5774

Szczegóły
Tytuł 5774
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

5774 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 5774 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 5774 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

5774 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Grzegorz Wi�niewski M�j brat, Kain 1. W oddali wyje syrena policyjnego kutra. Narasta, gdy pojazd zbli�a si� do skrzy�owania, a potem opada, gdy kuter skr�ca nad kana� i p�dzi na z�amanie karku wzd�u� Nassaukade. Odrapane �ciany budynk�w na g��bokiej niby kanion ulicy przez chwil� omywa czerwone, migaj�ce �wiat�o. Znowu zamieszki wyznaniowe. Gdzie� na po�udniu. W virtualwizji jak zwykle zwal� wszystko na Janczar�w, jakby inni terrory�ci nawr�cili si� przez ten czas na pok�j i dobr� wol�. Podnosz� wzrok wy�ej, na spokojne, nocne niebo. Blade punkciki nielicznych gwiazd z trudem przebijaj� si� przez �wietln� �un� miasta. Widz� ich mo�e ze trzy... najwy�ej pi��. Ch�odny, �wie�y podmuch wiatru wpada przez otwarte okno i szele�ci haftowanymi r�cznie zas�onami. Dziewczyna u mojego boku mruczy co� przez sen. Nastawiam ucha, ale ona przytula si� do mojego ramienia i milknie. Kr�tko �ci�te, jasnoblond w�osy �askocz� moj� sk�r�. Przygl�dam jej si� ponownie; ciemno�� dodaje jej cia�u tajemniczego powabu. Jest drobna i sympatyczna. Ma ma�e piersi i buzi� szesnastolatki. Nie jest w�a�ciwie w moim gu�cie, ale przy niej czuj� si� bezpieczniejszy. Takie towarzystwo nie grozi mi zbyt �atwym uwolnieniem impulsu. A nie chcia�bym jej zabi�. Muskam d�oni� jej w�osy. Ona zn�w mruczy niczym kotka i przewraca si� na brzuch. Przeszkadza�a jej szorstka elsderma blokera, obejmuj�ca m�j �okie�. Siadam na ��ku opuszczaj�c nogi na pod�og�. Przykrywam dziewczyn� prze�cierad�em a� po brod� i maszeruj� po perskim dywanie do �azienki. Dyskretne �wiat�o zapala si� automatycznie. Ca�� �cian� na wprost wej�cia zajmuje lustro. To niedobrze. Nie lubi� swojego odbicia, trudno jest mi spojrze� sobie w oczy. Cz�sto pr�buj�, ale teraz odje�d�am wzrokiem gdziekolwiek w bok. Zegar, wkomponowany w fantazyjn� umywalk� z ceramiki keiku, pokazuje p� do trzeciej. Wstaj�ce s�o�ce wkr�tce oznajmi nowy dzie�. Powinienem czu� senno��, ale nic z tego. Mam co� spieprzone w pniu m�zgowym i rzadko sypiam. Zwykle godzin� lub dwie na dob�. Podobno skr�ci mi to �ycie; chyba, �e ci go�cie od Kaina potrafi� mnie od tego uwolni�. Kolejna noc, w kt�r� nudz� si� jak zwykle. Zagl�dam przez przezroczyste drzwi �azienki do pokoju. Dziewczyna chyba �pi wystarczaj�co mocno. Za dobra okazja, aby j� zmarnowa�. Odpinam rzepy bloker�w i rzucam je pod lustro. Czuj�, jak sk�ra w okolicach obu ramion i obu kolan przyjmuje to z rado�ci�. �lady od dermatrod mam ju� odci�ni�te chyba na sta�e. Delikatnie masuj� sobie sk�r�. Z rolki na �cianie oddzieram skrawek hydroabsencyjnego filtru i naklejam sobie na nozdrza. Potem wchodz� do kabiny Wodnego Py�u. Kompresor zaczyna pracowa� z ledwo s�yszalnym szelestem. Kabin� wype�nia chmura rozpylonej wody, otula mnie delikatnie jak obj�cia kochanki. Po ca�ym ciele sp�ywa mi fala przyjemnego ciep�a, akompaniuje jej wszechobecny zapach letniego deszczu. Rano, zgodnie z moim �yczeniem, zmienili filtry zapachowe. Przymykam oczy. Nareszcie chwila odpr�enia. Co�, na co w towarzystwie rzadko mog� sobie pozwoli�. Mog� swobodnie my�le�. Ta nazwa, nazwa konsorcjum podana przez Kaina. Borsig-ViviTech. Jakby znajoma. A mo�e nie. My�l� o Kainie, �pi�cym spokojnie w pokoju po drugiej stronie korytarza. Przed oczami przesuwaj� mi si� sceny z naszego rozstania przed rokiem. Kln� ostro, prawie na g�os. Nie wolno mi wraca� my�lami do tamtych wydarze�, nie raz sobie to obiecywa�em. Tamte wspomnienia wzbudzaj� we mnie silne emocje, a silne emocje mog� spowodowa�... I wtedy nagle to czuj�. Co� jakby skr�t w g�owie, zako�czony przeszywaj�cym wszystkie mi�nie elektrycznym szokiem. Wypr�am si� momentalnie, d�awi�c nieprzyjemne uczucie utraty panowania nad w�asnym cia�em. W duszy narasta mi fala lodowatej paniki, ale prawie natychmiast t�umi� j� z wpraw�. Mam w ko�cu prawie dwa lata praktyki. Moje cia�o sk�ada si� p�ynnie do pozycji kokutsu-dachi, z praw� nog� wysuni�t� do przodu i lew� lekko ugi�t�, unosz�c� w�a�ciwy ci�ar cia�a. D�onie zamieraj� wyci�gni�te do przodu, mniej wi�cej na wysoko�ci mostka. Wyostrza mi si� wzrok i s�uch. Na szcz�cie nie ma �adnego celu w pobli�u. Nikt nie wymachuje broni�, nikt nie krzyczy, nie zamierza si� do ciosu. Nikt nie wykonuje gwa�townych ruch�w. �azienk� wype�nia tylko aromat letniego deszczu i delikatny szum wodnego py�u. W my�lach dzi�kuj� dziewczynie za to, �e �pi. Tak naprawd� impuls nie potrzebuje wyra�nego celu i w tym le�y m�j najwi�kszy problem. Nag�y ruch, ha�as, ostre �wiat�o - nie wiem, mo�e co� jeszcze - wszystko to mo�e sprowokowa� reakcj� tego, co wszczepiono mi w pod�wiadomo��. Nagle jestem wolny. Impuls zanika. Zaczynam wychodzi� z transu. Odzyskuj� w�adz� w mi�niach, prostuj� si� wolno i przyciskam plecy do zimnych kafelk�w. W ca�ym ciele czuj� pulsuj�cy b�l. To nic, przyzwyczai�em si�. Impuls przejmuje sterowanie gruczo�ami wydzielania wewn�trznego i wpuszcza mi do krwiobiegu niesamowity koktajl hormon�w, aby wycisn�� z cia�a jak najwi�cej. Tyle, �e potem pr�buje raptownie przywr�ci� stan wyj�ciowy. I robi to szybko. Za szybko, aby mog�o si� obej�� bez b�lu. Cierpi� w milczeniu, zaciskaj�c z�by. Wzrok i s�uch wraca do porz�dku. Na chwil� trac� czucie. To nieprzyjemny moment, na szcz�cie trwa kr�tko. Czucie wraca. B�l te�, ale nieistotnie s�aby. Podnosz� d�o� przed oczy. Widz� jak dr�y, to widomy znak, �e zn�w jestem sob�. W uszach uspokaja si� dudnienie pracuj�cego ci�ko serca. Si�gam do �ciany i obni�am temperatur� wodnego py�u. To pomaga. Jak zwykle po aktywacji impulsu przychodzi mi na my�l ampu�ka szwajcarskich proch�w, ukryta w jednej z kieszeni mojego p�aszcza. Go��, kt�ry mi j� sprzeda�, zwin�� j� z filii korporacji CIBA-Geigy, tej od r�nych farmakologicznych �mieci. To mia� by� lek na Alzheimera i DSN; syntetyczny makrowirus dokonuj�cy beta- przemiany systemu nerwowego. Mocna rzecz. Facet zaklina� si�, �e CIBA nie odwa�y�a si� tego przetestowa�. Zawsze to jakie� wyj�cie. Raptownie wracam my�lami na ziemi�, gdy k�tem oka dostrzegam otwieraj�ce si� drzwi od �azienki. Moja dziewczynka wchodzi do �rodka mocno tr�c zaspane oczka. Otwiera drzwi kabiny i pakuje si� w moje ramiona. Nie wiem co robi�, zak�ada� blokery czy ryzykowa� pozostanie bez nich. Ta ma�a, nie�wiadoma niebezpiecze�stwa, przytula si� do mnie i owija mi nog� wok� biodra. Wo� wiosennego deszczu przenika mnie ca�kowicie, rozlu�niam si� i zamykam j� w ramionach. Moja pod�wiadomo�� przy��cza si�. 