5874

Szczegóły
Tytuł 5874
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5874 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5874 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5874 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STEFAN �EROMSKI O �O�NIERZU TU�ACZU Dr. Rafa�owi Radziwi��owiczowi przesy�a na pami�tk� Autor. I Skoro �wit, a nim grube mroki poblad�y w dolinie, stukano do drzwi mieszkania, zaj�tego w gospodzie zum B�r na kwater� dow�dcy. Gudin zepchn�� w tej chwili nog� pierzyn�, wyskoczy� z ��ka i rozebrany poszed� drzwi otworzy�. Stan�o w nich i zwolna wesz�o do izby kilku oficer�w w kostyumach, narzuconych niedbale, oraz sier�ant jednej z kompanii trzeciego batalionu. Genera� wlaz� na wysokie pos�anie ��ka, usiad� w kuczki i zwr�ci� si� do sier�anta, kt�ry, wypr�ony jak struna, zgina� kark, �eby nie uszkodzi� pompona przy kapeluszu, zawadzaj�cego o stragarz powa�y niskiego pokoju. - No i jak�e, by�e�? - zapyta�, wycieraj�c oczy. - By�em, obywatelu generale, z sze�cioma lud�mi. Gdzie si� rzeka zakr�ca... - Co rzeka! Widzia�e� ich? zawo�a� porywczo i z niepokojem. - Zdaleka... - Kt� to by�? Szyldwachy.? Widzieli�my szyldwach�w, ale tak�e i regularnych - Gdzie� oni byli? - Kilkunastu �o�nierzy pali�o ogie� przy jeziorach na dole, inni wspinali si� �cie�k�, a na samej g�rze przechadza�o si� kilku szyldwach�w. - Czy was spostrzegli? - Tak, obywatelu generale...- szepn�� sier�ant nie�mia�o. - Widzia�e� schronisko Grimsel-Hospiz? - Nie, obywatelu... - Wi�c gdzie� ty by�e�, u licha, je�eli� nawet tam nie doszed�? - Schronisko musi by� za wa�em. Ten wa� jest jakby grobl� jezior, kt�re tam le�� i kt�re�my zdaleka widzieli. Genera� zamilk� i usi�owa� odnale�� te same punkta na mapie, roz�o�onej obok jego ��ka. Oficerowie, skupieni przy jednym z okien, rozsun�li perkalowe firanki, ale niewiele �wiat�a wesz�o do izby, gdy� brzask jeszcze nie tkn�� cieni�w, schowanych w podw�rzach i zau�kach mi�dzy domostwami.Kto� skrzesa� ognia i zatli� ma�� �wieczk� �ojow�. - Dzi�kuj�... - rzek� Gudin p�g�bkiem, nie podnosz�c g�owy. Po chwili bystro wejrza� na sier�anta i g�o�no, z szyderstwem zawo�a�: - Czy to prawda, co opowiadaj� naoczni �wiadkowie i znawcy, �e te pozycye s� nie do zdobycia? Czy prawd� jest, co powiadaj�, �e nasze francuskie m�stwo nic tu nie poradzi, �e nasz francuski geniusz w kpa si� tu zamieni, �e bia�e Austryaki zarzuc� nas z tych g�r swemi pochy�emi bermycami, - powiedz, R�teau... - To jest miejsce nie do zdobycia - rzek� sier�ant pos�pnie. W grupie oficer�w przemkn�� si� szept bardzo cichy. Genera� zwolna podni�s� g�ow�, i zmierzy� okiem pe�nem nienawi�ci kapitana, stoj�cego we framudze drugiego okna. - Czy pozwolisz mi, obywatelu generale, zada� sier�antowi kilka pyta�? - rzek� ten oficer ze spokojnym u�miechem, w kt�rym zamkni�te by�o jadowite szyderstwo. - Uprzejmie prosz�... - rzek� Gudin. - A wi�c to prawd� jest, co powiadaj�, - zwr�ci� si� kapitan do sier�anta, - �e, stoj�c na Grimsel, nieprzyjaciel zasypa�by nas nie bermycami, ale stosami kamieni? Ze by�by w mo�no�ci n�dznie zat�uc nas,wdzieraj�cych si� pod g�r�, jak niegdy� ch�opi ze Szwycu zgruchotali przodk�w tych bia�ych Austryak�w pod N�fels, z tak� wszak�e r�nic�, �e my szliby�my na g�r� pewni nietylko �mierci, ale tak�e ha�by naszego geniuszu...R�teau! - rzek� kapitan g�o�niej. - Ty wiesz,�e ja si� nie boj�... - S�ysza�em, obywatelu Le Gras, �e pragniesz zada� sier�antowi jakie� tam pytanie... - rzek� Gudin. - Tak. Pragn� mu zada� kilka pyta�. Jak d�ugo szli�cie od miejsca, gdzie si� dolina zw�a - do jezior? - Szli�my - rzek� sier�ant - chyba ze trzy godziny. - Jaka jest na tej przestrzeni szeroko�� doliny? - Ze �cie�ki, po kt�rej