5455
Szczegóły |
Tytuł |
5455 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5455 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5455 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5455 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROMAIN ROLLAND
DUSZAZACZAROWANA
Tom I i II
PRZESTROGA DLA CZYTELNIKA
Staj�c u pocz�tku nowej w�dr�wki, nie tak d�ugiej jak Jana Krzysztofa, kt�ra,
jednak
obejmie tak�e kilka etap�w, przypominam czytelnikom przyjacielsk� pro�b� rzucon�
w jednym
z punkt�w zwrotnych dziej�w mego muzyka. We wst�pie do Buntu podkre�li�em, �e
ka�dy tom winno si� traktowa� jako rozdzia� dzie�a b�d�cego w ruchu, kt�rego
my�l rozwija
si� wraz z tokiem �ycia, jakie przedstawia. Cytuj�c stare powiedzenie: � Koniec
jest �ycia
pochwa��, wiecz�r chlub�, dnia minionego � doda�em: � Gdy dotrzemy do kresu,
os�dzicie,
ile by� wart nasz wysi�ek.
Niew�tpliwie ka�dy z tom�w musi posiada� swoiste cechy i stanowi� pewn� ca�o��
jako
dzie�o sztuki, ale przedwczesne by�oby s�dzi� wedle niego o idei og�lnej. Pisz�c
powie��
obieram istot� posiadaj�c� ze mn� cos wsp�lnego (a raczej ona to dokonywa
wyboru). Od tej
chwili pozostawiam jej swobod�, nie wprowadzaj�c wcale w�asnej osobowo�ci.
Ci�kie to,
zaiste, brzemi� ta d�wigana od przesz�o p�wiecza osobowo�� i w�a�nie niebia�ski
dar sztuki
przynosi wyzwolenie: mo�no�� pojenia si� inn� dusz� i przechodzenia w inne
egzystencje
(nasi indyjscy przyjaciele powiedzieliby: inne nasze egzystencje; gdy� wszystko
jest w ka�dym
z nas).
Przeistoczony w Jana Krzysztofa, Golasa czy Anetk� Riviere jestem tylko
sekretarzem ich
my�li. S�ucham, co m�wi�, widz� ich czyny i patrz� ich oczyma. W miar� jak
nabieraj� wiedzy,
czerpi�c z serca swego i z ludzi, ucz�, si� wraz z nimi; gdy si� myl�, padam,
wstaje , gdy
odzyskuj� r�wnowag�, i ruszamy w drog�. Nie twierdz�, ze droga to najlepsza,
lecz jest ona
nasz� drog�. Cho�by nie mieli racji Krzysztof, Colas i Anetka, jednak �yj�, a
�ycie to nie
najgorsza
z racji.
Nie doszukujcie� si� tutaj tez ni teoryj. Macie przed sob� same jeno wn�trzne
dzieje �ycia
szczerego, d�ugiego i p�odnego w rado�ci i b�le. Obarczone jest ono niezawodnie
sprzeczno�ciami,
obfituje w b��dy, ale tak�e usi�uje osi�gn�� w braku niedost�pnej prawdy
harmoni�
ducha, kt�ra jest nasz� prawd� najwy�sz�.
R. R.
Sierpie� 1922 r.
TOM PIERWSZY
ANETKA I SYLWIA
Mi�o�� to pierwsza z istot zrodzonych,
Mi�o��, kt�ra wyda�a p�niej my�l... ,
Rigveda
Cz�� pierwsza
***
Siedzia�a zwr�cona ty�em do okna, a promienie zachodz�cego s�o�ca igra�y po
silnym jej
karku i ramionach. Wr�ci�a w�a�nie do domu. Pierwszy to raz od wielu miesi�cy
Anetka sp�dzi�a
dzie� ca�y na wsi, przechadzaj�c si� i poj�c s�o�cem wczesnej wiosny, co
osza�amia
niby czyste wino, s�o�cem, kt�rego blasku nie m�ci cie� bezlistnych drzew, a
rze�wi ch�odny
wiew uciekaj�cej zimy. W g�owie jej hucza�o, t�tni�o w �y�ach, oczy mia�a zalane
potokami
�wiat�a. Pod spuszczonymi powiekami czerwone i z�ote b�yski, z�otoczerwony nurt
przelewa�
si� przez ca�e jej cia�o. Nieruchoma, odr�twia�a na krze�le, zatraci�a na chwil�
�wiadomo��...
Po�rodku lasu � staw z plam� s�o�ca podobny oku. Woko�o drzewa o konarach mchem
poros�ych.
Odczuwa ch�� k�pieli. Spostrzega, �e jest rozebrana. Lodowata d�o� wody dotyka
jej
st�p i kolan. Przejmuje j� dreszcz rozkoszy. Naga, przegl�da si� w
z�otoczerwonym stawie...
Ogarnia j� zawstydzenie nag�e i nieokre�lone, jakby czyje� oczy patrzy�y na ni�
z ukrycia.
Aby im uj��, wchodzi g��biej w wod�, kt�ra jej si�ga po szyj�. Wiry wody
obejmuj� j� �ywym
oplotem, a grube liany wij� si� wok� jej n�g. Chc� si� uwolni�, a grz�nie w
mule.
Wysoko, na powierzchni stawu, �pi �renica s�o�ca. Rozgniewana, uderza stop� w
dno i wynurza
si�. Woda jest teraz szara, m�tna, brudna. Ale na po�yskliwej jej tafli b�yszczy
nadal s�o�ce.
Anetka, chc�c wydoby� si� z mokrej, nieczystej toni, chwyta ga��� wierzby
pochylonej
nad wod�. Li�ciaste, podobne skrzyd�u witki okrywaj� nagie jej ramiona i biodra.
Sp�ywa cie�
nocy, Anetka czuje na karku dotkni�cie wieczornego ch�odu.
Przychodzi do siebie. Kilka zaledwie sekund min�o od chwili, kiedy zapad�a w
marzenia.
S�o�ce kryje si� za wzg�rza Saint-Cloud. Nadci�ga rze�we tchnienie wieczoru.
Ockn�a si�. Wstaje, dr��c troch� i marszcz�c brwi, gniewna, �e tak si�
zapami�ta�a; siada
w g��bi pokoju u kominka, przy ogniu. Mi�y to ogie�, a pal�ce si� jasno polana
maj� raczej
n�ci� spojrzenie i dotrzymywa� towarzystwa ni� ogrzewa�. Przez otwarte okno
p�ynie wraz z
wilgotnym powiewem wiosennej nocy melodyjny �wiergot ptak�w, co wr�ci�y do
gniazd i
uk�adaj� si� do spoczynku. Anetka marzy. Ale tym razem oczy ma otwarte. Z
powrotem znalaz�a
si� w �wiecie realnym, we w�asnym domu. Jest znowu sob�, Anetk� Riviere.
Pochylona
ku ognisku r�owi�cemu jej m�od� twarz, dra�ni�c stop� czarn� kotk�
nadstawiaj�c� brzuch
ku z�otym blaskom kominka, przypomina sobie �a�ob� sw�, na chwil� zapomnian�,
przywo�uje
(znikniony z serca) obraz istoty, kt�r� utraci�a. Ubrana jest w ci�k� �a�ob�,
niezatarte
�lady prze�y� bolesnych rysuj� si� na czole i w zaci�ni�ciu ust, a powieki
nabrzmia�e s� jeszcze
od niedawno przelanych �ez. Jest jednak zdrowa, �wie�a, pe�na sok�w �ywotnych,
jak
budz�ca si� natura; silna, rozros�a, niezbyt �adna, ale dobrze zbudowana, ma
bujne, kasztanowate
w�osy, z�ociste na karku, policzki i oczy jak kwiaty, a rozwiewaj�ca si�, jak
mg�a, melancholia,
kt�r� os�oni� pragnie kr�g�o�� ramion i przy�mi� b��dz�ce w dali spojrzenia,
czyni
j� podobn� do m�odej wdowy wpatrzonej w nikn�cy cie� ukochanego.
Anetka by�a wdow� w sercu swoim, ale ten, kt�rego cie� zatrzyma� chcia�a
wyci�gni�tymi
d�o�mi, by� jej ojcem.
Straci�a go przed p� rokiem, w ko�cu jesieni. M�ody jeszcze Raul Riviere (mia�
niespe�na
pi��dziesi�t lat) zmar� po dwudniowej chorobie na atak uremii. Od kilku ju� lat
czu� si�
niezdrowy
i winien by� szcz�dzi� si�, nie zwraca� jednak na to uwagi, nie spodziewaj�c si�
tak
nag�ego ko�ca. By� znanym w Pary�u architektem, dawnym stypendyst� Villa Romana;
przystojny,
urodzony spryciarz, by� obdarzony znakomitym apetytem. Fetowany po salonach, lu-
biany w sferach urz�dowych, umia� przez ca�e �ycie, pozornie bez zabiegania o
to, zbiera�
korzystne zam�wienia, zaszczyty i dobre okazyjki. Posta� jego, i�cie paryska,
spopularyzowana
by�a przez fotografie i rysunki w pismach oraz przez karykatury. Czo�o mia�
mocno
sklepione, wydatne skronie, a g�ow� nosi� pochy�o jak byk gotuj�cy si� do ataku.