2. Zawsze s�dzi�em, �e wszystko mam ju� za sob�. Dobro. Z�o. I wszystko to, co pomi�dzy. Ale z�udzenie prys�o, gdy trzy dni temu moja przesz�o�� powr�ci�a. Malowa�em akurat, je�li mo�na to tak nazwa�. Polega�o to g��wnie na przelewaniu p�dzlem b��kitnej farby z palety wprost w linie, przebiegaj�ce przez ca�e p��tno. Blokery na �okciach mocno mi przeszkadza�y, wi�c linie te by�y do�� umownie proste. Wyr�wna�em je bez powodzenia, po czym zabra�em si� za r�wnomierne pokrywanie do�u obrazu odcieniem zieleni, dobieranym ca�� godzin�. Oczywi�cie nie mam �adnych zadatk�w na malarza i prawd� m�wi�c nie interesuje mnie to. Po prostu lubi�em samo gmeranie p�dzlem w farbach i rozsmarowywanie ich po pustej p�aszczy�nie. To koi�o moje my�li, pomaga�o si� skoncentrowa�. I chocia� na moment zapomnie� o przesz�o�ci, napieraj�cej na m�j umys� jak zimna, betonowa �ciana. Prywatny o�rodek, w kt�rym zamkn��em si� z w�asnego wyboru le�y w ma�ej wiosce Ankeveen, w pobli�u Amsterdamu. Jakie� dziesi�� mil na po�udniowy wsch�d od przedmie��. Sk�ada si� na niego kompleks o�miu r�nych budynk�w, stoj�cy wewn�trz ograniczonego wysokim ogrodzeniem, eksterytorialnego obszaru. Mia�em tam wszystko, czego tylko mog�em zapragn��: VR-��czno�� z ca�ym �wiatem, najlepsze symulacje i gry dost�pne w Necie, narkotyki, dziwki, kompletn� opiek� medyczn�. Mojego prawa do prywatno�ci broni� tuzin najemnik�w, automatyczne dzia�ka i sfora zcyborgizowanych brytan�w. Paradise, raj na ziemi. Tak to nazywaj�. W�a�ciwie ca�a ziele� znalaz�a si� na p��tnie, gdy niespodziewanie w apartamencie rozleg� si� �wist videofonu. - Po��czenie z gabinetem dyrektora van der Vlygta. Czy przyjmie je pan? - odezwa� si� automat modulowanym, �e�skim g�osem. Zignorowa�em go. Jak zawsze. Tyle �e tym razem sygna� nie umilk� po dw�ch pr�bach. To by�o dziwne. Personel doskonale wiedzia�, �e je�li rezydent o�rodka od razu nie przyjmuje po��czenia, to nie ma ochoty na rozmow�. A je�eli nie ma on na co� ochoty, nale�y uszanowa� jego wol�. Od�o�y�em na moment p�dzel i zacz��em obserwowa� podwieszony pod sufitem, sterowany g�osem V-Phone Hitachi. Dlaczego van der Vlygtowi, szefowi Paradise, nagle zacz�o zale�e� na rozmowie ze mn�? Jak dot�d widzia�em go raz. Wystarczy. W tym momencie �cienny ekran TFT o�y�. Uruchomiony zdalnie. - To ju� lekka przesada... - zacz��em z naciskiem, ale umilk�em, gdy trafi�em oczami na obraz. Widok by� zaskakuj�cy. Nicholas van der Vlygt wpatrywa� si� we mnie spojrzeniem pe�nym strachu, a jego krta� uwi�ziona by�a w uchwycie stoj�cego mu za plecami wysokiego m�czyzny. Od razu uderzy� mnie wyraz oczu tamtego, r�wnie szarych jak zmierzch. - Ten pan... - wychrypia� z trudem dyrektor, staraj�c si� ocali� resztki godno�ci. - Musi si� koniecznie z panem zobaczy�, heer Sanchez. D�o� na jego krtani nasili�a ucisk. - On... bardzo nalega... heer Sanchez. Czy m�g�by pan...? W tym momencie uderzy�a mnie podnosz�ca si� fala wspomnie�. W duszy poczu�em mu�ni�cie lodowatego spokoju. Wolno od�o�y�em p�dzel. - Apartament 12 - powiedzia�em. - Czekam. Szare jak zmierzch oczy nie zmieni�y wyrazu, ale uwolniony van der Vlygt z ulg� opad� g��biej w fotel. Zacz�� masowa� sobie gard�o. - Id� - rzuci� Kain ch�odno. Ekran zgas�. Dotarcie do mojego apartamentu nie zabra�o mu wiele czasu. Otworzy�em zdalnie drzwi, gdy tylko us�ysza�em gong. Kain stan�� na progu. Po jego wzroku pozna�em, �e sprawdza, czy mam na sobie blokery. Kilka sekund si� waha� nim ruszy� wreszcie w moj� stron�. Wsta�em i wbi�em w niego spojrzenie. Dla niego by� mo�e wygl�da�o ono na gniewne, ale na to uczucie nie mog�em sobie pozwoli�. Jeszcze nie wtedy. - Witaj - rzuci� zatrzymuj�c si� metr przede mn�. - Jak samopoczucie? - Nie jeste� tutaj po to, aby wypytywa� mnie o nastr�j - stwierdzi�em z wystudiowanym spokojem. - I na pewno rozwa�y�e� ryzyko spotkania ze mn�. Znam ci� i wiem, �e to ryzyko musi ci si� op�aca�. Sprowadzi�o ci� do mnie to co zawsze. Zysk. Ale mnie to nie interesuje; nie chc� tego s�ucha�. Odpowied� z g�ry brzmi: nie. - Nic si� nie zmieni�e�, bracie - w k�cikach ust zata�czy� mu sardoniczny u�miech. - Ani troch�. Dobrze jest zn�w ci� widzie�. - Zgadza si�, Kain. Nie zmieni�em si�. I nie zapomnia�em. Lekko pokr�ci� g�ow�. T�czowa Wst�ga zwisaj�ca mu ze skroni zmieni�a kolory. Nadal by� cz�owiekiem yakuzy Chwa�a. I to wysoko postawionym. Wst�ga by�a d�uga i gruba, spleciona z biosyntetyk�w reaguj�cych na nastr�j w�a�ciciela. - Jestem tu dla ciebie, Abel - o�wiadczy� swobodnie. Jak zwykle nie by�em w stanie stwierdzi�, na ile ta swoboda jest udawana. - Chc�, aby wszystko by�o jak dawniej. Milcza�em chwil�. D�ug� chwil�. - Jak dawniej? - zapyta�em. - Jak wtedy, gdy odwalali�my brudn� robot� na ulicach? A mo�e zanim jeszcze odnalaz�e� mnie na Turnieju? Nic z tego. Zostawmy przesz�o�� tam, gdzie jej miejsce. W krainie cieni. - doda�em, prawie bez goryczy - Nigdy ju� nic nie b�dzie jak dawniej. Zapad�a cisza, przerwana po chwili przez kolejny gong. Pojawi�a si� czarnow�osa dziewczyna z tac� i dwiema asymetrycznymi szklankami na niej. Postawi�a je na blacie stolika, tu� obok sztalug. Kain odprawi� j� ruchem d�oni i usiad� w g��bokim fotelu obok stolika. - Porozmawiajmy. - odezwa� si�, zapraszaj�c mnie gestem do zaj�cia drugiego fotela. Zamkn��em drzwi za dziewczyn� i skorzysta�em z jego propozycji. P�yn w szklankach by� mocno b��kitny i prawie nie mia� zapachu. SkyStar. Dok�adnie taki, jaki kiedy� pijali�my. - Tego nie da si� odkr�ci�, Kain. Za p�no - wzi��em szklank� do r�ki. - To, co si� sta�o... - Pami�tam - przerwa� mi, jakby ze z�o�ci� - Ja te� to pami�tam. Ale to by� przypadek. I nie my�l, �e mnie to mniej boli. St�umi�em w gardle gorzki �miech. - Podobno