5545

Szczegóły
Tytuł 5545
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5545 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5545 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5545 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tomasz "Lynx" Skrzypczak �r�d�o Ten �wiat jest pusty jak wydmuszka jajka. Staram si� ogarn�� bezmiar nico�ci jaki si� wok� roztacza, ale tylko dzwonienie w uszach i przyspieszone bicie serca sygnalizuj�, �e sytuacja jest nienaturalna, �e co� jest nie w porz�dku. Mo�e to tylko koszmarny sen wywo�any przez niepoj�te reakcje chemiczne zachodz�ce w u�pionym m�zgu, a mo�e... nie to jest zbyt nieprawdopodobne. Wok�, jak okiem si�gn�� roztacza si� szara, pozbawiona jakichkolwiek form terenu czy wegetacji r�wnina. Monotonna, pokryta py�em, a nad ni� niskie, siwawe niebo, rozmyte i o�owiane. Nie jest to ani dzie� ani noc, nie czuj� te� up�ywu czasu. Ale znajduje si� tu co� niepoj�tego, jaki� niemo�liwy do ogarni�cia umys�em byt, kt�ry przera�a i parali�uje. Stoj� tak w centrum niesko�czonego ko�a widnokr�gu i pr�buj� zebra� my�li. Jaki splot przypadk�w przywi�d� mnie w to dziwne miejsce, zagubione gdzie� w niebycie, a mo�e zrodzone w chorym umy�le szale�ca? Czy jestem szalony, czy to wszystko mi si� �ni? Mo�e obudz� si� za chwil� w swoim ��ku, us�ysz� tykanie zegara i swojskie odg�osy dobiegaj�ce zza okna ? Nie, tak si� nie stanie, wiedzia�em o tym a� nazbyt dobrze. Przecie� nie k�ad�em si� spa�. By� dzie�, deszczowy, szary i ch�odny, a ja jecha�em samochodem w kierunku Dover. Mokre wrzosowiska, mg�a i czarna wst�ga asfaltowej szosy wij�ca si� jak w�� pomi�dzy niskimi wzg�rzami. Wycieraczki pracowa�y na pe�nych obrotach bezskutecznie pr�buj�c poprawi� widoczno��. Miarowy szum silnika i plusk deszczowej wody na zewn�trz auta zdawa�y si� zlewa� w jeden monotonny szept. Stara�em si� za wszelk� cen� powstrzyma� senno��. Ci kt�rzy je�d�� w d�ugie, wielogodzinne trasy wiedz� jakie to bywa trudne. I jeszcze to cholerne zepsute radio. Mia�em odda� je do naprawy przed wyruszeniem w drog�, ale jako� wylecia�o mi to z g�owy. Teraz, gdy powieki klei�y si�, �a�owa�em tego niedopatrzenia. Musia�em chyba przysn��, mo�e na u�amek sekundy, a mo�e trwa�o to d�u�ej. Tylko, co do cholery by�o dalej? B�l g�owy i dzwonienie w uszach, a w umy�le kompletna pustka. Szara r�wnina i dziwne uczucie zagro�enia. Niebo jak g�sty, ciemny ca�un. Zwariuj�, je�eli nie przypomn� sobie co sta�o w chwili gdy uleg�em zamroczeniu. Zegarek, przecie� mam na r�ku zegarek! By�o oko�o pi�tnastej gdy po raz ostatni na niego spojrza�em. A teraz... no tak... stoi na godzinie 15:18 i 45 sekund. Ani drgnie. Horyzont zaczyna wygina� si� ku do�owi, krzywizna pog��bia si� w oczach. Co jest, halucynacja? Pulsowanie w g�owie nasila si�, co� ciep�ego i lepkiego p�ynie mi z uszu. Bo�e, co za b�l! Jeszcze chwila i m�zg wycieknie mi na zewn�trz. Zaraz ca�y �wiat zwinie si� w rulon, to by�a ostatnia �wiadoma my�l, a potem... zwini�ty w k��bek i ca�y mokry budz� si� w przydro�nym rowie. Nade mn� pochylaj� si� jacy� ludzie, co� chyba m�wi� do siebie, jeden szarpie mnie za rami�. Nic nie czuj� i nic nie s�ysz�. Co� p�ynie mi po twarzy, co� co sprawia wra�enie ciep�ej i lepkiej cieczy Jeden z m�czyzn patrzy mi z bliska w twarz. Jego oczy s� l�ni�ce i zimne, jak diamentowe sztylety. Potworna hipnotyzuj�ca si�a zgniata �ladowy op�r mojego umys�u i m�czyzna w u�amku sekundy przejmuje nad nim ca�kowit� kontrol�. Czuj� jakby na moim jestestwie zacisn�y si� �elazne p�ta. S�ysz� komunikat pochodz�cy z umys�u tamtego: - To on, rozpoczynam proces letargu neurokinetycznego. B�ysk i uczucie wirowania, coraz szybciej i szybciej. Chyba zaraz zwymiotuj�. Czarne plamy kr�c� si� pod zamkni�tymi powiekami z szalon� pr�dko�ci�. Strumienie oleistej, mentalnej plazmy rysuj� niewyra�ny zarys dysku. Czerwono fioletowa po�wiata spowija przestrze�. - Ja, Vothral otwieram Tw�j umys� na przybycie potomka rasy Drotha, uaktywniam centra sterowania energi� LOGE. Fuzja zako�czy si� zanim �r�d�o zacznie trzeci cykl - us�ysza�em g�os szepcz�cy w pod�wiadomo�ci. * * * Budz� si� na szpitalnym ��ku. Jest cicho i wok� panuje atmosfera spokoju. Szorstki dotyk czystej po�cieli i zapach jakiego� �rodka dezynfekuj�cego, to pierwsze wra�enia jakie do mnie dotar�y. Pr�buj� otworzy� oczy, ale okazuje si�, �e wcale nie jest to �atwe zadanie. Wreszcie udaje mi si� unie�� o�owiane powieki. Mg�a, mleczna po�wiata i niewyra�ne zarysy kszta�t�w. Po pewnym czasie co� bia�ego sunie w moj� stron�. S�ysz� g�os dochodz�cy jakby z oddali - Doktorze Stromwell, czy mnie pan s�yszy? - pyta rozmyta plama. Pewnie, �e s�ysz�, ale nie potrafi� tego wyartyku�owa�. - Doktorze Stromwell, je�li mnie pan s�yszy prosz� da� mi jaki� znak - bia�a plama jest nieust�pliwa. Pr�buj� mrugn�� powiekami, ale robi� to bardzo wolno. Okazuje si�, �e plama jest spostrzegawcza, bo po chwili zn�w dobiega mnie z oddali g�os: - Dzi�ki Bogu rozumie pan co m�wi�. Musz� natychmiast powiadomi� profesora. M�wi�c to plama odp�yn�a w niebyt, a ja ponownie zamkn��em oczy. O co cholera chodzi? - zada�em sobie g�upie pytanie. * * * - Profesorze, to chyba cud, ale Stromwell si� obudzi� - wyrzuci� z siebie Roy Dennis wpadaj�c do pokoju Jedforda. - Stromwell?! - profesor uni�s� powieki znad papier�w. Wzrok mia� nieco nieobecny, jakby nie zrozumia� o co chodzi. - Dok�adnie tak! Trzy lata w �pi�czce, chcieli�my go ju� od��czy� a ten skurczybyk przed chwil� otworzy� oczy! - Dennis trz�s� si� z przej�cia. - Stromwell si� obudzi�?! - ponowi� pytanie Jedford, ale teraz jego wzrok by� ju� przytomny. Zerwa� si� z krzes�a i nie zwracaj�c uwagi na Dennisa wybieg� z pokoju. Po chwili by� ju� na sali sztucznego podtrzymywania funkcji �yciowych. Za nim jak cie� pod��a� roztrz�siony Roy. W pokoju, na ��ku, opl�tany rozmaitymi przewodami spoczywa� doktor Stromwell. Jedford rzuci� okiem na ekrany monitor�w pokazuj�cych na bie��co stan wszystkich funkcji �yciowych. Przenosi� wzrok z bladej, pokrytej kropelkami potu twarzy pacjenta na skacz�ce zielone