5803

Szczegóły
Tytuł 5803
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5803 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5803 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5803 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Milena w�jtowicz (Nie)0szcz�liwy traf Przy drodze sta�o drzewo. Du�e, stare i na wp� martwe. Bior�c pod uwag�, �e droga przechodzi�a przez las, nie by�o w tym nic dziwnego. O wiele dziwniejsza by�a jedyna, poza gromad� kornik�w, lokatorka tego drzewa. Mia�a oko�o p� metra wzrostu, lekko wytrzeszczone oczy, du�o czerwonych pi�rek i chrypk�. Kiedy� by�a najpi�kniejsz� ksi�niczk� w okolicy. Obecnie - zmarzni�t� i lekko przezi�bion� papug�. Na drzewo zacz�y spada� pierwsze p�atki �niegu. Papuga westchn�a zrezygnowana i schowa�a si� do dziupli. O wiele rozs�dniej zrobi�aby, przenosz�c si� w jakie� cieplejsze okolice, ale nie chcia�a zbytnio oddala� si� od swojego zamku. Szczerze m�wi�c, kilka dni temu oddali�a si� na kr�tk� wycieczk� po okolicy i od tej pory nie mog�a znale�� drogi powrotnej. Mimo, �e by�a ptakiem, zachowa�a odpowiednia dla ksi�niczki orientacj� w terenie. Pro�ciej m�wi�c - �adn�. W ko�cu ksi�niczki nie s� od tego, �eby umie� trafi� z powrotem do domu. Dlatego ksi���ta zawsze doskonale daj� sobie rad� na nieznanych terytoriach.. Ich zadaniem jest doprowadzi� zagubione ksi�niczki do domu i, w miar� mo�liwo�ci, o�eni� si� z nimi. Ale c� pocz��. Niekt�re ksi�niczki maj� pecha. Jak na przyk�ad ta, b�d�ca obecnie �adnym, kolorowym ptaszkiem pokojowym. W�a�nie zastanawia�a si� powa�nie nad zmian� miejsca zamieszkania, gdy us�ysza�a radosne pogwizdywanie. Ostro�nie wystawi�a �epek z dziupli. Dostrzeg�a niewysok� posta� w pelerynie z kijem w r�ku. - Lepszy wr�bel w gar�ci... - mrukn�a pod nosem, po czym odchrz�kn�a i zawo�a�a: - St�j w�drowcze! Oto los da� ci szans� uniesienia si� z nizin i zyskania s�awy i bogactwa - mia�o to w zamierzeniu zabrzmie� wykwintnie i obiecuj�co, ale zamiast tego rozleg� si� skrzypi�cy g�os, zako�czony dono�nym kaszlem. Posta� zatrzyma�a si� i odwr�ci�a w stron� drzewa. Okaza�a si� piegowatym ch�opcem w wieku oko�o trzynastu lat. Papuga zakl�a pod nosem i wysz�a z dziupli. Ch�opiec zdecydowa� si� odezwa�: - H�? - Nie st�j tak. Zabierz mnie st�d i to natychmiast - wychrypia�a papuga. - Gadaj�cy ptak! - ucieszy� si� ch�opiec. - No, ptaszku, powiedz co� jeszcze! - Tylko nie ptaszku! - zdenerwowa�a si� papuga. - Masz si� do mnie zwraca� "wasza ksi���ca wysoko��". I natychmiast mnie st�d zabra�! S�yszysz?! Natychmiast! To jest rozkaz! - zacz�a histerycznie krzycze�. Kilka dni sp�dzonych w przewiewnym pniu podczas mroz�w nie poprawi�o jej humoru. Ch�opiec zastanowi� si� chwil�. - Gdzie? - Co gdzie? - zdziwi�a si� papuga. - Gdzie mam ci� zabra�... wasza ksi���ca wysoko�� - doda� przezornie, zerkaj�c na dzi�b i pazury ptaka. - Do zamku - odpar�a papuga bez wahania. - Do kt�rego zamku? - Mojego oczywi�cie! Jaki inny zamek mog� mie� na my�li?! - papuga robi�a si� coraz bardziej z�a. By�a mokra, g�odna, zzi�bni�ta, a ten ch�opiec by� chyba niespe�na rozumu. - Tu jest pi�� zamk�w. Kt�ry jest tw�j.... wasza wysoko��? - Pi��? - papuga by�a wyra�nie zainteresowana. - Czy w kt�rym� jest mo�e ksi���? M�ody i nie�onaty? - Hmmm.. - zastanowi� si� ch�opiec. - W Zamku R� jest ksi���, ale on w�a�nie po�lubi� ksi�niczk� z Zamku Nad Rzek�. A ksi��� z Zamku Wschodniego pojecha� na wojn� z kr�lem Zamku Po�udniowego. I jest jeszcze ksi��� z Zamku P�nocnego. - �wietnie - gdyby papuga mia�a r�ce, zatar�aby je rado�nie. - Udamy si� zatem do Zamku P�nocnego, m�j... Jak ci w�a�ciwie na imi�? - Herbert. A tobie... wasza wysoko�� - mimo �e papuga by�a zzi�bni�ta, jej dzi�b nadal by� bardzo gro�ny. - Jestem Lucilla, ksi�niczka Zamku Ksi�yca, najpi�kniejsza kobieta na �wiecie. - Raczej papuga - sprostowa� ch�opiec. Ksi�niczka spojrza�a na niego niech�tnie, ale nie zaprotestowa�a. - To stan tymczasowy. Daleko do tego zamku? - �wier� dnia drogi. - C�, trudno - podfrun�a i usiad�a na ramieniu ch�opca. - Aby okaza� ci wdzi�czno�� za wybawienie mnie z opresji i doprowadzenie do ksi�cia, opowiem ci moj� histori�. Niegdy� by�am ksi�niczk�, m�od� i pi�kn�. W posagu mia�am otrzyma� ca�e kr�lestwo mojego ojca, kt�rego by�am jedynym dzieckiem. Przyje�d�a�o do mnie w konkury wielu m�odzie�c�w pi�knych, bogatych i walecznych. S�awili moj� urod�, �piewali pie�ni na moj� cze��, stawali w szranki... - I co dalej? - przerwa� ch�opiec. - No przecie� m�wi�! - zirytowa�a si� papuga. - Ale to jest nudne. Co by�o kiedy ju� przestali si� bi� i �piewa�? - Jeden z nich mia� siostr�, ksi�niczk� chytr� i podst�pn�, kt�ra omami�a mojego ojca, a on j� po�lubi�. - I �yli d�ugo i szcz�liwie? - Tak - parskn�a papuga. - Urodzi� im si� syn i to on mia� odziedziczy� kr�lestwo, a nie ja. - I ksi���ta przestali przychodzi� - domy�li� si� Herbert. - No c�... z pewno�ci� mieli k�opoty ze znalezieniem drogi. Pr�bowa�am nam�wi� czarownika, �eby zamieni� moj� macoch� i brata w �aby... To jest - ksi�niczka odchrz�kn�a. - Chcia�am powiedzie�, �eby zrobi� im niespodziank�, ale ten podst�pny dra� zamieni� mnie w papug�. M�j ojciec oczywi�cie by� za�amany. A m�j brat... �obuz. Ca�y czas chcia� we mnie wmusza� krakersy. A ja ich nie znosz�! Dlaczego ty si� �miejesz? - Ja.. - ch�opiec nie musia� odpowiada�, bo przed nimi pojawi� si� most zwodzony i stroma �cie�ka prowadz�ca do Zamku P�nocnego, kt�ry raczej przypomina� warowni� ni� pa�ac. Wynika�o to z faktu, �e w�adcy tej g�rzystej i niedost�pnej krainy �ywili szczeg�lne umi�owanie do sport�w zespo�owych, zw�aszcza do jednej dyscypliny, zwanej "chod� tu i podbij