5889
Szczegóły |
Tytuł |
5889 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5889 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5889 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5889 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marian Brandys
Nieboska komedia
Cz. V cyklu "Koniec �wiata szwole�er�w"
I
W pismach politycznych Walentego Zwierkowskiego przetrwa� dla
potomno�ci opis godnego uwagi dokumentu. Chodzi o obwieszczenie
�wie�o mianowanego w�wczas gubernatorem Warszawy genera�a
Wojciecha Chrzanowskiego, wydane w tydzie� po wydarzeniach 15
sierpnia i b�d�ce niejako tych wydarze� oficjalnym zamkni�ciem.
"Warszawa 22 sierpnia 1831
G(enera�) gubernator miasta Warszawy
Smutne wypadki nocy 15 sierpnia rb., przez kt�re powaga praw
zachwiana, a tym samym porz�dek i bezpiecze�stwo publiczne
zagro�one zosta�y, wskaza�y potrzeb� szybkiego i przyk�adnego
ukarania przest�pnych. W tym celu przytrzymane pod s�d wojenny
nadzwyczajny oddane zosta�y nast�puj�ce osoby:
1. ksi�dz Kazimierz Aleksander Pu�aski; 2. ksi�dz Ignacy
Szynglarski, kapelan wojskowy; 3. Jan Czy�ski, pe�ni�cy obowi�zki
audytora; 4. Ignacy Romuald P�u�a�ski, sekretarz Komitetu
Rozpoznawczego; 5. Micha� Radoszewicz, pisarz Komisji Wojny; 6.
Maciej Kozi�ski, adiunkt komisarza wojennego; 7. Cyryl Grodecki,
by�y s�dzia trybuna�u wo�y�skiego; 8. Franciszek Salezy
Dmochowski, by�y redaktor; 9. Jan Brawacki, dokt�r wojskowy; 10.
Tomasz Wolski, dymisjonowany �o�nierz; 11.. Teofila Ko�cia�kowska,
kawiarni� utrzymuj�ca; 12. J�zef Czarnecki, szynkarz: 13. Wincenty
Drago�ski, s�u��cy oficerski; 14. Stanis�aw Sikorski, nieprawnie
oficerem mieni�cy si�;
z kt�rych: Tomasz Wolski, J�zef Czarnecki, Wincenty Drago�ski,
Stanis�aw Sikorski za przyczynienie si� bezpo�rednio do rozruch�w
nocy 15 sierpnia br. i nast�pnych st�d morderstw, na kar� �mierci
skazani i w moc tego wyroku rozstrzelani zostali; za� Teofili
Ko�cia�kowskiej na kar� �mierci tym�e wyrokiem skazanej genera�
gubernator z mocy udzielonej sobie w�adzy na lat trzy do kajdan
naznaczon� kar� zmieni�. W ko�cu Ignacego Szynglarskiego
ksi�dza...; ksi�dza Kazimierza Pu�askiego, Jana Czy�skiego,
Ignacego P�u�a�skiego, Micha�a Radoszewicza, Macieja Kozi�skiego,
Cyryla Grodeckiego, Franciszka Dmochowskiego i Jana Brawackiego od
zarzut�w nale�enia do bezprawi�w w nocy z dnia 15 na 16 sierpnia
rb. w stolicy zasz�ych z mocy paragrafu 415 ordynacji kryminalnej
zupe�nie uwolnionych z aresztu na wolno�� wypu�ci� rozkaza�em.
(podpisano) gen. dyw. Wojciech Chrzanowski".
Niemal r�wnocze�nie z podaniem do wiadomo�ci publicznej
komunikatu, z kt�rego ludno�� stolicy dowiadywa�a si� po raz
pierwszy o wszcz�ciu post�powania �ledczo-s�dowego przeciwko
mniemanym winowajcom zaburze� 15 sierpnia, zosta�y wykonane
orzeczone przez S�d Wojenny Nadzwyczajny wyroki �mierci. Ten
podejrzany po�piech wszystkich zadziwi�. Wielu kronikarzy
powstania wyra�a pogl�d, �e gdyby i poprzednio sprawiedliwo��
powsta�cza by�a tak rychliwa, nie dosz�oby mo�e wcale do krwawych
samos�d�w sierpniowych.
Skazanych "burzycieli i oprawc�w" rozstrzelano w tym samym
miejscu, gdzie przed tygodniem rozszala�y t�um wojskowych i
cywil�w pastwi� si� nad zw�okami eks-szwole�era genera�a Antoniego
Jankowskiego. "W godzinach bardzo rannych - wspomina Walenty
Zwierkowski - niespodziewanie orszak pod siln� eskort� jazdy
otaczaj�cy dwa wozy, na kt�rych siedzia�o czterech skazanych na
�mier�*, (* Na plac Zamkowy przywieziono czworo skaza�c�w: J�zefa
Czarnieckiego, Wincentego Drago�skiego, Stanis�awa Sikorskiego i
Teofil� Ko�cia�kowsk� [vel Ko�cia�owsk�]; pi�tego skazanego na
kar� �mierci Tomasza Wolskiego, dymisjonowanego �o�nierza,
rozstrzelano o tej samej porze na Nowym Mie�cie - w pobli�u domu,
z kt�rego wyszed� na sw� drog� m�cze�stwa major Walerian
�ukasi�ski.) przejecha� przez Krakowskie Przedmie�cie, prawie
lotem b�yskawicy stan�� pod Zygmuntem, gdzie z Zamku Kr�lewskiego
mocne oddzia�y piechoty wysz�y, zatamowa�y wyjazdy i wych�d od
Podwala, Starego Miasta, Senatorskiej ulicy, tak, �e tylko lud,
kt�ry za wi�zionymi post�powa�, m�g� si� zbli�y�. Jazda
eskortuj�ca stan�a za wi�zionymi, przez co i tym (tzn.
post�puj�cym bezpo�rednio za skazanymi - M.B.) utrudniono
przyst�p. Ko�o zrobione na placu potr�jnym szeregiem uzbrojonych w
bagnety innym zbli�enie si� tamowa�o. Postawiono os�dzonych przy
murze, na kt�rym pomalowano fa�szywe okna, i natychmiast
rozstrzelano, trup�w sprz�tni�to, kobiet� u�askawion� do wi�zienia
odwieziono. Wszystko to sta�o si� z tak� szybko�ci�, �e masa ludu
dopiero po dokonaniu egzekucji dowiedzia�a si� o ukaraniu. Czyn
ten oburzy� bardzo wielu, a lubo nie nast�pi�a eksplozja,
jednakowo� nienawi�� i nieukontentowanie przeciw Krukowieckiemu do
wysokiego stopnia okazywa� si� zacz�o..."
Z zapis�w Zwierkowskiego wy�ania si� dok�adny obraz �wczesnej
sytuacji politycznej. Utworzony 17 sierpnia nowy rz�d powsta�czy
pod prezydencj� genera�a Krukowieckiego - godz�c si� na
uniewinnienie aresztowanych przyw�dc�w Towarzystwa Patriotycznego
a ukaranie �mierci� nikomu nie znanych "prostych wykonywaczy
wiesza�" - d��y� najwidoczniej do za�atwienia "sprawy 15 sierpnia"
w spos�b kompromisowy. Ale kompromis ten nie zadowoli� nikogo.
Konserwaty�ci nie mogli darowa� genera�owi prezesowi, �e maj�c w
r�ku tylu wybitnych dzia�aczy Towarzystwa Patriotycznego, nie
skorzysta� z okazji do uwolnienia si� od nich raz na zawsze. Na
wie�� o uniewinnieniu z braku dowod�w najwa�niejszych oskar�onych,
jedna z pierwszych dam "spo�ecze�stwa" warszawskiego, te�ciowa
Adama Czartoryskiego, stara ksi�na z Zamoyskich Sapie�yna* (*
By�a ona tak�e te�ciow� ksi�nej Jadwigi z Zamoyskich Sapie�yny,
wspomnianej parokrotnie w korespondencji Zygmunta Krasi�skiego z
Henrykiem Reeve'em.) pofatygowa�a si� osobi�cie do genera�a
Krukowieckiego, aby wyb�aga� u niego wyroki �mierci tak�e dla
klubist�w.
Jeszcze bardziej niezadowolona by�a lewica, dla kt�rej
rzeczywistymi winowajcami wydarze� sierpniowych byli rzecznicy
polityki konserwatywnej w rz�dzie i w wojsku*. (* Uwa�ano tak nie
tylko na lewicy. Dow�dca gwardii narodowej wojewoda Antoni
Ostrowski, ust�puj�c ze swego stanowiska, o�wiadczy� publicznie,
�e "rz�d dawnego sk�adu i w�dz Skrzynecki s� g��wnymi sprawcami
nocy 15 sierpnia, kt�rzy takow� wywo�ali przez swe post�powanie,
przez dyplomatyzowanie, a nie walczenie z nieprzyjacielem".)
