561
Szczegóły |
Tytuł |
561 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
561 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 561 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
561 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
David Brin
Rafa jasno�ci
Ksi�ga pierwsza nowej trylogii o wspomaganiu
Dla Herberta H. Brina, poety, dziennikarza, przez cale tycie walcz�cego o sprawiedliwo��.
Asx
Musz� prosi� was o pozwolenie. Was, moje pier�cienie, moje odr�bne ja�ni.
G�osujcie! Czy mam przem�wi� do �wiata zewn�trznego w imieniu nas wszystkich? Czy mamy po��czy� si� raz jeszcze, by sta� si� Asxem?
Jest to imi� u�ywane przez ludzi, gheuen�w i inne istoty, gdy zwracaj� si� do tego stosu kr�g�w. Nazwan� tym imieniem koalicj� pulchnych traeckich pier�cieni wybrano na m�drca Wsp�lnoty, szanowanego i otaczanego czci�, os�dzaj�cego cz�onk�w wszystkich sze�ciu gatunk�w wygna�c�w.
Tym imieniem -Asx- wzywaj� nas, gdy chc� wys�ucha� opowie�ci. Czy osi�gn�li�my zgod�?
Asx sk�ada wi�c relacj�... z wydarze�, kt�re prze�yli�my, a takie z tych, kt�re zrelacjonowali nam inni. "Ja" b�d� narratorem, ca�kiem jakby ten stos by� na tyle szalony, by stawia� czo�o �wiatu, maj�c tylko jeden umys�.
Asx warzy t� histori�. Poglaszczcie jego woskowe �lady. Poczujcie, jak wiruje wo� opowie�ci.
Nie istnieje lepsza, kt�r� "ja " m�g�bym opowiedzie�.
Wst�p
B�l jest �ciegiem utrzymuj�cym go w ca�o�ci... Gdyby go nie czu�, rozpad�by si� ju� niczym pogryziona lalka lub popsuta zabawka, zostawi� swe rozerwane cz�ci w�r�d pokrytego szlamem sitowia i znikn�� w otch�ani czasu.
B�oto pokrywa go od st�p do g��w. W miejscach, gdzie wysusza je s�o�ce, blednie, tworz�c uk�adank� z krusz�cych si� p�ytek, ja�niejszych od jego smag�ej sk�ry. Os�aniaj� one nago�� wierniej ni� zw�glone szaty, kt�re opad�y niczym sadza po jego panicznej ucieczce z ognia. Owa os�ona koi pal�ce cierpienie, a� z�agodzona udr�ka staje si� niemal mi�ym towarzyszem, niczym gadatliwy pasa�er, kt�rego jego cia�o d�wiga przez nie ko�cz�ce si�, wsysaj�ce bagno.
Wydaje mu si�, �e otacza go jaka� muzyka, dokuczliwa ballada zadrapa� i poparze�. Opus na uraz i szok.
Z�owr�bn� kadencj� wygrywa dziura w jego skroni.
Tylko raz dotkn�� d�oni� ziej�cej rany. Koniuszki palc�w nie zosta�y powstrzymane przez sk�r� i ko��, lecz posuwa�y si� przera�aj�co g��boko, zanim jaki� odleg�y instynkt sprawi�, �e zadr�a� i wycofa� je. To by�o co�, czego nie m�g� zrozumie�, utrata, kt�rej nie potrafi� poj��.
Utrata samej zdolno�ci pojmowania...
Bagno mlaszcze chciwie, przy ka�dym kroku wci�gaj�c jego stopy. Pochylony, musi si� gramoli� na czworakach, by przedrze� si� przez kolejn� barier� krzy�uj�cych si� ze sob� ga��zi po��czonych paj�czyn� pulsuj�cych �y�ek barwy czerwonej lub ��tej. W�r�d nich wida� uwi�zione kawa�ki szklistej ceg�y b�d� pokrytego dziobami metalu, a na nich plamy wywo�ane staro�ci� i kwasowymi sokami. Unika tych miejsc, przypominaj�c sobie niejasno, �e kiedy� mia� powa�ne powody, by trzyma� si� od nich z daleka.
Kiedy� wiedzia� mn�stwo rzeczy. ,
Zahacza nog� o ukryte pod oleist� tafl� wody pn�cze. Pada w bagno. Z trudem utrzymuje g�ow� nad powierzchni�. Kaszle i d�awi si�. Dr�y, d�wigaj�c si� z wysi�kiem na nogi, a potem znowu zaczyna si� wlec przed siebie, doszcz�tnie wyczerpany.
Nast�pny upadek mo�e oznacza� koniec.
Brnie naprz�d uporczywie, si�� przyzwyczajenia, a towarzysz�cy temu b�l recytuje wielocz�ciow� fug� - nagi i dra�ni�cy, okrutny, bez s��w. Jedynym zmys�em, kt�ry wydaje si� nietkni�ty po wstrz�sie upadku, uderzeniu w ziemi� i ogniu, jest w�ch. Nie ma poczucia kierunku ani celu, lecz po��czony od�r wrz�cego paliwa oraz jego w�asnego przypalonego cia�a pomagaj� mu wlec si� dalej. Pow��czy nogami, pochyla si�, gramoli na czworakach i utyka, a� wreszcie cierniowy g�szcz si� przerzedza.
Nagle pn�cza znikaj�. Rozci�ga si� przed nim bagno - rzadko poro�ni�te dziwnymi drzewami o �ukowatych, spiralnych korzeniach. Trwoga m�ci jego umys�, gdy zauwa�a, �e woda staje si� g��bsza. Wkr�tce nie ko�cz�ce si� grz�zawisko si�gnie mu po pachy, a potem wy�ej.
Wkr�tce umrze.
Nawet b�l zdaje si� z tym zgadza�. �agodnieje, jakby zrozumia�, �e nie ma sensu zawraca� g�owy zmar�emu. �w prostuje si� ze skrzywionej, zgarbionej pozycji, po raz pierwszy od chwili, gdy wypad� z wraku wij�c si�, ogarni�ty p�omieniami. Pow��cz�c nogami po �liskim b�ocie, zatacza powoli kr�g...
...i nagle staje przed par� oczu przygl�daj�cych si� mu z ga��zi najbli�szego drzewa. Oczu osadzonych nad kr�tk�, grub� szcz�k� o ostrych jak ig�y z�bach. Jak male�ki delfin, my�li, kosmaty delfin z kr�tkimi, muskularnymi nogami... oczyma skierowanymi do przodu... i uszami.
C�, by� mo�e por�wnanie do delfina nie by�o trafne. Nie my�li w tej chwili najsprawniej. Niemniej zaskoczenie wyszarpuje z jego umys�u pewne skojarzenie. Wzd�u� jakiej� ocala�ej �cie�ki przep�ywa szcz�tek, kt�ry omal nie przeradza si� w s�owo.
- Ty... Ty... -Pr�buje prze�kn�� �lin�. -Ty. ..Ty...t...t...t...
Stworzenie przechyla g�ow�, przygl�daj�c mu si� z zainteresowa
�o
niem. Przysuwa si� bli�ej po ga��zi, gdy cz�owiek ku�tyka ku niemu, wyci�gaj�c ramiona...
Nagle skupienie zwierz�cia pryska. Stworzonko zerka w kierunku, z kt�rego dobiega d�wi�k.
Pluszcze ciecz... potem jeszcze raz... i jeszcze. Odg�os powtarza si� w miarowym rytmie, zbli�aj�c si� stopniowo. �wist i plusk, �wist i plusk. G�adkofutre zwierz�tko spogl�da z ukosa gdzie� za jego plecy, po czym chrz�ka cicho, wzdychaj�c z rozczarowaniem. Obraca si� b�yskawicznie i znika w�r�d li�ci o dziwacznych kszta�tach.
Cz�owiek unosi d�o�, by sk�oni� je do pozostania. Nie mo�e jednak znale�� s��w. Nie umie wyrazi� �alu, gdy krucha nadzieja wali si� w przepa�� opuszczenia. Raz jeszcze wydaje z siebie �a�osny j�k.
-Ty...Ty...
Pluskanie zbli�a si�. Pojawia si� te� d�wi�k wci�gania powietrza z g�uchym pomrukiem.
Odpowiada mu mlaskanie, kt�re dobiega na przemian z gwi�d��cymi szeptami.
Rozpoznaje odg�os mowy, ha�as wydawany przez istoty rozumne, cho� nie pojmuje s��w. Ot�pia�y z b�lu i rezygnacji, odwraca si� i mruga bez zrozumienia na widok �odzi wynurzaj�cej si� z gaju bagiennych drzew.
��d�. S�owo -jedno z pierwszych, jakie pozna� - znajduje drog� do jego umys�u g�adko i z �atwo�ci�, tak jak ongi� dzia�o si� to z niezliczonymi innymi wyrazami.