linie. �renice profesora rozszerzy�y si� z niedowierzania gdy spojrza� na odczyt fal m�zgowych. Gdyby mia� w�osy pewnie wszystkie powsta�yby teraz na jego g�owie. Na ekranie elektroencefalografu szala�o tornado chaotycznych, przeplataj�cych si� bez �adu i sk�adu linii, kt�re raz po raz wystrzeliwa�y daleko poza przewidywane granice. M�zg Stromwella zachowywa� si� w spos�b ca�kowicie zaprzeczaj�cy wszelkim prawom nauki. - Profesorze, co si� dzieje?! Czy to cholerstwo si� zepsu�o, czy dzieje si� tu co� dziwnego?! - wybe�kota� Roy Dennis. - Nie wiem stary, jak to wyt�umaczy� - wyszepta� zmienionym z przej�cia g�osem. - Trzeba zrobi� pacjentowi wszystkie badania, ��cznie z tomografi� m�zgu. Na razie wygl�da na to, �e umys� Stromwella jest niewiarygodnie aktywny. Przy�miewa pod tym wzgl�dem nasze umys�y tak jak S�o�ce przy�miewa swym blaskiem �wiat�o gwiazd. Tylko Dennis, pami�taj do cholery, �eby nie wysz�o to na �wiat�o dzienne dop�ki nie b�dziemy mieli wszystkich wynik�w! - ton Jedforda nie pozostawia� �adnych w�tpliwo�ci co do wagi wydarzenia. - Oczywi�cie profesorze, �adnych przeciek�w, �adnych plotek - Roy Dennis wypr�y� si� po �o�niersku. W tym momencie Stromwell powoli uni�s� powieki. * * * Gdy doktor Stromwell zacz�� odzyskiwa� �wiadomo�� w klinice profesora Jedforda istota o imieniu Vothral ju� o tym wiedzia�a. Chocia� nigdy nie odczuwa�a ona ziemskich emocji, w tym momencie jej umys� drgn�� i zwi�kszy� swoj� aktywno��. Czarny, superg�sty koloid buduj�cy cia�o Vothrala rozpocz�� proces transformacji maj�cy na celu upodobnienie go do istoty ludzkiej. Za kilka ziemskich minut b�dzie gotowy do podr�y na b��kitn� planet�. Za kilka minut przeniesie Stromwela do krypty mutacji w celu przeprowadzenia nies�ychanie skomplikowanego procesu fuzji neuronowej. Je�eli operacja ta zako�czy si� sukcesem, a w to Vothral nie w�tpi�, b�dzie mo�na wreszcie spr�bowa� pozna� tajemnic� Centrum. "Spr�bowa�" to dobre s�owo w tych okoliczno�ciach albowiem nie by� on pewny co do fina�u ca�ej awantury. Je�eli selektor si� nie pomyli�, obiekt powinien wytrzyma� proces. Transformacja funkcji m�zgowych na tak niebotyczn� skal� budzi�a w�tpliwo�ci, ale nie by�a niewykonalna. Vothral wiedzia� o tym doskonale. Prawie trzy miliony lat ewolucji spowodowa�y, �e niewiele by�o w stanie go zdziwi�, a ju� na pewno nie operacje psychofuzji. Obiekt zosta� wybrany na podstawie niebywale rygorystycznych kryteri�w, kt�rych spe�nienie minimalizowa�o ryzyko prawie do zera. Tak, "prawie" to trafne sformu�owanie. Je�eli co� nie wypali i umys� cz�owieka ulegnie degeneracji w�wczas Sethar umrze naprawd�, a z nim resztki nadziei na powstrzymanie ekspansji Atraktora Chaosu. Tym bardziej, �e przez ostatnie kilka tysi�cy lat jego zachowanie by�o niepokoj�ce. Okresowe fluktuacje myloplazmy, ekspansja warstw zewn�trznych i zwi�kszenie pr�dko�ci radialnej dysku akrecyjnego sugerowa�y, �e �r�d�o wchodzi w faz� nieznanej Drothom aktywno�ci. Wreszcie proces kszta�towania somatycznego dobieg� ko�ca. Vothral rozci�� pow�ok� czasoprzestrzeni za pomoc� wszczepionego w o�rodki mentalne myloplazmatycznego kompresora i jego receptorom ukaza� si� obraz Drogi Mlecznej. W dwana�cie mikrosekund p�niej zlokalizowa� po�o�enie Uk�adu S�onecznego. W ci�gu kolejnych kilku nanosekund ujrza� le��cego w szpitalnym ��ku doktora Stromwella. * * * Pacjent otworzy� oczy rozpaczliwie pr�buj�c rozpozna� w mglistym krajobrazie znajome kszta�ty. Mg�a powoli rozwiewa�a si� ukazuj�c wn�trze szpitalnego pomieszczenia z dwoma m�czyznami w bia�ych fartuchach natr�tnie wpatruj�cymi si� w niego. Stromwell stwierdzi�, �e twarze patrz�cych lekarzy s� dziwnie znajome. W tym momencie za ich plecami powietrze zafalowa�o. Obraz �ciany ust�pi� miejsca widokowi ciemnego wn�trza. Na pierwszym planie majaczy�a sylwetka wysokiej postaci, kt�ra w chwil� p�niej bezszelestnie przesz�a przez opalizuj�c� zas�on� i znalaz�a si� dok�adnie za Jedfordem i Dennisem. Stromwell do�wiadczy� wra�enia przyspieszenia czasu. Powinien przestraszy� si� widokiem niespodziewanego go�cia, tym bardziej, �e przypomnia� go sobie, przywo�a� jego obraz z dna pod�wiadomo�ci ale nie zd��y�. Tamten w ci�gu dos�ownie u�amka sekundy wrzuci� Jedforda i jego asystenta w czarny lej, kt�ry ukszta�towa� si� na �cianie gdzie przed momentem majaczy�y zarysy krypty. Postacie ludzi jak kukie�ki przelecia�y przez niewidzialn� barier� i znikn�y w otch�ani. Vothral podszed� bli�ej wpatruj�c si� zimnym, stalowym wzrokiem w Stromwella. Lej na �cianie znikn�� bez �ladu. W umy�le odezwa� si� znajomy g�os. - Jeste� ju� gotowy cz�owieku. Przygotuj si� do podr�y, do bardzo dalekiej podr�y. �wiat zn�w zawirowa� i eksplodowa� tysi�cem barw. Fiolet w�era� si� w siatk�wki oczu powoduj�c niemal fizyczny b�l. Czerwie� pulsowa�a szalonymi wst�gami przeplataj�cymi pola spokojnego b��kitu. Dziwne fototwory skr�ca�y wirtualne macki pr�buj�c wcisn�� je w �wiadomo�� Stromwella. Vothral bada� poziom aktywno�ci LOGE i stopie� koncentracji myloplazmy na terenie neuron�w. Wytwarza� te� wok� cia�a cz�owieka niewidzialn� os�on� bez kt�rej w momencie wej�cia w bram� uleg�oby rozpadowi na chmur� kwant�w. Czujniki diagnostyczne uleg�y zniszczeniu podaj�c na monitory linie izo. Wszystko trwa�o oko�o minuty po kt�rej Droth dotkn�� palcami skroni. Przestrze� zafalowa�a jak powietrze w upalny dzie�, skrzywi�a si� i zapad�a do �rodka ods�aniaj�c czarny, wiruj�cy portal utrzymywany nieznanymi si�ami w stabilnej formie. Cia�o nieprzytomnego cz�owieka unios�o si� nad ��ko wbrew prawom grawitacji i zacz�o przemieszcza� si� w powietrzu w kierunku dziwnego tworu. W mi�dzyczasie czer� za portalem przybra�a fizyczne kszta�ty ogromnego pomieszczenia z czym� na kszta�t sarkofagu na �rodku skalnej pod�ogi. Wysoko, z okolic niewidocznego stropu s�czy�o si� zielonkawe, niespokojnie dr��ce �wiat�o. Stromwell dotkn�� stopami niewidzialnej bariery pomi�dzy dwoma �wiatami, na kt�rej powsta�y zmarszczki jak na tafli jeziora do kt�rego kto� wrzuci� kamyk. Vothral delikatnie popchn�� go w kierunku przej�cia