W ukaraniu �mierci� czterech "prostych wykonywaczy na latarnie
wzi�cia", wybranych na chybi� trafi� z "rozd�sanego" posp�lstwa
stolicy, Zwierkowski dopatruje si� ch�ci zatarcia w�a�ciwego sensu
"nocy narodowej pomsty". "Jakich�e to rostrzelano? - obrusza si� w
swoich zapiskach - oto czterech rodak�w: szynkarza,
dymisjonowanego �o�nierza, s�ug� oficerskiego i nieprawnie
oficerem mieni�cego si�. I ci to padli ofiar�, nie maj�c ani
protekcji �adnej silnej partii, ani wstawienia si� jakiej
znacz�cej osoby. Padli dla przyk�adu, dla zaspokojenia ��da�
partii chc�cej przyk�adu, chc�cej krwi braterskiej, aby siebie
uniewinni�, chocia� jej bez por�wnania sami swymi dzia�aniami
wi�cej wytoczyli".
Nie ma co do tego �adnych w�tpliwo�ci, �e na �mier� wybrano ludzi
przypadkowych, najmniej znacz�cych, nie mog�cych liczy� na �adn�
protekcj�; - innych - tak samo mo�e albo i wi�cej obci��onych, ale
z widokami na wstawiennictwo wysoko postawionych os�b -
potraktowano bez por�wnania �agodniej. Zwraca na to uwag� wielu
kronikarzy powstania, w�r�d nich genera� Ignacy Pr�dzy�ski,
�wiadek w danym wypadku jak najbardziej bezstronny. Wystawiaj�c
ca�� okropno�� morderstw dokonanych w nocy 15 sierpnia, Pr�dzy�ski
podaje dla przyk�adu, �e "odznacza� si� w tej krwawej robocie
ch�opiec zaledwie z dzieci�cego wieku wychodz�cy, Czarnomski,
kt�ry dla �o�nierskiej ochoty, jaka si� w nim okazywa�a i przez
wzgl�d na stryja, b�d�cego genera�em, podporucznikiem 2-go pu�ku
u�an�w by� mianowany". Ot� dowiadujemy si� od Pr�dzy�skiego, �e
owego generalskiego bratanka - jakkolwiek o jego wyczynach by�o
g�o�no w ca�ej Warszawie - nie pr�bowano nawet oddawa� pod s�d;
ukarano go po domowemu, wed�ug starego patriarchalnego obyczaju:
dow�dca jego dywizji genera� Kazimierz Skar�y�ski kaza� po prostu
�ci�gn�� z niego mundur i spu�ci� mu t�gie lanie.
Dokumentacja pierwszych dni po 15 sierpnia uk�ada si� w
dramatyczny scenariusz literacki. Z po��k�ych r�kopis�w i starych
ksi�g wynurzaj� si� postacie i sceny godne pi�ra Szekspira. W
Warszawie wiedz� ju� wszyscy, �e powstanie zmierza do
nieuchronnego upadku. Pi�ciog�owy Rz�d Narodowy, nie mog�c
sprosta� sytuacji, podaje si� do dymisji. Rozpacz podnieca umys�y
i przyczynia si� do zaostrzenia konflikt�w politycznych i
spo�ecznych. Powsta�cza lewica przegra�a w dniu 15 sierpnia swoj�
wielk� szans�, bo nie uda�o si� jej skierowa� gniewu ludu na tory
przewrotu politycznego*. (* W Towarzystwie Patriotycznym �ciera�y
si� podobno dwa projekty przewrotu politycznego: jeden Czy�skiego
i Pu�askiego zalimitowania sejmu i przekazania w�adzy
dyrektoriatowi, z�o�onemu z 9 os�b, w�r�d kt�rych byliby przyw�dcy
Towarzystwa [m.in. Walenty Zwierkowski]; drugi Mochnackiego, by
pe�ni� w�adzy przekaza� gen. Krukowieckiemu. Na posiedzeniu
Towarzystwa, odbytym 16 sierpnia, zwyci�y� wniosek Czy�skiego;
klub postanowi� domaga� si� utworzenia dyrektoriatu. Zamiarom tym
przeszkodzi�y aresztowania przyw�dc�w Towarzystwa, dokonane przez
gen. Chrzanowskiego. Wniosek o utworzenie dyrektoriatu wni�s� pod
obrady sejmowe 17 sierpnia kasztelan Narcyz Olizar. Sejm wniosek
Olizara utopi� w komisjach, a boj�c si� nowych rozruch�w,
powierzy� w�adz� "bohaterowi nocy sierpniowej" genera�owi
Krukowieckiemu.) Po 15 sierpnia rusza do ataku na w�adz� najwy�sz�
powsta�cza prawica. Nadziej� konserwatyst�w jest sprawuj�cy
funkcj� naczelnego wodza genera� Henryk Dembi�ski*, (* Po
usuni�ciu Skrzyneckiego Dembi�ski zosta� mianowany zast�pc�
naczelnego wodza. Dopiero ust�puj�cy Rz�d Narodowy "nie chc�c
pozostawia� armii bez g�owy" przes�a� mu formaln� nominacj� na
naczelnego wodza.) znany ze swej nienawi�ci do klubist�w,
ulegaj�cy wp�ywom ci�gle jeszcze obecnego w g��wnej kwaterze
genera�a Skrzyneckiego oraz trzech prominent�w konserwatywnego
Klubu Obywatelskiego: swego siostrze�ca Aleksandra margrabiego
Wielopolskiego*, (* Jego pe�ne nazwisko brzmia�o: Aleksander
hrabia Wielopolski, margrabia Gonzaga Myszkowski.) Leona hrabiego
Rzewuskiego (tego, co w grudniu 1830 roku rozp�dza� Towarzystwo
Patriotyczne) i Paw�a Popiela - przysz�ego papie�a polskiego
konserwatyzmu. Przez dwa dni Warszawie zagra�a wojskowy zamach
stanu. Wys�any przez Dembi�skiego w awangardzie, genera� Wojciech
Chrzanowski przyw�aszcza sobie uprawnienia gubernatora i dokonuje
aresztowa� w�r�d klubist�w. Na ulicach pojawiaj� si� armaty.
Wojsko obejmuje doz�r nad najwa�niejszymi gmachami rz�dowymi. Ale
prawica r�wnie� nie mo�e si� zdoby� na wygranie swej szansy do
ko�ca.
"Przewa�na cz�� sejmu i ludzie porz�dku oczekiwali wyst�pienia
wodza - wspomina jeden z organizator�w przygotowywanego puczu,
Pawe� Popiel - Dembi�ski wezwany zbli�a� si� do Warszawy, przys�a�
naprz�d genera�a Chrzanowskiego, na kt�rego energi� liczono [...]
Trzeciego dnia stan�� Dembi�ski ze sztabem na Czystem. Tam go
odwiedzi�em i zda�em spraw� z wypadk�w, stanu miasta. Gwa�towny,
o�wiadeza� si� za u�yciem najsurowszych �rodk�w. Nazajutrz
przybywa do Warszawy, staje w Namiestnikowskim pa�acu. Wchodzimy w
rad� z Wielopolskim. Co czyni�? Korzystaj�c ze zgrozy po�o�enia,
uniesie� Dembi�skiego i jego wp�ywu na wojsko, nak�oni� go do
og�oszenia si� dyktatorem, a dla sankcji w�adzy i przera�enia
spisku r�wnocze�nie pi�ciu klubist�w odda� pod s�d wojenny i
rozstrzela�. Wielopolski, siostrzeniec Dembi�skiego, maj�cy
przewag� nad jego umys�em, sk�oni� go do tej my�li, kt�ra jedna
mog�a zbawi� spraw�, i dlatego te� przypad�a do heroicznego
charakteru Dembi�skiego. Przyrzeka, decyduje si�, ka�e sobie
napisa� odezw�; um�wione, jaki komu urz�d przeznaczy. W nocy
odezwa napisana. O 5 i 1/2 rano idziemy we dw�ch do Dembi�skiego,
aby podpisa�. Le�a� w ��ku. Wielopolski sam wchodzi; zaczyna si�
dyskusja; Dembi�ski zadr�a� przed odpowiedzialno�ci�, odm�wi�
podpisu, chc�c w takiej chwili dzia�a� legalnie. Wielopolski w
najwi�kszej furii wypada z pokoju i targaj�c proklamacj�, m�wi do
mnie: Cet imbecile recule! (Ten niedo��ga wycofuje si�!)...
