5894
Szczegóły |
Tytuł |
5894 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5894 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5894 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5894 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Andrzej Pilipiuk Konrad T. Lewandowski
ROSYJSKA RULETKA
Redaktor naczelny Oble�nych Nowinek wyjecha� akurat na urlop, wi�c przyby�y z ulicy m�odzieniec o wygl�dzie
przeuczonego wiecznego studenta, z rodzaju tych, co to w k�ko zmieniaj� wydzia�y i nie mog� poprzesta� na jednym
ani nawet trzech fakultetach, zosta� skierowany do jego zast�pcy. Z r�wnym skutkiem m�g�by zosta� wys�any na
rozmow� ze �lepym o kolorach. Zast�pca, puco�owaty cz�owieczek w drucianych okularach, z bokobrodami, by� bez
w�tpienia wytrawnym potakiwaczem, jakich wielu wyprodukowa�a �wie�o miniona epoka PRL-u, jednak rozmowa z
interesantem zdecydowanie przerasta�a jego mo�liwo�ci intelektualne. Zw�aszcza �e wisia�o nad nim widmo podj�cia
samodzielnej decyzji.
- Mo�e zaproponuje pan list� temat�w, kt�rymi chcia�by si� pan zaj��? My rozpatrzymy i damy odpowied�...
- A jakich tekst�w potrzebujecie? - M�ody cz�owiek zdecydowanie odmawia� okazania zrozumienia dla
kompetencyjnej m�ki zast�pcy naczelnego.
- Ma pan co� gotowego?
- Nie. Napisz� artyku� na wskazany temat - t�umaczy� cierpliwie m�odzieniec.
- Na ka�dy?
- Tak.
Pe�ni�cy obowi�zki naczelnego ci�gle nie rozumia�.
- Ale o czym chcia�by pan pisa�?
- A czego w tej chwili potrzebujecie?
- No, ale co chcia�by pan nam zaproponowa�, panie...
- Tomaszewski. Rados�aw Tomaszewski...
- Skoro nie wie pan, co pan chce napisa�... - Zast�pca zmarszczy� niskie cz�ko, omal mu druciane bryle nie spad�y.
Powoli zaczyna� dochodzi� do wniosku, �e ma do czynienia z sabota�yst� nas�anym przez konkurencj�.
- Szukam pracy. - M�odzieniec zacz�� z innej beczki.
- Aaa, to trzeba by�o tak od razu! Nie mamy wolnych etat�w.
- Dlatego chcia�bym zacz�� od sta�ej wsp�pracy. Czy macie zapotrzebowanie na jaki� temat?
- Nasi dziennikarze sami szukaj� temat�w - odrzek� wynio�le zast�pca naczelnego.
- My�la�em, �e je wymy�laj�...
- Co prosz�?
W tym momencie postanowi�a interweniowa� sekretarka, przys�uchuj�ca si� rozmowie przez szpar� w uchylonych
drzwiach. Wesz�a do gabinetu i zacz�a co� szepta� szefowi do ucha. Do Tomaszewskiego dotar�y s�owa "sta�ysta",
"egzorcyzmy" i "lubelszczyzna".
- Tak, ale przecie� tamten nie wr�ci�... - zaoponowa� zast�pca redaktora naczelnego Oble�nych Nowinek i w tym
momencie w jego oczach zap�on�� wreszcie b�ysk inteligencji. On i sekretarka jak na komend� spojrzeli na
Tomaszewskiego i u�miechn�li si� czaruj�co...
Drzwi ozdobione sugestywnym napisem WITAMY W KRAINIE, GDZIE OBCY ZGINIE otworzy�y si� ze zgrzytem
nigdy nieoliwionych zawias�w. Jakub oderwa� m�tne spojrzenie od kufla z per�� i popatrzy� w stron� wej�cia. W
drzwiach stan�a wysoka sylwetka odziana w mundur rosyjskiej kawalerii z pierwszej wojny �wiatowej.
Jakub rozpozna� we wchodz�cym swojego druha Semena. Posun�� si� kawa�ek, robi�c miejsce na ukradzionej z parku
�awce. Stary kozak zmru�y� oczy podra�nione dymem papieros�w najpo�ledniejszego gatunku.
Wn�trze knajpy, jak zwykle w dzie� targowy, wype�nia� t�um ludzi. Jedni oblewali udane interesy, inni przepijali
zarobione pieni�dze. Ci, kt�rym handel poszed� kiepsko, pili na zeszyt. Teraz, troch� po p�nocy towarzystwo
osi�gn�o odpowiedni stopie� napojenia. Ajent za lad� z zadowoleniem liczy� zyski. Tego dnia naprawd� poszaleli. Z
p�ynnego towaru zosta� mu tylko denaturat i truskawkowa pryta na siarce.
Semen z rozmachem klepn�� ko�o Jakuba i wydoby� zza pazuchy s�oik po og�rkach. Przyjaciel ostro�nie przela� mu
po�ow� zawarto�ci swojego kufla.
- Co ci� sprowadza? - zapyta�.
- Ano, dwie sprawy. - Przybysz zdj�� papach� i otar� r�kawem czo�o. - Du�a i ma�a.
- No to zacznij od du�ej - u�miechn�� si� egzorcysta, poci�gaj�c �yk piwa.
Kozak te� zwil�y� gard�o.
- Kud�acz znowu wlaz� w szkod� - powiedzia�. - Ludziska ze Starego Majdanu ci� szukali w tej sprawie.
- A ja, widzisz, tu na troch� zakotwiczy�em - powiedzia� Jakub. - Od czasu do czasu trzeba nerki pop�uka�...
- Kotwiczysz w tej knajpie ju� trzeci dzie� - mrukn�� kozak. - Co zamierzasz z tym zrobi�? O kud�aczu m�wi�...
- A co, beze mnie sobie nie poradzili?
- Pogonili go pochodniami, ale zaszy� si� w lesie i pewnie jeszcze wr�ci.
Egzorcysta kiwn�� g�ow�.
- Przelaz� sukinkot przez w�w�z. Ma�py nie upilnowali.
- Nie wiem, dawno nie zanios�o mnie do D�binki - mrukn�� Semen. - Nie lubi� tej krainy lataj�cych siekier.
- A czego ode mnie chc�? - Jakub znowu straci� w�tek..
- Chc�, �eby� wyko�czy� kud�acza. Kilkaset z�otych zebrali na nagrod� dla ciebie. No i balanga b�dzie jak zwykle.
Stawiaj� napoje.
Brwi egzorcysty unios�y si� z uznaniem.
- Znaczy, bardzo im za sk�r� zalaz� - mrukn��. - Jakie straty?
- Josifowi poszala� na plantacji truskawek. Z �wier� hektara wydepta�, ile ze�ar�, trudno powiedzie�. Markowi
rozpierniczy� tartak. Przeszed� po susz�cej si� tarcicy, dwadzie�cia metr�w sze�ciennych dechy diabli wzi�li. Na opa�
to si� ju� tylko nadaje. Tomaszowi wlaz� do stodo�y. Ze�ar� co� z pi�� metr�w kartofli, wysuszy� zacier z beczki i
rozwali� aparatur�. Paw�owi ze spichrza wy�ar� ze trzy worki owsa, a potem jeszcze rozdepta� warchlaka... U mnie
czochra� si� o traktor. B�d� musia� kupi� nowy... O przewr�conych p�otach nie wspomn�... Zniszczenia tak czy siak
wielkie.
W�drowycz kiwn�� ponuro g�ow�. Strasznie mu si� nie chcia�o wychodzi� z knajpy.
- A u ciebie - dorzuci� kozak - jab�onk� z�ama� i cz�� �liwek poobrywa�. Zielonych. Mo�e mu zaszkodz�?
- Kud�acze maj� odporno�� na r�ne takie - powiedzia� Jakub. - Pami�tam, jak kiedy� taki oskuba� dwie grusze z
owoc�w i popi� surow� wod�. Cz�owieka by zabi�o, a on dwa dni potem raczy� si� jeszcze chmielem z plantacji i te�
nic. �o��dek jak koza. Nawet gazety z kiosku potrafi wy�re�, jak go g��d przyci�nie. Wi�c chcecie, �ebym go
skasowa�?
- Tak. Miszczuk nawet wspomina�, �e ci pancerfausta u�yczy.
- E... - machn�� r�k� egzorcysta. - Zrobi� tradycyjnie. Dawno nie by�o okazji, to trzeba z honorem p�j��. Tak jak za
ojc�w to robiono. Dzid� i szabelk�...
Semen skin�� g�ow�.
- Taka� i moja wiedza - powiedzia�. - I ludziska te� tak my�l�, dlatego wynaj�li ciebie, bo J�zwa chcia� i�� z pepesz�...
Ale mu nie dali.
- Znam t� jego pepesz� - u�miechn�� si� Jakub. - Pami�tam, jak poszed� z ni� na dzika. Ledwo go wtedy odratowali.