szli�my, dorzuca�em w najszerszych miejscach kamieniem do drugiej �ciany w�wozu, a prawie wsz�dzie ca�y sp�d jego zajmuje rzeka. - Wszak prawda, �e w pewnych miejscach �cie�ka idzie na wysoko�ci kilkuset metr�w? - Nie inaczej, obywatelu kapitanie. - �e na tej �cie�ce mo�e obok siebie post�powa� najwy�ej dw�ch ludzi? - Tak jest, obywatelu. - �e zanim w pi�� batalion�w zdo�amy dotrze� do jezior, ju� Austryacy, ukryci za ska�ami mog� wystrzela� po�ow� naszej kolumny, id�cej dw�jkami? - Tak my�l�... - A czy przez szk�a widzia�e� �cie�k�, od jezior prowadz�c� na Grimsel? - Dostrzeg�em j�, obywatelu. I dlatego m�wisz nam, �e miejsce jest nie zdobyte? - Tak jest. Oficer sk�oni� si� genera�owi i rzek� do niego: - O te jedynie szczeg�y rozpyta� si� pragn��em. - Obywatele! - powiedzia� niedbale Gudin, zwracaj�c si� do wszystkich - wyruszamy dzi� i to niezw�ocznie dla zdobycia szturmem przej��: Grimsel, Furka, Gotthard....i Monte Rosa... - szepn�� kapitan Le Gras tak cicho i niewyra�nie, �e te dwa s�owa mog�y bardzo dobrze uchodzi� za kaszel. - Plan operacyi ca�ej wydany zosta� w kwaterze g��wnej. Podpisa� go Massena. Uruchomili�my 27 termidora 30 tysi�cy wojska. Bracia nasi walcz� w tej chwili na �mier� i �ycie. Id� w g�r� Reussu, uderzaj� na przej�cie zum Stein, aby spa�� do doliny Meyen,bij� si� w dolinie Rodanu, a my �mieli�by�my le�e� bezczynnie, tutaj w Gutannen? Zwyci�ymy, czy zginiemy od kamieni, od kul, od bagnet�w, ale p�jdziemy zdobywa� t� g�r�, chocia�by z jej szczytu strzelano do nas piorunami! Z przyjemno�ci� przedstawi�bym wam plan ca�ej naszej wyprawy, ale brak mi czasu. Zanim si� ubior�, chcia�bym wy�o�y� ten plan w obecno�ci,dajmy na to kapitana Le Gras. Mo�e zechce tu r�wnie� zosta� jeszcze podpu�kownik Labruyere... Oficerowie i sier�ant gromadnie wyszli ze stancyi. Gudin zerwa� si� z ��ka i, wdziewaj�c po�piesznie sw�j uniform, rozk�ada� mapy, wskazywa� linie operacyjne pochodu, wyznaczone czerwon� barw� - i szybko wyk�ada�: Wiadomo... - m�wi� - �e arcyksi��e Karol zajmuje swemi wojskami olbrzymi �a�cuch pozycyi: od Simplonu i mie�ciny Brieg w dolinie Rodanti - a� do Zurichu. Ma on do rozporz�dzenia 78 batalion�w piechoty, 85 szwadron�w jazdy, czyli 64.613 �o�nierza i 13.299 koni. Posiada wszystkie przej�cia i wszystkie drogi �rodka Alp, wi�c: Grimsel i Furka, dolin�, Urseren,Teufelsbr�cke, ca�� dolin� Reussu a� do jeziora Czterech Kanton�w wraz z dolinami napoprzek do niej id�cemi, - wi�c z Meyen i z Issi; dalej: - rozd� Szwycu, p�askowzg�rze Einsiedeln z prze��cz� Etzel, dolin� Sililu i Zurich. Uderzamy na nieprzyjaciela ze wszystkich stron, mamy wyprze� go ze wszystkich stanowisk, porozcina� go na grupy, rozerwa� ich ��czno�� i wygna�, - zanim tamci nadci�gn�. Thurrean uderzy na brygad� Straucha w dolinie Vallais, my wst�pimy na Grimsel, wyrzucimy nieprzyjaciela z pozycyi u �r�de� Rodanu i we�miemy go we dwa ognie, a�eby zmuszony by� uchodzi� na w�osk� strone, kt�r�dy mu si� �ywnie podoba. To uczyniwszy, zajmiemy przej�cie Furka, dolin� 32 Urseren, Urnerloch, Teufelsbr�cke i dolin� Reussu. Wiadomo - m�wi�, o�ywiaj�c si� i gwa�townym ruchy wskazuj�c na map�, �e rozstali�my si� w Interkirchen z genera�em Loison i �e ten dzielny cz�owiek poprowadzi� swe dwa bataliony i trzy kompanie w dolin� Gadmen, sk�d ma wst�pi� nad Steinen, wysadzi� nieprzyjaciela z pomi�dzy lod�w i zej�� przez Meyen-Thal do Waasen. Daumas idzie z Engelbergu, a�eby przez Surenen wej�� do w�wozu Reussu. Z czo�a, od Fluelen uderzy na Austryak�w sam Lecourb. Chciejcie� zwa�y�, �e los operacyi od nas zale�y! Je�eli obierzemy Grimsel, to zadajemy cios nieprzyjacielowi w samo serce, bo zdobywamy czworobok, kt�ry tu oznaczy�em czerwon� lini�. Czworobok ten idzie: z