5803
Szczegóły |
Tytuł |
5803 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5803 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5803 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5803 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Milena w�jtowicz
(Nie)0szcz�liwy traf
Przy drodze sta�o drzewo. Du�e, stare i na wp� martwe. Bior�c pod uwag�, �e
droga przechodzi�a przez las, nie by�o w tym nic dziwnego. O wiele dziwniejsza
by�a jedyna, poza gromad� kornik�w, lokatorka tego drzewa. Mia�a oko�o p� metra
wzrostu, lekko wytrzeszczone oczy, du�o czerwonych pi�rek i chrypk�. Kiedy� by�a
najpi�kniejsz� ksi�niczk� w okolicy. Obecnie - zmarzni�t� i lekko przezi�bion�
papug�.
Na drzewo zacz�y spada� pierwsze p�atki �niegu. Papuga westchn�a zrezygnowana
i schowa�a si� do dziupli. O wiele rozs�dniej zrobi�aby, przenosz�c si� w jakie�
cieplejsze okolice, ale nie chcia�a zbytnio oddala� si� od swojego zamku.
Szczerze m�wi�c, kilka dni temu oddali�a si� na kr�tk� wycieczk� po okolicy i od
tej pory nie mog�a znale�� drogi powrotnej. Mimo, �e by�a ptakiem, zachowa�a
odpowiednia dla ksi�niczki orientacj� w terenie. Pro�ciej m�wi�c - �adn�. W
ko�cu ksi�niczki nie s� od tego, �eby umie� trafi� z powrotem do domu. Dlatego
ksi���ta zawsze doskonale daj� sobie rad� na nieznanych terytoriach.. Ich
zadaniem jest doprowadzi� zagubione ksi�niczki do domu i, w miar� mo�liwo�ci,
o�eni� si� z nimi. Ale c� pocz��. Niekt�re ksi�niczki maj� pecha.
Jak na przyk�ad ta, b�d�ca obecnie �adnym, kolorowym ptaszkiem pokojowym.
W�a�nie zastanawia�a si� powa�nie nad zmian� miejsca zamieszkania, gdy us�ysza�a
radosne pogwizdywanie. Ostro�nie wystawi�a �epek z dziupli. Dostrzeg�a niewysok�
posta� w pelerynie z kijem w r�ku.
- Lepszy wr�bel w gar�ci... - mrukn�a pod nosem, po czym odchrz�kn�a i
zawo�a�a: - St�j w�drowcze! Oto los da� ci szans� uniesienia si� z nizin i
zyskania s�awy i bogactwa - mia�o to w zamierzeniu zabrzmie� wykwintnie i
obiecuj�co, ale zamiast tego rozleg� si� skrzypi�cy g�os, zako�czony dono�nym
kaszlem.
Posta� zatrzyma�a si� i odwr�ci�a w stron� drzewa. Okaza�a si� piegowatym
ch�opcem w wieku oko�o trzynastu lat. Papuga zakl�a pod nosem i wysz�a z
dziupli. Ch�opiec zdecydowa� si� odezwa�:
- H�?
- Nie st�j tak. Zabierz mnie st�d i to natychmiast - wychrypia�a papuga.
- Gadaj�cy ptak! - ucieszy� si� ch�opiec. - No, ptaszku, powiedz co� jeszcze!
- Tylko nie ptaszku! - zdenerwowa�a si� papuga. - Masz si� do mnie zwraca�
"wasza ksi���ca wysoko��". I natychmiast mnie st�d zabra�! S�yszysz?!
Natychmiast! To jest rozkaz! - zacz�a histerycznie krzycze�. Kilka dni
sp�dzonych w przewiewnym pniu podczas mroz�w nie poprawi�o jej humoru.
Ch�opiec zastanowi� si� chwil�.
- Gdzie?
- Co gdzie? - zdziwi�a si� papuga.
- Gdzie mam ci� zabra�... wasza ksi���ca wysoko�� - doda� przezornie, zerkaj�c
na dzi�b i pazury ptaka.
- Do zamku - odpar�a papuga bez wahania.
- Do kt�rego zamku?
- Mojego oczywi�cie! Jaki inny zamek mog� mie� na my�li?! - papuga robi�a si�
coraz bardziej z�a. By�a mokra, g�odna, zzi�bni�ta, a ten ch�opiec by� chyba
niespe�na rozumu.
- Tu jest pi�� zamk�w. Kt�ry jest tw�j.... wasza wysoko��?
- Pi��? - papuga by�a wyra�nie zainteresowana. - Czy w kt�rym� jest mo�e ksi���?
M�ody i nie�onaty?
- Hmmm.. - zastanowi� si� ch�opiec. - W Zamku R� jest ksi���, ale on w�a�nie
po�lubi� ksi�niczk� z Zamku Nad Rzek�. A ksi��� z Zamku Wschodniego pojecha� na
wojn� z kr�lem Zamku Po�udniowego. I jest jeszcze ksi��� z Zamku P�nocnego.
- �wietnie - gdyby papuga mia�a r�ce, zatar�aby je rado�nie. - Udamy si� zatem
do Zamku P�nocnego, m�j... Jak ci w�a�ciwie na imi�?
- Herbert. A tobie... wasza wysoko�� - mimo �e papuga by�a zzi�bni�ta, jej dzi�b
nadal by� bardzo gro�ny.
- Jestem Lucilla, ksi�niczka Zamku Ksi�yca, najpi�kniejsza kobieta na �wiecie.
- Raczej papuga - sprostowa� ch�opiec.
Ksi�niczka spojrza�a na niego niech�tnie, ale nie zaprotestowa�a.
- To stan tymczasowy. Daleko do tego zamku?
- �wier� dnia drogi.
- C�, trudno - podfrun�a i usiad�a na ramieniu ch�opca. - Aby okaza� ci
wdzi�czno�� za wybawienie mnie z opresji i doprowadzenie do ksi�cia, opowiem ci
moj� histori�. Niegdy� by�am ksi�niczk�, m�od� i pi�kn�. W posagu mia�am
otrzyma� ca�e kr�lestwo mojego ojca, kt�rego by�am jedynym dzieckiem.
Przyje�d�a�o do mnie w konkury wielu m�odzie�c�w pi�knych, bogatych i
walecznych. S�awili moj� urod�, �piewali pie�ni na moj� cze��, stawali w
szranki...
- I co dalej? - przerwa� ch�opiec.
- No przecie� m�wi�! - zirytowa�a si� papuga.
- Ale to jest nudne. Co by�o kiedy ju� przestali si� bi� i �piewa�?
- Jeden z nich mia� siostr�, ksi�niczk� chytr� i podst�pn�, kt�ra omami�a
mojego ojca, a on j� po�lubi�.
- I �yli d�ugo i szcz�liwie?
- Tak - parskn�a papuga. - Urodzi� im si� syn i to on mia� odziedziczy�
kr�lestwo, a nie ja.
- I ksi���ta przestali przychodzi� - domy�li� si� Herbert.
- No c�... z pewno�ci� mieli k�opoty ze znalezieniem drogi. Pr�bowa�am nam�wi�
czarownika, �eby zamieni� moj� macoch� i brata w �aby... To jest - ksi�niczka
odchrz�kn�a. - Chcia�am powiedzie�, �eby zrobi� im niespodziank�, ale ten
podst�pny dra� zamieni� mnie w papug�. M�j ojciec oczywi�cie by� za�amany. A m�j
brat... �obuz. Ca�y czas chcia� we mnie wmusza� krakersy. A ja ich nie znosz�!
Dlaczego ty si� �miejesz?
- Ja.. - ch�opiec nie musia� odpowiada�, bo przed nimi pojawi� si� most zwodzony
i stroma �cie�ka prowadz�ca do Zamku P�nocnego, kt�ry raczej przypomina�
warowni� ni� pa�ac.
Wynika�o to z faktu, �e w�adcy tej g�rzystej i niedost�pnej krainy �ywili
szczeg�lne umi�owanie do sport�w zespo�owych, zw�aszcza do jednej dyscypliny,
zwanej "chod� tu i podbij m�j zamek". W wyniku ci�g�ych rozgrywek sportowych po
kilku wiekach pozosta� tylko jeden w�adca, wyposa�ony w niezdobyt� twierdz� oraz
zbyt liczn� i zbyt waleczn� armi�. Ten w�adca mia� jednego syna, kt�ry, cho�
odziedziczy� po przodkach postur� i si��, zdecydowanie wola� po�wi�ca� si� pracy
nad rozwojem swojego umys�u. Zmartwiony takim podej�ciem kr�l posy�a� po
medyk�w, maj�c nadziej�, ze wylecz� jego syna ze szkodliwego p�du do wiedzy.
