5892

Szczegóły
Tytuł 5892
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5892 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5892 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5892 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dawid Brykalski Ku planecie Seazoon niebo nigdy nie zamyka drogi cz�owiekowi chi�skie Bukwa - uniwersalny frachtowiec handlowy, naj�wietniejsza jednostka, jak� dysponowali ludzie z daleko wysuni�tej bazy Szpon - sz�a fotonowym ci�giem przez maksymalnie skrajny kwadrant gwiazdozbioru. Nikt na pok�adzie nie spa�. Ale ka�dy z innego powodu. Nadw�tlony d�ugotrwa�� podr� przez mroki wci�� nie do ko�ca wykreowanego Kosmosu frachtowiec Bukwa uporczywie zmierza� do wytyczonego celu. Celem by�a niepozorna planetka Seazoon nale��ca do uk�adu Zgarbionego Or�a. Uk�adu, kt�ry wszyscy rozwa�ni przewo�nicy woleli omija� z daleka. Zamieszkuj�ca planetk� rasa nie nale�a�a do zbyt towarzyskich. Alfabeci - bo tak ich zwano - znajdowali si� na czele Listy Specjalnej Troski sporz�dzonej przez Intergalaktyczne Ministerstwo ds. Szerzenia Zdobyczy Cywilizacji. Decyzj� tego� szacownego urz�du co roku wysy�ano na Seazoon pomoc i dary. Czasem - misjonarzy b�d� naukowc�w. Tym razem wyb�r pad� na weterana kosmicznych szlak�w Szeryfa Michelangelo, kt�rego wszystkich przymiot�w nie spos�b zliczy�, bo nikt przecie� nie porachuje gwiazd na niebie. Michelangelo po d�ugim namy�le podj�� si� wype�nienia misji i od tej pory, to jest opuszczenia przez Bukw� przyjaznych dok�w na planetoidzie Sier'peen, nikt nie w�tpi�, �e sprosta wyzwaniu. Niekt�rzy pozwolili sobie na luksus puszczenia w niepami�� licznych niebezpiecze�stw, jakie czeka�y na za�og� Bukwy. Ufano w zdolno�ci i rozum Szeryfa wprost bezgranicznie i wierzono, �e poradzi sobie w ka�dej sytuacji. nad �ycie spodlone lepsza �mier� znakomita gruzi�skie Kosmonauci Bukwy tyrali jak przysta�o na pracowity, karny i zgrany zesp�. Szykowano si� na spotkanie z dzik� planet�, kt�rej jedynym skarbem i przekle�stwem zarazem by�y zast�py nieobliczalnych Alfabet�w. Wszyscy bez wyj�tku uwa�ali prac� na frachtowcu za ci�ki kawa�ek kosmicznego chleba. Jako solidni i pro�ci Ludzie Starej Daty[1], odczuwali jednak dum� ze swojego zawodu. O takich w czasach kosmicznej diaspory i zawieruchy dziej�w coraz trudniej. Podczas gdy wszyscy uczciwie zarabiali na swoj� stawk�, a m�odszy personel magazynowy nawet star� ukradkiem pot z czo�a, do modu�u transportowego przybi� wahad�owiec. Szeryf wraz z pilotem osobistym powr�cili z rekonesansu, na kt�ry udawali si� tak cz�sto, jak na to pozwala�y warunki. Pierwszy ze �luzy wynurzy� si� Michelangelo, znaczy Kapitan. Ponury i milcz�cy bardziej ni� zazwyczaj, przemkn�� spiesznie do swojej kabiny i zamkn�� si� na cztery elektroniczne spusty. W takich chwilach tylko kto� niedo�wiadczony odwa�y�by si� zawraca� mu g�ow�. Tak wi�c, chocia� niecierpi�cych zw�oki spraw by�o niema�o, od�o�ono je na p�niej. Pilot poprosi� wszystkich o przybycie do magazynu. Okaza�o si�, �e z wyprawy przywieziono co� wi�cej ni� parametry nawigacyjne, wymienione komponenty lub kosmiczny py�. Tym czym� by� beret. Cezar - bo takie imi� nosi� pilot - przedstawi� go ku zgrozie zebranych. Beret w Kosmosie od lat oznacza� �mier�. Stosowna komisja dba�a, by by� ochronnym nakryciem g�owy. Dostawa� go ka�dy, kto wyrusza� w mi�dzygwiezdny szlak. Za�odze ukaza� si� najzwyklejszy, ciemnor�owy wpadaj�cy w lekki br�z, filcowy z male�kim pomponikiem na szczycie i, co tu ukrywa�, troch� wytarty beret, jakiego zazwyczaj nie chciano nosi�. Mia� te� tajemniczy napis; na metce z rozmiarem - 67 - umieszczono wyrazy: Pro Libri. �aden cz�onek za�ogi Bukwy nie wiedzia�, co mog� oznacza�. Do kogo beret nale�a�? W jaki spos�b zgin�� jego w�a�ciciel? Czy bardzo cierpia�? Czy wci�� kto� czeka na jego powr�t? Odpowied� zna�a jedynie bezlitosna otch�a�. W niczym to jednak nie przeszkadza�o, by w�r�d whole crew - jak zwyk� mawia� Peter, pok�adowa z�ota r�czka - wywo�a� poruszenie. Rych�o uradzono, �e beretowi nale�y si� poch�wek, na jaki zas�uguje ka�dy prawdziwy Kosmiczny Tu�acz. Bo przecie�, cho�by nawet by� �ydem, zgin�� za s�uszn� spraw�. Za ludzko��, za nauk�, za podb�j Kosmosu. Termin wyznaczono na nast�pny (czasu pok�adowego) wiecz�r. Sprzeciw�w nie by�o. Jak uradzono, tak nazajutrz zrobiono. Beret, kt�ry ju� nikogo nie ochroni przed galaktycznym ch�odem, z�o�ono do elegancko czarnej, o�owianej trumienki i przykryto gwia�dzist� galaktyczn� flag�. - Tylko bez histerii - powiedzia�a Beatrycze, �ona Szeryfa, wycieraj�c nos r�kawem, towarzysz�ca mu prawie zawsze i wsz�dzie. By�a dobr� kobiet� o sercu tak przepe�nionym mi�o�ci�, �e starczy�o tego szczerego, �arliwego uczucia dla wszystkich. Nie przywyk�a skrywa� emocji. Michelangelo wyg�osi� kr�tk� mow�, bo ka�dy wiedzia�, �e w sprawach ostatecznych nale�y zwraca� si� do niego w�a�nie. S�owa szczere i proste jak lot komety. BooBoo pu�ci� stosown� piosenk�, kt�ra podkre�li�a nastr�j chwili. Piosenka nosi�a tytu� Blowin' in the Wind[2]. Zrobi�o si� smutno i podnio�le. Najwi�kszy twardziel, nawigator McGregor, prze�egna� si� i spu�ci� pokornie g�ow�. M�odszy personel magazynowy nie wytrzyma� i szczerze zap�aka�. Szeryf da� znak skinieniem. Czarny pojemnik zag��bi� si� w pod�odze. Po minucie, w czasie kt�rej nikt nie o�mieli� si� cho�by szepn�� jednego s�owa, w panoramicznym oknie zobaczyli oddalaj�c� si� trumienk�. Robi�a si� coraz mniejsza i mniejsza... A� znikn�a na dobre. Ceremonia dobieg�a ko�ca. Dobrze spe�niony obowi�zek pozwoli� na par� chwil zapomnie� o w�asnych troskach. Ka�dy chcia�, by i jego kiedy� tak potraktowano. Bohaterowie zas�uguj� na szacunek. - �ycie jest z�e - podsumowa� kto� pe�nym wyrzutu szeptem. �atwo przywo�a� duchy, trudniej je odegna� chi�skie Po raz pierwszy od d�ugiego czasu spad� deszcz; zawsze to jakie� urozmaicenie. Wi�c kiedy zacz�o b�bni� o g�rny pok�ad, wszyscy wylegli na mostek, by popatrze� na widowisko, jakiego ma�o kt�ry Ziemianin by� �wiadkiem. Opr�cz tego �e by�o pi�knie, cho� momentami gro�nie, to jeszcze zdawa�o si�, �e deszcz obmy� ca�y statek, a wraz z nim i ca�� za�og�. Nawet Cezar - pilot osobisty Szeryfa - poczu� si� odrobin� lepiej. Nie wyszed�, co prawda, z pozosta�ymi. Mia� akurat wolne i wola� siedzie� na swojej i�cie sparta�skiej[3] pryczy. Nad urocze widoki prze�o�y� czytanie. Zag��bia� si� w jedn� z kultowych powie�ci autorstwa Konrada T.