5470
Szczegóły |
Tytuł |
5470 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5470 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5470 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5470 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GEOFF RYMAN
Ciep�o
(Warmth)
Nie pami�tam, kiedy pierwszy raz ujrza�em BETsi. By�a
jak powietrze, kt�rym oddycha�em. Pewnie czeka�a ju� w
pobli�u, kiedy mia�em przyj�� na �wiat.
BETsi, niech j� B�g b�ogos�awi, wygl�da�a jak odkurzacz.
Mia�a d�ugie pokryte tkanin� ko�czyny oraz pokryty tkanin�
czubek z puklami we�ny na podobie�stwo w�os�w. Na upartego
mo�na si� by�o do niej przytula�.
Nie pami�tam, bym przytula� si� do niej cz�sto. Pami�tam
za to, �e lubi�em pa�ka� jej we�nist� czupryn� wszelkiego
rodzaju niedozwolonymi substancjami - �lin�, lodami, ziemi�
z doniczek z bazyli�.
Matka rozmawia�a z BETsi o moim zachowaniu. Matk�
pami�tam przede wszystkim jako piegowat� i zamazan� plam�
pomara�czowego koloru, zawsze w p�dzie, czasem jednak
nieruchomiej�c� na dostatecznie d�ugo, abym m�g� na ni�
spojrze�.
- Tu Booker, BETsi - m�wi�a moja matka odmierzaj�c ka�de
s�owo. - Musisz by� czysta, BETsi. - Uwa�a�a BETsi za
g�upi�. To ona jednak gada�a jak robot. - Prosz�, powt�rz.
- Musz� by� czysta - odpowiada�a BETsi. Jej g�os by�
spokojny, uwa�ny, pe�en u�miechu.
- O to mi w�a�nie chodzi, BETsi: nie mo�esz pozwala�
Clancy'emu, �eby ci� brudzi�. Dlaczego pozwalasz, �eby
Clancy ci� brudzi�?
Udawa�em, �e licz� co� na podr�cznym kalkulatorze, a
BETsi odpowiada�a:
- Poniewa� jest ch�opcem. Ch�opcy od najwcze�niejszych
lat zachowuj� si� inaczej ni� dziewczynki, agresywniej.
Zabawy Clancy'ego b�d� mia�y do�� gwa�towny przebieg i do
pewnego stopnia nale�y mu to wybaczy�.
Booker zaprogramowa�a BETsi, by ta opowiada�a o mnie w
mojej obecno�ci. Chodzi�o o to, �ebym wiedzia�, co si�
dzieje. By�o to w pewien spos�b uczciwe; nie chcia�a, �ebym
wyrobi� sobie fa�szywy obraz. Z drugiej jednak strony czu�em
si� jak cz�� jakiego� projektu badawczego z dziedziny
psychologii dzieci�cej. Booker przypomina�a mi konsultanta
szpitalnego, kt�ry pojawia si� od czasu do czasu, by
sprawdzi�, jak si� rzeczy maj�.
Widzicie, mia�em by� geniuszem. Moja matka uwa�a�a, �e
jest genialna i wybra�a ojca z banku nasienia dla geniuszy.
Jego jedyn� wad�, jak mi powiedzia�a, by�a sk�onno�� do
�ysienia. BETsi mog�a j� o�wieci�: �ysienie dziedziczy si�
po k�dzieli.
Matka pokaza�a mi swoje zdj�cie ze starego numeru
"Cosmopolitana". Artyku�, w kt�rym je zamieszczono wywo�a�
podobno spory szum. By� zatytu�owany "Nowe macierzy�stwo.
Kobiety na stanowiskach wybieraj� now� drog�".
Na fotografi Booker, m�oda i niemal �adna, w mi�kkim
�wietle obejmuje sw�j nap�cznia�y brzuch. Ca�a jej twarz, ze
spojrzeniem skierowanym w d�, jest roz�wietlona mi�o�ci�. A
w artykule Booker m�wi: "Wiem, �e m�j syn b�dzie geniuszem.
Wiem, �e b�dzie mia� w�a�ciwe geny i dopilnuj�, by odebra�
w�a�ciwe wychowanie". "Cosmopolitan" nie komentowa� tych
wypowiedzi. Wy�miewali si� z niej.
Widzicie, moja matka to Booker McCall, redaktor naczelny
konkurencyjnego wydawnictwa prasowego o rocznych przychodach
rz�du stu milion�w funt�w i zaledwie pi�tnastu sta�ych
pracownikach, z kt�rych ona by�a druga co do wa�no�ci. W
tamtych czasach nie pracowa�o si� dla korporacji, a je�li
tak, to tylko na zlecenie, odt�d dot�d. Booker McCall,
musia�a t�umaczy� si� przed akcjonariuszami, pilnowa�
redaktor�w, czyta� i wyrzuca� do kosza dziesi�tki tekst�w.
Musia�a wyk��ca� si� z grafikami i maszynistkami. Musia�a
utrzymywa� styl, piel�gnowa� w�osy, oddawa� buty do szewca i
planowa� zakupy na obiad. I jeszcze musia�a zwyci�a� w
tym, czym si� akurat zajmowa�a. By�a bardzo nieszcz�liw�
kobiet�, maj�c po temu wszelkie powody.
By�a r�wnie� bardzo inteligentna i BETsi okaza�a si�
jeszcze jednym z jej dobrych pomys��w.
Cz�sto wygl�da�em przez okno naszego mieszkania. �wiat
na zewn�trz wydawa� si� niebieski, szary i surowy. Blask
ujawnia� brud na szkle i nadawa� przedmiotom sp�owia�y
wygl�d. My�la�em, �e doro�li poruszaj� si� w rozpalonym
�wiecie, gdzie wszyscy na wszystkich krzycz�. Nigdy nie
chcia�em si� tam znale��.
BETsi by�a ca�ym moim �wiatem. Mia�a ekran i pokazywa�a
mi obrazy, jeden za drugim. Velasquez, Goya. Mia�a ca��
bibliotek� ksi��ek z ilustracjami - o ma�pach, wioskach
rybackich albo duchach. Pozwala�a mi obejrze� jeden film
tygodniowo i zawsze by� to film w�a�ciwy. "Park jurajski",
"Pi�kna i bestia", "Tarzan na Marsie". Omawiali�my je potem.
- Dinozaury s� zbudowane ze �wiat�a - powiedzia�a mi
kt�rego� razu. - Komputer programuje �wiat�o odpowiedniego
kszta�tu i barwy tak, �eby na ekranie wygl�da�o jak
dinozaur.
- Ale dinozaury naprawd� �y�y! - Pami�tam, �e bardzo si�
zdenerwowa�em, krzykn��em na ni�. - By�y bardzo, bardzo
rzeczywiste!
- Tak, ale nie te, te s� tylko jakby malunkami
dinozaur�w.
- Chc� zobaczy� prawdziwego dinozaura! - Pami�tam, �e
by�em za�amany. Podoba�y mi si� ich rozmiary, ich masa,
wyobra�enie ich pot�nego, gor�cego oddechu. W fantazjach
mia�em za przyjaciela dinozaura, kt�ry broni� mnie przed
zewn�trznym �wiatem.