��d�. Zbudowana z wielu d�ugich, w�skich rur, zr�cznie pozgina-nych i po��czonych w ca�o��. Wprawiaj� j� w ruch postacie w zgodnym rytmie poruszaj�ce tyczkami i wios�ami. Postacie, jakie zna. Widywa� ju� podobne. Ale nigdy tak blisko.
Nigdy wsp�pracuj�ce.
Jedna to sto�kowaty stos pier�cieni, o malej�cej z wysoko�ci� �rednicy, opasany obw�dk� gibkich macek, dzier��cych d�ug� tyczk�, u�ywan� do odpychania korzeni drzew od kad�uba. Tu� obok para odzianych w zielone p�aszcze dwunog�w o szerokich barach macha wielkimi, przypominaj�cymi czerpaki wios�ami. Ich d�ugie, pokryte �uskami ramiona b�yszcz� w sko�nych promieniach s�o�ca. Czwarty jest niebieskiego koloru, opancerzony, pokryty sk�rzastymi p�ytami, ma
11
przypominaj�cy garb tu��w zwie�czony przysadzist� kopu�� opasan� l�ni�c� wst�g� oka. Z centrum sterczy promieni�cie pi�� pot�nych n�g, ca�kiem jakby stworzenie by�o w ka�dej chwili gotowe do ucieczki we wszystkich kierunkach jednocze�nie.
Zna te sylwetki. Zna je i boi si� ich. Ale prawdziwa rozpacz zalewa jego serce dopiero wtedy, gdy dostrzega ostatni� istot�, kt�ra stoi na rufie i trzyma rumpel �odzi, wpatruj�c si� w g�szcz pn�czy i zmursza�ych kamieni.
Dwunoga posta� jest drobna i szczup�a, odziana w str�j z prymitywnej tkaniny. Znajomy zarys, a� nazbyt podobny do jego w�asnego. To kto� obcy, lecz dzieli z nim dziedzictwo maj�ce pocz�tek nad pewnym s�onym morzem, odleg�ym od tej kosmicznej mielizny o wiele eon�w i galaktyk.
To ostatnia posta�, jak� pragn�� ujrze� w tym zapad�ym miejscu, tak daleko od domu.
Wype�nia go rezygnacja, gdy opancerzony pi�cion�g krzycz�c unosi zako�czon� szczypcami ko�czyn�, by wskaza� w jego stron�. Pozostali gnaj� na prz�d �odzi, by mu si� przyjrze�. On r�wnie� si� na nich gapi, gdy� to niezwyk�y obraz - wszystkie te twarze i postacie szwargocz�ce do siebie, by wyrazi� zdumienie jego widokiem, a potem ganiaj�ce po �odzi, wsp�pracuj�ce zgodnie i wios�uj�ce ku niemu z wyra�nym zamiarem pomocy.
Unosi r�ce niczym w ge�cie powitania. Potem, na rozkaz, oba kolana uginaj� si� i zalewa go m�tna woda.
W ostatnichch sekundach, gdy rezygnuje ju� z walki o �ycie, przepe�nia go ironia. Pokona� d�ug� drog� i zni�s� wiele. Jeszcze przed chwil� wydawa�o si�, �e jego ostatecznym przeznaczeniem, jego zgub�, b�d� p�omienie.
Z jakiego� powodu utoni�cie wydaje si� bardziej odpowiednim sposobem odej�cia.
I KSI�GA MORZA
Wy, kt�rzy wybrali�cie ten spos�b �ycia - zamieszkanie, rozmna�anie si� i �mier� w tajemnicy na tym kalekim �wiecie,
trwog� przed gwiezdnymi szlakami, po kt�rych ongi� w�drowali�cie, ukrywanie si� wraz z innymi wygna�cami w miejscu zakazanym przez prawo... jakiej sprawiedliwo�ci wolno wam si� domaga�?
Wszech�wiat jest bezwzgl�dny. Jego prawa s� bezlitosne.
Nawet zwyci�skich i wspania�ych karze mia�d��cy wszystko kat zwany czasem. Jeszcze okrutnie j s zy jest on dla was, kt�rzy jeste�cie przekl�ci i boicie si� nieba...
Istniej� jednak drogi, kt�re prowadz� w g�r� nawet od rozpaczliwego smutku.
Ukrywajcie si�, dzieci wygnania! L�kajcie si� gwiazd! Lecz bacznie wypatrujcie i nas�uchujcie pojawienia si� �cie�ki.
Zw�j Wygnania
Opowie�� Alvina
W dniu, gdy doros�em ju� na tyle, �e moje w�osy zacz�y si� stawa� bia�e, rodzice wezwali wszystkich cz�onk�w naszej t�umnej gromadki do rodzinnego khuta na ceremoni� nadania mi w�a�ciwego imienia - Hph-wayuo.
My�l� sobie, �e jest ca�kiem niez�e, jak na hoo�skie nazwanie. �atwo
13
wydobywa si� z mojego worka rezonansowego, nawet je�li czasami czuj� si� za�enowany, gdy je s�ysz�. Prawo do jego u�ywania przys�uguje podobno naszemu rodowi od czas�w, gdy skradacz przywi�z� na Jijo pierwszych hoon�w.
Skradacz by� superpo�yskliwy! Nasi przodkowie byli zapewne grzesznikami, skoro przybyli na t� ob�o�on� tabu planet�, by si� na niej rozmna�a�, lecz aby tu dotrze�, lecieli pot�nym kr��ownikiem gwiezdnym, wymykaj�c si� patrolom Instytutu, niebezpiecznym Zangom oraz w�glowym burzom Izmunuti. Grzesznicy czy nie, musieli by� diabelnie odwa�ni i okropnie du�o umie�, by dokona� podobnych rzeczy.
Przeczyta�em wszystko, co uda�o mi si� znale�� na temat owych dni, cho� wydarzy�o si� to setki lat przed tym, nim na Jijo pojawi� si� papier i jedynym �r�d�em informacji jest garstka legend o owych hoo�skich pionierach, kt�rzy spadli z nieba, by odnale�� ukrywaj�cych si� ju� na Stoku g' Kek�w, glawery i trackich. Historie opowiadaj�ce, jak ci �wie�o przybyli hoonowie zatopili sw�j skradacz w g��bi �mietniska, by nie mo�na go by�o odnale��, a potem zacz�li budowa� prymitywne drewniane tratwy, kt�re by�y pierwszymi statkami �egluj�cymi po rzekach i morzach Jijo od czasu odej�cia wielkich Buyur�w.
Skoro imi�, kt�re mi nadano, wi��e si� ze skradaczem, nie mo�e chyba by� takie z�e.
Ale tak naprawd� lubi�, jak m�wi� na mnie "Alvin".
Nasz nauczyciel, pan Heinz, chce, �eby uczniowie starszych klas zacz�li prowadzi� dzienniki, chocia� niekt�rzy rodzice skar�� si�, �e tutaj, na po�udniowym kra�cu Stoku, papier jest zbyt drogi. Nie dbam o to. B�d� pisa� o przygodach, jakie prze�ywam z przyjaci�mi, gdy pomagamy dobrodusznym marynarzom w porcie, n�kaj�c ich jednocze�nie pytaniami, albo kiedy badamy kr�te kana�y przep�ywu lawy na stokach pobliskiego wulkanu Mount Guenn czy zapuszczamy si� nasz� ma�� ��dk� a� do d�ugiego, w�skiego i ostrego cienia Kra�cowej Ska�y.
Mo�e kt�rego� dnia zrobi� z tych notatek ksi��k�!
Dlaczego nie? Znam anglic naprawd� dobrze. Nawet zrz�dliwy staruszek Heinz przyznaje, �e mam wielki talent do j�zyk�w. Nauczy�em si� na pami�� miejskiego egzemplarza s�ownika Rogeta, kiedy mia�em dziesi�� lat. Zreszt�, skoro drukarz Joe Dolenz przyby� do Wuphonu otworzy� interes, dlaczego mieliby�my szuka� nowych rzeczy do czytania tylko w w�drownej karawanie bibliotekarza? Mo�e
14
nawet pozwoli, bym sam sk�ada� tekst! To znaczy, je�li zd��� zabra� si� do tego, nim moje palce zrobi� si� za wielkie, by uchwyci� te ma�e, zwierciadlane literki.
Mu-phauwq, moja matka, m�wi, �e to �wietny pomys�, cho� widz�, �e raczej pob�a�a ona tylko dziecinnej obsesji. Chcia�bym, �eby przesta�a traktowa� mnie tak protekcjonalnie.
M�j tata, Yowg-wayuo, okropnie marudzi, nadyma sw�j worek rezonansowy i m�wi, �ebym nie by� takim na�ladowc� ludzi. Jestem jednak pewien, �e w g��bi duszy podoba mu si� ten pomys�. Czy sam ci�gle nie zabiera po�yczonych ksi��ek w swoje d�ugie podr�e do �mietniska, cho� w zasadzie nie powinno si� tego robi�, bo co by si� sta�o, gdyby statek zaton�� i by� mo�e ostatni, staro�ytny egzemplarz Moby Dicka poszed� na dno razem z za�og�? Czy� nie by�aby to prawdziwa katastrofa?
