5841
Szczegóły |
Tytuł |
5841 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5841 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5841 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5841 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert Zeman
Haiti 2004
Po zachodzie s�o�ca tropikalny upa� nieco zel�a�. W sobot� nawet natura
rezygnuje z walki - pomy�la� porucznik Jacek Horowitz odstawiaj�c pustawy kufel.
Wiedzia�, �e po nast�pnych kilku �ykach zamieni "fula" na tutejsz� "wod� �ycia".
Co prawda miejscowa "woda �ycia" by�a tylko pod�ej jako�ci ciecz� powsta�� z
tataraku czy innej trzciny cukrowej, ale na bezrybiu...
- Eesieeee� w skali Baaafortaaaa - sier�ant Widelski przerwa� porucznikowi stan
b�ogiego zawieszenia mi�dzy jaw� a snem.
- Melduj�... ep ...pos�usznie, �e dwie... ep... to dla mnie... ep ...za du�o.
Salutuj�cy niezdarnie sier�ant wspiera� si� na dw�ch czarnych prostytutkach.
Atoli podczas oddawania honor�w sytuacja uleg�a zmianie. Jedna z dziwek odsun�a
si� od pijanego podoficera. Gdy sier�ant pr�bowa� ponownie znale�� oparcie na
prawej flance, jego ci�ka bezw�adna r�ka trafi�a w pustk�. Zachwia� si�
niebezpiecznie i wy��cznie szybka reakcja drugiej kurtyzany uratowa�a go przed
upadkiem. Na koniec Widelski wykona� ekwilibrystyczny zwrot w ty� i razem z
towarzyszk� odp�yn�� w g��b lokalu.
- Naaaa czeeekolaaaaad� pooczuuuu�eeem ch�� - sier�ant zmieni� p�yt�.
Nie tym razem - pomy�la� Horowitz. Dzisiaj tego nie zrobi�. Cho�by nawet p�
batalionu obstawi�o moj� pora�k�. Westchn��. Widelski, ja ci poka�� bukmacherk�.
Giry z dupy powyrywam.
Prostytutka, kt�ra zosta�a przy stoliku, chwyci�a za oparcie wolnego krzes�a.
- Do you mind...?
- Yes, Ja, Da, - zaprotestowa�.
Dziewczyna usiad�a nie zwracaj�c uwagi na aroganck� odpowied�. Porucznik
obrzuci� Murzynk� niech�tnym, taksuj�cym spojrzeniem. Mia�a nieomal europejskie
rysy twarzy, ale hebanowy kolor cia�a mocno kontrastowa� z jasnymi blond
w�osami. By�a zgrabniejsza i szczuplejsza od tutejszych kobiet, jednak nie mog�a
si� r�wna� z aktualn� bogini� kobiecego pi�kna, czarnosk�r� Winon� Thomsen,.
- Brave soldiers in mission of peace? - zapyta�a retorycznie. Jej angielski
brzmia� po ameryka�sku a b�yskotliwa ironia nie pasowa�a do zaj�cia zwyk�ej
dziwki. Mo�e trafi� na ruskiego szpiega wykradaj�cego przez ��ko wojskowe
tajemnice? Jednak mia�a racj�. Aktualnie ani on ani tym bardziej Widelski nie
przedstawiali �adnej warto�ci taktyczno-bojowej. Nie wytrzyma� i wybuchn��
�miechem. Dziewczyna r�wnie�. Jej d�wi�czny perlisty g�os rozja�ni� barow�
atmosfer�.
Gdy Horowitz zamawia� nast�pne piwo, poprosi�a o pepsi. W�a�ciwie powinien uzna�
abstynencj� dziwki za sygna� ostrzegawczy. Jednak chcia� si� odpr�y� i wreszcie
zapomnie� o cholernej, oenzetowskiej misji na Karaibach. Zreszt� Winona - jak j�
w my�lach nazwa� - od razu zacz�a zajmuj�co opowiada�.
Przez wiele lat mieszka�a w New Yorku. Wr�ci�a na wysp�, bo obiecano jej dobr�
posad� w administracji. Niestety wkroczyli Jankesi a z nimi bezrobocie i zakaz
opuszczania kraju. Gdy wyczerpa�a inne mo�liwo�ci, postanowi�a zarabia� cia�em.
W�a�ciwie jeszcze nie zacz�a. Dzisiejszy wiecz�r mia� by� pierwszy...
Oho male�ka, mo�e powiesz mi jeszcze, �e jeste� dziewic� z pa�stwowym atestem -
zirytowa� si� porucznik. A jednak z drugiej strony mo�e m�wisz prawd�. Przecie�
dobrze wiesz, �e zaraz sprawdz�.
Instynktownie czu�, �e co� jest nie tak. Ale by�o ju� za p�no.
***
Oficer ��cznikowy natychmiast do sztabu!
Porucznik w gwa�townym podrygu wyskoczy� z ��ka. Szukaj�c munduru omi�t�
spojrzeniem trzcinowy dach niewielkiego pokoju, tandetne bia�e �ciany, kilka
prostych mebli. Wr�ci�a mu pami��. Usiad� na brzegu ��ka i uspokoi� oddech.
Mia� dzisiaj wolne.
Winona przewr�ci�a si� na drugi bok.
- Winona - wyszepta� podziwiaj�c g�stw� jej jasnych pukli rozsypanych na
poduszce.
- Sk�d znasz moje imi�? - zapyta�a nie otwieraj�c oczu.
- Dlaczego farbujesz w�osy? - odpowiedzia� pytaniem na pytanie - blond nie
pasuje do... - porucznik urwa� a Murzynka roze�mia�a si�.
- Ty m�wisz po polsku! - wykrzykn�� zdziwiony.
