5793

Szczegóły
Tytuł 5793
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5793 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5793 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5793 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Wolfe T Pr�ba kwasu w elektrycznej oran�adzie Spis tre�ci: 1. Czarne, b�yszcz�ce buty FBI ..... 5 2. Moczowy totem ..... 18 3. Elektryczny str�j ..... 25 4. Jak ci si� podoba m�j Budda? ..... 32 5. Sza�owy - kolorowy py� neonowy ..... 52 6. Autobus ..... 63 7. Kwas poza kontrol� ..... 80 8. Trele dla Mas ..... 90 9. Trup Trip ..... 95 10. Wojny senne ..... 98 11. Niewypowiedziana Sprawa ..... 112 12. Nalot ..... 134 13. Anio�owie Piekie� 150 14. Cud w siedem dni ..... 163 15. Chmura ..... 177 16. Skamienia�y jug band ..... 191 17. Odjazdy ..... 202 18. Tasma�skie diabelstwo Cosmo ..... 204 19. Festiwal Trip�w ..... 222 20. Pr�ba kwasu w elektrycznej oran�adzie ..... 238 21. �cigany ..... 256 22. iDiablo! ..... 274 23. Czerwona fala ..... 279 24. Aresztowanie w Meksyku ..... 292 25. Tajny Agent Numero Uno ..... 298 26. Gra w policjant�w i z�odziei ..... 311 27. Matura ..... 333 Epilog ..... 368 Od Autora ..... 370 1. Czarne, b�yszcz�ce buty FBI Dobrze pomy�lane, Cool Breeze. Cool Breeze to kole� z trzy- lub czterodniowym zarostem, kt�ry siedzi obok mnie na metalowej pod�odze otwartej paki furgonetki. Podskakujemy razem. Zanurzamy si�, wynurzamy, ko�yszemy na boki na kiepskich resorach, jak w ��dce. Z ty�u za furgonetk� San Francisco oddala si� w d� w podskokach. Nie ko�cz�ce si� szeregi wykuszowych okien, slumsy z widokiem na morze ko�ysz� si� i p�yn� w d�. Elektryczne szyldy z p�on�cymi neonowymi kieliszkami martini - w San Francisco symbol baru - tysi�ce neonowych, karmazynowych kieliszk�w martini, jeden po drugim, ko�ysz� si� i p�yn� w d�, a pod nimi setki, tysi�ce ludzi odwracaj� si�, �eby spojrze� na t� nasz� dziwaczn�, zwariowan� furgonetk�, ludzi z bia�ymi twarzami wyciskanymi spomi�dzy klap, jak mi�kkie bia�e cukierki - ko�ysz� si� i p�yn� w d� - i B�g �wiadkiem, �e maj� si� na co gapi�. Dlatego �mieszy mnie, kiedy Cool Breeze m�wi bardzo powa�nie, przekrzykuj�c zgie�k: - Nie wiem, kiedy wypuszcz� Keseya, nie wiem, czy b�d� m�g� pokaza� si� w Magazynie. - Dlaczego nie? - No wiesz, gliny b�d� si� tam kr�ci� i panoszy�, a ja jestem na zwolnieniu warunkowym, wi�c nie wiem. Dobrze pomy�lane, Cool Breeze. Nie prowokuj sukinsyn�w. Sied� cicho - tak jak w tej chwili. W tej chwili Cool Breeze tak bardzo boi si� w�adzy, �e siedzi na oczach tysi�cy zdziwionych obywateli, ubrany w kapelusz gnoma w stylu Siedmiu Krasnoludk�w z Czarnego Lasu, ca�y w pi�rach i fluorescencyjnych farbach. Naprzeciwko nas w furgonetce, te� na oczach wszystkich, z g�ow� odrzucon� do ty�u i promieniej�c� twarz�, kl�czy p�krwi Indianka Ottawa, nazwiskiem Lois Jennings. Na �rodku czo�a ma b�yszcz�cy, srebrny kr��ek, kt�ry na przemian wybucha �wiat�em, kiedy trafi we� s�o�ce, lub migoce t�cz� dyfrakcyjnych linii. No i jeszcze w r�ku trzyma colta .45 z d�ug� luf�, ale nikt tam na ulicy nie wie, �e to tylko zabawka na kapiszony, kiedy raz po raz strzela pfiuuu, pfiuuu do tych wyciskanych bia�ych cukierkowych twarzy, jak Debra Paget w... w filmie... - Kesey wychodzi z mamra! Ci na ulicy gapi� si� jeszcze na nalepk� na tylnym zderzaku "Custer umar� za wasze grzechy" i ukochanego Lois, Stewarta Branda, chudego blondyna siedz�cego za kierownic� te� z b�yszcz�cym kr��kiem na czole i krawatem ca�ym z india�skich paciork�w. Bez koszuli natomiast, tylko w krawacie z india�skich paciork�w na go�ej sk�rze i w bia�ym rze�nickim kitlu, na kt�rym wisz� medale od kr�la Szwecji. Oto pi�kny egzemplarz, z akt�wk�, niezadowolon� min�, jak to po robocie, i... w butach - jak b�yszcz�! - a to co za cholerne, bitnikowskie �wiry - i trafiony przez Lois w bia�y cukierek odp�ywa w d� w podskokach... A furgonetka unosi si� i nadyma, p�onie na srebrnoczerwono, �wieci farbami Day- Glo i powa�nie w�tpi�, Cool Breeze, czy w ca�ym San Francisco jest dzi� cho� jeden glina, kt�ry nie wie, �e ten zwariowany wehiku� to partyzancki patrol ze strasznej krainy LSD. Gliny po�apa�y si� ju� w sytuacji, nawet w kostiumach, we w�osach w str�ki w stylu Jezusa Chrystusa, w india�skich paciorkach, india�skich opaskach na czo�o, koralikach, ko�cielnych dzwonkach, amuletach, mandalach, oczach opatrzno�ci, fosforyzuj�cych kamizelkach, rogach jednoro�ca, koszulach Errola Flynna do pojedynku - ale wci�� nie znaj� si� na butach. Headzi znaj� si� na butach. Najgorsze s� czarne, b�yszcz�ce, sznurowane. Od nich zaczyna si� hierarchia, cho� w�a�ciwie wszelkie p�buty to brak szpanu. Od nich a� po buty, jakie nosz� headzi, lekkie, fantazyjne, buty angielskich mods�w, je�li nic lepszego nie ma pod r�k�, ale lepiej co� w stylu meksyka�skiej r�cznej roboty z blaszanymi szpicami typu Caliente Dud� Triple A. A wi�c rozumiesz, FBI - czarne - b�yszcz�ce - sznurowane - buty FBI - gdy FBI z�apa�o wreszcie Keseya - Na pace furgonetki siedzi jeszcze jedna dziewczyna, smag�a, drobna, z g�stymi czarnymi w�osami, zwana Black Maria. Wygl�da na Meksykank�, ale m�wi do mnie ze zwyk�ym, mi�kkim kalifornijskim akcentem: - Kiedy s� twoje urodziny? - 2 marca. - Ryby - m�wi. A potem: - Nigdy nie powiedzia�abym, �e jeste� Ryb�. - Dlaczego? - Wydajesz si� zbyt... solidny, jak na Ryb�. Wiem, �e ma na my�li "ci�ki". Zaczynam czu� si� ci�ko. U siebie w Nowym Jorku, powiem ci, Black Mario, uchodz� nawet za swojego kolesia. Ale moja granatowa jedwabna marynarka, szeroki krawat w klowny i... para... b�yszcz�cych czarnych p�but�w jako� nie budz� euforii w �wiecie head�w z San Francisco. Lois raz po raz strzela do bia�ych cukierk�w, Cool Breeze znika we wn�trzu swego gnomiego kapelusza, Black Maria, Skorpion, b��dzi po zodiaku, Stewart Brand wije si� po ulicach, cekiny eksploduj� - i to nic takiego, normalka, normalka w �wiecie head�w z San Francisco, po prostu ma�a, rutynowa demolka paczek obywateli po drodze, po prostu psychiczny pokarm dla pi�knych ludzi, kt�rzy podwo�� jakiego� faceta