Wypuk�e
oczy b�yszcza�y odwag�, w�osy mia� bia�e, bujne, przystrzy�one na je�a, muszk�
pod
roze�mianymi,
�ar�ocznymi ustami, min� sprytn�, troch� bezczeln�, ale pe�n� wdzi�ku i
efronterii.
Wszyscy go znali w Pary�u sztuki i u�ycia, a jednak naprawd� nie zna� go nikt.
Posiada� natur�
dwoist� i umia� si� cudownie przystosowywa� do �rodowiska, aby je eksploatowa�,
jednocze�nie
za� potrafi� sobie stworzy� �ycie tajne, w�asne. By� cz�owiekiem o silnych
nami�tno�ciach
i pot�nych na�ogach, kt�rym bynajmniej nie stawia� tamy, starannie si� z tym
jednak
ukrywaj�c, aby nie gorszy� klient�w. Urz�dzi� sobie sekretne muzeum (fos ac
nefas1), kt�rego
drzwi uchyla� tylko nielicznym wtajemniczonym; nie liczy� si� zgo�a z
upodobaniami i
moralno�ci�
og�u, a jednocze�nie dostosowywa� do nich swoje jawne �ycie i oficjalne prace.
Nie zna� go nikt ani spo�r�d przyjaci�, ani wrog�w. Nie mia� zreszt� wrog�w, co
najwy�ej
rywali, kt�rzy ci�ko p�acili za to, i� stan�li mu na drodze; pogn�biwszy
ostatecznie, umia�
ich sobie potem zjednywa�, tak �e nie tylko nie czuli do� urazy, ale niemal
gotowi byli z
u�miechem prosi� o przebaczenie, jak �w nie�mia�y, kt�ry przeprasza za to, i� mu
depcz� po
nogach. Bezwzgl�dny i chytry, umia� dokona� nie lada sztuki podtrzymuj�c dobre
stosunki
zar�wno z pokonanymi wsp�zawodnikami jak i z kochankami, kt�re porzuci�.
Mniej by� szcz�liwy w ma��e�stwie, gdy� �ona nie nauczy�a si� tolerowa�
niewierno�ci
m�a, mimo i� � jak my�la� � w ci�gu dwudziestu pi�ciu lat po�ycia powinna si�
by�a z tym w
pe�ni oswoi�. Uczciwo�� jej by�a ponura, obej�cie ch�odne, ch�odna te� pi�kno��.
Pochodzi�a
z Lyonu; uczucia jej by�y mocne, lecz zbyt wy��czne; nie umia�a przywi�za� do
siebie m�a i
brak�o jej praktycznego talentu niedostrzegania tego, czemu przeszkodzi� nie
mog�a. By�a
zbyt ambitna, aby si� skar�y�, ale nie umia�a zrezygnowa� z okazywania mu, �e
wie o
wszystkim i cierpi. By� wra�liwy (tak przynajmniej s�dzi�), przeto unika�
my�lenia o tym, lecz
�ywi� uraz� do �ony, �e nie umie lepiej przys�ania� swoich �egoistycznych
poryw�w�. Od lat
ca�ych �yli niemal w separacji, cho� kryli to milcz�co a zgodnie przed �wiatem,
tak �e nawet
c�rka Anetka nie zdawa�a sobie sprawy z sytuacji. Nie bada�a zreszt� przyczyn
nieporozumie�
zachodz�cych pomi�dzy rodzicami: by�o jej to niemi�e. M�odo�� ma do�� w�asnych
spraw. Tym gorzej dla spraw innych.
Szczytem zr�czno�ci Raula Riviere by�o pozyskanie c�rki. Nie uczyni� w�a�ciwie
nic w
tym celu � zwyci�y�a jego sztuka. Nie pad�o �adne s�owo wym�wki, nie wymkn�a
si� ani
jedna aluzja do jakich� b��d�w �ony. By� rycerski; c�rce pozostawi� trud
domys�u. Uczyni�a
to nader pr�dko pod wp�ywem swoistego czaru ojca. Ca�a rzecz polega�a na tym, �e
nigdy nie
obwinia� kobiety, kt�ra b�d�c jego �on� okaza�a si� na tyle niezr�czna, �e
zepsu�a sobie to
szcz�cie. W owej nier�wnej walce pani Riviere musia�a zosta� pokonana, a �mier�
dope�ni�a
jej kl�ski: umar�a przed m�em. Raul pozosta� panem pola bitwy i serca c�rki.
Przez pi��
ostatnich lat Anetka �y�a w atmosferze moralnej swego czaruj�cego ojca, kt�ry j�
kocha� i bez
z�ej woli zreszt�, otoczy� pokusami stanowi�cymi przyrodzone mu �rodowisko.
Szafowa� nimi
tym hojniej, �e nie m�g� wy�y� si� na zewn�trz: przez dwa ostatnie lata �ycia
zapowied�
choroby, kt�ra go zabi�a, � zmusza�a Raula do zamkni�cia si� w zaciszu domowego
ogniska.
Nic tedy nie m�ci�o gor�cej za�y�o�ci ��cz�cej ojca z c�rk� i wype�niaj�cej
rozbudzone na
po�y serce Anetki. Liczy�a oko�o dwudziestu czterech lat, ale serce mia�a
m�odsze, gdy� zmys�y
jej by�y jeszcze u�pione. Poniewa� nale�a�a do tych, kt�rzy maj� d�ug�
przysz�o�� przed
sob�, i poniewa� wyczuwa�a w sobie g��boki nurt �ycia, dlatego, by� mo�e,
pozwala�a, by
ono p�yn�o, i nie �pieszy�a si�, by je sobie u�wiadomi�.
Dziedziczy�a po obojgu rodzicach; po ojcu wzi�a rysy twarzy i ujmuj�cy u�miech,
kt�ry u
niego obiecywa� znacznie wi�cej, ni�li zamierza� da�, a u niej, czystej jeszcze,
wi�cej znacz-
1 Fas ac nefas (�ac.) � godziwe i niegodziwe.
nie, ni�by da� pragn�a; od matki za� otrzyma�a pozorny spok�j, umiar w
zachowaniu i surow�
moralno�� mimo pogl�d�w nader liberalnych. Owa dwoisto�� poci�ga�a czarem
uwodzicielskim
jednej i rezerw� drugiej strony. Trudno by�o odgadn��, kt�ry z temperament�w
mia�
w niej przewag�. Prawdziwa jej natura nie by�a dot�d znana. Ani ludziom, ani jej
samej. Nikt
nie domy�la� si�, co kryje jej serce. By�a niby Ewa p�ni�ca w raju. Nie
u�wiadamia�a sobie
w�asnych po��da�. By�y jeszcze u�pione, nic ich jeszcze nie rozbudzi�o.
Starczy�o wyci�gn��
r�ce, by da� im uj�cie, ale nie czyni�a tego, zas�uchana w ich radosny rozgwar,
a mo�e te� nie
chcia�a tego uczyni�... Czy� wiadomo, do jakiego stopnia sami si� �udzimy
unikaj�c spogl�dania
tam, sk�d zagra�a niepok�j? Wola�a nie dostrzega� owego morza wewn�trznego.
Anetka
taka, jak� znano, Anetka �wiadoma samej siebie, by�a to os�bka spokojna,
rozs�dna,
praktyczna, panuj�ca nad sob�, wyposa�ona w siln� wol� i w�asny pogl�d na �wiat,
os�bka,
kt�ra jednak nie mia�a dot�d �adnej sposobno�ci wypr�bowania tych swoich cech w
walce z
zasadami panuj�cymi w �wiecie czy te� obowi�zuj�cymi w �rodowisku domowym.
Nie zaniedbywa�a �wiata, nie by�a te� zblazowana jego pon�tami, przeciwnie �
smakowa�a
je z doskona�ym apetytem, r�wnocze�nie jednak odczuwa�a potrzeb� powa�niejszego
zaj�cia.
Naby�a du�o wiadomo�ci, sko�czy�a uniwersytet i zdoby�a dwa dyplomy. Obdarzona
inteligencj�
�yw�, spragniona dzia�ania, lubi�a precyzyjne metody pracy umys�owej, zw�aszcza
w zakresie
nauk �cis�ych, do kt�rych by�a szczeg�lnie uzdolniona. Zdrowa jej natura,
wiedziona
instynktown� konieczno�ci� r�wnowagi, czu�a potrzeb� przeciwstawienia �cis�ej
metody
naukowej,
wolnej od niedom�wie� i mgie�, temu w�a�nie niepokoj�cemu czarowi �ycia
wewn�trznego,
kt�rego si� ba�a, a kt�re wbrew jej wysi�kom, w momentach s�abo�ci czy bezw�adu
umys�owego, jawi�o si� u progu duszy. Aktywno�� ta, jasna, czysta, j�drna i
prosta,
zadowala�a j� na razie. Nie chcia�a my�le�, co nast�pi potem. Ma��e�stwo nie
poci�ga�o jej i
odsuwa�a od siebie my�l o nim. Ojciec z pob�a�liwym u�miechem s�ucha� jej
postanowie�, ale
ich nie zwalcza�, gdy� by�o mu z tym dobrze.
