5704

Szczegóły
Tytuł 5704
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5704 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5704 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5704 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

TARJEI VESAAS PTAKI CZʌ� PIERWSZA l Mattis rozejrza� si�, czy wieczorne niebo jest bezchmurne i czyste. Tak, by�o czyste. Wobec tego, chc�c dobrze usposobi� siostr�, powiedzia�: - Jeste� jak b�yskawica. Wymawiaj�c te s�owa wzdrygn�� si� lekko, cho� mia� pe�ne poczucie bezpiecze�stwa, bo niebo by�o pogodne. - My�la�em o twojej robocie - doda�. Hege oboj�tnie skin�a g�ow� i dalej robi�a du�y kaftan. Druty miga�y w jej palcach. Wykonywa�a w�a�nie stylizowany kwiat o o�miu promienistych p�atkach, kt�ry wkr�tce mia� ozdobi� plecy jakiego� m�czyzny. - Tak, wiem o tym - odpowiedzia�a po chwili. - Ale ja znam si� na tym, Hege. �rodkowym palcem lekko opukiwa� kolano, jak zawsze gdy rozmy�la�. Do g�ry i na d�, do g�ry i na d�. Hege od dawna przesta�a prosi�, aby zerwa� z tym irytuj�cym nawykiem. Po chwili Mattis podj�� rozmow�: - Jeste� jak b�yskawica, nie tylko kiedy robisz na drutach, ale we wszystkim, do czego si� bierzesz. - Tak, tak - odpar�a. Mattis zadowolony umilk�. S�owo ,,b�yskawica" kusi�o go niezmiernie. Wymawiaj�c je bowiem mia� dziwne uczucie jakby przeszywaj�cego kr�tkiego spi�cia w m�zgu, i to go n�ci�o. B�yskawicy na niebie ba� si� �miertelnie, tote� nigdy nie u�ywa� tego s�owa w upalne dni lub kiedy ci�kie chmury zasnuwa�y niebo. Tego wieczoru m�g� by� spokojny. Wiosn� dwa razy ju� szala�a burza z silnymi grzmotami. W najgro�niejszych chwilach Mattis zwykle chowa� si� w ust�pie, bo kto� mu kiedy� powiedzia�, �e w tego rodzaju budynek nigdy jeszcze piorun nie uderzy�. Mattis nie wiedzia�, czy tak dzieje si� na ca�ym �wiecie, w ka�dym razie tutaj u nich na szcz�cie zawsze tak bywa�o dotychczas. - Jak b�yskawica - mrucza� zwr�cony w stron� siostry. Hege mia�a ju� dosy� jego pochwa�, Mattis jednak nie dawa� za wygran�: - Chcia�em powiedzie�, �e i w my�leniu tak�e. Hege pospiesznie podnios�a wzrok, jakby l�ka�a si� tego niebezpiecznego tematu. - Na dzisiaj ju� dosy� - powiedzia�a surowo. - O co ci chodzi? - zapyta�. - O nic. Sied� cicho! Hege hamowa�a s�owa cisn�ce si� jej na usta. Dotychczas nigdy nie mog�a si� opanowa�, ilekro� jej pomylony brat u�ywa� s�owa �my�le�", zawsze odczuwa�a to niby bolesne uk�ucie. Mattis co� zauwa�y�, prawdopodobnie jednak ��czy� to z budz�c� w nim wyrzuty sumienia spraw�: nie pracowa� przecie� jak wszyscy ludzie, tote� zacz�� od nowa dobrze znan� w tym domu �piewk�: - Jutro musisz znale�� dla mnie jak�� prac�. Tak d�u�ej by� nie mo�e. - Tak - odpowiedzia�a z roztargnieniem. - Ja tak d�u�ej nie mog�. Nic nie zarabiani. - Rzeczywi�cie sporo czasu min�o, odk�d przynios�e� par� groszy - te s�owa rzucone do�� ostrym tonem wyrwa�y si� jej mimo woli. Natychmiast ich po�a�owa�a, ale za p�no, Mattis nic znosi� �adnych uwag na ten temat, tylko on m�g� go porusza�. - Nie odzywaj si� do mnie w ten spos�b - powiedzia� ze zmienionym wyrazem twarzy. Hege zaczerwieni�a si� i spu�ci�a g�ow�. Mattis natomiast ci�gn�� dalej: - M�w do mnie jak do cz�owieka. - No dobrze, ju� dobrze. Hege siedzia�a z pochylon� g�ow�. Co pocz�� z tym pomyle�cem? Czasem nie mog�a si� opanowa� i rani�a go bolesnym s�owem. 2 Brat i siostra siedzieli na progu ubogiej chaty, w kt�rej mieszkali sami, tylko we dwoje. Wiecz�r by� ciep�y, czerwcowy, �ciany ze starych drewnianych bali, nagrzane s�o�cem, wydziela�y silny, rozleniwiaj�cy zapach. Zanim zacz�li m�wi� o b�yskawicy i zarabianiu, d�ugi czas min��, a oni nie zamienili ani s�owa. Ot, po prostu siedzieli obok siebie. Mattis z nieruchom� twarz� patrzy� na korony drzew. Siostra przywyk�a ju� do widoku brata siedz�cego w ten spos�b. Wiedzia�a, �e inaczej by� nie mo�e, w przeciwnym razie ch�tnie by poprosi�a, a�eby i ten zwyczaj zmieni�. Mieszkali w ca�kowitym niemal odosobnieniu, jak okiem si�gn�� ani jednej zagrody, dopiero za �wierkowym lasem przebiega� g��wny trakt obok du�ego osiedla. Po tej stronie l�ni�o jezioro, przeciwleg�e jego brzegi majaczy�y daleko, daleko. Woda si�ga�a podn�a pag�rka, na kt�rym by� zbudowany ich dom, tam w dole Mattis i Hege mieli w�asny pomost i ��d�. Tylko ogrodzony kawa�ek ziemi przy domu stanowi� ich w�asno��, poza tym nic wi�cej nie posiadali. �Ona wie, na co ja patrz�" - my�la� Mattis. Co za pokusa, �eby g�o�no powiedzie�: �Tu jest jeszcze co�, co nazywa si� �Mattis i Hege�." A ona nic o tym nie wie. Mattis nie porusza� tego tematu. Ju� za ogrodzeniem, ponad zielonym �wierkowym lasem, stercza�y nagie, zbiela�e korony dw�ch usychaj�cych osik. Ros�y tu� obok siebie, ludzie mi�dzy sob� nazywali je �Mattis-i-Hege". Mattis dowiedzia� si� o tym przypadkiem. �Mattis-i-Hege" - oba imiona wymawiano jak jedno s�owo. Wiele czasu up�yn�o, zanim to dosz�o do uszu Mattisa. Dwie wyschni�te osiki sta�y obok siebie po�r�d zielonego, bujnego lasu �wierkowego. Mattis burzy� si� przeciw temu, a mimo to musia� na nie ci�gle patrze�. Ilekro� siadali na przyzbie jak teraz, postanawia�, �e Hege nie �mie si� o tym dowiedzie�. Gniewa�aby si� strasznie, a drzewa i tak nadal b�d� nosi�y ich imiona. Jednocze�nie za� fakt, �e drzewa te ros�y tu wci�� jeszcze, Mattis uwa�a� za pewnego rodzaju cichy wyraz szacunku. Osiki by�y szpetne i bezu�yteczne, a jednak w�a�ciciel nie �ci�� ich, nie rzuci� w ogie� p�on�cy u niego w domu na kominie. Zbyt wielkim okrucie�stwem by�oby uczyni� to na oczach ludzi nosz�cych te same imiona - r�wna�oby si� niemal morderstwu. Oto czemu tego nie zrobi�. �Chcia�bym kiedy� spotka� tego cz�owieka" - my�la� Mattis. Lecz cz�owiek ten nie zjawia� si� tu nigdy. A kim by� ten, kto dla zabawy ochrzci� osiki ich imionami? Nie wiadomo. Mo�na by�o tylko snu� domys�y siedz�c wieczorami na przyzbie. W ka�dym razie na pewno m�czyzna. Mattis nawet nie dopuszcza� my�li, �e mog�a to uczyni� kobieta, bo do kobiet by� przyja�nie usposobiony. Gniewa�o go, �e kto� por�wna� Hege do usychaj�cej osiki, przecie� to do niej zupe�nie nie