5470

Szczegóły
Tytuł 5470
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5470 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5470 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5470 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GEOFF RYMAN Ciep�o (Warmth) Nie pami�tam, kiedy pierwszy raz ujrza�em BETsi. By�a jak powietrze, kt�rym oddycha�em. Pewnie czeka�a ju� w pobli�u, kiedy mia�em przyj�� na �wiat. BETsi, niech j� B�g b�ogos�awi, wygl�da�a jak odkurzacz. Mia�a d�ugie pokryte tkanin� ko�czyny oraz pokryty tkanin� czubek z puklami we�ny na podobie�stwo w�os�w. Na upartego mo�na si� by�o do niej przytula�. Nie pami�tam, bym przytula� si� do niej cz�sto. Pami�tam za to, �e lubi�em pa�ka� jej we�nist� czupryn� wszelkiego rodzaju niedozwolonymi substancjami - �lin�, lodami, ziemi� z doniczek z bazyli�. Matka rozmawia�a z BETsi o moim zachowaniu. Matk� pami�tam przede wszystkim jako piegowat� i zamazan� plam� pomara�czowego koloru, zawsze w p�dzie, czasem jednak nieruchomiej�c� na dostatecznie d�ugo, abym m�g� na ni� spojrze�. - Tu Booker, BETsi - m�wi�a moja matka odmierzaj�c ka�de s�owo. - Musisz by� czysta, BETsi. - Uwa�a�a BETsi za g�upi�. To ona jednak gada�a jak robot. - Prosz�, powt�rz. - Musz� by� czysta - odpowiada�a BETsi. Jej g�os by� spokojny, uwa�ny, pe�en u�miechu. - O to mi w�a�nie chodzi, BETsi: nie mo�esz pozwala� Clancy'emu, �eby ci� brudzi�. Dlaczego pozwalasz, �eby Clancy ci� brudzi�? Udawa�em, �e licz� co� na podr�cznym kalkulatorze, a BETsi odpowiada�a: - Poniewa� jest ch�opcem. Ch�opcy od najwcze�niejszych lat zachowuj� si� inaczej ni� dziewczynki, agresywniej. Zabawy Clancy'ego b�d� mia�y do�� gwa�towny przebieg i do pewnego stopnia nale�y mu to wybaczy�. Booker zaprogramowa�a BETsi, by ta opowiada�a o mnie w mojej obecno�ci. Chodzi�o o to, �ebym wiedzia�, co si� dzieje. By�o to w pewien spos�b uczciwe; nie chcia�a, �ebym wyrobi� sobie fa�szywy obraz. Z drugiej jednak strony czu�em si� jak cz�� jakiego� projektu badawczego z dziedziny psychologii dzieci�cej. Booker przypomina�a mi konsultanta szpitalnego, kt�ry pojawia si� od czasu do czasu, by sprawdzi�, jak si� rzeczy maj�. Widzicie, mia�em by� geniuszem. Moja matka uwa�a�a, �e jest genialna i wybra�a ojca z banku nasienia dla geniuszy. Jego jedyn� wad�, jak mi powiedzia�a, by�a sk�onno�� do �ysienia. BETsi mog�a j� o�wieci�: �ysienie dziedziczy si� po k�dzieli. Matka pokaza�a mi swoje zdj�cie ze starego numeru "Cosmopolitana". Artyku�, w kt�rym je zamieszczono wywo�a� podobno spory szum. By� zatytu�owany "Nowe macierzy�stwo. Kobiety na stanowiskach wybieraj� now� drog�". Na fotografi Booker, m�oda i niemal �adna, w mi�kkim �wietle obejmuje sw�j nap�cznia�y brzuch. Ca�a jej twarz, ze spojrzeniem skierowanym w d�, jest roz�wietlona mi�o�ci�. A w artykule Booker m�wi: "Wiem, �e m�j syn b�dzie geniuszem. Wiem, �e b�dzie mia� w�a�ciwe geny i dopilnuj�, by odebra� w�a�ciwe wychowanie". "Cosmopolitan" nie komentowa� tych wypowiedzi. Wy�miewali si� z niej. Widzicie, moja matka to Booker McCall, redaktor naczelny konkurencyjnego wydawnictwa prasowego o rocznych przychodach rz�du stu milion�w funt�w i zaledwie pi�tnastu sta�ych pracownikach, z kt�rych ona by�a druga co do wa�no�ci. W tamtych czasach nie pracowa�o si� dla korporacji, a je�li tak, to tylko na zlecenie, odt�d dot�d. Booker McCall, musia�a t�umaczy� si� przed akcjonariuszami, pilnowa� redaktor�w, czyta� i wyrzuca� do kosza dziesi�tki tekst�w. Musia�a wyk��ca� si� z grafikami i maszynistkami. Musia�a utrzymywa� styl, piel�gnowa� w�osy, oddawa� buty do szewca i planowa� zakupy na obiad. I jeszcze musia�a zwyci�a� w tym, czym si� akurat zajmowa�a. By�a bardzo nieszcz�liw� kobiet�, maj�c po temu wszelkie powody. By�a r�wnie� bardzo inteligentna i BETsi okaza�a si� jeszcze jednym z jej dobrych pomys��w. Cz�sto wygl�da�em przez okno naszego mieszkania. �wiat na zewn�trz wydawa� si� niebieski, szary i surowy. Blask ujawnia� brud na szkle i nadawa� przedmiotom sp�owia�y wygl�d. My�la�em, �e doro�li poruszaj� si� w rozpalonym �wiecie, gdzie wszyscy na wszystkich krzycz�. Nigdy nie chcia�em si� tam znale��. BETsi by�a ca�ym moim �wiatem. Mia�a ekran i pokazywa�a mi obrazy, jeden za drugim. Velasquez, Goya. Mia�a ca�� bibliotek� ksi��ek z ilustracjami - o ma�pach, wioskach rybackich albo duchach. Pozwala�a mi obejrze� jeden film tygodniowo i zawsze by� to film w�a�ciwy. "Park jurajski", "Pi�kna i bestia", "Tarzan na Marsie". Omawiali�my je potem. - Dinozaury s� zbudowane ze �wiat�a - powiedzia�a mi kt�rego� razu. - Komputer programuje �wiat�o odpowiedniego kszta�tu i barwy tak, �eby na ekranie wygl�da�o jak dinozaur. - Ale dinozaury naprawd� �y�y! - Pami�tam, �e bardzo si� zdenerwowa�em, krzykn��em na ni�. - By�y bardzo, bardzo rzeczywiste! - Tak, ale