***
Znikni�cie Raula Riviere zachwia�o a� do fundament�w �yciem Anetki i dopiero
teraz
przekona�a si�, jak silne znajdowa�a w ojcu oparcie. A przecie�, oblicze �mierci
nie by�o jej
obce. Ju� wcze�niej pozna�a je, kiedy przed pi�ciu laty straci�a matk�. Ale
oblicze to nie zawsze
bywa jednakie. Pani Riviere sp�dzi�a kilka miesi�cy w sanatorium i odesz�a w
milczeniu,
jak �y�a, zabieraj�c z sob� tajemnic� cierpie� i walk przedzgonnych oraz trosk
ca�ego �ycia.
Naiwny egoizm m�odo�ci sprawi�, i� Anetka odczu�a jedynie �agodny �al, podobny
temu, jaki
wywo�uje pierwszy deszcz wiosenny, a jednocze�nie dozna�a ulgi, do kt�rej trudno
przyzna�
si� przed sob�; ostatni cie� wyrzutu znikn�� wkr�tce w promieniach beztroskich i
pogodnych
dni.
Inaczej umiera� Raul Riviere. Cios dosi�gn�� go w pe�ni szcz�cia, kiedy
mniema�, �e d�ugo
jeszcze b�dzie si� nim poi�, i nie mia� odchodz�c ze �wiata �adnej filozofii na
pocieszenie.
Cierpienie i widmo �mierci przyj�� krzykiem buntu. Walczy�, przej�ty zgroz� a�
do ostatniego
tchnienia, niby ko� dopadaj�cy w galopie wzg�rza. Te straszliwe obrazy odbi�y
si� niby w
wosku na rozgor�czkowanym umy�le Anetki. Po nocach dr�czy�y j� przywidzenia.
Nieraz,
gdy le�a�a w mroku sypialni, maj�c ju� zasn��, zrywa�a si� nagle i ponownie
prze�ywa�a agoni�
ojca; obraz jego �mierci i twarz jego jawi�y si� przed ni� z tak straszliwym
realizmem, �e
zdawa�o si� jej, i� sama umiera; nie odr�nia�a jego spojrzenia od swego, jego
tchnienia od
w�asnego oddechu � i w jego zamieraj�cych oczach widzia�a rozpaczliwe wo�anie.
M�ka ta
za�ama�aby j�, gdyby nie si�a m�odo�ci i odporno�� organizmu. Im silniej napi�ta
jest ci�ciwa,
tym dalej leci strza�a �ycia. O�lepiaj�ca �wiat�o�� owych omamie� zgas�a,
zg�adzona sw�
w�asn� si��, pozostawiaj�c po sobie mrok. Przepad�y gdzie� rysy twarzy, g�os i
jakby
promieniowanie
osobowo�ci zmar�ego, wszystko znik�o: Anetka, usi�uj�ca a� do wyczerpania
zatrzyma�
i utrwali� cie� �yj�cy w niej dot�d, spostrzeg�a, �e go ju� nie ma. Zosta�a
tylko ona...
Sama... Zupe�nie sama. Ewa zbudzi�a si� w raju bez towarzysza obok siebie, bez
tego, kt�ry,
jak wiedzia�a, by� zawsze tak bliski, �e nie pr�bowa�a go nawet pozna�; on za�
niepostrze�enie
przybiera� w jej my�lach niepewny jeszcze kszta�t mi�o�ci. Nagle raj utraci� swe
bezpiecze�stwo.
I tam dotar�y niespokojne podmuchy z zewn�trz; dotar�o tchnienie �mierci i
tchnienie
�ycia. Anetka rozwar�a oczy w�r�d mrok�w, jak pierwsi ludzie �wiadoma
rozlicznych,
czyhaj�cych woko�o niebezpiecze�stw i instynktem wyczuwaj�ca walki, kt�re b�dzie
musia�a
stoczy�. Zaraz te� zbudzi�a si� u�piona dot�d energia i czeka�a, gotowa do
walki. Samotno��
jej zaludni�a si� pot�gami nami�tno�ci.
R�wnowaga zosta�a zwichni�ta. Niczym wydawa�y jej si� teraz studia i prace, a
stanowisko,
kt�re im wyznaczy�a w �yciu, zgo�a �mieszne. Druga cz�� obszaru duszy,
dotkni�ta b�lem,
rozszerza�a si� w niesko�czono��, a wstrz�s wywo�any ciosem obudzi� wszystkie
nerwy:
wok� rany zadanej strat� ukochanego towarzysza, zbieg�y si� z najbardziej
ukrytych g��bi jej
istoty wszystkie moce mi�osne, tajne i nieznane, przyci�gni�te otwieraj�c� si�
pustk�. Zdziwiona
t� inwazj�, Anetka stara�a si� nada� im odmienne znaczenie. Wysila�a si�, by
kierowa�
je wszystkie ku okre�lonemu obiektowi swego cierpienia � zar�wno dotkliwe
wo�ania zmys��w,
kt�re rozpala�y jej krew wraz ze zbli�aniem si� wiosny, jak i niejasny a silny
�al za
szcz�ciem... straconym czy upragnionym? Wyci�ga�a ramiona ku temu, co jeszcze
nie istnia�o,
a serce wyrywa�o si� ku przesz�o�ci, a mo�e przysz�o�ci... Ale wysi�ki te
ko�czy�y si�
tym jeno, �e �a�oba jej roztapia�a si� w dziwnym misterium b�lu, nami�tno�ci i
jakiej� tajemnej
��dzy. Trawi�o j� to i jednocze�nie podnieca�o do buntu...
Tego wieczora kwietniowego bunt �w ni� ow�adn��. Rozum dziewczyny oburza� si� na
marzenia bezplanowe, nie kontrolowane od d�ugich miesi�cy, a tak niebezpieczne.
Chcia� je
st�umi�, ale stawi�y op�r, nie s�ucha�y, on za� zatraci� ju� zdolno��
rozkazywania... Anetka
oderwa�a w ko�cu oczy od ognia i wyzwalaj�c si� spod przemo�nego czaru nocy,
kt�ra nadesz�a
tymczasem, wsta�a i otuliwszy si� szlafrokiem ojca, zapali�a lamp�.
Gabinet Raula Riviere przytyka� do ogrodu, a przez uchylone drzwi wida� by�o
teraz
wskro� m�odego listowia drzew b�yszcz�ce w ciemno�ci fale Sekwany. W dali rzeka
tworzy�a
ciemn� mas�, zda si� nieruchom�, na kt�rej k�ad�y si� odbicia dom�w
przeciwleg�ego brzegu,
usiane jasnymi punktami roz�wietlaj�cych si� jedno po drugim okien. Ponad
wzg�rzami Saint-
Cloud gas�y ostatnie b�yski dnia. Raul Riviere mia� wyrobiony gust i chocia� nie
okazywa�
go w stosunkach z bogat� klientel�, kt�rej t�p� rutyn� i �mieszne kaprysy zawsze
szanowa�, to
jednak zamiast stawia� dla siebie dom, wybra� po�o�ony na Quai de Boulogne stary
pa�acyk w
stylu Ludwika XVI i zaj�� si� tylko jego wewn�trznym urz�dzeniem. Gabinet, gdzie
pracowa�,
m�g� s�u�y� r�wnie� poczynaniom mi�osnym i niezawodnie pe�ni� nieraz t� drug�
powinno��.
Riviere przyjmowa� tu niejedn� mi�� wizyt� bez budzenia niczyich podejrze�, gdy�
do gabinetu wchodzi�o si� wprost z ogrodu. Ale od dwu lat nie u�ywano tych
drzwi, a jedyn�
odwiedzaj�c� ojca kobiet� by�a Anetka. Tutaj najmilej im by�o rozmawia�. Anetka
chodzi�a z
k�ta w k�t, to i owo porz�dkuj�c, dolewaj�c wody do wazonu z kwiatami, czasem
za� siada�a
nagle bez ruchu, z ksi��k� w r�ku, wci�ni�ta w r�g sofy, patrzy�a na g�adk�
powierzchni�
rzeki i z roztargnieniem, nie przerywaj�c niedba�ej lektury, rozmawia�a z ojcem.