[4], kt�rego darzy� wielk�, cho� dobrze skrywan� estym�. W ka�dym b�d� razie spadaj�ce na tarcze ochronne Bukwy meteory przynios�y ze sob� kolejn� niespodziank�. Kiedy deszcz meteoryt�w usta�, na statku zacz�y si� dzia� rzeczy, m�wi�c delikatnie, co najmniej dziwne. kobiety i karabinu nie powierzaj obcym r�kom greckie G��boko zamy�lona Boyeen'a, piastuj�ca zaszczytne stanowisko szefa magazynu, sz�a korytarzem do siebie. Sko�czy�a wacht� i by�a skonana. Marzy�a jej si� mocna kawa, dobry papieros... Tak naprawd� to mia�a ledwie tyle si�, by doj�� do kajuty i zasn��. Ni st�d ni zow�d wyda�o jej si� nagle, �e ju� co� takiego prze�ywa�a. U�miechn�a si�. By� to �adny u�miech. Do�wiadczeni piloci mi�dzygwiezdnych szlak�w potrafili radzi� sobie z d�ja vu jak ma�o kto. Wystarczy skupi� my�li. Mo�e dzi� dotr� wiadomo�ci z rodzinnej kolonii, gdzie zostawi�a jedynaka?... Czy w magazynie wszystko zabezpieczone?... Pomog�o, ale na kr�tko. Odnios�a wra�enie, �e korytarz si� wyd�u�a i wyd�u�a. Trwa�a pok�adowa noc, wi�c �wiat�o by�o tylko w co czwartej przegrodzie i dodatkowo przygaszone. Boyeen'a doskonale wiedzia�a, �e dawno ju� powinna by� przed drzwiami swej kajuty, wi�c to n i e m o g � o by� z�udzenie. Korytarz rozci�ga� si� w niesko�czon� dal w obydwie strony. Wraca� nie by�o dok�d. Potrz�sn�a g�ow�, chc�c odp�dzi� omamy. Dzielna kobieta zamkn�a oczy, liczy�a. Przy dwunastu otworzy�a oczy. W po�owie wci�� gin�cego w dali korytarza sta� Johnny Kamynsky. Hulaka i najemnik, jej pierwszy m��. W jednej d�oni trzyma� bat, w drugiej pogrzebacz. U�miecha� si� jadowicie. Kiedy trzasn�� z bata, a wyj�tkowo przystojna twarz (z jakiego� powodu przecie� za niego wysz�a) zacz�a przemienia� si� w psi� mord�, Boyeen'a ponownie zamkn�a oczy. Lata pracy i wyrzecze� przysposobi�y j� do zachowywania zimnej krwi w obliczu takich majak�w. Trening zen czyni cuda. Skupi�a si� na oddechu. Liczy�a wdechy i wydechy. Spokojnie, powoli, zapominaj�c o zm�czeniu. Gdy dosz�a do dwudziestu czterech, otworzy�a jedno oko. Wci�� tam sta�. Mia� dwie pary r�k. W dodatkowych d�oniach wielki kuchenny n� - prawie tasak - i gigantyczna metkownica[5]. Psia morda, je�li to w og�le mo�liwe, u�miecha�a si� jeszcze bardziej szelmowsko. Kiedy mrugn�� czerwonym jak rubin okiem, spok�j ducha, godno�� i wyczerpanie nawet - wszystko ulotni�o si� niczym powietrze wyssane przez pr�ni�. Odwr�ci�a si� szybciej, ni� zamierza�a, uderzaj�c bole�nie w kszta�tne biodro. Nie zwr�ci�a na to uwagi. Poieg�a jak szalona. A im szybciej bieg�a, tym szybciej korytarz si� wyd�u�a�. Za sob� s�ysza�a radosne wycie i trzaski bata. Ze strachu zapomnia�a krzycze�. Wyt�y�a wszystkie si�y, ale nadaremnie. Korytarz by� szybszy. I coraz d�u�szy. Kiedy wpad�a w czyje� ramiona, z ulg� straci�a przytomno��. z�o�nicy pr�dko si� starzej� malajskie Nie ma to jak poobiednia drzemka. Po solidnym lunchu z�o�onym z kanapek z jajkiem, kszta�tnego p�ta kie�basy i gorzkiej herbaty pod�ej jako�ci, kt�r� McGregor zadawa� sobie jako codzienn� pokut�, sen przychodzi� nadzwyczaj �atwo. Z rzadka co� mu si� �ni�o, jeszcze rzadziej te sny pami�ta�. Ale drzemka pozwala�a na maksymalne wykorzystanie czterdziestu pi�ciu liczonych skrupulatnie co do sekundy minut przerwy. Nawigator poruszy� si� niespokojnie. Pocz�tkowo sen by� niesp�jny. Delikatnie erotyczny, lekko sentymentalny z drobn� domieszk� profetyzmu. Z tej my�lowo-sennej magmy zacz�y si� wynurza� pewne konkrety. Pocz�tkowo neutralne, wkr�tce przybra�y barwy mocno kontrastuj�cee z usposobieniem McGregora. I wtedy, na jego oczach, z przera�aj�c� konsekwencj� zacz�o powstawa� co� wielkiego, brzydkiego i okrutnego. Przyczajone gdzie� w g��bi umys�u szale�stwo wykie�kowa�o panicznym strachem, by zaowocowa� pojawieniem si� niewyra�nych postaci mamrotliwych, diabelskich i przera�aj�cych zjaw, kt�re przemyka�y z k�ta w k�t. Senny potw�r by� tym, czego nawigator nienawidzi� w swoim �yciu najbardziej ze wszystkich znienawidzonych rzeczy, jakich kiedykolwiek do�wiadczy�. Nie wy��czaj�c t e j przekl�tej roboty. Potwornych rozmiar�w ogryzek zmaterializowa� si� przed oczami duszy nawigatora. Z�by na �okie�, ogon skr�caj�cy si� niczym biblijny w��, pazury na kostropatych �apach i ten zapach. Smr�d, jaki bi� od monstrum, nie pozwala� swobodnie z�apa� oddechu. McGregor sapn�� kilka razy, a pracuj�cy obok m�ody zdolny pomy�la� sobie, �e niekt�rzy to maj� dobrze. Przed stworem z koszmaru sta� nasz bohater. By� nim, oczywi�cie, McGregor. Ale jak�e si� zmieni�! P�nagi, b�yszcz�ce w�z�y mi�ni, bu�czucznie przewieszony przez plecy miecz, spi�te z ty�u d�ugie bia�e w�osy. Jedynym elementem, jaki nie pasowa� do wizerunku, by�y tkwi�ce na nosie grubia�skie okulary. Lecz McGregor cierpia� na kr�tkowzroczno�� od urodzenia, wi�c jemu w niczym one nie przeszkadza�y. Ma�o tego, sytuacja zaczyna�a mu si� podoba�. Zd��y� jeszcze pomodli� si� do bog�w o przychylno�� i powodzenie. Potw�r natar� z furi� i rykiem. K�apn�� szcz�k� tu� obok ucha McGregora, ten uskoczy� zwinnie, otar� lepki sok i skontrowa�. Zw�d si� uda� i miecz zag��bi� si� w owocowym cielsku. Nawigator westchn��. Uni�s� r�k� i z�o�y� j� na wydatnym brzuszku. Westchn�� ponownie. Brz�k�a stal uderzaj�c o pazury. Heros w ostatniej chwili uchyli� g�ow�, niewiele brakowa�o, a by�by j� straci�. Saltem przesadzi� zbli�aj�cy si� ogon. Cios, kt�ry zada� potworowi, powali�by byka, lecz nie ogryzkowego potwora, kt�ry, nie daj�c mu ni chwili wytchnienia, szar�owa� dalej. Pazurami rozora� bohaterowi rami�. Heros cofn�� si�, spojrza� na krew. Swoj� krew. Za�mia� si� g�o�no i wyzywaj�co. Wreszcie godny przeciwnik! Nerwowy chichot i ci�g�e sapanie zaniepokoi�y Petera. Czy�by McGregor �ni� koszmary? M�ody spojrza� na zegarek. Nie dalej jak za minut trzy nawigator b�dzie musia� stawi� si� na mostku. W pe�nej gotowo�ci. Wieloletnia s�u�ba i wpojona latami dyscyplina da�y jednak o sobie zna�. McGregor obudzi� si� bez niczyjej pomocy. Ca�kowicie rozbudzony, z �atwo�ci�, jednym ruchem g�owy strz�sn�� strz�pki majaku, kt�rego nie pami�ta�. Pozosta�o tylko uczucie niespe�nienia. Sprawnie sprz�tn�� swoje rzeczy i �wawo ruszy� na posterunek. Kiedy po�lizgn�� si�, zakl�� szpetnie. Kiedy upada�, zakl�� niczym szewc[6]. Podni�s� si� szybko, rozejrza�, czy nikt nie widzia� tej kompromitacji, i dojrza� winowajc� swego upadku. Nie by�a to sk�rka od banana, o nie. McGregor po�lizgn�� si� na ogryzku. Ogryzku od jab�ka. Przez moment czu� si� bardzo stary i niepotrzebny. �miecia zabra� i schowa� do kieszeni. Przyda si� jako dow�d rzeczowy. Tylko jedna osoba na pok�adzie Bukwy na�ogowo �ar�a jab�ka. Ju� ja jej poka��! Ju� ja wam wszystkim poka��! obiecywa� sobie, a w tak dra�liwych sprawach z regu�y dotrzymywa� s�owa. trzeba pyta�, bo nie wszystko mo�na znale�� polskie Did�ej BooBoo, czyli cz�owiek odpowiedzialny, siedzia� przed znienawidzonym komputerem ChAL 3013 i robi� zestawienia wszystkiego, czego potrzebowa�, nie otrzyma�, zu�y� lub chcia� zam�wi�. Rozliczenia tego co mia� na pok�adzie, wyra�nie k��ci�y si� ze stanem faktycznym. Dostawcy zawsze co� spieprzyli albo robili formalnie na z�o��. Ale Szeryf kaza�, wi�c BooBoo musi. Zreszt� co mu zale�y, przed ko�cem wachty sko�czy. Pod warunkiem, �e nikt nie b�dzie przeszkadza�. Ostatnie wydarzenia nie nastraja�y optymistycznie. Wi�cej nawet, budzi�y niepok�j. Oby tylko nie jaki� �smy pasa�er na gap�, pomy�la� Did�ej, tacy to dopiero potrafi�. Oczy piek�y od rz�d�w cyferek, kt�re zm�wi�y si�, �eby si� nie zgadza�. Zm�czone palce czasem chybia�y w�a�ciwych klawiszy, a g�owa zaczyna�a pobolewa�. Na takie dolegliwo�ci BooBoo mia� sprawdzone lekarstwo - muzyk�. Nie�miertelny Bob potrafi� zawsze wprowadzi� w dobry nastr�j. Bob? Oczywi�cie Dylan[7]. Wcisn�� wi�c w uszy bezprzewodowe mikros�uchawki i do stare�kiego odtwarzacza poczciwych p�yt CD za�adowa� ulubiony album. Zabra� si� z powrotem do pracy. Wprawdzie posiadanie i s�uchanie w�asnych p�yt na pok�adzie Bukwy by�o zabronione - chodzi�o o jedno z naprawd� nielicznych zakazowych rozporz�dze� wewn�trznych - lecz BooBoo nie wyrusza� w �adn� misj� bez album�w Dylana. Mia� je wszystkie i wszystkie zna� doskonale. Bo dla Did�eja Dylan by� jak przyjaciel, a mo�e nawet brat. Dylan od wiek�w stanowi� najlepsze lekarstwo dla tysi�cy takich wygna�c�w losu jak BooBoo. By� lekiem i pocieszeniem, doradc� i rozgrzeszycielem. Cho� sam Dylan okaza� si� �miertelny, popularno�� jego piosenek przeros�a wszelkie oczekiwania i rekordy. Jego przeboje wyruszy�y na podb�j galaktyk razem z dzielnymi Amerykanami, kt�rzy to wszystko zacz�li. Ale oni zawsze mieli wiejski gust. BooBoo nuci� sobie wi�c cichutko i pracowa� o wiele wydajniej, ni� mog�o si� wydawa� postronnemu obserwatorowi. Mi�dzy jedn� a drug� wirtualn� faktur� Did�ej pomy�la� o osobistym pilocie Szeryfa. Niechc�cy zwierzy� mu si� ze swej s�abo�ci i teraz by� skazany na niewybredne �arty. Zaczyna� si� nawet obawia�, �e Cezary sypnie. Szeryf mo�e specjalnie okrutny nie by�, ale w obliczu ostatnich wydarze�...? S�ucha� wi�c dalej i pracowa� za dw�ch. BooBoo, s�yszysz mnie? Ca�kiem odruchowo Did�ej obejrza� si� za siebie. BooBoo, to ja, Bob Dylan... Nie b�j si�, to tylko ja, nie�miertelny... Nie�miertelny obiekt �art�w... To ja, Bob Dylan, m�wi� do ciebie! Did�ej prawie uszy sobie urwa�, tak szybko chcia� wyj�� s�uchawki. Nigdy nie przypuszcza�, �e szept mo�e by� tak przera�aj�cy. Uspokoi� si� dopiero po d�u�szej chwili. Wr�ci� do pocz�tku utworu, troch� podg�o�ni�, ponownie w�o�y� s�uchawki... Nic. Ca�y utw�r przeszed� bez sensacji. Tylko nuty, s�owa i tak doskonale znane akordy. No i by�a jeszcze sol�wka, a z sol�wek Bob wr�cz s�yn��. Cofn�� raz jeszcze, jeszcze podg�o�ni�. Zn�w nic. Sen mara - B�g wiara, pomy�la� BooBoo i wr�ci� do roboty, kt�r� obiecywa� sobie zaraz sko�czy�. BooBoo... BooBoo... Mi�dzy nami m�wi�c, to wcale nie jestem najwi�kszym pie�niarzem Ameryki... Did�ej struchla�, obla� go zimny pot, ale s�ucha� uwa�nie. Ja jestem najwi�kszym... hochsztaplerem... bo ja nic nie potrafi�... ale na tym opiera si� ca�y rock'n'roll... m�wi� ci, BooBoo, rock to jedno wielkie bagno... �eby� ty, biedaku, wiedzia�, jak bardzo dajesz si�... nabiera�... Bez w�tpienia s�ysza� g�os Boba Dylana, ale przecie� to nie m�g� by� on sam! S�uchaj�cemu dr�a�y r�ce, ale wci�� nie naciska� stopu. A �eby� ty, BooBoo, wiedzia�, jak ja nienawidzi�em publiczno�ci... �eby� tylko wiedzia�... �eby� wiedzia�... A teraz na co mi przysz�o?! Szept sta� si� drapie�ny, napastliwy. M�wi� ci, tu na dole nie czuj� za bardzo bluesa... Wiesz, jak� mi zadali pokut�? Kazali mi gra� wszystkie moje piosenki, nawet te najlepsze, kt�re zachowa�em dla siebie... nawet ty ich nie znasz... Musz� je gra� i gra�... w niesko�czono��... to nie jest weso�e, musisz przyzna�... I Did�ej przyzna�. Ze strachu. �eby� sobie nie pomy�la� nie wiadomo co, to jeszcze ci powiem, �e Neil Young[8] te� tu jest... dosta� jeszcze gorsz� kar�... Ceniony przez BooBoo g�os Dylana zani�s� si� szata�skim �miechem. Szyderczym, pustym, okrutnym i bekliwym. BooBoo siedzia� i s�ucha�. P�yta sko�czy�a si� ju� dawno, ale on nie mia� odwagi si� poruszy�. Zapomnia� o pracy, zapomnia� gdzie jest. Stara� si� zapomnie� o tym, co us�ysza�. wci�� nie znalaz�em tego, czego szukam irlandzkie Zd��y� ju� szczerze znienawidzi� t� zaiste kosmiczn� trupiarni�. Za jakie grzechy ma pokutowa�? Na szcz�cie na nie tak zn�w odleg�ym horyzoncie czeka�a lepsza robota. Tylko dolecie� i zrobi� co nale�y. Powrotem b�dzie martwi� si� p�niej. Mia� zasady, nie zerwie kontraktu. Bynajmniej nie przed terminem. W tej chwili nie mia� �atwego zadania, ale przynajmniej si� nie nudzi�. Cho� bra�a go ochota rzuci� wszystko w choler� i p�j�� sobie gdzie oczy ponios�. Ale na zewn�trz by�o bardzo zimno. Siedzia� wi�c i robi� swoje. Nie by�o �atwo. Nigdy. Pierwsze zadanie posz�o jak z p�atka, nikt si� nie przyczepi. Drugie by�o nader precyzyjne, pod koniec wymaga�o wzmo�onej uwagi i koncentracji. Trzecie przychodzi�o z niema�ym trudem. Wymaga�o skupienia i nie lada koncentracji, ale wreszcie, wreszcie... o, jeszcze ten tu kawal�tek... Posz�o. Natomiast czwarte - o, to ju� by� prawdziwy k�opot. Ale Stary