5700

Szczegóły
Tytuł 5700
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5700 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5700 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5700 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Van Vogt Odtwarzanie przesz�o�ci Czu� pod sob� twarde ��ko szpitalne. Przez chwil� Drake'owi zdawa�o si�, �e to go w�a�nie dr�czy. Ale kiedy zmieni� pozycj� na wygodniejsz�, poj��, �e przyczyn� nie jest doznanie fizyczne. To co� tkwi�o w jego umy�le - uczucie pustki w g�owie od chwili, gdy podano mu dat�. Po d�u�szym - jak mu si� zdawa�o - czasie drzwi si� otworzy�y i stan�o w nich dw�ch m�czyzn i piel�gniarka. Jeden z przyby�ych powiedzia� wylewnie: - No i jak si� pan ma, Drake? To skandal znale�� pana w takim stanie! M�czyzna by� za�ywny, typowy �porz�dny ch�op". Drake przyj�� jego krzepki u�cisk r�ki. Przez chwil� le�a� bez ruchu, po czym pozwoli� sobie na niezr�czne, lecz niezb�dne pytanie: - Przepraszam - powiedzia� sztywno - my si� znamy? - Jestem Bryson - odpowiedzia� m�czyzna - kierownik sprzeda�y w Quik-Rite Company. Produkujemy wieczne pi�ra, o��wki, atrament, papier do pisania i kilkana�cie innych podobnych artyku��w, kt�rymi handluj� nawet sklepy spo�ywcze. Dwa tygodnie temu zaanga�owa�em pana jako akwizytora i wys�a�em w drog�. Potem si� dowiedzia�em, �e znaleziono pana nieprzytomnego w rowie, a szpital zawiadomi� mnie, �e jest pan tutaj. Mia� pan przy sobie papiery - zako�czy� - z kt�rych wynika�o, �e pracuje pan u nas. Drake kiwn�� g�ow�. Czu� si� jednak zawiedziony. Wydawa�o mu si�, �e wystarczy, by kto� wype�ni� luk� w jego pami�ci. Ale to by�o za ma�o. W ko�cu powiedzia�: - Przypominam sobie tylko tyle, �e postanowi�em si� stara� o prac� w pa�skiej firmie. Komisja wojskowa odrzuci�a mnie z jakiego� dziwacznego powodu. Widocznie co� si� sta�o z moj� pami�ci� od tamtej chwili... Urwa�. Oczy mu si� rozszerzy�y ju� na sam� my�l o tym. - Widocznie mia�em chwilowy zanik pami�ci - powiedzia� powoli, doznaj�c niemi�ego uczucia. Ujrza�, �e lekarz dy�urny, kt�ry wszed� razem z Brysonem, przygl�da mu si� badawczo. Drake zdoby� si� na blady u�miech. - Pewno ju� wszystko jest w porz�dku, panie doktorze. Ciekawi mnie tylko, co robi�em przez ostatnie dwa tygodnie. Le�� tutaj i wyt�am m�zg. Co� tam tkwi na dnie, ale nie mog� sobie tego przypomnie�. Lekarz u�miechn�� si� spoza swych binokli. - Cieszy mnie, �e znosi to pan tak dzielnie. Naprawd� nie ma si� czym przejmowa�. Mog� pana zapewni�, �e z naszych do�wiadcze� wynika, i� ofiary amnezji zwykle prowadzi�y przedtem umiarkowany, rozs�dny tryb �ycia. Jedn� z najcz�ciej wyst�puj�cych cech charakterystycznych jest to, �e zmieniaj� swe zaj�cie. Pan nawet tego nie zrobi�. Umilk�, a za�ywny Bryson powiedzia� kordialnie: - Mog� panu przypomnie� pierwszy tydzie�. Kiedy przyjmowa�em pana do pracy, dowiedzia�em si�, �e jako ma�y ch�opiec mieszka� pan w pewnej wsi na linii kolejowej Warwick-Kissling. Naturalnie, wyznaczy�em panu t� tras�. Dostali�my od pana zam�wienia z pi�ciu miast na tym szlaku, ale nie dotar� pan do Kissling. Mo�e to co� pomo�e... Nie! - Bryson wzruszy� ramionami. - No dobrze, niewa�ne. Jak tylko stanie pan na nogi, prosz� wpa�� do mnie. Jest pan porz�dnym cz�owiekiem, a takich spotyka si� dzi� rzadko. - Chcia�bym pracowa� na tej samej trasie, je�li mo�na - powiedzia� Drake. Bryson kiwn�� g�ow�. - Je�li o to chodzi, to pozosta�o tylko doko�czy� to, co pan omin��, a potem ruszy� dalej wzd�u� g��wnej magistrali. Oczywi�cie, �e to pa�ska trasa. Pewnie chce si� pan dowiedzie�, co si� wydarzy�o? - O to mi w�a�nie chodzi - przyzna� Drake. - Chc� odzyska� utracon� pami��. - Zmusi� si� do u�miechu. - A teraz... teraz dzi�kuj�, �e pan przyszed�. - Nie ma za co. Do zobaczenia. Bryson u�cisn�� mu ciep�o d�o�. Drake odprowadzi� go wzrokiem do drzwi. W dwa dni p�niej Drake wysiad� z poci�gu transkontynentalnego na stacji Warwick i sta� mru��c oczy w jasnym s�onecznym blasku wczesnego Poranka. Dozna� ju� pierwszego rozczarowania: do tej pory mia� nadziej�, �e widok osady rysuj�cej si� na tle linii wzg�rz obudzi w nim wspomnienia. Przypomnia� sobie jedynie swe dzieci�stwo, kiedy to wraz z rodzicami przeje�d�a� przez Warwick w czasie rozmaitych podr�y. Teraz sta�y tu nowe domy, tak�e nowa stacja kolejowa, kt�rej nie by�o tu przed dwudziestu laty. W jego pami�ci nie o�ywa�y nawet najbardziej mgliste wspomnienia tego, co dzia�o si� z nim przed szesnastoma dniami. Drake pokr�ci� g�ow�, zdezorientowany. Przecie� kto� mnie tu zna, pomy�la�. Kto� musia� mnie widzie�. Rozmawia�em z w�a�cicielami sklep�w, podr�nymi, kolejarzami, hotelarzami. Zawsze by�em towarzyski, wi�c... - Cze��, Drake! Jak si� masz, stary - us�ysza� weso�y g�os za plecami. - Masz min� jak na pogrzebie. Drake obr�ci� si� i ujrza� m�odego, do�� szczup�ego m�czyzn� o ciemnych w�osach i �niadej cerze, oko�o trzydziestki. Mia� zgarbion� sylwetk� w�t�ego cz�owieka uginaj�cego si� pod ci�arem zbyt wielu baga�y. Widocznie uderzy�o go co� w oczach Drake'a, bo zaraz doda� po�piesznie: - Pami�tasz mnie, prawda? Bill Kellie! - Za�mia� si� swobodnie. - No, powiedz sam, mia�em z tob� na pie�ku, nie? Co zrobi�e� z t� dziewczyn�, Selanie? Od czasu, gdy widzieli�my si� ostatnio, by�em jeszcze ze dwa razy w Piffer's Road, i nie spotka�em jej. Ona... � Urwa� i nagle jego spojrzenie sta�o si� badawcze: - Hej, nie pami�tasz mnie? Dla Drake'a zdumiewaj�cy, a przynajmniej godny uwagi by� fakt, �e pad�a nazwa Piffer's Road. Czy� to mo�liwe, �e przysz�o mu do g�owy odwiedzi� dom na farmie, gdzie si� urodzi�? Gdy ju� opad�o z niego silne podniecenie, dostrzeg� wyraz twarzy Kelliego, kt�ry �wiadczy�, �e pora na wyja�nienia. Opowiedzia�, wi�c wszystko, a zako�czy� s�owami: - Jak wi�c widzisz, mam k�opoty z pami�ci�. Mo�e ty, je�li nie masz nic przeciwko temu, m�g�by� mi wyja�ni�, co si� dzia�o, kiedy by�em z tob�. Co to za dziewczyna, ta Selanie? - Och, jasne, �e tak - odpar� Kellie. � Pewnie, �e m�g�bym... - Urwa�, marszcz�c brwi. - Ale nie nabierasz mnie, co? - Machni�ciem r�ki zby� ewentualne zapewnienia