On siedzia�
w pozie wygodnej, �wiadcz�cej o znu�eniu, a oczy jego chwyta�y bystro ka�de
poruszenie
c�rki. To stare rozpieszczone dziecko musia�o stanowi� o�rodek my�li wszystkich
os�b, z
kt�rymi obcowa�. Zasypywa� j� tedy pytaniami, uwagami, przym�wkami, wyrzutami,
serdeczno�ciami
dot�d, a� zwr�ci� na siebie ca�� jej uwag� i przekona� si�, �e s�yszy ka�de jego
s�owo. Podra�niona tym, a zarazem uszcz�liwiona, �e nie mo�e si� bez niej
obej�� ani chwili,
Anetka porzuca�a wszystko, aby zaj�� si� tylko nim, a on, pewny teraz s�uchaczki
i zadowolony,
hojnie szafowa� zasobami swego b�yskotliwego umys�u. Puszcza� rakiety dowcipu,
obrywa� p�atki kwiecia wspomnie�, wybieraj�c, oczywi�cie, jeno pochlebne i
przysposobione
ad usum delphini2, a raczej delfinki, kt�rej upodobania, tajne zainteresowania i
nag�e odrazy
zna� tak dobrze. Zawsze opowiada� jej to w�a�nie, co s�ysze� pragn�a. Anetka,
ca�a w s�uch
zamieniona, dumna by�a z jego zwierze� i s�ucha�a, wierz�c, �e uzyska�a ze
strony ojca
znacznie wi�cej, ni�li to udawa�o si� przez ca�e �ycie jej matce. By�a jedyn�,
jak mniema�a,
powiernic� intymnej strony jego �ycia.
Atoli inny jeszcze powiernik znalaz� si� w jej r�kach, mianowicie wszystkie
papiery pozosta�e
po ojcu. Anetka nie stara�a si� ich pozna�, cze�� i mi�o�� m�wi�y jej, �e nie ma
do tego
prawa, ale wchodzi�y w gr� inne wzgl�dy. Nale�a�o zadecydowa� o ich losie, bo
Anetka, jedyna
spadkobierczyni, mog�a .r�wnie� umrze�, a papier�w rodzinnych nie nale�a�o
oddawa�
w obce r�ce. Koniecznie tedy musia�a je przejrze�, aby jedne zniszczy�, inne
przechowa�.
Zdecydowa�a si� na to ju� kilka dni temu. Ilekro� jednak znalaz�a si� w
gabinecie przepojonym
obecno�ci� umi�owanego ojca, nie by�a zdolna do niczego pr�cz sycenia si� t�
atmosfer�
i godzinami siedzia�a bez ruchu. Ba�a si�, �e otwieraj�c stare listy zetknie si�
zbyt bezpo�rednio
z rzeczywisto�ci�...
Ale trzeba to by�o uczyni� i owego w�a�nie wieczora zdecydowa�a si�. Tej nocy,
rozmarzaj�cej,
przesyconej tkliwo�ci�, z niepokojem czu�a, jak rozprasza si� jej bole��, i
chcia�a
utwierdzi� si� w przekonaniu, �e zmar�y jest jej niepodzieln� w�asno�ci�.
Przyst�pi�a do mebelka
z r�anego drzewa, nadaj�cego si� raczej do buduaru kokietki ni�li do gabinetu
m�czyzny.
Wysoka szyfonierka, w stylu Ludwika XV, pe�na by�a list�w i papier�w osobistych,
zawartych w siedmiu czy o�miu pi�trach szufladek � by� to bowiem miniaturowy
czaruj�cy
prototyp ameryka�skich sky-scrapers3. Anetka ukl�k�a, otwar�a doln� szuflad�,
wyj�a j� i
wr�ciwszy na swe miejsce u kominka, po�o�y�a na kolanach, aby wygodnie zbada�
zawarto��.
Cisza by�a zupe�na. Anetka mieszka�a tylko ze star� ciotk�, kt�ra prowadzi�a
gospodarstwo i
nie liczy�a si� wcale. Zawsze w cieniu brata, ciotka Wiktoryna s�u�y�a mu przez
ca�e �ycie,
uwa�aj�c to za naturalne, i teraz zgodzi�a si� pozosta� w roli gospodyni u
bratanicy. Jak stary
kot stanowi�a cz�� inwentarza domowego, a zapewne przywi�zana by�a do mebli
r�wnie
mocno jak do ich w�a�cicieli. Wieczorem wcze�nie udawa�a si� do swego pokoju i
daleka jej
obecno�� oraz powolne, mi�kkie, starcze st�panie nie przeszkadza�y Anetce w
marzeniach
wi�cej, ni�by to czyni�o zwierz� domowe.
Zacz�a czyta�, zaciekawiona i nieco trwo�na. Obdarzona jednak instynktem
porz�dku i
spokoju oraz pragnieniem, by wok� niej wszystko by�o jasne i u�adzone,
opanowa�a si�,
rozk�ada�a
listy bardzo powoli i z tak� oboj�tno�ci�, �e sama chwilami odnosi�a wra�enie,
i� j� to
wszystko nic nie obchodzi.
Z pocz�tku przeczyta�a kilka list�w matki. Uporczywy ton smutku, znany z
w�asnego, nie
zawsze mi�ego do�wiadczenia, dotkn�� j� i upatruj�c w tym, jak zawsze,
chorobliwy nastr�j
umys�u zmar�ej, szepn�a: � Biedna mama! � W miar� jednak dalszej lektury
zacz�a dostrzega�
po raz pierwszy, �e po stronie matki by�o wiele s�uszno�ci. Zaniepokoi�y j�
wzmianki o
niewierno�ci ojca, ale zbyt stronniczo usposobiona, pomin�a je udaj�c, �e nie
do�� dobrze
rozumie. Mi�o�� ojca kaza�a jej zamyka� oczy, dostarczaj�c po temu
niezwalczonych racji.
Jednak niebawem odkry�a, jak wielka by�a powaga duszy pani Riviere i jak g��boko
zosta�y
zranione jej uczucia; zacz�a te� wyrzuca� sobie, �e zapoznawszy j� przysporzy�a
nieraz cierpie�
jej pe�nemu po�wi�ce� �yciu.
W tej�e samej szufladzie drzema�y i inne paczki list�w, niekt�re nawet
rozwi�zane i pomieszane
z listami matki, jakby na �wiadectwo lekkomy�lno�ci Raula, kt�ry beztrosko
stosowa�
t� sam� metod� i w korespondencji, i w �yciu.
2 Ad usum delphini (tac.) � dos�ownie: na u�ytek delfina; w znaczeniu
przeno�nym: s�owa czy wiadomo�ci
przeznaczone dla osoby, kt�rej przychylno�� pragnie si� pozyska�.
3 Sky-acrapers (ang.) � drapacze chmur.
Tym razem wymuszony spok�j Anetki zosta� wystawiony na ci�k� pr�b�. Z list�w
tych
dochodzi�y stanowcze g�osy, �wiadcz�ce swym tonem o wi�kszej intymno�ci i
pewniejsze
swej w�adzy nad Raulem ni�li biedna pani Riviere: stwierdza�y wobec niego swoje
�prawo
w�asno�ci�. Anetk� ow�adn�o uczucie buntu i w pierwszej chwili zmi�wszy listy w
d�oni,
cisn�a ca�y plik w ogie�. Ale zaraz doby�a go z p�omieni.
Spogl�da�a z wahaniem na osmolone ju� i nadgryzione �arem kartki. Skoro przed
chwil�
mia�a dostateczne racje, by nie chcie� poznawa� minionych spor�w mi�dzy
rodzicami, to tym
bardziej nie powinna teraz pragn�� pozna� intymnych zwi�zk�w ojca. Ale racja ta
wyda�a si�
jej ju� zbyt nik�a. Uczu�a si� osobi�cie dotkni�ta. Nie umia�a tego uzasadni�,
powiedzie� jak i
dlaczego. Nachylona nad papierami, w bezruchu, ze zmarszczonym nosem i ustami
od� �
tymi grymasem rozczarowania, podobna gniewnej kotce, dr�a�a ch�ci� ponownego
rzucenia
w ogie� bezczelnych �wistk�w. Ale gdy rozlu�nia�a ju� zaci�ni�te palce, nie
mog�a powstrzyma�
ch�ci spojrzenia i nagle zdecydowana, wyprostowa�a kartki, starannie palcem je
wyg�adzaj�c, i przeczyta�a. Przeczyta�a wszystko.
***
Z odraz� (nie bez pewnego jednak poci�gu) �ledzi�a te mi�osne zwi�zki, zupe�nie
jej dot�d
nie znane. Stanowi�y one bukiecik bardzo fantastyczny i wielce urozmaicony. W
mi�o�ci,
podobnie
jak w sztuce, Raul szed� za pr�dem czasu i zachceniem chwili. Anetka napotyka�a
nazwiska
kobiet nale��cych do jej �wiata i wrogo wspomina�a u�miechy i pieszczoty,
kt�rymi j�
ongi darzy�y te kochanice ojca. Inne zn�w nale�a�y do ni�szych sfer spo�ecznych,
a ortografia
ich list�w by�a r�wnie swobodna jak wyra�ane uczucia. Grymas Anetki pog��bia�
si�, ale
umys� mia�a tak �ywy i sk�onny do drwiny jak ojciec, przeto widzia�a w wyobra�ni
owe
przer�ne
damy gryzmol�ce po�piesznie po papierze, w �miesznych pozycjach, z lokami
opadaj�cymi
na twarz i wysuni�tym koniuszkiem j�zyka. Wszystkie te awanturki, kr�tsze czy
d�u�sze,
ale nigdy zbyt d�ugie, snu�y si� nieprzerwanym szeregiem, wypieraj�c jedna
drug�. Anetka
by�a z tego zadowolona, mimo �e nie opu�ci�a jej uraza i wzgarda.
