5704
Szczegóły |
Tytuł |
5704 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5704 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5704 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5704 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TARJEI VESAAS
PTAKI
CZʌ� PIERWSZA
l
Mattis rozejrza� si�, czy wieczorne niebo jest bezchmurne i czyste. Tak, by�o
czyste.
Wobec tego, chc�c dobrze usposobi� siostr�, powiedzia�:
- Jeste� jak b�yskawica.
Wymawiaj�c te s�owa wzdrygn�� si� lekko, cho� mia� pe�ne poczucie
bezpiecze�stwa,
bo niebo by�o pogodne.
- My�la�em o twojej robocie - doda�.
Hege oboj�tnie skin�a g�ow� i dalej robi�a du�y kaftan. Druty miga�y w jej
palcach.
Wykonywa�a w�a�nie stylizowany kwiat o o�miu promienistych p�atkach, kt�ry
wkr�tce mia�
ozdobi� plecy jakiego� m�czyzny.
- Tak, wiem o tym - odpowiedzia�a po chwili.
- Ale ja znam si� na tym, Hege.
�rodkowym palcem lekko opukiwa� kolano, jak zawsze gdy rozmy�la�. Do g�ry i na
d�, do g�ry i na d�. Hege od dawna przesta�a prosi�, aby zerwa� z tym
irytuj�cym
nawykiem.
Po chwili Mattis podj�� rozmow�:
- Jeste� jak b�yskawica, nie tylko kiedy robisz na drutach, ale we wszystkim, do
czego
si� bierzesz.
- Tak, tak - odpar�a.
Mattis zadowolony umilk�.
S�owo ,,b�yskawica" kusi�o go niezmiernie. Wymawiaj�c je bowiem mia� dziwne
uczucie jakby przeszywaj�cego kr�tkiego spi�cia w m�zgu, i to go n�ci�o.
B�yskawicy na
niebie ba� si� �miertelnie, tote� nigdy nie u�ywa� tego s�owa w upalne dni lub
kiedy ci�kie
chmury zasnuwa�y niebo. Tego wieczoru m�g� by� spokojny. Wiosn� dwa razy ju�
szala�a
burza z silnymi grzmotami. W najgro�niejszych chwilach Mattis zwykle chowa� si�
w
ust�pie, bo kto� mu kiedy� powiedzia�, �e w tego rodzaju budynek nigdy jeszcze
piorun nie
uderzy�. Mattis nie wiedzia�, czy tak dzieje si� na ca�ym �wiecie, w ka�dym
razie tutaj u nich
na szcz�cie zawsze tak bywa�o dotychczas.
- Jak b�yskawica - mrucza� zwr�cony w stron� siostry. Hege mia�a ju� dosy� jego
pochwa�, Mattis jednak nie dawa� za wygran�: - Chcia�em powiedzie�, �e i w
my�leniu tak�e.
Hege pospiesznie podnios�a wzrok, jakby l�ka�a si� tego niebezpiecznego tematu.
- Na dzisiaj ju� dosy� - powiedzia�a surowo.
- O co ci chodzi? - zapyta�.
- O nic. Sied� cicho!
Hege hamowa�a s�owa cisn�ce si� jej na usta. Dotychczas nigdy nie mog�a si�
opanowa�, ilekro� jej pomylony brat u�ywa� s�owa �my�le�", zawsze odczuwa�a to
niby
bolesne uk�ucie.
Mattis co� zauwa�y�, prawdopodobnie jednak ��czy� to z budz�c� w nim wyrzuty
sumienia spraw�: nie pracowa� przecie� jak wszyscy ludzie, tote� zacz�� od nowa
dobrze
znan� w tym domu �piewk�:
- Jutro musisz znale�� dla mnie jak�� prac�. Tak d�u�ej by� nie mo�e.
- Tak - odpowiedzia�a z roztargnieniem.
- Ja tak d�u�ej nie mog�. Nic nie zarabiani.
- Rzeczywi�cie sporo czasu min�o, odk�d przynios�e� par� groszy - te s�owa
rzucone
do�� ostrym tonem wyrwa�y si� jej mimo woli.
Natychmiast ich po�a�owa�a, ale za p�no, Mattis nic znosi� �adnych uwag na ten
temat, tylko on m�g� go porusza�.
- Nie odzywaj si� do mnie w ten spos�b - powiedzia� ze zmienionym wyrazem
twarzy.
Hege zaczerwieni�a si� i spu�ci�a g�ow�. Mattis natomiast ci�gn�� dalej:
- M�w do mnie jak do cz�owieka.
- No dobrze, ju� dobrze.
Hege siedzia�a z pochylon� g�ow�. Co pocz�� z tym pomyle�cem? Czasem nie mog�a
si� opanowa� i rani�a go bolesnym s�owem.
2
Brat i siostra siedzieli na progu ubogiej chaty, w kt�rej mieszkali sami, tylko
we
dwoje. Wiecz�r by� ciep�y, czerwcowy, �ciany ze starych drewnianych bali,
nagrzane
s�o�cem, wydziela�y silny, rozleniwiaj�cy zapach.
Zanim zacz�li m�wi� o b�yskawicy i zarabianiu, d�ugi czas min��, a oni nie
zamienili
ani s�owa. Ot, po prostu siedzieli obok siebie. Mattis z nieruchom� twarz�
patrzy� na korony
drzew. Siostra przywyk�a ju� do widoku brata siedz�cego w ten spos�b. Wiedzia�a,
�e inaczej
by� nie mo�e, w przeciwnym razie ch�tnie by poprosi�a, a�eby i ten zwyczaj
zmieni�.
Mieszkali w ca�kowitym niemal odosobnieniu, jak okiem si�gn�� ani jednej
zagrody,
dopiero za �wierkowym lasem przebiega� g��wny trakt obok du�ego osiedla. Po tej
stronie
l�ni�o jezioro, przeciwleg�e jego brzegi majaczy�y daleko, daleko. Woda si�ga�a
podn�a
pag�rka, na kt�rym by� zbudowany ich dom, tam w dole Mattis i Hege mieli w�asny
pomost i
��d�. Tylko ogrodzony kawa�ek ziemi przy domu stanowi� ich w�asno��, poza tym
nic wi�cej
nie posiadali.
�Ona wie, na co ja patrz�" - my�la� Mattis.
Co za pokusa, �eby g�o�no powiedzie�: �Tu jest jeszcze co�, co nazywa si�
�Mattis i
Hege�." A ona nic o tym nie wie.
Mattis nie porusza� tego tematu.
Ju� za ogrodzeniem, ponad zielonym �wierkowym lasem, stercza�y nagie, zbiela�e
korony dw�ch usychaj�cych osik. Ros�y tu� obok siebie, ludzie mi�dzy sob�
nazywali je
�Mattis-i-Hege". Mattis dowiedzia� si� o tym przypadkiem. �Mattis-i-Hege" - oba
imiona
wymawiano jak jedno s�owo. Wiele czasu up�yn�o, zanim to dosz�o do uszu
Mattisa.
Dwie wyschni�te osiki sta�y obok siebie po�r�d zielonego, bujnego lasu
�wierkowego.
Mattis burzy� si� przeciw temu, a mimo to musia� na nie ci�gle patrze�. Ilekro�
siadali
na przyzbie jak teraz, postanawia�, �e Hege nie �mie si� o tym dowiedzie�.
Gniewa�aby si�
strasznie, a drzewa i tak nadal b�d� nosi�y ich imiona.
Jednocze�nie za� fakt, �e drzewa te ros�y tu wci�� jeszcze, Mattis uwa�a� za
pewnego
rodzaju cichy wyraz szacunku. Osiki by�y szpetne i bezu�yteczne, a jednak
w�a�ciciel nie
�ci�� ich, nie rzuci� w ogie� p�on�cy u niego w domu na kominie. Zbyt wielkim
okrucie�stwem by�oby uczyni� to na oczach ludzi nosz�cych te same imiona -
r�wna�oby si�
niemal morderstwu. Oto czemu tego nie zrobi�.
�Chcia�bym kiedy� spotka� tego cz�owieka" - my�la� Mattis. Lecz cz�owiek ten nie
zjawia� si� tu nigdy.
A kim by� ten, kto dla zabawy ochrzci� osiki ich imionami? Nie wiadomo. Mo�na
by�o
tylko snu� domys�y siedz�c wieczorami na przyzbie. W ka�dym razie na pewno
m�czyzna.
Mattis nawet nie dopuszcza� my�li, �e mog�a to uczyni� kobieta, bo do kobiet by�
przyja�nie
usposobiony. Gniewa�o go, �e kto� por�wna� Hege do usychaj�cej osiki, przecie�
to do niej
zupe�nie nie pasowa�o! Ka�dy m�g� si� o tym przekona�. Hege by�a m�dra i bystra.
�Co znaczy ta tajemna udr�ka?"
�Wiesz dobrze" - odpowiada jaki� glos, a cho� to stwierdzenie wydaje si� bez
sensu,
kryje prawd�.