Interkirchen do Waasen, z Waasen do Teufelsbr�cke, stamt�d do Furka i Grimsel a z Grimsel do Interkirchen. Dop�ki nieprzyjaciel ma Grimsel i Urseren, - nice�my nie wygrali, mo�e bowiem siedzie� w tych miejscach, jak w fortecy i mie� po��czenie z dolin� Tessinu przez Gotthard, a z Chur przez dolin� Renu. Tymczasem obywatel Le Gras uwa�a wypraw� na zdobycie tej g��wnej pozycyi za co� tak b�ahego, �e �mia� wobec polowy oficer�w kolumny, ba! wobec sier�anta - drwi� ze s��w moich. Gdyby nie to �e dzi� idziemy, powinien bym Ci�, obywatelu, natychmiast skaza� na �mier�... - O!... - mrukn�� Le Gras, Przymykaj�c swe pi�kne oczy. - Tak! - zawo�a� Gudin, - niesubordynacja dosi�g�a takiego stopnia, ze oficerowie drwi� z genera��w, �e pro�ci �o�nierze mrucz�, gdy si� wydaje rozkazy... - Generale! - szepn�� Le Gras, - niesubordynacja idzie jeszcze dalej: �o�nierze nietylko wyrzekaj�, ale nawet nie jedz� po ca�ych dniach. - Ja im w tych g�rach obiadu nie stworz�!... - Oni te� nie licz� na sztuk� stwarzania i w spos�b idylliczny rabuj� szwajcarskie wsie i mie�ciny. Przyszli z jednej i niepodzielnej rzeczypospolitej, mieli przynie�� na ostrzu bagnet�w braterstwo; - inne przysmaki, tymczasem wnie�li tu przemoc i gwa�t, a zostawiaj�, jako �lad swego pochodu, - ruiny i popio�y. C� to uczynili�my z Meiringen, z Interkirchen? - Kogo �miesz pyta�, obywatelu - wrzasn�� Gudin. - Genera�a, kt�ry ma prawo skaza� mi� na �mier� i rozstrzela�. Jestem nieznanym oficerem, jestem tak dalece pozbawionym koligacji, �e nie mam nawet stryja, kt�ryby mi� protegowa�... Istotnie! jestem z mot�ochu. Widziano mi� w�r�d sankiulot�w za dni wrze�niowych. To te�, kiedy genera� brygady Cezar Karol Stefan Gudin de la SablonniSre zapytuje mi�... - Nie odpowiadam na podobne zaczepki! - rzek� dumnie genera�, bokiem odwracaj�c si� do hardego kapitana i wydymaj�c usta. - Nie stryj mnie, proteguje, lecz ja sam siebie! By�em na San Domingo w armii Arden�w pod Ferrandem, by�em w armii p�nocnej i w re�skiej, by�em w Niemczech pod Moreau, krwi� i ranami zdoby�em szlify w dolinie Kintzig... - Kapitan Le Gras pragnie z�o�y� plan operacyi, kt�rej celem jest zdobycie Grimsel - rzek� wolno i ozi�ble podpu�kownik Labruyere, m�czyzna ogromnego wzrostu, z wielk�, wygolon� twarz�, obwis�� doln� warg� i pos�pnie m�drym wyrazem oczu. Milcza� on dot�d, jak gdyby sprzeczk� toczono w j�zyku, kt�rego wcale nie rozumia�, i z wyrazem absolutnej oboj�tno�ci bada� swe paznokcie. - Kapitan Le Gras? - rzek� genera�, pot�nym aktem woli t�umi�c w sobie rozszala�� pasj� i usi�uj�c zagasi� blask nienawi�ci w spojrzeniu.-S�uchani... co za plan? - Wczoraj nad wieczorem - zacz�� m�wi� Le Gras - wracaj�c z rekonesansu, po zbadaniu ca�ej wy�szej cz�ci doliny Hasli, za zbli�eniem si� do wodospadu Handeck, spostrzeg�em ch�opa, kt�ry na zboczu g�ry- kosi� traw�. Da�em znak grenadyerom i zbli�y�em si� na ich czele do podn�a tak ostro�nie, �e Szwajcar nas nie dostrzeg�. Zakomenderowa�em po cichu, i czterech �o�nierzy na cel go wzi�o. W�wczas krzykn��em, rozkazuj�c, �eby schodzi� do nas bez zw�oki. Ch�op oniemia� z przera�enia. Wpr�dce zsun�� si� po stromej pochy�o�ci i stan�� przed nami wyl�k�y. Zacz��em go bada�, sk�d jest i co tam robi�. Jest to gospodarz st�d, z Gutannen, nazywa si� Fahner. Dowiedziawszy si�, �e idziemy z Interkirchen w g�r� Hasli, uciek� pospo�u z innymi mieszka�cami tej wioski z byd�em i dobytkiem - w nagie g�ry. Na zapytanie, gdzie si� obecnie ci mieszka�cy znajduj�, wskaza� mi r�k� jakie� wertepy pod szczytami. W istocie - odg�os dzwonk�w, kt�re pasterze tutejsi przywi�zuj� do szyi kr�w i k�z, s�ysza�em niezmiernie wysoko. Pocz��em �ci�le rozpytywa� tego ch�opa o �cie�ki i drogi g�rskie, gdy� niepodobie�stwem