pasowa�o! Ka�dy m�g� si� o tym przekona�. Hege by�a m�dra i bystra. �Co znaczy ta tajemna udr�ka?" �Wiesz dobrze" - odpowiada jaki� glos, a cho� to stwierdzenie wydaje si� bez sensu, kryje prawd�. ..Nale�a�oby odwr�ci� si� od nich, zamiast na nie patrze� - a przecie� to jest pierwsza rzecz, jak� robi� co ranka, i ostatnia, zanim p�jd� spa�. Naprawd� wielka g�upota." - Mattis? Ockn�� si� z g��bokiej zadumy. - Na co patrzysz? - spyta�a Hege. Doskonale zna� to zapytanie. Nie powinien tak siedzie�, oczywi�cie nie powinien, nale�y by� takim jak wszyscy, a nie pomyle�cem, kt�ry robi z siebie widowisko, gdziekolwiek si� poka�e lub kiedy tylko spr�buje zabra� si� do pracy. Spojrza� na siostr�. Dziwny mia� wzrok. Zawsze bezradny, nie�mia�y jak wzrok ptaka. - Na nic nie patrz� - odpowiedzia�. - Czy�by? - Dziwna jeste�, je�li rozejrz� si� doko�a, uwa�asz, �e na co� patrz�, �e czemu� si� przygl�dam - a przecie� wtedy musia�oby tutaj by� inaczej. Co� musia�oby si� tutaj dzia�. Hege skin�a g�ow�. Uda�o jej si� odwr�ci� uwag� brata, mog�a zabra� si� ponownie do roboty. Nigdy nie siadywa�a na progu bezczynnie jak Mattis, r�ce jej nawyk�y do pracy na drutach - zreszt� tak by� musia�o. Mattis z szacunkiem patrzy� na robot� siostry, bo tylko dzi�ki niej mieli co je��. On sam nic nie zarabia�. Nikt go nie chcia�. Ludzie nazywali go: �Pomylony�, i wybuchali �miechem, kiedy kto� zaczyna� o nim m�wi�. On i praca nie pasowali do siebie. W wiosce, gdzie robota wrza�a, opowiadano sobie dowcipy o tym, jak wygl�da pomoc Mattisa - wszystko robi� na opak. �Dziobem o kamie�" - przebieg�o mu nagle przez my�l i ogarn�� go l�k. �Co to znaczy?" S�owa oraz wywo�any przez nie obraz r�wnie pr�dko zjawi�y si� i umkn�y, w ich miejsce wyros�a przed nim naga �ciana. Zerkn�� z ukosa na siostr�. Niczego nie zauwa�y�a. Siedzia�a obok niego drobna, ma�a, ale nie dziewcz�co m�oda, sko�czy�a ju� czterdzie�ci lat. Gdyby jej o wszystkim opowiedzia�? �Dziobem o...� - nic by nie zrozumia�a. Hege siedzia�a tu� obok niego. Patrzy� na jej g�adko zaczesane kasztanowate w�osy. Nagle w�r�d ciemnych splot�w ujrza� siwe pasma. D�ugie, srebrne nici. �Czy�bym mia� dzisiaj oczy jak jastrz�b? - pomy�la� ze zdziwieniem i rado�ci�. - Nigdy tego przedtem nie zauwa�y�em.� Bez namys�u zawo�a�: - Hege, co� podobnego! Podnios�a wzrok znad roboty, ucieszona brzmieniem jego g�osu, gotowa dzieli� jego rado��. - O co chodzi? - Zaczynasz siwie�? Pochyli�a g�ow�: - O, tak. - Siwe w�osy! Zauwa�y�em je dopiero dzisiaj. A ty czy wiedzia�a�? Hege milcza�a. - Ale to chyba za wcze�nie. Dopiero sko�czy�a� czterdziestk�, a ju� jeste� taka siwa. Nagle poczu�, �e kto� sk�d� rzuci� mu spojrzenie. Nie pochodzi�o od Hege. Pad�o na niego sk�din�d. P�on�ce spojrzenie. A mo�e to jednak Hege? Przestraszy� si� i poj��, �e �le post�pi�, chocia� nie rozumia� dlaczego; po prostu mia� bystre oko. - Hege! Spojrza�a na Mattisa i spyta�a: - O co ci znowu chodzi? Sam ju� nie wiedzia�, co chcia� powiedzie�. Spojrzenie te� znikn�o. - W�a�ciwie o nic. Mo�esz spokojnie dalej macha� drutami. Tym razem i Hege si� u�miechn�a: - S�usznie powiedzia�e�, Mattis. - Chyba nic z�ego si� nie sta�o? - zapyta� ostro�nie. - Nic z�ego nie zrobi�em m�wi�c o twoich siwych w�osach? - Nie, naturalnie. Przecie� o tym wiedzia�am. B�yszcz�ce druty miga�y w jej r�kach nieustannie. �Zupe�nie jakby si� same porusza�y, tam i z powrotem, przez ca�y dzie� - pomy�la� Mattis. - Tak, ty jeste� bystra, wszystko przenikniesz jak n� - stwierdzi� chc�c zatrze� wra�enie s��w, kt�rych nie powinien by� powiedzie�. Nadarzy�a mu si� r�wnocze�nie sposobno�� u�ycia jednego z tych wyra�e�, kt�re wydawa�y mu si� ogromnie pon�tne, urzekaj�ce. Istnia�o du�o takich ostrych s��w. S��w nie dla niego. Niemniej jednak u�ywa� ich ukradkiem, gdy� mile �echta�y j�zyk, a w m�zgu a� �widrowa�y. Ale wszystkie by�y troch� niebezpieczne. - S�ysza�a�, co powiedzia�em, Hege? - Tak - odpar�a z westchnieniem. Ani s�owa wi�cej! Nie, nie, ona ju� taka by�a. Mo�e za du�o jej schlebia�? - Mimo wszystko za wcze�nie na siwe w�osy - zamrucza� cicho, licz�c, �e go nie us�yszy. - A jak to jest ze mn�? Musz� zobaczy�, p�ki pami�tam. - Idziesz spa�, Mattis? - Nie, ja tylko... - nie doko�czy�. Chcia� powiedzie� ,,przejrz� si� w lustrze�, lecz przerwa� i wszed� do domu. 3 Pi�kno tego wieczoru Mattis zauwa�y� dopiero wracaj�c do izby. Szeroko rozlane wody jeziora by�y spokojne niby zwierciad�o. ��ki na zachodnim brzegu zasnu�a mg�a, co najcz�ciej si� zdarza�o. Pachnia�o wczesnym latem. Na szosie niewidocznej z podw�rza, gdy� zas�ania� j� las, samochody warcza�y niegro�nie a weso�o. Niebo pogodne - burza na pewno nie nadejdzie tej nocy. �Skro� b�yskawicy� - pomy�la� i wzdrygn�� si�. �Na wskro�, od razu na wskro�.� �Kto si� na to odwa�y!� Sta� tu� obok swego pos�ania, zamy�lony. Mattis od dziecka sypia� na �awie w tej izbie, tote� �mia�o m�g� powiedzie�, �e j� zna� dobrze. Mia� te� mocne postanowienie sypia� tutaj do ko�ca �ycia. Szczerby na �awie pochodzi�y z czas�w, gdy Mattis w ch�opi�cym wieku dosta� pierwszy n�. Na niemalowanym drzewie widnia�y tak�e szerokie, ciemne krechy, �lady pierwszego o��wka. Owe kreski i dziwne figury znajdowa�y si� na wewn�trznej stronie �awy, tote� co wiecz�r przed za�ni�ciem obserwowa� je z przyjemno�ci�, bo nigdy si� nie zmienia�y. Nie zmienia�y si�, by�y zawsze jednakowe. M�g� na nie liczy�. Hege zajmowa�a s�siedni alkierzyk. Mattis ockn�� si� z zamy�lenia i poszed� do izdebki, gdzie znajdowa�o si� lustro Jedyne w tym domu. Wszed� do alkierza siostry. Pachnia�o tu czysto�ci�, ale inaczej ani�eli w ca�ym domu. O, tam stoi lustro, kt�rego teraz potrzebowa�. - Hm! - mrukn�� na widok w�asnego odbicia. Od bardzo dawna nie przegl�da� si� w ten spos�b. Od czasu do czasu przychodzi� tu, kiedy mia� zamiar si� ogoli�. Wtedy jednak patrzy� przede wszystkim na brzytw�, a mimo to nie udawa�o mu si� dok�adnie usun�� zarostu. Teraz przygl�da� si� Mattisowi. �Nie, nie" - szepta� wewn�trzny g�os. Z tym cichym, bezg�o�nym nawo�ywaniem nie potrzebowa� si� liczy�. - Nie ma na co patrze� - mrukn��. - Sad�a ani troch�, cia�a niewiele, g�ba nie ogolona. Wszystko to brzmia�o przygn�biaj�co. - Ale jednak co� w niej jest - dorzuci� spiesznie, przygl�daj�c si� sobie w dalszym ci�gu. Lustro by�o nier�wne, zmienia�o obraz, jednak�e oboje przywykli do tego od lat. Mattis niewiele czasu sp�dzi� w ma�ej, pachn�cej czysto�ci� kobiecej izdebce, a ju� my�li jego schodzi�y na manowce. �Przegl�dam si� w lustrze jak dziewczyna - pomy�la� z przyjemno�ci�. - I na pewno niejedna dziewczyna przegl�da�a si� w tym krzywym lusterku, zanim si� ubra�a.