kaza�, s�uga musi. Po tym, jak reanimowano Boyeen'�, znaleziono nie�ywego ze strachu BooBoo oraz odkryto, �e Cezar... �e pilot wahad�owca... nie, to zbyt okropne, �eby my�le� o tym w takiej chwili. Musia� si� skupi�, inaczej Szef urwie mu g�ow� razem z jajami. Wspomniany dow�dca Bukwy ju� wcze�niej dostrzeg� pewne znaki na niebie, �wiadcz�ce, �e jego ukochany statek mo�e popa�� w powa�ne tarapaty. Niestety, co czasem sobie wyrzuca�, nie zd��y� im zapobiec. Nie wypada�o si� jednak przyznawa�. Na szcz�cie, ca�kiem przypadkiem, znalaz� dow�d na to, �e maj� na pok�adzie niepo��danego pasa�era i �e �w gapowicz odpowiada za wszystkie nieszcz�cia. Pozosta�o tylko odkry�, kim jest tajemniczy go��. To zadanie spoczywa�o na przyj�tym niedawno m�odym. Pocz�tkowo podejrzewano, �e corpus delicti nale�a� do kogo� z za�ogi, ale Peter wyra�nie widzia� na swoim elektronowym mikroskopie, �e nie. Corpus delicti, czyli widoczny na ekranie w�os. Nie �atwo te� by�o go podzieli� tak, jak za�yczy� sobie Szef. A w�a�nie czwarte ci�cie by� mo�e pozwoli�oby na poznanie tajemnicy i, w rezultacie, uwolnienie si� od intruza. kto przed piek�em mieszka, diab�a w kumy prosi szwabskie W poranny �wiergot ptactwa wdar� si� dziwny ton. Trele pobrzmiewa�y obaw�, jakim� pierwotnym strachem, a mo�e gdzie� czai� si� cie� drapie�nika? Mimo �e pok�adowy komputer ChAL 3013 stara� si� jak m�g�, za nic nie m�g� wskrzesi� poprzedniej atmosfery beztroski i rado�ci towarzysz�cej zwykle nowym do�wiadczeniom. Ale po tym co Obcy - bo nie m�wiono ju� o nim inaczej - zrobi� z Cezarym, dobrego nastroju nie uda�oby si� wskrzesi� nawet samemu dalajlamie[9]. Za�oga Bukwy zebra�a si� w przestronnej i gustownie urz�dzonej kabinie Szefa. Przy kawie, odpalanych jeden od drugiego papierosach oraz orzeszkach (przy okazji wysz�a na jaw kolejna kontrabanda - wszystkie te rzeczy by�y ob�o�one embargiem na wyw�z do Odleg�ych Planet) radzono, jak uwolni� si� od horroru. McGregor, cz�ek o z�otym sercu[10] ale zaporowym charakterze, perorowa� za trzech: - To Obcy, m�wi� wam, na statku jest jaki� Obcy. Ogl�da�em - doda� szybko - raz taki film, gdzie jeden taki skurwysyn wymordowa� ca�� za�og�...[11] - A co powiesz na te napisy na �cianie, cho�by ten ostatni u BooBoo: "Trzeba pyta�, bo... - ...nie wszystko mo�na znale��"[12] - doda�a us�u�nie Boyeen'a. - Tylko bez histerii, prosz� - powiedzia�a �ona Szeryfa. - Lata pracy i wyrzecze� kosztowa�o nas... - Dobrze, kochanie, zrobimy... - ...zakupienie tej jednostki. Nie chcieliby�my... - ...polowanie - z ojcowsk� powag� zako�czy� dyskusj� Michelangelo. Cisza, jaka zapad�a, mog�aby konkurowa� z t� spoza �cian statku. Zak��ci� j� oczywi�cie McGregor: - Co ja b�d�, kurwa, gada�. Nie b�dzie Obcy plu� mi w twarz! Zapalczywy Peter potrz�sn�� nie wiadomo sk�d wzi�tym miotaczem i wyda� nieartyku�owany okrzyk, kt�ry w zamierzeniach mia� by� bojowy. P�niej wyt�umaczy� Szefowi, �e miotacz zrobi� sam. W ramach nadgodzin. Szeryf zachowa� spok�j bardziej ni� kamienny. - A je�li to nie �aden Obcy? Je�li na ca�ym statku nie ma nikogo opr�cz nas? Milczenie waha�o si� chwil�, po czym posz�o do diab�a. - Nie chcesz chyba powiedzie�, �e... - BooBoo pewnych my�li po prostu do siebie nie dopuszcza�. - ...to kto� z nas. Tym razem cisza mia�a swoje pi�� minut. Patrzyli podejrzliwie jedno na drugie. Nikt nie czu� si� winny, nikt nie odwraca� wzroku ani nie drapa� nerwowo po szyi. - Szczerze m�wi�c, jak wszed�em wtedy do Cezarego, to te� mi si� wydawa�o... - Wydawa�o... czy jeste� pewien? - Chyba raczej... nie... nie, pewny to nie jestem... ale po prostu tam kto� sta� i to by�... to by�... kto�, kogo... chyba go znam. Kogo znamy wszyscy... - I dopiero teraz o tym m�wisz?! - wrzasn�� McGregor. - Kto? Kto to by�? - krzycza� Peter i potrz�sa� miotaczem tak, �e w ko�cu posypa�y si� z niego jakie� cz�ci. - ...To by�, to by�... - BooBoo z trudem prze�kn�� �lin� - a co ja wam b�d� m�wi�! Przecie� doskonale wiecie. Tylko jeden cz�owiek z poprzedniego sk�adu nosi� takie szerokie, szare opo�cze jak Indianie[13]... wiecie, o kim m�wi�?! Wszyscy doskonale wiedzieli i pragn�li, �eby by� to kto� inny. przys�owia tylko czasem s� m�dro�ci� narod�w, cz�ciej ich przekle�stwem indyjskie Zapis w dzienniku pok�adowym Statek: Kosmiczny frachtowiec klasy Prima Kurs: planeta Seazoon Dzie�: 102 Rok: 27 n.e. Dow�dca: Michelangelo Aczkolwiek zeznania oficera pok�adowego Did�eja BooBoo nie da�y pe�nej jasno�ci, ods�oni�y par� szczeg��w. Wykluczy�y te�, �e w krytycznych chwilach by� pod wp�ywem �rodk�w odurzaj�cych. By� mo�e dzi�ki temu uda si� wyja�ni� spos�b, przyczyn� i sprawc� napis�w (z regu�y staro�ytnych przys��w b�d� sentencji) na statku. Pozosta�e wydarzenia s�, wed�ug mojej opinii, zwi�zane ze stresuj�cym lotem, szczeg�lnym u�o�eniem gwiazd w tym rejonie oraz jak�� wyj�tkow� zbiorow� histeri�. O przyczynach �pi�czki pilota dowiemy si� po jego przebudzeniu. Na razie pozostaje pod troskliw� opiek� robot�w medycznych. Powr��my do oficera BooBoo... W feralnym dniu zajrza� do kabiny Cezarego pod pretekstem... [Przerwa w zapisie] Od dawna wiem, �e obaj przemycaj� na pok�ad zakazane CD, ale c�... nikt nie jest doskona�y... Dostrzeg�, �e Cezary le�y, ale nie widz� w tym niczego niezwyk�ego, bo pilot odpoczywa�, kiedy tylko m�g�. W to, �e le�a�, dziwnie nie wierz�. ��ka nie pozwalaj� na �adne zb�dne wygodnictwo, a co dopiero m�wi� o wyuzdaniu. Na bezsensowne odzywki w rodzaju: "�pisz?", "Czarek to ja, Did�ej", pilot nie reagowa�. Na szarpanie za rami�, r�wnie�. Wtedy, jak twierdzi BooBoo, zacz�o dzia� si� co� dziwnego z porypelynow� ko�dr�, kt�r� by� przykryty Cezary. Zacz�a falowa� i marszczy� si� nieprzyzwoicie, nast�pnie nadyma�, i unosi�... Jego pierwsz� my�l� by�o, �e to Obcy. Did�ej nie wiedzia�, co robi� - a to �wiadczy, �e nie zna rozdzia��w Regulaminu BHP, dotycz�cych spotka� z Obcymi - i sta� jak sparali�owany. BooBoo twierdzi, �e niemal m�g� dotkn�� wisz�cego w powietrzu z�a. Oto si�a z�ych przyzwyczaje� i wywo�anych nimi konfabulacji[14]. [Przerwa w zapisie] "Dobrze zrobi�oby mi co� do picia, a jeszcze ch�tniej co� bym zjad�. Najlepiej t�ustego wielgachnego schaboszczaka z ziemniakami, z ca�� kop� ziemniak�w." Potem