..Nale�a�oby odwr�ci� si� od nich, zamiast na nie patrze� - a przecie� to jest
pierwsza
rzecz, jak� robi� co ranka, i ostatnia, zanim p�jd� spa�. Naprawd� wielka
g�upota."
- Mattis?
Ockn�� si� z g��bokiej zadumy.
- Na co patrzysz? - spyta�a Hege.
Doskonale zna� to zapytanie. Nie powinien tak siedzie�, oczywi�cie nie powinien,
nale�y by� takim jak wszyscy, a nie pomyle�cem, kt�ry robi z siebie widowisko,
gdziekolwiek si� poka�e lub kiedy tylko spr�buje zabra� si� do pracy.
Spojrza� na siostr�. Dziwny mia� wzrok. Zawsze bezradny, nie�mia�y jak wzrok
ptaka.
- Na nic nie patrz� - odpowiedzia�.
- Czy�by?
- Dziwna jeste�, je�li rozejrz� si� doko�a, uwa�asz, �e na co� patrz�, �e czemu�
si�
przygl�dam - a przecie� wtedy musia�oby tutaj by� inaczej. Co� musia�oby si�
tutaj dzia�.
Hege skin�a g�ow�. Uda�o jej si� odwr�ci� uwag� brata, mog�a zabra� si�
ponownie
do roboty. Nigdy nie siadywa�a na progu bezczynnie jak Mattis, r�ce jej nawyk�y
do pracy na
drutach - zreszt� tak by� musia�o.
Mattis z szacunkiem patrzy� na robot� siostry, bo tylko dzi�ki niej mieli co
je��. On
sam nic nie zarabia�. Nikt go nie chcia�. Ludzie nazywali go: �Pomylony�, i
wybuchali
�miechem, kiedy kto� zaczyna� o nim m�wi�. On i praca nie pasowali do siebie. W
wiosce,
gdzie robota wrza�a, opowiadano sobie dowcipy o tym, jak wygl�da pomoc Mattisa -
wszystko robi� na opak.
�Dziobem o kamie�" - przebieg�o mu nagle przez my�l i ogarn�� go l�k.
�Co to znaczy?"
S�owa oraz wywo�any przez nie obraz r�wnie pr�dko zjawi�y si� i umkn�y, w ich
miejsce wyros�a przed nim naga �ciana.
Zerkn�� z ukosa na siostr�. Niczego nie zauwa�y�a. Siedzia�a obok niego drobna,
ma�a, ale nie dziewcz�co m�oda, sko�czy�a ju� czterdzie�ci lat.
Gdyby jej o wszystkim opowiedzia�? �Dziobem o...� - nic by nie zrozumia�a.
Hege siedzia�a tu� obok niego. Patrzy� na jej g�adko zaczesane kasztanowate
w�osy.
Nagle w�r�d ciemnych splot�w ujrza� siwe pasma. D�ugie, srebrne nici.
�Czy�bym mia� dzisiaj oczy jak jastrz�b? - pomy�la� ze zdziwieniem i rado�ci�. -
Nigdy tego przedtem nie zauwa�y�em.�
Bez namys�u zawo�a�:
- Hege, co� podobnego!
Podnios�a wzrok znad roboty, ucieszona brzmieniem jego g�osu, gotowa dzieli�
jego
rado��.
- O co chodzi?
- Zaczynasz siwie�?
Pochyli�a g�ow�:
- O, tak.
- Siwe w�osy! Zauwa�y�em je dopiero dzisiaj. A ty czy wiedzia�a�?
Hege milcza�a.
- Ale to chyba za wcze�nie. Dopiero sko�czy�a� czterdziestk�, a ju� jeste� taka
siwa.
Nagle poczu�, �e kto� sk�d� rzuci� mu spojrzenie. Nie pochodzi�o od Hege. Pad�o
na
niego sk�din�d. P�on�ce spojrzenie. A mo�e to jednak Hege? Przestraszy� si� i
poj��, �e �le
post�pi�, chocia� nie rozumia� dlaczego; po prostu mia� bystre oko.
- Hege!
Spojrza�a na Mattisa i spyta�a:
- O co ci znowu chodzi?
Sam ju� nie wiedzia�, co chcia� powiedzie�. Spojrzenie te� znikn�o.
- W�a�ciwie o nic. Mo�esz spokojnie dalej macha� drutami.
Tym razem i Hege si� u�miechn�a:
- S�usznie powiedzia�e�, Mattis.
- Chyba nic z�ego si� nie sta�o? - zapyta� ostro�nie. - Nic z�ego nie zrobi�em
m�wi�c o
twoich siwych w�osach?
- Nie, naturalnie. Przecie� o tym wiedzia�am.
B�yszcz�ce druty miga�y w jej r�kach nieustannie.
�Zupe�nie jakby si� same porusza�y, tam i z powrotem, przez ca�y dzie� -
pomy�la�
Mattis.
- Tak, ty jeste� bystra, wszystko przenikniesz jak n� - stwierdzi� chc�c
zatrze�
wra�enie s��w, kt�rych nie powinien by� powiedzie�.
Nadarzy�a mu si� r�wnocze�nie sposobno�� u�ycia jednego z tych wyra�e�, kt�re
wydawa�y mu si� ogromnie pon�tne, urzekaj�ce. Istnia�o du�o takich ostrych s��w.
S��w nie
dla niego. Niemniej jednak u�ywa� ich ukradkiem, gdy� mile �echta�y j�zyk, a w
m�zgu a�
�widrowa�y. Ale wszystkie by�y troch� niebezpieczne.
- S�ysza�a�, co powiedzia�em, Hege?
- Tak - odpar�a z westchnieniem.
Ani s�owa wi�cej! Nie, nie, ona ju� taka by�a. Mo�e za du�o jej schlebia�?
- Mimo wszystko za wcze�nie na siwe w�osy - zamrucza� cicho, licz�c, �e go nie
us�yszy. - A jak to jest ze mn�? Musz� zobaczy�, p�ki pami�tam.
- Idziesz spa�, Mattis?
- Nie, ja tylko... - nie doko�czy�. Chcia� powiedzie� ,,przejrz� si� w lustrze�,
lecz
przerwa� i wszed� do domu.
3
Pi�kno tego wieczoru Mattis zauwa�y� dopiero wracaj�c do izby. Szeroko rozlane
wody jeziora by�y spokojne niby zwierciad�o. ��ki na zachodnim brzegu zasnu�a
mg�a, co
najcz�ciej si� zdarza�o. Pachnia�o wczesnym latem. Na szosie niewidocznej z
podw�rza,
gdy� zas�ania� j� las, samochody warcza�y niegro�nie a weso�o. Niebo pogodne -
burza na
pewno nie nadejdzie tej nocy.
�Skro� b�yskawicy� - pomy�la� i wzdrygn�� si�.
�Na wskro�, od razu na wskro�.�
�Kto si� na to odwa�y!�
Sta� tu� obok swego pos�ania, zamy�lony.
Mattis od dziecka sypia� na �awie w tej izbie, tote� �mia�o m�g� powiedzie�, �e
j� zna�
dobrze. Mia� te� mocne postanowienie sypia� tutaj do ko�ca �ycia. Szczerby na
�awie
pochodzi�y z czas�w, gdy Mattis w ch�opi�cym wieku dosta� pierwszy n�. Na
niemalowanym drzewie widnia�y tak�e szerokie, ciemne krechy, �lady pierwszego
o��wka.
Owe kreski i dziwne figury znajdowa�y si� na wewn�trznej stronie �awy, tote� co
wiecz�r
przed za�ni�ciem obserwowa� je z przyjemno�ci�, bo nigdy si� nie zmienia�y. Nie
zmienia�y
si�, by�y zawsze jednakowe. M�g� na nie liczy�.
Hege zajmowa�a s�siedni alkierzyk. Mattis ockn�� si� z zamy�lenia i poszed� do
izdebki, gdzie znajdowa�o si� lustro Jedyne w tym domu.
Wszed� do alkierza siostry. Pachnia�o tu czysto�ci�, ale inaczej ani�eli w ca�ym
domu.
O, tam stoi lustro, kt�rego teraz potrzebowa�.
- Hm! - mrukn�� na widok w�asnego odbicia.
Od bardzo dawna nie przegl�da� si� w ten spos�b. Od czasu do czasu przychodzi�
tu,
kiedy mia� zamiar si� ogoli�. Wtedy jednak patrzy� przede wszystkim na brzytw�,
a mimo to
nie udawa�o mu si� dok�adnie usun�� zarostu.
Teraz przygl�da� si� Mattisowi.
�Nie, nie" - szepta� wewn�trzny g�os. Z tym cichym, bezg�o�nym nawo�ywaniem nie
potrzebowa� si� liczy�.
- Nie ma na co patrze� - mrukn��. - Sad�a ani troch�, cia�a niewiele, g�ba nie
ogolona.
Wszystko to brzmia�o przygn�biaj�co.
- Ale jednak co� w niej jest - dorzuci� spiesznie, przygl�daj�c si� sobie w
dalszym
ci�gu. Lustro by�o nier�wne, zmienia�o obraz, jednak�e oboje przywykli do tego
od lat.