Drake'a. - Dobrze, dobrze, wierz� ci. Mamy p� godziny do czasu przyjazdu podmiejskiego do Kissling. Amnezja, co? S�ysza�em o czym� takim, ale... hej, chyba nie s�dzisz, �e ten stary m�g� mie� co� wsp�lnego z... - zab�bni� praw� pi�ci� w lew� d�o�. - Za�o�� si�, �e o to chodzi. - Jaki stary?! - wykrzykn�� Drake, po czym opanowa� si� i doda� ju� spokojnie: - Co to za historia? Poci�g zwolni�. Poprzez smugi na szybie okiennej Drake widzia� falist� dolin� z k�pami zielonych drzew i b�yszcz�c�, wij�c� si� wst�g� wody. Potem zjawi�o si� par� dom�w, kilka bocznych tor�w i wreszcie pocz�tek drewnianego peronu. Wysoka, szczup�a, pi�kna dziewczyna przesz�a obok jego okna, nios�c w r�ku koszyk. Za jego plecami odezwa� si� komiwoja�er, kt�ry wsiad� na ostatniej stacji i z kt�rym Drake rozmawia�: - O, jest Selanie. Ciekaw jestem, co ma dzi� do sprzedania. Drake odchyli� si� na swym siedzeniu, prze�wiadczony, �e zobaczy� ju� w Piffer's Road wszystko, co by�o godne uwagi. Dziwne, �e nie odczuwa� �adnego zainteresowania. Przecie� urodzi� si� tutaj, w tej miejscowo�ci, o trzy mile od szosy. - Selanie! - Drake dopiero teraz zareagowa� na to, co us�ysza�. - Dziwaczne imi�. M�wi�e�, �e ona co� sprzedaje? - Co� sprzedaje! - wykrzykn�� impulsywnie Kellie. Musia� zda� sobie spraw� z gwa�towno�ci swych s��w, bo g��boko, g�o�no zaczerpn�� powietrza. Jego niebieskie oczy patrzy�y surowo na Drake'a. Chcia� co� powiedzie�, ale si� powstrzyma�; wreszcie usiad�, u�miechaj�c si� zagadkowo. Po chwili si� odezwa�: - Naprawd� musz� ci� przeprosi�. Widz� teraz, �e przez ca�y czas naszej rozmowy nie dopu�ci�em ci� do g�osu. Drake u�miechn�� si� z uprzejm� wyrozumia�o�ci�. - Och, to by�o bardzo zajmuj�ce. - Chcia�em powiedzie� - obstawa� przy swoim Kellie - �e dopiero teraz dotar�o do mnie, co mi m�wi�e� - �e mi�dzy innymi sprzedajesz wieczne pi�ra. Drake wzruszy� ramionami. Zastanawia� si�, czy zna� po nim zak�opotanie. Patrzy�, jak Kellie wyci�ga wieczne pi�ro i wr�cza mu je ze s�owami: - Czy widzisz w tym co� niezwyk�ego? Pi�ro by�o d�ugie, cienkie, zrobione z ciemnego materia�u, wygl�daj�cego na kosztowny. Drake powoli odkr�ca� zakr�tk� - w jego g�owie nagle zrodzi�o si� podejrzenie, �e czeka go jeszcze jeden z tych bezsensownych spor�w na temat zalet pi�r, jakie sprzedaje. Powiedzia� wi�c szybko: - M�wi�c szczerze, jest znacznie wy�szej klasy ni� moje. Pi�ra naszej firmy kosztuj� dolara za sztuk�. Powiedziawszy to zda� sobie spraw�, �e by� zbyt szczery. Kellie podchwyci� z triumfem w g�osie: - Tyle samo ona za��da�a od mnie. - Kto? - Selanie! Ta dziewczyna, co w�a�nie wsiad�a do poci�gu. Za par� minut b�dzie tu sprzedawa�a co� nowego. Zawsze ma co� nowego. - Wyrwa� pi�ro Drake'owi z r�ki. - Poka�� ci, co w nim jest niezwyk�ego. Si�gn�� po papierowy kubek stoj�cy na parapecie. - Sp�jrz - powiedzia� z irytuj�cym zadowoleniem z siebie. Trzymaj�c pi�ro nad kubkiem naciska� jego koniec. Zacz�� sp�ywa� atrament. Po jakich� trzech minutach kubek wype�ni� si� po brzegi. Kellie otworzy� okno i ostro�nie wyla� niebieski p�yn na ziemi� mi�dzy wagonem i peronem. Drake otrz�sn�� si� z odr�twienia. - Dobry Bo�e! - wykrzykn��. - Co za zbiornik jest w tym pi�rze? Ale�... - Czekaj! G�os Kelliego by� opanowany, ale demonstracja sprawia�a mu najwyra�niej tak� przyjemno��, �e Drake pohamowa� si� z wyra�nym wysi�kiem. Zacz�o mu si� m�ci� w g�owie, gdy Kellie wci�� naciska� czubek pi�ra i atrament nadal sp�ywa�. - Czy zwr�ci�e� uwag� na atrament? - zapyta� Kellie. Drake chcia� ju� powiedzie�, �e jego jedyn� osobliwo�ci� jest obfito��, kiedy nagle wykrztusi� chrapliwie: - Czerwony atrament! - A mo�e - spokojnie zaproponowa� Kellie - wola�by� purpurowy? Lub ��ty? A mo�e zielony? Czy fioletowy? Z pi�ra s�czy�a si� cienka stru�ka atramentu ka�dego koloru, kt�ry wymienia�. Za ka�dym razem przekr�ca� koniuszek pi�ra, leciutko naciskaj�c. - Masz, sam spr�buj - zako�czy� triumfalnym tonem cz�owieka, kt�ry ju� wykorzysta� ca�y dramatyzm sytuacji. Drake wzi�� od niego niezwyk�y przedmiot jak koneser pieszcz�cy drogocenny klejnot. Jakby z wielkiego oddalenia dobiega�o do niego nieustanne trajkotanie Keliego: - ...wyrabia je jej ojciec - m�wi�. - On jest mistrzem od gadget�w. �eby� widzia� niekt�re z tych rzeczy, jakie Selanie sprzedawa�a w poci�gu w zesz�ym miesi�cu. Kiedy� wreszcie on nabierze rozumu i zacznie produkcj� na wielk� skal�. A wtedy wszystkie firmy produkuj�ce wieczne pi�ra oraz wiele innych � zostan� na lodzie. To samo przysz�o na my�l Drake'owi. Zanim jednak zd��y� co� powiedzie�, pi�ro wyj�to mu z r�k, a Kellie pochyla� si� w przej�ciu mi�dzy �awkami nad siedz�cym tam przystojnym siwow�osym m�czyzn�. - Zauwa�y�em, �e pan si� przygl�da�, gdy pokazywa�em to pi�ro znajomemu - m�wi� Kellie. - Chcia�by je pan obejrze�? - Ch�tnie - odpar� m�czyzna. M�wi� cicho, ale jego g�os d�wi�cza� dono�nie w uszach Drake'a Gdy pi�ro znalaz�o si� w r�kach starszego pana, z�ama�o si� na p�. - Och! - wykrzykn�� Kellie, nie rozumiej�c. - Prosz� mi wybaczy� - powiedzia� starszy pan. W jego r�kach pojawi� si� banknot dolarowy. - Moja wina. Kupi pan drugie u tej dziewczyny, gdy si� tu pojawi. - Opar� si� wygodnie i zag��bi� w lekturze gazety. Drake widzia�, �e Kellie zagryza wargi. Patrzy� to na swoje z�amane pi�ro, to na banknot, to zn�w na siwow�osego m�czyzn� ukrytego teraz za gazet�. Wreszcie westchn��: - Nie pojmuj�. Mam je ju� od miesi�ca. Raz upad�o mi na betonowy chodnik, a dwa razy na pod�og� z twardego drewna. Teraz za� z�ama�o si� jak kawa�ek pr�chna. Wzruszy� ramionami, ale w jego g�osie brzmia�a skarga, gdy po chwili podj�� dalej: - S�dz�, �e nie mo�na liczy� na to, by ojciec Selanie wyrabia� rzeczy pierwszorz�dne przy swych ograniczonych mo�liwo�ciach... - urwa�, podniecony. - Sp�jrz, jest ju� Selanie. Ciekawe, co ma dzisiaj niezwyk�ego? - Na jego twarzy pojawi� si� chytry u�mieszek. - Czekaj, poka�� jej z�amane pi�ro. �artowa�em sobie z niej, gdy je kupowa�em, �e musi by� w tym jaki� trick. Rozgniewa�a si� i gwarantowa�a, �e nigdy si� nie zepsuje ani nie wyczerpie. Co ona, u diab�a, w og�le