Przez dwa dramatyczne dni po wydarzeniach 15 sierpnia naczelna
w�adza powstania le�y na ulicy. Podejmuje j� wreszcie ten, kt�ry
od samego pocz�tku sposobi� si� do jej obj�cia: genera� piechoty
Jan Stefan hrabia Krukowiecki.
Krukowiecki jest jeszcze ci�gle postaci� tajemnicz�, nie
rozszyfrowan� przez historyk�w do ko�ca. Niekt�rzy kronikarze
powstania - na czele z majorem Karolem Forsterem., adiutantem
Krukowieckiego i jego pierwszym biografem - widz� w nim "sta�ego
�o�nierza, honorowego cz�owieka i prawego Polaka", kt�remu ludzka
zawi�� zaszarga�a opini� u wsp�czesnych i potomnych*. (* Przy
okazji warto przytoczy� opinie o krukowieckim wielkiego ksi�cia
Konstantego, pochodz�c� z jego "Uwag o genera�ach polskich"
spisanych na ��danie cesarza Miko�aja po jego wst�pieniu na tron.
"Krukowiecki, genera� brygady i dywizji piechoty. Cz�owiek w
najwy�szym stopniu lekkomy�lny i to pod ka�dym wzgl�dem. Doskona�y
frontowy, w czasie wojny oficer bardzo zdolny. Lecz jest on w
stanie w jednej chwili zapomnie� o wszystkim, je�eli dana mu
b�dzie wola; potrzeba koniecznie trzyma� go kr�tko i nie
przebacza� mu drobiazg�w. Mo�e by� bardzo po�yteczny, je�eli
b�dzie trzymany w rygorze; cz�owiek che�pliwy, wdaje si� z
oficerami w niew�a�ciwe rozmowy. Zapalaj�cy si� gniewem, pr�dki do
k��tni, dlatego powtarzam, i� mo�na go trzyma� tylko przez boja��
srogiej odpowiedzialno�ci, lecz trzeba jednocze�nie obchodzi� si�
z nim z najzimniejsz� krwi�. Brygada jego jedna z najlepszych w
armii; utrzymana w takim porz�dku, i� lepszego ��da� nie
mo�na...".) Inni �wiadkowie zdarze� - w�r�d nich Walenty
Zwierkowski i jego koledzy z Towarzystwa Patriotycznego - w
ostatecznym rozrachunku z Krukowieckim uznaj� go za �otra,
przeniewierce i zdrajc� powstania. Juliusz S�owacki w Beniowskim
nazwie go "miasta Wallenrodem".
Po utracie w maju 1831. r. gubernatorstwa stolicy, odebranego mu w
wyniku awantur ze Skrzyneckim, Krukowiecki - rozgoryczony i
w�ciek�y - wycofa� si� z �ycia publicznego i osiad� na wsi, w
maj�tku posagowym �ony. Ale Warszawy z oczu nie spuszcza�. Pojawi�
si� w niej znowu w pocz�tkach lipca, kiedy w stolicy g�o�no ju�
m�wiono o potrzebie odebrania naczelnego wodzostwa jego
znienawidzonemu wrogowi Skrzyneckiemu. Za przyczyn� powrotu
podawa� sprawy rodzinne. Przywi�z� z sob� swego najstarszego synka
Konstantego, aby go umie�ci� w szkole na �oliborzu. Tymczasem,
wkr�tce po przyje�dzie, zdarzy� si� nieszcz�liwy wypadek: 11
lipca ch�opczyk wypad� z okna na pierwszym pi�trze i ci�ko si�
pot�uk�. Odt�d genera� wi�kszo�� swego czasu sp�dza� przy ��ku
syna, a w czasie jego rekonwalescencji wozi� go z sob� wsz�dzie,
nawet do Izby Poselskiej. W notatce, pisanej przez genera�a
nazajutrz po nocy 15 sierpnia, odnajduje si� zdanie: "Kostu� ca�y
dzie� by� dobrze"*. (* Wszystkie te szczeg�y czerpie z nader
interesuj�cej a nie wydanej dotychczas pracy o Krukowieckim, pi�ra
historyka dra Mieczys�awa Chojnackiego.) Obro�cy Krukowieckiego
powo�uj� si� na t� czu�� mi�o�� ojcowsk�, aby dowie��, �e genera�
nie mia� g�owy ani czasu na spiskowanie z klubistami, o co
pos�dzali go konserwaty�ci i umiarkowani. "Czy� podobnie tkliwy i
egzaltowany ojciec m�g� planowa� polityczne przewroty i
bestialskie rzezie, b�d�c poch�oni�ty czuwaniem przy ��ku
ukochanego dziecka?" - zadaje sobie pytanie autor jedynej bodaj (i
dot�d w r�kopisie) biografii Krukowieckiego, dr Mieczys�aw
Chojnacki. Inni natomiast dopatruj� si� w tym demonstrowaniu przez
genera�a uczu� rodzinnych jedynie pretekstu, maj�cego uzasadni�
jego pobyt w Warszawie, b�d� - przemy�lanego chwytu
propagandowego. Wiadomo bowiem sk�din�d, �e w dziedzinie
autoreklamy by� Krukowiecki arcymistrzem. "By� w�r�d nas cz�owiek
- napisz� o nim p�niej w poufnym ok�lniku ostatniego rz�du
powsta�czego - kt�ry nie spotka� na ulicy �o�nierza, �eby go nie
zaczepi� i nie zapewnia�, �e on jeden w stanie jest poprowadzi� go
tam, gdzie czeka zwyci�stwo lub �mier� chlubna, nie spotka�
obywatela, �eby mu nie przypomnia�, �e wszelkie uk�ady z Rosj� s�
pr�ne i zwodnicze [...] Na moje siwe w�osy przysi�gam - zaklina�
si� przed narodem - �e pierwej w Warszawie je�� b�d� szczury, nim
pozwol� miastu si� podda�".
Historycy zgadzaj� si� co do tego, �e drog� do w�adzy utorowa�o
Krukowieckiemu przede wszystkim stronnictwo ruchu; ono te�
prze�ywa�o najwi�ksze rozczarowanie, kiedy kolejny "kolos zaufania
publicznego" ods�oni� swe prawdziwe oblicze. "Krukowiecki
szkaradnie mnie oszuka� i wszystkich nas rewolucyjnych patryot�w -
skar�y� si� Maurycy Mochnacki w pierwszym po upadku powstania
li�cie do rodzic�w. - Przed noc� 15 sierpnia widywa� si� ze mn�
dosy� cz�sto, gra� rol� poczciwego cz�owieka. Zapewnia�, �e je�eli
we�mie w�adz�, rozwinie natychmiast wszystkie �rodki ratowania
kraju, jakie mu podawali�my. Te �rodki by�y nast�puj�ce: 1) usun��
od rz�du ca�� party� Czartoryskiego i Skrzyneckiego, tudzie�
niezno�niejsz� jeszcze party� de juste-milieu (umiarkowan�),
party� Niemojowskich, kt�r� opanowa�a mania w�adzy, nie
usprawiedliwiona �adnym talentem, �adn� moc� ducha i g�owy (nie
m�g� darowa� Mochnacki swoim dawnym kolegom z redakcji "Kuriera
Polskiego" braciom Niemojowskim, �e >>w rewolucji trzymali si�
formy jak podchmielony p�otu<< - M.B.). W momentach krytycznych
Krukowiecki przyrzek�, �e nikt z tych hreczkosiej�w kaliskich,
doktryner�w i mag�w nie wejdzie do rz�du. 2) Zaliwskiego, kt�ry
mia� wzi�to�� u ludu, uczyni� naczelnikiem stra�y bezpiecze�stwa,
a Zwierzchowskiego (Zwierkowskiego - M. B.) popularnego i
poczciwego cz�owieka, komendantem gwardyi narodowej. 3) Poruczy�
g��wne funkcye rz�dowe ludziom m�odym, rewolucyjnym, pe�nym zas�ug
i zdolno�ci. 4) Obwarowa� barykady, pod�o�y� wsz�dzie prochy, �eby
w razie przemocy Moskale razem z brukiem w powietrze wylecieli
[...] Stary lis pochlebia� m�odzie�y, od kt�rej wszystko zale�a�o.
Zyska� popularno�� przywarami z�ego rz�du, kt�ry spraw� nasz� do
upadku widocznie nachyla�. Nieszcz�cie publiczne, b��dy
Czartoryskiego i up�r Skrzyneckiego nadawa�y Krukowieckiemu
przewag�. Rozj�trzenie umys��w by�o wielkie. Lud si� rozd�sa�,
Moskale coraz �ci�lej nas otaczali [...] Krukowiecki pokaza� si�
ludowi w nocy 15 (sierpnia) pod pozorem ukr�cenia nie�adu,
rzeczywi�cie dla zalecenia siebie samego popularnym wzgl�dom.