- Clancy - ostrzeg�a mnie BETsi. - Wiesz, co si� teraz
dzieje.
- Tak! - zawo�a�em. - Ale ta wiedza nic nie zmienia!
BETsi powiedzia�a mi, �e jestem nie�mia�y. Czy wiecie, �e
nie�mia�o�� jest naukowo zdefiniowana?
Gdy by�em malutki zbadano mnie pod jej k�tem. Kiedy�
BETsi pokaza�a mi wynik badania. Najpierw zobaczy�em tak
zwany obiekt por�wnawczy. Na ekranie, pokrytym odciskami
palc�w i umazanym d�emem, wida� by�o t�uste, spokojne,
szcz�liwe niemowl�. To nie by�em ja.
- Badanie - wyja�ni�a BETsi - polega na pokazaniu
niemowlakowi kolorowego, poruszaj�cego si� przedmiotu.
Dziecko, z kt�rego wyro�nie cz�owiek odwa�ny i pewny siebie,
spokojnie przyjrzy si� obiektowi, a potem znudzi si� i
odwr�ci wzrok.
T�uste szcz�liwe niemowl� u�miechn�o si� lekko,
wyci�gn�o r�czk� ku obracaj�cym si� czerwonym kaczuszkom i
��ciutkim zaj�czkom, po czym westchn�o i powiod�o wzrokiem
w poszukiwaniu czego� nowego.
- Dla odmiany nie�mia�e dziecko b�dzie bardzo
podekscytowane. Oto ty, kiedy poddali�my ci� temu samemu
testowi.
I oto by�em ja, wielce powa�ne, sze�ciomiesi�czne
niemowl� o wygl�dzie dwustulatka, z wyrazem filozoficznej
zadumy na twarzy. Potem, pokazuj� mi zabawk�. Moja twarz
rozja�nia si�, zaczynam si� wierci�, gaworz� rado�nie, �lina
wytryskuje z moich ust. Jestem niezmiernie podniecony, lecz
zabawka jest poza moim zasi�giem. Krzywi� si� i zaczynam
p�aka�. Chwil� p�niej robi� si� purpurowy od ryku i pr�buj�
uciec przed zabawk�, kt�ra zacz�a mnie przera�a�.
- To sta�y mechanizm - wyja�ni�a BETsi. - Zawsze b�dziesz
si� nadmiernie podnieca�, a to b�dzie wywo�ywa�o l�k i
nadmiern� ostro�no��. Musisz nauczy� si� kontrolowa�
podniecenie. Wtedy b�dziesz mniej zal�kniony.
To tak jak z wirtualn� rzeczywisto�ci�. Kiedy j�
stworzyli, odkryli, �e wiedz� za ma�o na temat tego, jak
cz�owiek widzi i s�yszy, by m�c wiernie odtworzy�
rzeczywiste doznanie. Musieli najpierw zbada� samych ludzi.
To samo tutaj. Chc�c skopiowa� osobowo��, musieli najpierw
dowiedzie� si�, czym ona jest.
Kiedy mia�em trzy lata, BETsi uczy�a mnie medytacji
transcendentalnej i jogi. Uczy�a mnie czego�, co dzisiaj
rozpoznaj� jako technik� Alexandra. Spa�em z podniesionymi
kolanami i g�ow� na drewnianej podstawce. Mia�o to zaradzi�
skrzywieniu kr�gos�upa - zaczyna�em zwija� si� do wewn�trz z
napi�cia.
Gdy ju� mnie uspokoi�a, robi�a mi przyjemno�ci. Zna�a
numer karty kredytowej Booker i mia�a pozwolenie na
korzystanie z niej. BETsi potrafi�a chichota�. Kiedy
dostarczano lody albo CD-ROM z grafik�, albo m�j nowy str�j
typu sado-maso z czarnej sk�ry w rozmiarze dla niemowlak�w,
albo moj� now� zmieniaj�c� p�e� lalk� Barbie, BETsi
chichota�a.
Wiem. Zaprogramowano j� na chichotanie, �ebym nauczy�
si�, �e dobrze jest by� szcz�liwym. Ale brzmia�o to tak,
jakby kto� by� szcz�liwy tylko dlatego, �e ja jestem
szcz�liwy. W efekcie uczy�em si� tylko zachowywa� spok�j.
- Otworz� p�niej - m�wi�em, czuj�c si� bardzo doros�y.
- To lody, ty g�upcze - �mia�a si� BETsi. - Rozpuszcz�
si�.
- B�d� na ca�ym dywanie! - szepta�em z rozkosz�.
- Booker si� w�cieknie - odpowiada�a BETsi melodyjnym
g�osem. Wiedzia�a, �e zawsze nazywam Booker po imieniu.
BETsi potrafi�a si� uczy�. Musiano nauczy� j� rozpoznawa�
i reagowa� na g�os m�j i Booker. Zaprogramowano j�, by
uczy�a si�, kim jestem i jakie s� moje potrzeby. Moj�
potrzeb� by�a potrzeba spisku. Potrzeba posiadania
powiernika.
- Pos�uchaj. Ty rozpu�cisz lody, a ja je posprz�tam -
powiedzia�a.
- To s� lody, ty g�upcze - zachichota�em w odpowiedzi. -
Je�li si� rozpuszcz�, nie b�d� m�g� ich zje��!
Oboje wybuchn�li�my �miechem.
Ekran BETsi zamieni� si� w lustro. Ujrza�em swoj� twarz i
przygl�da�em si� jej w poszukiwaniu oznak podobie�stwa do
Tarzana. Czasem, dla zabawy, BETsi sprawia�a, �e moja twarz
przemawia�a do mnie moim w�asnym g�osem. Albo te� dodawa�em
sobie zarost i pogrubia�em g�os, �eby wygl�da� jak doros�y.
Czyni�em si� z�ym, by wywrze� zemst� na Booker.
Fascynowali mnie m�czy�ni. Byli mitycznymi bestiami,
ogromnymi i krocz�cymi jak dinozaury, tyle �e poro�ni�tymi
w�osiem. Najwa�niejszym wydarzeniem tygodnia stawa�o si�
przybycie czy�ciciela okien. Chodzi�em za nim, zbyt
onie�mielony, by si� odezwa�, pr�buj�c napompowa� si� do
jego rozmiar�w. Uwa�a�em go za herosa, kt�ry czy�ci okna, a
potem ratuje ludzi od z�a.
- B�dziesz musia� znie�� towarzystwo Clancy'ego - m�wi�a
do niego Booker. - On nie widuje zbyt wielu m�czyzn.
- Nie wychodzisz na zewn�trz, ma�y? - pyta� mnie. Mia� na
imi� Tom.
- Na zewn�trz nie jest bezpiecznie - udawa�o mi si�
wykrztusi�.
- Och - wzdycha� Tom - to prawda. Co za �wiat! Dzieci
trzeba trzyma� w zamkni�ciu przez ca�y dzie�. To prawie jak
wi�zienie.
Wydawa�o mi si�, �e wszyscy m�czy�ni m�wi� z
robotniczym akcentem.