Niestety, nawet najwymy�lniejsze medykamenty nie skutkowa�y wobec wrodzonej
odporno�ci ksi�cia na magiczne wywary. Mag, sprowadzony w celu rzucenia uroku,
uciek� posiniaczony po tym, jak ksi��� u�y� silniejszych argument�w. Uradowany
kr�l liczy� na unormowanie sytuacji, ale ksi��� nie przejawia� zbytniego zapa�u
do bicia innych, podsuwanych mu poddanych. Dlatego te� kr�l trwa� w sm�tnej
zadumie, szukaj�c sposobu na przekonanie syna, �e nawet wobec silnych i
przekonuj�cych argument�w nale�y u�ywa� jednego w�asnego argumentu - si�y.
Kiedy przyprowadzono przed jego oblicze Herberta i papug�, zniecierpliwiony
wys�ucha� jej historii, po czym rado�nie zawo�a�:
-C� za szcz�liwy.. chcia�em powiedzie� nieszcz�liwy przypadek. Jestem pewien,
ze syn m�j, waleczny ksi��� Lanfred, bez wahania po�pieszy ci z pomoc� i
odnajdzie pod�ego czarownika, pokona go, i mo�e przy okazji jeszcze jakiego�
olbrzyma, i zmusi, by przywr�ci� ci�, pani, do poprzedniej postaci.
- Ojcze - wtr�ci� si� ksi���. - Jej historia jest nieprzekonywuj�ca, poza tym
jak mam znale�� jakiego� maga, kt�rego nie widzia�em na oczy i nawet nie wiem,
jak on si� nazywa. Chcia�bym te� zauwa�y�...
- �e jeste� gotowy do drogi! - zako�czy� szeroko u�miechni�ty kr�l. - Jed�,
�egnam ci� z b�lem serca, ale rozumiemy z matk� twoj� potrzeb� pokonywania
potwor�w i ocalenia ksi�niczki. Ka�� da� ci najlepszego konia i zbroj�. Z
niecierpliwo�ci� b�dziemy oczekiwa� twojego powrotu w glorii chwa�y z pi�kn�
ksi�niczk� u boku.
- Hmm.. - chrz�kn�a ksi�niczka. - A nie da�o by si� za�atwi� �lubu od razu?
Przyzwoita panna nie podr�uje samotnie w towarzystwie m�czyzny - zamruga�a
oczami.
Ksi��� skrzywi� si� z niech�ci�. Kr�l spojrza� na ni� niepewnie.
- S�dz�, �e tw�j obecny stan, pani, daje... hmm... gwarancj�, �e jeste� pani
przyzwoit� pann� i tak� pozostaniesz. A kiedy zdj�ta zostanie kl�twa, urz�dzimy
taaakie wesele. Z wielk� uczt�, bijatyk�, wielkim prosi�ciem... - rozmarzy� si�
kr�l.
- Statystyczne powodzenie tego typu wypraw... - zacz�� ksi���.
- Jestem pewien, �e podczas wyprawy przyda ci si� twoja wiedza na temat tej,
no... statystyczno�ci - przerwa� mu kr�l. - Wyruszasz jutro rano. A ty, ch�opcze
- zwr�ci� si� do Herberta, kt�ry sta� spokojnie z boku. - W nagrod� za swe
m�stwo i pomoc w ratowaniu tej damy pojedziesz z moim synem jako ksi���cy
giermek - zastanowi� si� chwil�. - To chyba ju� wszystko. Udajcie si� do swych
komnat. A tobie pani - powiedzia� do papugi. - ka�� przynie�� wy�mienity
posi�ek. Mamy tu �wietne krakersy.
Bardzo niezadowolony ksi��� powr�ci� do swojej komnaty. Wype�nia�y j�
kroniki, rozprawy naukowe i r�ne wykresy. Ksi��e uwa�a�, �e przysz�o�� le�y w
nauce. Jedynym problemem by�o to, �e nikt mu nie wierzy�. Jego ambitne plany
nawi�zania rozleg�ych stosunk�w dyplomatycznych z s�siednimi pa�stwami ojciec
skwitowa� pytaniem ilu �o�nierzy potrzeba do takiej wyprawy. W g��bi duszy
ksi��� by� romantykiem, przeszkadza� mu w tym tylko jego daleko posuni�ty
realizm i zdolno�� logicznego my�lenia. W g��bi duszy mia� nadziej�, �e pewnego
dnia spotka mi��, inteligentn� ksi�niczk�, kt�ra b�dzie rozumia�a wyrazy typu:
algebra, �rednia statystyczna, rachunek prawdopodobie�stwa i b�dzie traktowa�a
ksi��ki jak co� wi�cej ni� materia� na podpa�k�.
Najbardziej lubi� siedzie� tu, ze swoimi ksi��kami i wykonywa� skomplikowane
obliczenia. Tymczasem jutro mia� wyruszy� na wypraw� w nieznane, barbarzy�skie
krainy, w kt�rych na pewno nikt nie wiedzia� co to jest "cywilizacja" w
towarzystwie papugi i chciwego przyg�d ma�olata. Z pewno�ci� nie by�a to
przysz�o��, o jakiej marzy�. Ale przynajmniej b�dzie mia� okazj� do studi�w nad
s�siednimi krainami. Dotychczas dworskie wizyty ogranicza�y si� do kr�lewskich
zamk�w i ich mieszka�c�w. Teraz b�dzie m�g� zobaczy� wi�cej. W �y�ach ksi�cia
p�yn�a krew jego wojowniczych przodk�w. I tak jak oni, pragn�� przygody.
Oczywi�cie, w miar� mo�liwo�ci racjonalnej i interesuj�cej z naukowego punktu
widzenia.
Za oknem zapada� zmrok.
Mniej wi�cej w tej samej chwili, setki mil od komnaty ksi�cia, na �rodku
ponurego le�nego go�ci�ca w ciesz�cej si� z�� s�aw� okolicy, r�owa ropucha
nerwowo za�wierka�a. Obok niej podskakiwa�a ze z�o�ci smuk�a, zakapturzona
posta�, miotaj�ca wi�zanki najwymy�lniejszych przekle�stw. Ropucha za�wierka�a
rado�nie, wygramoli�a si� z resztek sk�rzanego ubrania, przeskoczy�a przez
ga��zie i znik�a w lesie.
Ksi��e zosta� wyrwany ze snu wczesnym rankiem. Niech�tnie wyszed� na mro�ne
powietrze. Na zewn�trz czekali ju� papuga i Herbert, zachwycony nowym kolorowym
ubraniem, kt�re, jak nie omieszka� si� zauwa�y� ksi���, czyni�o z niego gustowna
tarcz� strzeleck� i wyklucza�o ca�kowicie mo�liwo�� ukrycia si�. Oburzony kr�l
zareplikowa�, �e jad� walczy�, a nie chowa� si� po krzakach.
- Dlaczego w takim razie nie jedzie z nami wojsko? - chcia� wiedzie� Lanfred.
Kr�l zaczerwieni� si� i nie�mia�o wyb�ka�:
- Bo wiesz... Tak sobie my�la�em... Kiedy ty b�dziesz dokonywa� bohaterskich
czyn�w, kt�re s�aw� okryj� nasz r�d, to ja mo�e... Jest takie ma�e kr�lestwo w
okolicy... Maj� armi�, mury obronne...
Ksi��e tylko westchn�� i obieca� sobie, �e nigdy nie wpadnie w taki na��g,
uwa�any powszechnie za dziedziczn� przypad�o�� rodow�. Zrezygnowany wsiad� na
konia, przypasuj�c do pasa ogromny miecz, kt�ry musia�o nosi� dw�ch giermk�w.
Ksi���, tak jak i jego przodkowie, z �atwo�ci� podtrzymywa� go jedn� r�k�.
