5455

Szczegóły
Tytuł 5455
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5455 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5455 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5455 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ROMAIN ROLLAND DUSZAZACZAROWANA Tom I i II PRZESTROGA DLA CZYTELNIKA Staj�c u pocz�tku nowej w�dr�wki, nie tak d�ugiej jak Jana Krzysztofa, kt�ra, jednak obejmie tak�e kilka etap�w, przypominam czytelnikom przyjacielsk� pro�b� rzucon� w jednym z punkt�w zwrotnych dziej�w mego muzyka. We wst�pie do Buntu podkre�li�em, �e ka�dy tom winno si� traktowa� jako rozdzia� dzie�a b�d�cego w ruchu, kt�rego my�l rozwija si� wraz z tokiem �ycia, jakie przedstawia. Cytuj�c stare powiedzenie: � Koniec jest �ycia pochwa��, wiecz�r chlub�, dnia minionego � doda�em: � Gdy dotrzemy do kresu, os�dzicie, ile by� wart nasz wysi�ek. Niew�tpliwie ka�dy z tom�w musi posiada� swoiste cechy i stanowi� pewn� ca�o�� jako dzie�o sztuki, ale przedwczesne by�oby s�dzi� wedle niego o idei og�lnej. Pisz�c powie�� obieram istot� posiadaj�c� ze mn� cos wsp�lnego (a raczej ona to dokonywa wyboru). Od tej chwili pozostawiam jej swobod�, nie wprowadzaj�c wcale w�asnej osobowo�ci. Ci�kie to, zaiste, brzemi� ta d�wigana od przesz�o p�wiecza osobowo�� i w�a�nie niebia�ski dar sztuki przynosi wyzwolenie: mo�no�� pojenia si� inn� dusz� i przechodzenia w inne egzystencje (nasi indyjscy przyjaciele powiedzieliby: inne nasze egzystencje; gdy� wszystko jest w ka�dym z nas). Przeistoczony w Jana Krzysztofa, Golasa czy Anetk� Riviere jestem tylko sekretarzem ich my�li. S�ucham, co m�wi�, widz� ich czyny i patrz� ich oczyma. W miar� jak nabieraj� wiedzy, czerpi�c z serca swego i z ludzi, ucz�, si� wraz z nimi; gdy si� myl�, padam, wstaje , gdy odzyskuj� r�wnowag�, i ruszamy w drog�. Nie twierdz�, ze droga to najlepsza, lecz jest ona nasz� drog�. Cho�by nie mieli racji Krzysztof, Colas i Anetka, jednak �yj�, a �ycie to nie najgorsza z racji. Nie doszukujcie� si� tutaj tez ni teoryj. Macie przed sob� same jeno wn�trzne dzieje �ycia szczerego, d�ugiego i p�odnego w rado�ci i b�le. Obarczone jest ono niezawodnie sprzeczno�ciami, obfituje w b��dy, ale tak�e usi�uje osi�gn�� w braku niedost�pnej prawdy harmoni� ducha, kt�ra jest nasz� prawd� najwy�sz�. R. R. Sierpie� 1922 r. TOM PIERWSZY ANETKA I SYLWIA Mi�o�� to pierwsza z istot zrodzonych, Mi�o��, kt�ra wyda�a p�niej my�l... , Rigveda Cz�� pierwsza *** Siedzia�a zwr�cona ty�em do okna, a promienie zachodz�cego s�o�ca igra�y po silnym jej karku i ramionach. Wr�ci�a w�a�nie do domu. Pierwszy to raz od wielu miesi�cy Anetka sp�dzi�a dzie� ca�y na wsi, przechadzaj�c si� i poj�c s�o�cem wczesnej wiosny, co osza�amia niby czyste wino, s�o�cem, kt�rego blasku nie m�ci cie� bezlistnych drzew, a rze�wi ch�odny wiew uciekaj�cej zimy. W g�owie jej hucza�o, t�tni�o w �y�ach, oczy mia�a zalane potokami �wiat�a. Pod spuszczonymi powiekami czerwone i z�ote b�yski, z�otoczerwony nurt przelewa� si� przez ca�e jej cia�o. Nieruchoma, odr�twia�a na krze�le, zatraci�a na chwil� �wiadomo��... Po�rodku lasu � staw z plam� s�o�ca podobny oku. Woko�o drzewa o konarach mchem poros�ych. Odczuwa ch�� k�pieli. Spostrzega, �e jest rozebrana. Lodowata d�o� wody dotyka jej st�p i kolan. Przejmuje j� dreszcz rozkoszy. Naga, przegl�da si� w z�otoczerwonym stawie... Ogarnia j� zawstydzenie nag�e i nieokre�lone, jakby czyje� oczy patrzy�y na ni� z ukrycia. Aby im uj��, wchodzi g��biej w wod�, kt�ra jej si�ga po szyj�. Wiry wody obejmuj� j� �ywym oplotem, a grube liany wij� si� wok� jej n�g. Chc� si� uwolni�, a grz�nie w mule. Wysoko, na powierzchni stawu, �pi �renica s�o�ca. Rozgniewana, uderza stop� w dno i wynurza si�. Woda jest teraz szara, m�tna, brudna. Ale na po�yskliwej jej tafli b�yszczy nadal s�o�ce. Anetka, chc�c wydoby� si� z mokrej, nieczystej toni, chwyta ga��� wierzby pochylonej nad wod�. Li�ciaste, podobne skrzyd�u witki okrywaj� nagie jej ramiona i biodra. Sp�ywa cie� nocy, Anetka czuje na karku dotkni�cie wieczornego ch�odu. Przychodzi do siebie. Kilka zaledwie sekund min�o od chwili, kiedy zapad�a w marzenia. S�o�ce kryje si� za wzg�rza Saint-Cloud. Nadci�ga rze�we tchnienie wieczoru. Ockn�a si�. Wstaje, dr��c troch� i marszcz�c brwi, gniewna, �e tak si� zapami�ta�a; siada w g��bi pokoju u kominka, przy ogniu. Mi�y to ogie�, a pal�ce si� jasno polana maj� raczej n�ci� spojrzenie i dotrzymywa� towarzystwa ni� ogrzewa�. Przez otwarte okno p�ynie wraz z wilgotnym powiewem wiosennej nocy melodyjny �wiergot ptak�w, co wr�ci�y do gniazd i uk�adaj� si� do spoczynku. Anetka marzy. Ale tym razem oczy ma otwarte. Z powrotem znalaz�a si� w �wiecie realnym, we w�asnym domu. Jest znowu sob�, Anetk� Riviere. Pochylona ku ognisku r�owi�cemu jej m�od� twarz, dra�ni�c stop� czarn� kotk� nadstawiaj�c� brzuch ku z�otym blaskom kominka, przypomina sobie �a�ob� sw�, na chwil� zapomnian�, przywo�uje (znikniony z serca) obraz istoty, kt�r� utraci�a. Ubrana jest w ci�k� �a�ob�, niezatarte �lady prze�y� bolesnych rysuj� si� na czole i w zaci�ni�ciu ust, a powieki nabrzmia�e s� jeszcze od niedawno przelanych �ez. Jest jednak zdrowa, �wie�a, pe�na sok�w �ywotnych, jak budz�ca si� natura; silna, rozros�a, niezbyt �adna, ale dobrze zbudowana, ma bujne, kasztanowate w�osy, z�ociste na karku, policzki i oczy jak kwiaty, a rozwiewaj�ca si�, jak mg�a, melancholia, kt�r� os�oni� pragnie kr�g�o�� ramion i przy�mi� b��dz�ce w dali spojrzenia, czyni j� podobn� do m�odej wdowy wpatrzonej w nikn�cy cie� ukochanego. Anetka by�a wdow� w sercu swoim, ale ten, kt�rego cie� zatrzyma� chcia�a wyci�gni�tymi d�o�mi, by� jej ojcem. Straci�a go przed p� rokiem, w ko�cu jesieni. M�ody jeszcze Raul Riviere (mia� niespe�na pi��dziesi�t lat) zmar� po dwudniowej chorobie na atak uremii. Od kilku ju� lat czu� si� niezdrowy i winien by� szcz�dzi� si�, nie zwraca� jednak na to uwagi, nie spodziewaj�c si� tak nag�ego ko�ca. By� znanym w Pary�u architektem, dawnym stypendyst� Villa Romana; przystojny, urodzony spryciarz, by� obdarzony znakomitym apetytem. Fetowany po salonach, lu- biany