Czy zreszt� niemal od dnia moich narodzin nie czyta� mi swym hucz�cym g�osem wszystkich wspania�ych, stworzonych przez Ziemian opowie�ci przygodowych, takich jak Wyspa skarb�w, Sindbad czy Ultrafioletowy Marst Jakie ma prawo nazywa� mnie cz�ekona�ladow-c�?
Teraz tata powtarza, �e powinienem czyta� nowych hoo�skich pisarzy, kt�rzy staraj� si� nie imitowa� starodawnych Ziemian i chc� stworzy� literatur� odpowiedni� dla naszego gatunku.
My�l� sobie, �e mo�e faktycznie przyda�oby si� wi�cej ksi��ek w j�zykach innych ni� anglic. Ale drugi i sz�sty galaktyczny wydaj� si� holemie sztywne, za sztywne �eby w nich opowiada� historie. Zreszt� pr�bowa�em czyta� niekt�rych z tych pisarzy. Daj� s�owo. Musz� stwierdzi�, �e �aden z nich nie dorasta do pi�t Markowi Twainowi.
Rzecz jasna, Huck zgadza si� ze mn� w tej sprawie! Huck to moja najlepsza kole�anka. Wybra�a sobie to imi�, cho� wci�� jej powtarzam, �e nie jest odpowiednie dla dziewczyny. Okr�ca tylko jedn� szypu�k� oczn� wok� drugiej i odpowiada, �e jej to nie obchodzi, a je�li jeszcze raz powiem na ni� "Becky", z�apie futro porastaj�ce mi nogi miedzy swoje szprychy i zakr�ci ko�ami tak, a� zaczn� wrzeszcze�.
My�l� sobie, �e to nie ma znaczenia, bo g'Kekowie mog� zmienia� p�e�, gdy odpadn� im szkolne ko�a i je�li Huck zechce zosta� przy
15
�e�skiej, to tylko jej sprawa. Jako sierota mieszka z rodzin� naszych s�siad�w od czasu, gdy Wielka P�nocna Lawina zg�adzi�a klan tkaczy, kt�ry osiedli� si� w znajduj�cych si� w tamtej okolicy buyurskich ruinach. Mo�na by si� spodziewa�, �e b�dzie troch� dziwna, skoro prze�y�a co� takiego, a potem wychowali j� hoonowie. Tak czy inaczej, to �wietna kole�anka i ca�kiem niez�y �eglarz, chocia� jest g'Kekiem i dziewczyn�, a do tego nie ma n�g godnych tej nazwy.
Koniuszek Szczypiec na og� towarzyszy nam w naszych wyprawach, zw�aszcza gdy przebywamy blisko brzegu. Niepotrzebne mu przezwisko zapo�yczone z jakiej� opowie�ci, bo wszystkim czerwonym qheuenom nadaje si� przydomek, kiedy tylko wystawi� swoje pi�� szczypiec za wyl�garni�. Koniuszek nie czyta tyle, co Huck i ja, przede wszystkim dlatego, �e niewiele ksi��ek mo�e wytrzyma� s�l i wilgo� miejsca, w kt�rym mieszka jego klan. S� biedni. �ywi� si� wijcami, kt�re �api� na b�otnych r�wninach na po�udnie od miasta. Tata m�wi, �e qheueni o czerwonych skorupach byli ongi� s�ugami szarych i niebieskich, w czasach nim ich skradacz przywi�z� wszystkie trzy grupy na Jijo. Nawet po tym szarzy przez pewien czas rozkazywali pozosta�ym i tata m�wi, �e czerwoni nie s� przyzwyczajeni do samodzielnego my�lenia.
To mo�liwe, ale gdy tylko zjawia si� Koniuszek Szczypiec, z regu�y to on opowiada - wszystkimi nogoustami jednocze�nie - o w�ach morskich, zaginionych buyurskich skarbach czy innych rzeczach, kt�re - jak przysi�ga - sam widzia�... albo s�ysza� o kim�, kto zna kogo� innego, kto m�g� co� zauwa�y�, tu� nad horyzontem. Je�li popadamy w k�opoty, to cz�sto z powodu czego�, co sobie wykombinowa� pod t� tward� kopu��, os�aniaj�c� jego m�zg. Niekiedy chcia�bym mie� wyobra�ni� cho� w jednej dwunastej tak bujn� jak on.
Powinienem uwzgl�dni� r�wnie� Ur-ronn, bo ona te� czasami nam towarzyszy. Ma prawie takiego samego bzika na punkcie ksi��ek jak Huck i ja. Jest jednak urs�, a istniej� granice tego, jak wielkim cz�ekona-�ladowc� mo�e sta� si� jedna z nich, nim zaprze si� wszystkimi czterema nogami i powie prrr.
Na przyk�ad, nie lubi� przezwisk.
Kiedy�, gdy czytali�my wyb�r starych greckich mit�w, Huck spr�bowa�a nazwa� Ur-ronn "centaurem" My�l� sobie, �e mo�na powiedzie�, i� ursa przypomina jedno z tych ba�niowych stworze� - je�li przed chwil� oberwa�o si� w �eb ceg�� i b�l sprawia, �e si� nie widzi ani
16
nie my�li za dobrze. Ur-ronn nie spodoba�o si� to por�wnanie. Okaza�a to w ten spos�b, �e machn�a sw� d�ug� szyj� jak biczem i omal nie odgryz�a jednej z szypu�ek Huck k�apni�ciem tr�jk�tnych ust.
Huck powiedzia�a "centaur" tylko jeden raz.
Ur-ronn jest siostrzenic� Uriel, kt�ra ma ku�ni� nieopodal ognistych sadzawek lawy wysoko na stokach Mount Guenn. Zdoby�a stypendium jako kowalska uczennica, zamiast pozosta� ze stadami i karawanami na trawiastej r�wninie. Wielka szkoda, �e ciotka pilnuje, by Ur-ronn prawie ca�y czas by�a zaj�ta i nigdy nie pozwala jej wybiera� si� z nami ��dk�, pod pretekstem �e ursy nie umiej� p�ywa�.
W swojej szkole na prerii Ur-ronn czyta�a bardzo du�o. Ksi��ki, o kt�rych nigdy nie s�yszeli�my w tej zapad�ej cz�ci Stoku. Opowiada nam historie, kt�re sobie przypomina, o Szalonym Koniu, D�yngis-cha-nie i bohaterskich uryjskich wojowniczkach z czas�w wielkich bitew, jakie toczy�y z lud�mi, gdy Ziemianie przybyli ju� na Jijo, lecz nie powo�ano jeszcze Wsp�lnoty i nie zacz�� si� Wielki Pok�j.
By�oby superpolyskliwie, gdyby nasza banda mog�a by� kompletn� sz�stk�, jak wtedy, gdy Drak�, Ur-Jushen i ich towarzysze wyruszyli na Wielkie Poszukiwania i pierwsi ujrzeli na w�asne oczy �wi�te Jajo. Ale jedyny traeki w naszej osadzie to farmaceuta i er-on jest za stary, �eby zrodzi� nowy stos pier�cieni, z kt�rym mogliby�my si� bawi�. Je�li za� chodzi o ludzi, najbli�sza ich wioska le�y o kilka dni drogi st�d. My�l� wi�c sobie, �e jeste�my skazani na pozostanie czw�rk�.
Fatalnie. Ludzie s� po�yskliwi. Sprowadzili na Jijo ksi��ki i znaj� anglic lepiej ni� ktokolwiek inny opr�cz mnie i by� mo�e Huck. Ponadto ludzkie dziecko cokolwiek przypomina kszta�tem niewielkiego hoona i mog�oby chodzi� prawie wsz�dzie tam, gdzie ja na moich dw�ch d�ugich nogach. Ur-ronn umie co prawda szybko biega�, ale nie mo�e wchodzi� do wody. Koniuszek nie mo�e si� od niej za bardzo oddala�, a biedna Huck musi trzyma� si� miejsc, w kt�rych grunt jest odpowiedni dla jej k�.
�adne z nich nie potrafi wspi�� si� na drzewo.
Ale to moi kumple. S� zreszt� rzeczy, kt�re oni potrafi� zrobi�, a ja nie, wi�c my�l� sobie, �e to si� r�wnowa�y.
Huck powiedzia�a, �e powinni�my na lato zaplanowa� naprawd� b�yszcz�c� przygod�, bo zapewne b�dzie to ostatnia.