BooBoo pl�cze si� w zeznaniach, prawdopodobnie zemdla� na chwil�, b�d� straci� �wiadomo��, nie chce si� przyzna�, ale wykrywacz k�amstw nie rejestruje �adnych odchyle�, wi�c tak musia�o by�. Kiedy si� ockn��, stwierdzi�, �e w drzwiach stoi ten, kt�rego chcemy z�apa�. "Mam wra�enie, �e go znam, Lata� kiedy� ze mn� na Bukwie taki jeden, by� dobry, cho� troch� narwany. Szybko dorobi� si� awansu. Z tym �e w zwi�zku z r�nicami czasowymi, nagminnymi skokami kolapsarowymi, wedle moich danych ju� dawno powinien by� na Tamtym �wiecie[15]. Tymczasem Szalony Steve sta� w drzwiach i u�miecha� si� z przek�sem. W d�oni trzyma� spore zawini�tko." "Wiesz, BooBoo, co to jest?" mia� pono� powiedzie�. "To jego gen", rzek� pokazuj�c na wci�� nieprzytomnego Cezarego. "Jego gen lenistwa." Cytuj� dos�ownie za oficerem BooBoo. "Najwi�kszy potw�r w mojej kolekcji." Wed�ug s��w Did�eja gen mia� rozmiary pi�ki do koszyk�wki. Potem BooBoo nie wie, co si� sta�o. Na swoje szcz�cie upad� obok Cezarego. Tak ich znale�li�my. Pocz�tkowo s�dzi�em, �e obaj si� upili... Cezary wci�� pozostaje w �pi�czce, martwi� si� o niego i reszt� za�ogi. Na �cianie znale�li�my nowy napis. Namazano go, tak i jak wszystkie poprzednie, mieszanin� krwi, czerwonej farby i soku pomidorowego. Jakby ten szaleniec nie m�g� si� zdecydowa�. Wstyd si� przyzna�, ale te� zaczynam si� ba� i, co mnie napawa jeszcze wi�kszym l�kiem, nie wiem czego. m�drych porzekade� nigdy za wiele s�owe�skie Podczas gdy Bukwa pru�a kosmiczn� pustk� niczym star� poszewk�, na jej pok�adzie uradzono, co nast�puje. Trzy zespo�y uzbrojone i �wietnie wyposa�one wyrusz� na poszukiwania, a zwa�ywszy na to, �e na par� przypada� przynajmniej jeden plazmomiot, w�a�ciwie na polowanie. Przetrz�sn� ca�y statek od os�ony radaru po najw�szy kana� wentylacyjny. Je�li nie znajd� Obcego lub jego gniazda, powr�c� do centrali, sk�d Szef b�dzie nadzorowa� ca�o�� akcji. Przed rozpocz�ciem Szeryf udzieli� paru wskaz�wek i wypowiedzia� znamienne s�owa, maj�ce podnie�� za�og� na duchu albo udawa� b�ogos�awie�stwo: - Pami�tajcie, �ycie jest z�e, ale ludzie potrafi� by� jeszcze gorsi. dla m�czyzny cnota jest talentem, dla kobiet brak talent�w jest cnot� chi�skie Kathleen DeNerw mia�a szuka� Obcego razem z McGregorem. Troch� si� ba�a. Zar�wno tego pierwszego, jak i drugiego. Ale w sumie by�a dzieln� kobiet� pracuj�c� i �adnej pracy si� nie l�ka�a bardziej ni� mo�liwo�ci, �e w �yciu ominie j� co� ciekawego. Dlatego zaci�gn�a si� na Bukw�. Nie rozumia�a tylko, dlaczego Michelangelo kaza� jej pracowa� z tym chamid�em McGregorem. Nie wiedzia�a biedaczka, bo i sk�d, �e co� ich ��czy. Oboje s�yszeli mianowicie g�osy. W g�owach zar�wno Kathleen jak i McGregora bez przerwy co� gada�o, monologowa�o, czasem wdawa�o si� w sp�r (dialogowa�o). W niekt�rych traumatycznych momentach kl�ska�o, wy�o b�d� przeklina�o na czym �wiat stoi. Milcza�o tak rzadko, �e nie warto o tym wspomina�. Kiedy wi�c Kathleen sz�a do pok�adowego studia ciszy i spokoju, gdzie zapewne na intymn� chwil� zaszy� si� McGregor, w g�owie DeNerw rozgrywa�a si� nast�puj�ca polemika: Gdzie jest m�j przyjaciel? pyta� g�os pierwszy. Nie ma to tamto, odpowiada� pozornie bez sensu drugi. Kathleen z wrodzon� sobie pogod� ducha ignorowa�a oba. Wtedy g o zobaczy�a. G�osy pod czaszk� zagada�y bez �adu i sk�adu, po czym odda�y pierwsze�stwo zmys�om. Na korytarzu pe�nym niezb�dnych na ka�dej galaktycznej �ajbie gad�et�w sta� ma�y ch�opiec ubrany w bardzo kolorowe ubranko. Maza� co� paluszkiem po �cianie. Paluszek by� czerwony, a ch�opczyk zaj�ty swoj� robot�. Od czasu do czasu wsadza� palec do buzi i wyci�ga� go jeszcze bardziej czerwonym. - Synku... To by� z pewno�ci� on. Jej synek-Murzynek. Ukochany Piotru�, za kt�rego ch�tnie �ycie by odda�a. - Piotruniu, to ja, twoja... Ch�opczyk odwr�ci� si� i przechyli� zabawnie g��wk�. - Nie przeszkadzaj, dobra? - I dalej bezczelnie maza�. Piotru� by� wynikiem awanturniczej m�odo�ci Kathleen, kt�rej jako jednej z nielicznych kobiet uda�o si� spe�ni� erotyczne marzenie �ycia i przespa� z Murzynem[16]. - Synku, przecie� wiesz, �e nie chcia�am... wysz�am tylko na chwil�... Piotru� b�ysn�� nad wyraz groteskowo bia�kami oczu. - Czy aby nie po papierosy? Nie zwracaj si� tak do matki. Kathleen zyska�a nieoczekiwane wsparcie ze strony swoich nieokrzesanych my�li. Ch�opczyk bezceremonialnie maza� dalej. Ko�czy� i nie �yczy� sobie, �eby ktokolwiek mu przeszkadza�. Nowe has�o obwieszcza�o: i tak jeste�my tylko twoim cieniem izraelskie Kiedy ju� nabazgra� ostatni wyraz, ponownie odwr�ci� si� do DeNerw i skoczy� niby m�ody lampart na czmychaj�c� gazel�. Ale Kathleen nie zamierza�a ucieka�. Uwiesi� si� jej szyi i zacz�� dusi�. �mia� si� przy tym i szczerzy� tr�jk�tne z�bki. Tego by�o ju� dla Kathleen za wiele. Co masz sobie �a�owa�, nadszed� stosowny impuls. Osun�a si� na pod�og� i do tego jeszcze jak artystycznie. Piotru� tymczasem rozwia� si� w rozrzedzonej atmosferze statku, jakby go nigdy nie by�o. Kosmonautka ockn�a si� b�yskawicznie. Korytarzem, ci�ko szuraj�c, kto� nadchodzi�. Nikomu nie zamierza�a okazywa� s�abo�ci. To nie w jej stylu. Idzie zaka�a ca�ej floty, powiedzia� g�os skryty g��boko pod stalowoczarn� fryzur� Kathleen. - Mamy razem szuka� tego... - Zawaha�a si� na moment. - Tak, wiem. Daj, ponios� miotacz. Ty we� wykrywacz... Jest l�ejszy. �eby� ty wiedzia�a, jak ja was wszystkich nienawidz�. Jak ja nienawidz� tej cholernej roboty. G�osy pod czaszk� McGregora nie by�y nadto uprzejme. Kathleen z godno�ci� wyr�wna�a niewidoczne fa�dy na s�u�bowym kombinezonie i zrobi�a co�, czego sama by si� po sobie nie spodziewa�a. Potrzebuj� twojego wsparcia, powiedzia� zupe�nie inny ni� zazwyczaj g�os. Wzi�a nawigatora pod r�k�, a ten nie odskoczy� jak oparzony. Czasem czuj� si� taki samotny. W jego g�owie te� zasz�a przemiana. Kathleen namaca�a w kieszeni jab�ko. Pomy�la�a, �e by�oby mi�o, gdyby je wsp�lnie zjedli. Ale poniewa� by�a zaradn� kobiet�, postanowi�a zachowa� owoc na jak�� naprawd� z�� godzin�. Poczuli, �e we dw�jk� maj� spore szanse pokona� najgorszego z wrog�w. nie trzeba robi� nic, wystarczy rozumie� tybeta�skie Peter szed� w zespole z BooBoo. Mimo r�nego �wiatopogl�du, wieku, a