Nie dotar�a jednak jeszcze do kresu odkry�. W jednej z szuflad znalaz�a spory
pakiet list�w
staranniej przechowanych od list�w matki i przekona�a si�, �e ten stosunek ojca
trwa� d�u�ej.
Daty notowane by�y niedbale, ale �atwo si� domy�li�a, �e korespondencja obejmuje
d�ugi szereg
lat Pismo �wiadczy�o o dwu osobach. Listy pierwszej, z�� ortografi� i krzywo
pisane, ko�czy�y
si� w po�owie paczki, listy drugiej, zrazu dzieci�cym, p�niej coraz to bardziej
wyrobionym
charakterem kre�lone, ci�gn�y si� do lat ostatnich, co wi�cej � a� do ostatnich
miesi�cy
�ycia ojca, i fakt ten sprawi� Anetce szczeg�ln� przykro��. Ponadto owa nieznana
korespondentka,
zagarniaj�ca cz�� jej �wi�tego okresu, kt�ry uwa�a�a za wy��czn� sw� w�asno��,
jak intruz dwojako wdzieraj�ca si� w jej prawa, w listach do jej ojca pisa�a:
�M�j ojcze!...�
Dozna�a wra�enia bolesnego ciosu. Gestem w�ciek�o�ci zrzuci�a z ramion ojcowski
szlafrok.
Listy wypad�y jej z r�k, skuli�a si� w fotelu i siedzia�a tak, z oczyma suchymi
i pa�aj�cymi
policzkami. Nie analizowa�a swych uczu�, zbyt podniecona, aby wiedzie�, co
my�li, ale
ca�� si�� nami�tno�ci wo�a�a w duszy: �Oszuka� mnie!�
Podnios�a znowu przekl�te �wistki i nie pu�ci�a ju� z r�k, dop�ki z nich nie
doby�a wszystkiego,
a� do ostatniego wiersza. Czyta�a, ci�ko dysz�c, zacisn�wszy usta, trawiona
ogniem
zazdro�ci oraz jakim� innym, trudnym do okre�lenia uczuciem. Wertuj�c t� poufn�
korespondencj�
. nie dozna�a ani razu wyrzutu sumienia z powodu przej�cia tajemnicy ojca. Ani
chwili
nie w�tpi�a w swe prawo! (Jej prawo! Tu rozum nie dzia�a�. W�ada�a ni� inna,
despotyczna
pot�ga.) Przeciwnie, s�dzi�a, �e to ona zosta�a obra�ona, odarta ze swych praw �
ze swych
bezsprzecznych praw � przez w�asnego ojca!
Po chwili jednak opanowa�a. si�. Na moment dostrzeg�a, �e pretensje jej s�
potworne.
Wzruszy�a ramionami. Jakie� mia�a do� prawa? C� by� jej winien? W�adczy g�os
nami�tno�ci
powiedzia�: �Wszystko!� Nie by�o nad czym dyskutowa�. Anetka, pogr��ona w
bezrozumnym
rozczarowaniu, cierpia�a z powodu rany, a jednocze�nie poczu�a gorzk� rado�� w
obliczu owych si� okrutnych, po raz pierwszy wbijaj�cych ostre szpony w jej
cia�o.
Cz�� nocy sp�dzi�a na czytaniu. Gdy si� wreszcie zdecydowa�a po�o�y�, d�ugo
widzia�a
pod zamkni�tymi powiekami zdania i s�owa, od kt�rych dr�a�a. W ko�cu jednak
zwyci�y�
zdrowy sen m�odo�ci. Le�a�a rozci�gni�ta bez ruchu, oddychaj�c g��boko i
spokojnie, jakby
wy�adowanie uczu� przynios�o jej ulg�.
Odczyta�a nazajutrz listy. Odczyta�a wielokro�, i przez kilka dni nie schodzi�y
jej z my�li.
Mog�a teraz odtworzy� sobie to �ycie � podw�jne �ycie tocz�ce si� r�wnolegle z
jej �yciem.
Matka by�a kwiaciark�, kt�rej Raul dostarczy� �rodk�w na za�o�enie sklepu, c�rka
pracowa�a
u modniarki czy szwaczki (dobrze nie wiadomo). Jedna mia�a na imi� Delfina,
druga (m�odsza)
Sylwia. S�dz�c wedle stylu fantastycznego i niedba�ego, kt�ry posiada� jednak
pewien
urok, obie podobne by�y do siebie. Delfina wydawa�a si� powabn� os�bk�, kt�ra
mimo
prowadzenia
drobnych intry�ek, tu i �wdzie widocznych w jej listach, nie m�czy�a zbytnio
Raula
Riviere swymi wymaganiami. Ni matka, m c�rka nie bra�y �ycia tragicznie, przy
tym pewne
by�y przywi�zania Raula, i to by� mo�e najlepszy spos�b, by je zachowa�
naprawd�. Owa
impertynencka pewno�� dotyka�a jednak Anetk� r�wnie silnie jak nies�ychana
poufa�o�� tonu,
jakim si� do niego zwraca�y.
By�a zazdrosna przede wszystkim o Sylwi�. Tamta znik�a, a zreszt� duma Anetki
pogardza�a
takim zwi�zkiem, jaki ��czy� ojca z Delfina. Zapomnia�a ju� nawet, �e przed
kilku
dniami samo wykrycie mi�ostek tego typu obrazi�o j� do �ywego. Teraz wst�pi�o w
szranki
uczucie du�o g��bsze, tote� wszystkie inne rywalki wydawa�y si� jej bez
znaczenia. Wysila�a
my�l, aby wyobrazi� sobie ow� obc�, kt�ra, ku jej rozczarowaniu, by�a jej tylko
na p� obca.
Oburza�a j� beztroska swoboda, z kt�r� Sylwia spokojnie �tykaj�ca� ojca w
listach rozporz�dza�a
nim tak, jakby posiada�a go wy��cznie dla siebie. Chc�c j� zmiesza�, ostrym
wzrokiem
mierzy�a bezczeln� nieznajom�. Ale ma�a intruzka �mia�o wytrzymywa�a spojrzenie.
Zdawa�o si�, .�e m�wi:
� On jest m�j, mam jego krew w �y�ach! Im bardziej z�o�ci�a si� Anetka, tym
silniej twierdzenie
to przenika�o w jej dusz�. Walczy�a z nim tak uporczywie, �e w ko�cu nawyk�a do
walki i nawet do przeciwniczki. Wreszcie nie mog�a si� ju� bez niej obej��.
Pierwsza my�l,
kt�ra jej si� jawi�a rano, by�a my�l� o Sylwii, a przekorny g�os rywalki
twierdzi� teraz:
� Mam twoj� krew!
S�ysza�a j� tak wyra�nie, tak �ywa sta�a si� wizja nieznanej siostry, �e pewnej
nocy Anetka
wyci�gn�a w p�nie ramiona, by j� pochwyci�.
Nazajutrz, zagniewana, z protestem w sercu, ale zwyci�ona, uczu�a, �e ogarn�o
j� pragnienie,
kt�remu oprze� si� nie zdo�a. Ruszy�a tedy z domu na poszukiwanie Sylwii.
***
Adres by� w listach i Anetka uda�a si� na Boulevard du Maine. Ale po po�udniu
Sylwia
by�a w pracowni, tam za� Anetka nie mia�a odwagi jej szuka�. Przeczeka�a par�
dni i posz�a
wieczorem, po obiedzie. Sylwia jeszcze nie wr�ci�a, a mo�e ju� wysz�a, nikt nie
wiedzia� na
pewno. Anetka odesz�a rozczarowana � ka�da taka wyprawa utrzymywa�a j� przezwa�y
dzie�
w stanie nerwowego, pe�nego napi�cia oczekiwania, a jakie� tajne tch�rzostwo
doradza�o
zaprzesta�
wszystkiego. Ale nale�a�a do tych, kt�rzy raz postanowiwszy nie umiej�
rezygnowa�;
przeszkody i l�k przed tym, co nast�pi, wzmaga�y jej up�r.
Posz�a ponownie w ko�cu maja, oko�o dziewi�tej wiecz�r. Tym razem powiedziano
jej, �e
Sylwia jest w domu. Mieszka�a na sz�stym pi�trze. Anetka wbieg�a szybko, gdy�
nie chcia�a
mie� do�� czasu, by znale�� argumenty do zawr�cenia z drogi, Na g�rze zbrak�o
jej tchu i
musia�a odpocz��. Przystan�a na schodach, niepewna tego, co j� czeka.
Znalaz�a si� w d�ugim wsp�lnym korytarzu o posadzce w kostk�, nie pokrytej
dywanem. Z
prawej i lewej strony s�ycha� by�o z uchylonych drzwi mieszka� prowadzon� przez
korytarz
rozmow�. Przez szpar� w drzwiach po lewej strome pada� na czerwone kwadraty
pod�ogi odblask
zachodz�cego s�o�ca. Tu w�a�nie by� pok�j Sylwii.
