5793
Szczegóły |
Tytuł |
5793 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5793 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5793 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5793 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Wolfe T
Pr�ba kwasu w elektrycznej oran�adzie
Spis tre�ci:
1. Czarne, b�yszcz�ce buty FBI ..... 5
2. Moczowy totem ..... 18
3. Elektryczny str�j ..... 25
4. Jak ci si� podoba m�j Budda? ..... 32
5. Sza�owy - kolorowy py� neonowy ..... 52
6. Autobus ..... 63
7. Kwas poza kontrol� ..... 80
8. Trele dla Mas ..... 90
9. Trup Trip ..... 95
10. Wojny senne ..... 98
11. Niewypowiedziana Sprawa ..... 112
12. Nalot ..... 134
13. Anio�owie Piekie� 150
14. Cud w siedem dni ..... 163
15. Chmura ..... 177
16. Skamienia�y jug band ..... 191
17. Odjazdy ..... 202
18. Tasma�skie diabelstwo Cosmo ..... 204
19. Festiwal Trip�w ..... 222
20. Pr�ba kwasu w elektrycznej oran�adzie ..... 238
21. �cigany ..... 256
22. iDiablo! ..... 274
23. Czerwona fala ..... 279
24. Aresztowanie w Meksyku ..... 292
25. Tajny Agent Numero Uno ..... 298
26. Gra w policjant�w i z�odziei ..... 311
27. Matura ..... 333
Epilog ..... 368
Od Autora ..... 370
1. Czarne, b�yszcz�ce buty FBI
Dobrze pomy�lane, Cool Breeze. Cool Breeze to kole� z trzy- lub czterodniowym
zarostem,
kt�ry siedzi obok mnie na metalowej pod�odze otwartej paki furgonetki.
Podskakujemy
razem. Zanurzamy si�, wynurzamy, ko�yszemy na boki na kiepskich resorach, jak w
��dce.
Z ty�u za furgonetk� San Francisco oddala si� w d� w podskokach. Nie ko�cz�ce
si� szeregi
wykuszowych okien, slumsy z widokiem na morze ko�ysz� si� i p�yn� w d�.
Elektryczne
szyldy z p�on�cymi neonowymi kieliszkami martini - w San Francisco symbol baru -
tysi�ce
neonowych, karmazynowych kieliszk�w martini, jeden po drugim, ko�ysz� si� i
p�yn� w d�,
a pod nimi setki, tysi�ce ludzi odwracaj� si�, �eby spojrze� na t� nasz�
dziwaczn�,
zwariowan� furgonetk�, ludzi z bia�ymi twarzami wyciskanymi spomi�dzy klap, jak
mi�kkie
bia�e cukierki - ko�ysz� si� i p�yn� w d� - i B�g �wiadkiem, �e maj� si� na co
gapi�.
Dlatego �mieszy mnie, kiedy Cool Breeze m�wi bardzo powa�nie, przekrzykuj�c
zgie�k: - Nie
wiem, kiedy wypuszcz� Keseya, nie wiem, czy b�d� m�g� pokaza� si� w Magazynie.
- Dlaczego nie?
- No wiesz, gliny b�d� si� tam kr�ci� i panoszy�, a ja jestem na zwolnieniu
warunkowym,
wi�c nie wiem.
Dobrze pomy�lane, Cool Breeze. Nie prowokuj sukinsyn�w. Sied� cicho - tak jak w
tej
chwili. W tej chwili Cool Breeze tak bardzo boi si� w�adzy, �e siedzi na oczach
tysi�cy
zdziwionych obywateli, ubrany w kapelusz gnoma w stylu Siedmiu Krasnoludk�w z
Czarnego
Lasu, ca�y w pi�rach i fluorescencyjnych farbach. Naprzeciwko nas w furgonetce,
te� na
oczach wszystkich, z g�ow� odrzucon� do ty�u i promieniej�c� twarz�, kl�czy
p�krwi
Indianka Ottawa, nazwiskiem Lois Jennings. Na �rodku czo�a ma b�yszcz�cy,
srebrny kr��ek,
kt�ry na przemian wybucha �wiat�em, kiedy trafi we� s�o�ce, lub migoce t�cz�
dyfrakcyjnych linii. No i jeszcze w r�ku trzyma colta .45 z d�ug� luf�, ale nikt
tam na ulicy
nie wie, �e to tylko zabawka na kapiszony, kiedy raz po raz strzela pfiuuu,
pfiuuu do tych
wyciskanych bia�ych cukierkowych twarzy, jak Debra Paget w... w filmie...
- Kesey wychodzi z mamra!
Ci na ulicy gapi� si� jeszcze na nalepk� na tylnym zderzaku "Custer umar� za
wasze
grzechy" i ukochanego Lois, Stewarta Branda, chudego blondyna siedz�cego za
kierownic�
te� z b�yszcz�cym kr��kiem na czole i krawatem ca�ym z india�skich paciork�w.
Bez koszuli
natomiast, tylko w krawacie z india�skich paciork�w na go�ej sk�rze i w bia�ym
rze�nickim
kitlu, na kt�rym wisz� medale od kr�la Szwecji.
Oto pi�kny egzemplarz, z akt�wk�, niezadowolon� min�, jak to po robocie, i... w
butach -
jak b�yszcz�! - a to co za cholerne, bitnikowskie �wiry - i trafiony przez Lois
w bia�y cukierek
odp�ywa w d� w podskokach...
A furgonetka unosi si� i nadyma, p�onie na srebrnoczerwono, �wieci farbami Day-
Glo i
powa�nie w�tpi�, Cool Breeze, czy w ca�ym San Francisco jest dzi� cho� jeden
glina, kt�ry
nie wie, �e ten zwariowany wehiku� to partyzancki patrol ze strasznej krainy
LSD.
Gliny po�apa�y si� ju� w sytuacji, nawet w kostiumach, we w�osach w str�ki w
stylu Jezusa
Chrystusa, w india�skich paciorkach, india�skich opaskach na czo�o, koralikach,
ko�cielnych
dzwonkach, amuletach, mandalach, oczach opatrzno�ci, fosforyzuj�cych
kamizelkach,
rogach jednoro�ca, koszulach Errola Flynna do pojedynku - ale wci�� nie znaj�
si� na
butach. Headzi znaj� si� na butach. Najgorsze s� czarne, b�yszcz�ce, sznurowane.
Od nich
zaczyna si� hierarchia, cho� w�a�ciwie wszelkie p�buty to brak szpanu. Od nich
a� po buty,
jakie nosz� headzi, lekkie, fantazyjne, buty angielskich mods�w, je�li nic
lepszego nie ma
pod r�k�, ale lepiej co� w stylu meksyka�skiej r�cznej roboty z blaszanymi
szpicami typu
Caliente Dud� Triple A. A wi�c rozumiesz, FBI - czarne - b�yszcz�ce - sznurowane
- buty FBI
- gdy FBI z�apa�o wreszcie Keseya -
Na pace furgonetki siedzi jeszcze jedna dziewczyna, smag�a, drobna, z g�stymi
czarnymi
w�osami, zwana Black Maria. Wygl�da na Meksykank�, ale m�wi do mnie ze zwyk�ym,
mi�kkim kalifornijskim akcentem:
- Kiedy s� twoje urodziny?
- 2 marca.
- Ryby - m�wi. A potem: - Nigdy nie powiedzia�abym, �e jeste� Ryb�.
- Dlaczego?
- Wydajesz si� zbyt... solidny, jak na Ryb�.
Wiem, �e ma na my�li "ci�ki". Zaczynam czu� si� ci�ko. U siebie w Nowym Jorku,
powiem
ci, Black Mario, uchodz� nawet za swojego kolesia. Ale moja granatowa jedwabna
marynarka, szeroki krawat w klowny i... para... b�yszcz�cych czarnych p�but�w
jako� nie
budz� euforii w �wiecie head�w z San Francisco. Lois raz po raz strzela do
bia�ych
cukierk�w, Cool Breeze znika we wn�trzu swego gnomiego kapelusza, Black Maria,
Skorpion, b��dzi po zodiaku, Stewart Brand wije si� po ulicach, cekiny
eksploduj� - i to nic
takiego, normalka, normalka w �wiecie head�w z San Francisco, po prostu ma�a,
rutynowa
demolka paczek obywateli po drodze, po prostu psychiczny pokarm dla pi�knych
ludzi,
kt�rzy podwo�� jakiego� faceta z Nowego Jorku do Magazynu, aby zaczeka� na
Wodza,
Kena Keseya, kt�ry wychodzi z mamra.