jestem twoim bratem - mrukn��em bez zadowolenia. - Znam ci� na tyle dobrze, �eby wiedzie� co my�lisz. �mier� Nicole nie dotkn�a ci� bardziej, ni� �mier� jakiego� osma�skiego emigranta. - Tego nigdy nie b�dziesz wiedzia� na pewno - odpowiedzia� patrz�c mi w oczy. Resztki mojego sztucznego u�miechu spe�z�y mi z twarzy. Mia� racj�. Nigdy nie b�d� tego wiedzia�. Nie na pewno. - To i tak jest bez znaczenia - upi�em �yk ze szklanki. Nap�j mia� cierpki, mocno korzenny smak. Uwielbia�em go. Kiedy�. Kain te� spr�bowa� SkyStara. - Dowiedzia�em si� ostatnio rzeczy, kt�rymi i ty by�by� zainteresowany - stwierdzi� neutralnym tonem. - Nie by�bym. Niczego od ciebie nie chc�. Jako� nie mog� zapomnie� fina�u tego, jak ostatnim razem poszed�em ci na r�k�. - Ale... - Nie b�d� wi�cej zabija� - przerwa�em mu nie podnosz�c g�osu. - Ani dla ciebie, ani dla nikogo innego. Odstawi� szklank� i na chwil� zamilk�. - Wiem, kto realizowa� Eksperyment - o�wiadczy� cicho. Nie zareagowa�em przez jakie� pi�� sekund. Tyle trwa�o, nim poderwa�a mnie na nogi fala zrozumienia. - Kto... - nie doko�czy�em. Furia wybuch�a we mnie jedn�, pot�n� iskr�. Dusz� zala� mi b�ysk nienawi�ci, uci�ty po trzydziestu milisekundach parali�uj�cym szokiem elektrycznym, zaaplikowanym przez blokery. Nie zd��y�em dopa�� Kaina, z impetem wyr�n��em w pod�og�. Impuls jeszcze d�ug� chwil� targa� moim cia�em. Wreszcie jednak odzyska�em w�adz� nad mi�niami. Pozwoli�em sobie pole�e� jeszcze chwil� na pod�odze i ci�kimi haustami �apa� powietrze. Po ca�ym ciele rozpe�z�y mi si� macki b�lu. Kain pom�g� mi wsta� i posadzi� z powrotem w fotelu. - Odpocznij chwil� - mrukn�� przyklejaj�c mi do skroni plaster nas�czony neutralin�, jeden z tych z opakowania na p�ce. Na jego twarzy nie malowa�y si� �adne uczucia. Widzia� mnie w akcji tyle razy, �e impuls nie by� dla niego niczym nowym. Przymkn��em oczy poddaj�c si� zbawiennemu dzia�aniu neutraliny. Kain w tym czasie zaj�ty by� odprawianiem lekarzy, zaalarmowanych przez czujniki mojego apartamentu. Wyrzuci� ich w ko�cu bezceremonialnie, a oni nawet zbytnio nie protestowali. By�em zdumiony jego pewno�ci� siebie. Kain to wprawdzie szycha yakuzy Chwa�a, ale takie rz�dzenie si� w eksterytorialnej strefie mo�e napyta� mu sporo k�opot�w. - Kto to zrobi�? - zapyta�em, gdy by�em wreszcie w stanie zdoby� si� na jaki� pewniejszy ton g�osu. Wolno i przecz�co pokiwa� g�ow�. - Nie s�dz�, aby by�o to odpowiednie miejsce do rozmowy na ten temat - zauwa�y� pozbawionym emocji g�osem. Mia� racj�. Van der Vlygt z pewno�ci� nas pods�uchiwa�. - Poza tym nie ma to i tak �adnego znaczenia. Tego ostatniego nie zrozumia�em. - Nie ma znaczenia? - wycedzi�em. - Sp�jrz na mnie, na to co ze mn� zrobili! Odebrali mi wspomnienia, przemienili w morderc�... A ty mi m�wisz, �e to nie ma znaczenia? - To nie tak. �le mnie zrozumia�e� - stwierdzi�. - Ta informacja i tak niczego ci nie da. S� poza twoim zasi�giem. Poza moim r�wnie�. - I to mia�o mi pom�c? �wiadomo��, �e nigdy ich nie dostan�? - Nie. Znalaz�em kogo�, kto mo�e si� tob� zaj��. W zamian za kompleksowe testy psychofizyczne i demonstracj�. Spojrza�em na niego w napi�ciu. - A je�eli si� zgodz�, co b�d� z tego mia�? - Mog� skasowa� uwarunkowania i usun�� ci to z g�owy. - B�d� chcieli pogrzeba� w moim m�zgu? W milczeniu, wolno skin�� g�ow�. Zastanowi�em si� w ciszy. - Abel - stwierdzi� wywa�onym tonem - Pomog�em ci zaraz na pocz�tku, pami�tasz? Wydoby�em ci� z Turnieju. I teraz te� ci� nie zostawi�. Jestem twoim bratem, do cholery. Jestem ci to winien. Przymkn��em oczy. - Co musz� zrobi�? - Nic - powiedzia� mi�kko i na jego twarzy zago�ci� lekki u�miech. Doskonale znany mi grymas, kt�rym zawsze uspokaja� swoich klient�w. Naszych klient�w. - Musimy si� st�d wynie��. Potem skontaktuj� si� z... pewnymi lud�mi. Kilka dni i b�dzie po wszystkim. B�dziesz wolny, Abel. - A ci ludzie? Ci od Eksperymentu? - zapyta�em nagle. - Co z nimi? - Nie dostaniesz ich, m�wi�em ci. - odpar� Kain i rozpar� si� w fotelu - Wszyscy nie �yj�. Nie �yli ju� wtedy, gdy ci� znalaz�em. - Rozumiem. - skwitowa�em. I gdy to m�wi�em, jego szare jak zmierzch oczy by�y puste jak zwykle. Cho� przed momentem pe�ne by�y �mierci. Czy wszystko mia�o by� tak jak dawniej? Nie. Nigdy do tego nie dopuszcz�. 3. Rano Kain mija si� z m�od� dziwk� w drzwiach. Zauwa�am jego zaskoczenie, gdy widzi mnie w ��ku nagiego - bez bloker�w. Natychmiast zaczyna zachowywa� si� ostro�nie, aby zminimalizowa� ryzyko wyzwolenia impulsu. - Zastanawiam si� czy ta ma�a wie, jakie mia�a szcz�cie. - odzywa si� siadaj�c w fotelu. U�miecham si�. - To musi by� nieliche prze�ycie. Robi� to z tob�, bez bloker�w. Wstaj� i zaczynam si� przeci�ga�. - Musimy jecha� do Badhoevedorp. - stwierdza nieco strofuj�cym tonem. - Znam tam jednego takiego, kt�ry ma pod��czon� fa�szywk�. Porozumiem si� przez ni� z Borsig-ViviTechem i ustal� warunki spotkania. - Przez fa�szywk�? - pytam i zaczynam wci�ga� na siebie ubranie. - Twierdzi�e�, �e ten, jak mu tam, Haase jest wiarygodny. Czy jest co� o czym ja nie wiem? - patrz� na niego spod zmarszczonych brwi. - Za�� wreszcie blokery - prosi spokojnie, bez cienia obawy w g�osie. - Sprzedawanie komukolwiek zbyt wielu informacji na raz jest niebezpieczne. Dyrektor Borsig-ViviTechu powinien wiedzie� tylko tyle, ile potrzeba. To b�dzie i tak za wiele. - Zawsze pozostaje jeszcze autorytet Chwa�y, z kt�rym musi si� liczy� - m�wi� patrz�c mu w oczy. Nie odpowiada. Wi�c robi to za plecami yakuzy? Tak. To co�, czego jeszcze u niego nie widzia�em. Nielojalno��. I to z mojego powodu. Czuj�, �e w jaki� spos�b mi to schlebia. Wpadam w dobry nastr�j. Po kwadransie jestem got�w do wyj�cia. Poprawiam blokery pod p�aszczem, sprawdzam po raz ostatni czy dzia�aj�. Kontrolki na wszystkich pal� si� zielono, wi�c wychodzimy. Autotaks�wka ju� na nas czeka. Przelatujemy przez miasto tranzytow� arteri� na Schiphol. Tego dnia deszcz nie pada, na niebie unosz� si� jedynie ci�kie, granatowe chmury. Za oknami miga krajobraz miejskiego molocha. Wysokie, odrapane wie�owce; kanciaste supermarkety poro�ni�te g�szczem reklam i holoprojekcji; sk��bione ludzkie fale, przelewaj�ce si� kanionami ulic, spowite k��bami mgie� i dymu z komin�w; toporna