5738

Szczegóły
Tytuł 5738
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5738 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5738 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5738 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

STEFAN WEINFELD W�ADCY CZASU - Wynik negatywny. - Do�wiadczenie numer siedemset dwadzie�cia jeden... wynik negatywny... - powt�rzy� pod nosem Art, zapisuj�c w grubym zeszycie rezultat. Od�o�y� d�ugopis, pochyli� si� w ty� na oparciu krzes�a i spojrza� na tarcz� wisz�cego na �cianie zegara. - Ju� dziesi�ta... siedzimy tu prawie czterna�cie godzin, trzy do�wiadczenia, wszystkie nieudane. Teraz nast�pi co najmniej tydzie� przerwy na ustalenie nowych parametr�w, zn�w kilka do�wiadcze� i �adnej gwarancji, �e wynik b�dzie pozytywny. - Za�amujesz si�? - zapyta� Ben Watto. - Bynajmniej, to musi wreszcie wyj��. - Wyraz �musi� Art Markan wym�wi� z naciskiem. - Teoretyczne rozwi�zanie jest z pewno�ci� prawid�owe i niezale�nie od wszelkich trudno�ci eksperymentu musi wreszcie znale�� potwierdzenie. Tylko kiedy? Czy Kelew nie straci wreszcie cierpliwo�ci i nie zrezygnuje z finansowania prac? Przecie� nie mamy za sob� nikogo, kto chcia�by nam udzieli� poparcia. Je�li Kelew wycofa si� z tego interesu - a przecie� nikt nawet nie wie, co go sk�ania, �eby �o�y� na to grube pieni�dze - znajdziemy si� w tym samym punkcie, co przed trzema laty... - Nie maj�c pieni�dzy, a maj�c przeciwko sobie wszystkie fizyczne znakomito�ci - kontynuowa� Ben. - W�a�nie. I dlatego w Kelewie ca�a nasza nadzieja. Musimy przyspieszy� do�wiadczenia. Wiesz co ? A mo�e powt�rzyliby�my siedemset siedem? Pami�tasz, stwierdzili�my p�niej, �e �o�ysko by�o zatarte; to mog�o zniekszta�ci� wynik! - P�no ju�... ale spr�bujemy. A zatem... jakie dane? Art pochyli� si� nad zeszytem i powiedzia�: - Ro ksi gamma zero cztery siedemna�cie omega jeden. Ben Watto usiad� zn�w przy pulpicie sterownicrym nastawiaj�c pokr�t�a. Wdusi� bia�y przycisk i du�a tarcza zacz�a szybko wirowa� doko�a osi, stopniowo osi�gaj�c maksymaln� liczb� obrot�w. Wydawa�o si�, �e p�d powietrza wywo�any wirowaniem tarczy porwie umocowany tu� na wprost niej, w odleg�o�ci kilku centymetr�w i wycelowany w lini� wykre�lon� przy obwodzie, pistolet. Ale pistolet tkwi� nieruchomo i nieruchomo skierowane by�y na wylot lufy trzy mlecznego koloru rury, owini�te zwojami przewod�w. Ben nacisn�� teraz czerwony przycisk i rury zal�ni�y r�owaw� po�wiat�. Obaj m�czy�ni patrzyli na ten widok jak urzeczeni. Za naci�ni�ciem zielonego przycisku zap�on�o za tarcz� jaskrawe �wiat�o i jednocze�nie rozleg� si� strza�. R�ce Bena uwija�y si� teraz szybko po pulpicie. Po�wiata rur zgas�a, tarcza zacz�a zwalnia� obroty. Do�wiadczenie by�o sko�czone. Art, patrz�c na wiruj�c� ju� znacznie wolniej tarcz�, ziewn��. - Za godzin� b�d� ju� w ��ku, czeka mnie pi�� godzin rozkosznego snu. jeszcze tylko zapisz�, �e wynik siedemset siedem negatywny, bo