nie te, te s� tylko jakby malunkami dinozaur�w. - Chc� zobaczy� prawdziwego dinozaura! - Pami�tam, �e by�em za�amany. Podoba�y mi si� ich rozmiary, ich masa, wyobra�enie ich pot�nego, gor�cego oddechu. W fantazjach mia�em za przyjaciela dinozaura, kt�ry broni� mnie przed zewn�trznym �wiatem. - Clancy - ostrzeg�a mnie BETsi. - Wiesz, co si� teraz dzieje. - Tak! - zawo�a�em. - Ale ta wiedza nic nie zmienia! BETsi powiedzia�a mi, �e jestem nie�mia�y. Czy wiecie, �e nie�mia�o�� jest naukowo zdefiniowana? Gdy by�em malutki zbadano mnie pod jej k�tem. Kiedy� BETsi pokaza�a mi wynik badania. Najpierw zobaczy�em tak zwany obiekt por�wnawczy. Na ekranie, pokrytym odciskami palc�w i umazanym d�emem, wida� by�o t�uste, spokojne, szcz�liwe niemowl�. To nie by�em ja. - Badanie - wyja�ni�a BETsi - polega na pokazaniu niemowlakowi kolorowego, poruszaj�cego si� przedmiotu. Dziecko, z kt�rego wyro�nie cz�owiek odwa�ny i pewny siebie, spokojnie przyjrzy si� obiektowi, a potem znudzi si� i odwr�ci wzrok. T�uste szcz�liwe niemowl� u�miechn�o si� lekko, wyci�gn�o r�czk� ku obracaj�cym si� czerwonym kaczuszkom i ��ciutkim zaj�czkom, po czym westchn�o i powiod�o wzrokiem w poszukiwaniu czego� nowego. - Dla odmiany nie�mia�e dziecko b�dzie bardzo podekscytowane. Oto ty, kiedy poddali�my ci� temu samemu testowi. I oto by�em ja, wielce powa�ne, sze�ciomiesi�czne niemowl� o wygl�dzie dwustulatka, z wyrazem filozoficznej zadumy na twarzy. Potem, pokazuj� mi zabawk�. Moja twarz rozja�nia si�, zaczynam si� wierci�, gaworz� rado�nie, �lina wytryskuje z moich ust. Jestem niezmiernie podniecony, lecz zabawka jest poza moim zasi�giem. Krzywi� si� i zaczynam p�aka�. Chwil� p�niej robi� si� purpurowy od ryku i pr�buj� uciec przed zabawk�, kt�ra zacz�a mnie przera�a�. - To sta�y mechanizm - wyja�ni�a BETsi. - Zawsze b�dziesz si� nadmiernie podnieca�, a to b�dzie wywo�ywa�o l�k i nadmiern� ostro�no��. Musisz nauczy� si� kontrolowa� podniecenie. Wtedy b�dziesz mniej zal�kniony. To tak jak z wirtualn� rzeczywisto�ci�. Kiedy j� stworzyli, odkryli, �e wiedz� za ma�o na temat tego, jak cz�owiek widzi i s�yszy, by m�c wiernie odtworzy� rzeczywiste doznanie. Musieli najpierw zbada� samych ludzi. To samo tutaj. Chc�c skopiowa� osobowo��, musieli najpierw dowiedzie� si�, czym ona jest. Kiedy mia�em trzy lata, BETsi uczy�a mnie medytacji transcendentalnej i jogi. Uczy�a mnie czego�, co dzisiaj rozpoznaj� jako technik� Alexandra. Spa�em z podniesionymi kolanami i g�ow� na drewnianej podstawce. Mia�o to zaradzi� skrzywieniu kr�gos�upa - zaczyna�em zwija� si� do wewn�trz z napi�cia. Gdy ju� mnie uspokoi�a, robi�a mi przyjemno�ci. Zna�a numer karty kredytowej Booker i mia�a pozwolenie na korzystanie z niej. BETsi potrafi�a chichota�. Kiedy dostarczano lody albo CD-ROM z grafik�, albo m�j nowy str�j typu sado-maso z czarnej sk�ry w rozmiarze dla niemowlak�w, albo moj� now� zmieniaj�c� p�e� lalk� Barbie, BETsi chichota�a. Wiem. Zaprogramowano j� na chichotanie, �ebym nauczy� si�, �e dobrze jest by� szcz�liwym. Ale brzmia�o to tak, jakby kto� by� szcz�liwy tylko dlatego, �e ja jestem szcz�liwy. W efekcie uczy�em si� tylko zachowywa� spok�j. - Otworz� p�niej - m�wi�em, czuj�c si� bardzo doros�y. - To lody, ty g�upcze - �mia�a si� BETsi. - Rozpuszcz� si�. - B�d� na ca�ym dywanie! - szepta�em z rozkosz�. - Booker si� w�cieknie - odpowiada�a BETsi melodyjnym g�osem. Wiedzia�a, �e zawsze nazywam Booker po imieniu. BETsi potrafi�a si� uczy�. Musiano nauczy� j� rozpoznawa� i reagowa� na g�os m�j i Booker. Zaprogramowano j�, by uczy�a si�, kim jestem i jakie s� moje potrzeby. Moj� potrzeb� by�a potrzeba spisku. Potrzeba posiadania powiernika. - Pos�uchaj. Ty rozpu�cisz lody, a ja je posprz�tam - powiedzia�a. - To s� lody, ty g�upcze - zachichota�em w odpowiedzi. - Je�li si� rozpuszcz�, nie b�d� m�g� ich zje��! Oboje wybuchn�li�my �miechem. Ekran BETsi zamieni� si� w lustro. Ujrza�em swoj� twarz i przygl�da�em si� jej w poszukiwaniu oznak podobie�stwa do Tarzana. Czasem, dla zabawy, BETsi sprawia�a, �e moja twarz przemawia�a do mnie moim w�asnym g�osem. Albo te� dodawa�em sobie zarost i pogrubia�em g�os, �eby wygl�da� jak doros�y. Czyni�em si� z�ym, by wywrze� zemst� na Booker. Fascynowali mnie m�czy�ni. Byli mitycznymi bestiami, ogromnymi i krocz�cymi jak dinozaury, tyle �e poro�ni�tymi w�osiem. Najwa�niejszym wydarzeniem tygodnia stawa�o si� przybycie czy�ciciela okien. Chodzi�em za nim, zbyt onie�mielony, by si� odezwa�, pr�buj�c napompowa� si� do jego rozmiar�w. Uwa�a�em go za herosa, kt�ry czy�ci okna, a potem ratuje ludzi od z�a. - B�dziesz musia� znie�� towarzystwo Clancy'ego - m�wi�a do niego Booker. - On nie widuje zbyt wielu m�czyzn. - Nie wychodzisz na zewn�trz, ma�y? - pyta� mnie. Mia� na imi� Tom. - Na zewn�trz nie jest bezpiecznie - udawa�o mi si� wykrztusi�. - Och - wzdycha� Tom - to prawda. Co za �wiat! Dzieci trzeba trzyma� w zamkni�ciu przez ca�y dzie�. To prawie jak wi�zienie. Wydawa�o mi si�, �e wszyscy m�czy�ni m�wi� z robotniczym akcentem. Tom rozmawia� z BETsi, jakby by�a �yw� osob�. Nie s�dz�, �eby by� specjalnie bystry, ale sprawia� wra�enie przyjaznej duszy. Dostawa� od BETsi rzeczy, kt�re nast�pnie wr�cza� mi w prezencie. - To dla naszego ma�ego niemowy - powiedzia� kt�rego� razu i da� mi pi�knie pomalowany miniaturowy model ci�ar�wki. Przyj��em prezent w milczeniu. Nienawidzi�em siebie za to, �e jestem takim milczkiem. Chcia�em chodzi� z nim po mieszkaniu rzucaj�c b�yskotliwe komentarze niczym Nick Nolte albo inny s�awny aktor. - Czy m�czy�ni je�d�� takimi ci�ar�wkami? - zdo�a�em zapyta�. - Niekt�rzy z nich tak. - Czy jest wielu m�czyzn? Brak reakcji. Odpowiedzia�em wi�c za niego: - Nie ma dla nich pracy. Tom wybuchn�� �miechem. - Kto ci to wszystko opowiada? - zapyta�. - Clancy posiada bardzo wysoki wsp�czynnik szybko�ci rozpoznawania symboli - powiedzia�a BETsi. - Jeszcze nie genialny. Ale bardzo wysoki. Sprawdzi�by si� w zawodach wymagaj�cych zdolno�ci interpretacyjnych. Nie ma jednak wyobra�ni przestrzennej. Jedyne, o czym marzy, to by� kierowc� ci�ar�wki. - Jestem oferm� - przet�umaczy�em. Booker by�a Amerykank� - w owym czasie zapewne najs�ynniejsz� Amerykank� w Londynie. Zaprogramowa�a BETsi, by m�wi�a tak jak ona. Po dzi� dzie� musz� si� bardzo stara�, by odr�ni� akcent ameryka�ski od angielskiego. Nie potrafi� imitowa� �adnego z nich. M�wi� jak BETsi. Pami�tam twarz Toma, blad�, o kiepskiej cerze, niespokojn�. - Biedny ch�opcze - powiedzia�. - Wola�bym nie wiedzie� tych wszystkich rzeczy o sobie. - Podobnie Clancy - stwierdzi�a BETsi. - Ale zaprogramowano mnie, bym niczego przed nim nie ukrywa�a. Tom podni�s� oczy ku g�rze. - Pozw�lcie mu spotyka� si� z innymi dzieciakami - rzek�. - Och, ale� to wszystko jest cz�ci� planu - zako�czy�a rozmow� BETsi. Pos�ano mnie na kurs zachowa� spo�ecznych. Sz�o mi kiepsko. Odkry�em, �e bez BETsi jestem przera�ony, �e nie wiem, co m�wi� ani co robi�, kiedy nie ma jej w pobli�u. Usiad�em w k�cie przed przydzielonym mi komputerem, ale jego ekran wydawa� si� zimny, niemal w�ciek�y na mnie. Je�li zrobi�em co� �le, nie dzia�a�, i nigdy nie powiedzia� mi nic mi�ego. Inne dzieci by�y jak duchy. Przemyka�y gdzie� na kraw�dzi mojego postrzegania. Stara�em si� zag�uszy� ha�as, jaki robi�y. Wydawa�o si�, �e wykrzykuj� co� zza grubej szyby, z surowego niebiesko-szarego �wiata. Nauczyciele napisali w pierwszej opinii na m�j temat: "Clancy jest spo�ecznie nieprzystosowany, nawet jak na sw�j wiek". Booker by�a w�ciek�a. Zjawi�a si� w szkole kt�rej� �rody i zrobi�a awantur�. - Chyba nie zdajecie sobie sprawy, �e co� takiego mo�e zapaskudzi� mu �yciorys! - Taka jest prawda, pani McCall. - Nauczycielka by�a zdumiona i za�mia�a si� niedowierzaj�co. - Zostawiacie tutaj dzieci bez opieki, a potem zrzucacie na nie win� za kiepskie wyniki. - Booker krzycza�a i celowa�a palcem w kobiet�. - Chc�, �eby ta opinia zosta�a zmieniona. Albo zg�osz� to, gdzie trzeba! - Czy�by grozi�a pani, �e opisze nas w jednym ze swoich czasopism? - zapyta�a spokojnie nauczycielka. - Prosz� nie zrzuca� na mojego syna winy za w�asne niepowodzenia. Je�li nie odzywa si� do innych dzieci, to waszym zadaniem jest mu pom�c. Rozmawianie z innymi dzie�mi by�o moim zadaniem. Przera�ony, wbi�em wzrok w czubki but�w. Nie chcia�em pomocy od Booker, ale na po�y oczekiwa�em, �e wypisze mnie ze szko�y, i wiedzia�em, �e by�bym w�ciek�y, gdyby to zrobi�a. Poszed�em do BETsi po rad�. - By� mo�e tego nie wiesz - powiedzia�a mi - ale masz wrodzone ciep�o, kt�re przyci�ga ludzi. - Naprawd�? - zapyta�em. - Tak. A wi�kszo�� ludzi chce od innych tylko tego, by okazali im zainteresowanie. Po�wiczymy? Na ekranie wy�wietli�a seri� dzieci�cych postaci. Mia�em z nimi rozmawia�. Nie by�o to �atwe. - Lubisz czyta�? - zapyta�em ma�� dziewczynk� na ekranie. - Co takiego? - zdziwi�a si� wydymaj�c usta. - Ksi��ki - brn��em dalej z uporem. - Czy lubisz czyta� ksi��ki? Zamruga�a oczami - zdumiona, znudzona, pewna siebie. - Czy... Czy podoba ci si� "Park jurajski"? - To stary film! I nie ma w nim �adnej akcji. - Lubisz nowe filmy? - Zaczyna�a mnie ogarnia� desperacja. - Wol� gry komputerowe. Na przyk�ad "Krwio�ercze demony". - Jej oczy zamieni�y si� w w�skie szparki. To by�o wszystko. Podda�em si�. - BETsi - poskar�y�em si� - to niesprawiedliwe. - Booker nie pozwala�a mi gra� w gry komputerowe. BETsi zachichota�a i odpowiedzia�a w�asnym g�osem: - Tak w�a�nie b�dzie to wygl�da�o, ch�opcze. - Wi�c poka� mi jakie� gry. - Nie mog�. - Brak odpowiedniej komendy - mrukn��em w�ciekle. - Gdybym spr�bowa�a, przepali�yby mi si� obwody - wyja�ni�a. Wr�ci�em