Obwo�ano go najprz�d gubernatorem, nazajutrz zosta� wszystkiem,
gdy� rz�d z pi�ciu z�o�ony rozsypa� si�. Czekali�my niecierpliwie
naszego systematu, lecz wszystka nadzieja zosta�a omylona. Stary
intrygant ogarn�wszy w�adz�, rozdzieli� j� mi�dzy Kaliszan�w, gdy�
na to, co mu da�a noc 15 (sierpnia) imieniem ludu, chcia� zyska�
sankcy� od sejmu, ani jednego warunku nie dotrzymuj�c rewolucyi.
Zaliwskiego pod marnym pozorem z stolicy oddali�, komend� gwardyi
narodowej da� �ubie�skiemu (Piotrowi). Chrzanowskiego,
najpodlejszego z genera��w, utrzyma� na gubernatorstwie, proch�w
nie pod�o�y�, barykad nie umocowa�, �adnego nawet rozporz�dzenia
nie zrobi� do obrony ulic i dom�w, (a przecie�) Warszawa powinna
by� drug� Saragoss�. Ale co gorsza, pod pozorem opatrzenia stolicy
w �ywno�� wyprawi� Ramoryna* (* Girolamo Ramorino, gen. dywizji. W
najnowszych pracach historycznych stosuje si� �e�sk� odmian� jego
nazwiska: Ramorino - Ramoriny. W tekstach wcze�niejszych u�ywano
tak�e odmiany m�skiej: Ramorino - Ramorina.) z najlepsz� piechot�
w liczbie 18 000 i najdzielniejszymi pu�kami jazdy. Ludu nie
uzbroi�, mostu zwini�tego na placu Broni nie kaza� przenie�� na
Prag� na przypadek rejterady; m�odych rewolucyonist�w, �eby mu nie
zawadzali, stara� si� oddali�... M�g��eby Krukowiecki tak
post�powa�, gdyby u rz�du znajdowali si� ludzie rewolucyjni?...
Byliby�my go kazali powiesi� lub rozstrzela�, gdyby by�
czemkolwiek publiczn� spraw� narazi� na niebezpiecze�stwo.
Paskiewicz by�by nigdy nie zdoby� Warszawy albo by�by si�
zagrzeba� w gruzach tego miasta razem z ca�� jego ludno�ci�".
Rozczarowanie Mochnackiego, Zwierkowskiego i innych przyw�dc�w
klubowych by�o z ich punktu widzenia a� nadto uzasadnione.
Krukowiecki po doj�ciu do w�adzy nie patyczkowa� si� z
niewygodnymi sprzymierze�cami. 18 sierpnia, na pierwszym
posiedzeniu nowo ukonstytuowanego rz�du przeforsowa� dekret o
rozwi�zaniu Towarzystwa Patriotycznego. Uwiadomi� o tym stolic�
"policjant kontrrewolucji" gubernator Chrzanowski, gro��c nie
stosuj�cym si� do dekretu "skutkami prawnymi, takimi jak za
d��enie do rozruch�w i buntu". Zerwanie koniunkturalnego sojuszu z
lewic� zgadza�o si� z rzeczywistym �wiatopogl�dem genera�a
prezesa. "By�em przeciw rewolucji - wyzna potem w swoich poufnych
notatkach - bo za m�odu b�d�c �wiadkiem z bliska rewolucji
francuskiej i jej arcyzbrodni i okrucie�stw (uczestniczy� w
wojnach przeciwko rewolucyjnej Francji jako oficer armii
austriackiej - M.B.), mog�em sobie �atwo wystawi�, co i u nas
dzia� si� b�dzie, je�eli rz�d nie przedsi�we�mie �rodk�w do
uniemo�liwienia jej wybuchni�cia".
W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie dochowa�a si�
litograficzna podobizna Krukowieckiego, zrobiona z natury przez
Jana Nepomucena �yli�skiego, na kr�tko przed wybuchem powstania.
�w �yli�ski musia� by� portrecist� niepo�lednim, gdy� zuchwa�e i
zaczepne spojrzenie Krukowieckiego na portrecie zdaje si� wyra�a�
te wszystkie przywary charakteru, jakie zwykli mu byli przypisywa�
kronikarze znaj�cy go osobi�cie.
Julian Ursyn Niemcewicz ustami jednego z bohater�w swojej nie
wydanej powie�ci o powstaniu listopadowym tak oto zn�ca si� nad
Krukowieckim: "widz� w tym cz�owieku zgub� Ojczyzny naszej, ca�ego
dzie�a naszego, patrzaj, jakie on ma bladoniebieskie, jaskrawe,
biegaj�ce oczy; takie w�a�nie mia�a Katarzyna II, takie pod�ug
portret�w mieli Zebrzydowski, Radziejowski i wielu innych
wichrzycieli, kt�rych w d�ugim �yciu swoim sam zna�em. Ludzie tacy
zamiast szlachetnej ambicji, maj� niepohamowan� osobist� pr�no��,
zamiast prawdziwego m�stwa - junakieri�, zamiast mi�o�ci dobra
publicznego - wy��czn� mi�o�� siebie samych, l�kam si�, �e ten
cz�owiek zgubi nas".
Literacka charakterystyka Niemcewicza przystaje do wielu fakt�w z
�ycia Krukowieckiego. Jeden z najstarszych genera��w polskich
uwa�any by� w armii za niepoprawnego intryganta, cz�owieka
k��tliwego i wyj�tkowego burd� (mia� podobno na swoim rachunku
przesz�o pi��dziesi�t pojedynk�w). Musia� te� by� niezgorszym
warcho�em, skoro z dokumentacji samego tylko powstania
listopadowego wiadomo, �e oskar�ano go dwukrotnie o niewykonanie
rozkaz�w. Ch�opicki po bitwie grochowskiej g�osi� wszem wobec, �e
nale�a�oby go powiesi�; Skrzynecki po Ostro��ce chcia� go odda�
pod s�d. W pierwszym wypadku uratowa�o go zej�cie eks-dyktatora ze
sceny publicznej; w drugim - wstawiennictwo prezesa Rz�du
Narodowego ksi�cia Czartoryskiego. O nienasyconej pr�no�ci i
niezdrowych ambicjach Krukowieckiego najlepiej �wiadczy metoda,
jak� wyszanta�owa� by� sobie po Grochowie stopie� genera�a broni.
Pami�tnikarz Leon Sapieha zarzuca nowemu w�adcy, �e po obj�ciu
prezesury w rz�dzie "ma�powa�" w stosunkach z podw�adnymi spos�b
m�wienia i bycia... cesarza Miko�aja.
Ale by�y te� w biografii Krukowieckiego fakty inne - przemawiaj�ce
na jego korzy��, jednaj�ce mu opini� "honorowego cz�owieka i
prawego Polaka". W pierwszych latach Kr�lestwa Kongresowego - na
jednej z parad, prowadzonych przez w.ksi�cia Konstantego -
zapytany przez rosyjskiego genera�a Essakowa, dlaczego wyst�puje
bez order�w, Krukowiecki wypali� impetycznie: "Po co mnie order?
Albo ja szelma? Albo ja szpieg, �eby mnie cesarz dawa� ordery? Ja
nic takiego nie pope�ni�em, abym na to zas�u�y�". Rozmowa mia�a
wielu �wiadk�w i narazi�a go na prze�ladowania ze strony wielkiego
ksi�cia Konstantego. W owym czasie trudno by�o o lepszy patent na
patriotyzm. Uczuciowi i dumni warszawianie nigdy Krukowieckiemu
tego "postawienia si�" nie zapomnieli. Nie zaszkodzi�o mu nawet
to, �e w latach nast�pnych pojawia� si� na placu Saskim ju� z
nieodzownym dla genera�a Kr�lestwa Kongresowego orderem Stanis�awa
drugiej klasy.