trudno uwierzy�, aby w�a�nie teraz mia�o by� inaczej. Tarcza zatrzyma�a si�, Ben zbli�y� si� do niej z miark�. - Art ! Art, trzy i p� milisekundy ! Markan jednym susem przeskoczy� biurko, dziel�ce go od aparatu. - Niemo�liwe! Tak, trzy... nawet o kilkadziesi�t mikrosekund wi�cej! Ben, ch�opie! Wysz�o, wysz�o! Wysz�o, to przekracza wszelkie mo�liwe granice b��du pomiaru. Ale� min� zrobi ten stary Patson! Dzwonimy do Kelewa! - Teraz ? - zapyta� wyra�nie wzruszony Ben. - Teraz. Sze��set siedemdziesi�t pi�� dwie�cie trzydzie�ci jeden... - powtarza�, wybieraj�c na tarczy aparatu ka�d� z cyfr. - Pan Kelew? John Kelew? Ach, to pan, nie pozna�em po g�osie... Mamy ju� wynik pozytywny, s�yszy pan? Tak, bez w�tpliwo�ci. Oczywi�cie, powt�rzymy to do�wiadczenie, nawet wielokrotnie, ale osobi�cie jestem przekonany... Przyje�d�a pan? Naturalnie, czekamy! Od�o�y� s�uchawk� i, zwracaj�c si� do towarzysza, rzek�: - B�dzie za godzin�. Zd��ymy jeszcze raz sprawdzi�. Istotnie, gdy po up�ywie godziny otworzy�y si� bezszelestnie drzwi laboratorium i do sali wszed� ze zwyk�� sw� ponur� min� Kelew, w zeszycie zanotowany by� ju� wynik do�wiadczenia siedemset siedem A: wynik pozytywny. Kelew usiad� nieproszony, nie witaj�c si�, jak gdyby przed chwil� zaledwie wyszed� by� na korytarz. - Powt�rzyli�cie do�wiadczenie? - Tak. Wynik identyczny, trzy i p� milisekundy. - Trzy i p� milisekundy - wypowiedzia� Kelew rozci�gaj�c s�owa. - To istotnie du�o, je�li w do�wiadczeniu nie ma b��du metodycznego. Nie pomylili�cie si� gdzie� w za�o�eniu? - Raczej nie. Ale prze�led�my je raz jeszcze - zabra� g�os Art. - Z chwil� gdy otw�r w punkcie zerowym tarczy znajdzie si� na wprost pistoletu, promie� �wietlny pada przeze� na fotokom�rk� i powoduje automatyczne odpalenie. Uwzgl�dniaj�c pr�dko�� pocz�tkow� pocisku, odleg�o�� od komory nabojowej do tarczy i pr�dko�� liniow� okr�gu na tarczy na wysoko�ci lufy, otrzymujemy ten oto punkt - wskaza� palcem - kt�ry powinien by� normalnym �ladem pocisku. Wyliczenia te potwierdzone by�y zreszt� wynikiem praktycznym w czasie poprzednich, nieudanych do�wiadcze�. Teraz otrzymali�my �lad pocisku o tutaj - ponownie wskaza� palcem - i oznacza to, przy danej pr�dko�ci k�towej, �e pocisk uderzy� w tarcz� trzy i p� milisekundy p�niej. Nie mo�na tego interpretowa� inaczej, jak tylko w ten spos�b, �e... - �e? - podchwyci� Kelew. - �e w ci�gu tego w�a�nie okresu pocisk, pomi�dzy luf� i tarcz�, znajdowa� si� w polu czasu stoj�cego. Kelew zapali� papierosa z tak� min�, jakby ta w�a�nie czynno�� najbardziej go w tym momencie poch�ania�a. Po chwili rzek�: - To du�o i ma�o jednocze�nie. Jako eksperymentalne potwierdzenie s�uszno�ci waszej teorii bardzo du�o. Jako wynik, na kt�rym nale�a�oby oprze� praktyczne wykorzystanie waszego odkrycia, diabelnie ma�o. Ile lat wam jeszcze potrzeba, aby wytworzy� ci�g�e pole czasu stoj�cego na przeci�g chocia�by godziny ? Teraz Art Markan zapali� papierosa. Ben, kt�ry