sprzedaje? Patrz, jaki tam �cisk ko�o niej. Drake wspi�� si� na palce. Wyci�gn�� szyj�, by lepiej widzie� ponad g�owami ludzi t�ocz�cych si� wok� dziewczyny pokazuj�cej co� w samym ko�cu przedzia�u. - O Bo�e! - wykrzykn�� m�ski tubalny g�os. - Ile bierzesz za te kubki? Jak to dzia�a? - Kubki! - wykrzykn�� Drake i ruszy� w kierunku zafascynowanej gromadki. Je�li dobrze widzia�, to dziewczyna puszcza�a w obieg pojemnik wci�� wype�niaj�cy si� jakim� p�ynem. Ludzie pili z niego, a on momentalnie nape�nia� si� na nowo. Ta sama zasada, co w pi�rze, pomy�la� Drake. Jej ojciec odkry� jak�� zasad� kondensowania p�yn�w. To prawdziwy geniusz. Gdyby tak uda�o si� ubi� interes z tym cz�owiekiem dla mojej firmy, albo cho�by dla mnie samego, mia�bym zapewnion� przysz�o��. Te rozwa�ania przerwa� wyra�ny, czysty g�os dziewczyny, kt�ry wzni�s� si� ponad entuzjastycznym gwarem. - Cena wynosi jeden dolar za sztuk�. Dzia�anie polega na chemicznej kondensacji gaz�w z powietrza. Metoda ta znana jest tylko mojemu ojcu. Ale prosz� popatrze�, jeszcze nie sko�czy�am. Jej g�os, spokojny i silny, rozbrzmiewa� w ciszy, jaka zapanowa�a dooko�a: - Widzicie pa�stwo sk�adany kubek bez ucha. Najpierw go otwieramy. Przekr�camy g�rn� cz�� zgodnie z ruchem wskaz�wek zegara. I oto nap�ywa woda. A teraz - prosz� popatrze� - obracam dalej nakr�tk�. P�yn staje si� zielony; jest to s�odki i bardzo aromatyczny nap�j. Przekr�cam dalej - i p�yn staje si� czerwony, zmienia si� w nap�j s�odko-kwaskowaty, bardzo orze�wiaj�cy w upalne dni. Dziewczyna pu�ci�a kubek w obieg. Podczas gdy naczynie przechodzi�o z r�k do r�k, Drake'owi uda�o si� oderwa� wzrok od gadgetu i przyjrze� si� dok�adnie dziewczynie. By�a wysoka, oko�o metra siedemdziesi�t; mia�a ciemnokasztanowe w�osy. Jej twarz zdradza�a wybitn� inteligencj�. Na tej twarzy, szczup�ej i pi�knej, malowa�a si� jaka� szczeg�lna duma, co nadawa�o jej wyraz pow�ci�gliwo�ci, gdy przyjmowa�a banknoty wciskane jej przez kupuj�cych. Zn�w rozleg� si� jej g�os: - Przykro mi, ale tylko po jednym dla ka�dego. B�d� w wolnej sprzeda�y zaraz po wojnie. To s� jedynie upominki. T�um si� rozproszy�, ka�dy wraca� na swoje miejsce. Dziewczyna przesz�a mi�dzy �awkami i zatrzyma�a si� przy Drake'u. Ten cofn�� si� instynktownie, ale opami�tawszy si� powiedzia� natarczywie: - Chwileczk�! M�j znajomy pokazywa� mi wieczne pi�ro, kt�re kupi� od pani. Ciekaw jestem... - Mam jeszcze par� sztuk - skin�a g�ow� z powa�n� min�. - Chce pan tak�e kubek? Drake przypomnia� sobie o Kelliem. - M�j znajomy chcia�by tak�e kupi� jeszcze jedno pi�ro. Tamto si� z�ama�o... - Przykro mi, ale nie mog� mu sprzeda� drugiego. - Zamilk�a. Jej oczy si� rozszerzy�y. Po chwili powiedzia�a z naciskiem: M�wi� pan, �e pi�ro si� z�ama�o? Zachwia�a si� na nogach, zdumiona, po czym wykrzykn�a gwa�townie: - Prosz� mi je pokaza�! Gdzie jest pa�ski znajomy? Wzi�a z r�k Kelliego dwie cz�ci z�amanego pi�ra i przygl�da�a si� im uporczywie. Wargi zacz�y jej dr�e�. Trz�s�y si� r�ce. Twarz poszarza�a, �ci�gn�a si�. - Prosz� mi powiedzie� - wyszepta�a - jak to si� sta�o? Dok�adnie. - No... - Kellie cofn�� si�, zaskoczony - pokaza�em je temu starszemu panu, gdy... Zamilk�, poniewa� straci� nagle s�uchaczk�. Dziewczyna zakr�ci�a si� na pi�cie. By�o to jak sygna�. Starszy pan opu�ci� gazet� i spojrza� na ni�. Odpowiedzia�a mu zafascynowanym wzrokiem - jakby ptaka zahipnotyzowanego przez w�a. Potem zachwia�a si� po raz drugi w ci�gu tych paru chwil. Koszyk omal si� nie wy�lizgn�� jej z r�k, gdy bieg�a pochylona pomi�dzy �awkami, ale jako� go utrzyma�a. Po chwili Drake zobaczy�, jak p�dzi po peronie. Jej posta� biegn�ca przez Piffer's Road oddala�a si� coraz bardziej. - Co, u diab�a! - wybuchn�� Kellie. Odwr�ci� si� do starego. -Co pan jej zrobi�? - zapyta� z natarczyw� pretensj� w g�osie. - Pan... G�os mu zamar�. Drake, kt�ry mia� zamiar doda� kilka przykrych s��w, r�wnie� si� nie odzywa�. G�os komiwoja�era, stoj�cego w jaskrawym s�o�cu na peronie w Warwick, zamilk�. Up�yn�a chwila, zanim Drake u�wiadomi� sobie, �e Kellie ju� sko�czy� sw� opowie��. - To znaczy - rzek� z pretensj� w g�osie - �e na tym si� sko�czy�o? �e siedzieli�my tam jak para manekin�w, zbici z tropu przez jakiego� starego? I to wszystko? Nie wiesz, co wystraszy�o t� dziewczyn�? Na twarzy Kelliego mo�na by�o wyczyta�, �e szuka w my�lach odpowiedniego s�owa czy te� wyra�enia, pr�buj�c opisa� co�, co jest nie do opisania. Wreszcie powiedzia�: - Wiesz, w nim by�o co� takiego... jakby wszyscy ci twardzi kierownicy dzia��w sprzeda�y z ca�ego �wiata w jednej osobie... Po prostu zamkn�li�my g�by na k��dki. Ten opis przem�wi� do wyobra�ni Drake'a. Kiwn�� ponuro g�ow�. - I on nie wysiad�? - zapyta� powoli. - Nie, to ty wysiad�e�. - Cooo? Kellie popatrzy� na niego. - Wiesz, to jest cholernie zabawne. Ale tak w�a�nie by�o. Poprosi�e� konduktora, by wy�adowa� twoje baga�e w Inchney. Na koniec, gdy poci�g ruszy�, widzia�em jeszcze, jak szed�e� przez Piffer's Road w tym kierunku, dok�d bieg�a dziewczyna i... o, jest podmiejski do Kissling. Kombinowany sk�ad poci�gu pasa�erskiego z towarowym wjecha� ha�a�liwie ty�em. P�niej, gdy poci�g pokonywa� grzbiet wzg�rz okalaj�cych dolin�, Drake wpatrywa� si� ciekawie w okolic�, mgli�cie przypominaj�c sobie dzieci�stwo, ledwie s�uchaj�c gadania siedz�cego obok Kelliego. Wreszcie postanowi�, co zrobi: wysi�dzie w Inchney, obejdzie miasto a� do zamkni�cia sklep�w, a potem jako� dostanie si� do Piffer's Road i sp�dzi tam ca�y d�ugi letni wiecz�r, zasi�gaj�c j�zyka. O ile dobrze pami�ta, odleg�o�� mi�dzy miastem a osad� wynosi oko�o dziesi�ciu kilometr�w. W najgorszym razie wr�ci do Inchney piechot� w par� godzin. Pierwsza cz�� jego zamierze� okaza�a si� jeszcze prostsza w realizacji. W miejscowym hotelu powiedziano mu, �e o sz�stej odchodzi stamt�d autobus. Dwadzie�cia po sz�stej Drake wysiad� i stoj�c na polnej drodze zwanej Piffer's Road patrzy�, jak odje�d�a autobus. Warkot zamilk� w oddali, a Drake ruszy�, ci�ko st�paj�c przez szyny kolejowe. Wiecz�r by� ciep�y i cichy, marynarka ci��y�a mu na ramieniu. P�niej mo�e