z Nowego Jorku do Magazynu, aby zaczeka� na Wodza, Kena Keseya, kt�ry wychodzi z mamra. O Keseyu wiedzia�em wtedy w�a�ciwie tylko tyle, �e jest bardzo powa�anym, trzydziestojednoletnim powie�ciopisarzem, w ci�kich tarapatach z powodu dr�g�w. Napisa� Lot nad kuku�czym gniazdem (1962), z kt�rego w 1963 roku zrobiono sztuk� teatraln� oraz Sometimes a Great Notion (1964). Zawsze wspominano go razem z Philipem Rothem, Josephem Hellerem, Bruce'em Jayem Friedmanem oraz paroma innymi, jako jednego z m�odych pisarzy, kt�rzy mog� daleko zaj��. By� dwukrotnie aresztowany za posiadanie marihuany, w kwietniu 1965 oraz w styczniu 1966 roku, i uciek� do Meksyku z obawy przed surowym wyrokiem. Wygl�da�o na to, �e za drugim razem m�g� dosta� a� pi�� lat. Pewnego dnia przypadkowo wpad�y mi w r�ce listy, kt�re Kesey napisa� z Meksyku do swego przyjaciela Larry'ego McMurtry'ego, autora powie�ci Horseman, Pass By, na podstawie kt�rej nakr�cono film Hud. By�y szalone ironiczne, w stylu pomi�dzy Williamem Burroughsem a George'em Ade'em, opowiada�y o kryj�wkach, przebraniach, paranoi, ucieczkach przed glinami, paleniu joint�w i poszukiwaniu satori w Szczurzych krainach Meksyku. By� taki fragment, napisany w stylu George'a Ade'a, w trzeciej osobie, jako parodia tego, co teraz pewnie o nim my�l� tam w Stanach, w normalnym �wiecie: "Kr�tko m�wi�c, ten m�ody, przystojny, ciesz�cy si� powodzeniem, szcz�liwy m�� i ojciec trojga uroczych dzieci, by� oszala�ym ze strachu �punem, uciekinierem przed wyrokiem za trzy przest�pstwa i B�g jeden wie ile wykrocze�, a jednocze�nie pr�bowa� wyrze�bi� sobie nowe satori - jeszcze kr�cej m�wi�c, to kompletny wariat". "Ten, kt�ry kiedy� by� atlet� tak cenionym, �e powierzono mu g�oszenie sygna��w spoza ringu i awansowano do konkurs�w o koron� krajowych zapas�w amatorskich; teraz sam nie wiedzia�, czy potrafi�by zrobi� tuzin pompek. Kiedy� w�a�ciciel fenomenalnego konta bankowego, sypi�cy pieni�dzmi z ka�dego r�kawa; teraz jego biedna �ona z trudem wyskroba�a osiem dolar�w, aby go wesprze� w ucieczce do Meksyku, Par� lat temu pisano o nim w encyklopediach i proszono, aby przemawia� przed tak szacownymi zgromadzeniami jak Wellesley Club w Dah-la; teraz nie pozwolono by mu nawet przem�wi� na zebraniu Komitetu Obchod�w Dnia Wietnamu. Co sprawi�o, �e cz�owiek tak dobrze zapowiadaj�cy si�, upad� tak nisko w tak kr�tkim czasie? C�, przyjaciele, odpowied� znale�� mo�na w jednym kr�tkim s�owie, w czterech cz�sto u�ywanych sylabach: - Narkotyki! - I chocia� niekt�rzy pomyleni zwolennicy tych chemikali�w mog� twierdzi�, �e nasz bohater znany by! ze sk�onno�ci do dr�g�w przed swym literackim sukcesem, musimy podkre�li�, �e objawi� literacki talent na d�ugo przed pojawieniem si� w jego �yciu tak zwanych psychedeli, nie zdradza� natomiast przejaw�w tego lunatycznego my�lenia, kt�re potem mogli�my u niego zauwa�y�! Po czym doda�: -(oj tak, szumi wiatr dawno temu - dawno temu - b�bni krokiew, widz� �ciany ...i s� drzwi do tego ptaka w niebie m�odych drzew soczystych dawno temu - Oj tak chichocz� fale dawno temu dawno temu z podrzeczy zabitych kiedy z�o przegnano i wszystkie znik�y drzwi do ptak�w dawno temu wtedy)". Przysz�o mi do g�owy, �eby pojecha� do Meksyku, odnale�� go i napisa� artyku� o "m�odym powie�ciopisarzu - uciekinierze z prawdziwego zdarzenia". Zacz��em rozpytywa� si�, gdzie m�g�by by� w Meksyku. Wszyscy z wtajemniczonego towarzystwa Nowego Jorku wiedzieli na pewno. Wydawa�o si�, �e tego lata w�a�nie to wypada wiedzie�. Jest w Puerto Yallarta. Jest w Ajijic. Jest w Oaxaca. Jest w San Miguel de Allende. Jest w Paragwaju. W�a�nie wsiad� na parostatek z Meksyku do Kanady. I wszyscy wiedzieli na pewno. Wci�� jeszcze si� rozpytywa�em, kiedy w pa�dzierniku Kesey w�lizgn�� si� z powrotem do Stan�w i FBI dopad�o go na autostradzie Bayshore na po�udnie od San Francisco. Pewien agent goni� go w d� nasypu, dogoni� i Kesey siedzia� teraz w wi�zieniu. Polecia�em wi�c do San Francisco. Uda�em si� prosto do aresztu powiatu San Mateo w Red-wood City, gdzie poczekalnia przypomina�a raczej wej�cie za kulisy w Musie Box Theatre. By�a pe�na weso�ego oczekiwania. By� tam m�ody psycholog Jim Fadiman - bratanek Cliftona Fadimana, jak si� okaza�o - Jim oraz jego �ona Dorothy rado�nie wciskali trzy monety do I Ching w grzbiet jakiego� opas�ego, tajemniczego tomu z dziedziny orientalnego mistycyzmu i prosili mnie, abym przekaza� Keseyowi, �e te monety si� tam znajduj�. By�a tam tak�e drobna brunetka z okr�g�� twarz� o imieniu Marilyn, kt�ra opowiedzia�a mi, �e by�a kiedy� nastoletni� dopadaczk�, kt�ra kr�ci�a si� ko�o zespo�u rockowego pod nazw� The Wild Flowers, ale teraz by�a g��wnie z Bobbym Petersenem. Bobby Petersen nie by� muzykiem. O ile mog�em si� zorientowa�, by� �wi�tym. Siedzia� w areszcie w Santa Gruz, gdzie pr�bowa� walczy� z oskar�eniem. o marihuan� twierdz�c, �e by�a dla niego religijnym sakramentem. Niedok�adnie rozumia�em, co wobec tego Marilyn robi�a w poczekalni aresztu powiatu San Mateo, je�li nie bra� pod uwag�, �e jak wspomnia�em, by�o tam niczym w pobli�u s�u�bowego wej�cia do teatru, z Keseyem w roli gwiazdy, kt�ra wci�� jeszcze przebywa�a w �rodku. By�a ma�a przepychanka z klawiszami co do tego, czy wolno mi wej�� i go zobaczy�. Wpuszczaj�c mnie gliny nie mog�y zyska� nic specjalnego. Dziennikarz z Nowego Jorku - to oznacza tylko wi�cej reklamy dla tego os�awionego bitnika. Tak widzieli Keseya. By� os�awionym bitnikiem dwukrotnie oskar�onym o narkotyki i po co z takiego robi� bohatera. Musz� powiedzie�, �e Kalifornia ma niez�ych gliniarzy. Wszyscy wydaj� si� m�odymi, wysokimi, kr�tko ostrzy�onymi blondynami z wyp�owia�ymi niebieskimi oczami, jakby przed chwil� zeszli z papierosowej reklamy. Ich areszty nie wygl�daj� na areszty, przynajmniej te cz�ci, kt�re widz� odwiedzaj�cy, ca�e s� w jasnym drewnie i jasnobrazowym metalu szaf z aktami, o�wietlone jarzeni�wkami, jak sale egzaminacyjne dla kandydat�w do s�u�by pa�stwowej w nowoczesnym budynku pocztowym. Wszyscy gliniarze m�wi� z mi�kkim kalifornijskim