� W zwi�zku z tym w g�owie zacz�y mu si� roi� przer�ne pi�kne, a kusz�ce obrazy. �Niech�e chocia� o nich pomy�l�! - Powstrzyma� si� jednak natychmiast. - Nie, nie mo�na my�le� o dziewcz�tach w powszedni dzie�. Nie wolno. Tego nikt nie robi!� Ogarn�y go w�tpliwo�ci: � A jednak ja to robi� od czasu do czasu� - stwierdzi�. Nikt jednak nie powinien o tym wiedzie�. Przygl�da� si� w�asnej twarzy. Spojrza� sobie prosto w oczy i w tej�e chwili b�ysn�� w nich wyraz przekory. �Wolno mi, skoro nikomu o tym nie opowiadam. Taki si� ju� urodzi�em.� Znowu napotka� spojrzenie w�asnych oczu - teraz nieco oddalonych, szeroko otwartych i jakby wyczekuj�cych. Co to znaczy? �Nie, nie wolno" - odzywa si� g�os dziwny, nie wiadomo sk�d pochodz�cy. Czasem odzywa si� tak�e, gdy chodzi o sprawy b�ahe, nie tak wa�ne jak te, o kt�rych teraz my�la�. - Przecie� patrz�c nie robi� nic z�ego - powiedzia� g�o�no. Uda�o mu si� przezwyci�y� ten niewiadomy g�os, narzucaj�cy mu si� przemoc�. Twarz w lustrze by�a zamy�lona, szczup�a, blada. Para oczu przyci�ga�a go ku sobie i trzyma�a na uwi�zi. Mia� ochot� zapyta� tego cz�owieka, kt�rego widzia� naprzeciw siebie: �Sk�d u licha si� wzi��e�? Po co przyszed�e�?� Nie chcia� us�ysze� odpowiedzi. Ale odpowied� tkwi�a w tych oczach - w oczach nie nale��cych do Mattisa, lecz do kogo�, kto przyby� z daleka, kto wzrokiem zg��bi� ciemno�ci nocy i �wiat�o�� dnia. Zbli�a�y si�. P�on�y. Nagle wszystko rozwia�o si�, znikn�o. W tej samej chwili b�ysn�a mu my�l: �Mattis wariat. Pomylony. Jak�e by si� �mieli, gdyby zobaczyli, �e przegl�dam si� w lustrze.� Nareszcie przypomnia� sobie, po co przyszed� do alkierzyka. Mia� szuka� siwych w�os�w. Z przodu nie ma. Pochyli� g�ow�, spod opadaj�cych kosmyk�w usi�owa� dostrzec siwe w�osy. Ani jednego. Potem pr�bowa� szuka� ich a� za uszami. Nigdzie ani jednego siwego w�osa. A przecie� by� zaledwie o trzy lata. m�odszy od siostry, Hege liczy�a ich sobie czterdzie�ci. �Nie, jeszcze d�ugo nie b�d� mia� siwych w�os�w. Ale za trzy lata b�d� w wieku Hege. Ani jednego siwego w�osa. Hege musi si� o tym koniecznie dowiedzie�, ucieszy si� - stwierdzi� zapominaj�c, �e siostra wcale nie okaza�a zadowolenia, kiedy poruszy� ten temat. Wyszed� z chaty wielkimi krokami. Hege bez w�tpienia siedzi nadal na przyzbie z robot�. Rzeczywi�cie siedzia�a dalej na tym samym miejscu. Kaftana przybywa�o, jakby sam si� rozrasta� pod dotkni�ciem jej zwinnych palc�w. R�ce Hege porusza�y si� w bezszelestnym ta�cu, a tymczasem robota zdawa�a si� wyka�cza� sama, bez jej pomocy. - No i co? - zapyta�a widz�c, jak spiesznie wybieg� z izby. Mattis wskaza� na swoj� g�ow� m�wi�c: - Nie mam ani jednego siwego w�osa, Hege. Obejrza�em si� w lustrze. Hege nie zamierza�a wdawa� si� w rozmow�. - To dobrze - odpowiedzia�a zwi�le. - Prawda, �e to bardzo dobrze? - zapyta�. - Oczywi�cie, dobrze - odpowiedzia�a spokojnie. - Sama zobacz, na pewno masz ochot� sama sprawdzi�... - Och, daj mi spok�j! - wybuchn�a. Zamilk� natychmiast. Hege jednym s�owem umia�a poskromi� jego zapa�. - O co chodzi? - spyta� przestraszony. - Mattis, ty... Patrzy� na ni� pe�en napi�cia. - Powiedz nareszcie. - Nie uwa�am, aby twoja dzisiejsza gadanina, kt�rej nie mo�esz sko�czy�, by�a przyjemna. - A czy my w og�le mamy jakie� przyjemno�ci? - spyta�. Zdaniem Mattisa s�owa siostry brzmia�y bardzo dziwnie. Hege spojrza�a bezradnie na brata, jakby z rosn�cym l�kiem. Je�eli szybko temu nie zapobiegnie, Mattis mo�e popa�� w nastr�j, z. kt�rym nie b�dzie mog�a sobie poradzi�. - Mamy znacznie wi�cej przyjemno�ci, ani�eli zdajesz sobie z tego spraw�! - powiedzia�a z naciskiem. - Po prostu o tym nie my�lisz. Ka�dy dzie� przynosi nam co� dobrego! �achn�� si�, lecz zapyta�: - Kiedy? - Kiedy? - powt�rzy�a ostrym tonem. Po czym spiesznie, jakby chcia�a czemu� przeciwdzia�a�, doda�a: - Pomy�l, Mattis. Tym razem nie odczu�a zwyk�ego bolesnego uk�ucia. Patrzy�a na niego w�adczo, cho� by�a ni�sza od brata. - My�l� ze wszystkich si�. - W takim razie przypominasz sobie du�o dobrego! Mattis zamy�lony nie odpowiada�. Hege nie ust�powa�a. Musia�a nalega� tak usilnie, by nie zdo�a� jej si� wymkn��. - Mamy wi�cej przyjemno�ci ni� inni! - Czy to rzeczywi�cie prawda? - wyszepta� bezsilnie, tak cicho, �e ledwo by�o go s�ycha�. - Tak! I nigdy nie wolno ci o tym zapomina�. Rozmowa si� urwa�a. Mattis wypr�y� si� z lekka, lecz nie �mia� oponowa�. Hege by�a m�dra i doskonale wiedzia�a, co jest dobre. Lepiej nie przeczy�, nie robi� z siebie g�upca. Patrzy�a na niego surowo. - Nie wiedzia�em o tym - stwierdzi� po prostu. Nagle wszystko mu si� rozja�ni�o i rado�nie o�wiadczy�: - Jak to dobrze, �e mi o tym powiedzia�a�. - Co? - No, skoro o tym nie wiedzia�em. - U�miecha� si� weso�o. - Teraz p�jdziesz spa�? - zapyta�. Zamiast odpowiedzie� Hege z lekkim znu�eniem skin�a g�ow� i wesz�a do chaty. 4 Tego� wieczora Hege po�o�y�a si� wcze�niej ni� zwykle. A w ka�dym razie wcze�niej posz�a do swojej izdebki. Mattis zamierza� zapyta� j� o przyczyn�, lecz zanim zd��y� otworzy� usta, Hege powstrzyma�a go m�wi�c niecierpliwie: - Dobrze, dobrze, zaczekaj do jutra, Mattis. Na dzisiaj ju� dosy� rozm�w, m�j kochany. Po tych s�owach straci� ch�� do docieka� i pyta�. Hege by�a w z�ym humorze, lepiej niech idzie spa�. Nie m�g� poj��, co z�ego zrobi�. Mo�e jej chodzi�o o siwe w�osy? C� w tym strasznego, �e osiwia�a, a on nie? Przecie� to nie by�a jego wina. Jednak�e Hege go �ywi�a i ona nim kierowa�a. Poza tym by�a m�dra, a dla tej jej zalety Mattis mia� jak najwi�kszy szacunek. Hege odesz�a bez s�owa. Mattis rozmy�la� w samotno�ci. �Jutro trzeba b�dzie p�j�� do gospodarzy, mo�e da mi kto prac� - rozwa�a�, ale my�l ta z g�ry przejmowa�a go l�kiem. - To ta sprawa dr�czy Hege! Ona mnie �ywi jak rok d�ugi. Szczerze m�wi�c i nie ujmuj�c ani roku, trzeba przyzna�, �e �ywi mnie przez ca�e moje �ycie.