5651
Szczegóły |
Tytuł |
5651 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5651 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5651 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5651 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
BARTEK �WIDERSKI
zabi� belfra
Zasuwam pod �awk� w faraona, a� tu za moimi plecami
przeci�gle beka Mazur. Kobra nawet nie odrywa wzroku od
gazety.
- Powro�ny, pa�a ze sprawowania.
O, w mord�! Zaciskam z�by i odwracam si� do Mazura,
kt�ry oczywi�cie udaje g�upiego. Mam nadziej�, �e kamera to
rejestrowa�a. Tymczasem Kobra sunie ku mnie mi�dzy
�awkami. Wciskam szybko gr� do kieszeni, t�umi�c ko�cowy
pisk. A rekord by� tak blisko!
- Po ustawowych dniach wolnych Powro�ny powinien
mie� jeszcze jeden. �eby doj�� do siebie - syczy Kobra i
omiata zaczepnym spojrzeniem rze�biony blat mojej �awki
pokryty odlotowymi napisami: "�yrafa najwy�sz� form�
�ycia", "Lataj�ce talerze przysz�o�ci� sto��wek", "Krety -
przejrzyjcie".
- Ta �awka nadaje si� tylko do szkolnej Izby Pami�ci -
rzuca. - Razem ze scyzorykiem, kt�rym j� od p� roku
katujesz.
Ach, ten s�odki jad i tanie grepsy! Wraca za biurko,
otwiera dziennik. A �winia Mazur udaje, �e go nie ma.
Dobrze, jego wirtualne serce, bij�ce w komputerowej bazie
danych kurczy si�, nawet nie wie, jak szybko. Wkr�tce stanie.
- Ju� w zesz�ym tygodniu dosta�em pa�k� z plusem... -
drocz� si� z Kobr�. Ta nurkuje w g�szczu cyferek.
- Rzeczywi�cie. Za co to by�o?
- Pa�ka, bo rzuci�em kapciem w Dupow�... w
D�browskiego. A plus, bo nie trafi�em.
Dupow�az, kujon z pierwszej �awki, odwraca si� i puka
d�ugopisem w czo�o. G�upi gn�j.
- I... - nauczycielka zerka znad okular�w.
- Przecie� jeden plus jeden to w sumie dwa, czyli mierny
- wyja�niam.
Po klasie idzie weso�y szmerek, przybijam pi�tk�
nadstawion� przez Kotleta.
- Jeden i jeden, Powro�ny, oznacza koniec twojej kariery
w tej instytucji.
- Nie pani o tym zdecyduje - mrucz�.
Kobra stawia mi pa�� i z trzaskiem zamyka dziennik.
- No to si� przekonamy. I nie pyskuj mi tu, ty...
d�entelchamie. Wyjd� z klasy!
Jestem w progu, gdy rzuca jeszcze:
- Rozmowa z tob� przypomina dialog ptaka z g�wnem.
- To ja odlatuj�, pani profesor.
Za zatrza�ni�tymi drzwiami rozlega si� st�umione
bekni�cie i w�ciek�y syk Kobry. Czyli ju� wie, �e to nie
by�em ja.
Wal� to. Jeszcze tydzie� i ta wylenia�a �mija przype��nie
do mnie po autograf. Razem z wystraszonymi kajtkami, kt�re
zosta�y w klasie. Pozosta� ledwie tydzie� emisji "Szko�y".
Szczeniaki my�l�, �e trac� ostatnie punkty.Tymczasem to ja
prowadz� o par� d�ugo�ci przed Mazurem. Ja, zawsze
zagro�ony, zawsze na bakier - idolem widz�w, pupilkiem
nastolatk�w! Mistrz gapingu z P�ocka! Podobno zosta�em
patronem mojej prawdziwej podstaw�wki. Co miesi�c g�osuje
na mnie dziesi�� razy wi�cej ludzi ni� na prezydenta w
ostatnich wyborach.
Serce g�owy pa�stwa ma na razie wielko�� orzecha
laskowego i bije �a�o�nie powoli. Dop�ki nowa technologia
by�a w fazie test�w, komputery zlicza�y jego ALT w sekrecie.
Nie mia� wi�c powod�w, by si� przejmowa�, �e ka�d� jego
decyzj� maszyny wpisuj� w matryce z teorii gier. Ale przed
wyborami prezydenckie serducho na pewno uro�nie.
O komputerowej obr�bce "Szko�y" nie wiedzia� �aden z
pozosta�ych jej uczestnik�w, dlatego ich egoistyczne
serduszka by�y �a�o�nie ma�e. Sam stale sprawdza�em
pulsuj�ce ikonki w zastrze�onym katalogu szkolnej sieci,
kt�rego adres pierwszego dnia zdradzi� mi Belfer. Nie
wnika�em, dlaczego to zrobi�. Ale czegokolwiek chcia� w
zamian, podejrzewam, �e to dostanie.
Zza rogu szkolnego korytarza wy�oni�a si� drobna
sylwetka. Nisko zawieszona sp�dnica ods�ania�a tylko
przepisowe trampki antypo�lizgowe. Zderzaki te� trudno by�o
oceni� pod lu�nym swetrem. Dziewczyna zwolni�a i otworzy�a
szeroko oczy, jakby mnie poznawa�a. Widzia�em j� po raz
pierwszy.
- Nie wiesz, gdzie ma lekcj� III b? - spyta�a, mijaj�c
mnie. Popatrzy�a mi w oczy, ale jako� tak po�owicznie. Nie od
razu si� zorientowa�em, �e ma lekkiego zeza.
- Sala 230 - wskaza�em kciukiem za siebie.
Podzi�kowa�a, ods�aniaj�c w u�miechu przero�ni�te siekacze,
spi�te drucianym aparatem. Nagle ol�ni�o mnie, �e musi by�
t� now�, kt�ra mia�a zast�pi� Ulk�.
C�, inaczej j� sobie wyobra�a�em.
Niewa�ne. Wytrzyma�. Jeszcze tydzie�.
- Czemu mi si� tak przygl�dasz? Wygl�dam grubo?
- Wygl�dasz �wietnie, p�czulku.
zip
- ...nia�a robinsonada napastnika Manchesteru aaach
co za strza� niestety niecelny Anglicy nacieraj� Francuzi graj�
ju� tylko na czas bramkarz patrzy na s�dziego jednak by�
faul...
zip
- ...fantastyczna �wie�o�� ka�dego dnia, powiew morza i
s�odycz kokosu, dzi�ki kt�rym co rano...
zip
Nowa przemierza�a korytarz st�paj�c ostro�nie, z r�kami
w kieszeniach szarego swetra. Wystraszona i spi�ta,
rozgl�da�a si� po �yrandolach w poszukiwaniu kamer. Od
razu wida�, �e debiutantka.
- Jak ci si� podoba nasze ma�e zoo?
U�miechn�a si�.
- W porz�dku, tylko wychowawczyni jaka� dziwna. -
Prawie naturalnym gestem odgarn�a w�osy z twarzy.
Pomy�la�em, �e jednak jest niez�a. Z tym aparatem i wad�
wzroku, a nawet z trem�, tak tak, nawet z trem�, ma za sob�
wszystkie pasztety �wiata. Poczu�em niepok�j, cho� szed� ju�
koniec emisji i praktycznie nic nie mog�o mi zagrozi�...
- Zawsze ka�e siedzie� prosto i patrze� przed siebie? -
spyta�a i odpowiedzia�a sobie zarazem nowa unosz�c rude
brewki.
Zaprosi�em dziewczyn� na �awk�, gdzie mogli�my
spokojnie porozmawia�. Je�li to by� ostatni test, to zdam go
�piewaj�co.
- S�uchaj... jak si� nazywasz?
- Paulina Podka�ska - jej r�ka by�a krucha i wilgotna.
Nazwisko brzmia�o g�upio, jak pukanie do drzwi.
- A ja jestem Marcin. No wi�c Kobra dzi� powiedzia�a, �e
wymieni�a z nami wszystkie my�li i ma pustk� w g�owie.
Czasem tak ma. Wtedy lepiej si� nie wychylaj, bo b�dziesz
koz�em ofiarnym. Jak ja.