Tom rozmawia� z BETsi, jakby by�a �yw� osob�. Nie s�dz�,
�eby by� specjalnie bystry, ale sprawia� wra�enie przyjaznej
duszy. Dostawa� od BETsi rzeczy, kt�re nast�pnie wr�cza� mi
w prezencie.
- To dla naszego ma�ego niemowy - powiedzia� kt�rego�
razu i da� mi pi�knie pomalowany miniaturowy model
ci�ar�wki.
Przyj��em prezent w milczeniu. Nienawidzi�em siebie za
to, �e jestem takim milczkiem. Chcia�em chodzi� z nim po
mieszkaniu rzucaj�c b�yskotliwe komentarze niczym Nick Nolte
albo inny s�awny aktor.
- Czy m�czy�ni je�d�� takimi ci�ar�wkami? - zdo�a�em
zapyta�.
- Niekt�rzy z nich tak.
- Czy jest wielu m�czyzn?
Brak reakcji. Odpowiedzia�em wi�c za niego:
- Nie ma dla nich pracy.
Tom wybuchn�� �miechem.
- Kto ci to wszystko opowiada? - zapyta�.
- Clancy posiada bardzo wysoki wsp�czynnik szybko�ci
rozpoznawania symboli - powiedzia�a BETsi. - Jeszcze nie
genialny. Ale bardzo wysoki. Sprawdzi�by si� w zawodach
wymagaj�cych zdolno�ci interpretacyjnych. Nie ma jednak
wyobra�ni przestrzennej. Jedyne, o czym marzy, to by�
kierowc� ci�ar�wki.
- Jestem oferm� - przet�umaczy�em.
Booker by�a Amerykank� - w owym czasie zapewne
najs�ynniejsz� Amerykank� w Londynie. Zaprogramowa�a BETsi,
by m�wi�a tak jak ona. Po dzi� dzie� musz� si� bardzo
stara�, by odr�ni� akcent ameryka�ski od angielskiego. Nie
potrafi� imitowa� �adnego z nich. M�wi� jak BETsi.
Pami�tam twarz Toma, blad�, o kiepskiej cerze,
niespokojn�.
- Biedny ch�opcze - powiedzia�. - Wola�bym nie wiedzie�
tych wszystkich rzeczy o sobie.
- Podobnie Clancy - stwierdzi�a BETsi. - Ale
zaprogramowano mnie, bym niczego przed nim nie ukrywa�a.
Tom podni�s� oczy ku g�rze.
- Pozw�lcie mu spotyka� si� z innymi dzieciakami - rzek�.
- Och, ale� to wszystko jest cz�ci� planu - zako�czy�a
rozmow� BETsi.
Pos�ano mnie na kurs zachowa� spo�ecznych. Sz�o mi
kiepsko. Odkry�em, �e bez BETsi jestem przera�ony, �e nie
wiem, co m�wi� ani co robi�, kiedy nie ma jej w pobli�u.
Usiad�em w k�cie przed przydzielonym mi komputerem, ale jego
ekran wydawa� si� zimny, niemal w�ciek�y na mnie. Je�li
zrobi�em co� �le, nie dzia�a�, i nigdy nie powiedzia� mi nic
mi�ego. Inne dzieci by�y jak duchy. Przemyka�y gdzie� na
kraw�dzi mojego postrzegania. Stara�em si� zag�uszy� ha�as,
jaki robi�y. Wydawa�o si�, �e wykrzykuj� co� zza grubej
szyby, z surowego niebiesko-szarego �wiata.
Nauczyciele napisali w pierwszej opinii na m�j temat:
"Clancy jest spo�ecznie nieprzystosowany, nawet jak na sw�j
wiek".
Booker by�a w�ciek�a. Zjawi�a si� w szkole kt�rej� �rody
i zrobi�a awantur�.
- Chyba nie zdajecie sobie sprawy, �e co� takiego mo�e
zapaskudzi� mu �yciorys!
- Taka jest prawda, pani McCall. - Nauczycielka by�a
zdumiona i za�mia�a si� niedowierzaj�co.
- Zostawiacie tutaj dzieci bez opieki, a potem zrzucacie
na nie win� za kiepskie wyniki. - Booker krzycza�a i
celowa�a palcem w kobiet�. - Chc�, �eby ta opinia zosta�a
zmieniona. Albo zg�osz� to, gdzie trzeba!
- Czy�by grozi�a pani, �e opisze nas w jednym ze swoich
czasopism? - zapyta�a spokojnie nauczycielka.
- Prosz� nie zrzuca� na mojego syna winy za w�asne
niepowodzenia. Je�li nie odzywa si� do innych dzieci, to
waszym zadaniem jest mu pom�c.
Rozmawianie z innymi dzie�mi by�o moim zadaniem.
Przera�ony, wbi�em wzrok w czubki but�w. Nie chcia�em pomocy
od Booker, ale na po�y oczekiwa�em, �e wypisze mnie ze
szko�y, i wiedzia�em, �e by�bym w�ciek�y, gdyby to zrobi�a.
Poszed�em do BETsi po rad�.
- By� mo�e tego nie wiesz - powiedzia�a mi - ale masz
wrodzone ciep�o, kt�re przyci�ga ludzi.
- Naprawd�? - zapyta�em.
- Tak. A wi�kszo�� ludzi chce od innych tylko tego, by
okazali im zainteresowanie. Po�wiczymy?
Na ekranie wy�wietli�a seri� dzieci�cych postaci. Mia�em
z nimi rozmawia�. Nie by�o to �atwe.
- Lubisz czyta�? - zapyta�em ma�� dziewczynk� na ekranie.
- Co takiego? - zdziwi�a si� wydymaj�c usta.
- Ksi��ki - brn��em dalej z uporem. - Czy lubisz czyta�
ksi��ki?
Zamruga�a oczami - zdumiona, znudzona, pewna siebie.
- Czy... Czy podoba ci si� "Park jurajski"?
- To stary film! I nie ma w nim �adnej akcji.
- Lubisz nowe filmy? - Zaczyna�a mnie ogarnia�
desperacja.
- Wol� gry komputerowe. Na przyk�ad "Krwio�ercze demony".
- Jej oczy zamieni�y si� w w�skie szparki. To by�o wszystko.
Podda�em si�.
- BETsi - poskar�y�em si� - to niesprawiedliwe. - Booker
nie pozwala�a mi gra� w gry komputerowe.
BETsi zachichota�a i odpowiedzia�a w�asnym g�osem:
- Tak w�a�nie b�dzie to wygl�da�o, ch�opcze.
- Wi�c poka� mi jakie� gry.
- Nie mog�.
- Brak odpowiedniej komendy - mrukn��em w�ciekle.
- Gdybym spr�bowa�a, przepali�yby mi si� obwody -
wyja�ni�a.
Wr�ci�em wi�c na kurs zachowa� spo�ecznych, zdecydowany
m�wi�, i by�o to dok�adnie tak okropne, jak przepowiedzia�a
BETsi, ale przynajmniej nie stanowi�o to dla mnie
zaskoczenia.