� ��ywi mnie. �ywi mnie.� W tym powiedzeniu kry�o si� nie mniej goryczy ni� w korze osiki, kt�r� kiedy� pr�bowa� �u�. A Mattis prze�uwa� te s�owa rok po roku. Je�eli pozostawa� sam - jak w�a�nie teraz - te bezlito�nie gorzkie s�owa ci�gle powraca�y na usta. W �adnym ze znanych mu s��w nie kry�o si� tyle goryczy. �Jutro p�jd� do pracy. Oczywi�cie je�li nic mi nie przeszkodzi" - doda� w my�li na wszelki wypadek. Nawiedzi�o go mgliste wspomnienie licznych pr�b, kiedy to usi�owa� otrzyma� jak�� prac�, b�d� u gospodarza, b�d� w polu czy w lesie. Zawsze co� mu przeszkodzi�o w przepracowaniu ca�ego dnia. Dlatego te� nigdzie nie wzywano go powt�rnie do pracy. Ludzie m�drzy, w�a�ciciele ziemi, kt�rzy mog� da� robot�, przechodzili obok niego, jakby go nie widzieli. I zawsze ko�czy�o si� na tym, �e wraca� do siostry z pustymi r�kami. Przywyk�a ju� do tego, wi�c nigdy nie powiedzia�a mu z�ego s�owa. Po prostu wlok�a Mattisa przez �ycie, niby kul� u nogi. Gdyby mo�na odgadn��, co ona my�la�a? Jutro nale�y si� przem�c. Nale�y i�� prosto do gospodarzy i prosi� o robot�. - Raz kiedy� musi mi si� uda� - powiedzia� przybieraj�c Wojownicz� min�, cho� nikt tego nie widzia�. - Musz� dosta� prac�, bo Hege osiwia�a. Us�ysza� wewn�trzny g�os: �Hege osiwia�a przeze mnie!" Prawda ujawni�a mu si� w ca�ej pe�ni. Zawstydzi� si� ogromnie z w�asnego post�powania. 5 Z wolna zapada� wiecz�r. Wolniej ni� zwykle, tak przynajmniej zdawa�o si� Mattisowi. Nie mia� jednak ochoty na spoczynek, wola� wyj�� z domu. Je�eli cz�owieka co� dr�czy, najgorsz� rzecz� jest po�o�y� si� i nie m�c zasn��. ,,A mo�e Hege te� jeszcze nie �pi? Mo�e posz�a wcze�niej do swej izdebki, �eby mnie nie widzie�?" - Bardzo nieprzyjemna my�l - powiedzia� g�o�no, na tyle g�o�no, �eby Hege za �cian� mog�a us�ysze� jego s�owa. Czu� si� samotny. Nagle wzdrygn�� si� pod wp�ywem niespodziewanej my�li: �Nie wolno ci odej�� ode mnie! - spojrza� w kierunku alkierza. - Cokolwiek zdarzy si� tobie czy mnie, nie wolno cl odej��!� Ta my�l, cho� nienowa, ilekro� powraca�a, robi�a wra�enie nowej i zawsze by�a r�wnie przera�aj�ca. Za ka�dym razem odp�dza� j� jako zwyk�e urojenie, bo Hege nigdy ani s�owem nie wspomina�a, �e go porzuci. A wi�c czemu si� dr�czy�? Ale obraz siostry odchodz�cej coraz dalej i dalej nie znika�. Wszystko, co posiada�a, nios�a w w�ze�ku pod pach�. �Odchodzisz?� �Tak, Mattis.� �Hege, to okrucie�stwo!� �Tak, Mattis.� Ona odchodzi! Ju� nie s�yszy jego s��w, jej posta� maleje, maleje, zamienia si� w czarn� kropk� i taka pozostaje. Podczas tej sceny rozgrywaj�cej si� w milczeniu Hege nigdy nie znika ca�kowicie. I wtedy w�a�nie zasz�o owo wielkie wydarzenie. Rozmy�laj�c o odej�ciu siostry, Mattis usiad� na zwyk�ym miejscu w progu, wzrokiem obj�� jezioro oraz wzg�rza ci�gn�ce si� od zachodniej strony. Woda by�a czarna, a wzniesienia nabra�y barwy g��bokiego, ciemnego granatu. �agodny letni zmierzch spowija� ziemi� i niebo. Mattis by� wra�liwy na pi�kno otoczenia. Ich chata sta�a w ma�ej bagnistej dolince, �agodnie opadaj�cej ku wybrze�u. Las by� mieszany, po�r�d drzew iglastych ros�y brzozy i osiki. Strumyk p�yn�� �rodkiem doliny. Czasem zdawa�o si� Mattisowi, �e jest to najpi�kniejsze ze wszystkich miejsc, jakie widzia� - cho� w�a�ciwie niewiele widzia�. W owej chwili odnosi� zapewne to samo wra�enie. Siedzia� zapatrzony w dal, ulegaj�c urokowi p�mroku letniej nocy - a mo�e raczej nie tyle p�mroku, ile jakiej� nieokre�lonej, bezmiernej �agodno�ci. Wtem zasz�a rzecz nieoczekiwana. �Cisza, nie ma wiatru" - my�la� Mattis patrz�c na czubki osik rysuj�ce si� wyra�nie na tle nocnego nieba. Nagle po�r�d koron drzew us�ysza� jaki� szelest, szelest tak wyra�ny, �e wyobrazi� sobie, i� zaraz co� si� zjawi. To nie wiatr szele�ci�, to by�o jak tchnienie - wszystko doko�a ogarn�a g��boka cisza, ani jeden li�� osiki nie zadr�a�. Mattis us�ysza� cichy odg�os. Przedziwny d�wi�k! A jednocze�nie wprost nad g�ow� ujrza� szybko i bezszelestnie poruszaj�ce si� skrzyd�a. Zabrzmia� wabi�cy zew, wyra�ony w ptasiej, nieporadnej mowie. �mign�o co� nad domem, prosto nad Mattisem, jakby przeszy�o go na wskro�. Zaw�adn�o nim niepoj�te podniecenie, wzruszenie i niepok�j: �Czy sta�o si� co� nienaturalnego?" �Nie. Nie o to chodzi, ale...� To by�a s�onka. O tej porze roku nie mog�a przelatywa� tutaj przypadkiem - a zatem nad ich chat� prowadzi� szlak, kt�rym ci�gn� s�onki! �Odk�d tak jest?� Wiosn� nie ci�gn�y t�dy. Za pami�ci Mattisa nie ci�gn�y t�dy nigdy. Nieraz siedzia� przed domem o r�wnie p�nej godzinie, wi�c musia�by je s�ysze� i widzie�, gdyby t�dy przelatywa�y. Dzisiaj jednak ci�gn�y wprost nad nimi, nad Hege i nad nim. I to samo b�dzie si� powtarza�o nadal ka�dego ranka i ka�dego wieczoru! Mattis spojrza� na chat�: nie by�a ju� ta sama, musia� patrze� na ni� innym okiem. Stada s�onek przeci�ga�y nad odleg�ymi dolinami, hen, daleko! O tym dobrze wiedzia�! Ale dzisiejszego wieczoru ci�gn�y wprost nad ich domostwem. Byleby mu si� tylko nie przywidzia�o! Wiedzia�, �e nieraz ulega z�udzeniom. Czy ktokolwiek s�ysza�, �eby ci�g s�onek zmienia� kierunek? W ka�dym razie on o tym nie s�ysza�. I dlaczego przylecia�y tutaj ? Mattis czeka� z zapartym tchem. Je�eli to jest prawdziwy ci�g s�onek, ptak powr�ci za chwil� tym samym szlakiem, tak zwykle bywa. Mattis wiedzia� o tym, bo dawniej widywa� ci�gi innych ptak�w, dobrze sobie znanych. Wczesnym rankiem ptaki przelatuj� t� sam� drog� - opowiada� mu o tym pewien my�liwy. A zreszt� w okresie posuchy sam widywa� na ziemi �lady dziob�w i male�kich �apek s�onki. Czeka� w napi�ciu, czas mu si� d�u�y�, w�tpliwo�ci narasta�y. O, ju� leci! Szybko trzepocz�c skrzyd�ami, ledwo dostrzegalny ptak przecina powietrze wprost nad domem, lecz w odwrotnym kierunku. Znikn�� po�r�d �agodnej pomroki, mi�dzy koronami u�pionych drzew. - Ci�g s�onek si� sko�czy�! - powiedzia� g�o�no Mattis. Sam nie wiedzia� po co i do kogo to powiedzia�. Ale nic innego nie m�g� zrobi� i dlatego wym�wi� te s�owa, cho� nikt ich nie s�ysza�. Mia� wra�enie, �e po d�ugotrwa�ym i ci�kim okresie nadesz�a jaka� zmiana. Pierwsz� jego my�l� by�o opowiedzie� o tym siostrze, i to niezw�ocznie. Oboj�tne, czy Hege �pi, czy nie �pi, musi dowiedzie� si� o tym natychmiast. Mattis ju� zamierza� biec do niej, lecz zatrzyma� si�. Je�eli to jest prawda, ptak wkr�tce powr�ci jeszcze raz; Mattis mia� do siebie tak ma�o zaufania, �e postanowi� zaczeka� na trzeci przelot. Nale�a�o usi��� i czeka�. �Hege b�dzie musia�a uwierzy�, je�eli zobacz� ptaka a� trzy razy. Wszyscy b�d� musieli uwierzy�!