Zwiesi�em g�ow� i policzy�em w my�li do trzech. Kiedy
zmieniono uj�cie, szybko wyszepta�em ku temu jej oku, kt�re
zdawa�o si� patrzy� na mnie, a nie gdzie� w bok. - Ale Kozio�
to najgorsza rola, my�l o sobie, zawsze o sobie, nie
podpowiadaj, nie dawaj �ci�ga�, nie cz�stuj wa��wk�, tu
wszyscy tak robi� - "...powoduj�c zawa� swych
komputerowych serduszek", doda�em w my�lach.
Wyprostowa�em si� i odchrz�kn��em.
Zameldowa�a� si� ju� w internacie?
- Tak. Mieszkam w tr�jce z Monik� i Olg�.
Ugniata�a w d�oniach r�bek sweterka i zerka�a niepewnie.
- Czy... po�yczy�by� mi zeszyt do matematyki?
Dziewczyny pomog� mi z innymi przedmiotami, ale �adna nie
ma kompletu lekcji z matmy.
Wybuchn��em �miechem. Przechodz�cy obok Kotlet
odwr�ci� si� i spogl�daj�c na Now� zmarszczy� brwi.
Machn��em r�k�.
- Nie, �le trafi�a� - opanowa�em �miech, bo zmi�ta we�na
w jej d�oniach puszcza�a ju� szary barwnik. - Popro�
D�browskiego, tego ma�ego w okularach z pierwszej �awki.
On na pewno ma komplet.
Musia�em uwa�a�. Nie pos�ucha�a mnie, czu�em to.
Zreszt� nawet je�eli skopie sw�j ALT, to jeszcze nic nie
znaczy�o. Na przyk�ad drugie miejsce zaj�� ostatnio Mazur,
kt�rego �ajzowate serduszko ledwo bi�o. Ale on - jak napisa�
mi Belfer - od pocz�tku mia� wierny elektorat najgorzej
wykszta�conych. Ci ignorowali wsp�czynniki albo g�osowali
na przek�r nim.
Czasem zastanawia�em si�, czy Mazur rzeczywi�cie jest
takim burakiem, czy tylko udaje.
- Dobrze si� uczy?
- Nieee. Ach, chodzi o D�browskiego? - zreflektowa�em
si�. - Jasne. Ale nie przepracowuj si�, oceny nie s� takie
istotne. Pami�taj, co ci m�wi�em - pu�ci�em oko.
Wstaj�c przypomnia�em sobie, �e w moim faraonie
siadaj� baterie. Musi dzia�a�, je�li chc� przetrwa� chemi�.
Rozgarniaj�c k��bi�cy si� na korytarzu t�um przedar�em si� do
schod�w i zbieg�em do �wietlicy. W��czy�em jeden z
zainstalowanych pod �cian� komputer�w i uruchomi�em
program obs�uguj�cy instalacje budynku.
- Baterie AA-15 do kieszonkowego faraona - wystuka�em
w okienku "potrzebne". Zamiast sygna�u akceptacji
niespodziewanie otworzy�o si� okno dialogowe.
- Witaj, Marcin!
Uff... po krzy�u przeszed� mi dreszcz. Jakbym w pude�ku
krakers�w znalaz� �yw� mysz. Widocznie program ustalaj�cy
ALT - monitoruj�cy transmisj� kamer i rozpoznaj�cy
uczestnik�w - pozostawa� aktywny we wszystkich
aplikacjach. W�a�ciwie nic w tym podejrzanego. Po prostu
dot�d tego nie ujawni�.
- To dobrze, �e trenujesz. Ale zagraj dzi� ze mn� on-line.
- Jasne, na du�ej przerwie - wpisa�em ostro�nie.
- Baterii AA-15 nie ma ju� w �adnym automacie
zaopatrzeniowym. Ale dostarczono je godzin� temu. Kartony
s� jeszcze na dachu. Otworz� ci luk.
- Jasne. Dzi�ki.
- B�d� ostro�ny.
Po chwili wy�wietli� jeszcze:
- Czy po drodze m�g�by� przegoni� kota z monitora w
pracowni na drugim pi�trze? Przegrzewa mi instalacje.
- Dlaczego nie fukniesz na niego przez g�o�nik?
- Zaci�� si�.
- Nie ma sprawy - napisa�em, �miej�c si�. - Jestem ci to
winien za tych wszystkich drani, kt�rych dla mnie zdj��e� w
faraonie.
Okno zamkn�o si�, a ja ruszy�em w g�r� po schodach.
Czy on - to co� - wiedzia�, �e wieczorami w�amuj� si� do
jego tajnych katalog�w? Musia�em spyta� Belfra.
- ...na wyd�wi�k dydaktyczny tego widowiska. Jego
uczestnicy to zwykli m�odzi ludzie, postawieni w zwyk�ych
sytuacjach. Ucz� widz�w otwarto�ci, zaradno�ci, wsp�pracy
z innymi.
- I prosz� doda�: oszukiwania, intryganctwa,
oczerniania...
- M�wi Pan o poprzednich reality shows. W "Szkole"
punktowany jest altruizm, intrygi nie maj� sensu, odk�d
uczestnicy nie maj� wp�ywu na wy�onienie zwyci�zcy.
- No dobrze, ale sama inwigilacja te� wywo�uje napi�cia,
o czym �wiadczy niedawne samob�jstwo Urszuli G.
Kontynuacj� emisji tego programu uwa�am za skandal! I to w
publicznej telewizji...
- Program spe�nia wszystkie wymogi publicznej telewizji
- edukacja, krzewienie kultury i elementy rozrywki.
�wiadomie usytuowali�my akcj� w szkole przerabiaj�cej
normalny materia�. Widzowie przy okazji przyswajaj� lub
przypominaj� sobie rzeteln� wiedz�. Nie chc� si� chwali�, ale
licencj� programu sprzedali�my ju� do Czech i na W�gry.
- Pozwolicie, panowie, �e si� w��cz�. Ja sukces
widowiska t�umaczy�abym raczej t�sknot� za szkolnymi
latami, za prostot� panuj�cych w�wczas regu�. Mo�e te� nieco
patriarchaln� figur� Wielkiego Belfra...
zip
W laboratorium chemicznym zaraz po dzwonku na lekcj�
Kotlet tr�ci� mnie �okciem i rozbawiony wskaza� napis na
pulpicie.
"Kocham Powroza z III b. Jest super. Je�li si� zgadzasz,
dostaw krzy�yk". Podnios�em zeszyt, dalej widnia� rz�dek
iks�w. Niepostrze�enie dostawi�em dwa.
- O Jezu - j�kn�� Kotlet. - No tak, ty si� kochasz za
dw�ch.
Nie zd��y�em zareagowa�, bo akurat wszed� Chemik.
- Dobry wiecz�r, moi drodzy. M�wi� tak, mimo �e jest
dzie�, ale jak widz� wasz� klas�, to mi si� ciemno robi przed
oczami.
Co za palant. Oczywi�cie nie wie, �e przegra� i nie
pomog� mu te luzackie grepsy. Po ob�apianiu Ka�ki w szatni
jest pierwszy w kolejce do wyj�cia. Jednak by�a tam jedna
ukryta kamera (prawdopodobnie za parawanami kry�o si�
par� nielegalnych). M�g�by poprawi� notowania, na przyk�ad
stawiaj�c mi pi�tk�, ale na to nie wpadnie. Co prawda od
pocz�tku by� na przegranej pozycji, razem z reszt� cia�a
pedagogicznego. Gros kochanej widowni wynios�o ze szk�
fobie, kompleksy i serdeczn� nienawi�� do belfr�w.
Chemik sprawdza list�. Odzywam si� za nieobecnych
Kotleta i Mazura, kt�rzy nawet nie musieli prosi� mnie o to
na przerwie. Jestem uczynny, kole�e�ski i nie boj� si�
apodyktycznych "pouczycieli".
- Powro�ny, widz�, znowu jest dzi� w tr�jcy jedyny -
m�wi Chemik, zamykaj�c dziennik.
Trzecia pa�ka ze sprawowania mo�e mi jednak popsu�
opini�, zw�aszcza u staruszek. G�upio. Po namy�le podejmuj�
ryzyko i korzystaj�c z nieobecno�ci Mazura gram pod jego
elektorat.
- Na wieki wiek�w, panie profesorze.
Nowa z �awki obok zezuje zdziwiona. Czasem trzeba gra�
va bank, ma�a. Ale do tego trzeba mie� jaja. Tymczasem
Chemik ignoruje prowokacj�. Mo�e i dobrze.