akcentem, s� schludni i poprawni jak kostka lodu. Zgodnie z przepisami pozwolili mi w ko�cu zobaczy� si� z Keseyem w godzinach odwiedzin. Mia�em dziesi�� minut. Skin��em na po�egnanie Marilyn, Fadimanom oraz weso�ej gromadce na parterze i zabrano mnie wind� na trzecie pi�tro. Winda otworzy�a si� na wprost malej sali odwiedzin. By�o tam dziwnie. Szereg czterech lub pi�ciu boks�w podobnych do kabin w dawnych teleturniejach, ka�dy z grub�, pancern� szyb�, za kt�r� siedzia� skazany w roboczej koszuli w kolorze wi�ziennego b��kitu. Wi�niowie wygl�dali jak u�o�one na lodzie p�astugi. Przed ka�d� szyb� by� parapet, na kt�rym sta� aparat telefoniczny. W ten spos�b si� tutaj rozmawia. Paru odwiedzaj�cych ju� si� garbi�o nad telefonami. I wtedy rozpozna�em Keseya. Sta� z ramionami skrzy�owanymi na piersi, wzrokiem utkwionym w oddali, to znaczy w �cianie. Mia� grube nadgarstki i mocne przedramiona, kt�re tak skrzy�owane wydawa�y si� gigantyczne. Wygl�da� na wy�szego, ni� jest naprawd�, mo�e z powodu szyi. Mia� mocn� szyj� z par� mi�ni szyjnych, kt�re wystawa�y z wi�ziennej roboczej koszuli jak portowe cumy. Mia� masywn� szcz�k� i podbr�dek. Przypomina� troch� Paula Newmana, tyle �e by� bardziej muskularny, mia� grubsz� sk�r� i g�ste blond k�dziory kipi�ce wok� g�owy. Na czubku by� prawie �ysy, ale jako� pasowa�o to do jego mocnej szyi i og�lnej budowy zapa�nika. Potem lekko si� u�miechn��. Dziwne, ale na twarzy nie mia� �adnych zmarszczek. Po wszystkich tych po�cigach i tarapatach - wygl�da� jak po trzech tygodniach w kurorcie; pogodnie, powiedzia�bym, potem podnios�em swoj� s�uchawk�, a on podni�s� swoj� - a to dopiero Nowoczesno��. Dzieli�o nas raptem p� metra, ale tak�e tafla pancernego szk�a grubo�ci ksi��ki telefonicznej. R�wnie dobrze mogliby�my by� na r�nych kontynentach i rozmawia� przez wideofon. Telefony trzeszcza�y i by�y naprawd� kiepskiej jako�ci, zw�aszcza je�li wzi�� pod uwag�, �e ��czy�y dwa �wiaty odleg�e o pi��dziesi�t centymetr�w. Rozumia�o si� samo przez si�, �e policja pods�uchiwa�a ka�d� rozmow�. Chcia�em dowiedzie� si� wszystkiego o jego �yciu uciekiniera w Meksyku. Taki tytu� mia� wci�� m�j artyku�, "M�ody powie�ciopisarz przez osiem miesi�cy ukrywa si� w Meksyku". Ale przecie� nie m�g� o tym opowiada� przez to dziwaczne po��czenie, a zreszt� mia�em tylko dziesi�� minut. Wyj��em notes i zacz��em pyta� - o cokolwiek. W jakiej� gazecie znalaz�em wzmiank� o tym, jak twierdzi�, �e czas, aby ruch psyche-deliczny si�gn�� "ponad kwas", wi�c zapyta�em go o to. I zacz��em stenografowa� w notesie jak szalony. Widzia�em, jak jego wargi rusza�y si� pi��dziesi�t centymetr�w ode mnie. Jego g�os trzeszcza� w s�uchawce, jakby dochodzi� z Brisbane. Wszystko to by�o idiotyczne. Wygl�da�o, jakby�my uprawiali jak�� g�upkowat� gimnastyk�. - Moim zdaniem - powiedzia� - czas przej�� od tego, co dzia�o si� do tej pory, do czego� nowego. Fala psychedeliczna rozkr�ci�a si� jakie� sze��, osiem miesi�cy temu, kiedy wyje�d�a�em do Meksyku. Przez ten czas narasta�a, ale si� nie zmienia�a. Kiedy wr�ci�em, wszystko wygl�da�o tak samo jak wtedy, kiedy wyje�d�a�em. Po prostu by�o wi�ksze i tyle... - m�wi� �agodnym g�osem z prowincjonalnym akcen tem. Niemal czystym akcentem z prowincji, tyle �e trzeszcz�cym i chry- pi�cym jak maszynka do mi�sa przez te pi��dziesi�t centymetr�w po�� czenia. - Nie by�o �adnej kreatywno�ci, a wydaje mi si�, �e moja rola polega na tym, aby pom�c postawi� nast�pny krok. Nie s�dz�, aby pojawi� si� jaki� odwr�t od dr�g�w, dop�ki nie ma czego� nowego, do czego mo�na by zmierza�... I to wszystko ze zwyk�ym prowincjonalnym akcentem, o czym�... c�, szczerze m�wi�c, nie mia�em zielonego poj�cia, o czym to wszystko by�o. Czasami m�wi� szyfrem i aforyzmami. Powiedzia�em, �e s�ysza�em, Jakoby nie zamierza� ju� wi�cej pisa�. Dlaczego? - Wol� by� raczej piorunochronem ni� sejsmografem - odpar�. M�wi� o czym� zwanym Acid Test - Pr�b� Kwasu i o formach wyrazu, w kt�rych nie by�oby �adnego podzia�u pomi�dzy nim a widowni�. By�oby tylko jedno wielkie do�wiadczenie, ze wszystkimi zmys�ami otwartymi na o�cie�, s�owami, muzyk�, �wiat�em, d�wi�kiem, dotkni�ciem - b�yskawic�. - Masz na my�li co� takiego, co robi Andy Warhol? - zapyta�em. ...pauza. - Bez urazy, ale Nowy Jork jest jakie� dwa lata do ty�u. Powiedzia� to z wyrozumia�o�ci�, jak�� prowincjonaln� uprzejmo�ci�, jakby... - Nie chc� by� niemi�y dla was, ch�opcy z miasta, ale tu dziej� si� takie rzeczy, kt�re nie przysz�yby ci do g�owy, bracie, nawet przez milion lat twoich najdzikszych sn�w... Dziesi�� minut si� sko�czy�o i ju� mnie nie by�o. Nic z tego nie mia�em, opr�cz pierwszego kontaktu z dziwnym zjawiskiem, z t� dziwn� prowincjonaln� charyzm�, person� Keseya. Nie mia�em nic do roboty, jak tylko zbija� b�ki w nadziei, �e Kesey jako� wyjdzie za kaucj� i �e b�d� m�g� z nim porozmawia�, uzyska� szczeg�y z �ycia powie�ciopi-sarza ukrywaj�cego si� w Meksyku. Wydawa�o si� to wtedy bardzo ma�o prawdopodobne, jako �e Kesey by� ju� dwukrotnie oskar�ony o marihuan� i ju� raz uciek� z kraju. Wynaj��em wi�c samoch�d i zacz��em kr�ci� si� po San Francisco. W pewnym sensie moje naj�ywsze wspomnienia z San Francisco to jazda z hukiem pod g�r� i w d� rewelacyjnym wynaj�tym autem �lizgaj�cym si� po tramwajowych szynach. Ze�lizgn��em si� w d� a� do North Beach, legendarnego North Beach, s�awnej ojczyzny cyganerii Zachodniego Wybrze�a, zawsze pe�nej nadzianych wujk�w, grasant�w na koszt firmy, d�ugow�osych anglosasko- protestanckich i �ydowskich laseczek dymaj�cych si� z czarnymi kolesiami. Teraz North Beach umiera�o. Nie by�o ju� nic, tylko budy z go�ymi cyckami. W s�ynnej g��wnej kwaterze Beat Generation, ksi�garni City Lights, siedzia� Shig Murao, jej japo�ski w�adca, nachmurzony, z brod� zwisaj�c� jak wi�zki paproci i ja�owca na architektonicznym rysunku, skulony obok kasy nad tomami Kahlila Gibrana, podczas gdy dyplomowani ksi�gowi albo denty�ci, goszcz�cy tu na zjazdach, b��dzili poszukuj�c bitnik�w w przerwach pomi�dzy pokazami cyck�w. Wszystko w North Beach by�o