� Jest, wraca! Tak samo jak poprzednio w p�mroku mign�� cie� szybki niby strza�a i zabrzmia� wabi�cy zew; mo�e kto� go s�ysza�, mo�e nie. S�onka przelecia�a nad chat� i znikn�a w przestworzach! Pozosta�a tylko cisza letniego wieczoru. Ptak jednak powr�ci�. �Teraz co� wiem� - stwierdzi� stanowczo Mattis bez �adnego wahania. Co� si� w nim przeobrazi�o. A Hege spa�a! Teraz Hege tak�e musi si� zmieni�. 6 Mattis mia� w�tpliwo�ci, kto jest wa�niejszy: on sam czy Hege, kt�ra z b�yskawiczn� szybko�ci� robi�a na drutach wzorzyste kaftany i by�a bardzo zaradna, a teraz spa�a. W obecnej chwili by� zdecydowanie sk�onny sobie przyzna� pierwsze�stwo. Wszed� do izby w spos�b raczej ha�a�liwy. G�upio zrobi�. Hege ju� dawno si� po�o�y�a, na pewno zasn�a - Mattis obudzi� j� nie w por�. W g�osie jej brzmia�o niezadowolenie. - Co to znowu znaczy? - powiedzia�a gwa�townie, zanim zd��y� cho� jednym s�owem ul�y� przepe�nionemu sercu. Zna� dobrze ten ton. Wszed� z ha�asem, zaledwie usn�a. Wiedzia� tak�e, co Hege zrobi za chwil�: ju� pochrz�kuje, jakby si� chcia�a usprawiedliwi� i z�agodzi� bole�nie rani�cy ton swego odez- wania. - O co chodzi, Mattis? - spyta�a cichym, znu�onym, a zarazem skruszonym i przyjacielskim g�osem, Mattis przyszed� z nies�ychanie wa�n� spraw�. Nie bardzo wiedzia�, jak w�a�ciwie to powiedzie�. Najlepiej zupe�nie po prostu. - S�onki ci�gn�y tu wieczorem! - o�wiadczy� zwi�le. Czu� si� dziwnie obco, stoj�c obok ��ka siostry. Po sposobie, w jaki si� odezwa�, Hege zmiarkowa�a, �e j�zyk mu si� pl�cze ze zdumienia i podziwu. Z do�wiadczenia a� nazbyt dobrze wiedzia�a, z jak przedziwnymi sprawami Mattis do niej przybiega�. Ze sprawami, kt�re najcz�ciej wyja�nia�y si� natychmiast i od razu traci�y ca�� niezwyk�o��. Dlatego te� z niezm�conym spokojem powiedzia�a: - Ci�g s�onek? Id� spa�, Mattis. Mattis zupe�nie jej nie pojmowa�. - Id� i po�� si�, Mattis - powt�rzy�a �agodnie, widz�c jego wzburzenie. Zawiedziony Mattis krzykn��: - Czy nie s�ysza�a�, co powiedzia�em? Ci�g s�onek zmieni� kierunek, przelecia� prosto nad naszym domem! Ci�gn� w tej chwili. Teraz, podczas kiedy ty le�ysz w ��ku! Hege ani si� nie poruszy�a, ani nie zmieni�a wyrazu twarzy. - S�ysza�am, oczywi�cie. Ale c� z tego? Niech sobie leci, kt�r�dy chce, ten ci�g s�onek. Mattis zupe�nie jej nie rozumia�. M�wi�a do niego jakby w obcym j�zyku. - Nie rozumiesz, jakie to wa�ne? Czy s�ysza�a� kiedy, �eby ci�g s�onek zmienia� szlak i przelatywa� komu� nad sam� g�ow�? Hege lekko wzruszy�a ramionami. - Co ja o tym mog� wiedzie�. - Na pewno nigdy o tym nie s�ysza�a�. A teraz ubieraj si� i chod�. - Na dw�r? W nocy? - Naturalnie. Ty tak�e musisz je zobaczy�. - O, nie! - odpowiedzia�a. - Musisz! Teraz ci�gn� nad nami. Uwa�asz, �e to nie jest nadzwyczajne? Hege po�o�y�a si� z powrotem na plecach, mia�a tego dosy�. Ze zm�czenia szeroko ziewn�a. - Na pewno zrobi�o ci to przyjemno�� - powiedzia�a - ale ja mog� obejrze� je innym razem. Je�eli ci�g s�onek t�dy przelatuje, to b�dzie dalej przelatywa�, prawda? Mattis ze zdumienia szeroko otworzy� usta. - Jak przelecia�y, to b�d� przelatywa�y - powt�rzy�.- Ty podobno jeste� m�dra? - Te s�owa wyrwa�y mu si� z wielkiego zmieszania. - Co to znaczy? - spyta�a. Nie spuszczaj�c z niej wzroku stwierdzi� dobitnie: - Ty w og�le nic nie rozumiesz. Hege uj�a Mattisa za rami�. W tym ruchu wyczu� przyjazn� �yczliwo��. Natomiast nie widzia�, jak ogromnie biedna i znu�ona czu�a si� Hege w tej chwili. Le�a�a w wyblak�ej od prania koszuli, nie patrzy�a na brata, g�ow� odwr�ci�a ku �cianie. - Mo�emy porozmawia� o tym jutro, Mattis. Po�� si� teraz, s�yszysz? Zmarnowa� tak� sposobno��! Mattis uwa�a� to za szale�stwo. - M�wi� ci, �e one ci�gn� teraz. I ty nie chcesz ich zobaczy�? Zupe�nie nie rozumiem, jaka ty jeste�, dla ciebie nic nie jest dosy� nadzwyczajne! Tego ju� by�o Hege za wiele. Uderzy�a pi�ci� w kant ��ka i krzykn�a: - Ty w og�le nic nie wiesz! I ty o�mielasz si� to m�wi�, ty... ty, kt�ry... Urwa�a nagle. - Kt�ry co...? - spyta� wystraszony. Odwr�cona do niego plecami zawo�a�a: - Daj mi spok�j! Nie znios� tego d�u�ej, je�eli nie... nie... mo�esz ju� odej��! Ju� p�na noc, Mattis, trzeba odpocz��! Gwa�townym ruchem przysun�a si� do �ciany. Widzia�, �e plecy jej dr��. Odczu� to bole�nie, poczu� si� winien, niezale�nie od tego, czy by� winien, czy nie. Sam nie wiedzia�, co my�le�. Czy zrobi� jej co� z�ego? Chcia� j� tylko ucieszy� widokiem ci�gu s�onek. Nie przyszed�by tutaj, gdyby nie przekonanie, �e to wydarzenie b�dzie mia�o dla niej takie samo znaczenie jak dla niego. Ptak przelatywa� teraz, w tej chwili, a j� to nic nie obchodzi�o, kaza�a mu odej��, a sama le�a�a i p�aka�a z niepoj�t� bezradno�ci�. - Ale�, Hege, ja nie chcia�em ci dokuczy�, ja chcia�em tylko... Hege unios�a si� gniewem. - S�ysza�e�, co powiedzia�am? - krzykn�a z tak� w�ciek�o�ci�, �e Mattis jednym susem przeby� niewielk� odleg�o��, dziel�c� go od progu. Drzwi zamkn�� ostro�nie, jakby Hege spa�a i ba� si� j� zbudzi�. �Jeden cz�owiek jest taki, a drugi inny - pomy�la� zal�kniony Mattis stoj�c przed domem. - A w ka�dym razie Hege r�ni si� ode mnie.� �Ona pewno mi nie wierzy. A przecie� ja widzia�em i s�ysza�em ptaki. Mog� przysi�c, �e je widzia�em, ale na dzisiaj ju� koniec, nie b�d� wi�cej ci�gn�y.