559

Szczegóły
Tytuł 559
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

559 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 559 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

559 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

EDGAR RICE BURROUGHS TARZAN W�R�D MA�P PRZEK�AD W�ADYS�AW KIERST TYTU� ORYGINA�U TARZAN OF THE APE ROZDZIA� I NA MORZU Niniejsz� histori� pos�ysza�em od osoby, kt�rej nie zale�a�o wcale na tym, aby mnie lub kogokolwiek z ni� zapozna�. M�j wsp�biesiadnik zaczai j� opowiada� przy kieliszku rozweselaj�cego, dobrego wina - tak dowiedzia�em si� na pocz�tku, a p�niej, gdy wzbrania�em si� da� jej wiar�, dowiedzia�em si� nast�pnie i reszty tej dziwnej historii. Gdy m�j go��, opowiedziawszy mi ju� wiele, spotka� si� z moim niedowierzaniem, unios�a go pr�no�� i ta zast�pi�a pierwiastkowe dzia�anie starego wina. Chc�c mnie przekona�, wydoby� on i okaza� pisane dokumenty, zwietrza�y stary manuskrypt i suche raporty urz�dowe Brytyjskiego Urz�du Kolonialnego, na poparcie prawdziwo�ci wielu wa�nych szczeg��w ciekawej swej opowie�ci. Nie twierdz�, �e historia ta jest prawdziw�, gdy� nie by�em naocznym �wiadkiem wydarze�, kt�re opisuj�, lecz ten fakt, �e opowiadaj�c j� wam, u�y�em zmy�lonych nazwisk os�b dzia�aj�cych, dostatecznie dowodzi szczero�ci mej wiary, �e mog�aby by� prawdziw�. Po��k�e, sple�nia�e karty dziennika, spisanego przez cz�owieka, od dawna zmar�ego, i raporty Urz�du Kolonialnego doskonale zgadza�y si� z opowie�ci� mego wsp�biesiadnika. Powtarzam przeto histori� tak, jak zdo�a�em z�o�y� ca�o�� z tych r�norodnych �r�de�. Je�eli, czytelniku, nie wyda ci si� ona prawdopodobn�, zgodzisz si� przynajmniej w tym ze mn�, �e jest jedyn� w swoim rodzaju, oryginaln� i ciekaw�. Z papier�w Urz�du Kolonialnego i z diariusza zmar�ego dowiadujemy si�, �e pewien angielski szlachcic, kt�rego zwa� b�dziemy Janem Claytonem, lordem Greystoke, otrzyma� od rz�du poufne polecenie zbadania stosunk�w pewnej kolonii brytyjskiej na zachodnim pobrze�u Afryki. By�o wiadomo, �e z mieszka�c�w tej kolonii inne pa�stwo europejskie rekrutowa�o sobie �o�nierzy dla swojej armii terytorialnej, kt�rej u�ywa�o jedynie w celu wymuszania zbior�w gumy i ko�ci s�oniowej od dzikich plemion zamieszkuj�cych wzd�u� brzeg�w rzeki Kongo i Aruwimi. Mieszka�cy brytyjskiej kolonii uskar�ali si�, �e wielu z m�odzie�y da�o si� zwie�� pi�knymi i �wietnymi obietnicami, lecz �e z ich liczby nikt prawie nie wraca� do swych rodzin. Anglicy, zamieszkali w Afryce, posuwali si� nawet jeszcze dalej w swych oskar�eniach. Twierdzili mianowicie, �e ludno�� czarna znosi�a prawdziw� niewol�, �e gdy termin zaci�g�w min��, oficerowie biali nadu�ywali nie�wiadomo�ci swych czarnych �o�nierzy i przekonywali ich, �e maj� jeszcze d�ugie lata do ods�u�enia. Dlatego Urz�d Kolonialny powo�a� Jana Claytona na nowe stanowisko w Afryce Zachodniej, a tajne jego instrukcje wskazywa�y mu za cel g��wny staranne zbadanie nieuczciwego traktowania czarnych poddanych brytyjskich przez oficer�w innego, zaprzyja�nionego pa�stwa. Cel jednak, w jakim Clayton zosta� wys�any, nie ma wi�kszego znaczenia w niniejszej opowie�ci, gdy� Clayton nie dokona� wcale swego zadania, a nawet wcale nie dotar� do miejsca swego przeznaczenia. Clayton by� Anglikiem tego typu, kt�ry wyobra�ni� ch�tnie ��czy z wielkimi wypadkami historycznymi na licznych polach zwyci�skich bitew - cz�owiekiem silnych nerw�w, dzielnym i wybitnym, zar�wno pod wzgl�dem umys�owym, moralnym i fizycznym. Z postawy by� wzrostu wy�ej �redniego, oczy mia� szare, rysy twarzy regularne, wyraziste, zr�czno�� ruch�w znamionowa�a w nim silne zdrowie zahartowane latami �wicze� wojskowych. Ambicja odegrania roli na polu politycznym sk�oni�a go do poczynania stara� o przeniesienie z szereg�w armii do urz�du kolonialnego, i oto widzimy, �e otrzyma� on, cho� by� jeszcze m�odym, trudn� i wa�n� misj� w s�u�bie rz�dowej. Gdy otrzyma� to stanowisko, dozna� jednocze�nie uczucia dumy i trwogi. Wyr�nienie wydawa�o mu si� dobrze zas�u�on� nagrod� za prac� i s�u�b� wojskow� i jako jeden ze szczebli drabiny prowadz�cej do stanowisk jeszcze wa�niejszych i bardziej odpowiedzialnych; z drugiej jednak strony zaledwie trzy miesi�ce temu poj�� za �on� szlachetn� Alicj� Rutherford i my�l, �e pi�kn� i m�od� jego �on� czekaj� niebezpiecze�stwa i zupe�ny brak towarzystwa w podzwrotnikowej Afryce, nape�nia�a go trwog�. Przez wzgl�d na �on� Clayton zamierza� zrzec si� stanowiska, lecz ona nie chcia�a si� na to zgodzi�. Przeciwnie, nalega�a na to, �eby stanowisko przyj�� i zabra� j� ze sob�. Matki, bracia i siostry, ciotki i dalsi krewni mieli tak�e co� do powiedzenia, jak post�pi� nale�a�o, lecz o tym, jakie by�y ich rady, opowie�� nasza milczy. Wiemy tylko, �e pewnego pi�knego poranku w maju 1888 roku Jan lord Greystoke i pani Alicja odp�yn�li z Dover, udaj�c si� do Afryki. W miesi�c p�niej przybyli do portu Freetown, gdzie wynaj�li niewielki okr�t, "Fuwald�", kt�ry mia� ich zawie�� na miejsce przeznaczone. I tu Jan lord Greystoke i pani Alicja, jego ma��onka, zgin�li bez wie�ci z oczu ludzkich. W dwa miesi�ce, licz�c od czasu, kiedy zarzucili kotwic� w Freetown, a p�niej opu�cili port, p� tuzina brytyjskich okr�t�w wojennych przeszukiwa�o po�udniowy Atlantyk, aby odszuka� �lady zaginionych i ich niewielkiego statku. Wkr�tce potem znaleziono szcz�tki jakiego� statku na brzegach wyspy �wi�tej Heleny, co kaza�o przypuszcza�, �e "Fuwalda" zaton�a z ca�� za�og�. Wskutek tego poszukiwania, dopiero co rozpocz�te, zosta�y wstrzymane, chocia� nadzieja tli�a si� jeszcze przez czas d�ugi w sercach t�skni�cych za zaginionymi. "Fuwalda" by� to statek o pojemno�ci oko�o 100 ton, typu statk�w cz�sto spotykanego w handlu nadbrze�nym na po�udniowym Atlantyku, kt�rych za�oga sk�ada si� z wszelkiego rodzaju wyrzutk�w, morderc�w, kt�rzy unikn�li szubienicy, rozb�jnik�w rozmaitych ras i narodowo�ci. "Fuwalda" nie by�a wyj�tkiem z regu�y. Oficerowie jej byli to ludzie wypr�bowani we wszystkich przygodach, okrutni w post�powaniu ze s�u�b� okr�tow�. Kapitan, cz�owiek zreszt� dobrze �wiadomy swego morskiego rzemios�a, wzbudzaj�cy nienawi�� swych podw�adnych, obchodzi� si� brutalnie ze swymi lud�mi. Zna� on, a przynajmniej u�ywa� wobec nich tylko dwu argument�w - pr�ta i rewolweru - prawdopodobnie