i w ko�cu sam zanurzy� si� w portalu. Gdy ostatni atom jego cia�a znalaz� si� po drugiej stronie brama zapad�a si� bezg�o�nie rozsiewaj�c wok� silny zapach ozonu. * * * G�os zn�w rozszepta� si� w pod�wiadomo�ci. Nakaza� mi otworzy� oczy i wyciszy� umys�. Podnios�em bez trudu powieki i tym razem obraz by� przedziwnie wyra�ny. Zobaczy�em czarne, l�ni�ce wn�trze ogromnej komory skalnej, kt�rej strop gin�� w mroku. Czu�em dziwn� lekko�� i ciep�o. Oddycha�em bez trudu czystym, ch�odnym powietrzem podziemi. Le�a�em w czym� w rodzaju wanny pogr��ony w lepkim koloidzie. Jedynie twarz wystawa�a ponad poziom �elu. Nad sob� ujrza�em twarz Vothrala. By�a uosobieniem spokoju i nieugi�tej mocy. Jego oczy jak dwa zimne diamenty patrzy�y na mnie i nie spos�b by�o z nich cokolwiek wyczyta�. D�ugie w�osy spada�y mu na szerokie ramiona. - Jak min�a podr�, Mike? Pewnie nic nie pami�tasz? - wyszepta� w moim umy�le. - Dobrze si� czujesz? Mam nadziej�, �e tak, bo czeka nas d�uga rozmowa. My�l�, �e dojdziemy do porozumienia. - Gdzie jestem? - zapyta�em bezg�o�nie poruszaj�c ustami. Vothral, kt�ry najwyra�niej by� mistrzem telepatii odpar�: - Jeste� na Aranidzie, w prastarej krypcie Droth�w, w miejscu gdzie pogr��ony w odwiecznym �nie spoczywa umys� wielkiego Sethara. - Nic nie rozumiem, chyba �ni�, o co w tym wszystkim chodzi?!! - wyrzuci�em z umys�u rozpaczliwe pytanie. - Spokojnie Mike, m�wi�em ci aby� wyciszy� umys�, albowiem od tej chwili wszystko co us�yszysz b�dzie k��ci�o si� z tym co znasz. Aranida to macierzysta planeta prastarej rasy istot inteligentnych, kt�re wed�ug ludzkiej miary dysponuj� bosk� moc�, co jest oczywi�cie przesad�. Przywiod�em ci� tu nie w celach turystycznych, ale po to by� mi pom�g�. By� mo�e zabrzmi to dla ciebie absurdalnie, ale chc� da� ci umys� Sethara. Problem polega na tym, �e musisz si� na to zgodzi� dobrowolnie, wi�cej, musisz tego bardzo chcie�. Takie s� wymogi procesu, kt�ry mam zamiar przeprowadzi�. - Dlaczego ja, to przecie� absurdalne! Kim jeste�, skurczybyku i dlaczego faszerujesz mnie narkotykami?! Uwolnij mnie, bo i tak ci nie pomog�! - wykrzycza�em w my�lach. - Wiedzia�em, �e czeka nas d�uga rozmowa - wyszepta� Vothral, - ale ja jestem cierpliwy, a mamy jeszcze du�o czasu przed sob�. W tej chwili poddawany jeste� adaptacji, aby twoje funkcje �yciowe wr�ci�y do normy po przej�ciu przez bram�. W tej krypcie s� idealne warunki do �ycia dla istoty ludzkiej, grawitacja, tlen, wilgotno��, temperatura itd. Musisz tu troch� poby�, aby samemu stwierdzi�, �e to nie majaki, a ja nie jestem senn� mar�. Kiedy ju� osi�gniesz stan pewnej r�wnowagi porozmawiamy powt�rnie. Przywo�aj mnie wtedy w my�lach, a ja niezw�ocznie zjawi� si� i odpowiem na ka�de twoje pytanie. Powiedziawszy to odwr�ci� si� i znikn�� z mojego pola widzenia. Zosta�em sam w kompletnej ciszy w�r�d w�asnych potarganych my�li. * * * Kolejna noc, a mo�e dzie� we wn�trzno�ciach prastarej planety. Otwieram oczy i czuj� obecno�� innego bytu. On �pi �ni�c o rzeczach, kt�rych nie pojmuj�. Wiem, �e umys� Sethara przenika ca�e wn�trze gigantycznej komory, pulsuje bladym �wiat�em krystalicznych struktur, sp�ywa koj�c�, zielonkaw� po�wiat� na czarne konkrecje skalne wspinaj�ce si� a� po niewidoczne sklepienie. Niewyobra�alna, pradawna istota ws�czona w ciemno��, mentalny gejzer pogr��ony w odwiecznym letargu, czekaj�cy na dzie� w kt�rym zn�w otworzy swoje receptory na otaczaj�c� go rzeczywisto��. Koloid, w kt�rym le�� powoli pulsuje nie pozwalaj�c na zanik mi�ni. Jest mi dobrze, czuj� si� jak zawieszony w niebycie a jednocze�nie �wiadomy stopienia z czym� ogromnie odmiennym od ludzkich wyobra�e�. Zn�w powoli pogr��am si� we �nie. W umy�le pojawiaj� si� nowe obrazy. Widz� rozpalon� do bia�o�ci gwiazd�, kt�ra wyrzuca w przestrze� gigantyczne strumienie energii. �ar topi zewn�trzne warstwy czarnej planety. Ogromne g�rotwory p�acz� g�stymi �zami sp�ywaj�cymi z ich stok�w. Jarz�ca si� czerwono materia sp�ywa w d� tworz�c jeziora a w ko�cu przera�aj�ce oceany p�ynnego ognia. Dziwne istoty o wielkich, b�yszcz�cych cia�ach chroni� si� w podziemnych megalopoliach. One wiedzia�y o kataklizmie miliony lat wcze�niej. Zd��y�y si� do niego przygotowa� dr���c wn�trze planety i karmi�c si� jej substancj�. Teraz op�akuj� agoni� matki- s�o�ca, kt�re kona zniekszta�cone grawitacj� i wewn�trznym ci�nieniem. Ale akt finalny ma dopiero nast�pi�. Nadchodzi chwila gdy gwiazda w potwornej eksplozji odrzuca w przestrze� swe zewn�trzne warstwy podczas gdy jej j�dro za�amuje si� pod ci�arem w�asnej grawitacji. Gdy fala wybuchu zbli�a si� do planety jej mieszka�cy zamieraj� w podziemnych grotach. Huragan po�ogi w jednej chwili zdmuchuje atmosfer� Aranidy, a oceany ognia podnosz� si� ku roz�arzonemu niebu. Magma w wielu miejscach przerywa sklepienia podziemnych miast wlewaj�c si� wrz�cymi strumieniami w enklawy �ycia. Miliony Droth�w gin� roztopieni w p�ynnej skale. Spektakl powoli dobiega ko�ca. Nad stygn�c� Aranid� zapada wieczna noc d�ugo jeszcze roz�wietlona pozosta�o�ciami s�o�ca-matki. Ale i one z up�ywem czasu gasn�, py� opada, dymy i gazy ulatuj� w przestrze�. Krzepn� oceany ognia zmro�one bezwzgl�dnym zimnem kosmosu. Ale nie wszyscy Drothowie zgin�li, nie wszyscy... * * * G�os Vothrala zn�w rozszepta� si� w mojej pod�wiadomo�ci. - Widzia�e� Mike rzeczy, kt�rych �aden inny przedstawiciel Twojej rasy nie ujrza� i nigdy nie ujrzy. Pozwoli�em ci niemal�e dotkn�� okoliczno�ci tragedii, kt�ra rozegra�a si� tu ponad dwa miliony obrot�w twojej planety wok� macierzystego s�o�ca. To czego by�e� �wiadkiem zdarza si� w kosmosie nader cz�sto, taki sam los spotka te� Ziemi�. No mo�e nie b�dzie to a� tak spektakularne. G�os w g�owie umilk�, jakby Droth oczekiwa� wypowiedzi z mojej strony. - Przykro mi z powodu Aranidy, ale co ja mam z tym wsp�lnego? To co ujrza�em by�o straszne i zrobi�o na mnie wra�enie, ale nie wyja�ni�o powodu dla kt�rego jestem tutaj, nie wiem te�, do cholery, dlaczego zabi�e� tych ludzi w szpitalu?! - Cierpliwo�ci, Mike, nie denerwuj si�, bo to nie ma sensu. A je�li