- Siarka w przyrodzie wyst�puje w postaci podziemnych
z�� - nawija, przechadzaj�c si� po klasie. - Wyst�puje
zreszt� kr�tkotrwale, bo ma w�a�ciwo�ci takie troch�
samob�jcze. Chyba �e wejdzie w zwi�zek. Na przyk�ad z
tlenem. Dwutlenek siarki s�u�y do konserwacji r�nych
wyrob�w spo�ywczych, na przyk�ad wina, na kt�re m�wimy
popularnie sia... sia...
- Siabronet! - podrywa si� D�browski.
Jezusie Nazare�ski Kr�lu �ydowski, co za dzi�cio�!
- Sia... daj, D�browski, �le.
- Siara, panie profesorze - odpowiadam. To
prawdopodobnie moja pierwsza i ostatnia prawid�owa
odpowied� na chemii.
- Znakomicie, Powro�ny. Widz�, �e siarka nie ma przed
tob� tajemnic. Ale pami�taj - ka�dy kij ma dwa ko�ce.
Pozosta�e zwi�zki siarki to...
Wyrywam kartk� z zeszytu i pisz� tak, by zarejestrowa�a
to kamera spod jarzeni�wki: "Ka�dy kij ma dwa ko�ce, ale
proca ma trzy". Podaj� kartk� Tomkowi, przekazuje j� dalej.
Bezwiednie rejestruj� o�le spojrzenie Kotleta skierowane na
Now�.
- Co, podoba ci si�?
- Spoko, nie wejd� ci w parad� - u�miecha si�
porozumiewawczo. Dobrze, dobrze. Nie dementuj�
idiotycznej sugestii, jakobym uderza� do Pauliny. Jest z
za�o�enia w centrum uwagi, nasz flirt praktycznie wykluczy
pozosta�ych z gry. Dziewczyna b�dzie mi dzi�kowa� na
kolanach za drugie miejsce.
- Jest OK, ale wydaje si� troch� dziwna - nudzi Kotlet.
- Dziwna?
- Bardzo spi�ta...wiesz, jak Ulka. Mo�e pod tym krzes�em
biegn� jakie� pr�dy.
Wzdrygam si� na wspomnienie incydentu sprzed
miesi�ca. Dziewczyna wpad�a w ostry do�ek - siedzia�a
napi�ta jak struna, nie odzywa�a si�, przestawa�a
kontaktowa�. Ostrzegali nas przed tym przy eliminacjach.
Mia�a wszystkie objawy paranoi, ale jako� nie zabrali jej z
planu. Powiesi�a si� w �azience, zostawiaj�c napis na �cianie:
"Dzi� obudzi�am si� martwa". Komputer pomy�kowo zostawi�
jej nazwisko na li�cie audio-tele i wtedy pierwszy i ostatni raz
wyl�dowa�em na drugim miejscu.
Pewnie my�la�a, �e j� odratuj�. Swoj� drog� ciekawe, �e
tego nie zrobili. Mo�e to zaszyfrowana lekcja od samego
Belfra?
Wyjmuj� faraona i nurkuj� pod �awk� w czelu�cie
piramidy, zasnute paj�czynami korytarze wielko�ci paznokcia.
Nagle w klasie rozlega si� gard�owy �miech. Pauzuj� gr� i
podnosz� g�ow�. To moja kartka dotar�a do durnej
Nawrockiej.
- Nie przeszkadzam ci, Kasie�ko? - Chemik zawisa nad
ni� jak chmura gradowa. Pewnie przedwczoraj w szatni nie
by� tak surowy i teraz nadrabia. Albo uodporni� si� na chemi�,
emitowan� przez jej nastoletnie gruczo�y. - Do tablicy, marsz!
Nawrocka wstaje z oci�ganiem.
- Palisz si�, widz�, jak zapa�ka pod wiatr. Najpierw
rekultywuj tablic�. Nie umiesz? Rekultywacja to odzyskanie
powierzchni utraconej.
Ka�ka bierze g�bk� i �ciera wzory. Kontrolnie zerkam na
Now�, pami�taj�c o o�lim u�miechu. Nie trudno o u�miech -
z pogryzionym o��wkiem w odrutowanych z�bach wygl�da
jak przero�ni�ta temper�wka.
- M�wi� ci, co� z ni� nie tak - rzuca Kotlet. - Albo udaje.
Gdyby to by� Big Brother, jej pierwszej bym si� pozby�.
- Gdyby to by� Big Brother, ju� by ci� tu nie by�o -
rzucam. - �artuj� - dodaj� po chwili, gdy Kotlet si�
nabzdycza.
- No nie, takiego zwi�zku to nawet Chi�czycy nie
wymy�lili - wzdycha Chemik, �cieraj�c g�bk� wz�r z tablicy.
- Kasiu, gdyby� ty by�a tak poj�tna, jak jeste� pon�tna, toby�
mia�a wi�cej pi�tek ni� D�browski. Ale ty rozum masz jak
sp�dniczk� - mini.
Rany, sk�d on bierze te teksty? Grepsuje jak zawodowy
konferansjer. Kto� mu pisze kwestie? Czy to znaczy, �e Belfer
lubi nie tylko mnie?
Na szcz�cie Chemikiem nie musia�em si� ju� martwi�.
- Siadaj, Kasiu, odpocznij sobie. Chod� D�browski, bo
widz�, �e jak ci nie pofolguj�, to b�d� ofiary w ludziach.
D�browski podchodzi, bierze od zarumienionej Ka�ki
kred� i wypisuje z rozmachem ko�lawymi literami pozosta�e
zwi�zki. Pracuje po nocach na ten sw�j tysi�c g�os�w
emerytek.
- Wzory wygl�daj�, jakby by�y po imieninach - u�miecha
si� Chemik. - Ale dobrze, ucze� przy tablicy powinien szale�!
Jak j� zniszczy, kupimy drug�.
Dzwonek, wszyscy podrywaj� si� z �awek.
- Psy Paw�owa, reagujecie tylko na dzwonki - m�wi
Chemik z wyrzutem. - Siark� macie mi na przysz�y tydzie�
wyku� na blaszk�. A jak kto� przyjdzie bez tej blaszki, to
niech lepiej idzie na wagary. Bo b�d� ci�� jak kapust�. Do
widzenia.
Zarzucam plecak na rami� i toruj� sobie drog� do drzwi.
W progu Kotlet wykonuje kulawy dwutakt i wrzuca do kosza
kulk� papieru.
- Dwa punkty dla Byk�w!
- Zachowaj si�y na WF - klepi� go w rami�. - Mo�e ci�
wybior�.
- Albo ja ciebie - zgniata drug� kartk�. Wykonuje zw�d i
pr�buje mnie wymin��, ale wyci�gam r�k� i wybijam mu
papierow� kulk� z d�oni. Skacz� i chwytam j� w powietrzu.
- Musisz po�wiczy�, stary.
Po chwili kulka l�duje w koszu w przeciwleg�ym rogu
korytarza.
- Trzy dla Czarnych P�ock.
Podobno graj� w koszulkach z numerem mojego audio-
tele.
Podzi�kuj� ch�opakom, jak tylko wyjd�.
Jeszcze tydzie�.
- Wszyscy obecni? - niski wuefista w wojskowym dresie
maszeruje wzd�u� dwuszeregu niczym genera� wizytuj�cy
armi�.
- Kogo nie ma, niech si� zg�osi - rz�zi Mazur nad moim
uchem. Wuefista, emerytowany komandos, bez trudu
lokalizuje g�os. Nie to co przyg�ucha Kobra.
- Mazur, ty jeste� ch�opak pierwsza klasa. Szko�y
podstawowej. Jeszcze raz: kolejno odlicz!
Wyszczekujemy swoje numery, a belfer stawia ptaszki
przy nazwiskach. Jego trampki odbijaj� si� w
wyglansowanym parkiecie, wyd�u�aj�c optycznie sylwetk�.
Ale gdy zamkn�wszy dziennik staje w rozkroku, wygl�da jak
pomarszczone dziecko. Zadzieraj�c g�ow� toczy surowym
wzrokiem po naszych twarzach.
- Zanim zaczniecie rozgrzewk�, mam komunikat. Dzi�
pierwszy raz rozegracie mecz koszyk�wki wed�ug nowych
zasad. Drobna innowacja sprz�towa - odsuwa daszek
bejsbolowej czapki i drapie si� po g�owie. - Dosta�em paczk�
z Polskiego Zwi�zku Koszykarskiego. Podobno od lat szukali
sposobu wyr�wnania szans w tym sporcie, kt�ry, jak
wiadomo, dyskryminuje osoby niskiego wzrostu.