w sferach urz�dowych, umia� przez ca�e �ycie, pozornie bez zabiegania o to, zbiera� korzystne zam�wienia, zaszczyty i dobre okazyjki. Posta� jego, i�cie paryska, spopularyzowana by�a przez fotografie i rysunki w pismach oraz przez karykatury. Czo�o mia� mocno sklepione, wydatne skronie, a g�ow� nosi� pochy�o jak byk gotuj�cy si� do ataku. Wypuk�e oczy b�yszcza�y odwag�, w�osy mia� bia�e, bujne, przystrzy�one na je�a, muszk� pod roze�mianymi, �ar�ocznymi ustami, min� sprytn�, troch� bezczeln�, ale pe�n� wdzi�ku i efronterii. Wszyscy go znali w Pary�u sztuki i u�ycia, a jednak naprawd� nie zna� go nikt. Posiada� natur� dwoist� i umia� si� cudownie przystosowywa� do �rodowiska, aby je eksploatowa�, jednocze�nie za� potrafi� sobie stworzy� �ycie tajne, w�asne. By� cz�owiekiem o silnych nami�tno�ciach i pot�nych na�ogach, kt�rym bynajmniej nie stawia� tamy, starannie si� z tym jednak ukrywaj�c, aby nie gorszy� klient�w. Urz�dzi� sobie sekretne muzeum (fos ac nefas1), kt�rego drzwi uchyla� tylko nielicznym wtajemniczonym; nie liczy� si� zgo�a z upodobaniami i moralno�ci� og�u, a jednocze�nie dostosowywa� do nich swoje jawne �ycie i oficjalne prace. Nie zna� go nikt ani spo�r�d przyjaci�, ani wrog�w. Nie mia� zreszt� wrog�w, co najwy�ej rywali, kt�rzy ci�ko p�acili za to, i� stan�li mu na drodze; pogn�biwszy ostatecznie, umia� ich sobie potem zjednywa�, tak �e nie tylko nie czuli do� urazy, ale niemal gotowi byli z u�miechem prosi� o przebaczenie, jak �w nie�mia�y, kt�ry przeprasza za to, i� mu depcz� po nogach. Bezwzgl�dny i chytry, umia� dokona� nie lada sztuki podtrzymuj�c dobre stosunki zar�wno z pokonanymi wsp�zawodnikami jak i z kochankami, kt�re porzuci�. Mniej by� szcz�liwy w ma��e�stwie, gdy� �ona nie nauczy�a si� tolerowa� niewierno�ci m�a, mimo i� � jak my�la� � w ci�gu dwudziestu pi�ciu lat po�ycia powinna si� by�a z tym w pe�ni oswoi�. Uczciwo�� jej by�a ponura, obej�cie ch�odne, ch�odna te� pi�kno��. Pochodzi�a z Lyonu; uczucia jej by�y mocne, lecz zbyt wy��czne; nie umia�a przywi�za� do siebie m�a i brak�o jej praktycznego talentu niedostrzegania tego, czemu przeszkodzi� nie mog�a. By�a zbyt ambitna, aby si� skar�y�, ale nie umia�a zrezygnowa� z okazywania mu, �e wie o wszystkim i cierpi. By� wra�liwy (tak przynajmniej s�dzi�), przeto unika� my�lenia o tym, lecz �ywi� uraz� do �ony, �e nie umie lepiej przys�ania� swoich �egoistycznych poryw�w�. Od lat ca�ych �yli niemal w separacji, cho� kryli to milcz�co a zgodnie przed �wiatem, tak �e nawet c�rka Anetka nie zdawa�a sobie sprawy z sytuacji. Nie bada�a zreszt� przyczyn nieporozumie� zachodz�cych pomi�dzy rodzicami: by�o jej to niemi�e. M�odo�� ma do�� w�asnych spraw. Tym gorzej dla spraw innych. Szczytem zr�czno�ci Raula Riviere by�o pozyskanie c�rki. Nie uczyni� w�a�ciwie nic w tym celu � zwyci�y�a jego sztuka. Nie pad�o �adne s�owo wym�wki, nie wymkn�a si� ani jedna aluzja do jakich� b��d�w �ony. By� rycerski; c�rce pozostawi� trud domys�u. Uczyni�a to nader pr�dko pod wp�ywem swoistego czaru ojca. Ca�a rzecz polega�a na tym, �e nigdy nie obwinia� kobiety, kt�ra b�d�c jego �on� okaza�a si� na tyle niezr�czna, �e zepsu�a sobie to szcz�cie. W owej nier�wnej walce pani Riviere musia�a zosta� pokonana, a �mier� dope�ni�a jej kl�ski: umar�a przed m�em. Raul pozosta� panem pola bitwy i serca c�rki. Przez pi�� ostatnich lat Anetka �y�a w atmosferze moralnej swego czaruj�cego ojca, kt�ry j� kocha� i bez z�ej woli zreszt�, otoczy� pokusami stanowi�cymi przyrodzone mu �rodowisko. Szafowa� nimi tym hojniej, �e nie m�g� wy�y� si� na zewn�trz: przez dwa ostatnie lata �ycia zapowied� choroby, kt�ra go zabi�a, � zmusza�a Raula do zamkni�cia si� w zaciszu domowego ogniska. Nic tedy nie m�ci�o gor�cej za�y�o�ci ��cz�cej ojca z c�rk� i wype�niaj�cej rozbudzone na po�y serce Anetki. Liczy�a oko�o dwudziestu czterech lat, ale serce mia�a m�odsze, gdy� zmys�y jej by�y jeszcze u�pione. Poniewa� nale�a�a do tych, kt�rzy maj� d�ug� przysz�o�� przed sob�, i poniewa� wyczuwa�a w sobie g��boki nurt �ycia, dlatego, by� mo�e, pozwala�a, by ono p�yn�o, i nie �pieszy�a si�, by je sobie u�wiadomi�. Dziedziczy�a po obojgu rodzicach; po ojcu wzi�a rysy twarzy i ujmuj�cy u�miech, kt�ry u niego obiecywa� znacznie wi�cej, ni�li zamierza� da�, a u niej, czystej jeszcze, wi�cej znacz- 1 Fas ac nefas (�ac.) � godziwe i niegodziwe. nie, ni�by da� pragn�a; od matki za� otrzyma�a pozorny spok�j, umiar w zachowaniu i surow� moralno�� mimo pogl�d�w nader liberalnych. Owa dwoisto�� poci�ga�a czarem uwodzicielskim jednej i rezerw� drugiej strony. Trudno by�o odgadn��, kt�ry z temperament�w mia� w niej przewag�. Prawdziwa jej natura nie by�a dot�d znana. Ani ludziom, ani jej samej. Nikt nie domy�la� si�, co kryje jej serce. By�a niby Ewa p�ni�ca w raju. Nie u�wiadamia�a sobie w�asnych po��da�. By�y jeszcze u�pione, nic ich jeszcze nie rozbudzi�o. Starczy�o wyci�gn�� r�ce, by da� im uj�cie, ale nie czyni�a tego, zas�uchana w ich radosny rozgwar, a mo�e te� nie chcia�a tego uczyni�... Czy� wiadomo, do jakiego stopnia sami si� �udzimy unikaj�c spogl�dania tam, sk�d zagra�a niepok�j? Wola�a nie dostrzega� owego morza wewn�trznego. Anetka taka, jak� znano, Anetka �wiadoma samej siebie, by�a to os�bka spokojna, rozs�dna, praktyczna, panuj�ca nad sob�, wyposa�ona w siln� wol� i w�asny pogl�d na �wiat, os�bka, kt�ra jednak nie mia�a dot�d �adnej sposobno�ci wypr�bowania tych swoich cech w walce z zasadami panuj�cymi w �wiecie czy te� obowi�zuj�cymi w �rodowisku domowym. Nie zaniedbywa�a �wiata, nie by�a te� zblazowana jego pon�tami, przeciwnie � smakowa�a je z doskona�ym apetytem, r�wnocze�nie jednak odczuwa�a potrzeb� powa�niejszego zaj�cia. Naby�a du�o wiadomo�ci, sko�czy�a uniwersytet i zdoby�a dwa dyplomy. Obdarzona inteligencj� �yw�, spragniona dzia�ania, lubi�a precyzyjne metody pracy umys�owej, zw�aszcza w zakresie nauk �cis�ych, do kt�rych by�a szczeg�lnie uzdolniona. Zdrowa jej natura, wiedziona instynktown� konieczno�ci� r�wnowagi, czu�a potrzeb� przeciwstawienia �cis�ej metody naukowej, wolnej od niedom�wie� i mgie�, temu w�a�nie