5741
Szczegóły |
Tytuł |
5741 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5741 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5741 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5741 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Witold Werner
Niewidzialno��
- Wiesz - powiedzia�em Ance - widzia�em dzi� na przystanku niewidom� dziewczyn�.
- I pewnie by� mi o tym nie wspomnia� - odpar�a moja pani - gdyby nie by�o w niej czego� szczeg�lnego.
Zna mnie dobrze i wnioskuje prawid�owo. Ania nigdy nie jest spokojna, gdy m�wi� o jakiejkolwiek dziewczynie. A
w�a�ciwie mog�aby by�, bo w�a�nie fakt, �e o tych moich "widzeniach" m�wi�, powinien by� dla niej dowodem moich
uczciwych intencji. Nigdy bowiem nie sil� si�, �eby przekona� j�, �e osoba przeze mnie widziana by�a paskudna i
odpychaj�ca. Nie umieszczam na jej twarzy nieistniej�cych blizn i nie twierdz�, �e mia�a wied�mowaty g�os. Uzna�em,
�e szczero�� jest idealna i bezpieczna, a udawanie, �e nie widz� innych dziewczyn, by�oby hipokryzj�. I tylko dla
r�wnowagi opowiadam jej te� o facetach, budz�c weso�e podejrzenia o sk�onno�ci homoseksualne.
- Rzeczywi�cie, by�a wyj�tkowo pi�kna.
- I pewnie t� swoj� urod� prowokowa�a m�czyzn - Ania natychmiast zacz�a snu� perwersyjne wizje.
- Kilka razy kulistym zako�czeniem swojej bia�ej laski musn�a usta - przypomnia�em sobie ten subtelny szczeg�
zachowania niewidomej, cho� w tamtym momencie nie budzi� we mnie �adnych skojarze�.
- A nie m�wi�am? - parskn�a Ania.
***
Niewidom� dziewczyn� zobaczy�em na przystanku przy Anielewicza na Muranowie. Wraca�em w�a�nie z
cotygodniowej pogaw�dki o wszystkim i o niczym z Wendallem. Sta�a na przystanku niczym pomnik. Nieruchomo, w
czarnej, kaszmirowej chyba, kurtce, szarych spodniach i martensach z nisk� cholewk�. Uderzy�o mnie to, �e by�a
szalenie elegancka i zadbana. Dziwne, �e to mnie zdziwi�o. "Dlaczego, do cholery" - us�ysza�em w my�lach jej
odpowied� na moj� niewypowiedzian� pochwaln� uwag� - "nie mam by� zadbana?". Chocia� nie, prawie na pewno nie
powiedzia�aby "do cholery". Staranny makija�, gustowne u�o�enie zabarwionych na kasztan w�os�w, bezbarwny lakier
na paznokciach. I mia�a lekko przyciemniane okulary optyczne (dlaczego?) - to wa�ne, bo mog�em widzie� jej oczy.
Jak zawsze u niewidomych - nieruchome. Jak u ma�o kogo - �ywe i pe�ne wyrazu.
Po chwili nadjecha�y dwa autobusy. Nie jestem pewien, czy zdawa�a sobie spraw� z tego, ile ich by�o. Niewidomi maj�
lepszy s�uch. Cz�sto prosz� mnie o pomoc, ale gdy podstawiam rami�, aby m�c ich prowadzi�, okazuj� si�
zdumiewaj�co samodzielni. "Teraz przechodzimy mi�dzy domami, nieprawda�?" - zapyta�, a raczej stwierdzi� kiedy�
ch�opak, kt�ry poprosi� mnie o doprowadzenie pod wskazany adres. "Tak?" - zdziwi�em si�, zastanawiaj�c si�, jak to
rozpozna�. "No pewnie, nie s�yszysz odbijaj�cych si� d�wi�k�w naszych krok�w? - zapyta�, a ja poczu�em si� tak,
jakby to moja percepcja �wiata by�a niepe�na.
- Chce pani jecha� 111 czy 180? - spyta�em.
- 180 - odpar�a, wdzi�cznym ruchem wyci�gaj�c w moj� stron� r�k�.
Sprawia�a wra�enie bardzo niewprawnej. Laska zdawa�a si� nie pomaga� jej w rozpoznaniu, gdzie jest autobus.