r�norodne zbiorowisko ludzi, kt�rych mia�, nie �atwo mog�oby zrozumie� jakie� inne dowody. Wobec takiego stanu rzeczy, ju� na drugi dzie� po wyp�yni�ciu z Freetown, Jan Clayton i jego m�oda �ona byli �wiadkami takich scen na pok�adzie "Fuwaldy", jakie, zdawa�o si� im, mog�y si� zdarzy� w sensacyjnych opisach przyg�d morskich, spotykanych tylko w ksi��kach. Ju� rankiem nazajutrz utworzy�o si� pierwsze ogniwo tego �a�cucha wydarze�, kt�re mia�y stworzy� wyj�tkowe warunki �ycia jednej, nie urodzonej jeszcze wtedy, ludzkiej istoty, �ycie takie, jakiego nie znaj� ludzkie dzieje. Dwaj majtkowie myli pok�ad "Fuwaldy", pierwszy porucznik pe�ni� s�u�b�, gdy kapitan pocz�� rozmawia� z Claytonem i jego �on�. Ludzie, zaj�ci myciem, posuwali si� ty�em ku osobom tym, zaj�tym rozmow� i patrz�cym w stron� przeciwn�. Przybli�ali si� coraz bli�ej, a� jeden z nich znalaz� si� tu� za kapitanem. Jeszcze jedna chwila, i gdyby przesun�� si� by� obok kapitana, ca�a nasza dziwna historia mo�e by si� nie przytrafi�a. Lecz w�a�nie w owej chwili oficer obr�ci� si�, �egnaj�c lorda Greystoke i jego �on�. Czyni�c to, potkn�� si� o majtka i upad� na pok�ad, wywracaj�c kube� z wod�, przy czym unurza� si� w brudnej wodzie. Przez kr�tk� chwilk� scena wydawa�a si� �mieszn� jedynie, lecz tylko przez chwilk�. Wyrzucaj�c z siebie potok przekle�stw, kapitan, z twarz� nabrzmia�� od z�o�ci, powsta� na nogi i pot�nym uderzeniem zwali� majtka na ziemi�. By� to cz�owiek niewielkiego wzrostu, w starszym wieku - tym jaskrawszym by� brutalny czyn kapitana. Drugi za to majtek nie by� ani drobnej postawy, ani wiekowy, przeciwnie, by� to cz�owiek nied�wiedzich rozmiar�w, z dziko wygl�daj�cymi czarnymi w�sami i wielkim jak u wo�u karku, osadzonym na pot�nych ramionach. Ten, spostrzeg�szy, �e jego towarzysz upad�, pochyli� si� ca�ym cia�em i wydaj�c cichy warkot, przyskoczy� do kapitana i jednym pot�nym ciosem zwali� go na kolana. Twarz kapitana ze szkar�atnej sta�a si� kredowobia�a - gdy� by� to bunt przeciw w�adzy; z buntami mia� on ju� dawniej do czynienia i u�mierza� je i przedtem. Nie trac�c czasu na podnoszenie si� na nogi, wyj�� rewolwer z kieszeni i zmierzy� wprost w wielk� mas� musku��w stercz�c� przed nim. Chocia� jednak ruchy jego by�y szybkie, Clayton, kt�ry r�wnie� by� �wawy, zd��y� wda� si� w okamgnieniu w spraw�, wskutek czego kula, kt�ra mia�a ugodzi� serce majtka, trafi�a go w nog�, gdy� lord Greystoke szarpn�� r�k� kapitana, gdy bro� zab�ys�a w s�o�cu. Nast�pi�y wym�wki pomi�dzy Claytonem i kapitanem. Clayton o�wiadczy� kapitanowi, �e uwa�a za godn� pot�pienia brutalno�� jego post�powania w stosunku do za�ogi i �e nie my�li godzi� si� na takie jego zachowanie si�, dop�ki on i pani Greystoke s� pasa�erami na okr�cie. Kapitan mia� zamiar da� gniewn� odpowied�, lecz pomy�lawszy, obr�ci� si� na pi�cie i odszed� z min� ponur� na ty� statku. Nie chcia� on wchodzi� w zatarg z przedstawicielem rz�du angielskiego, gdy� pot�na r�ka tego rz�du rozporz�dza�a narz�dziem kary, kt�re on sobie wa�y� i przed kt�rym czu� respekt - dalekono�n� angielsk� marynark�. Dwaj majtkowie po pewnej chwili och�on�li: starszy z nich pom�g� wsta� m�odszemu rannemu koledze. Olbrzym, znany w�r�d swoich pod przezwiskiem Czarnego Micha�a, z wielk� ostro�no�ci� popr�bowa� oprze� si� na nodze, a widz�c, �e mo�e ona go unie��, zwr�ci� si� do Claytona z wyrazami niezr�cznej podzi�ki. Jakkolwiek ton jego s��w by� cierpki, czu� w nich by�o wdzi�czno��. Gdy sko�czy� kr�tkie swe przem�wienie, obr�ci� si� i odszed� ku przedniej wie�y statku, okazuj�c widoczn� ch�� przerwania wszelkiej dalszej rozmowy. Nie wida� go by�o przez par� dalszych dni, a przez ten czas kapitan mia� dla za�ogi tylko cierpkie na ustach wyrazy, gdy z obowi�zku zmuszony by� przemawia� do kogokolwiek. Clayton z �on� w dalszym ci�gu sto�owali si� w jego kajucie tak, jak czynili dawniej, przed opisanym tu wydarzeniem, lecz teraz kapitan wyszukiwa� sobie widocznie w tym czasie obowi�zkowe zaj�cia, aby nie zasi��� do obiadu wsp�lnie. Inni oficerowie statku byli to ludzie nieokrzesani, niewiele co wy�ej stoj�cy pod wzgl�dem og�ady nad n�dzn� za�og�, kt�r� pomiatali, i radzi byli, �e mogli unika� zbli�enia si� z wykwintnym, angielskim lordem i jego �on�. W ten spos�b m�odzi ma��onkowie byli jakby odosobnieni. Taki stan rzeczy, sam przez si�, zupe�nie dogadza� ich �yczeniom, lecz poci�ga� za sob� pewnego rodzaju wy��czenie z �ycia ma�ego statku, nie daj�c im mo�no�ci uczestniczenia w codziennych wydarzeniach, kt�re mia�y wkr�tce doprowadzi� do krwawej tragedii. W ca�ej atmosferze panuj�cej w�r�d za�ogi by�o co�, trudno daj�cego si� okre�li�, co wr�y�o nieszcz�cie. Zewn�trznie �ycie ma�o co zmieni�o si� na ma�ym statku, lecz m�oda para czu�a, �e zbli�a si� niebezpiecze�stwo, chocia� o tym nie m�wili ze sob�. Nast�pnego dnia od zranienia Czarnego Micha�a, Clayton wst�pi� w�a�nie na pok�ad w chwili, gdy czterech majtk�w nios�o zwisaj�ce cia�o jednego z ludzi za�ogi, a pierwszy porucznik stoj�c z pot�nym pr�tem w r�ku, spogl�da� na t� kupk� zgorzknia�ych marynarzy. Clayton nie rozpytywa� si� o znaczenie tej sceny - nie mia� potrzeby - lecz nast�pnego dnia, gdy na horyzoncie ukaza�y si� widoczne zarysy wielkiego brytyjskiego okr�tu wojennego, postanowi� za��da�, aby jego i jego �on� odes�ano na okr�t, gdy niepok�j jego wci�� wzrasta� i to przekonanie, �e dalsze pozostawanie na pos�pnej "Fuwaldzie" sko�czy� si� musi. W po�udnie zbli�yli si� do okr�tu na dystans, dogodny do rozmowy, lecz gdy Clayton ju� prawie zdecydowa� si� za��da� od kapitana, aby go przewieziono, spostrzeg� nagle �mieszno�� podobnego ��dania. Jakie powody m�g� przedstawi� oficerowi, dowodz�cemu okr�tem Jej Kr�lewskiej Mo�ci, dla wyt�umaczenia ��dania, �e chce z powrotem wraca� tam, sk�d przybywa�. C� bowiem b�dzie, je�li powie, �e na jego statku dwu niekarnych majtk�w zosta�o �le potraktowanych przez oficera. Wy�miej� jego i podany przeze� pow�d, a ch�� opuszczenia statku przypisz� jednej przyczynie - tch�rzostwu. Jan Clayton, lord Greystoke, nie za��da� przeto, aby go przewieziono na brytyjski okr�t wojenny i w po�udniowej porze by� �wiadkiem, jak g�rne jego cz�ci rozp�ywa�y si� na dalekim widnokr�gu. Dzia�o si� to ju� wtedy, gdy dowiedzia� si� czego� nowego, co mu okaza�o, �e jego niepok�j by� zupe�nie