� �Za�piewamy teraz pie�� - szepn�� wewn�trzny g�os. Mattis nie lubowa� si� w �piewie, ale na zako�czenie tego wieczoru pie�� by�aby odpowiednia. �Bywa�em nieraz na r�nych spotkaniach i wiem, jak to jest.� Koniec na dzisiaj, bo ptak spotka� swoj� ukochan�. Mattis spojrza� na niebo: w miejscu, gdzie przelatywa� ptak, pozosta�a �wietlista smuga. Dok�adnie nad dachem ich chaty. M�wi�c szczer� prawd�, niezupe�nie by� tego pewien, chocia� tam w g�rze co� zasz�o, co� si� zmieni�o. Jutro wszystko si� powt�rzy i b�dzie tak pi�knie jak dzisiejszego wieczoru. �Jutro Hege musi zobaczy� ptaki, cho�bym mia� uwi�za� j� na dworze� Zanim usn��, skulony na �awie jak ma�e dziecko, pomy�la� : ,,Od dzisiaj wszystko si� zmieni... Czy dla mnie?� Ta my�l go rozp�omieni�a. 7 Mattis usypiaj�c nie rozsta� si� z ci�giem s�onek, a wskutek tego - cho� trudno powiedzie� jakim sposobem - powsta� cudowny sen. Zanim ujrza� obrazy, us�ysza� zapowied�: - Przybywamy, przybywamy, czy jeste� tam? - Jestem, naturalnie - odpowiedzia�. - D�ugo to trwa�o, Mattis - m�wi�y przyjazne g�osy - ale ju� si� sko�czy�o. Zjawi�y si�. L�ni�ce smugi powsta�y wysoko nad dachem i nisko nad chat�, i po obu stronach, a jednocze�nie rozleg� si� d�wi�k ledwo uchwytny, ale w�a�nie taki, jaki by� powinien. Chata odmieni�a si� od razu, ca�kowicie. Ale to nie dom by� najwa�niejszy, lecz on sam - jasne smugi przenikn�y go na wskro� i przeobrazi�y ca�kowicie. Zgi�� r�k�, aby wypr�bowa� swoje nowe musku�y, kt�re napr�y�y si� tak silnie, a� koszula p�k�a wzd�u� ca�ego ramienia. Spojrza� na sk�r� g�adko napi�t� na mi�niach i wybuchn�� �miechem. - Dobrze jest, nareszcie mog� kogo� u�cisn�� - powiedzia�. A potem rozgl�daj�c si� wko�o zawo�a�: - Gdzie jeste�cie? D�wi�czny �miech zabrzmia� w gaju. - Jeste�my tam, gdzie by� powinny�my. Dom by� rzeczywi�cie jak nowy, Mattis podszed� bli�ej, aby przejrze� si� w szybach. Nigdy w �yciu nie widzia� ch�opaka o r�wnie m�skim wygl�dzie jak ten, kt�ry spogl�da� na niego z mrocznej szyby. M�g� si� przejrze� jednocze�nie ze wszystkich stron, z ka�dej strony jednakowo dok�adnie. Z dum� zawo�a�: - Czy mnie widzicie? - Tak, na pewno, patrzymy tylko na ciebie - odpowiedzia� g�os z gaju. - Zaczekajcie troch� - rzek� Mattis. A na to g�osy ch�rem: - Czeka�, teraz? - Czego chcesz, Mattis? - Przygotuj si�, Mattis! - Tak, na pewno - odpowiedzia� ich w�asnymi s�owami. Potrz�sn�� g�ow� - w mgnieniu oka zacz�y si� w niej t�oczy� s�owa najw�a�ciwsze, takie, jakie m�wi si� dziewcz�tom, i nie tylko dziewcz�tom. To ju� nie by�y dawne nieudolne cienie s��w. Z rado�ci� zacz�� igra� nowymi s�owami, wymawia� r�ne kolejno, a wszystkie by�y zuchwa�e. - Hej, wy, tam w gaju, czy jeste�cie gotowe? - zawo�a�. - Jeste�my gotowe, powiedz, kt�ra ma przyj��? - Przyjd� ty, ty o kt�rej my�l�! - odkrzykn�� napinaj�c mi�nie ramienia. Silne rami�! Niemal natychmiast us�ysza� odpowied�: - I ja tego pragn�. Pozosta�e g�osy zamilk�y. Stan�a na skraju lasu, ju� nie utajona. Tysi�ce razy wyobra�a� j� sobie, a teraz by�a inna. Mimo to pozna� j� i wcale si� nie ba�. Podesz�a bliziutko - jak �licznie pachnie! Ale nie wolno jej dotkn��. - Zr�b co� - poprosi�. - Dobrze - odpar�a - patrz tutaj. Poruszy�a r�k�, doko�a zabrzmia� �piew ptak�w. - Ci�g s�onek ci� zrodzi� - odezwa� si� Mattis - i wszystkie moje my�li nale�� do ciebie od dawna. Je�eli chcesz mi co� powiedzie�, to m�w zaraz. - Powiedzie�? - spyta�a. - Tak. - Nie, teraz nie chc� ju� nic powiedzie�. Patrzy� jej prosto w oczy. Jednocze�nie ukradkiem zgi�� lewe rami� - koszula p�k�a z lekkim trzaskiem. Pot�ne, g�adkie, zaokr�glone musku�y r�ki b�ysn�y w s�o�cu tu� przed jej oczami. - Nie ma si� czego martwi�, mam dosy� koszul - zapewni� z ca�ym spokojem. - I ten drugi w ten spos�b podar�e�? - spyta�a z podziwem. - Tak - odpowiedzia� od niechcenia - prawy r�kaw podar�em w strz�py ju� dawno. Nie odezwa�a si� wi�cej, wstrz��ni�ta jego widokiem, nie mog�a wypowiedzie� ani s�owa. Tego pragn��. Mia� teraz wszystko, czego pragn��. A pr�cz tego m�g� wszystko wyrazi� we w�a�ciwy spos�b. - Teraz we wszystkim mo�esz kierowa� si� tylko w�asn� wol� - rzek� do niej. - Jeste� moim skarbem. - Natychmiast podesz�a jeszcze bli�ej. - Coraz lepiej pojmuj�, czemu d�ugo i wiernie czeka�em - doda�. Milcza�a, posiada�a bowiem tajemnic�, kt�r� chcia�a zwierzy�. Zbli�a�a si� coraz bardziej. Kiedy poruszy�a r�k�, rozleg� si� �piew ptak�w, teraz, gdy ca�a by�a w ruchu, rzuca�a czary. Widz�c j� ca�� w ruchu, Mattis zatraca� poczucie tego, co si� dzia�o. Czego�, co nie mia�o nazwy. Podchodzi�a coraz bli�ej. Tu� przy nim by�a ona, zrodzona z ci�gu ptak�w, ta, kt�ra do niego nale�a�a. 8 Hege jak zawsze wsta�a pierwsza. Mattis ju� nie spa�, ale le�a� nadal prze�ywaj�c od nowa sw�j sen. S�ysza�, �e Hege sprz�ta w swej izdebce, po chwili wysz�a. Mattis pr�dko odwr�ci� si� do �ciany, udaj�c, �e �pi. Tak by�o bezpieczniej ze wzgl�du na spos�b, w jaki rozstali si� poprzedniego wieczora. Hege id�c do kuchni zatrzyma�a si� na chwil� przy pos�aniu brata. Sekunda napi�cia. Odesz�a - spieszy�a si�. Wkr�tce Mattis us�ysza� znajome poranne pobrz�kiwanie fili�ankami i �y�eczkami. ,,Wszystko si� zmieni" - my�la� roztargniony Mattis. Si�gn�� po odzie� i ubra� si�. Czu� si� przeobra�ony, jakby unoszony przez dwoje silnych ramion - z jednej strony porywa� go ci�g s�onek, z drugiej senne rojenia. Nastawia� ucha: mo�e dzisiaj te� us�yszy co� niezwyk�ego. Mo�e niespodziewane s�owo lub radosne zdarzenie czeka w ukryciu - teraz po wielkiej zmianie. Jeszcze nie. Ale nale�y czuwa�, bo dzisiejszy dzie� nie mo�e by� podobny do niezliczonego szeregu zwyk�ych dni. - �Temu Pan B�g daje� - powiedzia� do Hege, otwieraj�c drzwi kuchni. Mattis przypomnia� sobie cz�� starego przys�owia i u�y� go jako powitania. Czu� si� niepewnie. Niepokoi�o go wspomnienie siostry z ostatniej chwili przed rozstaniem poprzedniej nocy. Nie m�g� si� op�dzi� my�li, �e Hege odwr�cona do �ciany p�aka�a z jego winy. A bezpo�rednio po tym nawiedzi� go �w sen! W ka�dym razie Hege przespa�a si� i odzyska�a r�wnowag�. Drobna, kr�pa, zr�cznym ruchem kraja�a chleb. Mattis mia� wra�enie, �e specjalnie usi�owa�a przybra� beztroski i spokojny wyraz twarzy, by