chodzi o tamtych ludzi to nie zabi�em ich tylko wrzuci�em w niebyt czasoprzestrzenny. Mog� ich w ka�dej chwili wydoby� i umie�ci� w szpitalu, a oni nawet nie b�d� wiedzieli co si� sta�o. A co do powodu twojej obecno�ci tutaj, to ju� ci go wyjawi�em. - Dlaczego niby mia�bym si� zgodzi�?! Przecie� moja zgoda b�dzie r�wnoznaczna z samob�jstwem w�asnego ja! Kim jest ten Sethar, �e tak bardzo zale�y ci na przywr�ceniu go do �ycia? - Sethar jest pochodn� planetarnego umys�u aranejskiego, jest uciele�nieniem wiedzy jak� nasza rasa zdoby�a przez ca�y okres swojego istnienia. Mo�e wydawa� ci si� �mieszne, �e chc� dokona� przelania jej w twoj� prymitywn� ja��, ale wierz mi, �e wiem co m�wi�. Nie b�dzie to wygl�da�o tak, �e nagle obudzisz si� i b�dziesz dysponowa� wiedz� pradawnych Droth�w. Tw�j umys� b�dzie stanowi� jedynie pierwocin� na kt�rej zbudowane zostan� z�o�one struktury mentalne. B�dzie katalizatorem i jednocze�nie po�ywk� pierwszego etapu procesu. Potem sam Sethar przejmie kontrol� i doko�czy pozosta�e fazy. Twoje cia�o jest mu niepotrzebne, poza centrami sterowania energi� LOGE nie wykorzysta �adnych struktur fizycznych twojego organizmu. - Ale z tego co m�wisz i tak wynika, �e strac� w�asny umys�! Co to za pociecha, �e z moim cia�em b�dzie wszystko w porz�dku je�li nie b�d� ju� cz�owiekiem! W jaki spos�b zagwarantujesz mi, �e po wszystkim odstawisz mnie na Ziemi� z moim w�asnym umys�em, wspomnieniami i baga�em do�wiadcze�? - No c�, problem polega na tym, �e nie b�dzie to mo�liwe Mike. Ty nigdy nie wr�cisz ju� na Ziemi�. Ale je�li si� zgodzisz i b�dziesz wsp�pracowa� to b�dziesz mia� sw�j udzia� w naprawd� wielkim wydarzeniu, wielkim nawet na skal� kosmiczn�. Kt�ry cz�owiek m�g�by o tym chocia� marzy�? Zapad�o milczenie, zamkn��em oczy i ws�ucha�em si� w szept planety. Ona zdawa�a si� �y�, ale �ycie ledwie si� w niej tli�o. - Musz� odpocz�� i zastanowi� si� nad tym wszystkim. Czy m�g�bym zosta� sam? - wyszepta�em bezg�o�nie. - Oczywi�cie Mike, nie �piesz si�, przemy�l wszystko i pytaj o co tylko zechcesz - odpar� Vothral i znikn�� w zielonkawym mroku. * * * Znowu samotny i znowu pe�en sprzecznych uczu�. Nie dowierza�em swoim zmys�om, nie by�em w stanie zaakceptowa� tego, co rozgrywa�o si� wok� mnie. To by�o zbyt nieprawdopodobne i nie przystaj�ce do niczego co dotychczas prze�y�em. Czym�e by� baga� ca�ego mojego �ycia wobec wydarze� ostatnich kilku dni? A mo�e min�y ju� miesi�ce, a mo�e lata? Tego nie by�em w stanie precyzyjnie okre�li� bowiem moje poczucie up�ywu czasu by�o subiektywne. Mog�em tak trwa� ca�e eony zatopiony w organicznej zupie i nawiedzany wizjami, kt�re na pewno nie mog�y powsta� w spos�b naturalny w ludzkim umy�le. Aranida szepta�a do mnie niewidzialnymi ustami Sethara, uspokaja�a i powoli u�wiadamia�a co zasz�o. A mo�e to by�y tylko k�amstwa zr�cznie podane w postaci fantastycznie kolorowych wizji? Nie wiem... Zielonkawy mrok to g�stnia� to stawa� si� bardziej roz�wietlony, pulsowa� jakby w rytm bicia ogromnego, niewidzialnego serca. Sp�ywa� po skalnych �cianach jak krew. Wtedy znowu pojawi�a si� wizja, jak zwykle urzekaj�ca pi�knem i groz�. Min�o ju� wiele lat od chwili �mierci s�o�ca-matki. Kosmiczny mr�z zamieni� Aranid� w zakrzep�� bry�� czarnego �u�lu na powierzchni kt�rej zestali�y si� resztki gazowej atmosfery. Panowa�a kompletna cisza i wieczna noc s�abo roz�wietlona mro�nym blaskiem milion�w nieznanych gwiazd. Zapad�e j�dro s�o�ca-matki jarzy�o si� na niebie jak upiorne, czerwone oko. Nawet czas zdawa� si� zatrzyma� w tym zagubionym skrawku kosmosu. Ale w g��bi, pod skorup� planety, w ogromnej krypcie wype�nionej zielonkawym blaskiem co� pozosta�o. Co� prze�y�o gigantyczny kataklizm i szale�stwo p�omieni i nadal trwa�o w trzewiach zamarzni�tej planety. Rozpi�te na gigantycznej krzemowo-organicznej konstrukcji bezkszta�tne, l�ni�ce cielsko wzdyma�o si�, to zn�w zapada�o jakby w rytm oddechu. Proces ten by� bardzo powolny a jednocze�nie przera�liwie precyzyjny. Pot�ne generatory antygrawitacji utrzymywa�y superg�ste cielsko potwora przed przebiciem pod�o�a krypty i zapadni�ciem g��boko w struktur� Aranidy. Pod idealnie czarnym, elastycznym pancerzem, w kt�rym odbija�y si� wzory �cian nieustannie co� przelewa�o si� i pulsowa�o. G�rna cz�� cielska wrasta�a grubym jak Empire State Building trzonem w strop komory. By�em wtedy niemal pewien, �e to monstrualne Co� jest pradawne i niesko�czenie m�dre. Wiedzia�em, �e nieustannie my�li i oddzia�uje w ka�dej sekundzie na to co dzieje si� dooko�a. Odnios�em wra�enie, �e obcy intensywnie nad czym� pracuje. Moje przypuszczenia potwierdzi�y si�, gdy przestrze� nagle zafalowa�a i zakrzywi�a si� formuj�c znany mi stabilny portal. R�nica polega�a na tym, �e ta brama by�a gigantyczna. Po jej drugiej stronie znajdowa�o si� continuum wype�nione tak niesamowitym fioletowym blaskiem, �e przestrze� w ca�ej komorze zawrza�a jak ukrop. Czu�em niemal�e ci�nienie tego �wiat�a. Wtedy gigant na moment znieruchomia�. Potem brama zacz�a go wci�ga�. Opiera� si� i walczy�, ale wida� by�o, �e wiedzia� jaki los go spotka. Kolumn�, kt�ra wrasta�a w strop pop�yn�� gejzer mentalnej plazmy. Rozszed� si� skalnymi labiryntami, pop�yn�� z ogromn� pr�dko�ci� poprzez trzewia planety w kierunku komory o dziwnie znajomych mi kszta�tach. Ujrza�em nawet sarkofag, w kt�rym teraz spoczywa�o moje cia�o. Tam dos�ownie wessa�y go �ciany i krystaliczne konkrecje skalne. Przez Aranid� przeszed� dreszcz, gdy kolos oderwa� si� od stropu i razem z gradem od�amk�w i pokruszonych jak zapa�ki gigantycznych pomost�w konstrukcji na kt�rej spoczywa� run�� w fioletow� gardziel portalu. Brama natychmiast uleg�a implozji rozbryzguj�c po �cianach strumienie �wiat�a o tak kolosalnej mocy, �e wyr�ba�y w strukturze planety wielokilometrowe tunele. Ale spektakl jeszcze si� nie sko�czy�. Daleko, w miejscu gdzie umar�o s�o�ce-matka, rozb�ys�a czerwono- fioletowa po�wiata, kt�ra uformowa�a si� w kszta�t dysku. Wtedy Aranida drgn�a poci�gni�ta potworn� grawitacj� rodz�cego si� Atraktora. Jej orbita uleg�a