O Keseyu wiedzia�em wtedy w�a�ciwie tylko tyle, �e jest bardzo powa�anym,
trzydziestojednoletnim powie�ciopisarzem, w ci�kich tarapatach z powodu dr�g�w.
Napisa�
Lot nad kuku�czym gniazdem (1962), z kt�rego w 1963 roku zrobiono sztuk�
teatraln� oraz
Sometimes a Great Notion (1964). Zawsze wspominano go razem z Philipem Rothem,
Josephem Hellerem, Bruce'em Jayem Friedmanem oraz paroma innymi, jako jednego z
m�odych pisarzy, kt�rzy mog� daleko zaj��. By� dwukrotnie aresztowany za
posiadanie
marihuany, w kwietniu 1965 oraz w styczniu 1966 roku, i uciek� do Meksyku z
obawy przed
surowym wyrokiem. Wygl�da�o na to, �e za drugim razem m�g� dosta� a� pi�� lat.
Pewnego
dnia przypadkowo wpad�y mi w r�ce listy, kt�re Kesey napisa� z Meksyku do swego
przyjaciela Larry'ego McMurtry'ego, autora powie�ci Horseman, Pass By, na
podstawie
kt�rej nakr�cono film Hud. By�y szalone ironiczne, w stylu pomi�dzy Williamem
Burroughsem a George'em Ade'em, opowiada�y o kryj�wkach, przebraniach, paranoi,
ucieczkach przed glinami, paleniu joint�w i poszukiwaniu satori w Szczurzych
krainach
Meksyku. By� taki fragment, napisany w stylu George'a Ade'a, w trzeciej osobie,
jako
parodia tego, co teraz pewnie o nim my�l� tam w Stanach, w normalnym �wiecie:
"Kr�tko m�wi�c, ten m�ody, przystojny, ciesz�cy si� powodzeniem, szcz�liwy m��
i ojciec
trojga uroczych dzieci, by� oszala�ym ze strachu �punem, uciekinierem przed
wyrokiem za
trzy przest�pstwa i B�g jeden wie ile wykrocze�, a jednocze�nie pr�bowa�
wyrze�bi� sobie
nowe satori - jeszcze kr�cej m�wi�c, to kompletny wariat".
"Ten, kt�ry kiedy� by� atlet� tak cenionym, �e powierzono mu g�oszenie sygna��w
spoza
ringu i awansowano do konkurs�w o koron� krajowych zapas�w amatorskich; teraz
sam nie
wiedzia�, czy potrafi�by zrobi� tuzin pompek. Kiedy� w�a�ciciel fenomenalnego
konta
bankowego, sypi�cy pieni�dzmi z ka�dego r�kawa; teraz jego biedna �ona z trudem
wyskroba�a osiem dolar�w, aby go wesprze� w ucieczce do Meksyku, Par� lat temu
pisano o
nim w encyklopediach i proszono, aby przemawia� przed tak szacownymi
zgromadzeniami
jak Wellesley Club w Dah-la; teraz nie pozwolono by mu nawet przem�wi� na
zebraniu
Komitetu Obchod�w Dnia Wietnamu. Co sprawi�o, �e cz�owiek tak dobrze
zapowiadaj�cy si�,
upad� tak nisko w tak kr�tkim czasie? C�, przyjaciele, odpowied� znale�� mo�na
w jednym
kr�tkim s�owie, w czterech cz�sto u�ywanych sylabach:
- Narkotyki!
- I chocia� niekt�rzy pomyleni zwolennicy tych chemikali�w mog� twierdzi�, �e
nasz bohater
znany by! ze sk�onno�ci do dr�g�w przed swym literackim sukcesem, musimy
podkre�li�, �e
objawi� literacki talent na d�ugo przed pojawieniem si� w jego �yciu tak zwanych
psychedeli,
nie zdradza� natomiast przejaw�w tego lunatycznego my�lenia, kt�re potem
mogli�my u
niego zauwa�y�!
Po czym doda�:
-(oj tak, szumi wiatr
dawno temu - dawno temu -
b�bni krokiew, widz� �ciany
...i s� drzwi do tego ptaka
w niebie m�odych drzew soczystych
dawno temu -
Oj tak chichocz� fale
dawno temu dawno temu
z podrzeczy zabitych kiedy
z�o przegnano i wszystkie
znik�y drzwi do ptak�w
dawno temu wtedy)".
Przysz�o mi do g�owy, �eby pojecha� do Meksyku, odnale�� go i napisa� artyku� o
"m�odym
powie�ciopisarzu - uciekinierze z prawdziwego zdarzenia". Zacz��em rozpytywa�
si�, gdzie
m�g�by by� w Meksyku. Wszyscy z wtajemniczonego towarzystwa Nowego Jorku
wiedzieli
na pewno. Wydawa�o si�, �e tego lata w�a�nie to wypada wiedzie�. Jest w Puerto
Yallarta.
Jest w Ajijic. Jest w Oaxaca. Jest w San Miguel de Allende. Jest w Paragwaju.
W�a�nie wsiad�
na parostatek z Meksyku do Kanady. I wszyscy wiedzieli na pewno.
Wci�� jeszcze si� rozpytywa�em, kiedy w pa�dzierniku Kesey w�lizgn�� si� z
powrotem do
Stan�w i FBI dopad�o go na autostradzie Bayshore na po�udnie od San Francisco.
Pewien
agent goni� go w d� nasypu, dogoni� i Kesey siedzia� teraz w wi�zieniu.
Polecia�em wi�c do
San Francisco. Uda�em si� prosto do aresztu powiatu San Mateo w Red-wood City,
gdzie
poczekalnia przypomina�a raczej wej�cie za kulisy w Musie Box Theatre. By�a
pe�na
weso�ego oczekiwania. By� tam m�ody psycholog Jim Fadiman - bratanek Cliftona
Fadimana,
jak si� okaza�o - Jim oraz jego �ona Dorothy rado�nie wciskali trzy monety do I
Ching w
grzbiet jakiego� opas�ego, tajemniczego tomu z dziedziny orientalnego mistycyzmu
i prosili
mnie, abym przekaza� Keseyowi, �e te monety si� tam znajduj�. By�a tam tak�e
drobna
brunetka z okr�g�� twarz� o imieniu Marilyn, kt�ra opowiedzia�a mi, �e by�a
kiedy�
nastoletni� dopadaczk�, kt�ra kr�ci�a si� ko�o zespo�u rockowego pod nazw� The
Wild
Flowers, ale teraz by�a g��wnie z Bobbym Petersenem. Bobby Petersen nie by�
muzykiem. O
ile mog�em si� zorientowa�, by� �wi�tym. Siedzia� w areszcie w Santa Gruz, gdzie
pr�bowa�
walczy� z oskar�eniem. o marihuan� twierdz�c, �e by�a dla niego religijnym
sakramentem.
Niedok�adnie rozumia�em, co wobec tego Marilyn robi�a w poczekalni aresztu
powiatu San
Mateo, je�li nie bra� pod uwag�, �e jak wspomnia�em, by�o tam niczym w pobli�u
s�u�bowego wej�cia do teatru, z Keseyem w roli gwiazdy, kt�ra wci�� jeszcze
przebywa�a w
�rodku.
By�a ma�a przepychanka z klawiszami co do tego, czy wolno mi wej�� i go
zobaczy�.
Wpuszczaj�c mnie gliny nie mog�y zyska� nic specjalnego. Dziennikarz z Nowego
Jorku - to
oznacza tylko wi�cej reklamy dla tego os�awionego bitnika. Tak widzieli Keseya.
By�
os�awionym bitnikiem dwukrotnie oskar�onym o narkotyki i po co z takiego robi�
bohatera.
Musz� powiedzie�, �e Kalifornia ma niez�ych gliniarzy. Wszyscy wydaj� si�
m�odymi,
wysokimi, kr�tko ostrzy�onymi blondynami z wyp�owia�ymi niebieskimi oczami,
jakby przed
chwil� zeszli z papierosowej reklamy. Ich areszty nie wygl�daj� na areszty,
przynajmniej te
cz�ci, kt�re widz� odwiedzaj�cy, ca�e s� w jasnym drewnie i jasnobrazowym
metalu szaf z
aktami, o�wietlone jarzeni�wkami, jak sale egzaminacyjne dla kandydat�w do
s�u�by
pa�stwowej w nowoczesnym budynku pocztowym. Wszyscy gliniarze m�wi� z mi�kkim
kalifornijskim akcentem, s� schludni i poprawni jak kostka lodu. Zgodnie z
przepisami
pozwolili mi w ko�cu zobaczy� si� z Keseyem w godzinach odwiedzin. Mia�em
dziesi��
minut. Skin��em na po�egnanie Marilyn, Fadimanom oraz weso�ej gromadce na
parterze i
zabrano mnie wind� na trzecie pi�tro.