zna� go od lat, wiedzia�, �e Art nigdy nie pali w laboratorium: teraz wi�c wyra�nie chcia� zyska� chwil� do namys�u. Rzek� wreszcie: - M�j przyjaciel Warto potwierdzi chyba moje zdanie, �e to by�by zupe�nie nowy etap naszej pracy i bez opracowania dok�adnych plan�w nie mo�na do niczego si� zobowi�za�. - Tak - w��czy� si� Ben - dotychczas wszystko zale�a�o od nas dw�ch i pomoc tuzina in�ynier�w i p�setki technik�w nie by�aby przyspieszy�a sukcesu nawet o jeden dzie�. Teraz wszystko wygl�da inaczej: zbudowanie urz�dzenia nadaj�cego si� do praktycznego wykorzystania wymaga pieni�dzy i ludzi. Im wi�kszymi sumami b�dziemy dysponowa�, im wi�cej ludzi nadaj�cych si� do tych prac b�dziemy w stanie zaanga�owa�, tym szybciej uzyskamy to, o co panu chodzi. Ostatnie s�owo nale�y wi�c do pana. Kelew wsta� z krzes�a, doszed� do pulpitu sterowniczego przygl�daj�c mu si� w zadumie. - Wysoko�� sum, jakie trzeba b�dzie przeznaczy� na dalsze prace, nie gra tu najmniejszej roli - powiedzia�. - Trudno�� polega tylko na tym, �e nie mog� stworzy� tu specjalnych zak�ad�w, kt�re zaj�yby si� produkcj� aparatury. Bardziej by mi odpowiada�o, gdyby panowie zamawiali po prostu cz�ci zaprojektowanej przez siebie aparatury w jakichkolwiek zak�adach i nast�pnie zmontowali ca�o��. By�oby przy tym po��dane, aby korzysta� z us�ug kilku r�nych zak�ad�w tak, aby tajemnica zam�wienia nie zosta�a przedwcze�nie ujawniona. - Kosztowa�oby to pana znacznie dro�ej - zauwa�y� Art. Poza tym wynika�oby z pa�skich s��w, �e nie �yczy pan sobie opublikowania naszego odkrycia. Musz� panu lojalnie wyzna�, �e nasze zamierzenia koliduj� w tej mierze z pa�skimi. Pracowali�my wiele lat, aby wreszcie doj�� do tego, co pan dzisiaj zobaczy�. Zrezygnowali�my z kariery, z pozycji w �wiecie naukowym, z �ycia osobistego. Prosz� nas zrozumie�, nie potrafiliby�my si� tego wyrzec. Wiemy, �e bez pa�skiej pomocy niczego by�my nie dokonali i nie mamy najmniejszego zamiaru przemilcze� pa�skiego udzia�u w tej pracy. Jednak�e wyrzeczenie si�... - Nie m�wi� wcale o wyrzeczeniu si� - przerwa� Kelew, kt�ry przys�uchiwa� si� ze spokojem podnieconym wywodom Arta prosz� tylko o zrozumienie moich racji. Zaanga�owa�em w t� prac� znaczn� cz�� swojego maj�tku i pragn��bym j� przynajmniej odzyska�, ubiegaj�c innych w produkcji urz�dze� praktycznie wykorzystuj�cych w�asno�ci pola czasu stoj�cego. Skoro tylko b�d� przygotowany do wkroczenia na rynek tajemnica przestanie by� tajemnic� i panowie b�d� mogli opublikowa� tyle prac, ile tylko sami zechcecie. Udziel� wam jeszcze w tym pe�nej pomocy finansowej. - W jaki spos�b wyobra�a pan sobie praktyczne zastosowanie naszego odkrycia? - My�l�, �e mo�liwo�ci wykorzystania pola czasu stoj�cego s� bardzo du�e. Istnieje wiele sposob�w uzyskiwania informacji o przebiegu ci�g�ego procesu technologicznego i wp�ywania na ten przebieg, ale nie zawsze jest mo�liwe przerwanie takiego procesu i nast�pnie podj�cie go po raz