5599
Szczegóły |
Tytuł |
5599 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5599 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5599 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5599 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DIRK STRASSER
patrz�c na �o�nierzy
Po raz pierwszy zjawili si� w porze z�otego nieba. Mikhael zobaczy�, jak
maszeruj� po bezchmurnym niebosk�onie: jasna sk�ra l�ni�ca niczym mleczne szk�o,
stopy wybijaj�ce bu�czuczny rytm z ka�dym krokiem, w�osy faluj�ce jak smugi
s�onecznego blasku. A obok nich maszerowa�y wielkie bestie o �uskach z grubej
sk�ry i �lepiach z p�ynnego z�ocistego ognia, bestie o pot�nie umi�nionych
cielskach i �agodnych twarzach. Chocia� wydawali si� niemo�liwie oddaleni, jak
gwiazdy, Mikhael czu� na twarzy lekki powiew ich oddech�w i s�ysza� ich
dziwaczne, niezrozumia�e okrzyki przes�czone przez powietrze.
- Kto to jest?! - zawo�a�. Adam b�dzie wiedzia�. Adam by� przecie� jego starszym
bratem i pracowa� na polach jak m�czyzna, odk�d Mikhael pami�ta�.
- �o�nierze - odpowiedzia� Adam i poci�gn�� za lejce, �eby zatrzyma� konia,
ci�gn�cego p�ug. - Jest wojna i wr�g zagra�a naszej granicy.
- Gdzie jest ta granica? - Mikhael os�oni� oczy, �eby lepiej widzie� �o�nierzy.
- Nie wiem. Daleko st�d. Ojciec tam by�. On ci opowie.
- A wr�g... kim jest wr�g?
- Braciszku, to nie s� tacy sami m�czy�ni jak my.
- Ale ja nie jestem m�czyzn� - zaprotestowa� Mikhael.
- Nie - przyzna� Adam i po namy�le doda�: - Ale wyro�niesz na m�czyzn�; a wtedy
b�dziesz inny dla wroga.
- Jak to?
- Mikhael, czasami zadajesz za du�o pyta�. �o�nierze s� nad nami, a ty potrafisz
tylko zadawa� pytania. Nie wystarczy ci, �e tam s�?
Mikhael wstrzyma� oddech, a� zakr�ci�o mu si� w g�owie. Wiedzia�, �e tylko w ten
spos�b mo�e si� powstrzyma� od kolejnego pytania. Adam nie lubi� zbyt wielu
pyta�. Wola� spokojnie pracowa� na polach, pod koniec d�ugiego dnia pokazywa�
ojcu, czego dokona�, i dobrze spa� w nocy. Mikhael lubi� sp�dza� wczesne poranki
w matczynej kuchni, a popo�udniami buszowa� po ojcowskiej farmie: skrzypi�ce
stare stodo�y, rdzawe stogi siana. Najbardziej lubi� zwiedza� zak�tki lasu
otaczaj�cego farm�, wspina� si� na s�kate stare drzewa i znajdowa� mroczne
kryj�wki, gdzie obmy�la� nowe pytania. Wiedzia�, �e r�ni si� od starszego
brata. Po nocach, kiedy rzuca� si� i wierci� na pos�aniu, kiedy my�li i pytania
bez odpowiedzi k��bi�y mu si� w g�owie, cz�sto �a�owa�, �e nie mo�e spa� tak
spokojnie jak Adam.
�o�nierze maszerowali przez reszt� z�otego popo�udnia. Adam w ko�cu oderwa� si�
od tego widoku, bo pami�ta�, �e ma robot�, ale Mikhael wci�� patrzy�. Widzia�,
�e jego brat od czasu do czasu zatrzymywa� si�, spogl�da� w g�r� i przekrzywia�
g�ow�, jakby usi�owa� z�owi� jaki� szept, a kiedy przy�apywa� si� na tym,
potrz�sa� g�ow�.
