5456
Szczegóły |
Tytuł |
5456 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5456 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5456 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5456 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROMAIN ROLLAND
DUSZA ZACZAROWANA
Tom III i IV
TOM TRZECI:
MATKA I SYN
Pax: enim non belli privatio,
sed virtus est,
quae ex animi fortitudine oritur.
Pok�j bowiem nie oznacza
braku wojny.
To cnota zrodzona z si�y ducha.
S p i n o z a. Tractatus Politicus V. 4
TYTU� ORYGINA�U FRANCUSKIEGO
.�M�RE ET FILS
PRZE�O�Y�
FRANCISZEK MIRANDOLA
C z � � � p i e r w s z a
Wojna nie mog�a przerazi� Anetki. My�la�a:
"Wszystko jest wojn�..."
Wojn� zamaskowan�...
"...Nie boj� si� spojrze� ci prosto w twarz."
Wszyscy bliscy Anetki przyj�li to wydarzenie r�wnie� niemal bez buntu, ona sama za� ??z
fatalistyczn� uleg�o�ci� zdobyt� w dniach niedawnej pr�by:
"Jestem gotowa! Niech si�, co chce, dzieje!..."
Siostra jej Sylwia ??z tajonym wyczekiwaniem, zaledwie mog�c st�umi� okrzyk niecierpliwo�ci:
"Nareszcie!"
Nareszcie! Rozszerza si� monotonny strumie� up�ywaj�cych dni. Rozszerzy si� kr�g mi�o�ci
i nienawi�ci...
Syn jej Marek przyj�� nowin� z pos�pnym zachwytem, kt�rego na zewn�trz nie okazuje,
zdradzaj� go jednak rozpalone r�ce i gor�czkowy blask oczu... Objawi� si� wi�c �w tragiczny
idea�, kt�rego Marek l�ka� si� w swojej s�abo�ci, a jednocze�nie pragn��, opanowany przez
ciemne, nie znane jeszcze m�odo�ci instynkty, idea�, kt�ry budzi� si�y sp�tane, przyt�umione
nud� epoki pozbawionej sensu istnienia. Widzi teraz, jak starsi od niego wyruszaj� z dom�w,
upojeni ��dz� czynu i po�wi�cenia. Fala ta nie�� b�dzie wkr�tce wiele b�ota, w pierwszych
jednak dniach �r�d�o jest czyste, o ile naturalnie czysta by� mo�e dusza m�odzie�cza ska�ona
niepokojem. Pochylony nad strumieniem, Marek chwyta wargami i czysto�� p�omienn� ofiary,
i denny mu�. Zazdro�ci odchodz�cym jutra, kt�rego zakosztuj�, i l�ka si� go zarazem.
Podnosz�c oczy napotyka spojrzenie matki. Oboje odwracaj� wzrok. Zrozumieli i si� na tyle,
by nie pragn�� si� lepiej zrozumie�. Wiedz� dobrze, i� krocz� oboje pod tym samym chmurnym
niebem. Jedynym cz�owiekiem, kt�ry wcale nie bra� udzia�u w owym pe�nym egzaltacji
podnieceniu, by� Leopold, m�� Sylwii: on jeden z ca�ej rodziny poszed� na front. Liczy� na to,
�e rocznik jego, nale��cy do najstarszych w armii terytorialnej, nie od razu b�dzie powo�any,
�e pob�r nast�powa� b�dzie stopniowo. Nie �pieszy�o mu si� wcale. Przeczucie jednak m�wi�o,
�e wojna wi�cej od niego oka�e po�piechu i �e o nim nie zapomni. Przypomnia�a go
sobie rychlej, ni� przypuszcza�. Pochodz�c z Cambrai, znalaz� si� na pierwszej linii frontu.
Dla cz�owieka w jego wieku by� to zaszczyt niema�y, ale doskonale obszed�by si� bez niego.
Mimo to w chwili wyjazdu nadrabia� min�. By�o to zreszt� konieczne: Sylwia zachowywa�a
si� po bohatersku, daremnie r�wnie� szuka�by wsp�czucia w oczach innych kobiet. Ka�da
mia�a w�r�d zmobilizowanych m�a, kochanka, syna czy brata. Ten gromadny odjazd nadawa�
sprawie niezwyk�ej pozory normalnego zjawiska. Gdyby ktokolwiek z nich zechcia� to
podawa� w w�tpliwo��, zm�ci�by tylko spok�j kobiet; nikt wi�c nie pr�bowa� protestowa�, a
Leopoldowi nie przysz�o to nawet do g�owy. Powo�anie nie podlega�o dyskusji i tak te� przyj�a
ten fakt jego rodzina. Marek ??niby m�ody wilczek ??�ledzi� Leopolda podejrzliwym i
zawistnym wzrokiem, wypatruj�c momentu s�abo�ci. Udawa� wi�c zucha. Podczas po�egnalnej
kolacji przepija�, poczciwiec, do ca�ego personelu. Z ci�kim sercem jednak opuszcza�
pracowni�, cho� o interesy m�g� by� spokojny: Sylwia b�dzie umia�a ich dopilnowa�. O reszcie...
mo�e lepiej nie my�le�. Na razie by�a Lukrecj�... Co za baba! Przy po�egnaniu uroni� �z�
na jej policzek, ona za� powiedzia�a:
??To� to po prostu wycieczka! Takie pi�kne lato! Strze� si� tylko kataru!
Anetka poca�owa�a go. (Tyle przynajmniej zyska�!) �al jej go by�o, ale �alu tego nie okazywa�a
nie chc�c odbiera� mu si�. "Nieprawda�? Skoro tak trzeba!..." Szukaj�c b�agaj�cym
wzrokiem spojrzenia starszej siostry odczyta� w nim tylko �yczliwe, lecz nieugi�te:
"Tak trzeba!"
Wsz�dzie mur. Jedyna droga ??i�� prosto przed siebie. Wi�c poszed�.
*
Ca�y dom, od g�ry do do�u, wyroi� si� niby ul pszczeli. Ani jedna kom�rka nie odm�wi�a
daniny. Ka�da rodzina sk�ada�a w ofierze swych m�czyzn.
Z samej g�ry, z poddasza ??dwaj robotnicy, ojcowie rodzin; z pi�tego pi�tra ??syn wdowy,
trzydziestopi�cioletni stary kawaler; z pi�tra Anetki ??m�ody urz�dnik bankowy, od niedawna
�onaty; z ni�szego ??dwaj synowie urz�dniczej rodziny; jeszcze z ni�szego ??jedyny syn
profesora
prawa; z do�u ??syn w�a�ciciela szynku mieszcz�cego si� na parterze. Razem o�miu
wojownik�w, wojownik�w nie z w�asnej woli. Ale o zdanie nikt ich nie pyta�. Pa�stwo
nowoczesne
odci��a swych wolnych obywateli od k�opotu posiadania w�asnej woli, a obywatele
uwa�aj� to za bardzo wygodne ??jeden k�opot mniej!
W ca�ym domu, od piwnic do strychu, zupe�na jednomy�lno��, z jednym tylko wyj�tkiem
(nie dostrzeganym zreszt�). Ten wyj�tek ??to pani Chardonnet, s�siadka Anetki, owa m�oda
m�atka; zbyt s�aba jednak, by protestowa�. Niemal wszyscy pozostali nie rozumiej� wcale,
dlaczego sw� wolno�� osobist� i prawo do �ycia z�o�y� maj� w ofierze jakiemu� tajemniczemu
w�adcy. Poza paroma wyj�tkami nie usi�uj� nawet tego zrozumie�, nie potrzebuj� rozumie�,
by si� z tym pogodzi�, wszyscy s� bowiem z g�ry na to przygotowani przez wychowanie.
Kiedy tysi�ce zgadzaj� si� na co�, nie potrzeba im �adnych dowod�w: ka�dy czyni po
prostu to, co czyni� inni, a ca�y mechanizm ducha i cia�a funkcjonuje sam przez si�, bez wysi�ku.
Mi�y Bo�e! Jak�e �atwo jest p�dzi� trzod� na targ. Wystarczy jeden t�py pastuch i kilka
ps�w. A im liczniejsza trzoda, tym �atwiej daje si� p�dzi�, tworzy bowiem mas�, w kt�rej
ton� poszczeg�lne jednostki. Nar�d jest miazg� krzepn�cej krwi. A� przychodz� krytyczne
chwile wielkich wstrz�s�w, regularna odnowa narod�w i p�r roku, a w�wczas zamarzni�ta
rzeka druzgoce powlok� lodow� i pustoszy kraj zalewaj�c go spienion� i rw�c� fal�...
Mieszka�cy domu r�ni� si� wierzeniami, tradycjami, temperamentem. Ka�da z tych kom�rek
duchowych, ka�da z tych rodzin ma odr�bny wz�r chemiczny. Mimo to wszyscy jednakowo
przyj�li wojn�.
