5772
Szczegóły |
Tytuł |
5772 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5772 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5772 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5772 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Grzegorz Wi�niewski
Manipulatrice
Like a wolf in sheep's clothing
You try to hide your deepest sins
Of all the things that you've done wrong
And I know where you belong
Ta symulacja wydawa�a si� zupe�nie inna ni� wszystkie,
kt�re Rioux dot�d rozgrywa�. By�a lepiej dopracowana i
bardziej nastrojowa od podobnych produkt�w dost�pnych na
rynku. By�a bardziej realna?
Pierwszy budzi� si� wiatr. Silny, �wie�y, tropikalny
wicher, nanosz�cy w pole widzenia fale nieprzeniknionego
Mroku. Zaraz te� do��cza� do� deszcz atakuj�cy twarz
ci�kimi kroplami. Rioux pochyli� si� i ruszy� przed siebie.
Po kilku krokach zab�ys�y nad nim jasne Gwiazdy. Wi�zki ich
t�czowego �wiat�a bez wysi�ku przeszywa�y gromadz�ce si�
poni�ej chmury Mroku. Gwiazdy by�y ma�e i wygl�da�y na
bardzo kruche. Poszybowa� ku najbli�szej, pytaj�c sam
siebie, gdzie podzia�y si� obiecane w tytule Huragany.
Odpowiedzi udzieli� Rioux nag�y ryk, w kt�ry przeszed�
cichy szum deszczu. Otoczy�y go nag�e erupcje Mroku,
rozrzucane rosn�cym w si�� wichrem. Du�a chmura uderzy�a
Rioux w twarz i odepchn�a go w kierunku jednej z Gwiazd.
Bez wahania zas�oni� si� tym okruchem �wiat�a. �wiat�o i
Ciemno�� zetkn�y si� przemieniaj�c w bry�� zmro�onej
przestrzeni. Gdy jej dotkn��, rozp�k�a si� z chrz�stem na
miliardy pod�u�nych, drobnych kryszta��w i opad�a w le��cy
na dole Mrok.
W stron� Rioux przy akompaniamencie crescendo smyczk�w
unios�a si� nast�pna ciemna chmura. Niespodziewanie
obraz uton�� w nap�ywaj�cej zewsz�d bieli. Zapad�a cisza.
- Eksploracja przerwana i anulowana - powiedzia� mi�kki
baryton, a pole widzenia poczernia�o. - Roz��czenie.
B�ysn�a po�egnalna reklam�wka producenta symulacji.
Koniec transmisji z systemu. Rioux otworzy� oczy,
machinalnie przecieraj�c skronie i zerkn�� na panel
kontroli symulacji. Spoczywa�a na nim d�o�
m�czyzny, siedz�cego po drugiej stronie stolika.
R�wnocze�nie przypomnia� sobie, gdzie si� znajduje. Lokal
nazywa� si� " Dritte Sunde " i by� najbardziej awangardowym
lokalem w Breslau. W ka�dym razie wystarczaj�co awangardowym,
by wi�kszo�� plebs�w i Wysokich trzyma�a si� od niego z
daleka. W k�opoty wpada�o si� tu r�wnie
�atwo, jak �apa�o AIDS w rosyjskich burdelach.
Rioux zmierzy� wzrokiem m�czyzn� z przeciwka. By� wysoki
i barczysty, a w�osy nosi� spi�te w grub� kit�, sp�ywaj�c�
po ko�nierzu doskonale skrojonego, ciemnego p�aszcza. Teraz
wyprostowa� si� wolno i rozpar� na krze�le. U�miech zakwit�
na jego szczup�ej, znajomej twarzy.
Istvan Nagy. Paser i lider lokalnej filii yakuzy R�wno��.
To drugie mo�na by�o stwierdzi� na pierwszy rzut oka; w
prawy policzek Istvana wszczepiono tr�jk�tne p�atki sk�ry
Murzyna i Chi�czyka. Wygl�da�o to troch� jak �le u�o�one
puzzle. Nagy by� legend� na terenach Europas Mittelbezirk:
�wietny dyplomata i zr�czny biznesmen, lubi�cy w dodatku
grywa� na przemian dobre i z�e postacie. Rioux zna� go
jeszcze z czas�w marsylskiej D�ihad i naddunajskiej wojny
b�yskawicznej. Oddali sobie wiele przys�ug od tamtej pory.
- To znowu ty - odezwa� si� Nagy.
Rioux zmierzy� go wzrokiem i podni�s� lewy nadgarstek
uwalniaj�c z gniazda Netu wtyk I\O swojego wewn�trznego
hardware'u.
- Ostatnim razem jak by�e� w Europie, Judaszu -
kontynuowa� Istvan spokojnie - Intellig i wszystkie s�u�by
pionu Programme Logique de Defense czesa�y przez tydzie�
ca�y Net. Wszerz i wzd�u�. Napu�cili agent�w chyba na
wszystkie meliny w mie�cie. A to bardzo przeszkadza w
interesach. Wiesz, �e tego nie lubi�.
Na twarzy Rioux pojawi� si� grymas.
- Casse-toi, monsieur Nagy - mrukn��. - Zrobili kocio� w
Istambule, przez przypadek poci�gn��em ich za sob�. Nie
zabawi�em tu wtedy do�� d�ugo, aby ci to wyja�ni�. Po w�le
Netu w Breslau pl�ta�o si� mn�stwo tych przekl�tych,
szpiegowskich taupes. Nie mog�em nawet zostawi� �adnej
informacji.
- Owszem, to by�a grubsza sprawa - zgodzi� si� Nagy z
lekkim u�miechem. - Podobno chcieli schwyta� kogo�, kto
sprzeda� na azjatycki rynek kilkustopniowe programy
przenikaj�ce, zdolne do penetracji software'owych kurtyn
bank�w koncernu MitsuiMato.
- Deverrouilleur? Nigdy nie pisa�em program�w przenikaj�cych.
Nie na zlecenie.
- Widzia�em pr�bki kodu strukturalnego, Judaszu. Wydawa�
mi si� jakby znajomy. - Rioux si�gn�� po swoje niedopite
piwo.
- Sprzeda�em kilka pakiet�w programowych outiles. Mo�e
kto� z klient�w chcia� mnie pogr��y� - spojrza� �agodnie na
Nagy'ego. - Nie jest to chyba pow�d, aby przerywa� mi w po�owie
symulacji?
- Wiem, �e tego nie lubisz - o�wiadczy� Istvan wciskaj�c
po�ow� eku w d�o� kelnera, kt�ry przyni�s� mu piwo. - Ale nie
zrobi�em tego bez przyczyny - upi� �yk z kufla - Co by�
powiedzia� na to, �e mam dla ciebie zaj�cie?
- Va te faire enculer, powiedzia�bym - skrzywi� si� Rioux.
- Istvan, chyba za ka�dym razem jak pojawiam si� w tym
mie�cie, masz jakie� pilne zlecenie. Merde ! Mam
wystarczaj�co du�o w�asnych k�opot�w.
Nagy zachowa� wymowne milczenie.
- Dobra, pami�tam - mrukn�� Rioux z rezygnacj�. - Tylko
nie opowiadaj mi zn�w, jak ci�ko by�o wyci�gn�� mnie wtedy z
Lyonu. Przez tych cholernych Arab�w b�d� twoim d�u�nikiem do
ko�ca �ycia.
- Nikt ci� nie prosi�, �eby� pcha� si� pod bomby po�owy
flot lotniczych D�ihad. - Nagy �atwo wpada� w mentorski
ton. - Nie powiniene� by� w og�le pracowa� dla tych
chrze�cija�skich fanatyk�w z po�udnia. Poza tym robi� ci
przys�ug�.
- Bardzo to ciekawe, ale s�ysza�em to ju� z tuzin razy -
Rioux wydoby� z kieszeni ma�� kapsu�k� wype�nion� b��kitnym
p�ynem. - Co to ma by�?
Nagy z wyra�n� dezaprobat� �ledzi� jak kapsu�ka zostaje
wymieniona na pust�, tkwi�c� dot�d we wszczepionym nad
mostkiem Rioux gnie�dzie dozownika.
- Nadal �pasz to �wi�stwo? - odezwa� si� z nagan� w
g�osie. - Drak-stymulanty rozwalaj� w�trob� w mniej ni� rok.
Robi�e� ju� dializ� ? Ile razy ?
- Moje zmartwienie - powiedzia� Rioux wrzucaj�c pust�
kapsu�k� do popielniczki. - Doko�cz ofert�.
- Valerian, to przecie� przyt�pia reakcje - doda� Nagy. -
Nie mam poj�cia, w jaki spos�b po za�yciu tego potrafisz
porusza� si� w Necie. Porusza� si� i dzia�a�.