- To przez Napoleona - �mia�a si� dalej. Bawi�o j� wra�enie jakie zrobi�a na
Horowitzu.
- Dziadek zna� a little polszki a reszta ja naumie� sze na Green Point -
zamarkowa�a pigin-polish i pu�ci�a oko do zastyg�ego w zdumieniu Horowitza.
Rozumia� j� doskonale cho� m�wi�a z dziwacznym akcentem.
Nagle spowa�nia�a.
- Sk�d znasz moje imi�? - zapyta�a ponownie.
- Jako� tak... - zawaha� si� - trafi�em przypadkiem...
- Jestem Jacek - doda�, bo nie pami�ta�, �eby si� przedstawia�. Zreszt� nie
pami�ta� niczego z ostatniej nocy. Jedynie jak przez mg�� przypomina� sobie, �e
po wyj�ciu z pubu przyszli tutaj. Jednak tym razem udane zerwanie filmu wcale go
nie cieszy�o.
Wskoczy� z powrotem do ��ka i poca�owa� dziewczyn� w ods�oni�te rami�.
- Jak by�o?
Winona zby�a jego pytanie u�miechem i wymkn�a si� do �azienki. Smakowa�a mu.
Jej zapach, widok pon�tnego ty�eczka znikaj�cego za trzcinow� kotar�... Cholera
- oprzytomnia� do reszty - przegra�em zak�ad i nawet nie �a�uj�. A to znaczy, �e
Widelskiemu znowu si� fuks�o.
Winona wr�ci�a ubrana w wojskowe szorty oraz bluzk�. By�a zamy�lona. Nieobecnym
wzrokiem spojrza�a na Horowitza. Nienawidzi�a siebie za wszystkie k�amstwa,
kt�rymi karmi�a Jacka, nienawidzi�a siebie nawet za fa�sze, kt�rych jeszcze nie
wypowiedzia�a. Jednak najwa�niejsze by�o zadanie. Czu�a to ka�dym nerwem. Nie
potrzebowa�a �adnego rozkazu. Przede wszystkim zadanie. Od tego zale�a�o jej
�ycie. Winona nosi�a w kieszeni kilka rozpuszczalnych kapsu�ek. Pierwsza
tabletka spe�ni�a sw� rol� w nocy. Rozkocha� Jacka, lecz nie spa� z nim. Trudne,
ale nie niemo�liwe.
- Id� ju� - rzek�a.
- Przecie� mam wolne - zaoponowa� Horowitz. Ale nagle zrozumia� co si� dzieje.
Przedstawienie sko�czone. Ona po prostu by�a w pracy. Od tej do tej, za tyle i
tyle. Widelski wczoraj zap�aci�, a dzisiaj licznik pokaza� zero. Jak automat.
Wrzu� monet� i znowu b�d� twoja. Mia� ju� si�gn�� po portfel, gdy nagle straci�
ochot� na wszystko. P�atny sex, p�atna s�u�ba w armii i p�atne �ycie. Wsz�dzie
czai�y si� automaty bezwstydnie eksponuj�ce swoje otwory wrzutowe. Sam by� takim
automatem.
- Przyjd� o �smej do cafe "Paradiso" - powiedzia�a i szybko wysz�a z pokoju.
�e co?! Przez moment my�la�, �e si� przes�ysza�. W�a�nie odkry� ostateczn�
prawd� o p�atnym �wiecie, a tu nagle kilka s��w taniej dziwki wzbudza w nim nowe
nadzieje. Jednak by�y to nadzieje osi�gni�te za cen� fakt�w. Dziwka, kt�ra
chodzi na randki? Uszczypn�� si�. Znowu czu�, �e kto� za niego uk�ada scenariusz
jego �ycia. Jednak tym razem to nie by� sier�ant Widelski. Szar�a z pewno�ci�
by�a wy�sza.
***
Zamy�lony Horowitz ubiera� si� powoli. Celebrowa� zak�adanie ka�dej cz�ci
garderoby. W ten spos�b odr�nia� �wi�to od codziennego wojskowego drylu.
Winona. Niez�a bestyjka. Jaka szkoda, �e nie pami�ta� niczego z nocnych
igraszek. No ale dzisiaj sobie powetuje. �adnego pija�stwa, najwy�ej ma�y
sznapsik i ciupcianie do rana.
- Cholera chyba zakocha�em si� w kurwie - zakl�� pod nosem.
Sprawdzi� odruchowo magazynek pistoletu i wtedy zegarek pikn�� ostrzegawczo.
Dziewi�ta. Za pi�tna�cie minut poranne trz�sienie ziemi. Wybieg� z hoteliku na
rozs�onecznion� ulic�. Trz�sienie najlepiej przeczeka� na otwartej przestrzeni
ewentualnie w oenzetowskim schronie. Co prawda nie wierzy� w sens przebywania w
schronie podczas naprawd� du�ych wstrz�s�w, ale niewielkie kilkuminutowe
ruchawki na Haiti powtarzaj�ce si� z dok�adno�ci� atomowego zegara nie wzbudza�y
ju� w nikim emocji. Cho� oczywi�cie spekulacje co do przyczyn jedynych na
�wiecie regularnych trz�sie� ziemi wci�� trwa�y.
W zwi�zku z trz�sieniami Amerykanie sprowadzili na wysp� spor� grup� naukowc�w.
Profesorkowie byli wsz�dzie i myszkowali z uporem. G��wn� kwater� za�o�yli w
starej niedoko�czonej elektrowni. Towarzyszy�y im brytyjskie oddzia�y SAS. Po
jak� choler� SAS pilnuje profesork�w? Horowitz g�owi� si� nad tym problemem od
momentu przybycia na Haiti. Przecie� nawet zwykli komandosi zapewniliby
noblistom wystarczaj�cy poziom bezpiecze�stwa.