usprawiedliwiony. Nowa wiadomo�� zmusi�a go do przeklinania fa�szywej swej dumy, kt�ra powstrzyma�a go przed kilku godzinami od szukania bezpiecznego schronienia dla m�odej ma��onki na statku wojennym, gdy schronienie by�o tu� blisko, kt�re teraz znika�o ju� bezpowrotnie. W samo po�udnie stary majtek, kt�rego powali� kilka dni temu kapitan, czy�ci� klamki; przy robocie zbli�y� si� on do miejsca, gdzie na brzegu statku stali Clayton z �on�, przypatruj�c si� zarysom wielkiego okr�tu wojennego. Zbli�ywszy si� tu� blisko do Claytona, przem�wi� cichym szeptem: - Nast�pi zap�ata, panie, za za�og�, i zwa� moje s�owo, nast�pi zap�ata. - Co chcesz powiedzie�, m�j przyjacielu? - zapyta� Clayton. - Co, czy nie widzieli�cie, co si� dzieje? Czy nie s�yszeli�cie, �e ten diabelski pomiot, kapitan i jego towarzysze, gasz� kwitn�ce �ycie ludzi? - Dwie rozbite g�owy wczoraj, a trzy dzi�. Czarny Micha� prawie zupe�nie si� poprawi�, nie jest to cz�owiek, kt�ry m�g�by to znosi�. Zauwa� moje s�owo, panie. Chcesz powiedzie�, cz�owieku, �e za�oga zamy�la bunt? - Bunt! - wykrzykn�� stary. - Bunt! �mier� b�dzie, panie, zauwa� me s�owo, panie. - Kiedy? - To przyjdzie, to przyjdzie, lecz ja nie powiem kiedy; ju� i tak powiedzia�em zbyt wiele, lecz poniewa� by� pan dobry w �w dzie�, s�dzi�em, �e dobrze b�dzie was uprzedzi�. Lecz trzymajcie j�zyk, a gdy pos�yszycie strza�y, schod�cie na d� i pozostawajcie tam. - To ju� wszystko, tylko trzymajcie j�zyk albo wsadz� wam pigu�k� pomi�dzy �ebra, zauwa� moje s�owo, panie. - I stary majtek, czyszcz�c w dalszym ci�gu klamki, oddali� si� od miejsca, gdzie sta� Clayton z �on�. - Diablo mi�a perspektywa, Alicjo - rzek� Clayton. - Musisz ostrzec natychmiast kapitana, Janie. By� mo�e, da si� jeszcze uprzedzi� nieszcz�cie - odpowiedzia�a Alicja. - S�dz�, �e powinienem to zrobi�, jednak z czysto egoistycznych motyw�w mam zamiar "trzyma� j�zyk". Cokolwiek tamci zrobi�, oszcz�dz� nas, uznaj�c, �e wyst�pi�em w obronie ich towarzysza Czarnego Micha�a: skoro jednak spostrzeg�, �e ich zdradzi�em, nie b�dzie dla nas zmi�owania, Alicjo. - Masz tylko jedn� drog�, drog� obowi�zku, Janie, a ta droga ka�e broni� urz�dowej w�adzy. Je�eli nie uprzedzisz kapitana, staniesz si� wsp�winnym tego, co nast�pi, jak gdyby� dopomaga� zmowie i bra� czynny udzia� w jej wykonaniu. - Nie rozumiesz tej sprawy, droga moja - odpowiedzia� Clayton. - Ciebie ocali� mam na my�li, i to jest moim najpierwszym obowi�zkiem. Kapitan sam sprowadzi� t� bied� na sw� g�ow�, dlaczego mia�bym nara�a� sw� �on� na niewypowiedziane okropno�ci, usi�uj�c - wed�ug wszelkiego prawdopodobie�stwa - na pr�no ocali� go od skutk�w jego szale�stwa? Nie masz wyobra�enia, droga moja, co mo�e nast�pi�, je�eli ta banda bandyt�w ow�adnie "Fuwald�". - Obowi�zek jest obowi�zkiem, m�j m�u, i �adne wykr�tne rozumowanie nie mo�e go odmieni�. Marna by�aby to ze mnie �ona angielskiego lorda, gdybym sta�a si� winna przeze� zej�cia z drogi wyra�nego obowi�zku. Zdaj� sobie spraw� z niebezpiecze�stwa, jakie nam grozi, i potrafi� spojrze� mu w oczy wraz z tob� - a znios� niebezpiecze�stwo �atwiej ni� ha�b� wspomnienia, �e by�o w twej mocy uprzedzi� nieszcz�cie, gdyby� nie zapomnia� o swoim obowi�zku. - Niech wi�c b�dzie tak, jak chcesz, Alicjo - odpowiedzia� Clayton, u�miechaj�c si�. - By� mo�e - niepotrzebnie si� trwo��. Chocia� nie podoba mi si� to, co si� dzieje na statku, by� mo�e sytuacja nie jest tak z�a, jak si� obawiam. Mo�liwe, �e stary majtek wyg�osi� tylko �yczenia swego z�ego serca, a nie m�wi� tego, co w rzeczywisto�ci nast�pi. - Bunt na otwartym morzu by�o to wydarzenie do�� cz�ste sto lat temu, lecz w roku pa�skim 1888 jest to rzecz bardzo ma�o prawdopodobna. - Lecz oto kapitan idzie do swojej kajuty. Chcia�bym ostrzec go i zwali� sobie ten ci�ar z g�owy, gdy� nie mam zamiaru wdawa� si� z tym brutalem w d�ugie rozmowy. M�wi�c tak, Clayton posun�� si� niedbale w kierunku korytarza, kt�rym przeszed� kapitan, i za chwil� stuka� do jego drzwi. - Prosz� wej�� - da� si� s�ysze� gruby g�os zgorzknia�ego kapitana. A gdy Clayton wszed� i zawar� za sob� drzwi, kapitan zapyta�: - O c� to chodzi? - Przyszed�em, aby opowiedzie� rozmow�, jak� dzi� s�ysza�em, gdy� s�dz�, �e chocia� mo�e ona nie mie� znaczenia, jednak�e dobrze b�dzie, je�eli pan zostanie uprzedzony. Kr�tko m�wi�c, ludzie na statku obmy�laj� bunt i mord. - To k�amstwo! - wykrzykn�� kapitan. - Je�eli pan mieszasz si� znowu do utrzymania dyscypliny na statku i wtr�casz si� do nie swojej rzeczy, musisz przyj�� odpowiedzialno�� za nast�pstwa, do pioruna. Nie obchodzi mnie to, czy pan jest lordem czy nie. Tu na statku ja jestem kapitanem i nadal prosz� nie wtr�ca� swego nosa do moich spraw. Wypowiedziawszy t� przemow� uni�s� si� do takiej w�ciek�o�ci, �e sta� si� purpurowym na twarzy i ostatnie wyrazy wypowiedzia� krzykiem, zaznaczaj�c swe uwagi g�o�nym uderzeniem w st� ogromn� sw� pi�ci� i wygra�aj�c Claytonowi sw� drug� r�k�. ROZDZIA� II SCHRONISKO NA DZIKIM L�DZIE Nied�ugo wypad�o czeka�. Ju� nast�pnego rana, gdy Clayton wyszed� na pok�ad na zwyk�� przechadzk� przed �niadaniem, rozleg� si� wystrza�, a za nim nast�pny i nast�pny. Widok, jaki nasun�� si� ich oczom, potwierdzi� najgorsze obawy. Naprzeciwko niewielkiej garstki oficer�w by�a ca�a zbieranina za�ogi okr�towej, a na jej czele sta� Czarny Micha�. Na pierwszy strza� z szereg�w oficerskich ludzie rozbiegli si�, szukaj�c zas�ony, i z punkt�w dogodnych, spoza maszt�w, wie�y okr�towej i kajut, odpowiadali na ogie� pi�ciu ludzi, kt�rzy reprezentowali znienawidzon� w�adz� okr�tow�. Dwaj ludzie padli od strza��w z rewolweru kapitana. Le�eli tam, gdzie padli, w�r�d walcz�cych. Nagle pierwszy oficer upad� na twarz, a na g�os komendy Czarnego Micha�a krwi chciwe ordynusy natarli na pozosta�ych czterech. Za�oga zdo�a�a zaopatrzy� si� tylko w sze�� rewolwer�w, wi�kszo�� uzbrojona by�a w bosaki, siekiery, toporki i oskardy. Kapitan wystrzeli� sw�j magazyn i nabija� ponownie rewolwer w chwili, gdy nast�pi�o natarcie. Bro� drugiego oficera zaci�a si�, z dwu wi�c tylko rewolwer�w mo�na by�o strzela� do buntownik�w, gdy ci szybko zbli�ali si� do oficer�w. Ci zacz�li si� cofa� przed rozw�cieczonymi napastnikami. Z obu stron s�ycha� by�o wymys�y i straszne przekle�stwa. Przekle�stwa te, odg�osy strza��w, krzyki i