Wszyscy kochaj� swych syn�w i podobnie jak dziewi�� dziesi�tych rodzin francuskich
z�o�yli w nich wszystkie swoje nadzieje. Ju� od dwudziestego pi�tego czy trzydziestego roku,
od progu swego �ycia, za cen� tajemnych, codziennych ofiar, przenosili na dzieci rado�ci,
kt�re ich omin�y, ambicje, z kt�rych zrezygnowali. I oto teraz na pierwsze wezwanie oddaj�
tych syn�w bez s�owa skargi...
Wdowa Cailleux mieszka na pi�tym pi�trze. Ma blisko sze��dziesi�t lat. W chwili �mierci
m�a liczy�a lat trzydzie�ci trzy, a synek jej osiem czy dziewi��. Od tego czasu �yli zawsze
razem, nie roz��czaj�c si� nigdy, i przez ostatnie dziesi�� lat nie by�o ani jednego chyba dnia,
kt�rego by nie sp�dzili pod wsp�lnym dachem. Istna para starych ma��onk�w. Mimo �e
Hektor Cailleux nie ma jeszcze czterdziestki, wygl�da ju� na emeryta, a �ycie jego, nim si�
rozpocz�o, ju� by�o sko�czone. Nie �ali si� na sw�j los i nie pragnie innego.
Ojciec by� urz�dnikiem na poczcie, teraz z kolei jest nim syn. Drugie pokolenie nie doczeka�o
si� awansu i Hektor stoi w tym samym miejscu, co jego ojciec. Ile� jednak wysi�k�w
potrzeba, by utrzyma� si� i nie spa�� ni�ej. Cz�owiek s�aby i nie maj�cy szcz�cia zyskuje ju�,
je�li nic nie traci. Aby wychowa� syna, matka, nie maj�c �adnych dochod�w, musia�a chodzi�
na pos�ugi. By�o to przykre dla osoby, kt�ra prowadzi�a niegdy� sw�j w�asny,
drobnomieszcza�ski
dom; nie narzeka�a jednak. Z biegiem lat odzyska�a sw�j skromny raj utracony i teraz
odpoczywa, pracuj�c wprawdzie, ale dla siebie i syna, u kt�rego czuje si� obecnie "jak w domu".
Jej poczciwa, krowia twarz wie�niaczki z Berry lepiej by wygl�da�a w bia�ym czepeczku
z falbankami ni� w miejskim kapeluszu, kt�rym co niedziela przystraja swe siwe w�osy,
uczesane w ma�y koczek. Szerokie, bezz�bne usta nie m�wi� nigdy g�o�no, maj� jednak dla
syna i znajomych serdeczny, troch� znu�ony u�miech. Jest nieco przygarbiona. Rano wstaje
pierwsza i przynosi synowi do ��ka kaw�, a kiedy on jest w biurze, starannie sprz�ta mieszkanko
i gotuje: jest dobr� kuchark�, a on lubi dobrze zje��. Wieczorem syn opowiada to, co
s�ysza� w ci�gu dnia, a matka s�ucha go niezbyt uwa�nie, szcz�liwa jednak, �e m�wi. W
niedziel�
ona chodzi na rann� msz�, on ??nie. Tak si� ju� u nich utar�o. Hektor nie jest niewierz�cy,
ale i nie wierzy. Religia to sprawa kobiet, matka zajmuje si� tym za dwoje. Po po�udniu
spaceruj� troch�, rzadko jednak opuszczaj� swoj� dzielnic�. On zestarza� si� przedwcze�nie i
oboje zadowalaj� si� skromnymi, niekosztownymi rado�ciami, kt�re powtarzaj� si� zgodnie z
ustalonym porz�dkiem. Zwi�zek tych dwojga jest tak silny, �e syn nie o�eni� si� i nigdy si�
nie o�eni: nie odczuwa potrzeby tego. �yje bez przyjaci�, bez kobiet, niemal nic nie czyta i
nigdy si� nie nudzi. Kupuje ten sam dziennik, kt�ry czytywa� jego ojciec. Dziennik ten zmieni�
wiele razy przekonania, on jednak ich nie zmienia: niezmiennie wyznaje zawsze pogl�dy
swego dziennika. Nic go nie interesuje, wiedzie �ycie automatu. Najmilsze s� im monotonne
pogaw�dki, a tak�e milcz�cy, przewidziany z g�ry bieg codziennych, drobnych czynno�ci i
u�wi�conych obrz�d�w. Ludzie ci nie maj� nami�tno�ci ??poza ow� blisko�ci�, kt�ra sta�a si�
drogim nawykiem. Oby �ycia tego nic nie zm�ci�o! Jak najmniej zmian! Jak najmniej my�li...
�y� spokojnie razem...
Nie spe�ni si� jednak to skromne pragnienie. Wojna, powo�anie do wojska roz��czaj� ich.
Matka wzdycha i spiesznie pakuje rzeczy syna. Nie protestuj�. Silniejszy ma zawsze racj�, a
tym razem przem�wi�a pot�na si�a.
Rodzina Cailleux mieszka nad Anetk� o pi�tro wy�ej. O pi�tro ni�ej mieszka rodzina
Bernardin�w:
ojciec, matka, dw�ch syn�w i dwie c�rki. Katolicy i rojali�ci, rodem z po�udnia, z
Akwitanii.
Ojciec ??urz�dnik, ma�y, korpulentny, kr�py cz�owieczek, kosmaty jak dzik, o kr�tkiej, g�stej
brodzie, w kt�rej ginie twarz ??jest �ywy i krewki. Co� w nim stale wre, temperament go
roznosi. Ten zdrowy, silny wie�niak dusi si� w mie�cie. Lubi dobrze zje��, �mieje si� rubasznie,
a przy najmniejszej przeciwno�ci �w stary grubas tupi�c rzuca si� ze spuszczonym �bem,
niby odyniec, w ataku w�ciek�o�ci r�wnie kr�tkim jak gwa�townym. Nagle przypomina sobie
o swoim stanowisku i o spowiedzi. Gniewnie chrz�kaj�c opanowuje si� i przybiera postaw�
pe�n� namaszczenia.
M�odszy z dwu syn�w, dwudziestodwuletni student, kszta�ci si� na archiwist�. Ma br�dk�
w klin, dyskretny, z�o�liwy u�miech, podkr��one oczy i zagadkowe spojrzenie widywane na
portretach z ko�ca XVI wieku. Poczciwy ch�opak, chcia�by wygl�da� na pe�nego perwersji
faworyta pokroju pana d'Epernon1. Starszy, dwudziestoo�mioletni, o pe�nej, wygolonej twarzy,
artystycznie odrzuconych do ty�u i u�o�onych w szerokie fale w�osach, stylizuj�cy si� na
Berryera2, zaczyna zdobywa� rozg�os jako adwokat w procesie Kamelot�w3. Po powrocie
kr�la zostanie ministrem sprawiedliwo�ci.
1 d'E p e r n o n Jean Louis de Nogaret de la Valette (1554?1642) ??faworyt kr�la Henryka III, zdolny i ambitny,
wyr�ni� si� w czasie wojen domowych na pocz�tku jego panowania.
2 B e r r y e r Pierre Antoine (1790?1868) ??s�ynny adwokat i m�wca polityczny, cz�onek Akademii Francuskiej,
o przekonaniach katolickich i rojalistycznych, w ci�gu ca�ej swej kariery oratorskiej wyst�powa� w obronie
legitymizmu.
Trzy kobiety, matka i c�rki, s� zepchni�te na drugi plan. (Anetka pozna je p�niej.) �yj� w
cieniu, czytaj� ma�o, wychodz� rzadko, nie bywaj� w teatrze, cz�sto s� za to w ko�ciele, a
czas up�ywa im na pobo�nych zaj�ciach.
Trzej m�czy�ni maj� gruntowne i dok�adne wykszta�cenie klasyczne. "Rzym, jedynie
godny uwagi..." �atwiej by im przysz�o dyskutowa� po �acinie ni� za granic� zapyta� o drog�
po niemiecku lub po angielsku. Nie racz� zni�a� si� do tego. Barbarzy�cy P�nocy powinni
zna� nasz j�zyk. �yj� idea�ami przesz�o�ci i wszyscy trzej, cho� dobrzy chrze�cijanie, podziwiaj�
bez zastrze�e� poga�stwo Maurrasa4: c� to za Rzymianin! Weseli, umiej�cy si� cieszy�
�yciem, w zamkni�tym k�ku nie czuj� niech�ci do t�ustych anegdotek. Ca�a rodzina ??w
sze�cioro ??chodzi na msz�, daj�c tym widok wysoce buduj�cy. Widnokr�g maj� ciasny, ale
wyra�nie zarysowany, co przypomina owe charakterystyczne krajobrazy Francji o jasnych,
harmonijnych liniach: kr�g wzg�rz otaczaj�cy ma�e, od wiek�w niezmienione miasteczko.