Kiedy wkroczy� do umieszczonej w schronie kantyny, olejowe �o�yska przeno�nej
budowli zaj�cza�y bole�nie. Z trudem, bo z trudem, ale utrzyma�y pod�og� w
poziomie. Po trzech seriach drgawek usta�o brz�czenie szk�a i sztu�c�w. To
koniec.
W niedziel� trz�sie tylko rano - pomy�la� Horowitz i rozejrza� si� po sali. W
rogu nieopodal telewizora niestrudzony sier�ant Widelski t�umaczy� w praktyczny
spos�b naiwnym dr�galom z marines zawi�o�ci gry w trzy karty. Bogaty zestaw
fant�w w postaci no�y, naszywek r�nych typ�w wojsk, czerwonych i zielonych
beret�w, paczek prezerwatyw, papieros�w, cygar i innego drobiazgu �wiadczy� o
nik�ych post�pach marines w nauce.
Porucznik u�miechn�� si� pod nosem. Bij frajera. Od dziesi�ciu lat doborowi
ameryka�scy marines regularnie zajmuj� ostatnie miejsce w konkursie przej�cia
specjalnego toru przeszk�d nale��cego do Legii Cudzoziemskiej. Ten wyj�tkowy
ma�pi gaj symuluje ekstremalne przeszkody terenowe wszystkich stref
klimatycznych. Nie mo�na go pokona� w pojedynk� ani we dw�jk�. W dodatku nie
wolno go pokonywa� bez asekuracji karetek pogotowia. S�u�y do sprawdzania
poziomu zgrania oddzia�u z�o�onego z minimum trzech �o�nierzy.
Na drugim ko�cu sali popija�o kilkunastu �o�nierzy SAS. Horowitz zje�y� si�
natychmiast. Angielscy komandosi ze swoimi manierami dra�nili morale ka�dego
uczciwego wojaka. W m�odo�ci, po obejrzeniu filmu o kawalerii powietrznej,
Horowitz doszed� do wniosku, �e doborowe wojsko to mi�dzy innymi idealnie
za�cielone ��ka, sterylny porz�dek w szafce, nienaganny mundur. Tymczasem
faceci z esejesu ur�gali niemal wszystkim tradycyjnym wojskowym normom. W
kantynie siedzieli na krzes�ach niedbale rozwaleni z kuflami Guinnessa w
d�oniach. Rozch�estane koszule bez pagon�w, niekt�rzy w wojskowych spodniach,
ale ka�da para zdawa�a si� pochodzi� z innej armii �wiata. Podobnie by�o z
butami i broni�.
Gdy Horowitz pierwszy raz spotka� angielskiego komandosa omal nie zagotowa� si�
ze z�o�ci. Trudno znie�� widok �o�nierza ubranego w kwiecist� koszul� rodem z
Florydy i stoj�cego na baczno�� z r�kami w kieszeniach. Ale im by�o wolno. Nie
�cielili ��ek, trzymali w szafkach ba�agan i ju� dawno zapomnieli co to
capstrzyk. Arty�ci kamufla�u. Primadonny pierwszej linii. Pierdolona elita elit.
Wzbudzali niech�� i zazdro�� nawet w Wielkiej Brytanii. Zwierzchnicy wszystkich
normalnych rodzaj�w si� zbrojnych Zjednoczonego Kr�lestwa nie ustawali w krecich
podchodach maj�cych na celu likwidacj� SAS. I ca�kiem s�usznie. Pr�dzej czy
p�niej kto� w Ministerstwie Skarbu mo�e doj�� do wniosku, �e zamiast 200
tysi�cznej zawodowej armii, Wielkiej Brytanii wystarczy 50 tysi�czny korpus SAS.
Komandosi przywitali stoj�cego w progu Horowitza lekcewa��cymi spojrzeniami,
wymienili kilka niezrozumia�ych, gard�owych uwag i za�miali si� nie wiadomo z
czego. Wygl�dali jak angielscy hooligans opijaj�cy w pubie kolejny mecz. Jednak
porucznik wiedzia�, �e to tylko pozory. Nieprzypadkowo siedzieli przy stolikach
pi�tkami, cho� by�y przeznaczone dla czterech os�b, nieprzypadkowo wolne r�ce
trzymali tak by m�c w ka�dej chwili b�yskawicznie si�gn�� po bro�. Tych nawyk�w
nie pozb�d� si� do ko�ca �ycia. Pewnie maj� przy sobie ca�y sprz�t i gotowi z
marszu ruszy� do akcji. Mogli by� pilotami my�liwc�w a na drugi dzie� obs�ugiwa�
atomow� ��d� podwodn�, mogli by� partyzantami na ty�ach wroga albo szpiegami w
fabryce mikroprocesor�w, jecha� w szpicy du�ego oddzia�u, odbija� zak�adnik�w z
porwanego samolotu albo robi� za regularn� armi� czy fachowy szpital polowy. Nie
obca im by�a �adna bro� na �wiecie. A prowadzi�, obs�ugiwa� i naprawia�
potrafili ka�dy wojskowy lub cywilny sprz�t od chirurgicznego skalpela po
kosmiczne wahad�owce. Jeden w drugiego same pieprzone MacGyvery.
Horowitz nienawidzi� ich a z drugiej strony podziwia�. To w�a�nie dzi�ki SAS-owi
zosta� �o�nierzem. Sta�o si� tak, poniewa� w dzieci�stwie na zawsze zapad� mu w
pami�� pewien CNN-owski obrazek - Zatoka Perska, pustynia i samotny komandos SAS
uzbrojony jedynie w ka�asznikowa prowadz�cy kilka setek w�asnor�cznie wzi�tych
do niewoli Arab�w.