wt�ry akurat w tym punkcie, w kt�rym zosta� przerwany. Nie musz� chyba panom t�umaczy� dok�adniej, �e uzyskanie takiego sposobu - to znaczy po prostu oddanie danej aparatury wp�ywowi pola czasu stoj�cego - doprowadzi do rewelacyjnych wprost zmian w r�nych dziedzinach przemys�u. A akcja ratownicza przy po�arze, kiedy nie ma akurat w pobli�u odpowiedniej koncentracji ludzi i sprz�tu? Wystarczy po prostu zatrzyma� up�yw czasu w rejonie po�aru, starannie i bez specjalnego po�piechu przygotowa� wszystko, co trzeba dla zgaszenia ognia, i dopiero wtedy, po wy��czeniu pola czasu stoj�cego, przyst�pi� do akcji. Wyobra�acie sobie, panowie, jak ogromnych strat uda si� unikn��? Kr�tko m�wi�c odkrycie wasze ma du�e znaczenie praktyczne, ja za� zamierzam je odpowiednio wykorzysta�, wam, panowie, pozostawiaj�c ca�� s�aw� i zapewniaj�c oczywi�cie odpowiednie dochody. A wi�c: zgoda na moj� propozycj�? Warto i Markan spojrzeli w milczeniu na siebie i bez entuzjazmu kiwn�li potakuj�co g�owami. Prace potoczy�y si� teraz szybko, a rezultaty by�y nader zach�caj�ce. Obaj fizycy opracowali konstrukcj� urz�dzenia du�ej mory i sukcesywnie wysy�ali dokumentacj� i zam�wienia na poszczeg�lne fragmenty aparatury, jednocze�nie za� korzystaj�c ze zbudowanego przez siebie generatora czasu stoj�cego - badali zdumiewaj�ce w�a�ciwo�ci wytwarzanego pola. Okaza�o si�, �e w odr�nieniu od innych znanych w fizyce p�l mia�o ono ograniczony zasi�g oddzia�ywania, przy czym w zasi�gu tym nat�enie posiada�o warto�� sta��. Inaczej m�wi�c niewidoczna, lecz wyra�nie zarysowana granica oddziela�a przestrze�, w kt�rej wszystko dzia�o si� normalnie, od tej przestrzeni, w kt�rej czas w og�le nie up�ywa�. �ycie przemijaj�ce, kt�rego ko�cem musia�a by� �mier�, od �ycia wiecznego, w istocie b�d�cego �mierci�, dzieli� jeden krok. Nastr�cza�o to fizykom wiele okazji do rozwa�a� filozoficznych, kt�re urywane by�y w�a�ciwie tylko wtedy, gdy zjawia� si� Kelew. A Kelew sta� si� w pracowni cz�stym go�ciem: interesowa� si� wszystkimi szczeg�ami prac, bra� udzia� w monta�u nadsy�anych z r�nych stron fragment�w i w uruchamianiu aparatury. Jego stosunek do badaczy mo�na by�oby nazwa� opieku�czo- przyjacielskim, jakkolwiek pobudki tej zmiany nie by�y dostatecznie jasne ani dla Arta, ani dla Bena. W ka�dym razie z inicjatywy Kelewa dla generatora mocy czasu stoj�cego wybudowany zosta� na wzg�rzu specjalny budynek o nowoczesnej konstrukcji w kszta�cie ogromnego okr�g�ego tortu, z rozsuwanymi zewn�trznymi �cianami. w�r�d znacznej liczby kr�c�cych si� zwykle w tym budynku in�ynier�w i technik�w, zaanga�owanych dorywczo do prac monta�owych, Kelew wyra�nie wyr�nia� fizyk�w, okazuj�c im specjalne wzgl�dy. Nastawa� na to, aby Art i Ben ko�czyli prac� nie p�niej ni� o sz�stej po po�udniu, jak r�wnie� aby wykorzystywali weekendy na odpoczynek i wycieczki. Na pocz�tku lata, po wst�pnym uruchomieniu generatora mocy, Kelew sam zarz�dzi� wstrzymanie na dwa