zatrze� wczorajsze zaj�cie. Na dziwne przywitanie brata odpowiedzia�a pytaniem: - Co si� sta�o, �e jeste� dzisiaj w takim dobrym humorze? Roze�mia� si� tajemniczo i odpar�: - A dlaczego? - Nie? Nie jeste� w dobrym humorze? - Ale nie wiesz, dlaczego tak jest. Ani s�owem nie wspomnia�a o wczorajszym wieczorze! Odezwa�a si� ostro�nie, jakby nie chcia�a powiedzie� za wiele: - Chyba wiem, pewno dlatego �e p�jdziesz szuka� pracy, jak um�wili�my si� wczoraj. I sprawdzi si� przys�owie: �Kto rano wstaje, temu Pan B�g daje� - wr�cisz z zarobkiem. Ojej, zapomnia�, �e obieca� p�j�� do pracy! Natomiast Hege, jak si� okazuje, nie zapomnia�a. Cie� za�mi� jego rado��. - Nie zgad�a� - odpowiedzia�. - Jak to, nie p�jdziesz... - Ci�g s�onek jest teraz nad nami - przerwa� siostrze. W ten spos�b zamierza� wyja�ni� now� sytuacj�. W obliczu tak radosnego wydarzenia chyba mo�na oszcz�dzi� sobie przykrej w�dr�wki do wsi i proszenia o robot�. Hege jednak nie pozwoli�a si� zbi� z tropu. - No to co? Czy co� si� zmieni�o dlatego, �e ci�g s�onek przelecia� nad domem? - Sam nie wiem. A ty, czy jeste� pewna, �e nic si� nie zmieni�o? M�wi� teraz odwa�niej, lecz tak�e bez lepszego skutku. - Siadaj i jedz teraz - upomnia�a Hege. Zabra� si� do jedzenia. Ci�gle jednak �y� swoim snem. Troch� p�niej trzeba jej b�dzie otworzy� oczy na nies�ychanie wa�ne wydarzenie, kt�rego ona nie chcia�a uzna�. Nie m�g� d�u�ej wytrzyma�, g�o�no chrz�kn��, stukn�� czubkiem buta o pod�og� i mrukn��: - Hm! - No i co? - Nic. To nie jest dla ciebie! - Och, chyba wr�cz przeciwnie. Masz min�, jakby� koniecznie chcia� mi co� powiedzie�. Mattis w milczeniu jad� chleb ma�ymi k�sami, ale trudno mu by�o opanowa� si�. - Przedziwne, co te� cz�owiekowi mo�e si� przy�ni�, byle tylko chcia� - o�wiadczy�. Hege niech�tnie da�a si� wci�gn�� w rozmow�. - Aha, co� ci si� �ni�o - powiedzia�a, jakby to w og�le nie mia�o znaczenia. - Hm! - mrukn�� znowu Mattis. - Lepiej powiedz, co masz do powiedzenia, bo ci� rozniesie! Wobec jej postawy sen nabiera� wagi i realno�ci. A nawet stawa� si� rzeczywisto�ci�. - Mam powiedzie�, co mi si� �ni�o? Potwierdzi�a skinieniem g�owy. - Tego nie mog� zrobi� - odpowiedzia� z powag�, obrzucaj�c j� dumnym spojrzeniem. - W takim razie na pewno nic wa�nego, wyobra�am sobie - odpar�a z lekkim niezadowoleniem, nalewaj�c mu kawy, lury, jak� zwykle pijali. W chwili kiedy zamierza�a odej��, Mattis zn�w si� odezwa�: - Porz�dni ludzie nie m�wi� o takich rzeczach, jakie mi si� �ni�y. Wiesz ju� teraz! - Ach, tak! - Na nic ci si� nie zda wypytywa� i bada� mnie. Teraz ju� wiesz! Hege, w dalszym ci�gu niewzruszona, pragn�c przywo�a� go do rozs�dku, rzek�a: - Pociesz si�, �e sny t�umaczy si� na opak. Ka�dy sen jest przeciwie�stwem rzeczywisto�ci. - Co?! - zawo�a�. Wzdrygn�� si� s�ysz�c jej s�owa. Mia� wra�enie, �e chcia�a zada� mu b�l. A w�a�ciwie sama nie wiedzia�a, co m�wi, tak, nie wiedzia�a. - To, co powiedzia�a�, jest wstr�tniejsze, ni� przypuszczasz - o�wiadczy� wzburzony Mattis. Odechcia�o mu si� je��, zerwa� si� od sto�u tak gwa�townie, �e uni�s� blat. Fili�anka spad�a, kawa si� wyla�a. - Patrz, jak nabrudzi�e�, Mattis! - A czyja to wina? Niech wie, co zrobi�a, jak� krzywd� mu wyrz�dzi�a. - Nie wolno ci psu� mi wszystkiego! - rzek�. - No, ju� dobrze, dobrze, Mattis. Mattis opami�ta� si�. - A zreszt� mniejsza o to, bo teraz wszystko b�dzie inaczej. Zacz�o si� w nocy. Hege przypomnia�a sobie, jak szorstka by�a ostatniej nocy, i po�a�owa�a tego. - Wyjd� z tob� wieczorem i popatrzymy na s�onki. Tylko nie nud�. - Nigdy nie b�dzie tak jak za pierwszym razem! Hege pu�ci�a s�owa brata mimo uszu, sprz�tn�a ze sto�u i zabra�a si� do roboty na drutach. Co chwila zerka�a spod oka w stron� Mattisa. On za� wyczuwaj�c wzrok siostry odezwa� si� ze z�o�ci�: - Czego znowu chcesz? - Nic, patrz� tylko, czy wybierasz si� na wie� do roboty, jak obieca�e�. Nie mia�a nad nim lito�ci. - No, tak, ale ci�g s�onek... Hege nie ust�powa�a. - Na to �adne ptaki ani ci�gi s�onek nie pomog�. Powiedzia�e�, �e p�jdziesz, wi�c musisz i��. Mattis si� zl�k�. Je�eli Hege jest a� tak wojownicza, to znaczy, �e tym razem ma jaki� specjalny cel. Czy ona nie rozumie, co to za udr�ka dla niego? Wsta�, wysun�� si� ze swego bezpiecznego k�ta i z niepokojem zapyta!: - Czy to taka zmiana ma zaj�� u nas, teraz kiedy s�onki ci�gn�? - Nie wolno nigdy dawa� za wygran�, powtarza�am ci to tysi�c razy. - �atwo ci tak m�wi�! Mattis zastanowi� si�, a po chwili g�o�no i �a�o�nie zawo�a� : - Dlaczego nie mam musku��w, kt�re m�g�bym tak napr�y�, �eby koszula p�k�a. Hege milcza�a. - Ty mnie nigdy nie pytasz! - wo�a� dalej w podnieceniu. - O co? - O to, o co nale�y pyta�. - Cicho b�d�! - rzek�a surowo. Trudne sprawy - dla obojga. - Czy mog� zaczeka� do jutra? - poprosi�. Mia� na my�li upokarzaj�c� w�dr�wk� od domu do domu w poszukiwaniu pracy. Hege nieraz ju� dawa�a dowody, �e by�a dobr� i oddan� siostr�, ale niestety ostatnio gniewa�a si� du�o cz�ciej ni� dawniej. - Bo rozumiesz: dzisiaj to jest dzisiaj. - No dobrze, niech tak b�dzie - zgodzi�a si� Hege. 9 Dzisiaj jest dzisiaj. Mattis w��czy� si� w pobli�u domu i rozmy�la� . W jego �nie istnia�y trzy rzeczy. On sam by� odmieniony w trojaki spos�b. Kr��y� doko�a w pi�kny letni poranek. Hege na pewno siedzia�a w izbie, z�a, bo nie poszed� szuka� pracy, ale tak by� musia�o. Nowe wydarzenie by�o zbyt �wie�e i donios�e. Czu� o�ywczy powiew wiatru, ze wszystkich stron p�yn�y mi�e wonie. Trzy wielkie zmiany. Ale rozwia�y si� wczesnym rankiem, nic innego nie m�g� sobie wyobrazi� - pozosta�o mu bowiem tylko g�uche wspomnienie. Mimo to, gdy tak kr��y� doko�a, niespodziewanie us�ysza� jakby g�os, d�wi�k �piewny, zaczarowany, ale prawdziwy i rzeczywisty. �Jestem odmieniony w trojaki spos�b, lecz dzisiaj jest dzisiaj. Zdumiewaj�ce, czemu Hege nie potrafi tego wszystkiego zrozumie�" - duma� Mattis schodz�c nad brzeg jeziora. Stan�� nad wod� i puszcza� kaczki, jak ma�y ch�opiec. G�adka tafla jeziora ani drgn�a, wszelkie pr�by �owienia ryb na nic by si� nie zda�y, a zatem Mattis m�g� z ca�ym spokojem pozostawi� ��d� u brzegu. Trzy