niepokoj�cemu czarowi �ycia wewn�trznego, kt�rego si� ba�a, a kt�re wbrew jej wysi�kom, w momentach s�abo�ci czy bezw�adu umys�owego, jawi�o si� u progu duszy. Aktywno�� ta, jasna, czysta, j�drna i prosta, zadowala�a j� na razie. Nie chcia�a my�le�, co nast�pi potem. Ma��e�stwo nie poci�ga�o jej i odsuwa�a od siebie my�l o nim. Ojciec z pob�a�liwym u�miechem s�ucha� jej postanowie�, ale ich nie zwalcza�, gdy� by�o mu z tym dobrze. *** Znikni�cie Raula Riviere zachwia�o a� do fundament�w �yciem Anetki i dopiero teraz przekona�a si�, jak silne znajdowa�a w ojcu oparcie. A przecie�, oblicze �mierci nie by�o jej obce. Ju� wcze�niej pozna�a je, kiedy przed pi�ciu laty straci�a matk�. Ale oblicze to nie zawsze bywa jednakie. Pani Riviere sp�dzi�a kilka miesi�cy w sanatorium i odesz�a w milczeniu, jak �y�a, zabieraj�c z sob� tajemnic� cierpie� i walk przedzgonnych oraz trosk ca�ego �ycia. Naiwny egoizm m�odo�ci sprawi�, i� Anetka odczu�a jedynie �agodny �al, podobny temu, jaki wywo�uje pierwszy deszcz wiosenny, a jednocze�nie dozna�a ulgi, do kt�rej trudno przyzna� si� przed sob�; ostatni cie� wyrzutu znikn�� wkr�tce w promieniach beztroskich i pogodnych dni. Inaczej umiera� Raul Riviere. Cios dosi�gn�� go w pe�ni szcz�cia, kiedy mniema�, �e d�ugo jeszcze b�dzie si� nim poi�, i nie mia� odchodz�c ze �wiata �adnej filozofii na pocieszenie. Cierpienie i widmo �mierci przyj�� krzykiem buntu. Walczy�, przej�ty zgroz� a� do ostatniego tchnienia, niby ko� dopadaj�cy w galopie wzg�rza. Te straszliwe obrazy odbi�y si� niby w wosku na rozgor�czkowanym umy�le Anetki. Po nocach dr�czy�y j� przywidzenia. Nieraz, gdy le�a�a w mroku sypialni, maj�c ju� zasn��, zrywa�a si� nagle i ponownie prze�ywa�a agoni� ojca; obraz jego �mierci i twarz jego jawi�y si� przed ni� z tak straszliwym realizmem, �e zdawa�o si� jej, i� sama umiera; nie odr�nia�a jego spojrzenia od swego, jego tchnienia od w�asnego oddechu � i w jego zamieraj�cych oczach widzia�a rozpaczliwe wo�anie. M�ka ta za�ama�aby j�, gdyby nie si�a m�odo�ci i odporno�� organizmu. Im silniej napi�ta jest ci�ciwa, tym dalej leci strza�a �ycia. O�lepiaj�ca �wiat�o�� owych omamie� zgas�a, zg�adzona sw� w�asn� si��, pozostawiaj�c po sobie mrok. Przepad�y gdzie� rysy twarzy, g�os i jakby promieniowanie osobowo�ci zmar�ego, wszystko znik�o: Anetka, usi�uj�ca a� do wyczerpania zatrzyma� i utrwali� cie� �yj�cy w niej dot�d, spostrzeg�a, �e go ju� nie ma. Zosta�a tylko ona... Sama... Zupe�nie sama. Ewa zbudzi�a si� w raju bez towarzysza obok siebie, bez tego, kt�ry, jak wiedzia�a, by� zawsze tak bliski, �e nie pr�bowa�a go nawet pozna�; on za� niepostrze�enie przybiera� w jej my�lach niepewny jeszcze kszta�t mi�o�ci. Nagle raj utraci� swe bezpiecze�stwo. I tam dotar�y niespokojne podmuchy z zewn�trz; dotar�o tchnienie �mierci i tchnienie �ycia. Anetka rozwar�a oczy w�r�d mrok�w, jak pierwsi ludzie �wiadoma rozlicznych, czyhaj�cych woko�o niebezpiecze�stw i instynktem wyczuwaj�ca walki, kt�re b�dzie musia�a stoczy�. Zaraz te� zbudzi�a si� u�piona dot�d energia i czeka�a, gotowa do walki. Samotno�� jej zaludni�a si� pot�gami nami�tno�ci. R�wnowaga zosta�a zwichni�ta. Niczym wydawa�y jej si� teraz studia i prace, a stanowisko, kt�re im wyznaczy�a w �yciu, zgo�a �mieszne. Druga cz�� obszaru duszy, dotkni�ta b�lem, rozszerza�a si� w niesko�czono��, a wstrz�s wywo�any ciosem obudzi� wszystkie nerwy: wok� rany zadanej strat� ukochanego towarzysza, zbieg�y si� z najbardziej ukrytych g��bi jej istoty wszystkie moce mi�osne, tajne i nieznane, przyci�gni�te otwieraj�c� si� pustk�. Zdziwiona t� inwazj�, Anetka stara�a si� nada� im odmienne znaczenie. Wysila�a si�, by kierowa� je wszystkie ku okre�lonemu obiektowi swego cierpienia � zar�wno dotkliwe wo�ania zmys��w, kt�re rozpala�y jej krew wraz ze zbli�aniem si� wiosny, jak i niejasny a silny �al za szcz�ciem... straconym czy upragnionym? Wyci�ga�a ramiona ku temu, co jeszcze nie istnia�o, a serce wyrywa�o si� ku przesz�o�ci, a mo�e przysz�o�ci... Ale wysi�ki te ko�czy�y si� tym jeno, �e �a�oba jej roztapia�a si� w dziwnym misterium b�lu, nami�tno�ci i jakiej� tajemnej ��dzy. Trawi�o j� to i jednocze�nie podnieca�o do buntu... Tego wieczora kwietniowego bunt �w ni� ow�adn��. Rozum dziewczyny oburza� si� na marzenia bezplanowe, nie kontrolowane od d�ugich miesi�cy, a tak niebezpieczne. Chcia� je st�umi�, ale stawi�y op�r, nie s�ucha�y, on za� zatraci� ju� zdolno�� rozkazywania... Anetka oderwa�a w ko�cu oczy od ognia i wyzwalaj�c si� spod przemo�nego czaru nocy, kt�ra nadesz�a tymczasem, wsta�a i otuliwszy si� szlafrokiem ojca, zapali�a lamp�. Gabinet Raula Riviere przytyka� do ogrodu, a przez uchylone drzwi wida� by�o teraz wskro� m�odego listowia drzew b�yszcz�ce w ciemno�ci fale Sekwany. W dali rzeka tworzy�a ciemn� mas�, zda si� nieruchom�, na kt�rej k�ad�y si� odbicia dom�w przeciwleg�ego brzegu, usiane jasnymi punktami roz�wietlaj�cych si� jedno po drugim okien. Ponad wzg�rzami Saint- Cloud gas�y ostatnie b�yski dnia. Raul Riviere mia� wyrobiony gust i chocia� nie okazywa� go w stosunkach z bogat� klientel�, kt�rej t�p� rutyn� i �mieszne kaprysy zawsze szanowa�, to jednak zamiast stawia� dla siebie dom, wybra� po�o�ony na Quai de Boulogne stary pa�acyk w stylu Ludwika XVI i zaj�� si� tylko jego wewn�trznym urz�dzeniem. Gabinet, gdzie pracowa�, m�g� s�u�y� r�wnie� poczynaniom mi�osnym i niezawodnie pe�ni� nieraz t� drug� powinno��. Riviere przyjmowa� tu niejedn� mi�� wizyt� bez budzenia niczyich podejrze�, gdy� do gabinetu wchodzi�o si� wprost z ogrodu. Ale od dwu lat nie u�ywano tych drzwi, a jedyn� odwiedzaj�c� ojca kobiet� by�a Anetka. Tutaj najmilej im by�o rozmawia�. Anetka chodzi�a z k�ta w k�t, to i owo porz�dkuj�c, dolewaj�c wody do wazonu z kwiatami, czasem za� siada�a nagle bez ruchu, z ksi��k� w r�ku, wci�ni�ta w r�g sofy, patrzy�a na g�adk� powierzchni� rzeki i z roztargnieniem, nie przerywaj�c niedba�ej lektury, rozmawia�a z ojcem. On siedzia� w pozie wygodnej, �wiadcz�cej o znu�eniu, a oczy jego chwyta�y bystro ka�de poruszenie c�rki. To stare rozpieszczone dziecko musia�o