5772

Szczegóły
Tytuł 5772
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5772 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5772 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5772 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Grzegorz Wi�niewski Manipulatrice Like a wolf in sheep's clothing You try to hide your deepest sins Of all the things that you've done wrong And I know where you belong Ta symulacja wydawa�a si� zupe�nie inna ni� wszystkie, kt�re Rioux dot�d rozgrywa�. By�a lepiej dopracowana i bardziej nastrojowa od podobnych produkt�w dost�pnych na rynku. By�a bardziej realna? Pierwszy budzi� si� wiatr. Silny, �wie�y, tropikalny wicher, nanosz�cy w pole widzenia fale nieprzeniknionego Mroku. Zaraz te� do��cza� do� deszcz atakuj�cy twarz ci�kimi kroplami. Rioux pochyli� si� i ruszy� przed siebie. Po kilku krokach zab�ys�y nad nim jasne Gwiazdy. Wi�zki ich t�czowego �wiat�a bez wysi�ku przeszywa�y gromadz�ce si� poni�ej chmury Mroku. Gwiazdy by�y ma�e i wygl�da�y na bardzo kruche. Poszybowa� ku najbli�szej, pytaj�c sam siebie, gdzie podzia�y si� obiecane w tytule Huragany. Odpowiedzi udzieli� Rioux nag�y ryk, w kt�ry przeszed� cichy szum deszczu. Otoczy�y go nag�e erupcje Mroku, rozrzucane rosn�cym w si�� wichrem. Du�a chmura uderzy�a Rioux w twarz i odepchn�a go w kierunku jednej z Gwiazd. Bez wahania zas�oni� si� tym okruchem �wiat�a. �wiat�o i Ciemno�� zetkn�y si� przemieniaj�c w bry�� zmro�onej przestrzeni. Gdy jej dotkn��, rozp�k�a si� z chrz�stem na miliardy pod�u�nych, drobnych kryszta��w i opad�a w le��cy na dole Mrok. W stron� Rioux przy akompaniamencie crescendo smyczk�w unios�a si� nast�pna ciemna chmura. Niespodziewanie obraz uton�� w nap�ywaj�cej zewsz�d bieli. Zapad�a cisza. - Eksploracja przerwana i anulowana - powiedzia� mi�kki baryton, a pole widzenia poczernia�o. - Roz��czenie. B�ysn�a po�egnalna reklam�wka producenta symulacji. Koniec transmisji z systemu. Rioux otworzy� oczy, machinalnie przecieraj�c skronie i zerkn�� na panel kontroli symulacji. Spoczywa�a na nim d�o� m�czyzny, siedz�cego po drugiej stronie stolika. R�wnocze�nie przypomnia� sobie, gdzie si� znajduje. Lokal nazywa� si� " Dritte Sunde " i by� najbardziej awangardowym lokalem w Breslau. W ka�dym razie wystarczaj�co awangardowym, by wi�kszo�� plebs�w i Wysokich trzyma�a si� od niego z daleka. W k�opoty wpada�o si� tu r�wnie �atwo, jak �apa�o AIDS w rosyjskich burdelach. Rioux zmierzy� wzrokiem m�czyzn� z przeciwka. By� wysoki i barczysty, a w�osy nosi� spi�te w grub� kit�, sp�ywaj�c� po ko�nierzu doskonale skrojonego, ciemnego p�aszcza. Teraz wyprostowa� si� wolno i rozpar� na krze�le. U�miech zakwit� na jego szczup�ej, znajomej twarzy. Istvan Nagy. Paser i lider lokalnej filii yakuzy R�wno��. To drugie mo�na by�o stwierdzi� na pierwszy rzut oka; w prawy policzek Istvana wszczepiono tr�jk�tne p�atki sk�ry Murzyna i Chi�czyka. Wygl�da�o to troch� jak �le u�o�one puzzle. Nagy by� legend� na terenach Europas Mittelbezirk: �wietny dyplomata i zr�czny biznesmen, lubi�cy w dodatku grywa� na przemian dobre i z�e postacie. Rioux zna� go jeszcze z czas�w marsylskiej D�ihad i naddunajskiej wojny b�yskawicznej. Oddali sobie wiele przys�ug od tamtej pory. - To znowu ty - odezwa� si� Nagy. Rioux zmierzy� go wzrokiem i podni�s� lewy nadgarstek uwalniaj�c z gniazda Netu wtyk I\O swojego wewn�trznego hardware'u. - Ostatnim razem jak by�e� w Europie, Judaszu - kontynuowa� Istvan spokojnie - Intellig i wszystkie s�u�by pionu Programme Logique de Defense czesa�y przez tydzie� ca�y Net. Wszerz i wzd�u�. Napu�cili agent�w chyba na wszystkie meliny w mie�cie. A to bardzo przeszkadza w interesach. Wiesz, �e tego nie lubi�. Na twarzy Rioux pojawi� si� grymas. - Casse-toi, monsieur Nagy - mrukn��. - Zrobili kocio� w Istambule, przez przypadek poci�gn��em ich za sob�. Nie zabawi�em tu wtedy do�� d�ugo, aby ci to wyja�ni�. Po w�le Netu w Breslau pl�ta�o si� mn�stwo tych przekl�tych, szpiegowskich taupes. Nie mog�em nawet zostawi� �adnej informacji. - Owszem, to by�a grubsza sprawa - zgodzi� si� Nagy z lekkim u�miechem. - Podobno chcieli schwyta� kogo�, kto sprzeda� na azjatycki rynek kilkustopniowe programy przenikaj�ce, zdolne do penetracji software'owych kurtyn bank�w koncernu MitsuiMato. - Deverrouilleur? Nigdy nie pisa�em program�w przenikaj�cych. Nie na zlecenie. - Widzia�em pr�bki kodu strukturalnego, Judaszu. Wydawa� mi si� jakby znajomy. - Rioux si�gn�� po swoje niedopite piwo. - Sprzeda�em kilka pakiet�w programowych outiles. Mo�e kto� z klient�w chcia� mnie pogr��y� - spojrza� �agodnie na Nagy'ego. - Nie jest to chyba pow�d, aby przerywa� mi w po�owie symulacji? - Wiem, �e tego nie lubisz - o�wiadczy� Istvan wciskaj�c po�ow� eku w d�o� kelnera, kt�ry przyni�s� mu piwo. - Ale nie zrobi�em tego bez przyczyny - upi� �yk z kufla - Co by� powiedzia� na to, �e mam dla ciebie zaj�cie? - Va te faire enculer, powiedzia�bym - skrzywi� si� Rioux. - Istvan, chyba za ka�dym razem jak pojawiam si� w tym mie�cie, masz jakie� pilne zlecenie. Merde ! Mam wystarczaj�co du�o w�asnych k�opot�w. Nagy zachowa� wymowne milczenie. - Dobra, pami�tam - mrukn�� Rioux z rezygnacj�. - Tylko nie opowiadaj mi zn�w, jak ci�ko by�o wyci�gn�� mnie wtedy z Lyonu. Przez tych cholernych Arab�w b�d� twoim d�u�nikiem do ko�ca �ycia. - Nikt ci� nie prosi�, �eby� pcha� si� pod bomby po�owy flot lotniczych D�ihad. - Nagy �atwo wpada� w mentorski ton. - Nie powiniene� by� w og�le pracowa� dla tych chrze�cija�skich fanatyk�w z po�udnia. Poza tym robi� ci przys�ug�. - Bardzo to ciekawe, ale s�ysza�em to ju� z tuzin razy - Rioux wydoby� z kieszeni ma�� kapsu�k� wype�nion� b��kitnym p�ynem. - Co to ma by�? Nagy z wyra�n� dezaprobat� �ledzi� jak kapsu�ka zostaje wymieniona na pust�, tkwi�c� dot�d we wszczepionym nad mostkiem Rioux gnie�dzie dozownika. - Nadal �pasz to �wi�stwo? - odezwa� si� z nagan� w g�osie. - Drak-stymulanty rozwalaj� w�trob� w mniej ni� rok. Robi�e� ju� dializ� ? Ile razy ? - Moje zmartwienie - powiedzia� Rioux wrzucaj�c pust� kapsu�k� do