Blisko czteromiesi�czne rz�dy gubernatorskie Krukowieckiego w
powsta�czej stolicy r�wnie� zapisa�y si� dobrze w pami�ci
spo�ecze�stwa. "Mianowany gubernatorem Warszawy rozwin�� on
nadzwyczajn� energi� i odda� sprawie powstania wielkie us�ugi -
�wiadczy August Soko�owski. - Bezwzgl�dny w post�powaniu, w
obej�ciu szorstki, w pe�nieniu swoich obowi�zk�w gorliwy, w
pracowito�ci niezmordowany, zaprowadzi� Krukowiecki w gwarnej
stolicy w kr�tkim czasie wzorowy �ad i porz�dek". Podobnie ocenia
gubernatorskie zas�ugi Krukowieckiego niech�tny mu w zasadzie
kronikarz i uczestnik powstania genera� Klemens Ko�aczkowski:
"Usta�a anarchia panuj�ca w mie�cie; umilk� zgie�k na ulicach;
Honoratka odroczy�a swoje schadzki; dziennikarze zacz�li si� w
pismach swoich miarkowa�; kluby zaprzesta�y swoich nami�tnych
pogr�ek. Wkr�tce znikn�a z bruku warszawskiego ta zgraja
oficer�w bez s�u�by, go�ci kawiar� i miejsc publicznych,
Krukowiecki wyp�oszy� ich wszystkich do pu�k�w. Zak�ady pod jego
okiem ros�y widocznie. Co dzie� oddzia�y dobrze umundurowane i
uzbrojone, po odbytej inspekcyi przez gubernatora, wychodzi�y do
swoich korpus�w. Nic nie usz�o baczno�ci Krukowieckiego: szpitale,
magazyny �ywno�ci, okopy, policya, dzienniki, tajne schadzki
rewolucyonist�w by�y przedmiotem jego uwagi. �elazny ten cz�owiek
nie spa� ani we dnie, ani w nocy; wsz�dzie by�, wsz�dzie
zarz�dza�, wszystko s�ysza�, wszystko widzia�". W wiele lat
p�niej inny kronikarz powstania, cz�onek sejmu powsta�czego,
pose� Wincenty Che�micki, napisze: "Krukowiecki by� ambitnym i
zarozumia�ym, ale by� prawym Polakiem i gdyby z pocz�tku jemu
powierzono spraw�, inaczej by posz�o". "W ka�dym razie tyle jest
pewnym - doda do tego historyk Soko�owski - �e przy swojej
ruchliwo�ci nie by�by zaspa� wyprawy iga�skiej ani nie wypu�ci�
gwardyi pod �niadowem" Po odej�ciu z gubernatorstwa, w wyniku
ostrego zatargu ze Skrzyneckim, sta� si� Krukowiecki jednym z
m��w opatrzno�ciowych opozycji. Ze swej strony przyczynia� si� do
gruntowania takiej opinii, rozg�aszaj�c szeroko po Warszawie
(zgodnie zreszt� z prawd�), �e "po bitwie ostro��ckiej uczyni�
przedstawienie do Rz�du, w kt�rym podda� surowej krytyce
niedo��ne post�powanie Naczelnego Wodza". Razem z odsuni�tymi od
dowodzenia genera�ami Umi�skim i Pr�dzy�skim, dymisjonowany
gubernator warszawski zaczyna by� przez fame powszechn� zaliczany
do tzw. "frondy generalskiej", sprzysi�onej przeciwko
Skrzyneckiemu. Za po�rednictwem Maurycego Mochnackiego, kt�ry zna
Krukowieckiego od dawna, nawi�zuje z nim sekretne kontakty
Towarzystwo Patriotyczne.
Walenty Zwierkowski w swoim Rysie powstania daje obszerny i
plastyczny przegl�d wydarze� w dniach 16 i 17 sierpnia - kiedy to
rozegra�a si� dramatyczna walka o najwy�sz� w�adz� w powstaniu
mi�dzy dwoma genera�ami: naczelnym wodzem armii i gubernatorem
wojennym stolicy. Jeszcze raz ods�aniaj� si� kulisy niedosz�ego do
skutku wojskowego zamachu stanu, ale od innej strony, ni� ukazywa�
je wsp�organizator zamachu Pawe� Popiel.
"Arystokracja rozradowana, przeznaczeni przez Dembi�skiego
wykonywacze plan�w w obozie u�o�onych rozbiegli si� po ulicach -
relacjonuje Walenty Zwierkowski. - Naczelnie maj�cy egzekucj�
polece� nowego wodza spe�nia� gen. Chrzanowski ju� by� w
Warszawie, ju� na gubernatora sprowadzony, aby Krukowieckiego
zast�pi�. Chrzanowski z polecenia wodza �apie r�ne osoby
spokojnie po ulicach chodz�ce, a mianowicie: cz�onk�w Klubu,
wiceprezes�w, kt�rych uj�� mo�e, delegowanych z Klubu do rz�du i
wszelkie osoby, kt�re post�powaniem swoim zas�u�y�y na niech��
Skrzyneckiego lub jego spadkobiercy, kt�re pismami �mia�y
dyplomacj� obrazi�, kt�re za naczelnik�w lub inspirator�w ocenione
zosta�y...
Otoczony �o�nierzami, z�apawszy Pu�askiego na ulicy prowadzi� go
do pa�acu Namiestnik�w dla pokazania konaj�cej w�adzy rz�du, �e
tej ju� nie szanuje, i dla zaprezentowania swemu wodzowi wa�nego
je�ca, wielkiej zdobyczy!...
[...] Lud szemrze, zaczyna si� zbiera�, wielu wchodzi w rozmow� z
�o�nierzami. Oficerowie w Warszawie b�d�cy opowiadaj� kolegom
s�u�b� robi�cym rzecz ca�� i wyprowadzaj� ich z b��du, �e to nie
duchy moskiewskie dzia�a�y (jak g�osi� genera� Dembi�ski), ale lud
szpieg�w o zdrad� pos�dzonych powiesza�, �e to dyplomacja, system
wodz�w, arystokracji i s�abo�� rz�du zmusi�y do tego. �o�nierz
zar�cza, �e s�ucha rozkazu starszych, ale przelewa� krwi bratniej,
gdyby mu nawet rozkazano, nie my�li, a szmer pomi�dzy wojskiem
wzrastaj�cy staje si� powodem, �e do rozstawionych posterunk�w nie
pozwalano zbli�a� si� ludowi, lecz w przekonanie �o�nierza wpoi�
ju� lud, co chcia�..."
I dalej: "Po zaaresztowaniu wielu os�b [...] Dembi�ski ju� mniema,
�e wszystko ogarn��, odgra�a wielu osobom, mianowicie
Krukowieckiemu nieobecnemu, kt�rego mniema�, �e ju� usun��,
zast�puj�c go Chrzanowskim. Nareszcie wobec rz�du Lelewelowi
odgra�a i pe�ne grubia�stwa wyrazy na niego wyrzeka, co obra�a
koleg�w, a szczeg�lnie Niemojowskiego (Wincentego), kt�ry daje
uczu� Dembi�skiemu, �e ci, co go nominowali, s� wy�si od niego,
winien dla nich uszanowanie i uleg�o��, a je�eli arbitralno��
jednych gani, sam nie powinien podobnie post�powa�; ale Dembi�ski
zaczyna i Kaliszanom wyrzuty robi�, co obra�a nawet prezesa:
wtenczas wszyscy do sk�adu rz�du nale��cy wzi�li w obron� koleg�w,
co Dembi�skiego zmusi�o do milczenia, lecz oddalaj�c si� z sali
obrad, uda� si� do swego gabinetu dla egzekucji plan�w, z kt�rymi
si� ju� nie tai�, dla pisania odezw dyktatorialnych itp. ..."
Ale oto po oddaleniu si� genera�a Dembi�skiego wkracza na scen�
legalny gubernator Warszawy genera� Krukowiecki (oficjaln�
nominacj� na gubernatora odebra� Krukowiecki od rz�du 16 sierpnia,
we wczesnych godzinach rannych):
"Krukowiecki, widz�c, co si� dzieje, rozstawiwszy stra�e,
zapewniwszy si� o sprzyjaniu za�ogi i ludu, wzmocniwszy
nieznacznie stra� w Zamku, przyby� do Izby Poselskiej z synkiem
ma�ym, lecz ci�gle doniesienia odbiera�, �ledz�c bezustannie
czynno�ci Dembi�skiego. Wystawia� on (Krukowiecki) i przesadza�
nawet doniesienia, aby zastraszy� sejmuj�cych, donosz�c o planach
swego przeciwnika, o odgra�aniu si� jego nawet pos�om, co
nareszcie i przybywaj�cy naoczni �wiadkowie potwierdzili,
roznosz�c trwog�, �e nawet si�� zbrojn� chce wszystko dzia�a�, �e
my�li o dyktaturze, o rozp�dzeniu Sejmu, �e dzia�a nawet na
Krakowskim Przedmie�ciu zatoczone dla poparcia plan�w. Obok tego
Krukowiecki zar�cza�, �e on tylko Sejm wesprze, �e dlatego tu
przyby�, i� wie, �e garnizon ca�y us�ucha raczej, co Sejm rozka�e
i gubernator, i dow�dca Gwardii Narodowej [...]