stanowi� o�rodek my�li wszystkich os�b, z kt�rymi obcowa�. Zasypywa� j� tedy pytaniami, uwagami, przym�wkami, wyrzutami, serdeczno�ciami dot�d, a� zwr�ci� na siebie ca�� jej uwag� i przekona� si�, �e s�yszy ka�de jego s�owo. Podra�niona tym, a zarazem uszcz�liwiona, �e nie mo�e si� bez niej obej�� ani chwili, Anetka porzuca�a wszystko, aby zaj�� si� tylko nim, a on, pewny teraz s�uchaczki i zadowolony, hojnie szafowa� zasobami swego b�yskotliwego umys�u. Puszcza� rakiety dowcipu, obrywa� p�atki kwiecia wspomnie�, wybieraj�c, oczywi�cie, jeno pochlebne i przysposobione ad usum delphini2, a raczej delfinki, kt�rej upodobania, tajne zainteresowania i nag�e odrazy zna� tak dobrze. Zawsze opowiada� jej to w�a�nie, co s�ysze� pragn�a. Anetka, ca�a w s�uch zamieniona, dumna by�a z jego zwierze� i s�ucha�a, wierz�c, �e uzyska�a ze strony ojca znacznie wi�cej, ni�li to udawa�o si� przez ca�e �ycie jej matce. By�a jedyn�, jak mniema�a, powiernic� intymnej strony jego �ycia. Atoli inny jeszcze powiernik znalaz� si� w jej r�kach, mianowicie wszystkie papiery pozosta�e po ojcu. Anetka nie stara�a si� ich pozna�, cze�� i mi�o�� m�wi�y jej, �e nie ma do tego prawa, ale wchodzi�y w gr� inne wzgl�dy. Nale�a�o zadecydowa� o ich losie, bo Anetka, jedyna spadkobierczyni, mog�a .r�wnie� umrze�, a papier�w rodzinnych nie nale�a�o oddawa� w obce r�ce. Koniecznie tedy musia�a je przejrze�, aby jedne zniszczy�, inne przechowa�. Zdecydowa�a si� na to ju� kilka dni temu. Ilekro� jednak znalaz�a si� w gabinecie przepojonym obecno�ci� umi�owanego ojca, nie by�a zdolna do niczego pr�cz sycenia si� t� atmosfer� i godzinami siedzia�a bez ruchu. Ba�a si�, �e otwieraj�c stare listy zetknie si� zbyt bezpo�rednio z rzeczywisto�ci�... Ale trzeba to by�o uczyni� i owego w�a�nie wieczora zdecydowa�a si�. Tej nocy, rozmarzaj�cej, przesyconej tkliwo�ci�, z niepokojem czu�a, jak rozprasza si� jej bole��, i chcia�a utwierdzi� si� w przekonaniu, �e zmar�y jest jej niepodzieln� w�asno�ci�. Przyst�pi�a do mebelka z r�anego drzewa, nadaj�cego si� raczej do buduaru kokietki ni�li do gabinetu m�czyzny. Wysoka szyfonierka, w stylu Ludwika XV, pe�na by�a list�w i papier�w osobistych, zawartych w siedmiu czy o�miu pi�trach szufladek � by� to bowiem miniaturowy czaruj�cy prototyp ameryka�skich sky-scrapers3. Anetka ukl�k�a, otwar�a doln� szuflad�, wyj�a j� i wr�ciwszy na swe miejsce u kominka, po�o�y�a na kolanach, aby wygodnie zbada� zawarto��. Cisza by�a zupe�na. Anetka mieszka�a tylko ze star� ciotk�, kt�ra prowadzi�a gospodarstwo i nie liczy�a si� wcale. Zawsze w cieniu brata, ciotka Wiktoryna s�u�y�a mu przez ca�e �ycie, uwa�aj�c to za naturalne, i teraz zgodzi�a si� pozosta� w roli gospodyni u bratanicy. Jak stary kot stanowi�a cz�� inwentarza domowego, a zapewne przywi�zana by�a do mebli r�wnie mocno jak do ich w�a�cicieli. Wieczorem wcze�nie udawa�a si� do swego pokoju i daleka jej obecno�� oraz powolne, mi�kkie, starcze st�panie nie przeszkadza�y Anetce w marzeniach wi�cej, ni�by to czyni�o zwierz� domowe. Zacz�a czyta�, zaciekawiona i nieco trwo�na. Obdarzona jednak instynktem porz�dku i spokoju oraz pragnieniem, by wok� niej wszystko by�o jasne i u�adzone, opanowa�a si�, rozk�ada�a listy bardzo powoli i z tak� oboj�tno�ci�, �e sama chwilami odnosi�a wra�enie, i� j� to wszystko nic nie obchodzi. Z pocz�tku przeczyta�a kilka list�w matki. Uporczywy ton smutku, znany z w�asnego, nie zawsze mi�ego do�wiadczenia, dotkn�� j� i upatruj�c w tym, jak zawsze, chorobliwy nastr�j umys�u zmar�ej, szepn�a: � Biedna mama! � W miar� jednak dalszej lektury zacz�a dostrzega� po raz pierwszy, �e po stronie matki by�o wiele s�uszno�ci. Zaniepokoi�y j� wzmianki o niewierno�ci ojca, ale zbyt stronniczo usposobiona, pomin�a je udaj�c, �e nie do�� dobrze rozumie. Mi�o�� ojca kaza�a jej zamyka� oczy, dostarczaj�c po temu niezwalczonych racji. Jednak niebawem odkry�a, jak wielka by�a powaga duszy pani Riviere i jak g��boko zosta�y zranione jej uczucia; zacz�a te� wyrzuca� sobie, �e zapoznawszy j� przysporzy�a nieraz cierpie� jej pe�nemu po�wi�ce� �yciu. W tej�e samej szufladzie drzema�y i inne paczki list�w, niekt�re nawet rozwi�zane i pomieszane z listami matki, jakby na �wiadectwo lekkomy�lno�ci Raula, kt�ry beztrosko stosowa� t� sam� metod� i w korespondencji, i w �yciu. 2 Ad usum delphini (tac.) � dos�ownie: na u�ytek delfina; w znaczeniu przeno�nym: s�owa czy wiadomo�ci przeznaczone dla osoby, kt�rej przychylno�� pragnie si� pozyska�. 3 Sky-acrapers (ang.) � drapacze chmur. Tym razem wymuszony spok�j Anetki zosta� wystawiony na ci�k� pr�b�. Z list�w tych dochodzi�y stanowcze g�osy, �wiadcz�ce swym tonem o wi�kszej intymno�ci i pewniejsze swej w�adzy nad Raulem ni�li biedna pani Riviere: stwierdza�y wobec niego swoje �prawo w�asno�ci�. Anetk� ow�adn�o uczucie buntu i w pierwszej chwili zmi�wszy listy w d�oni, cisn�a ca�y plik w ogie�. Ale zaraz doby�a go z p�omieni. Spogl�da�a z wahaniem na osmolone ju� i nadgryzione �arem kartki. Skoro przed chwil� mia�a dostateczne racje, by nie chcie� poznawa� minionych spor�w mi�dzy rodzicami, to tym bardziej nie powinna teraz pragn�� pozna� intymnych zwi�zk�w ojca. Ale racja ta wyda�a si� jej ju� zbyt nik�a. Uczu�a si� osobi�cie dotkni�ta. Nie umia�a tego uzasadni�, powiedzie� jak i dlaczego. Nachylona nad papierami, w bezruchu, ze zmarszczonym nosem i ustami od� � tymi grymasem rozczarowania, podobna gniewnej kotce, dr�a�a ch�ci� ponownego rzucenia w ogie� bezczelnych �wistk�w. Ale gdy rozlu�nia�a ju� zaci�ni�te palce, nie mog�a powstrzyma� ch�ci spojrzenia i nagle zdecydowana, wyprostowa�a kartki, starannie palcem je wyg�adzaj�c, i przeczyta�a. Przeczyta�a wszystko. *** Z odraz� (nie bez pewnego jednak poci�gu) �ledzi�a te mi�osne zwi�zki, zupe�nie jej dot�d nie znane. Stanowi�y one bukiecik bardzo fantastyczny i wielce urozmaicony. W mi�o�ci, podobnie jak w sztuce, Raul szed� za pr�dem czasu i zachceniem chwili. Anetka napotyka�a nazwiska kobiet nale��cych do jej �wiata i wrogo wspomina�a u�miechy i pieszczoty, kt�rymi j� ongi darzy�y te kochanice ojca. Inne zn�w nale�a�y do