popielniczki. - Doko�cz ofert�. - Valerian, to przecie� przyt�pia reakcje - doda� Nagy. - Nie mam poj�cia, w jaki spos�b po za�yciu tego potrafisz porusza� si� w Necie. Porusza� si� i dzia�a�. - Degage, Istvan. Zaczynasz mnie irytowa�. Nagy wyprostowa� si� w fotelu i omi�t� wzrokiem ca�� sal� "Dritte Sunde", sk�pan� w przydymionym �wietle i pe�n� holograficznych, t�czowych animacji. - Mam klientk� - zacz�� jakby z wahaniem - kt�ra chce si� wskrzesi�. Ona ... - La resurrection? - przerwa� mu Rioux ze zdziwieniem. - Wiesz, �e nie zajmuj� si� takimi rzeczami. Wskrzesicieli jest wsz�dzie pe�no. Nawet plebs z bezbuforowym, powolnym interfejsem Grundiga twierdzi, �e jest resurrecteur fantastique. - Daj mi doko�czy� - powiedzia� Istvan - To nie jest zwyczajne zlecenie. To ma by� wskrzeszenie z ramion yakuzy Jedno��, a ona jest tam projektantk� symulacji. - Jak si� nazywa ? - Marta Chojnacka. Rioux skwitowa� to lekkim skini�ciem g�owy. S�ysza� o niej. - Faktycznie niez�y numer, ale nie dla mnie. Nie interesuj� mnie pieni�dze. - Zaraz, zaraz... - doda� Nagy. - Kto tu m�wi o pieni�dzach? - rozejrza� si� ponownie i �ciszy� g�os. - Ona twierdzi, �e zna po�o�enie Cytadeli. Zap�aci kodami dost�pu. Rioux spojrza� na niego z zastanowieniem. Cytadela. Magiczne s�owo, na kt�rego d�wi�k wyobra�ni� wi�kszo�ci u�ytkownik�w Netu, og�lno�wiatowej, zintegrowanej sieci informacyjnej, wype�nia�y marzenia o bogactwie, s�awie i w�adzy. Cytadela. Ukryty gdzie� w przepastnych, software'owych trzewiach Netu bank danych, biblioteka procedur i algorytm�w, sk�adnica informatycznych skarb�w. Tajemnica Maxa Vielke. Rioux s�ysza� co najmniej pi�� r�nych wersji opowie�ci o tym, jak to bli�ej nie znany casseur odnalaz� to miejsce, ale musia� stamt�d wia� �cigany przez taupes yakuzy. Ostatnio rzadziej wracano do tematu Cytadeli, bo min�y ponad trzy lata od momentu �mierci szalonego Maxa Vielke. Te trzy lata wype�nione by�y poszukiwaniami, setkami powierzchownych penetracji i grzebania w s�abiej chronionych bankach danych yakuzy Wielko��, kt�ra przez pewien czas patronowa�a pracom tego nawiedzonego geniusza. Wed�ug szeroko rozpowszechnianych plotek ta �ywa legenda �rodowiska projektant�w bojowych program�w ukry�a w Cytadeli ca�y sw�j projektancki dorobek. Poszukiwania tego miejsca spe�za�y jednak na niczym. Po roku zacz�to w�tpi� w pog�oski, wkr�tce potem nieodwo�alnie Cytadel� uznano za bajk�. Oczywi�cie nadal byli tacy, kt�rzy w ni� wierzyli. Rioux sam w ni� wierzy�. Wystarczaj�co dobrze zna� Vielkego. Ale te� nie m�g� jej znale��. I tym w�a�nie, kodami dost�pu, niezawodnym drogowskazem przez pl�tanin� kana��w Netu pewna kobieta chcia�a zap�aci� za swoje wskrzeszenie. - Interesuj�ce - oznajmi� Rioux. - Interesuj�ce? - wycedzi� Nagy. - Drak musia� wy�re� ci m�zg do ko�ca! Mam powt�rzy�? To Cytadela! - Interesuj�ce, dlaczego chce zap�aci� czym� tak warto�ciowym za zwyk�e wskrzeszenie. - Wygl�da na zdesperowan�, a wskrzeszenie z szereg�w yakuzy Jedno�� to nie jest zwyczajny numer. - Rozumiem, �e nikt nie zrobi tego na pi�kne oczy. Ale co� tu nie gra, Istvan. Co� tu nie gra - spojrza� podejrzliwie na Nagy'ego. - Je�eli te kody s� prawdziwe, mog�a wynaj�� tuzin �wietnych najemnych wskrzesicieli. Zijna, Assada Yussufa, Broensena. Samych najlepszych europejskich casseurs. Dlaczego ja, kt�ry jestem tu dwa dni i b�d� mo�e jeszcze z dwa? - Broensen znikn�� jakie� trzy miesi�ce temu, Zijn dopala si� w brukselskiej klinice, a Yussuf nie pracuje z niewiernymi - stwierdzi� spokojnie Istvan. - Ale masz racj� co do oczu. Dla takich jak te jej mo�na naprawd� wiele zrobi� ... - Broensen znikn��? - zapyta� Rioux marszcz�c brwi. - Jak sformatowany. Prawdopodobnie za�atwi� go Intellig - odpar� machinalnie. - Zna�e� go? - Mo�e. - Dobra. Rozumiem. Mam nie pyta� - Nagy uni�s� d�onie. - Je�li jeste� nadal zainteresowany, to j� zawo�am. - Jestem. Istvan wsta� i zanurzaj�c si� w mrok klubu podszed� do ledwo widocznej postaci, siedz�cej przy barze. Po chwili oboje pojawili si� w �agodnym �wietle lo�y zajmowanej przez Rioux. - Dobry wiecz�r, panie Rioux - dobieg� go mi�kki, kobiecy g�os. - Nazywam si� Marta Chojnacka. By�a wysoka i szczup�a, co podkre�la� kr�j d�ugiego p�aszcza. Mia�a ciemne w�osy �ci�te na wysoko�ci karku i lekko pocieniowane, a zgrabna grzywka zje�d�a�a jej na czo�o. Niemal dotyka�a pary ogromnych, niebieskich oczu. Nagy mia� racj� co do oczu, pomy�la� Rioux z uznaniem. Przy nich zgrabny, ma�y nos i drobne usta wydawa�y si� czym� po prostu oczywistym. Skin�a lekko g�ow� na powitanie i ten ruch zaakcentowa� b�ysk chromu na jej prawym policzku. B�ysk �wiat�a odbitego od wszczepionej paj�czyny kilku srebrzystych drzazg, gustownego �wiadectwa, �e moda cia�o-i-metal nadal cieszy�a si� powodzeniem. - M�wi pani po polsku - stwierdzi� Rioux gestem wskazuj�c fotel obok Istvana. - Ale ma pani dziwny akcent. - Jestem Austriaczk�. Moja rodzina zd��y�a wyjecha� z Wiednia na pocz�tku wojny, zanim jeszcze w�gierskie korpusy otoczy�y miasto. Wychowa�am si� w Nord Mittelbezirk, w Wielkopolsce. - Wi�c to nie jest pani prawdziwe nazwisko ? - Panie Rioux, skoro mnie nie przeszkadza pa�ska reputacja, to dlaczego panu mia�oby przeszkadza� moje nazwisko? Zmierzy� j� wzrokiem. - Niech pani si� nie denerwuje. - Staram si�. Zamilk� tylko na chwil�. - Je�li dobrze zrozumia�em, chce pani si� wskrzesi� i zap�aci� za t� us�ug� kodami dost�pu do Cytadeli? Skin�a g�ow�. - Kim pani by�a w yakuzie Jedno��? - Projektantk�. Tworzy�am symulacje. - To dziedziczny tytu�? - Nie. Awansowa�am dwa lata temu. Zastanowi� si� chwil�. - To pani stworzy�a "Supernow�" i "Huragany Mroku"? - Tak, ale ...