bry�a automatycznej fabryki Dorniera, rozpychaj�ca si� mi�dzy niskimi budynkami starego Amsterdamu. Przypominam sobie nagle, �e kiedy� i ja by�em w tym t�umie. Ja i Kain. Nie min�o od tamtej pory wiele czasu, ale nie czuj� �adnego sentymentu patrz�c na widok za oknem. Przestaj� przez nie wygl�da�. Kain jak zwykle nic nie m�wi. Siedzi nieruchomo ze wzrokiem utkwionym przed siebie. Tu� przy wylocie z miasta zje�d�amy w bok, na pop�kan�, betonow� drog�. Trafiamy mi�dzy stare, rozsypuj�ce si� budynki przedmie��. Na chodnikach kr�ci si� ma�o ludzi; na skrzy�owaniu spostrzegam kilku �ebrak�w, grzej�cych si� przy ognisku. Mijamy ich i zatrzymujemy si� pod dwupi�trowym domem w staroflamandzkim stylu. - To tu - m�wi Kain wysiadaj�c. Staj� obok niego na potrzaskanym chodniku i rozgl�dam si�. Ulica jest pusta, ani �ywego ducha. Kain rusza w kierunku domu i mija miejsce po wyrwanej furtce. Za przerdzewia�ym ogrodzeniem rozci�ga si� ma�y, zaro�ni�ty chaszczami ogr�dek. Gdy ruszam za nim hotelowa autotaks�wka natychmiast odje�d�a. Podchodzimy do drzwi. Z g�ry ogl�da nas oko niewielkiej kamery. - Otw�rz, Goerner. Poznajesz mnie chyba? - rzuca Kain w kierunku obiektywu. Drzwi otwieraj� si� ze szcz�kiem. Wchodzimy. Przechodzimy przez kr�tki korytarzyk, na ko�cu kt�rego zza drugich drzwi z w��kna w�glowego wita nas w�a�ciciel domu. Goerner jest niskim, grubym facetem o podgolonym karku i �wi�skich oczkach. Ma na sobie wyp�owia�y battledress, kt�rego zasobniki i kieszenie pe�ne s� precyzyjnych narz�dzi. - Dawno ci� nie widzia�em, Kain. - odzywa si�. W jego amsterdaams s�ycha� silny niemiecki akcent. - Jak zwykle zjawiasz si�, gdy mam pe�no roboty. Po co? - Potrzebuj� skorzysta� z fa�szywki. - wyja�nia Kain. - Najlepiej jakiej� odleg�ej. Wiem, �e masz tu tak�. Goerner zaprasza nas gestem za opancerzone drzwi i zamyka je. Jego dom ma wyburzone wewn�trz �ciany, zast�pione oszcz�dnymi podporami ze stali. Powsta�a w ten spos�b sala jest nadspodziewanie jasna, i nic dziwnego - dach stanowi jedn� wielk� mozaik� �wietlik�w. Wi�kszo�� miejsca zajmuje oryginalna przeplatanka luksusowych mebli i stos�w optotronicznego sprz�tu, jarz�cych si� dziesi�tkami kontrolek i ekran�w. Pod przeciwleg�� do wej�cia �cian� dostrzegam rozleg�y st� monta�owy, o�wietlony silnym �wiat�em. - Przepraszam, �e przeszkodzili�my w pracy. - m�wi�. Goerner muska mnie pe�nym dezaprobaty spojrzeniem, ale nie odpowiada. Drepczemy za nim poprzez �rodek pomieszczenia wprost do piwnicznych schod�w. Pod pod�og� optotronicznego z�omu jest jeszcze wi�cej ni� nad ni�, upchni�to tu te� jeszcze jeden st� monta�owy. Pi�trz� si� na nim p�ki �wiat�owod�w, modu�y dekrypta�u, multiprocesory i inne takie. Goerner odsuwa to wszystko �okciem na bok i ustawia na �rodku konsolet� stacjonarnego videofonu, powi�kszon� o kilka dodatkowych modu��w i gniazd. - Mo�ecie gada� do dwudziestu minut, potem rozm�wca zorientuje si� w sytuacji - stwierdza pukaj�c palcem w ekran urz�dzenia. - A je�eli maj� jaki� nowszy sprz�t, to mo�e do tego doj�� szybciej. - Dwadzie�cia minut wystarczy. Dzi�ki. To wszystko. Aluzja jest najwyra�niej czytelna. Goerner bez protestu opuszcza piwnic�. Kain w��cza videofon i wsuwa w czytnik C-Dysk. Na ekran wyp�ywa logo Borsig-ViviTechu. - Jeste� pewien, �e ta fa�szywka jest sprawna? - pytam Kaina. - Niew�tpliwie. Korzysta�em z niej par� razy. - odpowiada - Procedury �ledz�ce lokalizuj� t� konsol� gdzie� w Madrycie. Je�eli Haase b�dzie chcia� nas znale��, to mo�e sobie przeszuka� ca�� Kastyli� nawet tuzin razy. W tym samym momencie logo znika i na ekranie pojawia si� srebrnow�osy, posuni�ty w latach m�czyzna. - A! Herr Sanchez! Mi�o mi pana widzie� - odzywa si� prawie swobodnym g�osem - Kto jest z panem? - To m�j brat, Abel - stwierdza Kain - Znalaz�em to, co pana interesuje, Herr Haase. M�czyzna na monitorze na chwil� nieruchomieje, po czym pozwala sobie na lekki u�miech. - Pan jest niesamowity, Herr Sanchez. Niesamowity. - Powtarza, jakby rozwa�aj�c w�asne zdumienie. - Przesta�em ju� liczy� na sukces w tej sprawie. Min�o przecie� tak du�o czasu... - Nasza umowa nie okre�la�a �adnego konkretnego terminu. - stwierdza Kain spokojnie - Licz� te� na to, �e pami�ta pan warunki jej realizacji. Wszystkie warunki. - Ale� tak, tak... - zapewnia gorliwie Haase i wbija wzrok we mnie. - I to jest on, tak? Hm... Staranny projekt. Bez widocznych zmian fizjologicznych. A co z somatyk�? - Jest ca�kiem normalny, je�li o to chodzi. - Kain wzrusza ramionami. - Je�li chce pan jakich� szczeg��w, niech go zbadaj� jajog�owi koncernu. - Bardzo ch�tnie. - odpowiada Haase i patrzy na monitor poza polem widzenia videofonu. - Gdzie jeste�cie? - Punta del Sol. - k�amie Kain bez zmru�enia oka. - Ale nie b�dziemy tu d�ugo. Mamy swoje w�asne interesy. - Przyle�cie do nas, do D�sseldorfu. Mamy tu kompletne laboratorium. Uporamy si� z testami w kilka godzin. - Bardziej po drodze by�by Amsterdam. Je�eli mamy si� gdzie� spotka�, to tam. - Amsterdam? - Haase kr�ci delikatnie g�ow�. - Nie wiem, czy zdo�amy przerzuci� tam potrzebny nam sprz�t. - Bioskanery nie s� ani ci�kie, ani du�e. Dacie sobie rad�. - Z tym tak, ale rezonatora neuronowego nie damy rady zataszczy� na jak�� melin�. A wiem, �e lubisz organizowa� spotkania w takich miejscach. Nim Haase ko�czy m�wi�, czuj� jak cierpnie mi sk�ra na karku. Gdy Kain wydoby� mnie z bagna Turniej�w, trafi�em do prywatnej kliniki Chwa�y. Mieli tam najnowszy i najlepszy sprz�t, mieli te� rezonator neuronowy. Zbadali mnie nim. Tylko raz. To cholernie bolesna, paskudna i ma�o skuteczna procedura. Jej jedyn� zalet� by�o od�wie�enie w mojej g�owie tych strz�p�w pami�ci, kt�re tam jeszcze zosta�y. Tylko, �e teraz nie mia�em zamiaru wspomina� swojej przesz�o�ci. Najmniejszego, cholernego zamiaru. - Tego nie b�dzie w umowie. - cedz� sil�c si� na spok�j. - �adnych bada� rezonansem neuronowym. Nie pozwol� na to. A je�eli ty, Haase, spr�bujesz mnie do tego nak�oni�, to poka�� ci, co potrafi�. Kain nadal trzyma mnie w ogniu swojego chmurnego wzroku. - Abel, zapewniam ci�... - Nie, Kain. Nic z tego. - rzucam i opuszczam piwnic�. Kain mnie nie goni. Jestem w�ciek�y, lada chwila spodziewam si� aktywacji impulsu. Czuj� nieprzepart� ch�� wyj�cia