Mattis niewiele czasu sp�dzi� w ma�ej, pachn�cej czysto�ci� kobiecej izdebce, a
ju�
my�li jego schodzi�y na manowce.
�Przegl�dam si� w lustrze jak dziewczyna - pomy�la� z przyjemno�ci�. - I na
pewno
niejedna dziewczyna przegl�da�a si� w tym krzywym lusterku, zanim si� ubra�a.�
W zwi�zku z tym w g�owie zacz�y mu si� roi� przer�ne pi�kne, a kusz�ce obrazy.
�Niech�e chocia� o nich pomy�l�! - Powstrzyma� si� jednak natychmiast. - Nie,
nie
mo�na my�le� o dziewcz�tach w powszedni dzie�. Nie wolno. Tego nikt nie robi!�
Ogarn�y go w�tpliwo�ci: � A jednak ja to robi� od czasu do czasu� - stwierdzi�.
Nikt jednak nie powinien o tym wiedzie�.
Przygl�da� si� w�asnej twarzy. Spojrza� sobie prosto w oczy i w tej�e chwili
b�ysn�� w
nich wyraz przekory. �Wolno mi, skoro nikomu o tym nie opowiadam. Taki si� ju�
urodzi�em.�
Znowu napotka� spojrzenie w�asnych oczu - teraz nieco oddalonych, szeroko
otwartych i jakby wyczekuj�cych. Co to znaczy?
�Nie, nie wolno" - odzywa si� g�os dziwny, nie wiadomo sk�d pochodz�cy. Czasem
odzywa si� tak�e, gdy chodzi o sprawy b�ahe, nie tak wa�ne jak te, o kt�rych
teraz my�la�.
- Przecie� patrz�c nie robi� nic z�ego - powiedzia� g�o�no.
Uda�o mu si� przezwyci�y� ten niewiadomy g�os, narzucaj�cy mu si� przemoc�.
Twarz w lustrze by�a zamy�lona, szczup�a, blada. Para oczu przyci�ga�a go ku
sobie i
trzyma�a na uwi�zi. Mia� ochot� zapyta� tego cz�owieka, kt�rego widzia�
naprzeciw siebie:
�Sk�d u licha si� wzi��e�? Po co przyszed�e�?� Nie chcia� us�ysze� odpowiedzi.
Ale odpowied� tkwi�a w tych oczach - w oczach nie nale��cych do Mattisa, lecz do
kogo�, kto przyby� z daleka, kto wzrokiem zg��bi� ciemno�ci nocy i �wiat�o��
dnia. Zbli�a�y
si�. P�on�y. Nagle wszystko rozwia�o si�, znikn�o.
W tej samej chwili b�ysn�a mu my�l: �Mattis wariat. Pomylony. Jak�e by si�
�mieli,
gdyby zobaczyli, �e przegl�dam si� w lustrze.�
Nareszcie przypomnia� sobie, po co przyszed� do alkierzyka. Mia� szuka� siwych
w�os�w.
Z przodu nie ma. Pochyli� g�ow�, spod opadaj�cych kosmyk�w usi�owa� dostrzec
siwe
w�osy. Ani jednego. Potem pr�bowa� szuka� ich a� za uszami.
Nigdzie ani jednego siwego w�osa. A przecie� by� zaledwie o trzy lata. m�odszy
od
siostry, Hege liczy�a ich sobie czterdzie�ci.
�Nie, jeszcze d�ugo nie b�d� mia� siwych w�os�w. Ale za trzy lata b�d� w wieku
Hege. Ani jednego siwego w�osa. Hege musi si� o tym koniecznie dowiedzie�,
ucieszy si� -
stwierdzi� zapominaj�c, �e siostra wcale nie okaza�a zadowolenia, kiedy poruszy�
ten temat.
Wyszed� z chaty wielkimi krokami. Hege bez w�tpienia siedzi nadal na przyzbie z
robot�.
Rzeczywi�cie siedzia�a dalej na tym samym miejscu. Kaftana przybywa�o, jakby sam
si� rozrasta� pod dotkni�ciem jej zwinnych palc�w. R�ce Hege porusza�y si� w
bezszelestnym
ta�cu, a tymczasem robota zdawa�a si� wyka�cza� sama, bez jej pomocy.
- No i co? - zapyta�a widz�c, jak spiesznie wybieg� z izby.
Mattis wskaza� na swoj� g�ow� m�wi�c:
- Nie mam ani jednego siwego w�osa, Hege. Obejrza�em si� w lustrze.
Hege nie zamierza�a wdawa� si� w rozmow�.
- To dobrze - odpowiedzia�a zwi�le.
- Prawda, �e to bardzo dobrze? - zapyta�.
- Oczywi�cie, dobrze - odpowiedzia�a spokojnie.
- Sama zobacz, na pewno masz ochot� sama sprawdzi�...
- Och, daj mi spok�j! - wybuchn�a.
Zamilk� natychmiast. Hege jednym s�owem umia�a poskromi� jego zapa�.
- O co chodzi? - spyta� przestraszony.
- Mattis, ty...
Patrzy� na ni� pe�en napi�cia.
- Powiedz nareszcie.
- Nie uwa�am, aby twoja dzisiejsza gadanina, kt�rej nie mo�esz sko�czy�, by�a
przyjemna.
- A czy my w og�le mamy jakie� przyjemno�ci? - spyta�.
Zdaniem Mattisa s�owa siostry brzmia�y bardzo dziwnie. Hege spojrza�a bezradnie
na
brata, jakby z rosn�cym l�kiem. Je�eli szybko temu nie zapobiegnie, Mattis mo�e
popa�� w
nastr�j, z. kt�rym nie b�dzie mog�a sobie poradzi�.
- Mamy znacznie wi�cej przyjemno�ci, ani�eli zdajesz sobie z tego spraw�! -
powiedzia�a z naciskiem. - Po prostu o tym nie my�lisz. Ka�dy dzie� przynosi nam
co�
dobrego!
�achn�� si�, lecz zapyta�:
- Kiedy?
- Kiedy? - powt�rzy�a ostrym tonem. Po czym spiesznie, jakby chcia�a czemu�
przeciwdzia�a�, doda�a: - Pomy�l, Mattis.
Tym razem nie odczu�a zwyk�ego bolesnego uk�ucia. Patrzy�a na niego w�adczo,
cho�
by�a ni�sza od brata.
- My�l� ze wszystkich si�.
- W takim razie przypominasz sobie du�o dobrego!
Mattis zamy�lony nie odpowiada�.
Hege nie ust�powa�a. Musia�a nalega� tak usilnie, by nie zdo�a� jej si� wymkn��.
- Mamy wi�cej przyjemno�ci ni� inni!
- Czy to rzeczywi�cie prawda? - wyszepta� bezsilnie, tak cicho, �e ledwo by�o go
s�ycha�.
- Tak! I nigdy nie wolno ci o tym zapomina�.
Rozmowa si� urwa�a. Mattis wypr�y� si� z lekka, lecz nie �mia� oponowa�. Hege
by�a m�dra i doskonale wiedzia�a, co jest dobre. Lepiej nie przeczy�, nie robi�
z siebie
g�upca. Patrzy�a na niego surowo.
- Nie wiedzia�em o tym - stwierdzi� po prostu. Nagle wszystko mu si� rozja�ni�o
i
rado�nie o�wiadczy�: - Jak to dobrze, �e mi o tym powiedzia�a�.
- Co?
- No, skoro o tym nie wiedzia�em. - U�miecha� si� weso�o. - Teraz p�jdziesz
spa�? -
zapyta�.
Zamiast odpowiedzie� Hege z lekkim znu�eniem skin�a g�ow� i wesz�a do chaty.
4
Tego� wieczora Hege po�o�y�a si� wcze�niej ni� zwykle. A w ka�dym razie
wcze�niej
posz�a do swojej izdebki. Mattis zamierza� zapyta� j� o przyczyn�, lecz zanim
zd��y�
otworzy� usta, Hege powstrzyma�a go m�wi�c niecierpliwie:
- Dobrze, dobrze, zaczekaj do jutra, Mattis. Na dzisiaj ju� dosy� rozm�w, m�j
kochany.
Po tych s�owach straci� ch�� do docieka� i pyta�. Hege by�a w z�ym humorze,
lepiej
niech idzie spa�. Nie m�g� poj��, co z�ego zrobi�. Mo�e jej chodzi�o o siwe
w�osy? C� w
tym strasznego, �e osiwia�a, a on nie? Przecie� to nie by�a jego wina.
Jednak�e Hege go �ywi�a i ona nim kierowa�a. Poza tym by�a m�dra, a dla tej jej
zalety Mattis mia� jak najwi�kszy szacunek.
Hege odesz�a bez s�owa. Mattis rozmy�la� w samotno�ci.
�Jutro trzeba b�dzie p�j�� do gospodarzy, mo�e da mi kto prac� - rozwa�a�, ale
my�l
ta z g�ry przejmowa�a go l�kiem. - To ta sprawa dr�czy Hege! Ona mnie �ywi jak
rok d�ugi.