- zawaha�a si� - s�dzi�am, �e promocja "Huragan�w" nie zosta�a jeszcze rozpocz�ta. Rioux wykona� nie wyra�aj�cy niczego ruch d�oni�. - Zgadza si�. Nie zosta�a. Musia�em w�ama� si� do bank�w danych yakuzy Jedno��, �eby j� zdoby�. Spojrza�a na niego z zaskoczeniem, ale nic nie powiedzia�a. - Dlaczego chce pani zap�aci� czym� tak cennym, jak kody dost�pu do Cytadeli za swoje wskrzeszenie? - Software diagnostyczny, kt�ry mi sprzedano, twierdzi�, �e to tylko kody dost�pu - zmarszczy�a brwi. - Nie by�o mowy o tym, �e to klucze do kurtyny blokuj�cej czy co� takiego. - Wi�kszo�� ludzi sporo zap�aci�aby za same kody. Sam bym sporo zap�aci�. - Wi�c jak pan ju� sko�czy wskrzeszenie, to dogadamy si�, ile mi pan dop�aci - za�artowa�a bez u�miechu. Podnios�a na niego wzrok. - Teraz powa�nie: pomo�e mi pan? - A chce pani tego? - Ja ... - zawaha�a si� lekko. - Tak. Oczywi�cie. - A co ty b�dziesz z tego mia�, Istvan? - zapyta� Rioux zerkaj�c na Nagy'ego. - To, co tak bardzo lubi� - us�ysza� w odpowiedzi. - Pieni�dze. Dwadzie�cia tysi�cy eku. Nie chc� udzia�u w twoich zyskach, Judaszu. Wiedza, kt�r� zamierzasz posi��� jest bardziej niebezpieczna ni� u�yteczna dla ludzi mojego pokroju. - Dwadzie�cia tysi�cy eku? - powt�rzy� z zaskoczeniem Rioux. - To spora suma. �agodnie m�wi�c. - Raz ju� pr�bowa�am wskrzeszenia - wtr�ci�a Marta. - Znale�li mnie i sprowadzili z powrotem do Melbourne. Z powrotem w �apy tego ... tej �wini, Vaelitha - jej g�os si� za�ama�. - Tym razem chc� tego unikn��. - Ju� pr�bowa�a pani wskrzeszenia? - Rioux nienawidzi� dowiadywania si� rzeczy zdumiewaj�cych. - I zostawili pani� przy �yciu?! - Ja... - przerwa�a opuszczaj�c g�ow�, ale podnios�a j� ponownie po chwili i rozejrza�a si�. - Nie jestem pewna, czy to najlepsze miejsce do rozm�w na ten temat. Wydaje mi si�, �e jestem �ledzona przez ludzi mojej yakuzy. Je�li nas pods�uchali... - Nie pods�uchali - odezwali si� jednocze�nie obaj, Rioux i Nagy, i spojrzeli na siebie. - Mamy zak��cacze - wyja�ni� Istvan rozgl�daj�c si� nieznacznie. - Poza tym obserwuj� nas moi ludzie. - Kiedy mo�e mnie pan wskrzesi�? Rioux zmierzy� j� wzrokiem. - Potrzebuj� minimum dwudziestu czterech godzin na za�atwienie moich bie��cych interes�w. Spotkajmy si� jutro o trzynastej. Gdzie pani mieszka? - Nie mo�e pan tego przyspieszy�? - Nie. Zagryz�a nerwowo warg�. Ten gest pe�en by� bezsilno�ci i obaw. - Dobrze. Dwadzie�cia cztery godziny. Mieszkam w Konigadlershotel, na Sudstrasse. Pod nazwiskiem Agatha Carassin. - Niech pani tam na mnie czeka. Zapukam punktualnie o pierwszej. Westchn�a. - A co si� stanie potem? - Kiedy potem? - Kiedy pan po mnie przyjdzie. Rioux bez wysi�ku przywo�a� na swoj� twarz wyraz zniecierpliwienia. - Potem powinienem chyba zabra� pani� w bezpieczne miejsce, n'est-ce pas? - powiedzia�. - Wi�c to zrobi�. Sudstrasse, die alte polnische Krakaustrasse, wiod�a wzd�u� wyschni�tego i dok�adnie wyczyszczonego Olawakanal wprost ku po�udniowo-wschodnim granicom miasta. Jej kilkupasmow�, polibetonow� nawierzchni� czy�ci�a codziennie przed �witem brygada porz�dkowa, a o wysokie topole rosn�ce g�sto po obu stronach dba�a grupa ogrodnik�w. I nic dziwnego. Przy zrujnowanym, na wp� opuszczonym �r�dmie�ciu i po�udniowych dzielnicach poobstawianych ekranami Geigera- Mullera, Sudstrasse pe�ni�a funkcj� reprezentacyjnej ulicy miasta. Tutaj mie�ci�y si� przedstawicielstwa wi�kszo�ci legalnych korporacji, mieszkania Wysokich, luksusowe kluby i kilka hoteli, teraz, gdy Wiede� by� radioaktywn� ruin�, najlepszych w dystrykcie. Konigadlershotel sta� po po�udniowej stronie rzeki, w nocy jego szklany sto�ek by� wyra�nie widoczny w �wietle reklamowych halogen�w. T� g�adk�, nieforemn� bry�� architekci uatrakcyjnili pozornymi b��dami perspektywy, akcentowanymi gdzieniegdzie holograficznymi projekcjami fragment�w konstrukcji budynku. Rioux nie by� tu nigdy przedtem. Wola� spokojniejsze, mniej publiczne, chocia� z pewno�ci� nie tak komfortowe miejsca. Wysoki, m�ody portier, nad kt�rego ramieniem unosi� si� holograficzny srebrny orze�, omi�t� Rioux badawczym wzrokiem i wykona� drobny gest d�oni�. Przeszklone drzwi hotelu natychmiast si� rozsun�y. Judasz zmierzy� portiera spojrzeniem z domieszk� podzi�kowania, tak jak robi�a to wi�kszo�� Wysokich i wszed�. Oczywi�cie, nie m�g� wej�� tak sobie. Ten m�ody cerber przy wej�ciu by� na sta�e pod��czony do Netu. Potrafi� w ci�gu kilku sekund poprzez analiz� mimiki twarzy, wygl�du zewn�trznego i charakterystyki ruch�w zidentyfikowa� osob� oraz podj�� decyzj�, czy mo�e ona wej�� do hotelu. Podejmowa� j� na podstawie informacji zaczerpni�tych z lokalnych bank�w danych, tych samych, kt�re Rioux rankiem odpowiednio poprawi�. Zadzia�a�o jak zwykle i Judasz wszed� do holu Konigadlershotel, d�ugiego i niezwykle szerokiego korytarza o �cianach i suficie pokrytych mackami pracowicie hodowanej d�ungli. Z lewej, od strony p�projekcyjnych okien, �wieci�o nie�mia�o poranne s�o�ce. Symulowane oczywi�cie. W tej cz�ci �wiata jeszcze d�ugo nikt nie b�dzie ogl�da� normalnego wschodu s�o�ca. Przeszkadza�y chmury syntheozonu wypuszczanego do atmosfery przez generatory IG Farben z Schutzenstein. Judasz podszed� do nieco staromodnego, hotelowego kontuaru, za kt�rym siedzia�a subtelna blondynka o naturalnym typie urody. - Je voudrais savoir dans quelle chambre habite Madame Agatha Carassin - powiedzia� z typow� dla Wysokich, odmierzon� dawk� nonszalancji. Blondynka zawaha�a si�. - Je suis desolee mais je ne peux vous renseigner! - powiedzia�a kr�c�c przecz�co g�ow�. Milcz�c wbi� w ni� wzrok, staraj�c si� wywrze� ten niewidoczny nacisk, z kt�rego s�yn�li Wysocy. - Je peux vraiment pas! - opiera�a si� jeszcze, zerkaj�c w prawo na wysokiego m�czyzn� rozmawiaj�cego z kim� w holu. Rioux obr�ci� si� w tamt� stron�. To musia� by� jej prze�o�ony. Natychmiast zrozumia�a. - L'appartement 118, prenez l'ascenseur 3 - powiedzia�a szybko, a w jej oczach zapali�a si� obawa. - Merci - rzuci� sucho Rioux i zawr�ci� ku windom. Wymiana zda� przez komunikator w drzwiach pokoju Marty trwa�a chwil�, dop�ki dziewczyna nie upewni�a si�, �e rozmawia naprawd� z nim. W jej g�osie brzmia�o zm�czenie i niepewno��. Wchodz�c zapyta� o to. - Jest pan zdziwiony? - u�miechn�a si� nieweso�o. - Nie wie pan co to znaczy wyrwa� si� na wolno�� z r�k yakuzy. - Nie jestem zdziwiony - ogarn�� wzrokiem wn�trze pokoju. - Mam tylko nadziej�, �e da pani rad� szybko si� st�d wynie��. Spojrza�a na niego z zastanowieniem. - Dlaczego? Podszed� do