Wprowadzi�em j� do �rodka, a nast�pnie odsun��em si�. W �yciu zdarzaj� si� wspania�e okazje do nawi�zania
rozmowy i to by�a, by� mo�e, jedna z nich. Ale tym razem ogarn�a mnie jaka� nie�mia�o��. Co mia�bym jej
powiedzie�, skoro by�em os�upia�y z powodu jej urody i sparali�owany strachem, �e mog� j� czym� urazi�? A mam do
tego g�upi talent - tego ch�opaka z fenomenalnym s�uchem po�egna�em grzecznym "do widzenia", bo "cze��"
wydawa�o mi si� nieco zbyt familiarne. Oczywi�cie poniewczasie przekl��em swoj� bezmy�lno��. Cho� z drugiej
strony zdawa�em sobie spraw� z tego, �e wi�kszo�� ludzi irytuje obchodzenie si� z nimi jak z jajkiem.
Wysiad�a na Krakowskim Przedmie�ciu, przy Uniwersytecie. "Ciekawe, co studiuje" - zastanowi�em si�.
Na kolejnym spotkaniu opowiedzia�em o niej Wendallowi.
- I co, chcesz si� jako� z ni� pozna�? - spyta�
- Nie mam poj�cia. Niby co mog� jej zaproponowa�?
Po wyj�ciu przez godzin� w��czy�em si� bez celu. Tj. bez celu, do kt�rego mia�bym doj��, ale z celem zobaczenia jej.
Wysz�a akurat godzina, bo Wendall musia� wyj�� wcze�niej i nasze cotygodniowe spotkanie skr�ci�o si� w�a�nie o 60
minut. Wyszed�em od niego kilka minut po 10-ej, a przecie� pami�ta�em, �e tydzie� wcze�niej pojawi�a si� na
przystanku ok. 11-ej.
Zwiedziwszy starannie blokowiska nowszej cz�ci Muranowa pojawi�em si� w ko�cu tam, gdzie zobaczy�em j�
pierwszy raz. Niewidoma w�a�nie zbli�a�a si� do przej�cia przez ulic� i kierowa�a si� najwyra�niej w stron� przystanku,
gdzie na ni� czeka�em. Czy rzeczywi�cie czeka�em? Na co?
Tym razem sz�a znacznie pewniej. I tylko na przej�ciu kto� musia� j� powstrzyma� przed wej�ciem na ulic� przy
czerwonym �wietle. �e te� nie sta�em w tym momencie przy niej!
Dalej ju� niemal dok�adna powt�rka z poprzedniego tygodnia. Nadjecha� autobus, ona do niego wsiad�a. I tylko jedna
r�nica. Mimo solennej obietnicy, �e spr�buj�, mimo przygotowania sobie r�nych wariant�w kr�tkiej cho�by
wymiany s��w - nie zbli�y�em si� do niej na mniej ni� 3 metry. Wcze�niejsze onie�mielenie zamieni�o si� w blokad�.
Wygl�da�a niemal tak samo, jak wtedy, mo�e tylko makija� mia�a delikatniejszy.
***
W tej dziwnej, bo istniej�cej tylko w mojej wyobra�ni i przez ni� nieu�wiadamianej sytuacji, mam uprzywilejowan�
pozycj� - jestem niewidzialny. Jestem niewidzialny, bo tak chc�, a nie, jak reszta �wiata, bo ona jest niewidoma.
Postanawiam, �e b�d� j� obserwowa�. Nie �ledzi� - to by by�o nieuczciwe wobec niej, to by by�o �ajdackie
wykorzystywanie mojej niezas�u�onej przewagi.
Podobnie jak wtedy, doje�d�amy do Uniwersytetu. Dziewczyna siedzi do mnie ty�em, o tym, �e to ona, upewnia mnie
stercz�cy obok jej g�owy maszcik laski. Ona zn�w zbiera si� do wyj�cia. Zastanawiam si�, sk�d wie, gdzie ma wysi���.
Liczy przystanki? A mo�e Krakowskie Przedmie�cie (lub jakakolwiek inna ulica) jest charakterystyczna nie tylko
swoim wygl�dem? Wi�c czym? Sposobem, w jaki domy odbijaj� d�wi�ki? Nat�eniem ruchu ulicznego? Ale czy to
wszystko s�ycha� z autobusu? Je�li nie, to jednak musi liczy� przystanki, ale czy wobec tego mo�e si� r�wnocze�nie
skupi� na czym� innym - na w�asnych my�lach, planach, odczuciach?