Szczerze m�wi�c i nie ujmuj�c ani roku, trzeba przyzna�, �e �ywi mnie przez ca�e
moje
�ycie.�
��ywi mnie. �ywi mnie.�
W tym powiedzeniu kry�o si� nie mniej goryczy ni� w korze osiki, kt�r� kiedy�
pr�bowa� �u�.
A Mattis prze�uwa� te s�owa rok po roku. Je�eli pozostawa� sam - jak w�a�nie
teraz -
te bezlito�nie gorzkie s�owa ci�gle powraca�y na usta. W �adnym ze znanych mu
s��w nie
kry�o si� tyle goryczy.
�Jutro p�jd� do pracy. Oczywi�cie je�li nic mi nie przeszkodzi" - doda� w my�li
na
wszelki wypadek.
Nawiedzi�o go mgliste wspomnienie licznych pr�b, kiedy to usi�owa� otrzyma�
jak��
prac�, b�d� u gospodarza, b�d� w polu czy w lesie. Zawsze co� mu przeszkodzi�o w
przepracowaniu ca�ego dnia. Dlatego te� nigdzie nie wzywano go powt�rnie do
pracy. Ludzie
m�drzy, w�a�ciciele ziemi, kt�rzy mog� da� robot�, przechodzili obok niego,
jakby go nie
widzieli.
I zawsze ko�czy�o si� na tym, �e wraca� do siostry z pustymi r�kami. Przywyk�a
ju�
do tego, wi�c nigdy nie powiedzia�a mu z�ego s�owa. Po prostu wlok�a Mattisa
przez �ycie,
niby kul� u nogi. Gdyby mo�na odgadn��, co ona my�la�a?
Jutro nale�y si� przem�c. Nale�y i�� prosto do gospodarzy i prosi� o robot�.
- Raz kiedy� musi mi si� uda� - powiedzia� przybieraj�c Wojownicz� min�, cho�
nikt
tego nie widzia�. - Musz� dosta� prac�, bo Hege osiwia�a.
Us�ysza� wewn�trzny g�os: �Hege osiwia�a przeze mnie!"
Prawda ujawni�a mu si� w ca�ej pe�ni. Zawstydzi� si� ogromnie z w�asnego
post�powania.
5
Z wolna zapada� wiecz�r. Wolniej ni� zwykle, tak przynajmniej zdawa�o si�
Mattisowi. Nie mia� jednak ochoty na spoczynek, wola� wyj�� z domu. Je�eli
cz�owieka co�
dr�czy, najgorsz� rzecz� jest po�o�y� si� i nie m�c zasn��.
,,A mo�e Hege te� jeszcze nie �pi? Mo�e posz�a wcze�niej do swej izdebki, �eby
mnie
nie widzie�?"
- Bardzo nieprzyjemna my�l - powiedzia� g�o�no, na tyle g�o�no, �eby Hege za
�cian�
mog�a us�ysze� jego s�owa.
Czu� si� samotny.
Nagle wzdrygn�� si� pod wp�ywem niespodziewanej my�li: �Nie wolno ci odej�� ode
mnie! - spojrza� w kierunku alkierza. - Cokolwiek zdarzy si� tobie czy mnie, nie
wolno cl
odej��!�
Ta my�l, cho� nienowa, ilekro� powraca�a, robi�a wra�enie nowej i zawsze by�a
r�wnie przera�aj�ca. Za ka�dym razem odp�dza� j� jako zwyk�e urojenie, bo Hege
nigdy ani
s�owem nie wspomina�a, �e go porzuci. A wi�c czemu si� dr�czy�?
Ale obraz siostry odchodz�cej coraz dalej i dalej nie znika�. Wszystko, co
posiada�a,
nios�a w w�ze�ku pod pach�.
�Odchodzisz?�
�Tak, Mattis.�
�Hege, to okrucie�stwo!�
�Tak, Mattis.�
Ona odchodzi!
Ju� nie s�yszy jego s��w, jej posta� maleje, maleje, zamienia si� w czarn�
kropk� i
taka pozostaje. Podczas tej sceny rozgrywaj�cej si� w milczeniu Hege nigdy nie
znika
ca�kowicie.
I wtedy w�a�nie zasz�o owo wielkie wydarzenie. Rozmy�laj�c o odej�ciu siostry,
Mattis usiad� na zwyk�ym miejscu w progu, wzrokiem obj�� jezioro oraz wzg�rza
ci�gn�ce si�
od zachodniej strony. Woda by�a czarna, a wzniesienia nabra�y barwy g��bokiego,
ciemnego
granatu. �agodny letni zmierzch spowija� ziemi� i niebo. Mattis by� wra�liwy na
pi�kno
otoczenia.
Ich chata sta�a w ma�ej bagnistej dolince, �agodnie opadaj�cej ku wybrze�u. Las
by�
mieszany, po�r�d drzew iglastych ros�y brzozy i osiki. Strumyk p�yn�� �rodkiem
doliny.
Czasem zdawa�o si� Mattisowi, �e jest to najpi�kniejsze ze wszystkich miejsc,
jakie widzia� -
cho� w�a�ciwie niewiele widzia�.
W owej chwili odnosi� zapewne to samo wra�enie. Siedzia� zapatrzony w dal,
ulegaj�c
urokowi p�mroku letniej nocy - a mo�e raczej nie tyle p�mroku, ile jakiej�
nieokre�lonej,
bezmiernej �agodno�ci. Wtem zasz�a rzecz nieoczekiwana.
�Cisza, nie ma wiatru" - my�la� Mattis patrz�c na czubki osik rysuj�ce si�
wyra�nie na
tle nocnego nieba. Nagle po�r�d koron drzew us�ysza� jaki� szelest, szelest tak
wyra�ny, �e
wyobrazi� sobie, i� zaraz co� si� zjawi. To nie wiatr szele�ci�, to by�o jak
tchnienie - wszystko
doko�a ogarn�a g��boka cisza, ani jeden li�� osiki nie zadr�a�.
Mattis us�ysza� cichy odg�os. Przedziwny d�wi�k! A jednocze�nie wprost nad g�ow�
ujrza� szybko i bezszelestnie poruszaj�ce si� skrzyd�a. Zabrzmia� wabi�cy zew,
wyra�ony w
ptasiej, nieporadnej mowie.
�mign�o co� nad domem, prosto nad Mattisem, jakby przeszy�o go na wskro�.
Zaw�adn�o nim niepoj�te podniecenie, wzruszenie i niepok�j:
�Czy sta�o si� co� nienaturalnego?" �Nie. Nie o to chodzi, ale...�
To by�a s�onka. O tej porze roku nie mog�a przelatywa� tutaj przypadkiem - a
zatem
nad ich chat� prowadzi� szlak, kt�rym ci�gn� s�onki! �Odk�d tak jest?� Wiosn�
nie ci�gn�y
t�dy. Za pami�ci Mattisa nie ci�gn�y t�dy nigdy. Nieraz siedzia� przed domem o
r�wnie
p�nej godzinie, wi�c musia�by je s�ysze� i widzie�, gdyby t�dy przelatywa�y.
Dzisiaj jednak ci�gn�y wprost nad nimi, nad Hege i nad nim. I to samo b�dzie
si�
powtarza�o nadal ka�dego ranka i ka�dego wieczoru!
Mattis spojrza� na chat�: nie by�a ju� ta sama, musia� patrze� na ni� innym
okiem.
Stada s�onek przeci�ga�y nad odleg�ymi dolinami, hen, daleko! O tym dobrze
wiedzia�! Ale
dzisiejszego wieczoru ci�gn�y wprost nad ich domostwem.
Byleby mu si� tylko nie przywidzia�o! Wiedzia�, �e nieraz ulega z�udzeniom. Czy
ktokolwiek s�ysza�, �eby ci�g s�onek zmienia� kierunek? W ka�dym razie on o tym
nie
s�ysza�. I dlaczego przylecia�y tutaj ?
Mattis czeka� z zapartym tchem. Je�eli to jest prawdziwy ci�g s�onek, ptak
powr�ci za
chwil� tym samym szlakiem, tak zwykle bywa. Mattis wiedzia� o tym, bo dawniej
widywa�
ci�gi innych ptak�w, dobrze sobie znanych. Wczesnym rankiem ptaki przelatuj� t�
sam�
drog� - opowiada� mu o tym pewien my�liwy. A zreszt� w okresie posuchy sam
widywa� na
ziemi �lady dziob�w i male�kich �apek s�onki.
Czeka� w napi�ciu, czas mu si� d�u�y�, w�tpliwo�ci narasta�y.
O, ju� leci! Szybko trzepocz�c skrzyd�ami, ledwo dostrzegalny ptak przecina
powietrze wprost nad domem, lecz w odwrotnym kierunku. Znikn�� po�r�d �agodnej
pomroki, mi�dzy koronami u�pionych drzew.
- Ci�g s�onek si� sko�czy�! - powiedzia� g�o�no Mattis.
Sam nie wiedzia� po co i do kogo to powiedzia�. Ale nic innego nie m�g� zrobi� i
dlatego wym�wi� te s�owa, cho� nikt ich nie s�ysza�. Mia� wra�enie, �e po
d�ugotrwa�ym i
ci�kim okresie nadesz�a jaka� zmiana.