Ksi�niczka usiad�a mu na ramieniu i zacz�a opowiada�, jakim to szcz�ciem jest
dla niego towarzystwo tak szlachetnego i dzielnego m�odzie�ca i jakim szcz�ciem
jest dla niej, ze tak wspania�y ksi��� zaj�� si� ni�, biedna i niedocenion�.
Ksi��e znosi� to jako�, ale po kilku godzinach z zaci�ni�tymi z�bami poprosi�,
�eby przefrun�a na Herberta. T�umaczy�, �e jest zbyt zaj�ty wymy�laniem plan�w
pobicia czarnoksi�nika. Papuga niech�tnie spe�ni�a jego pro�b�, a ksi���
odetchn�� z ulg�. Nie m�g� wytrzyma� jej bezustannego skrzeczenia, histori� o
jej przemianie s�ysza� ju� kilkana�cie razy, a czerwony kolor zaczyna� mu
dzia�a� na nerwy.
Podr� up�ywa�a im spokojnie i nudno, jak zreszt� wi�kszo�� podr�y. To w�a�nie
dlatego wszyscy opowiadaj�, �e na drogach jest pe�no zb�j�w. Po prostu rycerze
umieraj� z nud�w, nie maj�c nic lepszego do roboty ni� wymy�lanie
nieprawdopodobnych mro��cych krew w �y�ach historii.
Wieczorem dotarli do rozstaju dr�g. Sta�a przy nich rozwalaj�ca si� gospoda.
- Zostaniemy tu na noc - postanowi� ksi���. - A jutro udamy si�... Gdzie le�y
tw�j zamek, ksi�niczko?
Papuga mia�a troch� niewyra�n� min�.
- No, ja nigdy nie by�am a� tak daleko. I wszystkie drogi wygl�daj� tak samo -
zatrzepota�a rz�sami, co wygl�da�o jakby nagle o�lep�a.
- Tylko tego brakowa�o - mrukn�� ksi���. - Trudno. Prze�pimy si� w tym czym� -
wskaza� na gospod�. - A jutro wyruszamy na zach�d.
- My�lisz, o przewspania�y, �e tam jest m�j zamek? - zachrypia�a papuga.
- My�l�, �e tam s� biblioteki. I powinna�, o pani, oszcz�dza� sw�j g�os. Inaczej
szybko go stracisz. Oby jak najszybciej - doda� po cichu.
Kiedy zsiada� z konia us�ysza�, jak papuga m�wi do Herberta:
- Jaki on troskliwy. I zna si� na czarach. Te biblioteki musz� by� pot�ne.
Co ja tu robi�? - przemkn�o ksi�ciu przez g�ow�. Ratuj� ksi�niczk� - idiotk�,
i do tego z w�asnej woli.
Ale na razie wa�niejszy by� dla niego spokojny sen. Pchn�� drzwi i wszed� do
wn�trza gospody. Musia� przyzna�, �e dawno nie widzia� czego� tak obskurnego.
Kiedy�, kiedy by� ma�y, dziadek zabra� go do tawerny pe�nej pijanych rycerzy. Tu
by�o gorzej. Ale przynajmniej nikt nie �piewa�.
Wewn�trz siedzia�o kilku niesympatycznych oprych�w, a w k�cie kuli�a si� jaka�
posta� w kapturze. Za lad� sta� gruby karczmarz o czerwonej od alkoholu twarzy.
Ksi��� zignorowa� j�k papugi i radosny okrzyk Herberta i podszed� do gospodarza.
- Potrzebuj� noclegu na jedn� noc. Dla mnie i dla ch�opca - r�k� zamkn�� dzi�b
ksi�niczce, kt�ra chcia�a zaprotestowa�.
Karczmarz zastanowi� si�, po czym jego twarz rozja�ni� grymas, maj�cy by� w
zamy�le �yczliwym powitaniem.
- Oczywi�cie szlachetny panie. Mam pok�j w sam raz, ale niezbyt tani... - ksi���
wyci�gn�� z�ot� monet� i po�o�y� na jego wyci�gni�tej d�oni.
- Zaprowad� konie do stajni i przygotuj nam jaki� posi�ek.
Karczmarz ochoczo pokiwa� g�ow�. Skinieniem r�ki pos�a� pomocnika po konie, a
ksi�ciu wskaza� wolny st�. Herbert usiad� naprzeciw ksi�cia, a papuga
przysiad�a na por�czy krzes�a i zacz�a narzeka�.
- Jak to jeden pok�j? A ja? Gdzie ja b�d� spa�?
- Na por�czy krzes�a. Jeste� w ko�cu ptakiem. A teraz b�d� cicho, bo sprowadzisz
na nas k�opoty.
- Ale�... - papuga zaniem�wi�a, ale tylko na kr�tk� chwil�. - Czy ja...
- Herbercie, zamknij jej ten dzi�b - poleci� ksi���.
Ch�opiec ochoczo wykona� polecenie. Po chwili papuga mog�a ju� tylko prycha�, co
te� bardzo energicznie czyni�a.
Ksi��� rozejrza� si� po pomieszczeniu, sprawdzaj�c, czy nikt nie zwraca na nich
zbytniej uwagi. Ale zainteresowanie klient�w gospody koncentrowa�o si� raczej na
zakapturzonej postaci siedz�cej w k�cie. Jeden z opryszk�w podni�s� si� od sto�u
i podszed� do nieznajomego. Po�o�y� mu r�k� na ramieniu.
- Hej przyjacielu! - zahucza�. - Napij si� z nami!
- Ja... hmm... Nie.. dzi-dzi�kuj� - wyj�ka�a posta�.
- Ale� napijesz si� z nami. Poka� no swoj� twarz. My tu nie lubimy
nietowarzyskich obcych - to m�wi�c, zdar� podr�nemu kaptur z twarzy i odskoczy�
jak oparzony. Wpad� na karczmarza nios�cego kufle z piwem i obaj upadli na st�
przy kt�rym siedzieli ksi��� i Herbert.
Tymczasem podr�ny pr�bowa� uciec w ty�, ale zapl�ta� si� we w�asny p�aszcz,
kt�ry zaczepi� o krat� kominka. P�omienie szybko przeskoczy�y na materia�, wi�c
w�a�ciciel by� zmuszony pozby� si� go w jak najszybszym tempie. Wszyscy patrzyli
na niego os�upiali.
Podr�ny by� niewielkiego wzrostu, ubrany w br�zowe, znoszone ubranie. Przez
dziur� w spodniach wystawa� szary, lekko zakr�cony ogon. R�ce, a raczej �apy,
zaopatrzone by�y w pot�ne pazury. Twarz by�a pokryta szarym futrem, od kt�rego
odcina�y si� l�ni�ce k�y.
- Wilko�ak! - wykrzykn�� jeden z opryszk�w. Jego towarzysze zerwali si� z
krzese� i przepychaj�c si� wybiegli na zewn�trz.
W gospodzie zostali tylko ksi���, Herbert, papuga, pr�buj�cy wsta� z pod�ogi
karczmarz, nieprzytomny osi�ek i wilko�ak. Ksi��� westchn�� ci�ko i si�gn�� po
miecz. Na ten widok wilko�ak zaskomla�, podwin�� ogon i schowa� si� pod st�.
- Ni-nie, pp-prosz� ni-nie! Tt-tylko ni-nie m-miecz - wyj�ka�, pr�buj�c zajmowa�
jak najmniej miejsca.
Ksi��� schowa� miecz do pochwy i zajrza� pod st�. Zobaczy� trz�s�c� si� br�zow�
kupk�, zako�czon� dr��cym szarym ogonem.
- Wy�a� - zasugerowa�.
- Ni-nie - kupka skuli�a si� jeszcze bardziej.
Ksi��� si�gn�� pod st� i z�apa� wilko�aka za ogon.
- Powiedzia�em: wy�a� - poci�gn��.
Wilko�ak zaskomla� i pr�bowa� przytrzyma� si� pod�ogi. Lanfred wyci�gn�� go spod
sto�u przy akompaniamencie pazur�w rysuj�cych posadzk�.
- Zzz-zostaw! Jj-ja jj-je-jestem grrro��ny! I zzz-znam ww-wieed�d�...
- Wied�m� - podpowiedzia� Herbert.
- Wwi-ed�d�m� - powt�rzy� wilko�ak.