Parafia�szczyzna w Pary�u ??to tak�e jakby miasteczko prowincjonalne. Nie �ywi si� tu niech�ci
do �wiata spoza mur�w, a tylko, nie znaj�c, traktuje si� go a priori5 z odrobin� ironii.
Zreszt� kto by dba� o to ??�yje si� w ciasnym, zamkni�tym k�ku, maj�c nad sob� Boga i
skrawek nieba z bia�ymi wie�ami �w. Sulpicjusza, na kt�rych �piewaj� dzwony.
Mimo to, skoro rz�d Republiki domaga si� dwu syn�w na mi�so dla armat nieprzyjacielskich,
nikt si� nie sprzeciwia. W obrzucanej b�otem Republice jest teraz co� �wi�tego. Wszyscy
sze�cioro cierpi�, ale nikt tego nie okazuje. Wiedz�, �e trzeba odda� cesarzowi, co cesarskie.
B�g nie jest wymagaj�cy i wystarczy mu dusza; cia�o go nie obchodzi i nawet nie ro�ci
sobie prawa do czyn�w, zadowalaj�c si� dobrymi ch�ciami. Cesarz za� korzysta z tego i zabiera
wszystko.
Na drugim pi�trze mieszka z synem owdowia�y przed kilku laty profesor prawa Girerd.
Pochodzi tak�e z po�udnia, ale to zupe�nie inny typ. Jest protestantem z Sewenn�w i uwa�a
si� za wolnomy�liciela (wsp�lne z�udzenie wielu biret�w naszego uniwersytetu). W duszy
jednak jest to "heretyk", jakby powiedzieli (jak m�wi�) m�odzi Bernardinowie, kt�rzy w
rodzinnym
kole pokpiwaj� z jego pe�nej namaszczenia miny i wygl�du kaznodziei. Cz�owiek to
bardzo czcigodny, surowy, obowi�zkowy i pe�en moralnych przes�d�w. (A tacy w�a�nie s�
najgorsi, gdy� nie znaj� lito�ci.) S�siadom z g�ry mimo szacunku i ca�ej, nieco sztywnej, ale
nienagannej kurtuazji p�aci t� sam� co oni jemu monet�. Wbrew szczerej ch�ci zachowania
bezstronno�ci katolicyzm wydaje mu si� wad� i u�omno�ci� organiczn�, wyciskaj�c� na
najzacniejszych
ludziach, mimo wszelkich wysi�k�w z ich strony, niezatarte pi�tno. Katolicyzmowi
te� przypisuje bez wahania upadek narod�w �aci�skich. Jako skrupulatny historyk,
broni si� przed nami�tno�ci� we wszystkim, co m�wi i pisze, nara�aj�c si� na zarzut ch�odu i
nudy. Jest rzeczywi�cie ch�odny i nudny w swych wyk�adach dobrze udokumentowanych,
naszpikowanych odsy�aczami i przeci��onych cytatami, kt�re wyg�asza g�osem monotonnym
i nosowym. Jego krytyka zjawisk historycznych jest nie�wiadomie wypaczona przyj�tymi z
g�ry za�o�eniami, kt�rych nawet nie zauwa�a, tak s� dla niego oczywiste. Brak gi�tko�ci
intelektualnej
uniemo�liwia mu przy tym przyswajanie sobie my�li odmiennych ni� jego w�asne.
Cz�owiek ten, kt�ry czyta� du�o, widzia� wszystko w ksi��kach, a niema�o tak�e i w �yciu,
zachowa� jednak pod siw� czupryn� naiwno�� komiczn�, rozrzewniaj�c�... przera�aj�c�,
3 K a m e l o c i k r � l a ( Camelots du roi) ??nazwa nadana m�odzie�y grupuj�cej si� wok� monarchistycznej
"Action Francaise" i rozprzedaj�cej t� gazet� na ulicach.
4 M a u r r a s Charles (ur. 1868) ??francuski pisarz i publicysta, za�o�yciel grupy neomonarchistycznej, od
roku 1908 redaktor "Action Francaise". w roku 1945 skazany na do�ywotnie wi�zienie i usuni�ty z Akademii
Francuskiej za kolaboracj� z okupantem w czasie drugiej wojny �wiatowej. W ko�cu XIX wieku za�o�y� wraz J.
Mor�as szko�� literack� nawi�zuj�c� do tradycji literatury rzymskiej (tzw. �cole romane).
5 A p r i o r i (�ac.) ??z g�ry, niezale�nie od do�wiadczenia, w przeciwstawieniu do a posteriori ??na podstawie
do�wiadczenia.
bo ona w�a�nie jest �r�d�em wszelkich odmian fanatyzmu. Zmys� moralny ma silnie rozwini�ty,
przy jednoczesnym zaniku zmys�u psychologicznego. Nie rozumie zgo�a tych, kt�rzy
nie s� do niego podobni.
Syn jest zupe�nie taki sam jak ojciec. Niedawno, maj�c lat trzydzie�ci, broni� swej wybitnej
rozprawy naukowej i uzyska� tytu� doktora Sorbony. Historyk ten widzi �wiat przez okulary
idei, swoich oczywi�cie, a to, �e okulary powinny by� sprawdzone przez okulist�, nigdy
mu nie przysz�o do g�owy. Dla niego, podobnie jak dla ojca, "na pocz�tku" by� nie fakt, lecz
"zasada". Republika jest zasad�, zwyci�stwa pierwszej rewolucji posiadaj� oczywisto��
teorematu,
rozpoczynaj�ca si� za� wojna jest nieuniknionym dalszym ci�giem wywodu. Ma za
zadanie ustanowi� w �wiecie Pok�j i Demokracj�. Ani syn, ani ojciec nie u�wiadamiaj� sobie,
�e m�drzej by�oby mo�e zacz�� od zachowania tego pokoju. Nie w�tpi� natomiast, �e ludy,
kt�re go �ami�, s� zap�nione, niezdolne do ujrzenia i przyj�cia prawdy. Nale�y wi�c zmusi�
je do tego dla ich w�asnego dobra oraz dla dobra ca�ego �wiata.
Dwaj ci m�czy�ni, ojciec i syn, niby dwaj bracia w r�nym wieku ??podobni do siebie i
kochaj�cy si� wzajem ??wysocy, wyprostowani, szczupli i dumni �yj� w szczelnej pow�oce
ideologii, przez kt�r� nie przenika bodaj cie� w�tpliwo�ci. Wiedza tych ludzi, przy ca�ej
wewn�trznej
uczciwo�ci, s�u�y ich demokratycznej wierze. Nie maj� �wiadomo�ci tego, bo
�wiadomo�� ich kszta�towana jest przez ich wiar�. Wierz�... Wierz�. Wierzyliby nawet mi
stosie. (Stosem tym b�d� dla syna okopy, a ojciec b�dzie mu tam towarzyszy� swoim
krwawi�cym
sercem...) Wierz�... I ludzie ci twierdz�, �e s� wolnomy�licielami!
M�ody Girerd ma narzeczon�, urocz�, dzieln� dziewczyn� z zamo�nej rodziny genewskiej,
Lidi� Murisier, kt�ra jest w nim zakochana, a kt�r� on czci religijnie. Mi�o�� jej nie ma mo�e
tego religijnego charakteru, jest nawet bardzo �wiecka. Ale chc�c si� upodobni� do narzeczonego
Lidia usi�uje nada� swemu uczuciu �w charakter, a �miej�cym si� b��kitnym oczom ?
wyraz powagi. Z natury swojej b�d�c istot� jak najbardziej �wieck�, ��da�aby od �ycia rado�ci
naturalnych: ziemi, wody i powietrza, urody wszystkich p�r roku, zdrowia, s�o�ca i mi�o�ci
swego ukochanego ??gdyby tylko �w ukochany nie szuka� szcz�cia poza �yciem, w �wiecie
idei. Lidia usi�uje tedy szuka� go z nim razem. I w ten spos�b m�oda Szwajcarka, kt�ra nie
potrzebowa�aby wcale zajmowa� okre�lonego stanowiska w sporze narod�w, uczy si� potulnie
na pami�� republika�skiego katechizmu francuskiego, rewolucji roku I6 i Praw Cz�owieka
uzbrojonego, gdy� w to wszystko wierzy narzeczony... Ach! Gdyby mog�a p�j�� za g�osem
swych pragnie�, unios�aby go w ramionach z dala od tej zawieruchy! Jak�e ta wojna j�
przygn�bia,
jak daleka jest od jej my�li! Poniewa� jednak ukochany widzi i s�dzi inaczej, czyni
sobie wyrzuty; jest s�aba, nie ma racji. Aby by� godn� jego mi�o�ci, winna zamkn�� swoje
oczy i patrze� jego oczyma... O, drogi m�j, chc� wierzy�, bo ty wierzysz, i oto ju� wierz�...
