5839

Szczegóły
Tytuł 5839
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5839 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5839 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5839 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Roger �elazny Pan Sn�w (prze�o�y� Robert Reszke) dla Judy WST�P Dzi� ju� nie pisze si� takich ksi��ek. Pan Sn�w Rogera �elaznego to powie�� �arliwa - �arliwo�ci� Ameryki wczesnych lat sze��dziesi�tych, kiedy to w piorunuj�cym tempie i na masow� skal� przyswajali sobie Amerykanie europejskie nowinki z lat jeszcze przed wybuchem II wojny �wiatowej, cho� sama ich geneza si�ga prze�omu XX wieku. a zatem, przede wszystkim, psychoanaliza w jej klasycznej postaci opracowanej przez Sigmunda Freuda oraz w postaci tak zwanej psychologii analitycznej Carla Gustava Junga - oba te nazwiska parokrotnie pojawiaj� si� na kartach ksi��ki. Zamys�em �elaznego by�o, jak mo�na s�dzi�, przedstawienie dzia�ania tego, co psychoanaliza okre�la jako pod -lub nie�wiadomo�� - tych pok�ad�w ludzkiej psyche, kt�re zachowuj�c autonomi�, �yj� by tak rzec w�asnym �yciem, daj�c o sobie zna� mi�dzy innymi w snach. Pan Sn�w wprowadza nas w �wiat �ycia nie�wiadomo�ci - chcia�oby si� powiedzie�, gdyby nie przekonanie, �e Roger �elazny chyba nie mia� a� tak wyg�rowanych pragnie�. Zatem skromniej: Pan Sn�w to opowie�� o tym, jak w cz�owieku, kt�ry zawodowo zajmuje si� snami - �ni �za innych�, �kszta�tuje� sny w celach terapeutycznych - z wolna zaciera si� granica mi�dzy �yciem �wiadomym a snem, jak �wiadomo�� powoli si� rozpada, rozsadzana szukaj�cymi dla siebie uj�cia strumieniami nie�wiadomo�ci. Charles Render - bo o nim nowa - tytu�owy �Pan Sn�w� - pada ofiar� w�asnego z�udzenia, w�asnego snu: przyzwyczajony do tego, �e w �wiecie w�asnej imaginacji jest stw�rc� i w�adc� wszystkiego, co moc� fantazji powo�uje do �ycia, podejmuje pr�b� stworzenia �wiata dla kogo� drugiego, dla ociemnia�ej kobiety, skazanej na po�owiczne zaledwie do�wiadczanie rzeczywisto�ci �wiadomego istnienia. Co gorsza - ulegaj�c wzbieraj�cej w nim �Woli Mocy� usi�uje wykreowa� j� na �Pani� Sn�w� - smutno jest bowiem samemu prze�ywa� uroki, kt�re daje w�adza, cho�by tylko nad materi� tak z�udn�, tak ulotn�, jak sen. Powtarza si� dylemat znany z Fausta: czy mo�liwe jest po��czenie piekielnej pychy nieograniczonego w czasie i przestrzeni tworzenia z mi�o�ci� niewinn�? I czy ta mi�o�� jest naprawd� niewinna? Czy sen urzeczywistniaj�cy nie�wiadome pragnienia, (kt�re, u�wiadomione, staj� si� przes�ank� udanej terapii) mo�na �ni� dalej w �wietle dziennym? Czy b�dzie wtedy jeszcze lekarstwem, czy ju� trucizn�? Czy mo�na bezkarnie zst�powa� do �doliny cienia�, jak pisze �elazny, schodzi� do g��bokich warstw nie�wiadomo�ci w poszukiwaniu Graala i ��da� jeszcze �szcz�cia we dwoje�, przy kominku i w naiwnej niewiedzy spraw, kt�rych demonicznej natury jeszcze przed chwil� si� do�wiadcza�o? Podobnie stawia� te problemy Wilk Stepowy Hermanna Hessego i podobn� dawa� odpowied�: ten magiczny teatr �ycia nie�wiadomo�ci to �teatr nie dla ka�dego�. Karta wst�pu kosztuje g�ow�. Pan Sn�w Rogera �elaznego to ksi��ka �arliwa, bowiem pod��a tym szlakiem my�lenia, kt�ry ju� dawno przedtem zosta� przetarty. Adaptuj�c pewne wzorce literackie i przystosowuj�c je do konwencji literatury tak zwanej fantastyczno-naukowej nie ustrzeg� si� autor swego rodzaju nadgorliwo�ci, zw�aszcza w kszta�towaniu �futurystycznego� sztafa�u �wiata przedstawionego z perspektywy naszych dni - naiwnego i jakby anachronicznego. Czytaj�c t� ksi��k� trzeba jednak pami�ta�, �e jest to dzie�o swego czasu: Ameryki wczesnych lat sze��dziesi�tych - mo�e niekiedy irytuj�ce w swym sileniu si� na �nowoczesno�� wyrazu�, �odkrywczo�� stylu�, �zaskakuj�c� fabu��. �elazny idzie tu jednak �ladami swego poprzednika: �teatr to nie dla ka�dego�. Tak w�a�nie by� mia�o. Wydawca ROZDZIA� I UROCZE by�o to na pewno - krew oraz wszystko inne - Render czu� jednak, �e spektakl ma si� ku ko�cowi. Uzna� wi�c, �e ka�da mikrosekunda jest teraz cenniejsza od minuty - cho� mo�e nale�a�oby podnie�� temperatur�... Gdzie� tam, dok�adnie na peryferiach wszystkiego, ciemno�� zwiera�a swe sploty. Dudnienie, jakby kreszendo rozbrzmiewaj�cych na granicy �wiadomo�ci grzmot�w trwa�o nadal na tej samej wysoko�ci. Ten d�wi�k skupia� w sobie i wstyd, i b�l, i strach. Na Forum by�o duszno. Cezar wyczo�ga� si� z kr�gu gor�czkowo krz�taj�cych si� ludzi. Przedramieniem zas�ania� oczy, lecz nie m�g� przesta� widzie�, nie tym razem. Senatorowie nie mieli twarzy, a ich togi zbroczone by�y krwi�. Ich krzyki przypomina�y ptasi �wiergot. z nieludzk� zaciek�o�ci� k�uli sztyletami le��cego na ziemi. On, Render, by� poza tym. Ka�u�a krwi, w kt�rej le�a�, powoli rozszerza�a si�, jego rami� to unosi�o si�, to opada�o z mechaniczn� regularno�ci�, z jego gard�a wydobywa� si� ptasi �wiergot, by� zarazem widzem i aktorem tej sceny. On bowiem, Render, by� �ni�cym. Skulony, cierpi�cy, z zawi�ci� w oku, Cezar doby� s�owa skargi. - Zabi�e� go! Zabi�e� Marka Antoniusza... cz�owieka bez skazy i znaczenia! Render zwr�ci� si� do niego, a sztylet w jego d�oni by� wielki i ocieka� krwi�. - Tak. Ostrze ko�ysa�o si� z boku na bok. Cezar, zafascynowany b�yskiem ostrej stali, wodzi� wzrokiem w ten sam rytm. - Dlaczego? - krzykn��. - Dlaczego? - Poniewa� - odpar� Render - by� Rzymianinem daleko bardziej cnotliwszym ni� ty. - K�amiesz! Tak nie jest! Render wzruszy� ramionami. Znowu uderzy� no�em. - To nieprawda! - krzycza� Cezar. - To nieprawda! Render odwr�ci� si� od niego i zako�ysa� sztyletem. Niczym marionetka, Cezar pod��a� wzrokiem za wahad�em ostrza. - Nieprawda? - u�miechn�� si� - a kim�e jeste�, by podawa� w w�tpliwo�� morderstwo takie, jak to? Jeste� nikim! Ubli�asz godno�ci chwili! Precz! M�czyzna o zar�owionej twarzy dr��c zerwa� si� na r�wne nogi, w�osy mia� w nie�adzie, na wp� zmierzwione, na wp� zlepione potem. Odwr�ci� si�, ruszy� przed siebie biegiem, biegn�c odwraca� si� co chwila, rzuca� przez rami� spojrzenia. Odbieg� ju� do�� daleko od kr�gu morderc�w, lecz scena nie straci�a na wspania�o�ci. Wszystko pozosta�o przejrzyste, jak w elektrycznym rozb�ysku. Sprawi�o to, �e poczu� si� jeszcze bardziej odleg�y, jeszcze bardziej samotny i pozostawiony z boku. Render obszed� zakr�t uprzednio niezauwa�ony. Stan�� przed nim, �lepy �ebrak. Cezar chwyci� go za ubranie. - Masz dla mnie z�y omen na dzisiaj? - Strze� si�! - zachrypia� szyderczo. - Racja! - zawo�a� Cezar. - Racja! Dobrze powiedziane. �Strze� si�...