- Wied�my s� z�e. I brzydkie. Zamieniaj� ludzi w �aby. A wilko�aki boj� si�
srebra - Herbert popisa� si� wiedz� zaczerpni�t� z bajek.
- Tt-tak - gorliwie przy�wiadczy� wilko�ak. - Ona zz-zamieni ww-was w ���-�a-
a...
- �aby - doko�czy� lito�ciwie ksi���. - To gdzie ta wied�ma?
W tym momencie drzwi gospody otworzy�y si� z hukiem - do �rodka wpad�a smuk�a
osoba w czarnej pelerynie. Karczmarz schowa� si� za przewr�cony st�.
[poprzednia strona] powr�t do indeksunast�pna strona
Milena W�jtowicz
(Nie)Szcz�liwy traf
Nowo przyby�a cisn�a peleryn� w k�t.
- Zmok�am - warkn�a. - I zaraz si� przezi�bi�. I nogi mnie bol�, bo goni�am
Amadeusza. I nic mi nie wychodzi. I jestem koszmarnie g�odna. I mam wszystkiego
do�� - wyrzuci�a z siebie jednym tchem, po czym rozejrza�a si� po wn�trzu. - Co
tu si� dzia�o?
Widok by� bardzo interesuj�cy. Pod�oga karczmy pokryta by�a resztkami szk�a i
rozlanym piwem. Uciekaj�cy rabusie poprzewracali krzes�a. Jeden st� by�
przewr�cony i cz�ciowo zdemolowany. Karczmarz usi�owa� si� za nim schowa�, co
ze wzgl�du na tusz� nie bardzo mu wychodzi�o. W jednej z ka�u� piwa le�a�
nieprzytomny opryszek. Papuga by�a zaj�ta przecinaniem knebla kawa�kiem
st�uczonego szk�a. Przy kominku sta� ksi���, trzymaj�cy wilko�aka za ogon i
rozpromieniony Herbert.
- Ca�kiem tu sympatycznie. Tylko powinni�cie zatrudni� now� sprz�taczk� -
stwierdzi�a. - Macie tu co� do picia?
- Tak, tak - karczmarz poderwa� si� ze swojej kryj�wki. - Zaraz wszystko podam.
Kobieta ostro�nie przesz�a nad �pi�cym osi�kiem i znalaz�a si� tu� przy ksi�ciu.
By�a prawie jego wzrostu. Mia�a g�ste, d�ugie czarne loki i ciemne oczy. Ubrana
by�a w czerwona szat� z kapturem i g��bokim rozci�ciem do kolan. Na szyi mia�a
dziwny amulet na szerokim rzemieniu. Do sk�rzanego pasa przypi�ty by� sztylet.
Mia�a w sobie co� niezwyk�ego, co� czego nie mo�na by�o sprecyzowa�, ale z ca��
pewno�ci� co� by�o nie tak.
- Pu�� go - zaproponowa�a ksi�ciu.
- Jego? - ksi��� podni�s� gwa�townie skoml�cego wilko�aka w powietrze. - M�g�by
kogo� pogry��.
Kobieta wybuchn�a �miechem.
- On? Stokrotka nie skrzywdzi�by nikogo. On si� boi w�asnego cienia.
- Stokrotka? - powt�rzyli jednocze�nie ksi��� i Herbert.
- Tt-tak mm-m-am nn-na immi� - przyzna� wilko�ak. Gdyby nie to, ze ca�y by�
pokryty futrem, mo�na by powiedzie�, ze si� zaczerwieni�. - M-mamusia b-bardzo
lu-lubi�a kwwiatki - doda� wyja�niaj�co.
Ksi��� postawi� wilko�aka na posadzce. Obok Herbert zwija� si� ze �miechu.
Tymczasem papudze uda�o si� pozby� knebla.
- N�dzni rabusie - krzykn�a histerycznie. - Pok�o�cie si� Lucilli, ksi�niczce
Zamku Ksi�yca albo gi�cie marnie.
Kobieta przyjrza� si� jej z uwag�.
- Zabawna - usiad�a przy stole. - Co z tym napojem?
Karczmarz wybieg� zza kontuaru z kuflami, potykaj�c si� po drodze. Postawi� je
na stole, rozlewaj�c przy okazji po�ow�. Kobieta odsun�a si� od rozlewaj�cego
si� po stole p�ynu.
- Fatalna obs�uga. Towarzystwo te� nie najlepsze - spojrza�a krytycznie na
papug�, Herberta i ksi�cia. - Stokrotka, w co ty si� tym razem wpakowa�e�?
- Ja tylko przechodzi�em - j�kn�� wilko�ak siadaj�c przy stole. - Tak �adnie
zapachnia�o, �e postanowi�em zajrze� do �rodka. A potem... A potem jako� tak
wysz�o. Chcia�em wyja�ni�, ale wszyscy uciekli. Jak zwykle zreszt�.
- Pewnie spodziewali si�, �e popodgryzasz im gard�a albo chocia� wyprujesz
wn�trzno�ci.
- Przecie� ja tego nie robi� - rozpaczliwie j�kn�� wilko�ak. - Ja nikomu nie
chc� robi� krzywdy. To mnie wszyscy chc� skrzywdzi� - spojrza� na ksi�cia
wzrokiem kopni�tego szczeniaka. Lanfred poczu� si� winny wszystkich zbrodni
�wiata.
- Ja nie wiedzia�em - zacz�� si� t�umaczy�. - W gruncie rzeczy jestem przeciwny
przemocy. Gdyby nie bezsensowna agresja przekazywana m�odzie�y, by�oby o
czterdzie�ci sze�� procent mniej przypadk�w wykrocze� w m�odym wieku.
- Czterdzie�ci siedem - poprawi�a wied�ma.
- S�ucham? - ksi��� oderwa� swoj� uwag� od wilko�aka, �eby skupi� si� na tym co
powiedzia�a.
- Precyzyjnie m�wi�c, czterdzie�ci siedem i jedna dziesi�ta - powiedzia�a
opr�niaj�c w zadumie kielich.
Ksi��� patrzy� na ni� w os�upieniu. Herbert straci� zainteresowanie rozmow� w
momencie, gdy karczmarz postawi� przed nim misk� gor�cego gulaszu. Potrawa
odwr�ci�a te� uwag� wilko�aka, kt�ry w przeciwie�stwie do ch�opca za��da�
sztu�c�w i rozpocz�� konsumpcj� w stylu, jakiego nikt w tej gospodzie nigdy nie
widzia�. Papuga wzgardzi�a podsuni�tym jej krakersem i usiad�a na stole.
- Jak zapewne wiesz... - zwr�ci�a si� do kobiety.
- Zapewne nie wiem. - odpar�a nieznajoma.
- Czego nie wiesz? - zapyta�a zbita z tropu papuga.
- Tego co chcesz mi powiedzie�. Wiec m�w.
Papuga pr�bowa�a wysili� si� i zrozumie� o co chodzi. Na jej dziobie pojawi� si�
wyraz intensywnego wysi�ku, kt�ry ust�pi� miejsca rezygnacji.
- Jestem Lucilla, ksi�niczka Zamku Ksi�yca, najpi�kniejsza kobieta �wiata...
- Papuga - poprawi�a ja rozm�wczyni.
-... a to m�j narzeczony, najwaleczniejszy ksi��� Lanfred z Zamku P�nocnego -
kontynuowa�a papuga ze stanowczym postanowieniem, �eby sko�czy� przemow�
niezale�nie od wszystkiego. - A to jego dzielny giermek Herbert. Wyruszyli�my by
ukara� czarnoksi�nika, kt�ry sprowadzi� mnie do takiej postaci. Uprzejmo��
nakazywa�a, �eby� ty przedstawi�a si� pierwsza - doda�a zgry�liwie.
- Iskierka, wied�ma - kobieta patrzy�a na ni� z wyra�nym rozbawieniem. -
Stokrotk� ju� znacie.
Herbert podni�s� g�ow� znad miski.
- Wied�my s� brzydkie - stwierdzi� wyzywaj�co.
Iskierka spojrza�a na niego ciemnymi oczami.
- A ja nie jestem?
Herbert przyjrza� si� jej podejrzliwie.
- Raczej nie... - pokr�ci� g�ow�. Papuga dziobn�a go w rami�.
- M�wi�em, �e nie masz kwalifikacji - mrukn�� z satysfakcja Stokrotka.
