5594

Szczegóły
Tytuł 5594
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5594 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5594 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5594 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRZEJ ST�PNIEWSKI Babylon Square Bior�c pod uwag� filozofi� Dalajlamy i ca�ej reszty zakwaszonych Buddyst�w, mo�liwe, �e wszystko to by�o tylko z�udzeniem. Zbiorem wzajem okre�laj�cych si� przedmiot�w i zdarze�. Jak s�owa opisuj�ce w s�owniku inne s�owa. Albo elementy r�wnania, gdzie wiemy jedynie, czym jest x wobec y, ale nie czym jest po prostu. Mo�na te� p�j�� w stron� solipsyzmu. Powiedzie�, �e to z�udzenie jedynej istniej�cej istoty, i to w dodatku chorej, bo maj�cej zwidy. Jedynej istniej�cej, czyli g��wnego bohatera wydarze�, kt�ry w�a�nie ogl�da �lady krwi na �cianie hotelowego pokoju w jednej z obskurniejszych dzielnic miasta i obraca w g�owie szalone pomys�y. Je�eli jednak pomys�y te odrzuci� i uzna� realno�� otaczaj�cego �wiata, to przez okno wida� szare mury Babylon Square, nieliczne latarnie o�wietlaj� pornograficzne graffiti na �cianach kanciastych budynk�w, jakby troch� kiepsko wyrenderowanych; br�zowiej�ca trawa zarasta szczeliny pomi�dzy p�ytami chodnikowymi, na kt�rych le�� niedopa�ki papieros�w, joint�w i szk�o butelek po piwie, a kawa�ek dalej, pod �awk�, co� jakby strz�py damskiej bielizny. A mo�e podarta gazeta? Nieliczne latarnie s� jedynym �r�d�em �wiat�a, kt�re wpada przez okno i o�wietla te cholerne plamy krwi na tapecie obok uchylonych drzwi drugiego pokoju. Przez szpar� wida� �ydk� le��cej na pod�odze kobiety. �ydka ko�czy si� czarnym bucikiem na wysokim obcasie, a wok� niej rozp�ywa si� ka�u�a. Ka�u�a jest zarazem lustrem nieokre�lonego koloru odbijaj�cym okno przes�oni�te rozwartymi �aluzjami, ale bohater ju� wie, �e to kolor czerwony, �e to krew tej kobiety, �e kobieta nie �yje i �e filozoficzne problemy realno�ci bytu lepiej odsun�� na p�niej. Na pytania - dlaczego kobieta nie �yje? i co robi� w takiej sytuacji? - nie by�o ju� prostych odpowiedzi. Chcia� si� zabawi�, poderwa� w barze dziewczyn�, zaci�gn�� do taniego hotelu, poprosi�a o co� do zakurzenia przed seksem, wi�c wyszed� po skr�ta, wraca z p�on�cym w z�bach i rozsiewaj�c zapach firmowej marihuany Philipa Morrisa zastanawia si� nad ontologi� plam krwi na �cianie. Trzeba zwiewa�, zanim zjawi� si� gliny. "Jaki� chory �wir zabi� mi lask�, wi�c trzeba si� zmywa�, bo wy�l� mnie zamiast niego na krzes�o elektryczne. W moim pokoju hotelowym le�� jej zw�oki, a jego nikt pewnie nie widzia�. Trzeba si� zmywa�. Proste". Obdrapane drzwi trzasn�y i Czajnik wybieg� na korytarz. Potem na hol. Potem na ulic�. Skr�t wci�� p�on�� mu w z�bach, a smu�ka dymu ci�gn�a si� za nim jak cie�. Nie zdawa� sobie sprawy, �e wci�� biegnie. Nieliczni przechodnie ust�powali mu z drogi i ogl�dali si� jak za wariatem. Z�o�liwy starzec, siedz�cy zazwyczaj na rogu Babylon Square i Trzeciej Poprzecznej, wyci�ga� nogi na p�ytach chodnikowych. "Kolejny �wir ze zlasowanym od shivy m�zgiem" - zaklasyfikowa� zbli�aj�ce si� zjawisko i jak to mia� w zwyczaju, postanowi� podstawi� mu nog�. Schowa� si� we wn�ce za plecami. Czajnik jak d�ugi wyci�gn�� si� na ziemi. Skr�t wypad� mu z ust i zdobycz potoczy�a si� wprost pod nogi starca. - Jak �azisz, popapra�cu? - wydar� si� staruch chowaj�c skr�t za plecy. Czajnik zda� sobie spraw�, �e wok� pe�no jest �wiadk�w, kt�rzy zobacz� w nim panicznie przestraszonego morderc�, uciekaj�cego z miejsca zbrodni. Tak przynajmniej b�d� zeznawa�, gdy po wykryciu morderstwa policja pyta� ich b�dzie, czy nie widzieli czego� podejrzanego. Jednym z takich potencjalnych �wiadk�w jest ten w�a�nie z�o�liwy dziad. "Ale dziadostwo" - pomy�la� i podni�s� si� w stanie absolutnego zoboj�tnienia, kt�re nagle nie wiadomo sk�d si� pojawi�o. Nast�pnie otrzepa� ubranie, zapali� papierosa i dostojnym krokiem odszed� w stron� metra. Pierwszy dzie� wrze�nia by� dla funkcjonariuszy czym� wyj�tkowym. Czeka�o si� na� z ut�sknieniem. Pieczo�owicie robione kluseczki grza�y si� w termosach, s�oiki grzybk�w czeka�y na otwarcie, kobiety stroi�y si� w swojej kajucie, niekt�re u�ywa�y nawet prawdziwej szminki, panowie umyli z�by, a szefowa wzi�a zerograwitacyjny prysznic, co by�o nie lada przywilejem po awarii filtr�w systemu zamkni�tego, kiedy tak oszcz�dzano wod�. Misja Mi�dzyplanetarna Pierwszego Stopnia z prawem do pierwokupu napotkanych z�� shivy w kolejn� rocznic� za�o�enia mog�a pozwoli� sobie nawet na dostaw� prawdziwych klusek dla swoich mi�dzyplanetarnych funkcjonariuszy. Specjalny statek dostawczy dobi� wczoraj i by�y to chyba najdro�sze kluski w uk�adzie s�onecznym - licz�c po sto tysi�cy dolar�w od frachtu kilograma czegokolwiek na tak du�� odleg�o��, jaki� milion dolar�w. Kucharz zapewne wola�by �adunek wykwintnego i rzadkiego dania cennego dla restauracyjnych snob�w, ale przestrze� mi�dzy Jowiszem a Saturnem przecinana by�a przez grup� grubia�skich fanatyk�w klusek. Sieci� przysz�o od kierownictwa kilka list�w pochwalnych, zdj��, rodzinnych film�w, korespondencja z bliskimi, par� laurek i podobne duperele, kt�rych warto�� w por�wnaniu z kluskami dla funkcjonariuszy by�a �adna. Klusek z pocz�tku zreszt� w og�le si� nie jad�o, tylko w�cha�o. Przez jak�� godzin�, aby nasyci� si� tym tak rzadkim specyfikiem. Proces konsumpcji nast�powa� dopiero umownym wieczorem (jak tu trzyma� cykl dobowy, kiedy s�o�ce nie wschodzi, nie zachodzi, tylko niewiele wi�ksze od du�ej gwiazdy zagl�da przez jedyny wizjer, a wszystkie pory dnia s� wzgl�dne). Czajnik przebywa� w przyczajeniu. "To nie ja j� zabi�em" - powtarza� sobie cz�sto po niewyja�nionym morderstwie w hotelowym pokoju, aby nie straci� wiary. Bo mimo �e naprawd� jej nie zabi�, nadchodzi�y momenty, kiedy nie by� ju� tego pewien. By� mo�e w hotelu przy Babylon Square urwa� mu si� film i nic nie pami�ta? Mo�e dosta� wtedy kociego rozumu, jakiego� ataku, wysz�o z niego jak mister Hyde jakie� ciemne, krwawe alter ego i pope�ni�o zbrodni�? Ale film nie urwa� mu si� przecie�. Tego dnia wypi� tylko dwa