5540

Szczegóły
Tytuł 5540
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5540 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5540 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5540 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dan Simmons Pod pr�d Styksu To co kochasz pozostanie reszta jest prochem To co kochasz najbardziej nie b�dzie ci odebrane To co kochasz najbardziej jest twoim dziedzictwem prawdziwym... Ezra Pound Canto LXXXI Bardzo kocha�em mam�. Po pogrzebie, po opuszczeniu trumny do grobu, ca�a rodzina pojecha�a do domu i czeka�a na jej powr�t. Mia�em wtedy dopiero osiem lat i niewiele sobie przypominam z ca�ej ceremonii. Pami�tam o wiele za ciasny ko�nierzyk koszuli z zesz�ego roku i krawat niby p�tl� na szyi. Pami�tam, �e czerwcowy dzie� by� zbyt pi�kny na to smutne zgromadzenie. Pami�tam wujka Willa, kt�ry pi� od samego rana, i butelk� Jacka Danielsa, kt�r� wyj�� w drodze do domu. Pami�tam twarz ojca. Popo�udnie ci�gn�o si� d�ugo. W rodzinnym zebraniu nie odgrywa�em �adnej roli i doro�li nie zwracali na mnie uwagi. Kr�ci�em si� po pokoju ze szklank� ciep�ej oran�ady, a� wreszcie zdo�a�em wymkn�� si� na podw�rze. Nawet dobrze znany teren zabaw i odosobnienia zosta� obr�cony w ruin� przez widok bladych, t�ustych twarzy spogl�daj�cych z okien s�siada. Liczyli, �e co� zobacz�. Mia�em ochot� krzycze� na nich i rzuca� kamieniami. Zamiast tego usiad�em na starej oponie traktora, kt�ra s�u�y�a za piaskownic�. Bardzo powoli wyla�em oran�ad� na piasek i obserwowa�em, jak rozszerza si� czerwona plama, tworz�c niewielkie zag��bienie. Teraz w�a�nie j� odkopuj�. Podbieg�em do hu�tawki i zacz��em w�ciekle odpycha� si� nogami od nagiej ziemi. Zardzewia�a konstrukcja skrzypia�a, a jeden wspornik wyrwa� si� z gruntu. Nie, g�uptasie. To ju� zrobili. Teraz pod��czaj� j� do wielkich maszyn. Ciekawe, czy z powrotem wpompuj� do niej krew. My�la�em o wisz�cych butelkach. Wspomnia�em t�uste, czerwone kleszcze, kt�re latem przyczepia�y si� do sk�ry naszego psa. Rozz�oszczony, hu�ta�em si� coraz wy�ej i odpycha�em od ziemi nawet wtedy, gdy wy�ej ju� si� nie da�o. Czy najpierw poruszy palcami? A mo�e na pocz�tku otworzy oczy jak sowa, kiedy si� budzi? Dotar�em do najwy�szego punktu �uku i skoczy�em. Przez sekund� pozbawiony ci�aru zawis�em nad ziemi� niewa�ki jak Superman, jak duch ulatuj�cy z cia�a. P�niej pochwyci�a mnie grawitacja i wyl�dowa�em ci�ko na r�kach i kolanach. Podrapa�em d�onie, a na kolanie mia�em plam� od trawy. Mama by si� gniewa�a. Teraz prowadz� j� dooko�a. Mo�e j� ubieraj�, jak te manekiny na wystawie sklepu pana Feldmana. Na podw�rze wyszed� m�j brat, Simon. Chocia� by� tylko o dwa lata starszy, tamtego dnia wydawa� mi si� doros�y. I stary. Jasne w�osy, podcinane tak samo niedawno jak moje, w nieporz�dnych kosmykach opada�y na blade czo�o. W oczach mia� zm�czenie. Simon prawie nigdy na mnie nie wrzeszcza�. Ale tamtego dnia wrzasn��. - Chod� do domu. Ju� prawie pora. Wr�ci�em za nim tylnymi drzwiami. Wi�kszo�� krewnych ju� wysz�a, ale z salonu s�yszeli�my wujka Willa. Krzycza�. Przystan�li�my