j�ki ranionych, czyni�y pok�ad "Fuwaldy" podobnym do domu furjat�w. Zanim oficerowie zd��yli cofn�� si� na dwadzie�cia krok�w, dosi�gli ich ludzie. Olbrzymi Murzyn rozwali� siekier� g�ow� kapitana od czo�a do podbr�dka, a chwil� p�niej i inni upadli zabici lub ranni. Kr�tk� i okropn� by�a robota zbuntowanej za�ogi "Fuwaldy". Przez ca�y czas walki Jan Clayton sta� w pobli�u, opieraj�c si� niedbale na barierce i puszczaj�c w zamy�leniu dym z cygara, jak gdyby by� �wiadkiem oboj�tnej partii krykieta. Gdy ostatni oficer poleg�, Clayton zrozumia�, �e nale�y jak najpr�dzej wraca� do �ony. aby kto z za�ogi nie dosta� si� do niej samotnej. Aczkolwiek zachowywa� spok�j i oboj�tno��, Clayton czu� w duszy obaw� i by� podra�niony, gdy� obawia� si� o bezpiecze�stwo swej �ony, w�r�d tych dzikus�w, w kt�rych r�ce los ich tak nielito�ciwie rzuci�. Gdy obr�ci� si�, chc�c zej�� po schodkach, ze zdziwieniem spostrzeg� sw� �on�, stoj�c� tu� przy jego boku. - Od jak dawna jeste� tutaj, Alicjo? - Od pocz�tku - odpowiedzia�a. - Jakie to straszne, jakie straszne! Czego mo�emy oczekiwa� z r�k takich ludzi? - �niadania, s�dz� - odrzek� z u�miechem, chc�c �mia�o�ci� usun�� jej boja��. - Przynajmniej chc� ich o nie poprosi�. Chod� ze mn�, Alicjo. Musimy im okaza�, �e oczekujemy grzecznego traktowania. Ludzie tymczasem, otoczywszy zabitych i rannych oficer�w i nie okazuj�c ani zajad�o�ci, ani lito�ci, zebrali si�, by wyrzuci� zar�wno jeszcze pozostaj�cych przy �yciu, jak i zabitych w morze. Z r�wnie zimnym sercem pozbyli si� rannych z w�asnych swych szereg�w i cia� trzech marynarzy, kt�rym �askawa Opatrzno�� darowa�a natychmiastow� �mier� od kul oficerskich. W tym momencie jeden majtek z za�ogi spostrzeg� zbli�aj�cych si� Claytona z �on� i z okrzykiem: "Jeszcze dwoje na straw� dla ryb" skierowa� si� ku nim z podniesion� siekier�. Lecz Czarny Micha� poskoczy� jak b�yskawica; majtek rozci�gn�� si� na ziemi, dostawszy kul� w plecy, zanim przebieg� p� tuzina krok�w. G�o�nym krzykiem Czarny Micha� �ci�gn�� na siebie uwag� innych i wskazuj�c na lorda i lady Greystoke, rzek�: - Ci tam, to moi przyjaciele, zostawi� ich w spokoju. Zrozumiano? - Ja jestem teraz kapitanem okr�tu i co ja m�wi�, to b�dzie mia�o pos�uch - doda�, zwracaj�c si� do Claytona: - Pilnujcie siebie, a nikt wam krzywdy nie uczyni - i spojrza� gro�nie swych towarzyszy. Pa�stwo Clayton tak dobrze zastosowali si� do rozkazu Czarnego Micha�a, �e od tej chwili ma�o co widzieli ludzie z za�ogi i nic nie wiedzieli o tym, jakie ci mieli plany. Od czasu do czasu dochodzi�y ich uszu odg�osy star� i spor�w w�r�d zbuntowanych, a dwukrotnie pos�pny zgrzyt broni palnej rozleg� si� w cichym powietrzu. Jednak Czarny Micha� by� odpowiednim dow�dc� dla tej r�norodnej zbieraniny bandyt�w i trzyma� ich w mocnych d�oniach. Na pi�ty dzie� po wymordowaniu oficer�w, ujrzano l�d. Czy by�a to wyspa, czy kontynent, Czarny Micha� nie wiedzia�, lecz o�wiadczy� on Claytonowi, �e je�eli po zbadaniu oka�e si�, �e miejsce to mo�na by�o zamieszka�, wysadzeni b�d�, on i jego �ona, na brzeg wraz z baga�ami. - Potraficie sobie poradzi� przez kilka miesi�cy - t�umaczyli - a my tymczasem b�dziemy mogli dotrze� do jakich� brzeg�w nie zamieszkanych i rozproszy� si�. Ja wtedy postaram si� o to, aby wasz rz�d dowiedzia� si�, gdzie jeste�cie i przy�l� po was okr�t wojenny, kt�ry was zabierze. - Nie mamy nic przeciwko wam, lecz trudno by�oby wysadzi� was w jakim kraju cywilizowanym, bez nara�enia si� na szereg pyta�, a nikt z nas nie potrafi�by da� zbyt jasnych odpowiedzi. Clayton sprzeciwi� si�, wykazuj�c nieludzko�� takiego post�powania, aby pozostawi� ich na nieznanych brzegach, na �asce dzikich zwierz�t, a by� mo�e jeszcze dzikszych ludzi. Lecz s�owa jego nic nie sprawi�y, a tylko rozdra�ni�y Czarnego Micha�a. By� wi�c zmuszony do rezygnacji. Pozostawa�o tylko wyzyska�, co by�o mo�na. Oko�o godziny trzeciej po po�udniu zbli�yli si� do pi�knego lesistego pobrze�a naprzeciw zatoki zamkni�tej l�dem. Czarny Micha� wys�a� ��d� z lud�mi, by zbadali wej�cie do zatoki dla zapewnienia si�, czy "Fuwalda" da si� przeprowadzi� przez wej�cie. W niespe�na godzin� powr�cili ludzie i oznajmili, ze woda jest g��boka zar�wno w przej�ciu, jak i dalej w ma�ej zatoce. Zanim si� �ciemni�o, statek sta� ju� spokojnie na kotwicy, zapuszczonej w �ono cichej, podobnej do zwierciad�a, powierzchni zatoki. Pobrze�e poros�e by�o pi�kn�, podzwrotnikow� zielono�ci�, a w dali wida� by�o pag�rkowat� okolic�, pokryt� prawie ca�kowicie pierwotnym lasem. Nie mo�na by�o spostrzec znak�w ludzkiego �ycia. Obfito�� jednak ptak�w i zwierz�t, kt�re od czasu do czasu nasuwa�y si� oczom majtk�w, stoj�cych na pok�adzie "Fuwaldy", oraz b�ysk ma�ej rzeczki, wylewaj�cej swe wody do zatoki, zapewniaj�c zapasy �wie�ej wody, wskazywa�y, �e ziemia ta �atwo mog�a da� utrzymanie ludziom. Kiedy ciemno�ci opad�y na ziemi�, Clayton i pani Alicja wci�� jeszcze stali na statku, przygl�daj�c si� w milczeniu miejscu swego przysz�ego zamieszkania. Z ciemnych cieni�w pot�nego lasu s�ycha� by�o g�osy dzikich zwierz�t - g��boki ryk lwa, a czasami ostry skowyt pantery. �ona przytuli�a si� do m�a, przera�ona my�l� o czekaj�cych ich okropnych nocach w ciemno�ciach, gdy pozostan� samotni na tym dzikim i pustym pobrze�u. P�nym wieczorem przyby� do nich Czarny Micha�, chc�c zawczasu uprzedzi� ich, by przygotowali si� do wyl�dowania nazajutrz. Pr�bowali nam�wi� go, �eby zawi�z� ich na jakie inne, bardziej go�cinne brzegi, le��ce w pobli�u okolic cywilizowanych, sk�d mogliby mie� nadziej� dostania si� do przyjaci�. Jednakowo� ani pro�by, ani gro�by, ani obietnice nagrody nic nie sprawi�y. Ja jestem jedynym cz�owiekiem na pok�adzie, kt�ry woli was ocali�, ni� widzie� wasz� �mier�, od czego zale�y nasze bezpiecze�stwo. Ja wiem, �e wasza �mier� uwolni�aby nas od obawy o w�asn� szyj�, lecz Czarny Micha� jest cz�owiekiem, kt�ry nie zapomina wy�wiadczonego mu dobrodziejstwa. Ocali� mi pan �ycie, za to chc� ocali� �ycie wasze, lecz jest to wszystko, co mog� uczyni�. - Ludzie nie zgodz� si� na nic wi�cej; je�eli nie wysadzimy was w najbli�szym czasie, mog� odmieni� si� umys�y, a nawet mog� po�a�owa� wam i tego. Ja ka�� wy�adowa� wszystkie wasze rzeczy, nie zatrzymuj�c naczy� kuchennych, i dam pewn� ilo�� starych �agli na namioty i