Anetka zapuka�a.
� Prosz�! � zawo�a� kto� nie przestaj�c papla�. Otwar�a drzwi i nagle prosto w
twarz pad�a
jej z�ocista �una zachodu. Ujrza�a m�od�, na p� rozebran� dziewczyn�, w
sp�dnicy tylko, z
obna�onymi ramionami, w r�owych pantofelkach na bosych nogach; kr�ci�a si� po
pokoju,
zwr�cona do przyby�ej plecami kszta�tnymi i pulchnymi. Szuka�a czego� na
toalecie i m�wi�a
do siebie pudruj�c sobie nos.
� No, a kt� tam znowu? � spyta�a sepleni�c, gdy� w k�ciku ust trzyma�a kilka
szpilek do
w�os�w.
W tej chwili spojrzawszy nagle na ga��� bzu, tkwi�c� w dzbanku na wod�,
zanurzy�a nos
w kwiatach, wydaj�c pomruk rado�ci. Podnios�a g�ow� i zerkn�wszy roze�mianymi
oczyma w
lustro ujrza�a za sob� stoj�c� na progu, zak�opotan�, oblan� s�o�cem Anetk�.
Wyda�a okrzyk
zdziwienia, odwr�ci�a si� i unosz�c nagie ramiona, szybko poprawi�a w�osy,
wetkn�a w nie
szpilki, po czym podesz�a z wyci�gni�tymi r�kami. Ale zaraz je opu�ci�a czyni�c
gest powitalny
uprzejmy, lecz pe�en. rezerwy. Anetka wesz�a, na pr�no usi�uj�c przem�wi�.
Sylwia
r�wnie� milcza�a. Podsun�a przyby�ej krzes�o i narzuciwszy na ramiona kaftanik
w b��kitne
pasy, bardzo ju� zniszczony, siad�a naprzeciw niej na ��ku. Patrzy�y na siebie.
Ka�da czeka�a,
by druga zacz�a m�wi�.
Jak�e by�y odmienne! Bada�y si� spojrzeniem bystrym, uwa�nym, bezlitosnym,
pytaj�c:
�A ty kim jeste�?�
Sylwia widzia�a, �e Anetka jest wysoka, �wie�a, ma twarz szerok�, nos nieco
p�aski, czo�o
m�odej ja�owicy pod fal� z�otokasztanowatych, faluj�cych w�os�w, bardzo g�ste
brwi, wielkie,
jasnoszafirowe oczy, to omdlewaj�ce, to patrz�ce twardo, zale�nie od uczu�
przep�ywaj�cych
przez jej serce; usta du�e, pe�ne wargi z jasnym puszkiem w k�cikach, zazwyczaj
zamkni�te
w wyrazie obrony, bacznym i upartym; gdy si� wszak�e rozchyli�y w uroczym,
nie�mia�ym
i promiennym u�miechu, rozja�nia�y i przeistacza�y ca�� twarz. Podbr�dek jej i
policzki
by�y zaokr�glone, ale nie za pe�ne, o zdecydowanym zarysie; kark, szyja i r�ce
mia�y
kolor z�ocistego miodu; pod g�adk� i elastyczn� sk�r� p�yn�a zdrowa krew. By�a
niezbyt
szczup�a w pasie, mocno zbudowana, o piersiach wysokich i pe�nych. Wprawne oczy
Sylwii
dostrzeg�y to wszystko pod cienk� materi� sukni; zw�aszcza zwr�ci�y jej uwag�
pi�kne ramiona
� ich harmonijne linie wraz z jasn� i kr�g�� kolumn� szyi tworzy�y
najdoskonalsz�
cz�� postaci Anetki. Ubrana by�a dobrze i starannie, nieco nawet za starannie,
zdaniem Sylwii;
w�osy mia�a porz�dnie uczesane, ani jeden lok nie buntowa� si�, ani jedna
szpilka nie
by�a wpi�ta krzywo, a Sylwia zada�a sobie pytanie: �Czy aby wewn�trz jest tak
samo?�
Anetka zauwa�y�a, �e Sylwia jest niemal jej wzrostu, ale szczuplejsza, ma g�ow�
nieco za
ma�� w stosunku do na p� nagiego pod matink� cia�a, biust nie du�y, ale
t�u�ciutki, ramiona
toczone. Siedzia�a ko�ysz�c si� na ma�ym kuperku, z ramionami opartymi na
kr�g�ych kolanach.
R�wnie� kr�g�e mia�a czo�o i brod�, nosek ma�y, zadarty, w�osy
jasnokasztanowate,
puszyste i zarastaj�ce nisko skronie, loki spadaj�ce na policzki i mn�stwo
niepos�usznych
kosmyk�w na karczku, bardzo bia�ym i powabnym. Przypomina�a ro�lin� pokojow�.
Ogl�dana
z profilu, twarz jej robi�a wra�enie asymetrycznej: z prawej strony przypomina�a
rozkosznego,
sentymentalnego kotka, kt�ry �pi, z lewej � chytrego i przyczajonego, kt�ry
got�w dra-
pa�. Gdy m�wi�a, unosi�a nieco g�rn� warg� ukazuj�c �miej�ce si� z�bki. Anetka
pomy�la�a:
�Biada temu, kogo zechce schrupa�!�
Jak�e by�y r�ne!... A mimo to obie od pierwszego wejrzenia rozpozna�y w sobie
to samo
spojrzenie jasnych oczu, to samo czo�o i uk�ad k�cik�w ust � dziedzictwo ojca.
Anetka, onie�mielona, sztywna, zebra�a ca�� odwag� i g�osem zmatowia�ym od
nadmiaru
wra�e� powiedzia�a swe nazwisko. Sylwia wpatrywa�a si� w ni� milcz�c, po czym
rzek�a
spokojnie, unosz�c g�rn� warg� w nieco okrutnym u�miechu:
� Wiedzia�am, kim pani jest! Anetka zadr�a�a.
� Jak to?
� Widywa�am pani� cz�sto... z ojcem.
Ostatnie wyrazy rzek�a z niedostrzegalnym wahaniem. Mo�e chcia�a powiedzie�
z�o�liwie:
�z moim ojcem�, ale ulitowa�a si� dojrzawszy, nie bez pewnej ironii, spojrzenie
Anetki, kt�ra
usi�owa�a wyczyta� z jej warg s�owa, nim zosta�y one wypowiedziane. Anetka
zrozumia�a,
odwr�ci�a g�ow� i obla�a si� rumie�cem upokorzenia.
Nic z tego nie usz�o uwadze Sylwii, kt�ra napawa�a si� zak�opotaniem Anetki.
M�wi�a
dalej powoli, rzeczowo. Opowiada�a, �e by�a w ko�ciele podczas pogrzebu, w
bocznej nawie,
i wszystko widzia�a. G�os mia�a �piewny, nieco nosowy i prawi�a swoje nie
okazuj�c wzruszenia.
Umia�a patrze�, ale Anetka umia�a s�ucha�, i gdy Sylwia sko�czy�a, Anetka
spyta�a
podnosz�c oczy:
� Kocha�a go pani bardzo?
Spojrzenia si�str sta�y si� serdeczne, ale trwa�o to tylko chwil�. W oczach
Anetki b�ysn��,
cie� zazdro�ci i doda�a:
� On pani� bardzo kocha�...
Szczerze chcia�a zrobi� Sylwii przyjemno��, ale w g�osie jej mimo woli
zabrzmia�a niech��.
Sylwii wyda�o si�, �e s�yszy w nim ton protekcjonalny, tote� wysuwaj�c zaraz
ostre,
kocie pazurki odpar�a:
� O tak, kocha� mnie bardzo!
Zrobi�a ma�� pauz�, potem dorzuci�a uprzejmie:
� I pani� r�wnie� bardzo kocha�. Nieraz mi o tym m�wi�. Nami�tne r�ce Anetki,
du�e,
nerwowe r�ce, drgn�y i zacisn�y si�. Sylwia obj�a je spojrzeniem. Anetka
spyta�a z gard�em
�ci�ni�tym od wzruszenia:
� M�wi� o mnie z pani�... cz�sto?
� O tak, cz�sto! � potwierdzi�a niewinnie Sylwia. Trudno oceni�, czy m�wi�a
prawd�.
Anetka nie nawyk�a kry� swych my�li, wierzy�a s�owom ludzkim; s�owa Sylwii
rani�y j� w
serce. A wi�c ojciec m�wi� o niej Sylwii, rozmawiali o niej! Ona za� a� do
ostatniego dnia nie
wiedzia�a o niczym. Wydawa�o si� jej, �e ojciec jest szczery, tymczasem
oszukiwa� j� i trzyma�
na uboczu, taj�c nawet istnienie siostry!... To nier�wne, tak niesprawiedliwe
traktowanie
przygn�bi�o j�. Czu�a si� zwyci�ona, ale nie chc�c tego okaza� szuka�a broni.