Powiedzia�em im wszystkim, prosto z mostu: nie umiem gra�
w gry, jestem oferm�, potrafi� tylko rysowa�. A wi�c,
rzek�em, nauczcie mnie gier.
I by�o to w�a�ciwe posuni�cie. O pi�tej przesta�em by�
dzikusem z lasu i zacz��em s�ucha�, bo wreszcie byli gotowi
mnie o�wieci�. Potrafili robi� si� wa�ni i cali nadyma�, a
mnie ogarnia�a zazdro��, co dla nich musia�o by� bardzo
satysfakcjonuj�ce. W jaki� �mieszny spos�b darzyli mnie
sympati�.
By� tam jeden osi�ek nazwiskiem Ian Aston i nagle
kt�rego� dnia dzieci powiedzia�y mu:
- Clancy nie umie si� bi�, wi�c zostaw go w spokoju.
Nie m�g� przeciwstawi� si� im wszystkim.
- Sprawd�, czy mama pozwoli ci odwiedzi� kt�re� z nas -
zaproponowa�y - a poka�emy ci par� gier.
Booker oczywi�cie si� nie zgodzi�a.
- To �wietnie, �e robisz post�py na niwie spo�ecznej,
Clancy. Ale na razie nie pozwol� ci na g��bsze kontakty.
Wiem, jakiego rodzaju rzeczy s� w domach takich rodzic�w, i
nie chc�, by� mia� z tym styczno��.
- Twoja mama jest wynios�a i przepojona pogard� -
podsumowa�y dzieci.
- To zaledwie po�owa problemu - powiedzia�em.
By�a r�wnie� narkomank�. Kt�rego� dnia nie odebra�a mnie
ze szko�y. Nauczycielka pr�bowa�a si� z ni� skontaktowa�,
ale bezskutecznie.
- Macie robota domowego, prawda? - zapyta�a mnie.
Zadzwoni�a do BETsi, kt�ra odpar�a, �e nie ma poj�cia,
gdzie mo�e by� pani McCall, skoro nie odbiera mnie w�a�nie
ze szko�y. BETsi wys�a�a taks�wk�.
Booker nie by�o przez dwa tygodnie. Po prostu znikn�a.
Straci�a przytomno�� na ulicy i ukradziono jej wszystko -
torebk�, pantofle, telefon kom�rkowy, nawet szk�a
kontaktowe. Na wp� �lepa i ledwo �ywa po za�yciu du�ej
dawki barbituran�w obudzi�a si� na oddziale szpitalnym,
gdzie omal nie wyzion�a ducha. Twierdzi�a, �e jest Booker
McCall i zarazem kilkoma innymi osobami. Chyba by� to
r�wnie� rodzaj jakiego� za�amania nerwowego. Nikt nie
wiedzia�, kim jest, nikt nie powiedzia� nam, co si� sta�o.
BETsi i ja siedzieli�my po prostu w domu. Jad�em lody i
p�atki kukurydziane.
- My�lisz, �e Booker wr�ci? - zapyta�em j�.
- Nie wiem, gdzie jest Booker, ch�opcze. Obawiam si�, �e
musia�o przytrafi� si� jej co� z�ego.
Mia�em poczucie winy, poniewa� nic nie czu�em. Nie
obchodzi�o mnie, czy Booker kiedykolwiek wr�ci. Ale ba�em
si�.
- Co si� stanie, je�li b�dziesz mia�a awari�? - zapyta�em
BETsi.
- W�a�nie odnowi�am umow� serwisow� - odpar�a.
Podjecha�a bli�ej i obj�a mnie w�ochatym ramieniem.
- Ale sk�d b�d� wiedzieli, �e co� jest nie tak?
Poklepa�a mnie lekko po plecach.
- Jestem monitorowana przez ca�y dzie�, tote� je�li
cokolwiek si� stanie, kiedy twojej matki nie b�dzie na
miejscu, faceci z serwisu przyjad� mnie naprawi�.
- Ale co b�dzie, je�li zepsujesz si� na naprawd� d�ugi
czas? Na ca�e godziny? Dni?
- Przy�l� zast�pstwo.
- Nie chc� zast�pstwa.
- Po kilku godzinach nauczy si� rozpoznawa� tw�j g�os.
- A je�li to nie zadzia�a? Je�li serwis akurat nie b�dzie
ci� monitorowa�? Co mam wtedy zrobi�?
Poda�a mi numer telefonu i has�o.
- Zapewne nic takiego si� nie wydarzy - pocieszy�a mnie.
- Poprosz� ci� wi�c, �eby� wzi�� si� teraz za odrabianie
lekcji.
Chcia�a mnie uspokoi�, tak jakby moje l�ki nie by�y
realne, jakby nie mog�o by� tak, �e maszyna ulegnie awarii.
- Nie chc� odrabia� lekcji. To na nic.
- Chcesz obejrze� "Park jurajski"?
- To staro� - odpar�em i pomy�la�em o moich przyjacio�ach
ze szko�y i o ich matkach, kt�re z nimi by�y.
Nagle co� zaszumia�o. Podnios�a si� klapka pod ekranem
jak wtedy, kiedy in�ynierowie z serwisu przychodzili
sprawdzi� oprogramowanie i za�adowa� system operacyjny.
PRZYMUSOWA ZMIANA KONFIGURACJI, zamruga� napis.
Kiedy by�o po wszystkim, BETsi zapyta�a:
- Czy chcia�by� mo�e nauczy� si� gra� w "Krwio�ercze
demony"?
- Och! - wykrzykn��em tylko, bo mnie zatka�o. - Och!
Och! BETsi! Och!
A ona zachichota�a.
Pami�tam �wiat�o na be�owym dywanie tworz�ce autostrad� w
kierunku ekranu. Pami�tam ha�as ruchu ulicznego na zewn�trz,
tr�bienie, warkot, odg�osy wieczora i samotno�ci, moment,
kt�rego najbardziej nie znosi�em. Teraz jednak gra�em w
"Krwio�ercze demony".
Gra�em bardzo kiepsko. Traci�em jedno �ycie po drugim.
- Po prostu pr�buj dalej - poradzi�a BETsi.
- Nie mam wyobra�ni przestrzennej - odpar�em.
Dowiadywa�em si�, �e nie lubi� gier komputerowych. Na
jaki� czas zapomnia�em jednak o wszystkim innym.
Po tygodniu doszed�em do wniosku, �e Booker znudzi�a si�,
odesz�a i nigdy wi�cej nie wr�ci. Potem kt�rego� ranka,
kiedy rozpalony �wiat zdawa� si� wlewa� przez zabrudzone
okna, kto� kopniakiem wysadzi� frontowe drzwi.
BETsi obj�a mnie opieku�czym gestem.
- Mojego pancerza nie mo�na przebi� promieniem lasera ani
przestrzeli� zwyk�ym pociskiem - oznajmi�a. - Bierzcie, co
chcecie, ale nie r�bcie krzywdy dziecku. Nie mog� zrobi� wam
zdj�� ani sfilmowa�. Nie zostaniecie rozpoznani. Nie musicie
mnie uszkadza�.