Pierwsz� jego my�l� by�o opowiedzie� o tym siostrze, i to niezw�ocznie.
Oboj�tne, czy
Hege �pi, czy nie �pi, musi dowiedzie� si� o tym natychmiast. Mattis ju�
zamierza� biec do
niej, lecz zatrzyma� si�. Je�eli to jest prawda, ptak wkr�tce powr�ci jeszcze
raz; Mattis mia�
do siebie tak ma�o zaufania, �e postanowi� zaczeka� na trzeci przelot. Nale�a�o
usi��� i
czeka�.
�Hege b�dzie musia�a uwierzy�, je�eli zobacz� ptaka a� trzy razy. Wszyscy b�d�
musieli uwierzy�!�
Jest, wraca!
Tak samo jak poprzednio w p�mroku mign�� cie� szybki niby strza�a i zabrzmia�
wabi�cy zew; mo�e kto� go s�ysza�, mo�e nie. S�onka przelecia�a nad chat� i
znikn�a w
przestworzach! Pozosta�a tylko cisza letniego wieczoru.
Ptak jednak powr�ci�. �Teraz co� wiem� - stwierdzi� stanowczo Mattis bez �adnego
wahania. Co� si� w nim przeobrazi�o.
A Hege spa�a!
Teraz Hege tak�e musi si� zmieni�.
6
Mattis mia� w�tpliwo�ci, kto jest wa�niejszy: on sam czy Hege, kt�ra z
b�yskawiczn�
szybko�ci� robi�a na drutach wzorzyste kaftany i by�a bardzo zaradna, a teraz
spa�a. W
obecnej chwili by� zdecydowanie sk�onny sobie przyzna� pierwsze�stwo.
Wszed� do izby w spos�b raczej ha�a�liwy. G�upio zrobi�. Hege ju� dawno si�
po�o�y�a, na pewno zasn�a - Mattis obudzi� j� nie w por�.
W g�osie jej brzmia�o niezadowolenie.
- Co to znowu znaczy? - powiedzia�a gwa�townie, zanim zd��y� cho� jednym s�owem
ul�y� przepe�nionemu sercu.
Zna� dobrze ten ton.
Wszed� z ha�asem, zaledwie usn�a. Wiedzia� tak�e, co Hege zrobi za chwil�: ju�
pochrz�kuje, jakby si� chcia�a usprawiedliwi� i z�agodzi� bole�nie rani�cy ton
swego odez-
wania.
- O co chodzi, Mattis? - spyta�a cichym, znu�onym, a zarazem skruszonym i
przyjacielskim g�osem,
Mattis przyszed� z nies�ychanie wa�n� spraw�. Nie bardzo wiedzia�, jak w�a�ciwie
to
powiedzie�. Najlepiej zupe�nie po prostu.
- S�onki ci�gn�y tu wieczorem! - o�wiadczy� zwi�le.
Czu� si� dziwnie obco, stoj�c obok ��ka siostry.
Po sposobie, w jaki si� odezwa�, Hege zmiarkowa�a, �e j�zyk mu si� pl�cze ze
zdumienia i podziwu. Z do�wiadczenia a� nazbyt dobrze wiedzia�a, z jak
przedziwnymi
sprawami Mattis do niej przybiega�. Ze sprawami, kt�re najcz�ciej wyja�nia�y
si�
natychmiast i od razu traci�y ca�� niezwyk�o��. Dlatego te� z niezm�conym
spokojem
powiedzia�a:
- Ci�g s�onek? Id� spa�, Mattis.
Mattis zupe�nie jej nie pojmowa�.
- Id� i po�� si�, Mattis - powt�rzy�a �agodnie, widz�c jego wzburzenie.
Zawiedziony Mattis krzykn��:
- Czy nie s�ysza�a�, co powiedzia�em? Ci�g s�onek zmieni� kierunek, przelecia�
prosto
nad naszym domem! Ci�gn� w tej chwili. Teraz, podczas kiedy ty le�ysz w ��ku!
Hege ani si� nie poruszy�a, ani nie zmieni�a wyrazu twarzy.
- S�ysza�am, oczywi�cie. Ale c� z tego? Niech sobie leci, kt�r�dy chce, ten
ci�g
s�onek.
Mattis zupe�nie jej nie rozumia�. M�wi�a do niego jakby w obcym j�zyku.
- Nie rozumiesz, jakie to wa�ne? Czy s�ysza�a� kiedy, �eby ci�g s�onek zmienia�
szlak
i przelatywa� komu� nad sam� g�ow�?
Hege lekko wzruszy�a ramionami.
- Co ja o tym mog� wiedzie�.
- Na pewno nigdy o tym nie s�ysza�a�. A teraz ubieraj si� i chod�.
- Na dw�r? W nocy?
- Naturalnie. Ty tak�e musisz je zobaczy�.
- O, nie! - odpowiedzia�a.
- Musisz! Teraz ci�gn� nad nami. Uwa�asz, �e to nie jest nadzwyczajne?
Hege po�o�y�a si� z powrotem na plecach, mia�a tego dosy�. Ze zm�czenia szeroko
ziewn�a.
- Na pewno zrobi�o ci to przyjemno�� - powiedzia�a - ale ja mog� obejrze� je
innym
razem. Je�eli ci�g s�onek t�dy przelatuje, to b�dzie dalej przelatywa�, prawda?
Mattis ze zdumienia szeroko otworzy� usta.
- Jak przelecia�y, to b�d� przelatywa�y - powt�rzy�.- Ty podobno jeste� m�dra? -
Te
s�owa wyrwa�y mu si� z wielkiego zmieszania.
- Co to znaczy? - spyta�a.
Nie spuszczaj�c z niej wzroku stwierdzi� dobitnie:
- Ty w og�le nic nie rozumiesz.
Hege uj�a Mattisa za rami�. W tym ruchu wyczu� przyjazn� �yczliwo��. Natomiast
nie widzia�, jak ogromnie biedna i znu�ona czu�a si� Hege w tej chwili. Le�a�a w
wyblak�ej
od prania koszuli, nie patrzy�a na brata, g�ow� odwr�ci�a ku �cianie.
- Mo�emy porozmawia� o tym jutro, Mattis. Po�� si� teraz, s�yszysz?
Zmarnowa� tak� sposobno��! Mattis uwa�a� to za szale�stwo.
- M�wi� ci, �e one ci�gn� teraz. I ty nie chcesz ich zobaczy�? Zupe�nie nie
rozumiem,
jaka ty jeste�, dla ciebie nic nie jest dosy� nadzwyczajne!
Tego ju� by�o Hege za wiele. Uderzy�a pi�ci� w kant ��ka i krzykn�a:
- Ty w og�le nic nie wiesz! I ty o�mielasz si� to m�wi�, ty... ty, kt�ry...
Urwa�a nagle.
- Kt�ry co...? - spyta� wystraszony.
Odwr�cona do niego plecami zawo�a�a:
- Daj mi spok�j! Nie znios� tego d�u�ej, je�eli nie... nie... mo�esz ju� odej��!
Ju�
p�na noc, Mattis, trzeba odpocz��!
Gwa�townym ruchem przysun�a si� do �ciany. Widzia�, �e plecy jej dr��. Odczu�
to
bole�nie, poczu� si� winien, niezale�nie od tego, czy by� winien, czy nie.
Sam nie wiedzia�, co my�le�. Czy zrobi� jej co� z�ego? Chcia� j� tylko ucieszy�
widokiem ci�gu s�onek. Nie przyszed�by tutaj, gdyby nie przekonanie, �e to
wydarzenie
b�dzie mia�o dla niej takie samo znaczenie jak dla niego. Ptak przelatywa�
teraz, w tej chwili,
a j� to nic nie obchodzi�o, kaza�a mu odej��, a sama le�a�a i p�aka�a z
niepoj�t� bezradno�ci�.
- Ale�, Hege, ja nie chcia�em ci dokuczy�, ja chcia�em tylko...
Hege unios�a si� gniewem.
- S�ysza�e�, co powiedzia�am? - krzykn�a z tak� w�ciek�o�ci�, �e Mattis jednym
susem przeby� niewielk� odleg�o��, dziel�c� go od progu. Drzwi zamkn��
ostro�nie, jakby
Hege spa�a i ba� si� j� zbudzi�.
�Jeden cz�owiek jest taki, a drugi inny - pomy�la� zal�kniony Mattis stoj�c
przed
domem. - A w ka�dym razie Hege r�ni si� ode mnie.�
�Ona pewno mi nie wierzy. A przecie� ja widzia�em i s�ysza�em ptaki. Mog�
przysi�c,
�e je widzia�em, ale na dzisiaj ju� koniec, nie b�d� wi�cej ci�gn�y.�
�Za�piewamy teraz pie�� - szepn�� wewn�trzny g�os.
Mattis nie lubowa� si� w �piewie, ale na zako�czenie tego wieczoru pie�� by�aby
odpowiednia.
�Bywa�em nieraz na r�nych spotkaniach i wiem, jak to jest.�
Koniec na dzisiaj, bo ptak spotka� swoj� ukochan�.