- Degage, Istvan. Zaczynasz mnie irytowa�.
Nagy wyprostowa� si� w fotelu i omi�t� wzrokiem ca�� sal�
"Dritte Sunde", sk�pan� w przydymionym �wietle i pe�n�
holograficznych, t�czowych animacji.
- Mam klientk� - zacz�� jakby z wahaniem - kt�ra chce
si� wskrzesi�. Ona ...
- La resurrection? - przerwa� mu Rioux ze zdziwieniem. -
Wiesz, �e nie zajmuj� si� takimi rzeczami. Wskrzesicieli
jest wsz�dzie pe�no. Nawet plebs z bezbuforowym, powolnym
interfejsem Grundiga twierdzi, �e jest resurrecteur
fantastique.
- Daj mi doko�czy� - powiedzia� Istvan - To nie jest
zwyczajne zlecenie. To ma by� wskrzeszenie z ramion
yakuzy Jedno��, a ona jest tam projektantk� symulacji.
- Jak si� nazywa ?
- Marta Chojnacka.
Rioux skwitowa� to lekkim skini�ciem g�owy. S�ysza�
o niej.
- Faktycznie niez�y numer, ale nie dla mnie. Nie
interesuj� mnie pieni�dze.
- Zaraz, zaraz... - doda� Nagy. - Kto tu m�wi o
pieni�dzach? - rozejrza� si� ponownie i �ciszy� g�os. - Ona
twierdzi, �e zna po�o�enie Cytadeli. Zap�aci kodami dost�pu.
Rioux spojrza� na niego z zastanowieniem.
Cytadela.
Magiczne s�owo, na kt�rego d�wi�k wyobra�ni� wi�kszo�ci
u�ytkownik�w Netu, og�lno�wiatowej, zintegrowanej sieci
informacyjnej, wype�nia�y marzenia o bogactwie, s�awie i
w�adzy.
Cytadela.
Ukryty gdzie� w przepastnych, software'owych trzewiach
Netu bank danych, biblioteka procedur i algorytm�w,
sk�adnica informatycznych skarb�w. Tajemnica Maxa Vielke.
Rioux s�ysza� co najmniej pi�� r�nych wersji opowie�ci o
tym, jak to bli�ej nie znany casseur odnalaz� to miejsce,
ale musia� stamt�d wia� �cigany przez taupes yakuzy.
Ostatnio rzadziej wracano do tematu Cytadeli, bo min�y
ponad trzy lata od momentu �mierci szalonego Maxa Vielke.
Te trzy lata wype�nione by�y poszukiwaniami, setkami
powierzchownych penetracji i grzebania w s�abiej chronionych
bankach danych yakuzy Wielko��, kt�ra przez pewien czas
patronowa�a pracom tego nawiedzonego geniusza. Wed�ug
szeroko rozpowszechnianych plotek ta �ywa legenda �rodowiska
projektant�w bojowych program�w ukry�a w Cytadeli ca�y sw�j
projektancki dorobek. Poszukiwania tego miejsca spe�za�y
jednak na niczym. Po roku zacz�to w�tpi� w pog�oski,
wkr�tce potem nieodwo�alnie Cytadel� uznano za bajk�.
Oczywi�cie nadal byli tacy, kt�rzy w ni� wierzyli. Rioux
sam w ni� wierzy�. Wystarczaj�co dobrze zna� Vielkego. Ale
te� nie m�g� jej znale��.
I tym w�a�nie, kodami dost�pu, niezawodnym drogowskazem
przez pl�tanin� kana��w Netu pewna kobieta chcia�a zap�aci�
za swoje wskrzeszenie.
- Interesuj�ce - oznajmi� Rioux.
- Interesuj�ce? - wycedzi� Nagy. - Drak musia� wy�re� ci
m�zg do ko�ca! Mam powt�rzy�? To Cytadela!
- Interesuj�ce, dlaczego chce zap�aci� czym� tak
warto�ciowym za zwyk�e wskrzeszenie.
- Wygl�da na zdesperowan�, a wskrzeszenie z szereg�w
yakuzy Jedno�� to nie jest zwyczajny numer.
- Rozumiem, �e nikt nie zrobi tego na pi�kne oczy. Ale
co� tu nie gra, Istvan. Co� tu nie gra - spojrza�
podejrzliwie na Nagy'ego. - Je�eli te kody s� prawdziwe, mog�a
wynaj�� tuzin �wietnych najemnych wskrzesicieli. Zijna,
Assada Yussufa, Broensena. Samych najlepszych europejskich
casseurs. Dlaczego ja, kt�ry jestem tu dwa dni i b�d� mo�e
jeszcze z dwa?
- Broensen znikn�� jakie� trzy miesi�ce temu, Zijn dopala
si� w brukselskiej klinice, a Yussuf nie pracuje z
niewiernymi - stwierdzi� spokojnie Istvan. - Ale masz racj�
co do oczu. Dla takich jak te jej mo�na naprawd� wiele
zrobi� ...
- Broensen znikn��? - zapyta� Rioux marszcz�c brwi.
- Jak sformatowany. Prawdopodobnie za�atwi� go Intellig -
odpar� machinalnie. - Zna�e� go?
- Mo�e.
- Dobra. Rozumiem. Mam nie pyta� - Nagy uni�s� d�onie. -
Je�li jeste� nadal zainteresowany, to j� zawo�am.
- Jestem.
Istvan wsta� i zanurzaj�c si� w mrok klubu podszed� do
ledwo widocznej postaci, siedz�cej przy barze. Po chwili
oboje pojawili si� w �agodnym �wietle lo�y zajmowanej przez
Rioux.
- Dobry wiecz�r, panie Rioux - dobieg� go mi�kki, kobiecy
g�os. - Nazywam si� Marta Chojnacka.
By�a wysoka i szczup�a, co podkre�la� kr�j d�ugiego
p�aszcza. Mia�a ciemne w�osy �ci�te na wysoko�ci karku i
lekko pocieniowane, a zgrabna grzywka zje�d�a�a jej na
czo�o. Niemal dotyka�a pary ogromnych, niebieskich oczu.
Nagy mia� racj� co do oczu, pomy�la� Rioux z uznaniem. Przy
nich zgrabny, ma�y nos i drobne usta wydawa�y si� czym� po
prostu oczywistym.
Skin�a lekko g�ow� na powitanie i ten ruch zaakcentowa�
b�ysk chromu na jej prawym policzku. B�ysk �wiat�a odbitego
od wszczepionej paj�czyny kilku srebrzystych drzazg,
gustownego �wiadectwa, �e moda cia�o-i-metal nadal cieszy�a
si� powodzeniem.
- M�wi pani po polsku - stwierdzi� Rioux gestem
wskazuj�c fotel obok Istvana. - Ale ma pani dziwny akcent.
- Jestem Austriaczk�. Moja rodzina zd��y�a wyjecha� z
Wiednia na pocz�tku wojny, zanim jeszcze w�gierskie korpusy
otoczy�y miasto. Wychowa�am si� w Nord Mittelbezirk, w
Wielkopolsce.
- Wi�c to nie jest pani prawdziwe nazwisko ?
- Panie Rioux, skoro mnie nie przeszkadza pa�ska
reputacja, to dlaczego panu mia�oby przeszkadza� moje
nazwisko?
Zmierzy� j� wzrokiem.
- Niech pani si� nie denerwuje.
- Staram si�.
Zamilk� tylko na chwil�.
- Je�li dobrze zrozumia�em, chce pani si� wskrzesi� i
zap�aci� za t� us�ug� kodami dost�pu do Cytadeli?
Skin�a g�ow�.
- Kim pani by�a w yakuzie Jedno��?
- Projektantk�. Tworzy�am symulacje.
- To dziedziczny tytu�?
- Nie. Awansowa�am dwa lata temu.
Zastanowi� si� chwil�.
- To pani stworzy�a "Supernow�" i "Huragany Mroku"?
- Tak, ale ...- zawaha�a si� - s�dzi�am, �e promocja
"Huragan�w" nie zosta�a jeszcze rozpocz�ta.
Rioux wykona� nie wyra�aj�cy niczego ruch d�oni�.
- Zgadza si�. Nie zosta�a. Musia�em w�ama� si� do bank�w
danych yakuzy Jedno��, �eby j� zdoby�.
Spojrza�a na niego z zaskoczeniem, ale nic nie powiedzia�a.
- Dlaczego chce pani zap�aci� czym� tak cennym, jak kody
dost�pu do Cytadeli za swoje wskrzeszenie?