Wpakowa� ca�y talerz amunicji, a ani jeden pocisk nie trafi� do celu... A ta druga sprawa?
- Facet do ciebie przyjecha�. Z Warszawy.
Brwi Jakuba unios�y si� w lekkim zaskoczeniu.
- A on niby kto? - zapyta�. - Klient czy mo�e pacjent?
- Ani to, ani to. M�wi�, �e dziennikarz czy jeszcze nie dziennikarz. Sam wiesz, �e ja tego miejskiego akcentu nie
trawi�. Nie sz�o po prostu wyrozumie�.
- I co on? Poszed� w diab�y?
- Nie. Najpierw robi� zdj�cia we wsi, ale go pogonili, a teraz czeka na ganku, a� wr�cisz.
- No c�. W takim razie trzeba i�� - mrukn�� Jakub, wstaj�c zza stolika.
Dopi� piwo i trzasn�� kuflem o �cian�. Na szcz�cie.
- Barman! - zakrzykn��.
- Jestem ajentem - j�kn�� ajent zza lady. - Tyle razy ci�, Jakub, prosi�em...
- Konia!
W pi�� minut p�niej osiod�ana chabeta czeka�a przed lokalem. W�drowycz zr�cznie wskoczy� na siod�o i pok�usowa�
w ciemno��.
Klacz, uderzona w boki obcasami gumofilc�w, zr�cznie przeskoczy�a p�ot i opad�a na podw�rze. Jakub zeskoczy� z
siod�a. Nieznajomy siedzia� na ganku. Drzema� wyra�nie. Staruszek u�miechn�� si� lekko, wyci�gn�� zza paska
odrapany rewolwer i strzeli� dziennikarzowi nad uchem. Ten poderwa� si�, a widz�c przed sob� uzbrojon� posta� w
czarnej esesma�skiej kurtce, prze�egna� si� odruchowo.
- Hy, znaczy, religijny cz�owiek - mrukn�� Jakub.
Go��, otrz�sn�wszy si� z pierwszego wra�enia, wyci�gn�� d�o� na powitanie.
- Jestem Rados�aw Tomaszewski...
- A ja jestem W�drowycz, Jakub W�drowycz - o�wiadczy� gospodarz z godno�ci�.
Z�apa� go�cia za r�k�, u�cisn��, a potem odwr�ci� j� grzbietem do do�u i popatrzy� na linie.
- Hy. Ciekawe rzeczy tu napisane. Ale to i owo trzeba by poprawi� - mrukn��... - Najlepiej brzytw� albo kawa�kiem
szk�a...
- Napisa�em list, �e przyjad�.
- A, list - mrukn�� egzorcysta. Z kieszeni wydoby� strasznie pomi�t� kopert�. By�a jeszcze ci�gle zaklejona. W cholewy
buta wyci�gn�� bagnet i rozpru� j� artystycznie. Przez chwil� wpatrywa� si� w r�wne rz�dki liter.
- To znaczy tw�j list? - Pokaza� papier przybyszowi.
- Nie, to z urz�du skarbowego. - Tomaszewski rzuci� okiem na blankiet. - Tu pisz�, �e przy�l� policj�.
- A niech spr�buj�. - Egzorcysta rzuci� papier na ziemi� i j�� przeszukiwa� kieszenie. Niebawem znalaz� kawa�ek
nast�pnego pisma.
- To chyba by� tw�j - mrukn��. - Dobry papier do skr�t�w. Cholera, chyba zapomnia�em wcze�niej przeczyta�...
Najlepiej opowiedz w�asnymi s�owami. I nie st�jmy tak. - Nacisn�� klamk� otwieraj�c drzwi.
Z wn�trza domu powia�o woni� dawno niepranych skarpetek, ogryzionych ko�ci, rdzy oraz myszy. Jakub zapali�
�wiat�o i myszy uciek�y. Reszta zosta�a na miejscu, chocia� skarpetkom niewiele brakowa�o, by pobiec �ladem gryzoni.
- To jaka gazeta ci� nas�a�a? - zagadn�� gospodarz.
- Tygodnik Oble�ne Nowinki - odpowiedzia� natychmiast przybysz.
- Oble�ne nowinki... - wycedzi� Jakub. - Hmmm. Dawno nie zrobi�em nic specjalnie oble�nego, ale je�li przywioz�e�
viagr�, to tu po s�siedzku mieszkaj� takie m�ode dupcie...
- Mam co� bardziej ekologicznego. - Tomaszewski si�gn�� do torby i wydoby� butelk� z ��tawym p�ynem, w kt�rym
p�ywa�y drewniane szczapki.
- Bimber? - W�drowycz oceni� zawarto�� okiem fachowca.
- Sam destylowa�em - pochwali� si� go��.
- De... co?
- P�dzi�em. - Tomaszewski spopularyzowa� termin fachowy.
- P�dzi, znaczy, sw�j... - mrukn�� do siebie Jakub i popatrzy� �yczliwiej na go�cia. Bez s�owa postawi� na stole dwie
musztard�wki i wzi�� butelk� od dziennikarza.
- Po co te patyki? - Popatrzy� pod �wiat�o.
- To d�bowe drewno, dodaje smaku - wyja�ni� Tomaszewski.
- Zobaczymy... - Jakub wprawnym ci�ciem bagnetu odr�ba� szyjk� butelki razem z korkiem. Nala�.
- Za interes - wzni�s� toast dziennikarz.
- Niech b�dzie interes. - W�drowycz wypi� i mlasn��. - Czysty ten bimber, prawie jak sklepowa w�dka - stwierdzi�.
Tomaszewski spokojnie opr�ni� swoj� musztard�wk�.
- Musi by� czysty - odpar�. - Destylowa�em wed�ug matematycznego wzoru...
Jakub omal si� nie zakrztusi�.
- Mog� zapisa�. - Dziennikarz nie zwr�ci� uwagi na gospodarza. Wyj�� kartk�, d�ugopis i zrobi� sobie troch� miejsca,
przegarn�wszy ko�ci na �rodek sto�u. Napisa�: "C=- 0,0984T2+13,78T-389,7".
- Co to takiego? - W�drowycz z powag� podrapa� si� w g�ow�.
- Na podstawie tego wzoru, mierz�c temperatur� pary zacieru na wej�ciu do ch�odnicy, obliczamy moc skraplaj�cego
si� w danej chwili destylatu w procentach masowych - wyja�ni� Rados�aw. - Potem trzeba to jeszcze u�redni� albo
lepiej sca�kowa� metod� trapez�w i uzyskujemy moc gotowego bimbru. To r�wnanie kwadratowe, zwane Parabol�
Przewodasa, jest fragmentem krzywej r�wnowagi fazowej dla uk�adu alkohol-woda. Daje prawid�owe wyniki w
zakresie temperatur 79-99 stopni Celsjusza.
Jakub namy�la� si� chwil�, po czym wreszcie zrozumia�.
- Nu, znaczy, z matematyki te� mo�na p�dzi� - stwierdzi�.
- Tylko z kamienia nie utoczysz... - odrzek� filozoficznie Rados�aw.
- Jak to nie?! - zaprotestowa� Jakub i wyci�gn�� litr karbid�wki.
Tomaszewski obudzi� si� w sianie.
Delikatnie m�wi�c, czu� si� sobie szalenie obcy i bardzo pragn�� znale�� si� gdziekolwiek, byle z dala od w�asnej
g�owy. Albo lepiej, pozby� si� g�owy... Odzyskawszy zdolno�� postrzegania rzeczywisto�ci stwierdzi�, �e jego kurtk� i
spodnie pokrywa jasnobr�zowa masa, kt�ra pachnia�a i smakowa�a jak musztarda. Chyba wi�c musia�a by� musztard�.
By�a tak�e w kieszeniach i w portfelu... Sam Rados�aw by� w stodole W�drowycza. Skojarzywszy ten fakt, dziennikarz
wytoczy� si� na zewn�trz.
Jakub trzyma� w ustach p�k gwo�dzi, a w r�ku m�otek. Mocowa� wyrwane z zawiasami drzwi z powrotem do futryny.
- Czy to przypadkiem nie ja?... - Go�� mozolnie poszukiwa� wspomnie�. - Przepraszam...
- Yyc...� nie ...a�o - odpar� W�drowycz z ustami pe�nymi gwo�dzi.
- Ju� my�la�em, �e mnie przepijesz - powiedzia� Jakub z uznaniem, gdy kwadrans p�niej siedli do �niadania.
Tomaszewski patrzy� martwym wzrokiem na chleb i boczek. - Nu ty naraz zawo�a�e�, �e teraz poka�esz mi, jak pije
pismak z brukowca, ale zamiast pokaza� rozsmarowa�e� na kocu s�oik musztardy, potem si� w ten koc zawin��e� i
wybieg�e� na podw�rko nie otwieraj�c drzwi...
Rados�aw z wysi�kiem pokiwa� g�ow� i nic nie powiedzia�.