co za tym idzie rytmu krok�w, sz�o im si� dobrze. Gadali ma�o, skupili si� na tropieniu. Chcieli dorwa� sukinkota i pokaza� mu, kto tu rz�dzi. Szczeg�lnie Peter mia� ochot� pokaza�, kto tu tak naprawd� zas�uguje na to, by rz�dzi�. Zawsze by� niedoceniany, a teraz ma szans�, by si� wykaza�. Prawd� rzek�szy spacerowali tak ju� od dobrych dw�ch godzin i �a�enie zaczyna�o ich troch� nudzi�. Obcego ani widu, ani s�ychu, ale Szeryf czuwa� i nie pozwala� na taryf� ulgow�. Bukwa tylko z zewn�trz wygl�da�a jak ma�y (na kosmiczn� skal�) stateczek. W �rodku przypomina�a ser, w kt�rym przestrze� skomponowa� M.C. Escher na sp�k� z Salvadorem Dali[17]. Pok�ady by�y nieko�cz�cym si� zbiorem zawi�o�ci i zakamar�w, niekoniecznie ko�cz�cych si� korytarzy, prowadz�cych pozornie donik�d drzwi, ciemnych tuneli i przepastnych �adowni. Did�ej i jego m�odociany podw�adny bali si� tylko troch�. W sumie, co mo�e ich spotka� na w�asnym statku? No c�, wygl�da�o na to, �e c o � jednak mog�o. I w�a�nie tego si� obawiali. Dla uspokojenia my�li BooBoo przelicza� p�yty, kt�re kupi, gdy tylko wyl�duj� w pobli�u dobrze zaopatrzonego sklepu. M�ody, poniewa� by� zdolny, znalaz� zupe�nie inny spos�b na zabicie l�k�w i monotonnie mijaj�cych minut. Pocz�tkowo sz�o mu opornie, wi�c zada� sobie pytanie: Ile b�ysk�w gamma mo�emy obserwowa�... cholera... je�eli za�o�ymy, �e �r�d�ami promieniowania gamma... niech diabe� porwie te ciemno�ci... s� rotuj�ce czarne dziury znajduj�ce si� w centrach galaktyk?... Sz�o mu si� obok zwalistego BooBoo niezgorzej, ale nie potrafi� ca�kiem wyzby� si� w�tpliwo�ci. Niechciane pojawia�y si� i niepotrzebnie zaprz�ta�y my�li. Przyj�� kolejne za�o�enia... W j�drze ka�dej galaktyki znajduje si� rotuj�ca czarna dziura... a je�li ten, co wdar� si� na statek, nas dorwie?... Zachodzi akrecja materii na czarn� dziur�, to mo�liwe jest powstanie jetu materii oraz stowarzyszonego z ni� promieniowania elektromagnetycznego... niech szlag trafi m�j pieprzony pech... Kiedy w oddali niespodziewanie co� brz�k�o, Peter zgarbi� si�, zacisn�� d�onie na kolbie i spu�cie. By� got�w rozwali� ka�dego, kto wynurzy si� zza najbli�szego za�omu korytarza. M�zg w po�piechu sam ko�czy� dedukcj�... Z uwagi na to, �e Wszech�wiat, zgodnie z teori� Wielkiego Wybuchu, jest kulisty i ograniczony, to mo�liwe jest poruszanie si� w nim promieniowania elektromagnetycznego na okr�g�o... no, dalej, wy�a�, skurwysynu!... w niesko�czono��, a co za tym idzie, taka wi�zka mo�e pada� na nasze detektory... Poniewa� nic nie by�o �askawe samo wle�� w celownik, Peter znienacka zapyta� Did�eja: - Nie wiesz czasem, jaki jest czas istnienia naszego Wszech�wiata? - Nie wi�cej ni� dziesi�� miliard�w lat - odpar� nagabni�ty bez zastanowienia. - A pami�tasz mo�e, ile galaktyk znajduje si� we Wszech�wiecie? - W naszym Wszech�wiecie? - Tym razem BooBoo zamy�li� si� na chwil�. - Oko�o 1012 sztuk. - Wiesz co, to mo�e kojarzysz promie� Wszech�wiata? - Wed�ug mnie... - Tym razem chwila namys�u trwa�a d�u�ej. - Promie� Wszech�wiata to 1 - 2 x 1026 m. Ale mog� si� myli�. Poszli dalej. Pod czaszk� m�odego wrza�o. A zatem g�sto�� o�wietlenia jest dana wyra�eniem: [o�wietlenia / dzie�] ==============???????????????????????????????????????????????? ????????????????????? ?????????????????????????????????????????? ???????????????????????????????????????????? oczywi�cie ramka do skasowania co mniej wi�cej zgadza si� z ilo�ci� b�ysk�w obserwowanych i rejestrowanych przez aparatur�. Obieca� to sobie sprawdzi�, pod warunkiem, �e do�yje jutra. Jakiegokolwiek jutra. Tak im to liczenie dobrze sz�o, �e nie zauwa�yli nawet, kiedy przystan�li, potem usiedli, a potem zerkaj�c, czy ten drugi nie patrzy, zdrzemn�li si�. Sny mieli ma�o filozoficzne, bo sny s� tylko odpowiedzi� na pytania, kt�rych nie potrafimy zada�. Tak czy owak obudzili si� za p�no. Dwie hermetyczne grodzie dalej rozegra� si� prawdziwie ludzki dramat. przysz�o��, kt�ra staje si� wspomnieniem, jest jak �ycie przed �mierci� pakista�skie Umys� cz�owieka, nawet tak wolnego jak Cezary, rzadko ma okazj� pod��a� tam, gdzie mu si� podoba. Cz�ciej tam, gdzie mu ka��. Teraz korzysta� wi�c z okazji i nadrabia� zaleg�o�ci. Pilot spa� s�odko niczym dzieci�, a tymczasem w jego g�owie dokonywa�a si� ma�a powt�rka z historii. Z historii jego w�asnego �ycia. Mo�e i nie by�o ono jakie� nad wyraz bogate czy osza�amiaj�ce. By�o jednak jego w�asne i z przyjemno�ci� oddawa� si� oczyszczaj�cym sentymentom. Ch�tnie wychyli�by ze dwa kufle browca[18]. O browca nie by�o �atwo. Ale u O'Hary zawsze mo�na by�o si� napi� dobrego, pieni�cego si�, zimnego, i - co tu ukrywa� - przemyconego z Matki Ziemi[19] browca... Jak dobry B�g da, to mo�e i s�dziwy Orejmus by si� zjawi�, a wtedy nie sko�czy�oby si� na pi�tym... Zajrza�by All �aro - cz�owiek z planety ludzi-ptak�w, magicznego miejsca, gdzie wszystko wolno i dlatego nic si� nie robi... Wpad�by Wiecznie U�miechni�ty Gigant i zn�w �ona pogoni�aby go, jak ka�dego innego pantoflarza, kt�ry nie potrafi zrozumie�, �e miejsca obok prawdziwych m�czyzna dla niego nie ma i jeszcze d�ugo nie b�dzie... Zjawi�by si� cz�owiek-cytryna, o ��tej sk�rze, ��kn�cej duszy i bli�ej niesprecyzowanych pogl�dach... A jak zaszed�by do O'Hary John Namoln'y, to dopiero by by�o... Kto wie, mo�e nawet BooBoo by zajrza� i przyni�s�by jak�� stare�k� p�yt�, nad kt�r� dyskutowaliby do fioletowego �witu[20]...Gdyby za� Did�eja zabrak�o, to gadaliby o meczach kosmicznego futbolu, o meczach kosmicznej koszyk�wki, o meczach kosmicznego tenisa i wszystkich innych kosmicznych meczach. Gadaliby o dupie, o Marynie i o dupie Maryny... O innych dziewuchach te� by gadali... O mi�o�ci, o tej zdradliwej i o tej sprzedajnej, i o takiej, co trafia si� raz... Mo�e by si� nawet pok��cili, ale tylko tak, po przyjacielsku... Przypomnieliby sobie, jak to kiedy� byli pi�kni i m�odzi... Wspomnieliby te wszystkie kursy do odleg�ych miejsc, z kt�rych mieli wr�ci� tak bogaci, �e szkoda gada�... Jak zwykle, nie wspomnia�by ani s��wkiem o swoim nie�lubnym synu. Jeszcze by kto obu porwa� na kosmiczny targ niewolnik�w... Rozprawialiby d�ugo, bo piloci rakietowych szlak�w tak maj� w zwyczaju i nikt im tego