Winda otworzy�a si� na wprost malej sali odwiedzin. By�o tam dziwnie. Szereg
czterech lub
pi�ciu boks�w podobnych do kabin w dawnych teleturniejach, ka�dy z grub�,
pancern�
szyb�, za kt�r� siedzia� skazany w roboczej koszuli w kolorze wi�ziennego
b��kitu.
Wi�niowie wygl�dali jak u�o�one na lodzie p�astugi. Przed ka�d� szyb� by�
parapet, na
kt�rym sta� aparat telefoniczny. W ten spos�b si� tutaj rozmawia. Paru
odwiedzaj�cych ju�
si� garbi�o nad telefonami. I wtedy rozpozna�em Keseya.
Sta� z ramionami skrzy�owanymi na piersi, wzrokiem utkwionym w oddali, to znaczy
w
�cianie. Mia� grube nadgarstki i mocne przedramiona, kt�re tak skrzy�owane
wydawa�y si�
gigantyczne. Wygl�da� na wy�szego, ni� jest naprawd�, mo�e z powodu szyi. Mia�
mocn�
szyj� z par� mi�ni szyjnych, kt�re wystawa�y z wi�ziennej roboczej koszuli jak
portowe
cumy. Mia� masywn� szcz�k� i podbr�dek. Przypomina� troch� Paula Newmana, tyle
�e by�
bardziej muskularny, mia� grubsz� sk�r� i g�ste blond k�dziory kipi�ce wok�
g�owy. Na
czubku by� prawie �ysy, ale jako� pasowa�o to do jego mocnej szyi i og�lnej
budowy
zapa�nika. Potem lekko si� u�miechn��. Dziwne, ale na twarzy nie mia� �adnych
zmarszczek.
Po wszystkich tych po�cigach i tarapatach - wygl�da� jak po trzech tygodniach w
kurorcie;
pogodnie, powiedzia�bym, potem podnios�em swoj� s�uchawk�, a on podni�s� swoj� -
a to
dopiero Nowoczesno��. Dzieli�o nas raptem p� metra, ale tak�e tafla pancernego
szk�a
grubo�ci ksi��ki telefonicznej. R�wnie dobrze mogliby�my by� na r�nych
kontynentach i
rozmawia� przez wideofon. Telefony trzeszcza�y i by�y naprawd� kiepskiej
jako�ci, zw�aszcza
je�li wzi�� pod uwag�, �e ��czy�y dwa �wiaty odleg�e o pi��dziesi�t centymetr�w.
Rozumia�o
si� samo przez si�, �e policja pods�uchiwa�a ka�d� rozmow�. Chcia�em dowiedzie�
si�
wszystkiego o jego �yciu uciekiniera w Meksyku. Taki tytu� mia� wci�� m�j
artyku�, "M�ody
powie�ciopisarz przez osiem miesi�cy ukrywa si� w Meksyku". Ale przecie� nie
m�g� o tym
opowiada� przez to dziwaczne po��czenie, a zreszt� mia�em tylko dziesi�� minut.
Wyj��em
notes i zacz��em pyta� - o cokolwiek. W jakiej� gazecie znalaz�em wzmiank� o
tym, jak
twierdzi�, �e czas, aby ruch psyche-deliczny si�gn�� "ponad kwas", wi�c
zapyta�em go o to. I
zacz��em stenografowa� w notesie jak szalony. Widzia�em, jak jego wargi rusza�y
si�
pi��dziesi�t centymetr�w ode mnie. Jego g�os trzeszcza� w s�uchawce, jakby
dochodzi� z
Brisbane. Wszystko to by�o idiotyczne. Wygl�da�o, jakby�my uprawiali jak��
g�upkowat�
gimnastyk�.
- Moim zdaniem - powiedzia� - czas przej�� od tego, co dzia�o si� do tej pory,
do czego�
nowego. Fala psychedeliczna rozkr�ci�a si� jakie� sze��, osiem miesi�cy temu,
kiedy
wyje�d�a�em do Meksyku. Przez ten czas narasta�a, ale si� nie zmienia�a. Kiedy
wr�ci�em,
wszystko wygl�da�o tak samo jak wtedy, kiedy wyje�d�a�em. Po prostu by�o wi�ksze
i tyle...
- m�wi� �agodnym g�osem z prowincjonalnym akcen tem. Niemal czystym akcentem z
prowincji, tyle �e trzeszcz�cym i chry- pi�cym jak maszynka do mi�sa przez te
pi��dziesi�t
centymetr�w po�� czenia. - Nie by�o �adnej kreatywno�ci, a wydaje mi si�, �e
moja rola
polega na tym, aby pom�c postawi� nast�pny krok. Nie s�dz�, aby pojawi� si�
jaki� odwr�t
od dr�g�w, dop�ki nie ma czego� nowego, do czego mo�na by zmierza�...
I to wszystko ze zwyk�ym prowincjonalnym akcentem, o czym�... c�, szczerze
m�wi�c, nie
mia�em zielonego poj�cia, o czym to wszystko by�o. Czasami m�wi� szyfrem i
aforyzmami.
Powiedzia�em, �e s�ysza�em, Jakoby nie zamierza� ju� wi�cej pisa�. Dlaczego?
- Wol� by� raczej piorunochronem ni� sejsmografem - odpar�.
M�wi� o czym� zwanym Acid Test - Pr�b� Kwasu i o formach wyrazu, w kt�rych nie
by�oby
�adnego podzia�u pomi�dzy nim a widowni�. By�oby tylko jedno wielkie
do�wiadczenie, ze
wszystkimi zmys�ami otwartymi na o�cie�, s�owami, muzyk�, �wiat�em, d�wi�kiem,
dotkni�ciem - b�yskawic�. - Masz na my�li co� takiego, co robi Andy Warhol? -
zapyta�em.
...pauza.
- Bez urazy, ale Nowy Jork jest jakie� dwa lata do ty�u.
Powiedzia� to z wyrozumia�o�ci�, jak�� prowincjonaln� uprzejmo�ci�, jakby... -
Nie chc� by�
niemi�y dla was, ch�opcy z miasta, ale tu dziej� si� takie rzeczy, kt�re nie
przysz�yby ci do
g�owy, bracie, nawet przez milion lat twoich najdzikszych sn�w...
Dziesi�� minut si� sko�czy�o i ju� mnie nie by�o. Nic z tego nie mia�em, opr�cz
pierwszego
kontaktu z dziwnym zjawiskiem, z t� dziwn� prowincjonaln� charyzm�, person�
Keseya. Nie
mia�em nic do roboty, jak tylko zbija� b�ki w nadziei, �e Kesey jako� wyjdzie za
kaucj� i �e
b�d� m�g� z nim porozmawia�, uzyska� szczeg�y z �ycia powie�ciopi-sarza
ukrywaj�cego
si� w Meksyku. Wydawa�o si� to wtedy bardzo ma�o prawdopodobne, jako �e Kesey
by� ju�
dwukrotnie oskar�ony o marihuan� i ju� raz uciek� z kraju.
Wynaj��em wi�c samoch�d i zacz��em kr�ci� si� po San Francisco. W pewnym sensie
moje
naj�ywsze wspomnienia z San Francisco to jazda z hukiem pod g�r� i w d�
rewelacyjnym
wynaj�tym autem �lizgaj�cym si� po tramwajowych szynach. Ze�lizgn��em si� w d�
a� do
North Beach, legendarnego North Beach, s�awnej ojczyzny cyganerii Zachodniego
Wybrze�a,
zawsze pe�nej nadzianych wujk�w, grasant�w na koszt firmy, d�ugow�osych
anglosasko-
protestanckich i �ydowskich laseczek dymaj�cych si� z czarnymi kolesiami. Teraz
North
Beach umiera�o. Nie by�o ju� nic, tylko budy z go�ymi cyckami. W s�ynnej g��wnej
kwaterze
Beat Generation, ksi�garni City Lights, siedzia� Shig Murao, jej japo�ski
w�adca,
nachmurzony, z brod� zwisaj�c� jak wi�zki paproci i ja�owca na architektonicznym
rysunku,
skulony obok kasy nad tomami Kahlila Gibrana, podczas gdy dyplomowani ksi�gowi
albo
denty�ci, goszcz�cy tu na zjazdach, b��dzili poszukuj�c bitnik�w w przerwach
pomi�dzy
pokazami cyck�w. Wszystko w North Beach by�o topless, wsz�dzie naguski z
biustami
powi�kszonymi zastrzykami silikonowej emulsji.