� ale czego? - Id�w. - Id�w?... - Id�w oktembrowych. Pu�ci� go. - Co powiedzia�e�? Oktember?... Co to? - To miesi�c. - K�amiesz. Nie ma takiego miesi�ca! - Ale to data, kt�rej szlachetny Cezar powinien si� obawia�... czas, kt�ry nie istnieje, data, kt�ra nigdy nie znajdzie si� w kalendarzu. Render znikn�� za rogiem, cho�, jak poprzednio, jeszcze przed chwil� nie by�o go tutaj. - Poczekaj! Wr��! Roze�mia� si�, a Forum �mia�o si� wraz z nim. G�osy podobne do ptasiego �wiergotu sta�y si� teraz ch�rem nieludzkich szyderstw. - Drwisz ze mnie! - zap�aka� Cezar. Na Forum �ar by� tak straszny, �e oddycha�o si� jak w piecu, a pot utworzy� co� jakby mask� z p�ynnego szk�a, zastyg�� na jego w�skim czole, ostrym nosie, szcz�ce prawie pozbawionej podbr�dka. - Ja te� chc� zosta� zabity! - za�ka�. - To nie fair! A wtedy Render rozp�ata� na kawa�ki Forum, senator�w i wyszczerzonego w u�miechu Antoniusza i wrzuci� je do czarnego worka - wystarczy� jeden niezauwa�alny ruch palcem. Cezar znikn�� jako ostatni. Charles Render siedzia� przed tablic� z dziewi��dziesi�cioma bia�ymi przyciskami i dwoma czerwonymi, lecz na �aden z nich tak naprawd� nie patrzy�. Jego prawe rami� porusza�o si� bezg�o�nie wzd�u� l�ni�cej, g�adkiej powierzchni konsoli, palce wdusza�y niekt�re przyciski, nad innymi przeskakiwa�y, r�ka prze�lizgiwa�a si� bezwiednie odtwarzaj�c Sekwencje Pami�ci. St�umione wra�enia, uczucia zredukowane do zera. Przedstawiciel Erikson wiedzia�, czym jest stan zapomnienia cz�owieka, kt�ry powr�ci� do �ona. Rozleg� si� �agodny trzask. R�ka Rendera prze�lizgn�a si� na sam koniec najni�szego rz�du przycisk�w. Teraz trzeba by�o si� zdoby� na akt �wiadomego dzia�ania - akt woli, je�li komu� bardziej odpowiada to okre�lenie - by wdusi� czerwony guzik. Render uwolni� r�k� z temblaka, w kt�rym spoczywa�a, zdj�� koron� z przewodnik�w - w�os�w Meduzy i miniaturowych obwod�w. Wy�lizgn�� si� z fotela-le�anki, �ci�gn�� kaptur. Podszed� do okna, sprawi�, �e szyby przeja�nia�y, skr�ci� papierosa. Minuta w macicy, nie d�u�ej. To punkt krytyczny... �eby tylko nie pada� �nieg - chmury wygl�daj� niegro�nie... Patrzy� na mi�e ��te altanki i wysokie drapacze chmur, szkliste i szare, pogr��one w tl�cej si� po�wiacie oliwkowego zmierzchu; miasto wznosi�o si� na czworok�tnych wyspach wulkanicznych, p�on�cych w po�wiacie zachodniego nieba, spod ziemi dochodzi�o g�uche dudnienie; patrzy� na bogate, zawsze ruchliwe ulice handlowe, gdzie ludzki potok rwa� jak wezbrana rzeka. Odwr�ci� si� od okna. Podszed� do wielkiego jaja, spoczywaj�cego obok biurka, g�adkiego i b�yszcz�cego. Jego nos, odbity w owalnej p�aszczy�nie, traci� wszelkie cechy, kt�re pozwala�y okre�la� go jako orli, jego oczy wygl�da�y jak dwa szare spodki, w�osy stawa�y si� powleczonym �wiat�em pancerzem, a czerwony krawat przywodzi� na my�l szeroki j�zor wampira. U�miechn�� si�. Pochylony nad blatem przycisn�� drugi czerwony guzik. Z cichym westchnieniem jajo przesta�o opalizowa�, a w poprzek przeci�a je rysa. Skorupa sta�a si� przezroczysta, tak �e Render m�g� dostrzec wykrzywion� w grymasie twarz Eriksona, kt�ry mocno zaciskaj�c oczy walczy� z powracaj�c� �wiadomo�ci� i tym wszystkim, co z sob� nios�a. G�rna po�owa jaja unios�a si� ukazuj�c go, guzowatego i r�owego, jak le�a� na dolnej p�skorupie. Otwar�szy oczy, nie spojrza� na Rendera. Wsta�, zacz�� si� ubiera�. Render w tym czasie sprawdza� macic�. Opar� si� o biurko, przyciska� kolejne guziki: kontrola temperatury, pe�en zakres, sprawdzone; egzotyczne odg�osy - podni�s� s�uchawk� - sprawdzone, dzwony, brz�ki, d�wi�ki skrzypiec i gwizdy, piski i j�ki, odg�osy ulicy, szmer fal - sprawdzone; obwody sprz�enia zwrotnego, przenosz�ce w�asny g�os pacjenta, utrwalony w analizie d�wi�ku, sprawdzone; pasmo d�wi�ku, nawil�acz powietrza, bank zapach�w, sprawdzone; mechanizm ko�ysz�cy ��kiem, kolorowe �wiat�a, stymulatory dotyku... Render zamkn�� jajo, odci�� dop�yw energii. Wrzuci� zepsuty podzesp� do klozetu, r�k� zatrzasn�� drzwi. Ta�my zarejestrowa�y wa�n� sekwencj�. - Siadaj - poleci� Eriksonowi. M�czyzna usiad�, nerwowo skubi�c ko�nierzyk. - Zachowa�e� pe�n� pami�� o tym, co prze�y�e� - powiedzia� Render - nie ma wi�c potrzeby podsumowywa�. Nic si� przede mn� nie ukryje, bo sam te� tam by�em. Erikson kiwn�� g�ow�. - Znaczenie tego epizodu powinno by� dla ciebie zrozumia�e. Znowu kiwn�� g�ow� i dopiero teraz odzyska� mow�. - Tylko co by�o tam wa�nego? - zapyta�. - To znaczy, jak wiem, wymy�li� pan sen i sprawowa� nad nim kontrol� we wszelki mo�liwy spos�b. Sen jednak nie by� prawdziwy... niczym nie przypomina� zwyk�ych marze� sennych. Pa�ska zdolno�� do kreowania rzeczywisto�ci sprawia, �e wszystko, co pan m�wi, ma szans� zdarzy� si�... Czy nie tak? Render powoli potrz�sn�� g�ow�, strzepn�� popi� do po�udniowej p�kuli popielniczki w kszta�cie globusa i dopiero teraz spotka� wzrokiem spojrzenie oczu Eriksona. - To prawda, �e dostarczy�em Matryc� i ukszta�towa�em formy - zacz�� z wolna. - Ty jednak nape�ni�e� je uczuciami i sprawi�e�, �e sta�y si� symbolami wsp�graj�cymi z problemami, kt�re ci� trapi�. Gdyby sen nie by� istotn� analogi� twych stan�w psychicznych, nie m�g�by spowodowa� reakcji, kt�re wywo�a�. By�by pozbawiony wzorc�w i form, kt�re moduluj� twe niepokoje i po��dania, a przecie� to w�a�nie one zosta�y zarejestrowane na ta�mach, zatem zaistnia�y. Przerwa� na chwil�, po czym ci�gn�� dalej. - Ju� od wielu miesi�cy poddajesz si� analizie... i wszystko, co si� zdarzy�o w tym czasie, sk�ania mnie do wniosku, �e tw�j strach przed morderstwem nie ma uzasadnienia w rzeczywisto�ci. Erikson drgn��. Spojrza� na� z uwag�. - To, do cholery, sk�d