Przy stoliku niedaleko Widelskiego Horowitz dostrzeg� znajom� posta� majora
Andrzeja Kowalskiego wsp�lnie z kt�rym zaczyna� zawodow� s�u�b�. Po powitaniu na
twarzy Andrzeja zago�ci� szeroki u�miech.
- Prze�ama�e� si�. Co? - major poklepa� porucznika po plecach.
- Widelski ju� wygada�? - Horowitz z�apa� porozumiewawcze spojrzenie sier�anta
siedz�cego przy s�siednim stoliku.
Jaki� czerwony z przej�cia marines niemal krzycza�.
- Here! Here! Red card is here.
- Are you sure? - zapyta� flegmatycznie sier�ant - take a look noch ein mal -
upomnia� zapalonego gracza po ojcowsku.
Podczas lotu na Haiti Horowitz za�o�y� si� z Andrzejem o dwie pensje, �e nie
tknie �adnej Murzynki. Wytrzyma� tydzie�. Ale na wypadek pora�ki mia� awaryjny
uk�ad z Widelskim - procent od wszystkich przyj�tych zak�ad�w.
- Rozliczenie w Polsce - major skwitowa� jednym zdaniem przegran� Horowitza -
zawsze uwa�a�em, �e prawdziwy komandos powinien skroi� jak�� czarn� dup�...
- Odpierdol si� - porucznik zareagowa� gwa�townie wi�c zaskoczony major Kowalski
przyjrza� mu si� uwa�nie.
- Mi�o�� od pierwszego wejrzenia. Co?
- Mo�e...
Ich uwag� przyku� telewizor. Na "Polonii" rusza�y w�a�nie "Wiadomo�ci". Kamera
pokaza�a tropikaln� ulic� a debilowaty spiker z miejsca uderzy� w dramatyczny
ton.
- Czy niewielka wyspa na Atlantyku stanie si� polskim Wietnamem? Czy dopiero
tysi�ce aluminiowych trumien l�duj�cych na Ok�ciu przywiod� do opami�tania rz�d
premiera Ritego, kt�ry pochopnie zadeklarowa� pomoc ameryka�skiej armii pod
flag� ONZ? Co b�dzie z dat� naszego akcesu do Unii, je�eli wojsko z or�em w
koronie demoluje Haiti w celu zmuszenia tego dzielnego narodu do przy��czenia
si� do NAFTA? Czy Polska przeorientowa�a swoje wektory polityki zagranicznej?
Komentarz lektora uzupe�nia�y sceny walk ulicznych. T�umy czarnych wyrostk�w
obrzuca�y kamieniami posterunki si� pokojowych. Smarkatym napastnikom
odpowiada�y serie plastikowych i gumowych pocisk�w. To nie by�o najgorsze.
Najgorsze by�y starsze nastolatki - kamikadze z plecakami pe�nymi semtexu. No i
doro�li uzbrojeni w izraelsko-ameryka�sk� bro� przemycan� z Wolnej Palestyny.
Tak wygl�da eksport intifady w praktyce. Amerykanie obdarowuj� Izrael najnowszym
i najlepszym wojskowym sprz�tem a �ydzi bez skrupu��w sprzedaj� go za rosyjskie
petrodolary Arafatowi. Business is business. Nast�pnie Arafat uzbraja i szkoli
do walki z Amerykanami ka�dego ch�tnego na �wiecie.
Ale tego spiker z dziennika ju� nie powiedzia�.
- Dwa dni temu informowali�my o nocnej potyczce w pobli�u granicy haita�sko-
dominika�skiej, w kt�rej wzi�y udzia� regularne oddzia�y...
Horowitz przesta� s�ucha�. Akurat t� cz�� historii zna� z pierwszej r�ki -
swojej w�asnej. Wr�ci� do rozmowy z Andrzejem. Po kilku g��bszych major
powiedzia� mu w zaufaniu, �e poprzedniego dnia oddzia� haita�skich rebeliant�w
pr�bowa� dokona� desantu do starej elektrowni i porwa� profesork�w. SAS
nareszcie mia� jakie� zaj�cie, ale dlaczego robi� z tego tajemnic�?
Mimo rozm�w i r�nych rozrywek godziny wlok�y si� Horowitzowi niemi�osiernie.
Porucznik zrozumia�, �e t�skni. Nie m�g� ju� doczeka� si� spotkania z Winon�. Po
jednej nocy? Z jak�� czarn� dup�? - pr�bowa� wzi�� si� w gar��, ale daremnie.
Wpad�em jak �liwka w g�wno - zawyrokowa�.
***
Cafe "Paradiso" by�a oble�n� knajp� na przedmie�ciu. Horowitz zmierza� tam do��
chwiejnie, bo wbrew wcze�niejszym obietnicom zacz�� tankowa� dla zabicia czasu.
Dla draki wygra� nawet kilka fant�w od Widelskiego wzbudzaj�c podziw marines i
sk�aniaj�c ich do dalszej gry. Przy powrocie do Polski sier�ant chyba b�dzie
musia� wynaj�� transportowego jumbojeta.
Kilka par smolistych oczu obserwowa�o go, gdy oddawa� mocz w jakim� zau�ku.
Niebezpieczna tubylcza dzielnica. By� sam i ca�� nadziej� na bezpiecze�stwo
pok�ada� nie w pistolecie, lecz w ma�ej bia�o-czerwonej naszywce na ramieniu. W
tym roku mija 200 lat i Haita�czycy przypomnieli sobie o polskich korzeniach
swojej wolno�ci. Marz�, �e w 2004 roku Polacy zdradz� naje�d�c�w. �e jak przed
dwustu laty zmieni� front. Niedoczekanie. Nic dwa razy si� nie zdarza. Nie ma
dwu podobnych nocy, dwu tych samych poca�unk�w, dwu tych samych... Winona!