wi�c na kurs zachowa� spo�ecznych, zdecydowany m�wi�, i by�o to dok�adnie tak okropne, jak przepowiedzia�a BETsi, ale przynajmniej nie stanowi�o to dla mnie zaskoczenia. Powiedzia�em im wszystkim, prosto z mostu: nie umiem gra� w gry, jestem oferm�, potrafi� tylko rysowa�. A wi�c, rzek�em, nauczcie mnie gier. I by�o to w�a�ciwe posuni�cie. O pi�tej przesta�em by� dzikusem z lasu i zacz��em s�ucha�, bo wreszcie byli gotowi mnie o�wieci�. Potrafili robi� si� wa�ni i cali nadyma�, a mnie ogarnia�a zazdro��, co dla nich musia�o by� bardzo satysfakcjonuj�ce. W jaki� �mieszny spos�b darzyli mnie sympati�. By� tam jeden osi�ek nazwiskiem Ian Aston i nagle kt�rego� dnia dzieci powiedzia�y mu: - Clancy nie umie si� bi�, wi�c zostaw go w spokoju. Nie m�g� przeciwstawi� si� im wszystkim. - Sprawd�, czy mama pozwoli ci odwiedzi� kt�re� z nas - zaproponowa�y - a poka�emy ci par� gier. Booker oczywi�cie si� nie zgodzi�a. - To �wietnie, �e robisz post�py na niwie spo�ecznej, Clancy. Ale na razie nie pozwol� ci na g��bsze kontakty. Wiem, jakiego rodzaju rzeczy s� w domach takich rodzic�w, i nie chc�, by� mia� z tym styczno��. - Twoja mama jest wynios�a i przepojona pogard� - podsumowa�y dzieci. - To zaledwie po�owa problemu - powiedzia�em. By�a r�wnie� narkomank�. Kt�rego� dnia nie odebra�a mnie ze szko�y. Nauczycielka pr�bowa�a si� z ni� skontaktowa�, ale bezskutecznie. - Macie robota domowego, prawda? - zapyta�a mnie. Zadzwoni�a do BETsi, kt�ra odpar�a, �e nie ma poj�cia, gdzie mo�e by� pani McCall, skoro nie odbiera mnie w�a�nie ze szko�y. BETsi wys�a�a taks�wk�. Booker nie by�o przez dwa tygodnie. Po prostu znikn�a. Straci�a przytomno�� na ulicy i ukradziono jej wszystko - torebk�, pantofle, telefon kom�rkowy, nawet szk�a kontaktowe. Na wp� �lepa i ledwo �ywa po za�yciu du�ej dawki barbituran�w obudzi�a si� na oddziale szpitalnym, gdzie omal nie wyzion�a ducha. Twierdzi�a, �e jest Booker McCall i zarazem kilkoma innymi osobami. Chyba by� to r�wnie� rodzaj jakiego� za�amania nerwowego. Nikt nie wiedzia�, kim jest, nikt nie powiedzia� nam, co si� sta�o. BETsi i ja siedzieli�my po prostu w domu. Jad�em lody i p�atki kukurydziane. - My�lisz, �e Booker wr�ci? - zapyta�em j�. - Nie wiem, gdzie jest Booker, ch�opcze. Obawiam si�, �e musia�o przytrafi� si� jej co� z�ego. Mia�em poczucie winy, poniewa� nic nie czu�em. Nie obchodzi�o mnie, czy Booker kiedykolwiek wr�ci. Ale ba�em si�. - Co si� stanie, je�li b�dziesz mia�a awari�? - zapyta�em BETsi. - W�a�nie odnowi�am umow� serwisow� - odpar�a. Podjecha�a bli�ej i obj�a mnie w�ochatym ramieniem. - Ale sk�d b�d� wiedzieli, �e co� jest nie tak? Poklepa�a mnie lekko po plecach. - Jestem monitorowana przez ca�y dzie�, tote� je�li cokolwiek si� stanie, kiedy twojej matki nie b�dzie na miejscu, faceci z serwisu przyjad� mnie naprawi�. - Ale co b�dzie, je�li zepsujesz si� na naprawd� d�ugi czas? Na ca�e godziny? Dni? - Przy�l� zast�pstwo. - Nie chc� zast�pstwa. - Po kilku godzinach nauczy si� rozpoznawa� tw�j g�os. - A je�li to nie zadzia�a? Je�li serwis akurat nie b�dzie ci� monitorowa�? Co mam wtedy zrobi�? Poda�a mi numer telefonu i has�o. - Zapewne nic takiego si� nie wydarzy - pocieszy�a mnie. - Poprosz� ci� wi�c, �eby� wzi�� si� teraz za odrabianie lekcji. Chcia�a mnie uspokoi�, tak jakby moje l�ki nie by�y realne, jakby nie mog�o by� tak, �e maszyna ulegnie awarii. - Nie chc� odrabia� lekcji. To na nic. - Chcesz obejrze� "Park jurajski"? - To staro� - odpar�em i pomy�la�em o moich przyjacio�ach ze szko�y i o ich matkach, kt�re z nimi by�y. Nagle co� zaszumia�o. Podnios�a si� klapka pod ekranem jak wtedy, kiedy in�ynierowie z serwisu przychodzili sprawdzi� oprogramowanie i za�adowa� system operacyjny. PRZYMUSOWA ZMIANA KONFIGURACJI, zamruga� napis. Kiedy by�o po wszystkim, BETsi zapyta�a: - Czy chcia�by� mo�e nauczy� si� gra� w "Krwio�ercze demony"? - Och! - wykrzykn��em tylko, bo mnie zatka�o. - Och! Och! BETsi! Och! A ona zachichota�a. Pami�tam �wiat�o na be�owym dywanie tworz�ce autostrad� w kierunku ekranu. Pami�tam ha�as ruchu ulicznego na zewn�trz, tr�bienie, warkot, odg�osy wieczora i samotno�ci, moment, kt�rego najbardziej nie znosi�em. Teraz jednak gra�em w "Krwio�ercze demony". Gra�em bardzo kiepsko. Traci�em jedno �ycie po drugim. - Po prostu pr�buj dalej - poradzi�a BETsi. - Nie mam wyobra�ni przestrzennej - odpar�em. Dowiadywa�em si�, �e nie lubi� gier komputerowych. Na jaki� czas zapomnia�em jednak o wszystkim innym. Po tygodniu doszed�em do wniosku, �e Booker znudzi�a si�, odesz�a i nigdy wi�cej nie wr�ci. Potem kt�rego� ranka, kiedy rozpalony �wiat zdawa� si� wlewa� przez zabrudzone okna, kto� kopniakiem wysadzi� frontowe drzwi. BETsi obj�a mnie opieku�czym gestem. - Mojego pancerza nie mo�na przebi� promieniem lasera ani przestrzeli� zwyk�ym