tygodnie pracy, aby umo�liwi� Markanowi i Warto - pierwszy od trzech lat - wyjazd na kr�tki urlop. Obaj wyjechali razem. Niemo�liwe wydawa�o si� jakiekolwiek inne rozwi�zanie, tak byli z�yci ze sob� i tak byli odseparowani od innych. Zaszyli si� w g�uszy le�nej, nad niewielkim jeziorkiem, oddzieleni kilkudziesi�cioma milami wertep�w od najbli�szej ludzkiej osady. Rybo��wstwo dawa�o wypoczynek i urozmaica�o jad�ospis, sk�adaj�cy si� g��wnie z konserw i suchar�w. Apetyty dopisywa�y, po tygodniu ju� zabrak�o wo�owiny i mleka skondensowanego. Art wybra� si� rano autem do miasteczka, aby uzupe�ni� zapasy; wr�ci� wczesnym popo�udniem wzburzony i podniecony, z dala ju� wymachuj�c gazet�. - Ben, Ben! - krzycza�. - Czytaj! I zanim jeszcze wyskoczy� z wozu, podsun�� mu pod oczy artyku� z ogromnym nag��wkiem: �Skandal na po�udniowo-zachodniej linii kolejowej. Wielka wyodr�bniona magistrala, wybudowana w ci�gu siedmiu miesi�cy kosztem przesz�o siedemdziesi�ciu milion�w, okaza�a si� niepotrzebnym wydatkiem, stwierdza adwokat Barrow. Ekspres �Z�oty Ptak�, kt�ry dzi�ki niej mia� unikn�� wszelkich przeszk�d na trasie i rozwija� szybko�� dwustu pi��dziesi�ciu mil na godzin�, Sp�ni� si� wczoraj z nie ustalonych przyczyn o przesz�o dziewi��dziesi�t minut. Specjalna komisja bada przyczyny wydarzenia. Maszynist�, neguj�cego op�nienie, skierowano na badania psychiatryczne...� Ben przeczyta� artyku� dwukrotnie i powiedzia� wreszcie tonem cz�owieka, kt�ry nie chce uwierzy� w fakt oczywisty: - To niemo�liwe! - Zrozum, Ben, to przecie� magistrala bez stacji po�rednich, bez skrzy�owa�, bez semafor�w. �Z�oty Ptak� nie zatrzymuje si� nigdzie, maszynista nigdzie nie zwalnia. Je�li nie by�o w drodze awarii i przymusowego postoju, ekspres nie ma po prostu mo�liwo�ci takiego op�nienia. - Mo�e tachometr by� uszkodzony i r�nica �redniej szybko�ci spowodowa�a op�nienie. - Maszynista twierdzi�, �e utrzymywa� stale wyznaczon� mu szybko��, i w dodatku pokazywa� zegarek, wed�ug kt�rego przyby� na miejsce dok�adnie wed�ug rozk�adu jazdy. Ma�o prawdopodobne, aby zepsu� si� i zegarek, i techometr. Mo�na by�oby co prawda podejrzewa� z�� wol� maszynisty. Ale jakie motywy mog�yby nim kierowa�? W dodatku jak wyt�umaczy� fakt, �e ani konduktorzy, ani pasa�erowie nie dostrzegli op�nienia i byli przekonani, �e przyjechali we w�a�ciwym czasie ? - Chcesz wi�c powiedzie�, �e... - Tak. Przez dziewi��dziesi�t minut poci�g znajdowa� si� w polu czasu stoj�cego. Kt� ze znajduj�cych si� w nim ludzi m�g� to zauwa�y�, je�li te p�torej godziny zosta�o po prostu wyci�te z ich �ycia? Tylko - kto to zrobi�? Kto jeszcze opr�cz nas wytworzy� czas stoj�cy? - Daj mi map�! Roz�o�y� map� na ziemi, pochyli� si� nad ni�. - Magistrala �Z�otego Ptaka� przebiega t�dy... dalej skr�ca na p�nocny zach�d... omija miasto Malagona, z jego o�rodkiem uniwersyteckim, w kt�rym mo�na by�oby si� spodziewa� istnienia generatora czasu stoj�cego... omija zak�ady fizyczne