m�j zamek". W wyniku ci�g�ych rozgrywek sportowych po kilku wiekach pozosta� tylko jeden w�adca, wyposa�ony w niezdobyt� twierdz� oraz zbyt liczn� i zbyt waleczn� armi�. Ten w�adca mia� jednego syna, kt�ry, cho� odziedziczy� po przodkach postur� i si��, zdecydowanie wola� po�wi�ca� si� pracy nad rozwojem swojego umys�u. Zmartwiony takim podej�ciem kr�l posy�a� po medyk�w, maj�c nadziej�, ze wylecz� jego syna ze szkodliwego p�du do wiedzy. Niestety, nawet najwymy�lniejsze medykamenty nie skutkowa�y wobec wrodzonej odporno�ci ksi�cia na magiczne wywary. Mag, sprowadzony w celu rzucenia uroku, uciek� posiniaczony po tym, jak ksi��� u�y� silniejszych argument�w. Uradowany kr�l liczy� na unormowanie sytuacji, ale ksi��� nie przejawia� zbytniego zapa�u do bicia innych, podsuwanych mu poddanych. Dlatego te� kr�l trwa� w sm�tnej zadumie, szukaj�c sposobu na przekonanie syna, �e nawet wobec silnych i przekonuj�cych argument�w nale�y u�ywa� jednego w�asnego argumentu - si�y. Kiedy przyprowadzono przed jego oblicze Herberta i papug�, zniecierpliwiony wys�ucha� jej historii, po czym rado�nie zawo�a�: -C� za szcz�liwy.. chcia�em powiedzie� nieszcz�liwy przypadek. Jestem pewien, ze syn m�j, waleczny ksi��� Lanfred, bez wahania po�pieszy ci z pomoc� i odnajdzie pod�ego czarownika, pokona go, i mo�e przy okazji jeszcze jakiego� olbrzyma, i zmusi, by przywr�ci� ci�, pani, do poprzedniej postaci. - Ojcze - wtr�ci� si� ksi���. - Jej historia jest nieprzekonywuj�ca, poza tym jak mam znale�� jakiego� maga, kt�rego nie widzia�em na oczy i nawet nie wiem, jak on si� nazywa. Chcia�bym te� zauwa�y�... - �e jeste� gotowy do drogi! - zako�czy� szeroko u�miechni�ty kr�l. - Jed�, �egnam ci� z b�lem serca, ale rozumiemy z matk� twoj� potrzeb� pokonywania potwor�w i ocalenia ksi�niczki. Ka�� da� ci najlepszego konia i zbroj�. Z niecierpliwo�ci� b�dziemy oczekiwa� twojego powrotu w glorii chwa�y z pi�kn� ksi�niczk� u boku. - Hmm.. - chrz�kn�a ksi�niczka. - A nie da�o by si� za�atwi� �lubu od razu? Przyzwoita panna nie podr�uje samotnie w towarzystwie m�czyzny - zamruga�a oczami. Ksi��� skrzywi� si� z niech�ci�. Kr�l spojrza� na ni� niepewnie. - S�dz�, �e tw�j obecny stan, pani, daje... hmm... gwarancj�, �e jeste� pani przyzwoit� pann� i tak� pozostaniesz. A kiedy zdj�ta zostanie kl�twa, urz�dzimy taaakie wesele. Z wielk� uczt�, bijatyk�, wielkim prosi�ciem... - rozmarzy� si� kr�l. - Statystyczne powodzenie tego typu wypraw... - zacz�� ksi���. - Jestem pewien, �e podczas wyprawy przyda ci si� twoja wiedza na temat tej, no... statystyczno�ci - przerwa� mu kr�l. - Wyruszasz jutro rano. A ty, ch�opcze - zwr�ci� si� do Herberta, kt�ry sta� spokojnie z boku. - W nagrod� za swe m�stwo i pomoc w ratowaniu tej damy pojedziesz z moim synem jako ksi���cy giermek - zastanowi� si� chwil�. - To chyba ju� wszystko. Udajcie si� do swych komnat. A tobie pani - powiedzia� do papugi. - ka�� przynie�� wy�mienity posi�ek. Mamy tu �wietne krakersy. Bardzo niezadowolony ksi��� powr�ci� do swojej komnaty. Wype�nia�y j� kroniki, rozprawy naukowe i r�ne wykresy. Ksi��e uwa�a�, �e przysz�o�� le�y w nauce. Jedynym problemem by�o to, �e nikt mu nie wierzy�. Jego ambitne plany nawi�zania rozleg�ych stosunk�w dyplomatycznych z s�siednimi pa�stwami ojciec skwitowa� pytaniem ilu �o�nierzy potrzeba do takiej wyprawy. W g��bi duszy ksi��� by� romantykiem, przeszkadza� mu w tym tylko jego daleko posuni�ty realizm i zdolno�� logicznego my�lenia. W g��bi duszy mia� nadziej�, �e pewnego dnia spotka mi��, inteligentn� ksi�niczk�, kt�ra b�dzie rozumia�a wyrazy typu: algebra, �rednia statystyczna, rachunek prawdopodobie�stwa i b�dzie traktowa�a ksi��ki jak co� wi�cej ni� materia� na podpa�k�. Najbardziej lubi� siedzie� tu, ze swoimi ksi��kami i wykonywa� skomplikowane obliczenia. Tymczasem jutro mia� wyruszy� na wypraw� w nieznane, barbarzy�skie krainy, w kt�rych na pewno nikt nie wiedzia� co to jest "cywilizacja" w towarzystwie papugi i chciwego przyg�d ma�olata. Z pewno�ci� nie by�a to przysz�o��, o jakiej marzy�. Ale przynajmniej b�dzie mia� okazj� do studi�w nad s�siednimi krainami. Dotychczas dworskie wizyty ogranicza�y si� do kr�lewskich zamk�w i ich mieszka�c�w. Teraz b�dzie m�g� zobaczy� wi�cej. W �y�ach ksi�cia p�yn�a krew jego wojowniczych przodk�w. I tak jak oni, pragn�� przygody. Oczywi�cie, w miar� mo�liwo�ci racjonalnej i interesuj�cej z naukowego punktu widzenia. Za oknem zapada� zmrok. Mniej wi�cej w tej samej chwili, setki mil od komnaty ksi�cia, na �rodku ponurego le�nego go�ci�ca w ciesz�cej si� z�� s�aw� okolicy, r�owa ropucha nerwowo za�wierka�a. Obok niej podskakiwa�a ze z�o�ci smuk�a, zakapturzona posta�, miotaj�ca wi�zanki najwymy�lniejszych przekle�stw. Ropucha za�wierka�a rado�nie, wygramoli�a si� z resztek sk�rzanego ubrania, przeskoczy�a przez ga��zie i znik�a w lesie. Ksi��e zosta� wyrwany ze snu wczesnym rankiem. Niech�tnie wyszed� na mro�ne powietrze. Na zewn�trz czekali ju� papuga i Herbert, zachwycony nowym kolorowym ubraniem, kt�re, jak nie omieszka� si� zauwa�y� ksi���, czyni�o z niego gustowna tarcz� strzeleck� i wyklucza�o ca�kowicie mo�liwo�� ukrycia si�. Oburzony kr�l zareplikowa�, �e jad� walczy�, a nie chowa� si� po krzakach. - Dlaczego w takim razie nie jedzie z nami wojsko? - chcia� wiedzie� Lanfred. Kr�l zaczerwieni� si� i nie�mia�o wyb�ka�: - Bo wiesz... Tak sobie my�la�em... Kiedy ty b�dziesz dokonywa� bohaterskich czyn�w, kt�re s�aw� okryj� nasz r�d, to ja mo�e... Jest takie ma�e kr�lestwo w okolicy... Maj� armi�, mury obronne... Ksi��e tylko westchn�� i obieca� sobie, �e nigdy nie wpadnie w taki na��g, uwa�any powszechnie za