ni�szych sfer spo�ecznych, a ortografia ich list�w by�a r�wnie swobodna jak wyra�ane uczucia. Grymas Anetki pog��bia� si�, ale umys� mia�a tak �ywy i sk�onny do drwiny jak ojciec, przeto widzia�a w wyobra�ni owe przer�ne damy gryzmol�ce po�piesznie po papierze, w �miesznych pozycjach, z lokami opadaj�cymi na twarz i wysuni�tym koniuszkiem j�zyka. Wszystkie te awanturki, kr�tsze czy d�u�sze, ale nigdy zbyt d�ugie, snu�y si� nieprzerwanym szeregiem, wypieraj�c jedna drug�. Anetka by�a z tego zadowolona, mimo �e nie opu�ci�a jej uraza i wzgarda. Nie dotar�a jednak jeszcze do kresu odkry�. W jednej z szuflad znalaz�a spory pakiet list�w staranniej przechowanych od list�w matki i przekona�a si�, �e ten stosunek ojca trwa� d�u�ej. Daty notowane by�y niedbale, ale �atwo si� domy�li�a, �e korespondencja obejmuje d�ugi szereg lat Pismo �wiadczy�o o dwu osobach. Listy pierwszej, z�� ortografi� i krzywo pisane, ko�czy�y si� w po�owie paczki, listy drugiej, zrazu dzieci�cym, p�niej coraz to bardziej wyrobionym charakterem kre�lone, ci�gn�y si� do lat ostatnich, co wi�cej � a� do ostatnich miesi�cy �ycia ojca, i fakt ten sprawi� Anetce szczeg�ln� przykro��. Ponadto owa nieznana korespondentka, zagarniaj�ca cz�� jej �wi�tego okresu, kt�ry uwa�a�a za wy��czn� sw� w�asno��, jak intruz dwojako wdzieraj�ca si� w jej prawa, w listach do jej ojca pisa�a: �M�j ojcze!...� Dozna�a wra�enia bolesnego ciosu. Gestem w�ciek�o�ci zrzuci�a z ramion ojcowski szlafrok. Listy wypad�y jej z r�k, skuli�a si� w fotelu i siedzia�a tak, z oczyma suchymi i pa�aj�cymi policzkami. Nie analizowa�a swych uczu�, zbyt podniecona, aby wiedzie�, co my�li, ale ca�� si�� nami�tno�ci wo�a�a w duszy: �Oszuka� mnie!� Podnios�a znowu przekl�te �wistki i nie pu�ci�a ju� z r�k, dop�ki z nich nie doby�a wszystkiego, a� do ostatniego wiersza. Czyta�a, ci�ko dysz�c, zacisn�wszy usta, trawiona ogniem zazdro�ci oraz jakim� innym, trudnym do okre�lenia uczuciem. Wertuj�c t� poufn� korespondencj� . nie dozna�a ani razu wyrzutu sumienia z powodu przej�cia tajemnicy ojca. Ani chwili nie w�tpi�a w swe prawo! (Jej prawo! Tu rozum nie dzia�a�. W�ada�a ni� inna, despotyczna pot�ga.) Przeciwnie, s�dzi�a, �e to ona zosta�a obra�ona, odarta ze swych praw � ze swych bezsprzecznych praw � przez w�asnego ojca! Po chwili jednak opanowa�a. si�. Na moment dostrzeg�a, �e pretensje jej s� potworne. Wzruszy�a ramionami. Jakie� mia�a do� prawa? C� by� jej winien? W�adczy g�os nami�tno�ci powiedzia�: �Wszystko!� Nie by�o nad czym dyskutowa�. Anetka, pogr��ona w bezrozumnym rozczarowaniu, cierpia�a z powodu rany, a jednocze�nie poczu�a gorzk� rado�� w obliczu owych si� okrutnych, po raz pierwszy wbijaj�cych ostre szpony w jej cia�o. Cz�� nocy sp�dzi�a na czytaniu. Gdy si� wreszcie zdecydowa�a po�o�y�, d�ugo widzia�a pod zamkni�tymi powiekami zdania i s�owa, od kt�rych dr�a�a. W ko�cu jednak zwyci�y� zdrowy sen m�odo�ci. Le�a�a rozci�gni�ta bez ruchu, oddychaj�c g��boko i spokojnie, jakby wy�adowanie uczu� przynios�o jej ulg�. Odczyta�a nazajutrz listy. Odczyta�a wielokro�, i przez kilka dni nie schodzi�y jej z my�li. Mog�a teraz odtworzy� sobie to �ycie � podw�jne �ycie tocz�ce si� r�wnolegle z jej �yciem. Matka by�a kwiaciark�, kt�rej Raul dostarczy� �rodk�w na za�o�enie sklepu, c�rka pracowa�a u modniarki czy szwaczki (dobrze nie wiadomo). Jedna mia�a na imi� Delfina, druga (m�odsza) Sylwia. S�dz�c wedle stylu fantastycznego i niedba�ego, kt�ry posiada� jednak pewien urok, obie podobne by�y do siebie. Delfina wydawa�a si� powabn� os�bk�, kt�ra mimo prowadzenia drobnych intry�ek, tu i �wdzie widocznych w jej listach, nie m�czy�a zbytnio Raula Riviere swymi wymaganiami. Ni matka, m c�rka nie bra�y �ycia tragicznie, przy tym pewne by�y przywi�zania Raula, i to by� mo�e najlepszy spos�b, by je zachowa� naprawd�. Owa impertynencka pewno�� dotyka�a jednak Anetk� r�wnie silnie jak nies�ychana poufa�o�� tonu, jakim si� do niego zwraca�y. By�a zazdrosna przede wszystkim o Sylwi�. Tamta znik�a, a zreszt� duma Anetki pogardza�a takim zwi�zkiem, jaki ��czy� ojca z Delfina. Zapomnia�a ju� nawet, �e przed kilku dniami samo wykrycie mi�ostek tego typu obrazi�o j� do �ywego. Teraz wst�pi�o w szranki uczucie du�o g��bsze, tote� wszystkie inne rywalki wydawa�y si� jej bez znaczenia. Wysila�a my�l, aby wyobrazi� sobie ow� obc�, kt�ra, ku jej rozczarowaniu, by�a jej tylko na p� obca. Oburza�a j� beztroska swoboda, z kt�r� Sylwia spokojnie �tykaj�ca� ojca w listach rozporz�dza�a nim tak, jakby posiada�a go wy��cznie dla siebie. Chc�c j� zmiesza�, ostrym wzrokiem mierzy�a bezczeln� nieznajom�. Ale ma�a intruzka �mia�o wytrzymywa�a spojrzenie. Zdawa�o si�, .�e m�wi: � On jest m�j, mam jego krew w �y�ach! Im bardziej z�o�ci�a si� Anetka, tym silniej twierdzenie to przenika�o w jej dusz�. Walczy�a z nim tak uporczywie, �e w ko�cu nawyk�a do walki i nawet do przeciwniczki. Wreszcie nie mog�a si� ju� bez niej obej��. Pierwsza my�l, kt�ra jej si� jawi�a rano, by�a my�l� o Sylwii, a przekorny g�os rywalki twierdzi� teraz: � Mam twoj� krew! S�ysza�a j� tak wyra�nie, tak �ywa sta�a si� wizja nieznanej siostry, �e pewnej nocy Anetka wyci�gn�a w p�nie ramiona, by j� pochwyci�. Nazajutrz, zagniewana, z protestem w sercu, ale zwyci�ona, uczu�a, �e ogarn�o j� pragnienie, kt�remu oprze� si� nie zdo�a. Ruszy�a tedy z domu na poszukiwanie Sylwii. *** Adres by� w listach i Anetka uda�a si� na Boulevard du Maine. Ale po po�udniu Sylwia by�a w pracowni, tam za� Anetka nie mia�a odwagi jej szuka�. Przeczeka�a par� dni i posz�a wieczorem, po obiedzie. Sylwia jeszcze nie wr�ci�a, a mo�e ju� wysz�a, nikt nie wiedzia� na pewno. Anetka odesz�a rozczarowana � ka�da taka wyprawa utrzymywa�a j� przezwa�y dzie� w stanie nerwowego, pe�nego napi�cia oczekiwania, a jakie� tajne tch�rzostwo doradza�o zaprzesta� wszystkiego. Ale nale�a�a do tych, kt�rzy raz postanowiwszy nie umiej� rezygnowa�; przeszkody i l�k przed tym, co nast�pi, wzmaga�y jej up�r. Posz�a ponownie w ko�cu maja, oko�o dziewi�tej wiecz�r. Tym razem powiedziano jej, �e Sylwia jest w domu. Mieszka�a na sz�stym pi�trze. Anetka