17
Szko�� zamkni�to. Pan Heinz wyruszy� w coroczn� podr� do wielkiego archiwum w Biblos, a potem na zgromadzenie. Jak zwykle zabra� ze sob� kilku starszych hoo�skich uczni�w, w tym r�wnie� przybran� siostr� Huck, Aph-awn. Zazdro�cili�my im tej d�ugiej podr�y - najpierw morzem, potem statkiem rzecznym do miasteczka Ur-Tanj, a wreszcie karawan� os��w a� do g�rskiej doliny, gdzie b�d� ogl�da� rozgrywki i przedstawienia, odwiedz� Jajo i zobacz�, jak m�drcy os�dzaj� wszystkich sze�� gatunk�w wygna�c�w, kt�re zamieszkuj� Jijo.
W przysz�ym roku mo�e i nam uda si� za�apa�, musz� jednak przyzna�, �e perspektywa siedemnastu miesi�cy oczekiwania nie by�a przyjemna. Co b�dzie, je�li przez ca�e lato nie b�dziemy mieli nic do roboty, a rodzice, przy�apawszy nas na obijaniu si�, ka�� pomaga� w za�adunku odpadowc�w, roz�adowywa� �odzie rybackie i wykonywa� setki innych bezmy�lnych zada�? Jeszcze bardziej przygn�biaj�ce jest to, �e nie b�dzie �adnych nowych ksi��ek, dop�ki nie wr�ci pan Heinz - o ile nie zgubi listy, kt�r� mu dali�my!
(Pewnego razu przyjecha� ca�y podekscytowany, z wielkim stosem staroziemskiej poezji, lecz nie mia� ani jednej powie�ci takich autor�w, jak Conrad, Coope czy Coontz. Co gorsza, niekt�rzy z doros�ych twierdzili, �e im si� spodoba�a!)
Tak czy inaczej, to Huck pierwsza zasugerowa�a, by�my wybrali si� za Lini�. Nie jestem pewien, czy wyra�am w ten spos�b nale�ne przyjaci�ce uznanie czy te� staram si� zwali� na ni� win�.
- Wiem, gdzie mo�na znale�� co� do czytania - oznajmi�a pewnego dnia, gdy zaczyna�o si� nasze wczesne, po�udniowe lato.
Yowg-wayuo przy�apa� nas ju� na obijaniu si� pod molem, gdzie puszczali�my kaczki w stron� kopu�osp�awik�w, znudzeni jak noory w klatce. Oczywi�cie, wys�a� nas natychmiast na szczyt d�ugiej rampy dojazdowej i zagoni� do naprawiania wioskowego okratowania maskuj�cego. Zawsze nienawidzi�em tej roboty. Uciesz� si�, kiedy b�d� ju� za du�y, by mnie do niej zmuszano. My, hoonowie, nie lubimy wysoko�ci a� tak, jak te drzewo�azy ludzie i ich pieszczochy szympansy. Powiem wam szczerze, �e mo�e si� zakr�ci� w g�owie, gdy trzeba si� czo�ga� na szczyt drewnianej kraty tworz�cej �ukowe sklepienie nad wszystkimi domami i sklepami Wuphonu, by piel�gnowa� dywan zieleni, kt�ry podobno ma uniemo�liwi� dostrze�enie naszej osady z kosmosu.
W�tpi�, czy to naprawd� co� da, je�li kiedy� nadejdzie Dzie�, kt�rym
18
wszyscy tak si� trapi�. Gdy bogowie z nieba przyb�d�, by nas os�dzi�, co nam pomo�e zas�ona z li�ci? Czy uchroni nas przed kar�?
Nie chc� jednak, by nazwano mnie heretykiem. Zreszt� to nie miejsce, by o tym m�wi�.
Z tego w�a�nie powodu znale�li�my si� wysoko nad Wuphonem, ca�kowicie wystawieni na pal�ce promienie s�o�ca, gdy z ust Huck, niczym nag�a eksplozja pustego gradu, wyrwa�a si� pewna uwaga. - Wiem, gdzie mo�na znale�� co� do czytania - oznajmi�a.
Od�o�y�em w�skie listewki, kt�re nios�em, na k�p� pn�czy czarnego irysa. Na dole dostrzega�em dom farmaceuty. Z komina bi�y charakterystyczne traeckie zapachy. (Czy wiecie, �e nad tym budynkiem rosn� odmienne gatunki ro�lin? Praca w tym miejscu mo�e by� trudna, je�li farmaceuta produkuje lekarstwo akurat w chwili, gdy jeste� na g�rze!)
- O czym m�wisz? - zapyta�em, walcz�c z atakiem zawrot�w g�owy. Huck podjecha�a do mnie, by podnie�� jedn� z listewek. Pochyli�a si� zgrabnie i wetkn�a j� w miejsce, gdzie okratowanie si� zapad�o.
- O czytaniu czego�, czego nikt na Stoku nigdy nawet nie widzia� -odpar�a j�kliwym tonem, co robi zawsze, kiedy uwa�a jaki� pomys� za po�yskliwy. Dwie szypu�ki zatrzyma�y si� nad jej zaj�tymi d�o�mi, podczas gdy trzecia obr�ci�a si�, by popatrze� na mnie z b�yskiem, kt�ry zna�em a� za dobrze. - O czym� tak staro�ytnym, �e najstarszy zw�j na Jijo b�dzie przy tym wygl�da� jak co�, co Joe Dolenz przed chwil� wydrukowa� i jest jeszcze wilgotne od farby!
Huck pomkn�a wzd�u� belek. Prze�yka�em �lin�, gdy zawraca�a nagle o sto osiemdziesi�t stopni albo omija�a ziej�c� wyrw�, uk�adaj�c gi�tkie listewki niczym wiklin� tworz�c� kosz. Na og� uwa�amy g'Ke-k�w za kruche istoty, bo wol� r�wne �cie�ki i nie znosz� skalistego gruntu. Niemniej ich osie i obr�cze s� gi�tkie, a to, co g'Kek nazywa drog�, mo�e by� w�skie niczym deska.
- Nie opowiadaj g�upot - warkn��em. - Twoi ziomkowie spalili i zatopili sw�j skradacz, tak samo jak wszystkie gatunki, kt�re wymkn�y si� na Jijo. Nie mieli nic pr�cz zwoj�w, dop�ki nie przybyli ludzie.
Huck zako�ysa�a tu�owiem, na�laduj�c traecki gest oznaczaj�cy:
"Mo�liwe, �e masz racj�, aleja-my tak nie s�dzimy".
- Och, Alvin, przecie� wiesz, �e nawet pierwsi wygna�cy znale�li na Jijo co� do czytania.
No dobra, nie zgrokowa�em tego zbyt szybko. Jestem na sw�j spos�b
19
ca�kiem inteligentny - dok�adny i systematyczny w hoo�skim stylu - ale nikt mnie nigdy nie oskar�y� o pr�dkie my�lenie.
Zmarszczy�em brwi, imituj�c "zamy�lon�" ludzk� min�, kt�r� kiedy� widzia�em w ksi��ce, mimo �e czo�o mnie od tego boli. M�j worek rezonansowy pulsowa�, gdy si� koncentrowa�em.
- Hnrrrm... Zaczekaj minutk�. Nie chodzi ci o te znaki na murach, kt�re si� czasem znajduje...
- Na starych buyurskich budynkach. Tak jest! Tych nielicznych, kt�rych nie zburzy�y ani nie zjad�y mierzwopaj�ki, kiedy Buyurowie odlecieli, milion lat temu. W�a�nie te znaki.
- Ale czy to nie by�y przede wszystkim nazwy ulic i takie tam rzeczy?
- To prawda - zgodzi�a si�, opuszczaj�c jedn� szypu�k�. - Ale w ruinach, gdzie kiedy� mieszka�am, mo�na znale�� naprawd� dziwne. Wuj Lorben t�umaczy� niekt�re z nich na drugi galaktyczny, nim nadesz�a lawina.
Nigdy nie przyzwyczaj� si� do tego, jak rzeczowo potrafi m�wi� o katastrofie, w kt�rej zgin�a ca�a jej rodzina. Gdyby co� takiego przydarzy�o si� mnie, nie odezwa�bym si� ani s�owem przez ca�e lata. Mo�e ju� nigdy.
- Wuj wymienia� z jednym uczonym z Biblos listy na temat inskrypcji, kt�re odkry�. By�am za ma�a, by wiele zrozumie�. Najwyra�niej jednak s� uczeni, kt�rzy chc� si� czego� dowiedzie� o buyurskich napisach �ciennych.
Przypominam sobie, �e pomy�la�em wtedy: "I inni, kt�rym to si� nie spodoba". Bez wzgl�du na Wielki Pok�j, we wszystkich sze�ciu gatunkach wci�� mo�na trafi� na osoby gotowe rzuca� oskar�enia o herezj� i ostrzega� przed straszliw� pokut�, kt�ra spadnie na nas z nieba.
- Szkoda, �e te inskrypcje zosta�y zniszczone, kiedy... no wiesz.
- Kiedy g�ra zabi�a moj� rodzin�? Aha. Wielka szkoda. Pos�uchaj, Alvin, czy m�g�by� mi poda� jeszcze par� deszczu�ek? Nie mog� si�gn��...