na zewn�trz. �wie�e powietrze. Tak, to mo�e pom�c mi si� uspokoi�. Ruszam do drzwi. - Lepiej nie wychodzi� na zewn�trz. - Goerner podnosi wzrok znad sto�u monta�owego i patrzy na mnie. - To przedmie�cie, dziej� si� tu r�ne rzeczy. Nie s�ucham go. Pcham blokad� kompozytowych drzwi, pokonuj� korytarzyk i wypadam na ulic�. Rozgl�dam si�. Pusto. Z nieba si�pi deszcz. Oddycham g��biej i ruszam wolnym krokiem do najbli�szego skrzy�owania, widocznego par�dziesi�t metr�w dalej. Uspokajam si�. Troch�. My�li nadal skacz� mi dziko po g�owie. Jak on m�g� to zrobi�? Ten sukinsyn potraktowa� mnie jak kawa� biohardware'u, za kt�ry mo�na zgarn�� niez�y szmal. Sprzeda�, wynaj��, da� w prezencie. Co nast�pnym razem wymy�li m�j brat? Czy kiedy� wreszcie si� zmieni? Obracam si�, aby pomaszerowa� z powrotem i wtedy oni si� pojawiaj�. Wypadaj� nagle z wn�ki w �cianie budynku. Pi�ciu obdartych, zaniedbanych m�odych, najstarszy wygl�da na siedemna�cie lat. Ogarniam jednego szybkim, taksuj�cym spojrzeniem. Ma nienaturalnie rozszerzone �renice i poja�nia�e bia�ka. Pozostali te�. �puny, my�l�, ale zaraz dostrzegam swoj� pomy�k�. Przez dziury w ubraniach widz� ich sk�r�, upstrzon� du�ymi, pomara�czowymi plamami. Cholera, to Adrenalizzi. Nie pami�tam jak nazywa si� ten grzybek, ale paso�ytuje na cz�owieku atakuj�c uk�ad nerwowy. Handel nim jest zakazany na ca�ym �wiecie, mimo to wci�� nie brakuje ch�tnych do implantacji. Grzybek ten reaguje na wzrost st�enia adrenaliny w �y�ach, podwy�szaj�c sprawno�� uk�adu nerwowego i wysy�aj�c do m�zgu siln� fal� przyjemno�ci, co� jak dziesi�� orgazm�w na raz. Adrenalizzi robi� wi�c wszystko, aby podnie�� poziom adrenaliny we krwi. Bogatsi mog� korzysta� z syntetyk�w, wszyscy inni musz� szuka� odpowiednich wra�e�. I to szybko. Grzybek wypala cz�owieka w rok, p�tora. Potem do piachu. Adrenalizzi, kt�rych spotka�em, nie wygl�daj� na bogatych. Z pewno�ci� b�d� mnie torturowa�, �eby tylko zapewni� sobie odpowiednie wra�enia. Cofam si� pod �cian�. - Nie... - m�wi� spokojnie i opieram si� o ni� plecami. - Nie r�bcie tego. Zostawcie mnie w spokoju. Jeden z tamtych, z d�ugimi w�osami ufarbowanymi na zielono i ��to podnosi przed oczy d�o� z kastetem. - A je�eli mimo wszystko nie dam ci spokoju, - odzywa si� cynicznym tonem - to co mi zrobisz? Rozgl�dam si� rozpaczliwie wok�. Krzycze� o pomoc? Kain i Goerner i tak nie us�ysz�. Ucieka�? Dopadn� mnie natychmiast, grzybek ich stymuluje. �ci�gn�� blokery? My�l�. Sekunda. Dwie. Nie. Nie zrobi� tego. Wy g�upie, chore sukinsyny. Nie zrobi�. Zielono-��ty zamierza si� do ciosu. Impuls podrywa mnie do kontry, ale blokery natychmiast parali�uj� wszystkie moje mi�nie. Padam jak podci�ty, na pokruszony, betonowy chodnik. Zielono-��ty doskakuje do mnie i zaczyna kopa�. Mimo b�lu kopanych �eber czuj�, �e pozostali mnie otaczaj�. Raz po raz ci�kie, wojskowe buty trafiaj� mnie w korpus. A zielono-��ty przez ca�y czas wrzeszczy, napawaj�c si� burz� adrenaliny szalej�c� mu w �y�ach. - I co mi zrobisz?!. Impuls. Szok. Uk�szenie pr�du na kolanach i �okciach. Wyt�umienie. - I co mi zrobisz?!. Impuls. Szok. Wyt�umienie. - I co mi... Pojawia si� Kain. Adrenalizzi rozpraszaj� si� przed gro�b� jego pistoletu. Zielono-��ty ucieka najszybciej. Kain nachyla si� nade mn�. - Trzeba by�o jeszcze - mruczy do siebie - nadstawi� drugi policzek... 4. Ca�y okres Eksperymentu pokrywa w mojej pami�ci dok�adna luka. Bada�em si� i wiem, �e wywo�ano j� sztucznie. Technicy mieli wystarczaj�co du�o czasu, aby zrobi� z moim m�zgiem co chcieli. Powycinali mi te� sporo fragment�w tego, co zdarzy�o si� przed rozpocz�ciem eksperymentu. Prawd� m�wi�c niewiele pami�tam. I niczego nie jestem pewien. Nie pami�tam na przyk�ad, �ebym kiedykolwiek mia� brata. I to brata o imieniu Kain. Po tym, jak mnie znalaz�, pokaza� mi jednak tyle r�nych miejsc z mojego �ycia, dok�adnie je przy tym opisuj�c, �e uwierzy�em mu. Nasi starzy mieli najwyra�niej osobliwe poczucie humoru. Nawet je�eli mia�by to by� tylko fragment elektronicznie wyindukowanej przesz�o�ci, to i tak lepsze to ni� ca�kowity jej brak. Pochodz� sk�d� ze wschodniej Holandii, z europejskiej NordMeerZone. Wychowa�em si� chyba w jakim� normalnym domu i w normalnej rodzinie, chocia� to bardziej przeczucie ni� co� zapami�tanego. Wi�kszo�� rzeczy majaczy w mojej pami�ci jako takie przeczucia. Te niedobitki wspomnie� urywaj� mi si� w po�owie studi�w na Uniwersytecie Europejskim w Utrechcie, pewnie zwin�li mnie handlarze kt�rego� z gang�w. Ot tak, na zam�wienie facet�w od eksperymentu. Po tym momencie moj� pami�� zas�ania nieprzenikliwa kurtyna totalnego blackoutu, odpowiadaj�ca dwu i p� letniemu pobytowi w o�rodku eksperymentalnym. Ko�czy si� ona wyrzuceniem mnie w ha�d� �mieci, gdzie� na obrze�ach Amsterdamu. Tam w�a�nie wr�ci�a mi przytomno��. I tam w�a�nie po raz pierwszy pojawi� si� impuls. Grupa znudzonych, odzianych w kolczosk�ry facet�w pr�bowa�a przejrze� mi kieszenie. Zabi�em ich wszystkich. Go�ymi r�kami. To by�o pi�ciu ros�ych, uzbrojonych w no�e i pa�ki m�czyzn. Zaj�o mi to jakie� czterna�cie sekund. Potem przez prawie godzin� siedzia�em zm�czony i zg�upia�y w�r�d trup�w, usi�uj�c doj�� co si� sta�o. To nie jest tak, �e ja chc� zabija�. To nie jest �adne wzmocnienie moich instynkt�w ani nic z tych rzeczy. Implant jest ca�kowicie sztuczny, wszczepiony w moj� pod�wiadomo�� poprzez do�� skomplikowan� procedur�. Nikt tak do ko�ca nie wie jak�. Ascarinees, facet, kt�ry obserwowa� mnie wtedy w akcji na wysypisku, i kt�ry potem si� mn� zaj��, twierdzi�, �e to jakie� wzmocnienie moich instynkt�w i pragnie�. Ale to nieprawda. Nie wierz�, �e to prawda. Trafi�em w �wiat Turniej�w. W �wiat przemocy na �ywo, transmitowanej przez p�legalne virtualwizje do po�owy centr�w rozrywkowych Europy. Ascarinees zajmowa� si� werbunkiem zawodnik�w. Gdy po raz pierwszy mnie zobaczy� w akcji, zapali�y mu si� w g�owie wszystkie kontrolki. Zabra� mnie, z zachowaniem �rodk�w ostro�no�ci, na met� w Hamburgu. Nie pami�tam swojego debiutu w Turnieju. Troch� dziwne, prawda? M�wili potem, �e trwa� kr�cej ni� przem�wienie herolda, i �e mojego przeciwnika znoszono prawie w kawa�kach. P�niej te� zabija�em. Zabija�em du�ych i