Tymczasem Rz�d Narodowy odczytuje przed po��czonymi Izbami swoj�
dymisj�, i Sejm przechodzi do obrad nad form� i wyborem nowych
w�adz. W wyniku za�artej dyskusji w�adza przysz�ego rz�du "w celu
nadania wi�kszej spr�ysto�ci (jego) dzia�aniom" wzmacnia si� i
koncentruje. Wszystkie uprawnienia dotychczasowego pi�ciog�owego
Rz�du Narodowego przej�� maj� na jednego prezesa, kt�ry rz�dzi�
b�dzie w radzie odpowiedzialnych przed nim ministr�w. Jedynie
prezesowi b�d� zast�puj�cemu go wiceprezesowi przys�ugiwa� b�dzie
w rz�dzie g�os stanowczy, ministrowie zachowaj� tylko g�osy
doradcze. Do kompetencji nowego prezesa nale�e� b�dzie: mianowanie
i odwo�ywanie wiceprezesa rz�du oraz sze�ciu ministr�w
wydzia�owych, mianowanie i odwo�ywanie wodza si� zbrojnych oraz
prawo �aski. B�dzie to wi�c w�adza r�wna kr�lewskiej, prawie �e
dyktatorska. Podobnej reformy domagali si� po Ostro��ce
konserwaty�ci spod znaku Czartoryskiego i Skrzyneckiego - teraz ma
ona uderzy� w�a�nie w ob�z zachowawczy. Komisje sejmowe wysuwaj�
trzech kandydat�w na stanowisko prezesa rz�du: marsza�ka
W�adys�awa Ostrowskiego, Bonawentur� Niemojowskiego, genera�a
gubernatora Jana hr. Krukowieckiego.
G�osowanie przebiega w warunkach osobliwych. Konserwaty�ci, nie
�ycz�c sobie mie� prezesem rz�du ani Niemojowskiego, ani
Krukowieckiego, zamierzaj� demonstracyjnie g�osowa� na popularnego
marsza�ka sejmu. Ale W�adys�aw Ostrowski nawet s�ysze� nie chce o
rz�dowych zaszczytach. A �e z pos�em wartskim Bonawentur�
Niemojowskim ma dosy� k�opot�w na co dzie� w sejmie, wi�c opowiada
si� za Krukowieckim. Chodzi przecie� o to, aby na czele w�adzy
wykonawczej stan�� kto� zdecydowany i energiczny - mog�cy si�
przeciwstawi� dyktatorskim zakusom Dembi�skiego. Kr��y wi�c zacny
marsza�ek Izby Poselskiej mi�dzy wotuj�cymi senatorami i pos�ami i
nak�ania ich do g�osowania na "mocnego cz�owieka", szepcz�c
ka�demu w ucho, jak na jakiej� dziecinnej zabawie:
"kru-kru...kru-kru...kru-kru!... - W ostatecznym wyniku
g�osowania, zdecydowan� wi�kszo�ci� 80 g�os�w - na prezesa Rz�du
Narodowego wybrany zostaje wojenny gubernator Warszawy Jan hrabia
Krukowiecki.
Po przyj�ciu wyboru nowy prezes rz�du wyg�osi� do izb po��czonych
sejmu kr�tkie przem�wienie intronizacyjne:
"Wyb�r m�j na naczelnika Rz�du Narodowego wskazuje mi, �e
Reprezentanci Narodu wymagaj� od Rz�du spr�ysto�ci i porz�dku,
kt�rych potrzeba tak bole�nie nam si� uczu� da�a i �e tego ode
mnie oczekuj�. Mog� zapewni� Izby zjednoczone, �e u�yj� tych dw�ch
�rodk�w w ca�ej ich sile na wstrzymanie i zniszczenie wszelkich
zamach�w rzeczy publicznej szkodliwych, pod jakimkolwiek by one,
cho� patriotycznem, objawia�y si� nazwiskiem. Reprezentanci
Narodu! Nie dzi�kuj� Wam teraz za dow�d zaufania, jakie pok�adacie
we mnie, �o�nierzu osiwia�ym pod broni�, ale ma�o obeznany z
tera�niejszymi memi obowi�zkami b�d� si� stara� gorliwo�ci�
zape�ni� to, co na zdatno�ci nie dostaje, a je�eli los pomo�e
pokona� nieprzyjaciela, wtenczas zaufanie po�o�one zostawszy
usprawiedliwionem, dozwoli mi o�wiadczy� moj� wdzi�czno�� Wam,
Reprezentantom Narodu, za zaszczyt, jakim mnie obdarzacie".
Przem�wienie zapowiada�o rz�dy twarde, spr�yste, patriotyczne. O
takich w�a�nie rz�dach marzyli wtedy wszyscy, kt�rym le�a� na
sercu interes powstania. "Jak tylko prezesem obrano Krukowieckiego
- wspomina Zwierkowski - natychmiast ten�e, otoczony wielu
reprezentantami, gwardi� i wojskiem, z honorami w�adzy naczelnej
przechodzi przez ulic� do Pa�acu Rz�dowego, otoczony t�umem ludu
witaj�cego rado�nie nowego w�adc�, stawa w miejsce posiedze�
rz�du. Dembi�ski, dowiedziawszy si�, �e powag� Sejmu zosta�
otoczony Krukowiecki, ulega i wszelkie jego zamiary stanowczo
zniszczone..."
P�nym wieczorem 17 sierpnia rozplakatowano na murach stolicy
pierwsze or�dzie nowego szefa rz�du. Swoje powitanie z narodem
ko�czy� Krukowiecki s�owami:
"Obywatele! Jak w tym dniu staj� przed wami z czystym sumieniem,
jedn� my�l� zaj�ty: odkupienia si� krwi� moj� i wasz� zbawienia
ojczyzny, tak spokojny po uko�czeniu dzie�a oczekiwa� b�d� wyroku
waszego, tak stan� przed potomno�ci� i najsurowszego nie ul�kn�
si� s�du".
Jeszcze tego samego wieczora genera� prezes rozdzieli� teki
ministerialne i obsadzi� najwa�niejsze urz�dy. Na wiceprezesa
Rz�du Narodowego powo�any zosta� pose� wartski Bonawentura
Niemojowski*. (* Pocz�tkowo Krukowiecki proponowa� t� funkcj�
Wincentemu Niemojowskiemu, ale �w, jako wiceprezes poprzedniego
rz�du, w nowym uczestniczy� nie chcia�.) Wi�kszo�� ministerstw
dosta�a si� Kaliszanom b�d� ludziom z nimi zwi�zanymi. Wa�ne
ministerstwo Skarbu powierzy� Krukowiecki kasztelanowi Leonowi
Dembowskiemu, "licz�cemu si� do partyi arystokratycznej, zaufanemu
cz�owiekowi prezesa zesz�ego rz�du ksi�cia Czartoryskiego". Nie
maj�ce prawie �adnego znaczenia podczas wojny, ministerstwo
o�wiecenia narodowego, "kt�re obsadzano jedynie dla zape�nienia
miejsca", dano na odczepne umiarkowanemu klubi�cie profesorowi
Kajetanowi Garbi�skiemu, "niby pokazuj�c uszanowanie dla
stronnictwa ruchu"*. (* Pe�ny sk�ad nowego rz�du by� nastepuj�cy:
wydzia� interes�w zagranicznych - Teodor Morawski, wydzia� wojny -
gen. Franciszek Morawski, skarb - kasztelan Leon Dembowski,
administracja - kasztelan Gliszczy�ski, wydzia� o�wiecenia - prof.
Garbi�ski, wydzia� sprawiedliwo�ci - kasztelan Lewi�ski.) Kluczowe
stanowisko wojennego gubernatora Warszawy pozostawi� Krukowiecki w
r�kach "policjanta kontrrewolucji", genera�a Wojciecha
Chrzanowskiego.