si� och�odzi�, pomy�la�, ale teraz prawie �a�owa�, �e j� zabra�. Na trawniku przed najbli�szym domem pracowa�a na kl�czkach jaka� kobieta. Drake zawaha� si�, lecz potem podszed� do ogrodzenia i przygl�da� si� jej przez chwil�. Zastanawia� si�, czy ju� j� kiedy� spotka�. Wreszcie odezwa� si�: - Bardzo pani� przepraszam. Kobieta nie podnios�a oczu. Nie wsta�a z grz�dki, kt�r� kopa�a. By�a to ko�cista osoba w pokrytej drukowanym deseniem sukience. Na pewno widzia�a go, jak nadchodzi, skoro teraz uparcie milcza�a. - Czy mog�aby mi pani powiedzie� - Drake nie ust�powa� - gdzie mieszka pewien m�czyzna w �rednim wieku z c�rk�. Dziewczyna nazywa si� Selanie i sprzedaje wieczne pi�ra, kubki i tak dalej, ludziom w poci�gu. Kobieta wsta�a i podesz�a do niego. Z bliska nie wydawa�a si� ju� taka wielka i niezgrabna. Mia�a szare oczy, kt�re mierzy�y go z r�wn� wrogo�ci�, co ciekawo�ci�. - Noo, niech mi pan powie - odezwa�a si� ostro - czy to nie pan tu zachodzi� jakie� dwa tygodnie temu i pyta� o nich? M�wi�am ju�, �e mieszkaj� tam, w tamtym zagajniku. - Machn�a r�k� w stron� paru drzew rosn�cych gdzie� p� kilometra od szosy, ale oczy mia�a zw�one, gdy patrzy�a na Drake'a. - Nie pojmuj� tego - powt�rzy�a z uporem. Drake nie m�g� si� zdoby� na to, by wyja�nia� spraw� amnezji tej nieprzyst�pnej, podejrzliwej kreaturze; nie mia� te� zamiaru wspomina� o tym, �e mieszka� kiedy� w tych stronach. Powiedzia� wi�c po�piesznie: - Dzi�kuj� bardzo. Ja... - Nie ma sensu chodzi� tam jeszcze raz - powiedzia�a kobieta. - Oni wyjechali jeszcze tego samego dnia, gdy pan tu by� ostatnim razem... wyjechali t� swoj� wielk� przyczep�. I ju� nie wr�cili. - Wyjechali! - wykrzykn�� Drake. Pod wp�ywem g��bokiego rozczarowania ju� mia� powiedzie� co� wi�cej, kiedy zauwa�y�, �e kobieta przypatruje mu si� z bladym u�miechem satysfakcji. Wygl�da�o to tak, jakby znokautowa�a jakiego� wyj�tkowo niesympatycznego osobnika. - A jednak - powiedzia� sucho Drake - p�jd� tam i si� rozejrz�. Obr�ci� si� na pi�cie, tak rozz�oszczony, i� przez chwil� ledwie zdawa� sobie spraw�, �e idzie rowem, a nie szos�. Jego w�ciek�o�� przerodzi�a si� stopniowo w rozczarowanie, kt�re ust�pi�o na my�l o tym, �e skoro ju� si� tu znalaz�, mo�e si� rozejrze�. Po pewnym czasie poczu� zdziwienie, �e da� si� do tego stopnia wyprowadzi� z r�wnowagi jakiej� kobiecie. Pokr�ci� g�ow� z przygan� pod swym adresem. Powinien by� ostro�niejszy. Pr�ba odtworzenia przesz�o�ci wyczerpuje go. Gdy skr�ci� w zacieniony zagajnik, zerwa� si� lekki wietrzyk. Dmuchn�� mu delikatnie w twarz, a jego szelest mi�dzy drzewami by� jedynym d�wi�kiem, kt�ry zak��ci� wieczorn� cisz�. Drake'owi nie potrzeba by�o wiele czasu, by si� zorientowa�, �e jego mgliste nadzieje, kt�re pchn�y go w t� podr�, nie spe�ni� si�. Nie znalaz� nic. Nawet �ladu, �e tu kto� mieszka�: ani puszki po konserwach, ani torby na �mieci czy popio�u. Dos�ownie nic. Chodzi� naoko�o niepocieszony, rozgarniaj�c ostro�nie kijem stos martwych ga��zi. Na koniec wr�ci� na szos�. Tym razem to kobieta go zawo�a�a. Zawaha� si�, ale w ko�cu podszed� do niej. Mog�a wiedzie� o wiele wi�cej, ni� mu powiedzia�a. Spostrzeg�, �e patrzy na� przyja�niej. - Znalaz� pan co�? - zapyta�a ze �le pow�ci�gan� skwapliwo�ci�. Drake u�miechn�� si� ponuro na my�l o pot�dze ludzkiej ciekawo�ci, po czym markotnie wzruszy� ramionami. - Kiedy odje�d�a przyczepa, to tak jak dym - znika wszelki �lad po niej. Kobieta prychn�a wzgardliwie: - Wszystkie �lady na pewno znikn�y, gdy pojawi� si� ten stary. Drake stara� si� nie okazywa� podniecenia. - Stary!? - wykrzykn��. Kobieta kiwn�a g�ow�, m�wi�c z uraz�: - Tak, �wietnie si� trzymaj�cy starszy go��. Najpierw dopytywa� si� ka�dego, co to za rzeczy sprzeda�a nam Selanie. A w dwa dni potem, gdy�my si� obudzili, nie znale�li�my �adnego z tych przedmiot�w. - Ukrad� je! Kobieta spojrza�a na� spode �ba. - Tak jakby. Za ka�d� sztuk� zostawi� banknot jednodolarowy. Ale to tak jak kradzie�. Czy pan wie, �e ona mia�a patelni�, kt�ra... - Ale czego on chcia�? - przerwa� jej Drake, zdziwiony. - Niczego nie wyja�ni�, kiedy tak si� rozpytywa�? Pani by przecie� nie pozwoli�a mu si� tak szwenda�. Ku jego zdziwieniu kobieta straci�a kontenans. - Nie wiem, co mi si� sta�o - wyzna�a wreszcie ponuro. - W nim by�o co� takiego... Wygl�da� tak godnie i imponuj�co, jakby by� jak�� wielk� szych�. - Zamilk�a, rozgniewana. - �ajdak! - prychn�a. Oczy jej raptem zw�zi�y si� z wrogo�ci�. Popatrzy�a na Drake'a. - Pan to si� uda� z tym m�wieniem o rozpytywaniu. A pan to co? Stoi tutaj i pi�uje mnie przez ca�y czas. Niech no pan powie wprost: czy to pan zachodzi� tu dwa tygodnie temu? Drake zawaha� si�. Perspektywa opowiedzenia ca�ej historii osobie tego pokroju nie wydawa�a mu si� �atwa. Ale kobieta musia�a wiedzie� co� wi�cej. Pewnie te� ma wiele informacji z tego okresu, kt�ry Selanie wraz ze swym ojcem sp�dzi�a w tej okolicy. Jedno wydawa�o si� pewne: je�li znane s� jakie� fakty, to na pewno tej kobiecie. Zdecydowa� si� wreszcie. Wyja�ni� jej wszystko, ko�cz�c troch� niepewnie: - Jak wi�c pani widzi, jestem cz�owiekiem, kt�ry szuka swej przesz�o�ci. Mo�e zosta�em uderzony w g�ow�, chocia� nie mam guza. Albo mnie odurzono. Co� mi si� przytrafi�o. M�wi�a pani, �e tam poszed�em. Czy wr�ci�em stamt�d? Co robi�em? Zamilk� drgn�wszy gwa�townie, bo kobieta niespodziewanie wrzasn�a rozdzieraj�cym g�osem: - Jimmy! Chod� no tu zaraz! - Juu..., mamo! - dolecia� ch�opi�cy g�os z wn�trza domu. Drake oszo�omiony zobaczy�, jak z domu wypada rozczochrany dwunastolatek o �ywej, pe�nej entuzjazmu twarzy. Drzwi trzasn�y za nim. Drake s�ucha�, wci�� nie ca�kiem jeszcze rozumiej�c, jak matka wyja�nia ch�opcu, �e �ten pan dosta� po g�owie od tych ludzi z przyczepy i straci� pami��, a teraz chcia�by, �eby� mu opowiedzia� o tym, co widzia�e�". Kobieta zwr�ci�a si� do Drake'a: - Jimmy - wyja�ni�a z dum� - nigdy nie mia� zaufania do tych ludzi. By� przekonany, �e oni s� z zagranicy, czy co�, wi�c mia� ich stale na oku. Widzia�, jak pan tam poszed�, i wszystko, co si� zdarzy�o do czasu, gdy przyczepa odjecha�a. Mo�e wi�c panu