S�siadka Anetki z tego samego pi�tra, Klarysa Chardonnet, jedyna w ca�ym domu nie chce
wierzy�. Nie, nie... Mi�o�� jej nie nale�y do tych, kt�re sk�onne s� po�wi�ci� siebie i ukochanego
jego fa�szywej wierze!... Zreszt� to nieprawda! On nie wierzy, liczy si� tylko z szacunkiem
ludzkim i boi opinii publicznej. Jest to urz�dnik bankowy, przeci�tny, mi�y ch�opiec o
jasnych w�sikach i wyblak�ych oczach, troch� md�y. Sprawy szerokiego �wiata, bank, polityka
i ??wyznajmy to ??ojczyzna, wszystko jest mu doskonale, ca�kowicie oboj�tne. Jedyn�
wa�n� dla niego spraw� jest ta kobietka, kt�r� wzi�� (a mo�e to ona go wzi�a?) przed trzema
zaledwie miesi�cami. C� za miesi�ce! Wci�� nie maj� ich do��. Splecione palce dr�� im na
wspomnienie minionych nocy. Jak�e mocno trzyma go przy sobie ta nami�tna m�oda robotnica
paryska! Czci go jak b�stwo, swoje w�asne b�stwo, w�asne dobro, zabawk�, kota, zwierz�
domowe, dusz� ??je�li j� posiada ??wn�trzno�ci swe, swoje wszystko, swoj� w�asno��!... Jest
6 R e w o l u c j a r o k u I ??wed�ug kalendarza rewolucyjnego rok 1792 (rok detronizacji kr�la i og�oszenia
republiki) zosta� uznany za I rok nowej ery.
chud�, wiotk�, nerwow� brunetk� o aksamitnych oczach i w�skich jak czerwona nitka ustach
na bladej, starannie uszminkowanej twarzy, z kt�rej nami�tno�� wyssa�a ca�� krew. On za�
pozwala si� �askawie adorowa�, nie dziwi si� i ulega tej nienasyconej kobiecie. Ka�de z nich
staje si� na przemian �upem drugiego. �adne nie przypuszcza, �e to mog�oby si� sko�czy�.
�ycie nie ma dla nich innego sensu...
On jednak na pierwsze wezwanie wojny staje bez protestu. Nie jest to wcale weso�e, a on
nie jest wcale odwa�ny. P�aka�by niezawodnie nad tym, co traci, i nad tym, co przyniesie mu
przysz�o��, l�ka si� jednak, �e okazuj�c sw� s�abo�� narazi�by si� na �mieszno�� i wzgard�
ludzk�. Nie przystoi m�czy�nie zbyt mocno kocha�. Ona zrozumia�a go doskonale, krzyczy:
??Tch�rz, tch�rz!
I wybucha �kaniem.
On si� buntuje i szydzi, oburzony:
??Tch�rz? To mi nazwa dla cz�owieka, kt�ry ma by� bohaterem! "Umrze� za ojczyzn�!"
Ona b�aga, by przesta� tak m�wi� ??wzmianka o �mierci przera�a j�. Prosi go o przebaczenie,
on za� ma doskona�� .okazj� do popisania si� deklamowaniem patriotycznych frazes�w, a
zarazem dodaje tym sobie odwagi. Ona nie �mie d�u�ej protestowa�; jest zbyt osamotniona,
nie mo�e powiedzie�, co my�li. Ca�y �wiat (to nie ma znaczenia) i on (to jedynie istotne!)
uznaliby to za herezj�. Wie jednak dobrze, i� w tajemnicy, w g��bi duszy, i on my�li tak samo
jak ona... biedaczysko! "Umrze� za ojczyzn�!" Nie, nie, to dobre dla galerii!... M�czy�ni s�
tch�rzami, nie maj� odwagi broni� swego szcz�cia! Biedacy! Biedacy!... Ociera oczy. Jest
przecie� na scenie, trzeba si� u�miecha�, skoro on tak chce. Wyp�acze si� za kulisami... "Tak,
i ty tak�e!... Nie oszukasz mnie. I tobie serce zamiera w piersiach, tak jak mnie. O, tch�rzu,
tch�rzu, po co idziesz?" On za� czyta w jej my�lach i zastanawia si� g�o�no:
??C� robi�?
Ale ona jest kobiet�, i to nami�tn�. Nie s�ucha. Nie s�ucha niczego, co jest nie po jej my�li.
??Co robi�? Zosta�.
Ze zniech�ceniem wzrusza ramionami.
Ach, ca�y �wiat jest przeciw niej!... �wiat jest tak�e przeciw niemu. Ale ona czuje �al do
m�a, poniewa� przyznaje on �wiatu racj� i ulega. Dlaczego?...
Ulegaj� tak�e dwaj robotnicy z poddasza. Perret (galanteria sk�rzana) i Peltier (elektromonter).
Gotowi byli wyst�pi� przeciw wojnie. Poniewa� jednak nikt przeciw niej nie wyst�puje,
trzeba i�� razem z wszystkimi. Nie ma wyboru. Obaj s� socjalistami i w przekonaniach
swych wyszli z tego samego punktu. Lecz jakikolwiek by�by punkt wyj�cia, ludzie oddalaj�
si� od siebie i dzi� oni dwaj nie s� ju� na tym samym etapie.
Perret got�w by� jeszcze tydzie� temu da� g�ow�, �e wojny nigdy nie b�dzie.
??Wszystko to tylko banialuki dziennikarskie, bluff tych graczy przy zielonym stoliku, ministr�w
i dyplomat�w. A zreszt� je�li ci handlarze lud�w zagalopuj� si�, osadzimy ich. Mamy
co� na ten temat do powiedzenia. My z Mi�dzynarod�wki7, Jaures, Vaillant8, Guesde, Renau-
7 M i � d z y n a r d � w k a ??mowa o II Mi�dzynarod�wce.
8 V a i l l a n t Edouard (1840?1915) ??cz�onek Komuny Paryskiej i I Mi�dzynarod�wki, jeden z inicjator�w
stworzenia socjalistycznej partii Francji, zwolennik Jauresa. Przed pierwsz� wojn� �wiatow� zaci�ty przeciwnik
militaryzmu i wojny, w roku 1914 zaj�� stanowisko nacjonalistyczne.
G u e s d e Mathieu Bazile, pseudonim Jules (1845?1922) ??cz�onek Komuny Paryskiej, za�o�yciel Francuskiej
Partii Robotniczej, od 1905 roku przyw�dca Zjednoczonej Partii Socjalistycznej, jeden z przyw�dc�w II
Mi�dzynarod�wki. By� to jeden z pierwszych marksist�w francuskich, w 1914 roku przeszed� jednak na pozycje
nacjonalizmu i przyj�� postaw� oportunistyczn�.
R e n a u d e l Pierre (1871?1935) ??przyw�dca skrajnie prawicowego skrzyd�a socjalist�w francuskich,
przedstawiciel kierunku reformistycznego. W roku 1914 jako redaktor "Humanit�" zacz�� na jej �amach g�osi�
pogl�dy nacjonalistyczne.
del, Viviani, i wszystkie zwi�zki zawodowe. �elazna brygada. A tak�e towarzysze z tamtej
strony muru, z Niemiec... Pos�uchaj, Peltier! Ostatnio spotkali�my si�, my (to znaczy nasi) i
oni9. Wszystko jest ju� zorganizowane, ustalono has�o. I je�li �otry o�miel� si� zarz�dzi�
mobilizacj�,
wtedy my zrobimy mobilizacj� nie ruszaj�c nawet palcem.
Ale Peltier �mieje si� szyderczo, pogwizduje przez z�by i m�wi do Perreta:
??M�ody jeste�, towarzyszu!
Perret wpada w gniew. Ma trzydzie�ci siedem lat, a trzydzie�ci siedem lat pracy warte s�
pi��dziesi�tki niejednego nieroba. Peltier jednak odpowiada spokojnie:
??Ot� to w�a�nie! Za du�o pracowa�e�, nie mia�e� czasu my�le�.
Perret protestuje streszczaj�c towarzyszowi na gor�co artyku� z czytanego przez siebie
dziennika, jedynego, kt�ry ��e po jego my�li. Peltier wzrusza ramionami i m�wi ze znu�on�
min�:
??Tak, tak... gada� �atwo!... Ale jak przyjdzie do czyn�w, wywin� si� wszyscy.
Istotnie, wszyscy si� wywin�li. Jaures zosta� powalony jednym ciosem, jak byk zabity
przez tch�rzliwie kryj�cego si� za. w�g�em pikadora. Ogromny kondukt ci�gn�cy przez pos�pny
Pary�, ponura ceremonia pogrzebowa i mowy, mowy, deszcze m�w nad tym, kt�ry ju�
nie m�g� m�wi�. Zebrali si� wszyscy: ci, co op�akiwali cz�owieka z�o�onego do trumny, i ci,
co my�leli:
"Lepiej, �e tam jest..."