zmianie z niemal kolistej na spiraln�, o bardzo g�stym splocie. Atraktor jak z�e oko zaja�nia� w pe�nej krasie poch�aniaj�c materi� ze swego otoczenia i zamieniaj�c j� na gigantyczne strumienie energii, kt�re pop�yn�y przez martwy system planetarny. Wtedy wizja przenios�a mnie zn�w do komory z sarkofagiem. Wewn�trz niego znajdowa� si� czarny, skrzep�y koloid podobny do tego, kt�ry budowa� cia�o kolosa. Koloid o�y�, gdy fioletow� �wiat�o pop�yn�o arteriami planety. Zacz�� pulsowa� i przelewa� si� formuj�c jaki� kszta�t. Po pewnym czasie l�ni�ca istota odwr�ci�a si� w moj� stron�. Transformacja dobiega�a ko�ca. Plazmatyczne cielsko przybra�o ludzkie kszta�ty. Droth utkwi� we mnie spojrzenie zimnych jak diamenty oczu... * * * Gdy si� ockn��em ze zdziwieniem zauwa�y�em, �e nie le�� ju� zanurzony w ciep�ej zupie w dobrze mi znanym sarkofagu. Komora w kt�rej obecnie si� znajdowa�em by�a du�o mniejsza chocia� tu te� mroki roz�wietla�a zielonkawa po�wiata. Ze stropu zwiesza�y si� wielkie niby-stalaktyty o fantastycznych kszta�tach. Sprawia�y wra�enie hordy ogromnych nietoperzy zastyg�ych we �nie. Podj��em pr�b� przybrania pozycji charakterystycznej dla rodzaju ludzkiego i ze zdumieniem stwierdzi�em, �e uda�o mi si� to bez problemu. Zwa�ywszy na czas jaki sp�dzi�em w�a�ciwie bez ruchu by�o to zaiste niesamowite. Co ciekawe czu�em si� du�o lepiej ni� gdy budzi�em si� co rano w swoim ��ku. Ca�e moje cia�o z wyj�tkiem g�owy opina�a czarna, elastyczna pow�oka stwarzaj�ca wra�enie drugiej sk�ry nie odczuwa�em bowiem najmniejszego nawet dyskomfortu. Obejrza�em w�asne d�onie, kt�re r�wnie� by�y czarne, ale pow�oka na nich by�a tak cienka i tak precyzyjnie odtwarza�a wszelkie szczeg�y anatomiczne, �e bez trudu dostrzeg�em zarys linii papilarnych. Dziwne, �e to zielonkawe �wiat�o s�cz�ce si� nie wiadomo sk�d pozwala�o na tak dok�adne widzenie szczeg��w. A mo�e to wzrok mi si� poprawi�? Trudno by�o w tej chwili to rozstrzygn��. Wtedy zjawi� si� Vothral. Jak zwykle by� bezszelestny i wyszed� nie wiadomo sk�d. Patrzy� na mnie zimnym wzrokiem. - Witaj Mike, mam nadziej�, �e czujesz si� dobrze? - us�ysza�em g�os i nie by� to przekaz telepatyczny, ale normalny d�wi�k rozchodz�cy si� w powietrzu. - Tak, dzi�kuj� - odpar�em. - Nie wiedzia�em, �e potrafisz m�wi� i nie bardzo rozumiem dlaczego nie odczuwam g�odu, pragnienia ani �adnych innych potrzeb fizjologicznych? - No c�, ucz� si�. Jeszcze jaki� czas przebywania w twoim towarzystwie i nikt na Ziemi nie odr�ni�by mnie od cz�owieka. Wiem, �e na razie m�j g�os brzmi troch� nienaturalnie jak na ziemskie wzorce, ale poprawa tego stanu to tylko kwestia czasu. A co do potrzeb fizjologicznych jak je nazwa�e�, to nie musisz si� o nie troszczy� przebywaj�c wewn�trz Aranidy. Ona potrafi podtrzyma� funkcje �yciowe ka�dej istoty, nawet tak delikatnego, bia�kowego humanoida jak ty. Te podziemne tunele i komory wype�nia promieniuj�ca zewsz�d energia, kt�ra pozwala kreowa� jak r�wnie� sia� zniszczenie. Jak widzisz m�j los jest �ci�le zwi�zany z losem tej planety, dlatego b�d� o ni� walczy� do ko�ca. Mam nadziej�, �e mi w tym pomo�esz, Mike - zako�czy� swoj� wypowied� wyra�nym znakiem zapytania. - A co stanie si� je�li si� nie zgodz�, zabijesz mnie? Vothral podszed� bli�ej, tak blisko �e mog�em go dotkn��. Nadal patrzy�em w zimny blask dw�ch diamentowych oczu, tyle �e teraz musia�em zadziera� g�ow� do g�ry. O dziwo nie czu�em strachu, wr�cz przeciwnie, odczuwa�em co� na kszta�t pewno�ci siebie. By�o co� nies�ychanie pi�knego w tej obsydianowej istocie, ale jednocze�nie co� bardzo gro�nego. Vothral by� niebezpieczny i to nie tylko dla mojej nikczemnej osoby. On m�g� zagrozi� ca�ej ludzkiej cywilizacji gdyby tylko chcia�. Poza tym s�dzi�em, �e jest w tej chwili jedynym �yj�cym przedstawicielem swojej prastarej rasy. Myli�em si�, ale o tym p�niej. - Gdybym rozumia� ludzki �miech pewnie bym si� w tej chwili roze�mia�, Mike - g�os Vothrala by� jak szept nocy - Mia�bym ci� zabi�? Po co mia�bym to robi�? To bezsensowne z mojego punktu widzenia. Ja chc� tylko, aby� nauczy� si� odr�nia� rzeczy wa�ne od b�ahych i podj�� w�a�ciw� decyzj�. A je�eli mimo to zwyci�y w tobie ludzki spos�b rozumowania, to trudno. Grawitacja Atraktora za dwa obroty twojej planety �ci�gnie Aranid� w otch�a� bezdennej studni. To definitywnie zako�czy istnienie mojej rasy. Ma�o tego, skutki takiego spotkania b�d� daleko bardziej powa�ne. Nie jestem w stanie dok�adnie tego przewidzie�. Ju� dwie planety sko�czy�y w ten spos�b, ale one by�y zwyk�ymi mineralnymi bry�ami, kt�re zgin�y w gigantycznym fajerwerku anihilacji. To by�o nawet korzystne, bo zasili�o Aranid� w tak niezb�dn� jej energie �yciow�. Ale teraz sprawa b�dzie wygl�da� inaczej. Podejrzewam, �e zako�czy si� tragicznie dla planety i �r�d�a. By� mo�e zachwiana zostanie sp�jno�� pomi�dzy strukturami granicznymi naszego wszech�wiata i czego� le��cego poza nim. A co to oznacza tego nawet ja nie jestem w stanie przewidzie�. Jedynie przywr�cenie do �ycia Sethara mo�e tu pom�c. Ale jak widzisz czasu jest niewiele. - Vothral umilk� a blask jego oczu nieco przygas�. - Nie rozumiem za bardzo o czym m�wisz, ale widz�, �e sprawa rzeczywi�cie jest powa�na. Powiedz mi tylko dlaczego Sethar to zrobi�? Przecie� to on jest przyczyn� tego co si� w�a�nie rozgrywa. Bo mia�em sen, a wszystkie sny, kt�re tutaj �ni� s� skrawkami dawno zapomnianej przesz�o�ci. Widzia�em gigantyczn� istot�, kt�r� wessa� fioletowy portal. To spowodowa�o narodziny Atraktora. - �mier� s�o�ca-matki zabi�a prawie wszystkich Droth�w, a ci kt�rzy przetrwali po pewnym czasie zamarzli albowiem Aranida odci�ta zosta�a od �r�d�a �yciowej energii. Przetrwa� Sethar, bo centralna krypta aranejska zdolna by�aby wytrzyma� nawet wybuch supernowej. Ale los naszej rasy stan�� pod znakiem zapytania. Temperatura i poziom energii LOGE nieub�aganie spada�. Sethar podj�� desperack� decyzj� ratowania planety. Otwar� najwi�ksz� bram� mi�dzywymiarow� jak� by� zdolny stworzy� z malej�cych zasob�w energetycznych a jej wylot ulokowa� w centrum zapad�ego