w korytarzu, �eby pos�ucha�. - Na mi�o�� bosk�, Les, masz jeszcze czas. Nie wolno ci tego zrobi�. - To ju� zosta�o zrobione. - Pomy�l o... Jezu Chryste... o dzieciach. S�yszeli�my be�kotliwe g�osy i wiedzieli�my, �e wuj Will pi� jeszcze wi�cej. Simon przy�o�y� palec do warg. Panowa�a cisza. - Les, we� pod uwag� stron� finansow�. Jak to... ile... to dwadzie�cia pi�� procent wszystkiego, co masz. Na ile lat, Les? Pomy�l o ch�opcach. Jak to wp�ynie... - To si� sta�o, Will. Nigdy nie s�yszeli�my, by ojciec m�wi� takim tonem. Nie by� przekonuj�cy, jak wtedy, kiedy z wujkiem Willem dyskutowali o polityce. Nie by� smutny, jak wtedy, kiedy rozmawia� ze mn� i Simonem, gdy pierwszy raz przywi�z� mam� ze szpitala. By�... ostateczny. Rozmowa si� sko�czy�a. Wujek Will zacz�� krzycze�. Nawet cisza by�a gniewna. Poszli�my do kuchni, �eby wzi�� sobie col�. Kiedy wr�cili�my na korytarz, wujek Will niemal nas przewr�ci� p�dz�c do drzwi. Zatrzasn�� je za sob�. Nigdy wi�cej nie przekroczy� progu naszego domu. Przywie�li mam� zaraz po zmroku. Simon i ja wygl�dali�my przez szyb� przy drzwiach i czuli�my, �e s�siedzi te� patrz�. W domu zosta�a tylko ciocia Helen i kilkoro najbli�szych krewnych. Widzia�em, �e tato by� zdziwiony, kiedy zobaczy� samoch�d. Nie wiem, czego si� spodziewa� - mo�e d�ugiego karawanu, jak ten, kt�ry rano zabra� mam� na cmentarz. Przyjechali ��t� toyot�. Opr�cz mamy w samochodzie by�o czterech m�czyzn. Zamiast ciemnych garnitur�w, podobnych do tego, jaki nosi� tato, mieli jasne, kolorowe koszule z kr�tkimi r�kawami. Jeden z m�czyzn wysiad� i poda� mamie d�o�. Chcia�em wybiec jej na spotkanie, ale Simon chwyci� mnie za r�k�. Stali�my pod �cian� w korytarzu, a tato i inni doro�li otworzyli drzwi. Przeszli chodnikiem w blasku ogrodowej lampy gazowej. Mama sz�a mi�dzy dwoma m�czyznami, ale nie podtrzymywali jej, tylko kierowali ni� delikatnie. Mia�a na sobie jasnoniebiesk� sukienk�, kt�r� kupi�a u Scotta tu� przed chorob�. My�la�em, �e b�dzie woskowoblada - jak wtedy, gdy zajrza�em przez szpar� w drzwiach sypialni, zanim ludzie z przedsi�biorstwa pogrzebowego przyjechali zabra� jej cia�o - ale cer� mia�a zdrow� i rumian�, jak od s�o�ca. Kiedy stan�li w progu, zauwa�y�em, �e jest mocno umalowana. Mama nigdy si� nie malowa�a. Dwaj m�czy�ni te� mieli ur�owane policzki. I wszyscy troje tak samo si� u�miechali. Gdy weszli, wszyscy chyba cofn�li si� o krok - opr�cz taty. Chwyci� mam� za ramiona, przygl�da� jej si� d�ugo, potem uca�owa� w policzek. Nie s�dz�, by ona te� go poca�owa�a, a jej u�miech wcale si� nie zmieni�. �zy sp�ywa�y ojcu po twarzy. By�em zak�opotany. Rezurekcjoni�ci co� m�wili, a tato i ciocia Helen kiwali g�owami. Mama po prostu sta�a z tym samym lekkim u�miechem, i patrzy�a uprzejmie na m�czyzn� w ��tej koszuli, kt�ry m�wi�, �artowa� i klepa� tat� po ramieniu. Potem przysz�a nasza kolej, �eby si� przywita�. Ciocia Helen wypchn�a do przodu Simona, a ja wci�� trzyma�em go za r�k�. Poca�owa� mam� w policzek i szybko stan�� obok taty. Ja obj��em j� za szyj� i poca�owa�em w usta. Naprawd� za