opowiedzie� z detalami, co pan robi� - zako�czy�a - bo widzia� wszystko przez okno, a poza tym wszed� tam raz do �rodka, kiedy ich nie by�o, i obejrza� sobie to miejsce, by sprawdzi�, oczywi�cie, czy oni czego� nie kombinuj�. Drake przytakn�� jej, t�umi�c w sobie cynizm. Pow�d by� r�wnie dobry, jak ka�dy, by wtyka� nos nie w swoje sprawy. W tym przypadku okaza� si� dla niego szcz�liwym trafem. Jego my�li przerwa� ostry g�os Jimmy'ego w zapadaj�cym zmierzchu. By�o gor�ce popo�udnie. Dowiedziawszy si� od kobiety z pierwszego napotkanego domu, gdzie mieszkaj� ojciec z c�rk� Selanie, Drake zbli�a� si� wolno ku zagajnikowi, kt�ry mu wskaza�a. Gdzie� z ty�u za nim poci�g gwizdn�� dwa razy, a potem zasapa�. Drake opanowa� odruch, by zawr�ci� i wsi��� do poci�gu. I tak by zreszt� nie zd��y�. Poza tym �aden cz�owiek nie rezygnuje tak �atwo z nadziei zdobycia fortuny. Przyspieszy� kroku na my�l o wiecznym pi�rze i kubku. W zagajniku dostrzeg� przyczep�, ale dopiero, gdy skr�ci� w pierwsz� cienist� k�p� drzew. Ujrzawszy w�z zamar� na miejscu. Przyczepa by�a o wiele wi�ksza, ni� si� spodziewa�, d�uga jak wagon towarowy i r�wnie wysoka, o dziwacznym op�ywowym kszta�cie. Nikt nie odpowiedzia� na jego pukanie. Rozmy�la� intensywnie: dziewczyna bieg�a t� drog�. Musi by� w �rodku. Niepewnie obszed� monstrum na ko�ach. Rz�d okien, na wysoko�ci jego oczu, ca�kowicie opasywa� przyczep� dooko�a. Wida� by�o przez nie b�yszcz�cy sufit i g�rn� cz�� �cian, wy�o�onych, zdawa�o si� kosztown� boazeri�. W �rodku znajdowa�y si� trzy pokoje, a jeszcze jedne drzwi prowadzi�y do kabiny samochodu, kt�ry holowa� przyczep�. Wr�ciwszy do wej�cia Drake nas�uchiwa� czujnie. Ale nie dobieg� go �aden d�wi�k - poza s�abym podmuchem wiatru, kt�ry d�� leciutko w wierzcho�kach drzew. Gdzie� daleko zagwizda� p�aczliwie poci�g. Drake nacisn�� klamk� i drzwi ust�pi�y tak �atwo, �e znikn�y wszystkie jego opory. Uchyli� je powoli i stan�� w nich, maj�c przed oczami �rodkowy trzech pokoi. Jego zaskoczony wzrok napotka� przepych. Pod�oga wygl�da�a okazale: ciemno po�yskuj�ca, oszlifowana niczym klejnot. �ciany harmonizowa�y z ni� sw� kosztown�, cho� stonowan� boazeri�. Naprzeciw drzwi znajdowa�a si� kanapa, dwa krzes�a, trzy szafki i kilka kunsztownie rze�bionych p�ek z dzie�ami sztuki. Pierwsz� rzecz�, jak� dostrzeg� Drake po wej�ciu do �rodka, by� stoj�cy przy �cianie, na lewo od drzwi, koszyk dziewczyny. Na ten widok Drake zamar� w miejscu. Usiad� na progu z nogami zwisaj�cymi na zewn�trz przyczepy. Jego zdenerwowanie ust�pi�o ca�kowicie wobec trwaj�cej wci�� ciszy; z ciekawo�ci� zacz�� wi�c bada� zawarto�� koszyka. Znajdowa�o si� w nim kilkana�cie owych magicznych wiecznych pi�r, co najmniej trzy tuziny sk�adanych, samonape�niaj�cych si� kubk�w, oko�o dziesi�ciu ob�ych czarnych przedmiot�w, co nie pod dawa�y si� jego manipulacjom, i trzy pary drucianych okular�w. Ka�da para mia�a male�kie przezroczyste k�eczko z boku prawej soczewki Zdawa�o si�, �e nie potrzebowa�y wcale futera��w, poniewa� nie zachodzi�a obawa, �e mog� si� st�uc. Te, kt�re za�o�y�, pasowa�y jak ula� i przez moment s�dzi�, �e odpowiada�y tak�e jego wzrokowi. Po chwili zauwa�y� r�nic�: wszystko si� przybli�y�o - pok�j, jego r�ka - przedmioty nie by�y za� powi�kszone czy zamazane, ale zupe�nie takie, jakby patrzy� przez lornetk� �redniej mocy. Obraz nie by� wcale zdeformowany. Wkr�tce Drake przypomnia� sobie o ma�ym k�eczku. Obr�ci�o si� lekko. Nagle wszystko sta�o si� jeszcze bli�sze, jakby patrzy� przez lornetk� dwukrotnie silniejsz�. Dr��c nieco pokr�ci� k�kiem najpierw w jedn�, potem w drug� stron�. Wystarczy�o par� sekund, aby potwierdzi� ten niezwyk�y fakt: oto mia� okulary z regulowanymi soczewkami, niespotykane po��czenie teleskopu z mikroskopem; jednym s�owem superlornetk�. Prawie nie my�l�c Drake od�o�y� te cudowne okulary do koszyka powzi�wszy nag�� decyzj� wszed� do �rodka i ruszy� ku drzwiom prowadz�cym do pokoju z ty�u przyczepy. Mia� zamiar tam tylko zajrze�. Ale ju� pierwszy rzut oka wystarczy�: zobaczy� �ciany zape�nione p�kami, a na ka�dej z nich starannie poustawiane rozmaite przedmioty. Drake wzi�� co�, co przypomina�o aparat fotograficzny - precyzyjnie wykonany niewielki przyrz�d. Dok�adnie obejrza� obiektyw; jego palce natrafi�y na co�, co ugi�o si� elastycznie. Rozleg� si� trzask. I w tym samym momencie b�yszcz�ca karta papieru wysun�a si� ze szczeliny z ty�u aparatu. Zdj�cie. Przedstawia�o g�rn� cz�� twarzy m�czyzny. Mia�o niezwyk�� g��bi� i zdumiewaj�co naturalne barwy. W piwnych oczach malowa�o si� takie napi�cie, �e przez moment rysy twarzy wydawa�y mu si� nieznajome. Dopiero po chwili pozna� siebie samego. Zrobi� sobie zdj�cie, kt�re od razu zosta�o wywo�ane. Zdumiony, wetkn�� fotografi� do kieszeni, od�o�y� aparat i dr��c ca�y wyszed� z przyczepy, po czym ruszy� szos� w kierunku osady. - ... a potem - m�wi� Jimmy - po minucie wr�ci� pan, wszed� do przyczepy, zamkn�� za sob� drzwi i poszed� do pokoju od ty�u. Wr�ci� pan tak szybko, �e o ma�o mnie pan nie zauwa�y�; my�la�em, �e pan ju� sobie poszed�. A p�niej... Drzwi przyczepy otwar�y si�. G�os dziewczyny brzmia� nagl�co, ale Drake nie zrozumia�, o co jej chodzi�o. Po chwili w odpowiedzi da�o si� s�ysze� mrukni�cie m�czyzny. Drzwi si� zamkn�y, s�ycha� by�o poruszenia i oddechy w �rodkowym pokoju. Skuliwszy si�, Drake wycofa� si� pod lew� �cian�. - ... i to wszystko, prosz� pana - zako�czy� Jimmy. - Pomy�la�em sobie, �e z tego mo�e by� jaka� bieda, wi�c poszed�em do domu powiedzie� mamie. - To znaczy, �e by�em na tyle nierozs�dny, by wr�ci� akurat wtedy i da� si� przy�apa�, ale nie o�mieli�em si� ujawni�? Ch�opak wzruszy� ramionami. - Przyciska� si� pan do przepierzenia w przyczepie. Tyle widzia�em. - A oni ci� nie zauwa�yli, kiedy ich podgl�da�e�? Jimmy zawaha� si�. - No, bo - zacz�� dziwnym, obronnym tonem - sta�o si� co� niezwyk�ego. Wie pan, kiedy obejrza�em si� za siebie, po odej�ciu jakich� stu metr�w, ci�ar�wka z przyczep� znikn�y. - Znikn�y? - powt�rzy� powoli Drake. Sytuacja robi�a si� niesamowita. - Chcia�e� powiedzie�, �e w��czyli silnik