- Rozumiem... - W�drowycz popatrzy� na niego krytycznym wzrokiem. - Trzeba klina... - Wyj�� drug� butelk�
karbid�wki.
Tomaszewski wykona� gest, jakby chcia� uciec, tym razem przez �cian�.
- Tylko spokojnie - m�wi� Jakub, zbli�aj�c si� z pe�n� musztard�wk� do przywartego do �ciany pacjenta. - Albo si�
porzygasz, albo ci si� rozja�ni we �bie, tak czy owak b�dzie lepiej...
Trafi�o si� to pierwsze. Poblad�y dziennikarz zatykaj�c d�oni� usta wypad� na podw�rko i zawis� na p�ocie. Tym razem
przezorny W�drowycz drzwi pozostawi� otwarte.
Do miotanego nadci�gaj�cymi torsjami Tomaszewskiego zbieg�o si� stadko kur. Stan�y i patrzy�y wyczekuj�co. Gdy
chlusn�� paw, rzuci�y si� wydziobywa� resztki jedzenia. Przede wszystkim z towarzyszki, kt�ra podesz�a zbyt blisko.
- Nigdy wi�cej potrawki z kury... - mrukn�� do siebie Rados�aw odzyskuj�c humor.
- No, to�my jednego demona wyp�dzili - skwitowa� egzorcysta na widok go�cia wchodz�cego do izby w znacznie
lepszym stanie. Je�li pomin�� musztard�. - Mo�emy zaczyna� od nowa...
- Nie, dzi�kuj�, ja poprosz� zsiad�ego mleka.
- Mleka? - zafrasowa� si� W�drowycz. - Musz� poprosi� s�siad�w... hm... co oni sobie o mnie pomy�l�? Nu trudno,
go�� w dom... - Wsta� i wyszed�.
Tomaszewski zabra� si� za czyszczenie kurtki.
Jakub zapakowa� do torby osikowy ko�ek i m�otek. Podostrzy� bagnet na szlifierce.
- Tym razem go za�atwi� - mrukn�� cicho i m�ciwie.
- Kogo chcesz za�atwi�? - zapyta� Tomaszewski.
Egzorcysta u�miechn�� si�.
- Wisielca. Wolisz ogl�da� egzorcyzmy czy polowanie na kud�acza?
- Opis egzorcyzm�w wydrukuj� mi na pewno, polowania nie jestem pewien - wyja�ni� Rados�aw. - W ka�dym razie
wys�ali mnie tu, bym zrobi� reporta� z wiejskich egzorcyzm�w.
Jakub zaszed� do szopy i wyci�gn�� par� czarnych oficerek troch� ponadgryzanych przez myszy.
- Trza lepsze buty za�o�y� - oznajmi�. �ci�gn�� gumofilce i odklei� od n�g onuce. Spod warstwy szarej szmaty b�ysn�y
ogni�cie zielone, pocerowane skarpetki.
Tomaszewski uni�s� brwi.
- Intensywny kolorek - zauwa�y�.
- Hy. A ty wiesz w�a�ciwie co to za skarpetki? - W g�osie Jakuba zabrzmia�a duma. - Histeryczne! M�j tatko pracowa�
w hotelu w Che�mie, jak zatrzyma� si� tam doktor Lasker.
- Ten s�ynny szachista?
- W�a�nie. I widzisz, z pod�ogi gw�d� stercza�, wi�c doktor depn�� i rozwali� sobie nog� razem ze skarpetk�. Potem
rozerwan� i t� drug�, ca�� par� znaczy, bach do kosza na �mieci. A m�j tatko wyci�gn��. Szachi�ci chcieli od niego
odkupi�, ale on si� zapar�, �e nie. Zapisz� je w testamencie mojemu wnusiowi...
- Du�o z nich do tego czasu nie zostanie. - Tomaszewski przesiad� si�, by by� po zawietrznej.
- Nu, niewa�ne... - Egzorcysta zacz�� wci�ga� but.
- A te buty te� takie s�ynne? - zaciekawi� si� go��.
- Buty? Nie wiem. Mo�e i tak, bo w�a�ciciel pisa� si� von co� tam...
- Sk�d je masz?
- Zabra�em jednemu esesma�cowi, psia jego ma�! Ma�� mia� nog�, musia�em przez trzy miesi�ce la� do �rodka
denaturat, zanim si� dopasowa�y do mojej.
- Zabra�e� esesmanowi buty? I nie protestowa�?
- A czym mia� protestowa�, jak mu najpierw upitoli�em g�ow� szabl�? - W szlufki spodni W�drowycz wsun�� nowy,
izolowany kabel i zakr�ci� go przy rozporku w fantazyjny w�ze�. - Jak jeste� got�w, to mo�emy rusza�.
- No to w drog�. - Tomaszewski poderwa� si� ra�no, poprawiaj�c aparat fotograficzny.
Przeszli przez wie�, potem wdrapali si� na wzg�rze. Tu pod lasem ros�o rozleg�e kartoflisko. Znaczy, ju� nie ros�o. W
ziemi wida� by�o g��bokie wyrwy, stratowane kartoflane ��ty poniewiera�y si� woko�o. Gdzieniegdzie b�yszcza� biel�
nadgryziony kartofel.
- Co tu si� dzia�o? Dziki wesz�y w szkod�?
- Nie dziki, tylko kud�acz - powiedzia� Jakub ponuro i splun��. - Wiele razy m�wili�my tym z D�binki, �eby ich lepiej
pilnowali, ale gdzie tam. �miej� si� w �ywe oczy, pokraki. Nu i chyba trzeba b�dzie kud�acza im skasowa�...
- Co to ten kud�acz? Nied�wied�?
- Szkoda gada�. P�ki nie zobaczysz, nie uwierzysz.
- Dok�d idziemy?
- Ano, po drodze do D�binki jest w�w�z... nazywa si� Szubienica. - Jakub skr�ci� zr�cznie skr�ta z machorki i
zaci�gn�� si� aromatycznym dymem.
- Szubienica? Ciekawa nazwa.
- Ano, ciekawa i w pewnym sensie pami�tkowa - powiedzia� egzorcysta spluwaj�c kawa�kiem papieru pakowego, kt�ry
wraz z cugiem dosta� mu si� do ust. - Ko�o Wojs�awic s� dwie takie, ale to po �ydach, co ich tam wieszali, a tu by�a
grubsza spawa.
- Jak gruba?
- Ano, przyjecha� taki durny inkwizytor �eby ochrzci� D�bink�. No i umy�li� sobie, �e najpierw musi powiesi� kap�ana.
I dure� go powiesi�, cho� moi przodkowie postulowali na stosie spali�, a popi� osikowym ko�eczkiem... Nie pos�ucha�.
A teraz kap�an �azi nawet w bia�y dzie�.
Tomaszewski pokr�ci� g�ow�.
- Znaczy straszy?
- Ano, mo�na tak powiedzie�. - Jakub znowu splun��. - Ludziska u nas m�dre, wiedzieli, �e kap�ana trzeba
zneutralizowa�, ale inkwizytor upar� si�, �eby go powiesi�, bo to niby wi�ksza ha�ba. No i mia� za swoje. Co� mu krew
wypi�o drugiej nocy. No, ale potem D�bink� faktycznie ochrzczono. Wi�c tak jakby na jego wysz�o...
- Zaraz, zaraz. Kiedy to by�o?
- Co by�o? - nie zrozumia� Jakub.
- No, ten chrzest w D�bince?
- Gdzie� za Sobieskiego. Nasi pogonili pogan pod Wiedniem i lud tutejszy te� chcia� z poga�stwem powalczy�, no to
poszli do D�binki - wyja�ni�. - �eby Sobieski baty zebra�, to do tej pory nic by pewnie z tego nie by�o. A tak
�wiadomo�� religijna si� rozbudzi�a i katastrofa.
- A ten kap�an?
- Co kap�an?
- Co to by�a za religia?
W�drowycz odrzuci� peta.
- No, taka tam, poga�ska - cierpliwie t�umaczy�. - Mieli taki, znaczy kamienny s�up z czterema g�bami, po jednej z
ka�dej strony, i przed nim ognie palili i dzieciaki zarzynali. Tak przynajmniej ludziska m�wili - mrukn��.
- Czyli tu jeszcze w ko�cu siedemnastego wieku byli prawdziwi poganie? - zapyta� Tomaszewski po namy�le. - Jakim
cudem si� uchowali?
- A po lasach pewnie - wyja�ni� W�drowycz. - Nu, nie miel ozorem. Nied�ugo b�dziemy na miejscu.
- Czekaj, bo potrzebuj� do artyku�u informacji... A ten w�w�z... Szubienica...
- To najkr�tsza droga do D�binki - powiedzia� Jakub niech�tnie. - Bo mo�na jeszcze od drugiej strony, grobl� przez
bagna. Tylko tam niebezpiecznie, bo szosa w�ska. Jak wpad� kiedy� radiow�z, to go dopiero po pi�ciu latach ci ze wsi
wyci�gn�li.