Huck zako�ysa�a si� na jednym kole. Drugie zawirowa�o szale�czo. Prze�kn��em �lin� i poda�em jej kawa�ki poci�tego na listwy busa.
- Dzi�kuj� - powiedzia�a. Wyl�dowa�a z powrotem na belce z gwa�townym podskokiem z�agodzonym przez jej amortyzatory. - Na czym to stan�am? Aha. Buyurskie inskrypcje �cienne. Mia�am zamiar
20
zasugerowa�, �e mo�emy znale�� takie, kt�rych nikt nigdy nie widzia�. Przynajmniej nikt z nas. Sze�ciu wygna�c�w.
- Jak to mo�liwe? - M�j worek rezonansowy musia� zatrzepota� pod wp�ywem dezorientacji, wydaj�c mamrocz�ce d�wi�ki. - Twoi pobratymcy przybyli na Jijo dwa tysi�ce lat temu. Moi niewiele p�niej. Nawet ludzie s� tu ju� od kilkuset lat. Zbadano ka�dy cal Stoku i przetrz��ni�to wszystkie buyurskie ruiny. Dziesi�tki razy!
Huck wyci�gn�a wszystkie cztery oczy w moj� stron�.
- No w�a�nie!
W dobiegaj�cych z jej b�ony czaszkowej anglickich s�owach da� si� s�ysze� lekki ton podniecenia. Gapi�em si� na ni� przez d�ugi czas. Wreszcie wychrypia�em zaskoczony:
- Chcesz opu�ci� Stok? Wymkn�� si� na drug� stron� Rozpadliny? Powinienem by� wiedzie�, �e nie ma sensu pyta�.
Gdyby losy Ifni potoczy�y si� tylko troch� inaczej, by�aby to ca�kiem odmienna opowie��. Tak niewiele brakowa�o, by �yczenie Huck si� spe�ni�o.
Przede wszystkim, ci�gle suszy�a mi g�ow�. Nawet gdy ju� sko�czyli�my naprawia� kratownic� i zn�w wa��sali�my si� w pobli�u statk�w przycumowanych pod konarami olbrzymich gingurw�w, nie przestawa�a mnie prze�ladowa� ze swym szczeg�lnym po��czeniem g'Keckiej inteligencji i hoo�skiej wytrwa�o�ci.
- Daj spok�j, Alvin. Czy nie �eglowali�my do Kra�cowej Ska�y ju� dziesi�tki razy i czy nie podpuszczali�my si� wzajemnie, by p�yn�� dalej? Raz nawet to zrobili�my i nie sta�o si� nic z�ego!
- Tylko do �rodka Rozpadliny. Potem czmychn�li�my z powrotem do domu.
- I co z tego? Chcesz, �eby�my si� nigdy nie uwolnili od tego wstydu? To mo�e by� nasza ostatnia szansa!
Potar�em m�j wp�rozd�ty worek, wydaj�c z siebie g�uchy, dudni�cy d�wi�k.
- Czy nie zapominasz, �e mamy ju� plan? Budujemy batyskaf, �eby zanurkowa�...
Zabecza�a, wyra�aj�c niesmak.
- M�wili�my ju� o tym w zesz�ym tygodniu i zgodzi�e� si� ze mn�. Batyskaf to bzdura.
21
- Zgodzi�em si�, �e si� nad tym zastanowi�. Hrm. Ostatecznie Koniuszek zrobi� ju� kad�ub. Sam go wygryz� z tej wielkiej k�ody gam. A co z prac�, kt�r� w�o�y�a w to reszta? Wyszukali�my stare ziemskie plany, wykonali�my pomp� spr�arkow� i lin�. S� jeszcze te ko�a, kt�re zachowa�a�, i iluminator Ur-ronn...
- Tak, tak - skwitowa�a wszystkie nasze wysi�ki, skr�caj�c lekcewa��co dwie szypu�ki. - Pewnie, �e fajnie by�o pracowa� nad tym zim�, kiedy i tak musieli�my siedzie� w domu. Zw�aszcza �e zanosi�o si� na to, i� nic nigdy z tego nie wyjdzie. �wietnie si� bawili�my, udaj�c. Ale teraz sprawy zaczynaj� wygl�da� powa�nie! Koniuszek m�wi, �e za miesi�c czy dwa naprawd� dokonamy g��bokiego zanurzenia. Czy nie zgodzili�my si�, �e to wariactwo? Powiedz, Alvin? - Huck podto-czy�a si� bli�ej i zrobi�a co�, czego nigdy nie s�ysza�em u innych g'Kek�w. Wyda�a z siebie dudni�cy burkot, na�laduj�c ton, jakiego mog�aby u�y� m�oda hoonka, gdyby jej wielki, przystojny partner mia� trudno�ci z zaakceptowaniem jej punktu widzenia.
- Czy nie wola�by� wyruszy� ze mn� obejrze� superpo�yskliwe inskrypcje, b�yszcz�ce i staro�ytne, wykonane za pomoc� komputer�w, laser�w i takich rzeczy? Hr-rm? Czy to nie lepsze ni� utopi� si� w �mierdz�cej odpadowej trumnie, w po�owie drogi na dno morza?
Pora zmieni� narzecze. Cho� normalnie anglic wydaje mi si� fajniej -szy ni� stare, dr�twe j�zyki gwiezdnych bog�w, nawet pan Heinz przyznaje, �e jego "ludzkie tempa i lu�na struktura logiczna cz�sto sprzyjaj� impulsywnemu entuzjazmowi".
W tej chwili potrzebowa�em czego� dok�adnie przeciwnego, przeszed�em wi�c na gwizdy i trzaski drugiego galaktycznego.
- Rozwa�anie (karalnego) uczynku przest�pczego - nie przysz�o ci to do g�owy?
Nie zbita z tropu, odpowiedzia�a w si�dmym galaktycznym, formalnym j�zyku najbardziej lubianym przez ludzi.
- Jeste�my nieletni, przyjacielu. Poza tym, prawo graniczne ma zapobiega� bezprawnemu rozrodowi poza dozwolon� stref�. Nasza banda nie planuje nic takiego!
Przeskoczywszy szybko na drugi galaktyczny, kontynuowa�a:
- A mo�e �ywisz (zboczone) zamiary podj�cia pr�by przeprowadzenia (dziwacznych, hybrydowych) eksperyment�w prokreacyjnych z t� (dziewicz�, �e�sk�) osob�?
22
C� za pomys�! Najwyra�niej stara�a si� wytr�ci� mnie z r�wnowagi. Czu�em, �e zaczynam traci� panowanie nad sytuacj�. Zaraz zaczn� solennie przyrzeka�, �e po�egluj� ku mrocznym ruinom, kt�rych zarysy mo�na dostrzec z Kra�cowej Ska�y, je�li skieruje si� uryjski teleskop nad g��bokimi wodami Rozpadliny.
W tej w�a�nie chwili moje oko zauwa�y�o pod spokojn� tafl� zatoki znajome poruszenie. Czerwonawy kszta�t wdrapywa� si� na piaszczysty brzeg, a� wreszcie nad powierzchni� wynurzy�a si� nakrapiana, karma-zynowa skorupa pryskaj�ca s�on� wod�. Nad zwartym, pi�ciok�tnym pancerzem wznosi�a si� mi�sista kopu�a opasana po�yskuj�cym, czarnym pier�cieniem.
- Koniuszek! - krzykn��em, zadowolony, �e co� odwr�ci�o moj� uwag� od �arliwego entuzjazmu Huck. - Chod� tu i pom� mi porozmawia� z t� g�upi�...
M�ody qheuen zacz�� jednak gada�, przerywaj�c mi, nim jeszcze woda przesta�a wycieka� z jego otwor�w g�osowych.
- P... p... po... po... pot...
Koniuszek nie jest tak bieg�y w anglicu, jak Huck i ja, zw�aszcza kiedy wpada w podniecenie. U�ywa jednak tego j�zyka, by dowie��, �e jest takim samym nowoczesnym cz�ekona�ladowc�, jak ka�de z nas. Unios�em d�onie.
- Spok�j, stary! Zaczerpnij oddech! Pi�� oddech�w! Wypu�ci� z siebie powietrze, kt�re wydosta�o si� z jego cia�a jako
dwa strumienie b�belk�w widoczne tam, gdzie para jego kolczastych
n�g by�a jeszcze zanurzona.
- W... w... widzia�emje! Tymrazem naprawd� je w... widzia�em!
- Co widzia�e�? - zapyta�a Huck, tocz�c si� po mokrym piasku. Ta�ma widz�ca otaczaj�ca kopu�� Koniuszka spogl�da�a we wszystkich kierunkach jednocze�nie. Mimo to dostrzegli�my intensywne skupienie naszego przyjaciela, gdy po raz kolejny zaczerpn�� g��boko tchu, po czym wydysza� tylko jedno s�owo:
- Potwory!