i wyjechali na szos�? Ch�opak z uporem pokr�ci� g�ow�. - Zawsze chc� mnie na tym przy�apa�, ale ja wszystko dobrze widzia�em i s�ysza�em. Nie by�o �adnego warkotu. Oni znikn�li nagle i ju�. Zimny dreszcz przebieg� Drake'owi wzd�u� kr�gos�upa. - A ja by�em w �rodku? - zapyta�. - Tak, by� pan w �rodku - potwierdzi� ch�opak. Cisz�, jaka po tym nast�pi�a, przerwa�a dopiero kobieta m�wi�c g�o�no: - No, ju� dobrze, Jimmy. Id� si� bawi�. - Zwr�ci�a si� do Drake'a: - Wie pan, co o tym my�l�? - zapyta�a. Drake z trudem wyrwa� si� z zamy�lenia. - Co takiego? - �e oni musieli robi� jakie� kanty, ta ca�a szajka. To ca�e gadanie, �e jej ojciec to wszystko wytwarza... �e te� mogli�my w to uwierzy�. On przez ca�y ten czas obchodzi� okolic� skupuj�c z�om. Przecie� pan wie - przyzna�a prawie niech�tnie - �e oni mieli fantastyczne rzeczy. Rz�d nas nie buja, kiedy m�wi, �e po wojnie wszyscy b�dziemy �yli sobie jak kr�lowie. Ale w tym jest jaki� kant. Przecie� oni mieli wszystkiego kilkaset tych przedmiot�w. Sprzedawali je w jednym miejscu, a potem wykradali i odsprzedawali w innym. Drake, mimo �e poch�oni�ty w�asnymi my�lami, popatrzy� teraz na ni�. Ju� nieraz spotyka� si� z tak szczeg�lnym brakiem logiki u ludzi o podobnej mentalno�ci, ale zawsze szokowa�o go to wyra�ne ignorowanie fakt�w, aby tylko dowie�� swoich racji. - Nie mieliby z tego �adnych korzy�ci - stwierdzi�. - Przecie� za ka�dy przedmiot dostali�cie z powrotem jednego dolara. - Och! - Kobieta wydawa�a si� zaskoczona; mina si� jej wyd�u�y�a. Wreszcie, gdy dotar�o do niej, �e jej ulubiona teoria wzi�a w �eb, gniewne wypieki wyst�pi�y na jej ogorza�ej od s�o�ca i wiatru twarzy. - Pewnie to jaki� chwyt reklamowy! - prychn�a. Drake pomy�la�, �e pora ko�czy� t� rozmow�. Zapyta� wi�c pospiesznie: - Czy zna pani mo�e kogo�, kto wybiera si� jeszcze dzi� do Inchney? Zabra�bym si�, je�li mo�na. Zmiana tematu zrobi�a swoje. Ciemne wypieki znikn�y z twarzy kobiety. - Nie, nikt, kogo bym zna�a - zaprzeczy�a po namy�le. - Ale niech si� pan nie boi, wystarczy wyj�� na szos� i z�apa� okazj�... Drake'a zabra� drugi z kolei samoch�d. Siedzia� teraz w hotelu, w zapadaj�cych ciemno�ciach. Dziewczyna i jej ojciec w wozie pe�nym najwspanialszych towar�w na �wiecie! my�la�. Ona sprzedaje je jako upominki, po jednej sztuce dla ka�dego. On skupuje z�om. A potem - jak w ob��dnym �nie - jaki� starzec chodzi i skupuje sprzedane towary albo (przypomnia� sobie pi�ro Kelliego) je niszczy. Wreszcie sprawa dziwnej amnezji u akwizytora handluj�cego wiecznymi pi�rami, nazwiskiem Drake. Gdzie� za plecami Drake'a jaki� m�ski g�os wykrzykn�� z �alem: - Och, niech pan zobaczy, co pan zrobi�! Z�ama� je pan. W odpowiedzi rozleg� si� spokojny, d�wi�czny g�os dojrza�ego m�czyzny: - Bardzo pana przepraszam. Kosztowa�o dolara, prawda? Naturalnie zwr�c� go panu. Prosz� - i niech mi pan wybaczy. W ciszy, jaka zapad�a, Drake podni�s� si� i odwr�ci�. Ujrza� wysokiego, doskonale prezentuj�cego si� m�czyzn� o siwych w�osach, kt�ry podnosi� si� z miejsca obok m�odego cz�owieka wpatruj�cego si� w dwa kawa�ki z�amanego wiecznego pi�ra, jakie trzyma� w r�ku. Starzec skierowa� si� ku obrotowym drzwiom hotelu, prowadz�cym na ulic�, ale Drake go wyprzedzi�. - Chwileczk�, prosz� pana - powiedzia� spokojnym, lecz szorstkim tonem. - Chc� si� dowiedzie�, co sta�o si� ze mn�, kiedy znalaz�em si� w przyczepie Selanie i jej ojca. I s�dz�, �e pan mi mo�e odpowiedzie� na to pytanie. Zamilk�. Patrzy� w oczy m�czyzny, kt�re p�on�y szarym blaskiem i kt�re zdawa�y si� przenika� Drake'a, wr�cz si�ga� w g��b jego m�zgu. Zd��y� jeszcze z przestrachem przypomnie� sobie, jak Kellie m�wi� �e ten cz�owiek w poci�gu sparali�owa� go jednym nieub�aganym spojrzeniem, gdy naraz starzec tygrysim ruchem przyskoczy� do niego i chwyci� go za przegub d�oni. Drake poczu� u�cisk jakby �elaznej obr�czy; b�l rozchodzi� si� promieni�cie wzd�u� ramienia. - Prosz� t�dy, do mego samochodu - us�ysza� niski, zniewalaj�cy g�os. Drake ledwie pami�ta�, jak wsiad� do d�ugiego wozu o l�ni�cej karoserii. Reszta pogr��y�a si� w mroku... fizycznym... psychicznym... Le�a� na wznak na twardej posadzce. Otworzy� oczy i przez chwil� patrzy� na kopu�� sklepienia pi��dziesi�t metr�w w g�rze. Kopu�a mia�a co najmniej sto metr�w szeroko�ci, a prawie jedn� czwart� jej cz�� zajmowa�o okno, przez kt�re dochodzi�o mgliste, szarobia�e �wiat�o, jakby niewidoczne s�o�ce z trudem torowa�o sobie drog� przez rzadk�, ale wszechobecn� mg��. Szeroka czelu�� okienna bieg�a od �rodka sufitu gdzie� prosto w dal, I to jak� dal! Drake uni�s� si� z okrzykiem zdumienia. Przez chwil� nie m�g� uwierzy� w�asnym oczom. Korytarz zdawa� si� ci�gn�� w niesko�czono�� w obie strony, a� rozmazywa� si� w plam� marmuru i szarego �wiat�a. Znajdowa� si� tam balkon i galeria, i druga galeria; ka�de pi�tro mia�o w�asny boczny korytarz zako�czony balustrad�. Widzia� te� niezliczon� ilo�� drzwi i co pewien czas odga��zienia korytarza - ka�de wskazuj�ce na dalsze rozga��zienia tego budynku najwyra�niej monstrualnych rozmiar�w. Wolniutko, gdy min�� ju� pierwszy szok, Drake wsta�. Ci��y�o mu wspomnienie starego cz�owieka - i tego, co dzia�o si� wcze�niej. Zabra� mnie do swego samochodu i przywi�z� tutaj, my�la� pos�pnie. Ale dlaczego tutaj? Na ca�ym bo�ym �wiecie nie ma takiego domu! Dreszcz przebieg� mu po plecach. Z wielkim wysi�kiem ruszy� ku najbli�szym z d�ugiego szeregu wysokich, rze�bionych drzwi i otworzy� je. Nie umia�by powiedzie�, co spodziewa� si� ujrze�. Ale pierwsz� reakcj� by�o rozczarowanie. Zobaczy� gabinet - olbrzymi pok�j o g�adkich �cianach. Pod �cian� sta�o kilka pi�knych szafek. Olbrzymich rozmiar�w biurko zajmowa�o k�t na wprost drzwi. Obrazu dope�nia�o kilka krzese� i komfortowe dwie sofy, a tak�e jeszcze jedne, bardziej ozdobne drzwi. W gabinecie nie by�o nikogo. Biurko by�o czy�ciute�kie, bez �ladu kurzu, bez �ladu �ycia. Drugie drzwi okaza�y si� zamkni�te lub te� zamek by� zbyt skomplikowany dla Drake'a. Zn�w znalaz� si� na korytarzu. Zda� sobie naraz spraw� z kompletnej ciszy. Jego buty stuka�y g�ucho w korytarzu. A drzwi