- Kiedy straszy w w�wozie?
Egzorcysta westchn��.
- W w�wozie straszy zawsze o zmroku i w po�udnie. Po zmroku to normalnie, duchy zawsze rozrabiaj� od zachodu
s�o�ca a� do wschodu, cho� niekt�rzy twierdz�, �e jak kur zapieje, to ju� nie. Kiedy� sam w to wierzy�em i ma�o si� nie
przejecha�em. At, niewa�ne.
- A jak ten duch wygl�da?
- A tego w�a�nie nie wiadomo. Opowiadali jeszcze przed wojn�. Jecha� kupiec z D�binki, by�o po�udnie, wjecha� do
w�wozu od tamtej strony, a z tej wybieg� tylko ko� z wozem. Ko� zupe�nie zwariowa�. Ba� si� wszystkiego. S�o�ca,
wiatru, wystarczy� szelest, a ten k�ad� si� na ziemi. No to go w ko�cu dobili, bo nie mogli patrze�, jak si� chudoba
stracha.
- A co z kupcem?
- Ano przepad� bez �ladu. Przeczesali nasi w�w�z, �adnego znaku, nic. Pogadali z tymi z D�binki, ale oni m�wili, �e
pojecha�. Pewnie tym razem m�wili prawd�, bo na wozie zosta� towar i pieni�dze, a oni by tego tak nie zostawili.
- Taka z�odziejska wiocha? - zagadn�� Tomaszewski.
- Jeszcze jak. - Jakub znowu splun��. - Potem by� przypadek zaraz po wojnie. Dwaj aktywi�ci partyjni poszli nawraca�
ma�py na komunizm.
- Jakie znowu ma�py?
- A bo my tak przez z�o�liwo�� nazywamy tych z D�binki - wyja�ni� egzorcysta. - No wi�c mieli pecha, poprzez w�w�z
szli znowu w po�udnie. Co tam zobaczyli, nie wiadomo. Jednego znale�li�my przed wieczorem, nie �y� ju�. Lekarz
m�wi�, �e to serce, znaczy, zawa� go powali� na miejscu. A drugi si� znalaz� na trzeci dzie�. Siedzia� nad rzek�, w
oczach pustka, siwy jak go��bek i mia� przewieszon� przez plecy pepesz�. Talerz pusty, znaczy, wywali� w co� ca��
seri�, ale to nie pomog�o. Zabrali go do Che�ma, do szpitala dla wariat�w, po kilku latach doszed� do siebie i napisa�
raport dla partii. Sugerowa�, �eby wie� i w�w�z zlikwidowa� bomb� atomow�. Nu, to potem znowu go do wariat�w
wsadzili. Potem wypu�cili. Przyjecha� tu i poszed� do D�binki, przez las, naoko�o. I nikt go wi�cej nie widzia�. Ci z
D�binki twierdzili, �e nie doszed�, ale czy to prawda? Musi go zabili...
- A nie pr�bowa� nikt sprawdzi�, co si� tam dzieje?
- Ano, durnie tacy te� byli. Tam w po�udnie raczej wjecha� si� nie da, bo konie p�oszy zaraz ko�o wej�cia, ale jeden
pr�bowa� traktorem. Znaczy, wrzuci� dw�jk� do jazdy terenowej, zablokowa� kierownic� i peda� od gazu, i pojecha�.
To w w�wozie nie chcia�o go wida� zabi�, bo on po babce by� z D�binki pono�, faktycznie morda troch� nie nasza.
Wi�c na pocz�tku zgas� mu silnik. Ale on si� upar�. Nast�pnego dnia silnik naprawi� i pojecha�. Gum� z�apa�. Dopiero
na trzeci dzie� wjecha� do �rodka. No i nawet wyjecha� po drugiej stronie. Tylko �e dziwnie wyjecha�. Traktor by�
okopcony, jakby przez ogie�, a zegarek na r�ce pokazywa�, �e on tam sze�� godzin sp�dzi�, a nie dwadzie�cia minut.
- Hmm. I co ciekawego opowiedzia�? - zainteresowa� si� Tomaszewski.
- Nic nie powiedzia�, bo mu co� g�ow� urwa�o. I bebechy troch� bokiem wyciek�y przez t� dziur�.
- Dziur�?
- No, pod �ebrami mia� tak� ran�, jakby go koparka zaczepi�a, ale to raczej nie by�a koparka, boby go z siode�ka
zrzuci�o.
- Hmm. A ty, taki wybitny egzorcysta, nie pr�bowa�e� przew�cha�, co si� tam dzieje?
- A co tu do w�chania? Kap�ana powiesili, to on si� teraz m�ci. Tych z D�binki nie rusza, ale obcych kasuje jak leci.
Musi dusza spokoju nie mo�e zazna�. Ale my j� uspokoimy... - u�miechn�� si� ponuro Jakub, macaj�c przez p��tno
torby solidny osikowy k�.
- Daleko ten w�w�z?
Jakub zamiast odpowiedzie� pokaza�. Stali u wej�cia do pot�nej debry, wymytej przez wod� w lessowych wzg�rzach.
Na szczycie urwiska r�s� g�sty, mroczny las. Przez w�w�z bieg�a droga miejscami utwardzana �u�lem.
- No to co, idziesz pisa� artyku� czy zawracamy? - zagadn�� Jakub. - Jeszcze si� mo�emy wycofa�.
- Chod�my - zdecydowa� si� Tomaszewski.
Odwa�nie wkroczyli pomi�dzy lessowe �ciany. Na dnie by�o zupe�nie cicho. Powietrza nie porusza� najl�ejszy nawet
wietrzyk. Ptaki umilk�y.
- Wkr�tce po�udnie - powiedzia� Jakub. Z torby wyj�� kusz� i naci�gn�� j� korb�.
. - �adna - zauwa�y� Rados�aw. - Sk�d j� wytrzasn��e�?
- A kupi�em kiedy� od takich �ebk�w, co si� bawili w rycerzy. Sukinsyny du�o chcieli, ale dobra jest. - Egzorcysta
po�o�y� na prowadnicy zastrugany osikowy ko�ek, a palce wygodnie opar� na spu�cie. - To tylko na wszelki wypadek. -
Jego twarz przyozdobi� szeroki, szczery s�owia�ski u�miech.
Nie uszli kilkudziesi�ciu krok�w, gdy nieoczekiwanie obok drogi na ��tej powierzchni dna w�wozu zarysowa�a si�
rozleg�a rdzawa plama.
- Hmm - mrukn�� Jakub - co te� to mog�o by�?
Przez chwil� kopa� butem. Spod ziemi zacz�o wy�ania� si� wi�cej szczeg��w.
- Motocykl - zauwa�y� Tomaszewki.
W�drowycz kiwn�� g�ow� potwierdzaj�c jego diagnoz�.
- Czyli gdzie� tu musi by� te� motocyklista - powiedzia�.
Rzeczywi�cie, par� krok�w dalej z ziemi stercza� kawa�ek sk�rzanej kurtki. Jakub wydoby� z torby saperk� i zacz��
kopa�. Pod kurtk� by� motocyklista, a raczej to, co z niego zosta�o. A zosta�o niewiele. Dziennikarz pochyli� si� nad
kupk� ko�ci. Jako pierwsz� wygrzeba� pomi�t� i zrudzia�� legitymacj� prasow�. Na ok�adce ca�kiem wyra�nie mo�na
by�o odczyta� wyt�oczony srebrnymi literami napis: Oble�ne Nowinki.
- To m�j poprzednik zwolni� etat... - stwierdzi� popadaj�c w zadum�. - Ciekawe, co te� mu zaszkodzi�o?...
- Mo�e nasz bimber? - rzuci� od niechcenia Jakub.
- W czaszce jest dziura... - Tomaszewski uwa�nie ogl�da� szcz�tki. - To nie m�g� by� tutejszy bimber, chocia�,
faktycznie, mocno �upie w czerep. Tu w robocie by�o narz�dzie t�pokraw�dziaste, na przyk�ad m�ot lub obuch siekiery,
no, mo�e d�uto... Czy�by kto� chcia� si� dosta� do m�zgu?...
Uj�� w d�o� kawa�ek ko�ci udowej.
- Ta z kolei zosta�a roz�upana wzd�u� jakby dla szpiku... Wygl�da na kanibalizm, ale na naszych ziemiach uprawia�a go
po raz ostatni kultura przeworska, gdzie� w drugim wieku naszej ery... - Dziennikarz si�gn�� po aparat fotograficzny.
- Tylko �e wtedy ludzie nie je�dzili na motorach. - Jakub kopn�� pogi�te blachy wraku.
- U�miech, prosz�... - Tomaszewski przesun�� czaszk� tak, by �uchwa by�a bardziej na bakier.
Ko�o silnika b�ysn�o co�. Rados�aw schyli� si� szybko.
- Tylczak! - zawo�a� zachwycony. - Jaki pi�kny okaz.