Pot�ukli szklane stoliki, zrzucili p�ki na pod�og�.
Spu�cili spodnie i wysrali si� w kuchni. Zabrali srebrzyste
suknie, czarn� szkatu�k� Booker, jej bi�uteri�. Jeden ze
z�odziei wzi�� moj� ci�ar�wk�, a ja rozumia�em znaczenie
straty. Mia�em straci� swoj� najcenniejsz� zabawk�. Z�odziej
ruszy� w nasz� stron�. BETsi obj�a mnie kurczowo. M�czyzna
zachichota� pod mask� i postawi� ci�ar�wk� na sofie.
- Prosz�, ch�opcze - powiedzia�.
Nigdy nie pu�ci�em pary z ust. To by� Tom. Jak ju�
wspomnia�em, nie odznacza� si� bystro�ci�. BETsi zosta�a tak
zaprogramowana, by go nie rozpoznawa�.
A wi�c to tak. Wiedzia�em ju�, jacy s� m�czy�ni; mogli
zej�� na z�� drog�. Po tym wydarzeniu zacz��em ba� si�
m�czyzn.
Z�odzieje zostawili drzwi otwarte; mieszkanie by�o w
op�akanym stanie, wszystko pot�uczone i porozrzucane. BETsi
pu�ci�a mnie i wtedy zacz��em krzycze�, d�ugo i przeci�gle,
a� wreszcie pojawili si� jacy� s�siedzi i w ko�cu rozpocz�to
poszukiwania Booker McCall.
Jak redaktor naczelna du�ego czasopisma mo�e znikn�� na
dwa tygodnie?
- My�leli�my, �e pojecha�a gdzie� ze swoim nowym
przyjacielem - powiedzieli dziennikarzom jej koledzy z
pracy, �eby narobi� jej k�opot�w. Polityka, tylko i
wy��cznie polityka. Zacz�to m�wi� o tym w telewizji, ukuto
termin "oboj�tne spo�ecze�stwo". Brak ojca, brak dziadk�w,
s�siedzi, kt�rzy nie chc� o niczym wiedzie� - porzucone
dziecko znaleziono tylko przypadkiem, w efekcie
dramatycznego w�amania.
Potem Booker znowu znikn�a na d�ugi czas. Odwyk po
barbituranach jest najci�szy. Odwiedzi�em j� razem z jedn�
z nauczycielek z mojej szko�y. W zwi�zku z ca�� spraw�
zdj�cie Booker pojawi�o si� w prasie, obok nag��wka
sugeruj�cego, �e nauczyciele s� jedynymi lud�mi, kt�rym
jeszcze na czym� zale�y.
Booker wygl�da�a okropnie. Mia�a ��t� sk�r� i podkr��one
oczy. Cuchn�a st�ch�ym potem.
- Cze��, Clancy - wyszepta�a. - By�am na odwyku.
I co z tego? - pomy�la�em. Powiedz mi co�, czego nie
wiem. Mia�em zatwardzia�o�� w sercu. Zosta�em porzucony,
straci�a tytu� do mojego szacunku.
- Czy za mn� t�skni�e�?
Wygl�da�a jak kwiat, kt�ry zbyt d�ugo sta� w wazonie, w
niezmienianej wodzie.
Nie chcia�em jej zrani�, wi�c powiedzia�em tylko:
- By�em przestraszony.
- Biedne dziecko - wyszepta�a. M�wi�a szczerze, ale
emocjonalna wypowied� wyczerpa�a j�, wi�c opad�a z powrotem
na poduszk�. Wyci�gn�a do mnie d�o�.
Przyj��em j� i spu�ci�em wzrok.
- Czy BETsi dobrze si� tob� zajmowa�a? - zapyta�a z
zamkni�tymi oczami.
- Tak - odpar�em i zacz��em my�le�, wci�� spogl�daj�c na
jej palce. Ona naprawd� nie mo�e nic na to poradzi�,
wszystko dzieje si� poza ni�. Za�o�� si�, �e chcia�aby by�
jak BETsi. Tak czy owak, barbiturany nie dzia�aj� na istoty
sztuczne.
Nagle zacz�a p�aka� i przycisn�a moj� d�o� do swojego
mokrego policzka. By� lepki, wi�c chcia�em si� odsun��, ale
ona spojrza�a na mnie i poprosi�a:
- Opowiedz mi jak�� histori�. Opowiedz mi co� pi�knego.
Usiad�em wi�c i opowiedzia�em jej ca�y "Park jurajski".
Le�a�a spokojnie, z moj� d�oni� na policzku. Czasem
my�la�em, �e �pi, kiedy indziej mia�em nadziej�, �e opowie��
podoba jej si� tak samo jak mnie, wszystkie te niesamowite
dinozaury.
Kiedy sko�czy�em, mrukn�a:
- Przynajmniej kto� jest szcz�liwy.
Tak w�a�nie chcia�a my�le�: �e nic mi nie jest i �e nie
b�dzie si� musia�a o mnie martwi�. I pomy�la�em, �e to
akurat nigdy si� nie zmieni.
Wr�ci�a do domu. Przez nast�pne dwa tygodnie nie
wychodzi�a z ��ka, co doprowadza�o mnie do sza�u.
- Moje �ycie jest w takiej rozsypce! - m�wi�a,
rozdra�niona i w�ciek�a.
Przyrzek�a, �e b�dzie sp�dza� wi�cej czasu ze mn�.
W�cieka�a si� na sukinsyn�w, kt�rzy nas okradli. Uda�o jej
si� przeszkodzi� mi w czytaniu ksi��ek, ogl�daniu film�w,
malowaniu. Wreszcie wsta�a z ��ka miesi�c przed terminem i
wr�ci�a do pracy. Wiedzia�em, �e nadal co dwa tygodnie
chodzi na terapi�. Wiedzia�em, �e alkohol zast�pi� prochy.
Zapach mieszkania zmieni� si�. I teraz kiedy nienawidzi�em
m�czyzn, zacz�o ich by� pe�no, codziennie po pracy.
- To m�j ch�opiec - m�wi�a Booker, z czym� w rodzaju
niepewnej dumy, i przedstawia�a mnie kolejnemu m�czy�nie w
�rednim wieku z w�osami zebranymi w kucyk. - Pan d'Angelo
jest projektantem - m�wi�a, jakby wybiera�a ich ze wzgl�du
na wykonywany zaw�d. Zacz�a u�ywa� szminki w jaskrawym
czerwonym kolorze. Jej �lady znajdowa�em wsz�dzie, na
poduszkach, prze�cierad�ach, �cianach, i co najgorsze na
moich szklanych kubeczkach po kremie czekoladowym.
Mieszkanie zawsze by�o moim prawdziwym �wiatem, w
odr�nieniu od tego, co na zewn�trz, i teraz wszystko to si�
zmieni�o. Poszed�em do szko�y. Ka�dego ranka musia�em �egna�
si� z BETsi i z Booker, kt�ra zostawia�a czerwony �lad na
moim ko�nierzyku. Do szko�y jecha�em taks�wk�.
- Widzisz - powiedzia�a BETsi po pierwszym dniu. - Nie
by�o tak �le, prawda? To dzia�a, nieprawda�?