Aby wiedzie�, �e wysiada, nie musz� nawet patrze� w jej stron� - wystarczy, �e wyczuwam zamieszanie spowodowane
tym, �e wszyscy w panice ust�puj� jej z drogi. Zreszt� patrzenia na ni� staram si� unika�. O ile ona nie wie, �e
uczestniczy w nier�wnej grze, to inni mog� si� tego domy�li� i zacz�� mnie o co� podejrzewa�.
Wychodzimy z autobusu r�nymi drzwiami. Ona prowadzona przez starsz� kobiet�, trzyma sztywno jej rami� i robi
zamaszyste ruchy laseczk�. Ja przez d�u�sz� chwil� pr�buj� dostosowa� do nich swoje tempo marszu. Schodzimy do
przej�cia podziemnego. Na chwil� wpadam w trans i mam wra�enie, �e to nie ja mijam �ciany, ale one mnie mijaj�.
Efekt wcielenia si� zmys�u wzroku w to�samo�� kamery filmowej. Zreszt� naprawd� jest jak w filmie, tylko nie
pami�tam, w jakim. One sun� przede mn�, a pod �cian� m�ody cz�owiek gra na flecie. Wychodzimy z przej�cia. Na
chwil� trac� j� z oczu, ale kieruj� si� w stron� bramy uniwersyteckiej. Idzie sama! Co powiedzia�a swojej
przewodniczce? "Dzi�kuj�, dalej ju� sobie poradz�, znam drog�"? A mo�e to przewodniczka musia�a p�j�� w swoj�
stron�? Dziewczyna ma wyra�ne k�opoty z topografi� g��wnej siedziby uczelni, kt�ra je�y si� przeszkodami - koszami
na �mieci, rozdzielnikiem elektrycznym, kraw�nikami, latarniami, donicami z chwastami. Wszystkie omija w ostatniej
chwili, namacawszy je lask�.
Przecina alej� prowadz�c� do budynku biblioteki. Czyli nie Romanistyka, nie Biologia, nie Historia Sztuki i nie
Polonistyka. Kt�ry z tych kierunk�w najbardziej by do niej pasowa�? U�wiadamiam sobie, �e ca�y czas wyobra�a�em
sobie, �e jest pianistk�. W ko�cu wi�kszo�� muzyk�w gra na swoich instrumentach n i e p a t r z � c na nie. Wzrok nie
jest do tego potrzebny.
O rany, idzie na wydzia� prawa! Co� nieprawdopodobnego - taki bezduszny kierunek. Ale jak ona si� tego wszystkiego
uczy? Czy kodeksy i ceg�opodobne podr�czniki s� wydawane w j�zyku Braille'a?
Zaczyna mnie ciekawi�, czy kto� do niej podejdzie, mo�e ona wyczuje obecno�� kogo� znajomego, swojego ch�opaka.
Ale idzie sama i nikt nie zwraca na ni� uwagi. Po prostu usuwaj� si� jej z drogi. Mija hol i nagle wchodzi do jednej z
sal. Po chwili i ja podchodz� do tych samych drzwi. Biblioteka. Po kilku minutach opuszcza j�, bezb��dnie kieruje si�
do wyj�cia, wychodzi. Okr��a budynek wydzia�u i zmierza do Auditorium Maximum. Chc� pozosta�
niezidentyfikowany i wchodz� innym wyj�ciem. Gubi� j�.
I nagle - ja chyba �ni� - widz� wchodz�cych kolejno do budynku niewidomych. Prowadzeni przez koleg�w rozchodz�
si� do r�nych sal wyk�adowych.
***
Stoj� pod "Audimaxem", �mi�c papierosa i snuj�c wizje, jakie normalnie do mnie nie przychodz�. Zastanawiam si�,
czy wie, �e przystanek w drug� stron� jest przeniesiony z powodu remontu o kilkadziesi�t metr�w. Jak b�dzie wraca�
do domu? P�jdzie tam, gdzie przystanek jeszcze niedawno by�. Stanie pod zadaszeniem. Po chwili zorientuje si�, �e
poza ni� nikogo tam nie ma. I co dalej? B�dzie musia�a kogo� spyta�. Ale mam dziwne wra�enie, �e najpierw spr�buje
sama si� zorientowa�, na przyk�ad po pr�dko�ci przeje�d�aj�cych autobus�w. Gdy zobaczy�em j� pierwszy raz na
przystanku, nic nie wskazywa�o na to, �e zamierza si� spyta�, jaki autobus przyjecha�. Mam wra�enie, �e proszenie o
pomoc j� kr�puje, cho�, gdy j� otrzymuje, leciutko i uroczo si� u�miecha.