on si� bierze? - St�d - odpar� Render - �e �ywisz nie�wiadome pragnienie, by sta� si� ofiar� zab�jstwa. Erikson u�miechn�� si� - powoli odzyskiwa� zimn� krew. Wyj�� cygaro, dr��c� r�k� przy�o�y� zapalon� zapa�k�. - Zapewniam pana, doktorze, �e nigdy nie nachodzi�y mnie my�li samob�jcze, nigdy te� nie pragn��em przerwa� �ycia. - Kiedy zg�osi�e� si� do mnie w lecie - powiedzia� Render - wyzna�e�, �e prze�laduje ci� l�k przed zab�jstwem. Ale zupe�nie nie wiedzia�e�, kto m�g�by nosi� si� z tym zamiarem ... - Niech pan zwr�ci uwag� na moj� pozycj�! - przerwa� mu gwa�townie. - Nie mo�na by� Przedstawicielem i nie przysporzy� sobie wrog�w. - Owszem - potwierdzi� Render. - Lecz wszystko wskazuje na to, �e tobie akurat uda�o si� tego dokona�. Kiedy pozwoli�e� mi przedyskutowa� t� kwesti� z twymi detektywami dowiedzia�em si�, �e nie wpadli na �adne poszlaki, kt�re uzasadnia�yby l�ki. - Bo nie szukali wystarczaj�co d�ugo... albo nie we w�a�ciwych miejscach. Na pewno co� jeszcze wyw�sz�. - Obawiam si�, �e nie. - Dlaczego? - Dlatego, �e jak ju� powiedzia�em, twoje l�ki nie maj� obiektywnych podstaw. B�d� ze mn� szczery... czy znasz kogokolwiek, kto nienawidzi�by ci� do tego stopnia, �e by�by got�w ci� zabi�? - Otrzymuj� wiele list�w z pogr�kami... - Jak wszyscy Przedstawiciele - Render wzruszy� ramionami. - Wszystkie listy, kt�re otrzyma�e� w ci�gu ostatniego roku, zosta�y dok�adnie zbadane i okaza�o si�, �e zosta�y wys�ane przez psychopat�w. Czy wobec tego mo�esz przedstawi� mi chocia� jeden niezbity dow�d, potwierdzaj�cy s�uszno�� twych l�k�w? Erikson kontemplowa� koniuszek cygara. - Przyszed�em do pana za namow� jednego z przyjaci� - odezwa� si� po chwili. - Zg�osi�em si�, bo chcia�em, �eby pan dok�adnie opuka� m�j umys� i znalaz� co�, nad czym mogliby popracowa� detektywi... jaki� �lad, co� co pozwoli�oby stworzy� podstaw� do dalszych dochodze�. Mo�e nie�wiadomie nast�pi�em komu� na odcisk... mo�e jedna z ustaw, kt�r� opracowa�em, godzi w czyje� interesy. - I nie znalaz�em niczego - podsumowa� Render. - Niczego, co mo�na by�oby uzna� za przyczyn� twych l�k�w. Teraz, rzecz jasna, gdy ci o tym m�wi�, jeste� zaniepokojony i usi�ujesz wp�yn�� na zmian� diagnozy... - Niczego nie usi�uj�! - Wobec tego, s�uchaj! Mo�esz sobie p�niej komentowa� do woli wszystko, co ci powiem, ale nie zmienia to faktu, �e ju� od miesi�cy obijasz si� tu i tracisz czas, nie przyjmuj�c do wiadomo�ci niczego, co ci przedstawiam na wszystkie mo�liwe sposoby. Wobec tego teraz zamierzam powiedzie� ci, co my�l�, bez owijania w bawe�n�, a co z tym zrobisz, to ju� twoja rzecz. - Prosz� bardzo. - Po pierwsze zatem - ci�gn�� Render - lubisz mie� wroga lub wrog�w... - �mieszne... - ...poniewa� jest to jedyna alternatywa do otaczania si� gronem przyjaci�... - Mam mn�stwo przyjaci�! - ...a bierze si� to st�d, �e nikt nie znosi sytuacji, gdy otacza go mur oboj�tno�ci. Przeciwnie: ka�dy chcia�by wzbudza� wobec siebie jedynie silne, prawdziwe uczucia. Mi�o�� i nienawi�� to najbardziej skrajne formy ludzkich postaw. Pragn�c czego�, lecz nie mog�c tego osi�gn��, przenios�e� swe pragnienia na inny obiekt. Po��da�e� tak silnie, �e uda�o ci si� przekona� samego siebie, �e �w zast�pczy obiekt po��dania naprawd� istnieje. Wiedz jednak, i� w tego rodzaju przypadkach psychika zawsze p�aci pewn� cen�: gdy na wrodzon� potrzeb� uczucia odpowiadamy surogatem, nigdy nie osi�gniemy prawdziwej satysfakcji, lecz jedynie dalszy wzrost po��dania i pot�gowanie si� uczucia niezaspokojenia, bowiem �ycie emocjonalne psyche winno stanowi� system otwarty. w swych poszukiwaniach uczucia nie wyszed�e� poza samego siebie, lecz zasklepi�e� si� w sobie i ulepi�e� to, czego brak odczuwa�e�, z w�asnej gliny. Tymczasem jeste� cz�owiekiem, kt�remu potrzeba silnych zwi�zk�w emocjonalnych z innymi lud�mi. - Bzdura! - Jak uwa�asz - Render wyd�� wargi. - Mo�esz to przyj��, mo�esz to odrzuci�... na twoim miejscu wzi��bym to sobie do serca. - P�aci�em panu przez p� roku po to, by us�ysze�, kto czyha na moje �ycie - �achn�� si� Erikson. - Teraz dowiaduj� si�, �e ca�� t� historyjk� zmy�li�em po to tylko, by zaspokoi� swe pragnienie posiadania kogo�, kto by mnie nienawidzi�. - Nienawidzi� lub kocha�. Dobrze to zrozumia�e�. Erikson przygryz� cygaro. - To absurd! Spotykam tak wielu ludzi, �e nie rozstaj� si� z magnetofonem kieszonkowym i kamer� w klapie marynarki, w przeciwnym razie nie by�bym w stanie przypomnie� sobie ich nazwisk... - Spotkania z lud�mi trudno by�oby uzna� za okazje do zaspokajania uczu�, o kt�rych m�wi�em. Powiedz mi, czy te obrazy senne silnie do ciebie przemawia�y? Erikson umilk�, tak �e przez d�u�szy czas s�ycha� by�o tykanie wielkiego �ciennego zegara. - Tak... - przyzna� w ko�cu. - To, co widzia�em, wywar�o na mnie silne wra�enie i by�o nie pozbawione znaczenia, lecz pa�ska interpretacja jest ca�kowicie bez sensu. Ale przyjmijmy czysto teoretycznie, �e pa�skie rozumowanie jest s�uszne... co, wobec tego, powinienem robi�, by wyrwa� si� z tej nienormalnej sytuacji? Render wyci�gn�� si� w fotelu. - Skierowa� innym kana�ami energie, kt�re zu�ywasz na wytwarzanie iluzji. Spotka� si� z lud�mi takimi jak ty, Joe Erikson, cz�owiek z krwi i ko�ci, a nie Przedstawiciel Erikson. Zaj�� si� czym�, co mog�oby was zainteresowa�... czym� nie zwi�zanym z polityk�... mo�e czym� z elementami wsp�zawodnictwa... wreszcie, przysporzy� sobie prawdziwych przyjaci� lub wrog�w, a zw�aszcza tych pierwszych. Zach�ca�em ci�, �eby� zrobi� co� podobnego. - Wobec tego prosz� wyja�ni� mi jeszcze jedn� spraw�. - Ch�tnie. - Zak�adaj�c, �e ta hipoteza jest s�uszna... jak to si� dzieje, �e jeszcze nigdy ani nie kocha�em naprawd�, ani nie nienawidzi�em oraz �e nigdy naprawd� nie by�em kochany, ani znienawidzony? Zajmuj� odpowiedzialne stanowisko w Ustawodawstwie. Ca�a moja dzia�alno�� polega na spotkaniach z lud�mi. Dlaczego wi�c jestem tak... oboj�tny? Doskonale znaj�c karier� Eriksona, Render nie m�g� zdradzi� si� przed nim z tym, co naprawd� o tym my�la�, gdy� z psychologicznego punktu widzenia nie mia�o to wi�kszej warto�ci. a ch�tnie zacytowa�by