wbieg�a szybko, gdy� nie chcia�a mie� do�� czasu, by znale�� argumenty do zawr�cenia z drogi, Na g�rze zbrak�o jej tchu i musia�a odpocz��. Przystan�a na schodach, niepewna tego, co j� czeka. Znalaz�a si� w d�ugim wsp�lnym korytarzu o posadzce w kostk�, nie pokrytej dywanem. Z prawej i lewej strony s�ycha� by�o z uchylonych drzwi mieszka� prowadzon� przez korytarz rozmow�. Przez szpar� w drzwiach po lewej strome pada� na czerwone kwadraty pod�ogi odblask zachodz�cego s�o�ca. Tu w�a�nie by� pok�j Sylwii. Anetka zapuka�a. � Prosz�! � zawo�a� kto� nie przestaj�c papla�. Otwar�a drzwi i nagle prosto w twarz pad�a jej z�ocista �una zachodu. Ujrza�a m�od�, na p� rozebran� dziewczyn�, w sp�dnicy tylko, z obna�onymi ramionami, w r�owych pantofelkach na bosych nogach; kr�ci�a si� po pokoju, zwr�cona do przyby�ej plecami kszta�tnymi i pulchnymi. Szuka�a czego� na toalecie i m�wi�a do siebie pudruj�c sobie nos. � No, a kt� tam znowu? � spyta�a sepleni�c, gdy� w k�ciku ust trzyma�a kilka szpilek do w�os�w. W tej chwili spojrzawszy nagle na ga��� bzu, tkwi�c� w dzbanku na wod�, zanurzy�a nos w kwiatach, wydaj�c pomruk rado�ci. Podnios�a g�ow� i zerkn�wszy roze�mianymi oczyma w lustro ujrza�a za sob� stoj�c� na progu, zak�opotan�, oblan� s�o�cem Anetk�. Wyda�a okrzyk zdziwienia, odwr�ci�a si� i unosz�c nagie ramiona, szybko poprawi�a w�osy, wetkn�a w nie szpilki, po czym podesz�a z wyci�gni�tymi r�kami. Ale zaraz je opu�ci�a czyni�c gest powitalny uprzejmy, lecz pe�en. rezerwy. Anetka wesz�a, na pr�no usi�uj�c przem�wi�. Sylwia r�wnie� milcza�a. Podsun�a przyby�ej krzes�o i narzuciwszy na ramiona kaftanik w b��kitne pasy, bardzo ju� zniszczony, siad�a naprzeciw niej na ��ku. Patrzy�y na siebie. Ka�da czeka�a, by druga zacz�a m�wi�. Jak�e by�y odmienne! Bada�y si� spojrzeniem bystrym, uwa�nym, bezlitosnym, pytaj�c: �A ty kim jeste�?� Sylwia widzia�a, �e Anetka jest wysoka, �wie�a, ma twarz szerok�, nos nieco p�aski, czo�o m�odej ja�owicy pod fal� z�otokasztanowatych, faluj�cych w�os�w, bardzo g�ste brwi, wielkie, jasnoszafirowe oczy, to omdlewaj�ce, to patrz�ce twardo, zale�nie od uczu� przep�ywaj�cych przez jej serce; usta du�e, pe�ne wargi z jasnym puszkiem w k�cikach, zazwyczaj zamkni�te w wyrazie obrony, bacznym i upartym; gdy si� wszak�e rozchyli�y w uroczym, nie�mia�ym i promiennym u�miechu, rozja�nia�y i przeistacza�y ca�� twarz. Podbr�dek jej i policzki by�y zaokr�glone, ale nie za pe�ne, o zdecydowanym zarysie; kark, szyja i r�ce mia�y kolor z�ocistego miodu; pod g�adk� i elastyczn� sk�r� p�yn�a zdrowa krew. By�a niezbyt szczup�a w pasie, mocno zbudowana, o piersiach wysokich i pe�nych. Wprawne oczy Sylwii dostrzeg�y to wszystko pod cienk� materi� sukni; zw�aszcza zwr�ci�y jej uwag� pi�kne ramiona � ich harmonijne linie wraz z jasn� i kr�g�� kolumn� szyi tworzy�y najdoskonalsz� cz�� postaci Anetki. Ubrana by�a dobrze i starannie, nieco nawet za starannie, zdaniem Sylwii; w�osy mia�a porz�dnie uczesane, ani jeden lok nie buntowa� si�, ani jedna szpilka nie by�a wpi�ta krzywo, a Sylwia zada�a sobie pytanie: �Czy aby wewn�trz jest tak samo?� Anetka zauwa�y�a, �e Sylwia jest niemal jej wzrostu, ale szczuplejsza, ma g�ow� nieco za ma�� w stosunku do na p� nagiego pod matink� cia�a, biust nie du�y, ale t�u�ciutki, ramiona toczone. Siedzia�a ko�ysz�c si� na ma�ym kuperku, z ramionami opartymi na kr�g�ych kolanach. R�wnie� kr�g�e mia�a czo�o i brod�, nosek ma�y, zadarty, w�osy jasnokasztanowate, puszyste i zarastaj�ce nisko skronie, loki spadaj�ce na policzki i mn�stwo niepos�usznych kosmyk�w na karczku, bardzo bia�ym i powabnym. Przypomina�a ro�lin� pokojow�. Ogl�dana z profilu, twarz jej robi�a wra�enie asymetrycznej: z prawej strony przypomina�a rozkosznego, sentymentalnego kotka, kt�ry �pi, z lewej � chytrego i przyczajonego, kt�ry got�w dra- pa�. Gdy m�wi�a, unosi�a nieco g�rn� warg� ukazuj�c �miej�ce si� z�bki. Anetka pomy�la�a: �Biada temu, kogo zechce schrupa�!� Jak�e by�y r�ne!... A mimo to obie od pierwszego wejrzenia rozpozna�y w sobie to samo spojrzenie jasnych oczu, to samo czo�o i uk�ad k�cik�w ust � dziedzictwo ojca. Anetka, onie�mielona, sztywna, zebra�a ca�� odwag� i g�osem zmatowia�ym od nadmiaru wra�e� powiedzia�a swe nazwisko. Sylwia wpatrywa�a si� w ni� milcz�c, po czym rzek�a spokojnie, unosz�c g�rn� warg� w nieco okrutnym u�miechu: � Wiedzia�am, kim pani jest! Anetka zadr�a�a. � Jak to? � Widywa�am pani� cz�sto... z ojcem. Ostatnie wyrazy rzek�a z niedostrzegalnym wahaniem. Mo�e chcia�a powiedzie� z�o�liwie: �z moim ojcem�, ale ulitowa�a si� dojrzawszy, nie bez pewnej ironii, spojrzenie Anetki, kt�ra usi�owa�a wyczyta� z jej warg s�owa, nim zosta�y one wypowiedziane. Anetka zrozumia�a, odwr�ci�a g�ow� i obla�a si� rumie�cem upokorzenia. Nic z tego nie usz�o uwadze Sylwii, kt�ra napawa�a si� zak�opotaniem Anetki. M�wi�a dalej powoli, rzeczowo. Opowiada�a, �e by�a w ko�ciele podczas pogrzebu, w bocznej nawie, i wszystko widzia�a. G�os mia�a �piewny, nieco nosowy i prawi�a swoje nie okazuj�c wzruszenia. Umia�a patrze�, ale Anetka umia�a s�ucha�, i gdy Sylwia sko�czy�a, Anetka spyta�a podnosz�c oczy: � Kocha�a go pani bardzo? Spojrzenia si�str sta�y si� serdeczne, ale trwa�o to tylko chwil�. W oczach Anetki b�ysn��, cie� zazdro�ci i doda�a: � On pani� bardzo kocha�... Szczerze chcia�a zrobi� Sylwii przyjemno��, ale w g�osie jej mimo woli zabrzmia�a niech��. Sylwii wyda�o si�, �e s�yszy w nim ton protekcjonalny, tote� wysuwaj�c zaraz ostre, kocie pazurki odpar�a: � O tak, kocha� mnie bardzo! Zrobi�a ma�� pauz�, potem dorzuci�a uprzejmie: � I pani� r�wnie� bardzo kocha�. Nieraz mi o tym m�wi�. Nami�tne r�ce Anetki, du�e, nerwowe r�ce, drgn�y i zacisn�y si�. Sylwia obj�a je spojrzeniem. Anetka spyta�a z gard�em �ci�ni�tym od wzruszenia: � M�wi� o mnie z pani�... cz�sto? � O tak, cz�sto! � potwierdzi�a niewinnie Sylwia. Trudno oceni�, czy m�wi�a prawd�. Anetka nie nawyk�a kry� swych my�li, wierzy�a s�owom ludzkim; s�owa Sylwii rani�y j� w serce. A wi�c ojciec m�wi� o niej Sylwii, rozmawiali o niej! Ona za� a� do ostatniego dnia nie wiedzia�a o