piwa. No i zapali� skr�ta. Film nie m�g� mu si� urwa� po tak ma�ej dawce substancji odurzaj�cych. Zna� sw�j organizm. Sumienie na przemian bola�o jak sparzony palec, to przechodzi�o w stan zoboj�tnienia, czyli totalnej olewki. Wiedzia�, �e w ko�cu wszystko minie, ale fakt ten, zamiast podnosi� na duchu, by� powodem kolejnych wyrzut�w. D�uba� w nosie zapa�kami i obgryza� paznokcie, ale niewiele to pomaga�o. Zamykany za m�odu przez rodzic�w w lod�wce cierpia� na awersj� wobec niskich temperatur. Gor�czkowa� si� wi�c. A mo�e jednak prze�y�a? Trudno jest dzi� opisa� sytuacj� Czajnika wiele lat po tamtych wydarzeniach. Zw�aszcza �e wszystkie one, mimo �e dosy� absurdalne, maj� zwi�zek z kluskami w przestrzeni pomi�dzy Jowiszem a Saturnem w dziesi�� lat po pewnej rozmowie w zoo i po tamtym niewyja�nionym morderstwie w hotelowym pokoju przy Babylon Square. Dzi� cia�a konsument�w owych klusek spoczywaj� w przestrzeni absolutnie nieruchomo, w czym podobne s� do cia�a Czajnika. Istnieje jednak pewna podstawowa r�nica. Czajnik wci�� jeszcze �yje, a konsumenci klusek nie. "10 goto 10" - okre�li�by jego stan stary przyjaciel imieniem Zygi (z�o�liwie przez niekt�rych nazywany Rzygi), kt�ry zjawi� si� w tamtych dniach w lokum Czajnika przy�apuj�c go na przyczajaniu si�. Zygi by� autentycznym bezistnieniowcem. Przeszed� trzeci� faz� o�wiecania i pustka b�d�ca przestrzeni�, b�d�ca umys�em, nie kry�a mu si� przyobleczona iluzj� �wiata. Tak przynajmniej twierdzi�. O�wiecanie za pomoc� specyfiku o nazwie shiva, wydobywanego w kosmosie mi�dzy innymi przez fanatyk�w klusek, kosztowa�o go wiele zdrowia i pieni�dzy. Inwestycja jednak op�aca�a si�. Wzgl�dnie. W starej terminologii nazwa� by go mo�na Budd�, dzi� jednak nie u�ywa si� ju� takich s��w, uwa�aj�c, �e maj� zbyt zabobonne brzmienie. Jako bezistnieniowiec Zygi by� nie�le op�acany przez prywatne agendy wywiadowcze. Kiedy dochodzi si� do wniosku, �e �wiat jest iluzj� - a na tym z grubsza polega o�wiecenie, okazuje si�, �e iluzj� t� mo�na manipulowa� - a na takich umiej�tno�ciach o�wiecenie polega w szczeg�le. Zygi zjawi� si� zatem u Czajnika, jak to mia� w zwyczaju, wychodz�c ze �ciany pod postaci� starej, grubej, nagiej kobiety o t�ustych w�osach i rysach twarzy makabrycznie wykrzywionych, a nast�pnie dokona� p�ynnej metamorfozy do kszta�t�w swego naturalnego cia�a. Czajnik le�a� pod��czony do sprz�tu i w jego g�owie tkwi� wirtualny obraz komputera ze staromodn� klawiatur� i mysz�, przed kt�rym siedzia� grasuj�c po sieci, tak wi�c popis morfingu dany przez Zygiego nie mia� widz�w. - Tak, jak my�la�em. Nadwer�asz neurony. Od��cz si�, bo g�owa spuchnie ci jak cyferblat. Czajnik pracowa� tylko na staromodnych interfejsach u�ytkownika, a Zygi pojawia� si� nagle wychodz�c ze �ciany, po czym przeistacza� si� w siebie samego albo co gorszego. Zar�wno w przypadku Zygiego, jak i Czajnika by�a to kwestia przyzwyczajenia. - Pewnie znowu pojawiasz si� jak na pokazach kiczowatej holopornografii - odpar� Czajnik rozpoznaj�c go po g�osie. Od��czy� si� wyjmuj�c kabel z karku. Ta chwila po zaiskrzeniu ostatniego przerwanego z��cza, kiedy obraz pokoju powinien ju� pojawi� si� na siatk�wce, a wci�� jeszcze go nie ma, podoba�a mu si� najbardziej. Sekunda niebytu. - Oj, Czajnik, Czajnik... Znam ci� od stuleci i zawsze musisz si� wpakowa� w jak�� absurdaln� katastrof�. Teraz �cigaj� ci� gliny i my�l�, �e jeste� morderc�. Czajnik nie spyta�: "Jak si� o tym dowiedzia�e�?" Bezistnieniowc�w nie pyta si� o takie rzeczy. By�oby to mniej wi�cej tak samo g�upie jak pytanie "Sk�d wiesz, �e jest dzie�?" zadane przez �lepego widz�cemu. - Przecie� jej nie zabi�em... - odpowiedzia�. Zygi spojrza� na niego z ukosa. Czajnika troch� to zmiesza�o; jego chude nogi zacz�y dr�e�. - Przyszed�em ci� ostrzec. Za dwadzie�cia minut zjawi� si� tu po ciebie i wcale nie b�d� mili. Radz� si� zmywa�. Czajnik pracowa� w�a�nie nad przelewem tysi�ca dolar�w na swoje konto, �eby mie� na czynsz i jedzenie. Mia�o to wygl�da� na darowizn�, cho� Instytut Wspierania Rodzin Wielodzietnych wcale o tym nie wiedzia�. Od��czony od sieci zastanawia� si� idiotycznie nad kodami wej�ciowymi ich banku, kt�re rozpracowa�by zapewne w ci�gu godziny. Teraz przesta�o to mie� znaczenie. Pi�� minut p�niej szed� ulic� wygl�daj�c jak zupe�nie zwyczajny przechodzie�. Nie m�g� sobie darowa�, �e nie spyta� Zygiego, kto j� zabi�. Bo wiedzia� ju�, �e ona nie �yje. Zygi powiedzia� przecie�, �e gliny maj� go za morderc�. Za rogiem u�wiadomi� sobie, �e to niczego nie przes�dza. Ona mog�a prze�y�, je�li ten, kogo szukaj�, zabi� kogo� wcze�niej. Gliny wpad�y na trop seryjnego mordercy, kt�rego ostatniej ofierze uda�o si� prze�y�. Czy co� w tym stylu. Tylko, dlaczego dziewczyna nie powiedzia�aby wtedy, �e to nie on usi�owa� j� zabi�? Nie widzia�a mordercy i my�li, �e by� nim Czajnik? Cho� z drugiej strony najprawdopodobniej jest martwa, wi�c nic ju� my�le� nie mo�e. Czu�, �e je�eli jeszcze przez minut� b�dzie si� nad tym zastanawia�, wyl�duje u czubk�w. Jak ona mia�a na imi�? Dwa dni p�niej jego stara znajoma Doris zgarn�a go z ulicy. M�wi�a co� o pracy. Czajnik sta� si� obiektem jej zainteresowania jako haker. P�niej ju� nie tylko jako haker. Rozmowa zacz�a si� od tego, �e delfin si� utopi�. Dyrektor parku zoologiczno-widokowego Filip Karlschvinn by� za�amany. Ostatni delfin na tej p�kuli. No i co robi ostatni delfin na tej p�kuli? Topi si�! Na szcz�cie zachowa� si� kawa�ek p�etwy, wi�c b�dzie mo�na go sklonowa�. Reszt� cia�a zjad� ostatni na tej p�kuli rekin. Przys�uchuj�ca si� dyrektorowi m�oda, piegowata rzeczoznawczyni, czyli Doris, zaczyna si� pod�miewa�. A mo�e delfin nie umia� p�ywa�... Delfiny przecie� si� nie topi�. Delfin, cho� ssak, w wodzie powinien czu� si� jak ryba. No i tu dyrektor wyjawi� sedno sprawy. Wcze�niej jednak w konspiracyjnym odruchu przys�oni� �aluzje za masywnym jak i on sam, ciemnym biurkiem z ty�u swojego gabinetu. Sprawa poufna. Okaza�o si�, �e z p�ywaniem u delfina rzeczywi�cie nie by�o najlepiej. Jego materia� genetyczny by� zniekszta�cony w wyniku nieprzewidzianych