okna. - Przegl�da�em lokalne pliki yakuzy Jedno��. Maj� tutaj sporo rezydent�w plus jaki� kontrakt kontrolny podpisany z Intelligiem. Bardzo prawdopodobne, �e obserwuj� w tej chwili hotel. Musimy jak najszybciej wyj��. - Jestem gotowa - wskaza�a niewielk� walizk� stoj�c� obok ��ka z wodnym materacem. - �wietnie. Nie ma czasu do stracenia - podni�s� walizk� i skin�� d�oni� ku drzwiom. - Chod�my. Narzuci�a na siebie jasny, pastelowy p�aszcz, omiot�a Rioux spojrzeniem pe�nym zaufania i wysz�a. Trzyma� si� dwa kroki za ni�. W holu jednak przystan��. - O co chodzi? - zapyta�a Marta tak�e staj�c. Rioux przygl�da� si� dw�m m�czyznom, zagaduj�cym po drugiej stronie holu blond recepcjonistk�. Z tej odleg�o�ci nie widzia� dok�adnie, ale... - Z powrotem - rzuci� zimno i poci�gn�� dziewczyn� za sob�. Ruszyli wzd�u� korytarza, a� dotarli do zabezpieczonego kodzamkiem wyj�cia ewakuacyjnego. Marta obejrza�a si�. - Kto to by�? - Les Croyants - odpar� Rioux t�umi�c niepok�j. - Ludzie yakuzy Jedno��. - Wpakowa� w gniazdo obok drzwi pod�u�nego dongla. Odpowiedzia�o mu buczenie i droga stan�a otworem. Oboje pokonali kilka niskich, pogr��onych w mroku korytarzy, aby ujrze� przed sob� nast�pne drzwi. - Je�eli to oni - zacz�a Marta z obaw� - to obstawili z pewno�ci� wszystkie wyj�cia. Nie odpowiedzia�. Kopn�� z rozmachem w okolice zamka i drzwi przepu�ci�y ich do podziemnego gara�u Konigadlershotel. W momencie, w kt�rym przez nie przeszli, zza plec�w dobieg� Rioux szelest i do potylicy przystawiono mu co� ch�odnego. - Rioux! - krzykn�a Marta. W nast�pnej sekundzie silne r�ce szarpn�y j� wstecz. Judasz zareagowa� w tej samej chwili. Pi�t� wykrocznej nogi kopn�� ostro z do�u tam, gdzie s�dz�c po dotyku i z odg�os�w musia� znajdowa� si� przeciwnik, a jednocze�nie pochyli� mocno w prz�d g�ow� i tu��w. Us�ysza� ryk b�lu i trzask elektrycznego wy�adowania tu� nad uchem. Zimny wcze�niej przedmiot oparzy� go w kark. Ko�cz�c obr�t poczu� jak kra�ce pola widzenia czerniej� i pojawia si� znajome napr�enie mi�ni, jak zawsze przy adrenalinowym szoku. Jego r�ce same z�o�y�y si� do ataku. Prawa d�o� zahaczy�a zgi�tymi palcami szcz�k� wysokiego, ciemnow�osego faceta, nadal miotaj�cego si� po ciosie w genitalia. Druga za�, zwini�ta w pi��, precyzyjnie wyr�n�a go prosto w splot s�oneczny, wy��czaj�c go�cia r�wnie skutecznie, co cios taranem. Judasz si�gn�� uwolnion� praw� d�oni� pod p�aszcz i podni�s� wzrok na drugiego napastnika. Ten podobny do pierwszego, jak bli�niak, wi�zi� Mart� w ciasnym uchwycie, wymachuj�c jednocze�nie pistoletem elektrycznym. Rioux opad� na kolano mierz�c do� ze swojego Calico z grubym t�umikiem, ale croyant by� szybszy. B��kitna iskra ognia lizn�a lewe rami� Rioux, wysy�aj�c do m�zgu fal� b�lu. Uwarunkowanie st�umi�o j� jednak wystarczaj�co szybko, aby Judasz nie straci� koncentracji przy naciskaniu spustu. Pi�� pocisk�w ze zubo�onego uranu dosi�g�o g�owy napastnika, trzy przeszy�y gard�o, a cztery bark. - Idziemy! - krzykn�� wyci�gaj�c d�o�. Marta by�a w szoku. - Szybko. Przemkn�li obok szpaleru luksusowych limuzyn wprost do wyj�cia na ulic�. O tej porze nie by�o na szcz�cie du�o przechodni�w. �nieg nadal pada�, a Rioux zacz�� odczuwa� symptomy os�abienia. Roztrz�sion� d�oni� si�gn�� do kieszeni chowaj�c jednocze�nie bro�. Zatoczy� si�. - Wezwij autotaks�wk� - nakaza� Marcie, wciskaj�c now� kapsu�k� draku w gniazdo nad mostkiem. Biel �niegu wok� rani�a go w oczy. Uspokoi� si� kilka minut p�niej, gdy jechali ju� w kierunku p�nocnym, do mieszkania, kt�re wynaj�� w Breslau. Marta milcza�a przez ca�� drog�, wygl�da�a na bardzo wstrz��ni�t� wydarzeniami w hotelowym gara�u. Dom by� stary i odrapany, nieremontowany od kilkunastu lat. Tak jak wi�kszo�� budynk�w z przedmie��. Kiedy pokonali wysok�, betonow� klatk� schodow� o �cianach upstrzonych graffiti i stan�li pod brudnymi drzwiami, oboje byli ju� bardzo zm�czeni. - Panie Rioux. - Gdy weszli do mieszkania Marta rozejrza�a si� niespokojnie. - Nie chodzi o to, �ebym by�a specjalnie przywi�zana do luksusu, ale to miejsce jest... no c�, ordynarne. - Bardzo mi przykro - odpar� Rioux blokuj�c drzwi i wchodz�c do dusznego, mrocznego pokoju. - Ale tylko w ten spos�b mo�emy zabezpieczy� si� przed wykryciem przez Jedno��. Obawiam si�, �e b�dzie pani musia�a zosta� tu przez kilka dni. Dop�ki nie sko�czymy. Postawi� walizk� Marty obok du�ego ��ka, po prawej od drzwi, po czym zabra� si� do ostro�nego �ci�gania p�aszcza. Nagle sykn��. - Prosz� zaczeka�, pomog� panu - powiedzia�a Marta zrzucaj�c sw�j p�aszcz na wyp�owia�y fotel. - Wygl�da paskudnie - doda�a zerkaj�c na jego r�k�. - Przyda�aby si� apteczka. Skin�� ku szufladzie biurka. Znalaz�a tam �el opatrunkowy i zacz�a delikatnie wciera� go drobnymi d�o�mi w oparzenie na przedramieniu Rioux. - Lepiej? Nie boli? - Boli, ale ju� nie tak bardzo - u�miechn�� si� lekko. - Dzi�kuj�. Zna si� pani na tym. - To �adna sztuka - wzruszy�a ramionami. Wsta�, podszed� do biurka i �ci�gn�� z blatu p�acht� antystatycznego materia�u. Pod ni� le�a�y znajome kszta�ty Net-terminala, kilku pod��czonych do niego cartridge'�w, modemu i p�ku �wiat�owod�w. W futera�ach spi�trzonych na pod�odze spoczywa�y jeszcze dwa MO-drive'y i troch� sprz�tu bezpo�redniego I/O. Nacisn�� klawisz zasilania. P�aski LCD b�ysn�� obrazem. - A gdzie b�dziemy sypia�? - zapyta�a rozgl�daj�c si� po pomieszczeniu. - ��ko jest do pani dyspozycji, ja zadowol� si� t� star� kanap� - wskaza� przeciwleg�y k�t pokoju. Marta spojrza�a na niego jakby ze skr�powaniem. - Czy to b�dzie pani przeszkadza�? - Miejmy nadziej�, �e nie - odpar�a si�gaj�c po pilota. Wielki ca�o�cienny ekran, wisz�cy naprzeciw ��ka, rozjarzy� si� god�em Netu, a z niewidocznych g�o�nik�w dobieg� szum. Pokaza� najpierw jaki� widoczek, moment p�niej obraz zapad� si�, a na �rodku zab�ys� zajmuj�cy kilka linijek napis po arabsku. - Wszystko zawirusowane - odezwa� si� Rioux siadaj�c na biurku - W�ze� Netu w Breslau pe�en jest takich muzu�ma�skich �mieci, po wojnie nigdy go dok�adnie nie przeczyszczono. Kogo sta�, kupuje sobie programowe