ni� t�skni�em. Jej sk�ra nie by�a zimna. By�a inna. Patrzy�a prosto na mnie. Baxter, nasz owczarek alzacki, zacz�� piszcze� i drapa� w tylne drzwi. Tato zabra� Rezurekcjonist�w do gabinetu. W korytarzu s�yszeli�my urywki zda�. - ...prosz� my�le� o tym jak o ataku... - Jak d�ugo b�dzie... - Rozumie pan chyba, �e ze wzgl�du na miesi�czne koszty opieki niezb�dne jest pobieranie odpowiedniego procentu... Nasze ciotki sta�y wok� mamy. By�y zak�opotane, p�ki nie u�wiadomi�y sobie, �e mama nie m�wi. Ciocia Helen wyci�gn�a d�o� do jej policzka, a mama u�miecha�a si� i u�miecha�a. Po chwili wr�ci� tato. G�o�no i weso�o t�umaczy�, jak bardzo jest to podobne do lekkiego wylewu - pami�tamy wujka Richarda? Poza tym co chwil� kogo� ca�owa� i bez przerwy dzi�kowa� wszystkim. Rezurekcjoni�ci odjechali ze swymi u�miechami i podpisami na dokumentach. Krewni zacz�li wychodzi� nied�ugo potem. Tato odprowadza� ich do furtki, u�miecha� si� i �ciska� d�onie. - Wyobra�cie sobie, �e by�a ci�ko chora i wyzdrowia�a - powtarza�. - My�lcie, �e wr�ci�a do domu ze szpitala. Ciocia Helen wysz�a ostatnia. Bardzo d�ugo siedzia�a przy mamie, m�wi�a do niej cicho i patrzy�a w twarz szukaj�c reakcji. Po pewnym czasie zacz�a p�aka�. - Wyobra� sobie, �e wyzdrowia�a z ci�kiej choroby - powiedzia� tato, odprowadzaj�c j� do samochodu. - My�l, �e wr�ci�a do domu ze szpitala. Ciocia Helen kiwn�a g�ow�. Odje�d�aj�c p�aka�a ci�gle. Chyba pojmowa�a to, co wiedzieli�my ja i Simon: mama nie wr�ci�a do domu ze szpitala. Wr�ci�a z grobu. Noc trwa�a d�ugo. Kilka razy zdawa�o mi si�, �e s�ysz� ciche cz�apanie maminych kapci na pod�odze korytarza. Wstrzymywa�em oddech czekaj�c, a� otworz� si� drzwi. Ale nie. Promie� ksi�yca pada� na moje nogi i o�wietla� kawa�ek tapety przy szafie. Kwiecisty dese� przypomina� pysk jakiego� wielkiego, smutnego zwierz�cia. Tu� przed �witem Simon wychyli� si� z ��ka i szepn�� "�pij, g�uptasie". I tak zrobi�em. Przez pierwszy tydzie� tato spa� z mam� w tym samym pokoju, w kt�rym zawsze sypiali. Rano mia� zapadni�t� twarz i pokrzykiwa� na nas, kiedy jedli�my owsiank�. Potem przeni�s� si� do gabinetu i spa� na kanapie. Lato by�o upalne. Nikt nie chcia� si� z nami bawi�, wi�c Simon i ja bawili�my si� razem. Tato tylko rano mia� wyk�ady na uniwersytecie. Mama chodzi�a po domu i cz�sto podlewa�a kwiaty. Raz z Simonem widzieli�my, jak podlewa kwiatek, kt�ry wysech� i zosta� wyrzucony, kiedy w kwietniu posz�a do szpitala. Woda sp�ywa�a po szafce na pod�og�, a mama nic nie zauwa�y�a. Kiedy mama wychodzi�a na dw�r, poci�ga� j� le�ny rezerwat na naszym domem. Mo�e to z powodu ciemno�ci. Simon i ja lubili�my bawi� si� wieczorami na samym skraju lasu. �apali�my do s�oj�w �wietliki albo z koc�w budowali�my namioty. Kiedy mama zacz�a tam chodzi�, Simon sp�dza� wieczory w domu albo na trawniku od frontu. Ja zosta�em, bo mama czasem b��dzi�a, a wtedy bra�em j� za rami� i prowadzi�em z powrotem. Mama wk�ada�a to, co tato kaza� jej w�o�y�. Czasem spieszy� si� na zaj�cia i m�wi� "Za�� czerwon� sukienk�", a mama sp�dza�a upalny lipcowy dzie� ubrana w grub� we�n�. Nie