mutacji podczas poprzednich klonowa� i o p�ywaniu delfin mia� mniej wi�cej takie poj�cie jak s�o� o fruwaniu. Pozornie by� w porz�dku. Mia� wszelkie niezb�dne dla delfina ko�czyny, p�etwy i tak dalej. Jednak nie potrafi� tym swoim optycznie idealnym cia�em odpowiednio porusza�. Co� jakby dziecko, kt�re nie nauczy�o si� chodzi� i zasuwa na czworakach, tylko �e jest ju� doros�e. Geny odpowiedzialne za wykszta�cenie odpowiednich u delfina struktur neuronowych, odpowiedzialnych za automatyczn� koordynacj� mi�ni podczas p�ywania, nale�a�o wi�c przeprogramowa�. Problem w tym, �e zoo nie dysponuje tak� technologi�. Przer�bki materia�u genetycznego na takim poziomie to �ci�le tajna domena wojskowych. Ka�dy wie, jakie m�zgi oni potrafi� wyhodowa�. Einstein wydaje si� p�g��wkiem. No i o to w�a�nie chodzi. Wojskowi babraj� si� w genach odpowiedzialnych za uk�ad nerwowy z tak� �atwo�ci� i precyzj�, jakiej... jakiej potrzebuje zoo, �eby przerobi� m�zg przyg�upiego niezdary delfina, �eby nauczy� si� p�ywa� - jak to uj�� dyrektor. Problem w tym, �e do tej tajnej technologii nie ma dost�pu. I dlatego w�a�nie j� tu wezwa�. To znaczy rzeczoznawczyni� do spraw bezpiecze�stwa sieci wewn�trznej zoo. Chodzi o to, �e t� tajn� technologi� nale�y wojsku wykra�� przez sie�. Matka Ziemia tego od nas wymaga. Doris musi mie� w�r�d swoich dawnych znajomych mn�stwo najwy�szej klasy haker�w, kt�rzy s� w stanie to zrobi�. "Ja si� rzeczoznawczyni o przesz�o�� nie pytam, ale je�eli kto� chroni sieci przed w�amaniami, sam musia� si� wcze�niej do takich sieci w�amywa�". I tak dalej. Dlatego Doris ma mu t� tajn� wojskow� technologi� dostarczy�, nie interesuje go jak, kto to zrobi, ile z�amie zabezpiecze� i przepis�w komunalnych b�d� prawa karnego. I tak dalej. Matka Ziemia wymaga od nas, �eby ostatni delfin na tej p�kuli umia� p�ywa� i to jest najwa�niejsze. Kropka. Kapitan statku kosmicznego Zielone Warzywo zauwa�y� Ich pierwszy. Statek nie istnia� ju� kilka lat, ale to w niczym nie przeszkadza�o. Kapitan przesuwa� si� wtedy z wolna wzd�u� swojego jak i statek nie istniej�cego cia�a, przebywa� mniej wi�cej mi�dzy swoim trzecim a czwartym �ebrem i sta�o si� - Oni pojawili si�. Pierwszy by� chudy i nieruchawy, tak jak i drugi zreszt�. Trzeci za to... Cha. Trzeci to by� w og�le! Niezwyk�y okaz! D�ugi ci�g zer i jedynek, kt�ry by� kapitanem, przelewa� si� na kszta�t uk�adu nerwowego przez sie� procesor�w symulowanych przez inn�, jeszcze mocniejsz� maszyn�, kt�ra by� mo�e te� by�a symulowana przez kolejn�, p�niejszej generacji, co musia�aby robi� dla zachowania kompatybilno�ci z wci�� rozbudowuj�cym si� systemem, cho� tej ostatniej kapitan nie by� ju� pewien... ci�g zer i jedynek b�d�cy stanami elektrycznymi poszczeg�lnych najdrobniejszych kom�reczek tego ca�ego cholerstwa, ci�g zer i jedynek wyra�aj�cy stan umys�u kapitana, wi�c ten ci�g przeszed� co� w rodzaju traumy na widok trzeciego i ostatniego. Kapitan mia� �wiadomo�� swojego fizycznego nieistnienia, mia� �wiadomo��, �e symulowanie jego m�zgu, jak i dowodzonego nim statku przez maszyn�, mo�e nie�� dziwne wra�enia, jednak to przechodzi�o wszelkie jego przewidywania. A poza tym - pierwsze komputerowo symulowane spotkanie z Obcymi nigdy nie by�o niczym przyjemnym. No, ale c� robi�, je�eli prawdziwych Obcych nie ma, a u�ytkownikom komputer�w chce si� dostarcza� gry nios�cej naprawd� mocne wra�enia... Kapitan autentycznie zaginionego statku po przeniesieniu stanu jego martwego, cudem odnalezionego m�zgu, wszystkich ewoluuj�cych w nim nieustannie po��cze� neuronowych, synaps, kory m�zgowej i ca�ego tego galaretowatego paskudztwa do odpowiednio utworzonych program�w symulacyjnych, sta� si� wi�c bohaterem kolejnej gry przygodowej pod tytu�em "Zielone Warzywo i Gumisie z Matplanety". Na co dawno przed zagini�ciem swojego statku (o zupe�nie innej zreszt� nazwie) wyrazi� pisemn� zgod� i za co otrzyma� niegdy� niema�� sumk�, kt�r� przepu�ci� w spos�b do�� rozpustny, nie z Gumisiami z Matplanety bynajmniej. Kiedy Trzeci skoczy� na kapitana i w�a�nie zaczyna� go wch�ania�, przemieniaj�c telepi�ce si� z przera�enia cia�o w pulsuj�cy, s�odki, gumowaty kisiel, Czajnik wy��czy� symulacj�. Czajnik zna� kapitana z dawnych czas�w, to znaczy sprzed jego �mierci. Teraz siedzia� w salonie gier i chcia� z nim po prostu pogada�, w czym skutecznie przeszkadza�y pojawiaj�ce si� tu i �wdzie Gumisie. Wystartowa� raz jeszcze, tym razem na absolutnie najni�szym poziomie trudno�ci i mia� nadziej�, �e do najbli�szego Gumisia maj� przynajmniej pi�� minut, na rozmow�. Bohater gry, gdy jeszcze �y�, nosi� ksywk� Dziki i nieraz pomaga� Czajnikowi w r�nych k�opotach. Czajnik natomiast rewan�owa� mu si� czasem jakim� komputerowym oszustwem. Dzi�ki jednemu z takich oszustw Dziki zosta� kapitanem statku kosmicznego. Wcze�niej po pijanemu wyrazi� Czajnikowi takie dziwne �yczenie, a ten, jakby na z�o��, tak�e w stanie upojenia, zrealizowa� jego pijan� wizj�. P�niej o Dzikim s�uch zagin��, a� powr�ci� nagle jako bohater gry komputerowej. Czajnik znowu mia� to groteskowe wra�enie, �e do reszty oszala�. Zawsze czu� si� tak, gdy rozmawia� z bohaterem gry komputerowej w salonie gier (bardzo kiepskim zreszt� i niebezpiecznym salonie) i �wiadomo��, �e bohaterem gry jest jego autentyczny cho� komputerowo symulowany kumpel, niewiele pomaga�a. Zreszt�, jak mo�na by� kumplem autentycznym symulowanym czy symulowanym autentycznym - po lekkiej zmianie znaczenia jednego wyrazu zdanie traci sens logiczny. - Cze��, Dziki. Witam ponownie. Jak tam si� miewasz po ostatnim gumisiu - wykrztusi�. - Kurwa, ale groteska, co... �eby mi dali cho� jakich� autentycznie przera�aj�cych obcych... Ale galaretowate, s�odkawe paskudztwo w kszta�cie misia z dobranocki?! Walka z gumisiami to nie s� przelewki... To s� p�ynne przelewy mojego cia�a. - B�d� si� streszcza�, bo mi si� ko�cz� �etony... - powiedzia� Czajnik i poczu� kolejn� nokautuj�c� dawk� groteski. - Mia�em ostatnio k�opoty... Nie b�d� ci m�wi�. Wiesz, �e zawsze si� w co� wpakuj�... Teraz pracuj� dla zoo... Kiedy jeszcze �y�e� i lata�e�, mia�e� kontakt