topless, wsz�dzie naguski z biustami powi�kszonymi zastrzykami silikonowej emulsji. Ca�a akcja - to znaczy kliki wtajemniczonych, kt�re nadawa�y oryginalny ton - ca�a akcja przenios�a si� do Haight-Ashbury. Nied�ugo tam tak�e pojawi� si� wszelkie oznaki cyga�skiej koniunktury, pe�ne gapi�w, ci�gn�ce zderzak w zderzak samochody, autokary - ...a teraz, prosz� pa�stwa... Gniazdo Hippies�w... o tam jest jeden - i peda�y, i czarne dziwki, i ksi�garnie, i butiki. Wszystko kr�ci�o si� wok� Haight-Ashbury i acid head�w. Umiera�o nie tylko North Beach. Umiera� ca�y staromodny luzacki styl �ycia - jazz, kawiarnie, prawa obywatelskie, zapro� czarnucha na obiad, Wietnam - wszystko to naraz umiera�o - jak si� dowiadywa�em - nawet w�r�d student�w z Berkeley po drugiej stronie Zatoki, gdzie bi�o kiedy� serce studenckiej rebelii. Dosz�o nawet do tego, �e czarni nie nale�eli ju� do wtajemniczonych kr�g�w, nawet jako figury z totem�w. To nie do wiary. Czarnuchy, kwintesencja ducha luzackiego wtajemniczenia, jazzu, samego tego j�zyka, stary i jakby, i kumasz, i cizia, i popelina, i spada�, i siema, i rewe, kwintesencja ruchu na rzecz praw obywatelskich, dyplom�w z Reed College, i mieszkania w North Beach w okolicach Mason, i dymania czarnych lasek - ca�e to wspania�e, wyrafinowane g�askanie, poklepywanie i otwieranie duszy na czarnucha - ju� koniec, sko�czy�o si�, nie do wiary. Tak wi�c zaczyna�em orientowa� si� w tym ca�ym falowaniu i konwulsjach �wiata cyganerii San Francisco. Tymczasem jakim� cudem trzech m�odych prawnik�w Keseya, Pat Hallinan, Brian Rohan i Paul Robertson, mia�o wyci�gn�� go za kaucj�. Zapewnili s�dzi�w w San Mateo i San Francisco, �e pan Kesey nosi si� z zamiarem pewnego przedsi�wzi�cia o donios�ym znaczeniu spo�ecznym. Powr�ci� z wygnania z wyra�nym zamiarem zwo�ania wielkiego wiecu head�w i hippies�w w hali Winterland w San Francisco i nakazania M�odzie�y, aby przesta�a bra� LSD, poniewa� jest niebezpieczne i mo�e usma�y� im m�zgi, itd. Mia�a to by� ceremonia - "kwasowej matury". Mieli si�gn�� "ponad kwas". Domy�lam si�, �e w�a�nie o tym m�wi� mi Kesey. W tym samym czasie sze�ciu bliskich przyjaci� Keseya z okolic Pa�o Alto zebra�o pod zastaw swych dom�w 35 ooo dolar�w na kaucj� dla s�du powiatu San Mateo. Przypuszczam, i� s�d zdawa� sobie spraw�, �e tak czy owak mia� Keseya. Gdyby teraz uciek�, by�by to taki brzydki numer wobec przy-jaci�, kt�rym odebrano by domy, �e Kesey straci�by wszelk� wiarygod-no�� jako narkotykowy aposto� czy ktokolwiek inny. Je�liby nie uciek�, by�by zobowi�zany wyg�osi� swoj� mow� do M�odzie�y - i by�oby jeszcze lepiej. Tak czy owak, Kesey wychodzi�. W Haight-Ashbury natomiast scenariusz ten niezbyt si� podoba�. Pr�dko przekona�em si�, �e �rodowisko head�w w San Francisco by�o ju� tak wielkie, �e powr�t Keseya oraz jego plan "kwasowej matury" powodowa�y pierwszy wielki polityczny kryzys w ich �wiecie. Wszystkie oczy zwr�cone by�y na Keseya i jego grup� zwan� Merry Pranksters. Tysi�ce ma�olat�w ci�gn�o do San Francisco chc�c �y� LSD i spraw� psychedeliczn�. Sprawa to kluczowe abstrakcyjne s�owo w Haight-Ash-bury. Mog�o oznacza� wszystko, -izmy, sposoby �ycia, zwyczaje, tendencje, idee, organy p�ciowe; sprawa i frik; frik odnosi�o si� do styl�w i obsesji, jak na przyk�ad "Stewart Brand to india�ski frik" lub "zodiak to jej frik" albo po prostu do head�w w przebraniu. Nie by�o to okre�-lenie negatywne. W ka�dym razie, ledwie par� tygodni wcze�niej headzi odbyli swoje pierwsze wielkie "be-in" w Golden Gate Park, u st�p wzg�rza prowadz�cego do Haight-Ashbury, dla ironicznego uczczenia dnia, kiedy w�adze Kalifornii zdelegalizowa�y LSD. By� to zlot wszystkich szczep�w, wszystkich komun. Wszystkie friki przysz�y i robi�y swoje. Zorganizowa� to head nazwiskiem Michael Bowen. I zjawi�y si� tysi�ce, w kostiumowej gali, dzwoni�c dzwonkami, zawodz�c ch�rem, ta�cz�c ekstatycznie, r�nymi sposobami lasuj�c sobie m�zgi i demonstruj�c glinom swoje ulubione satyryczne gesty, wr�czaj�c im kwiaty, zasypuj�c sukinsyn�w p�atkami czu�o�ci i mi�o�ci. O Chryste, Tom, by�o fantastycznie, sfrikowany odlot, tysi�ce head�w, amator�w odjazdu. Robili�my wod� z m�zgu glinom i wszystkim innym. Festyn mi�o�ci i euforii. Nawet Kesey, kt�ry wtedy jeszcze si� ukrywa�, odwa�y� si� i na chwil� wmiesza� w t�um. I wszyscy byli zjednoczeni, nawet Kesey - a teraz, nagle, prosz�, w r�kach FBI i innych superglin, najwa�niejszy cz�owiek pod s�o�cem, Kesey, zapowiada, �e czas na "kwasow� matur�". A to co, do cholery, w dup� daje, czy co? Ruch na rzecz powstrzymania Keseya nabiera� rozp�du nawet w luzackim �wiecie. Podje�d�amy pod Magazyn w tej zwariowanej furgonetce i - c�, pierwsze, co widz�, to �e ludzie tacy jak Lois, Stewart i Black Maria nale�� do konserwatywnego, refleksyjnego skrzyd�a Merry Pranksters. Magazyn mie�ci si� przy Harriet Street, mi�dzy Howard i Folsom. Tak jak w prawie ca�ym San Francisco, tak�e na Harriet Street jest mn�stwo drewnianych dom�w z oszklonymi wykuszami, a wszystkie pomalowane na bia�o. Tylko �e Harriet Street le�y w dzielnicy slums�w i pomimo farby wygl�da tak, jakby czterdziestu pijaczk�w wczo�ga�o si� tu w cie�, umar�o i sczernia�o, spuch�o i wybuch�o, rozpryskuj�c si� w strumienie kr�tk�w, kt�re wkr�ci�y si� w ka�d� desk�, w ka�d� listw�, w ka�d� szczelin�, w ka�d� drzazg�, w ka�dy �uszcz�cy si� p�atek farby. Magazyn okazuje si� parterowym gara�em opuszczonego hotelu, kt�rego ostatnim komercyjnym zastosowaniem by�a fabryka zapiekanek. Podje�d�amy do tego gara�u, a tam przy wej�ciu stoi zaparkowana ci�ar�wka z bud�, pomalowan� Day-Glo na niebiesko, ��to, pomara�czowo i czerwono, z wielkimi literami BAM na masce. Z czarnej dziury gara�u dochodz� d�wi�ki p�yty Boba Dylana z jego rubaszn� harmonijk� i g�osem Ernesta Tubba, charcz�cym przez nos stare, ko�lawe �piewanki... Wewn�trz, w ogromnym zagraconym pomieszczeniu, kr��y co�, co na pierwszy rzut oka wygl�da w mroku na dziesi�� lub pi�tna�cie ameryka�skich flag. Okazuje si�, �e to grupa ludzi p�ci obojga, w wi�kszo�ci w wieku oko�o dwudziestu