mu si� wydawa�o zdobycie prze��czy od frontu, - jak to ju� raz zreszt� mia�em honor wczoraj zaznaczy� w twojej, obywatelu generale, przytomno�ci. Po d�ugiej indagacji uda�o mi si� wydusi� z niego o�wiadczenie, �e st�d na Grimsel mo�na przej�� nietylko do�em, nietylko brzegiem Aaru, jak tego ��da czerwona linia, ale tak�e i g�r� po szczytach. Wzi�wszy t� okoliczno�� pod uwag� - m�wi� Le Gras - przyszed�em do wniosku, �e zamiast wdzierania si� na prze��cz z do�u, po g�adkich �cianach, w szacie, co prawda, geniuszu francuskiego, ale tak�e w�r�d gradu kul i zepchni�tych urwisk, - mo�e by�oby wygodniej przeby� �a�cuch g�r�, stamt�d niby z ob�oku, zwali� si� na nieprzyjaciela i wzi�� szponami ca�y jego ob�z, jak orlik bierze gniazdo trznadl�w... Gudin usiad� na krzese�ku, przywalony niezmiernym ci�arem tej wiadomo�ci. W gardle mu tak zasch�o, �e nie by� w stanie s�owa przem�wi�. Cierpia� niezno�nie, dostrzegaj�c bez wzniesienia powieki, �e Le Gras patrzy na niego i �e si� od niechcenia, z pob�a�liwo�ci� u�miecha. - Gdzie� jest �w ch�op ? - zapyta� nareszcie dow�dca. - Trzymam go pod stra�� w izbie, przeznaczonej na moj� kwater�. Rozmawiali�my z nim w nocy. W�a�nie podpu�kownik... - Czy istotnie zna �cie�k�, po kt�rej mog�oby przej�� pi�� batalion�w wojska? - M�wi, �e g�ra w pewnem miejscu jest dost�pn�. Jest to, rzecz naturalna, przeprawa ogromnie trudna. Trzeba i�� po lodowcu... - Ach, wi�c tak... - rzek� Gudin, aby tylko co� powiedzie�. - Stamt�d mo�emy odrazu wst�pi� na Furk�, czy zej�� wprost do Urseren. Ch�op zgodzi� si� przeprowadzi� nas a� do Grimsel. Kiedy go pyta�em, jakiejby za to ��da� nagrody, wyrazi� �yczenie. Pragn��by otrzyma� na w�asno�� ��k�, le��c� z prawej strony Aaru u wej�cia do ciasnego Hasli. Nie wiem, czy post�pi�em roztropnie: przyrzek�em mu... - Przewodnik zostanie sowicie wynagrodzony, je�eli zas�u�y. To si� zobaczy... Cokolwiek b�d� i kt�r�dykolwiek, - idziemy - rzek� genera�, przybieraj�c min� t�g�. - W ka�dym razie pragn��bym zobaczy� tego cz�owieka i sam z nim pom�wi�. Za chwil� b�d� panom s�u�y�. Chciejcie obwie�ci� poch�d. Obydwaj projektodawcy opu�cili mieszkanie genera�a i w�r�d t�umu wojska przeszli do obszernej chaty, stoj�cej w pobli�u protestanckiego ko�cio�a. Tam w�a�nie pojmany Fahner siedzia�, strze�ony, jak oko w g�owie przez kilku �o�nierzy. Dwaj oficerowie j�li zadawa� mu nowe pytania, na co Fahner odpowiada� straszliw� francuszczyzn�. Nim zdo�ali poj�� to wszystko, co im prawi�,i zakre�li� na mapie miejscowo�ci, kt�re nazywa�, da�y si� s�ysze� gromkie okrzyki, zwiastuj�ce, �e dow�dca ju� wyszed�. Przerwano tedy rozpraw� i Fahner w otoczeniu �o�nierzy, na kt�rych czele szed� Le Gras, wyprowadzony zosta� z izby. Przede drzwiami hotelu na wybrukowanem wzniesieniu stal Gudin. Pi�ra i szerokie glony na jego tr�jgraniastym kapeluszu, haft na wysokim odwini�tym ko�nierzu i na szerokich k1apach fraka - mimo p�cienia - b�yszcza�y tak uderzaj�co, �e Fahner odrazu pozna� wodza i zdj�� kapelusz. Zdumiewa�a go tylko m�odo�� tego naczelnika. Gudin mi�� lat dwadzie�cia dziewi��. D�ugie w�osy, czarne jak krucze pi�ra, spada�y pier�cieniami na jego ramiona. Pi�kne czarne oczy u�miecha�y si� szczerze do wiarus�w, pozdrawiaj�cych Francj�.Oficerowie tworzy1i szeregi, umieszczaj�c na drodze kompanie ju� gotowe do marszu. Bataliony drugi, czwarty i pi�ty sta�y jeszcze w ��kach. Cz�� pierwszego my�a si� dopiero na brzegu Aaru. �o�nierze czesali swe d�ugie, zakurzone i skud�ane w�osy, wi�zali je w tyle g�owy jedni drugim powr�zkami w harcopfy, prali koszule i niewysuszone k�adli na si� z po�piechem, �atali trzewiki i czy�cili karabiny. Dwa szeregi grenadyer�w ubranych wyci�gn�y si� daleko w op�otki po jednej i po