II KSI�GA STOKU
Legendy
Ponad p� miliona lat up�yn�o od chwili, gdy Buyurowie, zgodnie z galaktycznym prawem reguluj�cym gospodark� planetami, opu�cili Jijo, poniewa� ich dzier�awa wygas�a. To, czego nie mogli zabra� ze sob� lub pomie�ci� w ksi�ycowych schowkach, skrz�tnie zniszczyli,' tam, gdzie ongi� wznosi�y si� pot�ne miasta l�ni�ce w promieniach s�o�ca, zostawili niewiele nad poro�ni�te pn�czami gruzy.
Niemniej nawet dzi� ich cie� wisi nad nami -przekl�tymi i wygnanymi barbarzy�cami - przypominaj�c nam, �e Jijo w�adali niegdy� bogowie.
�yj�c tu jako nielegalni - "przedterminowi" - osadnicy, kt�rym nie b�dzie wolno zamieszka� nigdzie poza w�skim pasem mi�dzy g�rami a morzem, my, cz�onkowie Sze�ciu Gatunk�w, nie mo�emy nie patrze� na zniszczone erozj� buyurskie ruiny z przes�dnym zachwytem. Nawet po tym, gdy do naszej Wsp�lnoty powr�ci�y ksi��ki oraz umiej�tno�� pisania i czytania, brak nam by�o narz�dzi i wiedzy koniecznej, by dokona� analizy pozosta�o�ci oraz dowiedzie� si� wi�cej o ostatnich legalnych lokatorach Jijo. Entuzja�ci, ka��cy si� nazywa� "archeologami", zacz�li wykorzystywa� metody zaczerpni�te z zakurzonych ziemskich tekst�w, ale owi zapale�cy nie potrafi� nam nawet powiedzie�, jak wygl�dali Buyurowie, nie m�wi�c ju� o ich zwyczajach, pogl�dach czy sposobie �ycia.
Najpe�niejsze �wiadectwa, jakimi dysponujemy, wywodz� si� z folkloru.
Cho� glawery nie umiej� ju� m�wi�- i w zwi�zku z tym nie zalicza si� ich do Sze�ciu - znamy jeszcze niekt�re z ich opowie�ci, przekazane przez g'Kek�w, kt�rzy najlepiej poznali ten gatunek, nim si� wyrodzi�.
Ongi�, zanim ich skradacz przyby� na Jijo, gdy w�drowali mi�dzy gwiazdami jako pe�noprawni obywatele Pi�ciu Galaktyk, utrzymywali pono� bliskie stosunki z gatunkiem zwanym Tunnuctyurami. By� to wielki i szlachetny klan. W swej m�odo�ci owi Tunnuctyurowie byli podopiecz-
24
nymi innego gatunku - opiekun�w - kt�rzy ich wspomogli, obdarzyli umiej�tno�ci� mowy i u�ywania narz�dzi oraz rozumem. Owych opiekun�w zwano Buyurami. Pochodzili z Czwartej Galaktyki, ze �wiata, na kt�rego niebie l�ni�a wielka, w�glowa gwiazda.
Wed�ug legendy s�yn�li jako pomys�owi tw�rcy ma�ych, �ywych stworze�.
A tak�e z tego, �e posiadali rzadko spotykan�, niebezpieczn� cech� -poczucie humoru.
Tajemnica Buyur�w.
Hau-uphtunda, cz�onek Cechu Niezale�nych Uczonych. Rok Wygnania 1908
Asx
S�uchajcie, moje pier�cienie, pie�ni, kt�r� �piewam. Pozw�lcie, by jej opary wznios�y si� w�r�d waszych rdzeni i opad�y w d� niczym kapi�cy wosk. Rozbrzmiewa ona wieloma g�osami, zapachami i moc� czasu. Wije si� niczym g'Kecki gobelin, p�ynie jak hoo�ska aria, galopuje i zbacza z wytyczonej drogi na spos�b uryjskiej legendy, lecz mimo to post�puje naprz�d nieub�aganie, tak jak dzieje si� to ze stronicami ludzkiej ksi��ki.
Na jej pocz�tku jest pok�j.
By�a wiosna, pocz�tek drugiego ksi�ycowego cyklu tysi�c dziewi��set trzydziestego roku naszego wygnania i zbrodni, gdy przybyli Rotheni. Pojawili si� na naszym niebie nieproszeni, l�ni�c niczym s�o�ce w glorii swej w�adzy nad powietrzem i eterem. Rozerwali zas�on� naszego ukrycia w najgorszym z mo�liwych momencie, podczas wiosennego zgromadzenia plemion w pobli�u b�ogos�awionej podstawy �wi�tego Jaja.
Przybyli�my tam, jak dzia�o si� cz�sto od chwili Wynurzenia, by wys�ucha� muzyki wielkiej bry�y. Szuka� regularno�ci, kt�re by�yby dla nas przewodnictwem. Wymienia� owoce naszych r�norodnych talent�w. Rozstrzyga� spory, urz�dza� zawody i odnowi� Wsp�lnot�. Nade wszystko za� poszukiwa� sposob�w zminimalizowania strat spowodowanych nasz� niefortunn� obecno�ci� na tym �wiecie.
25
Zgromadzenie - czas podniecenia dla m�odych, pracy dla uzdolnionych i po�egna� dla tych, kt�rzy zbli�aj� si� do ko�ca swych dni. Kr��y�y ju� pog�oski - zapowiedzi - �e b�dzie to spotkanie o donios�ym znaczeniu. Przyby�o wi�cej ni� zazwyczaj przedstawicieli ka�dego klanu. Wraz z m�drcami i w�drowcami, przeszczepiaczami i technikami zjawi�o si� wiele zwyk�ych os�b na dw�ch, czterech i pi�ciu nogach, a tak�e na ko�ach i pier�cieniach. Udzieli�a si� im atmosfera podniecenia i wyruszy�y pokrytymi wci�� �niegiem g�rskimi �cie�kami ku �wi�tym polanom. Przedstawiciele ka�dego z gatunk�w poczuli dr�enia - silniejsze ni� kiedykolwiek od owego pami�tnego roku, gdy Jajo wynurzy�o si� z macierzystej gleby Jijo, zrzuci�o z siebie gor�cy py� narodzin, a potem obj�o w�adz� nad naszymi k��tliwymi pasjami i zjednoczy�o nas.
Ach, zgromadzenie.
Ta ostatnia pielgrzymka mog�a si� jeszcze nie zestali� jako woskowa pami��. Spr�bujcie jednak sobie przypomnie�, jak nasz podstarza�y ju� stos pier�cieni p�yn�� powoli statkiem przez Daleki Wilgotny Rezerwat, min�� po�yskuj�cy T�czowy Wyciek i R�wnin� Ostrego Piasku.
Czy� wszystkie te znajome cuda nie zblak�y, kiedy dotarli�my do Wielkiego Bagna i ujrzeli�my, �e pokrywa je kwiecie? Co� takiego tracki ma szans� ujrze� tylko raz w �yciu. Morze barw jaskrawo kwitn�ce, owocuj�ce i umieraj�ce przed naszymi zmys�ami. Przesiad�szy si� z �odzi na bark�, my, w�drowcy, wios�owali�my otoczeni ostrymi zapa^ chami przez aleje przykryte sylfimi baldachimami z�o�onymi z milion�w p�atk�w.
Nasi towarzysze uznali to za znak, nieprawda�, moje pier�cienie? Ludzie z naszej grupy m�wili o tajemniczej, kapry�nej Ifni, kt�rej wyroki nie zawsze s� sprawiedliwe, lecz nieodmiennie zaskakuj�ce.
Czy pami�tacie te� inne wzrokowra�enia? Wioski tkaczy? Mierzwo-paj�ki i obozy my�liwskie? I wreszcie t� �mudn� wspinaczk�, gdy wykr�cali�my raz za razem nasze udr�czone podstawki, w�druj�c przez Prze��cz D�ugich Cieni, by dotrze� do zielonej doliny, gdzie cztery traeckie pokolenia temu gejzery bucha�y, a t�cze ta�czy�y na cze�� wy�onienia si� mrocznego Jaja?
Przypomnijcie sobie teraz chrz�st wulkanicznego �wiru i to, jak normalnie pos�uszny rewq zadr�a� na naszym g�owowym pier�cieniu, buntowniczo odmawiaj�c u�o�enia si� nam na oczkach, przez co dotar-
26
li�my do obozu z ods�oni�t� twarz�, niezamaskowani, a dzieci wszystkich Sze�ciu Gatunk�w biega�y krzycz�c: Asx! Asx! Przyby� traeki Asx!
Przedstawcie sobie, jak pozostali najwy�si m�drcy - towarzysze i przyjaciele - wyszli, wype�zli czy wytoczyli si� ze swych namiot�w, by pozdrowi� nas tym okre�leniem. Uwa�aj� �w przydomek za zwi�zany na sta�e ze "mn�", a ,ja" zgadzam si� na t� fikcj�.