Iskierka demonstracyjnie odwr�ci�a si� do niego plecami i zainteresowa�a si�
Lanfredem.
- Musia�e� by�, ksi���, bardzo niezadowolony, kiedy kto� zmieni� twoj�
narzeczon� w ptaszka.
- Co...? - Lanfred oderwa� si� od rozmy�la�. - Nie by�o mnie przy tym. To
znaczy, to jeszcze nie by�a moja narzeczona. To znaczy...
- Jak d�ugo wy si� w�a�ciwie znacie? - wtr�ci� Stokrotka.
- P�tora dnia - us�u�nie podpowiedzia� Herbert.
- To bardzo d�ugo - wied�ma u�miechn�a si� delikatnie. - I przez ca�y czas
ksi�niczka jest ptaszkiem?
- Papug� - odburkn�a papuga. - Je�li jeste� wied�m�, to mnie odczaruj.
- Nie.
- Czemu nie? - zapyta� ksi��� - To �wietny pomys�! - nie musia�by w�drowa� po
jakich� pustkowiach, m�g�by wr�ci� do swoich ksi��ek... Zaraz przypomnia� sobie,
�e wr�ci�by do nich z ksi�niczk� przy boku. To ju� nie wydawa�o mu si� takie
wspania�e.
- Lepiej wygl�da jako papuga. Tylko mog�aby mniej m�wi� - odpar�a Iskierka.
- Zmie� mnie natychmiast! - za��da�a papuga. - A mo�e nie umiesz?
- Umiem, tylko zakl�cia przemiany nie wychodz� mi ostatnio najlepiej - przyzna�a
wied�ma. - Chyba troch� z nimi przesadzi�am.
- Ttt-troch� - mrukn�� pod nosem Stokrotka. - Troch� to ma�o powiedziane.
- Nie narzekaj. I ciesz si�, �e masz wi�cej ni� trzy cale wzrostu.
- Za to mniej ni� trzy metry - odpar� z �alem Stokrotka. - A wi�c jeste� z Zamku
P�nocnego - odwr�ci� si� do ksi�cia. - Z tego Zamku P�nocnego, zamieszkanego
przez potomka walecznych rod�w i jego zdegenerowanego syna - intelektualist�?
- Zdaje si�, �e to jest w�a�nie ten zdegenerowany syn - intelektualista -
Iskierka wskaza�a d�oni� na Lanfreda.
- To naprawd� ty? - ucieszy� si� nie wiadomo z czego Stokrotka. - A ju�
my�la�em, �e jestem jedynym przypadkiem beznadziejnym.
- Kto powiedzia�, �e jestem zdegenerowanym intelektualist�? - zapyta�
podejrzliwie ksi���.
- Tygrys.
- Jaki tygrys? Tygrysy nie m�wi�. - ksi��� poczu� si� zdezorientowany.
- Nie tygrys, tylko Tygrys - sprostowa�a Iskierka. - Co masz w herbie? -
wskaza�a na jego tarcz�.
- Tygrysa - odpar� wci�� zdezorientowany ksi���.
- A dlaczego? - kontynuowa�a wied�ma.
- Pewnie ma to zwi�zek z jakimi� podaniami, tygrys symbolem si�y, czy co�
takiego. Tylko, �e na tych terenach nie wyst�puj� tygrysy. Rzeczywi�cie -
zmarszczy� brwi. - To dziwne.
- Wcale nie dziwne. S�ysza�e� kiedy� o staro�ytnych bogach?
- Te bajki? Ojciec co� wspomina�. Oczywi�cie, bez naukowych podstaw, trudno
zak�ada�, �e te legendy maj� co� wsp�lnego z prawd�.
- W�a�nie, �e maj�. Staro�ytni bogowie istniej�. Tylko, �e do�� ju� maja
mieszania si� w sprawy ludzi. Uwa�aj�, ze sami wystarczaj�co pl�czemy sobie
�ycie. Ich pot�ga zmala�a, ale wci�� istniej�. �yj� po�r�d ludzi albo w
odosobnieniu. Tygrys jest bogiem wojny. Strasznie nie lubi, kiedy kto� rezygnuje
ze szlachetnego, morderczego rzemios�a.
- Sk�d to wszystko wiecie? Znacie go? - Herbert zaczerwieni� si� z przej�cia.
- Mo�na tak powiedzie� - Iskierka u�miechn�a si�. Stokrotka prychn��.
- Ca�kiem nie�le, szczerze m�wi�c. Mo�na powiedzie�, �e jeste�my przyjaci�mi.
- I to jest prawdziwy b�g? Taki jak w legendach? Dziki, okrutny i bezwzgl�dny? -
oczy ch�opca zacz�y przypomina� dwa spodki.
- No... - Iskierka i Stokrotka zawahali si� chwil�.
- Jest du�y - zacz�� Stokrotka. - To znaczy wysoki.
- Przystojny - Iskierka z rozmarzeniem patrzy�a w k�t pomieszczenia.
- I niszczy ka�dego, kto mu si� sprzeciwi?
- No, nie ka�dego.
- Inaczej nie mia�by na kogo krzycze� - uzupe�ni�a Iskierka.
- Jest wi�c zimny i opanowany? - dr��y� temat bardzo zainteresowany Herbert.
Stokrotka uparcie unika� patrzenia mu w oczy. B��dzi� wzrokiem po suficie, od
czasu do czasu rzucaj�c b�agalne spojrzenia na wied�m�.
- Jest troch�... nerwowy - Iskierka zlitowa�a si� nad wilko�akiem.
- I ma harem amazonek? - uszy Herberta zrobi�y si� czerwone.
- Jaki harem? - Iskierka spojrza�a na niego podejrzliwie.
- Nie ma �adnego haremu - powiedzia� Stokrotka. - Jest nerwowy, humorzasty,
bole�nie szczery i zawsze wygrywa w karty.
- Ale zna si� na magii - nie dawa� za wygran� Herbert.
- Przecie� jest bogiem.
- To b�dzie umia� odczarowa� papug�... To jest ksi�niczk�.
Milcz�ca dot�d, obra�ona papuga podnios�a g�ow� i nastawi�aby z zainteresowaniem
uszy, gdyby je mia�a.
- W�tpi� - Iskierka spojrza�a na ni� z pow�tpiewaniem. - On nie przepada za
zgry�liwymi ksi�niczkami. W og�le nie przepada za �adnymi ksi�niczkami.
- Przecie� wojny s� po to, �eby ratowa� ksi�niczki, porywa� je albo... no, co�
z nimi zrobi� - zaprotestowa� Herbert.
- Nie - stanowczo zaprzeczy�a wied�ma. - Wojny s� po to, �eby tacy niem�drzy,
zbyt energiczni ch�opcy jak ty albo troch� starsi.. nawet du�o starsi, prawd�
m�wi�c,.. mogli si� wy�y� wal�c w zbroj� innego zbyt energicznego ch�opca,
zamiast wys�uchiwa� narzeka�, �e armia podepta�a ogr�d, a sala tronowa
przecieka.
- I tylko po to wywo�uje si� wojny? - Herbert patrzy� na ni� z niedowierzaniem.
Stokrotka pokiwa� g�ow�.
- Sp�jrz na to z tej strony - co by� wola�: wys�uchiwa� przez ca�y czas narzeka�
na to, �e tw�j pies zjad� kanarka, czy sp�dzi� par� miesi�cy w namiotach na
jakich� bagnach, walcz�c z inn� grup� desperat�w?
Herbert zastanowi� si� g��boko.
- Namioty - oznajmi� stanowczo.
- No widzisz - westchn�a Iskierka.
- Ale mogliby�my spr�bowa� go przekona�? - nie dawa�a za wygran� papuga.
- Pr�bowa� zawsze mo�na - odpar� Stokrotka.
Herbert rado�nie pokiwa� g�ow�. Jaki by ten b�g nie by�, mo�liwo�� spotkania go
osobi�cie znajdowa�a si� w danej chwili na szczycie jego �yciowych pragnie�.
- Mo�emy jecha� jutro rano - powiedzia� Stokrotka. - Ja i tak nie mam nic innego
do roboty. A ty? - spojrza� na Iskierk�.
W odpowiedzi wzruszy�a ramionami.
- Zawsze ch�tnie odwiedzam starych znajomych. I Amadeusz si� ucieszy.