filtry. Wy��czy�a ekran i opad�a na ��ko. - W takim razie wezm� prysznic - o�wiadczy�a widz�c jak Rioux zaczyna grzeba� przy terminalu na biurku. - Jakie� sprzeciwy? - �adnych - podni�s� na ni� wzrok. - Ale obawiam si�, �e �azienka jest r�wnie obskurna jak ca�a reszta. Zzu�a buty i przesz�a po kosmatej wyk�adzinie do przedpokoju. Rioux odprowadzi� spojrzeniem jej gibk�, d�ugonog� sylwetk�, a nast�pnie z zamy�leniem wyjrza� przez okno. - Teraz mo�emy porozmawia� - powiedzia� przecieraj�c oczy i odje�d�aj�c fotelem od terminala. - Nawet powinni�my. Przerwa�a rozczesywanie w�os�w i spojrza�a na niego marszcz�c lekko brwi. - Prosz�, niech pan pyta - wy��czy�a pilotem ekran, kt�ry Rioux zd��y� ju� odwirusowa�. - B�dzie chyba wygodniej, je�eli zaczniemy zwraca� si� do siebie po imieniu. - Jak sobie �yczysz - skin�� g�ow�. - Marta. Hm, to dziwne imi�. Polskie? - Tak, m�j ojciec by� Polakiem - zsun�a bose stopy na pod�og� poprawiaj�c jednocze�nie po�� szlafroka. - Kiedy� mieszkali�my w Poznaniu, ale to by�o tak dawno, �e niewiele z tego pami�tam. - By�em tam kiedy�, �adne miasto - doda� pokazuj�c sprz�t na biurku. - Wracaj�c do tematu, skasowa�em z pami�ci autotaks�wki i system�w nadzorczych obszaru Sudstrasse wszelkie informacje na nasz temat. Nie s�dz�, aby kto� m�g� nas odnale��. Cz�ciowo kryj� nas te� ludzie Istvana. Jeste�my do�� bezpieczni. Zawaha� si� na moment. - Kiedy si� k�pa�a�, wzi��em twoje dokumenty do przegl�du - powiedzia� wskazuj�c le��c� na blacie kodkart� ID. - Z�apa�em troch� kluczowych punkt�w i wiem, gdzie zacz��. Niepokoi mnie tylko sprawa tego Vaelitha. To g��wny szef yakuzy Jedno��, tak? Skin�a g�ow� z pochmurn� min�. - Czy s�dzisz, �e b�dzie ci� bardzo szuka�? Przymkn�a oczy. - S�dz�, �e b�dzie - powiedzia�a wolno. - Przez pewien czas wygl�da�o, �e mnie kocha. By�am naiwna. Tak naiwna - g�os ugrz�z� jej w gardle. - Chcia�... chcia� zrobi� ze mnie lalk�. Wszczepi� pieprzone mikroprocesory Actormaticu i u�ywa� w my�l swoich najskrytszych fantazji. Jak jakiego� odm�d�onego klona, jak... jak... - zaj�kn�a si�. - Okay, okay. Nie chcesz m�wi�, to nie m�w - podni�s� d�o� w uspokajaj�cym ge�cie. - Chodzi mi o to, �e prawdopodobnie �ledzi dane na tw�j temat w swoim autonomicznym, prywatnym systemie. Ten system te� b�d� musia� odnale�� i skasowa�. Musz� przelecie� wzd�u� i wszerz ca�y Net i wykasowa� ka�d� informacj� na temat Marty Chojnackiej, a potem stworzy� wiarygodn�, fa�szyw� osobowo�� i odpowiednio udokumentowa� j� zapisami w r�nych bankach danych. - Czy to jest wykonalne? - zapyta�a ju� spokojniej. - To olbrzymie zadanie. - Wskrzeszenie to niema�y kawa� roboty - u�miechn�� si� Rioux. - Ale wi�kszo�� tego za�atwi� specjalne programy przeszukuj�ce i generatory to�samo�ci, kt�re uda�o mi si� zdoby� z pewnego �r�d�a. G��wny problem to podmiana danych w sekretnych bankach yakuzy i w autonomicznych systemach jej cz�onk�w. Ale i z tym powinienem da� sobie rad�. Mi�nie jej twarzy odpr�y�y si�. - Teraz opowiedz mi z grubsza sw�j �yciorys - powiedzia� podnosz�c gniazdo modemu Netu i wciskaj�c do niego wtyk wszczepu. - Zanotuj� wszystko, co powiesz i postaram si� to p�niej sprawdzi�. Mo�emy zaczyna�? Skin�a g�ow� i zacz�a m�wi�. Rioux s�ucha� jej staraj�c si� sprawia� wra�enie zainteresowanego tym wy��cznie zawodowo. Od czasu do czasu zapisywa� fragment jej wypowiedzi albo w u�amku sekundy analizowa� sam� tre��. Lista obiekt�w do przeszukania ros�a, ale na szcz�cie nie znalaz�o si� tam nic trudnego do przenikni�cia. Raz tylko Marta zahaczy�a o wojskowe systemy Unii Po�udniowej Amery ki, Rioux uzna� jednak, �e wydobycie stamt�d jakiejkolwiek informacji jest wystarczaj�co ma�o prawdopodobne, aby si� tym nie martwi�. Sko�czyli przed si�dm�, kiedy oboje ogarn�� g��d. - Tyle powinno wystarczy� - powiedzia� od��czaj�c si� od modemu. - Reszt�, kt�ra nie wbi�a ci si� w pami��, programy przeszukuj�ce znajd� bez k�opot�w w publicznej cz�ci Netu. - Wyspowiada�am ci si� z ca�ego �ycia - odezwa�a si� Marta podci�gaj�c zn�w ko�nierz szlafroka. - Czy to zmieni�o tw�j stosunek do mnie? - Dlaczego? - u�miechn�� si� lekko. - Ja ci� tylko wys�ucha�em. Mo�e ty b�dziesz mog�a zrobi� to kiedy� dla mnie? Potrz�sn�a g�ow� z pow�tpiewaniem. - Widz� w tobie niez�y materia� na filozofa - wsta�a. - Mo�e by�my co� zjedli? - Zapasy s� w lod�wce. Jak gotujesz? - Okropnie, a ty? - Z pewno�ci� jeszcze gorzej. Pad�o wi�c na ciebie. - Po�a�ujesz, zobaczysz! Niech si� tylko przebior�... Gotowa�a wspaniale. Potrafi�a wyczarowa� z tego, co Rioux zgarn�� na �lepo z kilku p�ek w NatuMarkecie, smaczn� i apetyczn� kolacj�. Na oko lepsz� ni� sporo da� oferowanych w najlepszych restauracjach Breslau. - Uwielbiam gotowa� - us�ysza� p�niej, kiedy wskoczy�a ju� pod ko�dr� i pr�bowa�a zasn��. - No to by�by z nas niez�y duet - stwierdzi� Rioux siadaj�c do terminalu i szykuj�c C-Dyski z oprogramowaniem pomocniczym. - Mog� z ca�� powag� stwierdzi�, �e uwielbiam jada� to, co ugotujesz. - Jasne - w jej g�osie zabrzmia� powstrzymany �miech. Gdy si�gn�� po opakowanie draku, spowa�nia�a jednak; wyczu� to. - Valerian - zawaha�a si�. - To drak, prawda? - Nie pytaj. - Dlaczego to robisz? Drak jest przecie� bardzo toksyczny... - zawaha�a si�. - Jeste� uzale�niony? D�o� z kapsu�k� zamar�a. - Tak. W pewnym sensie. - Co to znaczy w pewnym sensie? - Nie pytaj. - Przepraszam, je�li ci� urazi�am. - Nic si� nie sta�o - doko�czy� ruch. - Teraz musz� wej�� w Net, �eby przypilnowa� procedur poszukiwawczych. Bod�ce zewn�trzne nie b�d� do mnie dociera�, wi�c nie pr�buj mnie wo�a�. - Rozumiem - stwierdzi�a spokojnie. - Przy projektach symulacji pos�ugiwa�am si� wprawdzie klasycznym sprz�tem do wirtualnej rzeczywisto�ci, ale wiem jak dzia�a wewn�trzny hardware. Rioux u�miechn�� si� do swoich my�li i prze��czy� terminal na tryb Direct Net Access. W sumie nie mia�o nawet znaczenia czy oczy trzyma�o si� podczas przej�cia zamkni�te czy otwarte. B�l dostrajania by� za ka�dym razem tak samo dotkliwy. Wzbiera� jak fala w lewym nadgarstku i b�yskawicznie oblatywa� ca�e cia�o, ko�cz�c