- Co� ty tam znalaz�? - Oczy W�drowycza zab�ys�y chciwo�ci�.
- Kamienny grot od w��czni, chyba kultura oryniacka... Idealnie zachowany... Ka�de muzeum ch�tnie wzbogaci swoje
zbiory. Na naszych ziemiach jak do tej pory znaleziono tylko kilka sztuk. Wiem, bo w zesz�ym roku pracowa�em jako
kopacz na wykopaliskach. Douczy�em si� przy okazji.
- To jakie to jest stare? - zagadn�� W�drowycz.
- Paleolit.
- A na nasze?
- Ma gdzie� sze��dziesi�t, no, mo�e czterdzie�ci tysi�cy lat.
Egzorcysta pokiwa� g�ow�.
-Nasi to zrobili?
- Niezupe�nie, neandertalczycy.
- Ruszajmy dalej - ponagli� go egzorcysta. - Zbli�a si� po�udnie...
Pow�drowali dnem w�wozu. Jakub pilnie rozgl�da� si� woko�o.
- Czego szukamy?
- Niedu�ego ceglanego fundamentu, kt�ry by� kiedy� podstaw� szubienicy - wyja�ni� Jakub. - Pewnie zosta�o z niego
tylko par� cegie�... Ale znale�� musimy.
W tym momencie Rados�aw pochyli� si� ponownie.
- I co tym razem? Eee, znowu kamie�...
- T�uk krzemienny, tak zwany pi�ciak. Bardzo masywny, te� prawdopodobnie kultura oryniacka.
Jakub obejrza� znalezisko.
- Phi - mrukn�� pogardliwie. - Wywal w choler�. Jak by� chcia�, to �adniejszych nazbieramy.
- Macie tu tego wi�cej?
- W D�bince na kopy si� tego wala. Nu, my tu nie na badania archeologiczne przyszli�my, tylko chcia�e� mie� artyku� o
egzorcyzmach.
- Wszystko mnie interesuje - mrukn�� Tomaszewski. - Charakter ju� taki, a i nie codziennie znajduje si� tak cenne
okazy...
- Znaczy ty z tych, co to ci�gle z nosem w ksi��kach siedz�? A nie szkodzi to aby na rozum?
- Wiedza jak spirytus, tylko t�giej g�owie s�u�y...
Ruszyli naprz�d. Jakub omiata� wzrokiem �ciany w�wozu, a kusza dzier�ona tward� spracowan� r�k� obraca�a si� za
jego spojrzeniem.
- Kawa�ek ceg�y - zameldowa� jego towarzysz, kt�ry w poszukiwaniu kolejnych zabytk�w wci�� bada� ziemi�.
W�drowycz z rezygnacj� wzni�s� oczy ku niebu.
- Chyba do�� stara, bo s� na niej takie rowki jak od palc�w. Chyba by�a r�cznie wyg�adzana. Ostatnie takie robiono u
nas w czasie baroku, czyli za Sobieskiego.
Kawa�k�w ceg�y pojawia�o si� stopniowo coraz wi�cej, a� wreszcie w�r�d le�nej �ci�ki zarysowa� si� spory prostok�t.
- Mamy fundament - powiedzia� W�drowycz. - To ani chybi domek kata, a szubienica pewnie by�a tam. - Wskaza�
gestem kilka cegie� tworz�cych co� w rodzaju kominka.
Po�rodku, w otworze tkwi�y jeszcze resztki przegni�ego drewna.
- Co teraz chcesz zrobi�? - zapyta� Tomaszewski.
- Ano, trzeba ustali�, gdzie tego bydlaka pogrzebano. Pewnie na zach�d od szubienicy. - W�drowycz wbi� saperk� w
pylisty lessowy grunt.
- Tu nie ma i tu te� nie - mrucza� coraz bardziej zdenerwowany, kopi�c fantazyjnie pozawijan� transzej�.
Dziennikarz siad� wygodnie na fundamencie i zacz�� rozgl�da� si� po okolicy. Wsz�dzie by�o spokojnie. Ani �ladu
duch�w albo upior�w.
- Nie �pij, bo ci g�ow� upitol� - poradzi� mu W�drowycz. - Kt�ra godzina?
- Jedenasta trzydzie�ci. S�dzisz, �e duchy znaj� si� na zegarkach? Dlaczego mia�yby grasowa� akurat punkt dwunasta?
- Lepiej dla nas, �eby si� zna�y...
- Mo�e reaguj� na hejna� mariacki? - Tomaszewski dostrzeg� dziwn� sylwetk� siedz�c� na drzewie po drugiej stronie
w�wozu.
- Zobacz, ma�pa - zwr�ci� uwag� Jakuba. - Spora jaka�. Goryl czy co? Czy�by z cyrku uciek�a? Mo�e wyznaczono
nagrod�...
Egzorcysta uni�s� g�ow� i przez chwil� wpatrywa� si� w tajemnicze zjawisko.
- A, to - mrukn��. - Eee, nic takiego. Cz�owiek, mo�na powiedzie�.
- Gdzie tam cz�owiek, popatrz no, jak siedzi...
- Nie m�drkuj, tylko troch� pokop, podobno i na tym si� znasz. - Wcisn�� dziennikarzowi saperk�. - Ja b�d� pilnowa�.
Stary ju� jestem, kr�gos�up boli...
Tomaszewski zabra� si� do roboty, a jego towarzysz usiad� ci�ko na murku i poci�gn�� niewielki �yk z bidonu, kt�ry
mia� za pazuch�. Kusz� na wszelki wypadek po�o�y� obok siebie, �eby mie� j� na podor�dziu.
Rados�aw podni�s� si� i otar� pot z czo�a.
- Nadal nic - powiedzia�. - O, wi�cej ma�p...
Na drzewach wida� by�o ju� co najmniej pi�� sylwetek.
- Kt�ra godzina?
- Za dziesi�� dwunasta.
- Dobra. Chyba pora si� zbiera�. Wr�cimy po po�udniu i jeszcze popracujemy...
- Dziwne te ma�py, bez ogon�w...
- To nie s� ma�py - powiedzia� Jakub ponuro.
- Przecie� ludzie nie chodz� po drzewach.
- To miejscowe �epki nam si� przygl�daj� - wyja�ni� egzorcysta. - Nie widzieli jeszcze archeolog�w przy pracy, to
ciekawo�� ich bierze.
- A czemu wygl�daj� tak pokracznie?
- Bo pod kurtki nawpychali kradzionych jab�ek. Wracamy. Bierz jeszcze kusz�, ja do�� si� nad�wiga�em.
- I nogi maj� jakie� krzywe... - Dziennikarz uj�� bro�.
- To od alkoholizmu rodzic�w i braku substancji azotowych w glebie. W drog�!
Tomaszewski popatrzy� dziwnie na towarzysza i bez s�owa wsun�� saperk� za pas. Skierowali si� w stron� Starego
Majdanu. W tym momencie zza zakr�tu wy�oni�a si� kilkunastoosobowa grupa pokracznych indywidu�w, odcinaj�c im
powrotn� drog�. Wszyscy m�czy�ni mieli przyp�aszczone dziurki od nosa, cofni�te brody, mocno zarysowane wa�y
nadoczodo�owe i bardzo niskie cz�ka. Szli powoli na pa��kowatych nogach, przygarbieni. W pot�nych ow�osionych
�apach trzymali kije bejsbolowe, pr�ty zbrojeniowe, gazrurki, wid�y, a najstarszy, ca�kiem posiwia�y, dzier�y� krzepko
w��czni� z kamiennym ostrzem.
Jakub szarpn�� Tomaszewskiego za rami�, wyrywaj�c go z poznawczego transu.
- Chodu!
Rzucili si� do ucieczki przez w�w�z w stron� D�binki. Pogo�, pocz�tkowo depcz�ca im po pi�tach, szybko zosta�a z
ty�u.
- Kiepsko biegaj� na tych krzywych girach! - wysapa� Jakub. - Na d�u�szy dystans mo�na sobie poradzi�.
- Kurcze! - zawo�a� rozentuzjazmowany Rados�aw.
- Pewnie, �e pokurcze - zgodzi� si� W�drowycz.
- Przecie� to rasowi neandertalczycy! Jak z obrazka...
- Gdzie tam. - Jakub machn�� r�k�. - To od Czarnobyla si� porobi�o.
- Kamienne ostrza kultury oryniackiej te� od Czarnobyla? O, w mord�!
- Upi�r nie zaczeka� na hejna� - stwierdzi� ponuro egzorcysta.
W poprzek drogi, pomi�dzy �cianami w�wozu powietrze zafalowa�o jak od wielkiego gor�ca. Droga przesta�a by�
widoczna, pociemnia�o. W drgaj�cej tafli zamajaczy� cie�, raczej sylwetka...
- To jakby brama mi�dzy �wiatami... - stwierdzi� Tomaszewski. - Kto tam...
- Kusz�! - sykn�� W�drowycz. - Wy�azi...