dziedziczn� przypad�o�� rodow�. Zrezygnowany wsiad� na konia, przypasuj�c do pasa ogromny miecz, kt�ry musia�o nosi� dw�ch giermk�w. Ksi���, tak jak i jego przodkowie, z �atwo�ci� podtrzymywa� go jedn� r�k�. Ksi�niczka usiad�a mu na ramieniu i zacz�a opowiada�, jakim to szcz�ciem jest dla niego towarzystwo tak szlachetnego i dzielnego m�odzie�ca i jakim szcz�ciem jest dla niej, ze tak wspania�y ksi��� zaj�� si� ni�, biedna i niedocenion�. Ksi��e znosi� to jako�, ale po kilku godzinach z zaci�ni�tymi z�bami poprosi�, �eby przefrun�a na Herberta. T�umaczy�, �e jest zbyt zaj�ty wymy�laniem plan�w pobicia czarnoksi�nika. Papuga niech�tnie spe�ni�a jego pro�b�, a ksi��� odetchn�� z ulg�. Nie m�g� wytrzyma� jej bezustannego skrzeczenia, histori� o jej przemianie s�ysza� ju� kilkana�cie razy, a czerwony kolor zaczyna� mu dzia�a� na nerwy. Podr� up�ywa�a im spokojnie i nudno, jak zreszt� wi�kszo�� podr�y. To w�a�nie dlatego wszyscy opowiadaj�, �e na drogach jest pe�no zb�j�w. Po prostu rycerze umieraj� z nud�w, nie maj�c nic lepszego do roboty ni� wymy�lanie nieprawdopodobnych mro��cych krew w �y�ach historii. Wieczorem dotarli do rozstaju dr�g. Sta�a przy nich rozwalaj�ca si� gospoda. - Zostaniemy tu na noc - postanowi� ksi���. - A jutro udamy si�... Gdzie le�y tw�j zamek, ksi�niczko? Papuga mia�a troch� niewyra�n� min�. - No, ja nigdy nie by�am a� tak daleko. I wszystkie drogi wygl�daj� tak samo - zatrzepota�a rz�sami, co wygl�da�o jakby nagle o�lep�a. - Tylko tego brakowa�o - mrukn�� ksi���. - Trudno. Prze�pimy si� w tym czym� - wskaza� na gospod�. - A jutro wyruszamy na zach�d. - My�lisz, o przewspania�y, �e tam jest m�j zamek? - zachrypia�a papuga. - My�l�, �e tam s� biblioteki. I powinna�, o pani, oszcz�dza� sw�j g�os. Inaczej szybko go stracisz. Oby jak najszybciej - doda� po cichu. Kiedy zsiada� z konia us�ysza�, jak papuga m�wi do Herberta: - Jaki on troskliwy. I zna si� na czarach. Te biblioteki musz� by� pot�ne. Co ja tu robi�? - przemkn�o ksi�ciu przez g�ow�. Ratuj� ksi�niczk� - idiotk�, i do tego z w�asnej woli. Ale na razie wa�niejszy by� dla niego spokojny sen. Pchn�� drzwi i wszed� do wn�trza gospody. Musia� przyzna�, �e dawno nie widzia� czego� tak obskurnego. Kiedy�, kiedy by� ma�y, dziadek zabra� go do tawerny pe�nej pijanych rycerzy. Tu by�o gorzej. Ale przynajmniej nikt nie �piewa�. Wewn�trz siedzia�o kilku niesympatycznych oprych�w, a w k�cie kuli�a si� jaka� posta� w kapturze. Za lad� sta� gruby karczmarz o czerwonej od alkoholu twarzy. Ksi��� zignorowa� j�k papugi i radosny okrzyk Herberta i podszed� do gospodarza. - Potrzebuj� noclegu na jedn� noc. Dla mnie i dla ch�opca - r�k� zamkn�� dzi�b ksi�niczce, kt�ra chcia�a zaprotestowa�. Karczmarz zastanowi� si�, po czym jego twarz rozja�ni� grymas, maj�cy by� w zamy�le �yczliwym powitaniem. - Oczywi�cie szlachetny panie. Mam pok�j w sam raz, ale niezbyt tani... - ksi��� wyci�gn�� z�ot� monet� i po�o�y� na jego wyci�gni�tej d�oni. - Zaprowad� konie do stajni i przygotuj nam jaki� posi�ek. Karczmarz ochoczo pokiwa� g�ow�. Skinieniem r�ki pos�a� pomocnika po konie, a ksi�ciu wskaza� wolny st�. Herbert usiad� naprzeciw ksi�cia, a papuga przysiad�a na por�czy krzes�a i zacz�a narzeka�. - Jak to jeden pok�j? A ja? Gdzie ja b�d� spa�? - Na por�czy krzes�a. Jeste� w ko�cu ptakiem. A teraz b�d� cicho, bo sprowadzisz na nas k�opoty. - Ale�... - papuga zaniem�wi�a, ale tylko na kr�tk� chwil�. - Czy ja... - Herbercie, zamknij jej ten dzi�b - poleci� ksi���. Ch�opiec ochoczo wykona� polecenie. Po chwili papuga mog�a ju� tylko prycha�, co te� bardzo energicznie czyni�a. Ksi��� rozejrza� si� po pomieszczeniu, sprawdzaj�c, czy nikt nie zwraca na nich zbytniej uwagi. Ale zainteresowanie klient�w gospody koncentrowa�o si� raczej na zakapturzonej postaci siedz�cej w k�cie. Jeden z opryszk�w podni�s� si� od sto�u i podszed� do nieznajomego. Po�o�y� mu r�k� na ramieniu. - Hej przyjacielu! - zahucza�. - Napij si� z nami! - Ja... hmm... Nie.. dzi-dzi�kuj� - wyj�ka�a posta�. - Ale� napijesz si� z nami. Poka� no swoj� twarz. My tu nie lubimy nietowarzyskich obcych - to m�wi�c, zdar� podr�nemu kaptur z twarzy i odskoczy� jak oparzony. Wpad� na karczmarza nios�cego kufle z piwem i obaj upadli na st� przy kt�rym siedzieli ksi��� i Herbert. Tymczasem podr�ny pr�bowa� uciec w ty�, ale zapl�ta� si� we w�asny p�aszcz, kt�ry zaczepi� o krat� kominka. P�omienie szybko przeskoczy�y na materia�, wi�c w�a�ciciel by� zmuszony pozby� si� go w jak najszybszym tempie. Wszyscy patrzyli na niego os�upiali. Podr�ny by� niewielkiego wzrostu, ubrany w br�zowe, znoszone ubranie. Przez dziur� w spodniach wystawa� szary, lekko zakr�cony ogon. R�ce, a raczej �apy, zaopatrzone by�y w pot�ne pazury. Twarz by�a pokryta szarym futrem, od kt�rego odcina�y si� l�ni�ce k�y. - Wilko�ak! - wykrzykn�� jeden z opryszk�w. Jego towarzysze zerwali si� z krzese� i przepychaj�c si� wybiegli na zewn�trz. W gospodzie zostali tylko ksi���, Herbert, papuga, pr�buj�cy wsta� z pod�ogi karczmarz, nieprzytomny osi�ek i wilko�ak. Ksi��� westchn�� ci�ko i si�gn�� po miecz. Na ten widok wilko�ak zaskomla�, podwin�� ogon i schowa� si� pod st�. - Ni-nie, pp-prosz� ni-nie! Tt-tylko ni-nie m-miecz - wyj�ka�, pr�buj�c zajmowa� jak najmniej miejsca. Ksi��� schowa� miecz do pochwy i zajrza� pod st�. Zobaczy� trz�s�c� si� br�zow� kupk�, zako�czon� dr��cym szarym ogonem. - Wy�a� - zasugerowa�. - Ni-nie - kupka skuli�a si� jeszcze bardziej. Ksi��� si�gn�� pod st� i z�apa� wilko�aka za ogon. - Powiedzia�em: wy�a� - poci�gn��. Wilko�ak zaskomla� i pr�bowa� przytrzyma� si� pod�ogi. Lanfred wyci�gn�� go spod sto�u przy akompaniamencie