W ko�cu Mikhaela rozbola�a szyja. Znalaz� sp�achetek mi�kkiego mchu i po�o�y�
si�, �eby patrze� w niebo. Drobne k�aczki chmur przesuwa�y si� po twarzach
niekt�rych �o�nierzy. Mikhael zastanawia� si�, dlaczego ich nie odp�dz� jak
natr�tne owady. Lecz oni nawet si� nie skrzywili. Poch�d ci�gn�� si� pozornie
bez ko�ca i dopiero kiedy zapad� zmierzch, szeregi przerzedzi�y si� i �o�nierze
zacz�li znika� z nieba...
- Mikhael! - G�os matki d�wi�cza� ostr� nut�, co �wiadczy�o, �e wo�a�a go od
dawna.
Powoli podni�s� si� i ruszy� w stron� �wiate� farmy.
- Ogl�da�em �o�nierzy - powiedzia�, kiedy wszed� do domu. Zauwa�y�, �e matka
dziwnie na niego patrzy.
- Widzisz, co si� dzieje? - zapyta�a i Mikhael ju� chcia� odpowiedzie�, kiedy
zorientowa� si�, �e m�wi�a do ojca.
- Elika - mrukn�� ojciec - za bardzo si� przejmujesz.
- Jeste� tak samo niedobry jak on, Pavl - o�wiadczy�a matka. - Ile dzisiaj
zrobi�e�?
Mikhael pokr�ci� g�ow� i poszed� umy� si� przed wieczornym posi�kiem,
wytrz�sn�� z w�os�w rzepy i nasiona. Po raz pierwszy s�ysza�, jak rodzice m�wi�
do siebie po imieniu.
R�owe i fio�kowe snopy s�onecznego blasku przeszywa�y powietrze tego dnia,
kiedy �o�nierze wr�cili. Tym razem maszerowali ni�ej, bli�ej ziemi, a ich
okrzyki sp�ywa�y w d� jak opadaj�ce li�cie. Mikhael widzia� teraz, �e to, co
bra� za b�yszcz�c� sk�r�, w rzeczywisto�ci by�o zbroj� z jasnego metalu. Bestie
wydawa�y si� mniej liczne ni� poprzednio, mia�y oczy nabieg�e czerwieni� i
c�tkowan� sk�r�. Sami �o�nierze maszerowali jak przedtem, z zaci�ni�tymi
szcz�kami, nie spogl�daj�c ani w lewo, ani w prawo. W ich d�oniach Mikhael
zobaczy� b�yski srebra.
- Co to jest? - zapyta�.
- �o�nierze - odpar� Adam. - Na granicy jest wojna. Przecie� wiesz.
Otar� pot z czo�a wierzchem d�oni, chocia� lato ju� dawno min�o i sko�czy�y si�
upa�y.
- Nie, to pami�tam. Pyta�em o srebro w ich r�kach.
- Braciszku, to bro�. �o�nierze zawsze nosz� bro�.
Mikhael wydawa� si� zmieszany.
- Nie pami�tam, �eby ostatnim razem mieli bro�.
Adam zniecierpliwi� si�.
- Ostatnim razem te� mieli bro�. Nie widzia�e� jej, bo �o�nierze byli dalej.
- A po co im ta bro�?
Adam rzuci� motyk� na ziemi�. Twarz mia� zarumienion�, kiedy spogl�da� w niebo.
- Bro� - powt�rzy� Mikhael. - Powiedz mi, po co jest bro�.
Adam g��boko zaczerpn�� tchu.
- Oni nas chroni� - oznajmi�. - Pomagaj� nam pokona� wroga.
Tego wieczoru po kolacji Mikhaela wcze�nie odes�ano do ��ka, a Adam i rodzice
rozmawiali przyciszonymi g�osami.
W nocy Mikhael nie m�g� spa�. Zdawa�o mu si�, �e �o�nierze maszeruj� tu� za
�cian� jego pokoju. Odrzuci� koc i podszed� do okna. Wyjrza� w bezksi�ycow�
ciemno��. Zerwa� si� wiatr, ga��zie drzew trzeszcza�y i j�cza�y w dziwacznym
rytmie. Po niebie usianym gwiazdami przemyka�y ulotne p�cienie.