"Taka kombinacja pomieszania arystokracji i kaliszan niewiele
zapowiada�a dobrego stronnikom ruchu, niewiele robi�a nadziei
zmiany zupe�nej - wzdycha Walenty Zwierkowski - lecz nowy prezes
prawie widzialnym nie by� pocz�tkowo, zawsze powody daj�c
zatrudnienia wielkiego po wzi�ciu ci�aru ogromnego na sw�
odpowiedzialno��, zmuszony b�d�c i wyb�r ministr�w uskutecznia�,
porz�dek w stolicy zaprowadzi�, trudni� si� armi�, a mianowicie
zwraca� baczno�� na nieprzyjaciela; od pierwszego jednak kroku
nowego w�adcy zale�a�o wszystko, a ten po wyborze ministr�w nie
by� w�tpliwy, �e umiarkowane stronnictwo nad wszystkie prze�o�ono,
arystokracji nie obra�ono, stronnictwa ruchu zapomniano, chocia�
go nie �miano wprost z pocz�tku atakowa�. Przewidywano, �e
otaczaj�cy prezesa, kt�rzy g�o�no powstawali na zaburzenie, zechc�
jaki krok przeciwko sprawcom rozruchu przedsi�wzi��, lecz
stronnicy ruchu nie przypuszczali, aby ten, kt�ry go w znacznej
cz�ci wywo�a�, kt�ry korzysta� z zaburzenia, kt�ry wsp�dzia�a�,
aby z�e zburzone zosta�o, m�g� po�wi�ci� dzia�aczy".
"Szwole�er z�ej konduity" nie docenia� wigoru i stanowczo�ci
nowego szefa rz�du. Ju� nast�pnego dnia Krukowiecki zaj�� si�
za�atwianiem dw�ch spraw, kt�re - pozostawione w stanie
dotychczasowym - mog�yby, jak s�dzi�, zagrozi� jego �wie�o
zdobytej w�adzy. Na pierwszy ogie� posz�a rzecz, kt�ra ju� od
dawna le�a�a m�ciwemu genera�owi na w�trobie, nie tylko ze
wzgl�d�w politycznych, ale tak�e - z osobistych. Do naczelnego
wodza armii powsta�czej genera�a Dembi�skiego pow�drowa� list w
sprawie Skrzyneckiego - kr�tki i obel�ywy jak chla�ni�cie batem:
"Ze wzgl�d�w wy�szych, kt�rym musz� ulec, widz� si� zmuszonym
poleci� Panu, by� oznajmi� jenera�owi Skrzyneckiemu, i� obecno�ci
jego w armii d�u�ej znosi� nie mog� i �e przed dniem jutrzejszym
winien j� opu�ci� Hr. Krukowiecki".
Nowy prezes rz�du nie nale�a� do zwierzchnik�w, kt�rych rozkazy
mo�na by�o lekcewa�y�. Kiedy nast�pnego dnia rano doniesiono mu,
�e Skrzynecki jeszcze ci�gle przebywa w g��wnej kwaterze, nie
leni� si� z napisaniem drugiego listu do Dembi�skiego w tonie
jeszcze bardziej kategorycznym:
"Jenerale! Dziwi� si�, i� nie wykona�e� moich rozkaz�w; nie w ten
spos�b przyjmuj� ja pos�usze�stwo. Jenera� Skrzynecki opuszczaj�c
armi� powinien by� pomy�le� o schronieniu i poczyni� potrzebne do
wyjazdu przygotowania. Nie moj� jest rzecz� wyznacza� mu miejsce
pobytu. Rozkazuj� ci, jenerale, natychmiast spe�ni� moje rozkazy i
zarz�dzi� natychmiastowy wyjazd jenera�a Skrzyneckiego, bez
�adnych czu�ych scen, kt�re by by�y nie tylko �miesznymi, lecz
mog�yby nabra� pozoru z�ej woli.
Warszawa 19 sierpnia 1831 roku
Hr. Krukowiecki".
Po tak ostrym napomnieniu Dembi�ski nie m�g� ju� d�u�ej os�ania�
by�ego naczelnego wodza, a swego serdecznego druha. Skrzynecki w
przebraniu lokaja (obawiano si� zamachu na jego �ycie), powr�ci�
do Warszawy i ukrywa� si� tam przez kilkana�cie dni w mieszkaniu
swego przyjaciela Henryka Zabie��y. Potem, na�laduj�c przyk�ad
Ch�opickiego sprzed p� roku, przebrany w liberi� stangreta
Zabie���w, wymkn�� si� do Krakowa.
W dokumentacji powstania listopadowego dochowa� si� przekaz
pami�tnikarski pu�kownika Franciszka z B�ociszewa Gajewskiego,
opisuj�cy dramatyczne spotkanie mi�dzy uciekaj�cym do Krakowa
Skrzyneckim a grup� oficer�w z operuj�cego w wojew�dztwie
krakowskim korpusu partyzanckiego genera�a Samuela R�yckiego.
"U�wiadomiono mnie - wspomina p�k Gajewski, dowodz�cy w tym czasie
stra�� przedni� korpusu - i� zatrzymano przy plac�wce kocz,
zaprz�ony w cztery konie, w kt�rym siedzia� obywatel ��daj�cy
przepuszczenia do Krakowa. Uda�em si� natychmiast do owego
przybysza i ze zdumieniem pozna�em genera�a Skrzyneckiego,
siedz�cego w liberyi na ko�le, w koczu siedzia� nieznajomy mi
obywatel. >>Generale! - zawo�a�em, c� za zmiana, czy mog� w�asnym
oczom wierzy�, i� to jest nasz w�dz?<< - >>Tak jest - odpowiedzia�
mi Skrzynecki. - Ten oto zacny obywatel z nara�eniem w�asnego
�ycia wydoby� mnie z Warszawy i dowi�d� szcz�liwie a� do was!
Gdzie jest genera� R�ycki?<< Powiedzia�em mu, �e znajduje si� o
mil� drogi w Bzinie. Skrzynecki chcia�, abym go pu�ci� w dalsz�
drog�, tego uczyni� nie mog�em, prosi�em go zatem, a�eby zatrzyma�
si� w moim biwaku, i pos�a�em zaraz mojego adiutanta z
doniesieniem do genera�a R�yckiego. Czekaj�c odpowiedzi genera�a,
opowiedzia� mi Skrzynecki, i� od 15 sierpnia ukrywa� si� w
Warszawie przed Krukowieckim, kt�ry wsz�dzie kaza� go szuka�, aby
go po�wi�ci� swej nienawi�ci. Po kapitulacji miasta skorzysta� z
pierwszych chwil nie�adu i zam�tu, aby wyjecha� w liberyi pod
opiek� owego obywatela - tutaj obecnego (�a�uj�, �e nie
spami�ta�em nazwiska).
Genera� R�ycki przyby� niebawem do biwaku mego, a z nim sztab
jego, oczywi�cie zdj�ty ciekawo�ci� zobaczenia dawnego naczelnego
wodza, dzi� uchodz�cego w liberyi przed osobistym nieprzyjacielem
i przed wrogami narodu. Rozmowa toczy�a si� cz�ciowo po polsku,
cz�ciowo w j�zyku francuskim - tak jak j� tutaj podaj�. Pierwszy
po przywitaniu przem�wi� Skrzynecki: >>Dziwn� zmian� spostrzegasz
w mojej osobie, generale, wszak�e smutne koleje sprawy narodowej
przechodz� i na osoby pojedyncze. ��dam i prosz� o wolny przejazd
do Kielc, gdzie obecnie znajduje si� ks. Adam Czartoryski<<.
R�ycki: >>Z rado�ci� witam genera�a po szcz�liwej przeprawie
po�r�d nieprzyjaci�. Zaiste, smutne koleje nasze, bo nie wolno mi
ju� w�tpi� o upadku Warszawy. Nie mog� genera�a tak samego bez
zas�ony pu�ci�, �atwo m�g�by wpa�� w r�ce patroli
nieprzyjacielskich, pozwolisz zatem, a�ebym dla eskorty
wykomenderowa� szwadron Krakus�w<<.
Skrzynecki: >>Nie przyjmuj� �adnej eskorty; wiadomo mi, �e
Rydygier nieczynnie stoi a� do powrotu wys�anego z waszego korpusu
oficera, nie mam zatem czego obawia� si�<<.
R�ycki: >>M�j obowi�zek strzec genera�a od wszelkiego mo�liwego
przypadku, wybacz zatem, je�eli pod tym wzgl�dem nie us�ucham go i
eskort� dodam<<.
Skrzynecki: >>Innemi s�owy, aresztujesz mnie i pod stra��
odsy�asz. Powiedz wyra�nie, a nie b�d� si� dalej opiera�. A quoi
bon des jeux de mots. Vous pouvez faire de moi ce qu'il vous
plaira<< (Nie ma co si� bawi� w s�owa. Mo�e pan zrobi� ze mn�, co
si� panu podoba).
R�ycki: >>General, il ne s'agit pas de vous arreter, c'est pour
votre securite personelle que je desire vous donner une escorte<<.