dostateczn� ilo�� �ywno�ci, by�cie mogli wy�y�, p�ki nie znajdziecie owoc�w i zwierzyny. - Maj�c bro� paln� dla bezpiecze�stwa, b�dziecie mogli tu mieszka� do�� �atwo i doczeka� si�, a� nadejdzie pomoc. Gdy znajd� sobie bezpieczne schronienie, ja b�d� w tym, �eby rz�d angielski dowiedzia� si�, gdzie jeste�cie. Chocia� ja nie m�g�bym wskaza� miejsca dok�adnie, gdy� tego sam nie wiem, lecz oni ju� was wynajd�. Gdy Czarny Micha� odszed�, oboje pa�stwo Clayton zeszli na d� do kajuty, pe�ni czarnych przeczu�. Clayton nie wierzy�, �eby Czarny Micha� istotnie mia� zamiar da� zna� rz�dowi brytyjskiemu o tym, co si� z nimi sta�o, i nie mia� pewno�ci, czy nie planowano zdrady na dzie� nast�pny, gdy znajd� si� na brzegu z marynarzami, kt�rzy mieli ich odwie�� i ich rzeczy. Poza oczami Czarnego Micha�a, ktokolwiek z bandyt�w m�g� ich zabi�, a sumienie Czarnego Micha�a pozosta�oby czyste. A gdyby nawet unikn�li tego losu, czy� nie czeka�y ich jeszcze powa�niejsze niebezpiecze�stwa? Gdyby by� sam, m�g�by prze�y� lata ca�e, by� bowiem silnym, atletycznie zbudowanym m�czyzn�. Lecz co czeka Alicj� i to m�ode inne �ycie, kt�re mia�o si� pocz�� w�r�d niewyg�d i niebezpiecze�stw pierwotnego �wiata? Strach go przej��, gdy pomy�la� o okropno�ci i strasznej beznadziejno�ci sytuacji, w jakiej si� znale�li. Dobroczynna Opatrzno�� nie pozwoli�a mu jednak przewidzie� ca�ej okropnej prawdy tych los�w, jakie czeka�y ich w ciemnych otch�aniach pos�pnego lasu. Wczesnym rankiem nazajutrz podniesiono na pok�adzie liczne skrzynie i kufry i spuszczono do oczekuj�cych �odzi, by przewie�� je na brzeg. Rzeczy, kt�re im pozwolono zabra�, by�y bardzo rozmaite i by�a ich du�a ilo��. Obliczono bowiem, �e pobyt Clayton�w na nowym miejscu potrwa od pi�ciu do o�miu lat i pr�cz rzeczy koniecznie potrzebnych, kt�re przewieziono, dodano jeszcze wiele rozmaitych przedmiot�w zbytkownych. Czarny Micha� zadecydowa�, �eby nic z rzeczy pa�stwa Clayton�w nie pozosta�o na statku. Trudno powiedzie�, czy decyzja taka by�a dowodem wsp�czucia, czy te� wynika�a z ch�ci zabezpieczenia sobie bezpiecze�stwa. Niew�tpliwie, znalezienie na podejrzanym okr�cie czegokolwiek z rzeczy nale��cych do poszukiwanego angielskiego urz�dnika wzbudzi� mog�o podejrzenia, z kt�rych trudno by�oby si� wypl�ta� za�odze w jakimkolwiek cywilizowanym porcie. Tak �cis�ym by� w wykonaniu swych zamiar�w, �e nakaza�, by zwr�cono Claytonowi rewolwery zabrane przez marynarzy. Na ma�e statki za�adowano r�wnie� mi�so solone, suchary, ma�y zapas kartofli i fasoli, zapa�ki, naczynia kuchenne, skrzyni� narz�dzi rozmaitych i stare �agle, kt�re obieca� da� Czarny Micha�. Jak gdyby sam obawia� si� czego� podobnego, o co Clayton podejrzewa� bandyt�w, Czarny Micha� towarzyszy� im w drodze na brzeg i ostatni ich opu�ci�, gdy ma�e �odzie po nape�nieniu bary�ek �wie�� wod� skierowano z powrotem do oczekuj�cej "Fuwaldy". Gdy �odzie oddala�y si� z wolna po g�adkiej powierzchni wody, Clayton i jego �ona, stoj�c w milczeniu na brzegu przypatrywali si� odjazdowi, maj�c w sercu przeczucie zagra�aj�cego nieszcz�cia. A poza nimi, znad kraw�dzi lasu inne oczy spoziera�y - zapad�e, z�e oczy, b�yszcz�ce spod ciemnych brwi. Kiedy "Fuwalda" przeby�a w�skie wej�cie do zatoki i znik�a na zakr�cie wystaj�cego przyl�dka, pani Alicja zarzuci�a r�ce na szyj� Claytona i wybuch�a nieutulonym p�aczem. Odwa�nie znios�a niebezpiecze�stwa w czasie buntu: z bohatersk� moc� ducha spogl�da�a w przysz�o��, lecz w tej jednej chwili okropno�� ca�kowitej pustki zaci��y�a nad ni�, nerwy rozstroi�y si� i nast�pi�a reakcja. Nie pr�bowa�a powstrzyma� swych �ez. Dobrze by�o, �e naturalne uczucia przemog�y. Dopiero po pewnej chwili m�oda kobieta - by�a przecie� prawie jeszcze dzieckiem - mog�a zapanowa� nad sob�. - Ach, Janie - wykrzykn�a - co za okropno��. Co b�dziemy robili, co b�dziemy robili? - Pozostaje nam jedno tylko, Alicjo - rzek� Clayton i m�wi� to spokojnie, jak gdyby siedzieli w wygodnym swym salonie u siebie - jedno nam pozostaje - wzi�� si� do pracy. Praca to nasze zbawienie. Nie powinni�my mie� czasu na my�lenie, gdy� na tej drodze grozi nam szale�stwo. - Musimy pracowa� i czeka�. Jestem pewny, �e zbawienie przyjdzie i przyjdzie wkr�tce, gdy rozg�osi si�, �e "Fuwalda" zgin�a, nawet w tym razie, je�eli Czarny Micha� nie dotrzyma swej obietnicy. - Ach, Janie, gdyby� chodzi�o o mnie i o ciebie - rzek�a Alicja szlochaj�c - mogliby�my znie�� wszystko, wiem to, lecz... - Tak, moja droga - wym�wi� �agodnie - my�la�em i o tym, musimy i to przenie��, musimy znie�� odwa�nie, cokolwiek przysz�o�� przyniesie z najwi�ksz� wiar� w swe si�y do zwalczenia trudno�ci, jakie mog� si� zdarzy�. - Setki tysi�cy lat temu nasi przodkowie z g�uchej, odleg�ej przesz�o�ci stali wobec tych samych zada�, jakie my mamy, by� mo�e nawet w tych samych pierwotnych lasach. Dowodem tego, �e wyszli zwyci�sko, jest to, �e my tu dzi� jeste�my. - Co oni robili, czy� nie mo�emy zrobi� i my? A nawet lepiej, gdy� nie byli oni wyposa�eni w ca�e wieki wy�szej wiedzy. Czy� my nie mamy �rodk�w obrony i �rodk�w wy�ywienia si�, kt�re da� nam rozw�j wiedzy, kt�re im by�y ca�kowicie nie znane? Czego oni dokonali, Alicjo, posiadaj�c jedynie narz�dzia z kamieni i ko�ci, my mo�emy dokona� r�wnie�. - Ach, Janie, pragn�abym by� m�czyzn� i mie� m�ski spos�b rozumowania, lecz jestem tylko kobiet�, wiedz�c� wi�cej sercem ni� g�ow�, a cokolwiek przewiduj�, jest zbyt strasznym, okropnym, �e brak na to s��w. Ca�a moja nadzieja w tym, �e ty masz s�uszno��, Janie. Ja zrobi� wszystko, by okaza� si� dzieln�, pierwotn� kobiet�, odpowiedni� towarzyszk� pierwotnego cz�owieka. Pierwsz� my�l� Claytona by�o urz�dzenie os�ony dla snu w nocy, os�ony, kt�ra by mog�a da� im schronienie przed drapie�nymi zwierz�tami, szukaj�cymi �eru. Otworzy� skrzynk�, zawieraj�c� strzelby i naboje, aby oboje mieli bro� przy sobie w razie mo�liwej napa�ci w czasie pracy, a potem wsp�lnie zacz�li szuka� miejsca dla sp�dzenia pierwszej nocy. W odleg�o�ci setki jard�w od brzegu morskiego by�a ma�a polanka bez drzew. Tu postanowili w nast�pstwie zbudowa� dom. Chwilowo zgodzili si� oboje, �e najlepiej b�dzie zbudowa� ma�� platform� w�r�d drzew, gdzie dosi�gn�� by ich nie mogli wi�ksi przedstawiciele dzikich zwierz�t, w kt�rych kr�lestwie si� znale�li. W tym celu Clayton wybra� cztery