- Ci�gle maszeruj�? - Adam nagle znalaz� si� obok Mikhaela.
- Czemu si� zbudzi�e�, Adamie? Zawsze �pisz tak mocno.
- To prawda, braciszku, ale tym razem nie mog�em zasn��. - Adam zni�y� g�os do
szeptu: - S�ysz� �o�nierzy.
- Ja te�, ale nie rozumiem, co m�wi�.
- Ja rozumiem.
- I co...? - Mikhael poczu� na ramieniu mocny u�cisk d�oni Adama i wiedzia�, �e
brat nie chce, �eby doko�czy� pytanie. Zawaha� si�, potem powiedzia�: - Tym
razem nie zatrzymali si� o zmierzchu.
- Nie.
- Dlaczego nie, Adamie?
Mikhael odwr�ci� si� i popatrzy� na brata. Jeszcze nigdy nie widzia� na jego
twarzy takiego wyrazu: twardego, z mocnym zarysem szcz�ki.
- Nie zadawaj tylu pyta� - poradzi� mu Adam. - Pytania bywaj� niebezpieczne.
- Powiedz mi, to nie b�d� ju� pyta�.
Adam westchn��.
- Wr�g, kt�ry zagra�a naszym granicom, ro�nie w si��. Potrzeba wi�cej �o�nierzy.
Mikhael spojrza� w gwiazdy. Co� srebrnego b�ysn�o na niebie i znik�o.
Wstrzyma� oddech.
Po wyje�dzie Adama na granic� Mikhael musia� pracowa� na polu przez ca�e dnie,
chocia� jeszcze nie dor�s�. Nie m�g� ju� sp�dza� porank�w w kuchni z matk�, co
mu nawet odpowiada�o, poniewa� ona ostatnio tyle p�aka�a, �e rozmowa z ni� nie
sprawia�a �adnej przyjemno�ci.
Szybko jednak zm�czy� si� monotonn� har�wk� na polach i coraz g��biej zapuszcza�
si� w lasy wok� farmy. Codziennie w�drowa� troch� dalej i napotyka� drzewa
coraz starsze, coraz bardziej s�kate.
- Powiedz mi, ile masz lat - zapyta� pewnego masywnego d�bu.
Cichy szelest stanowi� jedyn� odpowied�, lecz ch�opiec wyobrazi� sobie, �e
s�yszy szept starca: "Jestem starszy od twoich �o�nierzy. Jestem starszy od
twoich �o�nierzy".
- Nie rozumiem ci�. - Mikhael zap�aka�, a li�cie ogromnego d�bu �mia�y si� z
niego.
Ale Mikhael wiedzia� jedno: chcia� w�drowa� ponad ziemi�, jak �o�nierze. Zacz��
wspina� si� po w�lastym pniu. St�umione �miechy trzepota�y wok� niego, a kiedy
dotar� na najwy�sze ga��zie, li�cie zakry�y go i �askota�y po twarzy z ka�dym
powiewem wiatru.
- Chc� maszerowa� po niebie jak �o�nierze - oznajmi�, a li�cie przesta�y
szepta�.
- Przem�w do mnie, d�bie! - zawo�a�. - Powiedz mi, jak wej�� na niebo.
Nie by�o odpowiedzi.
Mikhael powoli przesun�� si� wzd�u� ga��zi, a� zacz�a ugina� si� pod jego
ci�arem. Podni�s� wzrok na niebo prze�wiecaj�ce spomi�dzy li�ci nad jego g�ow�.
- Nie musisz mi m�wi� - powiedzia�, kiedy nie m�g� ju� znie�� ciszy. - Chyba
wiem.
Nie patrz�c w d�, odepchn�� si� od ga��zi.
- Jeste� g�upi - m�wi� g�os ojca. - Czemu nie mo�esz by� podobny do brata?
- Daj mu spok�j, Pavl. On musi odpocz��. I tak jest za m�ody, �eby pracowa� ca�y
dzie� na polu.