Ca�a akcja - to znaczy kliki wtajemniczonych, kt�re nadawa�y oryginalny ton -
ca�a akcja
przenios�a si� do Haight-Ashbury. Nied�ugo tam tak�e pojawi� si� wszelkie oznaki
cyga�skiej koniunktury, pe�ne gapi�w, ci�gn�ce zderzak w zderzak samochody,
autokary -
...a teraz, prosz� pa�stwa... Gniazdo Hippies�w... o tam jest jeden - i peda�y,
i czarne
dziwki, i ksi�garnie, i butiki. Wszystko kr�ci�o si� wok� Haight-Ashbury i acid
head�w.
Umiera�o nie tylko North Beach. Umiera� ca�y staromodny luzacki styl �ycia -
jazz,
kawiarnie, prawa obywatelskie, zapro� czarnucha na obiad, Wietnam - wszystko to
naraz
umiera�o - jak si� dowiadywa�em - nawet w�r�d student�w z Berkeley po drugiej
stronie
Zatoki, gdzie bi�o kiedy� serce studenckiej rebelii. Dosz�o nawet do tego, �e
czarni nie
nale�eli ju� do wtajemniczonych kr�g�w, nawet jako figury z totem�w. To nie do
wiary.
Czarnuchy, kwintesencja ducha luzackiego wtajemniczenia, jazzu, samego tego
j�zyka,
stary i jakby, i kumasz, i cizia, i popelina, i spada�, i siema, i rewe,
kwintesencja ruchu na
rzecz praw obywatelskich, dyplom�w z Reed College, i mieszkania w North Beach w
okolicach Mason, i dymania czarnych lasek - ca�e to wspania�e, wyrafinowane
g�askanie,
poklepywanie i otwieranie duszy na czarnucha - ju� koniec, sko�czy�o si�, nie do
wiary.
Tak wi�c zaczyna�em orientowa� si� w tym ca�ym falowaniu i konwulsjach �wiata
cyganerii
San Francisco. Tymczasem jakim� cudem trzech m�odych prawnik�w Keseya, Pat
Hallinan,
Brian Rohan i Paul Robertson, mia�o wyci�gn�� go za kaucj�. Zapewnili s�dzi�w w
San
Mateo i San Francisco, �e pan Kesey nosi si� z zamiarem pewnego przedsi�wzi�cia
o
donios�ym znaczeniu spo�ecznym. Powr�ci� z wygnania z wyra�nym zamiarem zwo�ania
wielkiego wiecu head�w i hippies�w w hali Winterland w San Francisco i nakazania
M�odzie�y, aby przesta�a bra� LSD, poniewa� jest niebezpieczne i mo�e usma�y� im
m�zgi,
itd. Mia�a to by� ceremonia - "kwasowej matury". Mieli si�gn�� "ponad kwas".
Domy�lam
si�, �e w�a�nie o tym m�wi� mi Kesey. W tym samym czasie sze�ciu bliskich
przyjaci�
Keseya z okolic Pa�o Alto zebra�o pod zastaw swych dom�w 35 ooo dolar�w na
kaucj� dla
s�du powiatu San Mateo. Przypuszczam, i� s�d zdawa� sobie spraw�, �e tak czy
owak mia�
Keseya. Gdyby teraz uciek�, by�by to taki brzydki numer wobec przy-jaci�,
kt�rym odebrano
by domy, �e Kesey straci�by wszelk� wiarygod-no�� jako narkotykowy aposto� czy
ktokolwiek inny. Je�liby nie uciek�, by�by zobowi�zany wyg�osi� swoj� mow� do
M�odzie�y - i
by�oby jeszcze lepiej. Tak czy owak, Kesey wychodzi�.
W Haight-Ashbury natomiast scenariusz ten niezbyt si� podoba�. Pr�dko
przekona�em si�, �e
�rodowisko head�w w San Francisco by�o ju� tak wielkie, �e powr�t Keseya oraz
jego plan
"kwasowej matury" powodowa�y pierwszy wielki polityczny kryzys w ich �wiecie.
Wszystkie
oczy zwr�cone by�y na Keseya i jego grup� zwan� Merry Pranksters. Tysi�ce
ma�olat�w
ci�gn�o do San Francisco chc�c �y� LSD i spraw� psychedeliczn�. Sprawa to
kluczowe
abstrakcyjne s�owo w Haight-Ash-bury. Mog�o oznacza� wszystko, -izmy, sposoby
�ycia,
zwyczaje, tendencje, idee, organy p�ciowe; sprawa i frik; frik odnosi�o si� do
styl�w i
obsesji, jak na przyk�ad "Stewart Brand to india�ski frik" lub "zodiak to jej
frik" albo po
prostu do head�w w przebraniu. Nie by�o to okre�-lenie negatywne. W ka�dym
razie, ledwie
par� tygodni wcze�niej headzi odbyli swoje pierwsze wielkie "be-in" w Golden
Gate Park, u
st�p wzg�rza prowadz�cego do Haight-Ashbury, dla ironicznego uczczenia dnia,
kiedy
w�adze Kalifornii zdelegalizowa�y LSD. By� to zlot wszystkich szczep�w,
wszystkich komun.
Wszystkie friki przysz�y i robi�y swoje. Zorganizowa� to head nazwiskiem Michael
Bowen. I
zjawi�y si� tysi�ce, w kostiumowej gali, dzwoni�c dzwonkami, zawodz�c ch�rem,
ta�cz�c
ekstatycznie, r�nymi sposobami lasuj�c sobie m�zgi i demonstruj�c glinom swoje
ulubione
satyryczne gesty, wr�czaj�c im kwiaty, zasypuj�c sukinsyn�w p�atkami czu�o�ci i
mi�o�ci. O
Chryste, Tom, by�o fantastycznie, sfrikowany odlot, tysi�ce head�w, amator�w
odjazdu.
Robili�my wod� z m�zgu glinom i wszystkim innym. Festyn mi�o�ci i euforii. Nawet
Kesey,
kt�ry wtedy jeszcze si� ukrywa�, odwa�y� si� i na chwil� wmiesza� w t�um. I
wszyscy byli
zjednoczeni, nawet Kesey - a teraz, nagle, prosz�, w r�kach FBI i innych
superglin,
najwa�niejszy cz�owiek pod s�o�cem, Kesey, zapowiada, �e czas na "kwasow�
matur�". A to
co, do cholery, w dup� daje, czy co? Ruch na rzecz powstrzymania Keseya nabiera�
rozp�du
nawet w luzackim �wiecie.
Podje�d�amy pod Magazyn w tej zwariowanej furgonetce i - c�, pierwsze, co
widz�, to �e
ludzie tacy jak Lois, Stewart i Black Maria nale�� do konserwatywnego,
refleksyjnego
skrzyd�a Merry Pranksters. Magazyn mie�ci si� przy Harriet Street, mi�dzy Howard
i Folsom.
Tak jak w prawie ca�ym San Francisco, tak�e na Harriet Street jest mn�stwo
drewnianych
dom�w z oszklonymi wykuszami, a wszystkie pomalowane na bia�o. Tylko �e Harriet
Street
le�y w dzielnicy slums�w i pomimo farby wygl�da tak, jakby czterdziestu
pijaczk�w
wczo�ga�o si� tu w cie�, umar�o i sczernia�o, spuch�o i wybuch�o, rozpryskuj�c
si� w
strumienie kr�tk�w, kt�re wkr�ci�y si� w ka�d� desk�, w ka�d� listw�, w ka�d�
szczelin�, w
ka�d� drzazg�, w ka�dy �uszcz�cy si� p�atek farby. Magazyn okazuje si�
parterowym
gara�em opuszczonego hotelu, kt�rego ostatnim komercyjnym zastosowaniem by�a
fabryka
zapiekanek. Podje�d�amy do tego gara�u, a tam przy wej�ciu stoi zaparkowana
ci�ar�wka
z bud�, pomalowan� Day-Glo na niebiesko, ��to, pomara�czowo i czerwono, z
wielkimi
literami BAM na masce. Z czarnej dziury gara�u dochodz� d�wi�ki p�yty Boba
Dylana z jego
rubaszn� harmonijk� i g�osem Ernesta Tubba, charcz�cym przez nos stare, ko�lawe
�piewanki...
Wewn�trz, w ogromnym zagraconym pomieszczeniu, kr��y co�, co na pierwszy rzut
oka
wygl�da w mroku na dziesi�� lub pi�tna�cie ameryka�skich flag. Okazuje si�, �e
to grupa
ludzi p�ci obojga, w wi�kszo�ci w wieku oko�o dwudziestu paru lat, w bia�ych
kombinezonach, jakie nosi personel na lotniskach, tyle �e w ca�o�ci obszytych
kawa�kami
ameryka�skich flag, przewa�nie w gwiazdy na niebieskim polu, ale tak�e w
czerwone paski
biegn�ce pionowo w d�. Woko�o stoj� teatralne rusztowania z narzuconymi kocami
s�u��cymi jako kotary, a ca�e rz�dy wyrwanych teatralnych foteli pi�trz� si� pod
�cianami
razem z wielkimi kupami z�omu, sznur�w i belek.