mu spostrze�enia Dantego dotycz�ce oportunist�w, kt�rych duszom wzbroniono wst�pu do nieba ze wzgl�du na brak prawdziwych zas�ug, ale i piek�o nie chcia�o ich przyj��, bo prawdziwych grzech�w tak�e nie pope�nili - jednym s�owem, chcia� mu opowiedzie� o ludziach, kt�rzy naginali �agle tak, jak wia� duch czas�w, nie dbaj�c ani o kierunek �eglugi, ani o porty, do kt�rych zmierzaj�. Podobnie d�uga i bezbarwna by�a kariera Eriksona, w�druj�cego od jednego mocodawcy do drugiego, zmieniaj�cego polityczne orientacje w zale�no�ci od koniunktury. Powiedzia� zatem: - Coraz wi�cej ludzi odnajduje samych siebie w sytuacji takiej, jak nasza. w znacznej mierze jest to spowodowane wzrastaj�c� unifikacj� spo�ecze�stwa i depersonalizacj� jednostki, postrzeganej jedynie w kategoriach kom�rki spo�ecznej. Erikson skin�� g�ow�. Render u�miechn�� si� w duchu. Od czasu do czasu nie szkodzi by� gburowatym, a potem strzeli� uk�adny wyk�ad... - Mam wra�enie, �e kryje si� w tym sporo racji - rzek� Erikson. - Niekiedy istotnie czuj� si� tak, jak to pan opisa�... bezosobowa kom�rka spo�eczna, co�, co nie posiada w�asnej twarzy... Render spojrza� na zegar. - Sam musisz podj�� decyzj�, jak zachowasz si� po tym, co tu us�ysza�e�. Moim zdaniem, d�u�sze poddawanie si� analizom to strata czasu. Obaj znamy przyczyny twych dolegliwo�ci, a ja, niestety, nie mog� wzi�� ci� za r�k� i pokaza�, jak masz prowadzi� swe �ycie. Mog� co najwy�ej wskazywa� pewne mo�liwo�ci, mog� ci wsp�czu�... lecz dalsze badania nie maj� sensu. Um�w si� na wizyt�, gdy poczujesz potrzeb� przedyskutowania tego, co robisz i gdy zechcesz zda� mi z tego spraw�, bym m�g� uzupe�ni� diagnoz�. - z pewno�ci�... - Erikson znowu skin�� g�ow�. - I diabli bierz sen! Mam ju� tego dosy�. Potrafi pan tak kszta�towa� sny, �e zdaj� si� niby �ycie na jawie... a nawet przewy�szaj� je wyrazisto�ci�... Du�o czasu up�ynie, zanim je zapomn�. - Mam nadziej�. - w porz�dku, doktorze - wsta�, wyci�gn�� r�k�. - Za par� tygodni pewnie tu wr�c�. Na razie mam szczer� wol� da� szans� socjalizacji... - u�miechn�� si�, wypowiadaj�c s�owo, kt�re dotychczas przyprawia�o go o ciarki na plecach. - Zaczynam od zaraz. Pozwoli pan, �e zaprosz� go na drinka, tam, na rogu, na dole? Render poda� mu r�k�, a czuj�c jego wilgotn� d�o� w swojej d�oni pomy�la�, �e gra tak marnie jak g��wny aktor, zblazowany nazbyt wielkim sukcesem sztuki. By�o mu prawie przykro, gdy powiedzia�: - Dzi�kuj�, ale mam mas� zaj��. Pom�g� za�o�y� mu p�aszcz, poda� mu kapelusz, odprowadzi� do drzwi. - C�... dobranoc. - Dobranoc. Gdy drzwi bezszelestnie si� zamkn�y, Render przemierzy� ciemny dywan z astracha�skiej we�ny i skierowa� si� ku swej mahoniowej fortecy. Strz�sn�� popi� z papierosa do po�udniowej p�kuli globusa, wyci�gn�� si� w fotelu z r�koma na g�owie, tak �e zakrywa�y uszy. - Oczywi�cie, �e by�y bardziej realne ni� �ycie - mrukn��, kieruj�c te s�owa do nikogo w szczeg�lno�ci. - Sam nada�em im kszta�ty... sam je wy�ni�em. U�miechaj�c si� lekko przejrza� sekwencj�, obraz za obrazem, �a�uj�c w duchu, �e �aden z jego dawnych instruktor�w nie mo�e mu teraz towarzyszy�. Fabu�a by�a znakomita, �wietna konstrukcja, wszystko wykonane tak, �e nikt nie m�g�by si� mu oprze�. Idealnie dostosowane do przypadku Eriksona. Ale te� w ko�cu autorem by� on sam - Render - Ten, Kt�ry �ni - jeden z oko�o dwustu analityk�w, kt�rych struktury psychiczne pozwala�y wej�� w neurotyczne struktury pacjent�w wynosz�c stamt�d co� wi�cej ni� estetyczne odpowiedniki obrazu choroby - byli w stanie przywr�ci� szale�cowi zdrowie. Render pobudzi� pami�� do intensywniejszej pracy. Analizowa� samego siebie: bieg� niczym zawodnik obdarzony stalow� wol�, niez�omny, do�� twardy, by wytrzyma� bazyliszkowy wzrok manii, by bez szwanku min�� chimery perwersji, zmusi� czarn� Matk� Meduz�, by zamkn�a oczy, pokonana kaduceuszem jego analitycznej sztuki. Nie mia� trudno�ci z autoanaliz�. Dziewi�� lat temu (a wydawa�o si�, �e to o wiele dawniej) w najbardziej podatne na b�l obszary ducha da� sobie wstrzykn�� roztw�r nowokainy. By�o to po wypadku samochodowym, po �mierci Ruth i Mirandy, ich c�rki. Wtedy to pojawi�o si� poczucie izolacji. Mo�e nie chcia� pami�ta� pewnych uczu�, mo�e jego w�asny �wiat wznosi� si� teraz na fundamencie surowej ozi�b�o�ci... Je�li by�o to prawd�, wystarczaj�co dobrze zna� szlaki umys�u, by to zrozumie�. Kto wie mo�e uzna�, �e taki w�a�nie �wiat stwarza mo�liwo�ci zado��uczynienia. Jego syn Peter mia� teraz dziesi�� lat. Chodzi� do ekskluzywnej szko�y i co tydzie� przysy�a� ojcu list. Z czasem listy zdradza�y coraz wi�ksz� og�ad� literack� autora, czego Render nie m�g� nie pochwala�. Mia� zamiar wybra� si� z synem latem tego roku do Europy. Co za� si� tyczy Jill - Jill DeVille (c� za frywolne, �mieszne nazwisko - kocha� j� cho�by tylko za nie!) - ta kobieta coraz bardziej go interesowa�a, o ile w og�le by�o to jeszcze mo�liwe. (Zastanawia� si�, czy by� to znak, �e wkroczy� w okres wieku �redniego). Frapowa� go w niej jej pozbawiony muzycznej zalotno�ci nosowy g�os, jej nag�e zainteresowanie si� architektur�, jej wieczna troska z powodu nie daj�cego si� usun�� pieprzyka, zdobi�cego twarz, po prawej stronie znakomicie ukszta�towanego nosa. Naprawd�, powinien natychmiast do niej zadzwoni� i zaproponowa� wsp�ln� wypraw� w poszukiwaniu nowej restauracji. Chocia� z pewnego powodu wcale nie mia� na to ochoty. Min�o ju� kilka tygodni od dnia, gdy po raz ostatni by� w swym klubie Pod Skalpelem i Kuropatw� i ch�tnie by teraz usiad� sam przy d�bowym stole w dwupoziomowej jadalni z trzema kominkami, o �cianach ozdobionych atrapami pochodni i dziczymi �bami, kt�rych wygl�d przywodzi� na my�l reklamy ginu. Wsun�� wi�c perforowan� kart� cz�onkowsk� do szczeliny w aparacie telefonicznym. Zabrz�cza�o dwa razy i zaraz potem us�ysza� czyj� skrzeki i wy g�os. - Halo, tu Pod Skalpelem i Kuropatw�, czym mog� s�u�y�? - M�wi Charles Render. Chcia�bym zam�wi� stolik ... za p� godziny. - Na ile os�b? - zaskrzecza�a s�uchawka. - B�d� sam. - Tak jest, sir. Za p� godziny. Render... dobrze