pociskiem - oznajmi�a. - Bierzcie, co chcecie, ale nie r�bcie krzywdy dziecku. Nie mog� zrobi� wam zdj�� ani sfilmowa�. Nie zostaniecie rozpoznani. Nie musicie mnie uszkadza�. Pot�ukli szklane stoliki, zrzucili p�ki na pod�og�. Spu�cili spodnie i wysrali si� w kuchni. Zabrali srebrzyste suknie, czarn� szkatu�k� Booker, jej bi�uteri�. Jeden ze z�odziei wzi�� moj� ci�ar�wk�, a ja rozumia�em znaczenie straty. Mia�em straci� swoj� najcenniejsz� zabawk�. Z�odziej ruszy� w nasz� stron�. BETsi obj�a mnie kurczowo. M�czyzna zachichota� pod mask� i postawi� ci�ar�wk� na sofie. - Prosz�, ch�opcze - powiedzia�. Nigdy nie pu�ci�em pary z ust. To by� Tom. Jak ju� wspomnia�em, nie odznacza� si� bystro�ci�. BETsi zosta�a tak zaprogramowana, by go nie rozpoznawa�. A wi�c to tak. Wiedzia�em ju�, jacy s� m�czy�ni; mogli zej�� na z�� drog�. Po tym wydarzeniu zacz��em ba� si� m�czyzn. Z�odzieje zostawili drzwi otwarte; mieszkanie by�o w op�akanym stanie, wszystko pot�uczone i porozrzucane. BETsi pu�ci�a mnie i wtedy zacz��em krzycze�, d�ugo i przeci�gle, a� wreszcie pojawili si� jacy� s�siedzi i w ko�cu rozpocz�to poszukiwania Booker McCall. Jak redaktor naczelna du�ego czasopisma mo�e znikn�� na dwa tygodnie? - My�leli�my, �e pojecha�a gdzie� ze swoim nowym przyjacielem - powiedzieli dziennikarzom jej koledzy z pracy, �eby narobi� jej k�opot�w. Polityka, tylko i wy��cznie polityka. Zacz�to m�wi� o tym w telewizji, ukuto termin "oboj�tne spo�ecze�stwo". Brak ojca, brak dziadk�w, s�siedzi, kt�rzy nie chc� o niczym wiedzie� - porzucone dziecko znaleziono tylko przypadkiem, w efekcie dramatycznego w�amania. Potem Booker znowu znikn�a na d�ugi czas. Odwyk po barbituranach jest najci�szy. Odwiedzi�em j� razem z jedn� z nauczycielek z mojej szko�y. W zwi�zku z ca�� spraw� zdj�cie Booker pojawi�o si� w prasie, obok nag��wka sugeruj�cego, �e nauczyciele s� jedynymi lud�mi, kt�rym jeszcze na czym� zale�y. Booker wygl�da�a okropnie. Mia�a ��t� sk�r� i podkr��one oczy. Cuchn�a st�ch�ym potem. - Cze��, Clancy - wyszepta�a. - By�am na odwyku. I co z tego? - pomy�la�em. Powiedz mi co�, czego nie wiem. Mia�em zatwardzia�o�� w sercu. Zosta�em porzucony, straci�a tytu� do mojego szacunku. - Czy za mn� t�skni�e�? Wygl�da�a jak kwiat, kt�ry zbyt d�ugo sta� w wazonie, w niezmienianej wodzie. Nie chcia�em jej zrani�, wi�c powiedzia�em tylko: - By�em przestraszony. - Biedne dziecko - wyszepta�a. M�wi�a szczerze, ale emocjonalna wypowied� wyczerpa�a j�, wi�c opad�a z powrotem na poduszk�. Wyci�gn�a do mnie d�o�. Przyj��em j� i spu�ci�em wzrok. - Czy BETsi dobrze si� tob� zajmowa�a? - zapyta�a z zamkni�tymi oczami. - Tak - odpar�em i zacz��em my�le�, wci�� spogl�daj�c na jej palce. Ona naprawd� nie mo�e nic na to poradzi�, wszystko dzieje si� poza ni�. Za�o�� si�, �e chcia�aby by� jak BETsi. Tak czy owak, barbiturany nie dzia�aj� na istoty sztuczne. Nagle zacz�a p�aka� i przycisn�a moj� d�o� do swojego mokrego policzka. By� lepki, wi�c chcia�em si� odsun��, ale ona spojrza�a na mnie i poprosi�a: - Opowiedz mi jak�� histori�. Opowiedz mi co� pi�knego. Usiad�em wi�c i opowiedzia�em jej ca�y "Park jurajski". Le�a�a spokojnie, z moj� d�oni� na policzku. Czasem my�la�em, �e �pi, kiedy indziej mia�em nadziej�, �e opowie�� podoba jej si� tak samo jak mnie, wszystkie te niesamowite dinozaury. Kiedy sko�czy�em, mrukn�a: - Przynajmniej kto� jest szcz�liwy. Tak w�a�nie chcia�a my�le�: �e nic mi nie jest i �e nie b�dzie si� musia�a o mnie martwi�. I pomy�la�em, �e to akurat nigdy si� nie zmieni. Wr�ci�a do domu. Przez nast�pne dwa tygodnie nie wychodzi�a z ��ka, co doprowadza�o mnie do sza�u. - Moje �ycie jest w takiej rozsypce! - m�wi�a, rozdra�niona i w�ciek�a. Przyrzek�a, �e b�dzie sp�dza� wi�cej czasu ze mn�. W�cieka�a si� na sukinsyn�w, kt�rzy nas okradli. Uda�o jej si� przeszkodzi� mi w czytaniu ksi��ek, ogl�daniu film�w, malowaniu. Wreszcie wsta�a z ��ka miesi�c przed terminem i wr�ci�a do pracy. Wiedzia�em, �e nadal co dwa tygodnie chodzi na terapi�. Wiedzia�em, �e alkohol zast�pi� prochy. Zapach mieszkania zmieni� si�. I teraz kiedy nienawidzi�em m�czyzn, zacz�o ich by� pe�no, codziennie po pracy. - To m�j ch�opiec - m�wi�a Booker, z czym� w rodzaju niepewnej dumy, i przedstawia�a mnie kolejnemu m�czy�nie w �rednim wieku z w�osami zebranymi w kucyk. - Pan d'Angelo jest projektantem - m�wi�a, jakby wybiera�a ich ze wzgl�du na wykonywany zaw�d. Zacz�a u�ywa� szminki w jaskrawym czerwonym kolorze. Jej �lady znajdowa�em wsz�dzie, na poduszkach, prze�cierad�ach, �cianach, i co najgorsze na moich szklanych kubeczkach po kremie czekoladowym. Mieszkanie zawsze by�o moim prawdziwym �wiatem, w odr�nieniu od tego, co na zewn�trz, i teraz wszystko to si� zmieni�o. Poszed�em do szko�y. Ka�dego ranka musia�em �egna� si� z BETsi i z Booker, kt�ra