Przerywa i nadstawia uszu. Cisza, zero chichot�w.
Wszyscy wiedz�, �e facet ma czarny pas judo.
- Czy mo�na zr�wna� ludzi wzrostem? - spytacie. Ot�
poniek�d mo�na, a z pomoc� przychodzi nam technika.
Projektanci opracowali skafander "senior", kt�ry po za�o�eniu
uczyni z was starc�w - wzdycha i pochyla g�ow�. - Osobi�cie
wola�bym odejmuj�cy lata skafander "junior", ale takiego
jeszcze nie wynale�li. Ale niewa�ne, co ja o tym my�l� -
prostuje si�, skromnie przyg�adza w�sy. - Zasada jego
dzia�ania jest prosta: usztywnia i obci��a stawy, imituj�c
starcze zwyrodnienia, s�abo�� mi�ni, spowolnienie ruch�w.
A efekt jest taki, �e w "seniorze" czujecie si� 30 lat starsi.
Moje kolana uginaj� si� niespodziewanie. Nie wiem, czy
wystraszaj� mnie te zwyrodnienia, czy pora�a geniusz
projektu. A mo�e pod�wiadomie pr�buj� si� zr�wna� z
kolegami?
- Tak wi�c przed dzisiejszym meczem postarzymy
wszystkich graczy powy�ej 180 centymetr�w wzrostu, to jest:
Krzemi�skiego, Olczaka, Powro�nego i �ubrowskiego.
Wasze skafandry wisz� tam - wuefista wskazuje wieszak w
rogu sali. - Na ko�nierzach s� nazwiska. Za��cie je przed
rozgrzewk�, �eby si� oswoi�.
Ruszamy wynios�ym krokiem, odprowadzani
spojrzeniami upokorzonych mikrus�w. Upokorzonych
niesprawiedliwie - dodajmy - bo jest w�r�d nich paru
szybkich i skutecznych koszykarzy, kt�rym nie nale�� si� fory.
Ale taki jest los uczestnik�w "Szko�y" - kr�lik�w
do�wiadczalnych w edukacyjnych eksperymentach.
- No to, panowie, garb na plecy! - Olczak zdejmuje z
wieszaka niebieski, jednocz�ciowy kombinezon i
podskakuj�c na jednej nodze zaczyna wci�ga� nogawk�.
- A w NBA te� b�d� takie nosi�? - rzucam.
Wuefista podchodzi z za�o�onymi do ty�u r�kami.
- Nie by�oby na co patrze�. Cieszcie si�, �e
wyperswadowa�em im gogle symuluj�ce katarakt�.
Podejd�cie do tego z dystansem, panowie. To mo�e by�
ciekawe do�wiadczenie.
- A pan zak�ada�?
- Nie - �mieje si�. - Jakbym sobie doda� 30 lat, tobym
zszed�.
Olczak z rezygnacj� ujarzmionego tytana dopina pod szyj�
elastyczny golf i robi par� krok�w.
- Uff, w tym si� nie da biega�!
- Teraz ju� wiesz, dlaczego trzeba ust�powa� starszym w
autobusie. Ten zatrzask chyba tu - niemal ojcowskim gestem
przyklepuje l�ni�cy materia� na przygarbionych plecach
ch�opaka.
Dopi�cie niezliczonych rzep�w i suwak�w zajmuje mi
dziesi�� minut. Gdy si� prostuj�, od razu jestem chory,
kompletnie odechciewa mi si� gry. Niezdarnie przebiegam
par� metr�w, zahaczaj�c - oczywi�cie niechc�cy - nogawk� o
metalowy uchwyt drabinek. Materia� stawia op�r, ale
kopni�cie wyrywa kawa� ortalionu wraz z obr�cz� uciskow�.
Podbiega wuefista zaalarmowany trzaskiem materia�u.
- Co ty wyprawiasz? Nic si� nie sta�o?
- Nie, panie profesorze, zahaczy�em niechc�cy.
Nachyla si� i bada druciki wystaj�ce z rozerwanej
obr�czy.
- Oj, Powr�z, tobie da� kamie�, to zepsujesz. C�, nie
mam zapasowego "seniora". Jeste� zwolniony.
Przebieraj�c si� w szatni zastanawiam si�, czy zastan� w
�wietlicy Paulin�.
- "Szko�a" jest modelem naszego �ycia, z jego wzlotami i
upadkami, kt�re przynosi los. Od jego wyrok�w nie ma
odwo�ania, tak jak od decyzji Belfra. I tu, i tam cz�owiek jest
zdany tylko na siebie i �ask� okoliczno�ci.
- Bez przesady. Telewizja ukazuje modelowe sytuacje
�yciowe od swego zarania. Dla mnie spektakle re�yserowane
lepiej si� do tego nadaj� ni� podgl�danie bandy puszczonych
na �ywio� dzieciak�w. Jeden odcinek "Bill Cosby Show"
zawiera wi�cej prawd �yciowych i - co wi�cej - niesie wi�cej
wskaz�wek dydaktycznych ni� ta ca�a "Szko�a". Wielkie halo!
- Dla mnie to po prostu manifestacja ekshibicjonizmu
uczestnik�w i wojeryzmu odbiorc�w, przera�aj�cy festiwal
ob�udy i g�upoty. Wreszcie policzek wymierzony elitom,
usi�uj�cym krzewi� elementarne warto�ci, takie jak god...
zip
...owy taniec g�uszec zaczyna od nastroszenia ogona i
nad�cia barwnego podgardla. Puszy si� i grucha, kr���c
wok� samicy, kt�ra udaje oboj�tno��.
zip
�wietlista sylwetka �owcy przemierza mroczne korytarze.
Zarzucony na rami� worek wypychaj� kanciaste kszta�ty,
ostrze no�a ociera si� miarowo o porwan� nogawk�.
Powtarzam has�o, odczytane z anagramu w d�oni mumii:
"rubin". Rubin, rubin - klejnot koloru wina. Po wyj�ciu
wstawi� sobie taki w siekacz. Nagle na mapce
przedstawiaj�cej schemat piramidy pojawia si� czarna kropka
- rabu�. Zbli�a si� szybko, w panice szukam znajomej wn�ki.
Gdy jest tu� tu�, kieruj� �owc� w boczny korytarz-pu�apk�.
Przeskakuj� niewidoczn� zapadk�, odmierzam trzy kroki i
krzycz� "Rubin!". Uskakuj� w ostatniej chwili przed
opadaj�c� z sufitu przegrod�. Rabu� po drugiej stronie wali w
ni� pi�ciami i krzyczy, marnuj�c resztki tlenu, wysysanego
przez kana�y w suficie.
- Niech Ozyrys b�dzie z tob� - huczy g�osem Faraona
komputer, steruj�cy przegrodami. G�o�niki wibruj�
autentyczn� rado�ci�.
Wycieram spocone d�onie o spodnie i pochylam si� nad
konsol�. Pozosta� mi do pokonania tylko d� z w�ami i
ognisty deszcz. Prze�lizguj�c si� mi�dzy pochodniami
zastanawiam si�, czy jestem taki zwinny, czy komputer -
przepraszam: Duch Faraona - mi sprzyja. Wreszcie otwieram
wrota grobowca, wype�nionego klejnotami i z�otem. Pojawia
si� napis "Game Over", z g�o�nik�w p�yn� fanfary.
14 minut 45 sekund - nowy rekord szko�y! Kopi� automat
i wiruj� na taborecie. Wypuszczam w powietrze zaci�ni�t�
pi��, niemal s�ysz� szmer kamer, obracaj�cych si� pod
sufitem �wietlicy. Zerkam ukradkiem na Paulin�, zakuwaj�c�
pod oknem. Na moment podnosi wzrok, u�miecha si� i zn�w
nurkuje w zeszycie.
Zniecierpliwiony podkr�cam g�o�no��. Wtem do �wietlicy
wpada Kotlet, za nim k�usuje �uber. Rzucaj� si� do automatu
z frugo-col�.
- Jak si� gra�o, staruchy? - rzucam, zas�aniaj�c plecami
ekran.
�uber skubie dumnie zarost, stercz�cy k�pami na
podw�jnym podbr�dku.
- Da si� wytrzyma�. Olczak odpru� usztywniacze z kolan i
by� stary tylko od pasa w g�r�. Ma�y go zdyskwalifikowa�, bo
za szybko biega�.