Pierwsze, co zobaczy� Mikhael, kiedy odzyska� wzrok, to by�y za�zawione,
zaczerwienione oczy matki. Potem dostrzeg� twarz ojca, czerwon� z gniewu.
- Powiniene� pracowa�, a nie spada� z drzew.
Mikhael poczu� b�l promieniuj�cy z prawego biodra, kiedy poruszy� si� w ��ku.
- Ale ojcze, ja chcia�em chodzi� po niebie.
- Co? Co� ty powiedzia�?! - Pavl spiorunowa� wzrokiem syna.
- Zostawmy go teraz, Pavl. Powinien zasn��.
- Czekajcie - zawo�a� Mikhael. - Prosz�... powiedzcie mi, dok�d pojecha� Adam.
Ojciec pokr�ci� g�ow�.
- Ch�opak jest p�przytomny, ale ci�gle zadaje pytania.
- Pojecha� na granic� - powiedzia�a matka. - Przecie� wiesz.
- Tak - przyzna� Mikhael - wiem. Ale... gdzie jest ta granica?
- Daleko st�d - ojciec wci�� kr�ci� g�ow� - ale si� zbli�a.
- Dlaczego?
Ojciec parskn�� kr�tkim, ponurym �miechem.
- Tak ju� jest z granicami, Mikhael. Ci�gle si� przesuwaj�.
- A co tam si� dzieje?
Ojciec u�miecha� si� nieznacznie, prowadz�c matk� do drzwi.
- Bardzo du�o tam si� dzieje - powiedzia�. - Jest du�o p�aczu i ludzie spadaj� z
drzew.
Nast�pnym razem, kiedy pojawili si� �o�nierze, wiatr szary jak popi� smaga�
ziemi� i p�dzi� przed sob� chmury br�zowych i ��tych li�ci. Tym razem
maszerowali bardzo blisko, tu� nad wierzcho�kami drzew. Mikhael nie nak�adaj�c
kurtki wyskoczy� z ciep�ej matczynej kuchni i wybieg� przed dom.
Ale tym razem �o�nierze wygl�dali zupe�nie inaczej - mo�e tylko dlatego, �e
maszerowali tak nisko. Widzia�, �e byli nieogoleni, �e w�osy mieli zmierzwione i
matowe, nosy du�e i rozdymali nozdrza. Ich zbroje by�y r�wnie szare jak chmury,
kt�re przyciska�y ich do ziemi, r�wnie poskr�cane i powyginane. Bestie krocz�ce
obok nich, jak teraz zobaczy�, to nie by�y wcale bestie, tylko dziwne metalowe
maszyny, kt�re wydawa�y j�kliwe odg�osy zag�uszane przez wiatr.
- Wejd� do domu! - krzykn�a matka, kt�ra wysz�a za nim.
- Ale �o�nierze - zaprotestowa� Mikhael - oni wr�cili.
- Nie patrz na nich, Mikhaelu. Zabraniam ci patrze� na �o�nierzy.
- Wejd� do �rodka, Eliko. - Mikhael odwr�ci� si� i zobaczy�, �e ojciec nadszed�
z pola. - Mikhael i ja popatrzymy razem.
- Nie! - zawo�a�a. - Nie pozwol� na to drugi raz.
- Eliko, wejd� do �rodka, dobrze? Zajm� si� ch�opcem.
- Ale... pola... nie mo�esz po prostu zostawi�...
- Eliko, zostaw nas, powiedzia�em! - rozkaza� ojciec twardym g�osem. - Pola
prawie obumar�y. Jedyna nadzieja, �e zima nie potrwa d�ugo i �o�nierze wkr�tce
przestan� maszerowa�.
Elika pr�bowa�a chwyci� Mikhaela, ale Pavl pchn�� j� na ziemi�. Spr�bowa�a po
raz drugi, a on uderzy� j� w twarz. Kiedy znowu chcia�a spr�bowa�, uni�s� r�k�
do ciosu. Tym razem podnios�a wzrok na niebo i splun�a w stron� �o�nierzy.