Czy pami�tacie to wszystko, moje pier�cienie?
C�, w takim razie cierpliwo�ci. Wspomnienia zestalaj� si� niczym skapuj�cy wosk, kt�ry kipi, nim okryje nasz wewn�trzny rdze�. Gdy ju� si� znajd� na miejscu, nigdy nie b�dziemy mogli ich zapomnie�.
Na Jijo, na obszarze nieba po�o�onym najdalej od s�o�ca, dostrzega si� g��boki poblask. M�wiono nam, �e to rzadko widywany na �wiatach skatalogowanych przez wielkich Galakt�w efekt wywo�any przez ziarenka w�gla - te same, kt�re tworz� pusty grad - ziarenka wysy�ane przez Izmunuti, straszliwe gwiezdne oko le��ce w konstelacji zwanej przez ludzi Udr�k� Hioba. Powiadaj�, �e nasi przodkowie zbadali tego rodzaju cechy swej nowej ojczyzny, nim spalili i pochowali statki, na kt�rych przybyli.
M�wi� te� jednak, �e po prostu "wyszukali" to wszystko w przeno�nej filii Galaktycznej Biblioteki, nim nawet ten skarb oddali p�omieniom w dniu zwanym Dniem Bez Powrotu.
Tego wiosennego poranka, gdy inni m�drcy wyszli na zewn�trz, by pozdrowi� nasze pier�cienie, nazywaj�c nas-mnie Asx, nie by�o pustego gradu. Kiedy zebrali�my si� w wielkim namiocie, dowiedzia�em si�, �e liasz rewq nie jest jedynym, kt�ry sta� si� narowisty. Nawet cierpliwy .hoon nie potrafi� zapanowa� nad swym pomocniczym t�umaczem. My, ; m�drcy, odbyli�my wi�c narad� bez ma�ych symbiont�w, zg��biaj�c si� fdawzajem za pomoc� samych s��w i gest�w. ^ Ze wszystkich, kt�rych przodkowie wybrali beznadziejne wygnanie D& tym �wiecie, g'Kekowie s� tu najd�u�ej. Dlatego to Yubbenowi przypad�a rola M�wcy Zap�onu.
> - Czy nasz� win� jest niepowodzenie rantanowc�w? - zapyta�, twracaj�c ka�de z oczu w inn� stron� �wiata. - Jajo wyczuwa b�l iv polu �yciowym, je�li ginie potencja�.
Hrmn. Nieustannie si� o to spieramy - odpar� hoo�ski sofista
27
Phwhoon-dau. - Lark i Uthen m�wi� o schy�ku. Rantanowce jeszcze nie wygin�y. Niewielka ich liczba wci�� �yje na wyspie Yuqun. Ludzki m�drzec, Lester Cambel, zgodzi� si� z nim.
- Nawet je�li nie ma ju� dla nich nadziei, rantanowce s� tylko jednym z niezliczonych gatunk�w ryj�cych zwierz�t. Nie ma powodu s�dzi�, �e by�y szczeg�lnie pob�ogos�awione.
Ur-Jah odpar�a, �e jej przodkowie, dawno temu i daleko st�d, r�wnie� byli ma�ymi, ryj�cymi zwierz�tkami.
Lester sk�oni� si�, przyznaj�c jej racj�.
- Nie jeste�my jednak odpowiedzialni za wzlot i upadek ka�dego gatunku.
- Sk�d mo�esz to wiedzie�? - nie ust�powa� Vubben. - Brak nam wi�kszo�ci narz�dzi naukowego poznania, gdy� nasi samolubni przodkowie pozostawili nas, by�my si� b��kali w ciemno�ci. Dlatego nie mamy poj�cia, jakie drobne szkody powodujemy, nadeptuj�c na li�� czy wypr�niaj�c si� do do�u. Nikt z nas nie mo�e przewidzie�, za co zostaniemy poci�gni�ci do odpowiedzialno�ci, gdy nadejdzie Dzie�. Nawet glawery, w swym obecnym stanie niewinno�ci, zostan� os�dzone.
Wtedy w�a�nie postarza�a qheue�ska m�drczyni, zwana przez nas L�ni�c� Jak N� Wnikliwo�ci�, pochyli�a sw� niebiesk� skorup�. Jej g�os by� cichym szeptem dobiegaj�cym z jednego z pokrytych chityn� ud.
- Jajo, nasz dar w g�uszy, zna odpowiedzi. Prawda jest jego nagrod� dla otwartego umys�u.
Utemperowani jej m�dro�ci�, pogr��yli�my si� w medytacji.
Niepotrzebne nam ju� niesforne rewqi ze�lizn�y si� z naszych cz� i zebra�y po�rodku, wymieniaj�c enzymy pobrane od �ywicieli. Podchwycili�my spokojny rytm. Ka�dy m�drzec dodawa� do niego lini� harmoniczn� oddechu i bij�cego serca.
Moje pier�cienie, czy przypominacie sobie, co postanowi�o si� wtedy wydarzy�?
Tkanin� naszego zjednoczenia rozerwa�y grzmi�ce echa miotane arogancko przez rothe�ski statek, ujawniaj�cy sw� z�owieszcz� moc, nim jeszcze zd��y� przyby�.
Wyszli�my na zewn�trz, by wpatrzy� si� z trwog� w rozprute niebo.
Wkr�tce i m�drcy, i cz�onkowie klan�w wiedzieli ju�, �e Dzie� wreszcie nadszed�.
Dzieciom upad�ych nie oszcz�dzono zemsty.
28
Rodzina Nela
Papiernik mia� troje potomstwa - liczb� godn� jego szlachetnego powo�ania - podobnie jak jego ojciec i ojciec jego ojca. Nelo zawsze zak�ada�, �e jego dwaj synowie i c�rka b�d� kontynuatorami rodu.
Dlatego ci�ko prze�y� to, �e jego samowolne dzieci porzuci�y m�yn wodny wraz z jego �luz� i drewnianymi przek�adniami. �adnego z nich nie zwabi� rytm m�ota roztwarzaj�cego, kt�ry rozbija� szmaty zebrane od wszystkich sze�ciu gatunk�w, czy s�odka mgie�ka unosz�ca si� wok� sit ani te� pe�ne szacunku uk�ony kupc�w, kt�rzy przybywali z daleka, by naby� od Nela g�adkie, bia�e arkusze.
Niemniej, Sara, Lark i Dwer z ch�ci� u�ywali papieru! Dwer, najm�odszy, owija� nim groty strza� i przyn�ty u�ywane do polowania. Czasami p�aci� ojcu guzkami piu albo z�bami grwon�w, nim z powrotem znikn�� w lesie, jak zwyk� to robi�, odk�d sko�czy� dziewi�� lat. Zosta� uczniem Fallona Tropiciela i wkr�tce sta� si� legend� na ca�ym Stoku. Nic, na co polowa�, nie mog�o umkn�� przed jego kusz�, chyba �e by�o chronione przez prawo. Powtarzano te� plotki, �e �w ch�opak o dzikim spojrzeniu i czarnych jak atrament w�osach, gdy tylko prawo traci�o go z oczu, zabija� i zjada� wszystko, co tylko zechcia�.
, Dwer by� dziki, Lark za� skupiony tylko na jednej sprawie. U�ywa� ipieru, by sporz�dza� olbrzymie tablice wisz�ce na �cianie jego gabi-stu. Pewne ich cz�ci by�y niemal czarne od notatek i diagram�w, na nych za� widnia�y wielkie bia�e plamy - marnotrawstwo sztuki Nela.
- Nic na to nie mo�na poradzi�, ojcze - t�umaczy� Lark, stoj�c zy drewnianych p�kach wype�nionych skamielinami. - Nie odkryjmy gatunk�w, kt�re wype�ni�yby te luki. Jijo jest tak skomplikowani �wiatem, �e w�tpi�, czy nawet Buyurowie w pe�ni rozumieli jego osystem.
Nelo przypomina� sobie, �e pomy�la� wtedy, i� jego syn gada bzdury. ty Buyurowie dzier�awili Jijo, byli pe�noprawynmi obywatelami sp�lnoty Pi�ciu Galaktyk i mieli dost�p do legendarnej Wielkiej blioteki, przy kt�rej wszystkie papierowe ksi��ki w Biblos by�y ni-i! Jedno s�owo wystarcza�o im, by uzyska� odpowied� na ka�de lie pod s�o�cem. Pod miliardem s�o�c, je�li mo�na by�o wierzy� te�ciom o przesz�o�ci.
c� Larka przynajmniej pochwalali m�drcy. A co z Sar�? Zawsze
29
by�a ulubienic� Nela. Kocha�a zapachy, rytmy i materia�y zwi�zane z produkcj� papieru - do czternastego roku �ycia, gdy nagle odkry�a w sobie talent.