drzewa, kt�re tworzy�y czworok�t o szeroko�ci oko�o o�miu st�p i naci�wszy d�ugich ga��zi, zbudowa� pomost na wysoko�ci dziesi�ciu st�p nad ziemi� i przymocowa� ko�ce ga��zi mocno do drzew za pomoc� sznur�w, kt�rych du�� ilo�� dostarczy� im Czarny Micha� z zapas�w "Fuwaldy". Na pomo�cie Clayton rozpostar� inne ga��zie, mniejsze, jedne obok drugich. Pomost wymo�ci� wielkimi li��mi ucha s�oniowego, kt�re ros�o w obfito�ci naoko�o, a ponad li��mi rozpostar� wielki �agiel, z�o�ony kilkakrotnie. Na siedem st�p wy�ej urz�dzi� Clayton podobny pomost, l�ejszy, aby s�u�y� jako dach, a z bok�w zawiesi� p��tno �aglowe, by s�u�y�o za �ciany. Kiedy praca by�a sko�czona, mieli dogodne ma�e gniazdo, do kt�rego znie�li ko�dry i niekt�re drobne przedmioty. By�o ju� p�no po po�udniu. Reszt� pory dziennej po�wi�cili na sporz�dzenie drabiny, za kt�rej pomoc� pani Alicja mog�aby wdrapa� si� do swego nowego mieszkania. Przez ca�y dzie� w lesie naoko�o gromadzi�y si� podniecone niezwyk�ymi go��mi ptaki o pi�knym, b�yszcz�cym upierzeniu i skacz�ce gwarz�ce ma�py, kt�re przygl�da�y si� nowym przybyszom i ich dziwnej pracy przy budowie gniazda, z oznakami najwy�szego zainteresowania i przej�cia si�. Aczkolwiek Clayton i jego �ona rozgl�dali si� bacznie naoko�o, nie zauwa�yli �adnego z wi�kszych zwierz�t, chocia� dwukrotnie zdarzy�o si�, �e ich s�siedzi z ma�piego rodu nadci�gali z piskiem i pogwarem z s�siedniej kraw�dzi le�nej, rzucaj�c w ty� poza siebie strwo�one wejrzenie, co wskazywa�o tak dobrze, jak gdyby wypowiedziane by�o mow�, �e uciekali przestraszeni od czego� strasznego, co by�o ukryte. Przed samym zmierzchem Clayton uko�czy� sw� drabin� i oboje nape�niwszy du�e naczynie wod� z pobliskiego ruczaju wdrapali si� do stosunkowo bezpiecznej swej powietrznej kryj�wki. Poniewa� by�o zupe�nie ciep�o, Clayton odrzuci� zas�on� jednej �ciany na dach, a gdy oboje przysiedli na ko�drach, pani Alicja wyt�aj�c swe oczy, wpatrywa�a si� w g�stwin� ciemnego lasu. Nagle wskaza�a r�k� w tym kierunku i pochwyciwszy r�k� m�a, szepn�a: - Janie, patrz! Co to jest, cz�owiek? Gdy Clayton odwr�ci� si� i skierowa� sw�j wzrok w kierunku, kt�ry wskazywa�a �ona, ujrza� niejasn� sylwetk� w�r�d cieni�w nocy, jakby wielkiej postaci, na samym brzegu lasu. Przez chwil� posta� sta�a, jakby nads�uchuj�c, p�niej zawr�ci�a i rozp�yn�a si� powoli w cieniach d�ungli. - Co to by�o, Janie? - Nie wiem - odpowiedzia� z namys�em - jest zbyt ciemno, by� mo�e by� to tylko cie�, rzucony przez ksi�yc. - Nie, Janie, to nie by� cz�owiek, to by�o co� wielkiego, maj�ce podobie�stwo do cz�owieka. Och, straszno mi. Clayton obj�� �on� ramieniem i zacz�� szepta� jej do ucha s�owa otuchy i mi�o�ci, gdy� najwi�kszy b�l w jego nieszcz�ciu sprawia�o mu przygn�bienie m�odej �ony. By� on cz�owiekiem odwa�nym, nie znaj�cym strachu, lecz m�g� odczu� cierpienie, jakie wywo�uje uczucie strachu - by�o to rzadko trafiaj�c� si� zalet� jego serca, jedn� z wielu, jakie posiada�, kt�re zapewni�y mu szacunek i mi�o�� wszystkich, co go znali. Wkr�tce potem zapu�ci� zas�ony, przywi�zuj�c je mocno do drzew. W ten spos�b byli zupe�nie os�oni�ci, pozosta� tylko jeden ma�y otw�r, sk�d mo�na by�o spogl�da� w stron� zatoki. By�o ju� zupe�nie ciemno w ich drobnym gnie�dzie. Rozci�gn�li si� wi�c na swym pos�aniu, aby spr�bowa�, czy nie uda si� im osi�gn�� cho�by kr�tkiej chwili sennego zapomnienia. Clayton po�o�y� si� u otworu, maj�c pod r�k� strzelb� i par� pistolet�w. Zaledwie zamkn�y si� ich oczy, rozleg� si� okropny ryk pantery z d�ungli. Pantera zbli�a�a si� w ich kierunku, a� w ko�cu pos�yszeli j� tu� pod sob�. Przez godzin� lub nawet wi�cej czasu obw�chiwa�a ona i drapa�a pazurami drzewa, na kt�rych zawieszony by� ich pomost, a� w ko�cu oddali�a si� na pobrze�e, gdzie Clayton m�g� j� dojrze� przy jasnym �wietle ksi�yca - by�o to wielkie, pi�kne zwierz�, najwi�ksza pantera, jak� w swym �yciu widzia�. Przez d�ugie godziny, kiedy panowa�a ciemno��, mogli zaledwie chwilami zasn��, gdy� odg�osy nocne wielkiej d�ungli, przepe�nionej miriadami istot, trzyma�y ich nerwy w wielkim napi�ciu. Po tysi�c razy budzi�y ich nag�e, przenikliwe wycia lub ukradkowe przesuwanie si� du�ych zwierz�t pod nimi. ROZDZIA� III WALKA O �MIER� LUB �YCIE Rankiem nie czuli si� na si�ach wzmocnieni, chocia� z uczuciem wielkiej ulgi spostrzegli, �e ju� �wita. Skoro tylko sko�czyli sw�j skromny ranny posi�ek, sk�adaj�cy si� z solonego mi�sa wieprzowego, kawy i suchar�w, Clayton wzi�� si� do budowy domu, gdy� rozumia�, �e nie mo�na by�o czu� si� bezpiecznym i mie� spok�j umys�u w czasie nocy, dop�ki cztery mocne �ciany nie oddziel� ich skutecznie od �ycia d�ungli. Zadanie by�o ci�kie, wykonanie zabra�o Claytonowi wi�cej ni� p� miesi�ca czasu, chocia� budowa� tylko jeden niewielki pok�j. Chata wzniesiona zosta�a z ma�ych kloc�w, maj�cych mniej wi�cej sze�� cali �rednicy. Brzegi oblepione zosta�y glin�, a gdy budowa zosta�a sko�czona, da� pokrywk� z gliny na ca�ej zewn�trznej powierzchni na grubo�� czterech cali. W otworze okiennym umie�ci� pr�ty o �rednicy mniej wi�cej jednego cala, zar�wno pionowo, jak i poziomo. Pr�ty by�y u�o�one w ten spos�b, �e tworzy�y krat�, kt�ra mog�a wytrzyma� nap�r silnego zwierz�cia. Zapewnia�o to dop�yw �wie�ego powietrza i dobr� wentylacj�, nie os�abiaj�c bezpiecze�stwa, jakie dawa�a chata. Dach w formie litery A sklecony zosta� z pr�t�w, u�o�onych jeden obok drugiego. Ponadto narzucono trawy z d�ungli i li�ci palmowych, a w ko�cu warstwy gliny. Drzwi zbudowa� Clayton z desek, z kt�rych zbite by�y paki, zawieraj�ce ich rzeczy. Deski przymocowa� jedn� na drugiej w kilka warstw, a� otrzyma� ca�o��, grub� oko�o trzech cali, tak mocn�, �e oboje patrz�c na dzie�o swych r�k u�miechali si� z rado�ci. Po uko�czeniu tej pracy Clayton musia� poradzi� sobie z rzecz� najtrudniejsz�. Nie mia� on nic takiego, co by s�u�y� mog�o do zawieszenia mocnych drzwi, kt�re zbudowa�. W dwa dni jednak uda�o mu si� zrobi� dwie mocne zawiasy z twardego drzewa i na nich zawiesi� drzwi w taki spos�b, �e mo�na je by�o �atwo zamyka� i otwiera�. Dodano w ko�cu rze�bione ozdoby, gdy przeprowadzili si� do domu, co zrobili, gdy tylko dach by� uko�czony. Tymczasowo barykadowali na noc drzwi, ustawiaj�c odpowiednio paki. W taki spos�b zdobyli stosunkowo bezpieczne i wygodne mieszkanie. Zrobienie ��ka, krzese�, sto�u i p�ek by�o ju� stosunkowo �atwym zadaniem. Tak pracuj�c, ku ko�cowi drugiego miesi�ca zagospodarowali si� ju� jako tako. Gdyby nie ci�g�a obawa przed naj�ciem dzikich zwierz�t i zwi�kszaj�ce si� wci�� poczucie osamotnienia, byliby si� czuli nie�le. Noc� wielkie, dzikie bestie warcza�y lub wy�y woko�o ich niewielkiej chaty. Jednak�e cz�owiek �atwo si� mo�e przyzwyczai� do cz�sto powtarzaj�cych si� d�wi�k�w, i wkr�tce przestali na nie zwraca� uwag� i zacz�li dobrze sypia�. Trzykrotnie zauwa�yli nikn�ce zarysy wielkich postaci podobnych do ludzi, takich jak� widzieli w pierwsz� noc, lecz ani razu nie zdarzy�o si� im dostrzec ich z takiej odleg�o�ci, kt�ra pozwala�aby rozr�ni�, czy widziane postacie by�y ludzkie czy zwierz�ce. �wietne ptaki i ma�e ma�pki przyzwyczai�y si� powoli do swych nowych znajomych i gdy pierwszy przestrach min��, istoty te, kt�re widocznie nie widzia�y nigdy ludzi przedtem, zacz�y zbli�a� si� bli�ej i bli�ej pod wp�ywem tego dziwnego zaciekawienia, kt�re cechuje dzikie zwierz�ta �yj�ce w lasach, w d�ungli lub w dolinach. Ju� w pierwszym miesi�cu wiele ptak�w o�mieli�o si� na tyle, �e przelatywa�y, by chwyta� po�ywienie z przyjacielskich r�k pa�stwa Clayton�w. Pewnego dnia, gdy Clayton by� zaj�ty prac� nad dobud�wk�, gdy� zamierza� wznie�� jeszcze kilka pokoi, nadbieg�o od lasu kilkana�cie tych dziwnych ma�ych przyjaci� z krzykiem i piskiem. Uciekaj�c, rzuca�y one przestraszone spojrzenia poza siebie i w ko�cu zatrzymywa�y si� w pobli�u Claytona, wydaj�c g�osy w podnieceniu, jak gdyby chcia�y ostrzec go przed zbli�aj�cym si� niebezpiecze�stwem . W ko�cu i on spostrzeg�, czego ma�pki by�y tak przestraszone, spostrzeg� du�� ma�p� kszta�t�w ludzkich, kt�rej nikn�ce zarysy kilkakrotnie widzieli. Posta� zbli�a�a si�, id�c od d�ungli w postawie na wp� podniesionej, opieraj�c si� od czasu do czasu przymkni�tymi ku�akami o ziemi� - by�a to wielka ma�pa kszta�t�w ludzkich. Posuwaj�c si� wydawa�a g�uche gard�owe warczenia, a od czasu do czasu g�os, jakby poszczekiwania. Clayton by� w pewnej odleg�o�ci od chaty. Chcia� on �ci�� wybrane drzewo, szczeg�lnie dobre na budow�. Przyzwyczaiwszy si� do bezpiecze�stwa w czasie ubieg�ych miesi�cy, podczas kt�rych nie spotka� niebezpiecznych zwierz�t w porze dziennej, pozostawi� on strzelb� i rewolwer w chacie. Ujrzawszy wielk� ma�p�, przesuwaj�c� si� w�r�d ga��zi wprost na niego, drog� odcinaj�c� mu odwr�t do chaty, poczu� drobne mrowie w krzy�ach. Wiedzia� on, �e maj�c tylko do obrony siekier�, nie poradzi sobie z tym dzikim potworem - a Alicja, o Bo�e, pomy�la�, co si� stanie z Alicj�? By�a jeszcze mo�liwo�� dopa�� do chaty. Zacz�� biec, wo�aj�c, aby �ona jak najspieszniej zapar�a wielkie drzwi, w razie gdyby ma�pa odci�a mu odwr�t. Pani Clayton siedzia�a w pobli�u chaty. Gdy pos�ysza�a krzyk m�a i podnios�a oczy, zobaczy�a, �e ma�pa z trudn� do uwierzenia szybko�ci�, jak na takie wielkie i niezgrabne zwierz�, spieszy�a w susach, by wyprzedzi� Claytona. Z okrzykiem poskoczy�a ku chacie. Wchodz�c, rzuci�a okiem poza siebie i spostrzeg�a widok, kt�ry przej�� j� przera�eniem gdy� zwierz� ju� by�o na drodze Claytona, kt�ry ku swej obronie pochwyci� siekier� obu r�koma w gotowo�ci ci�� ni� rozw�cieklone zwierz�, gdy rzuci si� na niego. - Zamykaj i zatarasuj drzwi, Alicjo, - wykrzykn�� Clayton - Ja siekier� dam sobie rad�. Lecz wiedzia�, �e stoi w obliczu �mierci i to wiedzia�a i ona. Ma�pa by�a samcem silnie zbudowanym, wa��cym prawdopodobnie ze trzysta funt�w. Z jej ponurych, zapadni�tych oczu, os�oni�tych kolczastymi brwiami, bucha�a zajad�o��, a obna�one jej wielkie k�y wida� by�o, gdy z warkotem zatrzyma�a si� przed sw� zdobycz�. Ponad plecami zwierz�cia Clayton widzia� drzwi swej chaty, odleg�ej nie dalej, jak dwadzie�cia krok�w. Fala przera�enia wstrz�sn�a nim, gdy spostrzeg�, �e �ona wysun�a si� z chaty uzbrojona w karabin. Pani Clayton zawsze ba�a si� palnej broni i nigdy nie chcia�a dotkn�� si� jej, obecnie jednak skierowa�a si� ku ma�pie z odwag� lwicy, broni�cej swe lwi�ta. - Wracaj, Alicjo - wykrzykn�� Clayton - na Boga �ywego, wracaj. Lecz ona nie s�ucha�a i wtedy w�a�nie ma�pa rzuci�a si� na Claytona, tamuj�c mu mow�. Clayton zamachn�� si� siekier� z ca�ej swej si�y, lecz silne zwierz� pochwyci�o siekier� w swe straszne �apy i wyrywaj�c j� z r�k Claytona, odrzuci�o j� na bok. Z wstr�tnym warkotem ma�pa chwyci�a sw� bezbronn� ofiar�, lecz zanim jej k�y dosi�g�y gard�a, kt�rego by�a spragniona, rozleg� si� wystrza� i kula przebi�a jej plecy. Powaliwszy Claytona na ziemi�, zwierz� zwr�ci�o si� ku swemu nowemu wrogowi. Przed nim sta�a przera�ona kobieta, na pr�no usi�uj�ca wystrzeli� drug� kul�; nie zna�a mechanizmu i kurek spad� bezskutecznie na pusty patron. Skowycz�c z w�ciek�o�ci i b�lu, ma�pa rzuci�a si� na drobn� kobiet�, kt�ra upad�a na ziemi� w omdleniu, kt�re mi�osierdzie jej zes�a�o. Prawie jednocze�nie Clayton stan�� zn�w na nogach i nie zastanawiaj�c si� nad tym, �e si�y jego by�y za s�abe, by ma�p� zwalczy�, podskoczy� i zacz�� odci�ga� ma�p� z cia�a �ony. Uda�o to mu si� �atwo. Wielkie cielsko potoczy�o si� bezw�adnie po trawie - ma�pa nie �y�a. Kula zrobi�a swoje. Rzut oka przekona� go, �e �ona nie by�a ranna, z czego mo�na by�o wnioskowa�, �e zwierz� wypu�ci�o ostatnie tchnienie w tej samej chwili, kiedy rzuci�o si� ku Alicji. Ostro�nie podni�s� zemdlon� sw� �on� i poni�s� j� ku chacie. Zaledwie po dwu godzinach odzyska�a przytomno��. Pierwsze wyrazy, jakie z ust jej pos�ysza�, wzbudzi�y w nim niejasny przestrach. Po pewnym czasie, przyszed�szy do siebie, Alicja popatrzy�a zdziwionymi oczyma po wn�trzu chaty i z westchnieniem rzek�a: - Ach, Janie, jak dobrze jest by� w swoim domu! Mia�am straszny sen, m�j drogi. Zdawa�o mi si�, �e nie jeste�my ju� w Londynie, lecz w jakim� strasznym miejscu, gdzie wielkie zwierz�ta napad�y na nas. - Uspok�j si�, uspok�j si�, Alicjo - rzek� Clayton, g�adz�c jej czo�o - u�nij jeszcze i nie m�cz swej g�owy z�ymi snami. Tej nocy urodzi� si� synek w ma�ej chacie, stoj�cej obok pierwotnych las�w, gdy lamparcie wycie rozlega�o si� pod drzwiami i odg�os ryku lwa donosi� si� z kraw�dzi lasu. Lady Greystoke nie odzyska�a ju� zdrowia od wstrz��nienia nerwowego z powodu ma�py. Chocia� �y�a jeszcze rok po urodzeniu syna, nie