Lud za� czeka� s�owa zemsty, has�a k�ad�cego kres trwodze, b�yskawicy rozdzieraj�cej
ciemno�ci. Lecz upojeni pogrzebow� elokwencj�, m�wcy mieli na ustach tylko jego �mier� ?
wypieraj�c si� jego spu�cizny. M�wili:
??Przysi�gamy, �e Jaures b�dzie pomszczony.
Nie przebrzmia�y jeszcze s�owa przysi�gi, a oni ju� zdradzali Jauresa, popieraj�c wojn�,
kt�ra go zamordowa�a. M�wili ludowi:
??Id�cie zabija�. Z��czmy si� �wi�t� uni� na cia�ach naszych braci.
To samo m�wiono w-Niemczech.
Lud zamilk�, zdezorientowany. Potem zacz�� wznosi� okrzyki i poszed� w �lady przyw�dc�w.
Rozumowanie to nie jego sprawa. Skoro przyw�dcy, ci, kt�rym zleci�, by my�leli zamiast
niego, wiod� go na wojn�, widocznie i�� trzeba. Perret jest teraz przekonany, �e id�c na
wojn� s�u�y sprawie ludu i Mi�dzynarod�wce. Po wojnie nastanie wiek z�oty!... (To dla
os�odzenia
pigu�ki!)
Lecz pozbawiony z�udze� Peltier powiada:
??Zobaczymy, jak to b�dzie! Mam wy�ej uszu tej sprawy ludu. Spr�buj� zaj�� si� w�asnymi
sprawami. Trzeba tylko robi� to, co oni (ma na my�li wielkich matador�w socjalizmu,
kt�rzy go zdradzili) ??urz�dzi� si� wygodnie...
Peltier urz�dzi si� wygodnie...
W ca�ym domu, od piwnic do strychu, nastr�j jest wzgl�dnie spokojny. Wszyscy maj� za
z�e Niemcom, ze s� napastnikami (s� nimi, to rzecz pewna i nie podlegaj�ca dyskusji). Nikt
nie lubi wojny, ale id� wszyscy, by ich nauczy� rozumu. Na dnie milcz�cego, zaci�tego
cierpienia
le�y �wiadomo�� ofiary, kt�ra rodzi zapa�. Ale nie narodzi�a si� jeszcze nienawi��.
V i v i a n i Ren� Rapha�l (1863?1925) ??francuski dzia�acz polityczny, wraz z Jauresem wsp�za�o�yciel
"Humanit�". W roku 1911 stworzy� republika�sko?socjalistyczn� parti� podleg�� wp�ywom bur�uazji, odrywaj�c
si� od Partii Socjalistycznej. W roku 1914, w chwili wybuchu wojny, by� premierem rz�du. Oddali� si� ca�kowicie
od idei marksizmu i podporz�dkowa� militarystycznej ideologii bur�uazji.
9 Mowa tu o Kongresie Partii Socjalistycznej w Pary�u, w dniu 16 lipca 1914 r., na kt�rym Jaures i Vaillant
przeprowadzili wniosek ��daj�cy zaprotestowania przeciw wojnie strajkiem powszechnym.
Mo�na by znale�� jej �lady chyba u Ravoussata (Numy), w�a�ciciela "Handlu drzewem i
wyszynku wina" na parterze. Ten podagryczny grubas, pow��cz�cy chorymi nogami, zawsze
w brudnych bamboszach i rozche�stanej koszuli, gada ci�gle o Szwabach, miota przekle�stwa
i zazdro�ci swemu synowi Klodwigowi, �e b�dzie tym brzuchaczom dziurawi� ka�duny.
Ch�opiec cieszy si� z mi�ej wycieczki: spr�buje piwa i niemieckich dziewcz�t! Obaj �miej�
si� i krzycz�. Ale czytam w tobie, grubasie, niepok�j, kt�ry zag�uszasz wymy�laniem, i gniew
na my�l o niebezpiecze�stwach, na kt�re musisz narazi� syna, twego jedynego syna...
"A gdyby on... Gdyby oni... Na mi�y B�g!... Gdyby mi go skrzywdzili!..."
Mniejsza o to! Og�lny nastr�j ca�ego domu jest godny, wolny od gniewu i s�abo�ci, a
przepojony pobo�nym i m�skim poddaniem si�. Wszyscy okazuj� ufno�� skierowan�, jak �uk
napi�ty, ku nieznanemu Bogu. Niepok�j ka�dy zachowuje dla siebie.
Czy aby odwiedzi�em wszystkich? Czy w w�dr�wce po domu nie pomin��em nikogo?
Owszem! Na pi�tym pi�trze obok rodziny Cailleux mieszka m�ody, dwudziestodziewi�cioletni
pisarz J�zefin Clapier, zwolniony od s�u�by wojskowej z powodu choroby serca.
Kryje si�, instynkt przestrzega go przed zbyt cz�stym pokazywaniem si� s�siadom. Na razie
wszyscy go �a�uj�. Ale lito�� jest po�yczk�, kt�rej cz�owiek ostro�ny nie powinien nadu�ywa�.
Clapier jest ostro�ny. Nie ma spokojnego sumienia. To czujne oko na dole ??Brochon,
kt�rego pomin��em... A przecie� trudno przechodzi� nie widz�c go; to m�� dozorczyni, tajny
policjant. On nie idzie na wojn�, jego oko i pi�ci potrzebne s� tutaj. Obowi�zek zatrzymuje
Brochona na brzegu p�yn�cej rzeki ludzkiej. Tym bardziej staje si� wojowniczy, czuwa nad
podejrzanymi, nad nieprzyjacielem na ty�ach. Dom sw�j jednak traktuje po ojcowsku, bo jest
to dom lojalny i przynosi mu zaszczyt ??st�d wyj�tkowa pob�a�liwo�� dla mieszka�c�w. Lecz
obowi�zek przede wszystkim! Clapiera ma na oku ??to pacyfista!
Teraz to ju� naprawd� wszystko. Ko�cz� przegl�d na psie pilnuj�cym domu. By�em wsz�dzie
z wyj�tkiem pierwszego pietra. Mieszkanie na pierwszym pi�trze jest zamnkniete.
Pierwsze pi�tro to �wi�to�� nietykalna - mieszka tam w�a�ciciel. Pa�stwo Pognon, ludzie bogaci,
starzy, znudzeni, wyjechali na wakacje. Czynsz pobrali w lipcu, wr�c� w pa�dzierniku.
Minie tymczasem karnawa�...
I milion istnie� ludzkich.
*
O�miu wojownik�w wyruszy�o w pole, ci za�, kt�rzy pozostali, wstrzymuj� oddech, by
us�ysze� z dala ich kroki. .Ulice s� gwarne, ale noc� w ca�ym domu ci��y sercom tragiczna
cisza.
Anetka jest spokojna. Nie ma w tym jej zas�ugi, gdy� o nikogo si� nie l�ka. Wie o tym i
czuje si� upokorzona. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e gdyby by�a m�czyzn�, posz�aby na wojn�
bez wahania. Czy mia�aby jednak t� sam� si�� ducha, gdyby syn jej by� starszy o pi�� lat?
Trudno wiedzie�! Powiedzia�aby zapewne, �e taka my�l obra�a j�. Czo�o jej oblewa rumieniec
gniewu na siebie sam�, takie kobiety bowiem jak ona zdolne s� �a�owa�, �e rzucaj�c si�
w niebezpieczn� gr� nie mog� rzuci� wraz z sob� wszystkiego, co kochaj�. �a�owa�?... tak...
mo�e... ale rzuci� rzeczywi�cie?... Czy jest tego pewna?... Udawajmy, �e wierzymy. Gdyby
jej zaprzeczono, zmarszczy�aby gniewnie swe brwi Junony. Ale kiedy ch�opiec przechodzi
ko�o niej, z trudem powstrzymuje si�, aby nie porwa� go gwa�townie w ramiona. Trzyma go.
Nie pu�ci...
Mimo drzemi�cych w. niej mo�liwo�ci Anetka nie ma pola do dzia�ania. Jest na razie ?
wraz z synem ??poza zasi�giem niebezpiecze�stwa. I korzysta z tego czasu, jaki los udzieli�
jej na obserwacj�. Spojrzenie ma swobodne, nie zm�cone �adn� ideologi�, a problemy wojny
i pokoju nie zajmowa�y jej a� do tej chwili. Od lat prawie pi�tnastu absorbuje j� problem
najbli�szy:
walka o chleb, i najbardziej pal�cy: walka z sam� sob�. To jest prawdziwa, podejmowana
ka�dego dnia wojna, a zawieszenia broni s� tu tylko �wistkami papier�. Wojna na
terenie mi�dzynarodowym, polityka �wiatowa omija�y Anetk� z dala. Dzi�ki bowiem Trzeciej
Republice, a raczej mo�e szcz�ciu Europy, kt�rego Europa nie by�a godna (bo gnu�ny rz�d,
podobnie jak jego partner, gadatliwy cesarz, pragn�� r�wnocze�nie dwu sprzecznych rozwi�za�:
zachwala� proch, a zarazem such� jak proch ga��zk� oliwn�), utrzymywa� si� przez lat
czterdzie�ci (czterdzie�ci lat �ycia Anetki) niczym nie zm�cony pok�j; a wojna wydawa�a si�
ca�emu jednemu pokoleniu czym� dalekim, niewyra�nym, niby dekoracja teatralna ??czy idea
??niby widowisko romantyczne lub temat do dysput moralnych i metafizycznych.