paru lat, w bia�ych kombinezonach, jakie nosi personel na lotniskach, tyle �e w ca�o�ci obszytych kawa�kami ameryka�skich flag, przewa�nie w gwiazdy na niebieskim polu, ale tak�e w czerwone paski biegn�ce pionowo w d�. Woko�o stoj� teatralne rusztowania z narzuconymi kocami s�u��cymi jako kotary, a ca�e rz�dy wyrwanych teatralnych foteli pi�trz� si� pod �cianami razem z wielkimi kupami z�omu, sznur�w i belek. Jedna kotara z koca odchyla si� i z platformy na wysoko�ci oko�o trzech metr�w wyskakuje jaka� drobna posta�. �wieci. Jest to kole� o wzro�cie mniej wi�cej p�tora metra, w he�mie lotniczym z I wojny �wiatowej... �wiec� �uki i zwoje namalowane na zielono i pomara�czowo. Tak�e buty. Wydaje si�, �e zbli�a si� do nas podskakuj�c na dw�ch fosforyzuj�cych globusach. Zatrzymuje si�. Ma drobn�, filigranow�, ascetyczn� twarz z wielkimi w�sami i ogromnymi oczami. Oczy mu si� zw�aj� i szczerzy si� do nas w u�miechu. - W�a�nie mia�em tam na g�rze o�mioletniego ch�opczyka - m�wi. - Potem zaczyna chichota� przez nos i �wiec�c odskakuje do k�ta Pomi�dzy z�om. Wszyscy si� �miej�. Przypuszczam, �e to jaki� familijny dowcip. W ka�dym razie jestem jedynym, kt�ry rozgl�da si� po rusztowaniu za zw�okami. - To Hermit. Trzy dni p�niej widz�, �e w k�cie wybudowa� sobie jaskini�. Co� wi�kszego �wieci w �rodku gara�u. Dostrzegam szkolny autobus... �wieci na pomara�czowo, zielono, karmazynowo, lawendowe, chlorkowoniebiesko, na ka�dy wyobra�amy fluorescencyjny odcie� pasteli w tysi�cach wzor�w, ma�ych i du�ych, jak skrzy�owanie Fernanda Legera z Dr. Strange'em zderzaj�cych si� z hukiem i wibruj�cych naprzeciw siebie, jakby kto� da� Hieronimusowi Boschowi pi��dziesi�t wiader Day- Glo oraz szkolny autobus International Harvester z roku 1939 i kaza� robi� swoje. Na pod�odze obok autobusu le�y pi�ciometrowy transparent z napisem ACID TEST GRADUATION - Matura Kwasowa - nad kt�rym pracuje paru Ludzi-Flag. Bob Dylan charczy przez nos, ludzie kr���, dzieci p�acz�. Z boku stoi facet oko�o czterdziestki, bardzo muskularny, co wida�, poniewa� nie nosi koszuli - tylko szorty khaki i wysokie buty z czerwonej sk�ry - zbudowany jak wszyscy diabli - i wygl�da, jakby by� w jakim� kinetycznym transie. Raz po raz podrzuca w powietrze ma�y, kowalski m�ot. Zawsze udaje mu si� go z�apa� za trzonek. Ca�y czas wymachuje r�kami i nogami. Ramiona mu wiruj�, g�owa podskakuje, a wszystko w urywanym rytmie tak, jakby gdzie� Joe Cuba gra� "Bang Bang", cho� w rzeczywisto�ci nawet Bob Dylan ju� nie gra. Z g�o�nika, gdziekolwiek si� znajduje, dochodzi jakie� nagranie, na kt�rym widmowy g�os m�wi: "...Kopalnia Nigdzie... mamy papierki od gumy do �ucia...", w tle jaka� dziwaczna muzyka elektroniczna z orientalnymi interwa�ami, jak u Juana Gani�o... "Przewr�cimy �wiat na plecy... ryj�c w Kopalni Nigdzie... dzi� i codziennie..." Podchodzi jeden z Ludzi-Flag. - Hej, Mountain Girl! Ale odlot! Mountain Girl jest wysok� dziewczyn�, du�� i pi�kn�, z ciemnobr�zowymi w�osami opadaj�cymi na ramiona, tyle �e ostatnie dwie trzecie d�ugo�ci tych opadaj�cych w�os�w wygl�da jak p�dzel zanurzony w kadmowej ��ci. To dlatego, �e ufarbowa�a je na blond w Meksyku. Odwraca si� na pi�cie i pokazuje kr�g gwiazd na plecach kombinezonu. - Kupili�my je w sklepie z mundurami - m�wi. - Czy nie s� wspania�e! Siedzi tam taki starszy go�� i powiada: "Co, chyba nie wytniecie tych flag i nie poprzerabiacie na kostiumy, prawda?" Wi�c m�wi�: "Nie, bierzemy tr�by i idziemy na parad�". Ale widzisz? TO w�a�nie dlatego je kupili�my. Pokazuje jeden z guzik�w przy swoim kombinezonie. Wszyscy pochylaj� si�, �eby popatrze�. Na dole, wygrawerowane w secesyjnych zwojach, widnieje motto: "Nie damy si� namierzy�". Nie damy si� namierzy�... najwy�szy czas. Ju� tyle razy Prankstersi dali si� namierzy� glinom z San Mateo, glinom z San Francisco, glinom z Mexicale Federale, glinom z FBI, glinom, glinom, glinom... A dzieci wci�� p�acz�. Mountain Girl odwraca si� do Lois Jennings. - Co robi� Indianie, �eby dzieci przesta�y p�aka�? - Trzymaj� je za nos. - Co� ty? - W ten spos�b si� ucz�. - Spr�buje... to brzmi sensownie... - Mountain Girl odchodzi i bierze swoje dziecko, czteromiesi�czn� dziewczynk� imieniem Sun- shine, z przeno�nej ko�yski z rurek i siatki stoj�cej za autobusem, i siada w jednym z teatralnych foteli. Ale zamiast potraktowa� j� po indiarisku, rozpina kombinezon i zaczyna karmi�. "...Kopalnia Nigdzie... Nic nie czu�o i krzycza�o, i p�aka�o...", brang twiiiiiiiiiing - "...wi�c wr�ci�em do Kopalni Nigdzie..." �ongler m�otem kowalskim odfruwa... - A to kto? - Cassady. To uderza mnie jako co� cudownego. Pami�tani Cassady'ego. Cassady, Neal Cassady, by� bohaterem, Deanem Moriartym z On the Road Jacka Kerouaca, Denver Kid, kole�, kt�ry wci�� p�dzi� samochodem w t� i z powrotem przez Stany, goni�c i przeganiaj�c "�ycie". I oto ten sam facet, ju� czterdziestolatek, w tym gara�u, podrzuca m�ot kowalski, podryguje w rytm w�asnego Joego Cuby i ...gada. Cassady nigdy nie przestaje gada�. Cho� to nie oddaje istoty rzeczy. Cassady monologuje i wygl�da na to, �e nie obchodzi go, czy kto� s�ucha. Po prostu w��cza mnonolog, sam dla siebie, je�li nie ma innego wyj�cia, cho� wszyscy s� mile widziani. Odpowie na wszystkie pytania, cho� niekoniecznie po kolei, poniewa� tu nie mo�emy si� zatrzyma�, nast�pny parking za 60 kilometr�w, rozumiecie, sieje wspomnienia, metafory; literackie, orienta-lne i tajemne aluzje, wszystko to przedzielane w�tpliwym "rozumiecie..." 