s�ysza�em? Render? - przeliterowa�. - Tak. - Dzi�kuj�. Od�o�y� s�uchawk�, wsta� od biurka, spojrza� w okno. Na zewn�trz dzie� dobieg� ju� ko�ca. Bry�y budynk�w i wie�owce m�y�y teraz w�asnym �wiat�em. Mi�kkie p�atki �niegu, niczym cukier przesiane przez cie�, osiada�y na parapecie, zamieniaj�c si� w kropelki wody. Render wbi� si� w p�aszcz, wy��czy� �wiat�o, zajrza� do biura. w terminarzu u Mrs. Hedges dostrzeg� pozostawion� dla siebie wiadomo��. Dzwoni�a Miss DeVille. Zmi�� kartk� w d�oni, po czym cisn�� do kub�a. Zadzwoni do niej jutro. Powie, �e pracowa� do p�na w nocy nad wyk�adem. Zgasi� ostatni� �ar�wk�, wcisn�� kapelusz na g�ow� i wyszed� przez zewn�trzne drzwi. Przekr�ci� klucz w zamku. Winda przenios�a go na drugi poziom piwnic, gdzie mia� zaparkowany samoch�d. W podziemiu by�o ch�odno. Mijaj�c zaparkowane pojazdy mia� wra�enie, �e jego stopy ci�ko uderzaj� o beton, wzbudzaj�c g�uche t�pni�cia. w ostrym blasku nagich �ar�wek jego �lizgacz S-7 wygl�da� jak l�ni�cy szary kokon, z kt�rego w ka�dej chwili mog� wystrzeli� niespokojnie �opocz�ce skrzyd�a. Podw�jny rz�d anten, ko�ysz�cych si� na skosie maski, pot�gowa� to wra�enie. Render otworzy� drzwi. Nacisn�� na zap�on. Rozleg� si� d�wi�k podobny do brz�czenia pszczo�y, budz�cej si� w wielkim ulu. Kiedy wyci�gn�� i zablokowa� kierownic�, drzwi bezg�o�nie zatrzasn�y si�. Zakr�ci� i zacz�� wje�d�a� po �limaku w g�r�. Zatrzyma� si� na parterze, nie wy��czaj�c silnika. Kiedy drzwi si� unios�y, w��czy� monitor i pokr�ci� ga�k�, zmieniaj�c pojawiaj�ce si� na ekranie kolejne kwadraty planu miasta. z lewej do prawej, z g�ry do do�u, kwadrat po kwadracie przemierza� kolejne dzielnice, a� znalaz� Carnegi Avenue. Wybi� na klawiaturze wsp�rz�dne i wcisn�� kierownic�. Samoch�d prze��czy� si� na automatyczne sterowanie i pomkn�� po obwodnicy. Render zapali� papierosa. Przesun�� oparcie fotela do ty�u, do pozycji �rodkowej, okna zostawi� przezroczyste. Mi�o by�o wyci�gn�� si� tak p�le��c i patrze�, jak mijaj� go samochody, zostawiaj�c za sob� smugi �wiate� niczym robaczki �wi�toja�skie. Przesun�� kapelusz do ty�u i zapatrzy� si� w g�r�. Pami�ta� czasy, gdy lubi� �nieg, bowiem kojarzy� mu si� z nowelami Tomasza Manna i muzyk� kompozytor�w skandynawskich. Ale teraz biel �niegu przywo�ywa�a na my�l wspomnienia, od kt�rych - wiedzia� to - nigdy nie b�dzie m�g� uwolni� si� do ko�ca. Widzia�, jak �ywe wiruj�ce zimne drobiny �nie�nej bieli, ta�cz�ce nad jego dawnym autem z r�cznym sterowaniem, wlatuj� do wypalonego wn�trza by pokry� biel� czer� osmalonych �cian, jak�e wyra�nie widzia�, jak brnie przez lodowate wody jeziora, jak zbli�a si� ku niemu - zatopionemu wrakowi - on, nurek, niezdolny otworzy� ust ze strachu przed utoni�ciem; wiedzia� ju� wtedy, �e od tej chwili gdy kiedykolwiek b�dzie widzia�, jak pada �nieg, z zas�ony bieli wychyl� si� ku niemu bielej�ce czaszki. Ale dziewi�� lat sp�uka�o wiele b�lu, teraz za�, w tej chwili wiedzia�, �e noc jest cudowna. P�dzi� szerokimi drogami, jak strza�a mkn�� przez wysokie mosty, g�adka powierzchnia ulic l�ni�a w blasku �wiate�, przeszywa� chmury w�ciekle wiruj�cych li�ci, ogromna si�a wciska�a go w r�kawy tuneli, kt�rych ja�niej�ce �ciany odbija�y rozmazane kszta�ty jego wozu niczym lustra. Wreszcie zaciemni� szyby i zamkn�� oczy. Nie m�g� przypomnie� sobie, czy zdrzemn�� si� na chwil�, czy te� nie, a wobec tego nale�a�oby przypuszcza�, �e jednak przysn��. Poczu�, jak samoch�d zwalnia, za� on unosi oparcie fotela do przodu i rozja�nia okna. Niemal r�wnocze�nie rozleg� si� brz�czyk oznajmiaj�cy koniec jazdy. Wyci�gn�� kierownic�, zakr�ci� pod kopu�� parkingu, wysiad� na ramp� i zostawi� w�z zespo�owi parkingowych. Odebra� bilet od robota o kwadratowym czerepie, kt�ry m�ci� si� na rodzaju ludzkim pokazuj�c tekturowy j�zyk ka�demu, kogo obs�ugiwa�. Jak zwykle, wsz�dzie unosi� si� szmer rozm�w r�wnie dyskretnych, jak przy�mione �wiat�o. w tym miejscu mo�na by�o odnie�� wra�enie, �e �ciany absorbuj� d�wi�ki, zamieniaj�c je w ciep�o, usypiaj�c s�owa aromatami tak silnymi, i� mo�na by�oby je dotkn��, hipnotyzuj�c uszy trzaskaniem ognia w trzech kominkach. Rendera poproszono by usiad� przy ulubionym stoliku, w rogu na prawo od mniejszego kominka - to miejsce zarezerwowano specjalnie dla niego. Menu zna� na pami��, lecz mimo to studiowa� je gorliwie, a popijaj�c �Manhattan� rozmy�la�, czym by tu dogodzi� apetytowi. Po takich sesjach jak dzisiejsza z Eriksonem, zawsze mia� wilczy apetyt. - Doktorze Render?... - Tak? - podni�s� wzrok na kelnera. - Doktor Shallot prosi pana o chwil� rozmowy. - Nie znam nikogo o tym nazwisku - odpar�. - Jest pan pewny, �e ten cz�owiek nie chce rozmawia� z Benderem? To chirurg z Metro, tak�e czasami tu jada... Kelner potrz�sn�� g�ow�. - Nie, sir. Doktor Shallot na pewno chodzi o pana. Prosz� spojrze� - poda� mu wizyt�wk�, na kt�rej wypisano maszynowym pismem, drukowanymi literami jego pe�ne imi� i nazwisko. - Doktor Shallot je u nas kolacj� niemal codziennie ju� od dw�ch tygodni - doda� kelner. - I za ka�dym razem prosi, by da� zna�, gdyby pan si� pojawi�. - Hm... - chrz�kn�� Render. - Dziwne. Dlaczego po prostu nie zadzwoni do mnie do biura? Kelner u�miechn�� si� i wykona� jaki� nieokre�lony gest. - Dobrze - zadecydowa�, popijaj�c koktajl. - Prosz� powiedzie� temu panu, �e go zapraszam... Aha, niech pan przyniesie jeszcze jeden �Manhattan�. - Przykro mi - kelner przest�pi� z nogi na nog�. - Niestety Doktor Shallot nie widzi. Gdyby nie sprawia�o to panu trudno�ci... - Oczywi�cie, jasne - Render wsta� od ulubionego stolika przekonany, �e ju� tego wieczoru nie wr�ci tutaj. - Prosz�, niech pan prowadzi. Szli wymijaj�c stoliki, przy kt�rych siedzieli nocni bywalcy klubu. Kelner prowadzi� na pi�terko. Jaka� znana twarz rzuci�a �Hallo� od stolika przy �cianie. Render kiwn�� przyja�nie g�ow�, poznaj�c dawnego seminarzyst�, prymusa o nazwisku �Jurgens�, �Jurgen� czy jako� tak. Szli dalej, a� znale�li si� w mniejszej sali, gdzie tylko dwa stoliki by�y zaj�te... nie, trzy. Wci�ni�ty w ciemny k�t, cz�ciowo zas�oni�ty okazem dawnej zbroi sta� jeszcze jeden stolik. Tam w�a�nie