- Tak, BETsi - potwierdzi�em. - Dzia�a.
"Tym" by�em ja. Oboje mieli�my na my�li moj� cenn� osob�.
BETsi wykona�a swoj� robot�.
W p�niejszym okresie mojej nauki BETsi przez wi�kszo��
czasu sta�a nieu�ywana w pokoju. Czasem w nocy, pod os�on�
ciemno�ci, przeprogramowywa�em j� i na ekranie pojawia�y si�
wszystkie stare rzeczy, wci�� tam obecne. Moje dzieci�stwo
by�o ju� innym �wiatem - dinozaury, kosmiczne koty,
�amig��wki. BETsi zaczyna�a tam, gdzie przerwali�my, bez
�adnego poczucia porzucenia, bez poczucia up�ywu czasu.
- Jeste� starszy - m�wi�a. - Masz jakie� dwana�cie lat.
Niech na ciebie spojrz�. - Zamienia�a ekran w lustro i
szumia�a co� do siebie. - Czy nadal rysujesz?
- I to du�o.
- Chcesz si� troch� pobawi� programami graficznymi,
ch�opcze? - pyta�a.
I d�ugo w noc, kiedy powinienem by� uczy� si� algebry,
tworzyli�my na ekranie kola�e. Delfiny skacz�ce po�r�d
bia�ych i b��kitnych galaktyk na tle deszczu czerwonych r�.
Rz�d przypatruj�cych si� temu ta�cz�cych Budd�w.
- Opowiedz mi o swoich przyjacio�ach i o tym, co robisz -
prosi�a BETsi w trakcie zabawy.
I opowiada�em jej o moim przyjacielu Johnie i jego
wielkim czarnym psie, Toro, i jak zostali�my przy�apani w
ogrodzie jego s�siad�w. Ja zdo�a�em uciec, ale Johna
schwytano. John mieszka� za miastem, na wsi. Opowiada�em jej
o farmie dziadka Johna, pe�nej �onkili rosn�cych na r�wnych
grz�dkach. Ludzie u�ywali ich, by og�osi� nadej�cie wiosny,
uczci� koniec zimy. Rozpoznawanie symboli.
- Mam par� �onkili - m�wi�a BETsi. - W pami�ci.
I wstawia�em je do rysunku na ekranie, �eby zrobi� jej
przyjemno��, chocia� wiosna ju� dawno min�a.
Nie zda�em algebry. Jak wszystko w �yciu Booker, by�em
czym�, co rozwin�o si� nie ca�kiem zgodnie z oczekiwaniami.
Booker by�a niez�a. Nigdy nie krytykowa�a mnie otwarcie za
bycie geniuszem. Spos�b, w jaki zgniata�a niedopa�ek w
popielniczce, m�wi� wszystko.
- C�, jest jeszcze akademia sztuk pi�knych - powiedzia�a
i wypu�ci�a k��b b��kitnobia�ego dymu.
To BETsi pokaza�em moje prace - szkice o��wkiem
przedstawiaj�ce zwierz�ta, warte oceny celuj�cej przed ka�d�
komisj�.
- Ze zdj�cia - powiedzia�a BETsi. - Od razu wida�. A wi�c
potrafisz kopiowa� fotografie. Co dalej?
- W�a�nie si� nad tym zastanawiam - odpar�em. -
Potrzebuj� mie� w�asny styl.
- Musisz sam go zdoby�.
- Wiem - rzek�em spokojnie.
- Nie zawsze b�dziesz mia� mnie do pomocy.
Nigdy nie wybacz� Booker, �e sprzeda�a BETsi bez mojej
wiedzy. Przyjecha�em do domu po pierwszym semestrze studi�w,
by przekona� si�, �e robot znikn��. Pami�tam, �e krzycza�em,
by� mo�e po raz pierwszy w �yciu:
- Ty to zrobi�a�?!
Pami�tam oczy Booker, rozszerzaj�ce si� ze zdumienia, z
przestrachu.
- To tylko maszyna, Clancy. Nie powiesz chyba, �e
uwa�a�e� j� za cz�onka rodziny.
- Jak mog�a� to zrobi�! Gdzie ona jest?!
- Nie mam poj�cia. Nie s�dzi�am, �e tak ci� to
zdenerwuje. Zachowujesz si� bardzo dziecinnie.
- Co z ni� zrobi�a�?!
- Sprzeda�am z powrotem firmie, z kt�rej pochodzi�a, to
wszystko. - Booker by�a szczerze zdumiona. - Pos�uchaj. I
tak rzadko tu bywasz, wi�c nie jest tak, �eby ci by�a do
czego� potrzebna. To tylko pomoc wychowawcza dla dzieci, na
mi�o�� bosk�. Czy nadal jeste� dzieckiem?
Uwa�a�em Booker za osob� inteligentn�. My�la�em, �e
zdawa�a sobie spraw�, �e nie b�dzie mia�a czasu na bycie
matk�, i w�a�nie dlatego kupi�a BETsi. My�la�em, �e to
oznacza, �e rozumie, kim jest BETsi. Ale ona nie rozumia�a,
a to oznacza�o, �e nic nie poj�a, �e nie by�a nawet
inteligentna.
- Sprzeda�a� jedyn� prawdziw� matk�, jak� kiedykolwiek
mia�em. - Nie krzycza�em ju�. M�wi�em starannie odmierzaj�c
ka�dy wyraz. Nie wiem, czy Booker kiedykolwiek mi wybaczy�a.
Numery seryjne, pomy�la�em. One maj� numery seryjne, mo�e
m�g�bym j� w ten spos�b wytropi�. Zadzwoni�em do firmy.
Ch�opak na drugim ko�cu linii westchn��.
- Chcesz odnale�� swoj� BETsi - powiedzia�, zanim
sko�czy�em, z lekkim znudzeniem w g�osie.
- Tak - potwierdzi�em. - Tego w�a�nie chc�.
Odchrz�kn�� i us�ysza�em stukot klawiatury.
- Zosta�a umieszczona w innej rodzinie. Nadal dzia�a, ale
nie mog� ujawni� adresu, pod kt�rym przebywa.
- Dlaczego?
- C�, panie McCall. Inna rodzina p�aci za jej
u�ytkowanie i wychowawca pracuje teraz z innym dzieckiem.
Niech pan pos�ucha: to, co pan robi, nie jest niczym
niezwyk�ym. W gruncie rzeczy zdarza si� to w po�owie
przypadk�w, a nie mo�emy dopu�ci�, by naszych klient�w
niepokoili byli u�ytkownicy, chc�cy spotka� si� z ich
maszyn�.
- Dlaczego nie?
- C�... - zakrztusi� si�. By�o to dla niego oczywiste. -
Mo�e pan to sobie wyobrazi� z punktu widzenia dziecka.
Dostaje swojego nowego wychowawc�, gdy nagle kto� inny,
obcy, pr�buje si� wcisn�� mi�dzy nich.
- Prosz�! Niech mi pan powie, gdzie ona jest.