2. Moczowy totem Tak w�a�nie min�y mi dwa lub trzy dni w gara�u, z Merry Pran-ksters, w oczekiwaniu na Keseya. Prankstersi nie zwracali na mnie specjalnej uwagi. Jedna z Ludzi-Flag, blondynka, kt�ra wygl�da�a jak Doris Day, ale znana by�a jako Doris Delay, powiedzia�a mi, �e powinienem troch�... c�, ubarwni�... swoj� aparycj�. To zabola�o, Doris Delay, cho� wiem, �e chodzi�o ci tylko o przyjazn� sugesti�. Naprawd� o to jej chodzi�o. Wi�c nie zdj��em krawata, aby pokaza�, �e mam swoj� dum�. Ale wszyscy mieli to gdzie�. Ja si� kr�ci�em, Cassady rzuca� m�otem, widmowe ta�my gra�y, dzieci p�aka�y, autobus �wieci�, Ludzie- Flagi �azili, friki wpada�y ze s�onecznej Harriet Street. Wychodzi�em tylko przespa� si� par� godzin albo do ubikacji. Ubikacja. No w�a�nie. W Magazynie nie by�o kanalizacji, nawet zimnej wody. Mo�na by�o i�� na ma�� pust� dzia�k� obok, za parkanem i zaj�� pozycj� w�r�d chmury opar�w ludzkich sik�w, kt�re unosi�y si� z b�ota, albo mo�na by�o wdrapa� si� po drabinie przez zamykany klap� otw�r prowadz�cy do starego hotelu, gdzie by�y stare, ucz�szczane przez w��cz�g�w korytarze, od kt�rych odchodzi�y pokoje wy�o�one boazeri� z g�bczastego, parszywego, starego drewna, kt�re rozpada�o si� pod spojrzeniem i zaczyna�o pe�za� szczurzym, wylenia�ym pod�yciem. By�o to zbyt obrzydliwe nawet dla Pranksters�w. Wi�kszo�� z nich chodzi�a do stacji Shella na rogu. Wi�c i ja poszed�em do stacji Shella na rogu Sz�stej i Howarda. Zapyta�em, gdzie jest ubikacja, a go�� rzuca mi To Spojrzenie - to w�ciek�e spojrzenie, �e O.K., �e chocia� nie kupujesz benzyny, ale chcesz korzysta� z ubikacji - i w ko�cu wskazuje na puszk� w biurze. Klucz do ubikacji jest przywi�zany �a�cuchem do wielkiej, pustej puszki po oleju Shella. Bior� j� i wychodz� z biura na betonowy podjazd, gdzie Elita Kart Kredytowych tankuje, prostuje nogi i wyci�ga gacie z zasta�ych, spoconych fa�d kroczy, a ja tu obur�cz nios� puszk� po oleju Shella niczym moczowy totem, za r�g, do toalety, i - w porz�dku, co z tego. Ale nagle �wita mi, �e Prankstersi musz� tak zawsze. Tak w�a�nie �yj�. M�czy�ni, kobiety, ch�opcy, dziewcz�ta, w wi�kszo�ci z dom�w klasy �redniej. M�czy�ni, kobiety, ch�opcy, dziewcz�ta, dzieci i niemowl�ta. Tak w�a�nie �yj� niekt�rzy z nich miesi�cami, latami, w poprzek Ameryki i z powrotem, w autobusie, do Szczurzych Krain Meksyku i z powrotem, w�druj�c jak Cyganie od jednej stacji benzynowej do drugiej, �ebrz�c o wst�p do pisuaru, robi�c uniki przed w�ciek�ymi spojrzeniami. Okazuje si� nawet, �e maj� filmy i ta�my z pojedynk�w z kierownikami stacji benzynowych w sercu Ameryki, broni�cymi swoich betonowych ubikacji i pustych skrzynek na jednorazowe r�czniki przed �wirami w Day-Glo... Z powrotem w Magazynie. Wci�� dobry nastr�j. Poma�u nabieram coraz dziwniejszego stosunku do ca�ej sprawy. Ale to nie tylko kwestia kostium�w, ta�m, autobusu i tego wszystkiego. Mam za sob� par� weekend�w z kr�tko ostrzy�onymi kole�kami z college'u, kt�re wygl�da�y i brzmia�y dziwniej, a� do szale�stwa. Poczu�em to, kiedy Lu- dzie-Flagi zacz�li podchodzi� do mnie i m�wi� rzeczy takie, jak wtedy, kiedy Cassady podrzuca� sw�j m�ot, zanurzony z g�ow� w kontemplacji wszech�wiata, w absolutnej kontemplacji i bum, to m�ot, chybi� i wali w betonow� pod�og� gara�u, a Cz�owiek-Flaga m�wi: - Wiesz, W�dz powiada, �e kiedy Cassady chybia, to nigdy nie jest przypadek... Zacznijmy od okre�lenia "W�dz". Prankstersi maj� dwa okre�lenia na Keseya. Je�li m�wi� o jakich� powszednich sprawach, wtedy jest to po prostu Kesey, jak na przyk�ad "Keseyowi wybili z�b". Ale je�li m�wi� o Keseyu jako przewodniku albo nauczycielu ca�ej grupy, wtedy staje si� Wodzem. Na pocz�tku wydawa�o mi si� to sztuczne. Potem jednak zrobi�o si�... mysto, w miar� jak w g�owie zaczyna�a mi si� wydziela� generalna para mistyczna. Ta para, dos�ownie s�ysz� j� w g�owie, wyra�ne ssssssssss, jak to, co s�ycha�, kiedy si� we�mie za du�o chininy. Nie wiem, czy innym si� to zdarza. Ale je�li dzieje si� co� wystarczaj�co zaskakuj�cego, niepokoj�cego, przera�aj�cego, nieznanego lub po prostu wystarczaj�co dziwacznego, co�, z czym czuj�, �e sobie nie poradz�, to tak, jakby w��cza� mi si� alarm i zaczyna si� to parowanie... "...kiedy Cassady chybia, to nigdy nie jest przypadek. Co� oznajmia. Co� dzieje si� pod tym dachem, co� niedobrego, jakie� z�e wibracje, a on chce to rozbi�". M�wi� to powa�nie. Wszystko w �yciu wszystkich co�... oznacza. I wszyscy s� czujni, wygl�daj� tych znacze�. I tych wibracji. Jest ich niesko�czenie wiele. Jaki� czas potem by�em w Haight-Ashbury z pewnym kolesiem, nie Prankstersem, z innej komuny, kt�ry pr�bowa� otworzy� star� sekreter�, tak�, w jakiej otwiera si� pulpit do pisania, i uszczypn�� si� zawiasem w palec. Tylko �e zamiast wykrzykn��, O cholera! czy co� takiego, ca�a ta sprawa staje si� dla niego przypowie�ci� o �yciu, i powiada: - To typowe. Widzisz to? Nawet biedak, kt�ry to projektowa�, gra� w ich gr�. Widzisz, jak to jest zaprojektowane? Otwiera si� na zewn�trz. Zawsze na zewn�trz, w co�. Musi by� na zewn�trz, w twoje �ycie, to stare wciskanie kitu... kapujesz?... Nawet si� nad tym nie zastanawiaj�... kapujesz?... Tak si� po prostu projektuje, ty jeste� tu, oni tam, i wci�� pchaj� si� na ciebie. Widzisz ten st�? - Przez drzwi wida� stary kuchenny st� z emaliowanym blatem. - No prosz�, to jest ju� lepiej zaprojektowane, naprawd�, lepiej ni� ca�y ten ozdobny ch�am, chodzi o to, �e ten st� naprawd� mnie kr�ci, bo cala sprawa... kapujesz?... polega na tym, �e ma przyjmowa�, po to w og�le jest. Jest bierny, a zreszt�, czym, do cholery, jest st�? Freud powiedzia�, �e st� to symbol kobiety, z rozchylonymi nogami, dymanie, w snach... kapujesz?... A czego to jest symbolem? - Wskazuje na sekreter�. - To symbolizuje odpieprz si�. Odpieprz si�, prawda? I tak dalej, a� chce si� po�o�y� mu r�k� na ramieniu i powiedzie�, kopnij j� wreszcie i ul�yj sobie. W ka�dym razie du�o jest takiego gadania. Wszyscy wy�apuj� najdrobniejsze wydarzenia, jakby by�y metaforami ca�ego �ycia. �ycie wszystkich z minuty na minut� staje si� coraz bardziej niesamowite, bardziej ni� najbardziej niesamowita ksi��ka. To lipa, do cholery... ale mysto... i po jakim� czasie zaczyna ci� to zara�a�, jak �wierzb, jak r�yczka. Du�o si� tak�e gada o grach. Wygl�da na to, �e normalny �wiat, tam na zewn�trz, sk�ada si� z milion�w ludzi, kt�rzy bior� udzia� w grach, s� uwik�ani w gry, kt�rych nie s� nawet �wiadomi. Go�� zwany Hassler schodzi ze s�onecznego ekranu Harriet Street i, zoom, nawet nie czeka na metafory. Jeszcze nigdy w �yciu nie wda�em si� tak szybko w abstrakcyjn� dyskusj� z