w Lakepool... wielkie nieba! Palec Bena utkn�� w miejsc, Att spojrza� - i zrozumia�. - Racja, przecie� magistrala przebiega w odleg�o�ci dw�ch kilometr�w od naszego laboratorium. S�dzisz... ? - nie sko�czy� pytania. - Nie wiem. Jedziemy? - jedziemy. Po pi�tnastu godzinach szale�czej jazdy przybyli na miejsce. Otworzyli bram� wej�ciow� i zajechali przed budynek, mocowali si� przez chwil� z zamkiem u drzwi wej�ciowych i wreszcie wbiegli do �rodka. By�o oczywiste, �e w czasie ich nieobecno�ci prowadzono tu bardzo intensywne prace. Generator mocy pola czasu stoj�cego umieszczony by� na platformie, kt�ra mog�a by� przetaczana po szynach doko�a ca�ego budynku. W hali znajdowa�a si� r�wnie� aparatura do�wiadczalna. Dodatkowe stanowisko monta�owe wskazywa�o na to, �e by�y tu czynione przygotowania do zmontowania nast�pnego generatora. Gdy Art zapali� �wiat�o i jaskrawy blask �wietl�wek zmiesza� si� z szarym �wiat�em poranka, ostre cienie urz�dze� nada�y ca�o�ci wygl�d szczeg�lnie gro�ny. Fizycy nie zd��yli jeszcze rozejrze� si� dok�adniej, gdy rozleg� si� ostry i nieprzyjemny g�os Kelewa: - Dzie� dobry panom. A c� to panowie robi� o tak wczesnej porze ? Pierwszy z zaskoczenia otrz�sn�� si� Ben. - Niespodzianka jest obop�lna. W naj�mielszych marzeniach nie podejrzewali�my, �e mo�emy po powrocie zasta� to, co zobaczyli�my. - Maj� panowie co� przeciwko temu? - To pan zatrzyma� �Z�otego Ptaka� ? - zapyta� wr�cz Art. - Ja? -Kelew odpowiedzia� na pytanie Arta z takim spokojem, jak gdyby dotyczy�o ono zjedzenia kolacji czy te� wypalenia papierosa. Nie zwracaj�c uwagi na wzburzenie swoich wsp�pracownik�w pochyli� si� i pog�aska� wielkiego owczarka, kt�ry wbieg� do hali i dopad� go �asz�c si� u n�g. - Czy pan zdaje sobie spraw�, jakie mog� by� nast�pstwa takich zabaw ? Kelew wyprostowa� si� i uj�� obur�cz przewieszon� przez rami� laseczk�. - Chc� powiedzie�, �e dotychczas wsp�pracowali panowie ze mn� lojalnie i uczciwie, i b�d� rad, je�li stosunki pomi�dzy nami i nadal b�d� uk�ada� si� na tych samych podstawach. Czas, aby si� panowie dowiedzieli, �e wasze odkrycie ma by� dla mnie �rodkiem pomocnym nie tylko do zdobycia kapita��w, ale i do zdobycia w�adzy. Tylko cz�owiek silnej r�ki mo�e przeciwstawia� si� skutecznie naporowi ludzi, domagaj�cych si� coraz dalej id�cych reform. Wasz generator jest idealnym do tego celu narz�dziem. - Nie... nie spodziewali�my si� takich mo�liwo�ci wykorzystania naszych prac. To chyba niemo�liwe - powiedzia� Art. Kelew roze�mia� si�, mylnie poj�wszy znaczenie ostatnich s��w fizyka. - Niemo�liwe? Sp�jrzcie tylko, panowie! Doszed� do pulpitu sterowniczego i przesun�� d�wigienk�. Zawarcza� silniczek elektryczny i powoli zacz�a si� rozsuwa� zewn�trzna �ciana budynku. Nast�pnie platforma z generatorem przesun�a si� powoli po szynach, zajmuj�c miejsce na wprost wylotu. Zapali�a si� czerwona lampa i delikatnie zabrz�cza� transformator. Generator pracowa�. Kelew zamachn�� si� i