drugiej stronie miasteczka. Czerwone pompony i tr�jkolorowe kokardy na ogromnych czarnych kapeluszach utworzy�y d�ugi szlak barwny; Bia�e sk�rzane pasy od �adownic i pa�asz�w, krzy�uj�ce si� na piersiach �o�nierzy, odbija�y wyra�nie od czarnych chustek i granatowych mundur�w.Ca�a ta kolumna by�a obdarta i wyn�dznia�a. Prawie wszyscy mieli chodaki dziurawe, kamasze bez guzik�w a wystrz�pione, jak mokassiny, spodnie rozmaitej barwy i pochodzenia. Z pod frak�w, wyci�tych na piersiach p�okr�g�o tu� prawie pod klapami, widnia�y zamiast kamizelek brudne koszule. Natomiast ka�dy mia� guziki na �abotach i w tyle fraka, spinaj�ce zawini�te brzegi p�wyczyszczone ceg�� na czysto. Gudin w towarzystwie kilku oficer�w przeszed� wzd�u� szeregu, a p�niej skierowa� si� ku domostwu,w kt�rego drzwiach sta� Le Gras z Fahnerem. - Oto jest przewodnik, generale - rzek� kapitan,rozsuwaj�c �o�nierzy. Dow�dca zobaczy� przed sob� m�czyzn� wielkiego wzrostu z r�koma i stopami kolosalnych rozmiar�w. Rudawy zarost okrywa� policzki tego ch�opa a� prawie do samych powiek, dawno niestrzy�one w�osy stercza�y na jego wielkiej g�owie, jak p�ki trzciny. Du�e, �agodne, siwe oczy spogl�da�y na dow�dc� ciekawie, oczy potomka Norman�w, kt�rzy, wed�ug legendy, przyszli ze Skandynawii, osiedli w Haslithal i zbudowali jej ma�e mie�ciny. Fahner mia� na sobie podarty kusy spencerek,brudn� koszul� i kr�tkie zgrzebne spodnie. Na nogach mia� trepy wystrugane z drzewa, bez przyszwy, podbite szeregiem �wiek�w z ogromnymi �bami a przywi�zane do stopy sznurkami. - Czy jest droga st�d na Grimsel, opr�cz id�cej w g��bi doliny? - zapyta� Gudin. Droga?... Nie, drogi niema. - A wszak�e m�wi�e�, �e, przej�� mo�na? - Przej�� mo�na - odpowiedzia� Fahner. - Tak, przej�� mo�na. - Gdzie� jest to przej�cie? - Tam... - rzek� ch�op, wysuwaj�c si� naprz�d i wskazuj�c najbli�szy szczyt po lewej r�ce od Gutannen. A�eby zobaczy� t� drog�, wszyscy musieli zadrze� g�owy. - Czy s�dzisz, �e tamt�dy mo�e przej�� ca�a nasza kolumna? - Czy mo�e? Ca�a kolumna? Dlaczeg�by nie mog�a przej�� ca�a kolumna? Dobrze m�wi�: ca�a kolumna... Tam przejdzie ka�dy, kto zna drog�. Kto nie zna i kto jest s�aby - ten idzie do�em, a p�niej obok jezior. Komu pilno do Realp, do Hospenthal, albo do Andermatt, taki idzie przez t� wysok� drog�. Kto zna miejsce, bo kto jest s�aby w r�kach albo w nogach... - A ty znasz j�, obywatelu? - Czy ja znam t� drog�? No tak, ja j� znam, t� drog�. Ja tam chodz�, jak ka�dy inny w Hasli. Teraz �niegi ju� zesz�y, lawiny w tem miejscu si� nie trafiaj�. Dlaczeg�? przej�� mo�na, kto zna drog� i kto jest silny... Od wodospadu p�jdzie si� na lewo do Gelmersee... - Czy z Grimsel nie dostrzeg� nas, gdyby�my szli tamt�dy ? - Z Grimsel? Czy dostrzeg�? Jak�e to mo�na zobaczy� takiego, co idzie g�rami? Nie, nie dostrzeg� z Grimsel... Genera� zamy�li� si� i, nie spojrzawszy ju� na Fahnera, odszed� do swej kwatery. Niebawem kaza� sobie poda� konia. W�wczas ju� oddzia�y wojska t�oczy�y si� w op�otkach, zd��aj�c na po�udnie od Gtutannen w g�r� Aaru. Dwa bataliony sz�y w nie�adzie z nad rzeki ku drodze wprost przez ��k�, wbijaj�c w ziemi� wyhodowane trawy i male�kie dzia�ki �yta, kt�re dnia tego 14 sierpnia, sta�o jeszcze niedojrza�e. Na ��kach i na podsieniu g�rskim le�a� mrok g��boki, ale ju� granatowy. Wy�ej by� rozkoszny, ciemny b��kit, przez kt�ry przebija�y si� odprys�e promienie i pada�y na ukos od szczyt�w niezmiernych krzesanic N�gelisgr�tli a� do p�nocnego ko�ca szerokiej doliny. Te dr��ce, p�jasne smugi podobne by�y do strun jakiej� niezmiernej liry. Same czuby turni sta�y ju� w ogniu s�onecznym. Lasy u podn�a g�r, ledwo w mroku widzialne, siklawy, jak bia�e nitki wij�ce si� mi�dzy ska�ami, dziwne barwy i