Pospiesznie dopi�� spodnie i kontynuowa� marsz w kierunku knajpy.
Ju� od wej�cia wypatrywa� jej sylwetki, ale napotka� tylko nieufne, badawcze
spojrzenia tubylc�w. Nagle z ty�u kto� chwyci� go za �okie�. To by�a Winona.
- Cze�� - po tym niezwyk�ym akcencie i melodyjnym g�osie pozna�by j� wsz�dzie.
Na widok Murzynki w u�cisku �o�nierza ONZ natychmiast podnios�o si� kilku
krewkich m�okos�w. Zaaferowany barman podbieg� studzi� gor�ce g�owy.
- Nie jeste�my tu mile widziani - zauwa�y� Horowitz.
- Chod� na zaplecze, w�a�ciciel to m�j znajomy - prowadz�c go za r�k� zata�czy�a
zgrabnie mi�dzy stolikami.
Na zapleczu, w jakiej� pakamerze natychmiast niecierpliwie zacz�� ca�owa� jej
oczy, w�osy, policzki i szyj�. D�o�mi odszuka� zamek sukienki i ju� po chwili
m�g� dotkn�� wargami kszta�tnych piersi. By�a boska i by�a jego. Lecz nagle
Winona zacz�a si� broni�. Pomimo zaskoczenia Horowitz nie dawa� za wygran� wi�c
szamotanin� przerwa� dopiero szybki cios kolanem wymierzony pomi�dzy nogi
porucznika. Horowitz schyli� si� gwa�townie i kaszl�c pr�bowa� z�apa� powietrze.
- O... ku... wa... - wycharcza�.
- Nie jestem tym za kogo mnie uwa�asz - odrzek�a Winona nieco wynio�le
odgarniaj�c zmierzwione w�osy z oczu i pr�buj�c schowa� piersi do biustonosza -
rozerwa�e� go.
- Kto... no... si biustonosz w taki upa�?
- Ja.
- A ja nie. Kha... kha... - za�mia� si� chrapliwie z w�asnego dowcipu siadaj�c
przy stoliku. Na blacie zauwa�y� butelk� markowej w�dki. Pewnie z przemytu.
Je�eli nie jest kurw�, ani ruskim szpiegiem, to wpad�em w �apy powsta�c�w -
pomy�la� - cholera wie co ze mn� zrobi�.
Winona usiad�a na drugim krze�le i niebezpiecznie napinaj�c kus� sukienk�
za�o�y�a nog� na nog�. Pomimo b�lu libido Horowitza natychmiast podskoczy�o o
kilka atmosfer. Piersi dziewczyny pozbawione biustonosza pon�tnie rysowa�y si�
pod g�adkim, b��kitnym materia�em sukienki. Winona zapali�a niewiarygodnie
d�ugie Marlboro Maxi.
- Masz pi�kne piersi - nie m�g� oderwa� wzroku od jej kobiecych kszta�t�w
unosz�cych si� wysoko wraz z ka�dym oddechem.
- Nie cierpi� papieros�w - doda�.
- Wiem - odpar�a ch�odno i dmuchn�a wprost na niego - to ci� ostudzi. Cz�stuj
si� - wskaza�a butelk�.
Nala� setk� i wypi�.
- A jednak nie jestem ci oboj�tny.
- My�lisz, �e gustuj� w cwaniaczkach pokroju Widelskiego? Nie masz poj�cia ile
nam�czy�y�my si� z Betty, �eby do ciebie dotrze�.
To dzi�ki zak�adowi - pomy�la� - i gdybym wytrzyma�, mia�bym du�e szanse wywie��
st�d swoje dupsko w jednym kawa�ku.
- Ja... - nagle w jej oczach pojawi�y si� �zy - ja chcia�abym widywa� ci�
codziennie...
- Ale...? - zawiesi� g�os.
- Ju� nie ma czasu. Mia� by� jeszcze tydzie�, ale ju� go nie ma... - mocno
zaci�gn�a si� papierosem.
Nic nie rozumia� a gdy nic nie rozumia�, to po prostu odpina� kabur� pistoletu.
Ch��d pi�tnastostrza�owej beretty przywraca� mu poczucie r�wnowagi.
- Wczoraj pr�bowali�my dosta� si� do elektrowni... Al-Kundi m�wi, �e ju� d�u�ej
nie mo�na tego ci�gn��... - m�wi�a coraz chaotyczniej - to musi sta� si�
dzisiaj... musisz nam pom�c...
Do pomieszczenia wszed� stary, ubrany po arabsku Murzyn.
- Salem alejkum.
Horowitz nie wytrzyma�. Wsta�, wyszarpn�� berett� i mierz�c w czo�o nieznajomego
krzykn��.
- Na pod�og�!
- Salem alejkum - powt�rzy� spokojnie przybysz.
- Morda w kube� i na pod�og�! Twarz� do ziemi! - przytkn�� luf� do czo�a
Murzyna.
Winona powiedzia�a co� w �piewnym narzeczu i Murzyn po�o�y� si� na pod�odze.
- Ty te� - Horowitz skierowa� bro� w stron� dziewczyny.
Winona bez oporu wykona�a polecenie.
- Zwi��� was lekko i zaknebluj�. Kiedy si� uwolnicie, b�d� ju� daleko -
przykl�kn�� i zacz�� rozwi�zywa� sznurowad�o w swoim bucie.
- Jacek... - zacz�a Winona - Jacek...