Przesi�kni�ta niewzruszalno�ci� nauk �cis�ych, jak� dawa�o oficjalne wychowanie w czasach,
kiedy wzgl�dno�� nie zachwia�a jeszcze wszystkim, nawyk�a Anetka przyjmowa� to, co
jest, jako z g�ry dany uk�ad zjawisk kierowanych sta�ymi prawami. Wojna stanowi cz��
praw natury, Anetce za� nie przysz�o nigdy do g�owy na serio przeczy� lub sprzeciwia� si�
prawom natury. Nie s� one wytworem serca czy rozumu, ale rz�dz� jednym i drugim ??trzeba
je przyj��. Anetka przyjmuje wojn�, podobnie jak przyjmuje �mier� i �ycie. Ze wszystkich
konieczno�ci, kt�re narzuca nam natura wraz z zagadkowym i dzikim darem �ycia, wojna nie
jest mo�e konieczno�ci� najbardziej absurdaln� ani ??mo�e ??najokrutniejsz�.
W jej uczuciu do ojczyzny nie ma nic wyj�tkowego, nie jest ono zbyt p�omienne, lecz
Anetka nie podawa�a go nigdy w w�tpliwo��. W codziennym �yciu nie my�la�a o nim nigdy,
nie popisywa�a si� swym patriotyzmem ani go nie analizowa�a. By� r�wnie� po prostu faktem.
I oto teraz, gdy zad�wi�cza� pod pierwszymi ciosami wojny, niby wielki zegar wybijaj�cy
godziny, wydaje si� Anetce, �e budzi si� jaka� cz�� jej samej, jaka� wielka u�piona kraina.
W pierwszej chwili odczu�a to jak wzbogacenie swej istoty. Dusz�ca si� dot�d w klatce swego
indywidualizmu, wymyka si� teraz i prostuje zdr�twia�e cz�onki. Budzi si� ze .swego
odosobnienia
jak ze snu. Jest narodem...
Wszystko, co porusza nar�d, i w niej znajduje odd�wi�k. Od pierwszej chwili ma mglist�
�wiadomo��, �e otwar�a si� wielka brama Duszy, zazwyczaj zamkni�ta ??�wi�tynia Janusa...10
Natura bez os�onek, si�y obna�one... C� zobaczy? Co si� uka�e?... Cokolwiek by to by�o, jest
gotowa, czeka, czuje si� w swoim �ywiole...
Wi�kszo�� otaczaj�cych j� dusz nie jest stworzona do tego upalnego �ycia. Rodzi si� ferment.
Nie up�yn�� jeszcze pierwszy tydzie� sierpnia, a ogarnia je gor�czka, kt�ra b�dzie trawi�
bezbronne organizmy. Sk�r� pokrywaj� �y�ki krwi ska�onej nag�ym naporem ostrych,
truj�cych zarazk�w. Chorzy milkn�, poch�oni�ci sob�. Zamykaj� si� w domu. Choroba dojrzewa.
Anetka jest spokojna. Jedyna z ca�ego swego otoczenia nie jest wytr�cona z r�wnowagi,
ale raczej ,,normalnieje". Straszne to, ale trzeba przyzna�, �e oddycha swobodnie. Podobna
jest teraz do owych kobiet ??matek jej rodu ??i z czas�w Wielkich Najazd�w. Gdy fale wrog�w
obali�y cz�stoko�y koczowniczych osiedli, wst�powa�y one na wozy wojenne, by wesprze�
obro�c�w, a obna�one ich piersi oddycha�y swobodniej na pot�nym wichrze wolnej
przestrzeni. Bij�ce powoli a mocno serca ich pragn�y walki, nawa�nicy wrog�w ruszaj�cych
do ataku. Ogarnia�y spojrzeniem spustoszone pola poryte ko�ami woz�w, ciemny kr�g las�w
na horyzoncie, �agodne linie wzg�rz i kopu�� wolnego nieba, kt�re czeka na wolne dusze.
Stoj�c na swym wozie Anetka patrzy i rozpoznaje:
"A wi�c to tak..."
10 � w i � t y n i a J a n u s a ??w mitologii rzymskiej Janus to b�g pocz�tku i ko�ca, od�wierny Olimpu. Na
forum Rzymu znajdowa�a si� po�wi�cona mu brama, zwana �wi�tyni�. Z chwil� zacz�cia wojny konsul otwiera�
t� bram� i zamyka� j� dopiero po zako�czeniu wojny.
Jak m�wi m�dro�� Indyj:
"A tym wszystkim jeste� ty, o dzieci� moje."
Aren� �wiata wype�ni�a Dusza zdobywcza. Rozpoznaje w niej siebie... To ja ??te dusze w
gor�czce... Ja ??te si�y ukryte, obna�one nagle, demoniczne, te po�wi�cenia, okrucie�stwa,
uniesienia i gwa�ty... Ja ??te pot�gi z�owieszcze a �wi�te, kt�re, wyjd� z otch�ani...
Wszystko, co jest w innych, jest we mnie. Kry�am si�, ale dzi� odkrywam siebie. By�am
dot�d tylko cieniem tego, czym jestem. �y�am dot�d snem tylko. A rzeczywisto�� by�a w
snach, kt�re spycha�am w Nie�wiadome. Lecz oto ona! �wiat w ogniu wojny... To ja...
Jak�e wyrazi� s�owami to, co niby winny zacier w kadzi fermentuje w milczeniu i w marzeniu
tej duszy Bachantki? Owo wzmagaj�ce si� wrzenie, kt�re widzi, wch�ania... i �w spokojny,
lecz zawrotny wir... Rozgrywa si� dramat straszliwy, ona jest jedn� z aktorek, ale nie
nadesz�a dla niej jeszcze chwila wyj�cia na scen�. Jest gotowa, ale potok akcji nie porwa� jej
jeszcze i mo�e przygl�da� mu si� z brzegu. Poi si� tym momentem jedynym. Schylona nad
pr�dem, czuje zawr�t g�owy, trzyma si� jednak brzegu czekaj�c s��w:
"Teraz kolej na ciebie! Skacz!"
*
Potok huczy i wzbiera. Wszystkie zapory zerwane. To pow�d�... Odwr�t, rzezie, p�on�ce
miasta. W ci�gu pi�tnastu dni ludzko�� Zachodu zapad�a w g��bie... Pi�tna�cie wiek�w
wstecz... I oto ??jak w dawnych czasach ??wyrwane z w�asnej ziemi, jakby p�dzone zamieci�,
ludy cofaj� si� przed najazdem...
Niesko�czony exodus uciekinier�w z p�nocy spad� na Pary� jak deszcz popio�u zwiastuj�cy
potoki lawy. Dzie� po dniu dworzec p�nocny niby �ciek wylewa� strumienie tych
nieszcz�nik�w.
Okryci b�otem, wymoczeni do ostateczno�ci, gromadzili si�, tworz�c cuchn�ce
grupy, w pobli�u Placu Strasburskiego.
Pozbawiona pracy a szarpana ��dz� wy�adowania niezu�ytych si�, Anetka kr��y�a w�r�d
tego stada ludzkiego, owej wyczerpanej do cna i bezsilnej ci�by wstrz�sanej nag�� fal� okrzyk�w
i gwa�townych gest�w. Serce jej t�tni�o oburzeniem i lito�ci�. W�r�d tego nawa�u bezimiennych
nieszcz��, gdzie ??zda si� ??traci�a grunt pod stopami, czu�a potrzeb� znalezienia
jakiej� istoty, na kt�rej mog�aby zatrzyma� swoje kr�tkowzroczne oczy i nami�tnie ofiarowa�
pomoc.
Wszed�szy do hali dworcowej ujrza�a i wybra�a natychmiast (a raczej instynkt wybra�)
grup� z�o�on� z dwu os�b widoczn� w za�omie muru pomi�dzy dwoma filarami. M�czyzna
le�a� na ziemi, kobieta siedzia�a obok, trzymaj�c jego g�ow� na kolanach. Opu�ciwszy wagon,
wyczerpani, padli tu zaraz przy wej�ciu. Fala przechodni�w rozbija�a si� o siedz�c� kobiet�,
kt�ra chroni�a le��cego. Pozwala�a si� depta�; widzia�a jedynie t� twarz o zamkni�tych
powiekach.