ma�ych, szybkich i wolnych, odpornych i s�abych. Zabija�em ich szybko. Nie... nie pami�tam dok�adnie tego okresu. Zupe�nie jakby by� ukryty za grub� �cian� mg�y. Wiem jednak, �e do czasu, gdy Ascarinees wymy�li� blokery, lista moich ofiar wyd�u�y�a si� o kilka dziwek i paru przechodni�w. Impuls czasem aktywowa� si� bez powodu. Ascarinees twierdzi�, �e to moje instynkty tym kieruj�. G�wno prawda. Kain wyja�ni� mi to p�niej. Ci, kt�rzy na mnie eksperymentowali, co� spieprzyli. W za�o�eniu zapewne impuls mia� by� uwarunkowany na pewne sytuacje, w kt�rych nosiciel by� zagro�ony. Ale czego� nie dopatrzono i zakres jego aktywacji sta� si� losowy. Ju� nie tylko atak no�em na mnie m�g� go wyzwoli�. Czasem wystarcza�o, �e kto� kichn��, kaszln��, ruszy� si� zbyt gwa�townie. I by�o jeszcze co�. Gdy impuls ju� raz zosta� uaktywniony, nie mog�em przerwa� jego dzia�ania. Zabija�em tak d�ugo, jak d�ugo w zasi�gu by� ktokolwiek �ywy. Po zako�czeniu ka�dej turniejowej walki musieli mnie usypia� gazem. Impuls tak mn� kierowa�, �e unika�em wszystkich wystrzelonych we mnie pocisk�w i morderczo odpowiada�em na pr�by obezw�adnienia mnie przez ochron�. Tak. R�ce mia�em unurzane we krwi po barki. Po jednej z walk jednak wszystko si� zmieni�o. Odnalaz� mnie Kain. Zszed� do boks�w g��wnej areny i przycisn�� Ascarineesa do �ciany. Poniewa� zadzieranie z yakuz� Chwa�a by�o rzecz� raczej nierozs�dn�, Ascarinees odda� mnie Kainowi jak jak�� cholern�, napchan� mikroprocesorami lalk�. Tym mnie ocali�. Przeszed�em jeden odwyk, drugi. Przeszczep w�troby i regeneracj� nerw�w. Psychoterapi�. Turnieje wyko�czy�y mnie zar�wno psychicznie, jak i fizycznie. Dopiero po paru miesi�cach przesta�em chorowa� z braku proch�w, a za pomoc� kontrproch�w i bandy psychiatr�w nieco podleczy�em swoj� dusz�. Kain bardzo si� stara�; ten m�j dobrze ustawiony, przebojowy brat. Je�dzili�my po ca�ej p�nocnej Europie, odwiedzaj�c miejsca zalegaj�ce jeszcze w mojej przerzedzonej przesz�o�ci i nadrabiaj�c stracony czas. Przypomina�em sobie, co to znaczy by� sob�. M�j brat, Kain. Nadal jest w tym co�, co mi si� nie podoba. A potem zacz�li�my pracowa�. Czym mo�e zajmowa� si� dw�jka takich ludzi jak my, jak wam si� wydaje? On, przebojowy, wiele wiedz�cy kobun Chwa�y i ja, perfekcyjny morderca. Stali�my si� duetem killer�w dzia�aj�cym w ca�ej niemuzu�ma�skiej cz�ci Europy. Kain przyjmowa� zlecenia, negocjowa� je i dopracowywa� akcje. Ja zajmowa�em si� tylko cz�ci� operacyjn�. Zr�czny eufemizm. Wi�c zabija�em, zgodnie z instrukcjami Kaina. Wyka�cza�em konkurent�w Chwa�y, ich ochron�, biznesmen�w Wszechrosji, japo�skich killer�w, promuzu�ma�skich haker�w. Zarabiali�my mn�stwo szmalu. Za jeden numer dostawali�my tyle, ile kiedy� p�acono Ascarineesowi za ca�y sezon. I wszystko by�o dobrze. Do czasu. Nazywa�a si� Nicole. By�a kobunem yakuzy Wiara, ale gra�a te� na w�asne konto. Wysoka, szczup�a, o kr�tko �ci�tych, czarnych w�osach. Mia�a w sobie co�... zach�caj�cego. Tak, w�a�nie. Zach�caj�cego. Spotkali�my j� przy okazji zlecenia na par� po�udniowoafryka�skich po�rednik�w handlu broni�; jaki� rok po tym, jak Kain odnalaz� mnie na Turnieju. Bardzo nam pomog�a przy tej i przy nast�pnej sprawie, wi�c odt�d pracowali�my razem. Duet zamieni� si� w trio. By�a w tym wszystkim jednak zadra. Nicole kocha�a Kaina; tak przynajmniej mi si� wydaje. By�a sympatyczna i b�yskotliwa, nie mog�a jednak w �aden spos�b go zainteresowa�. Kain widzia� przed sob� tylko karier�. Wci�� w g�r� i w g�r�. By�o mi �al Nicole. Cz�sto upijali�my si� razem. Zna�a mnie na wylot, wiedzia�a o impulsie. Opowiedzia�em jej te� cz�� mojej przesz�o�ci. Niejedn� noc przep�aka�em w jej ramionach, pr�buj�c doj�� do �adu sam ze sob�. By�a kochank�, kt�rej tak naprawd� nie mia�em. Czas szybko nam mija�, a ja si� zmienia�em. Zbyt wiele zabijania niszczy�o mnie psychicznie. Czu�em, jak m�j umys� s�abnie, a to, co siedzi mi w pod�wiadomo�ci robi si� coraz silniejsze. Niekiedy te� przychodzi�y mi do g�owy dziwne my�li, w�tpliwo�ci moralne, rzeczy, kt�rych nie powinienem w og�le wiedzie�. Kim by�em naprawd�? Kim by� m�j... brat? Par� razy zdarzy�o si�, �e w akcj� zapl�ta� si� jaki� gliniarz, a kiedy� w Mediolanie, para zb��kanych turyst�w. Nicole nie lubi�a niepotrzebnego zabijania i to ona zacz�a wciska� mi t� gadk� o zasadach. Nie zabija�, je�li nie jest to konieczne, panowa� nad sob� w ka�dych okoliczno�ciach, pr�bowa� ujarzmi� impuls. To by�y bzdury i �mieszne sprawy, nie maj�ce szans powodzenia. Ale kt�rego� dnia... To mia�a by� kolejna rutynowa akcja, taka jak wszystkie poprzednie. Celem by� drobny, kr�tko ostrzy�ony analityk Triady i jego ochroniarz, dwumetrowy bydlak ze zakcelerowanym uk�adem nerwowym. Dopadli�my ich w Kopenhadze, gdzie mieli zawrze� niewygodny dla kogo� uk�ad. Czeka�em na nich w jednym z korytarzy biurowca Ligi Ba�tyckiej. Sta�em bez bloker�w, zwr�cony twarz� do okna i podziwia�em nocn� panoram� portu. Koncentrowa�em si� na czym� nieistotnym, aby impuls nie uaktywni� si� zbyt wcze�nie. Korytarz by� pusty i wiedzia�em, �e taki zostanie. Kain kontrolowa� podsystem budynku i sterowanie windami. Na tym pi�trze mogli wysi��� tylko ci w�a�ciwi ludzie. Us�ysza�em ich nim jeszcze wynurzyli si� zza naro�nika. Od razu wyczu�em, �e co� jest nie tak. Dostrzegli�my si� jednocze�nie i zamarli�my w zdumieniu. Oni, bo zrozumieli kim jestem, ja, bo zauwa�y�em, �e Nicole by�a wci�� z nimi. Mia�a zostawi� ich samych jak najszybciej, najlepiej jeszcze przed budynkiem. Nie zrobi�a tego, a Kain niczego mi nie powiedzia�, mimo, �e mia� podgl�d przez system video budynku. Wiem, �e powinienem by� to zrobi�. Odwr�ci� si� na pi�cie i ucieka�, na �lepo, byle dalej. Tak, powinienem by�. Ale nie zd��y�em. Ochroniarz analityka ruszy� na mnie si�gaj�c pod p�aszcz. Impuls tylko na to czeka�. Ockn��em si� po dwudziestu minutach, Kain ko�czy� dopina� mi blokery. Obaj, cel i ochroniarz nie �yli. Nicole te�. W jej oczach zastyg�a pro�ba o lito��, o kt�rej wiedzia�a, �e nie zostanie udzielona. Wpad�em w sza�. Impuls podrywa� mnie raz za razem, gdyby nie blokery rozerwa�bym Kaina na strz�py. Organizm nie wytrzyma� jednak takiego nat�enia bod�c�w, dosta�em zapa�ci i Kain wyni�s� mnie na w�asnych plecach z budynku. Reanimowali mnie dwadzie�cia minut nim wreszcie sam zacz��em oddycha�. Kain pr�bowa� mi co� wyja�nia�, ale nie s�ucha�em. Ostrzeg�em go tylko, aby mnie nie szuka�, zabra�em moj� cz�� forsy i wynios�em si� do Ankeveen. Dope�nia�em swojego losu bez ko�ca prze�ywaj�c wydarzenia tamtego dnia i przeklinaj�c sam siebie. Tak. Pami�tam. Wtedy te� przysi�g�em Kainowi, �e nie pozwol�, aby impuls kiedykolwiek jeszcze kogo� zabi�. Nie pozwol� ju� nigdy nikomu tego wykorzysta�. 