- Software diagnostyczny, kt�ry mi sprzedano, twierdzi�,
�e to tylko kody dost�pu - zmarszczy�a brwi. - Nie by�o mowy
o tym, �e to klucze do kurtyny blokuj�cej czy co� takiego.
- Wi�kszo�� ludzi sporo zap�aci�aby za same kody. Sam bym
sporo zap�aci�.
- Wi�c jak pan ju� sko�czy wskrzeszenie, to dogadamy si�,
ile mi pan dop�aci - za�artowa�a bez u�miechu. Podnios�a na
niego wzrok. - Teraz powa�nie: pomo�e mi pan?
- A chce pani tego?
- Ja ... - zawaha�a si� lekko. - Tak. Oczywi�cie.
- A co ty b�dziesz z tego mia�, Istvan? - zapyta� Rioux
zerkaj�c na Nagy'ego.
- To, co tak bardzo lubi� - us�ysza� w odpowiedzi. -
Pieni�dze. Dwadzie�cia tysi�cy eku. Nie chc� udzia�u w
twoich zyskach, Judaszu. Wiedza, kt�r� zamierzasz posi���
jest bardziej niebezpieczna ni� u�yteczna dla ludzi mojego
pokroju.
- Dwadzie�cia tysi�cy eku? - powt�rzy� z zaskoczeniem
Rioux. - To spora suma. �agodnie m�wi�c.
- Raz ju� pr�bowa�am wskrzeszenia - wtr�ci�a Marta. -
Znale�li mnie i sprowadzili z powrotem do Melbourne. Z
powrotem w �apy tego ... tej �wini, Vaelitha - jej g�os
si� za�ama�. - Tym razem chc� tego unikn��.
- Ju� pr�bowa�a pani wskrzeszenia? - Rioux nienawidzi�
dowiadywania si� rzeczy zdumiewaj�cych. - I zostawili pani�
przy �yciu?!
- Ja... - przerwa�a opuszczaj�c g�ow�, ale podnios�a j�
ponownie po chwili i rozejrza�a si�. - Nie jestem pewna, czy
to najlepsze miejsce do rozm�w na ten temat. Wydaje mi si�,
�e jestem �ledzona przez ludzi mojej yakuzy. Je�li nas
pods�uchali...
- Nie pods�uchali - odezwali si� jednocze�nie obaj, Rioux
i Nagy, i spojrzeli na siebie.
- Mamy zak��cacze - wyja�ni� Istvan rozgl�daj�c si�
nieznacznie. - Poza tym obserwuj� nas moi ludzie.
- Kiedy mo�e mnie pan wskrzesi�?
Rioux zmierzy� j� wzrokiem.
- Potrzebuj� minimum dwudziestu czterech godzin na
za�atwienie moich bie��cych interes�w. Spotkajmy si� jutro o
trzynastej. Gdzie pani mieszka?
- Nie mo�e pan tego przyspieszy�?
- Nie.
Zagryz�a nerwowo warg�. Ten gest pe�en by� bezsilno�ci i obaw.
- Dobrze. Dwadzie�cia cztery godziny. Mieszkam w
Konigadlershotel, na Sudstrasse. Pod nazwiskiem Agatha
Carassin.
- Niech pani tam na mnie czeka. Zapukam punktualnie o pierwszej.
Westchn�a.
- A co si� stanie potem?
- Kiedy potem?
- Kiedy pan po mnie przyjdzie.
Rioux bez wysi�ku przywo�a� na swoj� twarz wyraz
zniecierpliwienia.
- Potem powinienem chyba zabra� pani� w bezpieczne
miejsce, n'est-ce pas? - powiedzia�. - Wi�c to zrobi�.
Sudstrasse, die alte polnische Krakaustrasse, wiod�a
wzd�u� wyschni�tego i dok�adnie wyczyszczonego Olawakanal
wprost ku po�udniowo-wschodnim granicom miasta. Jej
kilkupasmow�, polibetonow� nawierzchni� czy�ci�a codziennie
przed �witem brygada porz�dkowa, a o wysokie topole rosn�ce
g�sto po obu stronach dba�a grupa ogrodnik�w. I nic
dziwnego. Przy zrujnowanym, na wp� opuszczonym �r�dmie�ciu
i po�udniowych dzielnicach poobstawianych ekranami Geigera-
Mullera, Sudstrasse pe�ni�a funkcj� reprezentacyjnej ulicy
miasta. Tutaj mie�ci�y si� przedstawicielstwa wi�kszo�ci
legalnych korporacji, mieszkania Wysokich, luksusowe kluby
i kilka hoteli, teraz, gdy Wiede� by� radioaktywn� ruin�,
najlepszych w dystrykcie.
Konigadlershotel sta� po po�udniowej stronie rzeki, w
nocy jego szklany sto�ek by� wyra�nie widoczny w �wietle
reklamowych halogen�w. T� g�adk�, nieforemn� bry��
architekci uatrakcyjnili pozornymi b��dami perspektywy,
akcentowanymi gdzieniegdzie holograficznymi projekcjami
fragment�w konstrukcji budynku. Rioux nie by� tu nigdy
przedtem. Wola� spokojniejsze, mniej publiczne, chocia� z
pewno�ci� nie tak komfortowe miejsca.
Wysoki, m�ody portier, nad kt�rego ramieniem unosi� si�
holograficzny srebrny orze�, omi�t� Rioux badawczym wzrokiem
i wykona� drobny gest d�oni�. Przeszklone drzwi hotelu
natychmiast si� rozsun�y. Judasz zmierzy� portiera
spojrzeniem z domieszk� podzi�kowania, tak jak robi�a to
wi�kszo�� Wysokich i wszed�.
Oczywi�cie, nie m�g� wej�� tak sobie. Ten m�ody cerber
przy wej�ciu by� na sta�e pod��czony do Netu. Potrafi� w
ci�gu kilku sekund poprzez analiz� mimiki twarzy, wygl�du
zewn�trznego i charakterystyki ruch�w zidentyfikowa� osob�
oraz podj�� decyzj�, czy mo�e ona wej�� do hotelu.
Podejmowa� j� na podstawie informacji zaczerpni�tych z
lokalnych bank�w danych, tych samych, kt�re Rioux rankiem
odpowiednio poprawi�.
Zadzia�a�o jak zwykle i Judasz wszed� do holu
Konigadlershotel, d�ugiego i niezwykle szerokiego korytarza
o �cianach i suficie pokrytych mackami pracowicie hodowanej
d�ungli. Z lewej, od strony p�projekcyjnych okien,
�wieci�o nie�mia�o poranne s�o�ce. Symulowane oczywi�cie. W
tej cz�ci �wiata jeszcze d�ugo nikt nie b�dzie ogl�da�
normalnego wschodu s�o�ca. Przeszkadza�y chmury syntheozonu
wypuszczanego do atmosfery przez generatory IG Farben z
Schutzenstein.
Judasz podszed� do nieco staromodnego, hotelowego
kontuaru, za kt�rym siedzia�a subtelna blondynka o
naturalnym typie urody.
- Je voudrais savoir dans quelle chambre habite Madame
Agatha Carassin - powiedzia� z typow� dla Wysokich,
odmierzon� dawk� nonszalancji.
Blondynka zawaha�a si�.
- Je suis desolee mais je ne peux vous renseigner! -
powiedzia�a kr�c�c przecz�co g�ow�.
Milcz�c wbi� w ni� wzrok, staraj�c si� wywrze� ten
niewidoczny nacisk, z kt�rego s�yn�li Wysocy.
- Je peux vraiment pas! - opiera�a si� jeszcze, zerkaj�c
w prawo na wysokiego m�czyzn� rozmawiaj�cego z kim� w holu.
Rioux obr�ci� si� w tamt� stron�. To musia� by� jej
prze�o�ony.
Natychmiast zrozumia�a.
- L'appartement 118, prenez l'ascenseur 3 - powiedzia�a
szybko, a w jej oczach zapali�a si� obawa.
- Merci - rzuci� sucho Rioux i zawr�ci� ku windom.
Wymiana zda� przez komunikator w drzwiach pokoju Marty
trwa�a chwil�, dop�ki dziewczyna nie upewni�a si�, �e
rozmawia naprawd� z nim. W jej g�osie brzmia�o zm�czenie i
niepewno��. Wchodz�c zapyta� o to.
- Jest pan zdziwiony? - u�miechn�a si� nieweso�o. - Nie
wie pan co to znaczy wyrwa� si� na wolno�� z r�k yakuzy.
- Nie jestem zdziwiony - ogarn�� wzrokiem wn�trze pokoju.
- Mam tylko nadziej�, �e da pani rad� szybko si� st�d
wynie��.
Spojrza�a na niego z zastanowieniem.
- Dlaczego?
Podszed� do okna.