Anetka przystan�a os�aniaj�c j� sob� i przygl�da�a si�, pochylona. Widzia�a tylko
kark, siln�, mlecznobia�� szyj�, rude, g�ste w�osy, pociemnia�e od brudu, jakby pozlepiane
stru�kami potu, i d�onie �ciskaj�ce woskowo blade policzki le��cego m�czyzny. M�czyzna?
By� to m�ody ch�opak osiemnasto??czy dwudziestoletni. Ledwo oddycha�; pocz�tkowo Anetce
wyda�o si�, �e dopiero co skona�. S�ysza�a, jak kobieta niskim i �arliwym g�osem powtarza�a
nami�tnie bez�adne s�owa:
??Nie umieraj! Ja nie chc�!...
Zab�oconymi i podrapanymi d�o�mi wodzi�a po oczach, policzkach i wargach nieruchomej
jak maska twarzy. Anetka dotkn�a ramienia nieznajomej. Nie odwr�ci�a si�. Ukl�k�szy Anetka
odsun�a jej r�ce, by dotkn�� twarzy ch�opca, kobieta jednak zdawa�a si� nie dostrzega� jej
obecno�ci. Anetka powiedzia�a:
??Ale� on �yje! Trzeba go ratowa�.
W�wczas kobieta chwyci�a j� kurczowo, wo�aj�c:
??Uratuj mi go!
Unios�a g�ow� i Anetka tu� przed sob� zobaczy�a piegowat� o kanciastych konturach
twarz, w kt�rej uwag� zwraca�y przede wszystkim mi�siste usta i kr�tki nos, tworz�cy wraz z
wywini�tymi wargami zarys ryja. Dziewczyna by�a brzydka, mia�a niskie czo�o, a szcz�ki i
ko�ci policzkowe silnie rozwini�te. Ale c� za zuchwa�y wyraz ust, jaka masa rudych w�os�w,
nadaj�cych czaszce wyd�u�ony kszta�t niby wie�y ponad w�skim czo�em. Dopiero potem
dostrzega�o si� oczy, wielkie i niebieskie, oczy flamandzkie, oczy ??zwierciad�o cia�a.
Anetka spyta�a:
??Ale on nie jest ranny?
Kobieta szepn�a:
??Szli�my po ca�ych dniach, d�ugo. Jest wym�czony.
??Sk�d jeste�cie?
??Z C... z samej p�nocy. Oni przyszli, wszystko spalili... Zabi�am... Zdj�am strzelb� ze
�ciany i zza p�otu strzeli�am do pierwszego. Uciekli�my. Ile razy zatrzymywali�my si�, aby
odetchn��, s�ycha� by�o, jak lec� za nami... jak dudni... Jakby toczy� si� ogromny wa�. Ca�e
niebo czarne. Jakby sz�a burza gradowa... Biegniemy... biegniemy, on pada... Nios�am go.
??Kto to jest?
??M�j brat.
??Nie mo�ecie zosta� w tym kurzu. Ludzie depcz� po nas. Prosz� wsta�! Czy zna pani kogo�
w Pary�u?
??Nie znam nikogo. Nie mam nic. Wszystko zniszczone. Uciekli�my bez grosza, bez
odzie�y, pr�cz tego, co na grzbiecie.
Anetka nie zawaha�a si�.
??Zabieram was.
??Dok�d?
??Do siebie.
Wzi�y le��cego, siostra pod ramiona, Anetka za nogi. Obie by�y silne, a wychudzone
cia�o niewiele wa�y�o. Na placu znalaz�y nosze, a jacy� dwaj ludzie: stary robotnik i wyrostek
podj�li si� je zanie��. Siostra upar�a si� trzyma� brata za r�k�, cho� przeszkadza�o to nios�cym,
a przechodnie potr�cali j�. Anetka wzi�a j� pod rami�; przy ka�dym ruchu noszy palce
kobiety kurczy�y si� nerwowo, gdy za� nios�cy stawiali je, by odpocz��, kl�ka�a na trotuarze i
g�adzi�a twarz brata, wyrzucaj�c z siebie potok s��w szorstkich a pieszczotliwych, w kt�rych
j�zyk francuski miesza� si� z narzeczem flamandzkim.
Dobrn�li wreszcie do domu. Anetka umie�ci�a nowoprzyby�ych w jadalni. Bernardinowie
po�yczyli ��ko jednego z syn�w, a kobiecie pos�ano na pod�odze na materacu Anetki. Chory
nie odzyska� przytomno�ci; rozebrano go i zawezwano lekarza; zanim jednak przyby�, siostra,
kt�ra uparcie nie chcia�a odpocz��, pad�a powalona zm�czeniem i zasn�a kamiennym snem
na pi�tna�cie godzin.
Przy chorym czuwa�a Anetka.
Przenosi�a spojrzenie z jednej twarzy na drug�. Obie podobne do masek: jedna woskowa, o
zapad�ych policzkach, jak gdyby �ycie ucieka�o z niej widomie, druga obrzmia�a, nami�tna, z
ustami otwartymi, sk�d dobywa� si� charcz�cy oddech i wybucha�y raz po raz potoki s��w bez
zwi�zku. Anetka drzema�a w ciszy nocnej czuwaj�c nad snem �mierci i snem szale�stwa. I z
dr�eniem zadawala sobie pytanie, po co wnios�a pod dach swego domu upiorn� p�on�c�
pochodni�.
*
A� dot�d mieszka�cy domu nie utrzymywali ze sob� �adnych prawie stosunk�w. Znano co
najwy�ej nazwiska najbli�szych s�siad�w. Pierwsze tygodnie wojny zbli�y�y ich i w ko�cu
wszystkie te male�kie dzielnice, otwieraj�c granice celne, po��czy�y si� we wsp�lny nar�d.
Nadzieje ich i obawy po raz pierwszy tworzy�y jedno; nie mijano si� ju� nie dostrzegaj�c
nawzajem
na schodach: patrzono spotkanemu w twarz i poznawano si�, zacz�to nawet zamienia�
po kilka s��w. Chmurny indywidualizm nie odgradza� si� ju� murem mi�o�ci w�asnej od
spraw, kt�re dr�czy�y wszystkich. Dzielono si� wiadomo�ciami o tych, kt�rzy poszli na front,
i o tej, kt�ra by�a wsp�ln� krewn� wszystkich ??zagro�onej ojczy�nie. W godzinach nadej�cia
poczty tworzy�a si� u st�p schod�w ma�a grupka, a samotny niepok�j ka�dego z czekaj�cych
taja� w cieple wzajemnej ufno�ci. Duch uprzejmego wygodnictwa, skory zar�wno do stwarzania
przes�d�w jak do zapominania o nich, gdy trzeba, obali� milcz�co na jaki� czas owe uprzedzenia,
kt�re niby krata dzieli�y dot�d s�siad�w. Girerd utrzymywa� teraz stosunki z Bernardinem,
a panie Bernardin, osoby pobo�ne a p�ochliwe, odp�aca�y uprzejmo�ci� na uprzejmo�ci
Anetki. U�miecha�y si�, zdecydowane ??a� do odwo�ania ??zapomnie� o w�tpliwo�ciach, jakie
mia�y w stosunku do zagadkowej s�siadki i jej nieu�wi�conego mo�e prawem macierzy�stwa.
Nie nast�pi�o rzeczywiste zbli�enie, ludzie nie stali si� bardziej tolerancyjni, nie uznano niczego,
czego nie uznawano wczoraj, ale udawano teraz, �e si� nie wie o tym, czego si� nie uznaje.
Jedna tylko m�oda pani Chardonnet zamkn�a si� w swoim cierpieniu. Nie chcia�a dostrzega�
serdecznych spojrze� Lidii Murisier, kt�ra widz�c jej m�k� gotowa by�a podzieli� si� z
ni� w�asnym b�lem i w�asn� nadziej�.
Od piwnic do strychu wszyscy byli pasa�erami tego samego okr�tu; a tajfun by� coraz bli�ej.
Niebezpiecze�stwo r�wna�o ich... Czemu� ca�a ziemia nie jest zagro�ona!... (A tak b�dzie.)
Wszystkie narody w walce z Natur� utworzy�yby w�wczas nareszcie jedn� ludzko��.
Konieczne s� jednak po temu dwa warunki: po pierwsze, by nikt nie mia� szans w�asnego
tylko ocalenia, po drugie za�, by istnia�a nadzieja ocalenia dla wszystkich. Gdyby jej zabrak�o,
cz�owiek zaprzesta�by walki. Warunki takie nigdy d�ugo nie wsp�istniej�, ale istnia�y
w�a�nie wtedy.