Nelo wini� za to sw� zmar�� �on�, kt�ra wtargn�a w jego �ycie w tak niezwyk�y spos�b i k�ad�a dzieciakom do g�owy dziwne opowie�ci i ambicje.
Tak, to wszystko by�o win� Meliny...
Ciche kaszlni�cie wyrwa�o Nela z chaosu przenikni�tych uraz� my�li. Zamruga� powiekami, gdy nad zniszczonym biurkiem popatrzy�a na niego para ciemnobr�zowych oczu. Ciemna sier�� otacza�a twarz tak podobn� do ludzkiej, �e nieostro�ni tracki czasami traktowali szympansy z uprzejmo�ci� nale�n� pe�noprawnym cz�onkom Wsp�lnoty.
- Jeszcze tu jeste�? - warkn�� Nelo.
Oblicze skrzywi�o si�, a nast�pnie przesun�o w lewo, ku magazynowi papieru, gdzie jeden z pomocnik�w Nela wyjmowa� podarte arkusze ze skrzyni na odpadki.
Cz�owiek zakl��. - Nie te �mieci, Jocko!
- Ale, panie, powiedzia�e�, �eby zebra� bezu�yteczne skrawki, kt�rych nie mo�emy sprzeda�...
Nelo pochyli� si�, by przej�� pod wielkim wa�em, poziomym dr�giem z twardego drewna obracaj�cym si� wok� osi, kt�ry nap�dza� pobliskie warsztaty, poruszany wod� przep�ywaj�c� przez wioskow� tam�. Przegna� Jocka.
- Niewa�ne, co powiedzia�em. Wracaj do kadzi... i powt�rz Calebowi, �eby nie przepuszcza� przez m�yn�wk� tyle wody! Do pory deszczowej jeszcze cztery miesi�ce. Przez niego zbankrutujemy za dwa!
Nelo sam przejrza� p�ki. Wreszcie wybra� dwie ryzy lekko uszkodzonych arkuszy obwi�zanych lianami. Nie by�y to w�a�ciwie braki. Kto� m�g�by zap�aci� za nie got�wk�. Z drugiej strony, po co by�o oszcz�dza�? Czy� m�drcy nie ostrzegali, by nie inwestowa� w dzie� jutrzejszy zbyt wiele dumy czy troski?
Gdy� wszystkie wysi�ki zostan� os�dzone i tylko niewielu zdob�dzie �ask�...
Nelo �achn�� si�. Nie by� religijny. Produkowa� papier. Ten zaw�d wymaga� pewnej wiary w to, �e czas jest czym� w zasadzie dobrym.
30
- Te wystarcz� dla twojej pani, Prity - powiedzia� ma�ej szym-pansicy, kt�ra okr��y�a biurko, wyci�gaj�c obie d�onie. By�a niema jak rewq, lecz s�u�y�a c�rce Nela w spos�b niedost�pny dla �adnej innej istoty na Jijo i zrozumia�y tylko dla niewielu . Wr�czy� szympansicy jedn� z ci�kich paczek.
- Drug� wezm� sam. Czas ju�, bym zajrza� do Sary, przekona� si�, czy ma co je��.
Niema czy nie, ma�pa potrafi�a wiele wyrazi� ruchami ga�ek ocznych. Wiedzia�a, �e papier jest tylko pretekstem.kt�ry ma umo�liwi� Nelowi przyjrzenie si� tajemniczemu go�ciowi Sary.
- Chod� ju� - warkn�� papiernik. - Nie zwlekaj. Rozumiesz, niekt�rzy z nas musz� pracowa� na �ycie.
Z po��czonej z tam� fabryki do lasu, w kt�rym �y�a wi�kszo�� mieszka�c�w wioski, prowadzi�o kryte przej�cie. Pal�ce �wiat�o s�o�ca jprzes�cza�o si� przez korony drzew tworz�ce naturalny kamufla�. Lecz itylko optymista m�g�by s�dzi�, �e owa zas�ona ukryje w po�udnie budynki przed pe�nymi determinacji poszukiwaniami prowadzonymi z kosmosu, a w�r�d Sze�ciu optymizm uwa�ano za �agodn� posta� herezji.
� Niestety, nie tak� herezj� wyznawa� najstarszy syn Nela. . Kamufla� wydawa� si� w dw�jnas�b problematyczny w przypadku wielkiej tamy. W przeciwie�stwie do zap�r wznoszonych przez qheue�-ich kolonist�w, kt�re odgradza�y ma�e sadzawki za barierami na�la-ij�cymi osuwiska lub stosy k��d, mia�a ona od jednego do drugiego ��ca rozpi�to�� r�wn� po�owie strza�u z �uku. Jej zarysy zamazywa�y szywe g�azy oraz kaskady melonowych pn�czy. Niemniej wielu ywa�oj� najbardziej ra��cym artefaktem na Zboczu, pomijaj�c nie-ire ze staro�ytnych buyurskich ruin. Rokrocznie, podczas DniaZarzu-/, radyka�owie wyg�aszali oracje domagaj�c si� jej zniszczenia.
A teraz Lark jest jednym z nich. - Nelojak zwykle skierowa� skarg� ducha zmar�ej �ony. - Czy s�yszysz. Melino? Sprowadzi�a� go ze >�, gdy przyby�a� z dalekiego po�udnia. Uczy si� nas, �e geny nie s� : wa�ne, jak wychowanie, ale czy wychowywa�em syna na podburza-ego mot�och apostat�? Nigdy!
'Zamiast w kamufla�u, Nelo pok�ada� wiar� w przodkach - za�o�y-
31
cielach, kt�rzy zasadzili swe zb��kane nasienie na Jijo, twierdz�c, �e nie b�dzie �adnych poszukiwa� prowadzonych z kosmosu. Nie wcze�niej ni� za jakie� p� miliona lat.
Zwr�ci� raz uwag� na ten fakt podczas dyskusji z Larkiem. Ku jego zdumieniu ch�opak zgodzi� si� z nim, po czym stwierdzi�, �e to nie ma znaczenia.
- Domagam si� drastycznych �rodk�w nie z obawy, i� nas z�api�, ale dlatego, �e to s�uszne.
S�uszne? Nies�uszne? Ob�ok przyprawiaj�cych o zawr�t g�owy abstrakcji. Lark i Sara nieustannie rozmawiali o podobnych andronach. Godzinami spierali si� o los i przeznaczenie. Czasami Dwer, dziki ch�opiec z lasu, wydawa� si� Nelowi naj�atwiejszy do zrozumienia.
Warsztat wiejskiego cie�li r�y gna� trocinami. Produkowano tam rury kanalizacyjne dla Jobeego, p�katego miejscowego hydraulika, kt�ry instalowa� je w domach, by doprowadza�y bie��c� wod� i odprowadza�y nieczysto�ci do do��w gnilnych. Wygody cywilizowanego �ycia.
- G��bokiego cienia, Nelo - odezwa� si� Jobee przeci�g�ym tonem zapraszaj�cym do tego, by zatrzyma� si� i pogada� z nim chwil�.
- Pochmurnego nieba, Jobee - odpar� Nelo z uprzejmym skinieniem g�owy, po czym ruszy� dalej. Co prawda, nie zaszkodzi�oby pogaw�dzi� sobie przez kilka dur.
Ale je�li si� po�apie, �e id� do Sary, wpadnie p�niej razem z po�ow� osady, �eby us�ysze�, czego si� dowiedzia�em ojej nowej zabawce... o nieznajomym z dziur� w g�owie.
Kiedy� by� skrzyd�owiewi�r ze z�amanym sterem ogonowym, kt�ry spad� na ziemi�, a kiedy indziej znowu ranne szczeni� toja. Wszystko, co by�o chore lub okaleczone, l�dowa�o w magazynie Nela, piel�gnowane przez Sar� w pude�ku wyk�adanym jego najlepszym filcem. Papiernik s�dzi�, �e jego doros�a c�rka ma ju� za sob� t� faz� - do chwili, gdy kilka dni temu wr�ci�a z rutynowej wyprawy szabrowniczej z rannym m�czyzn� miotaj�cym si� na noszach.
Dawniej Nelo sprzeciwi�by si� temu, by nieznajomy, nawet chory, zatrzyma� si� w nadrzewnym domku jego c�rki. Teraz cieszy� si�, �e co� odwr�ci�o jej uwag� od ci�kiej pracy i przerwa�o ca�oroczn� izolacj�. Jeden z mistrz�w cechowych Sary napisa� do niego niedawno, skar��c si�, �e uchyla si� ona od podstawowego obowi�zku kobiety z jej kasty. Sk�oni�o to Nela do wys�ania odpowiedzi, w kt�rej skarci� tamtego za
32
szczelno��. Niemniej zainteresowanie okazywane przez Sar� jakiemu� l�czy�nie by�o powodem nie�mia�ej nadziei.
Z krytego przej�cia Nelo dostrzeg�, jak miejs