Krzykn�a, kiedy wiatr cisn�� jej plwocin� z powrotem w twarz. Nie m�wi�c ju�
ani s�owa, wsta�a, odwr�ci�a si� i wesz�a do domu.
Mikhael obejrza� si� i przez chwil� widzia� zgarbion� sylwetk� matki na tle
ognia. Potem znowu podni�s� wzrok na �o�nierzy. Ojciec po�o�y� mu r�k� na
ramieniu i nawet w porywistym wietrze Mikhael s�ysza� jego g��boki oddech.
- S�yszysz, jak mnie wzywaj�?
Mikhael wyt�y� s�uch i w szumie wiatru rozpozna� odleg�y zgie�k g�os�w, ale nic
wi�cej.
- Nie - odpowiedzia� wreszcie.
- Ja s�ysz� - szepn�� ojciec tak cicho, �e podmuch wiatru niemal porwa� te
s�owa, zanim dotar�y do uszu Mikhaela. Odwr�ci� si� do syna i mocniej u�cisn��
jego rami�. - Mam nadziej�, �e przestan� maszerowa�, zanim wezw� ciebie.
Mikhael spojrza� na nieogolon� twarz ojca, na jego ciemne, zmierzwione w�osy
rozwiewane szarym wiatrem. Zadr�a� przez chwil�, poniewa� wygl�da� dok�adnie tak
jak twarze na niebie. Tylko oczy mia� wilgotne.
- Ojcze, czy odejdziesz na granic�?
- Tak. Zanim granica przyjdzie tutaj.
Mikhael znowu popatrzy� na �o�nierzy. Ciemne chmury zdawa�y si� przygniata� ich
jeszcze mocniej do ziemi. Pochylali g�owy i garbili si�, �eby ich nie dotkn��.
- Oni nie wygl�daj� jak tamci pierwsi �o�nierze - powiedzia� Mikhael. -
Wygl�daj� jak ludzie, kt�rzy... - daremnie szuka� s��w.
- Wiem. Jak ludzie, kt�rzy musieli zosta� �o�nierzami.
Mikhael kiwn�� g�ow�. Patrzy�, jak ludzie i maszyny zostaj� zepchni�ci ni�ej.
Teraz ledwie unosili si� nad ziemi�, a chmury przypomina�y ciemny koc gro��cy im
zaduszeniem.
Rozleg� si� krzyk b�lu, kiedy jeden z �o�nierzy dotkn�� stop� gruntu. Wiatr
przywia� do nozdrzy Mikhaela kwa�ny od�r. Mikhael zakrztusi� si� i ma�o nie
zwymiotowa�.
- Co to jest? - zapyta�.
Ojciec r�wnie� si� wzdrygn��.
- Pot, zmieszanie i... strach.
Mikhael znowu poczu� ucisk na ramieniu.
- Chod�, pora wej�� do domu.
Kiedy odwr�cili si� do drzwi, Mikhael u�wiadomi� sobie, �e czuje ten od�r od
ojca.
W pierwszych dniach po odej�ciu Pavla na granic� Elika sama pr�bowa�a obrabia�
pola. Pr�bowa�a zmusi� starego konia, �eby ci�gn�� p�ug, ale ziemia jakby
broni�a si� przed ork�. Pavl mia� racj�: pola obumar�y.
Mikhael sp�dza� wi�cej czasu w lesie ze starymi drzewami. Odkry�, �e im g��biej
si� zapuszcza�, tym lepiej stare d�by os�ania�y go przed ostrym wiatrem, kt�ry
teraz bezustannie smaga� ziemi�. Ch�opiec nie pami�ta� zimy r�wnie ponurej i
mro�nej, a po odej�ciu ojca dom nigdy ju� nie by� r�wnie ciep�y jak dawniej.