Nawa�a niemiecka bi�a ju� prawie o bramy Pary�a. Rz�d da� drapaka. Wszyscy mieszka�cy
domu oburzali si� z powodu tej ucieczki do Bordeaux i wyra�ali sw� wzgard�. Sylwia
szala�a z w�ciek�o�ci, podobna do swoich babek z czas�w, kiedy kr�l Ludwik da� podobnego
drapaka. Niedobrze by by�o naszym bohaterom z Chateau?Margaux11 zetkn�� si� z jej no�ycami.
Ale by� to rachunek do wyr�wnania na potem. Wszystkich zaj�y pilniejsze troski. Ciotka i
siostrzeniec, Sylwia i Marek, kopali i sypali sza�ce; by�y to prace nakazane przez Gallieniego12
dla zaj�cia rozgor�czkowanych pary�an. Nie by�o zreszt� paniki; czekano �ywi�c najlepsze
nadzieje,
a gotuj�c si� na najgorsze. Marek �ciska� w kieszeni sw�j s�awetny rewolwer, pragn�� nawet
wkroczenia Niemc�w do miasta, by go wypr�bowa�. Anetka mia�a d�onie gor�ce; na zewn�trz
spokojna, czu�a si� dobrze jak nigdy. Wie wreszcie, na co jest nara�ona wraz z synem!... I
to jej sprawia ulg�. Inni doznaj� podobnego uczucia. Niepokoje rodzic�w �agodzi my�l, �e bior�
po trosze udzia� w niebezpiecze�stwach syn�w.
Lidia Murisier przychodzi do Anetki czyta� listy narzeczonego. Te dwie kobiety poczu�y
ku sobie poci�g wzajemny, zanim do siebie przem�wi�y. Anetka us�ysza�a jakby ukryty �piew
�r�de�ka na ��ce, a Lidia wyczyta�a pe�nym tkliwo�ci u�miechu starszej siostry, �e ona jedna
11 C h � t e a u ??M a r g a u x ??aluzja do podw�jnego znaczenia tej nazwy: miejscowo�� w okolicach Bordeaux
(do Bordeaux schroni� si� rz�d po ucieczce z Pary�a), a tak�e marka wina.
12 G a l l i e n i Joseph Simon (1849?1916) ??genera� francuski, w roku 1914 zosta� gubernatorem Pary�a i
kierowa� pracami fortyfikacyjnymi.
w ca�ym domu posiada klucz do tej muzyki. S�odko jej my�le�, �e kto� j� s�yszy, ale obie nie
wspominaj� nic o tym �piewie serca. Nie wolno w�r�d szcz�ku broni ws�uchiwa� si� nadmiernie
w melodi� dni pokoju, w d�wi�k fletni op�akuj�cej szcz�cie. Lidia odczytuje listy
ukochanego, kt�ry m�wi o szczytnym obowi�zku �o�nierzy Cywilizacji. M�ody stoik wci�ga
dziewczyn� w lodowaty kr�g swego promieniowania, Lidia, zakochana, k�pie si� w nim radosna
i dr��ca, a �ar jej �ona topi �nieg idei. To jeszcze dziecko; pozwala z�udzeniom k�a��
sw� poz�ot� na okrucie�stwo ofiary, a bohaterstwo jest jeszcze dla niej na po�y igraszk�. Wie
o niebezpiecze�stwie, ale wierzy, chce wierzy� w opiek� jakiego� b�stwa... jego w�asnego...
kt�re czuwa nad jej w�asn� mi�o�ci�. (Czy� jej b�stwo i jej mi�o�� nie maj� tego samego
oblicza?)
Wydaje si� ufna, szcz�liwa i �mieje si� jak dziecko serdecznym, gard�owym �miechem.
Potem nagle p�acze i nie chce powiedzie� dlaczego. Anetce �al jej. Widzi, jak si� podnieca
zdaniami, kt�re recytuje z zapa�em, jednym tchem, a� utyka, niepewna... (Czy�by zmyli�a
jakie� s�owo? Prosi o przebaczenie spojrzeniem i zmieszanym, uroczym u�miechem.)
Anetka ma ochot� wzi�� j� w obj�cia i powiedzie�:
"Dzieciaku, powtarzasz cudze my�li. Oprzyj czo�o o moje usta! Kiedy milczysz, s�ysz�
twoje serce..."
Ale Lidia nie powinna tego us�ysze�. Ma s�uszno��. Niech recytuje wyuczone s�owa, kt�re
daj� jej zapomnienie! Idee usypiaj� serce.
Ca�y dom jest nimi upojony. Egzaltacja dochodzi do szczytu podczas owych dni ??pi�ciu
dni ??w kt�rych rozgrywa si� bitwa narod�w. Naturalne instynkty samoobrony, wzajemnej
pomocy, s�awy i po�wi�cenia nabieraj� nowej si�y... I oto nadchodzi dzie�, kiedy na placu
Notre Dame t�um zanosi b�agania do Dziewicy Orlea�skiej. A z galerii bazyliki kardyna� rzuca
okrzyk:
??Zwyci�stwo!
*
I nagle wszystko ustaje. Porywy za�amuj� si�. Dusza obni�a lot.
Pocz�wszy od pa�dziernika sprawy nie posuwaj� si� wcale. Najwi�ksze niebezpiecze�stwo
min�o, ale cier� na d�ugo pozosta� w ropiej�cym ciele. Trzeba si� przygotowa�, by �y�
tak mo�e ca�e lata. Kt� by jednak potrafi� odwa�nie spojrze� tej prawdzie w oczy? Wszyscy
ok�amuj� siebie i drugich. Dla podtrzymania zapa�u u�ywa si� �rodk�w sztucznych, harapa
prasy, jej przyn�t i okrucie�stw (s� one rzeczywi�cie specjalno�ci� prasy: podchwytuje je ona
i rozwija pomys�owo z rado�ci� ludo�ercy). A opinia publiczna zrywa si� z ot�pienia niby
pijak w napadzie krwawej nienawi�ci.
Ca�y dom ki�nie w atmosferze przesyconej cierpieniem, irytacj�, niecierpliwo�ci� i nud�.
Zima si� wlecze, a w jej ponurym �wietle coraz bardziej widoczna staje si� chorobliwa
fermentacja
dusz.
Dwoje uciekinier�w z p�nocy, Apolonia i Aleksy Quiercy, zostali u Anetki. Przyj�a ich
na kilka tygodni, a� do chwili kiedy on wyzdrowieje i kiedy znajd� mieszkanie oraz prac�.
Nie szukali jednak wcale: uwa�ali za rzecz ca�kiem naturaln�, �e Anetka ich przygarn�a, i nie
kr�powali si� zupe�nie: nie ich rzecz� by�o liczy�, ile wydaje! Uwa�ali si� za ofiary, a ca��
Francj� za sw� d�u�niczk�. Dosz�o do tego, �e Apolonia zacz�a narzeka� na mieszkanie: w
jadalni by�o im ciasno. Nie posun�a si� tak daleko, by ��da� pokoju Anetki, ale gdyby go ona
jej da�a, powiedzia�aby co najwy�ej: "dzi�kuj�!" Marek by� rozdra�niony do najwy�szych
granic. Czu� do tej kobiety jak�� fascynuj�c� odraz�.
Dziwni to byli go�cie! Aleksy le�a� po ca�ych dniach, Apolonia r�wnie� nie wychodzi�a z
mieszkania i trudno ich by�o sk�oni� do wietrzenia pokoju. Zamkni�ci, trwali w bezruchu.
Aleksy by� z natury oci�a�y, a od czasu straszliwej ucieczki w sierpniu nie odzyska� ca�kowicie
si�. Mia� jasne k�dzierzawe w�osy zarastaj�ce nisko w�skie i wypuk�e czo�o, ma�e m�t-
noniebieskie oczy i obrzmia�e, wiecznie otwarte usta, kt�rymi chwyta� oddech. Podobny by�
do siostry; ale z nich dwojga ona by�a bardziej m�czyzn�. Aleksy, ma�om�wny z natury,
zapada� w szklist� senno�� albo prze�uwa� s�owa modlitwy mi�tosz�c w r�ku r�aniec. Modlitwa
bywa ko�ysk� dla drzemi�cego umys�u. Brat i siostra byli na sw�j spos�b pobo�ni: B�g
stanowi� ich w�asno��, mieszkali u niego jak u Anetki. Niech inni si� st�d wynosz�! Bierny,
ale uparty Aleksy zaszywa� si� w to schronienie, pozostawiaj�c dzia�anie siostrze.
Dziewczyna ta, pe�na brutalnej energii, t�umi�a j�; ca�ymi godzinami siedzia�a pochylona
nad szyciem, podczas gdy niecierpliwe jej palce porusza�y si� szybko a niezawodnie. Nagle
rzuca�a. robot� i zaczyna�a chodzi�, chodzi� w k�ko, po ciasnej przestrzeni pomi�dzy oknem
a ��kiem. Przystawa�a wygra�aj�c pi�ciami niewidzialnemu wrogowi, krzycz�c, �e mu
wydrap