Ods�aniam ekran, pozwalaj�c im odczyta� wynik.
- No nie�le, stary! - Kotlet przybija mi pion�. - Ale pu��
mistrza.
Wstaj�, kupuj� w automacie frugo-col�, kt�r� s�cz�,
obserwuj�c przez rami� jego rozgrywk�. Od przes�odzonego
napoju bol� mnie ju� z�by, ale Belfer obieca� premi� za
wychylenie trzech puszek dziennie. To pij�.
K�tem oka z rosn�cym zniecierpliwieniem obserwuj�
etiudk� Nowej pod tytu�em "Pilna uczennica gryzie pestki".
To odgarnianie w�os�w, poprawianie okular�w, wrzucanie
�upinek do torebki! Wielka, kurna, dama. Nagle zerka na
mnie z dziwnym u�miechem i przesuwa si� z zeszytem w k�t
�wietlicy, za popiersie Ma�achowskiego. Czuj� niemal ulg� -
ten kwadrat o boku p�tora metra to martwa strefa, kt�r�
nazywam naro�nikiem. Belfer powiedzia� mi o nim na samym
pocz�tku i poradzi� tam wyciera� nos, spisywa� lekcje czy od
czasu do czasu odpoczywa� od kamer. Nie siada�em tam od
tygodnia - szkoda przerwy, na kt�rej mo�na pobajerowa�
widz�w. Tymczasem Nowa zesz�a z "ringu" zupe�nie
nie�wiadomie. Tam uwiedziesz najwy�ej pana marsza�ka,
kotku! Ale on jest z gipsu i nie ma dost�pu do audio-tele.
I wtedy dziewczyna zaczyna si� malowa�. Sk�d, do
cholery, wie, �e tam jej nie wida�? Oczywi�cie od Belfra.
Przesta� mnie lubi� czy chce sprowokowa�? Z zamy�lenia
wyrywa mnie Mazur. Kr�ci si� przed popiersiem z r�kami w
kieszeniach dresu. Nagle wyjmuje kolorowy przedmiot -
chyba puszk� frugo-coli - nachyla si� i upuszcza go do
otwartego tornistra Pauliny. Rozgl�dam si� - nikt inny tego
nie zarejestrowa�, oczywi�cie nie wy��czaj�c Belfra. Wszystko
rozegra�o si� w martwej strefie naro�nika. Mazur odchodzi
pogwizduj�c, a dziewczyna zamyka kosmetyczk� i wrzuca j�
do tornistra.
- Widzia�e�? - ryczy Kotlet. Skacz� na r�wne nogi,
oblewaj�c si� col�. Kotlet odwraca si�, triumfalny u�miech
znika z jego twarzy. - 15 minut... Co ci jest?
- Nic - tr� koszulk� r�k�. - Nie�le, ale musisz potrenowa�
- klepi� go w rami�, zas�aniaj�c plam� i odruchowo wycofuj�
si� do naro�nika. Siadam ko�o Nowej, od strony tornistra.
- Matma? - pytam.
- Tak - zerka znad okular�w, mru��c oczy. Jej
podmalowane rz�sy trzepocz�, przes�aniaj�c oczy siw�
mgie�k�. - Tomek mi po�yczy�.
Zapomnia�em, ze Dupow�az ma imi�.
- Tylko nie przesad�. Matma jest za ci�ka, �eby
przywi�zywa� do niej wag�, jak m�wi stare przys�owie.
- Nie s�ysza�am...
- Powsta�o pi�� sekund temu, nie jest a� tak stare.
Ods�ania w u�miechu spi�te drucikami zaj�cze z�bki.
Zdegustowany spuszczam wzrok i ukradkiem zagl�dam do jej
tornistra. W bocznej kieszeni tkwi puszka, ale nie jest to
frugo-cola. Wygl�da jak farba w spreju, kt�rej u�ywali�my na
zaj�ciach technicznych. Puszka wystaje, wida� j� z g�ry -
je�li Mazur chcia� wykr�ci� Paulinie numer, to schrzani�
robot�. Kierowany ciekawo�ci� niepostrze�enie domykam
komor�. Afer w szkole nigdy za wiele.
- Ka�dy ma sw�j spos�b - m�wi nieoczekiwanie Nowa,
wpatruj�c si� w d�ugopis, wpi�ty w kieszonk� mojej koszuli.
- Na klas�wki - dodaje z konspiracyjnym u�miechem.
Szybko sprawdzam, czy pod przezroczyst� obudow� nie zosta�
gotowiec, kt�ry podes�a� mi wczoraj Belfer. Nie, d�ugopis jest
pusty. Czy mo�liwe, �eby kamery podpatrzy�y nasze
klas�wkowe szachrajstwo?
Przy automacie znowu wybucha wrzawa. Korzystam z
okazji i pocieram palcem czubek le��cej na stole szminki.
- Mo�e po�yczy� ci moje magiczne pi�ro? - pytam,
wstaj�c. Ukradkiem maluj� sobie na prawym policzku dwa
�uki w kszta�cie ust. - Pro�cie, a b�dziecie pro�ci - m�wi�
jeszcze. - To przys�owie jest naprawd� stare. No, mo�e w
Biblii brzmi troch� inaczej.
Wychodz�, kieruj�c do kamery prawy profil.
Zasady premiowania uczestnik�w spektaklu rozrywkowo-
ekukacyjnego "Szko�a" okaza�y si� chybione i najwy�szy
czas to przyzna�.
Rozwi�zanie, kt�re mia�o zapobiec aktom ostracyzmu
wyst�puj�cych w poprzednich programach typu "reality"
(jak "Czarna owca" czy "S�abe ogniwo"), na naszych
oczach ukazuje swe s�abe strony. Prawd� jest, �e odebranie
uczestnikom prawa do wykluczania koleg�w os�abi�o
napi�cie wyst�puj�ce mi�dzy nimi, ale nasili�o szkodliwe
konsekwencje p�yn�ce z faktu ich ci�g�ego filmowania.
Permanentna inwigilacja, na podstawie kt�rej okre�lona
zostanie ich pozycja w finale gry (a tym samym - dla wielu -
w dalszym �yciu), ujawnia destrukcyjny wp�yw na psychik�
"uczni�w". Odkryty ju� wcze�niej zesp�, z braku lepszej
nazwy okre�lony "reality paranoja", dopiero w "Szkole"
ujawnia swe przera�aj�ce oblicze, szkodliwe nie tylko dla
uczestnik�w, ale i m�odych widz�w programu. Zachowania,
kt�re niedawno doprowadzi�y do samob�jstwa Urszuli G.,
mo�emy dzi� zaobserwowa� u innego uczestnika, kt�ry w
ka�dej chwili mo�e p�j�� w jej �lady. Ignorowanie tego faktu
przez psycholog�w obs�uguj�cych program �wiadczy albo o
ich haniebnej ignorancji, albo o lekcewa�eniu zasad etyki
zawodowej. Skazanie na wyczerpuj�ce psychicznie warunki
tak m�odych ludzi wymaga�o od ich opiekun�w maksymalnej
czujno�ci, kt�rej jak dot�d nie wykazali.
Dlatego sprzeciwiamy si� dalszej emisji programu
"Szko�a" lub przynajmniej udzia�u w nim osoby, kt�r�
ch�tnie wska�emy. Za��czamy cennik naszych konsultacji.
Niezale�ne Towarzystwo Psychologiczne PROJEKCJA
- Obywatelu Powro�ny, nie ziewajcie tak otwarcie, bo
wida� zgorzel na sz�stce!
Biologica Ka�u�na z ironicznym u�mieszkiem przyklepuje
dyndaj�ce za uszami bia�e loki. Pochyla si� nad dziennikiem.
- Kto jest dzi� dy�urnym? Niech natychmiast zrobi kaw�
obywatelowi Powro�nemu, bo senny jaki�.
Nawrocka podrywa si� i toczy wok� b��dnym wzrokiem.
- Nie wyczu�a� sarkazmu, Ka�ka?
Ka�ka wyci�ga chustk� i wyciera nos.
- Nie smarku, tylko... Zreszt�, ju� dobrze, niewa�ne -
Ka�u�na zamyka dziennik i pochylaj�c si�, sp�ywa na blat
kaskadami biustu. - Po�artowali�my sobie, a teraz skierujcie
na mnie swoje autoradary i co tam macie. Dzi� powiemy
sobie o mi�czakach.