rzuci� przed siebie lask�. Obracaj�c si� przelecia�a za przesuni�te �ciany budynku i zawis�a nagle nieruchomo w powietrzu, nie dotykaj�c ziemi. - Top, aport rozkaza�. Psisko rzuci�o si� w kierunku laski i w podskoku tu� poza budynkiem ugrz�z�o jak gdyby w niewidzialnej galarecie. jego rozrzucone nogi, na wp� tylko przymkni�ty pysk i otwarte oczy wywiera�y tym bardziej przykre wra�enie, �e wydawa�o si� nieprawdopodobne, aby w tej pozycji utrzyma� si� d�u�ej ni� u�amek sekundy; a przecie� tkwi� tak nieruchomo. Kelew wyj�� z kieszeni pistolet, zmierzy� w kierunku psa i wystrzeli�. Wydawa�o si�, �e chybi�, gdy� pies nie zmieni� swojej pozycji. Ale Kelew schowa� pistolet do kieszeni i, zwracaj�c si� w kierunku fizyk�w, rzek�: . - Wci�� jeszcze �yje i �y� b�dzie jeszcze tak d�ugo, jak ja tego zechc�, jednak�e los jego jest ju� przes�dzony. Wy��czy� generator i w tej samej chwili pies rzuci� si� w g�r� i opad� ci�ko na ziemi�, przebieraj�c jeszcze przez chwil� �apami, zanim nie znieruchomia� zupe�nie. Laska, po kt�r� bieg�, spad�a o kilka krok�w od niego. Art i Ben jednocze�nie pobiegli w kierunku psa, jak gdyby pragn�c sprawdzi�, czy to, co widzieli, dzia�o si� naprawd�. Zanim jeszcze wr�cili, Kelew zapyta� niecierpliwie: - A wi�c jak, czy mog� liczy� na pan�w dalsz� lojaln� wsp�prac�? Ben, odwracaj�c si� od psa, krzykn�� g�o�no i gniewnie: - Nie! - To szkoda. Ben zdumia� si� widz�c, �e jednocze�nie z wypowiedzeniem tych s��w na sali znalaz�o si� kilku m�odych ludzi o podejrzanym wygl�dzie. Rzut oka na wielki zegar wyja�ni� tajemnic� tak nag�ego ich pojawienia si�. By�a ju� godzina dziesi�ta: oznacza�o to, �e przez dobrych pi�� godzin znajdowali si� w polu czasu stoj�cego. Kelew unieszkodliwi� ich w ten spos�b, by mie� czas na wezwanie swoich zbir�w. - Bra� ich ! Brutalnie rzuceni o ziemi� i zwi�zani, Ben i Art zostali nast�pnie zamkni�ci w ciasnej komorze, wykorzystywanej jako podr�czny magazyn narz�dzi u�ywanych do monta�u aparatury. R�ce wykr�cone do ty�u i przywi�zane do n�g oraz kneble w ustach odbiera�y mo�liwo�� ucieczki lub wezwania pomocy. Z hali dochodzi�y odg�osy gor�czkowej krz�taniny. Art, pr�buj�c zmieni� nieco swoj� niewygodn� pozycj�, stukn�� nog� o niewielk� stoj�c� p�eczk�. Zachwia�a si�, a znajduj�ce si� na niej narz�dzia g�o�no zabrz�cza�y. Art spr�y� si� i kopn�� w p�k� tak silnie, jak tylko pozwala�a mu na to jego pozycja. Przewr�ci�a si� uderzaj�c go dotkliwie, ale narz�dzia potoczy�y si� na pod�og�. Przewracaj�c si� i tocz�c, dr�twiej�c chwilami od b�lu, jaki sprawia�y mu wpijaj�ce si� w cia�o sznury, Art przysun�� si� wreszcie do narz�dzi i po omacku wyszuka� w nich pi�k� do metalu. Teraz nale�a�o ustawi� si� tak, aby drobnymi ruchami ko�czyn przeci�� sznury: Czynno�� ta by�a bardzo trudna i m�cz�ca i Artowi wydawa�o si�, �e trwa d�ugie godziny. Wreszcie uda�o mu si� przetrze� sznur wi���cy r�ce z nogami, nast�pnie za� rozci�� sznury na r�kach. Teraz