z wojskowymi... Chodzi mi o par� szczeg��w... - Nic dziwnego, w ko�cu pracowa�em wtedy dla wojska. Wydobywa�em dla nich shiv�... Dzi�ki twoim machlojom zreszt�... - Widzisz... Ma to zwi�zek z tym, czym zajmuj� si� teraz. Chodzi mi o to, �e wojsko nie istnieje w sieci. Nie ma si� jak do nich dobra�. Musi by� jakie� tajne wej�cie... Dziki wykona� min� m�drego zatroskania z pomoc� twarzy kapitana Marchevy ze statku Zielone Warzywo. Ta mina mia�a by� jego fetyszem w komercyjnej promocji gry, by�a tak dobrze symulowana przez program, �e Czajnik poczu�, i� zupe�nie traci kontakt z rzeczywisto�ci�. Czy to wci�� jest Dziki? Czy symulowanie umys�u przez algorytm oznacza ci�g�o�� jego istnienia? Klasyczne pytania wsp�czesnej filozofii... Sam nale�� do d�ugiej serii przyczyn i skutk�w, kt�re umie�ci�y Dzikiego wewn�trz tej g�upiej maszyny. Kapitan Marcheva odpowiedzia� swoim dystyngowanym, kapita�skim g�osem: - Trzech gumisi�w po lewej. Uzbroi� torpedy. - Nie wyg�upiaj si�... - Wojska w sieci nie ma, bo go tam nigdy nie by�o. Jedyne wej�cie, to ta krety�ska symulacja i jej podobne. Wojsko wyst�puje pod nazw� producenta takich program�w. Zreszt� ma w ich produkcji du�y udzia�. Tylko oni dysponuj� technologi� pozwalaj�c� na odpowiednio dok�adn� analiz� m�zgu przenoszonego do symulacji delikwenta. A teraz wy��cz t� cholern� gr�. Nie wytrzymam kolejnego gumisiowego wch�aniania. - Gumisiowe wch�anianie - odezwa� si� spiker towarzysz�cy grze. - Co�, co powiniene� zobaczy�. Gumisiowe wch�anianie! Mocne wra�enia dla prawdziwego m�czyzny! Tylko czy nie za s�odkie? Dziki zszed� z mostka kapita�skiego i zarz�dzi� w��czenie tarcz ochronnych, inni cz�onkowie za�ogi w strojach z warzyw dokonywali inspekcji zabezpiecze� za pomoc� kiczowatych, kolorowo migaj�cych niby-detektor�w. Czajnik wyj�� przew�d ze z��cza w swoim karku, przez kt�re bezpo�rednio do nerwu wzrokowego p�yn�� obraz owej symulacji. Znowu chwila ciemno�ci, nim oczy odzyskaj� zdolno�� widzenia. Automat do gry wy��czy� si� samoistnie, a on podni�s� lekko oci�a�� g�ow� z poduszki w jednej z kuszetek przypominaj�cych trumn�, w kt�rych odci�ci od �wiata fani gier oddawali si� tu uciechom, cz�stokro� seksualnym. Mroczny salon podobny by� troch� do �redniowiecznego szpitala, gdzie umieraj�cy le�� bez ruchu i bez niczyjej pomocy dogorywaj� spokojnie pod �cianami. Nastawieni na d�u�szy pobyt, pod��czyli sobie kropl�wki. Czajnik wsta� i zataczaj�c si� zrobi� kilka krok�w. Potem wyrzyga� si� na pod�og�. Jak ona mia�a na imi�? - pomy�la�. Nast�pnego dnia, nie wiadomo czemu, zakocha� si� w Doris. Poczucie winy nie znik�o i z g�ow� Czajnika wci�� dzia�y si� rzeczy dziwne. K�opoty z psychik� nie by�y jednak niczym wyj�tkowym. Takie czasy. Gdyby tak znale�� r�wnowag�... - my�la� Czajnik i szuka�, cho� nie wiedzia�, czy potrafi, dlatego zakocha� si� w Doris, dla kt�rej pracowa�. Fragment zapisk�w w pami�ci wszczepionej. G�owa Czajnika, gdzie� z ty�u czaszki: "Du�a liczba b��d�w ortograficznych. Du�a liczba b��d�w �yciowych. Du�e dawki postmodernistycznie wymieszanych zwi�zk�w uczuciowych i narkotycznych. Niedu�a waga cia�a. Niska p�aska miska, do kt�rej kapi� spod sufitu czaszki przeciekaj�ce do wewn�trz wra�enia z podboj�w seksualnych i my�li samob�jcze. Rozproszenie wojsk nie oznacza kl�ski. Rozproszenie nie daj�cych si� pogodzi� cel�w nie rokuje dobrze. Dojrzewaj�ce kobiety w snach. Ich rozpuszczone w�osy, w�druj�ce d�onie i dziecinnie przesadne prze�ywanie uczu�. Dwa dni p�niej zjawia si� dziewczyna. D�ugie nogi i niespokojne ruchy g�ow�. D�ugie zespolenia parz�cych si� cia�. D�ugie rozmowy przed za�ni�ciem. Jej zmy�lone historie i szybki oddech. P�niej �miech. P�niej brak zmian. Trwa to prawie bez ko�ca. Czas ucieka. Przechodzi bokiem albo wyprzedza jak nerwowy przechodzie�. Jeste�my poza nurtem. Poza wirem zdarze� tej mitycznej obiektywnej rzeczywisto�ci. Tworzymy w�asny �wiat. Ani lepszy, ani gorszy. Niby inny, niby taki sam. Jest tylko chwila obecna. Jeste�my razem. Jest dobrze. Nasz �wiat to my. �Pieprzy� ten biznes� - powtarzamy w k�ko. �Pieprzy� ten biznes� to wyznacznik naszego �wiata. Mamy �wiadomo��, �e to infantylne, ale takie oceny s� w�a�nie cz�ci� biznesu, kt�ry pieprzymy. Bo biznes to poj�cie dosy� wieloznaczne. Biznes to wszystko to, czego nie potrafimy zaakceptowa�. Pieprzymy tak�e pieprzenie tego biznesu. Kradniemy ze sklep�w i robimy ma�e przekr�ty. Jeste�my du�ymi dzie�mi. Zdrowy rozs�dek nas nie dotkn�� i nie zarazi� t� straszliw� chorob� - pragmatyzmem i realistycznym spojrzeniem na �wiat. Spos�b, w jaki ona j�czy i obejmuje moj� g�ow�, spos�b, w jaki ona m�wi, spos�b, w jaki odchodzi, albo w jaki si� �mieje, kiedy robimy to na klatce schodowej. Nasze �artem rzucane docinki. Celne s�owa, kt�re �askocz� i dra�ni�. Kt�re �miesz�. - Kiedy� si� nawzajem pozabijamy, ale nie do�yjemy tego. �miech. Du�a ilo�� alkoholu, ma�a ilo�� snu. �ci�gamy dane i �ci�gamy ubrania. Wreszcie przestaj� my�le�. Bezmy�lny jak przyg�up zajmuj� si� �yciem. My�lenie przeszkadza w takich sytuacjach. My�lenie odbiera rado�� do�wiadczania. Dzia�a� na zasadzie czucia, na zasadzie odruchu, na zasadzie poznania, jak chcia� Ptasiek. Jak to robi� zwierz�ta. �adnego mora�u, tylko akcja. Nic wi�cej. Jedziemy autobusem. Jestem pijany. Osuwam si� na jej rami� i drzemi�. Ona patrzy przez okno. Lekki u�miech i lekkie zatroskanie na jej twarzy m�wi�, �e jest daleko. Niby �agodne, delikatne rysy uk�adaj� si� i oddaj� uczucia zwi�zane z miejscami i lud�mi, o kt�rych teraz my�li. Jakie� d��enia. Uk�ad brwi. Nieruchomy, b�yszcz�cy wzrok, kt�rym wpatruje si� w miasto, ale nic nie widzi. Jest pi�kna. Za oknem neony. Reklamy papieros�w. Droga. Noc. Kobiety k��c� si� o torb� z grzybami. Bli�ej brudne szyby i obdrapane wyk�adziny. Na siedzeniach wulgarne napisy. Para obok pr�buje nawi�za� kontakt. Nie�miali nocni rozm�wcy. Inna para usi�uje nawi�za� kontakt z rzeczywisto�ci�. Przystanek. Wsiada g�o�na grupa m�odych biesiadnik�w. Normalnie kolesie po kwasie - mo�na powiedzie�, ale si� nie m�wi, bo si� drzemie, no i po co w og�le m�wi�, tego