wysz�a ani razu poza obr�b chaty i nie zdawa�a sobie sprawy, �e nie znajduje si� w Anglii. Od czasu do czasu zadawa�a Claytonowi pytania, co znacz� te dziwne odg�osy w nocy, dlaczego nie ma s�u��cych i krewnych, dlaczego umeblowanie mieszkania jest takie n�dzne, lecz chocia� on nie usi�owa� jej w b��d wprowadzi�, nigdy nie mog�a go zrozumie�. Pod wszelkimi innymi wzgl�dami zachowywa�a si� w spos�b zupe�nie rozumny. Uciecha i zadowolenie z posiadania synka, nieustanna opieka m�a zapewni�y jej szcz�cie w tym roku - by� to najszcz�liwszy jej rok. Clayton dobrze sobie zdawa� spraw� z tego, �e gdyby jej w�adze zmys�owe mia�y swe ca�e panowanie, �ycie by�oby pe�ne udr�cze� i trwo�liwej troski. Rozumiej�c to, chocia� cierpia� straszliwie na widok jej stanu, czasami prawie by� rad, przez wzgl�d na jej szcz�cie, �e nie rozumia�a, co si� z ni� dzieje. Ju� od dawna straci� on wszelk� nadziej�, �e nadejdzie ocalenie. Z gorliwo�ci� nie zm�czon� wci�� stara� si� przyozdobi� wn�trze chaty. Pod�oga okryta by�a sk�rami lw�w i panter. Kredensy i p�ki na ksi��ki okrywa�y �ciany. Pi�kne kwiaty podzwrotnikowe sta�y w oryginalnych wazonach, ulepionych jego w�asnymi r�koma z gliny tamtejszej. Okna przys�oni�te by�y oponami z ro�lin i bambus�w. Najtrudniejsz� prac� ze wszystkich, jakie przedsi�bra�, maj�c tak niedostateczny zapas narz�dzi, by�o zrobienie g�adkich �cian, sufitu i pod�ogi. By�o to dla Claytona �r�d�em zadowolenia, �e znalaz� w sobie zdolno�� do wykonania swymi r�kami tak rozmaitych rob�t, do kt�rych nie by� przyzwyczajony. Polubi� on prac�, poniewa� by�a to praca dla ukochanej kobiety i dla drobnej istoty, kt�ra si� zjawi�a, aby rozweseli� ich �ycie, chocia� pomno�y�a sob� stokrotnie jego poczucie odpowiedzialno�ci i groz� sytuacji. W ci�gu nast�pnego roku Clayton kilkakrotnie dozna� napad�w wielkich ma�p, kt�re teraz wci�� niepokoi�y okolice chaty. Nosz�c jednak teraz zawsze z sob� bro� paln�, nie ba� si� wcale wielkich bestii. Umocni� os�on� okna i zmajstrowa� drewniany zamek do drzwi chaty. Obecnie, gdy udawa� si� na polowanie lub dla zbierania owoc�w, co by�o konieczne dla zapewnienia �ywno�ci, nie obawia� si�, �eby jakie zwierz� mog�o dosta� si� do wewn�trz. Z pocz�tku strzela� du�o zwierzyny z okna domostwa, lecz w ko�cu zwierz�ta nauczy�y si� unika� ze strachu dziwnego legowiska, sk�d rozlega� si� straszny grzmot jego fuzji. Gdy nie by�o zaj�cia, Clayton czytywa� cz�sto g�o�no swojej �onie, czerpi�c z zapasu ksi��ek, kt�re zabra� z domu. W�r�d tych ksi��ek by�a znaczna ilo�� ksi��ek dla dzieci - ksi��ek z obrazkami, elementarzy, pierwszych czytanek - gdy� pa�stwo Claytonowie wiedzieli, �e zanim powr�c� do Anglii, dziecko ich doro�nie wieku, w kt�rym b�dzie mog�o z nich skorzysta�. W innych chwilach Clayton uzupe�nia� sw�j dziennik, kt�ry prowadzi� po francusku, zapisuj�c w nim szczeg�y ich dziwnego �ycia. Ksi��k� t� zamyka� w ma�ej metalowej szkatu�ce. W rok od dnia, kiedy przyszed� na �wiat syn, pani Alicja spokojnie zako�czy�a �ycie w nocy. Tak spokojn� by�a jej �mier�, �e dopiero po up�ywie kilku godzin Clayton si� przekona�, �e �ona jego umar�a. Okropno�� sytuacji, w jakiej si� teraz znalaz�, powoli tylko uprzytamnia� sobie i w�tpliwym jest, czy zrozumia� w og�le ogrom bole�ci i okropn� odpowiedzialno��, jaka na niego spad�a, z powodu opieki, jak� winien by� malutkiej istotce, swemu synowi, kt�ry by� jeszcze niemowl�ciem. Ostatnia notatka w diariuszu pochodzi z dnia nast�pnego po �mierci �ony. Opowiada on w niej smutne szczeg�y w spos�b rzeczowy, nie wzbijaj�c si� do patosu, gdy� w opowiadaniu przebija apatia, zrodzona z d�ugiego smutku i beznadziejno�ci, kt�rej nawet okrutny cios, jaki go ostatnio spotka�, nie m�g� ju� wzmocni�. - M�j drobny synek wo�a o po�ywienie. - Ach, Alicjo, Alicjo, co ja mam uczyni�? Gdy Jan Clayton sko�czy� pisa� te wyrazy, kt�re zrz�dzeniem opatrzno�ci mia�y wyj�� ostatnie spod jego pi�ra, opu�ci� zm�czony g�ow� na r�ce, roz�o�one na stole, kt�ry zbudowa� dla tej, kt�ra le�a�a teraz cicha i zimna na �o�u obok. Przez czas pewien �aden g�os nie przerywa� �miertelnej ciszy d�ungli w porze po�udniowej, pr�cz �a�osnego p�aczu ma�ego cz�owieka w ko�ysce. ROZDZIA� IV MA�PY Na p�askowzg�rzu le�nym, o mil� w g��b od oceanu, stary Kerczak z plemienia ma�p szala� w�r�d swoich w napadzie w�ciek�o�ci. M�odzi, zwinniejsi cz�onkowie plemienia woleli szuka� przed nim ucieczki na g�rnych konarach wielkich drzew, ryzykuj�c swe �ycie na takich ga��ziach, kt�re ledwie mog�y utrzyma� ich ci�ar, ni� nara�a� si� na spotkanie z nim w chwili jego zapami�ta�ego gniewu. Samce rozproszy�y si� we wszystkich kierunkach, lecz zanim im si� to uda�o, rozw�cieczone zwierz� rozszarpa�o swymi zapienionymi wielkimi szcz�kami �ebra jednego z nich. Jedna nieszcz�sna m�oda samica obsun�a si� z wysokiej ga��zi, na kt�rej niepewnie zawis�a, i upad�a z ha�asem na ziemi�, tu� u st�p Kerczaka. Z dzikim wrzaskiem przypad� do niej, wyrywaj�c swymi pot�nymi z�bami kawa� mi�sa z jej boku, a wal�c haniebnie po g�owie i barkach wy�aman� ga��zi�, rozbi� jej czerep na miazg�. Wtedy spostrzeg� Kal�, kt�ra powraca�a z wyprawy za po�ywieniem ze swym ma�ym ma�pi�tkiem i nic nie wiedzia�a o tym, co si� dzieje, a� nagle pos�ysza�a przenikliwe okrzyki towarzyszy, ostrzegaj�ce j� przed niebezpiecze�stwem, i rzuci�a si� do szalonej ucieczki. Kerczak jednak goni� tu� za ni�, by� tak blisko, �e o ma�o co nie pochwyci� jej za nog�, ocali� j� tylko pot�ny skok w przestrze� z jednego drzewa na drugie - niebezpieczny skok, na kt�ry ma�py rzadko si� wa��, chyba w ucieczce, gdy s� w tak wielkim niebezpiecze�stwie, �e nie maj� ju� �adnego innego wyj�cia. Skok uda� si�, lecz gdy pochwyci�a ga��� drzewa, nag�y jej ruch obsun�� �apki ma�pi�tka, kt�re z przera�eniem trzyma�o si� kurczowo jej szyi i ma�e spad�o kozio�kuj�c na ziemi� o trzydzie�ci st�p w d�. Wydaj�c z siebie g�uchy krzyk rozpaczy, Kala rzuci�a si� do swego ma�ego, niepomna ju� teraz niebezpiecze�stwa, zagra�aj�cego jej od Kerczaka, lecz skoro podnios�a swe ma�e. przycisn�a do �ona ju� tylko okaleczone zw�oki bez �ycia. Pokrzykuj�c �a�o�nie siad�a, tul�c ma�e cia�ko. Kerczak da� jej pok�j. Wraz ze �mierci� ma�ego znik�o jego rozw�cieczenie tak nagle, jak przysz�o. Kerczak by� kr�lem plemienia; by� on pot�nym samcem, wa��cym ze trzysta p