- Przegl�da�em lokalne pliki yakuzy Jedno��. Maj� tutaj
sporo rezydent�w plus jaki� kontrakt kontrolny podpisany z
Intelligiem. Bardzo prawdopodobne, �e obserwuj� w tej
chwili hotel. Musimy jak najszybciej wyj��.
- Jestem gotowa - wskaza�a niewielk� walizk� stoj�c� obok
��ka z wodnym materacem.
- �wietnie. Nie ma czasu do stracenia - podni�s� walizk�
i skin�� d�oni� ku drzwiom. - Chod�my.
Narzuci�a na siebie jasny, pastelowy p�aszcz, omiot�a
Rioux spojrzeniem pe�nym zaufania i wysz�a. Trzyma� si� dwa
kroki za ni�.
W holu jednak przystan��.
- O co chodzi? - zapyta�a Marta tak�e staj�c.
Rioux przygl�da� si� dw�m m�czyznom, zagaduj�cym po
drugiej stronie holu blond recepcjonistk�. Z tej odleg�o�ci
nie widzia� dok�adnie, ale...
- Z powrotem - rzuci� zimno i poci�gn�� dziewczyn� za
sob�. Ruszyli wzd�u� korytarza, a� dotarli do
zabezpieczonego kodzamkiem wyj�cia ewakuacyjnego. Marta
obejrza�a si�.
- Kto to by�?
- Les Croyants - odpar� Rioux t�umi�c niepok�j. - Ludzie
yakuzy Jedno��. - Wpakowa� w gniazdo obok drzwi pod�u�nego
dongla. Odpowiedzia�o mu buczenie i droga stan�a otworem.
Oboje pokonali kilka niskich, pogr��onych w mroku
korytarzy, aby ujrze� przed sob� nast�pne drzwi.
- Je�eli to oni - zacz�a Marta z obaw� - to obstawili z
pewno�ci� wszystkie wyj�cia.
Nie odpowiedzia�. Kopn�� z rozmachem w okolice zamka i
drzwi przepu�ci�y ich do podziemnego gara�u
Konigadlershotel. W momencie, w kt�rym przez nie przeszli,
zza plec�w dobieg� Rioux szelest i do potylicy przystawiono
mu co� ch�odnego.
- Rioux! - krzykn�a Marta. W nast�pnej sekundzie silne
r�ce szarpn�y j� wstecz. Judasz zareagowa� w tej samej
chwili. Pi�t� wykrocznej nogi kopn�� ostro z do�u tam,
gdzie s�dz�c po dotyku i z odg�os�w musia� znajdowa� si�
przeciwnik, a jednocze�nie pochyli� mocno w prz�d g�ow� i
tu��w. Us�ysza� ryk b�lu i trzask elektrycznego wy�adowania
tu� nad uchem. Zimny wcze�niej przedmiot oparzy� go w kark.
Ko�cz�c obr�t poczu� jak kra�ce pola widzenia czerniej� i
pojawia si� znajome napr�enie mi�ni, jak zawsze przy
adrenalinowym szoku. Jego r�ce same z�o�y�y si� do ataku.
Prawa d�o� zahaczy�a zgi�tymi palcami szcz�k� wysokiego,
ciemnow�osego faceta, nadal miotaj�cego si� po ciosie w
genitalia. Druga za�, zwini�ta w pi��, precyzyjnie
wyr�n�a go prosto w splot s�oneczny, wy��czaj�c go�cia
r�wnie skutecznie, co cios taranem.
Judasz si�gn�� uwolnion� praw� d�oni� pod p�aszcz i
podni�s� wzrok na drugiego napastnika. Ten podobny do
pierwszego, jak bli�niak, wi�zi� Mart� w ciasnym uchwycie,
wymachuj�c jednocze�nie pistoletem elektrycznym. Rioux opad�
na kolano mierz�c do� ze swojego Calico z grubym t�umikiem,
ale croyant by� szybszy. B��kitna iskra ognia lizn�a lewe
rami� Rioux, wysy�aj�c do m�zgu fal� b�lu. Uwarunkowanie
st�umi�o j� jednak wystarczaj�co szybko, aby Judasz nie
straci� koncentracji przy naciskaniu spustu. Pi�� pocisk�w
ze zubo�onego uranu dosi�g�o g�owy napastnika, trzy
przeszy�y gard�o, a cztery bark.
- Idziemy! - krzykn�� wyci�gaj�c d�o�. Marta by�a
w szoku. - Szybko.
Przemkn�li obok szpaleru luksusowych limuzyn wprost do
wyj�cia na ulic�. O tej porze nie by�o na szcz�cie du�o
przechodni�w. �nieg nadal pada�, a Rioux zacz�� odczuwa�
symptomy os�abienia. Roztrz�sion� d�oni� si�gn�� do
kieszeni chowaj�c jednocze�nie bro�. Zatoczy� si�.
- Wezwij autotaks�wk� - nakaza� Marcie, wciskaj�c now�
kapsu�k� draku w gniazdo nad mostkiem. Biel �niegu wok�
rani�a go w oczy.
Uspokoi� si� kilka minut p�niej, gdy jechali ju�
w kierunku p�nocnym, do mieszkania, kt�re wynaj�� w
Breslau. Marta milcza�a przez ca�� drog�, wygl�da�a na
bardzo wstrz��ni�t� wydarzeniami w hotelowym gara�u.
Dom by� stary i odrapany, nieremontowany od
kilkunastu lat. Tak jak wi�kszo�� budynk�w z przedmie��.
Kiedy pokonali wysok�, betonow� klatk� schodow� o �cianach
upstrzonych graffiti i stan�li pod brudnymi drzwiami, oboje
byli ju� bardzo zm�czeni.
- Panie Rioux. - Gdy weszli do mieszkania Marta rozejrza�a
si� niespokojnie. - Nie chodzi o to, �ebym by�a specjalnie
przywi�zana do luksusu, ale to miejsce jest... no c�,
ordynarne.
- Bardzo mi przykro - odpar� Rioux blokuj�c drzwi i
wchodz�c do dusznego, mrocznego pokoju. - Ale tylko w
ten spos�b mo�emy zabezpieczy� si� przed wykryciem przez
Jedno��. Obawiam si�, �e b�dzie pani musia�a zosta� tu
przez kilka dni. Dop�ki nie sko�czymy.
Postawi� walizk� Marty obok du�ego ��ka, po prawej od
drzwi, po czym zabra� si� do ostro�nego �ci�gania p�aszcza.
Nagle sykn��.
- Prosz� zaczeka�, pomog� panu - powiedzia�a Marta
zrzucaj�c sw�j p�aszcz na wyp�owia�y fotel. - Wygl�da
paskudnie - doda�a zerkaj�c na jego r�k�. - Przyda�aby si�
apteczka.
Skin�� ku szufladzie biurka. Znalaz�a tam �el
opatrunkowy i zacz�a delikatnie wciera� go drobnymi
d�o�mi w oparzenie na przedramieniu Rioux.
- Lepiej? Nie boli?
- Boli, ale ju� nie tak bardzo - u�miechn�� si� lekko. -
Dzi�kuj�. Zna si� pani na tym.
- To �adna sztuka - wzruszy�a ramionami.
Wsta�, podszed� do biurka i �ci�gn�� z blatu p�acht�
antystatycznego materia�u. Pod ni� le�a�y znajome kszta�ty
Net-terminala, kilku pod��czonych do niego cartridge'�w,
modemu i p�ku �wiat�owod�w. W futera�ach spi�trzonych na
pod�odze spoczywa�y jeszcze dwa MO-drive'y i troch� sprz�tu
bezpo�redniego I/O. Nacisn�� klawisz zasilania. P�aski LCD
b�ysn�� obrazem.
- A gdzie b�dziemy sypia�? - zapyta�a rozgl�daj�c si� po
pomieszczeniu.
- ��ko jest do pani dyspozycji, ja zadowol� si� t� star�
kanap� - wskaza� przeciwleg�y k�t pokoju. Marta spojrza�a na
niego jakby ze skr�powaniem. - Czy to b�dzie pani
przeszkadza�?
- Miejmy nadziej�, �e nie - odpar�a si�gaj�c po pilota.
Wielki ca�o�cienny ekran, wisz�cy naprzeciw ��ka,
rozjarzy� si� god�em Netu, a z niewidocznych g�o�nik�w
dobieg� szum. Pokaza� najpierw jaki� widoczek, moment
p�niej obraz zapad� si�, a na �rodku zab�ys� zajmuj�cy
kilka linijek napis po arabsku.
- Wszystko zawirusowane - odezwa� si� Rioux siadaj�c na
biurku - W�ze� Netu w Breslau pe�en jest takich
muzu�ma�skich �mieci, po wojnie nigdy go dok�adnie nie
przeczyszczono. Kogo sta�, kupuje sobie programowe filtry.