Dziennikarz nie zd��y� odda� broni. Ob�ok mroku pomkn�� ku nim z niesamowit� szybko�ci�.
- Strzelaj ty! - wrzasn�� Jakub.
Tomaszewski, sk�adaj�c si� do strza�u, potkn�� si� o kolein� i w chwili gdy naciska� spust, kusz� chybotn�o ku do�owi.
Warkn�a ci�ciwa i osikowy ko�ek polecia� w ciemno��. Zabrzmia�o przera�liwe, upiorne wycie, od kt�rego m�g�by
zm�ci� si� rozum, gdyby nie pobrzmiewaj�ca w skowycie nuta bole�ci. Faluj�ce powietrze razem z postaci� z mroku
zwin�o si� momentalnie w okr�g�y wir, ten skurczy� si� w punkt i znikn��. Zn�w by�o wida� las i drog� przez w�w�z.
- Nu, wi�cej szcz�cia ni� rozumu - pokiwa� g�ow� zdegustowany egozorcysta. - Dobrze, �e ko�ek urokiem ob�o�y�em,
boby polecia� Panu Bogu w okno.
- Przecie� trafi�em i za...zabi�em. - Rados�aw dopiero teraz zacz�� szcz�ka� z�bami ze strachu. - Zabi�-�em dddemona!
- Ech ty, nie zabi�e�.
- Przecie� trafi�em.
- Ale nie w g�ow� ani nie w serce.
- A gdzie? W brzuch?
- Jeszcze ni�ej. Strza� poni�ej pasa, mo�na by rzec...
- Osikowy ko�ek w... - Tomaszewski odruchowo pomasowa� w�asne krocze. - O rany! I co teraz...
- A bo ja wiem? - wzruszy� ramionami W�drowycz. - O czym� takim nawet najstarsi egzorcy�ci nie s�yszeli. Musi go
jednak os�abi�o, bo znikn��... Nu i dobrze.
Na drodze pojawi�a si� �cigaj�ca ich banda.
- Potem b�dziemy my�le�. Chodu!
Zn�w zostali prze�ladowc�w daleko w tyle. Potem zaszyli si� w krzakach ko�o wylotu w�wozu i nas�uchiwali.
- To neandertalczycy! - oznajmi� stanowczo Tomaszewski.
- Dobra - mrukn�� Jakub. - Powiem prawd�. To brakuj�ce ogniwo. No i si� odnalaz�o. Ma�o tego, w�a�nie szuka nas...
- Zawsze s�dzi�em, �e to my mamy szuka� brakuj�cego ogniwa....
- Tak to ju� w �yciu bywa - u�miechn�� si� egzorcysta. - Nie ko� do woza, to w�z do konia...
Krzewy zadr�a�y smagni�te dzikim skowytem. Znowu rzucili si� do ucieczki. Po kilku minutach zatrzymali si� na
szczycie wzg�rza. Z krzak�w u podn�a zacz�li wy�azi� neandertalczycy. W powietrzu �wisn�a w��cznia i upad�a u
st�p Tomaszewskiego. Podni�s� j� do oczu i zdumiony wpatrzy� si� w ostrze.
- No i co tym razem? - zagadn�� egzorcysta z�o�liwie.
- Znowu ostrze tylczakowe, tyle �e z jakiego� dziwnego kamienia...
- Poka�. - Jakub uj�� dzid�. - Ach, tak. To porcelanka od transformatora.
Dzikusy zacz�y wspina� si� na pag�rek.
- Won! - wrzasn�� W�drowycz. - Epoka paleolitu ju� si� sko�czy�a! Ma�py na drzewa! Dziennikarze do pi�ra!
W odpowiedzi nadlecia�o kilka wulgarnych epitet�w i kolejne w��cznie.
- Cholera, to oni umiej� po polsku? - zdumia� si� Tomaszeski.
Zbiegli po drugiej stronie szczytu i ukryli si� w krzakach na skraju wsi.
- A dlaczego mieliby nie umie�? - zapyta� egzorcysta.
- S�dzi si�, �e neandertalczycy nie byli zdolni do wydawania artyku�owanych d�wi�k�w.
- To ty jeste� od artyku��w, wi�c powiniene� wiedzie� - mrukn�� Jakub. - Ale przez czterdzie�ci tysi�cy lat zd��yli si�
wida� nauczy�. Bluzgaj� nie najgorzej...
- Ciekawe, jaki maj� iloraz inteligencji?
Jakub zamruga� �wi�skimi oczkami.
- Co to jest iloraz? Bo o inteligencji s�ysza�em, tej pracuj�cej miast i wsi, polityczni na pogadankach m�wili...
Wystawi� ostro�nie g�ow� z krzak�w i kolejna dzida str�ci�a mu beret z antenk�. Chyl�c si� do ziemi, wbiegli
pomi�dzy cha�upy.
- Maj� szk�o w oknach - zauwa�y� Tomaszewski. - Tylko brudne te szyby, nieprzejrzyste jak dykta. Chyba od nowo�ci
ich nie myli...
- A co� ty my�la�. Ma�pa, jak cz�owieka poobserwuje, to i spodnie za�o�y� potrafi - zauwa�y� filozoficznie jego
towarzysz. - Pobiegniemy przez wie�, bo wi�kszo�� odcina nam drog� do w�wozu, i wyjdziemy na grobl�. Nad�o�ymy
ze dwadzie�cia kilometr�w, ale na wiecz�r b�dziemy w domu.
- Ca�a wie� neandertalczyk�w... - wysapa� w biegu Tomaszewski. - To przecie� niemo�liwe! Ludzie by gadali!
- A gadali, gadali, ale nikt nam nie wierzy�. Ani ci z powiatu, ani z centrali... O karwia!
Drog� do grobli odcina�o im spore stado. Za plecami s�yszeli t�tent po�cigu.
- Czego oni w�a�ciwie od nas chc�?! - zirytowa� si� Tomaszewski.
- Zawsze mieli s�abo�� do Homo sapiens, bo mamy smaczniejsze m�zgi. Na dodatek ten upi�r to miejscowe b�stwo, a
ty go im sprofanowa�e�... Do pa�acu! - zadecydowa�.
Nie zdo�ali si� przemkn��. Nim przebiegli sto krok�w, �cigaj�cy osaczyli ich na �rodku wiejskiej ulicy. Byli z przodu,
z ty�u i za p�otami. Nie mieli gdzie dalej ucieka�.
- Ot i wybi�a ostatnia godzina... - westchn�� Jakub odbezpieczaj�c rewolwer.
W tym momencie Tomaszewski zrobi� co�, czego egzorcysta w zupe�no�ci nie spodziewa� si� po miastowym m�drali.
Rados�aw jednym susem dopad� p�otu i wyrwa� sztachet�.
- Zapomnieli�cie ju� o Cr�-Magnon?! - wrzasn�� rzucaj�c si� do ataku.
Neandertalczycy w pop�ochu umkn�li na boki, zanim dosz�o do pierwszego starcia. Dziennikarz i egzorcysta przebiegli
przez luk� w ob�awie i wydostali si� za op�otki.
Na szczycie jednego ze wzg�rz g�ruj�cych nad okolic� stercza�y dumnie ruiny sporego dworu. Niebawem uciekinierzy
zatrzymali si� na szczycie. Ma�powaci wyle�li z dom�w i otaczali ich lu�nym pier�cieniem. By�o ich kilkudziesi�ciu.
- S�uchaj, o co chodzi z tym Cr�-Magnon? - zapyta� Jakub, gdy tylko z�apa� oddech.
- To miejsce paleolitycznej bitwy pomi�dzy Homo sapiens a neandertalczykami. Pierwszej bitwy w dziejach ludzko�ci.
Dla neandertali by�a ostatnia. Wida� do tej pory maj� kompleks...
- Znaczy, nasi wygrali, a co z ma�pami?
- Zosta�y zjedzone, jednak s�dz�c po �ladach archeologicznych, smakowa�y tak�e Chi�czykom i Serbom. W serbskiej
Krainie w jednej jaskini znaleziono kilkuset ze�artych neandertali...
- No, dobra. Musimy wytrzyma� do nocy. Oni kiepsko widz� w ciemno�ciach. Wtedy spr�bujemy si� wymkn�� -
powiedzia� W�drowycz.
- Noc� przez w�w�z? Sam m�wi�e�, �e tam straszy...
- Przejdziemy naoko�o lasem, a upi�r to pewnie ju� troch� si� nas boi...
- Tam jest chyba ko�ci�. - Tomaszewski wskaza� gestem budynek ukryty w�r�d kasztan�w.
- Ano jest - mrukn�� Jakub. - Tyle �e nieczynny. Ostatniego proboszcza zjedli, a nowych jako� kuria nie przysy�a...
Wida� �aden ksi�dz si� chwilowo nie narazi�...
- To oni s� katolikami?