Zanim ksi��� zdo�a� zaprotestowa�, wszystko by�o ju� ustalone i wszyscy udali
si� na spoczynek. Jemu osobi�cie wcale nie podoba�a si� perspektywa spotkania z
bogiem wojny, nawet je�li do ko�ca nie wierzy� w jego istnienie. Pot�ny,
okrutny dzikus, kt�ry do tego uwa�a� go za degenerata, nie by� osob�, kt�r�
chcia�by spotka�. Po zastanowieniu doszed� do wniosku, �e w�a�ciwie to wola�by
b��ka� si� po bezdro�ach szukaj�c tego czarownika. Swoj� drog�, ten czarodziej
musia� by� chyba niespe�na rozumu. Ka�dy rozs�dny mag zamieni�by Lucill� w co�,
co nie mog�oby m�wi�.
Ranek przyszed� bardzo szybko i ksi���, ku swojemu zdumieniu stwierdzi�, ze
zaspa�. Poganiany przez Herberta, dla kt�rego jak najszybsze dotarcie do Tygrysa
by�o kwesti� �ycia lub �mierci, spo�y� w biegu �niadanie, wskoczy� na konia i
zamar�. Herbert z Lucill� na ramieniu siedzia� na swoim koniu, troch� sp�oszonym
obecno�ci� dodatkowego pasa�era, Stokrotki. Natomiast Iskierka siedzia�a na
czym� co z ca�� pewno�ci� nie by�o koniem. Z ca�� pewno�ci� nie by�o te� �adnym
ze zwierz�t, kt�rych portrety mia� Lanfred w swoich ksi��kach. Z prawie
ca�kowit� pewno�ci� mo�na by�o powiedzie�, �e by�o �adnie wyro�ni�tym smokiem,
przypominaj�cym troch� z dziesi�� razy powi�kszonego kurczaka, stoj�cym na dw�ch
nogach, z niewielkimi skrzyde�kami, par� zwinnych �apek i zadziwiaj�co
sympatycznym pyskiem.
Ko� Lanfreda cichym, nie�mia�ym r�eniem wyrazi� dezaprobat�. Ko� Herberta
sprawia� wra�enie, �e jest mu ju� wszystko jedno i nie ma zamiaru rozgl�da� si�
na boki, �eby nie zobaczy� czego� jeszcze.
Sam Lanfred musia� mie� bardzo zdziwion� min�, bo Iskierka poczu�a si� zmuszona
do wyja�nie�.
- Nie mog�am go zostawi�. Obrazi�by si� - poklepa�a go po g�owie. - Moje
male�stwo jest bardzo wra�liwe - smok odwr�ci� �eb w jej stron�, popiskuj�c z
zadowolenia.
Ko� ksi�cia, zdenerwowany, zastrzyg� uszami.
- Jak? - zapyta� s�abo ksi���. Na nic wi�cej nie mia� si�y.
- Zaadoptowa�a go kiedy� - uprzejmie wyja�ni� Stokrotka. - To bardzo d�uga
historia. Chyba nie chcesz jej wys�ucha�.
- Nie chc� - potwierdzi� s�abo ksi���. - Prawdopodobie�stwo istnienia smoka
jest...
- R�wne jeden do miliarda trzech milion�w sze�ciuset tysi�cy dziewi�tnastu -
doko�czy�a wied�ma.
Lanfred pokiwa� g�ow�.
- A prawdopodobie�stwo, ze ten smok jest tu, a ty na nim siedzisz...
- Jest pi�tnastokrotnie mniejsze - powiedzia�a rado�nie Iskierka. - No to
ruszajmy. Daleka droga przed nami - klepn�a smoka delikatnie w szyj�, a on
ruszy� lekkim truchtem.
Herbert pop�dzi� swojego konia, kt�ry pod��y� za smokiem, godz�c si� na
wszystko, co jeszcze mo�e na nim si��� albo przed nim biec. Lanfred i jego ko�
zrezygnowani pod��yli za nimi.
Min�o kilka godzin, zanim ksi��� oswoi� si� z widokiem smoka, a jego ko�
przesta� nerwowo prycha�. Lanfred ostro�nie, �eby nie znale�� si� zbyt blisko
mitycznego stworzenia, podjecha� do wied�my. Za nimi Stokrotka opowiada�
Herbertowi i Lucilli jak�� mro��c� krew w �y�ach histori�, kt�ra sprawia�a, �e
oczy ch�opca wytrzeszcza�y si� coraz bardziej, a papuga j�cza�a rozpaczliwe,
domagaj�c si� �eby kto� j� obroni� przed takimi potworami. Poniewa� �adnych
potwor�w, poza wilko�akiem i smokiem nie by�o w pobli�u wida�, ksi��� z czystym
sumieniem zignorowa� wezwania.
O wiele bardziej ni� ratowanie papugi ciekawi�a go jad�ca na smoku wied�ma. Nie
odwr�ci�a g�owy, kiedy podjecha�, za to smok rado�nie prychn�� w stron� konia,
kt�ry prawie stan�� d�ba ze strachu.
- Misiaczku - skarci�a go Iskierka. - Nie strasz koni.
- Nazywa si� Misiaczek?
- Nie, Amadeusz. Misiaczek to tylko zdrobnienie.
- I zaadoptowa�a� go?
- Tak - odpar�a, jakby adoptowanie smok�w by�o najzwyczajniejsz� rzecz� na
�wiecie. - Jest kochany, prawda? - poklepa�a besti� po �bie. Smok zamerda�
ogonem wzniecaj�c tumany kurzu.
Z ty�u rozleg�y si� pokas�ywania Herberta i Stokrotki, a tak�e zachryp�e
narzekania Lucilli. Ksi��� przesta� patrze� niepewnie na smoka. Zdecydowa� si�
go po prostu ignorowa� i wm�wi� sobie, �e wied�ma jedzie na koniu. By�o to
troch� trudne, zwa�ywszy, �e smok podskakiwa�, prycha� i odwraca� g�ow� za
ka�dym przelatuj�cym motylkiem, nieodmiennie wprawiaj�c konia Lanfreda w stan
lekkiego podenerwowania.
- Cz�sto adoptujesz smoki?
- Zdarza si�.
- I nie ma na to wp�ywu stopie� nieprawdopodobie�stwa ich istnienia?
Roze�mia�a si�.
- Lubi� zna� statystyk�, �eby wiedzie� jak bardzo ci wszyscy m�drcy si� myl�.
- A jak cz�sto si� myl�? - spyta�, w g��bi duszy �a�uj�c swojego pytania.
- Prawie zawsze.
- Aha - s�usznie �a�owa�. - Szczerze m�wi�c niskie prawdopodobie�stwo istnienia
wied�m, czarownik�w i innych os�b uprawiaj�cych podobne... zawody zosta�o
udowodnione w rozprawie niejakiego Paluszka...
- "Dlaczego czary y magia s� nieprawdopodobne?"
- Czyta�a�? - zdziwi� si� ksi���.
- Sama to napisa�am - u�miechn�a si�. - Niewiele jest rzeczy tak przyjemnych
jak mieszanie w g�owie bandzie m�drc�w, kt�rzy my�l�, �e wszystko wiedz�.
Ksi��� zastanowi� si� jak wiele jego ksi��ek by�o tego typu �artami. Mo�e na
przyk�ad Napiniusz Trzeci, autor "Prawd na temat istot mitycznych", by�
pradziadkiem Amadeusza, kt�ry postanowi� nabi� paru ludzi w butelk�, zanim ich
zje? To mu przypomnia�o o zaniedbanej dot�d kwestii.
- Czy on je ludzi? - spojrza� podejrzliwie na Amadeusza, kt�ry w�a�nie pr�bowa�
z�apa� motylka.
- Nie.
- A smoki og�lnie, jedz� ludzi?
Iskierka zastanowi�a si� chwil�.
- Niekt�re.
- I zjadaj� ksi�niczki? - w umy�le Lanfreda na chwil� pojawi�a si� wizja
Lucilli wpychanej na si�� do paszczy jakiego� smoka.
- Nie, to tylko zmy�ka. Ksi�niczki s� anemiczne. Chodzi o �ci�gni�cie jak
najwi�kszej liczby idiot�w... To jest, chcia�am powiedzie�, walecznych ksi���t,
najlepiej przy ko�ci.