zupe�nie obcym cz�owiekiem. Od razu za-eli�my rozmawia� o grach. Hassler to m�ody facet, przystojny, z szerok� twarz� i d�ugimi w�osami z grzywk�, dok�adnie tak�, jak u Prince'a Valianta z komiks�w, ubrany w p�lgolf ozdobiony metalowymi gwiazdkami) takimi, jakie na ramionach nosz� genera�owie. Powiada: - Gry tak przenikn�y nasz� kultur�, �e... - ple ple ple gry ego wszystko os�dzaj�, popieprzone pranie m�zgu, powiedzmy sobie... wci�� si� sprzeciwia� - tu Hassler wypr�a d�onie i zwiera palce jak do ciosu karate... Ale moje my�li b��dz�. Trudno mi si� skupi� na tym, co m�wi, bo fascynuje mnie ma�e plastykowe pude�ko ze szczoteczk� i past� do z�b�w, kt�re Hassler przytrzymuje kciukiem. Lata mi przed oczami, kiedy d�onie Hasslera znacz� jego sprzeciw... Co za dziwna banda czubk�w. Ten go�� z generalskimi gwiazdkami na swetrze prawi kazanie jak na nieszporach o grzechach rodzaju ludzkiego, a tu szczoteczka!... ale� oczywi�cie!... myje z�by po ka�dym posi�ku!... Naprawd�. Myje z�by po ka�dym posi�ku, cho� �yj� tu w tym gara�u jak Cyganie: bez ciep�ej wody, bez ubikacji, bez ��ek, je�li nie liczy� paru materac�w, w kt�rych brud, kurz, wilgo� i w�osy po��czy�y si�, stopi�y z tapicerk�; cho� le�� pokotem na rusztowaniach, w autobusie, na pace furgonetki, ze st�ch-lizn� w nozdrzach. - ...ale wiesz co? Ludzie zaczynaj� orientowa� si� w tych wszyst kich grach. Nie tylko headzi, ale zwykli ludzie. Popatrz w Kalifornii. Zawsze by�a taka piramida... W tym momencie Hassler d�o�mi rysuje w powietrzu piramid�, a ja przygl�dam si� zafascynowany, jak plastykowe pude�ko na szczoteczk� do z�b�w, b�ysk b�ysk, �lizga si� w g�r� jej kraw�dzi.... - ...transcendencja ponad ten kit - m�wi Hassler g�osem prze j�tym, klarownym i s�odkim, jak u prymusa przemawiaj�cego na wr� czeniu matur, jakby w�a�nie powiedzia� niech przysz�oroczni maturzy�ci zapami�taj� nasze motto - "transcendencja ponad ten kit..." ...plastyk �adnie odbija �wiat�o, prosty, twardy b�ysk z przesz�o�ci, sk�dkolwiek pochodzi Hassler. I znowu to robi�, och, to urocze �wierz-bienie, w�a�nie wydoby�em metafor�, kawa� transcendentnego kitu z tego cholrenego pude�ka na szczoteczk� do z�b�w... "... transcendencja ponad ten kit..." * Do Magazynu wchodzi wysoki facet w niebiesko-pomara�czowym stroju, jak arlekin z pantomimy, i w pomara�czowej masce wymalowanej Day-Glo tak, �e niebywale przypomina The Spirit, je�li pami�tacie ten komiks. Podobno to Ken Babbs, by�y pilot helikopter�w z Wietnamu. Zaczynam z nim rozmow� i pytam, jak by�o w Wietnamie, a on m�wi bardzo powa�nie: - Naprawd� chcesz wiedzie�, jak tam by�o? - Aha. - No to chod�. Co� ci poka��. Prowadzi mnie w g��b gara�u i pokazuje karton na pod�odze, kt�ry le�y sobie po�rodku tego ca�ego �mietnika i szale�stwa. - Tu jest wszystko. - Tu jest wszystko? - W�a�nie, w�a�nie, w�a�nie. Pochylam si� nad pude�kiem i wyci�gam maszynopis, czterysta lub pi��set stron. Kartkuj�. To powie�� o Wietnamie. Spogl�dam na Babbsa. Odwdzi�cza si� przyjaznym u�miechem, a jego maska marszczy si� i �wieci. - Tu jest wszystko? - pytam. - Wi�c domy�lam si�, �e trzeba troch� czasu, �eby si� w tym po�apa�. - Tak, tak, w�a�nie! w�a�nie! w�a�nie! - m�wi Babbs wybuchaj�c �miechem, jakbym powiedzia� naj�mieszniejsz� rzecz na �wiecie. - Tak! Tak! Cha, cha, cha, cha, cha, cha, cha! W�a�nie! W�a�nie! - a maska �wieci i podryguje mu na twarzy. Odk�adam powie�� do pude�ka i przez nast�pne dni b�d� widzia� ksi��k� Babbsa o Wietnamie, jak le�y na pod�odze, po�r�d tego wszystkiego, jakby czeka�a na tornado, kt�re j� porwie i rozrzuci po ca�ym powiecie San Francisco, a Babbs b�dzie gdzie� w pobli�u i b�dzie m�wi� do nast�pnej otumanionej duszy: - Tak, tak, w�a�nie! w�a�nie! w�a�nie! Coraz wi�cej Merry Pranksters zbiera�o si� w oczekiwaniu na Keseya. Przyszed� George Walker. Walker nie nosi kostiumu. Wygl�da jak bardzo schludny blondynek z college'u, ubrany w trykotow� koszulk� i sztruksowe spodnie, u�miechni�ty i serdeczny, po prostu typowy z�oty ch�opak z Zachodniego Wybrze�a, gdyby nie par� drobnych szczeg��w jak na przyk�ad jego wy�cigowy lotus, kt�ry stoi na zewn�trz, pomalowany pomara�czowym Day- Glo tak, �e o zmroku zaczyna �wieci�, kiedy czterema ko�ami �lizga si� na zakr�tach kalifornijskich przedmie��. I Paul Foster. Foster to podobno jaki� szalony geniusz, geniusz komputerowy, na kt�rego poluj� wszystkie te firmy, kt�re nazywaj� si� Techniflex, Digitron, Solartex, Automaton i wciskaj� mu pieni�dze, �eby zrobi� dla ich to czy tamto... Trudno mi powiedzie�, czy rzeczywi�cie jest ge-niuszem. Na pewno wygl�da jak szaleniec. Skulony w k�cie, w teatral-nym fotelu - wychudzona posta� - w ogromnej ilo�ci ubra�. Wygl�da na to, �e ma na sobie oko�o o�miu par spodni klowna, jedne na drugich, jedne brudniejsze od drugich, wszystkie czarne, w sadzy, podarte, wy�wiechtane, sparcia�e. Ma prawie ca�kiem ogolon� g�ow� i jest taki chudy, �e wydaje si�, i� na g�owie nie ma w og�le cia�a, a kiedy zaciska szcz�ki, to wygl�da jak animowana precyzyjna rycina anatomiczna z drobnymi mi�niami twarzy, pr��kowaniami, wi�zkami, wi�zad�ami, tkankami, w�ze�kami i pow�okami, kt�rych istnienia nikt dot�d nie podejrzewa�, kt�re zbieraj� si�, wystaj�, nabieraj� wyrazisto�ci w z�o�onej reakcji �a�cuchowej. A on ci�gle zaciska szcz�ki, skupiony, z pochylon� g�ow� i p�on�cymi oczami, skupiony nad rysunkiem, kt�ry kre�li w notesie, niezwykle ma�ym, ale, s�dz�c z jego skupienia, wa�nym rysunkiem... Black Maria siedzi na sk�adanym krze�le i u�miecha si� tajemniczo, ale nic nie m�wi. Jeden z Ludzi-Flag, chudy go��, opowiada mi o Meksykanach zakr�conych na punkcie sanda��w huaraches. Doris Delay opowiada mi... - Oni lec� w�asnym frikiem - ci�gnie Hassler - i cho� nie wygl�da to na nic wielkiego, dochod� do transcendencji tego kitu. To stara tr�jca, Si�a, Stanowisko, W�adza; dlaczego mieliby wielbi� starych bog�w i stare formy w�adzy... - Precz z Bogiem... eeehhhhh... Precz z Bogiem... To g�os zza kotary z koca gdzie� z boku. Kto� pod��cza si� do tego, co powiedzia� Hassler. - Precz