Jedna kotara z koca odchyla si� i z platformy na wysoko�ci oko�o trzech metr�w
wyskakuje
jaka� drobna posta�. �wieci. Jest to kole� o wzro�cie mniej wi�cej p�tora
metra, w he�mie
lotniczym z I wojny �wiatowej... �wiec� �uki i zwoje namalowane na zielono i
pomara�czowo. Tak�e buty. Wydaje si�, �e zbli�a si� do nas podskakuj�c na dw�ch
fosforyzuj�cych globusach. Zatrzymuje si�. Ma drobn�, filigranow�, ascetyczn�
twarz z
wielkimi w�sami i ogromnymi oczami. Oczy mu si� zw�aj� i szczerzy si� do nas w
u�miechu.
- W�a�nie mia�em tam na g�rze o�mioletniego ch�opczyka - m�wi.
- Potem zaczyna chichota� przez nos i �wiec�c odskakuje do k�ta Pomi�dzy z�om.
Wszyscy si� �miej�. Przypuszczam, �e to jaki� familijny dowcip. W ka�dym razie
jestem
jedynym, kt�ry rozgl�da si� po rusztowaniu za zw�okami.
- To Hermit. Trzy dni p�niej widz�, �e w k�cie wybudowa� sobie jaskini�.
Co� wi�kszego �wieci w �rodku gara�u. Dostrzegam szkolny autobus... �wieci na
pomara�czowo, zielono, karmazynowo, lawendowe, chlorkowoniebiesko, na ka�dy
wyobra�amy fluorescencyjny odcie� pasteli w tysi�cach wzor�w, ma�ych i du�ych,
jak
skrzy�owanie Fernanda Legera z Dr. Strange'em zderzaj�cych si� z hukiem i
wibruj�cych
naprzeciw siebie, jakby kto� da� Hieronimusowi Boschowi pi��dziesi�t wiader Day-
Glo oraz
szkolny autobus International Harvester z roku 1939 i kaza� robi� swoje. Na
pod�odze obok
autobusu le�y pi�ciometrowy transparent z napisem ACID TEST GRADUATION - Matura
Kwasowa - nad kt�rym pracuje paru Ludzi-Flag. Bob Dylan charczy przez nos,
ludzie kr���,
dzieci p�acz�. Z boku stoi facet oko�o czterdziestki, bardzo muskularny, co
wida�, poniewa�
nie nosi koszuli - tylko szorty khaki i wysokie buty z czerwonej sk�ry -
zbudowany jak
wszyscy diabli - i wygl�da, jakby by� w jakim� kinetycznym transie. Raz po raz
podrzuca w
powietrze ma�y, kowalski m�ot. Zawsze udaje mu si� go z�apa� za trzonek. Ca�y
czas
wymachuje r�kami i nogami. Ramiona mu wiruj�, g�owa podskakuje, a wszystko w
urywanym rytmie tak, jakby gdzie� Joe Cuba gra� "Bang Bang", cho� w
rzeczywisto�ci nawet
Bob Dylan ju� nie gra. Z g�o�nika, gdziekolwiek si� znajduje, dochodzi jakie�
nagranie, na
kt�rym widmowy g�os m�wi:
"...Kopalnia Nigdzie... mamy papierki od gumy do �ucia...", w tle jaka�
dziwaczna muzyka
elektroniczna z orientalnymi interwa�ami, jak u Juana Gani�o... "Przewr�cimy
�wiat na
plecy... ryj�c w Kopalni Nigdzie... dzi� i codziennie..."
Podchodzi jeden z Ludzi-Flag.
- Hej, Mountain Girl! Ale odlot!
Mountain Girl jest wysok� dziewczyn�, du�� i pi�kn�, z ciemnobr�zowymi w�osami
opadaj�cymi na ramiona, tyle �e ostatnie dwie trzecie d�ugo�ci tych opadaj�cych
w�os�w
wygl�da jak p�dzel zanurzony w kadmowej ��ci. To dlatego, �e ufarbowa�a je na
blond w
Meksyku. Odwraca si� na pi�cie i pokazuje kr�g gwiazd na plecach kombinezonu.
- Kupili�my je w sklepie z mundurami - m�wi. - Czy nie s� wspania�e! Siedzi tam
taki
starszy go�� i powiada: "Co, chyba nie wytniecie tych flag i nie poprzerabiacie
na kostiumy,
prawda?" Wi�c m�wi�: "Nie, bierzemy tr�by i idziemy na parad�". Ale widzisz? TO
w�a�nie
dlatego je kupili�my.
Pokazuje jeden z guzik�w przy swoim kombinezonie. Wszyscy pochylaj� si�, �eby
popatrze�. Na dole, wygrawerowane w secesyjnych zwojach, widnieje motto: "Nie
damy si�
namierzy�".
Nie damy si� namierzy�... najwy�szy czas. Ju� tyle razy Prankstersi dali si�
namierzy�
glinom z San Mateo, glinom z San Francisco, glinom z Mexicale Federale, glinom z
FBI,
glinom, glinom, glinom...
A dzieci wci�� p�acz�. Mountain Girl odwraca si� do Lois Jennings.
- Co robi� Indianie, �eby dzieci przesta�y p�aka�?
- Trzymaj� je za nos.
- Co� ty?
- W ten spos�b si� ucz�.
- Spr�buje... to brzmi sensownie... - Mountain Girl odchodzi i bierze swoje
dziecko,
czteromiesi�czn� dziewczynk� imieniem Sun- shine, z przeno�nej ko�yski z rurek i
siatki
stoj�cej za autobusem, i siada w jednym z teatralnych foteli. Ale zamiast
potraktowa� j� po
indiarisku, rozpina kombinezon i zaczyna karmi�.
"...Kopalnia Nigdzie... Nic nie czu�o i krzycza�o, i p�aka�o...", brang
twiiiiiiiiiing - "...wi�c
wr�ci�em do Kopalni Nigdzie..."
�ongler m�otem kowalskim odfruwa...
- A to kto?
- Cassady.
To uderza mnie jako co� cudownego. Pami�tani Cassady'ego. Cassady, Neal Cassady,
by�
bohaterem, Deanem Moriartym z On the Road Jacka Kerouaca, Denver Kid, kole�,
kt�ry
wci�� p�dzi� samochodem w t� i z powrotem przez Stany, goni�c i przeganiaj�c
"�ycie". I
oto ten sam facet, ju� czterdziestolatek, w tym gara�u, podrzuca m�ot kowalski,
podryguje
w rytm w�asnego Joego Cuby i ...gada. Cassady nigdy nie przestaje gada�. Cho� to
nie
oddaje istoty rzeczy. Cassady monologuje i wygl�da na to, �e nie obchodzi go,
czy kto�
s�ucha. Po prostu w��cza mnonolog, sam dla siebie, je�li nie ma innego wyj�cia,
cho�
wszyscy s� mile widziani. Odpowie na wszystkie pytania, cho� niekoniecznie po
kolei,
poniewa� tu nie mo�emy si� zatrzyma�, nast�pny parking za 60 kilometr�w,
rozumiecie,
sieje wspomnienia, metafory; literackie, orienta-lne i tajemne aluzje, wszystko
to
przedzielane w�tpliwym "rozumiecie..."
2. Moczowy totem
Tak w�a�nie min�y mi dwa lub trzy dni w gara�u, z Merry Pran-ksters, w
oczekiwaniu na
Keseya. Prankstersi nie zwracali na mnie specjalnej uwagi. Jedna z Ludzi-Flag,
blondynka,
kt�ra wygl�da�a jak Doris Day, ale znana by�a jako Doris Delay, powiedzia�a mi,
�e
powinienem troch�... c�, ubarwni�... swoj� aparycj�. To zabola�o, Doris Delay,
cho� wiem,
�e chodzi�o ci tylko o przyjazn� sugesti�. Naprawd� o to jej chodzi�o. Wi�c nie
zdj��em
krawata, aby pokaza�, �e mam swoj� dum�. Ale wszyscy mieli to gdzie�. Ja si�
kr�ci�em,
Cassady rzuca� m�otem, widmowe ta�my gra�y, dzieci p�aka�y, autobus �wieci�,
Ludzie- Flagi
�azili, friki wpada�y ze s�onecznej Harriet Street. Wychodzi�em tylko przespa�
si� par� godzin
albo do ubikacji.