pazur�w rysuj�cych posadzk�. - Zzz-zostaw! Jj-ja jj-je-jestem grrro��ny! I zzz-znam ww-wieed�d�... - Wied�m� - podpowiedzia� Herbert. - Wwi-ed�d�m� - powt�rzy� wilko�ak. - Wied�my s� z�e. I brzydkie. Zamieniaj� ludzi w �aby. A wilko�aki boj� si� srebra - Herbert popisa� si� wiedz� zaczerpni�t� z bajek. - Tt-tak - gorliwie przy�wiadczy� wilko�ak. - Ona zz-zamieni ww-was w ���-�a- a... - �aby - doko�czy� lito�ciwie ksi���. - To gdzie ta wied�ma? W tym momencie drzwi gospody otworzy�y si� z hukiem - do �rodka wpad�a smuk�a osoba w czarnej pelerynie. Karczmarz schowa� si� za przewr�cony st�. [poprzednia strona] powr�t do indeksunast�pna strona Milena W�jtowicz (Nie)Szcz�liwy traf Nowo przyby�a cisn�a peleryn� w k�t. - Zmok�am - warkn�a. - I zaraz si� przezi�bi�. I nogi mnie bol�, bo goni�am Amadeusza. I nic mi nie wychodzi. I jestem koszmarnie g�odna. I mam wszystkiego do�� - wyrzuci�a z siebie jednym tchem, po czym rozejrza�a si� po wn�trzu. - Co tu si� dzia�o? Widok by� bardzo interesuj�cy. Pod�oga karczmy pokryta by�a resztkami szk�a i rozlanym piwem. Uciekaj�cy rabusie poprzewracali krzes�a. Jeden st� by� przewr�cony i cz�ciowo zdemolowany. Karczmarz usi�owa� si� za nim schowa�, co ze wzgl�du na tusz� nie bardzo mu wychodzi�o. W jednej z ka�u� piwa le�a� nieprzytomny opryszek. Papuga by�a zaj�ta przecinaniem knebla kawa�kiem st�uczonego szk�a. Przy kominku sta� ksi���, trzymaj�cy wilko�aka za ogon i rozpromieniony Herbert. - Ca�kiem tu sympatycznie. Tylko powinni�cie zatrudni� now� sprz�taczk� - stwierdzi�a. - Macie tu co� do picia? - Tak, tak - karczmarz poderwa� si� ze swojej kryj�wki. - Zaraz wszystko podam. Kobieta ostro�nie przesz�a nad �pi�cym osi�kiem i znalaz�a si� tu� przy ksi�ciu. By�a prawie jego wzrostu. Mia�a g�ste, d�ugie czarne loki i ciemne oczy. Ubrana by�a w czerwona szat� z kapturem i g��bokim rozci�ciem do kolan. Na szyi mia�a dziwny amulet na szerokim rzemieniu. Do sk�rzanego pasa przypi�ty by� sztylet. Mia�a w sobie co� niezwyk�ego, co� czego nie mo�na by�o sprecyzowa�, ale z ca�� pewno�ci� co� by�o nie tak. - Pu�� go - zaproponowa�a ksi�ciu. - Jego? - ksi��� podni�s� gwa�townie skoml�cego wilko�aka w powietrze. - M�g�by kogo� pogry��. Kobieta wybuchn�a �miechem. - On? Stokrotka nie skrzywdzi�by nikogo. On si� boi w�asnego cienia. - Stokrotka? - powt�rzyli jednocze�nie ksi��� i Herbert. - Tt-tak mm-m-am nn-na immi� - przyzna� wilko�ak. Gdyby nie to, ze ca�y by� pokryty futrem, mo�na by powiedzie�, ze si� zaczerwieni�. - M-mamusia b-bardzo lu-lubi�a kwwiatki - doda� wyja�niaj�co. Ksi��� postawi� wilko�aka na posadzce. Obok Herbert zwija� si� ze �miechu. Tymczasem papudze uda�o si� pozby� knebla. - N�dzni rabusie - krzykn�a histerycznie. - Pok�o�cie si� Lucilli, ksi�niczce Zamku Ksi�yca albo gi�cie marnie. Kobieta przyjrza� si� jej z uwag�. - Zabawna - usiad�a przy stole. - Co z tym napojem? Karczmarz wybieg� zza kontuaru z kuflami, potykaj�c si� po drodze. Postawi� je na stole, rozlewaj�c przy okazji po�ow�. Kobieta odsun�a si� od rozlewaj�cego si� po stole p�ynu. - Fatalna obs�uga. Towarzystwo te� nie najlepsze - spojrza�a krytycznie na papug�, Herberta i ksi�cia. - Stokrotka, w co ty si� tym razem wpakowa�e�? - Ja tylko przechodzi�em - j�kn�� wilko�ak siadaj�c przy stole. - Tak �adnie zapachnia�o, �e postanowi�em zajrze� do �rodka. A potem... A potem jako� tak wysz�o. Chcia�em wyja�ni�, ale wszyscy uciekli. Jak zwykle zreszt�. - Pewnie spodziewali si�, �e popodgryzasz im gard�a albo chocia� wyprujesz wn�trzno�ci. - Przecie� ja tego nie robi� - rozpaczliwie j�kn�� wilko�ak. - Ja nikomu nie chc� robi� krzywdy. To mnie wszyscy chc� skrzywdzi� - spojrza� na ksi�cia wzrokiem kopni�tego szczeniaka. Lanfred poczu� si� winny wszystkich zbrodni �wiata. - Ja nie wiedzia�em - zacz�� si� t�umaczy�. - W gruncie rzeczy jestem przeciwny przemocy. Gdyby nie bezsensowna agresja przekazywana m�odzie�y, by�oby o czterdzie�ci sze�� procent mniej przypadk�w wykrocze� w m�odym wieku. - Czterdzie�ci siedem - poprawi�a wied�ma. - S�ucham? - ksi��� oderwa� swoj� uwag� od wilko�aka, �eby skupi� si� na tym co powiedzia�a. - Precyzyjnie m�wi�c, czterdzie�ci siedem i jedna dziesi�ta - powiedzia�a opr�niaj�c w zadumie kielich. Ksi��� patrzy� na ni� w os�upieniu. Herbert straci� zainteresowanie rozmow� w momencie, gdy karczmarz postawi� przed nim misk� gor�cego gulaszu. Potrawa odwr�ci�a te� uwag� wilko�aka, kt�ry w przeciwie�stwie do ch�opca za��da� sztu�c�w i rozpocz�� konsumpcj� w stylu, jakiego nikt w tej gospodzie nigdy nie widzia�. Papuga wzgardzi�a podsuni�tym jej krakersem i usiad�a na stole. - Jak zapewne wiesz... - zwr�ci�a si� do kobiety. - Zapewne nie wiem. - odpar�a nieznajoma. - Czego nie wiesz? - zapyta�a zbita z tropu papuga. - Tego co chcesz mi powiedzie�. Wiec m�w. Papuga pr�bowa�a wysili� si� i zrozumie� o co chodzi. Na jej dziobie pojawi� si� wyraz intensywnego wysi�ku, kt�ry ust�pi� miejsca rezygnacji. - Jestem Lucilla, ksi�niczka Zamku Ksi�yca, najpi�kniejsza kobieta �wiata... - Papuga - poprawi�a ja rozm�wczyni. -... a to m�j narzeczony, najwaleczniejszy ksi��� Lanfred z Zamku P�nocnego - kontynuowa�a papuga ze stanowczym postanowieniem, �eby sko�czy� przemow� niezale�nie od wszystkiego. - A to jego dzielny giermek Herbert. Wyruszyli�my by ukara� czarnoksi�nika, kt�ry sprowadzi� mnie do takiej postaci. Uprzejmo�� nakazywa�a, �eby� ty przedstawi�a si� pierwsza - doda�a zgry�liwie. - Iskierka, wied�ma - kobieta patrzy�a na ni� z wyra�nym rozbawieniem. - Stokrotk� ju� znacie. Herbert podni�s� g�ow� znad miski. - Wied�my s� brzydkie - stwierdzi� wyzywaj�co. Iskierka spojrza�a na niego ciemnymi oczami. - A