Mattis spojrza� na niebo: w miejscu, gdzie przelatywa� ptak, pozosta�a
�wietlista
smuga. Dok�adnie nad dachem ich chaty.
M�wi�c szczer� prawd�, niezupe�nie by� tego pewien, chocia� tam w g�rze co�
zasz�o,
co� si� zmieni�o. Jutro wszystko si� powt�rzy i b�dzie tak pi�knie jak
dzisiejszego wieczoru.
�Jutro Hege musi zobaczy� ptaki, cho�bym mia� uwi�za� j� na dworze�
Zanim usn��, skulony na �awie jak ma�e dziecko, pomy�la� :
,,Od dzisiaj wszystko si� zmieni... Czy dla mnie?�
Ta my�l go rozp�omieni�a.
7
Mattis usypiaj�c nie rozsta� si� z ci�giem s�onek, a wskutek tego - cho� trudno
powiedzie� jakim sposobem - powsta� cudowny sen.
Zanim ujrza� obrazy, us�ysza� zapowied�:
- Przybywamy, przybywamy, czy jeste� tam?
- Jestem, naturalnie - odpowiedzia�.
- D�ugo to trwa�o, Mattis - m�wi�y przyjazne g�osy - ale ju� si� sko�czy�o.
Zjawi�y si�. L�ni�ce smugi powsta�y wysoko nad dachem i nisko nad chat�, i po
obu
stronach, a jednocze�nie rozleg� si� d�wi�k ledwo uchwytny, ale w�a�nie taki,
jaki by�
powinien. Chata odmieni�a si� od razu, ca�kowicie.
Ale to nie dom by� najwa�niejszy, lecz on sam - jasne smugi przenikn�y go na
wskro�
i przeobrazi�y ca�kowicie. Zgi�� r�k�, aby wypr�bowa� swoje nowe musku�y, kt�re
napr�y�y
si� tak silnie, a� koszula p�k�a wzd�u� ca�ego ramienia. Spojrza� na sk�r�
g�adko napi�t� na
mi�niach i wybuchn�� �miechem.
- Dobrze jest, nareszcie mog� kogo� u�cisn�� - powiedzia�. A potem rozgl�daj�c
si�
wko�o zawo�a�: - Gdzie jeste�cie?
D�wi�czny �miech zabrzmia� w gaju.
- Jeste�my tam, gdzie by� powinny�my.
Dom by� rzeczywi�cie jak nowy, Mattis podszed� bli�ej, aby przejrze� si� w
szybach.
Nigdy w �yciu nie widzia� ch�opaka o r�wnie m�skim wygl�dzie jak ten, kt�ry
spogl�da� na
niego z mrocznej szyby. M�g� si� przejrze� jednocze�nie ze wszystkich stron, z
ka�dej strony
jednakowo dok�adnie.
Z dum� zawo�a�:
- Czy mnie widzicie?
- Tak, na pewno, patrzymy tylko na ciebie - odpowiedzia� g�os z gaju.
- Zaczekajcie troch� - rzek� Mattis.
A na to g�osy ch�rem:
- Czeka�, teraz?
- Czego chcesz, Mattis?
- Przygotuj si�, Mattis!
- Tak, na pewno - odpowiedzia� ich w�asnymi s�owami.
Potrz�sn�� g�ow� - w mgnieniu oka zacz�y si� w niej t�oczy� s�owa
najw�a�ciwsze,
takie, jakie m�wi si� dziewcz�tom, i nie tylko dziewcz�tom. To ju� nie by�y
dawne nieudolne
cienie s��w. Z rado�ci� zacz�� igra� nowymi s�owami, wymawia� r�ne kolejno, a
wszystkie
by�y zuchwa�e.
- Hej, wy, tam w gaju, czy jeste�cie gotowe? - zawo�a�.
- Jeste�my gotowe, powiedz, kt�ra ma przyj��?
- Przyjd� ty, ty o kt�rej my�l�! - odkrzykn�� napinaj�c mi�nie ramienia.
Silne rami�!
Niemal natychmiast us�ysza� odpowied�:
- I ja tego pragn�.
Pozosta�e g�osy zamilk�y.
Stan�a na skraju lasu, ju� nie utajona. Tysi�ce razy wyobra�a� j� sobie, a
teraz by�a
inna. Mimo to pozna� j� i wcale si� nie ba�. Podesz�a bliziutko - jak �licznie
pachnie!
Ale nie wolno jej dotkn��.
- Zr�b co� - poprosi�.
- Dobrze - odpar�a - patrz tutaj.
Poruszy�a r�k�, doko�a zabrzmia� �piew ptak�w.
- Ci�g s�onek ci� zrodzi� - odezwa� si� Mattis - i wszystkie moje my�li nale��
do
ciebie od dawna. Je�eli chcesz mi co� powiedzie�, to m�w zaraz.
- Powiedzie�? - spyta�a.
- Tak.
- Nie, teraz nie chc� ju� nic powiedzie�.
Patrzy� jej prosto w oczy. Jednocze�nie ukradkiem zgi�� lewe rami� - koszula
p�k�a z
lekkim trzaskiem. Pot�ne, g�adkie, zaokr�glone musku�y r�ki b�ysn�y w s�o�cu
tu� przed jej
oczami.
- Nie ma si� czego martwi�, mam dosy� koszul - zapewni� z ca�ym spokojem.
- I ten drugi w ten spos�b podar�e�? - spyta�a z podziwem.
- Tak - odpowiedzia� od niechcenia - prawy r�kaw podar�em w strz�py ju� dawno.
Nie odezwa�a si� wi�cej, wstrz��ni�ta jego widokiem, nie mog�a wypowiedzie� ani
s�owa. Tego pragn��. Mia� teraz wszystko, czego pragn��. A pr�cz tego m�g�
wszystko
wyrazi� we w�a�ciwy spos�b.
- Teraz we wszystkim mo�esz kierowa� si� tylko w�asn� wol� - rzek� do niej. -
Jeste�
moim skarbem. - Natychmiast podesz�a jeszcze bli�ej. - Coraz lepiej pojmuj�,
czemu d�ugo i
wiernie czeka�em - doda�.
Milcza�a, posiada�a bowiem tajemnic�, kt�r� chcia�a zwierzy�. Zbli�a�a si� coraz
bardziej. Kiedy poruszy�a r�k�, rozleg� si� �piew ptak�w, teraz, gdy ca�a by�a w
ruchu,
rzuca�a czary.
Widz�c j� ca�� w ruchu, Mattis zatraca� poczucie tego, co si� dzia�o. Czego�, co
nie
mia�o nazwy. Podchodzi�a coraz bli�ej. Tu� przy nim by�a ona, zrodzona z ci�gu
ptak�w, ta,
kt�ra do niego nale�a�a.
8
Hege jak zawsze wsta�a pierwsza. Mattis ju� nie spa�, ale le�a� nadal
prze�ywaj�c od
nowa sw�j sen. S�ysza�, �e Hege sprz�ta w swej izdebce, po chwili wysz�a. Mattis
pr�dko
odwr�ci� si� do �ciany, udaj�c, �e �pi. Tak by�o bezpieczniej ze wzgl�du na
spos�b, w jaki
rozstali si� poprzedniego wieczora.
Hege id�c do kuchni zatrzyma�a si� na chwil� przy pos�aniu brata. Sekunda
napi�cia.
Odesz�a - spieszy�a si�. Wkr�tce Mattis us�ysza� znajome poranne pobrz�kiwanie
fili�ankami
i �y�eczkami.
,,Wszystko si� zmieni" - my�la� roztargniony Mattis. Si�gn�� po odzie� i ubra�
si�.
Czu� si� przeobra�ony, jakby unoszony przez dwoje silnych ramion - z jednej
strony porywa�
go ci�g s�onek, z drugiej senne rojenia. Nastawia� ucha: mo�e dzisiaj te�
us�yszy co�
niezwyk�ego. Mo�e niespodziewane s�owo lub radosne zdarzenie czeka w ukryciu -
teraz po
wielkiej zmianie.
Jeszcze nie. Ale nale�y czuwa�, bo dzisiejszy dzie� nie mo�e by� podobny do
niezliczonego szeregu zwyk�ych dni.
- �Temu Pan B�g daje� - powiedzia� do Hege, otwieraj�c drzwi kuchni.
Mattis przypomnia� sobie cz�� starego przys�owia i u�y� go jako powitania. Czu�
si�
niepewnie. Niepokoi�o go wspomnienie siostry z ostatniej chwili przed rozstaniem
poprzedniej nocy. Nie m�g� si� op�dzi� my�li, �e Hege odwr�cona do �ciany
p�aka�a z jego
winy.
A bezpo�rednio po tym nawiedzi� go �w sen!
W ka�dym razie Hege przespa�a si� i odzyska�a r�wnowag�. Drobna, kr�pa, zr�cznym
ruchem kraja�a chleb. Mattis mia� wra�enie, �e specjalnie usi�owa�a przybra�
beztroski i
spokojny wyraz twarzy, by zatrze� wczorajsze zaj�cie. Na dziwne przywitanie
brata
odpowiedzia�a pytaniem:
- Co si� sta�o, �e jeste� dzisiaj w takim dobrym humorze?