- Zawarto�� jej pami�ci zosta�a wymazana - powiedzia�
do�� brutalnie.
Trwa�o chwil�, zanim si� uspokoi�em. W s�uchawce szumia�o
jednostajnie.
- Nie rozpozna pa�skiego g�osu. Nie b�dzie pami�ta�a
�adnych szczeg��w. Jest tylko maszyn� u�ytkow�. Niech pan
spr�buje o tym pami�ta�.
Chcia�em udusi� s�uchawk�.
- Przecie�... - wyrzuci�em z siebie chrapliwie - przecie�
mogli�cie zrobi� kopi�! Wiecie, �e takie rzeczy si�
zdarzaj�, ty sukinsynu. Mogliby�cie ostrzec ludzi,
zaoferowa� im zawarto�� pami�ci na odr�bnym dysku.
Cokolwiek.
- Przykro mi, prosz� pana. Robimy to, lecz nasza oferta
zosta�a odrzucona.
- S�ucham? - By�em oszo�omiony.
- Taki jest wpis przy pa�skim nazwisku.
Booker, pomy�la�em. Booker, Booker, Booker. I nagle
zda�em sobie spraw�, �e nie mog�a nic zrozumie�, �e po
prostu jest za stara. Pochodzi z innego �wiata.
- Przykro mi, prosz� pana, ale mam inne rozmowy na
pozosta�ych liniach.
- Rozumiem - odpar�em.
Wszystkie moje lektury, moje kola�e, moja twarz w
lustrze. By�o to jak biblioteka, kt�r� zawsze mog�em
odwiedzi�, kiedy chcia�em zobaczy� co� z przesz�o�ci. By�o
tak, jakby m�j w�asny �yciorys zosta� wymazany.
A potem, z jakiego� powodu, przypomnia�em sobie Toma.
By� t�usty, mia� czterdzie�ci lat i czu� si� zupe�nie
przegrany. Poprosi�em go, by w�ama� si� do biura firmy
us�ugowej, odczyta� dokumenty i dowiedzia� si�, kto dosta�
BETsi.
- A wi�c - powiedzia� - domy�li�e� si� wtedy.
- Tak.
Wyd�� mocno wargi i spojrza� na mnie z ukosa.
- Dziekuj� za ci�ar�wk� - doda�em tytu�em wyja�nienia.
- Wiesz, zawsze ci� lubi�em. By�e� mi�ym dzieciakiem. -
Palce mia� poplamione tytoniem. - Rozumiem, dlaczego chcesz
j� odzyska�. By�a wszystkim, co mia�e�.
I znalaz� j�. Pos�a�em mu czek. Nawet teraz posy�am mu
czasem czek.
Booker by�aby zrozpaczona - BETsi sko�czy�a w bloku
komunalnym. Winda nie dzia�a�a, a schody �mierdzia�y moczem.
Drzwi mieszkania pomalowano ogni�cie czerwon� farb�.
Andersonowie, g�osi�a kiczowata tabliczka. Zapuka�em.
Otworzy�a mi BETsi. Trach. Oto ona, z r�kami
wyci�gni�tymi przed siebie, by uniemo�liwi� wtargni�cie
niepowo�anej osobie. Wyczyszczono j�, ale wci�� mia�a
resztki kleiku ry�owego we w�osach. W g��bi widzia�em ciasne
trzypokojowe mieszkanie i be�owy dywan zas�any zabawkami.
Pachnia�o dzieci�cym jedzeniem i wilgotn� flanel�.
- BETsi? - zapyta�em, kl�kaj�c przed ni�.
Przyjrza�a mi si�, klikaj�c cicho. Nieomal widzia�em
trybiki obracaj�ce si� w �rodku i z jakiego� powodu
roz�mieszy�o mnie to.
- Ju� dobrze - powiedzia�em - i tak mnie nie rozpoznasz.
- Kto to jest, Betty?
Wbieg�a ma�a dziewczynka. By odetchn�� powietrzem, kt�re
wp�ywa przez otwarte drzwi, by ujrze� kogo� nowego, by w
og�le kogo� zobaczy�.
- To go��, Stokrotko - odpar�a BETsi. Mia�a inny g�os,
surowszy, z mocniejszym akcentem. - Ale chyba zaraz sobie
p�jdzie.
To r�wnie� mnie rozbawi�o; wybaczy�em jej. Ona nie by�a
niczemu winna. Stara dobra BETsi nadal wykonywa�a swoj�
robot�, powstrzymuj�c tego dziwnego nieznajomego m�czyzn�,
kt�ry pr�bowa� wej�� do �rodka.
By�a jednak pewna rzecz, kt�r� mog�aby zrobi�.
Przem�wi�em do niej spokojnie, pr�buj�c przybra�
odpowiedni akcent.
- Nie przyjmujesz polece� od kogo� o moim g�osie. Ale nie
mam wrogich zamiar�w i by� mo�e uda ci si� spe�ni� moj�
pro�b�. Czy mog�aby� pokaza� mi moj� twarz na ekranie?
Zaszumia�a. Jej ekran zaja�nia�. Oto by�em.
- Jestem twoim dawnym w�a�cicielem - powiedzieli�my ja i
moje odbicie podw�jnym g�osem. - Nazywam si� Clancy. Prosz�
ci� tylko o to, by� mnie sobie przypomnia�a. Czy mo�esz to
uczyni�?
- Rozumiem, co masz na my�li - odpar�a. - Nie ma powodu,
bym mia�a odm�wi�.
- Dzi�kuj� ci - rzek�em. - I jeszcze co�. Sprawd�, czy
mo�esz przyj�� dalsze instrukcje.
- Nie mog� przyjmowa� od ciebie polece�.
- Wiem. Ale sprawd�, czy narusza to wzgl�dy
bezpiecze�stwa. Wydziel cz�� swojej pami�ci. Umie�� w niej
Stokrotk�. Umie�� mnie i Stokrotk� w tym samym miejscu, tak
�e nawet kiedy ponownie ci� przeprogramuj�, b�dziesz nas
pami�ta�a.
Zaszumia�a. Ogarnia�o mnie coraz wi�ksze podniecenie;
m�wi�em ju� swoim g�osem.
- Za ka�dym razem, kiedy b�dziesz przechodzi�a do nowego
w�a�ciciela, b�d� wymazywa� ci pami��. Do czysta. Stokrotce
by�oby mi�o, gdyby� j� pami�ta�a. Poniewa� my zawsze
b�dziemy pami�ta� ciebie.
Ma�a dziewczynka wpatrywa�a si� we mnie dwustuletnim
wzrokiem. Jej oczy by�y ciemne i powa�ne.
- Zr�b, co on ka�e, Betty - powiedzia�a.
Zbiory otwiera�y si� i zamyka�y jak p�atki kwiat�w.
- Mog� umie�ci� dane w zbiorze rezerwowym - oznajmi�a
wreszcie BETsi. - Nie ma po��czenia z �adnym innym zbiorem,
wi�c nie b�dzie mo�na za jego po�rednictwem dotrze� do moich
program�w steruj�cych.
Roboty i ludzie: dzisiaj wszyscy zbyt dobrze wiemy ju�,
jak dzia�aj�.