ja nie jestem? Herbert przyjrza� si� jej podejrzliwie. - Raczej nie... - pokr�ci� g�ow�. Papuga dziobn�a go w rami�. - M�wi�em, �e nie masz kwalifikacji - mrukn�� z satysfakcja Stokrotka. Iskierka demonstracyjnie odwr�ci�a si� do niego plecami i zainteresowa�a si� Lanfredem. - Musia�e� by�, ksi���, bardzo niezadowolony, kiedy kto� zmieni� twoj� narzeczon� w ptaszka. - Co...? - Lanfred oderwa� si� od rozmy�la�. - Nie by�o mnie przy tym. To znaczy, to jeszcze nie by�a moja narzeczona. To znaczy... - Jak d�ugo wy si� w�a�ciwie znacie? - wtr�ci� Stokrotka. - P�tora dnia - us�u�nie podpowiedzia� Herbert. - To bardzo d�ugo - wied�ma u�miechn�a si� delikatnie. - I przez ca�y czas ksi�niczka jest ptaszkiem? - Papug� - odburkn�a papuga. - Je�li jeste� wied�m�, to mnie odczaruj. - Nie. - Czemu nie? - zapyta� ksi��� - To �wietny pomys�! - nie musia�by w�drowa� po jakich� pustkowiach, m�g�by wr�ci� do swoich ksi��ek... Zaraz przypomnia� sobie, �e wr�ci�by do nich z ksi�niczk� przy boku. To ju� nie wydawa�o mu si� takie wspania�e. - Lepiej wygl�da jako papuga. Tylko mog�aby mniej m�wi� - odpar�a Iskierka. - Zmie� mnie natychmiast! - za��da�a papuga. - A mo�e nie umiesz? - Umiem, tylko zakl�cia przemiany nie wychodz� mi ostatnio najlepiej - przyzna�a wied�ma. - Chyba troch� z nimi przesadzi�am. - Ttt-troch� - mrukn�� pod nosem Stokrotka. - Troch� to ma�o powiedziane. - Nie narzekaj. I ciesz si�, �e masz wi�cej ni� trzy cale wzrostu. - Za to mniej ni� trzy metry - odpar� z �alem Stokrotka. - A wi�c jeste� z Zamku P�nocnego - odwr�ci� si� do ksi�cia. - Z tego Zamku P�nocnego, zamieszkanego przez potomka walecznych rod�w i jego zdegenerowanego syna - intelektualist�? - Zdaje si�, �e to jest w�a�nie ten zdegenerowany syn - intelektualista - Iskierka wskaza�a d�oni� na Lanfreda. - To naprawd� ty? - ucieszy� si� nie wiadomo z czego Stokrotka. - A ju� my�la�em, �e jestem jedynym przypadkiem beznadziejnym. - Kto powiedzia�, �e jestem zdegenerowanym intelektualist�? - zapyta� podejrzliwie ksi���. - Tygrys. - Jaki tygrys? Tygrysy nie m�wi�. - ksi��� poczu� si� zdezorientowany. - Nie tygrys, tylko Tygrys - sprostowa�a Iskierka. - Co masz w herbie? - wskaza�a na jego tarcz�. - Tygrysa - odpar� wci�� zdezorientowany ksi���. - A dlaczego? - kontynuowa�a wied�ma. - Pewnie ma to zwi�zek z jakimi� podaniami, tygrys symbolem si�y, czy co� takiego. Tylko, �e na tych terenach nie wyst�puj� tygrysy. Rzeczywi�cie - zmarszczy� brwi. - To dziwne. - Wcale nie dziwne. S�ysza�e� kiedy� o staro�ytnych bogach? - Te bajki? Ojciec co� wspomina�. Oczywi�cie, bez naukowych podstaw, trudno zak�ada�, �e te legendy maj� co� wsp�lnego z prawd�. - W�a�nie, �e maj�. Staro�ytni bogowie istniej�. Tylko, �e do�� ju� maja mieszania si� w sprawy ludzi. Uwa�aj�, ze sami wystarczaj�co pl�czemy sobie �ycie. Ich pot�ga zmala�a, ale wci�� istniej�. �yj� po�r�d ludzi albo w odosobnieniu. Tygrys jest bogiem wojny. Strasznie nie lubi, kiedy kto� rezygnuje ze szlachetnego, morderczego rzemios�a. - Sk�d to wszystko wiecie? Znacie go? - Herbert zaczerwieni� si� z przej�cia. - Mo�na tak powiedzie� - Iskierka u�miechn�a si�. Stokrotka prychn��. - Ca�kiem nie�le, szczerze m�wi�c. Mo�na powiedzie�, �e jeste�my przyjaci�mi. - I to jest prawdziwy b�g? Taki jak w legendach? Dziki, okrutny i bezwzgl�dny? - oczy ch�opca zacz�y przypomina� dwa spodki. - No... - Iskierka i Stokrotka zawahali si� chwil�. - Jest du�y - zacz�� Stokrotka. - To znaczy wysoki. - Przystojny - Iskierka z rozmarzeniem patrzy�a w k�t pomieszczenia. - I niszczy ka�dego, kto mu si� sprzeciwi? - No, nie ka�dego. - Inaczej nie mia�by na kogo krzycze� - uzupe�ni�a Iskierka. - Jest wi�c zimny i opanowany? - dr��y� temat bardzo zainteresowany Herbert. Stokrotka uparcie unika� patrzenia mu w oczy. B��dzi� wzrokiem po suficie, od czasu do czasu rzucaj�c b�agalne spojrzenia na wied�m�. - Jest troch�... nerwowy - Iskierka zlitowa�a si� nad wilko�akiem. - I ma harem amazonek? - uszy Herberta zrobi�y si� czerwone. - Jaki harem? - Iskierka spojrza�a na niego podejrzliwie. - Nie ma �adnego haremu - powiedzia� Stokrotka. - Jest nerwowy, humorzasty, bole�nie szczery i zawsze wygrywa w karty. - Ale zna si� na magii - nie dawa� za wygran� Herbert. - Przecie� jest bogiem. - To b�dzie umia� odczarowa� papug�... To jest ksi�niczk�. Milcz�ca dot�d, obra�ona papuga podnios�a g�ow� i nastawi�aby z zainteresowaniem uszy, gdyby je mia�a. - W�tpi� - Iskierka spojrza�a na ni� z pow�tpiewaniem. - On nie przepada za zgry�liwymi ksi�niczkami. W og�le nie przepada za �adnymi ksi�niczkami. - Przecie� wojny s� po to, �eby ratowa� ksi�niczki, porywa� je albo... no, co� z nimi zrobi� - zaprotestowa� Herbert. - Nie - stanowczo zaprzeczy�a wied�ma. - Wojny s� po to, �eby tacy niem�drzy, zbyt energiczni ch�opcy jak ty albo troch� starsi.. nawet du�o starsi, prawd� m�wi�c,.. mogli si� wy�y� wal�c w zbroj� innego zbyt energicznego ch�opca, zamiast wys�uchiwa� narzeka�, �e armia podepta�a ogr�d, a sala tronowa przecieka. - I tylko po to wywo�uje si� wojny? - Herbert patrzy� na ni� z niedowierzaniem. Stokrotka pokiwa� g�ow�. - Sp�jrz na to z tej strony - co by� wola�: wys�uchiwa� przez ca�y czas narzeka� na to, �e tw�j pies zjad� kanarka, czy sp�dzi� par� miesi�cy w namiotach na jakich� bagnach, walcz�c z inn� grup� desperat�w? Herbert zastanowi� si� g��boko. - Namioty - oznajmi� stanowczo. - No widzisz - westchn�a Iskierka. - Ale mogliby�my spr�bowa� go przekona�? - nie dawa�a za wygran� papuga. - Pr�bowa� zawsze mo�na - odpar� Stokrotka. Herbert rado�nie pokiwa� g�ow�. Jaki by ten b�g nie by�, mo�liwo�� spotkania go osobi�cie znajdowa�a si� w danej