poci�a si�. Czasami, kiedy jej nie powiedzia�, �eby zesz�a na d�, do jego powrotu zostawa�a w sypialni. W takie dni pr�bowa�em nam�wi� Simona, �eby poszed� na g�r� i popatrzy� na ni� razem ze mn�. Ale on tylko si� gapi� i kr�ci� g�ow�. Tato pi� coraz wi�cej, jak wujek Will, i krzycza� na nas bez �adnego powodu. Zawsze p�aka�em, kiedy tato krzycza�; ale Simon nie p�aka� ju� nigdy. Mama nie mruga�a. Z pocz�tku tego nie zauwa�y�em, ale potem czu�em si� nieprzyjemnie, kiedy widzia�em, �e nigdy nie mruga. Ani Simon, ani ja nie mogli�my zasn�� wieczorami. Kiedy� mama przychodzi�a nas okry� i opowiada�a d�ugie historie o czarodzieju imieniem Yandy, kt�ry zabiera� naszego psa Baxtera - kiedy si� z nim nie bawimy - na wspania�e, pe�ne przyg�d wyprawy. Tato nie wymy�la� bajek, ale czyta� nam wielk� ksi�g�, kt�r� nazywa� Cantami Pounda. Nie rozumia�em wi�kszo�ci tego co czyta, ale s�owa wydawa�y si� dobre. Uwielbia�em brzmienie tych, kt�re, jak twierdzi�, pochodzi�y z greki. Teraz po k�pieli nikt do nas nie przychodzi�. Przez kilka nocy pr�bowa�em opowiada� historie Simonowi. By�y do niczego i poprosi� mnie, �ebym przesta�. W �wi�to Czwartego Lipca Tommy Wiedermeyer, kt�ry w zesz�ym roku chodzi� ze mn� do jednej klasy, uton�� w niedawno otwartym basenie. Tej nocy siedzieli�my wszyscy na dworze i patrzyli�my na sztuczne ognie nad oddalonym o kilometr parkiem. Rezerwat le�ny zas�ania� fajerwerki p�on�ce na ziemi, ale race by�y wyra�nie widoczne. Najpierw widzia�o si� eksplozj� kolor�w, a potem - zdawa�o si�, �e cztery, mo�e nawet pi�� sekund p�niej - dociera� d�wi�k. Odwr�ci�em si�, �eby powiedzie� co� do cioci Helen, i zobaczy�em, �e mama wygl�da przez okno na pi�trze. Twarz mia�a blad� na tle ciemnego pokoju, a kolory �cieka�y po niej jak barwne p�yny. Wkr�tce po Czwartym Lipca znalaz�em martw� wiewi�rk�. Bawili�my si� z Simonem w lesie w Indian i kawalerzyst�w. Na zmian� napadali�my na siebie, strzelali�my i umierali�my w trawie, p�ki nie trzeba by�o zaczyna� od pocz�tku. Ale nie mog�em go znale��. Znalaz�em za to polan�. By�a dobrze schowana, otoczona krzakami g�stymi jak nasz �ywop�ot. Przeczo�ga�em si� pod ga��ziami i sta�em jeszcze na czworakach, kiedy zobaczy�em wiewi�rk�. By�a du�a, ruda i ju� do�� dawno martwa. Mia�a wygi�t� do ty�u g�ow�, a krew zasch�a jej przy jednym uchu. Jedn� �apk� zacisn�a, ale druga le�a�a otwarta na patyczku, jakby wiewi�rka j� tam opar�a. Brakowa�o jednego oka, a drugie patrzy�o t�po w sklepienie ga��zi. Mia�a otwarty lekko pyszczek i ods�ania�a zadziwiaj�co du�e z�by, troch� ��te przy korzeniach. Kiedy si� przygl�da�em, z pyszczka wysz�a mr�wka, przebieg�a po ciemnym nosie i wesz�a na otwarte oko. Wi�c na tym polega �mier�, pomy�la�em. Krzaki wibrowa�y od jakiego� niewyczuwalnego wiatru. Przestraszy�em si� nagle i zawr�ci�em. Czo�ga�em si� prosto przed siebie, a ga��zie chwyta�y mnie za koszul�. Jesieni� wr�ci�em do szko�y Longfellowa, ale wkr�tce przenios�em si� do prywatnej. Rodziny Rezurekcjonist�w w tamtych czasach by�y dyskryminowane. Dzieci wy�miewa�y si� z nas i przezywa�y, i