- Formalnie tak. Po tym jak inkwizytor skasowa� kap�ana, zostali ochrzczeni. Potem przyjecha� pan dziedzic, na�o�y� na
nich pa�szczyzn� i z pomoc� hajduk�w zagoni� do budowy ko�cio�a. Zbudowali, a potem zjedli dziedzica i hajduk�w...
Co jaki� czas wie� kusi�a i przed wojn� osiad� tu jeszcze jeden dziedzic... A po wojnie wiadomo.
- Reforma rolna i zabrali mu ziemi�?
- Reforma by�a neandertalska, ale z grubsza na to samo wysz�o. Dziedzica zjedli, pa�ac spalili, a ziemi� zabrali...
- Czekaj, bo jeszcze nie wszystko jest dla mnie jasne. Inkwizytor skasowa� tu kult �wiatowida?
- Nu, takiego ba�wana z czterema g�bami. Mo�e to nawet by� Swaro�yc...
- Hmm. A dlaczego neandertalczycy wierzyli w �wiatowida?
Jakub westchn�� ci�ko.
- Ale� ty niekumaty. Wida� Pras�owianie te� ich nawracali...
Za pa�acem wida� by�o niewiele lepiej zachowane zabudowania gospodarcze, a po�r�d nich, w otoczeniu kilku
wiekowych d�b�w sta�a kaplica w ca�kiem dobrym stanie.
- Tam si� ukryjemy - wskaza� egzorcysta. - Drzwi mocne, kraty w oknach. Je�li nie podpal�, mo�emy si� d�ugo broni�.
Wbiegli do �rodka i zatrzasn�li solidne, d�bowe wrota. Tomaszewski rozejrza� si� dooko�a. Kaplic� chyba jeszcze
przed wojn� zamieniono na sk�ad maszyn rolniczych. Le�a�y pod �cianami w r�nych stadiach zdezelowania. Niekt�re
wygl�da�y na sprawne.
Jakub zmierzy� sobie puls i poci�gn�� z bidonka solidny �yk. Stan�li przy oknie i obserwowali ruchy wroga.
- Za stary jestem na takie zabawy - mrukn�� W�drowycz. - Cholera, chyba nie napiszesz tego artyku�u. Jak si�
wymkniemy, b�d� pilnowa� w�wozu...
- Nic nie szkodzi. To jest lepszy temat. - Tomaszewski wskaza� gestem wiosk�.
- Co, ta banda zawszonych australopitek�w ma by� lepszym materia�em na artyku� ni� moje zdolno�ci?! - obrazi� si�
Jakub.
W tym momencie, wybijaj�c szybk� w witra�u, wpad�a do �rodka d�uga dzida.
- Tylko kijami umiecie macha�! - wydar� si� Jakub. - Za sto milion�w lat ewolucji mo�e si� ucywilizujecie! Ma�py!
W odpowiedzi rozleg� si� huk wystrza�u... O�owiana kula uderzy�a o �cian� i potoczy�a si� do ich st�p.
- Muszkietowa - zauwa�y� Tomaszewski. - Trzeba przyzna�, �e niepokoj�co szybko si� cywilizuj�.
Jakub podrzuci� kul� w d�oni.
- Albo mi si� wydaje, albo s�ysz� silnik samochodu - powiedzia�.
Rados�aw uchyli� wrota i ostro�nie wyjrza�.
- To policja - powiedzia� z ulg�. - Chyba jeste�my uratowani.
W�drowycz pokr�ci� przecz�co g�ow� i splun��.
Radiow�z podjecha� bli�ej i zaparkowa� w pewnym oddaleniu od kaplicy. Teraz dopiero dziennikarz zobaczy�, �e
pojazd jest pokryty rdzawymi plamami, jakby d�ugo le�a� w wodzie. Wysiedli z niego trzej neandertalczycy w
policyjnych mundurach. Mundury wisia�y na nich jak worki.
- To oni maj� w�asn� policj�?
- Nie, tylko jak si� tamci gliniarze zwalili z grobli, to ich po kilku latach wyci�gn�li i postanowili zast�pi�...
Tomaszewski w panice zatrzasn�� wrota. Jeden z gliniarzy podszed� i zastuka�.
- Jakub, to nie ma sensu - powiedzia� ochryp�ym, gard�owym g�osem. - Proponujemy ci uk�ad...
- Czego? - zagadn�� egzorcysta.
- Wypu�cisz nam tego swojego kumpla do zjedzenia, a my darujemy ci �ycie.
- To oni nadal jedz� ludzi? - przerazi� si� Tomaszewski.
- Tylko rytualnie - uspokoi� go W�drowycz. - Nie cz�ciej ni� raz na kwarta�...
- To jak b�dzie? - zapyta� gliniarz.
- W �yciu. To odwa�ny cz�owiek - zaprotestowa� Jakub. - Nie mo�e pozwoli�, �eby zjedli go tch�rze.
- Nie jeste�my tch�rzami - zaprotestowa� drugi z paleolitycznych gliniarzy. - My jeste�my odwa�ni!
W�drowycz u�miechn�� si� lekko.
- To udowodnijcie - zaproponowa�. - W rosyjsk� ruletk�.
- Dobra. Niech b�dzie i tak!
- Chcesz z nimi gra� w rosyjsk� ruletk�? - zagadn�� Rados�aw. - Dlaczego?
- To na tyle prosta gra, �e s� w stanie zrozumie� zasady. Poza tym maj� genetycznie uwarunkowan� sk�onno�� do
hazardu... To dobra okazja, �eby ich wyeliminowa�...
Egzorcysta otworzy� wrota i wpu�ci� ca�� tr�jk� do �rodka. Tomaszewski cofn�� si� g��biej w k�t, ale i tak obmacali go
�akomymi spojrzeniami. Natychmiast zablokowa� drzwi.
Egzorcysta i policjanci usiedli na ziemi. Jakub wyci�gn�� sw�j obdrapany rewolwer.
- Pi�� kul w b�benku, jedna pusta - zaproponowa� regu�y.
- My i tak mamy tylko cztery...
- Spoko. Kule dostarcz� ja.
Kiwn�li g�owami. Tomaszewski przygl�da� si� im z profilu. Jak na neandertalczyk�w mieli chyba zbyt cofni�te czo�a.
Homo erectus? A mo�e jaka� krzy��wka?
Jakub wy�uska� z b�benka jedn� kul�, po czym zakr�ci� nim i przystawiwszy luf� do skroni poci�gn�� za spust. W ciszy
kaplicy rozleg� si� suchy trzask iglicy uderzaj�cej w pr�ni�.
- Teraz ty. - Odda� bro� gliniarzowi.
Ten przystawi� sobie luf� i do g�owy i ostro�nie poci�gn�� cyngiel. Bro� wypali�a i cia�o run�o na bok. W�drowycz
wy�uska� ze stygn�cej d�oni rewolwer i przy�o�y� ponownie do swojej skroni. Znowu iglica uderzy�a w pustk�. Odda�
spluw� kolejnemu. Tomaszewski zacisn�� z�by oczekuj�c strza�u i nie pomyli� si�. M�zg chlapn�� a� na �cian�.
- No i jak? Strach oblecia�? - zapyta� W�drowycz ostatniego ma�poluda.
- Mnie, strach?! - w�ciek� si� neandertalczyk.
Przystawi� sobie luf� do skroni i aby zademonstrowa� odwag� poci�gn�� za spust trzy razy pod rz�d. Dwie kule
dosi�g�y celu. Trzecia zrykoszetowa�a od z�omu w k�cie.
Gdy usta�y drgawki, Jakub wsta� i odebrawszy wiern� bro�, troskliwie j� za�adowa�, po czym wetkn�� za pasek.
- Masz wyj�tkowe szcz�cie - powiedzia� Rados�aw, a w jego g�osie szacunek graniczy� z os�upieniem. - To
statystycznie niemal niemo�liwe...
- Szcz�cie? - zdziwi� si� Jakub. - Zawsze m�wi�em, �e statystyki to najgorsze k�amstwa.
- Prawdopodobie�stwo, �e wyjdziesz z tego �ywy, by�o jak 1 do 206.
- Hy, hy - roze�mia� si� egzorcysta, a potem rozdziawi� usta i podwa�y� j�zykiem sztuczn� szcz�k�. Proteza klapn�a o
z�by, wydaj�c d�wi�k, kt�ry do z�udzenia przypomina� odg�os iglicy uderzaj�cej w pust� komor�. - Szcz�ciu czasem
trzeba pomaga� - powiedzia� z wy�szo�ci�.
Podszed� do rozbitej g�owy jednego z ma�polud�w i rozgarn�� m�zg czubkiem buta.
- Tak jak my�la�em. Za ma�o szarych kom�rek - powiedzia�. - Dobra. Umiesz prowadzi� glinow�z?
- Jasne.