(Generale, nie chodzi o aresztowanie pana, pragn� przydzieli� panu
eskort� jedynie dla pa�skiego bezpiecze�stwa osobistego)
Skrzynecki: >>Ma securite! Mais je suis parmi mes compagnons
d'armes, je me trouve dans un camp polonais et ma conscience ne me
reproche pas de les avoir memes a la perte<<. (Moje
bezpiecze�stwo! Wszak jestem mi�dzy mymi towarzyszami broni w
polskim obozie, a moje sumienie nie wyrzuca mi, �e doprowadzi�em
do zguby)
Wielhorski, major od in�ynier�w przy sztabie R�yckiego, rzek�:
>>Odzywam si� imieniem ca�ego wojska. Niestety, generale, ty�
przyczyn� naszej zguby; nieszcz�liwy up�r tw�j wobec wszystkich
rad genera�a Pr�dzy�skiego, nieszcz�liwa bezczynno�� Twoja
zgubi�a nas. My wszyscy tu przytomni oskar�amy ci� wobec �wiata i
przed najdalszemi pokoleniami, �e� to ty zgubi� spraw� narodow�,
�e� zawi�d� zaufanie, w tobie po�o�one, �e� to ty jedynie, a
bynajmniej nie przewa�aj�ca si�a Moskali, doprowadzi� nas do
utraty ojczyzny. W nast�pnych pokoleniach przeklina� b�d� ci�
wszyscy Polacy<<.
>>Prawda, prawda<< - zawo�ali wszyscy przytomni oficerowie.
Obr�ciwszy si� dumnie do nich Skrzynecki odpowiedzia�: Messieurs,
vous n'etes pas competents pour juger ma conduite<< (Panowie nie
s� kompetentni do os�dzania mego post�powania) Genera� R�ycki,
obawiaj�c si� jeszcze wi�kszego wybuchu rozj�trzonych oficer�w,
pozwoli� Skrzyneckiemu odjecha�, z czego natychmiast skorzysta�,
oddalaj�c si� spiesznie w�r�d z�orzeczenia wszystkich zebranych."
Jednocze�nie z za�atwieniem sprawy Skrzyneckiego "za�atwi�"
Krukowiecki (jak ju� o tym by�a mowa) swoich niedawnych
sprzymierze�c�w z Towarzystwa Patriotycznego.
"Gubernator nowy (gen. Chrzanowski) z polecenia prezesa, czyli
Rady Ministr�w - brzmi relacja Zwierkowskiego - wydaje polecenia
zamkni�cia Klubu, zatamowania objawiania g�o�no opinii publicznej.
Na ka�dy wyrzut prezes znajomym odpowiada, �e tak rada
postanowi�a, kt�r� dodan� przez ustaw� sejmow� maj�c, musi
mena�owa� i do decyzji wi�kszo�ci stosowa� si�. Gubernator
o�wiadcza, i� gdyby tajne schadzki odbywa�y si�, nale��cy do nich,
jako d���cy do rozruch�w i buntu, karani zostan�. Prezes raz
rzuciwszy si� w obj�cia stronnictwa umiarkowanego, nie tylko �e
wszystko chcia� wed�ug ich systemu robi�, ale nadto zamkni�cie
Klubu uwa�a� za niezmiernie dogadzaj�ce swym widokom, bo przez to
tamowa� rozbi�r swego post�powania, zagradza� drog� przypomnieniu
zar�cze�, a nawet unika� wyrzut�w, kt�re by jaki� klubista w
zapale uczyni� lub wyrok sw�j pot�piaj�cy na najwy�szego w kraju
urz�dnika powa�y� si� proponowa�".
Ale Krukowiecki zmierza� do utrzymania za wszelk� cen� r�wno�ci
stronnictw, bo tylko ona mog�a mu zapewni� pe�ni� w�adzy. Nie
chcia� wi�c odstr�cza� od siebie ca�kowicie stronnictwa ruchu. W
kilka dni po rozwi�zaniu Klubu Patriotycznego czterej jego wybitni
dzia�acze powo�ani zostali na wa�ne stanowiska. G��wny obok
Wysockiego "bohater listopada", podpu�kownik J�zef Zaliwski
otrzyma� nominacj� na dow�dc� Stra�y Bezpiecze�stwa, Ksawery
Bronikowski - na wiceprezydenta Warszawy i zwierzchnika policji
miejskiej, Ignacy Romuald P�u�a�ski (dotychczasowy sekretarz
Komitetu Rozpoznawczego) - na szefa wywiadu, w miejsce usuni�tego
z tego stanowiska eks-szwole�era genera�a J�zefa hrabiego
Za�uskiego (ta zreszt� zmiana okaza�a si� w skutkach jak
najfatalniejsza); adiutantem przy swojej osobie mianowa� genera�
prezes Tadeusza Szymona Kr�powieckiego (opowiadano w zwi�zku z t�
ostatni� nominacj�, �e Kr�powiecki mia� polecenie zasztyletowa�
Krukowieckiego w razie jego "nierewolucyjnego" dzia�ania;
p�niejsza praktyka wykaza�a jednak, �e nie Kr�powiecki
kontrolowa� Krukowieckiego, lecz Krukowiecki - Kr�powieckiego).
Najwa�niejsze by�y oczywi�cie nominacje Zaliwskiego i
Bronikowskiego, ale dzia�alno�� tych dw�ch "m��w listopada"
zosta�a przez Krukowieckiego ca�kowicie sparali�owana przez
podporz�dkowanie jej "policjantowi kontrrewolucji", gubernatorowi
Chrzanowskiemu. Na takich w�a�nie posuni�ciach polega�a polityka
r�wnowagi stosowana przez nowego prezesa.
Po obj�ciu stanowiska podpu�kownik Zaliwski wystosowa� or�dzie do
ludu Warszawy. Odezwa ta, z powodu zdecydowanie radykalnych
akcent�w, musia�a si� Zwierkowskiemu podoba�, bo w swoich pismach
przytacza j� w ca�o�ci:
"Powo�any wol� prezesa Rz�du Narodowego na naczelnika Stra�y
Bezpiecze�stwa miasta Warszawy - rekomendowa� si� Zaliwski -
�mia�o ten urz�d przyjmuj�, znaj�c szlachetny zapa� i po�wi�cenie
si� tutejszych mieszka�c�w, kt�rzy przej�ci zgroz� na widok
zbli�aj�cego si� t�umu s�u�alc�w dzikiego despoty, dla pomno�enia
niewolnik�w swemu panu, �mia�o wyrzekli, jak wolnym ludom
przystoi: umrze� lub zwyci�y�, a�eby sromoty nie zostawi� w
spu�ci�nie swym dzieciom, kt�re by za to ci�kie przekle�stwa na
groby nasze rzuca�y. Czuj� a� nadto, co mo�e dokona� porwana
jakakolwiek bro� w r�ku broni�cych swych praw, a zarazem praw
wszystkich lud�w, i nic mnie bardziej nie pociesza jak to, �e mog�
wsp�lnie walczy� z tymi, kt�rzy swe szczup�e mienie nabyte cnot� i
prac� zas�aniaj� piersiami, a�eby je wolnemu potomstwu na wolnej
ziemi przekaza�. Mo�e nikczemne istoty nie przyznaj� nam m�stwa i
ochoty do �wi�tej walki, lecz s� to w�a�nie wrogi nasze, bo kt�,
pytam, wywalczy� swobody w Pary�u, Brukseli i u nas, je�eli nie
lud? Kto pokona� dum� tyran�w, je�eli nie ten, kto w pocie czo�a
pracowa� na kawa�ek chleba? Kt� nareszcie �mie powiedzie�, �e lud
wi�cej sk�onny do rabunku jak do bronienia nieprzyjacielowi
dost�pu (by� to argument, jaki wysuwano przeciwko uzbrojeniu
"stra�y bezpiecze�stwa" - M.B.)? Taki niech spyta si� Francuz�w i
Belgijczyk�w, a ci mu powiedz�, jak z�oto pod�ym sposobem nabyte,
by nim nie skala� r�k do uczciwej pracy nawyk�ych, lud rzuca� w
Sekwan� lub ogie�. Pewny wi�c jestem, �e nie tylko siedziby nasze
i prawa obronimy, ale i s�aw� u �wiata pozyskamy oraz zawstydzimy
wrog�w naszych rzucaj�cych na nas najczarniejsze potwarze. Niech
�yje lud i ojczyzna!
(podpisano) Naczelnik Stra�y Bezpiecze�stwa
J. Zaliwski".
Podobnie jakobi�skich o�wiadcze� ze strony w�adz powsta�czych nie
s�yszano jeszcze nigdy. Warszawskie sfery posiadaj�ce wpad�y w
pop�och.
"Odezwa dow�dcy stra�y uleg�a licznym komentarzom - przyznaje
Zwierkowski - upatrywano w niej jakobinizm, wmawianie w