si� koncentracj� w oczodo�ach. W�a�nie nerwy wzrokowe by�y najbardziej obci��one podczas dostrajania. Rioux zna� mn�stwo casseurs, kt�rzy o�lepli przez prac� na niesprawdzonym sprz�cie albo lekcewa��c testy kazali sobie przeszczepi� ca�o�ciowy hardware do wn�trza cia�a. A to ju� by� problem, bo pada�y przy tym sekcje m�zgu odpowiedzialne za sortowanie bod�c�w i taki niewydarzony casseur musia� wegetowa� z trwa�� synestezj� do ko�ca �ycia. S�abn�cy w uszach szum wreszcie ucich�. Bod�ce d�wi�kowe zwykle zak��ca�y interakcj� z Netem, blokowano je wi�c od razu przy logowaniu do systemu. Dzia�anie w ca�kowitej ciszy kompensowa�y jednak sygna�y niskiego poziomu stymuluj�ce pod�wiadomo��. W Necie przeczucia nale�a�o interpretowa� jak sprawdzone dane. B�l min��, pozosta� gdzie� z ty�u, a przed nim z mroku wynurzy� si� standardowy mentalny obraz zatoki programowej terminalu. Bezkresna, �agodnie zielona przestrze�, wype�niona �agodnym �wiat�em o widmie zbli�onym do s�onecznego i pusta je�li nie liczy� czterech pulsuj�cych ciemnymi kolorami prostok�tnych wylot�w kana��w I\O oraz grupy kilkunastu smuk�ych kszta�t�w autonomicznych, bojowych wirus�w. Z port�w wychyla� si� g�szcz jaskrawych linii. Rioux przywo�a� jedn� z nich i pod��czy� si� do niej. Transmitowa�a dane z program�w przeszukuj�cych w�z�y Netu Norwegii i Szwecji. Nast�pna prowadzi�a do p�nocnej Afryki. Rioux zwolni� blokad� tranzytow� i wnikn�� w �lad za lini� w p�aszczyzn� portu. Dostrzeg� przy tym jak dwa z wirus�w pos�usznie pod��aj� jego �ladem. Podr� magistral� systemow� Netu, spowolniona prawie tuzinem lokalnych kurtyn zabezpieczaj�cych i kilkoma punktami kontroli has�o-dost�p zabra�a oko�o sekundy. Oszukanie blokad satelitarnego ��cza by�o fraszk� dla Rioux, wi�c bez problem�w wynurzy� si� w w�le Netu w Trypolisie i przekaza� wirusom rozkaz os�oni�cia go z bok�w. Tutaj przestrze� by�a jasnob��kitna i w przeciwie�stwie do pustki jego prywatnego terminalu zapchana setkami r�nych program�w, nak�adek i procedur. W wi�kszo�ci ich kszta�ty stanowi�y r�nego typu wariacje na temat prostopad�o�ciennej bry�y o nier�wnych powierzchniach i rozmaitych kolorach. Rioux u�y� przygotowanego wcze�niej filtru i dostrzeg� pod sob� smuk�e, ale jakby rozmazane kszta�ty wojskowych program�w stra�niczych i przyczajonych wirus�w uderzeniowych. Arabowie nawet po tych wszystkich latach gotowi byli za pomoc� bojowych modu��w b�yskawicznie rozpocz�� wojn�. Rioux u�miechn�� si� z pob�a�aniem i pod��y� w �lad za lini� transmisji w kierunku bry�y aktualnie przeszukiwanego banku danych. W warto�� muzu�ma�skiego oprogramowania bojowego przesta� wierzy� zaraz po ofensywie Indii podczas Wojny Mantry. A jego poziom raczej nie podni�s� si� od tamtego czasu. Kolor linii zmieni� si� na czerwony, znalaz�a jakie� dane pasuj�ce do poszukiwanego wzorca. Rioux do��czy� do swojego wirusa i rozkaza� zag��bi� mu si� w kurtyn�, za kt�r� znika�a linia. Wirus zmieni� kolor, dostosowuj�c powierzchniowy kod do zeskanowanych zdalnie sekwencji kurtyny. To by�a bry�a banku TripoliThar, popularnego w�r�d wielu yakuz i cz�sto wykorzystywanego do anonimowego transferu informacji oraz pieni�dzy. Kurtyna by�a niezbyt spoista i s�abo zaprojektowana, wirus wchodzi� w ni� jak n� w mas�o. Kiedy j� pokona�, Rioux dostrzeg� dane analizowane przez program poszukiwawczy. Zapisy transfer�w, relacje handlowe z dystrybucji oprogramowania i tajne raporty naukowe. Kilka blok�w dotyczy�o Marty i te zosta�y precyzyjnie wykasowane. Ca�y proces post�powa� sprawnie i bezb��dnie. Po zako�czeniu zadania program zacz�� skanowa� reszt� w�z�a. S�dz�c z raport�w przesy�anych przez pozosta�e programy akcja post�powa�a r�wnie efektywnie w innych w�z�ach. Rioux skontrolowa� jeszcze wyrywkowo w�z�y w Moskwie, Meksyku i Hongkongu, po czym skierowa� wirusa z powrotem do Breslau i wylogowa� si�. Tym razem b�l by� mniej dotkliwy, st�a� w mi�niach karku i lewej r�ki, zapulsowa� w potylicy. W mniej ni� sekund� rozwia� si� jednak i znikn�� , a Valerian otworzy� oczy. Wyprostowa� �cierpni�ty grzbiet zerkaj�c jednocze�nie na LCD terminalu. By� w Necie prawie trzy godziny. Marta zasn�a g��boko z twarz� �miesznie wci�ni�t� w poduszk�. Chrom na jej policzku b�yska� w �wietle ekranu. Mrucza�a do siebie i marszczy�a przez sen czo�o. Rioux u�miechn�� si�. Lubi� j�. W jaki� spos�b polubi� t� niewielk�, drobn� istotk� ci�ni�ta przez los w tarapaty. Niespodziewanie poczu� si� zadowolony, �e mo�e jej pom�c. To by�o co� innego od realizacji zlecanych anonimowo projekt�w. Spr�bowa� przypomnie� sobie kiedy ostatni raz czu� co� podobnego, ale pami�� przykrywa�a mu gruba warstwa cynizmu. Wszed� zn�w w Net i zabra� si� do pracy. Potrzebowa� sporo specjalistycznego oprogramowania, kt�rego nie m�g�, niestety, ukra�� tak, jak tych prostych program�w poszukiwawczych. By� mo�e tylko mu si� wydawa�o, ale programowanie sz�o mu lepiej ni� zwykle. Marta wsta�a zanim Rioux sko�czy� sk�ada� ostatnie modu�y. Ka�dy z nich mia� oddzielny cel, przypisany mu z listy sporz�dzonej w trakcie rozmowy z dziewczyn�. Niekt�re z tych modu��w musia�y by� do�� skomplikowane, aby dotrze� do miejsc przeznaczenia i podmieni� lub skasowa� dane. Rioux uruchomi� jeszcze generator to�samo�ci, skradziony wraz z poszukiwawczym software'em, kt�ry podczepi� pod biblioteki urz�du statystycznego w Breslau, po czym powt�rnie si� wylogowa�. W momencie otwierania oczu dotar� do niego przyjemny zapach gotowanego mi�sa. Na ma�ym, okr�g�ym stoliku sta�y ju� dwa nakrycia, sur�wki, pe�ny p�misek i inne dodatki, a Marta uwija�a si� w kuchni przy kawie. Od razu zauwa�y�a, �e sko�czy� prac�. - Czy zawsze tak d�ugo pracujesz? - zapyta�a wracaj�c do sto�u z dwiema fili�ankami. Mia�a na sobie kr�tkie, sportowe szorty podkre�laj�ce smuk�o�� n�g, oraz d�ugiego T-shirta. Nadal porusza�a si� boso. - Je�eli ju� co� robi�, to nie przerywam, p�ki tego nie sko�cz� - wzruszy� ramionami i wsta� przysuwaj�c fotel do sto�u. - To wygl�da bardzo apetycznie, ale wola�bym jednak najpierw wzi�� prysznic. - Jak sobie chcesz, ale ja nie zamierzam