Wy��czy�a ekran i opad�a na ��ko.
- W takim razie wezm� prysznic - o�wiadczy�a widz�c jak Rioux
zaczyna grzeba� przy terminalu na biurku. - Jakie� sprzeciwy?
- �adnych - podni�s� na ni� wzrok. - Ale obawiam si�, �e
�azienka jest r�wnie obskurna jak ca�a reszta.
Zzu�a buty i przesz�a po kosmatej wyk�adzinie do
przedpokoju. Rioux odprowadzi� spojrzeniem jej gibk�, d�ugonog�
sylwetk�, a nast�pnie z zamy�leniem wyjrza� przez okno.
- Teraz mo�emy porozmawia� - powiedzia� przecieraj�c oczy
i odje�d�aj�c fotelem od terminala. - Nawet powinni�my.
Przerwa�a rozczesywanie w�os�w i spojrza�a na niego marszcz�c
lekko brwi.
- Prosz�, niech pan pyta - wy��czy�a pilotem ekran, kt�ry
Rioux zd��y� ju� odwirusowa�. - B�dzie chyba wygodniej,
je�eli zaczniemy zwraca� si� do siebie po imieniu.
- Jak sobie �yczysz - skin�� g�ow�. - Marta. Hm, to
dziwne imi�. Polskie?
- Tak, m�j ojciec by� Polakiem - zsun�a bose stopy na
pod�og� poprawiaj�c jednocze�nie po�� szlafroka. - Kiedy�
mieszkali�my w Poznaniu, ale to by�o tak dawno, �e niewiele
z tego pami�tam.
- By�em tam kiedy�, �adne miasto - doda� pokazuj�c
sprz�t na biurku. - Wracaj�c do tematu, skasowa�em z
pami�ci autotaks�wki i system�w nadzorczych obszaru
Sudstrasse wszelkie informacje na nasz temat. Nie s�dz�,
aby kto� m�g� nas odnale��. Cz�ciowo kryj� nas te� ludzie
Istvana. Jeste�my do�� bezpieczni.
Zawaha� si� na moment.
- Kiedy si� k�pa�a�, wzi��em twoje dokumenty do przegl�du
- powiedzia� wskazuj�c le��c� na blacie kodkart� ID. -
Z�apa�em troch� kluczowych punkt�w i wiem, gdzie zacz��.
Niepokoi mnie tylko sprawa tego Vaelitha. To g��wny szef yakuzy
Jedno��, tak?
Skin�a g�ow� z pochmurn� min�.
- Czy s�dzisz, �e b�dzie ci� bardzo szuka�?
Przymkn�a oczy.
- S�dz�, �e b�dzie - powiedzia�a wolno. - Przez pewien
czas wygl�da�o, �e mnie kocha. By�am naiwna. Tak naiwna -
g�os ugrz�z� jej w gardle. - Chcia�... chcia� zrobi� ze mnie
lalk�. Wszczepi� pieprzone mikroprocesory Actormaticu
i u�ywa� w my�l swoich najskrytszych fantazji. Jak jakiego�
odm�d�onego klona, jak... jak... - zaj�kn�a si�.
- Okay, okay. Nie chcesz m�wi�, to nie m�w - podni�s�
d�o� w uspokajaj�cym ge�cie. - Chodzi mi o to, �e
prawdopodobnie �ledzi dane na tw�j temat w swoim
autonomicznym, prywatnym systemie. Ten system te� b�d�
musia� odnale�� i skasowa�. Musz� przelecie� wzd�u� i
wszerz ca�y Net i wykasowa� ka�d� informacj� na temat Marty
Chojnackiej, a potem stworzy� wiarygodn�, fa�szyw� osobowo��
i odpowiednio udokumentowa� j� zapisami w r�nych bankach
danych.
- Czy to jest wykonalne? - zapyta�a ju� spokojniej. - To
olbrzymie zadanie.
- Wskrzeszenie to niema�y kawa� roboty - u�miechn�� si�
Rioux. - Ale wi�kszo�� tego za�atwi� specjalne programy
przeszukuj�ce i generatory to�samo�ci, kt�re uda�o mi si�
zdoby� z pewnego �r�d�a. G��wny problem to podmiana danych
w sekretnych bankach yakuzy i w autonomicznych systemach jej
cz�onk�w. Ale i z tym powinienem da� sobie rad�.
Mi�nie jej twarzy odpr�y�y si�.
- Teraz opowiedz mi z grubsza sw�j �yciorys - powiedzia�
podnosz�c gniazdo modemu Netu i wciskaj�c do niego wtyk
wszczepu. - Zanotuj� wszystko, co powiesz i postaram si� to
p�niej sprawdzi�. Mo�emy zaczyna�?
Skin�a g�ow� i zacz�a m�wi�. Rioux s�ucha� jej staraj�c
si� sprawia� wra�enie zainteresowanego tym wy��cznie
zawodowo. Od czasu do czasu zapisywa� fragment jej
wypowiedzi albo w u�amku sekundy analizowa� sam� tre��.
Lista obiekt�w do przeszukania ros�a, ale na szcz�cie nie
znalaz�o si� tam nic trudnego do przenikni�cia. Raz tylko
Marta zahaczy�a o wojskowe systemy Unii Po�udniowej Amery
ki, Rioux uzna� jednak, �e wydobycie stamt�d jakiejkolwiek
informacji jest wystarczaj�co ma�o prawdopodobne, aby si�
tym nie martwi�. Sko�czyli przed si�dm�, kiedy oboje ogarn��
g��d.
- Tyle powinno wystarczy� - powiedzia� od��czaj�c si� od
modemu. - Reszt�, kt�ra nie wbi�a ci si� w pami��, programy
przeszukuj�ce znajd� bez k�opot�w w publicznej cz�ci Netu.
- Wyspowiada�am ci si� z ca�ego �ycia - odezwa�a si�
Marta podci�gaj�c zn�w ko�nierz szlafroka. - Czy to zmieni�o
tw�j stosunek do mnie?
- Dlaczego? - u�miechn�� si� lekko. - Ja ci� tylko
wys�ucha�em. Mo�e ty b�dziesz mog�a zrobi� to kiedy� dla mnie?
Potrz�sn�a g�ow� z pow�tpiewaniem.
- Widz� w tobie niez�y materia� na filozofa - wsta�a. -
Mo�e by�my co� zjedli?
- Zapasy s� w lod�wce. Jak gotujesz?
- Okropnie, a ty?
- Z pewno�ci� jeszcze gorzej. Pad�o wi�c na ciebie.
- Po�a�ujesz, zobaczysz! Niech si� tylko przebior�...
Gotowa�a wspaniale. Potrafi�a wyczarowa� z tego, co Rioux
zgarn�� na �lepo z kilku p�ek w NatuMarkecie, smaczn� i
apetyczn� kolacj�. Na oko lepsz� ni� sporo da� oferowanych w
najlepszych restauracjach Breslau.
- Uwielbiam gotowa� - us�ysza� p�niej, kiedy wskoczy�a
ju� pod ko�dr� i pr�bowa�a zasn��.
- No to by�by z nas niez�y duet - stwierdzi� Rioux
siadaj�c do terminalu i szykuj�c C-Dyski z oprogramowaniem
pomocniczym. - Mog� z ca�� powag� stwierdzi�, �e uwielbiam
jada� to, co ugotujesz.
- Jasne - w jej g�osie zabrzmia� powstrzymany �miech.
Gdy si�gn�� po opakowanie draku, spowa�nia�a jednak;
wyczu� to. - Valerian - zawaha�a si�. - To drak, prawda?
- Nie pytaj.
- Dlaczego to robisz? Drak jest przecie� bardzo toksyczny...
- zawaha�a si�. - Jeste� uzale�niony?
D�o� z kapsu�k� zamar�a.
- Tak. W pewnym sensie.
- Co to znaczy w pewnym sensie?
- Nie pytaj.
- Przepraszam, je�li ci� urazi�am.
- Nic si� nie sta�o - doko�czy� ruch. - Teraz musz� wej��
w Net, �eby przypilnowa� procedur poszukiwawczych. Bod�ce
zewn�trzne nie b�d� do mnie dociera�, wi�c nie pr�buj mnie
wo�a�.
- Rozumiem - stwierdzi�a spokojnie. - Przy projektach
symulacji pos�ugiwa�am si� wprawdzie klasycznym sprz�tem do
wirtualnej rzeczywisto�ci, ale wiem jak dzia�a wewn�trzny
hardware.
Rioux u�miechn�� si� do swoich my�li i prze��czy� terminal
na tryb Direct Net Access.