niczym. Wydawa�o si� jej, �e ojciec jest szczery, tymczasem oszukiwa� j� i trzyma� na uboczu, taj�c nawet istnienie siostry!... To nier�wne, tak niesprawiedliwe traktowanie przygn�bi�o j�. Czu�a si� zwyci�ona, ale nie chc�c tego okaza� szuka�a broni. Znalaz�a j� wreszcie i rzek�a: � Ale w ostatnich latach ma�o go pani widywa�a. � Tak, w ostatnich latach ma�o � przyzna�a Sylwia niech�tnie. � To prawda, by� chory i trzymano go w zamkni�ciu. Zapad�a wroga cisza. U�miecha�y si� obie, gotuj�c si� do natarcia. Anetka wynios�a i sztywna, Sylwia fa�szywa jak liczman, pieszczotliwa i wyra�nie sztuczna. Przed wznowieniem gry liczy�y punkty. Anetka, pocieszona nieco odniesionym (niewielkim zreszt�) sukcesem i w duszy zawstydzona z�ymi my�lami, pr�bowa�a nada� rozmowie ton bardziej przyjacielski. Opowiada�a, jak bardzo pragn�a zbli�y� si� do tej, w kt�rej przecie �yje tak�e �co� z ojca�. Niestety, krok ten nie powi�d� si�: mimo woli podkre�li�a zachodz�ce pomi�dzy siostrami r�nice, daj�c do zrozumienia, �e to ona by�a uprzywilejowana. Opowiedzia�a Sylwii dzieje ostatnich lat Raula i znowu nie mog�a powstrzyma� si� od podkre�lenia, o ile serdecz- niejsze by�o ich zbli�enie. Sylwia skorzysta�a z przerwy w opowiadaniu i przed�o�y�a w zamian Anetce w�asne dowody mi�o�ci ojca. Ka�da bezwiednie zazdro�ci�a drugiej i s�awi�a to, co sama posiada�a. M�wi�c czy s�uchaj�c (stara�y si� wzajem nie s�ucha�, na pr�no jednak) lustrowa�y si� od st�p do g��w. Sylwia, bardzo uprzejma, por�wnywa�a swe nogi, d�ugie i cienkie w kostce, oraz male�kie nagie stopki z grub� nieco osad� st�p Anetki. W zamian Anetka patrz�c na r�ce Sylwii nie omieszka�a dostrzec, �e paznokcie jej s� sztucznie wyd�u�one i zbyt r�owe. Sta�y tu naprzeciw siebie nie tylko dwie m�ode dziewczyny, ale dwie rodziny rywalizuj�ce ze sob�. Tote� mimo pozornej swobody rozmowy obie, panuj�c nad wzrokiem i s�owem, mia�y si� na baczno�ci i obserwowa�y si� czujnie. Zazdro�� osi�gn�a tak silne napi�cie, �e od pierwszego rzutu oka dostrzega�y wszystkie, chocia�by na samym dnie duszy ukryte, skazy i przywary starannie tajone, kt�rych istnienia zainteresowana mo�e si� nawet nie domy�la�a. Sylwia dostrzeg�a w Anetce szata�sk� pych�, bezwzgl�dno�� zasad i despotyczn� gwa�towno��, kt�re nie mia�y jeszcze sposobno�ci wyj�� na jaw, Anetka za� widzia�a g��boko zakorzenion� osch�o�� serca Sylwii i fa�sz pokryty u�miechem. Pokochawszy si� p�niej, czyni�y wysi�ki, by zapomnie� o tym, co wtedy w sobie wyczyta�y, na razie jednak, wrogo nastrojone, widzia�y wszystko jak w szkle powi�kszaj�cym. W pewnych momentach nienawidzi�y si�. Anetka my�la�a w przera�eniem: �To �le, to �le! Ja powinnam da� przyk�ad!� Rozgl�da�a si� po skromnym pokoiku, patrzy�a na okno, szyde�kowe firanki, dach i kominy przeciwleg�ego domu, zalane blaskiem ksi�yca, oraz na ga��� bzu w wyszczerbionym dzbanku na wod�. Z min� ch�odn�, tym wi�cej, �e by�a wzburzona w duszy, zaofiarowa�a Sylwii przyja�� i pomoc. Sylwia przyj�a to lekcewa��co, ze z�o�liwym u�mieszkiem i bez s�owa. Anetka, zmartwiona i upokorzona, wsta�a szybko, niezr�cznie kryj�c ura�on� dum� i budz�c� si� w�ciek�o��. Zamieni�y s�owa po�egnania, uprzejme i banalne, po czym Anetka wysz�a, smutna i z�a. Gdy jednak znalaz�a si� na ko�cu korytarza i schodzi�a ju� z pierwszego stopnia, Sylwia przybieg�a do niej gubi�c jeden pantofelek i obj�a j� z ty�u za szyj�. Anetka odwr�ci�a si� z okrzykiem wzruszenia. Nami�tnym u�ciskiem obj�a Sylwi�, kt�ra r�wnie� krzykn�a, rozbawiona t� gwa�towno�ci�. Usta ich zwar�y si� porywczo. S�owa mi�o�ci. Czule szepty. Potem podzi�kowania i obietnice wzajemnych rych�ych odwiedzin. Roz��czy�y si� na koniec, a roze�miana ze szcz�cia Anetka znalaz�a si�, nie wiedz�c kiedy, na dole. Pos�ysza�a z g�ry gwizd �obuzerski, jakby na psa, i g�os Sylwii, szept prawie: � Anetko! Podnios�a g�ow� i dostrzeg�a gdzie� w g�rze, w kr�gu �wiat�a pochylon�, �miej�c� si� twarzyczk�. � Trzymaj! � zawo�a�a Sylwia. W tej chwili spad� na ni� deszcz kropel i mokra ga��� bzu, rzucona przez Sylwi�, kt�ra teraz z g�ry zacz�a s�a� jej obur�cz ca�usy... Sylwia znik�a, a Anetka, z podniesion� g�ow�, d�ugo jej jeszcze wypatrywa�a, potem za� uca�owa�a mokra ga��� bzu, tul�c j� do piersi. *** Anetka wraca�a pieszo, mimo �e mieszka�a daleko i mimo �e o tak p�nej porze niekt�re ulice nie by�y ca�kiem bezpieczne. Chcia�o si� jej ta�czy� z rado�ci. Znalaz�szy si� wreszcie w domu, szcz�liwa i zm�czona, nie spocz�a, zanim nie u�o�y�a kwiat�w w wazonie przy ��ku. Po chwili jednak wsta�a, wyj�a je i umie�ci�a, jak Sylwia, w dzbanku na wod�. Le��c w ��ku nie zgasi�a lampy, gdy� nie chcia�a si� rozstawa� z minionym dniem. W trzy godziny potem obudzi�a si� w �rodku nocy, ale kwiaty �wiadczy�y, �e nie �ni�a, �e widzia�a Sylwi�... Zasn�a wi�c ponownie, ko�ysana s�odkimi marzeniami. Dni nast�pne wype�nione zosta�y niby brz�kiem pszcz� buduj�cych nowy ul. Jak wok� m�odej kr�lowej gromadzi si� r�j, tak Anetka budowa�a wok� ukochanej Sylwii sw� now� przysz�o��. Stary ul opustosza�, bo kr�lowej nie sta�o. Staraj�c si� zamaskowa� t� rewolucj� pa�acow� przed w�asnym nami�tnym sercem, udawa�a, �e mi�o�� ku ojcu przenios�a si� na Sylwi� i trwa� b�dzie dalej w tej formie. Wiedzia�a jednak dobrze, �e si� z ni� rozsta�a. W�adcz� si�� ma mi�o�� nowa, kt�ra stwarza i burzy. Pami�tki po ojcu zosta�y bezlito�nie usuni�te sprzed oczu i z nale�n� im czci� przeniesione w cie� pokoj�w, gdzie im nie zagra�a�o zbyt cz�ste zak��canie spoczynku. Szlafrok zosta� z�o�ony na spodzie starej szafy. Anetka wydoby�a go zaraz ponownie, niepewna, co czyni�, przytuli�a go do twarzy, potem nagle rzuci�a, pe�na urazy. Tak nielogiczna bywa nami�tno��! Kto z nich dwojga by� teraz zdrajc�? Rozkocha�a si� w odnalezionej siostrze, a wszak nie zna�a jej dobrze! Ale owa niepewno�� stanowi jeden wi�cej urok z chwil�, gdy kochamy. Tajnia rzeczy niezbadanych dope�nia powab�w tego, co wydaje si� nam znane. Z Sylwii przelotnie widzianej chcia�a tylko to zachowa�, co j� poci�ga�o. Przyznawa�a po cichu, �e obraz �w nie by� zbyt wiemy; gdy jednak uczciwie usi�owa�a dojrze� jego