prowadzi� go kelner. Zatrzymali si�. Render spojrza� na przyciemnione szk�a okular�w, kt�re unios�y si�, gdy stan�li. Doktor Shallot by�a kobiet� nieco po trzydziestce. Jej d�uga grzywka ciemnoblond nie zakrywa�a zupe�nie plamki srebra, kt�r� mia�a na czole niczym znak kasty. Render zaci�gn�� si� papierosem, a wtedy g�owa kobiety zab�ys�a lekko w czerwonawym blasku. Mia� wra�enie, �e patrzy mu prosto w oczy. Poczu� si� do�� niezr�cznie, cho� wiedzia�, �e jedyne, co widzi, to tylko impulsy zarejestrowane przez fotokom�rk� i przes�ane cienkimi jak w�os drucikami do kory m�zgowej, gdzie mia�a wszczepiony konwerter, jednym s�owem: doktor Render jawi� si� jej jako �ar na czubku jego papierosa. - Doktor Shallot, oto Mr. Render - przedstawi� go kelner. - Dobry wiecz�r - mrukn��. - Dobry wiecz�r - odpowiedzia�a. - Mam na imi� Eileen. Bardzo pragn�am spotka� si� z panem. Mia� wra�enie, �e g�os jej lekko dr�y. - Zechce pan towarzyszy� mi przy kolacji? - z przyjemno�ci� - odpar�. Kelner dostawi� krzes�o. Render usiad� i spostrzeg�, �e przed doktor Shallot stoi kieliszek z drinkiem. Przypomnia� kelnerowi o drugim �Manhattanie�. - Ju� pani co� zam�wi�a? - spyta�. - Nie. , - Zatem dwie karty... - zacz�� i ugryz� si� w j�zyk. - Wystarczy jedna - u�miechn�a si�. - Nie trzeba �adnej - doda�, po czym wyrecytowa� z pami�ci menu. Z�o�yli zam�wienie. - Zawsze pan to robi? - spyta�a, gdy kelner odszed�. - Co? - Uczy si� menu na pami��. - Rzadko - odpar�. - �eby radzi� sobie w k�opotliwych sytuacjach. Dlaczego pani chcia�a widzie� si�... rozmawia� ze mn�? - Jest pan neuroterapeut�. �ni�cym. - a pani?... - Psychiatr� w State Psych. Zosta� mi jeszcze rok. - w takim razie zna pani Sama Riscomba. - Tak, pom�g� mi dosta� si� na to miejsce. By� moim doradc�. - a moim przyjacielem - doda�. - Studiowali�my razem u Menningera. Kiwn�a g�ow�. - Cz�sto mi m�wi� o panu... mi�dzy innymi dlatego chcia�am pana spotka�. Sam Riscomb ma za zadanie dodawa� mi odwagi w urzeczywistnianiu mych zamierze�, bez wzgl�du na kalectwo. Render spojrza� na ni� uwa�niej: ubrana by�a w zielon� sukni�, chyba z welwetu. Oko�o trzy cale na lewo od stanika mia�a wpi�t� ozdobn� spink�, chyba z�ot�, a w niej czerwony kamie� - mo�e rubin - a na nim kszta�t jakby kielicha. a mo�e to jeden kszta�t nak�ada� si� na drugi, kiedy patrzy�o si� przez kamie� w z�ote uj�cie broszy? Render mia� wra�enie, �e sk�dci� zna t� ozdob�, ale w tej chwili nie m�g� sobie przypomnie�, sk�d. w p�mroku rubin rzuca� jasne blaski. Kelner przyni�s� drinka. - Chc� zosta� neuroterapeut� - powiedzia�a kobieta. Gdyby nie by�a ociemnia�a, Render m�g�by pomy�le�, �e spojrza�a na niego w nadziei, �e z jego wyrazu twarzy zdo�a odczyta� odpowied�. Nie do ko�ca orientowa� si�, co pragn�a od niego us�ysze�. - Pochwalam wyb�r... i wysoko ceni� pani ambicje - rzek�, staraj�c si�, by z barwy jego g�osu mo�na by�o odczyta� u�miech. - Ale to nie jest takie proste. Ten zaw�d wymaga umiej�tno�ci, z kt�rych nie wszystkie mo�na zaliczy� do akademickich. - Wiem - skin�a g�ow�. - Lecz jestem �lepa od urodzenia i nie by�o rzecz� �atw� zaj�� a� tak daleko. - Od urodzenia? - powt�rzy�. - My�la�em, �e straci�a pani wzrok znacznie p�niej. a zatem sko�czy�a pani szko�� i zdoby�a dyplom lekarski jako niewidoma... Przyznam, �e jestem pod wra�eniem. - Dzi�kuj� - rzuci�a kr�tko. - Naprawd�, nie ma tu czym si� wzrusza�. Naprawd�. Jeszcze jako dziecko us�ysza�am o pierwszym neuroterapeucie i wtedy te� postanowi�am, �e p�jd� w jego �lady. Od tamtej chwili pragnienie to kierowa�o ca�ym mym �yciem. - Zastanawia mnie, jak pani radzi�a sobie w laboratoriach? Nie widz�c pr�bek, nie mog�c patrze� przez mikroskop... wreszcie, jak by�o z czytaniem? - Wynajmowa�am ludzi, kt�rzy mi czytali. Nagrywa�am. Szko�a rozumia�a, �e bardzo pragn� zosta� psychiatr�, dlatego zgodzi�a si� na specjalny tok pracy w laboratorium. W sekcjach pomagali mi laboranci, kt�rzy opisywali mi wszystko, co si� dzia�o na stole operacyjnym, krok po kroku. Mog� rozr�nia� rzeczy za pomoc� dotyku... a pami�ci� dor�wnuj� pa�skiej. R�wnie dobrze mog�abym wku� menu - u�miechn�a si�. - Jedynie neuroterapeuta mo�e odczyta� jako�� zjawisk psychopartycypacji, a dzieje si� to poza czasem i przestrzeni�, poza og�lnie dost�pn� rzeczywisto�ci�, po�r�d �wiata utworzonego z materii sn�w drugiego cz�owieka. w tej w�a�nie przestrzeni nieeuklidesowej rozpoznajemy kszta�ty aberracji psychicznych, po czym bierzemy pacjenta za r�k� i razem z nim ogl�damy krajobraz... Je�li neuroterapeuta potrafi z powrotem sprowadzi� powierzonego sobie cz�owieka do �wiata, kt�ry znamy, mo�emy powiedzie�, �e jego diagnozy s� s�uszne, a to, co zrobi�, wa�ne... - Cytat z Dlaczego nie jest mo�liwa psychometria w czasie i przestrzeni - wtr�ci� Render. - ... autorstwa Charlesa Rendera, doktora nauk medycznych. - W�a�nie zbli�a si� kolacja - zauwa�y� i doko�czy� drinka. Na ruchomym barku podjecha�y podgrzane w kuchence mikrofalowej potrawy. - Oto i pow�d, dla kt�rego chcia�am spotka� si� z panem - ci�gn�a, zdejmuj�c okulary, gdy postanowiono przed ni� dymi�ce p�miski. - Chcia�abym, aby pom�g� mi pan zosta� �ni�c�. Zwr�ci�a ku niemu za�mione oczy, puste jak oczy pos�gu. - Pani sytuacja jest zupe�nie wyj�tkowa - zauwa�yli. - Jeszcze nigdy nie by�o neuroterapeuty z wrodzon� �lepot�... z oczywistych, jak s�dz�, powod�w. Dlatego, zanim cokolwiek pani odpowiem, b�d� musia� przemy�le� wszystkie aspekty tej sprawy, a teraz bierzmy si� za jedzenie. Jestem g�odny jak wilk. - w porz�dku - westchn�a. - Ale to, �e jestem niewidoma, wcale nie znaczy, �e nigdy nie widzia�am. Nie pyta�, co ma na my�li, bo w�a�nie postawiono przed nim �eberka i butelk� �Chambertin�. Mia� wystarczaj�co du�o czasu, by zauwa�y�, �e gdy wyci�gn�a r�k� spod sto�u, na palcach nie mia�a pier�cionk�w. - Ciekaw jestem, czy ci�gle pada �nieg - mrukn�� przy kawie. - Gdy parkowa�em, zanosi�o si� na �nie�yc�. - Mam nadziej�, �e tak - odpar�a, podnosz�c do ust fili�ank�. - Lubi� czu� p�atki �niegu na twarzy, chocia� gdy pada, rozprasza �wiat�o i wtedy nie �widz� ju� zupe�nie nic. - Jak pani