Lanfred pokiwa� w zadumie g�ow�. W�a�nie postanowi� sobie, �e nigdy, przenigdy
nie da si� wypchn�� na walk� ze smokiem. Oboj�tnie jak pi�kna, inteligentna i
milcz�ca by�aby ksi�niczka. Po zastanowieniu doda� do tej listy jeszcze
olbrzymy, gnomy i, na wszelki wypadek, wilko�aki. Po uczynieniu tych zobowi�za�
powr�ci� do �wie�o rozpocz�tych bada� naukowych.
- Jak zostaje si� wied�m�?
Iskierka spojrza�a na niego, lekko zdumiona.
- Po prostu si� jest.
- Trzeba by� dzieckiem wied�my? Urodzi� si� przy pe�ni ksi�yca?
- Trzeba urodzi� si� wied�m�.
- Wi�c jak pozna�, �e kto� jest wied�m�?
Iskierka zastanowi�a si� chwil�.
- To chyba wtedy, kiedy zamieni�am wujka w srok�.
- I co?
- Co "co"?
- Co z wujkiem.
- Gdzie� sobie lata - wzruszy�a ramionami.
- Jak to: gdzie� sobie lata?
- Najpierw nie umia�am go odczarowa�, a potem ju� nie chcia�. Zawsze lubi�
b�yskotki.
- Uczy�a� si� magii z ksi��ek?
- Nie, tam s� same bzdury. Jest tylko jedna dobra metoda nauki.
- Jaka?
- Nazywa si� "metoda pr�b i b��d�w". Wierz mi, mo�na osi�gn�� osza�amiaj�ce
rezultaty.
Lanfred doda� do swoich postanowie� jeszcze jedno - nigdy nie wchodzi� w drog�
ucz�cej si� wied�mie. Po namy�le stwierdzi�, ze je�li kiedy� spisze swoje
postanowienia, to to podkre�li jakie� dziesi�� razy. Mo�e nawet jedena�cie, dla
pewno�ci.
Nagle co� przed nimi przelecia�o z sykiem i z�o�liwym, przejmuj�cym chichotem.
Lucilla zacz�a krzycze�, kiedy "co�" wyrwa�o jej par� pi�r w ogona.
- Potw�r! Ratunku! Chce mnie zje��!
- Przyda�o by si� - mrukn�� Stokrotka, kt�ry zaczyna� mie� do�� towarzystwa
papugi. Zacz�� nawet zastanawia� si�, czy nie wy�wiadczy� ksi�ciu przys�ugi i
nie nam�wi� kt�rego� ze swoich krewnych do zjedzenia jej.
Lanfred niech�tnie si�gn�� po miecz, ale powstrzyma�a go Iskierka.
- To tylko Syk. Jeste�my ju� blisko.
- Jaki syk? - spyta�a podejrzliwie papuga.
- Bo�ek szale�stwa wojennego - wyja�ni� Stokrotka. - Jest troch�... no wiecie...
- Szurni�ty - doko�czy�a Iskierka. - Czasem ma dziwne pomys�y.
- Jak oskubywanie papug? - zapyta�a zgry�liwie papuga.
- To wcale nie taki dziwny pomys�.
Lataj�ce co� przelecia�o nad nimi jeszcze par� razy, po czym znik�o w ogromnej
grocie.
- To tu - Iskierka zeskoczy�a ze smoka, kt�ry zacz�� rado�nie wymachiwa� ogonem.
- Co mu si� sta�o?
- Cieszy si�. Bardzo lubi odwiedza� tatusia.
Smok popiskuj�c rado�nie wbieg� do groty i znikn�� w ciemno�ciach. Echo nios�o
odg�osy jego skok�w i pisk�w.
- Nic mu nie b�dzie? - zmartwi� si� Herbert.
- Zna drog� - uspokoi�a go Iskierka. - Idziemy.
- Tam? - Lanfred spojrza� na du��, ponur� grot�. - Bez pochodni? W grotach s�
rozpadliny i przepa�cie...
- Dojdziemy bezpiecznie - Stokrotka po�o�y� mu �ap� na ramieniu. - Najwa�niejsze
to mie� dobrego przewodnika. Najlepiej takiego, kt�ry umie pos�ugiwa� si� ogniem
- wskaza� na Iskierk�, kt�ra w�a�nie wchodzi�a do groty. W jej wyci�gni�tej
d�oni pojawia� si� pulsuj�ca kula ognia, kt�ra unios�a si� w powietrze i zawis�a
przed wied�m�. Iskierka odwr�ci�a si� do towarzyszy.
- Idziecie, czy nie?
Herbert ochoczo pod��y� za ni� z przera�on�, ale zdeterminowan� papug� na
ramieniu. Lanfred i Stokrotka poszli za nimi.
- Nie boisz si�? - spyta� ksi��� wilko�aka. - Iskierka m�wi�a, �e boisz si�
w�asnego cienia.
- Bb-bo si� bb-boj� - odpar� ponuro wilko�ak. - Ale ww-wierz mi, o ww-wiele bb-
bezpieczniej jj-jest zzz ni� www nn-najg��bszej ci-ciemno�ci, ni� zz-zosta� na
zz-zewn�trz i nn-nara�a� si� nn-na ww-wyg�upy Ss-syka.
- Syk jest w �rodku - zauwa�y� Lanfred.
- Ii-iskierka tt-te�.
Ksi��� podejrzliwie spogl�da� na skryte w ciemno�ci ska�y. Przed sob�, na tle
�wiec�cej kuli, widzia� cienie Iskierki, Herberta i papugi.
Nagle wszyscy troje znikli. Ksi��� i wilko�ak znale�li si� w jasno o�wietlonej
sali, pe�nej uzbrojonych po z�by wojownik�w. Wilko�ak j�kn�� i schowa� si� za
plecami ksi�cia.
- Uu-umie-esz pp-pos�ugiwa� si� tt-tym mm-mieczem? - zapyta�, wygl�daj�c
trwo�liwie zza jego ramienia.
- Nie bardzo - przyzna� ksi���.
Na czele wojownik�w sta� niewysoki, bardzo brzydki cz�owieczek, przypominaj�cy
troch� jaszczurk�. Zanosi� si� z�o�liwym �miechem.
- Tt-to Ss-syk - powiedzia� sm�tnie wilko�ak. - Mm-ma dd-dobry hum-mor.
- To dobrze?
- Tt-to ff-fatalnie. Ll-lepiej u-ucieka�.
- Kt�r�dy? - ksi��� rozejrza� si� po sali. Z lewej strony znajdowa�y si� drzwi.
Zamkni�te, ale prawdopodobnie zdo�a�by je wywa�y�. Wystarczy�o tylko podbiec.
- Na lewo, do drzwi - szepn�� do wilko�aka. - Biegniemy na trzy. Gotowy? Jeden,
dwa...
- Nast�pny przypadek kompletnie beznadziejny - rozleg� si� tu� obok niego czyj�
g�os.
Wojownicy znikli. Na �rodku sali pozosta� tylko Syk, kt�ry przesta� si� �mia� i
mia� bardzo niewyra�n� min�. U�miechn�� si�, jakby przepraszaj�co, pomacha� im i
rozp�yn�� si� w powietrzu.
Ksi��� odwr�ci� si� w stron� z kt�rej dochodzi� g�os. Na kamiennych stopniach
siedzia� pot�ny m�czyzna. Mia� ciemne w�osy i czarn� brod�. Ubrany by� w
kolczug�, przy pasie mia� ogromny miecz. Lanfred nawet nie bior�c go do r�ki
wiedzia�, �e nigdy nie zdo�a�by go podnie��. M�czyzna by� wyra�nie
niezadowolony. Patrzy� na Lanfreda z wyra�nym �alem.
- Taka krew. I takie marnotrawstwo.
- Jak si� nie ma co si� lubi, to si� lubi co si� ma - drzwi otworzy�y si�
szeroko i do sali wesz�a Iskierka, a za ni� Herbert i Lucilla. - Ten �obuz, Syk,
zn�w zacz�� rozrabia�. I nie mog� znale�� Amadeusza. Nie wiesz przypadkiem...
- Demoluje skarbiec - m�czyzna skin�� g�ow� w stron�, z kt�rej dochodzi�y
pobrz�kiwania i posapywanie. - Wiesz jak bardzo lubi bawi� si� z�otymi zbrojami.