- Morda w kube�. M�wi� morda w kube� - stara� si� nada� g�osowi bezlitosny ton.
- Kochasz mnie? - zapyta�a cicho. Jej ramionami wstrz�sn�� szloch.
- O kurwa. O �esz kurwa ma� - usiad� bezradnie na pod�odze.
Co� mokrego pojawi�o si� pod jego powiekami, co� co w ustach smakuje tak s�ono.
Niewidzialna d�o� �cisn�a mu krta�, wi�c zamkn�wszy oczy ukry� g�ow� w
ramionach. S�ysza� jak Winona kl�ka przy nim, potem poczu� jak go obejmuje. Czu�
jej s�odki zapach wymieszany z tytoniowym dymem i kurzem pod�ogi. Ach gdyby� w
takim momencie mo�na by�o zatrzyma� czas.
Poca�owa�a go. W tym decyduj�cym momencie musia�a go jako� pocieszy�. Wiedzia�a,
�e w�a�nie przeszed� na ich stron� i pomo�e im ze wszystkich si�. Wiedzia�a te�,
�e to jeszcze nie koniec k�opot�w. Zadanie wci�� trwa. Na razie Jacek my�li, �e
s� zwyk�ymi rebeliantami, ale kiedy dowie si� czego od niego chc� uzna ich za
szale�c�w. I wtedy trzeba go b�dzie namawia� jeszcze raz.
Nie otwiera� oczu. B��dzi� ustami w g�stwie jej niewidzialnych w�os�w a�
odnalaz� ucho.
- Masz niebieskie oczy. Jeste� Murzynk� i masz niebieskie oczy - szepta� - to
dlatego b��kitna sukienka i biustonosz podczas upa��w. Wszystko po to, �eby mnie
rozkocha�.
- Przepraszam.
- Za p�no na przeprosiny. Posz�o wam koncertowo - Horowitz podni�s� si� z
pod�ogi gotowy do dzia�ania.
- Czego chcecie? Wzi�� noblist�w na zak�adnik�w? Nam�wi� polski kontyngent do
przej�cia na stron� rebelii?
Winona milcza�a. Murzyn wsta� i ponownie zwr�ci� si� do Horowitza.
- Salem alejkum.
- Powiedz temu... - zacz�� zniecierpliwiony porucznik.
- Musisz odpowiedzie�.
- In secula seculorum - Horowitz sk�oni� si� po japo�sku.
- Bruderschaft - Murzyn wskaza� butelk� i kieliszki.
Mo�e by�. Przynajmniej jako� zmyje ten s�ony smak z gard�a.
- Jacek.
- Al-Kundi.
Jak cholera pomy�la� patrz�c prosto w oczy przyw�dcy rebelii. Wypi�. Dla
uspokojenia nerw�w wypi� nast�pnego.
- Wi�c czego chcecie? What do you want?
- Earthquake - Murzyn by� wyj�tkowo ma�om�wny.
Poniewa� brakowa�o trzeciego krzes�a Winona usiad�a Horowitzowi na kolanach,
r�koma obj�a za szyj� i wtuli�a si� w ko�nierz jego munduru. Mogli tak trwa�
ca�� wieczno��.
- Wiem o tym. Ca�e watahy jajog�owych �a�� po wyspie i wk�adaj� palce mi�dzy
drzwi, �eby dowiedzie� si� dlaczego trz�sie - g�adzi� miarowym ruchem jej w�osy.
- Trz�sienie ziemi to uboczny skutek pewnego eksperymentu - wyja�ni�a Winona.
- A wi�c oni niczego nie szukaj� tylko co� kombinuj�? - zdziwiony pr�bowa�
zaplata� loczki z jej w�os�w na swoim palcu wskazuj�cym. - To przez nich te
trz�sienia?
- Nie. Trz�s�o zanim przyjechali. To my robimy eksperymenty a oni w�a�nie
dowiedzieli si� gdzie i jak.
Milcz�cy Al-Kundi kiwn�� g�ow� w ge�cie potwierdzenia.
- Nasz dow�dca polowy Mustafa pr�bowa� zgarn�� jednego takiego w�cibskiego
profesorka. Goni� go a� do elektrowni, ale profesorek zwia�. Teraz siedzi w
bazie i pisze referat za referatem.
Horowitz z zainteresowaniem tar� w palcach pukiel w�os�w Winony.
- Niech mnie licho. Masz naturalny blond.
- Aha - westchn�a.
- Co to za eksperymenty?
Al-Kundi ockn�� si�.
- Albert Einstein. Time machine - rzek� i znowu zamilk�.
Tego by�o za wiele. Horowitz z gwizdem wypu�ci� powietrze.
- S�uchaj lala. Jeste� bardzo sexy, ale mamusia kaza�a mi wr�ci� dzisiaj
wcze�niej do domu. Mam jutro klas�wk�. Z fizyki - pr�bowa� si� podnie��, lecz
Winona tylko mocniej przywar�a do niego.
- Zosta� prosz�. Pos�uchaj do ko�ca.
- No dobrze. Lubi� bajki na dobranoc - odpar� zrezygnowany.
- My�lisz, �e wojna... pardon misja pokojowa wybuch�a z powodu naszej odmowy
wej�cia do NAFTA? - zacz�a.
- A nie?
- Przecie� my�my chcieli do NAFTA! Amerykanie najechali nas zanim zd��yli�my
oficjalnie odpowiedzie�. Naprawd� to oni szukali pretekstu do inwazji. G�upie
wst�pienie Haiti i Dominikany do NAFTA nie dawa�o im mo�liwo�ci rozmieszczenia
wojska na wyspie, spuszczenia ze smyczy profesork�w i swobodnego badania
Anomalii. A oto toczy si� gra.