szerokie powietrze zimnego poranku nape�nia�y serca �o�nierzy, oficer�w i wodza szczytn� fantazj�. Kompanie sz�y, jak jeden cz�owiek, mocno, r�wno, spr�y�cie, zostawiaj�c poza sob� spustoszon� wioseczk� o szarych dachach domostw i ob�r. Z ciemnej jego g�stwiny powia� na id�cych ch��d ostro przeci�gaj�cy. S�ycha� te� by�o huk dono�ny. Wkr�tce ko� Gudina zatrzyma� si� na wzniesieniu, jak wysoki stopie� le��cym w dolinie. Wida� by�o stamt�d piany wodospadu, fruwaj�ce mi�dzy kosmatemi i czarnymi jak noc �cianami �wierk�w. M�ody genera� tkn�� konia ostrog� i k�usem dojecha� do brzegu rzeki. Sta� na prost g��wnego koryta ��tawo-burych w�d Aaru, kt�re tam zlatuj� nagle do jamy na siedemdziesi�t metr�w g��bokiej. Z boku do tej samej przepa�ci skacze z tak� furi�, jakby by� strza�em wysadzony z ziemi Aerlenbach, potok srebrzysty, ten, co "wody b��kitnymi spada", wyl�g�y w lodach i jeszcze nie zbrudzony mu�em ziemi. Z rykiem chwytaj� si� za bary te dwie rzeki w g��binie, zmagaj� tam, trzaskaj�c �bami o granit. Z czelu�ci, kt�ra wiekui�cie wzdycha, wypadaj� chmurki wodnego py�u, ogromne banie mg�y ledwie widocznej, ko�ysz� si� i b��dz� nad do�em to tam, to sam, rozsiewaj�c naok� deszcz drobny i sp�ywaj�c po g�azach d�ugimi smugami, jak �zy cienkimi. Ni�ej w kipi�cych pianach siepi� si� potworne k��by, zupe�nie jak nagie cia�a zdychaj�ce w kurczach bole�ci. Gudin mocno zdar� konia i patrza� w dziwn� przepa��. Na widok boju tych pian wspania�ych, my�li jego porzuci�y rzeczywisto��. Wyda�o mu si� przez chwil�, te widzi tam, po�r�d py�u wody znienawidzon� a� do �mierci, chud�, blad� twarz, z d�ugimi kud�ami nieporz�dnej baby i oczami wilka, ko�cist� twarz Bonapartego ze sztychu Hudges'a, czy portretu Guerin'a. Znowu poczu� w sobie ciosy zazdro�ci i zachwytu, nienawi�ci i uwielbienia. S�awa czyn�w chudego Korsykanina nie dawa�a mu chwili spokoju. Ka�dy biuletyn wojny w�oskiej zatruwa� mu pokarm i nap�j, niby kropla jadu. Kiedy Napoleon odp�yn�� do Egiptu, Gudin w skryto�ci ducha i ze dr�eniem serca oczekiwa� wie�ci, �e zgin�� tam, �e zar�ni�ty zosta� ten tygrys, kt�ry poczyna� ju� k�ami i pazurami szarpa� �wiat strupiesza�y. Ale oto w pocz�tkach sierpnia tego, 1799 roku, dosz�a Gudina wiadomo��, �e Korsykanin ma wraca�. I zaraz ta pog�oska przelecia�a nad armiami, jak wrzask wojennej tr�by... Siwy, pi�kny ko� Gudina, po�echtany ostrog�, w podskokach wybieg� z lasu na obszern� ��k�, nisko roz�o�on� u st�p �a�cuch�w g�rskich i zupe�nie podobn� do placu, na kt�rym stoi Gutannen. Tutaj ko�czy�a si� szeroka dolina. W g�r� szed� stamt�d ciasny w�w�z mi�dzy stromymi ska�ami, a na ko�cu jego wida� by�o poprzeczne g�rskie sio�o: Grimsel. Bataliony wojska sta�y ju� uszykowane na tej ��ce i nieruchomo spogl�da�y na wylot szczeliny Hasli i na otaczaj�ce turnie. Z prawej strony wida� by�o dro�yn�, prowadz�c� na prze��cz. By�a to per�, wybrukowana p�askimi g�azami i dobrze ubita. Zbudowano j� w wieku XV, czasu krwawych walk mi�dzy berne�czykami a ch�opstwem z doliny Rodanu, jakie wynika�y zazwyczaj z powodu "600 owiec i 20 koni". Dro�yna sz�a odrazu w g�r�, wysoko nad Aarem, kt�ry wypada z pomi�dzy ska� na ��k�, jak zziajane i �miertelnie poranione zwierz�. Fahner, pod��aj�cy szybko za genera�em, wskazywa� ci�gle r�k� na lewo, gdzie ze szczytu g�ry zlatywa� na samo dno doliny wodospad Gelmerbach. Kapitan Le Gras zbli�y� si� do Gudina i szpad� wskaza� mu kierunek pochodu, m�wi�c: - Zaszed�szy poza �a�cuch tych szczyt�w, znikniemy dla Austryak�w na ca�� dob�. Ujrz� nas a� wtedy, gdy wyjdziemy z za ostatniego, kt�ry tam oto wida�... Twarz jego wyra�a�a niepok�j. Ba� si�, by genera� na z�o�� nie upar� si� i�� dolin� Hasli. - Dwie kompanie pierwszego batalionu - rzek� Gudin