Znalaz�a j�
wreszcie i rzek�a:
� Ale w ostatnich latach ma�o go pani widywa�a.
� Tak, w ostatnich latach ma�o � przyzna�a Sylwia niech�tnie. � To prawda, by�
chory i
trzymano go w zamkni�ciu.
Zapad�a wroga cisza. U�miecha�y si� obie, gotuj�c si� do natarcia. Anetka
wynios�a i
sztywna, Sylwia fa�szywa jak liczman, pieszczotliwa i wyra�nie sztuczna. Przed
wznowieniem
gry liczy�y punkty. Anetka, pocieszona nieco odniesionym (niewielkim zreszt�)
sukcesem
i w duszy zawstydzona z�ymi my�lami, pr�bowa�a nada� rozmowie ton bardziej
przyjacielski.
Opowiada�a, jak bardzo pragn�a zbli�y� si� do tej, w kt�rej przecie �yje tak�e
�co� z
ojca�. Niestety, krok ten nie powi�d� si�: mimo woli podkre�li�a zachodz�ce
pomi�dzy siostrami
r�nice, daj�c do zrozumienia, �e to ona by�a uprzywilejowana. Opowiedzia�a
Sylwii
dzieje ostatnich lat Raula i znowu nie mog�a powstrzyma� si� od podkre�lenia, o
ile serdecz-
niejsze by�o ich zbli�enie. Sylwia skorzysta�a z przerwy w opowiadaniu i
przed�o�y�a w zamian
Anetce w�asne dowody mi�o�ci ojca. Ka�da bezwiednie zazdro�ci�a drugiej i
s�awi�a to,
co sama posiada�a. M�wi�c czy s�uchaj�c (stara�y si� wzajem nie s�ucha�, na
pr�no jednak)
lustrowa�y si� od st�p do g��w. Sylwia, bardzo uprzejma, por�wnywa�a swe nogi,
d�ugie i
cienkie w kostce, oraz male�kie nagie stopki z grub� nieco osad� st�p Anetki. W
zamian
Anetka patrz�c na r�ce Sylwii nie omieszka�a dostrzec, �e paznokcie jej s�
sztucznie wyd�u�one
i zbyt r�owe. Sta�y tu naprzeciw siebie nie tylko dwie m�ode dziewczyny, ale
dwie rodziny
rywalizuj�ce ze sob�. Tote� mimo pozornej swobody rozmowy obie, panuj�c nad
wzrokiem i s�owem, mia�y si� na baczno�ci i obserwowa�y si� czujnie. Zazdro��
osi�gn�a tak
silne napi�cie, �e od pierwszego rzutu oka dostrzega�y wszystkie, chocia�by na
samym dnie
duszy ukryte, skazy i przywary starannie tajone, kt�rych istnienia
zainteresowana mo�e si�
nawet nie domy�la�a. Sylwia dostrzeg�a w Anetce szata�sk� pych�, bezwzgl�dno��
zasad i
despotyczn� gwa�towno��, kt�re nie mia�y jeszcze sposobno�ci wyj�� na jaw,
Anetka za�
widzia�a
g��boko zakorzenion� osch�o�� serca Sylwii i fa�sz pokryty u�miechem.
Pokochawszy
si� p�niej, czyni�y wysi�ki, by zapomnie� o tym, co wtedy w sobie wyczyta�y, na
razie jednak,
wrogo nastrojone, widzia�y wszystko jak w szkle powi�kszaj�cym. W pewnych
momentach
nienawidzi�y si�. Anetka my�la�a w przera�eniem:
�To �le, to �le! Ja powinnam da� przyk�ad!�
Rozgl�da�a si� po skromnym pokoiku, patrzy�a na okno, szyde�kowe firanki, dach i
kominy
przeciwleg�ego domu, zalane blaskiem ksi�yca, oraz na ga��� bzu w
wyszczerbionym
dzbanku na wod�.
Z min� ch�odn�, tym wi�cej, �e by�a wzburzona w duszy, zaofiarowa�a Sylwii
przyja�� i
pomoc. Sylwia przyj�a to lekcewa��co, ze z�o�liwym u�mieszkiem i bez s�owa.
Anetka,
zmartwiona i upokorzona, wsta�a szybko, niezr�cznie kryj�c ura�on� dum� i
budz�c� si�
w�ciek�o��. Zamieni�y s�owa po�egnania, uprzejme i banalne, po czym Anetka
wysz�a, smutna
i z�a.
Gdy jednak znalaz�a si� na ko�cu korytarza i schodzi�a ju� z pierwszego stopnia,
Sylwia
przybieg�a do niej gubi�c jeden pantofelek i obj�a j� z ty�u za szyj�. Anetka
odwr�ci�a si� z
okrzykiem wzruszenia. Nami�tnym u�ciskiem obj�a Sylwi�, kt�ra r�wnie�
krzykn�a,
rozbawiona
t� gwa�towno�ci�. Usta ich zwar�y si� porywczo. S�owa mi�o�ci. Czule szepty.
Potem
podzi�kowania i obietnice wzajemnych rych�ych odwiedzin.
Roz��czy�y si� na koniec, a roze�miana ze szcz�cia Anetka znalaz�a si�, nie
wiedz�c kiedy,
na dole. Pos�ysza�a z g�ry gwizd �obuzerski, jakby na psa, i g�os Sylwii, szept
prawie:
� Anetko!
Podnios�a g�ow� i dostrzeg�a gdzie� w g�rze, w kr�gu �wiat�a pochylon�, �miej�c�
si�
twarzyczk�.
� Trzymaj! � zawo�a�a Sylwia.
W tej chwili spad� na ni� deszcz kropel i mokra ga��� bzu, rzucona przez Sylwi�,
kt�ra teraz
z g�ry zacz�a s�a� jej obur�cz ca�usy...
Sylwia znik�a, a Anetka, z podniesion� g�ow�, d�ugo jej jeszcze wypatrywa�a,
potem za�
uca�owa�a mokra ga��� bzu, tul�c j� do piersi.
***
Anetka wraca�a pieszo, mimo �e mieszka�a daleko i mimo �e o tak p�nej porze
niekt�re
ulice nie by�y ca�kiem bezpieczne. Chcia�o si� jej ta�czy� z rado�ci. Znalaz�szy
si� wreszcie
w domu, szcz�liwa i zm�czona, nie spocz�a, zanim nie u�o�y�a kwiat�w w wazonie
przy
��ku. Po chwili jednak wsta�a, wyj�a je i umie�ci�a, jak Sylwia, w dzbanku na
wod�. Le��c
w ��ku nie zgasi�a lampy, gdy� nie chcia�a si� rozstawa� z minionym dniem. W
trzy godziny
potem obudzi�a si� w �rodku nocy, ale kwiaty �wiadczy�y, �e nie �ni�a, �e
widzia�a Sylwi�...
Zasn�a wi�c ponownie, ko�ysana s�odkimi marzeniami.
Dni nast�pne wype�nione zosta�y niby brz�kiem pszcz� buduj�cych nowy ul. Jak
wok�
m�odej kr�lowej gromadzi si� r�j, tak Anetka budowa�a wok� ukochanej Sylwii sw�
now�
przysz�o��. Stary ul opustosza�, bo kr�lowej nie sta�o. Staraj�c si� zamaskowa�
t� rewolucj�
pa�acow� przed w�asnym nami�tnym sercem, udawa�a, �e mi�o�� ku ojcu przenios�a
si� na
Sylwi� i trwa� b�dzie dalej w tej formie. Wiedzia�a jednak dobrze, �e si� z ni�
rozsta�a.
W�adcz� si�� ma mi�o�� nowa, kt�ra stwarza i burzy. Pami�tki po ojcu zosta�y
bezlito�nie
usuni�te sprzed oczu i z nale�n� im czci� przeniesione w cie� pokoj�w, gdzie im
nie zagra�a�o
zbyt cz�ste zak��canie spoczynku. Szlafrok zosta� z�o�ony na spodzie starej
szafy. Anetka
wydoby�a go zaraz ponownie, niepewna, co czyni�, przytuli�a go do twarzy, potem
nagle
rzuci�a, pe�na urazy. Tak nielogiczna bywa nami�tno��! Kto z nich dwojga by�
teraz zdrajc�?
Rozkocha�a si� w odnalezionej siostrze, a wszak nie zna�a jej dobrze! Ale owa
niepewno��
stanowi jeden wi�cej urok z chwil�, gdy kochamy. Tajnia rzeczy niezbadanych
dope�nia
powab�w
tego, co wydaje si� nam znane. Z Sylwii przelotnie widzianej chcia�a tylko to
zachowa�,
co j� poci�ga�o. Przyznawa�a po cichu, �e obraz �w nie by� zbyt wiemy; gdy
jednak
uczciwie usi�owa�a dojrze� jego cienie, s�ysza�a tylko stukanie pantofelk�w
Sylwii po korytarzu
i czu�a u�cisk nagich ramion otaczaj�cych jej szyj�.