Wdrapywa� si� na kolejne drzewa, ale stwierdzi�, �e �adne do niego nie
przemawia. Lubi� zamyka� oczy i siadywa� wysoko na ga��zi, poddawa� si�
pieszczocie li�ci i wyobra�a� sobie, �e jest w niebie, maszeruje ra�nie i
rytmicznie jak pierwsi �o�nierze, kt�rych zobaczy� tamtego odleg�ego letniego
dnia. Prawie w to uwierzy�, dop�ki silniejszy podmuch nie zachwia� wierzcho�kiem
drzewa; wtedy musia� otworzy� oczy i mocniej chwyci� si� ga��zi.
W ko�cu Elika zarzuci�a prac� na polach, ale odt�d nalega�a, �eby Mikhael
sp�dza� ca�e dnie razem z ni� w kuchni. Wygl�da� przez okno na czarne chmury,
kt�re k��bi�y si� na niebie jak tysi�ce zdychaj�cych w��w, na g�ste mg�y
p�yn�ce po ziemi jak melasa. Tydzie� po tygodniu patrzy�, jak krajobraz p�ka i
rozpada si� pod naporem.
Przesta� ju� pyta� matk�, czy �o�nierze kiedy� wr�c�. Gniewa�a si�, kiedy o nich
wspomina�, i zawsze odsy�a�a go do ��ka.
"Kiedy to si� sko�czy?" - chcia� wiedzie�.
"Oby jak najszybciej" - odpowiada�a. "To ju� trwa przez ca�� wieczno��".
Potem nadszed� dzie�, kiedy �o�nierze wr�cili.
- Matko! - krzykn�� Mikhael. - �o�nierze znowu przyszli.
Elika rzuci�a si� do okna.
Mikhael czu�, jak matka dr�y obok niego, kiedy patrzyli na �o�nierzy powoli
wy�aniaj�cych si� z mg�y. Zadygota�, jakby udzieli�o mu si� to dr�enie.
To by�o nie tak. Wszystko by�o nie tak.
�o�nierze szli po ziemi jak zwykli ludzie. I ju� nie maszerowali. Nie trzymali
rytmu. Pow��czyli nogami jak starcy: zgarbieni, pochyleni, o niepewnych,
sztywnych ruchach.
I szli w niew�a�ciwym kierunku.
- Matko, granica jest po drugiej stronie - powiedzia� Mikhael.
Elika jeszcze silniej zadr�a�a.
- �o�nierze wracaj�. Oni wracaj�. Chyba ju� si� sko�czy�o.
- Czy to znaczy, �e ojciec i Adam wr�c�?
- Mam nadziej�, Mikhaelu.
- Ale tak musi by�. Je�li si� sko�czy�o, oni musz� wr�ci� do domu.
Elika nie odpowiedzia�a. W milczeniu wyt�a�a wzrok, �eby dojrze� przez zas�on�
mg�y twarze powracaj�cych �o�nierzy.
Nagle mg�a zacz�a si� podnosi� i jaki� blask przebi� szaro��. Przez chwil�
Mikhael my�la�, �e powr�ci z�ociste niebo pierwszego marszu, ale potem zobaczy�,
�e ten blask jest inny. Ten blask by� czerwony i mro�ny. Kiedy mg�a si�
rozwia�a, Mikhael zobaczy� rzek� krwi rozci�gaj�c� si� a� po horyzont. Widzia�
�o�nierzy przez opary krwi.
Byli tam m�czy�ni z po�ow� twarzy, m�czy�ni z bliznami jak bruzdy na polu,
m�czy�ni bez n�g, bez r�k, bez ust i nos�w, m�czy�ni z ko�czynami wykr�conymi
pod dziwacznym k�tem, m�czy�ni o cia�ach jak worki kartofli, m�czy�ni z
opadaj�cymi szcz�kami, m�czy�ni z wn�trzno�ciami wylewaj�cymi si� przez otwarte
rany, m�czy�ni z pasami cia�a zwisaj�cymi jak mokre �achmany; spaleni m�czy�ni
ze sk�r� jak popi�, po�amani m�czy�ni z ko��mi stercz�cymi jak zwapnia�e
w��cznie, �lepi m�czy�ni z pustymi oczodo�ami zamiast oczu, g�usi m�czy�ni z
dziurami po bokach g�owy, p�m�czy�ni, �wier�m�czy�ni i m�czy�ni ca�kiem
niepodobni do ludzi.