wynio�le - udadz� si� natychmiast �cie�k� w g�r� Hasli. Uka�� si� demonstracyjnie nieprzyjacielowi, stocz� z nim utarczk�, je�eli to b�dzie mo�ebne... W oczach kapitana b�ysn�a rado�� i g��boka wdzi�czno��. M�ody dow�dca wykonywa� jego plan i rozwija� go trafnie. - W pobli�u jezior jest na Aarze zerwany mostek kamienny... - szepn�� jeszcze Le Gras nie�mia�o. - W�a�nie... Dwie kompanie pierwszego batalionu zajm� si� ostentacyjnie naprawianiem mostku... -rzek� znowu Gudin z tak� powag�, jak gdyby bardzo dawno my�la� o zerwanym mo�cie, kt�rego reparacja, mo�e s�u�y� za wyborny spos�b ba�amucenia Austryak�w i maskowania czynu istotnego. Po chwili obwie�ci� zgromadzonym oficerom, �e sam uda si� w towarzystwie dw�ch kompanii dolin� Aaru. Wypocz�wszy, kolumna ma bez wielkiego po�piechu wst�powa� na g�r� obok Gelmerbachu �cie�kami, kt�re wska�e ch�op - przewodnik. Nad jeziorem Gelinersee cale wojsko ma si� zatrzyma� i czeka�. - B�dziecie tam wypoczywali - m�wi� - dop�ki nie przyb�d�. Mam nadziej�, �e zdo�am powr�ci� zanim wszyscy dojdziecie do owego jeziora. Dwie kompanie uszykowa�y si� i dw�jkami pocz�y wst�powa� na �cie�k�. Gudin ze swymi adjutantami wjecha� mi�dzy t�um �o�nierzy i posuwa� si� zwolna. Wkr�tce p�batalion znik� w lesie �wierkowym, w ostatnim lesie, za kt�rym dalej gdzieniegdzie czepia�y si� tylko kar�owate olszyny i kosodrzewina. Miedzy szczytami N�gelisgr�tli strzela�y ju� promienie s�o�ca na przeciwleg�e wy�yny. Wielkie, �wietliste place blasku skoczy�y na czarne pole granit�w, na dzikie krzesanice, gdzie ju� tylko gdzieniegdzie ��ty mech po�yskuje. Zwolna to �wiat�o przybli�a�o si� do rzeki, obj�o las �wierkowy, wynalaz�o w nim i zatli�o wszystkie krople rosy, wyp�dzi�o barwy granatowe i rozpostar�o inne pe�ne odmian i cieni�w. Za lasem ukaza�a si� w s�o�cu szybko maszeruj�ca kolumna, podobna z oddalenia do wielkiej pi�y, kt�ra si� wrzyna w bok g�ry. Pi�ra na kapeluszu Gudina po�yskiwa�y, i ka�dy ruch jego g�owy wida� by�o doskonale. Le Gras, stoj�c przed frontem swej kompanii, t�umaczy� �o�nierzom, w jaki spos�b wykonany b�dzie atak na Niemc�w. Starzy grenadyerowie, kt�rzy z niejednego ju� pieca chleb jedli, poj�li go natychmiast i dopytywali si� o drobne szczeg�y. M�odzi zasi�gali informacji od wyjadacz�w, i z os�upieniem szukali oczyma owej drogi na g�adkich �cianach g�rskiego �a�cucha. Byli to ludzie z rozmaitych stron Francji: z pod Pirenej�w i z pod Arden�w, Breto�czycy i Normandowie, g�rale i ch�opi z r�wnin. - A Wy tam pojmujecie, o co rzecz idzie? zapyta� Le Gras dw�ch �o�nierzy, nadzwyczaj ciekawie przys�uchuj�cych si� temu, co m�wi�. - Oui, je comprends...! oui - rzek� jeden z nich, wskazuj�c r�k� na g�ry. L'ennemi la, - nous la, Apres nous l'ennemi... z ty�u za �eb i kolanem go �cierw�! Vous comprenez? Ca�y szereg pr�dkich, gwa�townych i plastycznych ruch�w ilustrowa� doskonale odpowied� starego �o�nierza i zrozumiany zosta� wybornie przez wszystkich. - To to, tak w�a�nie!- m�wi� kapitan ze �miechem. - Ty rozumiesz, co gada�?... - zwr�ci� si� ten stary �o�nierz do m�odszego kolegi, z kt�rym przed chwil� rozmawia�. - Co� miarkuj�, ale jak to to ma by�, tego nie mog�... - Tak, widzisz, b�dzie. Twoje Szwaby siedz� na tamtej g�rze, co stoi napoprzek - prawda? - No, ju�ci prawda. - Jakby my do nich szli do�em, toby nas przecie kamieniami zafryga�y. Tak gada� Legra - i sprawiedliwie. Tak, widzisz bracie, ten stary �wicer z Gutanowa, co go Legra wczoraj zaj��, ma pokaza� drog� niby t�dy, miarkujesz? - A i gdzie� tu t�dy przejdzie, og�upieli�ie? zaperzy� si� m�ody. - To ta i wy rozumiecie, co gadaj�! jak�e by to wlaz�, na takie mury? - To ju� nie moja g�owa. M�wi�, �e wlezie. Jake� st�d patrza�, to si� widzia�o, �e �eneral i te dwie kompanie, co z nim posz�y, je m�wi� id� po g�adkiej �cianie, jak mucha po szybie, a ona tam przecie jest dr�ka i niez�a. Wiesz tera? - Oj, g�upie, g�upie ludzie, �eby w takich przecie� g�rach siedzie�! s�yszane rzeczy... - Czekaj, bracie, jak ci� jeszcze szwab wytnie w z�by kulk� na takim koniuszeczku g�ry, to se dopiero namachasz koz��w, zanim si� roztrzepiesz po kamieniach. Ale co tam!... Rira bien qui rira le dernier... Wiesz co znaczy taka gadka? - Ij - co mi ta przyjdzie z waszej gadki? Ckliwo mi oto patrze� na takie... - We��e i chlipnij tego czerwonego wi�ska. Za gorza�k� ono nie obstoi, to jest prawda, ale zawsze cz�owieka conieb�d� otrze�wi... Obydwaj poci�gn�li z manierki i zak�sili skibk� uschni�tego chleba. Starszy �o�nierz nale�a� do kategorii wytrawnych lis�w. Widzia� �wiata niema�o i w niejednej wojnie �ba nadstawia�. Z Berlina, gdzie si� znalaz� po uko�czeniu pierwszej z tych wojen w jego �yciu, poszed� z kilkoma kamratami do Francyi, zas�yszawszy, �e si� tam t�go bij� i z�udzony obietnic�, �e tam wi�cej kamrat�w znajdzie. Towarzysze rozproszyli si� po drodze, on za� sam dowl�k� si� do granic francuskich i, poszukuj�c swoich, zapisywa� si� do rozmaitych pu�k�w z kolei. Tymczasem lata up�ywa�y na szukaniu daremnym. J�zyka si� poduczy�, nabra� przywi�zania do kapitana Le Gras, do kapral�w i sier�ant�w swego batalionu, kt�rzy mu na biwakach r�ne r�no�ci opowiadali. - Zosta�. Ostatnimi czasy, po rozpocz�ciu wojny z Austri�, zetkn�� si� ze swojakiem. By� nim jeniec, m�ody piechur, wzi�ty w kupie innych Austryak�w w potyczce pod Zurichem. Stary wiarus do�o�y� wszelkich stara�, a�eby je�ca nam�wi� do wst�pienia w szeregi francuskie, a w�adze do przyj�cia go na �o�nierza. Gdy mu si� to uda�o, rozpostar� nad przyb��d� i�cie bratersk� opiek�. Uczy� go j�zyka, cho� sam ledwo pi�te przez dziesi�te m�wi� i rozumia�, czy�ci� mu karabin, lata� uniform, zaplata� w�osy, wyr�cza� we wszystkim i oddawa� mu najlepsz� cz�� jad�a i napitku. Za to wszystko gada� do niego... I m�ody polubi� wiarusa tak� moc� przywi�zania, jaka tylko na wojnie wyrasta. W ci�gu sze�ciu miesi�cy zro�li si� ze sob�, jak dwie po�owy tej samej koki �yj�cego cia�a. Ledwo �o�nierze spo�yli po kromce chleba, ju� kapitanowie wywo�ywali przed kompaniami rozkaz wstepowania na g�r�. Rozmowy nagle ucich�y i kolumna wolno ruszy�a z miejsca, jak monstrualny w��, migaj�c �usk� bagnet�w i �adownic. Przewodnik, kt�ry post�powa� na czele, wprowadzi� pierwszy batalion, id�c�, za nim na �cie�k� obok wodospadu Gelinerbach. �o�nierze mieli ci�gle przed oczyma bia�� pr�g� wody, zlatuj�c� na dolin�, z wysoko�ci stu metr�w z g�r�. Szyk wojskowy rozbi� si� wkr�tce, gdy ka�dy grenadier musia� w�asnym przemys�em odszukiwa� spos�b wdzierania si� na g�r�. Scie�ka gin�a w�r�d z�om�w str�conych kamieni i drzew, a tylko kiedy niekiedy spostrzedz j� by�o mo�na w postaci g��bokich, �liskich i prostopadle zbiegaj�cych wy��obie� w glinie. Na tem zboczu �a�cucha wci�� jeszcze le�a�y cienie. Kroplista rosa, jak �nieg bieli�a si� na �wierkach i trawach. Mokre kos�wki wyci�ga�y z g�stwiny swe d�ugie ga��zie i zagradza�y drog� �o�nierzom. Ludzie szli rze�ko, przej�ci ciekawo�ci�, co te� spostrzeg� za kraw�dzi�, z kt�rej zlatywa� wodospad; - z bezwiedn� uciech� wci�gali w p�uca powietrze czyste i rzadkie i, jak ogromna kompania weso�ych turyst�w, skracali sobie drog�, przecinaj�c �cie�k� zygzakowat�. Ca�y las u podn�a rozci�gni�ty wrza� od gwaru, kt�ry, wzmagaj�c si� ci�gle zag�uszy� wkr�tce j�k bia�ej siklawy. Starsi i m�odsi oficerowie nie powstrzymali tego nie�adu, sami uniesieni rozkosz� wdzierania si� na stroni� Pochy�o�� o tak cudownym poranku. Stan�wszy na wierzcho�ku pierwszej ska