nie wie nikt, z samymi m�wi�cymi w��cznie - kr�tki ci�g my�li. Wysiadamy. - Teraz b�dziemy si� pieprzy� - m�wi� do niej z niedba�ym, alkoholowym przeci�gni�ciem. - Teraz b�dziemy si� pieprzy� - odpowiada. Zaczynamy si� �mia�. Nie jestem ju� �pi�cy. Jestem pijany. Pod�oga w jej mieszkaniu. Mi�kka wyk�adzina. Rozrzucone ubranie. Robimy to ju� p�torej godziny i nie mo�emy opanowa� �miechu. Spos�b, w jaki ona si� �mieje. Pocimy si�. Spos�b, w jaki ona j�czy. Potem zostaj� plamy na dywanie, a my milcz�c patrzymy sobie w oczy. Poza sob� nie mamy nikogo i nikt wi�cej nas nie interesuje. Romantyczno�� posuni�ta hen, hen, daleko, wij�ca si� mi�dzy naszymi nogami jak fl�dra albo co takiego. - Kocham Ci� - m�wi�. - Kocham Ci� - odpowiada. S�owa s� prawdziwe. Niby �agodne, delikatne rysy uk�adaj� si� w ca�o��". Dyrektor parku zoologiczno-widokowego "The Last Forest" na starej Ziemi zastanawia� si�, co zrobi� z tak du�� liczb� bezcennych informacji. Tajna wojskowa technologia pomocna w rekonstrukcji delfina umiej�cego p�ywa� mog�aby si� nie�le sprzeda�. Dyrektor Karlschvinn wci�� jednak czeka�, a� b�dzie mia� j� w ca�o�ci. Jego asystentka i rzeczoznawczyni od bezpiecze�stwa sieci by�a istot� na tyle naiwn�, �e wierzy�a w histori� o ratowaniu delfina topielca i dyrektor dzi�kowa� za to Bogu, czy jakiejkolwiek innej istocie odpowiedzialnej za jej wiar� w ocalenie ziemskiej przyrody. Dyrektor Karlschvinn �y� nadziej�, �e znaleziony przez ni� mu� roboczy b�dzie r�wnie naiwny i �ci�gnie sieci� wszystko. �y� t� nadziej� i trzyma� grube kciuki zaci�ni�te we wn�trzu swych pot�nych d�oni. Robi� to podczas coraz cz�stszych spacer�w ze swym autentycznym, nieklonowanym psem rasy, kt�rej nazwy nikt ju� nie pami�ta�, robi� to podczas jazdy swoj� l�ni�c�, wykwintn�, klasyczn� limuzyn� marki Rolls Royce, bezszumowo mkn�c� nad budynkami przedmie�cia nieopodal zoo, robi� to u siebie w biurze i u siebie w domu, na co zwr�ci�y uwag� odwiedzaj�ce go drogie kochanki. Przechadzaj�c si� uliczkami w pobli�u swojej willi, szczeg�lnie wieczorami, rzuca� d�ugi, kanciasty, szeroki cie� na chropowaty asfalt poro�ni�ty glonami - jedn� z niewielu poza chwastami i br�zowiej�c� traw� dostatecznie odporn� odmian� flory, aby przetrwa� w mie�cie; obok niego wyrasta� cie� luksusowego psa dla snob�w z bogatych dzielnic, a w g�owie dyrektora zjawia� si� cie� trzeci, rzucany przez podejrzenia co do asystentki Doris. Czy ona nie kombinuje czego� na w�asn� r�k�? A mo�e razem z tym jej zandroidzia�ym hakerem Rondlem, Patelni�, Czajnikiem czy jak mu tam wystrychn� go na dudka i uprzedz� sprzedaj�c wojskow� technologi� koncernowi od sztucznych inteligencji? Czyja� naiwno�� nie jest wystarczaj�c� gwarancj� w sprawach dotycz�cych grubych milion�w dolar�w. Dlatego dyrektor Karlschvinn go wynaj��. Wynaj�� Zygiego. Zygi czu� si� dziwnie w nowej sytuacji. �ledzi� starego przyjaciela dla takiej grubej �wini... Czeg� si� jednak nie zrobi dla shivy? Zygi m�g� przybra� posta� w�oska na rz�sie jego dziewczyny, m�g� sta� si� �wistkiem w jego kieszeni, m�g� by� wycieraczk� pod jego drzwiami albo zadrapaniem na �cianie. Jednego jednak nie m�g�. Nie m�g� obej�� si� bez owej substancji. O�wieceni potrzebowali jej, aby utrzyma� sw�j stan. A ca�y biznes urz�dzony by� tak, �e nie mogli otrzyma� jej inaczej ni� �wiadcz�c us�ugi takie jak Zygi. Fizyczny (cho� w tym przypadku s�owo to brzmi dziwnie nieadekwatnie) g��d shivy by� zbyt silny, aby Zygi m�g� zrezygnowa� z tak dobrej oferty. Wszystko to jednak bawi�o go. Szczeg�lnie przewaga nad dyrektorem Karlschvinnem, kt�ry nie wiedzia�, �e on i Czajnik s�, lub mo�e ju� tylko byli, przyjaci�mi. Dlatego na wszelki wypadek Zygi nie wykonywa� swojego zadania zbyt sumiennie. Wi�kszo�� czasu sp�dza� pod postaci� czerwonego olbrzyma na obrze�ach drogi mlecznej, zachwycaj�c si� pi�knym widokiem na wn�trze dysku galaktyki. Uspokaja� w ten spos�b swoje sumienie i zbli�a� si� do podj�cia ostatecznej decyzji. Czy przej�� w upragniony niegdy� na wschodzie stan absolutnego nieistnienia, czy kontynuowa� byt w postaci �paj�cego Buddy. Poj�cie �paj�cego Buddy rozbawi�o go do tego stopnia, �e gwiazda, kt�r� by�, nie wytrzyma�a i na obrze�ach galaktyki dosz�o do wybuchu supernowej. Zygi, cho� o�wiecony, a w tym momencie o�wiecony w spos�b a� nadmiernie dos�owny, nie wiedzia�, co zrobi�. Je�li nie wykona zadania i pozostanie lojalny wobec kumpla, zepsuje swoj� nieposzlakowan� opini� przemys�owego agenta wywiadowczego, nie znajdzie kolejnego zlecenia i zostanie na zawsze odci�ty od shivy. Stanie si� wtedy pustk�, kt�r� zamkni�ci w b��dnym kole samsary, kole narodzin i �mierci, wype�niaj� sobie z�udzeniem �wiata. Stamt�d nie b�dzie powrotu. Po wybuchu supernowej zmuszony by� zmieni� posta� i sta� si� chipem w karku Czajnika, od czego z drugiej strony ucieka�. Us�ysza� kilka s��w i da� Czajnikowi spok�j. Ka�dy ma prawo do prywatno�ci. Po chwili da� si� ponie�� odruchowi i przybra� posta� gwiazdy - tym razem neutronowej na obrze�ach Andromedy. Znowu zachwycaj�cy widok. My�la�. Dawno temu, w czasach kluskowego boomu, kiedy o w�a�ciwo�ciach shivy nie wiedziano nic, a Moravstschitz by� nikomu nie znanym naukowcem z ma�ego uniwerku w zapad�ej dziurze, kilku haker�w zacz�o rozpracowywa� kody wej�ciowe do Grand Bank Amerika w Las Palmas. Bank by� wielk� pralni� narkotykowych pieni�dzy, hakerzy dzia�ali wi�c bez wyrzut�w sumienia. Bez poczucia, �e okradaj� biednych, ciu�aj�cych szarak�w. Dzia�ali nie wiedz�c o sobie nawzajem. �yli w r�nych miejscach. Mieszkali w czterech dzielnicach miasta, w czterech stronach rozpadaj�cego si� zgodnie z prawem rosn�cej entropii ludzkiego k��bowiska i przypadek sprawi�, �e zabrali si� za ten bank jednocze�nie. By�a w tej czw�rce i Doris, kt�ra w�ama�a si� pierwsza i zwin�a z miliardowego konta jakiego� mafiozo kilkadziesi�t tysi�cy. Nigdy nie zwijaj zbyt wiele, bo zaczn� ci� �ciga� - znana zasada. Za wszystkie te pieni�dze kupi�a kluski. Pozostali, kiedy ju� si� w�amali, post�pili podobnie. Tylko �e oni swoje kluski zjedli, a Doris zacz�a je sprzedawa�. Czasy kluskowego