Mikhael wrzasn�� i odwr�ci� si� do matki.
- To nie �o�nierze! - zaszlocha�. - Gdzie s� �o�nierze?
Elika sta�a w milczeniu i bada�a wzrokiem kolejne twarze podobne trupim
czaszkom. Mikhael chcia� si� odwr�ci�, ale chwyci�a go za rami�.
- Patrz na nich. - Splun�a. - Teraz na nich patrz. Tak wygl�daj� �o�nierze.
Mikhael zwymiotowa�.
Mija� dzie� za dniem, a Pavl i Adam nie wracali. Elika robi�a si� coraz bardziej
milcz�ca. Mikhael pr�bowa� z ni� rozmawia�, ale rzadko wypowiada�a wi�cej ni�
dwa s�owa, wi�c zostawi� j� w spokoju. �o�nierze przechodzili teraz
sporadycznie, zawsze po ziemi i w kierunku przeciwnym do granicy. Nie
maszerowali ju� d�ug� procesj�, przecinali pola na skraju farmy pojedynczo lub w
ma�ych grupkach. Wielu z nich wcale nie mog�o chodzi�, tylko czo�gali si� na
czworakach po zimnej, twardej ziemi.
Kilkakrotnie Elika wybiega�a z domu wo�aj�c imi� Pavla lub Adama, kiedy zdawa�o
jej si�, �e zobaczy�a kt�rego� z nich. Ale za ka�dym razem to by�a pomy�ka i
wita�y j� tylko zimne, puste spojrzenia.
W ko�cu zrezygnowa�a i zupe�nie przesta�a wychodzi� z domu. Siedzia�a przy stole
ty�em do okna i wpatrywa�a si� w pust� �cian�.
Potem pewnego popo�udnia us�ysza�a, �e kto� wo�a jej imi�. Najpierw my�la�a, �e
jej si� przy�ni�o, ale potem us�ysza�a to znowu: wyra�nie, chocia� z wysi�kiem
wym�wione jej imi� i niczyje inne. G�osem m�czyzny.
Otworzy�a drzwi i wybieg�a w szar�, targan� wiatrem mg��, kt�ra teraz ci�gle
otacza�a dom.
- Elika!
Wo�anie dochodzi�o z pola, wi�c pobieg�a w tamt� stron�. Na ziemi le�a�
m�czyzna. Palce i kolana mu krwawi�y, dygota� niepowstrzymanie. Spojrza�a na
jego pobli�nion� twarz i zobaczy�a oczy wyprane ze wszystkiego pr�cz szarej
pustki.
- Pavl! - krzykn�a. - Wr�ci�e� do domu.
- Elika... us�ysza�a� mnie - powiedzia� obcym g�osem. - Wiedzia�em, �e jestem
blisko, ale my�la�em, �e umr� tutaj samotnie.
- Nie umrzesz, Pavl. - Zap�aka�a. - Wr�ci�e� do domu.
Nachyli�a si� i delikatnie przy�o�y�a policzek do jego pokiereszowanej twarzy.
- Granica jest jak zwierz�, kt�re o�ywili�my - Pavl zadr�a� pod dotykiem Eliki.
- A teraz si�ga po nas.
- A Adam? - szepn�a, odsuwaj�c si� lekko.
- �a�uj�... - wydusi� z siebie Pavl po chwili milczenia. - Naprawd� �a�uj�. Ale
nie mog�em go powstrzyma�, nawet gdybym chcia�. To by� zew, rozumiesz...
Nagle zesztywnia�.
- Mikhael... gdzie on jest? - zapyta� natarczywie.
- No... nie wiem. - Elika przegarn�a w�osy palcami. - Ostatnio nie bardzo si�
nim zajmowa�am... on...
- Kiedy widzia�a� go ostatni raz?
Elika rozp�aka�a si�.