zabroni� si� nie odwa�y. Nie chce si� wierzy�, ale o tym wszystkim �ni� w�a�nie Cezary. I by�y to pi�kne sny cz�owieka, kt�ry - kiedy �ni - jest niewinnym dzieckiem mi�osiernego Wszech�wiata. nie tra� ani chwili spokoju, a u�miech pewno�ci ci� nie opu�ci �otewskie Jej zdaniem za ostatnimi wydarzeniami kry� si� jaki� wyj�tkowo wredny paso�yt. Jaki� gigantyczny galaktyczny ka�muk-darmozjad albo jeszcze co gorszego. Dlatego rozwa�nie odm�wi�a wzi�cia udzia�u w tej ca�ej �apance. Niech inni bawi� si� w �o�nierzyk�w! Ona tam sw�j rozum ma. Michelangelo nie m�g� jednak w tak krytycznej sytuacji pozwoli� komukolwiek na niesubordynacj�. Wyznaczy� jej rejon do patrolowania i mia�a obowi�zek utrzymywa� sta�� ��czno��. Przygotowa�a si� wyj�tkowo starannie. Gdy sz�a korytarzem, jej sprz�t pobrz�kiwa� tak, �e s�ycha� j� by�o na mil�, a kolby, lufy i r�koje�ci obija�y bole�nie biodra. Niech ten przekl�ty Obcy wie, �e b�dzie mia� do czynienia z nie byle kim. Niech no tylko si� zbli�y, a ju� ona mu poka�e. Uzbrojona wi�c od st�p do g��w, to za ma�o powiedziane, gotowa ka�dego, kto stanie na jej drodze rozerwa� na strz�py, spacerowa�a po pok�adzie F jak Front i pilnowa�a porz�dku. Bo porz�dek, kurna, musi by�. Gdy przechodzi�a obok jednej z licznych grodzi, wyda�o jej si�, �e us�ysza�a szelest. M�g� to by� pok�adowy kot albo jaki� szczur, albo z�udzenie, albo... Posz�a tam �mia�o, bo czas obaw ju� si� sko�czy�, zreszt� doda�a sobie animuszu odci�gaj�c zamki, przekr�caj�c b�benki, wyci�gaj�c zawleczki i wysuwaj�c (tak�e z cholew) liczne ostrza bagnet�w. W pozycji bojowej czeka�a na najgorsze, w my�lach gotuj�c si� na b�j straszliwy. Najgorsze jednak nie by�o a� tak uprzejme. Zast�pi� je �miech. Prymitywny rechot z kiepskiego horroru rodem. Na to jedno nie by�a przygotowana. Ca�a krew odp�yn�a Boyeen'ie z twarzy, serce si� zakot�owa�o, a potem postanowi�o nadrobi� straty. I nim Boyeen'a co� postanowi�a, drzwi prowadz�ce w g��b statku zamkn�y si� bezszelestnie. Na nic zda�o si� walenie kolb�, na nic histeryczne krzyki. By�a uwi�ziona i �aden plazmomiot nie m�g� tu pom�c, bo drzwi grodziowe to drzwi grodziowe i nic nie ma prawa ich ruszy�. �miech po drugiej stronie brzmia� g�ucho i jeszcze bardziej szyderczo, a drzwi, te prowadz�ce do kosmicznej pustki, zacz�y si� powolutku uchyla�... Skrzypia�y przy tym niemi�osiernie. Boyeen'a zemdla�a[21] szybciej, ni� na to zas�ugiwa� ten tani chwyt. Wszystko by�o iluzj� i igraszk�, a �miech oddala� si�, by r�wnie sprawiedliwie potraktowa� innych. mi�o�nik mit�w jest mi�o�nikiem m�dro�ci, bo mit pe�en jest dziw�w greckie Pierwsze zamigota�y �wiat�a stopu. Potem wysiad�o o�wietlenie mostka, na ko�cu odm�wi�o pos�usze�stwa zasilanie ca�ego statku. Nim zabrak�o pr�du na cokolwiek wi�cej ni� podtrzymywanie �ycia Szeryf zd��y� powiedzie�: "Wszyscy do..." I koniec. ��czno�� zosta�a przerwana. Statek pogr��y� si� w ciemno�ciach, przypominaj�c czarn� dziur� o do�� nieregularnych brzegach. Dryfowa� w sobie tylko znanym kierunku, a pok�adowe szczury powa�nie zacz�y rozwa�a� kierunek ucieczki. Zanim wystraszona, ba, spanikowana za�oga zebra�a si� w kokpicie dow�dcy, ekran jednego z martwych komputer�w zamigota�. Zrobi� to wyj�tkowo �adnie - wszystkimi kolorami t�czy, najpierw pojedynczo, potem r�wnocze�nie. Wreszcie sta� si� przyjemnie zielony i obwie�ci�: Witam Oto Jestem - Kim jeste�? - zapyta� Szeryf tak spokojnie, jak tylko on to potrafi�. By�em przekonany, �e si� domy�lisz. Zaczekamy na reszt�, dobrze? Zapali�y si� kolejne wyrazy. Pojawiaj�ce si� litery wydawa�y d�wi�k starej maszyny do pisania[22]. - Za��my, �e wiem. W pewnym sensie. Wola�bym jednak us�ysze� to od ciebie. Zaczekajmy na wszystkich, zgoda? - Nie zrobi�e� im krzywdy? Nikomu, przysi�gam. Chocia� bardzo kusi�o. Do liter na ekranie do��czy� g�os. Ciep�y, szczery, owija� si� dooko�a uszu niczym najdelikatniejszy szal. - Zawsze mia�e� dobre serce. - Michelangelo nie nale�a� do ludzi, kt�rych �atwo zaskoczy�. Pierwszy przyby� Cezary. Gdy obudzi� si� z niespokojnych sn�w, stwierdzi�, �e zmieni� si� w ��ku w potwornego robaka. Potem wszystko wr�ci�o do normy. By� troch� zaspany, a fryzura przypomina�a sokole gniazdo w okresie walk godowych. Usiad�, poprosi� o herbat� i zapyta�, dlaczego jest ciemno. �eby� wreszcie dostrzeg�, �e otaczaj� ci� �ywi ludzie, a nie maszyny i lata �wietlne. Nieszcz�nik ma�o nie pola� si� wrz�tkiem. Ju� o nic wola� nie pyta�. Zawzi�cie miesza� herbat�, cho� wcale nie pos�odzi�. - No i co, z�apali�cie go?! - Zn�w wysiad�y korki?! To DeNerw i McGregor wpadli do sterowni niczym wzorcowe neurotyczne osobowo�ci naszych czas�w. Uspok�jcie si�, prosz�, cho� na chwil�! Przesta�cie odgrywa� t� n�dzn� fars�. Nie jeste�cie �adnymi Scully & Mulderem. Ten serial by� wyj�tkowo kiepski[23]. Zatka�o oboje. Niepokorny m�zg McGregora rzuci� jednak paroma kurwami. Nie zd��yli dobrze usi���, gdy nie�mia�o zajrza� BooBoo. - Nie wiecie, gdzie podzia� si� Peter? Wejd�, marny cz�ecze. Ostatni b�d� pierwszymi. M�ody znalaz� si� po chwili. Wpad� jak podr�czna bomba atomowa. By� czerwony na twarzy, sapa� i nie chcia� nic powiedzie�. Oczy mia� rozbiegane, dysza�, z ust ciek�a mu stru�ka �liny. Boyeen'a wesz�a prychaj�c jak kotka, z rozmazanym od �ez makija�em. Mia�a rozerwany na piersi kombinezon, na palcach krew, brakowa�o jej jednego buta i paru magazynk�w. Prychn�a raz jeszcze i przykucn�a w k�cie. Chyba chcia�a sobie pop�aka�. Wzi�a si� jednak w gar�� i szeptem powiedzia�a: - Jaki� porz�dek, kurna, musi by�. Racja, racja, mi�a pani, ale Niemcy[24] wpadli na to pierwsi. gdzie� jest ta dama, kt�ra s�dzi, �e wszystko co si� �wieci, jest z�otem, i funduje sobie schody do nieba staroangielskie Wszystkim si� wyda�o, �e w g�o�nikach co� chrz�kn�o znacz�co, by rozpocz�� przem�wienie. - Skoro jeste�my ju� wszyscy, mog� zacz��... - Pauz� ciszy wype�ni� odg�os nami�tnego mieszania. - Do�� dawno, dawno temu, w tej samej galaktyce, na planecie oddalonej od g��wnych szlak�w komunikacyjnych, w ma�ej wiosce. Czas i miejsce nie s� jednak a� tak istotne. Liczy si� wymiar czy mo�e raczej wielowymiarowo�� tej historii... By� sobie raz ch�opiec. Jak na ma�ego ch�opca, odznacza� si� wyj�tkow� odwag�, dzielno�ci� i