sobie z tym radzi? - M�j pies, Sigmund... da�am mu dzisiejszej nocy wychodne - u�miechn�a si�. - Mo�e mnie zaprowadzi� dok�dkolwiek zechc�. To zmutowany Przewodnik. - O! - zdziwi� si� Render. - Du�o m�wi? Skin�a twierdz�co g�ow�. - Owszem, chocia� u Sigmunda mutacja nie uda�a si� tak dobrze jak w przypadku innych Przewodnik�w. w ka�dym razie dysponuje s�ownikiem z�o�onym z oko�o czterystu s��w, chocia� wydaje mi si�, �e m�wienie sprawia mu b�l. Ale jest inteligentny. Kiedy� na pewno go pan spotka. Render pogr��y� si� we w�asnych my�lach. Zdarzy�o mu si� ju� rozmawia� ze zmutowanymi zwierz�tami na kilku zjazdach lekarskich i zawsze zdumiewa�a go ich zdolno�� do logicznego my�lenia, jak r�wnie� gotowo�� do po�wi�cenia, kt�r� okazywa�y wobec swych w�a�cicieli. Trzeba jednak by�o pod�uba� troch� przy chromosomach i wykaza� niema�� bieg�o�� w embriochirurgii, by zwi�kszy� pojemno�� m�zgu psa tak, by przekracza�a pojemno�� m�zgu szympansa. Do tego dodajmy kilka operacji, dzi�ki kt�rym rozbudowywa�o si� aparat mowy. w wi�kszo�ci podobne eksperymenty ko�czy�y si� na niczym, a tych kilkunastu pomy�lnie zmutowanych osobnik�w, kt�rzy zdo�ali si� uchowa� w ci�gu roku, by�o warte oko�o sto tysi�cy dolar�w ka�dy. P�niej, gdy zapali� papierosa i przez moment bawi� si� p�omieniem zapalniczki, uzyska� niezbit� pewno��, �e rubin w broszy Miss Shallot nie by� imitacj�, a w�wczas zrodzi�o si� w nim przypuszczenie, i� fakt, �e przyj�to j� na medycyn�, nie m�wi�c ju� o jej osi�gni�ciach naukowych, przysporzy� college'owi, gdzie studiowa�a, ca�kiem poka�nej darowizny. Ale my�l�c tak by� chyba nie w porz�dku wobec niej - zbeszta� si� w duchu. - Tak - powiedzia� g�o�no. - Mo�na by napisa� rozpraw� o psiej nerwicy. Czy kiedykolwiek wspomina� o swym ojcu jako ,,synu �e�skiego Przewodnika�? - Nigdy nie widzia� ojca - stwierdzi�a bardzo rzeczowym tonem. - Od��czono go od innych ps�w, a jego zachowanie trudno by okre�li� jako typowe. Zreszt�, nie s�dz�, �eby kiedykolwiek zdo�a� pan pozna� psychologi� psa na przyk�adzie mutanta. - Przypuszczam, �e ma pani racj� - rzek�, by sko�czy� wreszcie ten w�tek. - Kawy? - Nie, dzi�kuj�. Lizn�wszy, �e to w�a�ciwy czas, by podj�� prawdziwy temat rozmowy, wyci�gn�� si� w krze�le i zacz��: - Zatem pragnie pani zosta� �ni�c�? - Tak. - Nie cierpi� wchodzi� w rol� cz�owieka, kt�ry burzy wyg�rowane ambicje innych - westchn��. - Nie trawi� tego niczym trucizny. Niestety, cz�sto si� zdarza, �e ambicje nie maj� �adnego oparcia w rzeczywisto�ci, tote� bywam bezlitosny. Dlatego z wszelk� otwarto�ci� i z ca�� powag� musz� pani wyzna�, �e nie wyobra�am sobie, w jaki spos�b mog�aby pani zrealizowa� swe plany. Nie wykluczam, �e jest pani znakomitym psychiatr�... Ale jestem te� zdania, �e wzgl�dy natury fizjologicznej i psychicznej uniemo�liwiaj� pani wykonywanie zawodu neuroterapeuty. Jak s�dz�, ... - Chwileczk� - przerwa�a mu. - Nie tutaj. Niech pan b�dzie tak dobry i oka�e mi cho� troch� pob�a�liwo�ci. Ten zaduch m�czy mnie. Prosz�, przenie�my si� gdzie indziej. Przypuszczam, �e by�abym jednak w stanie przekona� pana do mych racji... - Czemu nie? - wzruszy� ramionami. - Mam mn�stwo czasu. Oczywi�cie, wyb�r miejsca nale�y do pani. Dok�d wi�c pojedziemy? - �lepy Rzut? Powstrzyma� mimowolny u�miech, za to ona roze�mia�a si� g�o�no. - Doskonale - powiedzia�. - Ale przedtem musz� ugasi� pragnienie. Zam�wiono butelk� szampana, a potem Render, mimo protest�w doktor Shallot, podpisa� rachunek. Trunek podano w kolorowym koszyku z napisem ,,Wypij, gdy prowadzisz�. Wypili, a potem wstali od sto�u. Ona by�a wysoka, lecz on by� wy�szy. �lepy Rzut. Prosta nazwa praktyki cz�sto uprawianej przez posiadaczy woz�w z autopilotem. P�dz�c przez kraj w pewnych r�kach niewidzialnego szofera, z zaciemnionymi oknami, w ciemn� noc, z niebem wysoko nad sob�, wiedz�c, �e opony atakuj� drog� jak ostre, brz�cz�ce pi�y - ruszaj�c z linii startu i ko�cz�c w tym samym miejscu, nie wiedz�c, dok�d jedziesz i gdzie by�e� - mia�e� okazj� roz�arzy� w sobie poczucie w�asnej indywidualno�ci, rodz�ce si� nawet w najbardziej oboj�tnym zak�tku czaszki, mog�e� rozbudzi� momentaln� �wiadomo�� samego siebie - z dala od wszystkiego, zatopiony w ruchu. Bo ruch w ciemno�ci to najbardziej wysublimowana analogia do �ycia jako takiego - w ko�cu powiedzia� to jeden z �yciowych Komediant�w - powiedzia�, a wszyscy obecni przy tym wybuchn�li �miechem. W�a�nie teraz zjawisko znane jako �lepy Rzut rozpowszechni�o si� (jak mo�na by�o przypuszcza�) w�r�d m�odszych cz�onk�w spo�eczno�ci, gdy� strze�one autostrady pozbawi�y ich mo�liwo�ci wypr�bowywania woz�w tak jak chcieliby tego m�odzi indywiduali�ci, poza tym Narodowa Kontrola Ruchu krzywym okiem patrzy�a na te praktyki. W ko�cu co� trzeba by�o robi�. Nadesz�a. Pierwsza zgubna reakcja wywo�ana zwyk�ym in�ynierskim wyczynem polegaj�cym na od��czeniu uk�adu kontrolnego, kt�ry prowadzi� w�z po monitorowanej falami radiowymi autostradzie. w ten spos�b w�z wymyka� si� kontroli urz�dze� monitoruj�cych i przechodzi� pod wy��czn� w�adz� kierowcy. Zazdrosny niczym b�stwo, kontroler nie dopuszcza�, by ktokolwiek wydostawa� si� poza zakres jego zaprogramowanej wszechwiedzy; w Stacji Kontroli Autostrady, ostatniej, kt�r� min�li, na pewno r�bn�� piorun i b�ysn�a b�yskawica, po czym uskrzydlone serafiny ruszy�y w po�cig za przyczyn� ca�ego zamieszania i w�a�ciwie nie powinny mie� problem�w z odszukaniem celu. Cz�sto jednak okazywa�o si�, �e przybywa�y za p�no, bowiem dr�g by�o wiele, a utrzymane w znakomitym stanie pozwala�y osi�gn�� zawrotne szybko�ci. Dlatego w�a�ciwie nie powinno si� mie� problem�w z ucieczk�. Inne pojazdy z konieczno�ci zachowywa�y si� tak, jakby buntownik w og�le nie istnia� - nie mo�na by�o zwa�a� na jego obecno��. Odizolowany, wci�ni�ty w trudno przejezdny odcinek autostrady przest�pca zawsze ryzykowa�, �e zostanie zgnieciony na miazg�, je�li wszystkie inne pojazdy gwa�townie przyspiesz� lub Stacja Kontroli wy�le na jego miejsce - teoretycznie wolne, jakby to wynika�o ze schematu ruchu - jaki� inny pojazd. w czasach, gdy zaprowadzono system