nikt nie chcia� si� z nami bawi�. W nowej szkole te� nikt si� z nami nie bawi�, ale nas nie przezywali. W naszej sypialni nie by�o prze��cznika na �cianie, tylko staromodna lampa z �a�cuszkiem. �eby zapali� �wiat�o, musia�em wyj�� na �rodek ciemnego pokoju i maca� r�kami, p�ki go nie znalaz�em. Kiedy� Simon musia� siedzie� do p�na nad prac� domow�, a ja poszed�em sam na g�r�. Po ciemku macha�em r�k� i wtedy trafi�em d�oni� w twarz mamy. Jej z�by by�y zimne i �liskie. Cofn��em r�k� i przez minut� sta�em nieruchomo w ciemno�ci, nim znalaz�em �a�cuszek i zapali�em �wiat�o. - Cze��, mamo - powiedzia�em. Usiad�em na ��ku i spojrza�em na ni�. Patrzy�a na puste pos�anie Simona. Wzi��em j� za r�k�. - T�skni� za tob� - doda�em. M�wi�em jeszcze inne rzeczy, ale s�owa jako� si� pomiesza�y i brzmia�y g�upio, i w ko�cu tylko siedzia�em, trzyma�em j� i czeka�em, �eby u�cisn�a mi d�o�. R�ka mi si� zm�czy�a, ale wci�� �ciska�em w palcach palce mamy. A� przyszed� Simon. Zatrzyma� si� w drzwiach i popatrzy� na nas. Odwr�ci�em g�ow� i pu�ci�em jej r�k�. Po kilku minutach wysz�a. Tu� przed Dzi�kczynieniem tato kaza� u�pi� Baxtera. To nie by� stary pies, ale zachowywa� si� jak bardzo stary. Warcza� i szczeka� nawet na nas, i nigdy nie wchodzi� do domu. Kiedy uciek� po raz trzeci, zadzwonili do nas ze schroniska. - U�pijcie go - powiedzia� tato i od�o�y� s�uchawk�. Przys�ali nam rachunek. Na zaj�ciach taty by�o coraz mniej student�w. W ko�cu wzi�� urlop, �eby napisa� ksi��k� o Ezra Poundzie. Przez ca�y rok siedzia� w domu, ale nie pisa� wiele. Czasami jecha� rano do biblioteki, wraca� o pierwszej i ogl�da� telewizj�. Zaczyna� pi� przed kolacj� i siedzia� przed telewizorem a� do p�na. Simon i ja zostawali�my z nim czasem, ale programy nam si� nie podoba�y. Mniej wi�cej wtedy Simon zacz�� miewa� ten sen. Opowiedzia� mi go kiedy� w drodze do szko�y. M�wi�, �e sen zawsze by� taki sam. Kiedy zasypia�, �ni�o mu si�, �e czyta komiks. Potem chce go od�o�y� na nocn� szafk�, a on spada na pod�og�. Kiedy Simon si�ga, �eby go podnie��, r�ka mamy wysuwa si� spod ��ka i chwyta go za nadgarstek swymi bia�ymi palcami. M�wi�, �e trzyma go bardzo mocno i Simon wie, �e mama pragnie, by by� tam pod ��kiem razem z ni�. Simon �apie si� ko�dry, ale pojmuje, �e za kilka sekund po�ciel si� zsunie i on spadnie. Powiedzia� jeszcze, �e ostatniej nocy sen w ko�cu troch� si� zmieni�. Mama wystawi�a spod ��ka g�ow�. Simon twierdzi, �e wygl�da�a jak mechanik spod samochodu. I �e u�miecha�a si� do niego, nie tak normalnie, ale od ucha do ucha. I mia�a wszystkie z�by spi�owane w szpic. - Czy ty nigdy nie masz takich sn�w? - zapyta�. W tej chwili ju� �a�owa�, �e mi opowiedzia�. - Nie - odpar�em. Kocha�em mam�. W kwietniu bli�niaki Farley�w przypadkiem zatrzasn�y si� w wyrzuconej na dw�r zamra�arce i udusi�y. Pani Hargill, kt�ra u nas sprz�ta, znalaz�a je za gara�em. Thomas Farley by� ostatnim ch�opakiem, kt�ry zaprasza� jeszcze Simona na podw�rko. Teraz Simonowi zosta�em tylko ja. Tu� przed �wi�tem Pracy i pocz�tkiem szko�y Simon postanowi�, �e uciekniemy z domu. Nie