Wszyscy spogl�daj� na D�browskiego. Tymczasem
Ka�u�na recytuje flegmatycznie, wygl�daj�c przez okno.
- Poniewa� macie kr�tk� pami��, to i ja skr�c� wyk�ad.
Mi�czaki, jak sama nazwa wskazuje, charakteryzuj� si�
brakiem ko��ca, w czym mo�na je por�wna� do... - przerywa,
a jej oczy robi� si� okr�g�e jak obiektywy kamer - ...do
obywatela, kt�ry to napisa�.
Klasa podrywa si� i wszyscy podbiegaj� do okien.
Rozgarniam �ci�ni�te g�owy i patrz� na dziedziniec szko�y. Na
�cianie sali gimnastycznej, pod wyblak�ym napisem "Szko�a
�czy i wyhow�je" wida� �wie�e, czerwone graffiti:
BABCIA �MIJEWSKA WON NA EMERYTUR�!
W klasie zaczyna si� rozgardiasz.
- Biedna Kobra - sapie mi w kark Kotlet. Dupow�az
szybko wraca za biurko i nerwowo rozk�ada zeszyty.
Dziewczyny kr�c� g�owami z dezaprobat�, faceci dowcipkuj�.
Tylko Mazur siedzi cicho.
- Z powrotem do �awek! - Ka�u�na stuka energicznie
linijk�. Spogl�da przez okno. - Zgadzam si�, �e wasza
wychowawczyni ma swoje dziwactwa. Czasem bywa
uci��liwa. Ale mo�e was jeszcze wiele nauczy�. To ciep�a,
otwarta osoba, pe�na �yczliwo�ci - a przynajmniej taka by�a,
zanim wzi�li�cie j� w obroty. Wiem, bo zna�y�my si� jeszcze
na studiach... - zerka na napis i szybko dodaje - oczywi�cie
ona by�a na wy�szym roku.
Rozlega si� pukanie, do klasy zagl�da Chemik.
- Kole�anko Ka�u�na, prosimy do pokoju
nauczycielskiego.
Biologica wsuwa pod pach� dziennik. Na progu rzuca: -
Tylko sied�cie spokojnie. A gdybym nie wr�ci�a do dzwonka,
to przer�bcie mi na nast�pn� lekcj� �limaka, ale tak, �eby mu
czu�ki opad�y.
No to ekstra. Ma�a Scena Pokoju Nauczycielskiego
wystawi teraz spektakl pt. "Doro�li wychowuj� band�
szczeniak�w". Cola kwa�no wa�y si� w moim �o��dku. Nie
mog� pozwoli�, by spad�a na mnie zbiorowa
odpowiedzialno�� za g�upi wybryk Mazura. Spogl�dam na
niego - czerwony kark p�cznieje z zadowolenia. Pewnie
my�li, �e jest strasznie do przodu.
Tylko ja widzia�em go ze sprejem i wiem, �e on to zrobi�.
Ale przecie� nie udowodni� tego.
- To po zawodach - mruczy Kotlet.
Musz� co� zrobi�... dla nas wszystkich. Si�gam i zrzucam
stoj�cy na s�siedniej �awce tornister Nowej. Upada z
metalicznym grzechotem. Wrzawa milknie, a dziewczyna
wstaje i zastyga w p�obrocie. Patrzy na mnie, drugim okiem
uciekaj�c gdzie� za okno. T�umi� �miech. Wstaj�, podnosz�
jej tornister z pod�ogi i lekko potrz�sam grzechoc�c�
zawarto�ci�. Otwieram, wsuwam r�k� i niczym magik
dobywaj�cy z cylindra bia�ego kr�lika, wyci�gam sprej.
Nowa otwiera usta i �ledzi moje ruchy w niemym
przera�eniu. Pozostali patrz� z niedowierzaniem. Otwieram
sw�j zeszyt, zdejmuj� pokrywk� z puszki i maluj� krzy�. Jest
ciemnoczerwony, dok�adnie jak napis na murze. Widzicie? Z
zadowoleniem odnajduj� na twarzach dezaprobat�, ale... zaraz
zaraz... dlaczego nikt nie patrzy na Now�?
Nagle odzywa si� wisz�cy nad tablic� megafon.
- Uwaga, komunikat specjalny! Dyrektor prosi do
swojego gabinetu... - u�wiadamiam sobie, �e nie pami�tam
nazwiska Nowej i sekretarka Belfra chyba te� nie, bo robi
kr�tk� pauz� - ... ucznia Adama Powro�nego. Powtarzam...
Auu! Ten dreszcz, kt�ry wywo�uje d�wi�k twojego
nazwiska podczas lekcji. Zna go ka�dy ucze�, a s�aby nie
zapomni do ko�ca �ycia. Opadam jak przek�uty balon,
odk�adam zeszyt i sprej na �awk�. Patrz� na Kotleta, Paulin�,
u�miechni�tego Mazura i ogarnia mnie w�ciek�o�� - Belfer
ca�kiem zatraci� wyczucie dramaturgii. A mo�e si�
wystraszy�? Wstaj� i ruszam do wyj�cia, wyobra�aj�c sobie
koszulk� ze swoj� podobizn�. Podobno tam, na zewn�trz,
ludzie nosz� je na ulicach. U�miechni�ta, powi�kszona twarz
l�ni, opinaj�c kszta�tne piersi moich fanek...
Uff, ju� dobrze. Wizja dzia�a jak zastrzyk morfiny.
Naciskam klamk� i puszczaj�c oko do sali, wychodz� na
korytarz.
Jeszcze tydzie�. Siedem dni.
cseg run
start: jmp powro�ny / ret
powro�ny: mov dx,�owca / int 13h / cmp powo�ny,�owca / jc
�owca / ret
�owca: pop �owca / init [�owca] / push �owca / jmp wygrana /
ret
wygrana: mov [powo�ny], eliminacja / mov ax,0c0c0h / init
belfer / call eliminacja eliminacja: call [rubin] / or
[wygrana], wygrana / jnz wygrana
end: mov ax,4c00h / int 21h
cseg ends
Belfer urz�duje na ostatnim pi�trze szko�y. Wspinam si�
po schodach wolno, z beztrosk� min�, cho� suche gard�o
piecze jak �wie�a rana. Zrobi�bym wszystko, �eby dogada� si�
z Belfrem i wr�ci� do klasy. �wiadomo�� jest paskudna, ale
nie zaskakuje mnie ani nie przera�a. Pierwszy raz w moim
�yciu dzieje si� co� ciekawego, co�, czego nie ogl�dam w
telewizji. To jest �ycie, moje w�asne, przetworzone w produkt,
serwowany w milionach kopii. Czy istnieje wi�ksza
nobilitacja? Chcia�em tego, odk�d pami�tam. A mo�e
wcze�niej - odk�d moja matka zobaczy�a mnie na ekranie po
raz pierwszy. Zwini�tego w jej �onie. Na monitorze
szpitalnego USG.
Panie i Panowie: Adam Powro�ny!
- Powro�ny? Prosz� wej�� - rudow�osa sekretarka w
obcis�ej bluzce wstaje zza biurka i prowadzi mnie do gabinetu
Belfra. Nazwisko na drzwiach wygl�da znajomo, ale nie mam
czasu do namys�u.
Pastelowozielone �ciany, donice z palemkami i be�owe,
sk�rzane fotele dzia�a�yby koj�co w ka�dej innej sytuacji.
Teraz kojarz� si� ze szpitalem. Kr�pa posta� w garniturze
odwraca si� od okna i podchodzi do biurka. Pierwszy raz
widz� Belfra z bliska. Wype�nia sob� szczelnie bia�� koszul�,
szar�, pr��kowan� marynark� i obrotowy fotel. Wszystko
pachnie z�ot� bizneskart�.
Wydaje si� m�odszy ni� na plakacie "Szko�y" i ni�szy ni�
na apelach.
- Dzi�kuj�, pani Haniu - rzuca mi�kko do sekretarki. Gdy
zostajemy sami, zapraszaj�co wskazuje na fotel. Z ulg�
odci��am dr��ce nogi.
- Na pocz�tku roku dowiedzia�e� si� wraz z innymi
uczniami, �e wasz pobyt tutaj b�dzie filmowany - zaczyna
Belfer. - Nie by�o to zreszt� dla nikogo niespodziank� -
wiedzieli�cie o tym przechodz�c eliminacje, szczeg�y
zawiera� kontrakt. Wiedzieli�cie te�, �e uzyskany t� drog�
materia� jest poddawany ocenie, kt�r� poznacie na ko�cu
roku.