- Zaczynam si� gubi�.
- Na Haiti wyst�puje Naturalna Anomalia Czasowa. Mo�na j� wykorzysta� do
obserwacji historii a nawet do podr�y w przesz�o��. Haiti jest wi�c bardzo
cenne. USA chc� powt�rzy� manewr z Kana�em Panamskim i Panam�.
- Nie uda im si�. Nic dwa razy si� nie zdarza - zauwa�y� filozoficznie Horowitz.
Winona drgn�a na d�wi�k jego ostatnich s��w.
- Nie m�w tak. To nieprawda. Szymborska... - szuka�a odpowiedniego wyra�enia -
...is shit.
S�ysz�c angielski Al-Kundi o�y�.
- We have to take care.
- �e co? - zacuka� si� Horowitz.
- Al-Kundi m�wi, �e ka�dy nar�d powinien dba� o swoj� przesz�o��, pilnowa� by
si� nie zmieni�a.
- Taa... - porucznik ziewn�� - prawda historyczna przede wszystkim.
Winona zachichota�a.
- To nie przeno�nia. My na Haiti traktujemy te s�owa wprost. To taka specyficzna
haita�ska filozofia wytworzona przez setki lat �ycia razem z Anomali�...
- Czekaj czekaj. Zaczynam �apa�. Co� si� spieprzy�o w waszej historii a ja mam
by� tym supermenem, kt�ry... - nagle poj�� jeszcze jedno - Jestem Polakiem, jest
rok 2004 - rocznica. Chodzi wam o bunt niewolnik�w i legiony?
- Aha - powiedzia�a Winona a Murzyn pokiwa� g�ow�.
Horowitz stanowczym gestem wyprosi� dziewczyn� z kolan.
- �adne bajki serwujecie, ale ja wol� wczorajsz� noc od dzisiejszej - mrugn�� do
Winony. - Czy nie mogliby�my pozby� si� tego sztywniaka i pobawi� w odwijanie
czekoladki ze sreberka?
D�o� Winony z g�o�nym plaskiem wyl�dowa�a na policzku porucznika.
- To za zbere�ne my�li - fukn�a.
- Wczoraj bara-bara a dzisiaj...
Winona poca�owa�a go w zaczerwieniony policzek.
- Nie by�o �adnego bara-bara. Od kiedy film urywa ci si� po kilku piwach?
Wrzuci�am pastylk� na sen i by�e� za�atwiony.
Horowitz zrobi� wielkie oczy.
- Ale� kochanie dlaczego?
- Powiem ci dlaczego. Poniewa� wiem, �e nam pomo�esz i pojedziesz w przesz�o��.
Dlatego.
***
Marsza�ek Jacek Horowitz sta� nad brzegiem strumienia opadaj�cego g�o�n� kaskad�
w przepa��. Siklawa. Woda ha�a�liwie odbijaj�c si� od g�az�w z nieustaj�cym
szumem spada do jeziorka ukrytego w gaju bananowc�w.
Ci�gle w d� i w d�. To tak jak czas. Podr� tylko w jedn� stron�.
- Panie. Z�apali�my jednego. M�wi po polsku. Znaczy tak jak wielmo�ny pan -
adiutant sk�oni� si� przed Horowitzem.
Marsza�ek wr�ci� z podw�adnym do g�rskiego obozowiska. Na �rodku sta� cz�owiek
przywi�zany do drzewa. Obok czuwa�o dw�ch zaro�ni�tych p�nagich legionist�w z
lekko zardzewia�ymi ka�asznikowami w d�oniach. Mistrzostwo �wiata. Pierwszy
angielski komandos z�apany �ywcem.
Wi�zie� by� pokiereszowany i nieprzytomny, wi�c jeden z legionist�w d�gn�� go
bagnetem w nog�. Pociek�a krew a Anglik otworzy� oczy. Pomimo licznych ran
spojrzenie mia� harde.
- Witam porucznika... tfu marsza�ka.
- Twardy� acan - skomentowa� Horowitz, ale zaraz si� �achn�� - ju� sam z siebie
zaczynam pierdoli� po staropolsku.
Mimo przenikliwego b�lu wi�zie� zani�s� si� �miechem.
- By�o was pi��dziesi�ciu. Dziesi�� esejeseowskich pi�tek - zacz�� ponownie
Horowitz - przeszed�em ja, wy i sprz�t. Nikt i nic wi�cej. Czyli, �e Al-Kudiemu
si� uda�o, wysadzi� rebelianck� Bram� i elektromagnesami zniszczy� Anomali�.
Teraz wasza Brama w elektrowni jest bezu�yteczna.
Komandos SAS-u znowu wyszczerzy� z�by.
- Przypalcie go, bo mnie wkurwia.
Horowitz odszed� na bok a Anglik dono�nie, lecz kr�tko krzykn��. Zemdlonego
komandosa ocuci�o dopiero drugie wiadro wody.
- Gadaj do rzeczy, bo oddam ci� czarnuchom.
- Sam jeste� czarnuch. Ka�dy Polak to Murzyn.
- Wiem. Znam dekret. M�w kim jeste�!
- Genera� in pectore... - zawaha� si�, ale doko�czy� - Malcolm Macdowell,
specjalizacja podstawowa j�zyki obce, doktor slawistyki. Specjalizacje
drugorz�dne chirurgia urazo...
- Do��. Nie obchodzi mnie ile baniek wpakowa� w ciebie rz�d. Dlaczego in
pectore?
Macdowell wzruszy� ramionami.
- Wszyscy jeste�my in pectore. Inaczej tradycyjny system by si� za�ama�.
Normalni genera�owie i pu�kownicy nie walcz� na pierwszej linii.