- Nie... nie wiem.
B�l przemkn�� przez twarz Pavla.
- Znajd� go. Musisz go znale��.
Jej oczy biega�y na wszystkie strony jak w ataku paniki.
- On pewnie jest w ��ku... albo pracuje gdzie� daleko na polu... albo...
Pavl wbi� palce w cia�o Eliki. Zdziwi�a si�, �e zosta�o mu jeszcze tyle si�y.
- Musisz go znale��. On musi tutaj by�. - Przysun�� twarz bli�ej do twarzy
Eliki. - Teraz wzywaj� dzieci.
Elika potrz�sn�a g�ow�, nie rozumiej�c, o czym m�wi�.
- Elika, s�yszysz mnie? Powiedzia�em, �e teraz wzywaj� dzieci... na granic�.
Tylko one im zosta�y.
Elika zamkn�a oczy, jakby ogarn�y j� md�o�ci.
- Nie! - krzykn�a. - Nie Mikhael. Nie on. Nie Mikhael.
Pavl pr�bowa� si� podnie��, ale by� za s�aby.
- Znajd� go! Zostaw mnie tutaj i znajd� go! Mo�e jeszcze nie odpowiedzia� na
wezwanie.
Elika wsta�a i pobieg�a z powrotem do domu.
- Mikhael! - wo�a�a i nas�uchiwa�a odpowiedzi. Wbieg�a do jego sypialni, ale
��ko wygl�da�o tak, jakby od dawna nikt w nim nie spa�.
- Mikhael! - krzycza�a, a� echo odbija�o si� od �cian.
- Mikhael! - krzycza�a, wybiegaj�c z powrotem w zimn� szar� mg��.
Tylko wiatr �wista� jej w uszach.
Potem co� do niej przem�wi�o, d�wi�k, kt�ry wkrad� si� w �wist wiatru, d�wi�k,
jakiego nie s�ysza�a jeszcze nigdy.
Drzewo.
Pobieg�a przez rozorane, wyboiste pola, a� dotar�a do lasu. Wiatr ucich�, jak
tylko wesz�a pomi�dzy drzewa, �agodne szepty sp�yn�y ku niej spomi�dzy li�ci.
Im g��biej wchodzi�a w las, tym g�o�niej rozbrzmiewa�y szepty. Dotar�a do
wiekowego d�bu i podnios�a wzrok na najwy�sze ga��zie, na skulon� tam posta�.
- Mikhael?
Posta� poruszy�a si� lekko, potem o�y�a. To by� jej syn. Przeci�gn�� si� jakby
przebudzony z d�ugiego snu, potem zacz�� schodzi� na ziemi�.
Kiedy stan�� obok niej, Elika chwyci�a go w ramiona i przycisn�a mocno do
piersi.
- Mikhaelu, nie s�ysza�e� wezwania.
- S�ysza�em, ale drzewo powiedzia�o mi, �ebym nie szed�. Wiesz, jest starsze od
�o�nierzy.
Elika pog�adzi�a go po twarzy i przeczesa�a palcami strzech� jego br�zowych
w�os�w.
- I wiesz, co jeszcze mi powiedzia�o?
Elika pokr�ci�a g�ow�.
- Nie ma granicy - oznajmi�. - Nie ma �adnej granicy.
Mocno trzymaj�c si� za r�ce, wyszli z lasu na pole, gdzie le�a� Pavl.
Prze�o�y�a Danuta G�rska
DIRK STRASSER
Urodzi� si� w 1959 r. w Offenbach w Niemczech, ale niemal ca�e �ycie sp�dzi� w
Australii. Do tej pory opublikowa� 13 ksi��ek, g��wnie z dziedziny SF, oraz
dziesi�tki opowiada�, kt�re ukazywa�y si� w czasopismach i antologiach na ca�ym
�wiecie. Jest wsp�wydawc� profesjonalnego australijskiego pisma SF "Aurealis".
Opowiadaniem "Patrz�c na �o�nierzy" debiutuje na �amach "NF".
(anak)