W�drowycz grzeba� przez d�u�sz� chwil� po kieszeniach nieboszczyk�w. Wyci�gn�� zardzewia�� policyjn� blach�,
unieruchomiony przez korozj� pistolet, ale kluczyk�w nie znalaz�. Nieoczekiwanie wrota zadr�a�y jak uderzone
taranem. Tomaszewski wspi�� si� do okna i ostro�nie wyjrza� na zewn�trz. Maczuga ci�ni�ta jak�� zbrodnicz� �ap�
zafurkota�a mu nad g�ow�.
- Chyba atakuj� - powiedzia�. - Przyd�wigali sk�d� belk�, tak� jak od wr�t stodo�y...
- Pom�. - Jakub z�apa� pod pachy pierwszego nieboszczyka. - Oknem go!
Wyrzucili.
Z zewn�trz buchn�� dziki skowyt.
- Czy to rozs�dnie? Teraz dopiero si� w�ciekli.
- To okrzyki rado�ci - mrukn�� ponuro Jakub. - Bierzemy si� za nast�pnego...
Par� minut p�niej siedzieli na posadzce usi�uj�c piaskiem zetrze� posok� z d�oni.
- Co dalej? - zapyta� Rados�aw.
- Czekamy. Do rana nas nie rusz�, a jak si� najedz�, to mo�e p�jd� spa�... Kluczyki pewnie s� w drzwiczkach albo w
stacyjce...
- Najedz�?
- A wyjrzyj sobie oknem. I fotografii mo�esz troch� zrobi� do artyku�u.
Tomaszewski wyjrza� i pozielenia�. Omal nie wypu�ci� z r�k aparatu fotograficznego. Jakub zerkn�� mu przez rami�.
- Nu, pe�na cywilizacja... - stwierdzi�. - Musieli gdzie w telewizji podpatrzy�. - A co ty, miastowy? - Szturchn��
oniemia�ego towarzysza. - Nigdy nie widzia�e� w�tr�bki z grila?
Pi��dziesi�t metr�w od kaplicy rozstawiono trzy wielkie, ogrodowe grile. Musia�y by� nowe, bo nawet z daleka l�ni�y
niklem i �wie�� farb�. Wok� uwija�o si� kilku ma�olat�w z miechami. Paru przygarbionych kucharzy fachowo
�wiartowa�o cia�a niedawnych przeciwnik�w W�drowycza. W�troby ju� dymi�y na rusztach. Ci, dla kt�rych nie
starczy�o zaj�cia, kr��yli dooko�a budynku potrz�saj�c broni� i pohukuj�c. Pewnie by� to rytualny taniec. Zanosi�o si�
na porz�dn�, ca�onocn� imprez�.
Tomaszewski opanowa� dr�enie r�k i robi� jedno zdj�cie po drugim. Ta�cz�cy musieli to zauwa�y�, bo nagle pojawi�o
si� kilku neandertali trzymaj�cych w��cznie oraz nieco kr�tsze kije zako�czone p�tlami z szerokiego rzemienia.
- Maj� miotacze oszczep�w - stwierdzi� dziennikarz. - Dodatkowa d�wignia, przed�u�aj�ca rami� i zwielokrotniaj�ca
si�� uderzenia...
W�drowycz spojrza� z uwag�.
- Wiem, co to jest, a ty schowaj t� swoj� m�dr� g�ow�!
Znikni�cie obu cel�w oblegaj�cy przyj�li wyciem zawodu, ale z demonstracji si�y nie zrezygnowali. Naraz rozleg� si�
pot�ny �omot i trzask p�kaj�cego drewna. W��cznia z krzemiennym grotem z �atwo�ci� przebi�a grube, d�bowe drzwi
kaplicy i utkn�a w nich w po�owie d�ugo�ci drzewca. Aaapo sekundzie tu� obok wyszed� drugi i trzeci pocisk.
Tomaszewski podszed� bli�ej i popatrzy� na kamienne ostrza.
- O, zn�w tylczak oryniacki - stwierdzi�. - A to b�dzie chyba kultura magdale�ska...
Trzeciego grotu zidentyfikowa� nie zd��y�. W�drowycz z�apa� go za ko�nierz i szarpn�� do ty�u. Czwarta w��cznia
przelecia�a w ca�o�ci przez nadw�tlon� poprzednimi pociskami desk�, przemkn�a dok�adnie w miejscu, w kt�rym
przed chwil� sta� dziennikarz i utkn�a w resztkach snopowi�za�ki.
- No tak... - Tomaszewski wyra�nie si� zdenerwowa�. - Skoro to by� pokaz szczytowych mo�liwo�ci techniki
paleolitycznej, w wykonaniu Homo neandertalis, wypada�oby odpowiedzie� czym� na miar� gatunku Homo sapiens!
Zacz�� kr��y� po kaplicy, uwa�nie przepatruj�c wszystkie k�ty i grzebi�c w rupieciach. Na zewn�trz uczta trwa�a w
najlepsze..
- O, prosz�! - zawo�a� Rados�aw po kwadransie. - Stary nap�d elektryczny do maszyn gospodarczych. Chyba jeszcze z
pocz�tku XX wieku... - Przetar� r�kawem tabliczk� znamionow�. - Silnik bocznikowy pr�du sta�ego... - odcyfrowa�. -
Doskonale! Gdyby tak jeszcze mie� zasilanie... Wtedy musia�a by� do tego lokomobila z pr�dnic�...
- Pr�d maj� tu. - Jakub wskaza� gniazdo na �cianie kaplicy. - Jak by�a elektryfikacja, to ze zjedzeniem monter�w
zaczekali, a� sko�cz� robot�.
- To pr�d zmienny, tr�jfazowy... - Tomaszewski popatrzy� na instalacj�. - Bez prostownika ani rusz... - my�la� g�o�no. -
Gdyby jednak znalaz� si� p�przewodnik...
W�drowycz bez s�owa zacz�� wysup�ywa� kabel podtrzymuj�cy mu spodnie.
- Mog� ci da� po�ow�... - zaofiarowa� si�.
- Nie o to chodzi - powstrzyma� go dziennikarz rozgl�daj�c si� dooko�a. - Skoro to kaplica, powinna by� w niej krypta?
- Tam jest wej�cie - pokaza� Jakub.
- S� w niej miedziane trumny?
- S�.
- Dobra nasza! - Dziennikarz zatar� r�ce. - Potrzebny b�dzie witra�, miedziane wieko od trumny i ma�e ognisko! Masz
no�yce do metalu?
- Mam. - Egzorcysta si�gn�� do torby.
- To do roboty!
Pracowali bez wytchnienia przez popo�udnie i ca�� noc. Przygotowania zako�czyli po �wicie, tu� przed wschodem
s�o�ca. W por�, bo oblegaj�cy zaczynali si� ju� zwo�ywa� do szturmu.
- Silniki bocznikowe pr�du sta�ego wycofano w u�ycia, bo mia�y jedn� paskudn� wad� - t�umaczy� Tomaszewski. -
Rozbiega�y si�.
- Jak kr�liki?
- Je�li przypadkiem przerwano uzwojenie stojana, pr�dko�� obrotowa zaczyna�a wzrasta� teoretycznie do
niesko�czono�ci. Praktycznie si�y od�rodkowe rozrywa�y silnik, zanim do tego dochodzi�o.
- Wybucha�y, znaczy, same z siebie? - sprecyzowa� Jakub.
- No w�a�nie, i na tym polega nasza niespodzianka...
Ko�czyli ju� wi�za� �a�cuchami brony, p�ugi i zardzewia�e kosy, kt�rymi ob�o�yli przygotowany do rozruchu silnik.
W�drowycz wetkn�� w to wszystko jeszcze kilkana�cie zebranych po k�tach podk�w.
- Na szcz�cie - powiedzia� krzywi�c si� paskudnie. - Tylko jak my wyjdziemy z tego ca�o?
- Nic nam si� nie stanie, je�eli b�dziemy sta� dok�adnie za silnikiem. Si�y od�rodkowe rozrzuc� ca�e �elastwo na boki.
- Dobra, pod��czaj te swoje kanapki! - Jakub pokaza� na prostownik zrobiony z wy�arzonych w ogniu miedzianych
p�ytek, poprzek�adanych plasterkami o�owiu ze stopionych witra�y. - Tamci zaraz zaczn�!
- Uwaga, na drutach nie ma izolacji! Wsadzi�e� gwo�dzie zamiast bezpiecznik�w?
- R�b swoje! - Jakub odryglowa� drzwi.
Tomaszewski zetkn�� druty, kt�re trzyma� przez szmaty. Sypn�y skry, a nieoliwiony od co najmniej p� wieku silnik
zaskrzypia� przera�liwie, zadymi� i zacz�� si� kr�ci�. W�drowycz szeroko otworzy� wrota.
- Hej, ma�py, technika do was przybywa! - przekrzycza� jazgot silnika i pom�g� Tomaszewskiemu wytoczy� na
zewn�trz piszcz�c� i dygocz�c� machin�.
Postawili silnik o pi�� krok�w za progiem, bo dalej nie starczy�o improwizowanych kabli.
- Do ty