5. Kain nic nie m�wi. Zawsze tak jest, �e gdy ja spodziewam si� od niego potoku pretensji i obelg, on zachowuje wymowne milczenie. Kiedy� mnie to wkurza�o, ale teraz przyzwyczai�em si�. Zreszt� wie dobrze, �e lepiej si� nie odzywa�. Le�� na ��ku w jego pokoju i mam na sobie tylko dwa blokery, po jednym na �okciu i kolanie. Dwa pozosta�e nie wytrzyma�y kopni�� Zielono-��tego. Kain usi�uje z�o�y� je przy pomocy zestawu modu��w, wydobytych ze swojej walizki. Wyczerpany, to s�owo oddaje najlepiej m�j stan. Bol� mnie chyba wszystkie mi�nie, a najbardziej te w okolicach staw�w. Przed oczami lataj� mi czerwone plamy. Jestem napakowany wzmacniaj�cymi syntetykami a� po czubek g�owy. Marz� o tym, aby si� naszprycowa�, ale nic z tego. �adnych narkotyk�w. Usi�uj� si� rozlu�ni�. Nie jest to �atwe, ale dzia�a. O dziwo, zasypiam. Gdy otwieram oczy, jest ju� po wszystkim. B�l mi�ni nie znikn��, ale czuj� si� du�o lepiej. Siadam na ��ku. Wszystkie blokery mam na sobie. Zapi�te troch� za lu�no, ale mo�e by�. Kain drzemie na sofie. Gdy robi� kilka krok�w w kierunku stolika, budzi si� jednak natychmiast. - Wszystko w porz�dku. �pij - m�wi� do niego zgarniaj�c elektroniczne �mieci z powrotem do walizki. Kain podnosi si� jednak i zabiera z blatu sw�j pojemnik, pe�en kr��kowatych, niedu�ych modu��w. Pakuje go gdzie� na p�k� pod �cian� i zwala si� bezw�adnie na fotel. - Ty jeste� popieprzony, Abel. - odzywa si�. W milczeniu zajmuj� drugi fotel; rozpieram si� w nim i wbijam wzrok we fraktalowe p�askorze�by na suficie. - Jeste� popieprzony - powtarza - Popieprzony prawie tak samo jak ci Adrenalizzi. Oni by ci� zabili. Wydaje ci si�, �e w ten spos�b udowodni�by� cokolwiek? - Nawet je�eli, to co z tego? - m�wi�, czuj�c jak wzbiera we mnie bezbrze�na gorycz. - Mo�e tak by�oby lepiej. - Nie, nie by�oby lepiej - odpowiada z przekonaniem. - S� jeszcze, do cholery, ludzie, kt�rym na tobie zale�y i kt�rzy nie b�d� bezczynnie patrze� jak rozp�dzasz si�, aby przesadzi� barierk�. - Ostatnim razem nie wyci�ga�e� swojej pomocnej d�oni zbyt skwapliwie. - cedz� szukaj�c w mroku jego oczu - Nie wyci�gn��e� jej do Nicole, dlaczego mam s�dzi�, �e chcia�by� wyci�gn�� j� do mnie. Chwil� milczy. - I to jest w�a�nie to? To jej wspomnienie m�czy ci� przez ca�y czas? - Nie, to nie to. Nicole by�a kropl�, kt�ra przepe�ni�a czar�. - Wstaj� i maszeruj� do barku. - Nie jestem tob�, Kain. Ja nie potrafi� rozumowa� tak jak ty. Nie potrafi� ignorowa� tego, co jest dla mnie niewygodne. Gdy mnie znalaz�e�, nadawa�em si� jedynie do czubk�w. - Trz�s�cymi si� r�kami nalewam sobie w�dki. - Turnieje odbywa�y si� cz�sto. Za cz�sto. Powoli zaczyna�em traci� orientacj� co robi� jeszcze sam, a co jest dzie�em impulsu. Nie mia�em nad tym �adnej kontroli. Zmienia�em si� w morderczego �wira. Zabra�e� mnie stamt�d, pokaza�e� inny �wiat; i za to jestem ci wdzi�czny. �udzi�em si� tylko, �e i ja si� zmieni�em. Ale to nie by�a prawda. Nadal by�o nas dw�ch: ja i to co�. Dzi�ki Nicole zapomina�em o tym czasami... a tak�e przypomnia�o mi si� to, raz na zawsze. Butelka, kt�r� �ciskam w d�oni p�ka bez ostrze�enia, a blokery kopi� mnie wy�adowaniami. Impuls ga�nie jednak w momencie, gdy padam na szwedzki �wiat�odywan. Gdy podnosz� si� z powrotem na nogi, widz� jak Kain otwiera szeroko okno. Klimatyzacja nie do�� szybko radzi sobie z odorem w�dki. - Teraz jest tak samo. - stwierdzam, z pewnym trudem wracaj�c na fotel; Kain wr�cza mi drinka - To wszystko do mnie wraca. Ja wariuj�. I zwariuj�, je�li nie uda mi si� tego opanowa�. Wol� ju� by� martwy. - Mo�e tak to ju� jest, po prostu. Nic nie mo�e sko�czy� si� bez b�lu. Zno� go dzielnie, a w nagrod� zostaniesz od niego uwolniony. - m�wi Kain staj�c przy oknie - Wbi�e� sobie co� do g�owy; jaki� zestaw cholernych przykaza� i uwa�asz, �e przestrzeganie go rozwi��e twoje problemy. Tak, jakby mo�na by�o wszystko z g�ry zaplanowa�. Opisa�. Obja�ni�. Jeste� taki nieszcz�liwy, bo to, co robi jedna cz�� ciebie dzia�a wbrew temu, w co z takim mozo�em usi�uje uwierzy� druga. - odwraca si� do mnie twarz� - Sp�jrz na ulic�, Abel. Co widzisz? Pe�no tam bandzior�w, z�odziei, �cierwa takiego jak Adrenalizzi... Czy oni s� inni? Te� maj� jakie� sny i marzenia, ale co z tego. Kogo to obchodzi? Co dzie� naginaj� swoje zasady. Musz� je nagina�, bo kompromis pozwala im prze�y�. Kompromis pozwala im �y�. - Tak, to niew�tpliwie podnosi mnie na duchu. - Zastan�w si�. - stwierdza cierpliwie i opiera si� o tafl� krystalszk�a. - To wszystko co si� dzieje wok� to gra, stary. Wszyscy w ni� graj�, ale wygrywaj� tylko ci, kt�rzy my�l� szybciej i bezwzgl�dniej. Dopasowuj� si� do sytuacji. Oszcz�dzaj� si�y i dokonuj� rozs�dnych wybor�w. I tak naprawd�, to g�wno ich obchodzi, jak bardzo cierpisz, jak bardzo ci� boli. - Powinienem wi�c i�� z post�pem czasu? Ja, cz�owiek bez przesz�o�ci, mam na dodatek sta� si� cz�owiekiem bez zasad? Wcisn�� si� w t�um hipokryt�w i konformist�w. - moja z�o�� zaczyna nabiera� rozp�du jak spadaj�cy blok betonu. - Podda� si� fali i dryfowa� na jej grzbiecie. Zabija�, zabija�, zabija�... Dlaczego? Po co? Czy dlatego, �e jestem jaki jestem, mam si� podda� biegowi wypadk�w? Podda� si�? - Pr�buj�c gra� wbrew zasadom przegrasz. Graj�c zgodnie z zasadami te� przegrasz. Aby zwyci�y� minimalnym kosztem zasady nale�y nagi��. A ty upierasz si� przy jakiej� w�asnej drodze, wierzysz w istnienie dobrych ludzi, nara�onych na gniew ukrytej w tobie bestii. - odwraca si� w moj� stron�. - Nie uda ci si� zwyci�y� unikaj�c zabijania tych, kt�rzy chc� zabi� ciebie. - Ty we wszystkim widzisz gr�, Kain. I rozumujesz jak gracz. - konkluduj� jadowicie - Szybciej, wy�ej, dalej, wi�cej, mocniej, okrutniej... Pionki spadaj�, ale to nic. To tylko gra. To