W sumie nie mia�o nawet znaczenia czy oczy trzyma�o si�
podczas przej�cia zamkni�te czy otwarte. B�l dostrajania by�
za ka�dym razem tak samo dotkliwy. Wzbiera� jak fala w lewym
nadgarstku i b�yskawicznie oblatywa� ca�e cia�o, ko�cz�c
si� koncentracj� w oczodo�ach. W�a�nie nerwy wzrokowe by�y
najbardziej obci��one podczas dostrajania. Rioux zna�
mn�stwo casseurs, kt�rzy o�lepli przez prac� na
niesprawdzonym sprz�cie albo lekcewa��c testy kazali sobie
przeszczepi� ca�o�ciowy hardware do wn�trza cia�a. A to ju�
by� problem, bo pada�y przy tym sekcje m�zgu odpowiedzialne
za sortowanie bod�c�w i taki niewydarzony casseur musia�
wegetowa� z trwa�� synestezj� do ko�ca �ycia.
S�abn�cy w uszach szum wreszcie ucich�. Bod�ce d�wi�kowe
zwykle zak��ca�y interakcj� z Netem, blokowano je wi�c od
razu przy logowaniu do systemu. Dzia�anie w ca�kowitej ciszy
kompensowa�y jednak sygna�y niskiego poziomu stymuluj�ce
pod�wiadomo��. W Necie przeczucia nale�a�o interpretowa� jak
sprawdzone dane.
B�l min��, pozosta� gdzie� z ty�u, a przed nim z mroku
wynurzy� si� standardowy mentalny obraz zatoki programowej
terminalu. Bezkresna, �agodnie zielona przestrze�,
wype�niona �agodnym �wiat�em o widmie zbli�onym do
s�onecznego i pusta je�li nie liczy� czterech pulsuj�cych
ciemnymi kolorami prostok�tnych wylot�w kana��w I\O oraz
grupy kilkunastu smuk�ych kszta�t�w autonomicznych,
bojowych wirus�w. Z port�w wychyla� si� g�szcz jaskrawych
linii. Rioux przywo�a� jedn� z nich i pod��czy� si� do niej.
Transmitowa�a dane z program�w przeszukuj�cych w�z�y Netu
Norwegii i Szwecji. Nast�pna prowadzi�a do p�nocnej Afryki.
Rioux zwolni� blokad� tranzytow� i wnikn�� w �lad za lini�
w p�aszczyzn� portu. Dostrzeg� przy tym jak dwa z wirus�w
pos�usznie pod��aj� jego �ladem.
Podr� magistral� systemow� Netu, spowolniona prawie
tuzinem lokalnych kurtyn zabezpieczaj�cych i kilkoma
punktami kontroli has�o-dost�p zabra�a oko�o sekundy.
Oszukanie blokad satelitarnego ��cza by�o fraszk� dla
Rioux, wi�c bez problem�w wynurzy� si� w w�le Netu w
Trypolisie i przekaza� wirusom rozkaz os�oni�cia go z bok�w.
Tutaj przestrze� by�a jasnob��kitna i w przeciwie�stwie do
pustki jego prywatnego terminalu zapchana setkami r�nych
program�w, nak�adek i procedur. W wi�kszo�ci ich kszta�ty
stanowi�y r�nego typu wariacje na temat prostopad�o�ciennej
bry�y o nier�wnych powierzchniach i rozmaitych kolorach.
Rioux u�y� przygotowanego wcze�niej filtru i dostrzeg� pod
sob� smuk�e, ale jakby rozmazane kszta�ty wojskowych
program�w stra�niczych i przyczajonych wirus�w
uderzeniowych. Arabowie nawet po tych wszystkich latach
gotowi byli za pomoc� bojowych modu��w b�yskawicznie
rozpocz�� wojn�.
Rioux u�miechn�� si� z pob�a�aniem i pod��y� w �lad za
lini� transmisji w kierunku bry�y aktualnie przeszukiwanego
banku danych. W warto�� muzu�ma�skiego oprogramowania
bojowego przesta� wierzy� zaraz po ofensywie Indii podczas
Wojny Mantry. A jego poziom raczej nie podni�s� si� od
tamtego czasu.
Kolor linii zmieni� si� na czerwony, znalaz�a jakie� dane
pasuj�ce do poszukiwanego wzorca. Rioux do��czy� do swojego
wirusa i rozkaza� zag��bi� mu si� w kurtyn�, za kt�r� znika�a
linia. Wirus zmieni� kolor, dostosowuj�c powierzchniowy
kod do zeskanowanych zdalnie sekwencji kurtyny. To by�a
bry�a banku TripoliThar, popularnego w�r�d wielu yakuz i
cz�sto wykorzystywanego do anonimowego transferu informacji
oraz pieni�dzy. Kurtyna by�a niezbyt spoista i s�abo
zaprojektowana, wirus wchodzi� w ni� jak n� w mas�o. Kiedy
j� pokona�, Rioux dostrzeg� dane analizowane przez
program poszukiwawczy. Zapisy transfer�w, relacje
handlowe z dystrybucji oprogramowania i tajne raporty
naukowe. Kilka blok�w dotyczy�o Marty i te zosta�y
precyzyjnie wykasowane. Ca�y proces post�powa� sprawnie i
bezb��dnie. Po zako�czeniu zadania program zacz�� skanowa�
reszt� w�z�a.
S�dz�c z raport�w przesy�anych przez pozosta�e programy
akcja post�powa�a r�wnie efektywnie w innych w�z�ach. Rioux
skontrolowa� jeszcze wyrywkowo w�z�y w Moskwie, Meksyku i
Hongkongu, po czym skierowa� wirusa z powrotem do Breslau i
wylogowa� si�. Tym razem b�l by� mniej dotkliwy, st�a� w
mi�niach karku i lewej r�ki, zapulsowa� w potylicy. W mniej
ni� sekund� rozwia� si� jednak i znikn�� , a Valerian
otworzy� oczy. Wyprostowa� �cierpni�ty grzbiet zerkaj�c
jednocze�nie na LCD terminalu. By� w Necie prawie trzy
godziny. Marta zasn�a g��boko z twarz� �miesznie wci�ni�t�
w poduszk�. Chrom na jej policzku b�yska� w �wietle
ekranu. Mrucza�a do siebie i marszczy�a przez sen czo�o.
Rioux u�miechn�� si�. Lubi� j�. W jaki� spos�b polubi�
t� niewielk�, drobn� istotk� ci�ni�ta przez los w tarapaty.
Niespodziewanie poczu� si� zadowolony, �e mo�e jej pom�c.
To by�o co� innego od realizacji zlecanych anonimowo
projekt�w. Spr�bowa� przypomnie� sobie kiedy ostatni raz
czu� co� podobnego, ale pami�� przykrywa�a mu gruba warstwa
cynizmu.
Wszed� zn�w w Net i zabra� si� do pracy. Potrzebowa�
sporo specjalistycznego oprogramowania, kt�rego nie m�g�,
niestety, ukra�� tak, jak tych prostych program�w
poszukiwawczych. By� mo�e tylko mu si� wydawa�o, ale
programowanie sz�o mu lepiej ni� zwykle.
Marta wsta�a zanim Rioux sko�czy� sk�ada� ostatnie
modu�y. Ka�dy z nich mia� oddzielny cel, przypisany mu z
listy sporz�dzonej w trakcie rozmowy z dziewczyn�. Niekt�re
z tych modu��w musia�y by� do�� skomplikowane, aby dotrze�
do miejsc przeznaczenia i podmieni� lub skasowa� dane. Rioux
uruchomi� jeszcze generator to�samo�ci, skradziony wraz z
poszukiwawczym software'em, kt�ry podczepi� pod biblioteki
urz�du statystycznego w Breslau, po czym powt�rnie si�
wylogowa�.
W momencie otwierania oczu dotar� do niego przyjemny
zapach gotowanego mi�sa. Na ma�ym, okr�g�ym stoliku sta�y
ju� dwa nakrycia, sur�wki, pe�ny p�misek i inne dodatki, a
Marta uwija�a si� w kuchni przy kawie.
Od razu zauwa�y�a, �e sko�czy� prac�.
- Czy zawsze tak d�ugo pracujesz? - zapyta�a wracaj�c do
sto�u z dwiema fili�ankami. Mia�a na sobie kr�tkie, sportowe
szorty podkre�laj�ce smuk�o�� n�g, oraz d�ugiego T-shirta.
Nadal porusza�a si� boso.
- Je�eli ju� co� robi�, to nie przerywam, p�ki tego nie
sko�cz� - wzruszy� ramionami i wsta� przysuwaj�c fotel do
sto�u. - To wygl�da bardzo apetycznie, ale wola�bym jednak
najpierw wzi�� prysznic.