S�ucham nieuwa�nie, bo dekoncentruje mnie d�ugopis,
kt�rym Belfer stuka w blat biurka. Nagle pod mankietem
b�yska niebieska kraw�d� ortalionowego skafandra! A wi�c
postarzano tu nie tylko za wysokich koszykarzy. Belfer,
tw�rca gry, by� zarazem graczem...
- Dla ciebie zrobimy wyj�tek - ocenimy ci� ju� teraz -
dociera do mnie podniesiony g�os. Bezwiednie zauwa�am, �e
Belfer lekko wychodzi z roli szacownego, starszego pana.
Troch� za szybko podchodzi do �ciany, zas�oni�tej
seledynow� kurtyn�. Poci�ga za wisz�cy z boku sznurek,
ods�aniaj�c rz�dy monitor�w. Wciska czerwony guzik i jeden
z nich roz�wietlaj� bia�e c�tki. Wystukuje co� na wbudowanej
z boku klawiaturze i na ekranie pojawia si� tabelka
wype�niona literami. Naciska "�". Znowu pojawia si�
prostok�tna tabelka, na kt�rej wciska kwadrat w prawym
g�rnym rogu, oznaczony literk� "X".
- To podgl�d z kamery zainstalowanej w �wietlicy -
m�wi, gdy na ekranie pojawia si� obraz.
Z przera�eniem u�wiadamiam sobie, �e przedstawia on
naro�nik, widziany z wysoko�ci �yrandola przez kamer�,
kt�rej mia�o tam nie by�. Otwieram usta, ale Belfer osadza
mnie w�ciek�ym spojrzeniem.
- Obejrzyjmy sobie relacj� z dzisiejszej d�ugiej przerwy -
m�wi i znowu stuka w konsol�. Obraz na ekranie zaczyna
�nie�y�, a potem znika zupe�nie. - Co si� dzieje? - warczy.
Stuka w monitor, wy��cza go na chwil�, ale obraz si� nie
pojawia. Posapuj�c, uruchamia inny monitor, na kt�rym
powtarza ca�� procedur�, z podobnym skutkiem. - Cholerny
szmelc! - zamierza si� na klawiatur�, ale w ostatniej chwili
wolno opuszcza r�k� na wy��cznik. Wyci�ga z kieszonki
chustk� i wyciera spocone czo�o.
- No nic. Mo�esz mi wierzy�, �e to nagrali�my - m�wi,
opadaj�c na fotel. - Wszyscy widzieli, jak Mazur podrzuci�
Paulince... uczennicy Podka�skiej farb� do tornistra. Ty te�
widzia�e� i pomog�e� j� ukry�. Zamiast pom�c pr�bowa�e�
wrobi� t� biedn� dziewczyn� w co�, czego nie zrobi�a -
czerwona twarz Belfra p�cznieje od gniewu, d�ugopis b�bni o
biurko jak pa�eczka perkusyjna. - Zawieszam ci� w prawach
uczestnika teleturnieju edukacyjnego "Szko�a"!
Odchyla si� na oparcie i poprawia krawat.
- Poza tym zachowujesz si� ostatnio dziwnie, mieli�my
listy... Powiniene� odpocz��, zaj�� si� czym�.
- Dlaczego pan mi to robi? - pytam przera�ony. -
Przecie� mieli�my umow�.
Piorunuje mnie wzrokiem, a potem szybko przesuwa r�k�
pod blatem.
- S�uchaj, �mierdzielu, nie wyskakuj mi tu z czym� takim
- mamrocze, pochylaj�c si� nad biurkiem. - Naszej umowy
nie ma i nigdy nie by�o.
- Po co mi pan pomaga�...?
- Nie kiwn��bym palcem dla takiego szczyla jak ty.
Pozwoli�em si� nam�wi� tej siu�majtce, mojej c�rce, kt�ra ma
jeszcze pstro w g�owie.
W mojej g�owie b�yska �wiat�o. Tabliczka z drzwi
gabinetu... zaraz... "dyr. Podka�ski"!
- Paulina to pa�ska c�rka.
- Zgadza si�, Einsteinie. By�a twoj� fank�. Mia�em do��
jej zachwyt�w, wi�c postanowi�em was pozna�. S�dzi�em, �e
w bezpo�rednim kontakcie przekona si�, jakie z ciebie myd�o.
Okaza�e� si� draniem, tym lepiej, szybciej ci� udupi�.
Kolejny b�ysk.
- Czy Ula zgin�a, �eby zrobi� jej miejsce?
Patrzy zimno, wreszcie jego usta poruszaj� si�:
- Chyba oszala�e�.
Wyciera czo�o, obci�ga mankiety i znowu przesuwa r�k�
pod blatem.
- To wszystko, jeste� wolny. Oficjalnie poznasz decyzj�
podczas jutrzejszego apelu.
Wstaj� i podchodz� do drzwi, otwieram. Odskakuje od
nich zarumieniona sekretarka, poprawiaj�c fryzur�.
Najwyra�niej dziurka od klucza sprawdza si� tak�e w dobie
kamer.
Cz�api� przez jej gabinet, u�miechaj�c si� do
niewidzialnych gapinger�w. Wychodz� na korytarz, kt�rego
sufit ugina si� pod ci�arem ich spojrze�. Kamery, kt�re tyle
miesi�cy uwodzi�em, zdradzi�y mnie. Mam dzie�, �eby co�
zrobi�. Dwadzie�cia cztery godziny. Inaczej znowu przebije
mnie dziewczyna - pokrzywdzone, delikatne stworzenie w
we�nianej bluzeczce, kruche i niewinne. Wiruj� na karuzeli,
wok� kt�rej stoi w�ciek�y Belfer, jego c�rka z rozdziawion�
buzi�, ja, upokorzony na jutrzejszym apelu i znowu Belfer-
Nowa-ja...
Odruchowo kieruj� si� do naro�nika, gdzie m�g�bym
zebra� my�li. Ale przypominam sobie o kamerze. Chwiej�c
si� jak pijany wchodz� do damskiej szatni, tej ambasady
normalno�ci w pa�stwie absurdu. W szafkach wisz� bluzki i
sp�dnice - na oko m�odszej klasy. M�j wzrok przykuwa
czerwony kamie�, b�yszcz�cy po�r�d sk��bionych materia��w.
- Rubin - m�wi� na g�os i mechanicznie wieszam go na
szyi. Pewnie nigdy nie dowiem si�, dlaczego to zrobi�em.
Dzia�a�em jak w transie, skoncentrowany na punktacji, kt�r�
musia�em jak najszybciej odrobi�. Widz�c zezowat�
dyrektorsk� suk�, wprasowywan� rozpalonym �elazkiem na
MOJE T-shirty.
Nuc�c "Seksapil to nasza bro� kobieca" kieruj� si� do
�azienki, do lustra.
Naciskam na klamk�, ale drzwi nie ust�puj�. Napieram na
nie ramieniem, ale zamek trzyma mocno, najwyra�niej
zablokowany przez jakie� zwarcie. B��dnym wzrokiem
szukam przedmiotu, kt�rym m�g�bym go podwa�y�. I wtedy
s�ysz� syren�, wyj�c� na dziedzi�cu szko�y. Wznosz�cy si� i
opadaj�cy d�wi�k wdziera si� do mojej �wiadomo�ci,
rozpraszaj�c otulaj�ce j� r�owe ob�oczki. "...nasza bro�
kobieca" - ko�cz� refren i rozgl�dam si� dooko�a. Co ja tu
robi�? Za drzwiami narastaj�cy tupot. Maj� mnie! Ale tumult
przetacza si� po parkiecie, a klamka pozostaje nieruchoma.
Podchodz� do niej na palcach i delikatnie naciskam. Zamek
bzyczy cicho, po chwili ust�puje. Na korytarzu chaos, wszyscy
gdzie� goni� i krzycz� jeden przez drugiego. Megafony
nawo�uj� do porz�dku i nakazuj� powr�t do klas,
bezskutecznie przekrzykuj�c zgie�k. Przed oczami miga mi
bia�a koafiura Ka�u�nej. - Zawa�? - pyta kogo�, �api�c si� za
lew� pier�. Czy�by Kobra...?
- Powro�ny!