Ubikacja. No w�a�nie. W Magazynie nie by�o kanalizacji, nawet zimnej wody. Mo�na
by�o i��
na ma�� pust� dzia�k� obok, za parkanem i zaj�� pozycj� w�r�d chmury opar�w
ludzkich
sik�w, kt�re unosi�y si� z b�ota, albo mo�na by�o wdrapa� si� po drabinie przez
zamykany
klap� otw�r prowadz�cy do starego hotelu, gdzie by�y stare, ucz�szczane przez
w��cz�g�w
korytarze, od kt�rych odchodzi�y pokoje wy�o�one boazeri� z g�bczastego,
parszywego,
starego drewna, kt�re rozpada�o si� pod spojrzeniem i zaczyna�o pe�za�
szczurzym,
wylenia�ym pod�yciem. By�o to zbyt obrzydliwe nawet dla Pranksters�w. Wi�kszo��
z nich
chodzi�a do stacji Shella na rogu. Wi�c i ja poszed�em do stacji Shella na rogu
Sz�stej i
Howarda. Zapyta�em, gdzie jest ubikacja, a go�� rzuca mi To Spojrzenie - to
w�ciek�e
spojrzenie, �e O.K., �e chocia� nie kupujesz benzyny, ale chcesz korzysta� z
ubikacji - i w
ko�cu wskazuje na puszk� w biurze. Klucz do ubikacji jest przywi�zany �a�cuchem
do
wielkiej, pustej puszki po oleju Shella. Bior� j� i wychodz� z biura na betonowy
podjazd,
gdzie Elita Kart Kredytowych tankuje, prostuje nogi i wyci�ga gacie z zasta�ych,
spoconych
fa�d kroczy, a ja tu obur�cz nios� puszk� po oleju Shella niczym moczowy totem,
za r�g, do
toalety, i - w porz�dku, co z tego. Ale nagle �wita mi, �e Prankstersi musz� tak
zawsze. Tak
w�a�nie �yj�. M�czy�ni, kobiety, ch�opcy, dziewcz�ta, w wi�kszo�ci z dom�w
klasy �redniej.
M�czy�ni, kobiety, ch�opcy, dziewcz�ta, dzieci i niemowl�ta. Tak w�a�nie �yj�
niekt�rzy z
nich miesi�cami, latami, w poprzek Ameryki i z powrotem, w autobusie, do
Szczurzych Krain
Meksyku i z powrotem, w�druj�c jak Cyganie od jednej stacji benzynowej do
drugiej,
�ebrz�c o wst�p do pisuaru, robi�c uniki przed w�ciek�ymi spojrzeniami. Okazuje
si� nawet,
�e maj� filmy i ta�my z pojedynk�w z kierownikami stacji benzynowych w sercu
Ameryki,
broni�cymi swoich betonowych ubikacji i pustych skrzynek na jednorazowe r�czniki
przed
�wirami w Day-Glo...
Z powrotem w Magazynie. Wci�� dobry nastr�j. Poma�u nabieram coraz dziwniejszego
stosunku do ca�ej sprawy. Ale to nie tylko kwestia kostium�w, ta�m, autobusu i
tego
wszystkiego. Mam za sob� par� weekend�w z kr�tko ostrzy�onymi kole�kami z
college'u,
kt�re wygl�da�y i brzmia�y dziwniej, a� do szale�stwa. Poczu�em to, kiedy Lu-
dzie-Flagi
zacz�li podchodzi� do mnie i m�wi� rzeczy takie, jak wtedy, kiedy Cassady
podrzuca� sw�j
m�ot, zanurzony z g�ow� w kontemplacji wszech�wiata, w absolutnej kontemplacji i
bum, to
m�ot, chybi� i wali w betonow� pod�og� gara�u, a Cz�owiek-Flaga m�wi: - Wiesz,
W�dz
powiada, �e kiedy Cassady chybia, to nigdy nie jest przypadek...
Zacznijmy od okre�lenia "W�dz". Prankstersi maj� dwa okre�lenia na Keseya. Je�li
m�wi� o
jakich� powszednich sprawach, wtedy jest to po prostu Kesey, jak na przyk�ad
"Keseyowi
wybili z�b". Ale je�li m�wi� o Keseyu jako przewodniku albo nauczycielu ca�ej
grupy, wtedy
staje si� Wodzem. Na pocz�tku wydawa�o mi si� to sztuczne. Potem jednak zrobi�o
si�...
mysto, w miar� jak w g�owie zaczyna�a mi si� wydziela� generalna para mistyczna.
Ta para,
dos�ownie s�ysz� j� w g�owie, wyra�ne ssssssssss, jak to, co s�ycha�, kiedy si�
we�mie za
du�o chininy. Nie wiem, czy innym si� to zdarza. Ale je�li dzieje si� co�
wystarczaj�co
zaskakuj�cego, niepokoj�cego, przera�aj�cego, nieznanego lub po prostu
wystarczaj�co
dziwacznego, co�, z czym czuj�, �e sobie nie poradz�, to tak, jakby w��cza� mi
si� alarm i
zaczyna si� to parowanie...
"...kiedy Cassady chybia, to nigdy nie jest przypadek. Co� oznajmia. Co� dzieje
si� pod tym
dachem, co� niedobrego, jakie� z�e wibracje, a on chce to rozbi�".
M�wi� to powa�nie. Wszystko w �yciu wszystkich co�... oznacza. I wszyscy s�
czujni,
wygl�daj� tych znacze�. I tych wibracji. Jest ich niesko�czenie wiele. Jaki�
czas potem
by�em w Haight-Ashbury z pewnym kolesiem, nie Prankstersem, z innej komuny,
kt�ry
pr�bowa� otworzy� star� sekreter�, tak�, w jakiej otwiera si� pulpit do pisania,
i uszczypn��
si� zawiasem w palec. Tylko �e zamiast wykrzykn��, O cholera! czy co� takiego,
ca�a ta
sprawa staje si� dla niego przypowie�ci� o �yciu, i powiada:
- To typowe. Widzisz to? Nawet biedak, kt�ry to projektowa�, gra� w ich gr�.
Widzisz, jak to
jest zaprojektowane? Otwiera si� na zewn�trz. Zawsze na zewn�trz, w co�. Musi
by� na
zewn�trz, w twoje �ycie, to stare wciskanie kitu... kapujesz?... Nawet si� nad
tym nie
zastanawiaj�... kapujesz?... Tak si� po prostu projektuje, ty jeste� tu, oni
tam, i wci��
pchaj� si� na ciebie. Widzisz ten st�? - Przez drzwi wida� stary kuchenny st�
z
emaliowanym blatem. - No prosz�, to jest ju� lepiej zaprojektowane, naprawd�,
lepiej ni�
ca�y ten ozdobny ch�am, chodzi o to, �e ten st� naprawd� mnie kr�ci, bo cala
sprawa...
kapujesz?... polega na tym, �e ma przyjmowa�, po to w og�le jest. Jest bierny, a
zreszt�,
czym, do cholery, jest st�? Freud powiedzia�, �e st� to symbol kobiety, z
rozchylonymi
nogami, dymanie, w snach... kapujesz?... A czego to jest symbolem? - Wskazuje na
sekreter�. - To symbolizuje odpieprz si�. Odpieprz si�, prawda? I tak dalej, a�
chce si�
po�o�y� mu r�k� na ramieniu i powiedzie�, kopnij j� wreszcie i ul�yj sobie.
W ka�dym razie du�o jest takiego gadania. Wszyscy wy�apuj� najdrobniejsze
wydarzenia,
jakby by�y metaforami ca�ego �ycia. �ycie wszystkich z minuty na minut� staje
si� coraz
bardziej niesamowite, bardziej ni� najbardziej niesamowita ksi��ka. To lipa, do
cholery... ale
mysto... i po jakim� czasie zaczyna ci� to zara�a�, jak �wierzb, jak r�yczka.
Du�o si� tak�e gada o grach. Wygl�da na to, �e normalny �wiat, tam na zewn�trz,
sk�ada
si� z milion�w ludzi, kt�rzy bior� udzia� w grach, s� uwik�ani w gry, kt�rych
nie s� nawet
�wiadomi. Go�� zwany Hassler schodzi ze s�onecznego ekranu Harriet Street i,
zoom, nawet
nie czeka na metafory. Jeszcze nigdy w �yciu nie wda�em si� tak szybko w
abstrakcyjn�
dyskusj� z zupe�nie obcym cz�owiekiem. Od razu za-eli�my rozmawia� o grach.