ju� bez k�opotu uwolni� nogi i wyj�� knebel. - Ben... Ben!... Odpowiedzia�o mu niewyra�ne mruczenie. A wi�c Ben by� przytomny, to dobrze. W ciemno�ci kom�rki namaca� cia�o przyjaciela i nie zwlekaj�c przeci�� mu wi�zy. Ben wyprostowa� si� i z westchnieniem pomasowa� przeguby r�k. - O ma�o nie zemdla�em... Co oni tam robi�? Obaj przysun�li si� do drzwi i starali si� uchwyci� dochodz�ce spoza nich odg�osy. W�r�d rumoru i stuku rozleg� si� nagle jaki� dono�ny g�os: - Szefie, szefie, w�z policyjny zajecha� przed bram� - Zmiata� st�d, szybko. Do starego budynku. Zadzwoni� po was, kiedy b�dziecie potrzebni. Calote, ze mn� ! - rozkaza� Kelew najwidoczniej jednemu ze swoich pomocnik�w. W hali zrobi�o si� zupe�nie cicho. Ben ostro�nie wyjrza� i zobaczy�, �e zupe�nie opustosza�a. Obaj wyskoczyli z kom�rki i doskoczyli do uchylonej �ciany, kryj�c si� za stoj�c� tam skrzyni� akurat w momencie; kiedy wr�cili Kelew i Calote. - Pojechali, ale ju� si� nami interesuj� - rzek� Kelew. Pakujemy dokumenty i wynosimy si� st�d. - A co z urz�dzeniami? - zapyta� Calote. - Unieruchomimy zaraz to wszystko w polu generatora do�wiadczalnego. Tamci przyjd�, wy��cz� i wtedy dopiero wszystko wyleci w powietrze razem z nimi. Markan i Watto wymkn�li si� z budynku i kryj�c si� za krzakami, zbiegli ze wzg�rza. Zanim jeszcze dotarli do ogrodzenia, zobaczyli z daleka kilka woz�w policyjnych zatrzymuj�cych si� przed bram�. Agenci zaledwie zd��yli j� przekroczy�, gdy od strony starego budynku rozleg� si� strza�. Policjanci odpowiedzieli strza�ami. W tym momencie fizycy zobaczyli nagle, �e �ciana budynku na wzg�rzu powoli si� rozsuwa i w otworze pojawia si� platforma z generatorem pola czasu stoj�cego. Strza�y policjant�w nagle umilk�y; ich osoby, znieruchomia�e w biegu, wygl�da�y jak dziwaczne malutkie pos��ki. Jednak�e samochody pozosta�y poza granic� pola czasu stoj�cego. Znajduj�ca si� w nich obs�uga wykr�ci�a i dojecha�a do ogrodzenia z innej strony budynku, pr�buj�c dotrze� od ty�u. - Patrz ! - zawo�a� nagle Art. Ben spojrza� w stron� budynku i spostrzeg�, �e i inna cz�� jego �ciany rozsuwa si�. - Co oni chc� zrobi�? - Zatrzyma� tych z tej strony generatorem do�wiadczalnym. - Przecie� s�ysza�e�, �e chcieli nim unieruchomi� wybuch �adunk�w trotylu. Je�li skieruj� na policjant�w... - Chyba jeszcze tego nie zrobili... A mo�e o tym nie pomy�leli ? Zanim jeszcze Art wypowiedzia� te ostatnie s�owa, z budynku podni�s� si� s�up ognia i kurzu. Ci�ni�ci o ziemi�, przysypani piaskiem, podnie�li si� wreszcie, patrz�c w kierunku ruin laboratorium. - Zgin�li. I wszystko zniszczone - powiedzia� wreszcie Ben. - Tak, Kelew zgin��. A my musimy zaczyna� od pocz�tku. - Nie jestem pewien, czy warto. - Jako ch�opiec by�em �wiadkiem �mierci cz�owieka, kt�rego uk�si�a �mija. Surowic� przywieziono o godzin� za p�no. Gdyby mo�na by�o wtedy zatrzyma� czas, by�by jeszcze d�ugo �y�. No, chod�my. Tam, w ruinach, zdaje si�, ju� na nas czekaj�.