tylko pionki. A kim ja jestem dla ciebie, bracie? Kim by�a dla ciebie Nicole? Nieruchomieje, widz� to wyra�nie na tle �wiate� miasta. - Jakiej odpowiedzi si� spodziewasz? �e ni� gra�em? �e j� kocha�em? - rzuca pytaj�co. - Je�eli powiem, �e j� kocha�em to i tak mi nie uwierzysz. Niech b�dzie, �e ni� gra�em. - I co? Nie da�a si� nagi��, prawda? Nie da�a si� nagi��, wi�c... - milkn�. - Wi�c co? Doko�cz. - ...wi�c j� zabi�e�. - w momencie, gdy to m�wi� nabieram pewno�ci, �e to prawda. W�ciek�o�� zmienia si� w gorycz. - Mam nadziej�, �e jeste� zadowolony ze swojego... kompromisu. Kain podchodzi do mnie. Wbija we mnie sw�j wzrok. Wzrok mordercy. - Nie jestem zadowolony. - cedzi. - Mo�esz by� pewien, �e nie jestem. Milczymy. Tym razem d�ugo, jakby�my nigdy wi�cej nie mieli ju� rozmawia�. - Aha, pomy�la�em, �e mo�e chcia�by� wiedzie�. - Kain odzywa si� wreszcie z ciemno�ci. - Haase si� zgodzi�. �adnego rezonansu neuronowego, �adnej demonstracji na ludziach. Wszelkie testy na naszych warunkach. Czy to ma jeszcze jakie� znaczenie? - Wszystko mi jedno. - odpowiadam t�umi�c gorycz. - Kiedy mamy si� z nim spotka�? - Jutro o dwudziestej. W katedrze Trzystu. 6. Nad miastem zapad�a ju� noc. Katedra Trzystu wydaje si� ciemna i cicha, gdy pod ni� podje�d�amy. Otaczaj� j� resztki zaniedbanego parku, rzadka kurtyna na wp� obumar�ych drzew, odgradzaj�ca ruin� od innych budynk�w przedmie�cia. Teraz nikt ju� si� o to nie troszczy. Kto� zrobi� to na pocz�tku wojny, na kr�tko przed D�ihad. Facet mia� rozmach, trzeba przyzna�. Podczas mszy wpad� do �rodka ci�ar�wk� pe�n� materia�u wybuchowego. �wir, czy fanatyk; nigdy tego nie wyja�nili. Po zamachu budynek zosta� ca�kowicie opuszczony. Zyska� tylko now� nazw�. Od ilo�ci ofiar. Autotaks�wka odje�d�a. Obaj, ja i Kain, ruszamy po sp�kanej, betonowej nawierzchni w kierunku g��wnego wej�cia. Teraz dostrzegam, �e z cienia �ciany katedry wystaje ryj rekinowatego stratokoptera z herbem Borsig- ViviTechu. Haase ju� na nas czeka. Mrok wewn�trz roz�wietla kilka argonowych reflektor�w. Wida�, �e wszystko jest doszcz�tnie zrujnowane, wsz�dzie pi�trz� si� zwa�y gruzu, �mieci i przegni�e drewno. Tylko g��wna nawa jest w miar� czysta, ale prowadzi do zniszczonego o�tarza, okolonego zmasakrowanymi kamiennymi figurami. Kto� tam jest, wi�c ruszamy w tamt� stron�. Z lewej, u szczytu nawy stoi para ludzi w kitlach. M�czyzna i kobieta, niew�tpliwie medtechnicy koncernu. Maj� ze sob� przeno�ny terminal CyberDoca, gruby walec wyposa�ony w najprzer�niejsze serworamiona i medyczne instrumenty. Model robiony na zam�wienie, pewnie po��czony z bankami danych po�owy europejskich szpitali. Wygl�da na najnowsz� wersj� dost�pn� na rynku. Karl-Johann Haase siedzi w sk�adanym fotelu, w samym �rodku resztek o�tarza. Ma na sobie plamisty garnitur, chyba z syntaki. Za jego plecami drzemie w bezruchu dw�ch szczup�ych ochroniarzy, przeszkolonych w szko�ach Neo Tai-Chi, s�dz�c po tatua�ach. Wiatr, wpadaj�cy przez wyt�uczone gotyckie okna targa po�ami ich ciemnych p�aszczy. - Wilkommen, herzlich wilkommen - g�os Haasego przerywa cisz� jako pierwszy. - Ciesz� si�, �e mimo wszystko si� spotykamy. Obawia�em si�, �e Herr Abel Sanchez nie wyrazi na to zgody. - Przekona�em go. - m�wi Kain. - Czy mo�emy przej�� do interes�w? - Oczywi�cie. Ciesz� si� tak�e, �e nasze spotkanie zachowa� pan w tajemnicy. - Haase pozwala sobie na u�miech. - Sprawdza�e� nas? - pyta Kain, zatrzymuj�c si� w dumnej pozie kilka metr�w przed nim - Zapewniam, �e Chwa�a o niczym nie wie. U�miech Haasego poszerza si� nieco, dyrektor sk�ada r�ce. - �adna yakuza nie mo�e wiedzie� o czym�, o czym ja nie zechc�, aby wiedzia�a - stwierdza lodowatym g�osem - Borsig-ViviTech to pot�ga, kt�ra nie dzieli si� swoimi tajemnicami. - Ka�dy ma jakie� bajki, w kt�re wierzy - odpowiada Kain, nieco lekkomy�lnie jak na m�j gust. Jeden z ochroniarzy o�ywia si� i w trudno uchwytnym ruchu wydobywa smuk�y pistolet spod p�aszcza. Jednocze�nie czuj� szarpni�cie wewn�trz mojego cia�a, a blokery k�saj� mnie parali�uj�cymi wy�adowaniami. Padam na ziemi� i po kr�tkiej chwili zamieram w bezruchu, podczas gdy m�j organizm pr�buje wr�ci� do r�wnowagi. - Imponuj�ce - m�wi Haase patrz�c na mnie. Jego s�owa z trudem przebijaj� si� przez kurtyn� b�lu do mojego m�zgu. - Zesp� Arnesena wykona� kawa� doskona�ej roboty. Szkoda tylko, �e nie dane im by�o d�ugo si� ni� cieszy�. - Arnesen by� idiot� - odpowiada Kain z gniewem. - Chcia� sprzeda� technologi� implantacji muzu�manom. I sprzeda�by j�, gdybym si� nim nie zaj��. W pierwszej chwili nie rozumiem o czym on m�wi, p�niej nie wierz� w to, co us�ysza�em. On wiedzia�. Ten sukinsyn ca�y czas wiedzia� o wszystkim. - Wtedy ukrad�e� im egzemplarz demonstracyjny i wysadzi�e� w powietrze laboratoria w Utrechcie - dodaje Haase. Kobieta w bia�ym kitlu podchodzi do mnie i przyk�ada mi zdaln� ko�c�wk� CyberDoca do szyi. Jest m�oda, dwadzie�cia nie-wiem-ile lat. Ma ciemne oczy, jakby znajome. - Ale przeliczy�e� si� co do �owc�w naj�tych przez Jedno��. Podczas ucieczki musia�e� porzuci� zdobycz i wskrzesi� si� ze trzy razy, nim wreszcie zgubili trop. Kto �ciga ci� teraz, Kain, �e zdecydowa�e� si� zn�w sprzeda� swojego brata? Czekam na odpowied�, ale Kain milczy. - Aha - Haase kiwa g�ow� - Chi�czycy. Tak. Oni s� bardzo dok�adni. - Nie chodzi tylko o to - odpowiada Kain, jakby z namys�em. - Arnesen twierdzi�, �e cz�� danych ukradli z waszych instytut�w. Wed�ug niego nie potrafili�cie odpowiednio uwarunkowa� umys�u, ale podobno umiecie usun�� psychoimplant. - Te informacje nie s� na sprzeda�. - odpowiada Haase. Wraca mi sprawno�� ruchowa. Zrywam z szyi ko�c�wk� terminala i rzucam j� na posadzk�. Kobieta patrzy na mnie dziwnie, potem szuka oczami wzroku szefa. - Spokojnie, doktor Hartnesen. Mamy czas - poleca Haase i macha lekko d�oni�. - Mamy ca�e mn�stwo czasu. - Ale umiecie to zrobi�? - nalega Kain.- Obieca�em to Ablowi. - Zdumiewaj�ca troska o brata, kt�rego wcze�niej sprzeda�o si� o�rodkowi eksperymentalnemu - stwierdza Haase ch�odno. - Chyba jednak nie b�dzie mu to ju� potrzebne. Kain rozwa�a co� w milczeniu. - O czym pan m�wi? - Ich meine dass ich eine sehr

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!