j�dra s�o�ca-matki. To by�o czyste szale�stwo, bo potworna grawitacja wessa�a go razem ze wszystkim co znajdowa�o si� w centralnej komorze. Ale dzi�ki temu zasili� planet� i o�ywi� wielu zamarzni�tych Droth�w, w tym mnie. Nie przewidzia� jednak tego, �e jego cia�o wpadaj�c w kontinuum kolapsu grawitacyjnego spowoduje narodziny Atraktora o tak silnym przyci�ganiu, �e naruszy stabilno�� orbity Aranidy. Bo powstanie samego Atraktora przewidzia�. Mia�a to by� namiastka s�o�ca-matki, dzi�ki kt�rej nasza rasa mia�a przetrwa�. Czy jeszcze czego� nie rozumiesz Mike? Zn�w zapad�o milczenie. Nie wiedzia�em co odpowiedzie�, bo argumenty Vothrala odebra�y mi pewno�� siebie. Teraz jedynie strach przed utrat� �ycia m�g� mnie powstrzyma� przed wyra�eniem zgody na szalony eksperyment. Ale nawet instynkt samozachowawczy s�ab� w konfrontacji z tym czego dotychczas do�wiadczy�em i us�ysza�em. - Wiesz, chcia�bym jeszcze tylko dowiedzie� si� sk�d wzi�� si� szalony pomys� wskrzeszenia Sethara i dlaczego wmawiasz mi, �e nie mo�esz tego zrobi� bez mojej pomocy? - zapyta�em. - Pomys� ten jest szalony tylko w twoim rozumieniu. Ja nie podejmuj� szalonych decyzji. Powodzenie tego eksperymentu jest pewne na 99%. Sethar sam to przewidzia� bo po�wi�ci� tylko swoje cia�o przelewaj�c umys� w krypt� w kt�rej mia�e� okazj� sp�dzi� jaki� czas. Ci�ko by�o mi znale�� obiekt spe�niaj�cy rygorystyczne wymagania. Przez dwie�cie tysi�cy lat przeszukiwa�em wszech�wiat aby znale�� istot� posiadaj�c� centra energii LOGE. Wreszcie znalaz�em ci� Mike. W ostatniej chwili, ale znalaz�em ci�. Kilka razy testowa�em tw�j umys�, bo nie wierzy�em, �e to mo�e by� prawda. Ale nie myli�em si�, i co ciekawe nie jeste� jedynym przedstawicielem swojej rasy, kt�ry posiada te centra. Je�li nie zniszczycie si� sami macie przed sob� wielk� przysz�o��, Mike. - No c�, czuj� si� wyr�niony, ale to wszystko jest zbyt nieprawdopodobne jak dla mnie. Czy to oznacza, �e wy, Drothowie nie posiadacie tych centr�w? Nie chce mi si� w to jako� wierzy�. - Posiadamy je, Mike i nawet potrafimy je kontrolowa� w stopniu bardzo zaawansowanym. Ale aby proces reinkarnacji Sethara si� powi�d� potrzeba "cia�a obcego" o drastycznie r�nej od aranejskiej strukturze. To taki zarodek krystalizacji, je�li wiesz co mam na my�li. �aden Droth nie nadaje si� do tego, bo jeste�my dzie�mi tej planety. Ale ty Mike jeste� takim "zarodkiem krystalizacji". - A gdzie s� twoi bracia, Vothral? Co sta�o si� z pozosta�ymi przedstawicielami twojej rasy? M�wi�e�, �e po�wi�cenie Sethara wr�ci�o �ycie wielu Drothom. Vothral po�o�y� mi ogromn� d�o� na ramieniu. Gdyby pu�ci� j� lu�no na pewno zamieni�by mnie w mokr� plam� na skalnej pod�odze. Uczyni� to jednak delikatnie tak, �e ledwie poczu�em ciep�o promieniuj�ce poprzez obsydianow� sk�r�. - Chod�, poka�� ci co�, czego jeszcze nikt poza moimi bra�mi nie widzia�. Poszed�em za nim szerokimi owalnymi korytarzami, poprzez komory o �cianach pokrytych niewyobra�alnej pi�kno�ci wzorami, przez mosty wisz�ce nad bezdennymi otch�aniami wiod�cymi w kierunku serca planety. S�ysza�em w swoim umy�le pradawne szepty, czu�em kondensacj� mentalnej energii w pobli�u gigantycznych kolumn wspieraj�cych stropy krypt o wielko�ci ma�ych miast. By�y one kompletnie puste, ale jednocze�nie t�tni�y niewidzialnym �yciem. Czu�em si� tak, jakbym by� obserwowany przez tysi�ce oczu, chocia� wok� by� tylko zielonkawy p�mrok. Wreszcie jeden z korytarzy ko�czy� si� nad ogromnym urwiskiem b�d�cym fragmentem �ciany komory tak gigantycznej jak �adna poprzednia. W jej centrum wznosi� si� cok� wielko�ci cytadeli do kt�rego dochodzi�y dziesi�tki most�w biegn�cych przez ca�� przestrze� sali. Wsz�dzie widzia�em ruch. Tysi�ce male�kich z tej odleg�o�ci bezkszta�tnych istot o l�ni�cych cia�ach ko�czy�o prac� nad nieprawdopodobn� konstrukcj�. - Popatrz - rzek� Vothral zataczaj�c r�k� kr�g - moi bracia ko�cz� prac� nad sal� tronow� Sethara. Odtworzyli j� z nieprawdopodobn� precyzj�. - Popatrz tam - wskaza� na ogromne, ciemne plamy w pod�odze - to generatory antygrawitacji zdolne unie�� mas� Sethara, a musisz wiedzie�, �e wa�y on tyle co �redniej wielko�ci planetoida. Te pomosty s� jego zewn�trznym krwioobiegiem i systemem nerwowym ��cz�cym go ze strukturami Aranidy, a t� dziura w stropie przebiegnie g��wny pie� ��cz�cy go z umys�em planety. By� to zaiste niesamowity widok, ale brakowa�o tu g��wnego rezydenta, kt�rego pami�ta�em z ostatniej wizji. Vothral patrzy� b�yszcz�cym wzrokiem na to co rozpo�ciera�o si� w dole pod naszymi stopami. W ko�cu przeni�s� wzrok na mnie i powiedzia�: - Chc� Mike, aby� teraz podj�� decyzj�. Konstrukcja zostanie uko�czona ju� wkr�tce. Musz� wiedzie�, czy si� zgadzasz, czy nie. D�ugo patrzy�em w jego kryszta�owe oczy staraj�c si� cokolwiek z nich wyczyta�, ale nie by�o w nich nic, co potrafi�bym rozpozna� swoim ludzkim sposobem pojmowania rzeczywisto�ci. Potem spojrza�em na przyt�aczaj�cy ogrom centralnej komory. - Powiedz mi, dlaczego po �mierci waszego s�o�ca nie poszukali�cie planety zdolnej do kolonizacji? - zapyta�em. - Nie ma drugiej takiej planety w znanym nam wszech�wiecie. Mike, czy my�lisz, �e nie wpadliby�my na to, gdyby taka planeta istnia�a? Aranida jest �yw� istot�, tworem unikalnym i niepowtarzalnym. Nasza rasa liczy sobie ponad dwa miliardy lat je�li mierzy� jej histori� ludzk� miar�. Przez ten czas zbadali�my setki tysi�cy system�w gwiezdnych, ale �aden z nich nie nadawa� si� do kolonizacji dla Droth�w. Oczywi�cie to kropla w morzu istniej�cych gwiazd, ale nawet my nie jeste�my w stanie pozna� ca�ego wszech�wiata. To fizycznie niewykonalne. - Zgadzam si� - odpar�em po d�u�szej chwili - Wiesz, mia�em nudne �ycie i w�a�ciwie to nie chce mi si� wraca� na Ziemi�, a je�eli tylko mog� przys�u�y� si� wielkiej sprawie, to zrobi� to. Niewa�ne co si� stanie. Oczy Vothrala rozb�ys�y jak dwie gwiazdy a tysi�ce Droth�w w jednej chwili przerwa�y prac� i wyda�y odg�os, kt�ry nie przypomina� niczego co dotychczas s�ysza�em. By� jak dotyk p�atk�w �niegu, jak szum wiatru w koronach drzew, jak �piew oceanu i odg�os narodzin gwiazd. - Jeste� wielki Mike - odrzek� Vothral - a moi bracia oddaj� ci cze��. Oni ju� wiedz� o twojej decyzji i nigdy ci jej nie zapomn�. Sethar te� nigdy nie zapomni ci tego, jestem o tym przekonany. * * * Od dnia mojej decyzji przesta�y nawiedza� mnie wizje. Kontakty z Vothralem te� sta�y si� mniej cz�ste bo zdawa�y si� go poch�ania� sprawy zwi�zane ze zbli�aj�cym si� eksperymentem. Nie oznacza to jednak, �e si� nudzi�em. Dooko�a by�o mn�stwo rzeczy tak fascynuj�cych, �e zapiera�y dech w piersiach. W��czy�em si� po wydr��onych korytarzach, kt�re zdawa�y si� nie mie� ko�ca i podziwia�em konstrukcje przerastaj�ce naj�mielsze ludzkie wyobra�enia. Pewnego dnia stan��em nad brzegiem upiornego zastyg�ego jeziora lawy, kt�ra jak przypuszcza�em wla�a si� przez strop w dniu kataklizmu. �wiadczy�a o tym strzaskana skorupa stropu z kt�rej zwisa�y czarne wodospady zakrzep�ej magmy. Przy bli�szym przyjrzeniu si� dziwnym strukturom wype�niaj�cym licznie objeto�� wielkiej sali dostrzeg�em zatopione w skale kszta�ty Droth�w, niekt�re nadtopione i rozci�gni�te na d�ugo�ci wielu metr�w. By�o tam istne pandemonium stopionych w jedn� bry�� tysi�cy cia� spojonych ciek�� niegdy� magm�. Gdy chcia�em si� wycofa� zdj�ty groz� miejsca, w kt�re nieopatrznie zaw�drowa�em wpad�em na mojego anio�a str�a. Vothral pokr�ci� g�ow� i rzek�: - Nie powiniene� tu przychodzi�, Mike, bo to szczeg�lne miejsce. Nie chodzi o to, �e czcimy je w jaki� spos�b, ale st�d jest bardzo blisko do powierzchni Aranidy. A panuj� tam nader nieprzyjazne warunki. Zreszt�, skoro ju� tu jeste�my, poka�� ci, co znajduje si� na powierzchni. W tym celu otocz� ci� os�on� podobn� do tej w kt�rej przenios�em ci� tu z Ziemi. Potem przejdziemy na powierzchni�. Nie odczujesz ani temperatury bliskiej zeru bezwzgl�dnemu ani �mierciono�nego promieniowania Atraktora. Powierzchnia Aranidy okaza�a si� by� bardzo nier�wnomierna. Moim oczom ukaza�a si� bezkresna r�wnina zakrzep�ego magmowego oceany naje�ona tysi�cami skalno- krystalicznych formacji. Tu i �wdzie le�a�y fragmenty rumoszu i niebieskawo- zielone pozosta�o�ci gazowej niegdy� atmosfery. Nie by�o tu jednak zielonkawego mroku znanego mi z podziemi ale w�ciek�y fiolet promieniuj�cy z zapieraj�cego dech w piersiach tworu zajmuj�cego prawie po�ow� nieba. Spiralne ramiona dysku akrecyjnego otacza�y obszar w kt�rym gin�a materia. Ten potworny wir mia� za niespe�na dwa lata wch�on�� glob na kt�rym aktualnie sta�em tak jak wch�on� dwie poprzednie planety. Patrz�c na pot�g� Atraktora odczu�em zw�tpienie, �e komukolwiek uda si� powstrzyma� proces kolapsu, nawet je�li dysponuje m�dro�ci� �yj�cej planety. W obsydianowym ciele Vothrala odbija� si� obraz upiornego nieba, a jego oczy zyska�y fioletow� barw�. Patrzy� na �r�d�o, ws�uchiwa� si� w jego g�os. On wiedzia�, �e ka�da poch�oni�ta cz�stka materii zwi�ksza jego moc i �e mo�e by� ju� za p�no aby powstrzyma� proces ekspansji. Ale �lepo wierzy� w m�dro�� Sethara. - Wracamy, Mike, bo twoja os�ona d�ugo ju� nie wytrzyma, a i ja czuj�, �e zamarzam. Gdy wr�cili�my z powrotem w bezpieczne czelu�cie Aranidy mia�em z�e przeczucia. Bardzo z�e przeczucia. * * * Nadszed� wielki dzie�. Pozna�em to po zachowaniu Vothrala, kt�ry stan�� przede mn� dziwnie poruszony i powiedzia�, �e ju� czas, bo centralna komora jest gotowa. Nie czu�em strachu ani wznios�o�ci chwili. Pow�drowali�my po prostu do miejsca, gdzie mia� rozegra� si� spektakl. Zaskoczy�o mnie, �e poza monstrualn� konstrukcj� w krypcie nie ma nikogo poza nami. - Gdzie s� twoi bracia? - zapyta�em - Spodziewa�em si� publiczno�ci. - S� we w�a�ciwych miejscach, Mike. Oni te� maj� wielk� rol� do odegrania. Ich cia�a pos�u�� za tworzywo, z kt�rego odrodzi si� Sethar. Wiadomo�� ta uderzy�a mnie jak m�ot. Stan��em jak wryty przed Vothralem. Jak zwykle jego oczy nic nie wyra�a�y. - Ty zimny bydlaku, po�wi�cisz wszystkich swoich braci, �eby to monstrum mog�o si� odrodzi�?! Nie by�o mowy o tym, �e kto� inny opr�cz mnie ma si� po�wi�ci�! - wykrzycza�em w jego czarne, bezdenne oblicze. - Nic nie rozumiesz Mike - odpar� jak zwykle spokojnie - to jest dla nich zaszczyt. Trzydzie�ci tysi�cy istnie� da pocz�tek nowemu �yciu i stworzy nadziej� na odrodzenie naszej cywilizacji. Poza tym je�li by tego nie zrobili to i tak zgin� za niespe�na dwa ziemskie lata. A z czego ma si� odrodzi� Sethar, sk�d mam wzi�� budulec na jego cia�o? Mike, tak trzeba, to jedyna droga do celu. - Wi�c dlaczego ty si� nie po�wi�cisz? Dlaczego oszcz�dzasz siebie? Czy�by� si� ba�?! - Rozumujesz po ludzku Mike i nie mam ci tego za z�e. Masz do tego prawo. Ale nigdy nas nie zrozumiesz, nigdy. Ja nie jestem zwyk�ym Drothem. Tylko ja potrafi� zainicjowa� proces reinkarnacji Sethara bo dysponuj� umiej�tno�ciami potrzebnymi do tego. �aden z moich braci by tego nie dokona�. Oni s� jak pszczo�y robotnice, ja mam w�asn� �wiadomo��. Je�li wszystko przebiegnie pomy�lnie ca�a rasa si� odrodzi. Zielonkawy mrok pulsowa� rytmicznie a po �cianach �cieka�a ciemno��. By�o przera�liwie cicho. Czarne cielska generator�w antygrawitacji milcza�y. Sploty krzemowo-organicznych pomost�w jak odn�a monstrualnego paj�ka wtapia�y si� w �ciany komory. Stali�my na centralnym cokole gdzie zbiega�y si� paj�cze macki. W pod�o�u wydr��ony by� kszta�t ludzkiego cia�a. Domy�la�em si�, �e mam w nim spocz��. - Zaczynajmy wi�c - powiedzia�em. Vothral b�ysn�� diamentowym spojrzeniem i odszed� w ciemno��. Po chwili us�ysza�em w umy�le jego szept. - Po�� si� w wydr��eniu i zrelaksuj. Zamknij oczy i nie obawiaj si�. To co prze�yjesz nie b�dzie mia�o nic wsp�lnego z fizycznym b�lem, ale obrazy, kt�re zobaczysz najprawdopodobniej zniszcz� twoja psychik�. Chocia� trudno mi to w tej chwili powiedzie�. Nigdy nie robi�em takiej operacji. Gdy po�o�y�em si� w idealnie dopasowanym wydr��eniu serce bi�o mi jak m�otem. Zamkn��em oczy i oczekiwa�em. Nic si� nie dzia�o, a� nagle co� kapn�o mi na czo�o. Jaka� g�sta i bardzo ci�ka ciecz. Wtedy zacz�o si�... B�ysn�o zielone �wiat�o. Z pocz�tku wygl�da�o jak ma�y bagienny