- Jak sobie chcesz, ale ja nie zamierzam na ciebie czeka�
- wzruszy�a ramionami. - Jestem g�odna jak lew. To znaczy jak
lwica.
- To chocia� zwolnij na moment - zaproponowa�. - Prysznic
zajmie mi najwy�ej kwadrans.
- Nie ma mowy - pokr�ci�a g�ow�, po czym u�miechn�a si�
do niego ciep�o.
Kiedy dziesi�� minut p�niej wynurzy� si� z �azienki,
jedzenie na stole nadal nie by�o ruszone. Najwy�ej
troch� wystyg�o, nie pogorszy�o to jego smaku.
- Jak posz�o? - zapyta�a, gdy sko�czyli je�� i oboje
obracali w d�oniach kieliszki czerwonego wina.
- Doskonale. Wszystko idzie zgodnie z planem. Najdalej
do jutra sko�cz� z przeszukiwaniem publicznej cz�ci Netu i
wy�l� wirusy, kt�re skasuj� wszelkie dane na tw�j temat w
pewnych autonomicznych systemach, gdzie mog�a� by�
odnotowana. Wiesz, takie przer�ne ubezpieczenia, banki,
urz�dy finansowe. Potem pozostanie najtrudniejsze zadanie,
skasowa� informacje z banku yakuzy Jedno��.
- Wypijmy za powodzenie - zaproponowa�a. Przechylili
kieliszki. Rioux zauwa�y�, �e z jej oczu znikn�y gdzie�
iskierki wcze�niejszego rozbawienia, ale nie pyta�.
- Dlaczego nazywaj� ci� Judasz? - zapyta�a nagle.
- To stara ksywa. Jeszcze z czas�w Wojny Mantry -
odpowiedzia� odje�d�aj�c wzrokiem w okno. - Pracowa�em -
zawaha� si� czuj�c dziwny przyp�yw szczero�ci. - Pracowa�em
wtedy dla indyjskiej sekcji walki software'owej, pisa�em
dla nich programy bojowe. Jeden z typ�w wirusa, kt�ry
�wietnie sprawdzi� si� wtedy w Pakistanie nazwano Judasz.
Potem to przezwisko w�drowa�o za mn� po �wiecie, a�
zosta�o.
- By�e� najemnikiem?
- Przez rok - skin�� g�ow� spogl�daj�c jej w oczy. -
Wynios�em si�, gdy Arabowie naznaczyli mnie fatw�.
- A co robi�e� potem?
- Ja...
Wyci�gn�a z niego ca�kiem sporo jak na trzygodzinn�
rozmow�. Co� sprawia�o, �e przy niej by� spokojny i
odpr�ony. Nie czu� �adnych wewn�trznych ostrze�e�.
U�wiadomi� sobie, �e jest mu z ni� dobrze. Po prostu.
P�niej, kiedy zn�w wchodzi� w Net, aby odpali�
autonomiczne wirusy, prze�lizgn�� si� po niej wzrokiem.
Zauwa�y�a to i zabawnie zmarszczy�a brwi.
K�opoty zacz�y si� wieczorem nast�pnego dnia,
punktualnie o �smej. Rioux nadzorowa� przebieg zmian
wprowadzanych w bankach Netu poprzez ekran terminala,
korzystaj�c przy tym jedynie ze standardowego interfejsu
d�o�-g�os. B�ysk czerwieni, kt�ry przemkn�� po ekranie
zmusi� go do przerwania pogaw�dki z Mart�. Zareagowa�
jednak zbyt p�no, kontakt z grup� autonomicznych program�w
przeszukuj�cych biblioteki yakuzy Jedno�� urwa� si�. Jak
pokaza�a analiza ostatnich komunikat�w, spowodowa�y to
nowe programy stra�nicze. Nigdy dot�d nie spotykane w
tamtych podsystemach.
- To komplikuje spraw�. - Rioux przymkn�� oczy opieraj�c
d�o� na klawiaturze. - Teraz s� ju� ostrze�eni. Zaczn�
por�wnywa� og�lnodost�pne dane z backupem, ich kopi�
bezpiecze�stwa, trzyman� w dobrze chronionym, prywatnym
mainframie yakuzy. A tam nie zd��y�em jeszcze dotrze�.
- Je�li zauwa�� co podmieni�e�, to zorientuj� si�... -
umilk�a.
- Zorientuj� si�, �e kto� pr�buje ci� wskrzesi� - skin��
g�ow� i spojrza� na jej poblad�� twarz. - A ja nie mog�
st�d wdziera� si� do ich systemu, bo namierz� mnie
w minut� i na�l� chmar� swoich croyantes.
Na moment zapad�a przesycona niepokojem cisza.
- Musimy dzia�a� szybko - wsta�, zarzuci� na siebie
p�aszcz i zacz�� upycha� po kieszeniach C-Dyski. - Chod� ze
mn�.
Nie mo�na by�o unikn�� namierzenia przy otwartym
wtargni�ciu w system r�wnie z�o�ony i dobrze chroniony jak
prywatne archiwa yakuzy Jedno��, zgoda. Ale mo�na by�o
op�ni� nieco nieprzyjemne nast�pstwa tego wydarzenia.
- W��czysz si� w publiczny sektor systemu - t�umaczy�
Rioux dziewczynie, gdy jechali autotaks�wk� w
kierunku gmachu OberMarktu, stoj�cego na p�nocnych kra�cach
Sudstrasse. - Jako projektantka powinna� mie� uprawnienia.
Potem natychmiast pojedziesz z powrotem do mojego
mieszkania, ja zajm� si� reszt�. OberMarkt zawsze jest pe�en
ludzi, zanim przeszukaj� ten t�um, zd��� si� urwa�.
- Nie s�dz�, aby namierzenie ci� zaj�o im wi�cej jak
pi�� minut - powiedzia�a z niepokojem.
- Dok�adnie tyle potrzebuj�, skarbie.
OberMarkt faktycznie by� zapchany mrowiem ludzi. Cz��
t�oczy�a si� w wysokim okr�g�ym holu, cz�� zwiedza�a
po�o�one na pi�trach stoiska lub przesiadywa�a na
kilkupi�trowych tarasach, s�cz�c wolno to, co serwowano w
kawiarenkach. Reklamy wy�wietlane przez wielkie ekrany
zach�ca�y do ogl�dania wieczornego bloku symulacji.
Najbli�sze budki z gniazdami Netu znajdowa�y si� tu� obok
wind, w zat�oczonym pasa�u handlowym. Rioux pomy�la�, �e to
dobry znak.
W��czenie si� do odleg�ego systemu yakuzy Jedno�� zabra�o
Marcie tylko chwil�. Rioux nakaza� jej gestem, aby odesz�a.
- Powodzenia, Valerian - stan�a na palcach i poca�owa�a
go w policzek. Odprowadza� j� spojrzeniem, czuj�c
ciep�o w sercu. To, co zrobi�a, by�o wprawdzie bardzo
melodramatyczne i w og�le, ale...
Strz�sn�� z siebie te my�li, jeszcze jej nie uratowa�.
Odsun�� wystaj�c� ze �ciany r�kawic� interfejsu i wcisn��
C-Dyski w gard�a dw�ch czytnik�w. Wzi�� g��bszy oddech i
wsun�� sw�j wszczepiony wtyk w gniazdo DNA.
Publiczny w�ze� jak zwykle o tej godzinie pe�en by�
zamieszania. Zapycha�y go setki aplikacji kalkulacyjnych i
program�w ekstrapoluj�cych, usi�uj�c zako�czy� analizy
maklerskie przed zamkni�ciem og�lno�wiatowej gie�dy. Rioux
od razu zrezygnowa� z pr�b wydostania si� przez Bonn lub
Moskw�. Przy tak du�ej liczbie transmisji dost�pu do port�w
I/O udzielano sekwencyjnie, a on nie mia� czasu na
oczekiwanie. By� mo�e liczy�y si� sekundy.
Przeni�s� si� do bliskiego, prowincjonalnego Net-systemu
w Dre�nie, a st�d za pomoc� fa�szywych priorytet�w i
kt�rego� z kilkudziesi�ciu niskoorbitalnych Eutelsat�w na
wschodnie wybrze�e Federacji Ameryki P�nocnej. W�ze� Netu
z Bostonu by� jednym z najwi�kszych na �wiecie,
jednocze�nie realizowano w nim miliard operacji. Rioux bywa�
tu dostatecznie cz�sto, aby bez problemu namierzy� cel.