Hassler to
m�ody facet, przystojny, z szerok� twarz� i d�ugimi w�osami z grzywk�, dok�adnie
tak�, jak
u Prince'a Valianta z komiks�w, ubrany w p�lgolf ozdobiony metalowymi
gwiazdkami)
takimi, jakie na ramionach nosz� genera�owie. Powiada: - Gry tak przenikn�y
nasz�
kultur�, �e... - ple ple ple gry ego wszystko os�dzaj�, popieprzone pranie
m�zgu,
powiedzmy sobie... wci�� si� sprzeciwia� - tu Hassler wypr�a d�onie i zwiera
palce jak do
ciosu karate...
Ale moje my�li b��dz�. Trudno mi si� skupi� na tym, co m�wi, bo fascynuje mnie
ma�e
plastykowe pude�ko ze szczoteczk� i past� do z�b�w, kt�re Hassler przytrzymuje
kciukiem.
Lata mi przed oczami, kiedy d�onie Hasslera znacz� jego sprzeciw... Co za dziwna
banda
czubk�w. Ten go�� z generalskimi gwiazdkami na swetrze prawi kazanie jak na
nieszporach
o grzechach rodzaju ludzkiego, a tu szczoteczka!... ale� oczywi�cie!... myje
z�by po ka�dym
posi�ku!... Naprawd�. Myje z�by po ka�dym posi�ku, cho� �yj� tu w tym gara�u jak
Cyganie:
bez ciep�ej wody, bez ubikacji, bez ��ek, je�li nie liczy� paru materac�w, w
kt�rych brud,
kurz, wilgo� i w�osy po��czy�y si�, stopi�y z tapicerk�; cho� le�� pokotem na
rusztowaniach,
w autobusie, na pace furgonetki, ze st�ch-lizn� w nozdrzach.
- ...ale wiesz co? Ludzie zaczynaj� orientowa� si� w tych wszyst kich grach. Nie
tylko
headzi, ale zwykli ludzie. Popatrz w Kalifornii. Zawsze by�a taka piramida...
W tym momencie Hassler d�o�mi rysuje w powietrzu piramid�, a ja przygl�dam si�
zafascynowany, jak plastykowe pude�ko na szczoteczk� do z�b�w, b�ysk b�ysk,
�lizga si� w
g�r� jej kraw�dzi....
- ...transcendencja ponad ten kit - m�wi Hassler g�osem prze j�tym, klarownym i
s�odkim,
jak u prymusa przemawiaj�cego na wr� czeniu matur, jakby w�a�nie powiedzia�
niech
przysz�oroczni maturzy�ci zapami�taj� nasze motto - "transcendencja ponad ten
kit..."
...plastyk �adnie odbija �wiat�o, prosty, twardy b�ysk z przesz�o�ci,
sk�dkolwiek pochodzi
Hassler. I znowu to robi�, och, to urocze �wierz-bienie, w�a�nie wydoby�em
metafor�, kawa�
transcendentnego kitu z tego cholrenego pude�ka na szczoteczk� do z�b�w...
"... transcendencja ponad ten kit..."
*
Do Magazynu wchodzi wysoki facet w niebiesko-pomara�czowym stroju, jak arlekin z
pantomimy, i w pomara�czowej masce wymalowanej Day-Glo tak, �e niebywale
przypomina
The Spirit, je�li pami�tacie ten komiks. Podobno to Ken Babbs, by�y pilot
helikopter�w z
Wietnamu. Zaczynam z nim rozmow� i pytam, jak by�o w Wietnamie, a on m�wi bardzo
powa�nie:
- Naprawd� chcesz wiedzie�, jak tam by�o?
- Aha.
- No to chod�. Co� ci poka��.
Prowadzi mnie w g��b gara�u i pokazuje karton na pod�odze, kt�ry le�y sobie
po�rodku tego
ca�ego �mietnika i szale�stwa.
- Tu jest wszystko.
- Tu jest wszystko?
- W�a�nie, w�a�nie, w�a�nie.
Pochylam si� nad pude�kiem i wyci�gam maszynopis, czterysta lub pi��set stron.
Kartkuj�.
To powie�� o Wietnamie. Spogl�dam na Babbsa. Odwdzi�cza si� przyjaznym
u�miechem, a
jego maska marszczy si� i �wieci.
- Tu jest wszystko? - pytam. - Wi�c domy�lam si�, �e trzeba troch� czasu, �eby
si� w tym
po�apa�.
- Tak, tak, w�a�nie! w�a�nie! w�a�nie! - m�wi Babbs wybuchaj�c �miechem, jakbym
powiedzia� naj�mieszniejsz� rzecz na �wiecie. - Tak! Tak! Cha, cha, cha, cha,
cha, cha, cha!
W�a�nie! W�a�nie! - a maska �wieci i podryguje mu na twarzy. Odk�adam powie�� do
pude�ka i przez nast�pne dni b�d� widzia� ksi��k� Babbsa o Wietnamie, jak le�y
na
pod�odze, po�r�d tego wszystkiego, jakby czeka�a na tornado, kt�re j� porwie i
rozrzuci po
ca�ym powiecie San Francisco, a Babbs b�dzie gdzie� w pobli�u i b�dzie m�wi� do
nast�pnej
otumanionej duszy: - Tak, tak, w�a�nie! w�a�nie! w�a�nie!
Coraz wi�cej Merry Pranksters zbiera�o si� w oczekiwaniu na Keseya. Przyszed�
George
Walker. Walker nie nosi kostiumu. Wygl�da jak bardzo schludny blondynek z
college'u,
ubrany w trykotow� koszulk� i sztruksowe spodnie, u�miechni�ty i serdeczny, po
prostu
typowy z�oty ch�opak z Zachodniego Wybrze�a, gdyby nie par� drobnych szczeg��w
jak na
przyk�ad jego wy�cigowy lotus, kt�ry stoi na zewn�trz, pomalowany pomara�czowym
Day-
Glo tak, �e o zmroku zaczyna �wieci�, kiedy czterema ko�ami �lizga si� na
zakr�tach
kalifornijskich przedmie��. I Paul Foster. Foster to podobno jaki� szalony
geniusz, geniusz
komputerowy, na kt�rego poluj� wszystkie te firmy, kt�re nazywaj� si�
Techniflex, Digitron,
Solartex, Automaton i wciskaj� mu pieni�dze, �eby zrobi� dla ich to czy tamto...
Trudno mi
powiedzie�, czy rzeczywi�cie jest ge-niuszem. Na pewno wygl�da jak szaleniec.
Skulony w
k�cie, w teatral-nym fotelu - wychudzona posta� - w ogromnej ilo�ci ubra�.
Wygl�da na to,
�e ma na sobie oko�o o�miu par spodni klowna, jedne na drugich, jedne
brudniejsze od
drugich, wszystkie czarne, w sadzy, podarte, wy�wiechtane, sparcia�e. Ma prawie
ca�kiem
ogolon� g�ow� i jest taki chudy, �e wydaje si�, i� na g�owie nie ma w og�le
cia�a, a kiedy
zaciska szcz�ki, to wygl�da jak animowana precyzyjna rycina anatomiczna z
drobnymi
mi�niami twarzy, pr��kowaniami, wi�zkami, wi�zad�ami, tkankami, w�ze�kami i
pow�okami, kt�rych istnienia nikt dot�d nie podejrzewa�, kt�re zbieraj� si�,
wystaj�,
nabieraj� wyrazisto�ci w z�o�onej reakcji �a�cuchowej. A on ci�gle zaciska
szcz�ki, skupiony,
z pochylon� g�ow� i p�on�cymi oczami, skupiony nad rysunkiem, kt�ry kre�li w
notesie,
niezwykle ma�ym, ale, s�dz�c z jego skupienia, wa�nym rysunkiem...
Black Maria siedzi na sk�adanym krze�le i u�miecha si� tajemniczo, ale nic nie
m�wi. Jeden
z Ludzi-Flag, chudy go��, opowiada mi o Meksykanach zakr�conych na punkcie
sanda��w
huaraches. Doris Delay opowiada mi...
- Oni lec� w�asnym frikiem - ci�gnie Hassler - i cho� nie wygl�da to na nic
wielkiego,
dochod� do transcendencji tego kitu. To stara tr�jca, Si�a, Stanowisko, W�adza;
dlaczego
mieliby wielbi� starych bog�w i stare formy w�adzy...
- Precz z Bogiem... eeehhhhh... Precz z Bogiem...
To g�os zza kotary z koca gdzie� z boku. Kto� pod��cza si� do tego, co
powiedzia� Hassler.
- Precz z Bogiem. Niech �yje Diabe�.