Patrz� w d�, prosto w zw�one oczy wuefisty.
- A co ty robi�e� w damskiej... - tu przerywa, bo od ty�u
zachodzi go Chemik i szepcze co� na ucho. - Dobra, ju� id� -
rzuca, wci�� zerkaj�c na mnie podejrzliwie.
- Co si� sta�o? - pytam. Ale w�sacz macha r�k� i rusza za
oddalaj�cym si� Chemikiem.
- Nie wiesz? - wyr�cza go cwa�uj�cy obok �uber. -
Belfer wykitowa�.
- Kt�ry?
- Wielki Belfer! Dyrektor znaczy...
Pod��am za jego spojrzeniem utkwionym pod moj� brod�.
Kamie� po�yskuje na czerwono.
Rubin.
Another hero, another mindless crime
Behind the curtain, in the pantomime
Hold the line, does anybody want to take it anymore
The show must go on
The show must go on
Inside my heart is breaking
My make-up may be flaking
But my smile still stays on*
zip
Ostatni raz widzia�em Now�, jak odprowadzana przez
dw�ch "wo�nych" - przebranych ochroniarzy - wchodzi�a do
zaparkowanej przed szko�� karetki. Podnios�a oczy i nasze
spojrzenia skrzy�owa�y si� na chwil�. Tak po�owicznie. Ale
w�tpi�, �eby w og�le co� widzia�a przez zapuchni�te powieki.
Nie mog�em d�u�ej czeka�. Niepostrze�enie zszed�em do
opustosza�ej �wietlicy. Gdy zamkn��em d�wi�koszczelne
drzwi, koj�ca cisza zadzwoni�a mi w uszach. Wrzuci�em
monet� do automatu z frugo-col� i z ulg� przy�o�y�em do
czo�a ch�odn� puszk�. Otworzy�em j� i usiad�em do
komputera. Kamerami si� ju� nie przejmowa�em - nadawanie
programu zawieszono do momentu wy�onienia zast�pcy
Belfra.
Wystuka�em has�o, kt�re pierwszego dnia "Szko�y"
podes�a� mi mailem �wi�tej pami�ci dyrektor.
Na ekranie pojawi�o si� serce, pod nim liczba 153,
oznaczaj�ca wysoko�� mojego aktualnego wsp�czynnika
ALT. Obok rzymska cyfra oznaczaj�ca miejsce na li�cie.
Jedynka.
Po chwili za� wy�wietli� si� napis:
- Niech Ozyrys b�dzie z tob�!
Obejrza�em si�, by si� upewni�, �e jestem sam. Po chwili
napisa�em ostro�nie:
- Kim jeste�?
Odpowied� nadesz�a, gdy tylko wcisn��em "enter".
- Imhoteb.
- Gdzie jeste�?
- Wsz�dzie.
S�owa nie wy�wietla�y si� po literce, ale od razu w ca�o�ci.
Nie by�y wstukiwane palcami.
- Pomagasz mi?
- Tak, jeste� sojusznikiem. �owc� artefakt�w.
Najlepszym.
- Co si� sta�o z Belfrem?
- Zdj��em go - odpowiedzia�, u�ywaj�c terminu z gry. -
Wypowiedzia�e� has�o. Gratuluj�. Zrobi�e� to w ostatniej
chwili, inaczej on zdj��by ciebie.
- Jak to: "zdj��e�"? - napisa�em z trudem dr��cymi
palcami.
- Zatrzasn��em okna i drzwi, odessa�em tlen i
podnios�em temperatur�.
Tak po prostu.
- Czy filmujesz to?
- Nie, jeste�my partnerami - przypomnia� mi. - Belfer
chcia� wkroczy� do gry po twojej eliminacji i zgarn�� g��wn�
wygran�. Teraz zagra�aj� Ci jeszcze pozostali nauczyciele.
Czerpi� moc z tajnego katalogu "Daniec".
Wiedzia�em! Po prostu wiedzia�em, �e nie wymy�laj�
sami swoich kwestii.
- Mo�esz go opr�ni�?
- Jasne. Ju� to zrobi�em. Mo�e teraz zagramy?
Wsta�em i poklepa�em pokryw� mechanicznego
sojusznika, cho� przez chwil� poczu�em si� jak w skafandrze
postarzaj�cym o sto lat. Wyjrza�em przez okno, za kt�rym od
dw�ch dni pada� deszcz. Serce wali�o mi wolno, gard�o i
�o��dek piek�y od kwa�nej, owocowej zawiesiny. Wyj��em z
kieszeni naszyjnik z czerwonym kamieniem.
Rubin. Sze�� liter, kilkadziesi�t bit�w. Jeden cz�owiek.
Przed oczami stan�� mi Belfer, zakas�ywuj�cy si� na �mier� w
u�cisku nylonowego skafandra. Czy chcia�em go zabi�?
Otrz�sn��em si�, zanim nadesz�a odpowied�. Zawiesi�em
naszyjnik na lampce obok monitora. U�miechn��em si�,
przypomniawszy sobie Louisa de Funesa, kt�ry w jakim�
filmie kierowa� osio�kiem za pomoc� marchewki zawieszonej
na w�dce.
Sze�� liter. Miliony g�os�w, miliony z�otych, tysi�ce
nowych dni. Jeden cz�owiek? Khem...
Pochyli�em si� nad klawiatur� komputera i uruchomi�em
faraona.
Intuicyjnie wyczu�em, �e zn�w w��czyli przekaz. Ale nie
fatygowa�em si� mizdrzeniem do kamery. Przygryz�em j�zyk i
skupi�em si� na grze.
Teraz ja by�em re�yserem i stawia�em na naturalno��.
O�ywcz�, spontaniczn�, niewymuszon� nat...
zip
Doskona�y m�otek BUM, kt�ry zawsze trafia w punkt.
Aerodynamiczny, laserowo profilowany obuch zrobi BUM
dok�adnie tam, gdzie chcesz. Postaw na BUM, a twoje �ycie
stanie si� �atwiejsze i ciekawsze. BUM wbije gw�d�
dos�ownie we wszystko.
Uwaga: chroni� BUM przed dzie�mi.
zip
...reszta kraju pod wp�ywem wy�u. Opady ustan�,
temperatura b�dzie si� waha� od 15 stopni na Podhalu do 23
na Pomorzu i Mazurach, gdzie b�dzie wia� lekki, p�lnocno-
wschodni wiatr. Synoptycy zapowiadaj� na jutro s�oneczn�
pogod�.
zip
On and on, does anybody know what we are living for?
The show must go on
The show must go on
Go on, go on, go on
zip
Bartek �widerski
Dzi�ki Przemkowi za fragment programu Imhoteba.
Przypis do str. 31 wydruku
* "The show must go on". S�owa Queen. �piewa: Freddie
Mercury.
BARTEK �WIDERSKI
Rocznik 1973, warszawiak. Absolwent Wydzia�u Filozofii
i Socjologii UW (1999), dziennikarz "Machiny", prozaik
("Szpilki", "NF", "Fenix", "Magia i Miecz"). U nas
opublikowa� opowiadania: "Tunel" ("NF" 4/95), "G��wna
wygrana" ("NF" 8/95), "Ciemna strona" ("NF" 1/97),
"Zaprenumeruj sw�j �wiat" ("NF" 11/99), "86 cent�w"
("NF" 3/2001). Aktywny tak�e jako krytyk (m.in. rubryka
"Fantastyczne soundtracki").
Najnowsze opowiadanie Bartka podobnie jak
"Zaprenumeruj..." nawi�zuje do formu�y SF bliskiego
zasi�gu, fantastyki rzeczywisto�ci, albo jeszcze inaczej -
szybkiego reagowania. Mierzy "Belfer..." w duchowe fa�sze
strawy telemaniak�w, jak� sta� si� Big Brother, ale - co autor
lojalnie przyznaje w li�ciku do redakcji - gdyby sam zupe�nie
zlekcewa�y� regu�y marketingu, mniej by si� pewnie
przejmowa� targetem (potencjalnym, docelowym odbiorc�)
swego opowiadania. Tymczasem to przede wszystkim wiedza,
�e w�r�d czytelnik�w "NF" przewa�aj� studenci i uczniowie,
sprawi�a, i� akcja "Belfra..." nie rozgrywa si� na przyk�ad w
banku, na budowie czy jachcie.
Z marketingiem wojujesz, marketing stosujesz.
(mp)
35