boomu to epizod z pocz�tk�w eksploatacji z�� shivy. Pierwsze dostawy tego specyfiku nie by�y sensownie wykorzystywane. Wszystko z powodu niewiedzy. Shiva zmieszana z wod� zmienia w�a�ciwo�ci. Uprymitywnia i sp�yca. Efektem ubocznym jest absurdalne umi�owanie klusek. Kluski mo�na je��, w�cha�, ogl�da�, zachwyca� si� ich kszta�tem, lini� pofa�dowa�, drobnymi r�nicami smakowymi. Kluski musz� by� ciep�e. Kiedy odkryto to zjawisko, jaka� terrorystyczna organizacja wrzuci�a do miejskiej instalacji wodoci�gowej ca�y zrabowany z wojskowych laboratori�w transport shivy. Shiva zmiesza�a si� z wod� kranow� i miasto zacz�o je�� kluski. Poza tym zmiany by�y niewielkie. Potem profesor Moravstschitz zauwa�y�, �e smakosze, jak nazywano fanatyk�w klusek, s� uodpornieni na o�wiecaj�ce dzia�anie shivy i zacz�to u�ywa� ich do jej wydobycia. Wcze�niej kosmonauci pracuj�cy w z�o�ach ulegali z czasem samoistnemu o�wieceniu, co powodowa�o straty finansowe. O�wieceni nie mieli co ze sob� zrobi�, wi�c przechodzili w niebyt. Trzeba by�o wysy�a� wci�� nowe za�ogi, kt�re powraca�y zdziesi�tkowane. Po odkryciu Moravstschitza wydobycie ruszy�o pe�n� par�. A Doris, kt�ra nie pi�a wody z kranu, sprzeda�a swoje kluski i wyjecha�a z miasta. Sko�czy�a z crackerstewem. Pieni�dze straci�a w kasynach. Potem zacz�a pracowa� dla zoo. Czajnik poczu� si� jak bohater telenoweli. - To nieprawda! - krzykn��. Po raz kolejny wydawa�o mu si�, �e ona usi�uje przeinaczy� najoczywistsze fakty w taki spos�b, aby potwierdza�y jej zarzuty. Zreszt�... Nie pami�ta� ju�, o co si� pok��cili i co to za fakty. A mo�e jednak w jej s�owach co� jest? Prawda le�y po �rodku. - Zawsze odwracasz kota ogonem, byle udowodni�, �e masz racj�. - Wi�c uwa�asz, �e wszystko sobie wymy�li�am? - Nie. Uwa�am, �e k��tnie sprawiaj� nam obojgu zboczon� przyjemno��. Ja ju� nie wiem, o co nam posz�o. Ty pewnie te�. Mo�e wi�c przejdziemy na normalniejsze sposoby zaspokajania ��dzy? Powiedziawszy to, przyci�gn�� j� do siebie i poca�owa� w usta. Opiera�a si�, lecz by� nachalny. Potrafi� by� delikatny i podoba�a si� jej jego delikatno��. Potrafi� by� nachalny i podoba�a si� jej w nim nachalno��. A on nie wiedzia� nigdy, czy kiedy si� broni�a, robi�a to, aby sprawi� sobie jeszcze wi�ksz� przyjemno�� ("zgwa�� mnie... no zgwa��..."), czy broni�a si� naprawd�. Nigdy nie dysponowa� dostatecznym zmys�em wyczucia sytuacji, kt�rym B�g tak hojnie obdarzy� nielicznych. By� jak s�o� w sk�adzie porcelany - u�ywaj�c pospolitego por�wnania. Przewr�cili si� na ��ko i zacz�li zdziera� z siebie ubrania. Ich wzajemna fascynacja swoimi cia�ami by�a wtedy bardzo silna. Ju� prawie naga, wyrwa�a mu si� gwa�townie. - Nie! Znowu to samo! M�wi� co�, a ty nie odpowiadasz, tylko uciekasz w seks. To nie ma sensu. - O co ci chodzi? - O to, �e jeste� nieudacznikiem. Nigdy nie b�dziesz w stanie zapewni� mi bezpiecze�stwa. W tym momencie to ja zapewniam bezpiecze�stwo tobie. Przecie� �cigaj� ci� za morderstwo. I to w dodatku takie, kt�rego nie pope�ni�e�. Czy gdybym pope�ni� morderstwo, by�bym mniejszym nieudacznikiem? - zastanowi� si� Czajnik. - A ja �ci�gam ci sieci� tajne wojskowe informacje, za kt�re wiele firm zap�aci�oby miliony. Ty z kolei oddajesz je zoo za marne grosze. I kto tu jest nieudacznikiem? Czy gdybym nie ratowa�a delfina topielca, kt�ry chwilowo nie istnieje (jakie to pokr�cone), nie by�abym nieudacznikiem? - przemkn�o przez g�ow� Doris, ale nie zastanawia�a si�, tylko rzuci�a w Czajnika poduszk�. Jej reakcja by�a szybka i w�a�ciwa. �adnych schizoidalnych zahamowa� i przemy�le�. Podczas k��tni tylko czucie. Poduszka, kt�r� rzuci�a, by�a Zygim. Zygi czu� si� za�enowany sytuacj�. Zachcia�o mu si� rzyga�. Postanowi� przeistoczy� si� w czarn� dziur� w centrum odleg�ej galaktyki. Nie przekracza� horyzontu zdarze� a� do kolejnej porcji shivy. - To co innego. Zreszt�... I tak pewnie nie potrafi�by� tych informacji sprzeda�. Bogate �ycie na satelicie, co? Albo o�wiecanie shiv�? Ju� to widz�... Nigdy nie b�dziesz mia� przy sobie wi�cej ni� dwa dolary. Cho�by� obrabowa� najbogatszy bank �wiata. Cho�by to by�o wbrew logice. Czajnik za�mia� si�. Wiedzia�, �e w gruncie rzeczy ona ma racj�. Troska o rzeczy materialne, o siebie samego, o kogo�... Nigdy nie by� w tym mocny. Nigdy nie musia�. Za�mia�a si�. Znowu rzucili si� na siebie jak spragnione zwierz�ta. Kochali si� ca�� noc. Rano komornik wyrzuci� ich z mieszkania. Od dw�ch miesi�cy nie p�acili czynszu. Tym samym Czajnik nie m�g� dokona� sfingowanego przelewu na swoje konto. Kto� z bankowo�ci uwzi�� si� na niego. Spos�b dzia�ania Czajnika by� nowy, ale ju� rozpracowany. Dwa miesi�ce temu omal go nie namierzyli. Teraz musia� zmieni� osobowo�� i bank. Tylko jak to zrobi�, skoro nie ma si� pieni�dzy? Odk�d delfin si� utopi�, zoo p�aci�o zbyt ma�o. Zoo powoli zbli�a�o si� do bankructwa. Brazylijski serial dobiega� ko�ca. �wiat z punktu widzenia �paj�cego Buddy nie jest konieczno�ci�. Jego rozci�g�o�� w czasie i przestrzeni ma si� tak do ca�o�ci jak woda do wiaderka. Cokolwiek to znaczy, ma si� tak do �wiata jak szczoteczka do z�b�w albo proszek do prania. Ewentualnie tabletka do b�lu g�owy. Nie znaczy to nic. Jest bez sensu. Nie przedstawia absolutnie �adnej warto�ci. Dlatego w�a�nie Buddowie �paj� shiv�. Pozwala im ona cieszy� si� iluzj�, kt�rej cz�ci� jest ten w�a�nie wydobywany z kosmicznej pr�ni specyfik. Pr�nia jest pustk�, je�li nie liczy� jej trzech wymiar�w i czasu, w kt�rym trwa. Czyli wiaderka na wod�. Wiaderka na shiv�. Nazwa jako� tak si� ju� utar�a, cho� nie ma zbyt sensownego zwi�zku z Buddyzmem. Z Sziw�. Proszek do b�lu g�owy. Albo te� od b�lu g�owy. My�li �paj�cego shiv� Buddy nie s� zazwyczaj zbyt sensowne. Wszystko to nie ma jednak znaczenia, gdy� o�wiecenie nie jest procesem opartym na logicznym rozumowaniu, lecz na poznaniu. Im bardziej rozumiesz, �e tw�j umys� b��dzi, tym bli�ej jeste� poznania. Ewentualnie Wroc�awia. Zale�y, dok�d zmierzasz. Zygi przebywa� pod postaci� my�li w swojej g�owie, kt�rej to g�owy nie by�o. My�li te u�o�y�y si� w powy�szy ci�g wyraz�w. Wszystko to nie by�o