chcia�em ucieka� z domu, ale kocha�em Simona. By� moim bratem. - Gdzie pojedziemy? - zapyta�em. - Musimy si� st�d wydosta� - odpar�. Niewiele mi to powiedzia�o. Lecz Simon przygotowa� ca�y stos ekwipunku, a nawet �ci�gn�� gdzie� plan miasta. Naszkicowa� nasz� tras� przez rezerwat, wiaduktem Laurel Street przez Sherman, a� do domu wujka Willa. Nawet nie musieli�my przechodzi� przez �adn� wi�ksz� ulic�. - Rozbijemy ob�z - o�wiadczy�. Pokaza� mi kawa� odci�tego sznura od bielizny. - U wujka Willa b�dziemy mogli pracowa� na farmie. Kiedy wiosn� pojedzie na swoje ranczo, zabierze nas ze sob�. Wyruszyli�my o zmroku. Nie chcia�em wieczorem wychodzi� z domu, ale Simon powiedzia�, �e tato nic nie zauwa�y a� do rana, kiedy si� obudzi. Nios�em ma�y plecak z jedzeniem, kt�re Simon wykrad� z lod�wki. On mia� par� rzeczy zawini�tych w koc i przywi�zanych do ramion kawa�kiem sznura od bielizny. By�o ca�kiem jasno, dop�ki nie weszli�my g��biej w las. Strumyk wydawa� cichy bulgot, jak d�wi�k, kt�ry dobiega� z mamy pokoju tamtej nocy, kiedy umar�a. Korzenie i ga��zie by�y tak g�ste, �e Simon musia� ca�y czas �wieci� latark� i wydawa�o si�, �e jest jeszcze ciemniej. Zatrzymali�my si� wkr�tce i Simon uwi�za� lin� do dw�ch drzew. Ja przerzuci�em przez ni� koc, a potem obaj na czworakach szukali�my kamieni. Po ciemku zjedli�my kanapki, a strumie� chlupa� cicho w�r�d nocy. Rozmawiali�my chwil�, ale nasze g�osy by�y zbyt s�abe. Potem zasn�li�my, przykryci kurtkami, z nylonowym plecakiem pod g�owami. Las wok� rozbrzmiewa� d�wi�kami. Obudzi�em si� w �rodku nocy. Panowa�a cisza. Obaj kulili�my si� pod kurtkami, a Simon chrapa�. Ga��zie znieruchomia�y, znikn�y owady, usta� nawet szum strumyka. Otwory po obu stronach namiotu by�y jasnymi tr�jk�tami w morzu ciemno�ci. Usiad�em. Serce bi�o mi mocno. Nic nie zauwa�y�em, gdy wysun��em g�ow� przez otw�r. Ale dok�adnie wiedzia�em, co tam jest. Nakry�em si� kurtk� i odsun��em od �ciany namiotu. Czeka�em, a� co� dotknie mnie przez koc. Z pocz�tku my�la�em o mamie, kt�ra nas goni, mamie id�cej za nami przez las, gdy ostre ga��zki zaczepiaj� o jej oczy. Ale to nie by�a mama. Za �ciankami namiotu trwa�a ch�odna, ci�ka noc. By�a tak czarna jak oko martwej wiewi�rki, i chcia�a wej�� do �rodka. Po raz pierwszy w �yciu zrozumia�em, �e ciemno�� nie ko�czy si� ze �wiat�em poranka. Z�by mi dzwoni�y. Przytuli�em si� do Simona i okrad�em go z cz�ci ciep�a. Jego powolny oddech owiewa� m�j policzek. Po chwili obudzi�em go i powiedzia�em, �e kiedy wzejdzie s�o�ce, wracamy do domu. �e nie p�jd� z nim dalej. Pr�bowa� si� spiera�, ale wtedy us�ysza� co� w moim g�osie - co� czego nie rozumia�. Skin�� wi�c tylko ze znu�eniem g�ow� i zasn�� znowu. Rankiem koc by� mokry od rosy, a my czuli�my, �e mamy lepk� sk�r�. Zwin�li�my wszystko, zostawili�my le��ce nieregularnie kamienie i ruszyli�my do domu. �aden z nas si� nie odzywa�. Tato spa� jeszcze, kiedy wr�cili�my. Simon wrzuci� rzeczy do sypialni i wyszed� na s�o�ce. Ja zszed�em do piwnicy. Na dole by�o bardzo ciemno, ale usiad�em na drewnianych schodach i nie zapala�em �wiat�a. Z mrocznych k�t�w nie dochodzi� �aden d�wi�k, lecz wiedzia�em, �e jest tam mama. - Uciekli�my, ale wr�cili�my - powiedzia�em w ko�cu. - To ja chcia�em wraca�. Przez w�skie okienka widzia�em zielon� traw�. Z g�o�nym westchnieniem zacz�� pracowa� zraszacz. W s�siedztwie krzycza�y dzieci. Ja patrzy�em wy��cznie w ciemno��. - Simon chcia� i�� dalej - oznajmi�em. - Ale ja go nam�wi�em, �eby wr�ci�. To by� m�j pomys�, �eby�my przyszli do domu. Siedzia�em tam jeszcze przez kilka minut, ale nie mia�em poj�cia, co by jeszcze powiedzie�. W ko�cu wsta�em, otrzepa�em spodnie i poszed�em na g�r�, �eby si� przespa�. Tydzie� po �wi�cie Pracy tato upar� si�, �eby�my sp�dzili weekend nad morzem. Wyjechali�my w pi�tek po po�udniu i ruszyli�my wprost do Ocean City. Mama siedzia�a samotnie na tylnym siedzeniu, tato i ciocia Helen jechali z przodu. Simon i ja cisn�li�my si� na tyle combi, ale on nie chcia� razem ze mn� liczy� kr�w ani nawet bawi� si� samolocikami, kt�re ze sob� zabra�em. Zatrzymali�my si� w starym hotelu tu� ko�o molo. Polecili nam go Rezurekcjoni�ci z wtorkowej grupy taty, ale budynek pachnia� staro�ci�, zgniizn� i szczurami w �cianach. Korytarze by�y koloru wyblak�ej zieleni, pokoje ciemniejszej zieleni, i pali�a si� co trzecia lampa. Korytarze tworzy�y mroczny labirynt i nawet �eby doj�� do windy trzeba by�o skr�ca� dwa razy. Wszyscy opr�cz Simona sp�dzili sobot� w pokoju, siedz�c przed ci�ko pracuj�cym klimatyzatorem i ogl�daj�c telewizj�. Spotyka�o si� teraz coraz wi�cej wskrzeszonych, i s�ysza�em, jak szuraj�c nogami kr��� po ciemnych korytarzach. Po zachodzie s�o�ca wyszli na pla��, a my razem z nimi. Stara�em si�, �eby mamie by�o wygodnie. Roz�o�y�em dla niej r�cznik i odwr�ci�em j� twarz� w stron� morza. Tymczasem pojawi� si� ksi�yc i dmuchn�� ch�odny wiatr, wi�c okry�em jej ramiona swetrem. Z deptaka za nami sp�ywa�o na molo �wiat�o latarni, a kolejka g�rska warcza�a i hucza�a. Nie odszed�bym, gdyby nie zirytowa� mnie g�os taty. M�wi� za g�o�no, �mia� si� bez powodu i pi� z butelki w papierowej torbie. Ciocia Helen prawie si� nie odzywa�a, tylko patrzy�a na tat� ze smutkiem i stara�a si� u�miecha�, gdy on wybucha� �miechem. Mama siedzia�a spokojnie, wi�c przeprosi�em i ruszy�em na deptak szuka� Simona - bez niego czu�em si� samotny. Na chodniku nie by�o ju� rodzin z dzie�mi, ale karuzele wci�� dzia�a�y. Co kilka minut s�ysza�em huk i krzyki jad�cych, gdy kolejka g�rska spada�a w najbardziej stromy zjazd. Zjad�em hot doga i rozgl�da�em si� pilnie, ale nigdzie nie zauwa�y�em Simona. Wracaj�c pla�� zobaczy�em, jak tato pochyla si� i szybko ca�uje cioci� Helen w policzek. Mama gdzie� posz�a, wi�c zaproponowa�em szybko, �e j� znajd�. Musia�em jako� ukry� �zy w�ciek�o�ci. Min��em miejsce, gdzie tydzie� temu uton�a para nastolatk�w. Siedzia�o tu kilkoro wskrzeszonych z rodzinami, ale nie zauwa�y�em w�r�d nich mamy. Ju� chcia�em wraca�, kiedy wyda�o mi si�, �e pod molo co� si� poruszy�o. By�o tam strasznie ciemno. Przez szczeliny mi�dzy deskami wpada�y w�skie pasma �wiat�a poci�te w dziwaczne wzory