szczero�ci� s�d�w. Co gorsza, z wiekiem mu nie przechodzi�o. W pewnym momencie sta� si� dzielny na tyle, �eby powiedzie� szczere "nie". Spore zasoby odwagi pozwala�y wprowadzi� s�owo w czyn. Owo wielce symboliczne "nie" dotyczy�o wszystkiego, czego si� tkn��. Przyjaciele szybko go opu�cili, wi�c potraficie chyba sobie wyobrazi�, jak bardzo sta� si� samotny. Nie zgorzknia� co prawda z kretesem, ale niestety, jak to w takich opowiastkach bywa, odbi�o mu. Wy��cznie to okre�lenie jest w�a�ciwe. �aden z psycholog�w podobnego przypadku nie zarejestrowa�, a wi�c i nie nazwa�. Odbi�o mu niestety w wieku, w kt�rym m�ody ch�opak staje si� m�czyzn� i presja, zar�wno ta wewn�trzna, jak i ta p�yn�ca z otoczenia, wymaga, �eby znalaz� sobie towarzyszk� �ycia. G�os opowiada� na tyle urokliwie, �e nikt nie o�mieli� si� przerywa�. Gdyby teraz dosz�o do jakiej� powa�nej awarii b�d� kosmicznej kolizji, sko�czy�oby si� to niechybnie ma�ym armageddonem. - Bohaterowi przysz�o wtedy do g�owy, �e poka�e co potrafi i sprawi, �e nie tylko on b�dzie patrzy� na �wiat takim, jakim ten�e jest, a nie tylko zdaje si� by�. Jak postanowi�, tak plan obmy�li� i zacz�� realizowa�. Plan �w podpowiedzia� mu chyba sam szatan. Normalny cz�owiek nawet po trzech w�dkach nie wymy�li czego� takiego. Postanowi� mianowicie, �e zostanie szefem. Najwa�niejszym Szefem spo�r�d Najwa�niejszych Szef�w. B�d�c ju� tam, na g�rze, sprawi za pomoc� nieograniczonej w�adzy i �rodk�w, �e zmys�y ludzkie zaczn� si� doskonali� w spos�b dotychczas nieznany. Z pocz�tku realizacja plan�w sz�a opornie i z niejakim trudem. Ale krok po kroku, stopniowo odnotowywa� sukcesy, poniewa� los zwyk� wspiera� upartych. Kiedy naszed� czas na najwa�niejsz� cz�� planu, nasz bohater by� gotowy. Zapomnia� tylko o jednym. Ludzie wcale, ale to wcale nie byli zainteresowani tym, co chcia� im zaoferowa�. Woleli nadal �y� w swoich w�asnych, pracowicie wygrzebanych grajdo�ach wstydu, winy i trwogi. Wszak�e s� z nich tak dumni. Czy sprawi� to g�os, czy sama historia, kt�ra cho� niezagmatwana, pozostawa�a niejasna? Za�oga s�ucha�a i tylko Szeryf Michelangelo min� mia� tak�, jakby to wszystko ju� wiedzia�. On te� zapewne jako pierwszy dostrzeg� posta�, kt�ra zmaterializowa�a si� za plecami s�uchaczy. - M�ody idealista sko�czy� wi�c swe eksperymenty socjofilozoficzne i sta� si� cz�owiekiem jeszcze smutniejszym i jeszcze bardziej przygn�bionym. Do tego prawie pustelnikiem. Postanowi� napisa� ksi��k�. Ksi��ka mia�a by� o tym, jak bardzo czuje si� samotny, jak bardzo chcia�by szczerze porozmawia�. Kto wie, mo�e nawet potrzyma� kobiet� za r�k� albo (to ju� czcze marzenie) poca�owa�. Kr�tko m�wi�c opowie�� by�a smutna i �adna zarazem. Sko�czy� j� szybko, nie mia� bliskich, kt�rzy by przeszkadzali. Niestety, pewien poranek, zaskoczy� go na tym, �e sko�czy� �w najwa�niejszy z rozdzia��w - mianowicie ostatni, w kt�rym powiedzia� ca�emu �wiatu i wszystkim ludziom, jak bardzo ich kocha i jak bardzo jest mu ich �al. Nie by�o ju� nikogo, kto m�g�by t� wielk� i poruszaj�c� ksi��k� przeczyta�. Wszyscy wybrali si� na wielki piknik, jaki zafundowa�a ludzko�ci nauka - wypraw� do gwiazd. Cezary przesta� miesza� herbat�, Peter zagl�da� w luf�, jakby co� w niej zostawi�, Boyeen'a mia�a nieobecny wyraz twarzy, a McGregor nerwowo szarpa� w�sa. - Jednego tu nie pojmuj�... - Michelangelo s�ucha� uwa�nie i starannie analizowa� opowie�� przybysza. - Lecz podejrzewam... t w o ja historia jest zbyt dos�owna... - Dobrze. Pozw�l, �e wyja�ni�. Wiem, za kogo pocz�tkowo mnie wzi�li�cie. Musz� was jednak stanowczo i g��boko rozczarowa�. Nie jestem, nie by�em i zrobi� wszystko, �eby w �adnym wcieleniu si� nie sta� Stevenem. Wszystko by�o od pocz�tku perfidnie zamierzone przez... przez... Na wszelki wypadek astronauci zamarli. - Przecie� to i tak nic, ale to zupe�nie nic nie zmieni... jak p�omie�... �my zaraz si� zlec�... a gwiazdy? Gwiazdy i tak tkwi� w kryszta�owej materii, niczym gwo�dzie... krew, wsz�dzie m u s i by� krew... czy nie lepiej by wam by�o szuka� c z a r n e j dziury w ca�ym k o s m o s i e... A tego, co powiedzia� potem, nie da�o si� ju� nijak zrozumie�. S�owa by�y wypowiadane jakby we wszystkich j�zykach jednocze�nie. - M�w dalej, nie pozw�l nam czeka�! Widziad�o z najczarniejszych galaktycznych czelu�ci, w kt�rych zawirowania czasoprzestrzenne s� tak przera�aj�ce, �e nawet stwory, o kt�rych pisywa� Lovecraft[25], boj� si� tam zapuszcza�, us�ucha�o Szeryfa. - O, wybaczcie mi moj� u�omno�� i t� chwil� marn�... ha! ha!... dekoncentracji. Bogowie tamtego �wiata przynajmniej raz postanowili by� sprawiedliwi i ukarali mnie. Srogo i okrutnie. Mo�e nie a� tak jak Syzyfa[26], ale zawsze. Wypluli m� marn� dusz� w ten akurat rejon Kosmosu, bym dryfowa� po�r�d meteor�w, komet i innego �miecia. To mia�a by� cena za moj� pych�. Mia�em straszy� sw� kwantow� obecno�ci� zakl�t� w megainfundybule chronosynklastycznej, a� do momentu, gdy kto� zechce mi wybaczy� i przygarn�� mnie jak ojciec syna marno... marno... a w choler�. �aden z owych pseudodemiurg�w nie zechcia� mnie o tym poinformowa�. Mo�e zabrzmi� nieskromnie, ale sam na to wpad�em. - Sk�d ta pewno��? - Wiesz, mia�em troch� czasu, a moja obecna niezr�wnowa�ona posta� u�atwia poszukiwania... Wy, ludzie, jeste�cie jednak tak zagubieni, �e niewiele mogli�cie mi pom�c. Obrasta�em, a mo�e raczej moja niecna dusza i nieczyste post�pki obrasta�y legendami na miar� tych o Lataj�cym... Cholerze? Nigdy nie mog�em zapami�ta�, jak nazwali�cie tego kolejnego Wiecznego Tu�acza, kt�ry nawet nie by� �ydem. Pojawia�em si� na wielu statkach, kt�re wlecia�y w ten sektor. Niestety, moje metody sp�acania d�ug�w z poprzedniego wcielania okazywa�y si� bardzo... nieskuteczne. Kiedy pr�bowa�em pod r�nymi postaciami t�umaczy�... - Co takiego? - Ca�kiem proste, z mojego punktu widzenia, sprawy... �e intelekt to moc... wpierw jest cel, za nim droga, a wreszcie droga wok�... jak przekroczy� granice �wiat�a... �e czasu nie ma, nie by�o i nigdy nie b�dzie... jak to jest, gdy wola z konieczno�ci d��y ku... niebyt jest r�wnie rzeczywisty jak byt... takie tam drobnostki... T�umaczy�em, prosi�em. By�o mi nawet troch� �al, kiedy dzie