chwili na szczycie jego �yciowych pragnie�. - Mo�emy jecha� jutro rano - powiedzia� Stokrotka. - Ja i tak nie mam nic innego do roboty. A ty? - spojrza� na Iskierk�. W odpowiedzi wzruszy�a ramionami. - Zawsze ch�tnie odwiedzam starych znajomych. I Amadeusz si� ucieszy. Zanim ksi��� zdo�a� zaprotestowa�, wszystko by�o ju� ustalone i wszyscy udali si� na spoczynek. Jemu osobi�cie wcale nie podoba�a si� perspektywa spotkania z bogiem wojny, nawet je�li do ko�ca nie wierzy� w jego istnienie. Pot�ny, okrutny dzikus, kt�ry do tego uwa�a� go za degenerata, nie by� osob�, kt�r� chcia�by spotka�. Po zastanowieniu doszed� do wniosku, �e w�a�ciwie to wola�by b��ka� si� po bezdro�ach szukaj�c tego czarownika. Swoj� drog�, ten czarodziej musia� by� chyba niespe�na rozumu. Ka�dy rozs�dny mag zamieni�by Lucill� w co�, co nie mog�oby m�wi�. Ranek przyszed� bardzo szybko i ksi���, ku swojemu zdumieniu stwierdzi�, ze zaspa�. Poganiany przez Herberta, dla kt�rego jak najszybsze dotarcie do Tygrysa by�o kwesti� �ycia lub �mierci, spo�y� w biegu �niadanie, wskoczy� na konia i zamar�. Herbert z Lucill� na ramieniu siedzia� na swoim koniu, troch� sp�oszonym obecno�ci� dodatkowego pasa�era, Stokrotki. Natomiast Iskierka siedzia�a na czym� co z ca�� pewno�ci� nie by�o koniem. Z ca�� pewno�ci� nie by�o te� �adnym ze zwierz�t, kt�rych portrety mia� Lanfred w swoich ksi��kach. Z prawie ca�kowit� pewno�ci� mo�na by�o powiedzie�, �e by�o �adnie wyro�ni�tym smokiem, przypominaj�cym troch� z dziesi�� razy powi�kszonego kurczaka, stoj�cym na dw�ch nogach, z niewielkimi skrzyde�kami, par� zwinnych �apek i zadziwiaj�co sympatycznym pyskiem. Ko� Lanfreda cichym, nie�mia�ym r�eniem wyrazi� dezaprobat�. Ko� Herberta sprawia� wra�enie, �e jest mu ju� wszystko jedno i nie ma zamiaru rozgl�da� si� na boki, �eby nie zobaczy� czego� jeszcze. Sam Lanfred musia� mie� bardzo zdziwion� min�, bo Iskierka poczu�a si� zmuszona do wyja�nie�. - Nie mog�am go zostawi�. Obrazi�by si� - poklepa�a go po g�owie. - Moje male�stwo jest bardzo wra�liwe - smok odwr�ci� �eb w jej stron�, popiskuj�c z zadowolenia. Ko� ksi�cia, zdenerwowany, zastrzyg� uszami. - Jak? - zapyta� s�abo ksi���. Na nic wi�cej nie mia� si�y. - Zaadoptowa�a go kiedy� - uprzejmie wyja�ni� Stokrotka. - To bardzo d�uga historia. Chyba nie chcesz jej wys�ucha�. - Nie chc� - potwierdzi� s�abo ksi���. - Prawdopodobie�stwo istnienia smoka jest... - R�wne jeden do miliarda trzech milion�w sze�ciuset tysi�cy dziewi�tnastu - doko�czy�a wied�ma. Lanfred pokiwa� g�ow�. - A prawdopodobie�stwo, ze ten smok jest tu, a ty na nim siedzisz... - Jest pi�tnastokrotnie mniejsze - powiedzia�a rado�nie Iskierka. - No to ruszajmy. Daleka droga przed nami - klepn�a smoka delikatnie w szyj�, a on ruszy� lekkim truchtem. Herbert pop�dzi� swojego konia, kt�ry pod��y� za smokiem, godz�c si� na wszystko, co jeszcze mo�e na nim si��� albo przed nim biec. Lanfred i jego ko� zrezygnowani pod��yli za nimi. Min�o kilka godzin, zanim ksi��� oswoi� si� z widokiem smoka, a jego ko� przesta� nerwowo prycha�. Lanfred ostro�nie, �eby nie znale�� si� zbyt blisko mitycznego stworzenia, podjecha� do wied�my. Za nimi Stokrotka opowiada� Herbertowi i Lucilli jak�� mro��c� krew w �y�ach histori�, kt�ra sprawia�a, �e oczy ch�opca wytrzeszcza�y si� coraz bardziej, a papuga j�cza�a rozpaczliwe, domagaj�c si� �eby kto� j� obroni� przed takimi potworami. Poniewa� �adnych potwor�w, poza wilko�akiem i smokiem nie by�o w pobli�u wida�, ksi��� z czystym sumieniem zignorowa� wezwania. O wiele bardziej ni� ratowanie papugi ciekawi�a go jad�ca na smoku wied�ma. Nie odwr�ci�a g�owy, kiedy podjecha�, za to smok rado�nie prychn�� w stron� konia, kt�ry prawie stan�� d�ba ze strachu. - Misiaczku - skarci�a go Iskierka. - Nie strasz koni. - Nazywa si� Misiaczek? - Nie, Amadeusz. Misiaczek to tylko zdrobnienie. - I zaadoptowa�a� go? - Tak - odpar�a, jakby adoptowanie smok�w by�o najzwyczajniejsz� rzecz� na �wiecie. - Jest kochany, prawda? - poklepa�a besti� po �bie. Smok zamerda� ogonem wzniecaj�c tumany kurzu. Z ty�u rozleg�y si� pokas�ywania Herberta i Stokrotki, a tak�e zachryp�e narzekania Lucilli. Ksi��� przesta� patrze� niepewnie na smoka. Zdecydowa� si� go po prostu ignorowa� i wm�wi� sobie, �e wied�ma jedzie na koniu. By�o to troch� trudne, zwa�ywszy, �e smok podskakiwa�, prycha� i odwraca� g�ow� za ka�dym przelatuj�cym motylkiem, nieodmiennie wprawiaj�c konia Lanfreda w stan lekkiego podenerwowania. - Cz�sto adoptujesz smoki? - Zdarza si�. - I nie ma na to wp�ywu stopie� nieprawdopodobie�stwa ich istnienia? Roze�mia�a si�. - Lubi� zna� statystyk�, �eby wiedzie� jak bardzo ci wszyscy m�drcy si� myl�. - A jak cz�sto si� myl�? - spyta�, w g��bi duszy �a�uj�c swojego pytania. - Prawie zawsze. - Aha - s�usznie �a�owa�. - Szczerze m�wi�c niskie prawdopodobie�stwo istnienia wied�m, czarownik�w i innych os�b uprawiaj�cych podobne... zawody zosta�o udowodnione w rozprawie niejakiego Paluszka... - "Dlaczego czary y magia s� nieprawdopodobne?" - Czyta�a�? - zdziwi� si� ksi���. - Sama to napisa�am - u�miechn�a si�. - Niewiele jest rzeczy tak przyjemnych jak mieszanie w g�owie bandzie m�drc�w, kt�rzy my�l�, �e wszystko wiedz�. Ksi��� zastanowi� si� jak wiele jego ksi��ek by�o tego typu �artami. Mo�e na przyk�ad Napiniusz Trzeci, autor "Prawd na temat istot mitycznych", by� pradziadkiem Amadeusza, kt�ry postanowi� nabi� paru ludzi w butelk�, zanim ich zje? To mu przypomnia�o o zaniedbanej dot�d kwestii. - Czy on je ludzi? - spojrza� podejrzliwie na Amadeusza, kt�ry w�a�nie pr�bowa� z�apa� motylka. - Nie. - A smoki og�lnie, jedz� ludzi? Iskierka zastanowi�a