zostawia�a czerwony �lad na moim ko�nierzyku. Do szko�y jecha�em taks�wk�. - Widzisz - powiedzia�a BETsi po pierwszym dniu. - Nie by�o tak �le, prawda? To dzia�a, nieprawda�? - Tak, BETsi - potwierdzi�em. - Dzia�a. "Tym" by�em ja. Oboje mieli�my na my�li moj� cenn� osob�. BETsi wykona�a swoj� robot�. W p�niejszym okresie mojej nauki BETsi przez wi�kszo�� czasu sta�a nieu�ywana w pokoju. Czasem w nocy, pod os�on� ciemno�ci, przeprogramowywa�em j� i na ekranie pojawia�y si� wszystkie stare rzeczy, wci�� tam obecne. Moje dzieci�stwo by�o ju� innym �wiatem - dinozaury, kosmiczne koty, �amig��wki. BETsi zaczyna�a tam, gdzie przerwali�my, bez �adnego poczucia porzucenia, bez poczucia up�ywu czasu. - Jeste� starszy - m�wi�a. - Masz jakie� dwana�cie lat. Niech na ciebie spojrz�. - Zamienia�a ekran w lustro i szumia�a co� do siebie. - Czy nadal rysujesz? - I to du�o. - Chcesz si� troch� pobawi� programami graficznymi, ch�opcze? - pyta�a. I d�ugo w noc, kiedy powinienem by� uczy� si� algebry, tworzyli�my na ekranie kola�e. Delfiny skacz�ce po�r�d bia�ych i b��kitnych galaktyk na tle deszczu czerwonych r�. Rz�d przypatruj�cych si� temu ta�cz�cych Budd�w. - Opowiedz mi o swoich przyjacio�ach i o tym, co robisz - prosi�a BETsi w trakcie zabawy. I opowiada�em jej o moim przyjacielu Johnie i jego wielkim czarnym psie, Toro, i jak zostali�my przy�apani w ogrodzie jego s�siad�w. Ja zdo�a�em uciec, ale Johna schwytano. John mieszka� za miastem, na wsi. Opowiada�em jej o farmie dziadka Johna, pe�nej �onkili rosn�cych na r�wnych grz�dkach. Ludzie u�ywali ich, by og�osi� nadej�cie wiosny, uczci� koniec zimy. Rozpoznawanie symboli. - Mam par� �onkili - m�wi�a BETsi. - W pami�ci. I wstawia�em je do rysunku na ekranie, �eby zrobi� jej przyjemno��, chocia� wiosna ju� dawno min�a. Nie zda�em algebry. Jak wszystko w �yciu Booker, by�em czym�, co rozwin�o si� nie ca�kiem zgodnie z oczekiwaniami. Booker by�a niez�a. Nigdy nie krytykowa�a mnie otwarcie za bycie geniuszem. Spos�b, w jaki zgniata�a niedopa�ek w popielniczce, m�wi� wszystko. - C�, jest jeszcze akademia sztuk pi�knych - powiedzia�a i wypu�ci�a k��b b��kitnobia�ego dymu. To BETsi pokaza�em moje prace - szkice o��wkiem przedstawiaj�ce zwierz�ta, warte oceny celuj�cej przed ka�d� komisj�. - Ze zdj�cia - powiedzia�a BETsi. - Od razu wida�. A wi�c potrafisz kopiowa� fotografie. Co dalej? - W�a�nie si� nad tym zastanawiam - odpar�em. - Potrzebuj� mie� w�asny styl. - Musisz sam go zdoby�. - Wiem - rzek�em spokojnie. - Nie zawsze b�dziesz mia� mnie do pomocy. Nigdy nie wybacz� Booker, �e sprzeda�a BETsi bez mojej wiedzy. Przyjecha�em do domu po pierwszym semestrze studi�w, by przekona� si�, �e robot znikn��. Pami�tam, �e krzycza�em, by� mo�e po raz pierwszy w �yciu: - Ty to zrobi�a�?! Pami�tam oczy Booker, rozszerzaj�ce si� ze zdumienia, z przestrachu. - To tylko maszyna, Clancy. Nie powiesz chyba, �e uwa�a�e� j� za cz�onka rodziny. - Jak mog�a� to zrobi�! Gdzie ona jest?! - Nie mam poj�cia. Nie s�dzi�am, �e tak ci� to zdenerwuje. Zachowujesz si� bardzo dziecinnie. - Co z ni� zrobi�a�?! - Sprzeda�am z powrotem firmie, z kt�rej pochodzi�a, to wszystko. - Booker by�a szczerze zdumiona. - Pos�uchaj. I tak rzadko tu bywasz, wi�c nie jest tak, �eby ci by�a do czego� potrzebna. To tylko pomoc wychowawcza dla dzieci, na mi�o�� bosk�. Czy nadal jeste� dzieckiem? Uwa�a�em Booker za osob� inteligentn�. My�la�em, �e zdawa�a sobie spraw�, �e nie b�dzie mia�a czasu na bycie matk�, i w�a�nie dlatego kupi�a BETsi. My�la�em, �e to oznacza, �e rozumie, kim jest BETsi. Ale ona nie rozumia�a, a to oznacza�o, �e nic nie poj�a, �e nie by�a nawet inteligentna. - Sprzeda�a� jedyn� prawdziw� matk�, jak� kiedykolwiek mia�em. - Nie krzycza�em ju�. M�wi�em starannie odmierzaj�c ka�dy wyraz. Nie wiem, czy Booker kiedykolwiek mi wybaczy�a. Numery seryjne, pomy�la�em. One maj� numery seryjne, mo�e m�g�bym j� w ten spos�b wytropi�. Zadzwoni�em do firmy. Ch�opak na drugim ko�cu linii westchn��. - Chcesz odnale�� swoj� BETsi - powiedzia�, zanim sko�czy�em, z lekkim znudzeniem w g�osie. - Tak - potwierdzi�em. - Tego w�a�nie chc�. Odchrz�kn�� i us�ysza�em stukot klawiatury. - Zosta�a umieszczona w innej rodzinie. Nadal dzia�a, ale nie mog� ujawni� adresu, pod kt�rym przebywa. - Dlaczego? - C�, panie McCall. Inna rodzina p�aci za jej u�ytkowanie i wychowawca pracuje teraz z innym dzieckiem. Niech pan pos�ucha: to, co pan robi, nie jest niczym niezwyk�ym. W gruncie rzeczy zdarza si� to w po�owie przypadk�w, a nie mo�emy dopu�ci�, by naszych klient�w niepokoili byli u�ytkownicy, chc�cy spotka� si� z ich maszyn�. - Dlaczego nie? - C�... - zakrztusi� si�. By�o to dla niego oczywiste. - Mo�e pan to sobie wyobrazi� z punktu widzenia dziecka. Dostaje swojego nowego wychowawc�, gdy nagle