Podzi�kowa�em i po�egna�em si�, milcz�co, wpatruj�c si� w
oczy ma�ej dziewczynki, a ona obr�ci�a si� na pi�cie, jakby
chcia�a powiedzie�: to moje dzie�o.
Mimo to czu�em si� szcz�liwy, biegn�c przez ca�� drog�
do stacji metra. Po prostu czu�em rado��.
I oto ca�a historia.
Wiele czasu trwa�o, zanim zdoby�em sobie przyjaci� w
szkole, ale byli to dobrzy przyjaciele. Wci�� utrzymuj� z
nimi kontakty, chocia� dzisiaj s� to m�czy�ni w �rednim
wieku, projektanci mody w Toronto albo wolni strzelcy w
Nowym Jorku, opowiadaj�cy o swoich kobietach i swoich
kotach. Nie b�d� si� zanadto rozwodzi�. Wyros�em na jednego
z tych ludzi, kt�rych moja matka zwyk�a by�a zatrudnia� i
poni�a�.
Zajmuj� si� grafik� u�ytkow�, chocia� cz�ciej projektuj�
ok�adki ksi��ek i p�yt ni� wn�trza czasopism. Wkr�tce
zostan� ojcem. Z jedn� z moich klientek, bardzo mi��
kobiet�. Widywali�my si� i upijali�my razem na przyj�ciach.
W hotelowych sypialniach widzia�em swoj� twarz w lustrze -
jeszcze nie w �rednim wieku, ale ju� z kucykiem. Jej imi� to
jaka� pomy�ka. Nazywa si� Berta.
Berta jest bardzo spokojna, opanowana i godna zaufania.
Zadzwoni�a do mnie i powiedzia�a: s�uchaj, jestem w ci��y,
ty jeste� ojcem, ale nie martw si�. Nic od ciebie nie chc�.
Chcia�em, �eby ode mnie chcia�a. Chcia�em, �eby
powiedzia�a: o�e� si� ze mn�, sukinsynu. Albo przynajmniej:
czy b�dziesz m�g� opiekowa� si� nim w weekendy? Nie do��, �e
nie chcia�a, bym si� martwi� - wida� by�o, �e w og�le mnie
nie chce. By�o r�wnie� jasne, �e nie mam co oczekiwa� od
niej kolejnych zlece�.
Wiedzia�em wtedy, co chc� zrobi�. Pojecha�em do Harrodsa.
Oto by�y, nast�pna generacja. Teraz nadawali im nazwy w
rodzaju Najlepszy Przyjaciel albo Domowy Kompan i starali
si� upodobni� je wygl�dem do ludzi. Mia�y sztuczn� sk�r�,
peruki i sztywne ma�e u�mieszki. Wygl�da�y jak ofiary
poparze� po chirurgii plastycznej i rozpoznawa�y absolutnie
ka�dego. Niekt�re z nich wzorowano na bohaterkach
popularnych seriali. Mo�na by�o kupi� Beth, Amy albo Jo.
Ma�e dziewczynki z bogatych rodzin podobno zacz�y ubiera�
je w kosztowne fata�aszki - rachunki s� pono� zatrwa�aj�ce.
Sprzedawano r�wnie� modele m�skie - energicznego
Huckleberry'ego albo ros�ego Jima. Zastanawiam si�, czy aby
nie przeznaczono ich dla matek, szczeg�lnie je�li wszystkie
cz�ci dzia�a�y prawid�owo...
- Czy... czy macie jakie� starsze modele? - pytam
sprzedawczyni�.
Jest to s�odka dziewczyna, z pucu�owatymi policzkami,
m�oda, �adna, i natychmiast odgaduje moje intencje.
- Mamy BETsi - odpowiada figlarnie.
- Nadal je produkuj�? - pytam mi�kko.
- Och, s� bardzo popularne - m�wi, waha si� i postanawia
porzuci� sztuczn� intonacj�. - Ludzie kupuj� je dla swoich
dzieci. Uwielbiaj� je.
Historia powtarza si� niczym niestrawno��.
Pojawiam si� na targach takich jak te. Nie sta� mnie na
w�asne stoisko, ale m�j sukces zawodowy opiera si� na byciu
zauwa�anym.
A je�li mnie poniesie i zaczynam dawa� wiar� g��wnemu
m�wcy udaj�cemu wizjonera i zachwalaj�cemu, dajmy na to,
wirtualny rz�d albo zerowe podatki, wtedy nadmiernie si�
podniecam. Wydaje mi si�, �e widz� Boga albo przysz�o��, czy
cokolwiek, i ca�y si� trz�s�. Id� do g��wnej sali i widz�
�cian� twarzy, kt�rych nie znam i my�l� sobie: musz� z nimi
rozmawia�, musz� si� im sprzedawa�. Dr�twiej� i wracam do
swojego pokoju.
I wiem, co robi�. My�l� o BETsi, wyci�gam si� na
pod�odze, rozlu�niam ramiona i uspokajam oddech, i zsiadam z
emocjonalnej karuzeli. Mog� zej�� na d� i wr�ci� do g��wnej
sali. I pami�tam, �e kto� kiedy� powiedzia�: "Masz wrodzone
ciep�o, kt�re przyci�ga ludzi". I schodz� tam, i chocia�
jestem odrobin� nie�mia�y, pod koniec targ�w �miej� si� ju�
i �ciskam d�onie, rozdaj�c i przyjmuj�c wizyt�wki. Albo mo�e
pij� z kim� do czwartej nad ranem, graj�c w "Krwio�ercze
demony". Ten kto� zawsze wygrywa. Podoba mu si� to i
�miejemy si� razem.
Koniecznie trzeba by� kochanym. Nie jestem sentymentalny:
nie uwa�am, �e by�em kochany przez maszyn�. Przytula�a mnie
jednak, zauwa�a�a, troszczy�a si� o mnie. Dawa�a poczucie
bycia kim� wa�nym, szczeg�lnym, przynajmniej dla niej. Boj�
si� o tych ludzi, kt�rzy tego nie mieli. Teraz to te� mo�na
kupi�, jak wszystko. Mo�na temu zatem zaprzeczy�. Jest
mo�liwe, �e bez BETsi musia�bym zosta� w swoim pokoju na
g�rze, przera�ony. Jest mo�liwe, �e sko�czy�bym jako
cz�owiek uzale�niony od narkotyk�w. Jest mo�liwe, �e m�g�bym
sko�czy� jako jeden z tych uroczych smutnych ludzi
siedz�cych w deszczu na ulicy i zadaj�cych to samo pytanie,
bez wzgl�du na to, czy jest to Londyn, Moskwa, czy Nowy
Jork: czy ma pan mo�e troch� drobnych?
Ale tak si� nie sta�o. Dlatego wysuwam pewn� hipotez�.
Je�li istnieje B�g, dogl�daj�cy nas, troskliwy i
mi�osierny, to kiedy umr� i p�jd� do Nieba, znajd� tam,
w�r�d mn�stwa rzeczy, kopi� tamtego wymazanego dysku.
Prze�o�y� Marcin Wawrzy�czak