A gdyby si� zorientowa�a, �e za ni� szed�em? "Dlaczego ci�gle przy mnie jeste�?" - spyta�aby. Z pretensj�? Z obaw�?
A mo�e przyja�nie? "Jak mnie zidentyfikowa�a�" - odpowiedzia�bym pytaniem. "Pachniesz czym� cytrynowym, mo�e
p�ynem po goleniu. U�ywasz benzynowej zapalniczki. Jej trzask s�ysza�am co najmniej cztery razy. Chodzisz w kurtce,
kt�ra bardzo charakterystycznie szele�ci - jak gruby papier. Mam m�wi� dalej? Po prostu wiem, �e ty to ty, i ju�. Wi�c
czego ode mnie chcesz?".
Nie umia�bym jej sensownie odpowiedzie�, lawirowa�bym w�r�d bana��w.
"Mog� Ci� zaprosi� na kaw�?".
"Wiesz, �cigam si� z dwoma kolegami, kt�ry z nas zrobi najciekawszy portret. Zgodzi�aby� si� mi pozowa�?"
"Dlaczego studiujesz prawo?"
"Masz kogo�, kto ci� kocha, a ty jego?"
"Od kiedy nie widzisz? Mam wra�enie, �e to co� nowego w twoim �yciu. Czy to w og�le mo�e przesta� by� nowe?"
"Chcia�bym by� twoimi oczami - opisa� ci �wiat. Na przyk�ad budynek, w kt�rym studiujesz. Ale nie wiem, czy
umiem. Us�ysza�em niedawno, �e gdyby pewne elementy pejza�u nie zosta�y nazwane - maszkaron maszkaronem,
kolumna dorycka kolumn� doryck�, ga��� ga��zi�, a urwisko urwiskiem - znacznie mniej ludzi by te rzeczy zauwa�a�o.
Nie wiem, jakimi poj�ciami jeste� w stanie operowa�, czy masz jaki� wewn�trzny ekwiwalent dla s��w, kt�re osobom
widz�cym wydaj� si� takie zrozumia�e. M�g�bym zacz�� od linii prostych i krzywych, wodz�c twoj� r�k� po lustrze
albo po blacie biurka. Potem przeszed�bym do kuli, mo�e gruszki i tak dalej. Ale o tym wszystkim pewnie ju� wiesz.
Je�li bym chcia� zacz�� opowiada� ci o bardziej skomplikowanych kszta�tach, m�j j�zyk okaza� by si� niezgrabny i
niewprawny jak r�czka ma�ego dziecka, ma��cego pokraczne figury na pierwszej w �yciu kartce papieru. Ale kto wie,
mo�e z czasem doszed�bym do wprawy."
"Spr�buj mi opowiedzie�, jak odbierasz �wiat, nie ka� mi dalej zgadywa�. Wiem, �e nigdy ci� do ko�ca nie
zrozumiem, cho� wierz mi, zrozumienie ciebie w spos�b ca�kowity napawa mnie strachem".
- Witek, obud� si�. Obud� si�! S�yszysz mnie?
Pewnie, �e Ci� s�ysz�. Sk�d to pytanie. W �wietle moich nowych dozna� powinna� raczej spyta�, czy Ci� widz�. Zaraz-
zaraz. O kim to s�ysza�em - �e podczas lekkiego wylewu zacz�� mu si� rozje�d�a� obraz przed oczami. Ach,
oczywi�cie, mama Adama. Tyle zd��y�a powiedzie�, zanim lekki wylew krwi zmieni� si� w silny, silny wystarczaj�co,
�eby zabi� w kilka minut, podczas gdy lekarze zaczynali kojarzy� b�le g�owy ze z�ym ukrwieniem. Ale nie mogli ju�
nic zrobi�. Anka, dlaczego tak dziwnie na mnie patrzysz? Ja tylko nie mam si�y utrzyma� otwartych powiek. Czy to
twoja d�o�? Nie mog� jej �cisn��!
- Witek! Uwa�aj! Skup si�, kochanie, patrz na mnie.
Dobrze, zawsze lubi�em na Ciebie patrze�. Nie musisz mnie o to prosi�, uwielbiam na Ciebie patrze�, cho� we �nie
widzia�em kogo� innego. Ale, skoro �nisz mi si� tak cz�sto, to chyba czasem mo�e mi si� co� takiego raz przydarzy�.
Ania, dlaczego widz� ci� z g�ry? Dlaczego jeste� coraz ni�ej pode mn�?