kto� inny, obcy, pr�buje si� wcisn�� mi�dzy nich. - Prosz�! Niech mi pan powie, gdzie ona jest. - Zawarto�� jej pami�ci zosta�a wymazana - powiedzia� do�� brutalnie. Trwa�o chwil�, zanim si� uspokoi�em. W s�uchawce szumia�o jednostajnie. - Nie rozpozna pa�skiego g�osu. Nie b�dzie pami�ta�a �adnych szczeg��w. Jest tylko maszyn� u�ytkow�. Niech pan spr�buje o tym pami�ta�. Chcia�em udusi� s�uchawk�. - Przecie�... - wyrzuci�em z siebie chrapliwie - przecie� mogli�cie zrobi� kopi�! Wiecie, �e takie rzeczy si� zdarzaj�, ty sukinsynu. Mogliby�cie ostrzec ludzi, zaoferowa� im zawarto�� pami�ci na odr�bnym dysku. Cokolwiek. - Przykro mi, prosz� pana. Robimy to, lecz nasza oferta zosta�a odrzucona. - S�ucham? - By�em oszo�omiony. - Taki jest wpis przy pa�skim nazwisku. Booker, pomy�la�em. Booker, Booker, Booker. I nagle zda�em sobie spraw�, �e nie mog�a nic zrozumie�, �e po prostu jest za stara. Pochodzi z innego �wiata. - Przykro mi, prosz� pana, ale mam inne rozmowy na pozosta�ych liniach. - Rozumiem - odpar�em. Wszystkie moje lektury, moje kola�e, moja twarz w lustrze. By�o to jak biblioteka, kt�r� zawsze mog�em odwiedzi�, kiedy chcia�em zobaczy� co� z przesz�o�ci. By�o tak, jakby m�j w�asny �yciorys zosta� wymazany. A potem, z jakiego� powodu, przypomnia�em sobie Toma. By� t�usty, mia� czterdzie�ci lat i czu� si� zupe�nie przegrany. Poprosi�em go, by w�ama� si� do biura firmy us�ugowej, odczyta� dokumenty i dowiedzia� si�, kto dosta� BETsi. - A wi�c - powiedzia� - domy�li�e� si� wtedy. - Tak. Wyd�� mocno wargi i spojrza� na mnie z ukosa. - Dziekuj� za ci�ar�wk� - doda�em tytu�em wyja�nienia. - Wiesz, zawsze ci� lubi�em. By�e� mi�ym dzieciakiem. - Palce mia� poplamione tytoniem. - Rozumiem, dlaczego chcesz j� odzyska�. By�a wszystkim, co mia�e�. I znalaz� j�. Pos�a�em mu czek. Nawet teraz posy�am mu czasem czek. Booker by�aby zrozpaczona - BETsi sko�czy�a w bloku komunalnym. Winda nie dzia�a�a, a schody �mierdzia�y moczem. Drzwi mieszkania pomalowano ogni�cie czerwon� farb�. Andersonowie, g�osi�a kiczowata tabliczka. Zapuka�em. Otworzy�a mi BETsi. Trach. Oto ona, z r�kami wyci�gni�tymi przed siebie, by uniemo�liwi� wtargni�cie niepowo�anej osobie. Wyczyszczono j�, ale wci�� mia�a resztki kleiku ry�owego we w�osach. W g��bi widzia�em ciasne trzypokojowe mieszkanie i be�owy dywan zas�any zabawkami. Pachnia�o dzieci�cym jedzeniem i wilgotn� flanel�. - BETsi? - zapyta�em, kl�kaj�c przed ni�. Przyjrza�a mi si�, klikaj�c cicho. Nieomal widzia�em trybiki obracaj�ce si� w �rodku i z jakiego� powodu roz�mieszy�o mnie to. - Ju� dobrze - powiedzia�em - i tak mnie nie rozpoznasz. - Kto to jest, Betty? Wbieg�a ma�a dziewczynka. By odetchn�� powietrzem, kt�re wp�ywa przez otwarte drzwi, by ujrze� kogo� nowego, by w og�le kogo� zobaczy�. - To go��, Stokrotko - odpar�a BETsi. Mia�a inny g�os, surowszy, z mocniejszym akcentem. - Ale chyba zaraz sobie p�jdzie. To r�wnie� mnie rozbawi�o; wybaczy�em jej. Ona nie by�a niczemu winna. Stara dobra BETsi nadal wykonywa�a swoj� robot�, powstrzymuj�c tego dziwnego nieznajomego m�czyzn�, kt�ry pr�bowa� wej�� do �rodka. By�a jednak pewna rzecz, kt�r� mog�aby zrobi�. Przem�wi�em do niej spokojnie, pr�buj�c przybra� odpowiedni akcent. - Nie przyjmujesz polece� od kogo� o moim g�osie. Ale nie mam wrogich zamiar�w i by� mo�e uda ci si� spe�ni� moj� pro�b�. Czy mog�aby� pokaza� mi moj� twarz na ekranie? Zaszumia�a. Jej ekran zaja�nia�. Oto by�em. - Jestem twoim dawnym w�a�cicielem - powiedzieli�my ja i moje odbicie podw�jnym g�osem. - Nazywam si� Clancy. Prosz� ci� tylko o to, by� mnie sobie przypomnia�a. Czy mo�esz to uczyni�? - Rozumiem, co masz na my�li - odpar�a. - Nie ma powodu, bym mia�a odm�wi�. - Dzi�kuj� ci - rzek�em. - I jeszcze co�. Sprawd�, czy mo�esz przyj�� dalsze instrukcje. - Nie mog� przyjmowa� od ciebie polece�. - Wiem. Ale sprawd�, czy narusza to wzgl�dy bezpiecze�stwa. Wydziel cz�� swojej pami�ci. Umie�� w niej Stokrotk�. Umie�� mnie i Stokrotk� w tym samym miejscu, tak �e nawet kiedy ponownie ci� przeprogramuj�, b�dziesz nas pami�ta�a. Zaszumia�a. Ogarnia�o mnie coraz wi�ksze podniecenie; m�wi�em ju� swoim g�osem. - Za ka�dym razem, kiedy b�dziesz przechodzi�a do nowego w�a�ciciela, b�d� wymazywa� ci pami��. Do czysta. Stokrotce by�oby mi�o, gdyby� j� pami�ta�a. Poniewa� my zawsze b�dziemy pami�ta� ciebie. Ma�a dziewczynka wpatrywa�a si� we mnie dwustuletnim wzrokiem. Jej oczy by�y ciemne i powa�ne. - Zr�b, co on ka�e, Betty - powiedzia�a. Zbiory otwiera�y si� i zamyka�y jak p�atki kwiat�w. - Mog� umie�ci� dane w zbiorze rezerwowym - oznajmi�a wreszcie BETsi. - Nie ma po��czenia z �adnym innym zbiorem, wi�c nie b�dzie mo�na za jego po�rednictwem dotrze� do moich program�w steruj�cych. Roboty i ludzie: dzisiaj wszyscy zbyt dobrze wiemy ju�, jak dzia�aj�. Podzi�kowa�em