jedne po drugich ukazywa�y tak samo umeblowany, lecz pusty gabinet. Na jego zegarku up�yn�o p� godziny. A potem nast�pne p�. Wreszcie ujrza� w oddali drzwi. Najpierw by�a to tylko jasno��. Po�yskliwe kontury okaza�y si� olbrzymim witra�em, z wielobarwnych szybek, osadzonym w ramie. Drzwi mog�y mie� swobodnie jakie� pi�tna�cie metr�w wysoko�ci. Zajrzawszy przez szyb� Drake dostrzeg� wielkie bia�e schody prowadz�ce w d�, w g�stniej�c� o jakie� pi�� metr�w poni�ej mg��; dalej stopnie by�y ju� niewidoczne. Patrzy� na schody zaniepokojony. Co� mu si� w tym nie podoba�o. Ta mg�a spowijaj�ca wszystko, nie ust�puj�ca godzinami, lgn�ca mrocznie. Otrz�sn�� si�. Prawdopodobnie tam w dole, u podn�a schod�w, by�a woda; ciep�a woda, z kt�rej przy sta�ym strumieniu zimnego powietrza tworzy�a si� g�sta mg�a. W duchu wyobrazi� sobie d�ugi na pi�tna�cie kilometr�w budynek, po�o�ony nad jeziorem, spowity wiecznie w szarej mgle. Trzeba si� st�d wydosta�, u�wiadomi� sobie gwa�townie Drake. Klamka u drzwi znajdowa�a si� na normalnej wysoko�ci. A� trudno by�o jednak uwierzy�, �e tak male�ka w por�wnaniu z nimi d�wigienka jest w stanie uruchomi� gigantyczn� konstrukcj�. Ale drzwi otworzy�y si� cicho i lekko jak doskonale zr�wnowa�ona maszyna. Drake wst�pi� w napieraj�c� mg�� i zacz�� schodzi� w d�, z pocz�tku szybko, a potem z rosn�c� ostro�no�ci�. Nie mia� zamiaru wyl�dowa� w wodzie. Setny schodek okaza� si� zarazem ostatnim, ale nie by�o tam wcale wody. By�a pustka i mg�a, �adnego podn�a schod�w ani ziemi. Doznawszy nag�ego zawrotu g�owy Drake na czworakach wczo�ga� si� z powrotem w g�r�. By� tak wyczerpany, �e zdawa�o mu si�, i� posuwa si� ledwie centymetr za centymetrem. Teraz, gdy odkry�, �e u podstawy schod�w nie ma nic, doznawa� koszmarnego wra�enia, �e stopnie si� pod nim krusz�. Drugiego, jeszcze wi�kszego koszmaru do�wiadczy� na my�l, �e drzwi ju� si� nie otworz� i �e on zostanie tu na zawsze, odci�ty od �wiata, na skraju wieczno�ci. Otworzy�y si� jednak; cho� dokona� tego ostatkiem si�. Gdy le�a� ju� w �rodku na pod�odze, naraz dozna� ogromnego zdziwienia: co mia�a wsp�lnego z tym wszystkim Selanie, dziewczyna sprzedaj�ca w poci�gu cudowne gadgety? To pytanie zdawa�o si� nie mie� odpowiedzi. Wreszcie z up�ywem czasu przestrach ust�pi� poczuciu bezpiecze�stwa. Wstydz�c si� swej paniki podni�s� si� z niez�omnym postanowieniem: musi zbada� to fantastyczne miejsce od piwnicy a� po dach. Gdzie� tu znajduj� si� zapewne ukryte zapasy kubk�w, kt�re same nape�niaj� si� wod�. A mo�e r�wnie� znajdzie co� do jedzenia. Przecie� wkr�tce odczuje g��d i pragnienie. Ale najpierw - do jednego z gabinet�w. Przeszuka ka�d� szafk�, w�amie si� do biurka. Nie by�o potrzeby si� w�amywa�. Szuflady wysuwa�y si� za najl�ejszym poci�gni�ciem. Szafki nie by�y zamkni�te na klucz. Wewn�trz znajdowa�y si� dzienniki, rejestry, dziwne teczki. Zaabsorbowany Drake przejrza� kilka z nich, rozk�adaj�c je na olbrzymim biurku. Druk wyda� mu si� zamazany, gdy� dr�a�y mu r�ce i kr�ci�o mu si� w g�owie. Wreszcie z wysi�kiem woli od�o�y� wszystkie dzienniki na bok opr�cz jednego. Otworzy� go na chybi� trafi� i znalaz� w nim wydrukowany tekst: �SKR�T SPRAWOZDANIA KOORDYNATORA KINGSTONA CRAIGA w sprawie Imperium Lyceusza II W LATACH 27346-27378" Drake zmarszczy� brwi spojrzawszy na dat�; potem zacz�� czyta� �Historia tego okresu opowiada o chytrym przej�ciu w�adzy przez okrutnego imperatora. Dok�adne studium tego cz�owieka dowiod�o, �e wykazuje on nienaturalny pop�d do chronienia siebie kosztem innych. ROZWI�ZANIE TYMCZASOWE: Ostrze�enie imperatora, kt�ry omal nie dozna� szoku stan�wszy twarz� w twarz z Koordynatorem. Jego instynkt samozachowawczy sk�oni� go do dania r�kojmi co do przysz�ego sprawowania rz�d�w. UWAGA: To rozwi�zanie wytworzy�o �wiat prawdopodobny typu 5 i musi by� uznane za tymczasowe z powodu pracy o charakterze kluczowym, jak� profesor Linka stale prowadzi w zakresie ca�ego CCLXXIV wieku. ZAKO�CZENIE: Powr�t do Pa�acu Nie�miertelno�ci po trzydniowej nieobecno�ci". Drake siedzia� z pocz�tku sztywno wyprostowany, po czym odchyli� si� na oparcie fotela, ale w g�owie wci�� mia� pustk�. Nie wiedzia�, co my�le� o tym sprawozdaniu. Wreszcie odwr�ci� stron� i przeczyta�: SKR�T SPRAWOZDANIA KOORDYNATORA KINGSTONA CRAIGA Jest to sprawa Lairda Graynona, inspektora policji z posterunku Sektora 900 w Nowym Jorku; zosta� on 7 lipca 2830 roku fa�szywie oskar�ony o przyj�cie �ap�wki i od��czony. ROZWI�ZANIE: Inspektor Graynon na dwa miesi�ce przed dat� podan� w oskar�eniu zosta� przeniesiony na emerytur�. Wyjecha� na sw� farm� i od tej pory mia� niewielki wp�yw na sprawy o szerszym znaczeniu. �y� w tym �wiecie prawdopodobnym a� do roku 2874 i tak stworzy� niemal doskona�y 290 A. ZAKO�CZENIE: Powr�t do Pa�acu Nie�miertelno�ci po godzinie. Wpis�w by�o wi�cej - setki, tysi�ce we wszystkich dziennikach. Ka�da z nich zatytu�owana by�a �Sprawozdanie Koordynatora Kingstona Craiga", kt�ry zawsze wraca� do �Pa�acu Nie�miertelno�ci" po tylu to a tylu dniach, godzinach, tygodniach. Raz trwa�o to trzy miesi�ce i dotyczy�o niejasnej, bezosobowej sprawy �ustalenia czasu demokracji mi�dzy wiekiem XCVIII a XCIX", co wymaga�o �wskrzeszenia w ich w�asnych �wiatach prawdopodobnych trzech zamordowanych m�czyzn o nazwiskach...". Ostry atak g�odu i pragnienia uprzytomni�y Drake'owi, �e oto siedzi w tym ogromnym, ponurym domu i czyta bezsensowne wypociny jakiego� faceta, kt�ry musia� by� szale�cem. Spostrzeg�, �e pozornie nie maj�ce �r�d�a �wiat�o w pokoju coraz bardziej s�abnie. Musia�o wi�c jednak dochodzi� z zewn�trz. W olbrzymim pustym korytarzu pozna� prawd�: mg�a za oknem w suficie szarza�a i ciemnia�a. Nadchodzi�a noc. Stara� si� nie my�le� o tym, �e zostanie tu sam w tym grobowym domu, obserwuj�c, jak mrok wkrada si� powoli w marmurowe �ciany, i zastanawiaj�c si�, co te� mo�e wyj�� z ukrycia, gdy ciemno�ci stan� si� ju� nieprzeniknione. - Przesta�, idioto! - powiedzia� do siebie na g�os, z w�ciek�o�ci�. G�os zabrzmia� g�ucho w ciszy. Musi tu by� przecie� jakie� miejsce, pomy�la�, gdzie ci... Koordynatorzy... mieszkaj�. Na