Roze�mia� si� tajemniczo i odpar�:
- A dlaczego?
- Nie? Nie jeste� w dobrym humorze?
- Ale nie wiesz, dlaczego tak jest.
Ani s�owem nie wspomnia�a o wczorajszym wieczorze! Odezwa�a si� ostro�nie, jakby
nie chcia�a powiedzie� za wiele:
- Chyba wiem, pewno dlatego �e p�jdziesz szuka� pracy, jak um�wili�my si�
wczoraj.
I sprawdzi si� przys�owie: �Kto rano wstaje, temu Pan B�g daje� - wr�cisz z
zarobkiem.
Ojej, zapomnia�, �e obieca� p�j�� do pracy! Natomiast Hege, jak si� okazuje, nie
zapomnia�a. Cie� za�mi� jego rado��.
- Nie zgad�a� - odpowiedzia�.
- Jak to, nie p�jdziesz...
- Ci�g s�onek jest teraz nad nami - przerwa� siostrze.
W ten spos�b zamierza� wyja�ni� now� sytuacj�. W obliczu tak radosnego
wydarzenia
chyba mo�na oszcz�dzi� sobie przykrej w�dr�wki do wsi i proszenia o robot�.
Hege jednak nie pozwoli�a si� zbi� z tropu.
- No to co? Czy co� si� zmieni�o dlatego, �e ci�g s�onek przelecia� nad domem?
- Sam nie wiem. A ty, czy jeste� pewna, �e nic si� nie zmieni�o?
M�wi� teraz odwa�niej, lecz tak�e bez lepszego skutku.
- Siadaj i jedz teraz - upomnia�a Hege.
Zabra� si� do jedzenia. Ci�gle jednak �y� swoim snem. Troch� p�niej trzeba jej
b�dzie otworzy� oczy na nies�ychanie wa�ne wydarzenie, kt�rego ona nie chcia�a
uzna�.
Nie m�g� d�u�ej wytrzyma�, g�o�no chrz�kn��, stukn�� czubkiem buta o pod�og� i
mrukn��:
- Hm!
- No i co?
- Nic. To nie jest dla ciebie!
- Och, chyba wr�cz przeciwnie. Masz min�, jakby� koniecznie chcia� mi co�
powiedzie�.
Mattis w milczeniu jad� chleb ma�ymi k�sami, ale trudno mu by�o opanowa� si�.
- Przedziwne, co te� cz�owiekowi mo�e si� przy�ni�, byle tylko chcia� -
o�wiadczy�.
Hege niech�tnie da�a si� wci�gn�� w rozmow�.
- Aha, co� ci si� �ni�o - powiedzia�a, jakby to w og�le nie mia�o znaczenia.
- Hm! - mrukn�� znowu Mattis.
- Lepiej powiedz, co masz do powiedzenia, bo ci� rozniesie!
Wobec jej postawy sen nabiera� wagi i realno�ci. A nawet stawa� si�
rzeczywisto�ci�.
- Mam powiedzie�, co mi si� �ni�o?
Potwierdzi�a skinieniem g�owy.
- Tego nie mog� zrobi� - odpowiedzia� z powag�, obrzucaj�c j� dumnym
spojrzeniem.
- W takim razie na pewno nic wa�nego, wyobra�am sobie - odpar�a z lekkim
niezadowoleniem, nalewaj�c mu kawy, lury, jak� zwykle pijali. W chwili kiedy
zamierza�a
odej��, Mattis zn�w si� odezwa�:
- Porz�dni ludzie nie m�wi� o takich rzeczach, jakie mi si� �ni�y. Wiesz ju�
teraz!
- Ach, tak!
- Na nic ci si� nie zda wypytywa� i bada� mnie. Teraz ju� wiesz!
Hege, w dalszym ci�gu niewzruszona, pragn�c przywo�a� go do rozs�dku, rzek�a:
- Pociesz si�, �e sny t�umaczy si� na opak. Ka�dy sen jest przeciwie�stwem
rzeczywisto�ci.
- Co?! - zawo�a�. Wzdrygn�� si� s�ysz�c jej s�owa. Mia� wra�enie, �e chcia�a
zada� mu
b�l. A w�a�ciwie sama nie wiedzia�a, co m�wi, tak, nie wiedzia�a. - To, co
powiedzia�a�, jest
wstr�tniejsze, ni� przypuszczasz - o�wiadczy� wzburzony Mattis.
Odechcia�o mu si� je��, zerwa� si� od sto�u tak gwa�townie, �e uni�s� blat.
Fili�anka
spad�a, kawa si� wyla�a.
- Patrz, jak nabrudzi�e�, Mattis!
- A czyja to wina?
Niech wie, co zrobi�a, jak� krzywd� mu wyrz�dzi�a.
- Nie wolno ci psu� mi wszystkiego! - rzek�.
- No, ju� dobrze, dobrze, Mattis.
Mattis opami�ta� si�.
- A zreszt� mniejsza o to, bo teraz wszystko b�dzie inaczej. Zacz�o si� w nocy.
Hege przypomnia�a sobie, jak szorstka by�a ostatniej nocy, i po�a�owa�a tego.
- Wyjd� z tob� wieczorem i popatrzymy na s�onki. Tylko nie nud�.
- Nigdy nie b�dzie tak jak za pierwszym razem!
Hege pu�ci�a s�owa brata mimo uszu, sprz�tn�a ze sto�u i zabra�a si� do roboty
na
drutach. Co chwila zerka�a spod oka w stron� Mattisa. On za� wyczuwaj�c wzrok
siostry
odezwa� si� ze z�o�ci�:
- Czego znowu chcesz?
- Nic, patrz� tylko, czy wybierasz si� na wie� do roboty, jak obieca�e�.
Nie mia�a nad nim lito�ci.
- No, tak, ale ci�g s�onek...
Hege nie ust�powa�a.
- Na to �adne ptaki ani ci�gi s�onek nie pomog�. Powiedzia�e�, �e p�jdziesz,
wi�c
musisz i��.
Mattis si� zl�k�. Je�eli Hege jest a� tak wojownicza, to znaczy, �e tym razem ma
jaki�
specjalny cel. Czy ona nie rozumie, co to za udr�ka dla niego? Wsta�, wysun��
si� ze swego
bezpiecznego k�ta i z niepokojem zapyta!:
- Czy to taka zmiana ma zaj�� u nas, teraz kiedy s�onki ci�gn�?
- Nie wolno nigdy dawa� za wygran�, powtarza�am ci to tysi�c razy.
- �atwo ci tak m�wi�!
Mattis zastanowi� si�, a po chwili g�o�no i �a�o�nie zawo�a� :
- Dlaczego nie mam musku��w, kt�re m�g�bym tak napr�y�, �eby koszula p�k�a.
Hege milcza�a.
- Ty mnie nigdy nie pytasz! - wo�a� dalej w podnieceniu.
- O co?
- O to, o co nale�y pyta�.
- Cicho b�d�! - rzek�a surowo.
Trudne sprawy - dla obojga.
- Czy mog� zaczeka� do jutra? - poprosi�. Mia� na my�li upokarzaj�c� w�dr�wk� od
domu do domu w poszukiwaniu pracy. Hege nieraz ju� dawa�a dowody, �e by�a dobr�
i
oddan� siostr�, ale niestety ostatnio gniewa�a si� du�o cz�ciej ni� dawniej. -
Bo rozumiesz:
dzisiaj to jest dzisiaj.
- No dobrze, niech tak b�dzie - zgodzi�a si� Hege.
9
Dzisiaj jest dzisiaj. Mattis w��czy� si� w pobli�u domu i rozmy�la� . W jego
�nie
istnia�y trzy rzeczy.
On sam by� odmieniony w trojaki spos�b.
Kr��y� doko�a w pi�kny letni poranek. Hege na pewno siedzia�a w izbie, z�a, bo
nie
poszed� szuka� pracy, ale tak by� musia�o. Nowe wydarzenie by�o zbyt �wie�e i
donios�e.
Czu� o�ywczy powiew wiatru, ze wszystkich stron p�yn�y mi�e wonie.
Trzy wielkie zmiany. Ale rozwia�y si� wczesnym rankiem, nic innego nie m�g�
sobie
wyobrazi� - pozosta�o mu bowiem tylko g�uche wspomnienie. Mimo to, gdy tak
kr��y�
doko�a, niespodziewanie us�ysza� jakby g�os, d�wi�k �piewny, zaczarowany, ale
prawdziwy i
rzeczywisty.
�Jestem odmieniony w trojaki spos�b, lecz dzisiaj jest dzisiaj. Zdumiewaj�ce,
czemu
Hege nie potrafi tego wszystkiego zrozumie�" - duma� Mattis schodz�c nad brzeg
jeziora.
Stan�� nad wod� i puszcza� kaczki, jak ma�y ch�opiec. G�adka tafla jeziora ani
drgn�a,
wszelkie pr�by �owienia ryb na nic by si� nie zda�y, a zatem Mattis m�g� z ca�ym
spokojem
pozostawi� ��d� u brzegu.