ognik, potem rozros�o si� a� wreszcie eksplodowa�o w moim umy�le fajerwerkiem zielonego piek�a. Poczu�em, �e nie istnieje nic poza umys�em, kt�ry ma stoczy� swoist� walk� z samym sob�. Zobaczy�em zielone oceany nieznanej planety, w kt�rych jarzy�y si� gejzery czerwonego �wiat�a. Co� rodzi�o si� pod ich powierzchni�, w spazmach b�lu szarpa�o w�asne cielsko zmagaj�c si� z grawitacj�. Przestrze� gotowa�a si� jak powierzchnia zupy, potworne fale ujemnie na�adowanych proton�w �ciera�y si� ze sob� w konwulsjach upiornej kreacji. �ciekaj�c potokami anihiluj�cej materii powstawa�a planeta spowita w czer� kosmicznej nocy. Po�era�a ziele� ocean�w, wlewa�a si� w p�kaj�ce kontynenty falami potwornej magmy i zastyga�a coraz bardziej zakrzywiaj�c przestrze� wok� siebie. Wreszcie nast�pi�o przebicie i kula idealnej czerni wpad�a w nieznane sobie kontinuum. Potem nast�pi� przeskok i zobaczy�em gorej�ce s�o�ce-matk� Droth�w a daleko Aranid� na tle rozgwie�d�onego kosmosu. Wewn�trz planety patrzy�em oczami gigantycznego Sethara na otwarty portal, w kt�rym ujrza�em wielk� flotyll� statk�w czekaj�c� na orbicie macierzystej planety. Do�wiadczy�em jego uczu�, gdy wrzuca� w portal wielki obelisk czarnej, superg�stej magmy. Gdy materia dotyka�a powierzchni bramy obraz zmieni� si� na w�ciekle bia�� przestrze�, kt�ra buchn�a potwornym �arem j�dra gwiezdnego. W chwil� p�niej planeta p�on�a a z ni� statki poch�aniane powodzi� termoj�drowego ognia wystrzelonego z wybuchaj�cego macierzystego s�o�ca. Udaremniona inwazja, ca�y system planetarny zniszczony, przeciwnik kompletnie zaskoczony, pe�ne zwyci�stwo. Mija�y eony, kt�re zdawa�y si� by� sekundami, obrazy rozmy�y si� w chaosie barw, wreszcie wszystko znikn�o. M�j umys� spowi�a czer� tak wielka jak przed powstaniem �wiata... * * * Vothral w milczeniu patrzy� na rozgrywaj�cy si� proces. Jedna kropla tworzywa i czuwanie nad poziomem aktywno�ci centr�w LOGE Stromwella, to by�o jego zadanie. Miliardy przeplataj�cych si� nici ci�gle zmieniaj�cych barw�. Absolutna koncentracja. Centra pracuj� pe�n� par�, rozpoczyna si� rozruch generator�w antygrawitacji. Czarny koloid wyci�ni�ty z tysi�cy cia� Droth�w zaczyna wype�nia� paj�cze macki. Miliardy nici tworz� hiper-struktur� umys�u Sethara. Pierwocin�, "zarodek krystalizacji" otaczaj� z�o�one "dendryty", z kt�rych za chwil� sam Sethar przejmie proces kreacji. Ko�czy si� rola Vothrala, mentalny fundament jest stabilny. Teraz czarna masa wykazuj�ca si� zdumiewaj�c� pami�ci� kszta�tu zaczyna wype�nia� cok� centralnej komory Aranidy. Po nieca�ej godzinie gigantyczne cielsko obcego jest niemal gotowe, teraz tylko musi nast�pi� zespolenie g��wnym pniem z umys�em planety. Tak, zamyka si� wylot komory, a wielkim jak Empire State Building kana�em zaczyna p�yn�� ja�� Sethara. Generatory antygrawitacji pracuj� pe�n� moc� powstrzymuj�c ogromn� mas� przed zapadni�ciem si� w czelu�cie planety. Pradawny odetchn�� g��boko, a jego cielsko zacz�o pulsowa� i przelewa� si� pod elastycznym pancerzem w kolorze obsydianu. * * * Min�� jaki� czas zanim planetarny umys� przywr�ci� pierwotny kontakt z w�adc� Droth�w, zanim krwioobieg Aranidy i Sethara sta�y si� jedno�ci�. Wtedy przyszed� czas na analiz� sytuacji. A ta wygl�da�a fatalnie. By�o ju� stanowczo za p�no na zmian� orbity planety. Za bardzo zbli�y�a si� do Atraktora, kt�ry na dodatek znacznie si� rozr�s� i rozszerzy� stref� wp�yw�w po poch�oni�ciu Eriusa i Imbriona. Sethar nie dysponowa� takim zasobem energii aby spr�bowa� odepchn�� Aranid� na bezpieczn� odleg�o��. To nie ulega�o w�tpliwo�ci. Pozosta�o jedynie nie dopu�ci� do zetkni�cia �r�d�a i planety. A jedynym sposobem na to by�o jej kontrolowane unicestwienie zanim wpadnie w oko kosmicznego cyklonu. To ostateczne rozwi�zanie nie pozostawia�o jednak nadziei na odrodzenie rasy. Aranida wyposa�ona by�a w mechanizm "bezpiecznej" autodestrukcji, ale poci�gn�oby to za sob� �mier� Sethara. A gdyby tak... Ziemia. Pewien pomys� za�wita� w umy�le Pradawnego. Dysponowa� w tej chwili ca�ym baga�em wiedzy Stromwella i o Ziemi wiedzia� ca�kiem du�o. Je�li Vothral znalaz� tam formy �ycia wyposa�one w centra sterowania energi� LOGE to oznacza, �e by� mo�e da�oby si� j� zaadaptowa� dla Droth�w. Trzeba tylko dokona� dok�adnej analizy struktury planety i macierzystej gwiazdy. Tym zajmie si� Vothral, a on w tym czasie przygotuje ca�� operacj�. Po pewnym czasie Sethar zna� wyniki analiz. Wygl�da�y nader obiecuj�co. Szczeg�lnie obszar pod jednym z ocean�w, gdzie koncentracja energii by�a do�� wysoka. Trzeba wyr�ba� w tym rejonie komor� o odpowiedniej �rednicy i przenie�� si� tam razem z krypt� aranejsk� i warstw� ska� j� otaczaj�c�. Wtedy dokona si� zniszczenia Aranidy. Operacja by�a niezwykle skomplikowana, ale w poj�ciu Sethara wykonalna. Stworzenie komory zaowocowa�o wzmo�onymi ruchami tektonicznymi i wulkanizmem w rejonie Atlantyku. Najbardziej skomplikowan� faz� by�o otwarcie sferycznej bramy mi�dzywymiarowej o �rednicy ponad pi�ciu kilometr�w. Zadr�a�y podpory gdy otwar�a si� brama, a na �cianach pojawi�y si� p�kni�cia, ale sytuacj� uda�o si� opanowa� i wreszcie centrum Aranidy spocz�o g��boko pod ziemskim oceanem. Wtedy zadzia�a� mechanizm autodestrukcji. Wn�trze planety zapad�o si�, a zewn�trzna skorupa przesz�a w stan hiperdrga�, co ca�kowicie odizolowa�o j� od otaczaj�cej przestrzeni. Wtedy nast�pi�o odwr�cone przebicie i ca�a energia wybuchu zosta�a skierowana w kontinuum innego wszech�wiata. W ten spos�b Aranida, otoczona sfer� idealnej czerni zako�czy�a swoj� egzystencj�. Gdzie� daleko, miliony lat �wietlnych od Ziemi w strefie anomalii czasoprzestrzennej nadal �wieci�o fioletowe oko Atraktora. Na Ziemi natomiast naukowcy zdumiewali si� wzmo�onym tektonizmem planetarnym w pewnych rejonach Atlantyku oraz dziwnym zachowaniem przyrz�d�w pomiarowych i kompas�w i pisali na ten temat rozprawy, a marynarze przekazywali sobie mro��ce krew w �y�ach opowie�ci o zaginionych statkach i dziwnej po�wiacie. A pradawny Sethar jak nowotw�r coraz g��biej wrasta� w struktur� b��kitnej planety.