z Bogiem. Niech �yje Diabe�. O dziwo, to rozmarzony, senny glos. Kotara si� ods�ania i ukazuje si� �ylasty, drobny go��, podobny do pirata. Za nim, z tylu za kotar�, Pi�trz� si� najr�niejsze kable, instrumenty, konsolety, g�o�niki, b�yszcz�cy stos elektroniki i tam w�a�nie gra ta�ma... "W Kopalni Nigdzie..." Facet przypomina pirata, jak wspomnia�em, z czarnymi w�o-sami �ci�gni�tymi do ty�u w stylu Tarzana, z w�sami i z�otym k�kiem w lewym uchu. Rozgl�da si� sennie. Tak naprawd� to Hell's Angel. Nywa si� Freewheeling Frank. Nosi barwy Hell's Angels, to znaczy kurtk� z insygniami, kurtk� z obci�tymi r�kawami i rysunkami czaszki w hitlerowskim he�mie, skrzyde� i wielu innych tajemniczych symboli. - Precz z Bogiem - m�wi Freewheeling Frank. - Precz z wszelkimi formami... formami... - a s�owa gasn� sennie, cho� wci�� rusza wargami i tak jako� pochyla g�ow� i ci�kim krokiem oddala si� w mrok, w stron� autobusu, wymachuj�c r�kami, raz jedn�, raz drug�, jak Cas- sady, i ju� jest na swoim tripie, jak Cassady, no i dobrze, to Hell's Angel... a Hassler myje z�by po ka�dym posi�ku, w samym �rodku ekonomii opartej na blaszanej puszce ze stacji Shella... I wtedy pojawia si� Kesey. 3. Elektryczny str�j Poprzez s�oneczny prostok�t bramy i w d� podjazdem w �w zwariowany mrok wje�d�a kryta ci�ar�wka, a na przednim siedzeniu siedzi Kesey. W�dz - wypuszczony za kaucj�. Na wp� spodziewam si�, �e ca�y ten chaotyczny karnawa� wybuchnie we fluoryzuj�ce hura! o nieobliczalnie szale�czych proporcjach. Tymczasem wszyscy zachowuj� si� spokojnie. Nie ma sprawy. Kesey wysiada z ci�ar�wki nie podnosz�c wzroku. Ubrany jest w sportow� koszul�, stare spodnie i kowbojskie buty. Wydaje si�, �e mnie zauwa�y�, ale si� nie wita, ani �ladu, �e mnie poznaje. Dziwi mnie to, ale potem widz�, �e nie wita si� z nikim. Nikt nic nie m�wi. Nikt si� do niego nie wyrywa, nic takiego. Tak jakby... Kesey wr�ci� i o czym tu gada�. A wtedy Mountain Girl wo�a: - Jak by�o w pierdlu, Kesey! Kesey wzrusza tylko ramionami. - Gdzie moja koszula? - pyta. Mountain Girl grzebie w �mieciach obok stosu foteli teatralnych i wyci�ga koszul� z br�zowej irchy, z dekoltem, sznurowan� czerwonym rzemieniem. Kesey zdejmuje t�, kt�r� ma na sobie. Wielkie mi�nie ttissmii dorsi nadaj� jego plecom wygl�d skrzyde� manty, gigantycznej tropikalnej p�aszczki. A potem zak�ada irchow� koszul� i odwraca si�. Ale zamiast co� powiedzie� przekrzywia g�ow� i przechodzi przez gara� do masy kabli, g�o�nik�w, mikrofon�w i starannie co� reguluje. "..Kopalnia Nigdzie..." Jakby teraz ju� wszystko by�o pod kontrol� i czas na ostateczne strojenie. Z g��bi gara�u - nie wiedzia�em nawet, �e tam byli - wychodzi kobieta z trojgiem dzieci. �ona Keseya, Faye, ich c�rka Shannon, lat sze��, i dwaj ch�opcy, Zane, lat pi��, i Jed, trzy. Faye ma d�ugie gniado-br�zowe w�osy, anielski wygl�d i jest jedn� z najpi�kniejszych kobiet, jakie w �yciu widzia�em. Ma promienn� urod� �wi�tej. Kesey podchodzi do niej i podnosi ka�de z dzieci, a potem Mountain Girl przynosi swoje dziecko, Sunshine, i on na chwil� podnosi Sunshine. W porz�dku... Kesey rozlu�nia si� i u�miecha, jakby do jakiej� my�li. Jakby dopiero teraz us�ysza� pytanie Mountain Girl, jak by�o w pierdlu. - Jedyne, o co si� martwi�em, to ten z�b - powiada. Przesuwa p�ytk� z podniebienia i j�zykiem wypycha z ust sztuczny, przedni z�b. - Mia�em straszne przeczucie, �e b�d� w s�dzie, albo b�d� rozmawia� z dziennikarzami, a to mi wypadnie i zaczn� be�kota�. M�wi�c "zaczn� be�kota�", be�koce dla ilustracji. Trzy miesi�ce p�niej mia� wymieni� ten z�b na nowy, z pomara�czow� gwiazd� i zielonymi paskami, emaliowany kie� z flag� Prank-sters�w. Pewnego dnia na stacji benzynowej kierownik, bia�y go��, zainteresowa� si� nim i zawo�a� pomocnika, kolorowego go�cia, i m�wi: - Hej, Charlie, chod� no tu i poka� temu facetowi sw�j z�b. - Wi�c Charlie szczerzy si�, ods�ania g�rn� szcz�k� i pokazuje z�oty z�b z wyci�tym w z�ocie sercem z bia�ej emalii. Kesey rewan�uje si� u�mie chem i obna�a sw�j z�b - kolorowy go�� wpatruje si� przez chwil� i nic nie m�wi. Nawet si� nie u�miecha. Po prostu si� odwraca. Troch� p�niej w drodze Kesey m�wi bardzo powa�nie, bardzo smutno: - �le post�pi�em. Nie powinienem tego robi�. - Czego robi�? - Przemurzyni�em go - m�wi Kesey. Przemurzyni� go! Kesey zachowa� prowincjonalizmy, takie jak "o-hidne przeczucie", przez ca�y college, studia magisterskie, dni literackiej chwa�y... - Jak to si� sta�o? - pyta Freewheeling Frank, maj�c na my�li z�b. - Pobi� si� z Hell's Angel - odpowiada Mountain Girl. - Co?!... - Freewheeling Frank jest szczerze zaskoczony. - Taaak! - m�wi Mountain Girl. - Sukinsyn przy�o�y� mu �a�cuchem! - Co!? - m�wi Frank. - Gdzie? Jak si� nazywa!? Kesey posy�a Mountain Girl znacz�ce spojrzenie. - Nieee - ona na to. - Jak si� nazywa!? - powtarza Frank. - Jak wygl�da�!? - Mountain Girl robi ci� w konia - m�wi Kesey. - Mia�em wypadek. Mountain Girl wygl�da, jakby si� wstydzi�a. Z Frankiem nie �artuje si� na temat b�jek Hell's Angels. Kesey rozbija... wibracje. Siada w teatralnym fotelu. M�wi spokojnym, zwyczajnym g�osem, z pochylon� g�ow�, jakby rozmawia� z Mountain Girl, czy kim� innym. - To dziwne. W wi�zieniu s� faceci, kt�rzy sp�dzili tam tyle czasu, �e to ich ca�y �wiat. Wi�zienne friki. Nauczyli si� specjalnego wi�zien nego j�zyka... - ...wszyscy schodz� si� wok�, siadaj� w starych teatralnych fotelach lub na pod�odze. Mistyczna para zaczyna si� unosi�... - ...tylko �e to nie jest ich j�zyk, to j�zyk klawiszy, glin, proku rator�w, s�dzi�w. Na wszystko maj� liczby. Jeden powiada: "Co si� sta�o z takim to a takim?" A drugi na to: "Jest w 34", co oznacza numer celi. "Namierzyli go z 211" ...okre�laj� liczbami mas� spraw tak, jak s�ycha� w policyjnym radiu... "Namierzyli go z 211, ale mo�e si� wy win�� na 213 i dosta� od trzech do pi�ciu, p�tora za dobre sprawo wanie". - Gliny to lubi�. Czuj� si� pewniej, je�li grasz w ich gr�. B�d� �ciga� kolesia i dopadn� go, i wyci�gn� na niego spluwy, i gotowi s� rozwali� mu �eb, gdy tylko drgnie. Ale