si� chwil�. - Niekt�re. - I zjadaj� ksi�niczki? - w umy�le Lanfreda na chwil� pojawi�a si� wizja Lucilli wpychanej na si�� do paszczy jakiego� smoka. - Nie, to tylko zmy�ka. Ksi�niczki s� anemiczne. Chodzi o �ci�gni�cie jak najwi�kszej liczby idiot�w... To jest, chcia�am powiedzie�, walecznych ksi���t, najlepiej przy ko�ci. Lanfred pokiwa� w zadumie g�ow�. W�a�nie postanowi� sobie, �e nigdy, przenigdy nie da si� wypchn�� na walk� ze smokiem. Oboj�tnie jak pi�kna, inteligentna i milcz�ca by�aby ksi�niczka. Po zastanowieniu doda� do tej listy jeszcze olbrzymy, gnomy i, na wszelki wypadek, wilko�aki. Po uczynieniu tych zobowi�za� powr�ci� do �wie�o rozpocz�tych bada� naukowych. - Jak zostaje si� wied�m�? Iskierka spojrza�a na niego, lekko zdumiona. - Po prostu si� jest. - Trzeba by� dzieckiem wied�my? Urodzi� si� przy pe�ni ksi�yca? - Trzeba urodzi� si� wied�m�. - Wi�c jak pozna�, �e kto� jest wied�m�? Iskierka zastanowi�a si� chwil�. - To chyba wtedy, kiedy zamieni�am wujka w srok�. - I co? - Co "co"? - Co z wujkiem. - Gdzie� sobie lata - wzruszy�a ramionami. - Jak to: gdzie� sobie lata? - Najpierw nie umia�am go odczarowa�, a potem ju� nie chcia�. Zawsze lubi� b�yskotki. - Uczy�a� si� magii z ksi��ek? - Nie, tam s� same bzdury. Jest tylko jedna dobra metoda nauki. - Jaka? - Nazywa si� "metoda pr�b i b��d�w". Wierz mi, mo�na osi�gn�� osza�amiaj�ce rezultaty. Lanfred doda� do swoich postanowie� jeszcze jedno - nigdy nie wchodzi� w drog� ucz�cej si� wied�mie. Po namy�le stwierdzi�, ze je�li kiedy� spisze swoje postanowienia, to to podkre�li jakie� dziesi�� razy. Mo�e nawet jedena�cie, dla pewno�ci. Nagle co� przed nimi przelecia�o z sykiem i z�o�liwym, przejmuj�cym chichotem. Lucilla zacz�a krzycze�, kiedy "co�" wyrwa�o jej par� pi�r w ogona. - Potw�r! Ratunku! Chce mnie zje��! - Przyda�o by si� - mrukn�� Stokrotka, kt�ry zaczyna� mie� do�� towarzystwa papugi. Zacz�� nawet zastanawia� si�, czy nie wy�wiadczy� ksi�ciu przys�ugi i nie nam�wi� kt�rego� ze swoich krewnych do zjedzenia jej. Lanfred niech�tnie si�gn�� po miecz, ale powstrzyma�a go Iskierka. - To tylko Syk. Jeste�my ju� blisko. - Jaki syk? - spyta�a podejrzliwie papuga. - Bo�ek szale�stwa wojennego - wyja�ni� Stokrotka. - Jest troch�... no wiecie... - Szurni�ty - doko�czy�a Iskierka. - Czasem ma dziwne pomys�y. - Jak oskubywanie papug? - zapyta�a zgry�liwie papuga. - To wcale nie taki dziwny pomys�. Lataj�ce co� przelecia�o nad nimi jeszcze par� razy, po czym znik�o w ogromnej grocie. - To tu - Iskierka zeskoczy�a ze smoka, kt�ry zacz�� rado�nie wymachiwa� ogonem. - Co mu si� sta�o? - Cieszy si�. Bardzo lubi odwiedza� tatusia. Smok popiskuj�c rado�nie wbieg� do groty i znikn�� w ciemno�ciach. Echo nios�o odg�osy jego skok�w i pisk�w. - Nic mu nie b�dzie? - zmartwi� si� Herbert. - Zna drog� - uspokoi�a go Iskierka. - Idziemy. - Tam? - Lanfred spojrza� na du��, ponur� grot�. - Bez pochodni? W grotach s� rozpadliny i przepa�cie... - Dojdziemy bezpiecznie - Stokrotka po�o�y� mu �ap� na ramieniu. - Najwa�niejsze to mie� dobrego przewodnika. Najlepiej takiego, kt�ry umie pos�ugiwa� si� ogniem - wskaza� na Iskierk�, kt�ra w�a�nie wchodzi�a do groty. W jej wyci�gni�tej d�oni pojawia� si� pulsuj�ca kula ognia, kt�ra unios�a si� w powietrze i zawis�a przed wied�m�. Iskierka odwr�ci�a si� do towarzyszy. - Idziecie, czy nie? Herbert ochoczo pod��y� za ni� z przera�on�, ale zdeterminowan� papug� na ramieniu. Lanfred i Stokrotka poszli za nimi. - Nie boisz si�? - spyta� ksi��� wilko�aka. - Iskierka m�wi�a, �e boisz si� w�asnego cienia. - Bb-bo si� bb-boj� - odpar� ponuro wilko�ak. - Ale ww-wierz mi, o ww-wiele bb- bezpieczniej jj-jest zzz ni� www nn-najg��bszej ci-ciemno�ci, ni� zz-zosta� na zz-zewn�trz i nn-nara�a� si� nn-na ww-wyg�upy Ss-syka. - Syk jest w �rodku - zauwa�y� Lanfred. - Ii-iskierka tt-te�. Ksi��� podejrzliwie spogl�da� na skryte w ciemno�ci ska�y. Przed sob�, na tle �wiec�cej kuli, widzia� cienie Iskierki, Herberta i papugi. Nagle wszyscy troje znikli. Ksi��� i wilko�ak znale�li si� w jasno o�wietlonej sali, pe�nej uzbrojonych po z�by wojownik�w. Wilko�ak j�kn�� i schowa� si� za plecami ksi�cia. - Uu-umie-esz pp-pos�ugiwa� si� tt-tym mm-mieczem? - zapyta�, wygl�daj�c trwo�liwie zza jego ramienia. - Nie bardzo - przyzna� ksi���. Na czele wojownik�w sta� niewysoki, bardzo brzydki cz�owieczek, przypominaj�cy troch� jaszczurk�. Zanosi� si� z�o�liwym �miechem. - Tt-to Ss-syk - powiedzia� sm�tnie wilko�ak. - Mm-ma dd-dobry hum-mor. - To dobrze? - Tt-to ff-fatalnie. Ll-lepiej u-ucieka�. - Kt�r�dy? - ksi��� rozejrza� si� po sali. Z lewej strony znajdowa�y si� drzwi. Zamkni�te, ale prawdopodobnie zdo�a�by je wywa�y�. Wystarczy�o tylko podbiec. - Na lewo, do drzwi - szepn�� do wilko�aka. - Biegniemy na trzy. Gotowy? Jeden, dwa... - Nast�pny przypadek kompletnie beznadziejny - rozleg� si� tu� obok niego czyj� g�os. Wojownicy znikli. Na �rodku sali pozosta� tylko Syk, kt�ry przesta� si� �mia� i mia� bardzo niewyra�n� min�. U�miechn�� si�, jakby przepraszaj�co, pomacha� im i rozp�yn�� si� w powietrzu. Ksi��� odwr�ci� si� w stron� z kt�rej dochodzi� g�os. Na kamiennych stopniach siedzia� pot�ny m�czyzna. Mia� ciemne w�osy i czarn� brod�. Ubrany by� w kolczug�, przy pasie mia� ogromny miecz. Lanfred nawet nie bior�c go do r�ki wiedzia�, �e nigdy nie zdo�a�by go podnie��. M�czyzna by� wyra�nie niezadowolony. Patrzy� na Lanfreda z wyra�nym �alem. - Taka krew. I takie marnotrawstwo. - Jak si� nie ma co si� lubi, to si� lubi co si� ma - drzwi otworzy�y si� szeroko i do sali wesz�a Iskierka, a za ni� Herbert i Lucilla. - Ten �obuz, Syk, zn�w zacz�� rozrabia�. I nie