na ciebie czeka� - wzruszy�a ramionami. - Jestem g�odna jak lew. To znaczy jak lwica. - To chocia� zwolnij na moment - zaproponowa�. - Prysznic zajmie mi najwy�ej kwadrans. - Nie ma mowy - pokr�ci�a g�ow�, po czym u�miechn�a si� do niego ciep�o. Kiedy dziesi�� minut p�niej wynurzy� si� z �azienki, jedzenie na stole nadal nie by�o ruszone. Najwy�ej troch� wystyg�o, nie pogorszy�o to jego smaku. - Jak posz�o? - zapyta�a, gdy sko�czyli je�� i oboje obracali w d�oniach kieliszki czerwonego wina. - Doskonale. Wszystko idzie zgodnie z planem. Najdalej do jutra sko�cz� z przeszukiwaniem publicznej cz�ci Netu i wy�l� wirusy, kt�re skasuj� wszelkie dane na tw�j temat w pewnych autonomicznych systemach, gdzie mog�a� by� odnotowana. Wiesz, takie przer�ne ubezpieczenia, banki, urz�dy finansowe. Potem pozostanie najtrudniejsze zadanie, skasowa� informacje z banku yakuzy Jedno��. - Wypijmy za powodzenie - zaproponowa�a. Przechylili kieliszki. Rioux zauwa�y�, �e z jej oczu znikn�y gdzie� iskierki wcze�niejszego rozbawienia, ale nie pyta�. - Dlaczego nazywaj� ci� Judasz? - zapyta�a nagle. - To stara ksywa. Jeszcze z czas�w Wojny Mantry - odpowiedzia� odje�d�aj�c wzrokiem w okno. - Pracowa�em - zawaha� si� czuj�c dziwny przyp�yw szczero�ci. - Pracowa�em wtedy dla indyjskiej sekcji walki software'owej, pisa�em dla nich programy bojowe. Jeden z typ�w wirusa, kt�ry �wietnie sprawdzi� si� wtedy w Pakistanie nazwano Judasz. Potem to przezwisko w�drowa�o za mn� po �wiecie, a� zosta�o. - By�e� najemnikiem? - Przez rok - skin�� g�ow� spogl�daj�c jej w oczy. - Wynios�em si�, gdy Arabowie naznaczyli mnie fatw�. - A co robi�e� potem? - Ja... Wyci�gn�a z niego ca�kiem sporo jak na trzygodzinn� rozmow�. Co� sprawia�o, �e przy niej by� spokojny i odpr�ony. Nie czu� �adnych wewn�trznych ostrze�e�. U�wiadomi� sobie, �e jest mu z ni� dobrze. Po prostu. P�niej, kiedy zn�w wchodzi� w Net, aby odpali� autonomiczne wirusy, prze�lizgn�� si� po niej wzrokiem. Zauwa�y�a to i zabawnie zmarszczy�a brwi. K�opoty zacz�y si� wieczorem nast�pnego dnia, punktualnie o �smej. Rioux nadzorowa� przebieg zmian wprowadzanych w bankach Netu poprzez ekran terminala, korzystaj�c przy tym jedynie ze standardowego interfejsu d�o�-g�os. B�ysk czerwieni, kt�ry przemkn�� po ekranie zmusi� go do przerwania pogaw�dki z Mart�. Zareagowa� jednak zbyt p�no, kontakt z grup� autonomicznych program�w przeszukuj�cych biblioteki yakuzy Jedno�� urwa� si�. Jak pokaza�a analiza ostatnich komunikat�w, spowodowa�y to nowe programy stra�nicze. Nigdy dot�d nie spotykane w tamtych podsystemach. - To komplikuje spraw�. - Rioux przymkn�� oczy opieraj�c d�o� na klawiaturze. - Teraz s� ju� ostrze�eni. Zaczn� por�wnywa� og�lnodost�pne dane z backupem, ich kopi� bezpiecze�stwa, trzyman� w dobrze chronionym, prywatnym mainframie yakuzy. A tam nie zd��y�em jeszcze dotrze�. - Je�li zauwa�� co podmieni�e�, to zorientuj� si�... - umilk�a. - Zorientuj� si�, �e kto� pr�buje ci� wskrzesi� - skin�� g�ow� i spojrza� na jej poblad�� twarz. - A ja nie mog� st�d wdziera� si� do ich systemu, bo namierz� mnie w minut� i na�l� chmar� swoich croyantes. Na moment zapad�a przesycona niepokojem cisza. - Musimy dzia�a� szybko - wsta�, zarzuci� na siebie p�aszcz i zacz�� upycha� po kieszeniach C-Dyski. - Chod� ze mn�. Nie mo�na by�o unikn�� namierzenia przy otwartym wtargni�ciu w system r�wnie z�o�ony i dobrze chroniony jak prywatne archiwa yakuzy Jedno��, zgoda. Ale mo�na by�o op�ni� nieco nieprzyjemne nast�pstwa tego wydarzenia. - W��czysz si� w publiczny sektor systemu - t�umaczy� Rioux dziewczynie, gdy jechali autotaks�wk� w kierunku gmachu OberMarktu, stoj�cego na p�nocnych kra�cach Sudstrasse. - Jako projektantka powinna� mie� uprawnienia. Potem natychmiast pojedziesz z powrotem do mojego mieszkania, ja zajm� si� reszt�. OberMarkt zawsze jest pe�en ludzi, zanim przeszukaj� ten t�um, zd��� si� urwa�. - Nie s�dz�, aby namierzenie ci� zaj�o im wi�cej jak pi�� minut - powiedzia�a z niepokojem. - Dok�adnie tyle potrzebuj�, skarbie. OberMarkt faktycznie by� zapchany mrowiem ludzi. Cz�� t�oczy�a si� w wysokim okr�g�ym holu, cz�� zwiedza�a po�o�one na pi�trach stoiska lub przesiadywa�a na kilkupi�trowych tarasach, s�cz�c wolno to, co serwowano w kawiarenkach. Reklamy wy�wietlane przez wielkie ekrany zach�ca�y do ogl�dania wieczornego bloku symulacji. Najbli�sze budki z gniazdami Netu znajdowa�y si� tu� obok wind, w zat�oczonym pasa�u handlowym. Rioux pomy�la�, �e to dobry znak. W��czenie si� do odleg�ego systemu yakuzy Jedno�� zabra�o Marcie tylko chwil�. Rioux nakaza� jej gestem, aby odesz�a. - Powodzenia, Valerian - stan�a na palcach i poca�owa�a go w policzek. Odprowadza� j� spojrzeniem, czuj�c ciep�o w sercu. To, co zrobi�a, by�o wprawdzie bardzo melodramatyczne i w og�le, ale... Strz�sn�� z siebie te my�li, jeszcze jej nie uratowa�. Odsun�� wystaj�c� ze �ciany r�kawic� interfejsu i wcisn�� C-Dyski w gard�a dw�ch czytnik�w. Wzi�� g��bszy oddech i wsun�� sw�j wszczepiony wtyk w gniazdo DNA. Publiczny w�ze� jak zwykle o tej godzinie pe�en by� zamieszania. Zapycha�y go setki aplikacji kalkulacyjnych i program�w ekstrapoluj�cych, usi�uj�c zako�czy� analizy maklerskie przed zamkni�ciem og�lno�wiatowej gie�dy. Rioux od razu zrezygnowa� z pr�b wydostania si� przez Bonn lub Moskw�. Przy tak du�ej liczbie transmisji dost�pu do port�w I/O udzielano sekwencyjnie, a on nie mia� czasu na oczekiwanie. By� mo�e liczy�y si� sekundy. Przeni�s� si� do bliskiego, prowincjonalnego Net-systemu w Dre�nie, a st�d za pomoc� fa�szywych priorytet�w i kt�rego� z kilkudziesi�ciu niskoorbitalnych Eutelsat�w na wschodnie wybrze�e Federacji Ameryki P�nocnej. W�ze� Netu z Bostonu by� jednym z najwi�kszych na �wiecie, jednocze�nie realizowano w nim miliard operacji. Rioux bywa� tu dostatecznie cz�sto, aby bez problemu namierzy� cel. Wykorzysta� has�a, ukradzione kiedy� z rz�dowych bank�w danych. Bez przeszk�d min�� sie� czyhaj�cych program�w stra�niczych oplataj�c� dwie antywirusowe blokady. Sekund� i dwadzie�cia siedem setnych po zalogowaniu znalaz� si� w