Sylwia mia�a przyj��. Obieca�a to. Anetka wi�c przygotowywa�a wszystko na jej
przyj�cie.
Gdzie� j� wprowadzi? Tu, do swego pi�knego pokoju; Sylwia usi�dzie na jej
ulubionym
miejscu, przy otwartym oknie. Anetka spogl�da�a oczyma siostry, radowa�a si�, �e
poka�e jej
sw�j dam, drobiazgi, drzewa pokryte zieleni� i kwietne wzg�rza widniej�ce w
dali. Na my�l,
�e Sylwia podzieli z ni� wdzi�k i komfort �ycia, cieszy�a si� nimi z ow�
�wie�o�ci�, jak�
przynosz� nowe uczucia. Ale oto pomy�la�a, �e oczy Sylwii uczyni� por�wnanie
mi�dzy
w�asnym
pokojem a pa�acykiem w Boulogne. W�wczas na rado�� jej pad� cie�. Ta nier�wno��
jej zaci��y�a, jakby by�a temu winna. Mia�a wprawdzie mo�no�� naprawi� j�,
ofiaruj�c siostrze
udzia� w tych przywilejach losu. Tak, ale by�oby to znowu przyznaniem sobie
przewagi i
Anetka spodziewa�a si� oporu. Pami�ta�a owo szydercze milczenie, kt�rym Sylwia
przyj�a
pierwsz� propozycj� pomocy. Nale�a�o oszcz�dza� jej dra�liwo��. C� tedy pocz��?
U�o�y�a
kilka plan�w, ale �aden jej nie zadowoli�. Zmieni�a dziesi�� razy umeblowanie
pokoju.
Zgromadziwszy
tu zrazu z dzieci�c� rado�ci� wszystko, co najcenniejsze, kaza�a to potem
wynie��,
zostawiaj�c przedmioty najprostsze. Nie by�o szczeg�u, miejsca na portret,
kwiatu na
eta�erce, nad kt�rym, by nie dyskutowa�a z sob�... Byle tylko Sylwia nie
przysz�a, zanim
sko�czy! Ale Sylwii si� jako� nie �pieszy�o i Anetka mia�a do�� czasu, aby
przewr�ci� do
g�ry nogami ca�y dom. Wyda�o si� jej troch� dziwne to op�nianie wizyty, ale
korzysta�a z
niego, by przeprowadzi� wszystkie plany. Pod�wiadoma komedia! Sama si�
oszukiwa�a
przypisuj�c
jakie� znaczenie tym drobiazgom, gdy zamieszanie wywo�ane porz�dkami by�o tylko
pretekstem maj�cym pokry� inne zamieszanie � gwa�townych my�li m�c�cych zwyk�y
tok jej
rozs�dnego �ycia.
Ale te preteksty wyczerpa�y si� tak�e, gdy wszystko by�o gotowe, a Sylwia wci��
si� nie
pokazywa�a. Anetka w wyobra�ni przyj�a j� ju� dziesi�� razy; wyczerpana by�a
oczekiwaniem.
Nie mog�a jednak i�� do Sylwii ponownie. A je�li wyczyta w jej znudzonych
oczach, �e
jest niepotrzebna! Dum� Anetki rani�a nawet my�l o tym. Lepiej ju� nie zobaczy�
jej nigdy,
ni� dozna� takiego upokorzenia. A jednak, mimo wszystko... Zdecydowa�a si� nagle
i wzi�a
okrycie, by i�� po niewdzi�czn�. Nie sko�czywszy jednak zapina� r�kawiczek
straci�a odwag�,
nogi si� pod ni� ugi�y i siad�a na krze�le w przedpokoju, nie wiedz�c, co
czyni�. I w�a�nie
w tej chwili, gdy os�ab�a u drzwi niemal, gotowa do wyj�cia, w kapeluszu, wci��
niezdecydowana,
w tej chwili w�a�nie � zadzwoni�a Sylwia...
Od dzwonka do otwarcia drzwi nie min�o dziesi�� sekund, i ta szybko�� oraz
rozradowane
oczy Anetki powiedzia�y Sylwii do�� wyra�nie, �e czekano na ni�. W progu ju�,
nim wy-
rzek�y s�owo, z��czy�y pyszczki poca�unkiem, Anetka porywczo ci�gn�a Sylwi�
przez ca�y
dom i nie puszczaj�c jej r�k po�era�a j� oczyma, �miej�c si� gard�owo a
niem�drze, jak
uszcz�liwione dziecko...
Nic si� nie odby�o tak, jak przewidywa�a. Nie przysz�o jej na my�l ani jedno z
przygotowanych
zda� powitalnych. Nie posadzi�a nawet Sylwii na wybranym miejscu. Odwr�cone
plecami do okna, usiad�y obok siebie na sofie i nie s�ysz�c niemal tego, co
m�wi�y, rozmawia�y
wzrokiem.
Anetka: �No, jeste� nareszcie!�
Sylwia: �Widzisz, �e przysz�am.�
Sylwia spojrzawszy na Anetk� spyta�a:
� Mia�a� wyj��?
Anetka potrz�sn�a g�ow�, nie chc�c wyja�nia�. Sylwia zrozumia�a i, pochylona,
szepn�a:
� Wybiera�a� si� do mnie?
Anetka zadr�a�a i odpar�a opieraj�c policzek na jej ramieniu:
� Niedobra!
� Dlaczeg� to? � spyta�a Sylwia dotykaj�c wargami jasnych brwi Anetki.
Nic nie odrzek�a, ale Sylwia wiedzia�a, co chce powiedzie�. U�miechn�a si�
szelmowsko,
�ledz�c siostr�, kt�ra teraz unika�a jej wzroku. Jak�e szybko za�ama�a si�
pewno�� siebie tej
gwa�townej dziewczyny. Nag�a nie�mia�o�� oplot�a j� niby sieci�. Siedzia�y bez
ruchu, starsza
siostra oparta o rami� m�odszej, zadowolonej, �e tak szybko ugruntowa�a sw�
w�adz�.
Po chwili Anetka podnios�a g�ow� i teraz, opanowawszy pierwsze wzruszenie,
zacz�y
rozmawia� jak stare przyjaci�ki.
Tym razem nie mia�y wrogich zamiar�w. Przeciwnie, ka�da pragn�a da� siebie
drugiej.
Ale nie ca�kowicie, o nie. Wiedzia�y, �e w ka�dej duszy s� rzeczy, kt�rych
pokazywa� nie
wolno. Nawet w�wczas, gdy si� kocha? W�a�nie w�wczas! Tylko nie wiedzia�y, co
ukry�.
Ka�da, zwierzaj�c si� drugiej, kry�a swe tajemnice �ledz�c, co znie�� mo�e
mi�o�� siostry, i
niejedno zwierzenie, zacz�te szczerze, urywa�o si� w po�owie, a zdanie ko�czy�o
ma�e
k�amstewko.
Nie zna�y si� wcale, a pod wielu wzgl�dami stanowi�y dla siebie oszo�amiaj�c�
tajemnic�
� by�y to dwa charaktery, dwa �wiaty obce sobie mimo wszystko. Sylwia podczas
tych odwiedzin (a my�la�a o nich wi�cej, ni�li chcia�a przyzna�) stara�a si� by�
tak czaruj�ca,
jak tylko mog�a � a mog�a wiele, przeto Anetka by�a pod jej urokiem i tylko
pewne sztuczki
kokieterii wprawia�y j� w zak�opotanie. Sylwia to spostrzeg�a, ale nie pr�bowa�a
nic zmieni�,
a owa starsza siostra, swobodna i naiwna, p�omienna a pow�ci�gliwa, poci�ga�a j�
i onie�miela�a
zarazem. (S�ysz�c jej paplanie, nikt by si� tego nie domy�li�.) Obie by�y
sprytne i
obdarzone zmys�em spostrzegawczym, �adne spojrzenie ani chwila wahania nie usz�y
ich
uwagi. Nie by�y jeszcze pewne jedna drugiej. Nieufne, a sk�onne do wynurze�,
chcia�y da� si�
sobie, ale tak, by co� w zamian otrzyma�. W obu tkwi� diablik pychy, u Anetki
mo�e silniejszy.
Ale silniejsze by�y w niej r�wnie� odruchy mi�o�ci i to j� zdradza�o. Ile razy
dawa�a wi�cej,
ni�by chcia�a, ponosi�a kl�sk�, a Sylwia upaja�a si� ni�. By�y podobne do dw�ch
kupc�w,
kt�rzy pa�aj�c ch�ci� dobicia targu dzia�aj� jednak ostro�nie, roztropnie i
badaj�c ka�dy ruch
post�puj� naprz�d krok po kroku.
Pojedynek by� nier�wny. Bardzo rych�o Sylwia zrozumia�a, jak silna i ��dna
wzajemno�ci
jest mi�o�� Anetki: zda�a z niej sobie lepiej spraw� ni�li sama Anetka i
nieznacznie podda�a j�
pr�bie, mi�kk� koci� �apk� igraj�c jej sercem. Anetka czu�a