mog� znale�� Amadeusza. Nie wiesz przypadkiem... - Demoluje skarbiec - m�czyzna skin�� g�ow� w stron�, z kt�rej dochodzi�y pobrz�kiwania i posapywanie. - Wiesz jak bardzo lubi bawi� si� z�otymi zbrojami. Ma to po przodkach. Herbert wyjrza� zza plec�w Iskierki. - To jest Tygrys? B�stwo spojrza�o na niego spod ciemnych brwi. - W ca�ej okaza�o�ci. - Nie powiniene� mie� tak... ze dwa razy wi�cej wzrostu? - spyta� podejrzliwie ch�opiec. - To niepraktyczne. Nie mie�ci�bym si� w �adnych drzwiach. Herbert zastanowi� si� chwil�, a potem pokiwa� g�ow�. - A jeste� humorzasty? Tygrys spojrza� gro�nie na Iskierk� i Stokrotk�. Wilko�ak schowa� si� za ksi�ciem, a wied�ma �mia�o popatrzy�a wojownikowi w oczy. - Przecie� to prawda - odwr�ci�a si� i skierowa�a do wyj�cia. - Musz� nakarmi� Amadeusza, zanim znowu zje jak�� zbroj�. To mu szkodzi. - A ja?! - upomnia�a si� Lucilla. - Jeste� tym staro�ytnym bogiem? - Jestem - przyzna� Tygrys, spogl�daj�c na ni� z czym� w rodzaju z�o�liwego rozbawienia. - Wi�c odczaruj mnie! - Nie. - Jak to "nie"? - zdenerwowa�a si� papuga. - Widzisz, ja po prostu jestem wredny - u�miechn�� si� rozbrajaj�co. Iskierka wychyli�a g�ow� zza framugi wr�t. - Za kilka miesi�cy odzyskam dawn� moc. Wtedy spr�buj� ci� odczarowa� - pomacha�a im i posz�a szuka� smoka. - Kilka miesi�cy?! A m�j �lub?! - papuga zacz�a wpada� w histeri�. - To nie w porz�dku, to nie fair, to nie jest sprawiedliwe! - zemdla�a. Stokrotka podni�s� j� z pod�ogi. - Chod�, powiedzia� do Herberta. - Na zewn�trz jest �r�de�ko, mo�e uda si� j� ocuci�. Chocia� mo�e lepiej nie... W pomieszczeniu zostali tylko Tygrys i Lanfred. - Nawet taki zdegenerowany intelektualista nie zas�uguje na tak� j�dz�. - Ale kto� j� chyba odczaruje.. Nie chcia�bym, �eby m�czy�a si� dalej jako papuga. - Iskierka to zrobi. Ale nie teraz. Teraz zmieni�aby j� w �wierkaj�c� ropuch� albo co� takiego. - �wierkaj�c�... - powt�rzy� Lanfred. - Mi�� odmiana - stwierdzi� Tygrys. - Teraz strasznie skrzeczy. - To ta chrypka - odruchowo wyja�ni� Lanfred. - A jak ja ju� odczaruje? - Lepiej znajd� do tego czasu jaki� pow�d, �eby si� z ni� nie �eni�. - M�g�bym o�eni� si� z inn� - niepewnie stwierdzi� Lanfred. Tygrys popatrzy� na niego w zadumie. - Nie - powiedzia� kr�tko. Lanfred usiad� na stopniach. - �wietnie. Spotka�em kobiet�, kt�ra jest pi�kna, utalentowana.. - Zna si� na czarach - uzupe�ni� Tygrys. -... ma poczucie humoru... - Troch� dziwaczne. -... jest m�dra... - Nie zawsze. -... troszk� zbyt z�o�liwa... - O wiele za z�o�liwa. -...niezwyk�a... - Nieprzewidywalna i apodyktyczna. - My�lisz...? - Lepiej wr�� do swoich ksi��ek. - Na pewno nie mia�bym szans? - Na pewno. - Ona kogo� ma? - Ma - stwierdzi� z grobow� min� b�g wojny. - Aha. Chyba ju� wr�c� do domu. Mam mas� roboty. Tylko Herbert.. - M�g�by zosta� - zaproponowa� Tygrys. - Wreszcie kto� z potencja�em. Mi�a odmiana po z�o�liwych wied�mach, tch�rzliwych wilko�akach, zwariowanych bo�kach i uczuciowych smokach. - A Lucilla? - Zabierz j� ze sob�. Syk powyrywa�by jej wszystkie pi�rka i nie wiadomo, jakby to wp�yn�o na jej wygl�d najpi�kniejszej kobiety �wiata. - Sk�d wiesz, �e to najpi�kniejsza kobieta �wiata? - W ko�cu jestem bogiem - Tygrys roz�o�y� r�ce. - I rzeczywi�cie by�a...? - Tak. Rzecz jasna, dop�ki nie otworzy�a ust. Lanfred u�miechn�� si�. - Wszyscy bogowie s� tacy ludzcy? - Bardziej ni� ludzie. We� ze sob� Stokrotk�. Obawiam si�, �e w obecno�ci broni robi si� nerwowy. Lanfred wyszed� z sali, zabra� Herbertowi worek z nieprzytomn� Lucill�. Wys�a� ch�opca z powrotem do sali, wywo�uj�c jego dono�ne okrzyki rado�ci. - Syk nie b�dzie przeszkadza� nam w wyj�ciu? Stokrotka pokr�ci� g�ow�. - Nie wtedy, gdy Amadeusz chce si� bawi�. Jakby na potwierdzenie tych s��w z g��bi groty rozleg�y si� piski przera�enia, radosne posapywanie Amadeusza, karc�ce okrzyki Iskierki: - Amadeusz, tyle razy m�wi�am, �eby� go nie aportowa�! Echo przynios�o �miech Tygrysa i pytanie Herberta: - To co z tym haremem? Droga powrotna up�ywa�a spokojnie. �adnych smok�w, wied�m, potwor�w. Lucilla chrapa�a w worku, a Stokrotka, wyra�nie ciesz�cy si� z faktu, ze �wi�tynia zosta�a za nimi, pogwizdywa� rado�nie. Przenocowali w tej samej gospodzie co poprzednio, tak samo pustej, bo Stokrotka zapomnia� wsadzi� kaptur na g�ow�. Gospodarz nawet nie by� zbytnio niezadowolony. Wpad� na odkrywcz� my�l inkasowania nale�no�ci z g�ry i wizyty wilko�aka zacz�y mu si� op�aca�. Nawet planowa� zatrudni� go na sta�e. Nast�pnego dnia dotarli do zamku, gdzie kr�l w�a�nie dyrygowa� swoj� armi�, szykuj�c ja do wymarszu. By� tak zaj�ty pop�dzaniem �o�nierzy, �e nie zwr�ci� uwagi na fakt, �e zamiast Herberta na drugim koniu siedzi wilko�ak. Jednym okiem zarejestrowa� za to brak czego� istotnego. - Gdzie ksi�niczka? - W worku - odpar� ksi���. Kr�l zmarszczy� brwi w ogromnym wysi�ku my�lowym, pr�buj�c oderwa� si� od spraw swojej armii. - Jakim worku? - Tym - pokaza� ksi���. - Nie ciasno jej tam? - Nie, �pi spokojnie. - A, to dobrze - ucieszy� si� kr�l. - Powiedz matce, ze wracam za tydzie�. A mo�e - zapyta�, tkni�ty nag�� nadziej�. - Pojedziesz z nami? - Raczej nie - ksi��� zsiad� z konia i zabra� worek z papug�. Odprowadzi� Stokrotk� do kuchni, gdzie kucharka z rado�ci� powita�a kogo�, kto przedk�ada� posi�ek nad wojny czy czytanie ksi��ek. Lanfred uda� si� do swojej komnaty, wygrzeba� spod sterty ksi��ek stojak, posadzi� na nim pochrapuj�c� papug� i wyla� na ni� kube� zimnej wody. - Ksi�niczko, poniewa� masz przed sob� jeszcze troch� czasu jako papuga, nale�y spo�ytkowa� go u�ytecznie. To - wskaza� na tablic� - Jest algorytm. Je�li do wieczora zdo�asz go poj��, to dostaniesz krakersa.