wirtualnym wn�trzu korporacji Collone, sercu yakuzy Jedno��. Przywo�a� z C-Dysk�w wzorce wielofunkcyjnych wirus�w i rozwin�� je w ochronne p�sfery. Kontrakcja program�w zabezpieczaj�cych by�a nieuchronna, lepiej by� na ni� przygotowanym. Szybki skan dostarczy� Rioux wst�pnych informacji o strukturze systemu. Przed nim otwiera� si� szeroki blok prywatnego oprogramowania korporacji. Aplikacje, z kt�rych aktualnie korzystano, b�yska�y w nim sekwencjami r�norodnych kolor�w. By�o ich mn�stwo, dzie� najwyra�niej nale�a� do pracowitych. Rioux z desperacj� pchn�� kilka wirus�w wprost przed siebie i rozci�gn�� pozosta�e w p�aski torus. Skr�caj�c ku wirtualnemu wn�trzu systemu przygotowa� si� na k�opoty. Nie cierpia� improwizacji, Net �le na nie reagowa�. �atwiej by�o pope�ni� b��d. A jeden b��d m�g� oznacza� tutaj utrat� wszystkiego. Reputacji, pracy lub cennego oprogramowania. Albo i �ycia, je�li zosta�o si� rozpoznanym i namierzonym przez taupes przeciwnika. Jedyn� szans� Rioux by�o odci�cie systemu od g��wnych magistrali Netu. �adne dane nie mia�y prawa wydosta� si� st�d, dop�ki nie uda mu si� skasowa� zapis�w na temat Marty. Najprostszym sposobem wydawa�o si� wzniecenie alarmu antywirusowego. Najprostrzym przynajmniej w pierwszych momentach, bo zaraz dopad�a go sfora hunter�w jakiej� �wie�ej generacji. Strefa chroni�cych Rioux wirus�w zasymilowa�a cz�� napastnik�w. Po przekompilowaniu ich struktur zosta�y odrzucone odci�gaj�c uwag� drugiej fali oprogramowania ochronnego. Rioux skorzysta� z tego i niepostrze�enie ruszy� dalej, ku sektorom systemu zape�nionym danymi personalnymi. Sprawdzi� roboczy status danych Marty, jej nazwisko nie by�o jeszcze kontrolowane. Za pomoc� dw�ch aplikacji D-Processing Rioux spr�bowa� sko�czy� to, co zacz�y wys�ane wcze�niej autonomiczne modu�y. System korporacji nie przerywa� jednak diagnostyki. Garstka porzuconych dla przyci�gni�cia uwagi wirus�w i w�asne przekompilowane huntery nie wystarczy�y, by zaprz�tn�� jego uwag�. Rioux doko�czy� ju� w�a�ciwie to, co zamierza�, nim jednak od��czy� i rozmy� oba D-Procesory, zaatakowa�y go zn�w programy ochronne. Zas�aniaj�c si� wirusami na tyle, na ile m�g�, skr�ci� w d�, ku ciemnej bryle systemowego kernela. Je�eli gdzie� przechowywano backup wszystkich danych yakuzy to na pewno tam. Niespodziewanie ca�y system przeszed� w stan pe�nego alertu. Co�, co Rioux widzia� mo�e z dwa razy w �yciu. Pe�ny alert inicjowano wy��cznie w razie wojny i zmasowanego ataku wirus�w przeciwnika. Wszystkie porty I/O by�y w takim wypadku blokowane, a specjalny program obs�ugi wzywa� przez bezpo�redni� magistral� kontynentaln� bojowe programy Pentagonu. To by�o niebezpieczne, grozi�o rozp�taniem globalnego konfliktu, gdyby korporacja akurat sondowa�a kt�ry� z muzu�ma�skich system�w i wpu�ci�a tam programy Pentagonu. Jedno�� wola�a jednak zaryzykowa�. W bankach danych Collone musia�o by� schowane co� naprawd� warto�ciowego, skoro dla ochrony tego nie wahano si� skorzysta� z kosztownych us�ug armii. Kosztownych i diabelsko skutecznych. Rioux nie mia� z�udze� co do wyniku starcia z programami FAP. Arabskie taupes by�y przy nich fraszk�, nawet gdy atakowa�y w wi�kszej liczbie. Czas. Teraz liczy� si� tylko czas. Rioux dzieli�o najwy�ej p�torej minuty od momentu, gdy zostanie odnaleziony, zidentyfikowany i zmuszony do ucieczki. Lub zniszczony. Wchodz�c w kontury kernela odrzuci� wszystkie pozosta�e mu jeszcze wirusy, aby zmyli� skanuj�ce system programy wojskowe. Zacz�� analizowa� zawarto�ci plik�w, z kt�rych cz�ciowo sk�ada� si� kernel. Nie wygl�da�o to dobrze. Jedno�� najwyra�niej korzysta�a z dobrych program�w szyfruj�cych, i to serii MasterCrypt lub nowszej. Rioux mia� wok� siebie prawdziwe morze, nawet ocean danych. Tyle �e zaszyfrowanych. Zna� wprawdzie kilka niezawodnych algorytm�w i m�g�by to odkodowa�. Ale nie w p�torej minuty. Wi�c jak odnale�� informacje, kt�rych szuka�? Poczu� nagle gorycz pora�ki, a przed oczami stan�� mu obraz Marty ze �ci�gni�t� smutkiem twarz�. Smutkiem czy strachem. Zauwa�y� jak wszystko w polu widzenia zwalnia, a jednocze�nie w g�owie pojawia si� znajome uczucie lekko�ci i mocy. Adrenalina, b�ysn�a mu my�l, dawka przyprogowa. Powinien si� teraz wylogowa�, p�ki jeszcze potrafi panowa� nad sob�. Ale przecie� nie m�g�. Marta. Zanurkowa� w g��b kernela defragmentuj�c mijane bloki danych i blokuj�c wszystkie napotkane procedury robocze. Przesta� si� waha�. Zniszczy� kilkana�cie nak�adek komunikacyjnych praktycznie wstrzymuj�c wymian� informacji z reszt� systemu oraz grupk� lokalnych cywilnych program�w obronnych. Skasowa� biblioteki tranzytu wsp�strumieniowego, j�dro obs�ugi interfejs�w i terminali. System korporacji og�uch� i o�lep�, a gdy Rioux wyda� polecenie disrupt - praktycznie oszala�. Jednocze�nie uruchomi�y si� setki operacji, pozbawione kontroli aplikacje zarz�dzaj�ce miesza�y, kasowa�y i zmienia�y dziesi�tki losowo wybranych plik�w. Rioux wola� nie zastanawia� si� teraz nad konsekwencjami tego, co zrobi�. Wystarczy�a mu �wiadomo��, �e w�a�nie dopisa� do listy swoich �miertelnych wrog�w najpot�niejsz� yakuz� Pasa Atlantyckiego. W zamieszaniu spr�bowa� wymkn�� si� z bank�w Collone do strefy bosto�skiego terminalu. Kiedy by� na granicy, dopad�y go wreszcie programy wojskowe, kt�rym rozpad systemu, tylko w niewielkim stopniu utrudni� prac�. Zaatakowa�y zgrabnie i jeden zdo�a� przenikn�� przez wygenerowan� na pr�dce kurtyn� Judasza. Kiedy zacz�� przejmowa� kontrol� nad hardwarem Rioux, ten konwulsyjnym ruchem wyrwa� wszczep z gniazda Netu. B�l by� straszny. Zupe�nie niepor�wnywalny z b�lem dostrojenia. Rioux zaskomla� i zatoczy� si� wpadaj�c na kogo� ty�em. Ruszy� do przodu opieraj�c si� d�o�mi o �cian� i powoli otworzy� oczy. Mia� wra�enie jakby ogromne imad�o mia�d�y�o mu g�ow�, a w spoj�wki wbijano mu ig�y. Odetchn�� ci�ko. Opu�ci� jedn� d�o� w poszukiwaniu draku jednocze�nie zerkaj�c na ekran przed sob�. Na zegar. Od momentu wej�cia w Net min�o pi�� minut i osiem sekund. Drug� d�oni� si�gn�� automatycznie ku czytnikom gniazda Netu i