cienie, s�ysza�a tylko stukanie pantofelk�w Sylwii po korytarzu i czu�a u�cisk nagich ramion otaczaj�cych jej szyj�. Sylwia mia�a przyj��. Obieca�a to. Anetka wi�c przygotowywa�a wszystko na jej przyj�cie. Gdzie� j� wprowadzi? Tu, do swego pi�knego pokoju; Sylwia usi�dzie na jej ulubionym miejscu, przy otwartym oknie. Anetka spogl�da�a oczyma siostry, radowa�a si�, �e poka�e jej sw�j dam, drobiazgi, drzewa pokryte zieleni� i kwietne wzg�rza widniej�ce w dali. Na my�l, �e Sylwia podzieli z ni� wdzi�k i komfort �ycia, cieszy�a si� nimi z ow� �wie�o�ci�, jak� przynosz� nowe uczucia. Ale oto pomy�la�a, �e oczy Sylwii uczyni� por�wnanie mi�dzy w�asnym pokojem a pa�acykiem w Boulogne. W�wczas na rado�� jej pad� cie�. Ta nier�wno�� jej zaci��y�a, jakby by�a temu winna. Mia�a wprawdzie mo�no�� naprawi� j�, ofiaruj�c siostrze udzia� w tych przywilejach losu. Tak, ale by�oby to znowu przyznaniem sobie przewagi i Anetka spodziewa�a si� oporu. Pami�ta�a owo szydercze milczenie, kt�rym Sylwia przyj�a pierwsz� propozycj� pomocy. Nale�a�o oszcz�dza� jej dra�liwo��. C� tedy pocz��? U�o�y�a kilka plan�w, ale �aden jej nie zadowoli�. Zmieni�a dziesi�� razy umeblowanie pokoju. Zgromadziwszy tu zrazu z dzieci�c� rado�ci� wszystko, co najcenniejsze, kaza�a to potem wynie��, zostawiaj�c przedmioty najprostsze. Nie by�o szczeg�u, miejsca na portret, kwiatu na eta�erce, nad kt�rym, by nie dyskutowa�a z sob�... Byle tylko Sylwia nie przysz�a, zanim sko�czy! Ale Sylwii si� jako� nie �pieszy�o i Anetka mia�a do�� czasu, aby przewr�ci� do g�ry nogami ca�y dom. Wyda�o si� jej troch� dziwne to op�nianie wizyty, ale korzysta�a z niego, by przeprowadzi� wszystkie plany. Pod�wiadoma komedia! Sama si� oszukiwa�a przypisuj�c jakie� znaczenie tym drobiazgom, gdy zamieszanie wywo�ane porz�dkami by�o tylko pretekstem maj�cym pokry� inne zamieszanie � gwa�townych my�li m�c�cych zwyk�y tok jej rozs�dnego �ycia. Ale te preteksty wyczerpa�y si� tak�e, gdy wszystko by�o gotowe, a Sylwia wci�� si� nie pokazywa�a. Anetka w wyobra�ni przyj�a j� ju� dziesi�� razy; wyczerpana by�a oczekiwaniem. Nie mog�a jednak i�� do Sylwii ponownie. A je�li wyczyta w jej znudzonych oczach, �e jest niepotrzebna! Dum� Anetki rani�a nawet my�l o tym. Lepiej ju� nie zobaczy� jej nigdy, ni� dozna� takiego upokorzenia. A jednak, mimo wszystko... Zdecydowa�a si� nagle i wzi�a okrycie, by i�� po niewdzi�czn�. Nie sko�czywszy jednak zapina� r�kawiczek straci�a odwag�, nogi si� pod ni� ugi�y i siad�a na krze�le w przedpokoju, nie wiedz�c, co czyni�. I w�a�nie w tej chwili, gdy os�ab�a u drzwi niemal, gotowa do wyj�cia, w kapeluszu, wci�� niezdecydowana, w tej chwili w�a�nie � zadzwoni�a Sylwia... Od dzwonka do otwarcia drzwi nie min�o dziesi�� sekund, i ta szybko�� oraz rozradowane oczy Anetki powiedzia�y Sylwii do�� wyra�nie, �e czekano na ni�. W progu ju�, nim wy- rzek�y s�owo, z��czy�y pyszczki poca�unkiem, Anetka porywczo ci�gn�a Sylwi� przez ca�y dom i nie puszczaj�c jej r�k po�era�a j� oczyma, �miej�c si� gard�owo a niem�drze, jak uszcz�liwione dziecko... Nic si� nie odby�o tak, jak przewidywa�a. Nie przysz�o jej na my�l ani jedno z przygotowanych zda� powitalnych. Nie posadzi�a nawet Sylwii na wybranym miejscu. Odwr�cone plecami do okna, usiad�y obok siebie na sofie i nie s�ysz�c niemal tego, co m�wi�y, rozmawia�y wzrokiem. Anetka: �No, jeste� nareszcie!� Sylwia: �Widzisz, �e przysz�am.� Sylwia spojrzawszy na Anetk� spyta�a: � Mia�a� wyj��? Anetka potrz�sn�a g�ow�, nie chc�c wyja�nia�. Sylwia zrozumia�a i, pochylona, szepn�a: � Wybiera�a� si� do mnie? Anetka zadr�a�a i odpar�a opieraj�c policzek na jej ramieniu: � Niedobra! � Dlaczeg� to? � spyta�a Sylwia dotykaj�c wargami jasnych brwi Anetki. Nic nie odrzek�a, ale Sylwia wiedzia�a, co chce powiedzie�. U�miechn�a si� szelmowsko, �ledz�c siostr�, kt�ra teraz unika�a jej wzroku. Jak�e szybko za�ama�a si� pewno�� siebie tej gwa�townej dziewczyny. Nag�a nie�mia�o�� oplot�a j� niby sieci�. Siedzia�y bez ruchu, starsza siostra oparta o rami� m�odszej, zadowolonej, �e tak szybko ugruntowa�a sw� w�adz�. Po chwili Anetka podnios�a g�ow� i teraz, opanowawszy pierwsze wzruszenie, zacz�y rozmawia� jak stare przyjaci�ki. Tym razem nie mia�y wrogich zamiar�w. Przeciwnie, ka�da pragn�a da� siebie drugiej. Ale nie ca�kowicie, o nie. Wiedzia�y, �e w ka�dej duszy s� rzeczy, kt�rych pokazywa� nie wolno. Nawet w�wczas, gdy si� kocha? W�a�nie w�wczas! Tylko nie wiedzia�y, co ukry�. Ka�da, zwierzaj�c si� drugiej, kry�a swe tajemnice �ledz�c, co znie�� mo�e mi�o�� siostry, i niejedno zwierzenie, zacz�te szczerze, urywa�o si� w po�owie, a zdanie ko�czy�o ma�e k�amstewko. Nie zna�y si� wcale, a pod wielu wzgl�dami stanowi�y dla siebie oszo�amiaj�c� tajemnic� � by�y to dwa charaktery, dwa �wiaty obce sobie mimo wszystko. Sylwia podczas tych odwiedzin (a my�la�a o nich wi�cej, ni�li chcia�a przyzna�) stara�a si� by� tak czaruj�ca, jak tylko mog�a � a mog�a wiele, przeto Anetka by�a pod jej urokiem i tylko pewne sztuczki kokieterii wprawia�y j� w zak�opotanie. Sylwia to spostrzeg�a, ale nie pr�bowa�a nic zmieni�, a owa starsza siostra, swobodna i naiwna, p�omienna a pow�ci�gliwa, poci�ga�a j� i onie�miela�a zarazem. (S�ysz�c jej paplanie, nikt by si� tego nie domy�li�.) Obie by�y sprytne i obdarzone zmys�em spostrzegawczym, �adne spojrzenie ani chwila wahania nie usz�y ich uwagi. Nie by�y jeszcze pewne jedna drugiej. Nieufne, a sk�onne do wynurze�, chcia�y da� si� sobie, ale tak, by co� w zamian otrzyma�. W obu tkwi� diablik pychy, u Anetki mo�e silniejszy. Ale silniejsze by�y w niej r�wnie� odruchy mi�o�ci i to j� zdradza�o. Ile razy dawa�a wi�cej, ni�by chcia�a, ponosi�a kl�sk�, a Sylwia upaja�a si� ni�. By�y podobne do dw�ch kupc�w, kt�rzy pa�aj�c ch�ci� dobicia targu dzia�aj� jednak ostro�nie, roztropnie i badaj�c ka�dy ruch post�puj� naprz�d krok po kroku. Pojedynek by� nier�wny. Bardzo rych�o Sylwia zrozumia�a, jak silna i ��dna wzajemno�ci jest mi�o�� Anetki: zda�a z niej sobie lepiej spraw� ni�li sama Anetka i nieznacznie podda�a j� pr�bie, mi�kk� koci� �apk� igraj�c jej sercem. Anetka czu�a