Trzy rzeczy ze snu na pewno go otacza�y, czeka�y w pobli�u. A nadto tej nocy on
sam
si� odmieni�. Wszystko, co pragn��, aby si� w nim zmieni�o, uleg�o
przeobra�eniu, zgodnie z
jego wol�.
Sta� z zamglonym wzrokiem, jakby nieobecny, i rzuca� w wod� kamienie wielko�ci
pi�ci.
- Mattis! Chod� je�� - wo�a Hege od progu.
Mi�e dobrze znane nawo�ywanie kobiety.
Trzy rzeczy znikn�y.
Hege nie potrzebowa�a dodawa�: �Chod� zaraz!" Mattis szybko reagowa� na
wezwanie do jedzenia, bieg� pod g�r� p�dem i zaraz siada� do sto�u.
- Jedz, p�ki mamy co je�� - rzek�a Hege podsuwaj�c mu talerz.
Wiedzia� dobrze, �e tak powiedzia�a, poniewa� nie chcia� i�� szuka� pracy.
Dlatego
tak si� odezwa�a.
- Je�eli kto� si� zmieni� w trojaki spos�b - zacz�� Mattis nie przerywaj�c
jedzenia.
- Co za trojaki spos�b?
- To si� ��czy z tym, czego ty nie mo�esz wiedzie�. I z dziewcz�tami tak�e...
- Jedz teraz, jedz.
- Ty si� nigdy nie zmienisz, zawsze jeste� taka sama - zawo�a� gniewnie. - Nie
potrafisz tego zrozumie�.
- Nie, nie potrafi�, ale czy ty pomy�la�e� o tym, �e jutro masz p�j�� do wsi?
�Ona jest uparta i dziwna - zauwa�y� Mattis w duchu. - Ale dzi�ki temu mamy co
je��.�
- Powiedzia�em, �e p�jd�, to p�jd� - stwierdzi�, a jednocze�nie przera�enie
ogarn�o
go, gdy wspomnia�, �e bezradny stanie w obliczu umiej�tnie i szybko pracuj�cych
ludzi.
Hege pilnie robi�a kaftan. Mattis b�agalnym tonem prosi�:
- P�jdziesz zobaczy� ptaka, kiedy przyleci tu wieczorem? Dzi� rano powiedzia�a�,
�e
chcesz na niego popatrzy�?
- Dzisiaj nie, b�dzie za p�no.
- Przecie� powiedzia�a�...
- Wol� i�� spa� - odpar�a stanowczo.
- A gdyby� si� ju� nigdy nie obudzi�a? Dopiero wtedy by� �a�owa�a - nalega� z
uporem.
Hege wzdrygn�a si�. Te s�owa podzia�a�y Ha ni� w spos�b dla niego
niezrozumia�y.
- Milcz, Mattis! - zawo�a�a porywczo.
Zerwa� si� do ucieczki. Rzuci�a za nim jeszcze kilka s��w, ale nie dos�ysza�, co
m�wi�a, bo przera�ony ju� znajdowa� si� za drzwiami.
Wieczorem siedz�c na przyzbie czu� dziwny niepok�j w sercu i w r�kach. Hege mimo
wszystko zaryzykowa�a i posz�a spa�.
Czas ju� na ptaka.
S�ycha� jego zew, wida� skrzyd�a trzepocz�ce troch� bezradnie w szybkim locie.
Ptak szybuje wysoko w �agodnym nocnym powietrzu, a jednocze�nie przeszywa na
wskro� serce Mattisa. Mi�kki, ciemny cie� czego� niepoj�tego wype�ni� go ca�ego.
�Ja i
s�onka to jedno" - b�ysn�a niejasna my�l.
Uradowany z�o�y� sobie przyrzeczenie: �Jutro p�jd�, bo Hege tego chce, byle
tylko
burzy nie by�o. B�yskawica zawsze jest b�yskawic� i wtedy nie p�jd�, zreszt� ona
wie, �e nie
p�jd�."
Zaczeka�, p�ki s�onka przelecia�a dwukrotnie, dopiero wtedy poszed� po�o�y� si�
w
izbie, kt�r� wype�nia� przytulny p�mrok letniej nocy.
Je�li Mattis oczekiwa�, �e sen si� powt�rzy, spotka� go ci�ki zaw�d. Nie
zobaczy�
cho�by cienia dziewczyny czy gaju.
10
W porannym s�o�cu czubki osik zwanych �Mattis-i-Hege" odcina�y si� wyra�nie od
t�a b��kitnego nieba. Mattis min�� je, kieruj�c si� ku szosie prowadz�cej do
wsi. Szed� z
zaci�ni�tymi wargami: je�eli wszystko mia�o pozosta� jak dawniej, to czemu
zjawi� si� ci�g
s�onek. Czy nie nale�a�o po prostu czeka�, p�ki co� si� zdarzy? �Nie" -
powiedzia�a Hege.
W nocy, zaraz po odwiedzinach ptaka, Mattis by� pe�en zapa�u, teraz energia jego
os�ab�a.
Gdyby Hege by�a inna, ani�eli jest, nigdy by mu nie kaza�a wyrusza� na daremne
poszukiwania, zrozumia�aby, �e nie powinna tego robi�. Niestety Hege nigdy si�
nie zmieni.
A zreszt� nie potrzebowa�a si� zmienia�. Bo i po co?
Mattis szed� prosto przed siebie.
Zaledwie stan�� ha skraju lasu, zobaczy� ca�� wiosk�. Wszystkie zagrody,
wszystkie
niemal co do jednej, budzi�y wspomnienie takiej lub innej nieudanej pr�by.
Na szosie panowa� nieustanny ruch. Samochody jak zwykle sp�dza�y pieszych do
przydro�nych row�w. Trawa po obu stronach traktu poszarza�a pod grub� warstw�
kurzu.
T� drog� Mattis chadza� niekiedy nie tylko w poszukiwaniu pracy. Czasem Hege
dawa�a mu dwie korony i posy�a�a do kupca po �ywno��, a czasem kaza�a odnie��
wyko�czon� robot�. Zawsze jednak wyprawa taka by�a ryzykowna, bo wszystko mog�o
p�j��
dobrze, ale mog�o r�wnie� sko�czy� si� na wstydzie i kompromitacji.
O tej porze mieszka�cy zagr�d wychodzili do roboty. Mattis m�g� ich zobaczy�
wsz�dzie doko�a. Zwyk�a praca przed nadej�ciem lata, przewa�nie polegaj�ca na
usuwaniu
chwast�w z pola. Ludzie mieli wygl�d silnych i zr�cznych, prac� swoj� wykonywali
w
spos�b tak naturalny, jak oddychali i �yli. Niekt�rzy palili fajki, inni
gaw�dzili po trosze,
jeszcze inni wymachiwali tylko r�kami.
Czy lepiej podej�� od razu i zapyta� o prac�? W pierwszej lepszej zagrodzie? O,
nie!
Gospodarz by�by niezadowolony, gdyby musia� szuka� wykr�t�w na t�umaczenie si�,
dlaczego Mattis jest mu dzisiaj niepotrzebny. Mija� kolejno zagrody jedn� po
drugiej.
Wyobra�a� sobie, z jak� ulg� ludzie oddychali, widz�c, �e poszed� dalej.
�Ale na pewno �aden z nich nie mia� takiego snu jak ja" - pomy�la�.
Wspomnienie to doda�o mu otuchy.
Mia� wiele zawstydzaj�cych wspomnie�, zreszt� bardzo r�norodnych. Z niekt�rymi
ze spotykanych obecnie ludzi pr�bowa� ju� pracowa�, ale na my�l o tym wola�
patrze� w
ziemi�. Inni najch�tniej mijali go pospiesznie, pewno chcieli oszcz�dzi�
upokorzenia, i sobie,
i Mattisowi.
�Dzisiejszy dzie� znowu sko�czy si� niepowodzeniem. Hege dobrze o tym wie i ja
dobrze o tym wiem. Wr�c� ju�, nie odwa�� si� wst�powa� do dom�w, gdzie mnie
dobrze
znaj�.�
Co� nadzwyczajnego! Zaledwie to pomy�la�, post�pi� wr�cz przeciwnie. Zboczy� z
traktu na podw�rze. Co go do tego sk�oni�o? Pewne nieokre�lone wspomnienie.
Wspomnienie
wywo�ane widokiem tego domostwa, zwi�zane nie tylko z upokorzeniem.
Mo�e i dzisiaj znajdzie si� tutaj praca dla Mattisa?
Mattis natkn�� si� na gospodarza za w�g�em domu. M�czyzna razem z jakim�
ch�opakiem i dziewczyn� - ka�de z lekk� motyk� w r�ku - stali gotowi do pielenia
burak�w.
Mattis zobaczy� ich dopiero w momencie, kiedy zatrzyma� si� przed nimi, jego
posta� ukaza�a
si� im r�wnie� niespodzianie.
- Dzie� dobry, macie dla mnie robot�? - zapyta� nie zostawiaj�c sobie czasu do
namys�u i mierz�c gospodarza l�kliwym