- Po co tu jeste�cie?
- Dla r�wnowagi. �eby przeciwdzia�a� zmianom w czasie.
- Dziwne. Jestem z tego samego powodu.
- Nie - zaprzeczy� komandos - to ty jeste� przyczyn� zmian.
- Wyja�nij - Horowitz powstrzyma� przekle�stwa.
- To proste. Zastanawiali�my si� nad ide� wehiku�u czasu. Je�eli kto� go
zbudowa� i uruchomi�, to nast�pi�y zmiany w historii. Po dok�adnej analizie
okaza�o si�, �e jednym z najmniej pewnych zdarze� z przesz�o�ci jest wys�anie
przez Napoleona Polak�w na Haiti. Cesarz wiedzia�, �e legiony walcz� o swoj�
zniewolon� ojczyzn�. Prawdopodobie�stwo, �e legiony stan� po stronie
zbuntowanych niewolnik�w by�o zbyt du�e, �eby wys�a� tu Polak�w. W prawdziwym
niezmanipulowanym �wiecie decyzja o wys�aniu legion�w na Haiti nigdy nie
zapad�a.
- Ale przecie�...
- Oni tu s�. Tak. Wskoczyli�my w zbyt p�ny okres. Dopiero uczyli�my si�
korzysta� z wehiku�u. A poniewa� Al-Kundi zniszczy� Haita�sk� Anomali�, to na
wszystko jest ju� za p�no. Kto� inny, za pomoc� innej Naturalnej Anomalii albo
wywo�uj�c Sztuczn� Anomali�, uk�ada klocki historii po swojemu.
- Przecie� to nie ma sensu. Pr�bujecie udawa� bog�w w oparciu o kilka
teoretycznych analiz statystycznych? - Horowitz nie wierzy� w�asnym uszom. - Nie
kupuj� tej bajki. To wy chcecie bawi� si� klockami historii po swojemu.
Nawet je�li to prawda - my�la� intensywnie marsza�ek - to od aktualnej
rzeczywisto�ci nie ma odwrotu. Nawet je�li jeste�my marionetkami w cudzych
r�kach, to nigdy nie zdo�amy si� o tym przekona�. Tak jak bohaterowie ksi��ek,
kt�rzy nigdy nie dowiedz� si�, �e s� tylko wymys�ami autor�w, a przystojny amant
filmowy nigdy nie zejdzie z ekranu, by zata�czy� z kobiet� z widowni. Chyba, �e
b�dzie to film w filmie albo ksi��ka w ksi��ce. W rzeczywisto�ci to nie mo�liwe.
Ju� wiedzia� czego si� trzyma�. Dla niego to SAS poluj�cy na polskich
legionist�w by� zaburzeniem r�wnowagi, a nie marsza�ek Jacek Horowitz
uzbrajaj�cy rodak�w w karabiny maszynowe. Robi� to w�a�nie ze wzgl�du na SAS -
usprawiedliwia� si� w my�lach.
- Jakie jest wed�ug waszych danych prawdopodobie�stwo, �e bez Polak�w Haiti
wybije si� na niepodleg�o��?
- Zero. R�wne zero.
No w�a�nie. Marsza�ek znalaz� kolejny argument. Walczy� o niezmienny zapis
historycznych fakt�w. A wi�c o wolne w 1804 roku Haiti, a wi�c o Polak�w na
wyspie, a wi�c o XIX wiek bez komandos�w SAS.
- Na pocz�tku, gdy by�o was pi��dziesi�ciu, szanse na zwyci�stwo rozk�ada�y si�
p� na p�. Teraz jednak my mamy przewag� - zauwa�y� Horowitz.
- Wiem o tym - przytakn�� zrezygnowany Macdowell. - Ka�dy nasz �o�nierz wart
jest tysi�cy haita�skich niewolnik�w, lecz za chwil� b�dzie kolejnego komandosa
SAS mniej. Za mocno mnie przypiekli�cie.
Do serca marsza�ka wraca�y spok�j i pewno�� siebie. Pal licho hipotetyczne
zabawy z historycznym prawdopodobie�stwem. By�o tak, jak stoi w encyklopedii, i
b�dzie tak jak stoi w encyklopedii. W encyklopedii, kt�r� czyta� on a nie
profesorkowie od statystyki.
Ka�dy nar�d powinien dba� o swoj� przesz�o��.
- We have to take care - powiedzia� uroczy�cie marsza�ek Jacek Horowitz k�ad�c
r�k� na sercu. Pod palcami poczu� szorstki materia� munduru. Tutaj, w kieszeni
na piersi, nosi� fotografi� Winony.
Gdy dwie�cie lat temu dziewczyna da�a mu swoje zdj�cie, prosi�a by dopiero w
przesz�o�ci przeczyta� dedykacj�. Napis brzmia�:
"Kocham ci� dziadku
Winona Horowitz"
Przynajmniej darowa�a mu te wszystkie pra. A powinno by� ich sze�� czy siedem.
Wiedzia�, �e wszystkie swe c�rki nazwie jej imieniem i wszystkim swym potomkom
naka�e uczyni� to samo. I jeszcze naka�e by �adna Winona nie zmienia�a nigdy
nazwiska. Umr�, ale moje geny przetrwaj� - pomy�la� Horowitz.
Wieczorem, po pogrzebie Macdowella, zszed� na d� do podn�a siklawy. Z mi�o�ci�
popatrzy� w swoj� twarz lekko drgaj�c� w pofalowanej tafli jeziorka. Pog�adzi�
si� po swych blond w�osach i spojrza� w g��b swoich b��kitnych oczu.
- Te� ci� kocham moja wnusiu - wyszepta�.
29 czerwca 2001