tym pi�trze by�y tylko gabinety, ale s� przecie� jeszcze inne pi�tra. Trzeba znale�� klatk� schodow�. Na g��wnym korytarzu nie widzia� �adnej. Wreszcie w pierwszym bocznym korytarzu znalaz� szerokie schody. Wszed� na g�r� i otworzy� pierwsze drzwi, na kt�re si� natkn��. By� to salon wspania�ego apartamentu, sk�adaj�cego si� z siedmiu pokoi oraz kuchni, l�ni�cej w zanikaj�cym �wietle, zabudowanej szafkami, w kt�rych sta�y przezroczyste pojemniki, a w nich �ywno��, zar�wno znana mu, jak i nieznana. Drake nie odczuwa� �adnej emocji. Nie by� te� zdziwiony, �e gdy Poruszy� ma�� d�wigienk� na wierzchu puszki gruszek, owoce wysypa�y si� na st�, chocia� puszka wcale si� nie otworzy�a. Po prostu stwierdzi�, �e b�dzie mia� co je��, to wszystko. Po zjedzeniu poszuka� kontaktu. Ale nie m�g� go znale�� w ciemno�ci. Z mroku sypialni wynurzy�o si� �o�e z baldachimem. W szufladach znajdowa�y si� pi�amy. Le��c w ch�odnej po�cieli, oci�a�y i senny, Drake pomy�la�: dlaczego ta dziewczyna, Selanie, ba�a si� tego starego? I co te� zasz�o w przyczepie, �e Ralph Carson Drake zosta� w to wszystko tak nieodwo�alnie wmieszany? Spa� niespokojnie; my�l ta nie opuszcza�a go nawet we �nie. Z pocz�tku �wiat�o by�o gdzie� daleko. Potem przybli�a�o si� i rozja�nia�o. By�o tak jak po ka�dym przebudzeniu. Ale gdy Drake otworzy� oczy, od razu nap�yn�y wspomnienia. Stwierdzi�, �e le�y na lewym boku. By� jasny dzie�. K�tem oka ujrza� nad sob� srebrzystob��kitny baldachim. Nad nim, wysoko w g�rze, znajdowa� si� sufit. W ciemno�ciach minionej nocy ledwie dostrzeg�, jak przestronny i luksusowy jest ten apartament. Znajdowa�y si� w nim grube, puszyste dywany i wyk�adane boazeri� �ciany oraz r�owe meble a� l�ni�ce przepychem. �o�e by�o ogromne, z baldachimem wspartym na czterech filarach. Gdy Drake odwr�ci� g�ow� z lewej strony na praw�, jego wzrok pad� na drug� po�ow� ��ka. Le�a�a tam pogr��ona w g��bokim �nie m�oda kobieta. Mia�a ciemnokasztanowe w�osy i �nie�nobia�� szyj�; nawet we �nie jej pi�kna twarz zdradza�a inteligencj�. Mia�a oko�o trzydziestki. Drake nie patrzy� na ni� d�u�ej. Niczym z�odziej wy�lizgn�� si� spod ko�dry i przykucn�� na pod�odze. Wstrzyma� oddech, rozpaczliwie przera�ony, gdy miarowe oddychanie kobiety w ��ku ucich�o. Rozleg�o si� westchnienie - i w ko�cu katastrofa! - M�j drogi - us�ysza� jej g��boki kontralt - co ty, u licha, robisz na pod�odze? Poruszy�a si� na ��ku i Drake skurczy� si� oczekuj�c krzyku, gdy kobieta przekona si�, �e nie jest �jej drogim". Ale nic si� nie sta�o. Pi�kna g��wka wychyli�a si� spoza brzegu ��ka. Szare oczy patrzy�y na� spokojnie. M�oda kobieta wida� zapomnia�a o swym pytaniu, bo powiedzia�a teraz: - Kochany, czy wybierasz si� dzisiaj na Ziemi�? Pytanie by�o tak zaskakuj�ce, �e kwestia jego osobistego udzia�u w tym wszystkim wyda�a mu si� spraw� drugorz�dn�. Nagle zacz�� pojmowa�. A wi�c by� to jeden z tych �wiat�w prawdopodobnych, o kt�rych czyta� w dziennikach Koordynatora Kingstona Craiga. To w�a�nie mog�o si� przytrafi� Ralphowi Drake'owi. I gdzie�, za kulisami, kto� to re�yserowa�. A wszystko dlatego, �e on usi�owa� odtworzy� sw� przesz�o��. Drake podni�s� si� z pod�ogi. Poci� si�. Serce mu bi�o jak m�ot, kolana dr�a�y. Ale wsta� i powiedzia�: - Tak, wybieram si� na Ziemi�. To jest pow�d, my�la� w napi�ciu, by jak najpr�dzej st�d wyj��. Podszed� do krzes�a, gdzie le�a�o jego ubranie. Naraz sens jego w�asnych s��w dotar� do niego i to wywo�a�o kolejny, jeszcze wi�kszy szok w jego rozchwianej r�wnowadze psychicznej. Wybiera si� na Ziemi�! Czu�, �e jego umys� z trudem ogarnia ten fakt, kt�ry przekracza� granice ludzkiego do�wiadczenia. Wybiera si� na Ziemi� - ale sk�d? Ob��ka�cza odpowied� za�wita�a w ko�cu w jego umy�le. Oczywi�cie z Pa�acu Nie�miertelno�ci, pa�acu we mgle, w kt�rym mieszkaj� Koordynatorzy. Trafi� do �azienki. Poprzedniej nocy odkry� w jej mroczniej�cym wn�trzu przezroczysty s�oik ma�ci, z nalepk�: �Krem usuwaj�cy zarost - natrze� twarz, a potem zmy� wod�". Zaj�o mu to zaledwie p� minuty, reszta - pi�� minut. Wyszed� z �azienki ju� ca�kowicie ubrany. G�owa ci��y�a mu jak kamie� i jak kamie� zanurzaj�cy si� w wodzie ruszy� ku drzwiom bli�szym ��ka. - Kochany! - Tak? - Odwr�ci� si� zesztywnia�y. Z ulg� zobaczy�, �e kobieta nie patrzy na niego. Trzyma�a w r�ku jedno z magicznych pi�r, marszcz�c brwi nad jakimi� liczbami w rejestrze. Nie podnosz�c g�owy powiedzia�a: - Nasza wzajemna relacja temporalna wci�� si� pogarsza. Powiniene� d�u�ej przebywa� w pa�acu i odm�adza� si�, podczas gdy ja uda�abym si� na Ziemi�, dodaj�c sobie par� lat. Za�atwisz to, kochanie? - Tak - odpar� Drake. - Oczywi�cie! Wyszed� do niewielkiego przedpokoju; potem do salonu. Wreszcie znalaz�szy si� na korytarzu opar� si� o jego ch�odn�, g�adk� marmurow� �cian� i pomy�la� rozpaczliwie: odm�odzenie! A wi�c temu s�u�y ten niesamowity budynek. Ka�dego dnia stajesz si� tutaj m�odszy i dlatego trzeba udawa� si� na Ziemi�, by utrzyma� r�wnowag�. Szok si� pot�gowa�. To, co przytrafi�o mu si� w przyczepie, by�o wi�c tak istotne, �e ta nieznana organizacja nadludzi stara�a si� przeszkodzi� mu w poznaniu ca�ej prawdy. Ale dzi� musi znale�� jaki� spos�b, by odkry� t� prawd�; przeszuka� ka�de pi�tro i postara� si� odnale�� jak�� central�. Z wolna si� odpr�a� rozlu�niaj�c sw� intensywn� wewn�trzn� koncentracj� umys�u, kiedy naraz zda� sobie spraw�, �e s�yszy jakie� g�osy. G�osy ludzkie! Przesadziwszy balustrad� balkonu Drake doszed� do wniosku, �e powinien si� by� tego domy�li�. Ju� sama obecno�� tej kobiety - tam, w ��ku - wskazywa�a, �e �wiat ten jest kompletny w ka�dym szczeg�le. Ale mimo wszystko czu� zaskoczenie. Oszo�omiony spogl�da� w g��b wielkiego g��wnego korytarza, kt�rego cichymi, pustymi odga��zieniami, b��ka� si� przez tyle godzin poprzedniego dnia. Teraz k��bi� si� tutaj nieprzerwany strumie� m�czyzn i kobiet. Korytarz przypomina� ulic� w mie�cie, kt�r� w obie strony �piesz� ludzie poch�oni�ci swymi prywatnymi sprawami. - Hej, Drake! - us�ysza� za plecami jaki� m�ody m�ski g�os. Drake'a nie by�o ju� w stanie nic poruszy�. O