monitorowania autostrad, istotnie zdarza�y si� ca�e serie zderze�. P�niej jednak urz�dzenia kontrolne znacznie zm�drza�y, a zmechanizowane odcinacze pozwoli�y nast�pnie zredukowa� ilo�� kolizji. Sam jednak fakt, �e w nast�pstwie wypadk�w ludzie gin�li lub odnosili obra�enia, pozosta� bez zmian. Nast�pna reakcja zosta�a spowodowana w rezultacie czego�, czego zaniedbano dlatego w�a�nie, �e by�o konieczne. System monitorowanej jazdy polega� na tym, �e ludzie mogli przenosi� si� w dowolne miejsce, przedtem jednak musieli je wskaza�. Osoba, kt�ra podawa�a dowoln� seri� wsp�rz�dnych bez jakiegokolwiek odniesienia do istniej�cych map, albo musia�a pogodzi� si� z tym, �e silnik zaraz si� zablokuje i b�y�nie lampka PROSZ� SPRAWDZI� WSPӣRZ�DNE, albo �e w�z ruszy w niewiadomym kierunku. To ostatnie mia�o w sobie pewien posmak romantyczno�ci, pozwala�o prze�ywa� p�d szybko�ci, nieoczekiwane widoki i mie� wolne r�ce. Poza tym by�o absolutnie legalne, a w ten spos�b da�o si� objecha� dwa kontynenty, o ile oczywi�cie w�z by� odpowiednio zaopatrzony i wytrzyma�y. Niezale�nie od metod, praktyka tego rodzaju podr�y ogarnia�a coraz starszych wiekiem. w ten spos�b nauczyciele, kt�rzy mogli u�ywa� jazdy jedynie w niedziele, popadli w z�� s�aw� jako po�rednicy w sprzeda�y u�ywanych samochod�w. Koniec �wiata! - mawia�y osoby o deklamatorskich sk�onno�ciach. Koniec czy nie, w ka�dym razie w�z przeznaczony do jazdy po kontrolowanych autostradach jest urz�dzeniem niezwykle sprawnym, wyposa�onym w ubikacj�, spi�arni�, lod�wk� i st� do gier. Dwie osoby mog� tu spa� z �atwo�ci�, cztery te� si� zmieszcz�, cho� b�dzie t�ok, mimo �e bywaj� okazje, gdy i trzy osoby robi� niezno�ny �cisk. Render wyjecha� z parkingu. Skierowa� si� w boczn� drog�. - Chce pani poda� wsp�rz�dne? - spyta� i - Prosz�, niech pan to zrobi. Moje palce wiedz� zbyt wiele! Render na chybi� trafi� nacisn�� kilka guzik�w. �lizgacz ruszy� w stron� autostrady. P�niej jeszcze ustawi� szybko��, tak �e pojazd zmieni� pas na tor szybkiego ruchu. �wiat�a wypala�y dziury w ciemno�ci. Miasto szybko znika�o gdzie� z ty�u. Po obu stronach drogi tli�y si� ogniska podsycane nag�ymi kaprysami wiatru, przes�oni�te bia�ymi pasami mgie� i ci�g�ymi opadami szarego popio�u. Render wiedzia�, �e wykorzystuj� zaledwie sze��dziesi�t procent szybko�ci, jak� mo�na by�o rozwin�� w pogodn�, bezdeszczow� noc. Nie zaciemni� okien. Wyci�gn�� si� w fotelu i patrzy�. Tak�e i Eileen �patrzy�a� przed siebie, w to, co widzia�a w blasku reflektor�w. Przez dziesi�� minut, mo�e kwadrans, oboje milczeli. Miasto skurczy�o si�, wjechali na przedmie�cia, jechali dalej. Po pewnym czasie zauwa�yli kr�tkie odcinki otwartych dr�g. - Prosz� mi opowiedzie�, co wida� - poprosi�a. - a dlaczego nie prosi�a mnie pani, �ebym opisa�, jak wygl�da kolacja albo ta zbroja, stoj�ca obok stolika? - Poniewa� jedno czu�am, drugie mog�am dotkn��. To, co wida� na zewn�trz, jest inne. - Dobrze. Zatem pada �nieg. - Co wi�cej? - Na drodze robi si� breja. Gdy zamarznie, zaczniemy si� wlec, chyba �e przegonimy �nie�yc�. Breja wygl�da jak stary, �ciemnia�y syrop, kt�ry w�a�nie si� scukrza. - Co� jeszcze? - To ju� wszystko, panienko. - Czy pada wi�cej czy mniej ni� w�wczas, gdy wychodzili�my z klubu? - S�dz�, �e �nie�y bardziej intensywnie. - Dostan� drinka? - Jasne. Cofn�li fotele do wewn�trz, Render roz�o�y� st�. Wyj�� z barku dwa kieliszki. - Pani zdrowie - powiedzia�, gdy zosta�y nape�nione. - Pa�skie. Wychyli� drinka. Doktor Shallot poci�ga�a swojego. Czeka�, a� si� odezwie. Wiedzia�, �e we dwoje nie mog� gra� w Sokratesa, tote� spodziewa� si� jeszcze paru pyta�, zanim w ko�cu powie to, co ma do powiedzenia. - Jak� najpi�kniejsz� rzecz widzia� pan w �yciu? Tak, dobrze zgadn��. Odpowiedzia� bez wahania: - Zatopienie Atlantydy. - M�wi�am serio. - Ja te�. - Zechcia�by pan wyja�ni�? - Prosz� - wzruszy� ramionami. - To ja zatopi�em Atlantyd�. Osobi�cie... By�o to oko�o trzy lata temu. Bo�e, miasto by�o urocze! Wie�e z ko�ci s�oniowej, z�ote minarety i balkony z kutego srebra. Mosty z opalu, proporce z purpury i mlecznobia�e rzeki, sun�ce wzd�u� cytrynowych brzeg�w. Strzeliste iglice, drzewa stare jak �wiat, �askota�y podbrzusza chmur, statki wielkiej przystani morskiego portu Xanadu, konstrukcji r�wnie a�urowej jak budowa instrumentu muzycznego... szum �opocz�cych bander. Dwunastu ksi���t odbywa�o s�dy w dwunastos�upym Koloseum, s�uchaj�c, jak pewien Grek �egna zachodz�ce s�o�ce gr� na saksofonie tenorowym... Ten Grek, oczywi�cie, by� moim pacjentem. Paranoik. Etiologia choroby to sprawa do�� skomplikowana, ale w�a�nie dlatego zakrad�em si� do jego umys�u. Na kr�tko da�em mu woln� r�k�, lecz na samym ko�cu musia�em rozpo�owi� kontynent i pogr��y� Atlantyd� na dziesi�� metr�w w morzu. Grek znowu gra na saksofonie i niew�tpliwie mia�a pani okazj� s�ysze� jego gr�, je�li pani lubi tak� muzyk�. Niez�y. Widuj� go niekiedy, lecz nie jest to ju� ostatni potomek najwi�kszego barda Atlantydy. Po prostu, znakomity saksofonista ze schy�ku dwudziestego wieku... Czasem jednak, gdy spogl�dam wstecz na t� apokalips�, kt�r� zgotowa�em zanurzony w jego majestatyczn� wizj�, zdaje mi si�, �e chwytam zwiewne przeczucie pi�kna utraconego, bo jego uczucia sta�y si� moimi uczuciami, za� jemu zdawa�o si�, �e ten sen jest najcudowniejsz� rzecz� pod s�o�cem. Dola� do kieliszka. - Nieca�kiem o to mi chodzi�o - powiedzia�a. - Wiem. - My�la�am o czym� prawdziwym, zupe�nie rzeczywistym. - Zapewniam pani�, �e by�o to bardziej rzeczywiste ni� rzeczywisto��. - Nie w�tpi�, ale... - ...ale zburzy�em fundamenty, na kt�rych zamierza�a pani zbudowa� swoj� argumentacj� - doko�czy�. - Okay, przepraszam. Z powrotem w�o�� pani bro� do r�ki. Mam tutaj co�, co mo�e by� prawdziwe... Poruszamy si� po kraw�dzi wielkiej kuli, ulepionej z piachu. z g�ry �agodnie opada �nieg. Na wiosn� �nieg zacznie si� topi�, woda wsi�knie w ziemi� lub wyparuje, podgrzana ciep�em s�o�ca. I tylko piach pozostanie. w piachu nie ro�nie nic, mo�e z wyj�tkiem kaktus�w. Nic w piasku nie �yje, mo�e z wyj�tkiem w�y, paru gatunk�w ptak�w, owady,