ju� dla niego wa�ne. Mia�o jednak znaczenie dla Czajnika, dla jego piegowatej rzeczoznawczyni Doris, dla dyrektora zoo Karlschvinna i dla kilku innych os�b. W ten w�a�nie spos�b Zygi podj�� bowiem decyzj�, czy pracowa� dalej jako wywiadowca przemys�owy. Cho� wcale tego nie wida�. Zreszt�... Cokolwiek by te my�li znaczy�y, i tak mo�na by je odczyta� w dowolny spos�b. Nadu�ywanie wyrazu "znaczy�" nie ma znaczenia. Fragment zapisk�w w podr�cznej pami�ci wszczepionej. G�owa Czajnika, gdzie� z ty�u czaszki, kilkana�cie mikroskopijnych chip�w RAM'u po kilkaset gigabajt�w ka�dy. Na pograniczu wydolno�ci fizycznej materii. Jego notatnik, pami�tnik, encyklopedia, dane sieciowe. Mo�liwo�� zapisu wspomnie� wizualnych, s�uchowych, dotykowych albo wszystkiego na raz w jako�ci autentycznych prze�y�. Najcz�ciej wykorzystywane przez posiadaczy do utrwalania najlepszych do�wiadcze� seksualnych. Czajnik zanotowa� gdzie� mi�dzy danymi o kodach wej�ciowych kolejnego banku, za kt�ry chcia� si� zabra�, a szczeg�owym utrwaleniem obrazu i dotyku cia�a Doris: GRAFOMA�SKI OPIS INTYMNYCH PRZE�Y� PSYCHICZNYCH czyli ANTYPOEMAT DO NIE�YWEJ DZIEWCZYNY O NIE ZAPAMI�TANYM IMIENIU Na moich r�kach jest krew dziewczyny. Nie mog�em jej pom�c, cho� nie znam przyczyny. ... Na moich r�kach jest twoja krew Z ma�ego pokoju przy Babylon Square. Gdy kocham si� z Doris, bo pragn� kobiety, Wydaje mi si�, �e to jeste�ty. (jeste�ty, jeste�ty - to nowe s�owo, co si� rymuje i jest fajowo) Nie widz� jej twarzy, nie widz� jej cia�a. Umar�a dziewczyno - pojawiasz si� ca�a. I cho� imienia ju� nie pami�tam Wiem, �e nie Doris jest przy mnie wtedy (I rymowa� nawet mi si� przestaje) By�y to dni, kiedy Czajnik zaczyna� traci� kontakt z rzeczywisto�ci�. Przez dwie doby koczowali z Doris na ulicy i czeka� tylko, kiedy Doris opu�ci takiego frajera jak on. P�niej dyrektor Karlschvinn, kt�ry zosta� powiadomiony przez Zygiego o sytuacji swojej asystentki i jej crackera, zorganizowa� im lokum w zoo, w klatce po ostatnim �osiu pad�ym kilka dni wcze�niej. Zamkni�ci tam jak wymieraj�ce okazy cud�w fauny �ci�gali mu sieci� tajn� wojskow� technologi�. W nocy kochali si� jak zwierz�ta, a Doris stawa�a si� coraz bardziej agresywna seksualnie. Czajnik natomiast nie widzia� ju� w niej Doris, lecz tamt� dziewczyn� z hotelu przy Babylon Square. Trwa�o to jakie� dwa tygodnie i a� trudno uwierzy�, �e Doris nie domy�li�a si�, za kogo bierze j� Czajnik. Zw�aszcza, gdy pyta�: "Kto ci� zabi�?" My�la�a, �e co innego ma na my�li. By�y to dni, kiedy k��cili si� non stop z przerwami na seks i �ci�ganie danych. Doris s�dzi�a, �e Czajnik pyta, kto ci� zmieni�, dlaczego nie jeste� taka, jak na pocz�tku naszego zwi�zku, dlaczego sta�a� si� gorsza. Odpowiada�a wi�c zawsze: "To ty mnie zabi�e�!", co powodowa�o u Czajnika wzrost poczucia winy. W tych momentach czu� si� jak autentyczny morderca. Sytuacj� tak� znosili upijaj�c si� w trupa ka�dego wieczoru. Dyrektor Karlschvinn nie �a�owa� im alkoholu. A po dw�ch tygodniach wszystko sko�czy�o si�. Czajnik mia� ju� �ci�gni�t� ca�� wojskow� technologi� i przezornie zostawi� j� w swojej pami�ci wszczepionej. Razem z Doris wyszli z klatki. Ich nie wypowiedziana umowa by�a jasna i dawa�a im si��. Byli spokojni. Byli zr�wnowa�eni. Byli szcz�liwi. Przestali si� k��ci�. Kochali si� jak dzieci. Doris nie us�ysza�a nigdy od Czajnika, �e zostawia on prawdziwe dane w mikroskopijnych kostkach RAM'u w swojej g�owie, podczas gdy dane dla zoo s� przez niego zafa�szowywane. Doris jednak wiedzia�a o tym. Wiedzia�a r�wnie�, �e dyrektor Karlschvinn nie ma zamiaru ratowa� delfina, a chodzi mu wy��cznie o technologi�. Czajnik te� o tym wiedzia�. Nie rozmawiali na ten temat nigdy wcze�niej, ale dla obojga by�o oczywiste, co zrobi� teraz. Nie mieli ochoty �y� na ulicy. Na razie tylko wyszli z klatki zajmowanej uprzednio przez ostatni na tej i tamtej p�kuli okaz �osia, wkr�tce jednak ich sytuacja mia�a ulec gruntownej zmianie. Na poz�r zmiana ta by�aby przede wszystkim finansowa. Ogarn�a ona jednak du�o wi�cej. Co� z kluskami by�o nie tak. Pierwsza zauwa�y�a to szefowa kosmicznej odnogi Misji Mi�dzyplanetarnej Pierwszego Stopnia z prawem pierwokupu napotkanych z�� shivy. Szefowa przecina�a przestrze� mi�dzy Jowiszem a Saturnem w nieca�e dziesi�� lat po tym jak Czajnik i Doris wyszli z klatki �osia. Nazwa przedsi�wzi�cia przemys�owego tytu�uj�cego si� Misj� by�a d�uga i dosy� dziwna, lecz by�y ku temu powody. Szefowa poczu�a md�o�ci i zakomunikowa�a to jednemu ze swych smakoszy, kt�ry jako wydobywaj�cy shiv� nazywany by� funkcjonariuszem. By�o to r�wnie dziwaczne jak nazwanie przedsi�biorstwa Misj� Mi�dzyplanetarn� albo jak umi�owanie klusek przez pracuj�cych w nim kosmonaut�w, wszystko to by�o jednak w pewien spos�b umotywowane. Rzecz w tym, �e g�upota rodzi g�upot�. Popularny w�wczas serial telewizyjny wprowadzi� takie nazwy do obiegu. Przedsi�biorcy wydobywaj�cy shiv�, chc�c przyci�gn�� smakoszy do pracy w przestworzach, zapo�yczyli wi�c serialowy inwentarz j�zyka. Chwyt sprawdzi� si�, a tw�rcy scenariusza serialu �ci�gali gigantyczne kwoty za prawa autorskie do nazw w�asnych. Szefowa zakomunikowa�a funkcjonariuszowi, �e nie czuje si� dobrze i �e nie b�dzie ju� dzi� pracowa�, po czym wyrzyga�a mu si� za ko�nierz. Ten uczyni� to samo. W ten spos�b doszli do wniosku, �e z kluskami rzeczywi�cie co� by�o nie tak. Mieli racj�. Dwa dni p�niej nikt ju� nie pracowa�. Z powodu awarii systemu zamkni�tego odpowiedzialnego za oczyszczanie zu�ywanej wody i utrzymanie mikroekosystemu statku w granicach r�wnowagi, stan higieny osi�gn�� wtedy poziom przera�aj�cy. A co dzia�o si� p�niej, trudno a� opisa�. �mier� w takich warunkach daleka by�a od ludzkiego wyobra�enia �mierci godnej. Je�li takie wyobra�enie w og�le istnieje. Tydzie� p�niej statek by� ju� wrakiem, pe�nym niewa�kich nieczysto�ci ludzkich i unosz�cych si� w�r�d nich martwych cia� za�ogi. Przecina� z�o�a shivy l�ni�ce metalicznym blaskiem zimnej pustki, wype�nione t� nie odkryt� tak d�ugo form� materii - nie materi� ani antymateri� - wype�nione amateri�. Tak jak cz�owiek