� sm�tnie Szczur. - Nad obcym agentem nie b�dziemy p�aka�. Spieszmy si�. - Dalej le�a� dziwny przedmiot, co� jak sp�aszczona kula pokryta metalow� �usk�. Omin�li go bez s�owa i ruszyli nast�pnym korytarzem. Dostrzegli kilka wysuszonych cia� nadgryzionych przez szczury, ubranych w resztki bia�ych fartuch�w. - Pracownicy - wyja�ni� przewodnik, ale nie rozwija� tematu. Licznik terkota� jednostajnie, a wskaz�wka przekroczy�a podw�jn� czerwon� kresk�. Za kolejnymi stalowymi drzwiami by�o pomieszczenie reaktora, zawalone czym� w rodzaju szarej prz�dzy. Le�a�y na niej dziwne kszta�ty. Wydawa�y si� zmienia� konsystencj� i kolor. - Przeszli�my d�ug� drog� i oto jeste�my u celu. - To oni? - Tak. To oni. - Po drugiej stronie sali spod prz�dzy wynurzy� si� korpus czego�, co zabili poziom wy�ej. - Granaty, a potem gaz - poleci� agent. Cofn�li si� za drzwi. Cisn�li do sali osiem granat�w, a potem puszk� z gazami. Zatrzasn�li drzwi. Eksplozja zatrz�s�a nimi, ale nie otworzy�y si�. Rozleg� si� syk, a potem kolejne wybuchy. Uciekali. Gdy ucich�o echo, otoczy�a ich cisza. W pierwszej sali przystan�li. Nadal panowa�a cisza. W sali, gdzie wybuch�y granaty, co� kot�owa�o si� tylko przez chwil�. - Chyba koniec - powiedzia� Szczur nie�mia�o. - My�l�, �e tak. - Co� �atwo nam posz�o. - Tam nie by�o dalszych pomieszcze�? - Nie. - Wi�c wygrali�my. Wynosimy si� st�d. Niebawem natrafili na szyb wentylacyjny. Wspinali si� dwana�cie metr�w. Znale�li boczny wlot i byli w tunelu metra. - Kolcowaja - powiedzia� ze wzruszeniem Szczur. - Kt�ra godzina? - Druga w nocy. Poszukajmy stacji, stamt�d wyjdziemy na g�r�. Ruszyli tunelem. Powietrze by�o tu lepsze ni� w korytarzach. Oddychali pe�n� piersi�. Dotarli do stacji. Nowos�odowskaja. Stiepan wygrzeba� z kieszeni monet� i wrzuci� j� do automatu. Wypad�a paczka papieros�w. Zapali�, pocz�stowa� Szczura. Potem z innego automatu zadzwoni� do sztabu. Nikt nie odebra�. - Dziwne. Powinien siedzie� dy�urny. - Mo�e akurat si� zachla�. Na g�rze z�apiesz taks�wk�. - Daj spok�j, tak cuchn�, �e �aden taks�wkarz mnie nie we�mie. Ale mam noktowizor i karabin, wi�c po drodze nie zgin�. Mo�e do��cz� nowych bandyt�w do swojej kolekcji. Wdrapali si� po unieruchomionych schodach. Wej�cie do stacji zamkni�te by�o na g�ucho, ale znale�li boczne, przeznaczone dla pracownik�w. Sforsowali niezbyt wymy�lny zamek. - No c�, do zobaczenia, kumplu - powiedzia� Szczur. - P�jd� na Kremlowsk�, wezm� nagrod�. - A ja p�jd� g�r�. Mo�e wdepn� do ameryka�skiej ambasady. �cisn�li sobie d�onie. Stiepan czu�, �e b�dzie mu brakowa�o towarzystwa, ale poprzysi�g� sobie nie w�azi� pod Moskw� g��biej ni� na poziom metra. Pchn�� drzwi. Po chwili zatrzasn�� je i pobieg� za oddalaj�cym si� Szczurem. �owca odwr�ci� si� zdziwiony. - Co si� sta�o? - Oni... - g�os by�ego policjanta za�ama� si�. - Wyl�dowali. - Chod�, mo�esz zamieszka� u mnie. Po chwili poch�on�a ich aksamitna ciemno��. Andrzej Pilipiuk ANDRZEJ PILIPIUK Urodzony 20 marca 1974 r. w Warszawie. Student archeologii UW. Czytelnik "F" i "NF" od pierwszego numeru; zadebiutowa� w "Fenixie" (2'96) wampirycznym tekstem "Hiena" o egzorcy�cie-amatorze. Na druk w "NF" czeka jego opowiadanie z hiszpa�skim inkwizytorem, przechrzt� z islamu w roli g��wnej. (mp)