rzeczy ze snu na pewno go otacza�y, czeka�y w pobli�u. A nadto tej nocy on sam si� odmieni�. Wszystko, co pragn��, aby si� w nim zmieni�o, uleg�o przeobra�eniu, zgodnie z jego wol�. Sta� z zamglonym wzrokiem, jakby nieobecny, i rzuca� w wod� kamienie wielko�ci pi�ci. - Mattis! Chod� je�� - wo�a Hege od progu. Mi�e dobrze znane nawo�ywanie kobiety. Trzy rzeczy znikn�y. Hege nie potrzebowa�a dodawa�: �Chod� zaraz!" Mattis szybko reagowa� na wezwanie do jedzenia, bieg� pod g�r� p�dem i zaraz siada� do sto�u. - Jedz, p�ki mamy co je�� - rzek�a Hege podsuwaj�c mu talerz. Wiedzia� dobrze, �e tak powiedzia�a, poniewa� nie chcia� i�� szuka� pracy. Dlatego tak si� odezwa�a. - Je�eli kto� si� zmieni� w trojaki spos�b - zacz�� Mattis nie przerywaj�c jedzenia. - Co za trojaki spos�b? - To si� ��czy z tym, czego ty nie mo�esz wiedzie�. I z dziewcz�tami tak�e... - Jedz teraz, jedz. - Ty si� nigdy nie zmienisz, zawsze jeste� taka sama - zawo�a� gniewnie. - Nie potrafisz tego zrozumie�. - Nie, nie potrafi�, ale czy ty pomy�la�e� o tym, �e jutro masz p�j�� do wsi? �Ona jest uparta i dziwna - zauwa�y� Mattis w duchu. - Ale dzi�ki temu mamy co je��.� - Powiedzia�em, �e p�jd�, to p�jd� - stwierdzi�, a jednocze�nie przera�enie ogarn�o go, gdy wspomnia�, �e bezradny stanie w obliczu umiej�tnie i szybko pracuj�cych ludzi. Hege pilnie robi�a kaftan. Mattis b�agalnym tonem prosi�: - P�jdziesz zobaczy� ptaka, kiedy przyleci tu wieczorem? Dzi� rano powiedzia�a�, �e chcesz na niego popatrzy�? - Dzisiaj nie, b�dzie za p�no. - Przecie� powiedzia�a�... - Wol� i�� spa� - odpar�a stanowczo. - A gdyby� si� ju� nigdy nie obudzi�a? Dopiero wtedy by� �a�owa�a - nalega� z uporem. Hege wzdrygn�a si�. Te s�owa podzia�a�y Ha ni� w spos�b dla niego niezrozumia�y. - Milcz, Mattis! - zawo�a�a porywczo. Zerwa� si� do ucieczki. Rzuci�a za nim jeszcze kilka s��w, ale nie dos�ysza�, co m�wi�a, bo przera�ony ju� znajdowa� si� za drzwiami. Wieczorem siedz�c na przyzbie czu� dziwny niepok�j w sercu i w r�kach. Hege mimo wszystko zaryzykowa�a i posz�a spa�. Czas ju� na ptaka. S�ycha� jego zew, wida� skrzyd�a trzepocz�ce troch� bezradnie w szybkim locie. Ptak szybuje wysoko w �agodnym nocnym powietrzu, a jednocze�nie przeszywa na wskro� serce Mattisa. Mi�kki, ciemny cie� czego� niepoj�tego wype�ni� go ca�ego. �Ja i s�onka to jedno" - b�ysn�a niejasna my�l. Uradowany z�o�y� sobie przyrzeczenie: �Jutro p�jd�, bo Hege tego chce, byle tylko burzy nie by�o. B�yskawica zawsze jest b�yskawic� i wtedy nie p�jd�, zreszt� ona wie, �e nie p�jd�." Zaczeka�, p�ki s�onka przelecia�a dwukrotnie, dopiero wtedy poszed� po�o�y� si� w izbie, kt�r� wype�nia� przytulny p�mrok letniej nocy. Je�li Mattis oczekiwa�, �e sen si� powt�rzy, spotka� go ci�ki zaw�d. Nie zobaczy� cho�by cienia dziewczyny czy gaju. 10 W porannym s�o�cu czubki osik zwanych �Mattis-i-Hege" odcina�y si� wyra�nie od t�a b��kitnego nieba. Mattis min�� je, kieruj�c si� ku szosie prowadz�cej do wsi. Szed� z zaci�ni�tymi wargami: je�eli wszystko mia�o pozosta� jak dawniej, to czemu zjawi� si� ci�g s�onek. Czy nie nale�a�o po prostu czeka�, p�ki co� si� zdarzy? �Nie" - powiedzia�a Hege. W nocy, zaraz po odwiedzinach ptaka, Mattis by� pe�en zapa�u, teraz energia jego os�ab�a. Gdyby Hege by�a inna, ani�eli jest, nigdy by mu nie kaza�a wyrusza� na daremne poszukiwania, zrozumia�aby, �e nie powinna tego robi�. Niestety Hege nigdy si� nie zmieni. A zreszt� nie potrzebowa�a si� zmienia�. Bo i po co? Mattis szed� prosto przed siebie. Zaledwie stan�� ha skraju lasu, zobaczy� ca�� wiosk�. Wszystkie zagrody, wszystkie niemal co do jednej, budzi�y wspomnienie takiej lub innej nieudanej pr�by. Na szosie panowa� nieustanny ruch. Samochody jak zwykle sp�dza�y pieszych do przydro�nych row�w. Trawa po obu stronach traktu poszarza�a pod grub� warstw� kurzu. T� drog� Mattis chadza� niekiedy nie tylko w poszukiwaniu pracy. Czasem Hege dawa�a mu dwie korony i posy�a�a do kupca po �ywno��, a czasem kaza�a odnie�� wyko�czon� robot�. Zawsze jednak wyprawa taka by�a ryzykowna, bo wszystko mog�o p�j�� dobrze, ale mog�o r�wnie� sko�czy� si� na wstydzie i kompromitacji. O tej porze mieszka�cy zagr�d wychodzili do roboty. Mattis m�g� ich zobaczy� wsz�dzie doko�a. Zwyk�a praca przed nadej�ciem lata, przewa�nie polegaj�ca na usuwaniu chwast�w z pola. Ludzie mieli wygl�d silnych i zr�cznych, prac� swoj� wykonywali w spos�b tak naturalny, jak oddychali i �yli. Niekt�rzy palili fajki, inni gaw�dzili po trosze, jeszcze inni wymachiwali tylko r�kami. Czy lepiej podej�� od razu i zapyta� o prac�? W pierwszej lepszej zagrodzie? O, nie! Gospodarz by�by niezadowolony, gdyby musia� szuka� wykr�t�w na t�umaczenie si�, dlaczego Mattis jest mu dzisiaj niepotrzebny. Mija� kolejno zagrody jedn� po drugiej. Wyobra�a� sobie, z jak� ulg� ludzie oddychali, widz�c, �e poszed� dalej. �Ale na pewno �aden z nich nie mia� takiego snu jak ja" - pomy�la�. Wspomnienie to doda�o mu otuchy. Mia� wiele zawstydzaj�cych wspomnie�, zreszt� bardzo r�norodnych. Z niekt�rymi ze spotykanych obecnie ludzi pr�bowa� ju� pracowa�, ale na my�l o tym wola� patrze� w ziemi�. Inni najch�tniej mijali go pospiesznie, pewno chcieli oszcz�dzi� upokorzenia, i sobie, i Mattisowi. �Dzisiejszy dzie� znowu sko�czy si� niepowodzeniem. Hege dobrze o tym wie i ja dobrze o tym wiem. Wr�c� ju�, nie odwa�� si� wst�powa� do dom�w, gdzie mnie dobrze znaj�.� Co� nadzwyczajnego! Zaledwie to pomy�la�, post�pi� wr�cz przeciwnie. Zboczy� z traktu na podw�rze. Co go do tego sk�oni�o? Pewne nieokre�lone wspomnienie. Wspomnienie wywo�ane widokiem tego domostwa, zwi�zane nie tylko z upokorzeniem. Mo�e i dzisiaj znajdzie si� tutaj praca dla Mattisa? Mattis natkn�� si� na gospodarza za w�g�em domu. M�czyzna razem z jakim� ch�opakiem i dziewczyn� - ka�de z lekk� motyk� w r�ku - stali gotowi do pielenia burak�w. Mattis zobaczy� ich dopiero w momencie, kiedy zatrzyma� si� przed nimi, jego posta� ukaza�a si� im r�wnie� niespodzianie. - Dzie� dobry, macie dla mnie robot�? - zapyta� nie zostawiaj�c sobie czasu do namys�u i mierz�c gospodarza l�kliwym