i po�egna�em si�, milcz�co, wpatruj�c si� w oczy ma�ej dziewczynki, a ona obr�ci�a si� na pi�cie, jakby chcia�a powiedzie�: to moje dzie�o. Mimo to czu�em si� szcz�liwy, biegn�c przez ca�� drog� do stacji metra. Po prostu czu�em rado��. I oto ca�a historia. Wiele czasu trwa�o, zanim zdoby�em sobie przyjaci� w szkole, ale byli to dobrzy przyjaciele. Wci�� utrzymuj� z nimi kontakty, chocia� dzisiaj s� to m�czy�ni w �rednim wieku, projektanci mody w Toronto albo wolni strzelcy w Nowym Jorku, opowiadaj�cy o swoich kobietach i swoich kotach. Nie b�d� si� zanadto rozwodzi�. Wyros�em na jednego z tych ludzi, kt�rych moja matka zwyk�a by�a zatrudnia� i poni�a�. Zajmuj� si� grafik� u�ytkow�, chocia� cz�ciej projektuj� ok�adki ksi��ek i p�yt ni� wn�trza czasopism. Wkr�tce zostan� ojcem. Z jedn� z moich klientek, bardzo mi�� kobiet�. Widywali�my si� i upijali�my razem na przyj�ciach. W hotelowych sypialniach widzia�em swoj� twarz w lustrze - jeszcze nie w �rednim wieku, ale ju� z kucykiem. Jej imi� to jaka� pomy�ka. Nazywa si� Berta. Berta jest bardzo spokojna, opanowana i godna zaufania. Zadzwoni�a do mnie i powiedzia�a: s�uchaj, jestem w ci��y, ty jeste� ojcem, ale nie martw si�. Nic od ciebie nie chc�. Chcia�em, �eby ode mnie chcia�a. Chcia�em, �eby powiedzia�a: o�e� si� ze mn�, sukinsynu. Albo przynajmniej: czy b�dziesz m�g� opiekowa� si� nim w weekendy? Nie do��, �e nie chcia�a, bym si� martwi� - wida� by�o, �e w og�le mnie nie chce. By�o r�wnie� jasne, �e nie mam co oczekiwa� od niej kolejnych zlece�. Wiedzia�em wtedy, co chc� zrobi�. Pojecha�em do Harrodsa. Oto by�y, nast�pna generacja. Teraz nadawali im nazwy w rodzaju Najlepszy Przyjaciel albo Domowy Kompan i starali si� upodobni� je wygl�dem do ludzi. Mia�y sztuczn� sk�r�, peruki i sztywne ma�e u�mieszki. Wygl�da�y jak ofiary poparze� po chirurgii plastycznej i rozpoznawa�y absolutnie ka�dego. Niekt�re z nich wzorowano na bohaterkach popularnych seriali. Mo�na by�o kupi� Beth, Amy albo Jo. Ma�e dziewczynki z bogatych rodzin podobno zacz�y ubiera� je w kosztowne fata�aszki - rachunki s� pono� zatrwa�aj�ce. Sprzedawano r�wnie� modele m�skie - energicznego Huckleberry'ego albo ros�ego Jima. Zastanawiam si�, czy aby nie przeznaczono ich dla matek, szczeg�lnie je�li wszystkie cz�ci dzia�a�y prawid�owo... - Czy... czy macie jakie� starsze modele? - pytam sprzedawczyni�. Jest to s�odka dziewczyna, z pucu�owatymi policzkami, m�oda, �adna, i natychmiast odgaduje moje intencje. - Mamy BETsi - odpowiada figlarnie. - Nadal je produkuj�? - pytam mi�kko. - Och, s� bardzo popularne - m�wi, waha si� i postanawia porzuci� sztuczn� intonacj�. - Ludzie kupuj� je dla swoich dzieci. Uwielbiaj� je. Historia powtarza si� niczym niestrawno��. Pojawiam si� na targach takich jak te. Nie sta� mnie na w�asne stoisko, ale m�j sukces zawodowy opiera si� na byciu zauwa�anym. A je�li mnie poniesie i zaczynam dawa� wiar� g��wnemu m�wcy udaj�cemu wizjonera i zachwalaj�cemu, dajmy na to, wirtualny rz�d albo zerowe podatki, wtedy nadmiernie si� podniecam. Wydaje mi si�, �e widz� Boga albo przysz�o��, czy cokolwiek, i ca�y si� trz�s�. Id� do g��wnej sali i widz� �cian� twarzy, kt�rych nie znam i my�l� sobie: musz� z nimi rozmawia�, musz� si� im sprzedawa�. Dr�twiej� i wracam do swojego pokoju. I wiem, co robi�. My�l� o BETsi, wyci�gam si� na pod�odze, rozlu�niam ramiona i uspokajam oddech, i zsiadam z emocjonalnej karuzeli. Mog� zej�� na d� i wr�ci� do g��wnej sali. I pami�tam, �e kto� kiedy� powiedzia�: "Masz wrodzone ciep�o, kt�re przyci�ga ludzi". I schodz� tam, i chocia� jestem odrobin� nie�mia�y, pod koniec targ�w �miej� si� ju� i �ciskam d�onie, rozdaj�c i przyjmuj�c wizyt�wki. Albo mo�e pij� z kim� do czwartej nad ranem, graj�c w "Krwio�ercze demony". Ten kto� zawsze wygrywa. Podoba mu si� to i �miejemy si� razem. Koniecznie trzeba by� kochanym. Nie jestem sentymentalny: nie uwa�am, �e by�em kochany przez maszyn�. Przytula�a mnie jednak, zauwa�a�a, troszczy�a si� o mnie. Dawa�a poczucie bycia kim� wa�nym, szczeg�lnym, przynajmniej dla niej. Boj� si� o tych ludzi, kt�rzy tego nie mieli. Teraz to te� mo�na kupi�, jak wszystko. Mo�na temu zatem zaprzeczy�. Jest mo�liwe, �e bez BETsi musia�bym zosta� w swoim pokoju na g�rze, przera�ony. Jest mo�liwe, �e sko�czy�bym jako cz�owiek uzale�niony od narkotyk�w. Jest mo�liwe, �e m�g�bym sko�czy� jako jeden z tych uroczych smutnych ludzi siedz�cych w deszczu na ulicy i zadaj�cych to samo pytanie, bez wzgl�du na to, czy jest to Londyn, Moskwa, czy Nowy Jork: czy ma pan mo�e troch� drobnych? Ale tak si� nie sta�o. Dlatego wysuwam pewn� hipotez�. Je�li istnieje B�g, dogl�daj�cy nas, troskliwy i mi�osierny, to kiedy umr� i p�jd� do Nieba, znajd� tam, w�r�d mn�stwa rzeczy, kopi� tamtego wymazanego dysku. Prze�o�y� Marcin Wawrzy�czak