mo�e by� prospo�ecznym, antyspo�ecznym b�d� aspo�ecznym, materia przyjmowa� potrafi r�wnie� te trzy formy egzystencji. Amateria, b�d�ca stanem nico�ci, prze�witywa�a ch�odem szarzej�cego b��kitu, po�yskuj�cego gdzieniegdzie zamglonym odblaskiem odbitego �wiat�a gwiazd. Przedziera� si� przez ni� przepi�kny obraz nieodleg�ego Jowisza wraz z jego nie ko�cz�c� si� czerwonaw� burz� na jednej z p�kul. Obraz by� jednak nieco bledszy i drgaj�cy jak na ekranie �le wyregulowanego telewizora. Wydawa� si� nierealny. Za statkiem, jak kolczatka upstrzonym antenami, osprz�tem i dziwnymi urz�dzeniami o nieodgadnionym przeznaczeniu, ci�gn�� si� faluj�cy lej ocieraj�cej o jego boki shivy. Tarcie spowodowa�o znaczne spowolnienie i martwa maszyna, je�li nie wydob�dzie si� ze z�o�a si�� w�asnego rozp�du, ugrz�nie w nim na zawsze. Jak mucha w mleku. Shiva nie dokona�a brutalnej eksplozji w zetkni�ciu z materialnym statkiem, jak uczyni�aby to antymateria, wyzwalaj�c przy okazji sto procent zawartej w materii energii; shiva w ci�gu kilkudziesi�ciu lat swoim powolnym, wytrwa�ym i konsekwentnym dzia�aniem wyrwie statek z materialnej rzeczywisto�ci i usunie go poza b�d� ponad rzeczywisto��. Wch�onie go i przeistoczy w amateri�. W shiv�. W sam� siebie. Niczym ameba. Ale stanie si� to tylko wtedy, gdy statek nie zdo�a pokona� z�o�a. W innym wypadku b�dzie dryfowa� przez pr�ni� by� mo�e w niesko�czono��. By� mo�e do czasu zderzenia z jakim� cia�em niebieskim. Martwa maszyna nie mia�a jednak zdania co do swej przysz�o�ci. By�o jej wszystko jedno. Ogarnia� j� spok�j i bezruch niczym na�panego shiv� mnicha osi�gaj�cego stan o�wiecenia. W ten spos�b zagin�� ostatni statek wydobywaj�cy amateri� dla Misji Mi�dzyplanetarnej Pierwszego Stopnia, a o�wiecaj�cy si� w�a�ciciel przedsi�biorstwa, kt�rym by� Czajnik, odci�ty zosta� od shivy. Wszystko to dzia�o si� jednak ju� du�o p�niej... Wkr�tce po tym wydarzeniu Czajnik wzbi� si� w powietrze i zawis�. �le uwarunkowani ludzie tworz� �le uwarunkowanych ludzi. B��dy powielaj� si�. Mo�na pr�bowa� to przerwa�. Wyrwa� si� niczym z ko�a samsary. Mo�na te� wszystko zignorowa� i spr�bowa� �y�, do�wiadcza�, szale� i zobaczy�, czy da si� by� szcz�liwym. Uton�� w kolorycie �ycia. T�umy podziwiaj�ce Czajnika znieruchomia�ego w powietrzu jakie� p� metra nad sp�kanym chodnikiem w rogu placu Babylon Square we wci�� niezmiennym wyskoku - te t�umy wydaj� si� wierzy�, �e jego dziwna sytuacja jest w�a�nie przerwaniem b��dnego ko�a. Wok� p�on� znicze, sprzedawane s� koszulki z jego podobizn�. B�yskaj� flesze. Japo�czycy robi� sobie z nim zdj�cia. Nie mog� przekroczy� barierki dla turyst�w. Przepychanka z ochron�. Czarne koszulki z bia�ym napisem "SECURITY" wypchane kwadratowymi cia�ami t�gich kafar�w chroni�cych to widmo z za�wiat�w przed natarczywo�ci� odwiedzaj�cych. Widmo, kt�re przynosi miastu tak du�e zyski. Czajniko-biznes utrzymuje przy �yciu wiele istnie�. Wzbicie si� Czajnika w powietrze by�o po cz�ci skutkiem dzia�alno�ci z�o�liwego dziadka siedz�cego zazwyczaj na rogu Babylon Square i Trzeciej Poprzecznej, kt�ry dogorywaj�c sta� si� jeszcze bardziej z�o�liwy - nie tylko podstawia� nogi, lecz plu�, a tak�e kopa� i rzuca� przedmiotami. Chc�c si� uchroni� przed jego nag�ym atakiem, Czajnik, gdy przechodzi� tamt�dy nieca�e dziesi�� lat po wyj�ciu z klatki, dziewi�� po sprzeda�y nielegalnie �ci�gni�tej sieci� zawarto�ci swojej pami�ci wszczepionej do r�wnie� swojej kanciastej g�owy z odstaj�cymi uszami, dwa dni po �mierci za�ogi statku wydobywaj�cego shiv� z kosmicznej pustki, mog�cego w shivie p�niej utkn�� jak mucha w mleku, wi�c gdy Czajnik przechodzi� wtedy skosem obok ma�ego taniego hoteliku przy Babylon Square patrz�c nie�wiadomie w stron� kostropatych mur�w z przeciwnej strony, pokrytych napisami i rysunkami w stylu pornografitti jak osiad�y wrak wodorostami, Czajnik zmuszony by� wtedy uskoczy� przed rzuconym przez starca kamieniem i puszczonym pod nogi w�zkiem z supermarketu. Uskoczy�, znieruchomia� w powietrzu i pozosta� w tej pozycji do dnia dzisiejszego. Miasto jest mu bardzo wdzi�czne. Wzros�y zyski z turystyki. Du�o wcze�niej, wkr�tce po tym, jak opu�cili z Doris zoo, zacz�� pok�tnie spotyka� si� z dziwnymi facetami w ciemnych garniturach. Zazwyczaj w miejscach ustronnych. Na przyk�ad w ma�ych kawiarenkach na obrze�ach wschodniej dzielnicy. Facetom stercza�y z ust cygara, spod szerokich rond czarnych kapeluszy po�yskiwa�y odblaski �wiate� ulicznych odbite w ciemnych okularach. Ich ciemne p�aszcze sp�ywa�y na pod�og�, gdy siadali i snuli szeptem ciemne machlojki w ciemnych wn�trzach. Wszystko by�o ciemne. I w takich warunkach dosz�o do tego ciemnego interesu - Czajnik sprzeda� zawarto�� swojej pami�ci wszczepionej firmie specjalizuj�cej si� w produkcji sztucznych inteligencji. Tajne cuda in�ynierii genetycznej wyros�e w wojskowych laboratoriach pozwala�y wyhodowa� Einsteina w kilka miesi�cy, a Czajnikowi pozwoli�y podwy�szy� stop� �yciow�. Zarobi� kilkadziesi�t milion�w dolar�w. Doris przesta�a mie� go za nieudacznika. Zamieszkali w luksusowym apartamencie na zachodnich przedmie�ciach. Kupili drogi samoch�d. Wybudowali sztuczny ogr�d z du�� liczb� autentycznych, ekskluzywnych ro�lin i z prawdziwym nieklonowanym kotem. W tamtych dniach Czajnik czu�, �e �yje naprawd�. Doris podobnie. Ich stosunki nie by�y jeszcze z�e, jak sta�o si� p�niej. Co jaki� czas wyje�d�ali do Meksyku albo na Alask�. Na Alasce poderwali niez�� lask�. Odprawili �wi�to gaszenia lamp i zacz�li �wiczy� seksualn� jog�. Czajnik z�ama� nog�. Skakali ze spadochronami i unosili si� w powietrzu jak py�ki. Czasem przesadzali z u�ywkami. Wszelakimi. Czasem zbyt cz�sto. Nie gra�o to roli. Nie musieli pracowa� na roli. Nie musieli by� hakerami ani crackerami. Cieszyli si� wszelkimi cudami �wiata. Czajnik zacz�� hodowa� sa�at�. Sa�ata to niezwykle droga, wymieraj�ca ro�lina, nie lada luksus i niewielu snob�w mo�e sobie na ni� pozwoli�. Czajnik rozdawa� j� biedakom, czego ci nie byli w stanie doceni�. Od razu zjadali. Potem m�wili, �e niesmaczne, a ich twarze wykrzywia�y si� jak