Ma to po przodkach.
Herbert wyjrza� zza plec�w Iskierki.
- To jest Tygrys?
B�stwo spojrza�o na niego spod ciemnych brwi.
- W ca�ej okaza�o�ci.
- Nie powiniene� mie� tak... ze dwa razy wi�cej wzrostu? - spyta� podejrzliwie
ch�opiec.
- To niepraktyczne. Nie mie�ci�bym si� w �adnych drzwiach.
Herbert zastanowi� si� chwil�, a potem pokiwa� g�ow�.
- A jeste� humorzasty?
Tygrys spojrza� gro�nie na Iskierk� i Stokrotk�. Wilko�ak schowa� si� za
ksi�ciem, a wied�ma �mia�o popatrzy�a wojownikowi w oczy.
- Przecie� to prawda - odwr�ci�a si� i skierowa�a do wyj�cia. - Musz� nakarmi�
Amadeusza, zanim znowu zje jak�� zbroj�. To mu szkodzi.
- A ja?! - upomnia�a si� Lucilla. - Jeste� tym staro�ytnym bogiem?
- Jestem - przyzna� Tygrys, spogl�daj�c na ni� z czym� w rodzaju z�o�liwego
rozbawienia.
- Wi�c odczaruj mnie!
- Nie.
- Jak to "nie"? - zdenerwowa�a si� papuga.
- Widzisz, ja po prostu jestem wredny - u�miechn�� si� rozbrajaj�co.
Iskierka wychyli�a g�ow� zza framugi wr�t.
- Za kilka miesi�cy odzyskam dawn� moc. Wtedy spr�buj� ci� odczarowa� -
pomacha�a im i posz�a szuka� smoka.
- Kilka miesi�cy?! A m�j �lub?! - papuga zacz�a wpada� w histeri�. - To nie w
porz�dku, to nie fair, to nie jest sprawiedliwe! - zemdla�a.
Stokrotka podni�s� j� z pod�ogi.
- Chod�, powiedzia� do Herberta. - Na zewn�trz jest �r�de�ko, mo�e uda si� j�
ocuci�. Chocia� mo�e lepiej nie...
W pomieszczeniu zostali tylko Tygrys i Lanfred.
- Nawet taki zdegenerowany intelektualista nie zas�uguje na tak� j�dz�.
- Ale kto� j� chyba odczaruje.. Nie chcia�bym, �eby m�czy�a si� dalej jako
papuga.
- Iskierka to zrobi. Ale nie teraz. Teraz zmieni�aby j� w �wierkaj�c� ropuch�
albo co� takiego.
- �wierkaj�c�... - powt�rzy� Lanfred.
- Mi�� odmiana - stwierdzi� Tygrys. - Teraz strasznie skrzeczy.
- To ta chrypka - odruchowo wyja�ni� Lanfred. - A jak ja ju� odczaruje?
- Lepiej znajd� do tego czasu jaki� pow�d, �eby si� z ni� nie �eni�.
- M�g�bym o�eni� si� z inn� - niepewnie stwierdzi� Lanfred.
Tygrys popatrzy� na niego w zadumie.
- Nie - powiedzia� kr�tko.
Lanfred usiad� na stopniach.
- �wietnie. Spotka�em kobiet�, kt�ra jest pi�kna, utalentowana..
- Zna si� na czarach - uzupe�ni� Tygrys.
-... ma poczucie humoru...
- Troch� dziwaczne.
-... jest m�dra...
- Nie zawsze.
-... troszk� zbyt z�o�liwa...
- O wiele za z�o�liwa.
-...niezwyk�a...
- Nieprzewidywalna i apodyktyczna.
- My�lisz...?
- Lepiej wr�� do swoich ksi��ek.
- Na pewno nie mia�bym szans?
- Na pewno.
- Ona kogo� ma?
- Ma - stwierdzi� z grobow� min� b�g wojny.
- Aha. Chyba ju� wr�c� do domu. Mam mas� roboty. Tylko Herbert..
- M�g�by zosta� - zaproponowa� Tygrys. - Wreszcie kto� z potencja�em. Mi�a
odmiana po z�o�liwych wied�mach, tch�rzliwych wilko�akach, zwariowanych bo�kach
i uczuciowych smokach.
- A Lucilla?
- Zabierz j� ze sob�. Syk powyrywa�by jej wszystkie pi�rka i nie wiadomo, jakby
to wp�yn�o na jej wygl�d najpi�kniejszej kobiety �wiata.
- Sk�d wiesz, �e to najpi�kniejsza kobieta �wiata?
- W ko�cu jestem bogiem - Tygrys roz�o�y� r�ce.
- I rzeczywi�cie by�a...?
- Tak. Rzecz jasna, dop�ki nie otworzy�a ust.
Lanfred u�miechn�� si�.
- Wszyscy bogowie s� tacy ludzcy?
- Bardziej ni� ludzie. We� ze sob� Stokrotk�. Obawiam si�, �e w obecno�ci broni
robi si� nerwowy.
Lanfred wyszed� z sali, zabra� Herbertowi worek z nieprzytomn� Lucill�. Wys�a�
ch�opca z powrotem do sali, wywo�uj�c jego dono�ne okrzyki rado�ci.
- Syk nie b�dzie przeszkadza� nam w wyj�ciu?
Stokrotka pokr�ci� g�ow�.
- Nie wtedy, gdy Amadeusz chce si� bawi�.
Jakby na potwierdzenie tych s��w z g��bi groty rozleg�y si� piski przera�enia,
radosne posapywanie Amadeusza, karc�ce okrzyki Iskierki:
- Amadeusz, tyle razy m�wi�am, �eby� go nie aportowa�!
Echo przynios�o �miech Tygrysa i pytanie Herberta:
- To co z tym haremem?
Droga powrotna up�ywa�a spokojnie. �adnych smok�w, wied�m, potwor�w. Lucilla
chrapa�a w worku, a Stokrotka, wyra�nie ciesz�cy si� z faktu, ze �wi�tynia
zosta�a za nimi, pogwizdywa� rado�nie. Przenocowali w tej samej gospodzie co
poprzednio, tak samo pustej, bo Stokrotka zapomnia� wsadzi� kaptur na g�ow�.
Gospodarz nawet nie by� zbytnio niezadowolony. Wpad� na odkrywcz� my�l
inkasowania nale�no�ci z g�ry i wizyty wilko�aka zacz�y mu si� op�aca�. Nawet
planowa� zatrudni� go na sta�e.
Nast�pnego dnia dotarli do zamku, gdzie kr�l w�a�nie dyrygowa� swoj� armi�,
szykuj�c ja do wymarszu. By� tak zaj�ty pop�dzaniem �o�nierzy, �e nie zwr�ci�
uwagi na fakt, �e zamiast Herberta na drugim koniu siedzi wilko�ak. Jednym okiem
zarejestrowa� za to brak czego� istotnego.
- Gdzie ksi�niczka?
- W worku - odpar� ksi���.
Kr�l zmarszczy� brwi w ogromnym wysi�ku my�lowym, pr�buj�c oderwa� si� od spraw
swojej armii.
- Jakim worku?
- Tym - pokaza� ksi���.
- Nie ciasno jej tam?
- Nie, �pi spokojnie.
- A, to dobrze - ucieszy� si� kr�l. - Powiedz matce, ze wracam za tydzie�. A
mo�e - zapyta�, tkni�ty nag�� nadziej�. - Pojedziesz z nami?
- Raczej nie - ksi��� zsiad� z konia i zabra� worek z papug�.
Odprowadzi� Stokrotk� do kuchni, gdzie kucharka z rado�ci� powita�a kogo�, kto
przedk�ada� posi�ek nad wojny czy czytanie ksi��ek. Lanfred uda� si� do swojej
komnaty, wygrzeba� spod sterty ksi��ek stojak, posadzi� na nim pochrapuj�c�
papug� i wyla� na ni� kube� zimnej wody.
- Ksi�niczko, poniewa� masz przed sob� jeszcze troch� czasu jako papuga, nale�y
spo�ytkowa� go u�ytecznie. To - wskaza� na tablic� - Jest algorytm. Je�li do
wieczora zdo�asz go poj��, to dostaniesz krakersa.