Wykorzysta� has�a, ukradzione kiedy� z rz�dowych bank�w
danych. Bez przeszk�d min�� sie� czyhaj�cych program�w
stra�niczych oplataj�c� dwie antywirusowe blokady. Sekund� i
dwadzie�cia siedem setnych po zalogowaniu znalaz� si� w
wirtualnym wn�trzu korporacji Collone, sercu yakuzy Jedno��.
Przywo�a� z C-Dysk�w wzorce wielofunkcyjnych wirus�w i
rozwin�� je w ochronne p�sfery. Kontrakcja program�w
zabezpieczaj�cych by�a nieuchronna, lepiej by� na ni�
przygotowanym. Szybki skan dostarczy� Rioux wst�pnych
informacji o strukturze systemu. Przed nim otwiera� si�
szeroki blok prywatnego oprogramowania korporacji.
Aplikacje, z kt�rych aktualnie korzystano, b�yska�y w nim
sekwencjami r�norodnych kolor�w. By�o ich mn�stwo, dzie�
najwyra�niej nale�a� do pracowitych.
Rioux z desperacj� pchn�� kilka wirus�w wprost przed
siebie i rozci�gn�� pozosta�e w p�aski torus. Skr�caj�c ku
wirtualnemu wn�trzu systemu przygotowa� si� na k�opoty. Nie
cierpia� improwizacji, Net �le na nie reagowa�. �atwiej
by�o pope�ni� b��d. A jeden b��d m�g� oznacza� tutaj utrat�
wszystkiego. Reputacji, pracy lub cennego oprogramowania.
Albo i �ycia, je�li zosta�o si� rozpoznanym i namierzonym
przez taupes przeciwnika.
Jedyn� szans� Rioux by�o odci�cie systemu od g��wnych
magistrali Netu. �adne dane nie mia�y prawa wydosta� si�
st�d, dop�ki nie uda mu si� skasowa� zapis�w na temat Marty.
Najprostszym sposobem wydawa�o si� wzniecenie alarmu
antywirusowego. Najprostrzym przynajmniej w pierwszych
momentach, bo zaraz dopad�a go sfora hunter�w jakiej�
�wie�ej generacji. Strefa chroni�cych Rioux wirus�w
zasymilowa�a cz�� napastnik�w. Po przekompilowaniu ich
struktur zosta�y odrzucone odci�gaj�c uwag� drugiej fali
oprogramowania ochronnego. Rioux skorzysta� z tego i
niepostrze�enie ruszy� dalej, ku sektorom systemu
zape�nionym danymi personalnymi. Sprawdzi� roboczy status
danych Marty, jej nazwisko nie by�o jeszcze kontrolowane. Za
pomoc� dw�ch aplikacji D-Processing Rioux spr�bowa� sko�czy�
to, co zacz�y wys�ane wcze�niej autonomiczne modu�y.
System korporacji nie przerywa� jednak diagnostyki.
Garstka porzuconych dla przyci�gni�cia uwagi wirus�w i
w�asne przekompilowane huntery nie wystarczy�y, by zaprz�tn��
jego uwag�. Rioux doko�czy� ju� w�a�ciwie to, co zamierza�,
nim jednak od��czy� i rozmy� oba D-Procesory, zaatakowa�y
go zn�w programy ochronne. Zas�aniaj�c si� wirusami na tyle,
na ile m�g�, skr�ci� w d�, ku ciemnej bryle systemowego
kernela. Je�eli gdzie� przechowywano backup wszystkich
danych yakuzy to na pewno tam.
Niespodziewanie ca�y system przeszed� w stan pe�nego
alertu. Co�, co Rioux widzia� mo�e z dwa razy w �yciu.
Pe�ny alert inicjowano wy��cznie w razie wojny i zmasowanego
ataku wirus�w przeciwnika. Wszystkie porty I/O by�y w takim
wypadku blokowane, a specjalny program obs�ugi wzywa� przez
bezpo�redni� magistral� kontynentaln� bojowe programy
Pentagonu.
To by�o niebezpieczne, grozi�o rozp�taniem globalnego
konfliktu, gdyby korporacja akurat sondowa�a kt�ry� z
muzu�ma�skich system�w i wpu�ci�a tam programy Pentagonu.
Jedno�� wola�a jednak zaryzykowa�. W bankach danych Collone
musia�o by� schowane co� naprawd� warto�ciowego, skoro dla
ochrony tego nie wahano si� skorzysta� z kosztownych us�ug
armii. Kosztownych i diabelsko skutecznych. Rioux nie mia�
z�udze� co do wyniku starcia z programami FAP. Arabskie
taupes by�y przy nich fraszk�, nawet gdy atakowa�y w
wi�kszej liczbie.
Czas. Teraz liczy� si� tylko czas. Rioux dzieli�o
najwy�ej p�torej minuty od momentu, gdy zostanie
odnaleziony, zidentyfikowany i zmuszony do ucieczki. Lub
zniszczony. Wchodz�c w kontury kernela odrzuci� wszystkie
pozosta�e mu jeszcze wirusy, aby zmyli� skanuj�ce system
programy wojskowe. Zacz�� analizowa� zawarto�ci plik�w, z
kt�rych cz�ciowo sk�ada� si� kernel. Nie wygl�da�o to
dobrze. Jedno�� najwyra�niej korzysta�a z dobrych program�w
szyfruj�cych, i to serii MasterCrypt lub nowszej. Rioux mia�
wok� siebie prawdziwe morze, nawet ocean danych. Tyle �e
zaszyfrowanych. Zna� wprawdzie kilka niezawodnych algorytm�w
i m�g�by to odkodowa�. Ale nie w p�torej minuty. Wi�c jak
odnale�� informacje, kt�rych szuka�?
Poczu� nagle gorycz pora�ki, a przed oczami stan�� mu
obraz Marty ze �ci�gni�t� smutkiem twarz�. Smutkiem czy
strachem.
Zauwa�y� jak wszystko w polu widzenia zwalnia, a
jednocze�nie w g�owie pojawia si� znajome uczucie lekko�ci i
mocy. Adrenalina, b�ysn�a mu my�l, dawka przyprogowa.
Powinien si� teraz wylogowa�, p�ki jeszcze potrafi panowa�
nad sob�. Ale przecie� nie m�g�. Marta.
Zanurkowa� w g��b kernela defragmentuj�c mijane bloki
danych i blokuj�c wszystkie napotkane procedury robocze.
Przesta� si� waha�. Zniszczy� kilkana�cie nak�adek
komunikacyjnych praktycznie wstrzymuj�c wymian� informacji
z reszt� systemu oraz grupk� lokalnych cywilnych program�w
obronnych. Skasowa� biblioteki tranzytu wsp�strumieniowego,
j�dro obs�ugi interfejs�w i terminali. System korporacji
og�uch� i o�lep�, a gdy Rioux wyda� polecenie disrupt -
praktycznie oszala�. Jednocze�nie uruchomi�y si� setki
operacji, pozbawione kontroli aplikacje zarz�dzaj�ce
miesza�y, kasowa�y i zmienia�y dziesi�tki losowo wybranych
plik�w.
Rioux wola� nie zastanawia� si� teraz nad konsekwencjami
tego, co zrobi�. Wystarczy�a mu �wiadomo��, �e w�a�nie
dopisa� do listy swoich �miertelnych wrog�w najpot�niejsz�
yakuz� Pasa Atlantyckiego. W zamieszaniu spr�bowa� wymkn��
si� z bank�w Collone do strefy bosto�skiego terminalu. Kiedy
by� na granicy, dopad�y go wreszcie programy wojskowe,
kt�rym rozpad systemu, tylko w niewielkim stopniu utrudni�
prac�. Zaatakowa�y zgrabnie i jeden zdo�a� przenikn�� przez
wygenerowan� na pr�dce kurtyn� Judasza. Kiedy zacz��
przejmowa� kontrol� nad hardwarem Rioux, ten konwulsyjnym
ruchem wyrwa� wszczep z gniazda Netu.
B�l by� straszny. Zupe�nie niepor�wnywalny z b�lem
dostrojenia. Rioux zaskomla� i zatoczy� si� wpadaj�c na
kogo� ty�em. Ruszy� do przodu opieraj�c si� d�o�mi o �cian�
i powoli otworzy� oczy. Mia� wra�enie jakby ogromne imad�o
mia�d�y�o mu g�ow�, a w spoj�wki wbijano mu ig�y.
Odetchn�� ci�ko. Opu�ci� jedn� d�o� w poszukiwaniu draku
jednocze�nie zerkaj�c na ekran przed sob�. Na zegar. Od
momentu wej�cia w Net min�o pi�� minut i osiem sekund.
Drug� d�oni� si�gn�� automatycznie ku czytnikom gniazda
Netu i