kratownic� drewnianych filar�w i wspornik�w. Kroki i ha�asy z deptaka przypomina�y b�bnienie pi�ciami o wieko trumny. Znieruchomia�em. Nagle wyobrazi�em sobie, �e s� ich tu dziesi�tki, w�r�d nich mama, a promienie �wiat�a padaj� na nich tak, �e mo�na dostrzec r�k�, koszul�, wytrzeszczone oko... Ale ich tu nie by�o. Mamy nie by�o. By�o za to co� innego. Nie wiem, dlaczego popatrzy�em w g�r�. Czyje� kroki na molo. Obr�t, powolny obr�t. Co� obraca�o si� w mroku. Widzia�em, kt�r�dy wszed� na wspornik, tutaj opar� but, tam si� podci�gn�� na szerok� belk�. Nikt by niczego nie us�ysza�. Tysi�ce razy wspinali�my si� w ten spos�b. Spogl�da�em mu prosto w twarz, ale najpierw pozna�em sznur od bielizny. Po �mierci Simona tato rzuci� uczelni�. Nie wr�ci� z urlopu, a notatki do ksi��ki o Poundzie le�a�y w piwnicy obok zesz�orocznych gazet. Rezurekcjoni�ci pomogli mu znale�� prac� str�a w pobliskim centrum handlowym, wi�c zwykle nie wraca� do domu przed drug� w nocy. Po �wi�tach wyjecha�em do szko�y z internatem, dwa stany dalej. Rezurekcjoni�ci otworzyli w tym czasie instytut, do kt�rego trafia�o coraz wi�cej rodzin. Potem dosta�em stypendium i mog�em rozpocz�� studia. Przez te lata rzadko bywa�em w domu. Podczas moich nielicznych wizyt tato by� zwykle pijany. Raz upi�em si� z nim, a potem siedzieli�my w kuchni i p�akali�my razem. Prawie zupe�nie straci� w�osy; pozosta�y tylko rzadkie, siwe kosmyki po bokach. Oczy mia� zapadni�te w pomarszczonej twarzy. Alkohol pozostawi� na jego policzkach niezliczone p�kni�te �y�ki i wygl�da�, jakby malowa� si� mocniej ni� mama. Pani Hargill zadzwoni�a trzy dni przed obron�. Tato napu�ci� do wanny ciep�ej wody, po czym rozci�� �yletk� �y�y - wzd�u�, nie w poprzek. Czyta� Plutarcha. Gospodyni znalaz�a go dopiero po dw�ch dniach, a gdy przyjecha�em nazajutrz, na wannie pozosta�y jeszcze kr�gi zakrzep�ej krwi. Po pogrzebie przejrza�em wszystkie jego papiery i znalaz�em dziennik, kt�ry prowadzi� od kilku lat. Spali�em go razem z notatkami z nie doko�czonej ksi��ki. Mimo okoliczno�ci, Instytut dotrzyma� warunk�w polisy, co pomog�o mi przetrwa� nast�pne kilka lat. Moja praca to dla mnie co� wi�cej, ni� tylko �r�d�o zarobk�w - wierz� w to, co robi�, i robi� to dobrze. To ja wpad�em na pomys�, by wynaj�� puste szkolne budynki na nasze nowe s�siedzkie o�rodki spotka�. W zesz�ym tygodniu utkn��em w korku na drodze, a kiedy powoli mija�em miejsce wypadku, zobaczy�em drobn� figurk� przykryt� kocem i mn�stwo rozbitego szk�a. Zobaczy�em tak�e grupk� n i c h, zebran� przy kraw�niku. Ostatnio tak wielu si� ich spotyka... Mia�em mieszkanie w bloku w jednej z ostatnich o�wietlonych dzielnic miasta, ale kiedy wystawiono na sprzeda� nasz dom, natychmiast skorzysta�em z okazji. Zachowa�em wiele starych mebli, wymieni�em inne, i teraz wygl�da prawie tak samo jak dawniej. Utrzymanie takiego domu jest kosztowne, ale nie wydaj� pieni�dzy na g�upstwa. Po pracy wielu ch�opak�w z Instytutu chodzi do bar�w; ja nie. Kiedy pochowam ju� sprz�t i wyszoruj� stalowe blaty, wracam prosto do domu. Tam jest moja rodzina. Czekaj� na mnie.