O dziwo, to rozmarzony, senny glos. Kotara si� ods�ania i ukazuje si� �ylasty,
drobny go��,
podobny do pirata. Za nim, z tylu za kotar�, Pi�trz� si� najr�niejsze kable,
instrumenty,
konsolety, g�o�niki, b�yszcz�cy stos elektroniki i tam w�a�nie gra ta�ma... "W
Kopalni
Nigdzie..." Facet przypomina pirata, jak wspomnia�em, z czarnymi w�o-sami
�ci�gni�tymi do
ty�u w stylu Tarzana, z w�sami i z�otym k�kiem w lewym uchu. Rozgl�da si�
sennie. Tak
naprawd� to Hell's Angel. Nywa si� Freewheeling Frank. Nosi barwy Hell's Angels,
to znaczy
kurtk� z insygniami, kurtk� z obci�tymi r�kawami i rysunkami czaszki w
hitlerowskim
he�mie, skrzyde� i wielu innych tajemniczych symboli.
- Precz z Bogiem - m�wi Freewheeling Frank. - Precz z wszelkimi formami...
formami... - a
s�owa gasn� sennie, cho� wci�� rusza wargami i tak jako� pochyla g�ow� i ci�kim
krokiem
oddala si� w mrok, w stron� autobusu, wymachuj�c r�kami, raz jedn�, raz drug�,
jak Cas-
sady, i ju� jest na swoim tripie, jak Cassady, no i dobrze, to Hell's Angel... a
Hassler myje
z�by po ka�dym posi�ku, w samym �rodku ekonomii opartej na blaszanej puszce ze
stacji
Shella...
I wtedy pojawia si� Kesey.
3. Elektryczny str�j
Poprzez s�oneczny prostok�t bramy i w d� podjazdem w �w zwariowany mrok wje�d�a
kryta ci�ar�wka, a na przednim siedzeniu siedzi Kesey. W�dz - wypuszczony za
kaucj�. Na
wp� spodziewam si�, �e ca�y ten chaotyczny karnawa� wybuchnie we fluoryzuj�ce
hura! o
nieobliczalnie szale�czych proporcjach. Tymczasem wszyscy zachowuj� si�
spokojnie. Nie
ma sprawy.
Kesey wysiada z ci�ar�wki nie podnosz�c wzroku. Ubrany jest w sportow� koszul�,
stare
spodnie i kowbojskie buty. Wydaje si�, �e mnie zauwa�y�, ale si� nie wita, ani
�ladu, �e
mnie poznaje. Dziwi mnie to, ale potem widz�, �e nie wita si� z nikim. Nikt nic
nie m�wi.
Nikt si� do niego nie wyrywa, nic takiego. Tak jakby... Kesey wr�ci� i o czym tu
gada�.
A wtedy Mountain Girl wo�a:
- Jak by�o w pierdlu, Kesey!
Kesey wzrusza tylko ramionami.
- Gdzie moja koszula? - pyta.
Mountain Girl grzebie w �mieciach obok stosu foteli teatralnych i wyci�ga
koszul� z br�zowej
irchy, z dekoltem, sznurowan� czerwonym rzemieniem. Kesey zdejmuje t�, kt�r� ma
na
sobie. Wielkie mi�nie ttissmii dorsi nadaj� jego plecom wygl�d skrzyde� manty,
gigantycznej tropikalnej p�aszczki. A potem zak�ada irchow� koszul� i odwraca
si�.
Ale zamiast co� powiedzie� przekrzywia g�ow� i przechodzi przez gara� do masy
kabli,
g�o�nik�w, mikrofon�w i starannie co� reguluje. "..Kopalnia Nigdzie..." Jakby
teraz ju�
wszystko by�o pod kontrol� i czas na ostateczne strojenie.
Z g��bi gara�u - nie wiedzia�em nawet, �e tam byli - wychodzi kobieta z trojgiem
dzieci.
�ona Keseya, Faye, ich c�rka Shannon, lat sze��, i dwaj ch�opcy, Zane, lat pi��,
i Jed, trzy.
Faye ma d�ugie gniado-br�zowe w�osy, anielski wygl�d i jest jedn� z
najpi�kniejszych
kobiet, jakie w �yciu widzia�em. Ma promienn� urod� �wi�tej. Kesey podchodzi do
niej i
podnosi ka�de z dzieci, a potem Mountain Girl przynosi swoje dziecko, Sunshine,
i on na
chwil� podnosi Sunshine. W porz�dku...
Kesey rozlu�nia si� i u�miecha, jakby do jakiej� my�li. Jakby dopiero teraz
us�ysza� pytanie
Mountain Girl, jak by�o w pierdlu.
- Jedyne, o co si� martwi�em, to ten z�b - powiada. Przesuwa p�ytk� z
podniebienia i
j�zykiem wypycha z ust sztuczny, przedni z�b. - Mia�em straszne przeczucie, �e
b�d� w
s�dzie, albo b�d� rozmawia� z dziennikarzami, a to mi wypadnie i zaczn�
be�kota�.
M�wi�c "zaczn� be�kota�", be�koce dla ilustracji.
Trzy miesi�ce p�niej mia� wymieni� ten z�b na nowy, z pomara�czow� gwiazd� i
zielonymi
paskami, emaliowany kie� z flag� Prank-sters�w. Pewnego dnia na stacji
benzynowej
kierownik, bia�y go��, zainteresowa� si� nim i zawo�a� pomocnika, kolorowego
go�cia, i
m�wi:
- Hej, Charlie, chod� no tu i poka� temu facetowi sw�j z�b. - Wi�c Charlie
szczerzy si�,
ods�ania g�rn� szcz�k� i pokazuje z�oty z�b z wyci�tym w z�ocie sercem z bia�ej
emalii.
Kesey rewan�uje si� u�mie chem i obna�a sw�j z�b - kolorowy go�� wpatruje si�
przez
chwil� i nic nie m�wi. Nawet si� nie u�miecha. Po prostu si� odwraca. Troch�
p�niej w
drodze Kesey m�wi bardzo powa�nie, bardzo smutno:
- �le post�pi�em. Nie powinienem tego robi�.
- Czego robi�?
- Przemurzyni�em go - m�wi Kesey.
Przemurzyni� go! Kesey zachowa� prowincjonalizmy, takie jak "o-hidne
przeczucie", przez
ca�y college, studia magisterskie, dni literackiej chwa�y...
- Jak to si� sta�o? - pyta Freewheeling Frank, maj�c na my�li z�b.
- Pobi� si� z Hell's Angel - odpowiada Mountain Girl.
- Co?!... - Freewheeling Frank jest szczerze zaskoczony.
- Taaak! - m�wi Mountain Girl. - Sukinsyn przy�o�y� mu �a�cuchem!
- Co!? - m�wi Frank. - Gdzie? Jak si� nazywa!?
Kesey posy�a Mountain Girl znacz�ce spojrzenie.
- Nieee - ona na to.
- Jak si� nazywa!? - powtarza Frank. - Jak wygl�da�!?
- Mountain Girl robi ci� w konia - m�wi Kesey. - Mia�em wypadek.
Mountain Girl wygl�da, jakby si� wstydzi�a. Z Frankiem nie �artuje si� na temat
b�jek Hell's
Angels. Kesey rozbija... wibracje. Siada w teatralnym fotelu. M�wi spokojnym,
zwyczajnym
g�osem, z pochylon� g�ow�, jakby rozmawia� z Mountain Girl, czy kim� innym.
- To dziwne. W wi�zieniu s� faceci, kt�rzy sp�dzili tam tyle czasu, �e to ich
ca�y �wiat.
Wi�zienne friki. Nauczyli si� specjalnego wi�zien nego j�zyka... -
...wszyscy schodz� si� wok�, siadaj� w starych teatralnych fotelach lub na
pod�odze.
Mistyczna para zaczyna si� unosi�...
- ...tylko �e to nie jest ich j�zyk, to j�zyk klawiszy, glin, proku rator�w,
s�dzi�w. Na
wszystko maj� liczby. Jeden powiada: "Co si� sta�o z takim to a takim?" A drugi
na to: "Jest
w 34", co oznacza numer celi. "Namierzyli go z 211" ...okre�laj� liczbami mas�
spraw tak,
jak s�ycha� w policyjnym radiu... "Namierzyli go z 211, ale mo�e si� wy win�� na
213 i
dosta� od trzech do pi�ciu, p�tora za dobre sprawo wanie".
- Gliny to lubi�. Czuj� si� pewniej, je�li grasz w ich gr�. B�d� �ciga� kolesia
i dopadn� go, i
wyci�gn� na niego spluwy, i gotowi s� rozwali� mu �eb, gdy tylko drgnie. Ale